7216
Szczegóły |
Tytuł |
7216 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7216 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7216 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7216 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAROL MAY
ZMIERZCH CESARZA
CZARCIE �R�D�O
Kto chcia�by bli�ej i dok�adniej pozna� kultur� agrarn� p�nocnego Meksyku, nie mo�e ograniczy� si� tylko do zwiedzenia stolicy i jej pi�knych okolic. Powinien, kieruj�c si� wci�� na p�noc, przemierzy� rozleg�e p�askowzg�rza, a potem, pokonawszy pasmo g�rskie Zacatecas, dotrze� do prerii. Na tym to obszarze, licz�cym oko�o dziesi�ciu tysi�cy kilometr�w � mi�dzy Rio Grand� del Norte a miastem Chihuahua � panuje niepodzielnie kilkudziesi�ciu hacjender�w. Ka�dego � ze wzgl�du na wielko�� posiad�o�ci, dostatnie �ycie i niezale�no�� � mo�na by przyr�wna� do ksi�cia. Dalej na p�noc � a� do Coahuila na granicy Teksasu � ci�gnie si� przez tysi�ce kilometr�w bia�a, s�ona pustynia, zwana Bolson de Mapimi. Nie ma tam �adnej ro�linno�ci ani �lad�w ludzi czy zwierz�t. Gor�ce powietrze dr�y nad l�ni�cymi, gryz�cymi w oczy pok�adami soli, pomi�dzy kt�rymi od czasu do czasu spotyka si� koryta rzek, wyschni�tych przez wi�ksz� cz�� roku. W�druj�c ich brzegiem, mo�na doj�� do jezior, wype�nionych wod� jedynie podczas deszcz�w; w upalne miesi�ce przypominaj� co� w rodzaju lodowisk, sk�adaj�cych si� z niezliczonych bia�ych p�ytek, pokrytych kryszta�ami soli. Niekt�re rzeczki w lecie podobne do ma�ych, cicho szemrz�cych strumieni, zmieniaj� si� w porze deszczowej w rw�ce potoki, nios�ce ze sob� olbrzymi� mas� wody. Latem nie ma r�wnie� lagun, wysychaj� bowiem zupe�nie.
Najbardziej urodzajne tereny p�nocnego Meksyku to koryta wielkich rzek. Gleba tam tak �yzna � czarnoziem � �e przy niewielkim nawo�eniu kukurydza obradza niezwykle obficie. Jest te� w br�d �wie�ej trawy, porastaj�cej p�askowzg�rza, tote� byd�u nigdy nie zbraknie znakomitego pokarmu. Uprawne pola i pastwiska ci�gn� si� wi�c kilometrami.
�ycie hacjender�w jak gdyby stan�o w miejscu; od czas�w starohiszpa�skich prawie nic si� w nim nie zmieni�o. Odci�ci od reszty �wiata, interesuj� si� wy��cznie w�asnymi sprawami, nie obchodzi ich ani polityka, ani spo�eczne problemy kraju. Kiedy� pewien hacjendero tak opisa� w�asne dzieje: ��ycie hacjendera przypomina �ywot pustelnika, mimo to ma sw�j urok i zalety. Hacjenderom brak czasu na rozrywki i zabawy, nie m�wi�c ju� o kontaktach ze �wiatem zewn�trznym, je�li zwa�y�, �e nawet najbli�sza wioska india�ska oddalona jest o p� dnia, i to pod�ej drogi. Hacjendero to pan i w�adca swych vaquer�w i s�u�by. W �adnym zak�tku ziemskiego globu nie ma chyba nikogo, kto cieszy�by si� tak� niezale�no�ci� i odczuwa� smak twardego, codziennego bytowania � trzeba si� tu urodzi� i wychowa�. �ycie hacjender�w przyr�wna� mo�na r�wnie� do �ycia �redniowiecznych rycerzy. Siedziby ich bowiem, niczym warowne zamki, s� otoczone pot�nymi murami z wie�ami, maj� zwodzone mosty i �elazne bramy. Dawniej by�a to konieczno��, gdy� bardzo cz�sto napada�y na nie dzikie g�rskie szczepy india�skie i porywa�y kobiety, dzieci b�d� byd�o. Ale te niebezpiecze�stwa min�y bezpowrotnie. Nie znaczy to, �e �ycie toczy si� ca�kiem spokojnie. Niejedn� przygod� mo�na tu jeszcze prze�y�, w dodatku nie zawsze z w�asnej ch�ci.
Mieszkanie hacjendera, zwane po hiszpa�sku casa to obszerny pi�trowy budynek o p�askim dachu, zbudowany z kiepskich cegie� i wapna. Mimo to dom jest mocny i trwa�y. Ma zwykle kilka wielkich zakratowanych okien. Przed domem rozci�ga si� obszerny dziedziniec; w dzie� spotka� tam mo�na ca�y �ywy inwentarz hacjendy: wo�y, krowy, �winie, kury i os�y. Dalej stoj� w nieregularnym szeregu zabudowania dla s�u�by � brzydkie, kryte trzcin� gliniane chaty vaquer�w i robotnik�w sezonowych. Jest to tania si�a robocza. Za mo�liwo�� korzystania ze sprz�tu rolnego i nasion uprawiaj� oni pa�skie pola i oddaj� po�ow� swoich w�asnych plon�w.
�ycie w hacjendzie budzi si� wraz ze �witem. Najpierw wychodz� do roboty wypocz�te i silne mu�y, prowadzone przez vaquer�w. Za nimi urz�dnicy, majordomo, caporal vaquer�w i escribiente robotnik�w. A tak�e zwykle biegnie przed nimi kilka ps�w. Dziedziniec pustoszeje, zostaje tylko dozorca i tenedor de libros. Od czasu do czasu zjawia si� na o�le jaki� ch�op, aby wypo�yczy� p�ug lub inne narz�dzie, albo podje�d�a zaprz�ony w wo�y w�z, na kt�ry �aduje si� worki z m�k�. Gdy s�o�ce pra�y coraz mocniej, praca zostaje przerwana i wszyscy chroni� si� w ch�odnych, ocienionych pomieszczeniach.
Po po�udniu panuje w hacjendzie najwi�ksze o�ywienie. Pan domu powraca i siedz�c przed progiem na ociosanym pniu wydaje polecenia, przyjmuje meldunki i za�atwia sprawy poddanych, kt�rzy stoj� przed nim pokornie, trzymaj�c kapelusze w r�kach. Czasami zaje�d�a w cztero� lub sze�ciokonnej kolasie s�siad hacjendero. Gospodarz wprowadza go do domu w�r�d wzajemnych uk�on�w.
Ulubion� zabaw� m�odzie�y jest ujarzmianie mu�a. Najpierw zwi�zuje si� zwierz� i przewraca na ziemi�. Kiedy tak le�y, wk�ada mu si� uzd� i w�dzid�o, a nast�pnie rozwi�zuje przednie nogi. Zwierz� mo�e ju� wsta�. Zrywa si� po kilku energicznych ruchach. Mimo jego gwa�townego oporu, rzuca mu si� na grzbiet pasy i rzemienie, przymocowane do ci�kiej belki le��cej na ziemi. R�wnocze�nie po obu stronach uzdy przywi�zuje si� sznury, kt�re trzyma dw�ch parobk�w siedz�cych na koniach. Na koniec rozwi�zuje si� tylne nogi mu�a. Rozpoczyna si� zabawa. Bior�cy w niej udzia� wydaj� dzikie krzyki i zwierz� ucieka w szalonym p�dzie. Parobcy pilnuj�, by nie bieg�o w nieodpowiednim kierunku.
Du�e emocje wywo�uje r�wnie� pierwsze siod�anie m�odego �rebaka. Nie przewraca si� go na ziemi�, tylko zak�ada uzd� i mocno przywi�zuje do niej jedn� z tylnych n�g. Potem je�dziec podkrada si� z siod�em z lewej strony, chwyta konia za lewe ucho i pochyliwszy mu w d� �eb, drug� r�k� zarzuca na grzbiet siod�o. Trudno opisa�, co si� w takiej chwili dzieje ze �rebakiem! Ale cz�owiek nie ust�puje. Uwolniwszy z wi�z�w nog� zwierz�cia, wskakuje na siod�o i p�dzi, dok�d go rumak poniesie.
W niedziel� odbywaj� si� wy�cigi konne albo zapasy z bawo�em. Wrzeszczy si� na niego, poszturchuje, a kiedy przestraszony ucieka, kilku m�czyzn p�dzi za nim galopem, siedz�c na osiod�anych koniach, i stara si� chwyci� za ogon. Gdy to si� uda, zawodnicy ci�gn�, ile si� w r�kach, dop�ki zwierz�, wyczerpane szale�cz� gonitw�, nie padnie na wznak��.
