5802

Szczegóły
Tytuł 5802
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5802 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5802 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5802 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SEBASTIAN W�JCIK ni ma mientkiej gry Dokonawszy wirtualnej zbrodni, kurator wynurzy� si� do �wiata �ywych. Rozejrza� si� po obszernym gabinecie. Grz�z� tu chyba z godzin� i nic nie za�atwi�. Skupi� wzrok na t�ustym cz�owieczku nerwowo dygoc�cym za biurkiem. Ach, znowu Nowak. Wi�c ofiara �y�a jednak i nawet wydawa�a d�wi�ki. Postanowi� si� ws�ucha�. - ...nie mo�esz go wypu�ci�. Szczepanik nigdy nie zaaklimatyzuje si� w spo�ecze�stwie. To w sumie dziecko, tylko go skrzywdzisz. Kurator skrzywi� si� zniecierpliwiony. Z kurduplem zza biurka spotyka� si� po raz dziesi�ty. �aden dyrektor ani tym bardziej w�a�ciciel wi�zienia nie by� sk�onny do wsp�pracy, ale ten okazywa� si� ob�udny do granic dobrego smaku. Mo�e w�a�nie dlatego trzeba rzecz wy�wietli�. Tak dla ambicji czy honoru, �eby zapi�� wszystko na ostatni guzik. No c�, grubas dostanie propozycj� nie do odrzucenia. - S�uchaj pan, dyrektorze Nowak, bo powiem co� wa�nego. Zawsze karmi�e� mnie bzdetami, ale trudno. Nikt nie robi� mi takich trudno�ci jak ty, chocia� przynosi�em ci drogie zabawki... to te� niewa�ne. Mimo wszystkich afront�w, przybywam do ciebie z fajn� propozycj�. Ot� odpuszczam sobie. Po raz pierwszy i ostatni. Zostawi� ci twojego Szczepanika. Ma�o tego, nigdy ju� mnie tutaj nie zobaczysz. Interesuj�ce? - Nowak zamar� w bezruchu, zdawa� si� wisie� w powietrzu. - Widz�, �e tak. Je�li w to wchodzisz, m�w szczerze, do czego jest ci potrzebny ten ma�olat. - Tak, tylko widzisz, Jasiu... dlaczego mia�bym ci wierzy�? - W�a�nie z�o�y�em uroczyst� deklaracj�: ko�cz� dzia�alno��. - Ach, tak ? - ucieszony Nowak podrapa� si� po g�owie i p�ynnym ruchem si�gn�� do szuflady. Wyci�gn�� z niej ma�� drewnian� figurk�. Mierzy�a najwy�ej dziesi�� centymetr�w; jej twarz mia�a orientalne rysy. - Wojownik Batu-chana. To figura szachowa, goniec w zamy�le. Mam te� dru�yn� Henryka Pobo�nego. To wystarczy, �eby stoczy� bitw� pod Legnic�... Zreszt� obejrzyj wszystko. Sam mog� patrze� godzinami, bo ka�dy ludzik jest inny. Perfekcyjna robota. - Grubas poda� kuratorowi z�o�on� szachownic�. Rzeczywi�cie, szczeg�y ubioru i uzbrojenia odtworzone by�y z nieludzk� precyzj�. Figurki krzycza�y, niekt�re atakowa�y z furi�, inne uchyla�y si� przed niewidzialnym ciosem. - Wot i wszystko - wyja�nia� dalej Nowak. - Szczepanik ma letk� r�k�, jak sam m�wi, ale to ja odkry�em w nim talent. Zacz�� pracowa� zaraz po twojej ostatniej wizycie. Pierwszy komplet figur sprzeda�em za trzydzie�ci tysi�cy, jemu da�em dziesi��. Nad tym tutaj pracowa� cztery miesi�ce, wart jest dwa razy