7348

Szczegóły
Tytuł 7348
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7348 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7348 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7348 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ben Bova Zbrodnia Fortune Crime Przedmowa W roku 1866 Fiodor Michaj�owicz Dostojewski wyda� Zbrodni� i�kar�. Zbi�r opowiada�, kt�ry trzymasz teraz, drogi Czytelniku, w�swoich r�kach, mo�na by zatytu�owa� �Zbrodnia i�(przypuszczalna) poprawa�, nie uzurpuj�c sobie przy tym prawa uznania go za r�wnie wielkie dzie�o jak s�awna powie�� rosyjskiego pisarza. Opowiadania te, napisane w�konwencji science-fiction nie ujmuj� jedynie problemu zbrodni, kt�ra istnie� b�dzie w�przysz�o�ci, tak jak istnieje od zarania, lecz wskazuj� r�wnie� drogi, kt�rymi my�l�ce istoty ludzkie powinny pod��a�, aby uchroni� uczciwych obywateli przed �wiatem przest�pczym lub nawet jak przemieni� zbrodniarzy w�ludzi prawych. Gdy po raz pierwszy si�gn��em po lektur� science-fiction � w�wczas w�kiosku mo�na by�o znale�� jedynie pismo Astounding, a�loty kosmiczne i�bomby atomowe okre�lano jako zwyk�e rojenia � dozna�em szoku. Moja m�oda, naiwna dusza zdumia�a si� opowiadaniami o�zbrodniach przysz�o�ci. Uzna�em to za nonsens. Przecie� w�tym wspania�ym �wiecie, kt�ry mia�a nam zbudowa� nauka, wszelkie z�o zostanie wyplenione na zawsze. Teraz my�l� inaczej. Zbrodniarze, tak samo jak biedacy, zawsze b�d� istnie� mi�dzy nami. I�bardzo cz�sto zbrodniarze wywodzi� si� b�d� spo�r�d tych najbiedniejszych. W pewnym sensie mamy tu do czynienia z�zagadnieniem semantyki, z�pewnymi poj�ciami, kt�re mo�na okre�li� jako wzgl�dne. Istniej� bowiem ludzie �absolutnie� biedni; istniej� r�wnie� ludzie �wzgl�dnie� biedni. By� �absolutnie� biednym znaczy nie mie� �rodk�w, kt�re umo�liwi�yby prze�ycie. By� �wzgl�dnie� biednym znaczy nie mie� tylu d�br, ile posiada bogacz. Ilu� to absolutnie biednych ludzi spotka�em w�kraju i�za granic�! Urodzi�em si� w�najbardziej krytycznym momencie Wielkiego Kryzysu z�lat trzydziestych i�dobrze wiem, co znaczy by� g�odnym, chorym i�zal�knionym, bez nadziei na lepsze jutro. Widzia�em ogrom absolutnej biedy r�wnie� w�Turcji, Irlandii, Grenadzie (przed rewolucj� socjalistyczn�, jaka mia�a tam miejsce, i�ameryka�skim podbojem tej wysepki) i�w wielu innych krajach. Wi�kszo�� tych Amerykan�w, kt�rych uwa�a si� za biednych, �yje o�wiele bardziej dostatnio ni� biedni w�innych krajach; s� to �wzgl�dni� biedacy. Wi�kszo�� � to nie znaczy wszyscy. Ile� to absolutnej n�dzy mo�na znale�� w�tym najzamo�niejszym narodzie �wiata! W�a�nie w�gettach i�st�ch�ych, brudnych zau�kach wzrasta wi�kszo�� zbrodniarzy. Ale r�wnie� klasy wy�sze wychowuj� przysz�ych przest�pc�w; w�dzisiejszym spo�ecze�stwie wielu przest�pc�w posiada dyplom wydzia��w prawa lub (Bo�e, uchro� nas!) nawet szk� informatycznych. Ponad trzydzie�ci lat temu jako reporter codziennej gazety opracowywa�em kronik� kryminaln�. Zafascynowa� mnie fakt, �e przest�pcy i�policjanci pochodz� z�tej samej okolicy. Cz�sto wzrastaj� w�tej samej scenerii, chodz� razem do szko�y, s� dobrymi znajomymi. R�nica mi�dzy nimi polega na tym, �e ci, kt�rzy pragn� zosta� policjantami, odczuwaj� potrzeb� zapewnienia bezpiecze�stwa sobie i�swoim przysz�ym rodzinom. Oszu�ci za� goni� za szybkim zyskiem. Gdy ci pierwsi zostaj� policjantami, dostrzegaj�, �e zaw�d policjanta nie zawsze zapewnia poczucie bezpiecze�stwa i�spokoju. Jednak�e, jako urz�dnicy pa�stwowi, pracownicy policji otrzymuj� sta�e wynagrodzenie, okre�lone zapomogi oraz emerytur�. Rodziny zabitych �w czasie wykonywania obowi�zk�w s�u�bowych� otaczane s� trosk�. Przest�pcy gardz� tym wszystkim, goni�c za pieni�dzem, kt�ry wzbogaci�by ich bardzo szybko. Ryzyko jest du�e, ale � patrz�c na to oczami przest�pcy � �nagroda� jest tego warta. W�r�d zawodowych przest�pc�w istnieje nawet powiedzenie: �Je�li zak�adasz, �e nie jeste� w�stanie znie�� tylu lat paki, ile ci grozi za robot�, to lepiej nie ryzykuj�. Ale oni ryzykuj�. Przeci�tnego przest�pcy nie zniech�ci my�l, �e mo�e zosta� schwytany i�ukarany. Zawodowc�w nie powstrzyma nawet gro�ba kary �mierci. Tak samo ewentualne wi�zienie i�zrujnowana opinia nie sk�oni do refleksji oszust�w i�malwersant�w. A przysz�o��? Nie uwolnimy si� od przest�pc�w, poniewa� zawsze znajd� si� jacy� m�czy�ni i�jakie� kobiety, kt�rzy zapragn� omin�� przyj�te normy wsp�ycia mi�dzyludzkiego i�z�ama� drugie prawo termodynamiki, to znaczy dosta� co� za nic, nie licz�c si� z�zasad� sowitej p�acy za uczciw� prac�. W tej ksi��ce spotkasz, drogi Czytelniku, ca�� plejad� przest�pc�w z�bliskiej i�odleg�ej przysz�o�ci. Zbrodnia, �uny pal�cych si� dom�w, rewolucja, gangi m�odocianych, zmuszanie do uleg�o�ci � oto tematy tych opowiada�. Jednak�e, jako �e mamy tu do czynienia z�literatur� science-fiction, kt�ra stanowi optymistyczny dzia� tematyczny pisarstwa (kiedy jest tworzona w�spos�b w�a�ciwy), te opowiadania wskazuj� r�wnie� sposoby, jak mo�na sobie ze zbrodni� poradzi�. Przyk�adem mo�e tu by� zjawisko gang�w ulicznych. Po drugiej wojnie �wiatowej grupy m�odocianych przest�pc�w sta�y si� problemem miast ca�ego �wiata. Coraz bardziej liczne, lepiej uzbrojone stanowi� zagro�enie bezpiecze�stwa obywateli. Kiedy� gangi te stacza�y mi�dzy sob� bitwy uliczne o�terytorium wroga, teraz rywalizuj� o�kontrol� nad ulicznym handlem narkotykami. �Miasto ciemno�ci� to opowiadanie, kt�re ujmuje zagadnienie gang�w m�odzie�owych w�nieco inny spos�b; gangi m�odocianych stanowi� tu konsekwencj� pewnej nieprawid�owo�ci, nie s� nieprawid�owo�ci� sam� w�sobie. Prawda jest bowiem taka, �e gangi uliczne to pr�ba stworzenia przez jednostki, kt�rym nie zapewniono normalnych warunk�w do rozwoju, do kszta�cenia i�sukcesu, w�asnych form �ycia spo�ecznego. Kiedy rodzina, szko�y i�przyj�te wzory zachowa� spo�ecznych zawodz�, m�odzie� tworzy w�asne struktury spo�eczne; tak samo czynili nasi prymitywni przodkowie. Przypuszczam, �e jestem jedyn� osob�, kt�ra uwa�a powie�� Williama Goldinga pt. W�adca Much za optymistyczn� i�buduj�c�. Wi�kszo�� czytelnik�w dostrzega