Po Camino Real, czyli traktem kr�lewskim, prowadz�cym z Sayula przez g�ry, b�d�ce przed�u�eniem Sierra de Nayarit, jechali trzej m�czy�ni. Wida� by�o, �e przebyli bardzo ci�k� drog�. Zm�czone i wyczerpane konie sz�y wolno, potyka�y si� o g��bokie szczeliny i niezliczone kawa�ki lawy. Woko�o ros�y tylko juki o grubych pniach oraz g�ste krzaki opopanaco, wznosz�ce si� dwa, trzy metry nad ziemi�; jego kwiaty wydziela�y cudowny zapach. Ta mi�a wo� stanowi�a jedyn� pociech� dla je�d�c�w, s�o�ce bowiem pra�y�o piekielnie, a spod kopyt ko�skich unosi�y si� tumany kurzu. Nic wi�c dziwnego, �e podr�ni mieli markotne twarze i nie odzywali si� w og�le do siebie. Nawet chart, biegn�cy za nimi ze spuszczonym ogonem, wydawa� si� smutny i niezadowolony. Gdyby nie doskwieraj�cy upa�, je�d�cy i zwierz�ta nie odczuwaliby zm�czenia, gdy� wzniesienie by�o �agodne.
���wi�ty Jacobo de Composiella! � mrukn�� jeden z m�czyzn i zatrzyma� konia. � Je�eli tak dalej p�jdzie, nie dogonimy ich przed Manzanillo. Niech diabli porw� ten upa� i Camino Real. Ciekaw jestem, jak wygl�daj� w tym kraju zwyczajne drogi, je�eli na kr�lewskiej trz�s� si� cz�owiekowi bebechy.
��Nie pomstuj, senior Mindrello � pociesza� Grandeprise. � Jedziemy poma�u, prawda, ale Landola ze swoimi te� nie posuwa si� szybciej. Do tego brak im �ywno�ci. Nie chcia�bym by� w ich sk�rze.
��Dziwi� si� jednak � wtr�ci� Mariano � �e dotychczas ich nie dogonili�my. Maj� wida� �elazne si�y. Od dziesi�ciu dni jeste�my w drodze i opr�cz �lad�w� nic.
��Nic? Nie b�d� pan niesprawiedliwy! Nie zapominaj, �e do niedawna nie znali�my nawet celu ich podr�y. Byli�my zdani wy��cznie na �lady i aby ich nie zgubi�, mogli�my porusza� si� tylko w dzie�. Zbiegowie za� jechali tak�e noc�, a tym samym zyskiwali na czasie. Od kiedy jednak wywnioskowali�my dok�d zd��aj�, zbli�yli�my si� do nich sporo. Dzisiaj rano stwierdzili�my przecie�, �e przeje�d�ali t�dy przed pi�cioma godzinami. Id� o zak�ad, �e schwytamy ich jeszcze dzi� wieczorem.
��Naprawd� tak pan s�dzi? � uradowa� si� Mindrello.
��Jestem tego pewien, o ile oczywi�cie nie zajdzie co� niespodziewanego � o�wiadczy� traper.
��Biada �otrom! Wybi�a ich ostatnia godzina! � krzykn�� Mariano i pop�dzi� konia.
Jechali odt�d w nieco lepszym nastroju, cho� s�o�ce wznosi�o si� ju� wysoko, a droga stawa�a si� coraz gorsza. Zdawa�o si�, �e ka�da g�ra, kt�r� mijali, jest wulkanem. Wsz�dzie wida� by�o wygas�e kratery i kawa�ki lawy. Nagle g�ry jakby si� rozst�pi�y i oczom je�d�c�w ukaza�a si� szeroka dolina z wiosk� po�rodku. Nieliczne domki, jak r�wnie� ogrodzenia otaczaj�ce mizerne pola kukurydzy, zbudowane by�y z blok�w lawy. Przeje�d�ali przez wiosk�, bacznie si� rozgl�daj�c. W pewnym momencie uwag� ich zwr�ci� dom, kt�ry r�ni� si� od innych; nad wej�ciem wisia�a tablica z napisem wykonanym past� do but�w: HOTEL DOLORES, co po hiszpa�sku oznacza nie tylko imi� kobiece, ale i bole��. W�a�ciciel by� wida� kpiarzem, bo nie m�g� wymy�li� lepszej nazwy dla tej obskurnej cha�upy!
Poniewa� skwar z nieba da� si� je�d�com mocno we znaki, postanowili odpocz��. Ledwo zatrzymali si� przed �hotelem�, a ju� zjawi� si� szczup�y m�czyzna, ubrany tylko w spodnie i podejrzliwie popatrzy� na nich.
��Buenos dias, senior! � w imieniu wszystkich powita� go Grandeprise. � Czy mo�na dosta� co� do jedzenia?
��Dlaczego nie? Je�eli zap�acicie�
��To si� rozumie samo przez si�! Chcia�bym jeszcze o co� zapyta�: czy mo�e byli tu dzisiaj trzej je�d�cy?
Wyraz twarzy hotelarza sta� si� jeszcze bardziej nieufny.
��Czy to jacy� wasi znajomi? � burkn��.
��Nie, ale od dawna jedziemy ich �ladem, chcemy bowiem zamieni� z nimi kilka s��w. A wi�c tu byli! I wida� nie przypadli panu de serca!
��Niech ich wszyscy diabli porw�! Potraktowali mnie jak psa, grozili, �e mnie zabij�, je�eli natychmiast nie przygotuj� posi�ku. Poda�em, co mia�em. A kiedy upomnia�em si� o zap�at�, wy�miali mnie i odjechali.
��Kiedy to si� wydarzy�o?
��Przed jakimi� dwiema godzinami.
��Dzi�ki Bogu! � zawo�a� Mindrello. � Nareszcie ich mamy!
��Niezupe�nie � Grandeprise by� jak zawsze rzeczowy. � Senior � zwr�ci� si� do hotelarza � w jakim stanie jest droga prowadz�ca w g�ry?
��W op�akanym! Pe�no tam od�amk�w lawy i g��bokich dziur; mo�na po�ama� r�ce i nogi. Najgorszy jednak odcinek to ten, kt�ry prowadzi do Fuente del Diablo.
��Do Czarciego �r�d�a? Sk�d ta nazwa?
��W ca�ej okolicy jest wiele wulkan�w. Niekt�re wprawdzie wygas�y, ale inne s� nadal aktywne. Dlatego od czasu do czasu pojawiaj� si� �r�d�a tak gor�ce, �e zaczerpni�t� z nich wod� mo�na zaparzy� kaw�. Najwi�ksze to w�a�nie Fuente del Diablo. Zasilaj� je prawdopodobnie podsk�rne strumienie, gdy� poziom wody jest w nim ci�gle taki sam.
��Mniejsza o to! Przejd�my do rzeczy: jak szybko mo�na si� dosta� do Czarciego �r�d�a?
��Hm! To zale�y� Jecha� mo�ecie tylko t� drog�, kt�r� pojechali tamci. Bardzo kiepska, ale innej nie ma. O wiele szybciej dostaniecie si� tam pieszo. �cie�ka, cho� bardzo stroma, nie jest zbyt m�cz�ca. Osobi�cie radzi�bym j� wybra�. Tylko co zrobicie z ko�mi?
��Nie rozumiem�
��Musieliby�cie je pozostawi� przed �cie�k�, a chcecie przecie� przedosta� si� przez g�ry.
��Nie! Chcemy tylko schwyta� tych ludzi. Je�li si� to uda, wr�cimy tutaj.
��W takim razie, jak m�wi�em, musicie dojecha� do skrzy�owania drogi ze �cie�k� i tam zostawi� konie. Albo inaczej: ja pojad� z wami i zabior� konie z powrotem. Tak b�dzie najlepiej. A teraz prosz� do �rodka, przygotuj� co� do jedzenia.
��Od��my jedzenie na p�niej! Musimy wyruszy� natychmiast.
��Wybaczcie, seniores, ale jestem innego zdania. Nic si� nie stanie, je�eli odpoczniecie przez p� godziny i co� zjecie. R�cz�, �e nie tylko zd��ycie, ale przy Czarcim �r�dle b�dziecie o godzin� wcze�niej ni� oni.
��Nie znamy drogi, wi�c stracimy troch� czasu na szukanie.
��Pojad� z wami a� do barranco, wi�c nie zab��dzicie. Wdrapawszy si� na g�r�, wyjdziecie tu� obok �r�d�a. W�a�ciwie mog� was i tam zaprowadzi�.
��Nie, senior, dojdziemy sami. B�dziemy wdzi�czni, je�eli zaprowadzi nas pan do �cie�ki i zajmie si� ko�mi. Skoro zapewnia pan, �e zd��ymy na czas, odpoczniemy i co� przek�simy.