tyle. Tym razem domaga si� po�owy. C�, ni ma mientkiej gry, trzeba b�dzie zap�aci�. Kurator z�o�y� figurki do pude�ka. S�owo si� rzek�o, guzik zapi�ty, czas si� zmywa�. - Dobrze, zatem �egnaj. - Wychodz�c si�gn�� po z�ot� zapalniczk� le��c� na biurku. - Nigdy nie cieszy�e� si� z moich prezent�w. Dam j� komu� innemu. W oddali kto� zamacha� r�k�. Pomara�czowy p�aszcz wyra�nie odcina� si� od bujnej zieleni w�odawskich las�w. Kurator waha� si� chwil�, ale wcisn�� hamulec. Po raz pierwszy od dziesi�ciu lat zabra� autostopowicza. Niewysoki m�czyzna usiad� w fotelu obok. Mia� bujn�, niemodn� fryzur� i du�e, r�wnie niemodne okulary. Wymienili kilka standardowych zda�, potem zaleg�a niezr�czna cisza - go�� wydawa� si� spi�ty. Kurator raz po raz zerka� na prawo, w ko�cu zagai�: - Zdaje si�, �e pana sk�d� znam. - Mieszkam w Starym Brusie. Do�� cz�sto sprzedaj� grzyby przy drodze, mo�e dlatego. Dzisiaj te� mam troch�, wioz� je na targ do Lublina. - Autostopowicz patrzy� przez chwil� w milczeniu przed siebie. - Mo�e nie ma to specjalnego znaczenia, ale zawsze wol� si� przedstawi�: Piotr Mizgalski. Kurator zacisn�� z�by. Skoro go zabra�, wypada�oby odpowiedzie�. Ju� dawno postanowi� rozpocz�� nowe �ycie, ale stare nawyki tak trudno zmieni�. Dlaczego wci�� si� asekuruje? Jest dwudziesty wrze�nia, to ju� koniec. Nic nie mo�e si� sta�. - Jestem Jan Widacki i fakt, �e to m�wi�, ma specjalne znaczenie - wyjawi�, dziwi�c si�, �e d�ugo t�umiona potrzeba zwierze� dopad�a go w ko�cu. - Wie pan, dlaczego pana zabra�em? Bo chc� si� podzieli� swoj� rado�ci�. Czuj� wielk� ulg�. Tak, jakbym pierdn�� po dziesi�ciu latach nad�tych jelit... To chyba nie brzmi zbyt osobi�cie? Mam kontynuowa�? Pasa�er waha� si� przez chwil�. - Bardzo prosz�, zw�aszcza �e zaczyna si� efektownie. - Jestem albo raczej by�em kuratorem penitencjarnym. Licencjonowanym, czyli prywatnym. Wie pan, kto to taki? - Hm, uwa�am si� za cz�owieka oczytanego, ale �yj� na uboczu. Las jest moim domem i �r�d�em dochod�w. Mam wra�enie, �e wszystko, co pan powie, b�dzie dla mnie odkryciem. O, jaki� le�ny inteligent. Widacki prowadzi� chwil� w milczeniu, uk�adaj�c w zdania rozbiegane my�li. - Moja praca polega na wypuszczaniu ludzi z wi�zienia. Technicznie wygl�da to tak, �e je�d�� od miasta do miasta, ogl�dam list� odsiadkow�, akta sprawy, raporty kryminolog�w, klawiszy, psycholog�w, lekarzy itd. Potem wybieram kandydat�w, robi� wst�pny odsiew i w ko�cu seri� rozm�w. Je�li pomin�� zamachy stanu, szpiegostwo, sprawy wojskowe i terroryzm, jestem wszechw�adny. Jestem te� bezradny w przypadku recydywist�w. A teraz najwa�niejsze, dostaj� du�e pieni�dze. Wie pan, �e za wypuszczenie mordercy dosta�bym sto tysi�cy? Tylko �e jest jeden haczyk, do ko�ca �ycia taki cz�owiek nie mo�e pope�ni� �adnego przest�pstwa z winy umy�lnej. M�wi