tam jedynie uczniak�w, kt�rzy wyrzuceni na bezludn� wysp� przyjmuj� nieokie�znan� dziko�� za wyk�adni� swojego post�powania i�powtarzaj� s�owa znanego powiedzenia: �Jak�e cienka jest zas�ona cywilizacji okrywaj�ca nasz� zwierz�c� natur�. Bzdura! � odpowiadam na taki spos�b rozumienia powie�ci. Ci m�odzi ludzie, zdani na w�asne si�y na wyspie, si�gaj� ku zachowaniu z�czas�w epoki kamienia �upanego, poniewa� tylko taki spos�b bycia mo�e im zapewni� przetrwanie. Nie maj� przecie� do dyspozycji pr�du elektrycznego i�sklep�w spo�ywczych. Przystosowuj� si� do pierwotnego otoczenia. Wykluczaj� ze swej grupy u�omk�w. I�udaje im si� prze�y�. By� mo�e Golding nie zamierza� wpisa� tego przes�ania w�karty swej powie�ci, ale dla mnie jego ksi��ka jest hymnem pochwalnym na cze�� ludzkiej mocy przystosowania si� do warunk�w �ycia i�woli przetrwania. I�tak jak uczniowie w�powie�ci Goldinga stali si� dzikusami z�epoki kamienia �upanego, wielu m�odocianych z�dzisiejszych gett powraca do zachowa� plemiennych i�organizuje gangi, uwa�aj�c to za jedyne panaceum na przetrwanie we wrogim �rodowisku, gdzie trudno znale�� pomocn� d�o�. Pojawia si� pytanie: Czy we w�a�ciwy spos�b traktujemy przest�pc�w, gdy ju� s� za kratkami? �Ponad czasem� i��Uciekaj!� podnosz� spraw� skuteczno�ci systemu sprawiedliwo�ci jako czynnika resocjalizacyjnego. �Ponad czasem� pokazuje pewien techniczny manewr; je�li nie wiesz, co uczyni� z�przest�pc�, kt�rego czyny wynikaj� z�niedostosowania spo�ecznego, zamro� biedaka do czasu, gdy naukowcy znajd� spos�b na uczynienie z�takich spo�ecznych dewiant�w prawych obywateli. �Uciekaj!� przedstawia nieco bardziej humanitarne rozwi�zanie; technika i�m�dro�� ludzka dzia�aj� wsp�lnie, by przemieni� charakter m�odego przest�pcy. Opowiadanie �Brillo�, kt�rego wsp�autorem jest Harlan Ellison, podejmuje kwesti� r�nicy pomi�dzy pobo�nie wypowiadanym przez szarego obywatela pogl�dem na temat prawa i�tym, czego naprawd� oczekujemy od naszych policjant�w. To nie tylko opowie�� o�zbrodni i�prawie, to historia, przez kt�r� Harlan Ellison i�ja zaw�drowali�my do sali s�dowej w�Los Angeles, gdzie toczy�a si� sprawa o�plagiat! W�r�d pozosta�ych opowiada� znajduje si� �Smok Vince�a� w�gatunku fantasy, kt�rego zadaniem jest co� wi�cej, ni� tylko rozbawi� czytelnika opisanym tam p�omieniem po�aru. �Test na orbicie� to co� zupe�nie innego; realistyczne przedstawienie zdarzenia, kt�re mog�oby mie� miejsce jeszcze przed schy�kiem nast�pnej dekady. Opowiadanie �Gwiazdy, czy mnie ukryjecie?� zabiera nas w�odleg�� przysz�o�� ku najgorszej zbrodni; ku ludob�jstwu i�rozpaczliwej pr�bie prze�ycia. Czy zbrodnia zawsze b�dzie nam towarzyszy�? Tak. Jako �e ka�de spo�ecze�stwo ustala pewne regu�y zachowania, kt�rych pewna grupa ludzi �yj�cych w�tym spo�ecze�stwie nie chce przestrzega�. Jak�e wa�ne wydaje si� wi�c pytanie: Co czyni� z�przest�pcami? Wykonywa� na nich wyroki? Zamra�a� ich, by przysz�e pokolenie zastanowi�o si�, co z�nimi zrobi�? A�mo�e wykorzysta� ca�� nasz� m�dro�� i�si��, by przemieni� ich w�u�ytecznych, uczciwych obywateli? Te opowiadania przedstawiaj� kilka mo�liwych rozwi�za�. Ben Bova West Hartford, Connecticut Miasto ciemno�ci Wst�p Je�li przeczytali�cie moj� nowel� �The Sightseers� zamieszczona w�Battle Station, (Tor Books, 1987), wiecie, sk�d wzi�� si� pomys� napisania �Miasta ciemno�ci�. I�jak wspania�a �Odyseja kosmiczna 2001� C. Clarke�a wyros�a z�gruntu napisanej przez niego wcze�niej noweli pod tytu�em �The Sentinel�, tak i��Miasto ciemno�ci� powsta�o na osnowie wydarze� opisanych w��The Sightseers�. Stworzenie obrazu Nowego Jorku, miasta-molocha opuszczonego przez mieszka�c�w, ma�o tego, ewakuowanego na polecenie w�adz i�zamkni�tego dla �wiata � mo�e si� wydawa� szale�czym pomys�em dla wi�kszo�ci ludzi. Zw�aszcza nowojorczyk�w! W�naszej �wiadomo�ci definicja �cywilizacji� zak�ada istnienie wielkich miast. Ale przecie� cywilizacja Zachodu prze�y�a ju� przynajmniej jeden okres, gdy wi�kszo�� miast zupe�nie lub cz�ciowo opustosza�a, a�ich mieszka�cy przenie�li si� na wie� lub do ma�ych osad. Okres ten, trwaj�cy po upadku Cesarstwa Rzymskiego, nazywany jest wiekami mroku. Teraz w�dobie automatycznej ��czno�ci elektronicznej miasta mog� zdawa� si� zbyteczne. Nie ma ju� potrzeby, by �y�a tam wi�kszo�� ludzi. Prac� mo�na wykonywa� w�domu w�znacznie mniejszych spo�eczno�ciach ni� skupiska miejskie, i�prowadzi� przy tym znacznie wygodniejsze �ycie. Gdy �ledzimy rozw�j miast chciwie zagarniaj�cych wiejskie okolice, cz�sto zapominamy, �e dzisiejsze miasta rozwijaj� si� na obrze�ach, a�zamieraj� w�centrach. Imperium Rzymskie uleg�o zag�adzie na skutek najazd�w barbarzy�skich hord. Dzisiaj my tworzymy barbarzy�skie hordy w�centrach naszych rozk�adaj�cych si� miast. Oto w�a�nie sceneria, w�kt�rej rozgrywa si� akcja �Miasta ciemno�ci�. Oh beautiful for patriot�s dream That sees beyond the years Thine alabaster cities gleam Undimmed by human tears Amerika the Beautyful (Katerine Lee Bates, 1911) Save the people! Save the children! Save the country! NOW! Save the Country (Zapisane przez Fifth Dimension, 1970) A tamtejsze dziewczyny... to dopiero!... � powiedzia� Ron Morgan. � To co? � No, w�a�nie. Jakie one s�? Ron siedzia� na kraw�dzi basenu, nogi mia� zanurzone w�podgrzewanej wodzie. By�a ch�odna bezchmurna noc. Ko�czy�o si� lato. Dooko�a Rona rozsiad�o si� jego o�miu kumpli. Lampy pal�ce si� pod powierzchni� wody rzuca�y na twarze ch�opc�w migoc�ce �wiat�o. � Dziewczyny w�Nowym Jorku to inna sprawa � odpar� Ron. � Trudno to uj�� w�s�owa. Nie s� �adniejsze od naszych, ale... � Ale co? � zapyta� Jimmy Glenn skrzecz�cym g�osem. � Powiedz wreszcie! � C�... � Ron szuka� odpowiedniego s�owa. � One, �e tak powiem, no... po pierwsze, inaczej si� ubieraj�. Bez zahamowa�. Lubi�, gdy si� na nie patrzy. � Inaczej ni� Sally-Ann. � Przecie� to kretynka. Ron m�wi� dalej: � Chc�, �eby faceci zwracali na nie uwag�. Potrafi� patrze� prosto w�oczy, tak d�ugo, wyzywaj�co. Jaki� ch�opak si� za�mia�. � Do licha! Musz� nam�wi� ojca na wycieczk� do Nowego Jorku przed ko�cem lata. � Tw�j stary