Menu by�o mizerne, ale nie narzekali, zadowoleni, �e cho� przez chwil� mog� wypocz��. Rozgl�dali si� ciekawie po obej�ciu, r�wnie obskurnym i ubogim co chata. Oko�o tuzina kur z wielk� gorliwo�ci� szuka�o nie istniej�cych ziaren. Ka�da by�a uwi�zana na sznurku dwumetrowej d�ugo�ci. Chc�c z�apa� ptaka, nie trzeba by�o za nim biega�, ale wystarczy�o po prostu chwyci� sznurek. Kury � jak si� okaza�o � nie stanowi�y ca�ego inwentarza ober�ysty. Oto jaki� chudy ch�opak p�dzi� du�e stado indyk�w. Pogania� je nie batem, lecz kijem, owini�tym na ko�cu sk�r� kuny; te zwierz�ta s� tutaj najgro�niejszym wrogiem indyk�w, ptaki czuj� respekt nawet przed ich sk�rami.
Po chwili Grandeprise zwr�ci� si� do gospodarza:
��Jak zachowywali si� ci trzej m�czy�ni? Czy sprawiali wra�enie, �e si� boj� i przed kim� uciekaj�?
��S�ysza�em, �e rozmawiali na ten temat. Jeden z nich, kt�rego nazywali Landol�, roze�mia� si� na uwag�, i� kto� mo�e ich �ciga�, i doda�, �e �lad z pewno�ci� ju� zagin��. �Gdy miniemy g�r� � m�wi� � znikn� wszelkie powody do obaw. Musimy my�le� tylko o pieni�dzach. Mo�liwo�� ich uzyskania po tamtej stronie jest znacznie wi�ksza ni� tutaj�.
��To zrozumia�e! Dla wykonania swego planu potrzebuj� bardzo du�o forsy. Tutaj wszelkie ich poczynania zwr�ci�yby uwag� w�adz. Musimy pomiesza� im szyki! No, ruszajmy!
Dosiedli koni, a gospodarz przera�liwie chudego os�a i skierowali si� na zach�d. Okaza�o si�, �e k�apouch dzielnie dotrzymuje kroku koniom, wyczerpanym d�ug� podr�. Po up�ywie godziny dojechali do podn�a g�ry i zacz�li si� ostro�nie wspina� po skalnych kamieniach. Niewiele czasu min�o, gdy dotarli do w�skiej kotliny, prawie pionowo wcinaj�cej si� w ska��. Tylko dobry piechur m�g� marzy� o jej sforsowaniu. Je�dziec, nawet najlepszy, z pewno�ci� nie da�by rady.
��Oto barranco � hotelarz wskaza� na w�w�z. � Po dw�ch godzinach wspinaczki dotrzecie do miejsca po�o�onego naprzeciw Czarciego �r�d�a. Zbiegowie jad� drog� okr�n�, z drugiej strony g�ry. O, tam � wskaza� r�k�. � Ale co to, na Boga!?�
Spojrzeli na niego. Wpatrywa� si� w co�, co le�a�o na owej drodze dla je�d�c�w. Ich pies za�, zje�ywszy sier�� zadar� �eb do g�ry i zawy� przeci�gle.
��Santa Madonna! � krzykn�� gospodarz. � To chyba ko�!?
��Ko�? � powt�rzy� Mariano. � Ale� tak, widz� teraz wyra�nie! Jed�my tam!
Po paru minutach byli na miejscu. Przed ich oczyma roztoczy� si� straszny widok. Obok martwego konia z otwart� ran� na szyi ujrzeli zw�oki cz�owieka w ka�u�y krwi. By� to Manfredo.
Zdj�a ich groza. Grandeprise pochyli� si� nad trupem. W piersi Manfreda widnia�a rana zadana sztyletem. Teraz traper uwa�nie przyjrza� si� koniowi. Po chwili wyprostowa� si� i cedz�c s�owa powiedzia�:
��Sprawa jest dla mnie zupe�nie jasna. Wyczerpane do cna zwierz� wpad�o przedni� nog� w szczelin�, run�o i nie mog�o si� podnie��. Wtedy mi�dzy trzema zbirami dosz�o do k��tni, kto ma dosi��� konia � pozosta�y przy �yciu tylko dwa � a kto i�� piechot�. Podczas sprzeczki Manfredo zosta� ugodzony sztyletem. Jestem tylko ciekaw, kto go zamordowa�: Cortejo czy Landola.
��Chyba ja potrafi� odpowiedzie� na to pytanie � o�ywi� si� ober�ysta. N� mia� ten, kt�ry nie wierzy� w po�cig.
��A wi�c Landola! By�em tego prawie pewien. Cortejo nie potrafi�by tak wycelowa�, jest zreszt� wielkim tch�rzem. Ale b�dzie to ostatnia zbrodnia Landoli! Przysi�gam na wszystkie moce piekielne!
��A to dranie! � pokiwa� g�ow� Mariano. � Przecie� w�a�nie Manfredo pokaza� im tajemne wyj�cie z klasztoru i to jemu zawdzi�czaj� ratunek.
��No tak, by� ich sprzymierze�cem, a oni pi�knie odp�acili mu za to. Nic tu po nas. Zmar�emu i tak nie pomo�emy, a czas ucieka. Do widzenia, senior � Grandeprise zwr�ci� si� do hotelarza � wracaj pan do domu.
Gospodarz jednak nie uczyni� tego od razu. �y� w biedzie. Sumienie mu nie pozwala�o zostawi� na zmarnowanie tyle dobrego mi�sa. Cortejo i Landola wykroili wprawdzie i zabrali ze sob� spore kawa�y koniny, ale by�o jej jeszcze bardzo du�o. Nie namy�laj�c si�, wyci�gn�� n� i zabra� si� do roboty.
W tym samym czasie �cigaj�cy zacz�li si� mozolnie wdrapywa� po zboczu w�wozu. Towarzyszy� im pies. Ska�a by�a bardzo stroma, mimo to posuwali si� do�� sprawnie, pomagaj�c sobie wzajemnie. Wkr�tce us�yszeli jakie� szumy i szmery. By�y to potoki wyp�ywaj�ce w r�nych miejscach i staraj�ce si� przebi� przez law�. Przed jednym ze �r�de� Mindrello przystan��, zanurzy� w nim r�k� i� cofn�� j� gwa�townie.
��To prawdziwy ukrop! � krzykn��. � O ma�y w�os nie poparzy�em sobie d�oni!
Towarzysze roze�miali si� z niedowierzaniem. Po czym zrobiwszy to samo, co Mindrello, r�wnie szybko jak on odskoczyli od �r�d�a. Woda naprawd� by�a bardzo gor�ca.
��No, do�� tych eksperyment�w � powiedzia� Grandeprise. � Chod�my dalej.
Musieli i�� nadzwyczaj ostro�nie, co chwila badaj�c grunt, bo ka�de mocniejsze st�pni�cie grozi�o zanurzeniem si� we wrz�cej cieczy, p�yn�cej pod powierzchni� ziemi. S�o�ce wskazywa�o mniej wi�cej czwart� po po�udniu, gdy pokonali ostatnie wzniesienie. Oczom ich ukaza�a si� g�rska prze��cz z zalegaj�cymi j� wielkimi blokami czarnej lawy oraz k��by pary unosz�ce si� w wielu miejscach nad gor�cymi �r�d�ami. Ze s��w ober�ysty wynika�o, �e Czarcie �r�d�o le�y tu� obok. Rozejrzeli si�. I rzeczywi�cie. W ciemnej szczelinie, wydr��onej w skamienia�ej lawie, l�ni�a czarna tafla wody. Dostrzec j� mo�na by�o tylko wtedy, gdy wiatr rozprasza� tumany mg�y.
Otoczenie Czarciego �r�d�a robi�o niesamowite wra�enie. Kiedy tak patrzyli na owo skupisko od�am�w skalnych i blok�w lawy, zdawa�o si�, �e to dzie�o samego szatana, pope�nione w przyst�pie szewskiej pasji lub z�ego humoru. Tylko diabe� m�g� sobie tak poczyna� z g�rami i wulkanami.
Przez jaki� czas zachwycali si� tak�e zupe�nie innym obrazem natury. Na zachodzie pasma g�rskie opada�y �agodnie ku Oceanowi Spokojnemu, a jego wody zdawa�y si� b�yszcze� mi�dzy poszczeg�lnymi szczytami. Oczywi�cie by�o to z�udzenie, gdy� odleg�o�� g�r od oceanu wynosi�a co najmniej dwie�cie kilometr�w. W rzeczywisto�ci chmury i ob�oki �udawa�y� fale, a wy�aniaj�ce si� z nich wierzcho�ki g�r � wyspy. Najlepiej widoczny by� Pic de Tancitaro oraz wznosz�cy si� naprzeciw � Nevado de Colima. Chwilami mo�na by�o dojrze� w oddali niezupe�nie jeszcze wygas�y wulkan Jorullo. Wkr�tce jednak, poniewa� mia�o si� ku wieczorowi, mg�a zasnu�a dolin� i ca�kowicie okry�a ten najwy�szy szczyt zachodniego pasma.