si�, �e jest na gwarancji; ja jestem gwarantem, rzecz jasna. Dlatego, je�li typ ukradnie potem z p�ki czekolad�, ja p�ac� sklepikarzowi dwadzie�cia tysi�cy, a potem jeszcze drugie tyle do kasy pa�stwowej za usterki projektu resocjalizacyjnego. Z drugiej strony, to mo�e troch� przewrotne, ale kieszonkowiec, kt�ry nie wzbudzi zaufania jakiegokolwiek kuratora, mo�e przesiedzie� w pudle a� do �mierci. Ale co to za do�ywocie. Zna pan tego piosenkarza... ee, Le Roi? Je�dzi z koncertami po ca�ym kraju. Tyle �e za kurtyn� czuwa klawisz. Ale� si� ch�opcy kiedy� napalali. Niech pan pomy�li, dzi�ki jednemu zdesperowanemu zi�ciowi w ci�gu tygodnia mogli zarobi� na will�. Nic dziwnego, �e przewraca�o im si� w g�owach. A potem biedacy dowiadywali si� smutnym wieczorem, �e ich pupil zar�n�� tak�e te�cia. P�acili pi��set tysi�cy kary, przewa�nie trac�c ca�y zgromadzony maj�tek oraz do�ywotnio licencj� kuratora. Kilku do dzi� sp�aca d�ugi, dw�ch pope�ni�o samob�jstwo. Dlatego potem wprowadzono dodatkowe aplikacje. Przez trzy lata jeste� kuratorem z urz�du. Pieni�dze �mieszne, za to odpowiedzialno�� �adna. Tylko jak si� zb�a�nisz, nie dostaniesz nigdy licencji. - A pan? By� pan nieomylny? - Nie, wspomnia�em przecie� o czekoladzie. Na szcz�cie, go�� szybko wykorkowa� - Widacki u�miechn�� si�. - Nigdy nie mia�em absolutnej pewno�ci, �e mi klient nie nawali, ale pr�bowa�em go urobi�. Z ka�dym kandydatem rozmawia�em dziesi�tki razy. Gdy wychodzi�, za�atwia�em mu prac�, czasem mieszkanie, przysy�a�em prezenty na gwiazdk�. A jednemu rozwali�em rower, �eby do knajpy nie je�dzi�. Byle tylko si� nie stoczy�, bo to moja i jego kl�ska. - Widacki rozlu�ni� si�, za to grzybiarz, niby �uj�c gum�, nieudolnie ukrywa� napi�cie. R�ce mu troch� dr�a�y. - Czego� chyba nie rozumiem. Tacy ludzie mogli pana szanta�owa� w stylu: "Dawaj dzia�k� od swojej premii, bo zrobi� co� nieprzemy�lanego". - Hm, przypomnia� mi pan sytuacj� ze studi�w. Zada�em podobne pytanie profesorowi. A on na to: "Wypuszczaj tylko takich, kt�rzy nie b�d� ci� szanta�owa�". Oczywi�cie stosowa�em r�ne zabezpieczenia. Najcz�ciej wi�niowie nic o mnie nie wiedzieli. Siedzia�em za szybk�-niewidk�, u�ywa�em modulatora g�osu. Trudno szanta�owa� kogo� tak nieuchwytnego, tym bardziej �e na wolno�ci kontaktowa�em si� cz�sto przez osoby trzecie. Zreszt� wielu z nich rozumia�o, �e to dla nich g�wniany interes. Ryzykowali do�ywocie albo i stryczek. Chwil� jechali w milczeniu. Widacki w��czy� radio i pocz�stowa� pasa�era gum� do �ucia. Uwielbia� t�dy je�dzi�, blisko�� lasu uspokaja�a go. Dlatego w�a�nie celowo wyd�u�a� tras� do Lublina. Go�� obok nie odzywa� si�, ale kurator wyczu�, �e oczekuje na ci�g dalszy. Postanowi� kontynuowa�. - Ja postanowi�em by� sprytny. Wybra�em strategi�, kt�ra oznacza�a znacznie mniejsze dochody, ale