to r�wny go��, Ron, skoro zabiera ci� ze sob�, ilekro� tam jedzie. � Wiesz, on r�wnie� lubi to miasto � odpar� Ron. � Czy Nowy Jork jest rzeczywi�cie taki olbrzymi? Ron si� u�miechn��. Jego twarz by�a harmonijna i�przystojna. Tak jak reszta ch�opak�w siedz�cych dooko�a basenu, mia� r�wne z�by, b�yszcz�ce oczy, m�odzie�cz�, pr�n� sylwetk� � efekt sumiennie przestrzeganej diety, spo�ywania witaminizowanych preparat�w, o�miu godzin snu ka�dej doby i�szkolnego programu wychowania fizycznego. � To chyba jedyne miasto, kt�re otwieraj�. � Stwierdzenie Rona brzmia�o jak pytanie. � Wszystkie inne s� zamkni�te przez ca�y rok, prawda? � Jest jeszcze kilka otwartych miast na zachodzie � powiedzia� Reggie Gilmore. � Ale te s� ma�e. � San Francisco nie jest wcale ma�ym miastem! � Tak, ale pan Armbruster powiedzia� kiedy� na lekcji �wiadomo�ci spo�ecznej, �e rz�d ma zamiar zamkn�� San Francisco w�przysz�ym roku. Tego lata wybuch�a tam epidemia. � Tu, na prowincji, jest o�wiele lepiej � rzek� jaki� ch�opak. � �yjemy bezpiecznie i�zdrowo. � Ty, Leroy, masz celuj�c� ocen� z�przedmiotu: �wiadomo�� spo�eczna! Roze�miali si� wszyscy z�wyj�tkiem Leroya, kt�ry wiedzia�, �e sposobem rozumowania nie r�ni� si� od reszty ch�opak�w. Jednak�e tylko on potrafi� bez skrupu��w wyra�a� swe opinie. � Nowy Jork to dzikie miasto. � Ron ponownie przej�� funkcj� prowadz�cego rozmow�. � Ulice s� zat�oczone. Trudno si� przecisn�� przez t�um. �adnego centrum handlowego. Mn�stwo sklep�w! Mo�na tam kupi� wszystko; od skarpetek po telewizor stereofoniczny. Wystarczy przej�� kilkana�cie metr�w. � Ale to przeczy zasadom higieny. Ron skin�� g�ow�. � �eby� wiedzia�. Ulice s� brudne. Jak zreszt� mo�na je utrzyma� w�czysto�ci, gdy przelewa si� przez nie rzeka ludzi. Poza tym, po ulicach je�d�� przestarza�e samochody na benzyn�. Wyobra�cie sobie zanieczyszczenia! I�ten ha�as! Samochody, klaksony, wrzaski ludzi... Istne szale�stwo. Nic dziwnego, �e otwieraj� Miasto wy��cznie na okres letnich wakacji. Niepodobie�stwem by�oby mieszka� tam ca�y rok. � Dok�d wi�c wyje�d�aj� ludzie, gdy lato si� sko�czy? � Do domu, na prowincj�, t�umoku! Tak jak Ron i�jego stary, no nie? � W�a�nie � odpar� Ron. � Zamykaj� Miasto nast�pnego dnia po �wi�cie Pracy. Wszyscy wracaj� do dom�w. Po roku Miasto ponownie zostaje otwarte na czas letnich wakacji. � Do licha, chcia�bym tam sp�dzi� lato! � To niemo�liwe. Wpuszcz� ci� najwy�ej na dwa tygodnie. � Niech b�d� dwa tygodnie! Ch�opcy zamilkli na chwil�. Wraz z�nimi milcza�a noc. Nie by�o s�ycha� nawet bzyczenia moskit�w. Jedynie z�daleka dochodzi� �agodny szum generatora nap�dzanego metanem. Generator wytwarza� pr�d elektryczny po zachodzie s�o�ca. Ron poruszy� nog� zanurzon� w�wodzie. � Dziewczyny s� wystrza�owe, co? � Powiedzia�bym ci co� wi�cej � odpar� �miej�c si� Ron. � S� tam pojazdy nazywane ���kowozami�. Maj� nawet liczniki. � A�c� to takiego? � spyta� Jimmy. Ch�opcy roze�miali si� gromko. Dopiero po chwili Jimmy zrozumia�, co Ron mia� na my�li. � Aha, wiem. Nie jestem poj�tnym uczniem. Powiedz mi tylko, jak one sobie licz�? Za kilometr czy za godzin�? Gdy �miechy ucich�y, Ron wyja�ni�: � Gdy chcesz opu�ci� Manhattan i�z�apa� poci�g do domu, pakuj� ci� do takiego dziwnego pojazdu, przypominaj�cego troch� ambulans. Zdzieraj� z�ciebie ubranie. Potem robi� ci prysznic i�przez dziurk� w�nosie wprowadzaj� do twoich p�uc cienk� rurk�... � O, nie! � To dlatego, �eby� si� pozby� substancji chorobotw�rczych, kt�rych si� nawdycha�e� podczas pobytu w�mie�cie. Bakterie mog�yby wywo�a� na prowincji epidemi�. Tak nam powiedzia� lekarz. � W�takim razie odwo�uj� podr�. Nie chc� przechodzi� przez to wszystko. � A�ja chc� � powiedzia� Ron. � Wracam do Nowego Jorku, zanim zostanie zamkni�ty na zim�. � M�wisz serio? � Jasne. Ale tym razem pojad� sam. Bez starego. Tyle tam miejsc, kt�rych nigdy nie pozwoli�by mi obejrze�. Jemu si� wydaje, �e ma monopol na m�dro��... Traktuje mnie jak dziecko. � A�czy ojciec wie o�twoich planach? � spyta� Jimmy. � Nie. Wy r�wnie� zachowajcie to dla siebie. Rozmawiali o�Nowym Jorku jeszcze d�ugo. Przerwa� im dopiero sygna� gwizdka informuj�cego, �e wybi�a godzina dwudziesta druga. � Cholera! � Ju� godzina policyjna? � Za�o�� si�, �e te typy z�Bezpiecze�stwa Publicznego zagwizda�y wcze�niej ze wzgl�du na nas. � Niemo�liwe. Przecie� to automat. Ch�opcy podnosili si� wolno, mrucz�c z�niezadowolenia. Ron r�wnie� wsta�. Jimmy stan�� obok niego i�spyta� cicho: � Naprawd� wracasz do Nowego Jorku? Ron skin�� g�ow� i�rzek�: � Tak. Nie wiem jeszcze kiedy i�jak, ale nie zmieni� decyzji. � Do �wi�ta Pracy zosta� zaledwie tydzie�. Przecie� potem Miasto zostanie zamkni�te. � No, tak. � Ja te� chcia�bym si� tam wybra�. � Jed� wi�c ze mn�! � odpar� z�rado�ci� Ron. � Zobaczysz, we dw�ch prze�yjemy tam wspania�e chwile. � Nie mog�, rodzina si� nie zgodzi. � Nic im nie m�w! Jimmy uderzy� bos� stop� w�wyk�adan� torfowymi kafelkami powierzchni� obok basenu. � Zabiliby mnie po moim powrocie. Nie... Nie mog�. Ron nie wiedzia�, co odpowiedzie�. Sta� wi�c bez s�owa. � No, to... dobranoc � rzek� Jimmy. Ron wzruszy� tylko ramionami. Ch�opcy wyszli przez boczn� furtk� w�p�ocie ogradzaj�cym dom Rona, po czym si� rozeszli. Wszystkie domy stoj�ce wzd�u� d�ugiej ulicy by�y do siebie podobne. Przed ka�dym z�nich ros�a kr�tko przystrzy�ona trawa. Niskie p�oty wykonane by�y z�imitacji drewna. Przy ka�dym domu znajdowa� si� basen. Prawi obywatele siedzieli teraz przed telewizorami. Osiedle sk�ada�o si� z�nie ko�cz�cych si� rz�d�w dom�w stoj�cych przy ulicach, kt�re bieg�y r�wnolegle do siebie. Dom za domem, ulica za ulic�... Jedyne urozmaicenie stanowi�o du�e centrum handlowe. Na wy�szych pi�trach tego gmachu znajdowa�y si� biura, w�kt�rych byli zatrudnieni wszyscy ojcowie z�osady. Stacja kolejowa znajdowa�a si� obok centrum handlowego, pod ziemi�, nie opodal parkingu. Poci�gi wje�d�a�y do osady i�wyje�d�a�y z�niej d�ugim tunelem, tak �e Ron nigdy nie widzia�, gdzie ko�czy si� i�zaczyna osada. Sta� ko�o basenu i�patrzy� na gwiazdy. Na niebie nie by�o najmniejszej chmury. Urz�d kontroli pogody nie zamierza� na razie sprowadza� na ziemi� deszczu. Przynajmniej przez kilka nast�pnych godzin. Ron wpatrywa� si� z�zachwytem w�kryszta�owe konstelacje gwiazd. �Gdyby ojciec umia� dostrzec ich pi�kno � my�la�. � Gdyby tylko...