Zbieg�w nie by�o jeszcze nawet s�ycha�. Mindrello ukry� si� wi�c w wy�omie skalnym, sk�d nie zauwa�ony, m�g� doskonale obserwowa� okolic�, a przede wszystkim drog�, na kt�rej musieli si� pojawi� Landola i Cortejo. Grandeprise i Mariano natomiast usiedli pod ska�� w pobli�u Fuente del Diablo.
Po chwili milczenia odezwa� si� Mariano:
��Senior, co zrobimy z tymi dwoma �otrami? Traper obrzuci� go badawczym spojrzeniem.
��A co pan by zrobi�? � zapyta�. Mariano namy�la� si� d�ugo.
��Odstawi�bym ich do Santa Jaga � powiedzia� wreszcie.
���eby jeszcze raz uciekli? A w og�le po co tam w�a�nie?
��Ich zeznania b�d� nam potrzebne w procesie rodziny Rodrigand�w przeciw Cortejom.
��Czego si� pan spodziewa po tych draniach? �e powiedz� prawd�? To naiwno��! A zreszt� mamy przecie� Pabla Corteja i jego c�rk�. Je�eli tak bardzo zale�y panu na zeznaniach przest�pc�w, wystarczy to, co uda si� wydoby� z Josefy, ewentualnie Gasparina, ale Landoli� � d�ugo wstrzymywana w�ciek�o�� wybuch�a w nim nagle � Enrique�a Landoli wam nie oddam! Nale�y do mnie, wy��cznie do mnie!
Trudno by�o pozna� tego zazwyczaj opanowanego cz�owieka. Na policzki wyst�pi�y mu rumie�ce, w oczach pojawi�y si� dziwne b�yski, a usta przybra�y zaci�ty wyraz. Gdyby Landola widzia� w tej chwili swego �miertelnego wroga, przyrodniego brata, z pewno�ci� przestraszy�by si� nie na �arty.
Mariano nie zd��y� nic odpowiedzie� traperowi, gdy� w tym momencie nadszed� Mindrello z wiadomo�ci�, �e zbiegowie si� zbli�aj�.
��A wi�c do dzie�a! � zawo�a� Grandeprise.
Ju� wcze�niej ustalono, �e Mariano i Mindrello schowaj� si� za blokami skalnymi, a Grandeprise wraz z psem wyjdzie na spotkanie wrog�w. Ustalono r�wnie�, �e strzela� b�d� tylko w obronie w�asnej i �e nawet w tym przypadku nale�y celowa� nie w g�ow� i nie w serce, ale tak, by rany nie by�y �miertelne.
��Pami�tajcie, musimy ich uj�� �ywych � przypomnia� traper.
Kiedy wszyscy trzej zaj�li swe posterunki, nad Czarcim �r�d�em znowu zapanowa�a martwa cisza. Minuty oczekiwania wlok�y si� niepomiernie. Grandeprise zacz�� nawet przypuszcza�, �e Mindrello si� pomyli�. Nagle us�ysza� odg�os spadaj�cego kamienia i zaraz potem ujrza� dwa konie, a na nich Landol� i Corteja. W tych wyn�dznia�ych postaciach o zapad�ych policzkach z trudem rozpozna� obu przest�pc�w. Dziesi�� dni zm�czenia i g�odu wyry�o na ich twarzach g��bokie �lady.
Zatrzymawszy si� na szczycie prze��czy, Gasparino a� krzykn�� z rado�ci i szybko zsun�� si� z konia. R�wnie� Landola, cho� bardziej pow�ci�gliwy w wyra�aniu uczu�, nie m�g� ukry� zadowolenia na widok dogodnego do wypoczynku miejsca.
��O, nieba! T� drog� b�d� d�ugo pami�ta� � westchn�� Cortejo, siadaj�c nad wod�. � Co za m�ka! Nie mog� powiedzie�, �e jestem panu wdzi�czny. Dlaczego nie znalaz� pan lepszej?
��G�ow� bym da�, �e zamiast podzi�kowania spotkaj� mnie z pa�skiej strony tylko wyrzuty! Czy to tak trudno zrozumie�, �e by�a to dla nas jedyna droga? �e na ka�dej innej grozi�o nam stokro� wi�cej niebezpiecze�stw?!
��No dobrze ju�, dobrze. A co teraz nas czeka?
��Wszystko b�dzie dobrze! Droga do Manzanillo to w por�wnaniu z t�, kt�r��my przebyli, dziecinna igraszka. Prosz� mi wierzy�! Po tej stronie g�r orientuj� si� doskonale i doprowadz� pana zdrowo i ca�o.
��Oby tylko nie zem�ci�o si� na nas to zab�jstwo Manfreda. Zbyt pochopnie u�ywa pan no�a, senior Landola!
��Phi! To najmniejszy k�opot. Kto by si� tam przejmowa� Manfredem! Przypuszczam nawet, �e znajd� si� ludzie, kt�rzy b�d� wdzi�czni, �e�my go sprz�tn�li. Gdyby go schwytano, i tak by wisia�.
��Ale mia� racj� domagaj�c si� konia. Przecie� to pa�ski pad�, a wi�c pan powinien by� i�� pieszo.
��Okaza�bym si� ostatnim durniem, gdybym si� na to zgodzi�! W takiej sytuacji ka�dy musi dba� przede wszystkim o siebie i nie mie� lito�ci dla innych.
��Dobrze, �e mi pan to powiedzia�! A wi�c mo�e si� zdarzy�, �e i ze mn� post�pi senior tak jak z tym ch�opcem. �al mi go. Du�o mu przecie� zawdzi�czamy i dlatego zas�u�y� na lepszy los.
��Nie m�w g�upstw. Przyspieszyli�my tylko to, co i tak by go spotka�o. A teraz powiedz pan szczerze: czy naprawd� by� pan sk�onny podzieli� si� z nim pieni�dzmi? O nie, znam pana dobrze! Pozby�by si� go senior przy pierwszej lepszej sposobno�ci. Ale do�� ju� o tym. Co si� sta�o, to si� nie odstanie. Postaraj si� pan lepiej o ogie�, �eby�my mogli zje�� co� gor�cego.
��Ko�skie mi�so� Brrr! � wzdrygn�� si� Cortejo. � Nawet kiedy bywa�em w najpodlejszym nastroju, do g�owy mi nie przysz�o, �e kiedy� b�d� musia� si� zadowoli� tym specja�em!
��Ale� z pana maminsynek! Ju� gorsze �wi�stwa jada�em. Zreszt�, nasza mord�ga wkr�tce si� sko�czy. Oczywi�cie potrzebne s� pieni�dze i jeszcze raz pieni�dze. Nie ma co! Zabierzemy je pierwszemu lepszemu bogaczowi, kt�rego spotkamy.
��Tym pierwszym lepszym b�d� chyba ja � spoza ska�y wysun�� si� Grandeprise z wymierzonym w nich karabinem.
Landola i Cortejo patrzyli na niego w os�upieniu. Po kilku sekundach pirat och�on�� i zawo�a�:
��To ty, Grandeprise?! Bies ci� chyba sprowadzi�! Id� wi�c do diab�a!
Wyci�gn�� n� zza pasa i rzuci� si� na trapera. Nie zdo�a� jednak go dosi�gn��. Pies okaza� si� szybszy. G�o�no ujadaj�c skoczy� na napastnika i powali� na ziemi�. N� wypad� z r�ki �an doli.
Szczekanie charta by�o � jak ustalono � sygna�em dla Mariana i Mindrella. Wybiegli z ukrycia i obezw�adnili pirata. Zdesperowany Gasparino nie stawia� oporu. Skr�powano obydwu rzemieniami, zawleczono nad wod� i umieszczono pod skalnym g�azem w p� siedz�cej, p� le��cej pozycji. Pies warowa� obok, natomiast Grandeprise, Mariano i Mindrello usiedli naprzeciwko je�c�w.
��No, senior Landola � rzek� traper, obrzucaj�c przyrodniego brata nienawistnym spojrzeniem � nie spodziewali�cie si� wpa�� po raz drugi w nasze r�ce, prawda?
Pirat nie odpowiedzia�. Odwr�ci� g�ow� i zamkn�� oczy tak jak Cortejo.
��O, dumny jeste�! Nie chcesz gada�? Tym lepiej, proces b�dzie kr�tszy. Nie mamy zamiaru st�d was zabiera�. Tu przeprowadzimy s�d zgodnie z prawami prerii i wydamy bezapelacyjny wyrok.