i tak mog� ju� sobie pozwoli� na sielankowe �ycie rentiera. Ot� na szcz�cie nie musieli�my udziela� gwarancji do�ywotnich. Wystarcz� trzy-cztery lata. Potem przed�u�a�em albo oddawa�em spraw� urz�dnikom. Dzisiaj mam wielkie �wi�to, bo u�o�y�em sobie robot� w ten spos�b, �e wszystkie kontrakty straci�y wa�no�� w�a�nie dzi� w po�udnie. - Widacki zamy�li� si� na chwil�. Z wahaniem doda�: - Wszystkie, poza jednym. Zaraz, jak on mia� na nazwisko? Mi... Mintaj? Kurator �wietnie porusza� si� w systemie, bo go akceptowa�. Rz�dzi�o nim prawo jednego b��du: spo�ecze�stwo wybaczy ci wszystko, opr�cz recydywy. Kogo powt�rnie z�api� za kradzie� samochodu, dostaje do�ywocie; drugi wyrok za rozb�j: do piachu. Jest w tym bezwzgl�dno��, ale i cudowna prostota. Obie te cechy nowego prawa karnego Widacki pozna� na swojej pierwszej rozprawie, przed s�dem powiatowym w Che�mie. Skazanym by� murarz matkob�jca. Po og�oszeniu wyroku odby�a si� licytacja. Ustami pe�nomocnik�w ka�dy z w�a�cicieli prywatnych zak�ad�w karnych deklarowa�, jak� minimaln� kwot� dotacji jest got�w pobra� od pa�stwa w zamian za przyj�cie wi�nia pod sw�j dach. Oczywi�cie wygrywa� ten, kto ��da� najmniej. Ale to ju� przesz�o�� - cz�sto to w�a�ciciele wi�zie� gotowi s� wy�o�y� kas�, zw�aszcza na fachowc�w. Mechanizm ca�y czas smarowany jest przez pieni�dze. Gliniarze dostaj� godziwe premie za chwytanie przest�pc�w, kuratorzy za ich zwalnianie. A i sami wi�niowie mog� nie�le zarobi�, dysponuj�c odrobin� ch�ci, dwojgiem r�k i mas� czasu. Zadzwoni�a kom�rka. Nie przestaj�c kiwa� g�ow� w rytm muzyki kurator mrukn�� do autokierowcy: - Odbierz. W aparacie cicho trzasn�o. - ...cze�� Janek! Marcin z tej strony. - No, cze��. Co u ciebie? - W porz�dku. S�ysza�em, �e jeste� we W�odawie. Prawda to? - Poniek�d. Jestem w Lublinie. - Przypominasz sobie, Jasiu, dowcip o Nowaku? Dlaczego wykupi� dzia�k� na Pustyni B��dowskiej? - rozm�wca nie czeka� na odpowied�. - �eby zagoni� skaza�c�w do budowy piramid. I patrz, co si� okazuje, podobno ma stawia� katedr� we W�odawie. Rozmawia�e� z nim? - Nazwa� to programem edukacyjnym. Wi�niowie buduj� gotyck� katedr� w �redniowiecznych strojach, �redniowiecznymi metodami. Sprzedaje ju� wycieczki szko�om. Aha, przerabia te� knajp� w pobli�u. Oczywi�cie, odlot totalny - przed wej�ciem wk�adasz lniane sukmany, pijesz sikacze z cynowych kubk�w, p�acisz denarami. Z tarasu pi�kny widok na plac budowy. - Zdaje si�, �e facet ma �eb do interes�w. Wysiad�szy z samochodu Widacki stwierdzi� brak portfela. Nerwowo obmaca� kieszenie. Tak, z ca�� pewno�ci� nie mia� go. Spr�bowa� odtworzy� ostatnie wydarzenia. Najpierw wysadzi� Mizgalskiego ko�o PZU, potem zadzwoni� Marcin... Aha, wcze�niej autostopowicz-grzybiarz postanowi� postawi� wiaderko ze zbiorami na kanapie z ty�u. Odwracaj�c