� Nagle przypomnia� sobie o�Egzaminach Narodowych. O�testach, kt�re mia�y zadecydowa� o�ca�ym �yciu. W�wypadku uzyskania s�abego wyniku grozi�o wcielenie do s�u�b porz�dkowych albo nawet do armii. Gdyby mu si� jednak uda�o zda� dobrze lub bardzo dobrze, mia�by szans� przez ca�e �ycie bada� uk�ad gwiazd. Jutro og�osz� wyniki. Ju� jutro. Jego uwag� przyci�gn�o ruchome �wiat�o. Gdzie� w�oddali, po�r�d rz�du dom�w przez pust� ulic� jecha� bezszumny w�z patrolowy. Urz�dnicy Bezpiecze�stwa Publicznego upewniali si�, czy po godzinie policyjnej wszyscy mieszka�cy osady s� w�domach. Ron potrz�sn�� g�ow� i�skierowa� si� do domu. Wiedzia�, �e rodzice ogl�daj� telewizj�; ojciec w�gabinecie a�matka w�swojej sypialni. Matka Rona mia�a powa�ne problemy ze zdrowiem, st�d go�cie rzadko bywali w�ich domu. Ron poszed� na g�r�, do swojego pokoju, nie m�wi�c do nikogo s�owa. �Zanim zamkn� Nowy Jork, musz� go zobaczy� raz jeszcze � postanowi� � bez wzgl�du na to, jak zda�em Egzamin Narodowy.� ????? Ron otworzy� oczy. Resztki snu szybko ulecia�y. Czu�, �e my�li jasno i�trze�wo. S�ysza� na tle muzyki wiadomo�ci podawane z�radia z�budzikiem. Mi�kki g�os spikera znakomicie harmonizowa� z�d�wi�czn� melodi�. Przez okno, do pokoju Rona wdar�y si� promienie s�o�ca. Ch�opak s�ysza� delikatny szum wody przep�ywaj�cej przez rury, poprowadzone nad sufitem. Wod� t�oczy�a pompa zasilana energi� s�oneczn�. Jeszcze przed paroma minutami dr�czy� go jaki� niemi�y sen. Teraz czu� si� rze�ki. Koszmarne obrazy ulecia�y mu z�pami�ci. Le�a� na plecach i�wpatrywa� si� w�sufit, na kt�rym by�y namalowane konstelacje gwiazd. Orion, Lew, Wielka Nied�wiedzica... �Wyniki egzaminu! � przypomnia� sobie nagle. � Dzi� jest ten dzie�!� Najwa�niejszy Dzie�. Wsta� z���ka i�poszed� wolnym krokiem do �azienki. Wzi�� prysznic. Poczu� si� znacznie lepiej. Suszarka, ch�ostaj�ca cia�o gor�cym powietrzem, jeszcze bardziej poprawi�a mu nastr�j. Popatrzy� na swoj� twarz w�lustrze. Nie by� zbytnio dumny ze swej urody. Uwa�a�, �e ma du�y nos i�zbyt ma�e oczy. I�do tego brunatne, takie zwyczajne. W�osy mia� r�wnie� brunatne. Co za szarzyzna! W Nowym Jorku widzia� kilku facet�w z�d�ugimi, rozwianymi na wietrze w�osami. Na pierwszy rzut oka wyda�o mu si� to bardzo dziwaczne. Teraz patrzy� z�uwag� na swe kr�tko przystrzy�one w�osy. Taka fryzura gwarantowa�a zdrowie. Kr�tkie w�osy �atwo jest utrzyma� w�czysto�ci. To higieniczne. Zastanawia� si�, jakby mu by�o w�d�ugich w�osach, takich spadaj�cych na ramiona. Zaraz jednak wyobrazi� sobie, co powiedzia�by na ich widok ojciec, a�raczej co by wykrzykn��... Na brodzie Rona widnia� szary zarost. Ch�opak wtar� tam troch� kremu samogol�cego, po czym sp�uka� dok�adnie twarz. Teraz nawet matka przyzna�aby, �e wygl�da czysto i�higienicznie. Ron zarzuci� na siebie cienki golf, na nogi za�o�y� kr�tkie spodenki. Zauwa�y�, �e w�domu panuje zupe�na cisza. Odbiornik radiowy wy��cza� si� automatycznie, gdy Ron wstawa� z���ka. U�wiadomi� sobie, �e jest jeszcze wcze�nie. Matka, zgodnie z�zaleceniem lekarzy, wi�kszo�� czasu musia�a sp�dza� w���ku. Ojcu zosta�a jeszcze godzina do wyj�cia do biura. Ch�opak wsun�� stopy w�plastikowe sanda�y i�zszed� na d�. W kuchni zasta� ojca, kt�ry siedzia� za sto�em. Znad paruj�cej kawy ogl�da� wiadomo�ci na wbudowanym w��cian� ekranie telewizora. � Tak wcze�nie na nogach? � spyta� ojciec. � Nerwy, co? Ron skin�� g�owa i�odpar�: � Zgad�e�. Pan Morgan dobiega� pi��dziesi�tki. Mia� rzadkie szare w�osy i�mimo usilnych stara� nigdy nie m�g� ukry� �ysiny na czubku g�owy. Ron widzia� zdj�cie ojca z�czas�w, gdy pan Morgan by� znacznie m�odszy. Widnia� na nim wysoki, zgrabny m�czyzna, kt�ry u�miecha� si� pogodnie do obiektywu. Teraz ojciec Rona by� oty�ym cz�owiekiem o�ci�kich, niezdarnych ruchach i�ponurym wyrazie twarzy. �Kiedy� i�ja b�d� tak wygl�da� � pomy�la� Ron. � Bogaty, oty�y, szary... Chyba, �e...� Na ekranie telewizora pojawi� si� obraz �o�nierzy przedzieraj�cych si� mozolnie przez d�ungl�. �o�nierze sprawiali wra�enie wyczerpanych; pochylone plecy, szeroko rozwarte usta, koszule mokre od potu, zaczerwienione podpuchni�te oczy. Jeden z��o�nierzy mia� klatk� owini�t� banda�em przesi�kni�tym krwi�. Dwaj inni podtrzymywali go za ramiona, wlok�c go za sob�. Tylko dw�ch �o�nierzy z�ca�ego oddzia�u mia�o bia�� sk�r�. Pozostali byli czarni. Ron widzia� czarnych jedynie na ekranie telewizora. Spiker telewizyjny m�wi�: � ...i jedynie szesnastu ameryka�skich �o�nierzy poleg�o w�potyczce stoczonej w�pobli�u delty Amazonki. Straty wroga ocenia si� na czterdziestu czterech zabitych na pewno i... Jednak�e rado�nie brzmia� ten g�os! Ron patrzy� z�uwag� na �o�nierzy. Byli w�jego wieku, mo�e o�rok starsi. Sprawiali jednak wra�enie starych ludzi. Ludzi, kt�rzy tak cz�sto stykali ze �mierci�, �e poza ni� nic dla nich nie istnia�o. Obraz telewizyjny nagle znik�. Ron popatrzy� ze zdziwieniem na ojca, kt�ry wy��czy� telewizor. � Nie zaprz�taj sobie tym g�owy � powiedzia� ojciec. � Je�li nie posz�o mi dobrze na egzaminach... � Tak czy owak nie wciel� ci� do wojska, nie martw si� � rzek� Morgan stanowczo. � Nawet gdyby� wypad� miernie, jestem w�stanie ci� wykupi�. Armia nie jest dla takich jak ty. Bior� tam jedynie wa�koni, kt�rzy nie wyci�gn�liby r�ki po przyzwoit� posad�, nawet gdyby im j� podano na platynowej tacy. � Ale... � Nie ma powodu do obaw. � Ojciec wypowiedzia� to tak, jakby chcia� oznajmi�, �e nie ma ochoty s�ucha�, co Ron ma mu do powiedzenia na ten temat. � Dobra, jasne. � Ron wpatrywa� si� jeszcze przez chwil� w�niemy ekran. Wci�� mia� przed oczami twarze m�odych, cho� zm�czonych �yciem �o�nierzy. Obszed� st� i�otworzywszy lod�wk�, wyci�gn�� z�niej zawini�tko. Folia by�a bardzo zimna. Poczu� mrowienie w�palcach. W�o�y� zawini�tko do kuchenki mikrofalowej, by po trzydziestu sekundach je wyj�� i�szybkim ruchem po�o�y� przed ojcem na