Landola drgn��. Chcia� wida� zyska� na czasie, bo po chwili odezwa� si�:
��Nie wyobra�ajcie sobie, �e mo�ecie by� naszymi s�dziami! Tu nie preria!
��Ale ja jestem traperem i przestrzegam praw prerii!
��One nas nie dotycz�! ��damy prawdziwego s�du.
��Nic wi�cej? � w g�osie Grandeprise�a zabrzmia�a ironia. � Dlaczego uciekli�cie, skoro domagacie si� zwyk�ego s�du? Wasza ucieczka dowodzi, �e w og�le chcieli�cie unikn�� odpowiedzialno�ci. Dlatego te� rozprawa odb�dzie si� tutaj!
��Nie macie do tego prawa!
��Jeste� o tym przekonany, m�j przyrodni bracie? � roze�mia� si� Grandeprise wrogo. � Zamordowa�e� mi ojca, porwa�e� narzeczon�, przyw�aszczy�e� moje dobre imi� i maj�tek! To twoja wina, �e przez ca�e lata nie mog�em �y� spokojnie! I ty �miesz jeszcze twierdzi�, �e nie mam prawa by� twoim s�dzi�?! �miechu warte! �ciga�em ci� przez prerie i g�ry, przez jeziora i lasy. Nie spocz��em ani chwili, a teraz gdy wreszcie ci� uj��em, mia�bym ci� pu�ci� wolno? Jeste� najwi�kszym draniem, jakiego znam, sko�czysz wi�c, jak na to zas�u�y�e�!
Landola udawa�, �e s�ucha tych s��w ze spokojem, ale przestraszy� si� nie na �arty. Zdawa� sobie doskonale spraw�, �e od cz�owieka, kt�remu wyrz�dzi� tyle z�a, nie mo�e si� spodziewa� lito�ci. Jedyn� desk� ratunku by�o zyskanie na czasie. Dlatego odezwa� si� z pozorn� beztrosk�, nawet lekko si� u�miechaj�c:
��Nie b�dziesz mia� odwagi mnie tkn��. Zreszt� senior Mariano nie pozwoli na to.
��Ja?! A niby to dlaczego mia�oby mi zale�e� na pa�skim �yciu?!
��Bo beze mnie nie b�dzie pan m�g� udowodni�, �e jest prawdziwym hrabi�!
��Myli si� pan. Mam wystarczaj�ce dowody! Zreszt� w naszych r�kach jest Pablo Cortejo i Josefa.
��Ale co pan zrobi, gdy oni z�o�� niekorzystne dla pana zeznania? Z fa�szywym Alfonsem mo�e si� pan rozprawi� jedynie przy naszej pomocy.
��Do�� ju� tej komedii! Zapomina senior, �e sytuacja si� zmieni�a. Nie potrzebujemy waszych zezna�. Dysponujemy, powtarzam, w pe�ni wiarygodnymi dowodami. Ma�o tego, one i was obci��aj�. Nie mam wi�c zamiaru ani nie chc� wchodzi� z panem w jakiekolwiek uk�ady.
Landola straci� panowanie nad sob�.
��B�d�cie przekl�ci do setnego pokolenia! � wrzasn��. � I sko�czcie wreszcie t� fars�.
��Kt�ra dla was zamieni si� wkr�tce w tragedi� � mrukn�� Grandeprise. � Senior Mariano, o co oskar�a pan tego cz�owieka, kt�ry zwie si� Landola? Zwracam uwag�, �e mo�e pan wymieni� jedynie te zbrodnie, kt�re dotycz� pana i pa�skich przyjaci�. Takie s� prawa prerii.
��Rozumiem. Oskar�am Landol� o porwanie i uprowadzenie.
��Kogo? Prosz� dok�adnie okre�li�.
��Mnie i moich przyjaci�.
��A pan, senior Mindrello, o co oskar�a tego cz�owieka?
��O to samo, ponadto za� o handel lud�mi, czego ofiar� padli�my mi�dzy innymi ja i hrabia Fernando de Rodriganda, a tak�e�
��To wystarczy � przerwa� traper. � Nie b�d� ju� powtarza�, seniores, ile krzywd mnie wyrz�dzi� ten cz�owiek. Jak� kar� przewiduje prawo prerii za porwanie i uprowadzenie cz�owieka?
Zar�wno Mariano, jak i Mindrello zbyt wiele wycierpieli od Landoli, aby si� zastanawia� nad odpowiedzi�. Prawie r�wnocze�nie zawo�ali:
��Kar� �mierci!
��A jak� kar� przewiduje za wielokrotne porwanie? � pyta� dalej Grandeprise.
��Wielokrotn� kar� �mierci!
��Dzi�kuj�, seniores! Jest to zgodne z tym prawem. A teraz kolej na Gasparina Corteja. O co jego oskar�asz, senior Mariano?
��Oskar�am go o wsp�udzia� w zbrodniach Landoli. To on dokona� porwania dziecka, czyli mnie i zamiany. Ponadto zorganizowa� zamach na �ycie mego ojca i zagrabi� nasze mienie. W�a�ciwie to on by� inicjatorem wszystkich tych zbrodni.
��A pan, senior Mindrello?
��Oskar�am Gasparina Corteja o bezprawne pozbawienie wolno�ci, o wsp�udzia� w procederze handlowania lud�mi, o przyczynienie si� do nieludzkich cierpie�, jakich dozna�em w niewoli wraz z hrabi� Rodriganda.
��To w zupe�no�ci wystarcza, senior! Prosz� teraz odpowiedzie�: jak� kar� przewiduj� prawa prerii za kidnaperstwo?
���mier�.
��A za wielokrotne porwanie?
���mier� wielokrotn�.
��S�yszeli�cie? � zwr�ci� si� do je�c�w, przypatruj�c si� im uwa�nie. � Wyrok zapad�. Przygotowujcie si� do �mierci! � a szeptem doda�: � Ciekawym, jak zareaguj� na te s�owa.
Landola udawa� oboj�tno��. Le�a� na ziemi z zaci�ni�tymi z�bami i od czasu do czasu obrzuca� wrog�w z�ym, pogardliwym spojrzeniem. Gasparino natomiast nawet nie usi�owa� ukry� przera�enia. J�cza� i szlocha�, co chwila zach�ystuj�c si� �zami. Dla wszystkich by�o jasne, �e gdyby mia� cho� najmniejsz� iskierk� nadziei, nie zawaha�by si� przed zdrad� kompana.
Grandeprise raptem wsta�. Podszed� do �r�d�a i zanurzy� w nim palec. Pr�ba wypad�a pomy�lnie, bo z zadowolenia a� cmokn�� i pokiwa� z u�miechem g�ow�. Nic jednak nie powiedzia�. Usiad� znowu naprzeciw je�c�w. Tylko twarz mia� zmienion�: pojawi� si� na niej wyraz okrucie�stwa.
��Musimy szybko rozprawi� si� z tymi �otrami! � zawo�a� po chwili Mariano. � Wiecz�r si� zbli�a, a czeka nas d�uga droga powrotna.
��Szybko? O, nie! � zaprotestowa� traper. � Co te� chodzi panu po g�owie! Czy cierpienia spowodowane rozmy�lnie przez tych ludzi trwa�y kr�tko? Czy przez osiemna�cie lat nie przeszli�cie piek�a, pan i Mindrello? Nie chcecie zemsty? A ja uwa�am, �e kulka w �eb by�aby dla nich nie zas�u�onym aktem �aski. Zas�u�yli nie tylko na �mier�, ale tak�e na tortury!
��Istotnie, jeszcze za �ycia powinni poczu� przedsmak piek�a! � przytakn�� Mindrello. � Czy ju� senior obmy�li�, jak umr�?
��Naprawd� si� pan nie domy�la? Przecie� to takie proste! Czy ju� pan zapomnia�, jak szybko wyci�ga� r�k� z tej wrz�cej wody? � wskaza� mu �r�d�o.
��Per todos los Santos! Wszyscy �wi�ci! � zawo�a� Mindrello.
��Doskona�y pomys�! Wrzucimy �otr�w do Fuente del Diablo! Grandeprise zaprzeczy� ruchem g�owy.
��Za pr�dko by umarli. B�dziemy ich zanurza� w ukropie powoli, powolutku� Po kawa�eczku� Niechaj sekundy wydadz� im si� wieczno�ci�. Niech skoml� o �mier� jak o �ask�. Niech�
Przerwa� mu d�ugi, straszliwy wrzask. To Cortejo nie wytrzyma�. Bliski ob��du, wpatrywa� si� w Amerykanina nieprzytomnym wzrokiem.
��Bo�e, b�d� mi�o�ciwi � wybe�kota�. � Wszystko inne, senior, byle nie to! Na lito�� bosk�, b�agam!