si�, niby niechc�cy, wysypa� troch� prawdziwk�w kuratorowi na kolana. Natychmiast skrz�tnie je pozbiera�. To wtedy musia�o si� zdarzy�. Skurwiel! A zapowiada� si� taki pi�kny dzie�. Mo�e poszuka� go�cia na targu? Bez sensu, pewnie ta jego gadka te� g�wno warta. Min�o kilka dni. Widackiego po wieczornym powrocie z miasta przywita�a mrugaj�ca dioda automatycznej sekretarki. Rzuci� okiem na panel: jedno d�ugie nagranie. Nala� sobie d�inu, wrzuci� kostk� lodu, w��czy� d�wi�k i usiad� w fotelu. - Dobry wiecz�r panu, panie kuratorze. M�wi pasa�er spod W�odawy. Na wst�pie pro�ba: prosz� wys�ucha� nagrania w samotno�ci... Ju�? To ja ukrad�em panu portfel, potrzebowa�em numeru telefonu. By�o to �atwiejsze ni� szukanie pretekstu, �eby pan mi da� wizyt�wk�. Ale do rzeczy. Wiele mi pan o sobie powiedzia�, teraz kolej na mnie. Dziesi�� lat temu nazywa�em si� Pawe� Misztal. To ja jestem pa�skim jedynym do�ywotnio gwarantowanym. Wypu�ci� mnie pan w nadziei, �e wkr�tce umr� na bia�aczk�. Lekarze dawali mi najwy�ej sto dni �ycia. Postanowi�em panu pom�c w podj�ciu decyzji. Ogoli�em g�ow�, mimo �e w�osy same wychodzi�y mi gar�ciami. Od naszego przyjaciela Nowaka dosta�em cienie do powiek, on te� nie chcia� mnie u siebie. Pracowa�em troch� nad mimik�. Chocia� by� pan schowany za weneckim lustrem, wiedzia�em, �e wszystko to robi na panu wra�enie. W ko�cu si� uda�o. Zaraz po wyj�ciu kupi�em fa�szyw� to�samo��. Nakrad�em sporo swego czasu, wi�c starczy�o na przeszczep szpiku, a nawet na drobn� operacj� plastyczn�. Niestety, choroba powr�ci�a. Tym razem z ca�� pewno�ci� nie prze�yj� do ko�ca roku, nie mam z�udze�. Nie mam te� pieni�dzy. W tej sytuacji spad� mi pan jak z nieba. C� za pomy�lny zbieg okoliczno�ci. W dodatku by� pan �askaw si� zdekonspirowa�, a nawet bezwiednie podsun�� mi pan plan, o kt�rym teraz powiem. Dzi� o pi�tej rano pojecha�em do hipermarketu Ygreq w Lublinie. W pobli�u kontenera na �mieci sk�aduj� tam niepe�nowarto�ciow� �ywno��, na przyk�ad pogniecione puszki, napoje tu� przed ko�cem wa�no�ci i tak dalej. Sprzedawa� tego nie wolno, wi�c dyrekcja wspomaga dom dziecka, ten imienia Owsiaka. Ju� par� miesi�cy temu dogada�em si� z ochroniarzami, podobnie jak wielu innych oszcz�dnych ludzi. Wybieram sobie wiktua�y i p�ac� agentom za nieuwag�. Tym razem sierotki mia�y dosta� nieco przejrza�e arbuzy, czyli zn�w mia�em szcz�cie. Za pomoc� strzykawki i ig�y umie�ci�em wewn�trz ka�dego z owoc�w troch� trucizny. Jest to wywar z muchomora sromotnikowego i paru innych... zreszt� wie pan, �e znam si� na grzybach. Dowiedzia�em si�, �e dzieci zjad�y arbuzy dzi�, to znaczy dwudziestego czwartego wrze�nia, na deser. Wieczorem, czyli zapewne w momencie, gdy s�ucha pan nagrania, przewiduj� pierwsze objawy zatrucia. Niewykluczone ofiary �miertelne. Ach, prosz� sobie nie