stole. Musia� uwa�a�, aby nie poparzy� sobie r�k. Morgan odwin�� foli�. Mia� przed sob� �niadanie z�o�one z�paruj�cych jaj, nale�nik�w i�kie�basy. Popatrzy� przez chwil� na syna i�spyta�: � A�gdzie twoje �niadanie, Ron? � Nie jestem g�odny. � Powiniene� wi�cej jada� � odpar� ojciec z�rozdra�nieniem. � Mo�esz mi poda� troch� soku? S�yszysz? Wypij chocia� szklank� mleka. Jak mo�na zaczyna� dzie� z�pustym �o��dkiem! Ron si�gn�� do lod�wki po sok i�mleko, kt�rego wypi� zaledwie p� szklanki. Popatrzy� potem w�milczeniu na ojca jedz�cego z�apetytem. Od czasu do czasu zerka� na �cienny zegar, kt�ry wisia� obok telewizora. By� pewien, �e zg�osz� si� o�dziewi�tej. Zosta�o jeszcze p�torej godziny. Sekundnik posuwa� si� tak wolno, wl�k� si� jak odzia� �o�nierzy przedzieraj�cych si� przez bagnist� d�ungl�. � Chcia�bym... p�j�� do gara�u � powiedzia� Ron. Ojciec popatrzy� na niego przenikliwym wzrokiem, po czym rzek�: � Oczywi�cie. Zawo�am ci�, kiedy zadzwoni Egzaminator! � Nie idziesz dzisiaj do pracy? � Zaczekam na wa�n� wiadomo�� � odpar� pan Morgan u�miechaj�c si� znacz�co. Ron skin�� g�ow� i�ruszy� w�stron� tylnych drzwi. Na zewn�trz by�o ch�odno i�przyjemnie. Nawet jedna chmurka nie plami�a b��kitu nieba. Elektryczny samoch�d Morgan�w sta� zawsze na podw�rku, aby s�siedzi mogli podziwia� jego pi�kno. By� du�y. Poch�ania� tak wiele pr�du, �e ojciec Rona musia� pod��cza� go na ca�� noc do specjalnego generatora. Kt�rego� dnia pan Morgan pr�bowa� ruszy�, nie od��czywszy wcze�niej przewodu ��cz�cego w�z z�generatorem. Ci�ki przew�d uderzywszy w�przedni� szyb�, jak bicz, roztrzaska� j� na miliony od�amk�w. Pan Morgan sta� potem przy wozie przez godzin�, kln�c na czym �wiat stoi. Nie przysz�o mu do g�owy, �e powodem niemi�ego zdarzenia by�o wy��cznie jego w�asne roztargnienie. Ron chcia� wtedy wstawi� now� szyb� samodzielnie. Ojciec nie pozwoli� na to. Zaprowadzi� w�z do warsztatu, gdzie za us�ug� ��dano sze�� razy wi�cej, ni� by�a ona warta, jak to wynika�o z�oblicze� Rona. Ch�opak wmontowa� wtedy do samochodu urz�dzenie, kt�re umo�liwia�o automatyczne od��czenie generatora w�momencie, gdy samoch�d rusza�. � Niez�a robota, synu � skwitowa� to Morgan z�wyrazem zdziwienia na twarzy. Ron siedzia� w�gara�u od ponad godziny. Umy�lnie unika� patrzenia na zegarek. Montowa� urz�dzenie wspomagaj�ce do swego teleskopu. Dzi�ki temu elektronicznemu przyrz�dowi b�dzie m�g� obserwowa� gwiazdy le��ce daleko poza zasi�giem zwyk�ego teleskopu, nawet tego, kt�ry znajdowa� si� w�jego szkole. � Ron! � zabrzmia� g�os Morgana. Ch�opak poczu� zimno i�gor�co przenikaj�ce na przemian jego cia�o. Zesztywnia� na moment. Czu� krew pulsuj�c� w�skroniach. Wolno ruszy� w�stron� domu. Wszed� przez tylne drzwi, min�� kuchni� i�po chwili znalaz� si� w�salonie. Zasta� ojca siedz�cego na du�ej plastikowej sofie. Wielki ekran wmontowany w��cian� by� pod��czony do linii telefonicznej. Teraz patrzy�a na niego twarz Egzaminatora, budz�ca l�k i�niepewno��. Ale Egzaminator si� u�miecha�. Mia� poci�g�� twarz i�siwe w�osy przystrzy�one tak kr�tko, �e ukazywa�y kszta�t czaszki, jak u�niemowlaka. Mia� du�o zmarszczek. U�miecha� si� jednak pogodnie. � A�oto nasz m�odzieniec! � rzek� Egzaminator. Ron przypomnia� sobie, �e Egzaminator mia� zupe�nie inny wyraz twarzy, gdy podawa� Ronowi i�innym szesnastolatkom arkusze test�w lub te� gdy Ron po o�miu piekielnie m�cz�cych godzinach opuszcza� sal� egzaminacyjn�. � Ron, przez ciebie Egzaminator musia� czeka� � warkn�� ojciec. � Przepraszam... By�em w�warsztacie... � rzek� cicho Ron. �Przecie� wiedzia�e�!� � doda� w�my�li. � Nic nie szkodzi! � odpar� Egzaminator. � Cho�, co prawda, czas mnie goni. Ronaldzie Morganie, mam przyjemno�� oznajmi� ci, �e wyniki twojego testu zapewni�y ci miejsce w�r�d trzech procent�w najlepszych na Egzaminie Narodowym. Ron poczu�, �e z�jego p�uc gwa�townie wydostaje si� powietrze. Dopiero teraz u�wiadomi� sobie, �e mia� wstrzymany oddech. Ojciec popatrzy� na syna z�rado�ci� i�u�miechn�� si� szeroko. � Szczeg�lnie dobrze wypad�e� z�mechaniki i�elektroniki. Troch� gorzej posz�o ci z�matematyk�, chocia� i�tak znalaz�e� si� w�r�d najlepszych. Tak czy owak, jeden z�najlepszych wynik�w, jakie mia�em przyjemno�� og�osi� w�tym roku. Gratuluj�. � E... dzi�kuj� panu. � Znakomicie, synu, znakomicie. � A�teraz � m�wi� Egzaminator � mo�esz wybra� tak� drog� kariery, na jak� masz ochot�. Jeste�, rzecz jasna, zbyt cenny dla nas, by� s�u�y� w�si�ach zbrojnych. Chyba �e si� zdecydujesz na szko�� oficersk�. Z�twoimi wynikami testu bez trudno�ci dostaniesz si� do wojsk l�dowych, marynarki czy lotnictwa. � Nie s�dz�, by... � zacz�� Morgan. � Nie, nie, nie � przerwa� Egzaminator. � Decyzja nie musi zapa�� teraz. Zastan�wcie si�. Macie czas do ko�ca miesi�ca. Trzeba wzi�� pod uwag� wiele aspekt�w sprawy. � Oczywi�cie. Prosz� mi wybaczy�. Egzaminator ponownie spojrza� na ch�opca i�po chwili zacz�� m�wi� dalej: � Opr�cz kariery wojskowej masz do wyboru biznes. Z�takimi ocenami mo�esz sobie wybra� dowoln� uczelni�. W�naszym stanie jest kilka dobrych szk� wy�szych. S� te� szko�y prywatne, je�li si� tylko zdecydujesz... Ron skin�� g�ow�. � Mo�esz te� wybra� uniwersytet. Wysokie noty z�przedmiot�w �cis�ych i�mechaniki �wiadcz� o�tym, �e m�g�by� zrobi� karier� jako naukowiec albo in�ynier. Rzecz jasna, musia�by� si� przy�o�y� do matematyki. � Oczywi�cie � odpar� Ron. � Bardzo niewiele jest miejsc na wydzia�ach nauk �cis�ych. Zdaj sobie spraw�, �e tylko kto� tak zdolny jak ty mo�e mie� szans� dostania si� tam. Z�drugiej strony, potrzeba nam in�ynier�w, kt�rzy usprawniliby nasze maszyny. Gdybym mia� ci co� radzi�, poleci�bym ci w�a�nie to. Egzaminator zamilk� i�popatrzy� uwa�nie na Rona. Ch�opiec nie wiedzia�, co odpowiedzie�. � Dzi�kuj� panu � wyj�ka� tylko. � No, dobrze � rzek� Egzaminator. � Om�wcie to. Dobrze si� zastan�wcie. Pami�taj, ch�opcze, �e wyb�r, kt�ry podejmiesz, zadecyduje o�twojej przesz�o�ci. To najwa�niejszy wyb�r w��yciu. Powodzenia wi�c. Oczekuj� od ciebie wie�ci przed pierwszym... nie, nie, przecie� to �wi�to Pracy, dzie� wolny. Daj mi zna� we wtorek, nast�pnego