��Po pierwsze, nie j�cz i nie biadol! Po drugie, zostaw Pana Boga w spokoju. To niedorzeczne wzywa� go teraz na pomoc.
��Je�eli tak� �mier� nam gotujecie, jeste�cie szatanami, nie lud�mi!
��Ju� zapomnia�e�, co sam robi�e�? To wy poczynali�cie sobie gorzej od diab��w! Nie pro�cie wi�c o lito��, bo jej nigdy nie okazywali�cie innym!
��Mimo to prosz�, b�agam, pu��cie nas wolno. Przysi�gam na wszystkie �wi�to�ci, �e nigdy ju� nie staniemy wam na drodze. Przysi�gam na zbawienie duszy! Senior Mariano, wiem, �e ma pan mi�kkie serce i nie dopu�ci�
��Milcz, g�upcze! � przerwa� mu Landola. � Czy nie widzisz, �e szkoda ka�dego s�owa dla tych zbir�w? Czy nie rozumiesz, �e im g�o�niej my j�czymy, tym bardziej oni si� ciesz�? B�d��e m�czyzn�!
Odwr�ci� si�, jakby chcia� tym po�wiadczy�, �e ju� wi�cej nie ma nic do powiedzenia.
W tym momencie Mariano, kt�ry dotychczas milcza�, wsta� z ziemi i skin�� na Grandeprise�a, by poszed� za nim. Zatrzyma� si� w takiej odleg�o�ci, by odg�osy rozmowy nie dochodzi�y do zbrodniarzy. Grandeprise mia� ponur� min�, przeczuwa� bowiem, co chce od niego m�ody hrabia.
��Senior Mariano � rzek� � wiem, o co panu chodzi, ale o�wiadczam z g�ry, �e nie ust�pi�.
��Senior Grandeprise, nie by�by pan cz�owiekiem, lecz diab�em wcielonym!
Traper spojrza� na niego niemal wrogo.
��Senior, szanuj� pa�sk� wielkoduszno��. Po tylu krzywdach, jakie te �otry wyrz�dzi�y panu i pa�skiej rodzinie� Ale prosz� nie wymaga� ode mnie, bym zmieni� swoje pogl�dy. Ile� to ju� lat dzie� i noc my�la�em o zem�cie na przyrodnim bracie! Cierpia�em g��d, niedostatek, poniewierk�. Jaki� g�os wewn�trzny m�wi� mi, �e nadzieje si� spe�ni�. Jestem szczery: chc� zemsty, nie kary. Nie moja wina, �e inaczej czuj� ni� pan. Spowodowa� to on, Landola! Wyp�dzi� mnie do dzikiej g�uszy, kt�ra sta�a si� moj� jedyn� ojczyzn�. A w niej nie ma innych praw, tylko prawo bezwzgl�dnej i krwawej wendetty.
��Nie mog� i nie chc� zmienia� pa�skiej decyzji. Co jednak panu zawini� Cortejo?
��Mnie nic. Je�eli Mindrello si� zgodzi, mo�e pan temu �otrowi wpakowa� kulk� w �eb. Tylko �e Mindrello, jak s�dz�, wyznaje te same zasady co ja.
Mariano wiedzia�, �e tak jest w istocie i na nic by si� zda�o prosi� Mindrella o �ask� dla Corteja. Westchn�� wi�c tylko i powiedzia�:
��Zrobi�em wszystko, co mog�em, niestety, bez rezultatu. Prosz� jednak nie ��da�, abym uczestniczy� w egzekucji.
��Kt� by tego ��da�? Sami sobie damy rad�!
Gdy wr�cili do Mindrella, by� on zaj�ty wi�zaniem lassa z rzemieni; �atwo odgadn��, do czego mia�o s�u�y�. Landola ci�gle jeszcze le�a� odwr�cony ty�em, natomiast by�y notariusz przygl�da� si� tym przygotowaniom oczami szeroko otwartymi ze strachu. Na jego czo�o wyst�pi�y grube krople potu. Zacz�� b�aga� ochryp�ym g�osem:
��Senior, lito�ci! Nie b�d�cie tak okrutni! Nie prosz� o darowanie �ycia, ale o szybk� �mier�! Od kuli! Macie przecie� bro� i mo�ecie�
��Nikczemny tch�rzu! � s�owa te wykrzykn�� z najwi�ksz� pogard� Landola. Wspar� si� na �okciu i wpatrywa� z nienawi�ci� w towarzysza niedoli. � Je�eli kiedykolwiek waha�em si�, co s�dzi� o panu, teraz ju� wiem na pewno! Jest pan niczym! Padnij przed nimi na kolana, czo�gaj si� na brzuchu, n�dzny karle! Zlizuj py� z ich but�w, pro�, by ci pluli w pysk! Dla takiego, politowania godnego �otra, najokrutniejszy rodzaj �mierci by�by �ask�!
Nim Grandeprise i towarzysze zorientowali si�, o co chodzi, Landola zerwa� si� na r�wne nogi � wida� zdo�a� jako� rozlu�ni� rzemienie � i poci�gn�wszy za sob� Corteja, skoczy� z nim razem do �r�d�a. Rozleg� si� rozdzieraj�cy ryk notariusza i przera�liwy �miech pirata. A zaraz potem zaleg�a g�ucha cisza. Wody Fuente del Diablo na zawsze poch�on�y cia�a z�oczy�c�w.
Mariano, Grandeprise i Mindrello przez dobre kilka minut stali w milczeniu nad brzegiem jeziora.
��To koniec � rzek� wreszcie Mariano. � Landola wykona� wyrok za nas. Mo�e to i lepiej. Niechaj B�g zmi�uje si� nad ich duszami!
Noc ju� zapad�a nad bezludn� g�rsk� dolin�, gdy wr�cili do hotelu �Dolores�. Gospodarz zasypa� ich pytaniami, nie kwapili si� jednak do rozmowy, t�umacz�c si� zm�czeniem. Za to ze smakiem pa�aszowali piecze� � jak s�dzili � bawol�, podan� na wieczerz�. Dopiero gdy prze�kn�li ostatni kawa�ek, hotelarz oznajmi�, �e by�a to konina.
��Moja �ona � m�wi� z u�miechem � jest specjalistk� w przyrz�dzaniu asado z tego mi�siwa. Post�pi�bym wi�c g�upio, nie wzi�wszy cho�by kawa�ka z tego zabitego konia. Prawda, seniores?
Byli tak strudzeni, �e pokiwali tylko g�owami i czym pr�dzej roz�o�yli si� na pod�odze. Nim gospodarz wyszed� z izby, wszyscy trzej spali snem sprawiedliwego.
Rano obudzili si� wypocz�ci, a ich wierzchowce r�wnie� powr�ci�y do si�. Na po�egnanie ofiarowali hotelarzowi konie Corteja i Landoli. Zachwycony tym darem, d�ugo sta� przed drzwiami �hotelu� i k�ania� si� w pas dobroczy�com, chocia� dawno ju� znikn�li za pierwszym zakr�tem.
OBLʯENIE QUERETARO
Obl�enie Queretaro trwa�o ju� wiele dni. Oblegani dokonali do sz�stego maja pi�tnastu wypad�w; wyczerpa�o to doszcz�tnie ich si�y. Cesarz Maksymilian pr�bowa� wi�c pertraktowa� z genera�em Escobedem. Proponowa�, �e odda miasto pod warunkiem, i� b�dzie m�g� wraz z �o�nierzami Europejczykami opu�ci� kraj, a jego zwolennikom w Meksyku w�os z g�owy nie spadnie. Escobedo odpowiedzia� lakonicznie:
Otrzyma�em rozkaz wzi�cia Queretaro, a nie pertraktowania z rzekomym cesarzem Meksyku, kt�rego nie uznaj�. Krew tych, kt�rych zamordowano w imi� tak zwanego cesarstwa lub rozstrzelano w my�l dekretu z 3 listopada, wola o pomst� do nieba. Arcyksi�ciu austriackiemu dawano niejedn� sposobno�� unikni�cia kary za te czyny. Je�eli nie us�ucha� i nie wykorzysta� sposobno�ci, sam sobie winien.
Po tej odpowiedzi Maksymilian usi�owa� skontaktowa� si� z Juarezem, lecz bezskutecznie. To samo spotka�o genera�a Miramona. Na pr�no zwraca� si� do Juareza, Escobeda i innych genera��w w nadziei, �e uda mu si� wydosta� z pu�apki, w kt�r� zwabi� cesarza. Odpowiadano milczeniem lub szyderstwem.
Siedzia� teraz w swoim pokoju. Przed nim sta� pu�kownik Lopez, ten sam, kt�remu nie uda�o si� porwa� Emilii. Lopez by� kawalerem legii honorowej, uwa�ano go za osobistego przyjaciela Maksymiliana, gdy� cesarz trzyma� do chrztu jego syna. Maksymilian mianowa� go najpierw komendantem twierdzy Chapultepec, potem za� pu�kownikiem u�an�w cesarzowej i komendantem jej przybocznej gwardii. Lopez wi�c wiele zawdzi�cza� cesarzowi.