przeszkadza�, dyrekcja domu dziecka ju� jest uprzedzona. Od pana chc� pieni�dzy. Wystarczy mi dwie�cie tysi�cy z�otych, nie jestem pazerny. W zamian nikt nie dowie si�, czyj podopieczny pope�ni� czyn tak ohydny. W przeciwnym razie zg�osz� si� na policj� i wyznam wszystko, jak na spowiedzi. Mo�liwe, �e zlinczuj� mnie na miejscu. Gdybym by� zdrowy, przej��bym si� t� ewentualno�ci�. Ale teraz najwa�niejsze, �e dopadn� te� pana. Straci pan... zreszt� to chyba jasne. Ma pan tydzie� na wp�at� ca�ej sumy. A teraz podaj� bank i numer konta. Przez pierwszych sze�� trudnych, nocnych godzin kurator by� w szoku. Siedzia� w fotelu, zas�aniaj�c twarz d�o�mi. Potem by� w�ciek�y tak bardzo, �e zagryza� wargi do krwi. Przypomnia� sobie blad� twarz sprzed dziesi�ciu lat. �miertelnie chory, roztrz�siony, skopany przez �ycie inteligencik, zdawa� si� przynosi� fortun� na talerzu. Gdy znik� za bram�, Widacki czu� si�, jakby zadrwi� z w�adzy i zarazem da� pstryczka Panu Bogu. A ten pieprzony cwaniaczek mia� czelno�� nie umrze�. A teraz... e, nie ma co si� rozczula�, trzeba dzia�a�. Dopiero tu� przed �witem po drugiej szklance d�inu kurator zacz�� my�le�. Nawet maj�c pieni�dze Misztal nadal b�dzie go gn�bi�, a z ca�� pewno�ci�, kiedy kasa mu si� sko�czy. Nie ma co liczy�, �e facet wcze�niej wykorkuje. W tej sytuacji trzeba grzybiarza zlikwidowa�. Tylko gdzie go znale��? Misztal m�g� korzysta� z konta gdziekolwiek na �wiecie, w Starym Brusie raczej nie zosta�. Cholera, a je�li facet zmyje si� z kraju i wtedy sypnie? W Afryce by�by nieuchwytny. Bez specjalnych nadziei Widacki zbli�y� si� do szafy, gdzie na kasetach wideo trzyma� zapis tysi�ca siedmiuset godzin rozm�w z wi�niami. Pogmera� w rogu g�rnej p�ki. Jest! Niezr�cznym ruchem wsun�� kaset� do szczeliny pod ekranem. A teraz trzygodzinny wywiad z wampirem - mrukn�� i u�miechn�� si� w duchu. Wielogodzinny seans bardzo kuratora rozczarowywa�, tak�e dlatego, �e Misztal by� kiepskim aktorem. To niesamowite, �e Widacki dopiero po latach rozszyfrowywa� jego poz�. Skazaniec gl�dzi� i gl�dzi�, jego s�owa zlewa�y si� w potoki bana��w, przerywane st�kni�ciami udawanego cierpienia. Czy zdradzi si� w ko�cu z czym� istotnym? ...zgwa�ci�em j�, bo nie chcia�a odda� si� dobrowolnie. Mo�e z biegiem czasu bym j� przekona�, ale choroba oszpeca�a mnie w szybkim tempie... Nie, to nie na temat. O, tu jest co� ciekawego: - Co by� zrobi�, gdyby� mia� du�o pieni�dzy? - Jak du�o? - Powiedzmy sto, dwie�cie tysi�cy. D�uga chwila ciszy. - Pojecha�bym gdzie�. Lubi� odludzia, miejsca, gdzie nikt si� na mnie nie gapi. Lubi� wielkie ��ki i lasy. Chyba wyruszy�bym w tajg�. Nie, ju� wiem! Polecia�bym do Brazylii, do Amazonii. Tak, zaszy�bym si� w g�szczu, szuka�bym Indian, z�ota, pow�drowa�bym do And�w. Widacki podrapa� si� po podbr�dku. - Do