dnia po �wi�cie Pracy. � Dzi�kuj� � powiedzia� Ron. Obraz na ekranie znik�. � Synu, jestem z�ciebie dumny! Morgan wsta� z�sofy i�stan�� przed Ronem. Wyci�gn�� do syna r�k�. Ron u�cisn�� ojca d�o�. U�miecha� si�, chocia� czu� si� troch� niezr�cznie. � Niez�a robota. Naprawd� niez�a � m�wi� Morgan �ciskaj�c mocno r�k� syna. � Dzi�kuj�, tato. � Chod�my na g�r�. Powiemy o�tym matce. Pani Morgan by�a delikatn�, chorowit� osob�. Przy �yciu utrzymywa�y j� pigu�ki i�d�ugie rozmowy z�lekarzami. Gdy Ron wszed� z�ojcem do jej sypialni, siedzia�a na ��ku w�koszuli nocnej dok�adnie zapi�tej pod szyj�. Kiedy pani Morgan us�ysza�a radosn� wie��, u�miechn�a si�, po czym u�cisn�a Rona serdecznie. � Wiedzia�am, �e dasz sobie rad�, kochanie � rzek�a. Ron po kilku minutach pochwa� i�podziwu ze strony matki zosta� poproszony przez ojca do gabinetu. Gabinet Morgana stanowi� pok�j o�przyciemnionych szybach. Ojciec Rona znajdowa� tu nie tylko spok�j potrzebny do pracy, ale r�wnie� ucieczk� od codziennych problem�w domowych. Morgan zamkn�� drzwi i�wskaza� synowi krzes�o naprzeciw swojego biurka. � Usi�d�, synu. Ron usiad�. Pan Morgan stan�� za biurkiem i�otworzywszy szuflad�, wyci�gn�� z�niej jak�� broszur�. � To z�Getty College. Studiowa�em tam � powiedzia� Morgan podaj�c synowi broszur�. � Wiedzia�em, �e dobrze wypadniesz na egzaminach. Dlatego w�a�nie zarezerwowa�em ci tam miejsce na Wydziale Biznesu. Ja sam zaliczy�em tam pierwszy rok. Teraz dopiero Ron u�wiadomi� sobie, czego si� obawia�. To wcale nie by�a wizja oblanego egzaminu i�s�u�by wojskowej w�Ameryce Po�udniowej. Ba� si� w�asnego ojca. � Tato... � G�os Rona zabrzmia� tak cicho, �e sam ch�opiec z�trudno�ci� go s�ysza�. � Tato... ja... ja nie jestem pewny, czy naprawd� chcia�bym studiowa� biznes. Mo�e powinienem spr�bowa� na Wydziale Nauk �cis�ych. Egzaminator m�wi�, �e... � Nauki �cis�e? � Twarz Morgana wydawa�a si� teraz bardzo zaci�ta. Zmarszczy� czo�o i��ci�gn� brwi. � A�na co to komu? Chcesz sp�dzi� �ycie na jakim� st�ch�ym uniwersytecie, ucz�c t�pe dzieciaki bezu�ytecznych bzdur? Nie, to nie dla ciebie. � Ale w�a�nie to najbardziej mnie poci�ga. Egzaminator m�wi�... � Wiem, s�ysza�em. � G�os ojca by� coraz bardziej dono�ny. � Poradzi� ci mechanik�, nie nauki �cis�e. Ale ja ci m�wi�, �e zajmiesz si� biznesem. Z�tego b�d� pieni�dze. � Ale ja... � Nie sprzeczaj si�! Jestem twoim ojcem. Zrobisz, jak ja powiem. � To moje �ycie, tato � rzek� Ron. � I�wydaje ci si�, �e mo�esz sam o�nim decydowa�? Kim, do licha, jeste�, �e kr�cisz nosem na mo�liwo�� kariery w�biznesie! Dziewi��dziesi�t procent dzieciak�w z�naszej osady sprzeda�oby w�asne rodze�stwo, by m�c si� dosta� do Getty! Ty nie wiesz, co robisz. Zanim Ron otworzy� usta, aby odpowiedzie�, ojciec doda� nieco �agodniejszym g�osem: � S�uchaj, synu. Ja naprawd� wiem du�o wi�cej o��yciu ni� ty. Uwierz mi, kariera biznesmena to najlepszy wyb�r. Gdy ju� b�dziesz... Ron opu�ci� wzrok i�potrz�sn�� g�ow�. Morgan uderzy� pi�ci� w�st� tak silnie, �e przewr�ci�a si� lampka. Ron odruchowo zrobi� krok do ty�u i�spojrza� na poczerwienia�� z�gniewu twarz ojca. � P�jdziesz do Getty bez wzgl�du na to, czy ci si� to podoba, czy nie! � wrzasn�� Morgan. �Ani mi si� �ni � powiedzia� w�duchu Ron. � Uciekn�. Pojad� do Nowego Jorku.� To by�o bardzo proste. Tak proste, �e Ron sam nie m�g� uwierzy�. Ca�y dzie� zmaga� si� z�niepewno�ci�. Dopiero w�sobotni ranek, gdy ojciec by� na cotygodniowej partii golfa, powiedzia� matce, �e wyje�d�a na weekend do przyjaci�, kt�rzy mieszkaj� w�s�siedniej osadzie. � Nie jed� rowerem po g��wnej drodze. Szosy drugorz�dne s� bardziej bezpieczne. � Matka nie doda�a nic wi�cej. Poszed� na g�r�, do swojego pokoju. Na�o�y� na siebie jednocz�ciowy kombinezon z�zamkiem b�yskawicznym. �Kupi� jakie� ciuchy w�Nowym Jorku � pomy�la�. � Nie b�d� bra� ze sob� zb�dnego baga�u.� Schowa� do kieszeni kart� kredytow� i�ca�� got�wk�, jak� mia� w�domu. By�o tego oko�o trzydziestu dolar�w. Wyprowadzi� rower z�dodatkowym nap�dem elektrycznym z�gara�u, w��czy� silnik i�wyjecha� na ulic�. W pi�tna�cie minut p�niej by� w�poci�gu odrzutowym p�dz�cym z�pr�dko�ci� pi�ciuset kilometr�w na godzin� przez g��boki tunel. Rower zostawi� w�przechowalni baga�u na stacji. Mia� zamiar go zabra� w�drodze powrotnej do domu. W poci�gu by�o t�oczno. Ron usiad� w�przedziale, gdzie opr�cz niego by�o jeszcze pi�� os�b, cho� przedzia� przeznaczony by� jedynie dla czterech pasa�er�w. Przyjrza� si� towarzyszom podr�y. Byli to wy��cznie m�czy�ni. Wszyscy w�wieku ojca Rona. Mieli ponure twarze. Wszyscy jechali do Nowego Jorku. Chcieli si� jeszcze raz dobrze zabawi�, zanim sko�czy si� lato, nawet za cen� ewentualnych niewyg�d. W przedziale panowa�o milczenie. S�ycha� by�o �wist powietrza mi�dzy �cian� tunelu i�kad�ubem poci�gu. Przedzia� by� pomalowany na mi�y, jasnozielony kolor. Na �cianach tu i��wdzie wisia�y ma�e dekoracje. Nie by�o okien. Zreszt�, poza rozmazanym obrazem �ciany tunelu i�tak niewiele mo�na by by�o zobaczy� za szyb�. Na �cianie dzia�owej, naprzeciw Rona, znajdowa� si� ekran telewizora. Ch�opiec nie mia� teraz ochoty ogl�da� telewizji. Poza tym obawia� si�, �e jego podstarzali towarzysze podr�y zaprotestowaliby, gdyby w��czy� sw�j ulubiony program. Przygl�da� si� wi�c jedynie odbiciu swej twarzy na szarym, martwym ekranie. Zmarszczy� czo�o. Pomy�la�, co b�dzie, gdy wr�ci do domu. To by� ostatni weekend przed �wi�tem Pracy. Ron mia� do dyspozycji sobot�, niedziel� i�wi�ksz� cz�� poniedzia�ku. Pragn�� wykorzysta� ten czas na pobyt w�mie�cie. W�poniedzia�ek wieczorem wr�ci do domu i... b�dzie si� musia� t�umaczy� przed ojcem. �Niech ju� b�dzie ta szko�a biznesu � powiedzia� sobie. � Przecie� astronomia mo�e by� moim hobby.