Obaj oficerowie mieli pos�pne miny, cho� r�ne by�y tego przyczyny. Genera� wygl�da� na cz�owieka, kt�ry straci� wszelk� nadziej�.
��Wr�ci�em w�a�nie z obchodu pozycji � m�wi�. � Nasze po�o�enie jest beznadziejne. Utrzymamy si� najwy�ej kilka dni. Kartacze wroga zupe�nie zniszczy�y Cerro de las Campanas, tylko fort La Cruz b�dzie si� jeszcze m�g� jaki� czas broni�.
��M�wi�, �e jest nie do zdobycia.
��Dzi� ju� nie. Wkr�tce wmaszeruje tam Escobedo i da krwaw� odpowied� na dekret cesarza.
��Nie ma ratunku?
��Nie. Pozosta�a nam tylko �mier� z broni� w r�ku.
��Ach! � Lopez u�miechn�� si� ironicznie. � �mier� za cesarza to pi�kna rzecz, ale �ycie jest pi�kniejsze.
��Ma pan racj�. Tym bardziej �e nasza �mier� oznacza�aby definitywny kres tego wszystkiego, nad czym pracowali�my tyle lat. Nie chc�, nie mog� umrze� z my�l�, �e ten Indianin Juarez znowu zostanie prezydentem Meksyku, �e znowu b�d� go czci� i wielbi�!
��Musimy znale�� jakie� wyj�cie!
��Jest jedno, ale�
��Niech�e pan m�wi!
��No dobrze. Ufam panu. I nie musz� chyba obawia� si� pa�skiej niedyskrecji.
��B�d� milcza� jak gr�b!
��A wi�c zastan�wmy si� nad po�o�eniem cesarza.
��Jest zgubiony. Wydaj�c dekret, podpisa� na siebie wyrok �mierci. I na pewno zostanie on wykonany.
��A wi�c nasze po�wi�cenie nic ju� mu nie pomo�e.
��Uwa�a wi�c senior, �e zamiast broni� cesarza nale�a�oby� zostawi� go losowi?
��To za ma�o. Tylko dzia�anie mo�e nas uratowa�.
��Rozumiem�
��Czy jest pan got�w zosta� moim wys�annikiem?
��Oczywi�cie!
��Przypominam, �e wybaczy�em panu ucieczk� seniority Emilii w nadziei, �e innym razem panu si� poszcz�ci. Odpowiednia chwila nadesz�a.
Lopez spojrza� spod oka na prze�o�onego.
��A wi�c ju� wtedy my�la� pan o tej mo�liwo�ci?
��Tak.
��Ale czy znalaz� pan osob�, z kt�r� mo�na pertraktowa�?
��Znalaz�em. A nawet wi�cej: jest cz�ciowo przygotowana. To genera� Velez, kt�rego niedawno bli�ej pozna�em.
��Velez? � Lopez by� zaskoczony. � Czy ten cz�owiek naprawd� nadaje si� do tego?
��Moim zdaniem �wietnie. Twardy, odwa�ny, doskonale radzi sobie z �o�nierzami. A w dodatku nienawidzi cesarza i da�by wiele, gdyby m�g� go wzi�� do niewoli.
��Czy otrzyma od swych zwierzchnik�w pe�nomocnictwo do zawarcia z panem wiadomej urnowy?
��Escobedo b�dzie zadowolony z zaw�adni�cia miastem bez dalszych ofiar.
��W takim razie trzeba mu przede wszystkim odda� fort La Cruz?
��Tak. A wi�c podejmie si� pan misji?
��Zgoda.
��Oto klucz od bramy wypadowej. Dzi�, punktualnie o p�nocy, Velez przedostanie si� do niej.
��Sam, osobi�cie?
��Tak. Ufa mi ca�kowicie.
��Jakie stawia pan warunki?
��Bezpieczny odwr�t dla pana i dla mnie.
��A jakich pan ��da gwarancji?
��Jakich�e m�g�bym ��da�? Velez nie b�dzie tak nieostro�ny, aby pozostawi� na papierze jakikolwiek �lad tej sprawy.
��Musimy wi�c si� zadowoli� jego s�owem honoru?
��Tak. Velez jeszcze nigdy w �yciu nie z�ama� s�owa.
��To wszystko, co mam za�atwi�?
��Tak. Niech pan tylko nie sp�ni si� nawet o sekund�. B�d� czeka� na pana. Nie po�o�� si�, zanim senior nie powiadomi mnie o wynikach rozmowy.
Lopez wyszed�. Znalaz�szy si� na dworze, zacisn�� pi�ci.
��Ka�dy otrzymuje to, na co zas�u�y� � mrukn�� do siebie.
��Niedoczekanie twoje, generale! Sprowadzi�e� na cesarza nieszcz�cie. Zginiesz tak samo jak on!
Nie m�g� si� doczeka� p�nocy. Wydawa�o mu si�, �e czas stan�� w miejscu. Nareszcie nadesz�a upragniona chwila. Podkrad� si� do furty wypadowej, otworzy� j� cicho i r�wnie cicho zamkn�� za sob�. Natychmiast zauwa�y� jak�� posta� opart� o mur. Podszed� do niej.
��Jestem wys�annikiem genera�a Miramona � powiedzia� szeptem. � Pu�kownik Lopez do us�ug. Czy mam zaszczyt z genera�em Velezem?
��Tak jest. Wiele o panu s�ysza�em. Niedawno przys�a� mi pan przemi�� dziewczyn� � genera� roze�mia� si�.
��Nie rozumiem�
��Dobrze ju�, dobrze! Chcia� j� pan zawlec do Tuli i tam powiesi�!
��Dajmy temu spok�j!
��Zgoda. A wi�c do rzeczy. Czego ��da Miramon?
��Wolno�ci dla siebie i dla mnie.
��Hm. Nie jest jej wart. Najch�tniej nie pozwoli�bym mu uciec.
��Ja te�.
��Jak to? � zdumia� si� genera�.
��Nie uwa�am go za przyjaciela.
��Do kro�set! Przecie� zgodzi� si� pan by� jego pe�nomocnikiem?
��No tak, ale chcia�bym go wyprowadzi� w pole. Powiem mu, �e zawar�em z panem umow� na jego warunkach, a tymczasem wpuszcz� pana wojska t� bram� o dzie� wcze�niej i wtedy�
��Do licha! Miramon b�dzie przekonany, �e to nie senior, tylko ja post�pi�em nieuczciwie!
��Niech si� pan o to nie martwi! Przecie� mu nie wyjawi� prawdziwego terminu! Kiedy wejdziecie do miasta czternastego zamiast pi�tnastego maja, nawet mu do g�owy nie przyjdzie, �e macza�em w tym palce!
��No rzeczywi�cie� A wi�c nikt poza panem nie b�dzie zna� naszych plan�w?
��Nikt.
��Czy wie pan dok�adnie, gdzie mieszka cesarz?
��W klasztorze La Cruz. By�em nieraz w jego apartamentach.
��Zaprowadzi mnie tam pan o oznaczonej godzinie.
��Ustalenie jej nale�y do pana. Co do mnie natomiast, musz� mie� gwarancj� ca�kowitego bezpiecze�stwa dla siebie i mojej rodziny, musi mi pan tak�e zapewni� ochron� mienia.
��Zgoda.
��Pr�cz tego chcia�bym otrzyma� troch� got�wki.
��O jak� sum� chodzi? Je�eli b�dzie za wysoka, zrezygnuj� z interesu. A wi�c?
��Uwa�a pan, �e dziesi�� tysi�cy pesos to za du�o?
��S�ono pan liczy, ale zap�ac� t� sum�. Ustalmy wi�c szczeg�y. W nocy z czternastego na pi�tnastego maja, o godzinie jedenastej, otworzy pan t� bram�. W pobli�u znajdzie senior portfel z pieni�dzmi w walucie angielskiej. Do p�nocy b�dzie pan m�g� wszystko dok�adnie przeliczy�, a tym samym sprawdzi�, czy dotrzyma�em przyrzeczenia. Dok�adnie o p�nocy wejd� przez bram� z dwustu lud�mi, wi�kszej liczby �o�nierzy nie chcia�bym nara�a�. Gdy przekonam si�, �e nie urz�dzi� pan na nas zasadzki, po�l� po posi�ki. I wtedy zaprowadzi mnie pan do cesarza. To wszystko. Dla unikni�cia wszelkich podejrze� zostanie pan oczywi�cie uwi�ziony na pewien czas. R�cz� jednak, �e po dw�ch tygodniach b�dzie m�g� senior odej�� spokojnie wraz z rodzin� i ca�ym dobytkiem. Zgoda?