Brazylii, powiadasz. Trzymam ci� za s�owo. LO 9090, lot do Rio do Janeiro, mi�dzyl�dowanie w Madrycie. Od tablicy informacyjnej Widacki rozpocz�� sw�j codzienny obch�d Ok�cia. Oczywi�cie nie m�g� liczy� na pomoc przewo�nik�w czy biur podr�y - prawo o ochronie danych dzia�a�o z zadziwiaj�c� skuteczno�ci�. Je�li nawet Misztal figurowa� w ich bazach, to pewnie pod fa�szywym nazwiskiem. Kuratorowi pozosta�o tylko liczy� na �ut szcz�cia. Zmienia� co par� godzin uczesanie i koszul�, by nie zwraca� uwagi antyterroryst�w. Jeszcze troch� i go wylegitymuj�. Drobnym krokiem do m�skiej toalety wszed� ma�y, lekko zgarbiony m�czyzna. Czy�by on? Jezus, Maria, to on! A wi�c jest sprawiedliwo�� na tym �wiecie. Wed�ug obserwacji Widackiego w toalecie by�o jeszcze dw�ch ludzi, nale�a�o zatem poczeka�. Pierwszy wreszcie wychodzi, jeszcze tylko ten Chi�czyk. No, nareszcie. Teraz! Misztal zapina� rozporek. Nagle poczu� przenikliwy b�l w po�ladku. W pierwszej sekundzie straci� czucie w ko�czynach, w drugiej osun�� si� na ziemi�. Chwila ciemno�ci. Znajoma twarz zafalowa�a Misztalowi przed oczami. Znajomy facet, kt�ry wlecze go do kabiny. - C� za pomy�lny zbieg okoliczno�ci, spadasz mi jak z nieba. K�ania si� Jan Widacki. W�a�nie dokona�em ma�ej iniekcji. Zdaje si�, �e u�y�em twojego ulubionego narz�dzia, umrzesz za dwie minuty. Niestety, trucizna nie jest z grzybk�w... no, niewa�ne, nie jestem specjalist�. - Nag�ym ruchem kurator chwyci� Misztala za grzywk�. Peruka oderwa�a si� z przeci�g�ym mla�ni�ciem. - Wiesz, najpierw by�em na ciebie w�ciek�y, potem tylko zniecierpliwiony. Sporo mi namiesza�e� w �yciu. Jak namolny insekt, kt�ry nie docenia szansy okna otwartego na wolno��. Ty wracasz i k�sasz, burzysz moje poczucie �adu i sensu... - Misztal us�ysza�, �e kto� wchodzi do toalety. Chcia� krzycze�, ale nie m�g� nawet drgn��. Siedzia� na zamkni�tym sedesie, trzymany za ucho przez oprawc�. Kolejne kroki, tym razem zmierzaj�ce do wyj�cia. - Wybacz, �e m�wi� ci ty, ale zgodzi�e� si� na to w swoim czasie. Mam nadziej�, �e ju� nie czujesz b�lu. Ni ma mientkiej gry, jak powiada nasz przyjaciel Nowak. �egnaj. W istocie jego ofiara ju� nie �y�a. Widacki wyci�gn�� z torby butl� ze st�onym kwasem solnym i ostro�nie obla� nim g�ow� i d�onie trupa. Mia� w torbie kilka innych specyfik�w - dla utrudnienia identyfikacji zw�ok powinien zniszczy� tak�e z�by. Straszny smr�d i gryz�ce opary wype�ni�y kabin�, a w chwil� potem ca�� sal�. Kurator wycofa� si� pospiesznie. Wracaj�c czu� co� w rodzaju ulgi albo nawet rado�ci. Nie m�ci�y jej nawet koguty radiowoz�w p�dz�cych w przeciwnym kierunku. Mia� teraz ochot� na d�ugi, bardzo d�ugi urlop, w zasadzie pierwszy od dziesi�ciu lat. Zatrzyma� w�z na poboczu. Wysiad� i patrz�c w niebo rozprostowa� ko�ci. W�a�nie startowa� samolot. - Brazylia? Czemu nie.