� Mimo wszystko my�l o�takiej drodze zawodowej napawa�a go dreszczem. B�dzie musia� zrezygnowa� z�wielu ulubionych zaj��, aby studiowa� nauk�, do kt�rej nie mia� nawet krzty zami�owania. A�najbardziej mierzi� go fakt, �e nic nie m�g� na to poradzi�. Pomy�la� o�czekaj�cym go weekendzie w�Nowym Jorku. Postanowi� wykorzysta� go najlepiej, jak si� da. Min�o po�udnie, gdy poci�g wjecha� na dworze g��wny. Pasa�erowie, wychodz�cy z�czystych plastikowych wagon�w na peron, mieli wra�enie, jakby opuszczali cisz� muzeum sztuk pi�knych i�wst�powali w�najbardziej wyuzdane kr�gi piekie�. Rona od razu uderzy� panuj�cy gwar. Na peronie znajdowa�y si� tysi�ce ludzi, kt�rzy rozmawiali g�o�no, k��cili si�, wrzeszcz�c przy tym niemi�osiernie. Policjanci w�czarnych mundurach i�bia�ych he�mach ustawiali ludzi w�kolejki, kieruj�c ich w�stron� ruchomych schod�w. Podr�ni krz�tali si� wok� baga�y. Jaki� starszy cz�owiek, b�d�cy przypuszczalnie w�wieku pana Morgana, wymy�la� tragarzowi, kt�ry upu�ci� jego walizk�. Na brudny peron wysypa�a si� odzie� i�bielizna. Ludzie przeskakiwali niezgrabnie przez nieszcz�sn� zawarto�� walizki, nie zwracaj�c przy tym najmniejszej uwagi na zdenerwowanego m�czyzn�. Ron zaj�� miejsce w�kolejce za jak�� oty�� pani�, kt�ra trzyma�a sze�cioletni� dziewczynk� za nadgarstek. Dziecko sprawia�o wra�enie przera�onego tym, co si� dzia�o dooko�a. � Mamo, mnie si� tutaj nie podoba. Chc� do domu. Kobieta szarpn�a dziewczynk� za r�k� tak silnie, �e nieomal podnios�a dziecko do g�ry, po czym pochyli�a si� i�rzek�a: � S�uchaj, ma�a wied�mo! Za powr�t do Nowego Jorku zap�aci�am krocie. A�wcale ci� nie musia�am ze sob� zabiera�. Zachowuj si� wi�c przyzwoicie, bo w�przeciwnym razie sprzedam ci� pierwszemu hyclowi, kt�rego spotkam. Przej�te trwog� dziecko otworzy�o szeroko oczy. Wida� by�o, �e dziewczynka pr�buje powstrzyma� krzyk. Okaza�o si� to jednak dla niej zbyt wielkim wysi�kiem. Wybuch�a dzikim, histerycznym p�aczem. Dwie strugi �ez sp�yn�y jej po policzkach i�zala�y male�kie usta. � Zamknij si�! � kobieta pr�bowa�a uciszy� dziecko g�osem, kt�ry przypomina� syczenie �mii. Ron spostrzeg�, �e ludzie stoj�cy na ruchomych schodach ostentacyjnie odwracali wzrok. Sam mia� ochot� pochyli� si� i�zapewni� dziewczynk�, �e nie ma powod�w do obaw. Nie by� jednak pewien, czy powinien to zrobi�. Patrzy� wi�c bez s�owa na p�acz�ce dziecko i�strasz�c� je matk�. Czu� si� zak�opotany i�przygn�biony, nawet odrobin� winny, �e nie wspiera dziecka w�b�lu. W miejscu, gdzie ko�czy�y si� ruchome schody, policjanci ustawiali ludzi w�mniejsze kolejki. Kobieta z�dzieckiem znik�a gdzie� w�k��bi�cym si� t�umie. Ron spostrzeg�, �e kolejka, do kt�rej go przydzielono, nie jest d�uga. Sta�o przed nim nie wi�cej ni� dwadzie�cia os�b. Ludzie przesuwali si� jednak bardzo wolno. W hali by�o gor�co. Ron czu�, �e cia�o ma wilgotne od potu. Dochodz�cy zewsz�d ha�as sprawia�, �e �ar stawa� si� jeszcze bardziej nie do zniesienia. Echo g�os�w odbija�o si� od zawieszonego wysoko sufitu. Mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e mieszka�cy ca�ej kuli ziemskiej zgromadzili si� tutaj, wrzeszcz�c na siebie nawzajem i�rozpalaj�c powietrze do granic wytrzyma�o�ci. Ron wychyli� si� na bok, aby zobaczy�, dok�d zmierza� pocz�tek jego kolejki. Zauwa�y� przed sob� przej�cie graniczne. Pami�ta� je z�poprzedniego pobytu w�Nowym Jorku. Ludzie mruczeli pod nosem przekle�stwa, ocierali pot z�czo�a i�patrzyli na zegarki. A�kolejka przesuwa�a si� wolno, bardzo wolno. Ron w�ko�cu znalaz� si� przy bramie. Wyci�gn�� z�kieszeni kart� kredytow�, dokument identyfikacyjny i�poda� je stra�nikowi, kt�ry popatrzy� na Rona zm�czonym wzrokiem. � Pe�na suma? � wymamrota� stra�nik z�dziwnym akcentem. � Co takiego? � Spyta� Ron. Nieco rozdra�niony m�czyzna powt�rzy� pytanie nieco wolniej: � Czy chcesz pe�n� sum�, na jak� opiewa karta kredytowa? Dwa tysi�ce dolar�w? M�czyzna nacisn�� przycisk i�z ma�ego otworu w�maszynie do wydawania got�wki wysun�� si� plik banknot�w. � Jeste� sam? � Tak, prosz� pana. � Ile masz lat? Ron nagle spostrzeg� napis umieszczony nad okienkiem stra�nika: DZIECI DO LAT OSIEMNASTU MAJ� PRAWO WST�PU JEDYNIE POD OPIEK� RODZIC�W LUB INNYCH OS�B DOROS�YCH. � E... Mam osiemna�cie. Surowa twarz m�czyzny sta�a si� jeszcze bardziej zaci�ta. � Pi��dziesi�t dolc�w � powiedzia�. � �e co? � Pi��dziesi�t � wym�wi� starannie stra�nik. � Daj mi pi��dziesi�t dolar�w. Ron pr�bowa� sobie przypomnie�, czy ojciec p�aci� co� przy okienku. � Dlaczego? � spyta�. � S�uchaj, synu. Nie masz jeszcze osiemnastu lat. Je�li chcesz, abym uwierzy�, �e jeste� doros�y, musisz mi da� pi��dziesi�t dolc�w. Chyba �e chcesz wraca� do domu. No, ju�! Blokujesz kolejk�. Ron zmru�y� oczy. � Ale to nielegalne! Nie ma pan... � Chcesz do Miasta czy do domu? Decyduj si�! Ludzie czekaj�! Ron popatrzy� dooko�a siebie. Ludzie z�kolejki patrzyli na niego z�gniewem. W�pobli�u sta� wysoki policjant. Sprawia� wra�enie s�u�bisty. Teraz jednak�e patrzy� w�przeciwnym kierunku. Ron rozerwa� przezroczyst� foli�, w�kt�rej by�y zapakowane banknoty, i�wyci�gn�� pi��dziesi�t dolar�w. Poda� je stra�nikowi. � Witamy w�mie�cie wiecznej zabawy � rzek� m�czyzna bezbarwnym, niemal mechanicznym g�osem. Bariera blokuj�ca przej�cie otworzy�a si� i�Ron przeszed� na drug� stron�. M�g� teraz powiedzie�, �e jest oficjalnie w�Nowym Jorku. � Uwa�aj! Ron w�ostatniej chwili uskoczy� na bok. Niewiele brakowa�o, a�przetr�ci�by go elektryczny w�zek za�adowany baga�em. Przecisn�� si� przez t�um i�wyszed� na ulic�. Tutaj panowa� jeszcze wi�kszy �cisk ni� na hali dworcowej. Mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e ka�demu gdzie� si� spieszy, �e ka�dy ma do za�atwienia co� niezwykle wa�nego. Wzd�u� chodnika sta� rz�d taks�wek, do kt�rych po�piesznie wsiadali przybysze z�prowincji. Po jezdni przetacza�a si� rzeka woz�w. Samochody zatrzymywa�y si� na czerwonym �wietle na skrzy�owaniu, aby ruszy� gwa�townie po pojawieniu si� zielonego. Warkot silnik�w i�wycie klakson�w zdawa�y si� nie robi� na przechodniach wi�kszego wra�enia. �Ale� to ur�ga wszelkim zasadom sanitarnym � pomy�la� Ron. � Te samochody dymi�. A�do tego ten okropny warkot.