��Zgoda.
Podawszy sobie d�onie, rozstali si�. Genera� Velez wr�ci� do obozu, Lopez za� uda� si� do genera�a Miramona, kt�ry czeka� na niego z niecierpliwo�ci�.
��No, jak�e posz�o? M�w�e pan! � zapyta� podenerwowanym tonem.
��Jak po ma�le! B�dzie pan zadowolony, generale.
��Dzi�ki Bogu � Miramon odetchn�� z ulg�. � Przyznam szczerze, �e si� nieco obawia�em. Wszcz�cie tego rodzaju pertraktacji z nieprzyjacielskim oficerem tak wysokiej rangi by�o b�d� co b�d� krokiem ryzykownym. Gdyby plan si� nie powi�d�, naraziliby�my si� na powa�ne konsekwencje.
Lopez zmarszczy� brwi.
��Ma pan oczywi�cie racj�. Kto jednak podj�� to ryzyko?
��Co za pytanie! My dwaj.
���miem zaprzeczy�. Pan trzyma� si� na uboczu. W razie niepowodzenia ja odpowiada�bym przede wszystkim, mnie by uj�to.
��Dzia�a� pan w moim imieniu i jestem pewien, �e powo�a�by si� pan na mnie. Obaj wi�c w r�wnej mierze nara�ali�my si� na niebezpiecze�stwo.
��Tak pan uwa�a? Mo�e i racja � Lopez doszed� do wniosku, �e trzeba ust�pi�. � W ka�dym razie to szcz�cie, �e plan si� uda�.
��Jak brzmi umowa?
��Otworzymy bram� wypadow� do fortu i wej�cie do klasztoru La Cruz. Velez zaaresztuje cesarza, my za� b�dziemy wolni.
��Jakie gwarancje pan uzyska�?
���adnych pr�cz s�owa honoru. Genera� pokiwa� g�ow�.
��Hm� Czy to wystarczy?
��Teraz pan w�tpi w rzetelno�� Veleza?
��Nie s�ysza�em wprawdzie, aby kiedykolwiek z�ama� dane s�owo, ale w tym przypadku� Hm!� � umilk�. Wida� by�o, �e ci�ko mu m�wi� dalej.
Lopez zrozumia� w lot w czym rzecz.
��Dlaczego obawia si� pan � zapyta� � �e m�g�by w tym przypadku post�pi� inaczej?
��Bo� bo� bo b�dzie nas uwa�a� za zdrajc�w!
��Brzydkie to s�owo, ale trafne. S� ludzie, kt�rzy wyznaj� zasad�, �e wobec zdraj� Do licha, przekl�te s�owo!� �e wobec zdrajc�w mo�na nie dotrzymywa� s�owa. Czy�by Velez nale�a� do nich?
��Nie s�dz�, lecz szkoda, �e nie uda�o si� uzyska� pewniejszej gwarancji. Oczywi�cie i my musieliby�my da� wtedy jak�� r�kojmi�. A co mogliby�my ofiarowa�?
��Hm. Nic ponad s�owo. Jedziemy na jednym w�zku.
��Ale� przeciwnie, po�o�enie nasze jest dla niego dostateczn� gwarancj�, �e dotrzymamy obietnicy. Jaki los nas czeka w niewoli?
��Z pewno�ci� niezbyt ciekawy. Ale i � doda� z naciskiem � nie bardzo tragiczny. Po zawarciu pokoju je�cy wojenni odzyskuj� przecie� wolno��.
��Na to nie mo�na liczy�.
��Ach! � Lopez uda� przera�enie.
��Nie odzyskamy wolno�ci � ci�gn�� Miramon. Czy wie pan jednak, jaki los czeka cesarza, gdy znajdzie si� w r�kach republikan�w?
��Zostanie rozstrzelany.
��Bez w�tpienia. A my? Czy unikniemy tego?
��S�dzi pan, �e Juarez ka�e rozstrzela� wszystkich, od cesarza do ostatniego �o�nierza?
��Chyba nie.
��No, wi�c? Rozstrzela po prostu przyw�dc�w, to jest cesarza, kilku genera��w i� koniec na tym!
Miramon zmarszczy� czo�o.
��Nie b�dzie to uprzejmie, pu�kowniku, malowa� przede mn� tak� przysz�o��!
��Wed�ug umowy � Lopez nie podj�� tematu � Velez przyb�dzie na czele dwustu ludzi. Gdy przekona si�, �e dotrzymali�my s�owa, wezwie wi�kszy oddzia�.
��A wi�c pomy�la� o �rodkach ostro�no�ci. Kiedy i o kt�rej godzinie zamierza si� pojawi�?
��W nocy z pi�tnastego na szesnastego maja.
��Do licha! Tak p�no?
��Nie mo�e przyby� wcze�niej. Twierdzi�, �e do tego czasu nie b�dzie go w obozie.
��Trudno. Trzeba si� zgodzi�. Kt�r� ustalili�cie godzin�?
��P�noc.
��Oby noc by�a jak najciemniejsza. Je�li plan si� uda, mo�e pan liczy� na wysok� zap�at�.
Lopez wzruszy� ramionami i u�miechn�� si�.
��Trudno �y� sam� nadziej�.
��Nie ufa pan moim s�owom?
��Ale� tak, ale�
��Co �ale��? � obruszy� si� Miramon.
��Nie mo�na zapomina�, �e Juarez jest naszym zaciek�ym wrogiem. Gdy zostanie prezydentem, nie b�dzie pan odgrywa� w kraju �adnej roli.
��Zostan� zapewne skazany na banicj�.
��Jak�e wi�c senior b�dzie m�g� mnie wynagrodzi�?
��Hm. S�dzi pan, �e naprawd� poddam si� zarz�dzeniom Juareza? Mam jeszcze jakie takie wp�ywy, nawet daleko za oceanem� U�yj� ich, aby obali� Zapotek�.
��Ci�kie zadanie. Podobnego nie potrafili rozwi�za� ani Napoleon, ani Maksymilian.
��Szko�a, przez kt�r� przeszed�em, nauczy�a mnie wielu rzeczy. Gdy odzyskam wolno��, Juarez nied�ugo b�dzie rz�dzi�.
Miramon liczy�, �e b�dzie m�g� obj�� w�adz� przy pomocy tajnego zwi�zku. �udzi� si�, �e potrafi zwi�zek tak umocni�, i� zgotuje on kl�sk� Juarezowi. Wola� nie ujawnia� przed Lopezem swych plan�w, powiedzia� wi�c tylko:
��Nie czas teraz m�wi� o tych sprawach. Gdy nadejdzie odpowiednia chwila, dowie si� pan wi�cej. Na dzisiaj dosy�. Dobrej nocy, pu�kowniku!
��Dobranoc, generale!
Lopez odszed�, a Miramon uda� si� na spoczynek. Nim zasn��, rozmy�la�, czy do jednego z jego zwolennik�w, przebywaj�cego mi�dzy Salamank� a Quanacht�, dotar� ju� goniec, kt�rego wys�a� z nast�puj�cym poleceniem:
Po otrzymaniu tego pisma ruszycie na czele swego oddzia�u i napadniecie na ty�y Escobeda, wykrzykuj�c, �e jeste�cie zwolennikami Maksymiliana. Atak ten nie przyniesie wam �adnych korzy�ci, lecz dla mnie ma powa�ne znaczenie. B�dziecie walczy�, dop�ki sil starczy, po czym cofniecie si� i ukryjecie w obozie.
Genera� Miramon
Akcja ta mia�a stanowi� dla genera�a swego rodzaju alibi. Rozkaza� pos�a�cowi, aby w razie schwytania go, po�kn�� kartk�. Nie dosz�o jednak do tego. Goniec prze�lizgn�� si� szcz�liwie przez linie wroga i dotar� do celu. Zausznik Miramona natychmiast po przeczytaniu listu zacz�� si� sposobi� do wykonania rozkazu.
Kurt Unger zosta� przydzielony do oddzia��w genera�a Veleza. Sztab genera�a zaproponowa� now� koncepcj� zdobycia Queretaro. Velez nie chcia� jej zatwierdzi�, wiedzia� ju� bowiem, �e twierdza padnie na skutek zdrady Miramona, nie m�g� jednak nikogo w to wtajemnicza�. Sztabowcy obstawali przy swoim planie. W ko�cu postanowili � i Velez przysta� na to � przedstawi� go g��wnodowodz�cemu, genera�owi Escobedowi. Misj� t� powierzono Kurtowi.
Porucznik wyruszy� p�nym popo�udniem. Kwatera Escobeda le�a�a niedaleko Queretaro. Dotar� do niej w ci�gu godziny. Genera� zwo�a� narad�. Trwa�a bardzo d�ugo. Nim wreszcie plan zatwierd