� Jak bezpieczne wyda�y mu si� teraz samochody nap�dzane pr�dem elektrycznym, kt�rych u�ywano na prowincji. Mia� jednak wielk� ochot� si��� za kierownic�. Ruszy� w�d� ulicy. Przesuwaj�cy si� t�um, niczym szeroka rw�ca rzeka, wch�on�� go w�siebie. Dalej! Dalej! Dalej! Gdziekolwiek. Aby si� tylko nie zatrzymywa�, bo stratuj�. Jaka� starsza kobieta z�szerokim u�miechem na ustach sz�a, trzymaj�c w�r�ku smycz. Prowadzi�a psa. Po raz pierwszy w��yciu Ron widzia� tak ogromn� besti�. Jak to mo�liwe? W�bia�y dzie� na ulicy miasta! Spacerowanie z�psami dozwolone by�o jedynie w�parku lub na prywatnym terenie, ogrodzonym wysokim p�otem. I�do tego wy��cznie noc�. Na prowincji S�u�ba Kontroli Pogody dzia�a�a bardzo sprawnie. Zawsze by�o wiadomo, kiedy zacznie pada�. Zreszt� tutaj, pod olbrzymi� Kopu�� Manhattanu, parasol wyda� si� przedmiotem zupe�nie zbytecznym. Ch�opiec spojrza� w�g�r�. Tak, olbrzymia Kopu�a wci�� by�a nad jego g�ow�. Wysoko, wysoko wida� by�o jej szary stalowy szkielet, przypominaj�cy gigantyczn� paj�czyn�. Ron min�� dwie kamienice i�spostrzeg� sklep z�odzie��. Okna wystawowe sprawia�y imponuj�ce wra�enie. Za szyb� modelki bawi�y si� pi�k�, rozmawia�y ze sob� weso�o, �mia�y si� rado�nie i�macha�y do przechodni�w r�kami. Przed oknem wystawowym zebra� si� t�um gapi�w, przygl�daj�cych si� tej scenie z�uwag�. Ron zdo�a� przecisn�� si� przez przelewaj�c� si� chodnikiem ci�b� i�przy��czy� si� do grupy obserwuj�cej modelki. By� wysoki, patrzy� ponad g�owami stoj�cych przed nim ludzi. Dziewczyny by�y fantastyczne! Mia�y na sobie kr�tkie spodenki i�ciemne koszulki bez r�kaw�w. Ten sk�py str�j w�niewielkim tylko stopniu zakrywa� wdzi�ki ich cia�a. Jak�e inne by�y dziewczyny na prowincji, ubieraj�ce si� w�ci�kie, niezgrabne stroje. A�do tego ta ich ci�g�a wola walki, rywalizacji, tak w�klasie szkolnej, jak i�na sali gimnastycznej. Ron u�miechn�� si� przyja�nie do rozbawionych dziewcz�t, kt�re natychmiast odpowiedzia�y mu r�wnie mi�ym u�miechem. Co kilka minut kt�ra� z�modelek schodzi�a z�wystawy i�by�a zast�powana przez inn�. �Zmieniaj� kreacj� � odgad� Ron. Szyby w�oknach wystawowych z�pewno�ci� by�y d�wi�koszczelne. Ron widzia� bowiem, �e dziewczyny poruszaj� ustami, lecz nie s�ysza� najmniejszego d�wi�ku ich mowy. Niekt�rzy spo�r�d gapi�w wypowiadali opini� na temat dziewcz�t, kt�re nie zwraca�y na to �adnej uwagi. Niekt�re s�owa wypowiadane przez m�czyzn stoj�cych w�grupie gapi�w najpierw wywo�a�y u�Rona zdziwienie, a�potem niesmak. �Jakie ohydne typy!� � pomy�la�. Zacz�� teraz ogl�da� ubrania, kt�re mieli na sobie m�odzi m�czy�ni pe�ni�cy r�wnie� rol� modeli. Ile� w�ich stylu by�o dziko�ci! Sk�ra i�suwaki z�prawdziwej stali. Ich stroje by�y obcis�e. A�do tego buty z�cholewami! Ron spojrza� na sw�j lu�ny jasnozielony kombinezon i�poczu� si� jak prowincjusz. Jego str�j by� wykonany z�plastikowej imitacji sk�ry. Ch�opiec pokiwa� g�ow� z�politowaniem nad samym sob� i�pocz�� si� przeciska� przez t�um w�stron� wej�cia do sklepu. Wewn�trz sklepu by�o o�wiele spokojniej ni� na ulicy. I�ch�odniej. Powietrze by�o tu przyjemne i�czyste. Dawa�o si� nawet wyczu� przyjemny zapach. A�co najwa�niejsze, nie czeka�y tu na klienta bezduszne maszyny, jak w�sklepach na prowincji, lecz �ywi ludzie, kt�rzy byli gotowi wys�ucha� i�udzieli� rady. Wi�kszo�� personelu sklepu stanowili m�czy�ni. Niekt�rzy z�nich byli m�odzi, mogli mie� po dwadzie�cia par� lat. Opr�cz nich pracowali tu r�wnie� starsi panowie o�siwych w�osach. Wszyscy jednak z�u�miechem na twarzy powitali zmieszanego przybysza z�prowincji. Najpierw dokonano dok�adnych pomiar�w cia�a Rona; d�ugo�� ramion, n�g; obw�d talii, klatki piersiowej i�szyi. Wszyscy krz�tali si� dooko�a ch�opca, co chwila u�ywaj�c modeli z�wystawy, aby przedstawi� Ronowi propozycje ubioru. Kilka modelek stan�o obok i�z mi�ym u�miechem na ustach patrzy�o na ch�opca. Gdy Ron opuszcza� sklep, mia� na sobie czarny kombinezon z�poliesteru ze srebrnymi emblematami na ramionach. Na nogach mia� buty ze sztucznej sk�ry. Czu� si� w�nich o�wiele wy�szy. Zawarto�� kieszeni Rona zmniejszy�a si� o�trzysta dolar�w. Pod pach� trzyma� plastikowe pude�ko, w�kt�rym by� zapakowany jeszcze jeden kompletny str�j, a�opr�cz niego stary zielony kombinezon z�suwakiem, pomarszczony i�z�o�ony niedbale. Ron zostawi� go na drog� powrotn�. Teraz wygl�dam jak prawdziwy nowojorczyk� � stwierdzi� ch�opiec z�zadowoleniem, dumnie krocz�c po ulicy. Przechodnie ubrani byli inaczej, zupe�nie zwyczajnie. Tury�ci. Go�cie. Ron widzia�, jakie zaciekawienie budzi w�nich jego str�j. U�miechn�� si�. Wyobrazi� sobie, �e jest jednym z�nowojorskich mo�now�adc�w, kt�rzy zajmowali ostatnie pi�tra drapaczy chmur, zanim miasto zosta�o zamkni�te. U�miechn�� si� jeszcze szerzej. Przy ko�cu ulicy znajdowa�o si� kino. Grali tam staro�wieckie filmy. Nad wej�ciem widnia�y neonowe napisy: ZBRODNIA! WALKA! WOJNA! SEKS! Na prowincji nie by�o kin. Ich rol� przej�a telewizja, a�m�odzie�y nie wolno by�o ogl�da� bardziej ekscytuj�cych obraz�w ponad to, co by�o prezentowane w��Wiadomo�ciach� o�godzinie osiemnastej. Ta przyjemno�� kosztowa�a dwadzie�cia dolar�w. Dla Rona nie mia�o to jednak znaczenia. Bez wahania wszed� do kina. Wewn�trz by�o zupe�nie ciemno. Zanim znalaz� wolne miejsce, potr�ci� kilka os�b i�uderzy� si� o�kanty paru krzese�. Przez cztery godziny ogl�da� w�a�nie to, o�czym m�wi�y reklamy przy wej�ciu. Krew i�walka. Pi�kne dziewczyny i�przystojni m�czy�ni. Wojna i�ca�y szereg obraz�w mro��cych krew w��y�ach. W�jednym z�film�w gra�o dw�ch facet�w o�nazwiskach: Redman i�Newford, czy co� takiego. Byli wspaniali. Ludzie wstawali i�wychodzili, na ich miejsce przybywali nowi. Ron nie zwraca� na nich �adnej uwagi. Poch�ania�y go sceny na ekranie. Patrzy�, jak ludzie strzelaj� do siebie, uprawiaj� mi�o��, prowadz� wojny o�wiele bardziej ekscytuj�ce ni� ta, kt�ra toczy�a si� teraz w�Ameryce Po�udniowej. Widzia� lekarzy, pacjent�w, zab�jc�w i�mn�stwo dziewczyn, z�kt�rych ka�da by�a pi�kniejsza od poprzedniej. Nagle kto� nast�pi� mu na stop�. � Ojej, przepraszam. Ch�opiec podni�s� wzrok i�spojrza� na �winowajc�. By�a nim dziewczyna, kt�ra usiad�a na krze�le obok Rona. W�blasku zmieniaj�cych si� barw �wiat�a bij�cego od ekranu ch�opiec spostrzeg�, �e dziewczyna by�a w�jego wieku. By�a te� �adna. � Naprawd� mi przykro. Chyba nie zrani�am panu stopy. � Ale� sk�d, nie ma o�czym m�wi�. Dziewczyna n