9315

Szczegóły
Tytuł 9315
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9315 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9315 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9315 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jack London Rozstajne drogi Wi�c jak�e! To teraz opu�ci� mam miasto, Gdy ty w nim zostajesz, o luba? (Szwabska piosenka ludowa) �piewak � m�ody cz�owiek o pogodnej twarzy i weso�ych oczach dola� wody do garnka z perkocz�c� fasol�. P�niej wyprostowa� grzbiet i polanem odp�dzi� psy, kt�re cisn�y si� wok� skrzyni na �ywno�� i kuchennych przybor�w. Mia� b��kitne oczy i d�ugie z�ote w�osy. Przyjemnie by�o popatrze� na jego m�odzie�cz� �wie�o��. Przy�miony sierp ksi�yca na nowiu rysowa� si� nad pier�cieniem zbitych g�sto, okrytych �nie�nymi czapami jode�, co odcina�y obozowisko od reszty �wiata. W g�rze powietrze by�o tak czyste i zimne, �e gwiazdy zdawa�y si� pulsowa� rytmicznym, szybkim ruchem, jak gdyby ta�czy�y. Na po�udniowym wschodzie blada zielonawa luna zapowiada�a pocz�tek cudownego widowiska � zorzy polarnej. Ko�o ognia dwaj m�czy�ni le�eli na nied�wiedziej sk�rze, kt�ra zast�powa�a im ��ko. Sk�r� oddziela�a od �niegu sze�ciocalowa warstwa ga��zek jod�owych. Koce by�y zwini�te. Od ch�odu zabezpiecza� rodzaj namiotu � p�achta brezentowa umocowana do dw�ch drzew i nachylona pod k�tem czterdziestu pi�ciu stopni. Zatrzymywa�a ona �ar bij�cy od p�omieni i kierowa�a go ku nied�wiedziej sk�rze. Czwarty m�czyzna, siedz�c na przysuni�tych blisko ognia sankach, naprawia� mokasyny. Na prawo stos zmarzni�tego �wiru i kabestan w�asnej roboty wskazywa�y miejsce pracy tych ludzi, gdzie co dzie� ryli mozolnie w op�acalnej �yle z�ota. Na lewo cztery pary zatkni�tych prosto rakiet �nie�nych �wiadczy�y o sposobie poruszania si� poza udeptanym kr�giem obozowiska. Ludowa piosenka ze Szwabii brzmia�a dziwacznym patosem pod zimnymi gwiazdami P�nocy i nie nastraja�a dobrze kopaczy, kt�rzy po ca�odziennych trudach wypoczywali ko�o ognia. Przejmowa�a serca t�pym b�lem i t�sknot� podobn� do kurcz�w g�odowych. Dusze p�dzi�a na po�udnie, za g�ry, ku s�onecznym krajom. � Na mi�o�� bosk�, Sigmund, zamknij g�b�! � obruszy� si� jeden z m�czyzn. Za�ama� r�ce, lecz przed wzrokiem towarzyszy ukry� je w fa�dach nied�wiedziej sk�ry, na kt�rej le�a�. � A czemu to, Dawidzie Wertz? � zapyta� Sigmund. � Dlaczego mam nie �piewa�, kiedy weseli si� we mnie serce? � Bo nie czas na �piewanie. Nikt ci� o to nie prosi, rozumiesz? Sp�jrz lepiej doko�a! Pomy�l o �arciu, jakim od roku ok�amujemy brzuchy. Pomy�l o naszym �yciu i bydl�cej har�wce! Tak skarcony z�otow�osy Sigmund obrzuci� wzrokiem obozowisko. Zobaczy� oszronione wilczury i buchaj�ce par� oddechy towarzyszy. � No i dlaczego sercu nie wolno si� weseli�? � wybuchn�� �miechem. � Dobrze si� nam wiedzie, doskonale! A �arcie... � Zgi�� r�k� w �okciu i z lubo�ci� pog�adzi� nabrzmia�y biceps. � Prawda, �yjemy i harujemy jak bydlaki, ale zap�ata jest kr�lewska. Ka�da miska da dwadzie�cia dolar�w. �y�a ma przecie� osiem st�p grubo�ci. To drugie Klondike � wszyscy o tym wiemy. Jim Hawes, co ko�o ciebie le�y, dobrze wie i wcale si� nie skar�y. Albo Hitchcock! Szyje mokasyny niczym stara baba i czeka w�a�ciwej pory. Tylko ty nie umiesz czeka�! Nie chcesz pracowa� do wiosny, kiedy przyjdzie czas na p�ukanie. Wtedy b�dziemy bogaci, bogaci jak kr�lowie! Ale ty nie umiesz czeka�. Pilno ci wraca� do Stan�w. I mnie pilno. Tam si� przecie urodzi�em. Ale ja jestem cierpliwy, co dzie� z�oto ��ci si� na misce niczym mas�o w kierzance. A ty chcesz si� bawi� i jak dzieciak kaprysisz, �eby zaraz! Ha! Czemu nie mam �piewa�? Za roczek, za roczek, gdy grona dojrzej�, Powr�c� z daleka do lubej, A je�li mi tylko dochowasz wierno�ci, Wieczystym zwi��emy si� �lubem. Za roczek, za roczek, gdy czas m�j przeminie, Mi�o�ci wytrzymam z�� pr�b� � I je�li mi tylko dochowasz wierno�ci � Wieczystym zwi��emy si� �lubem... Nastroszone, warcz�ce psy przysun�y si� bli�ej ognia. Miarowo zachrz�ci�y kroki na �niegu, a po ka�dym zgrzytni�ciu s�ycha� by�o wyci�ganie rakiety z mia�kiego puchu � jak gdyby kto� przesypywa� cukier. Sigmund przesta� �piewa�, obrzuci� wilczury obelgami i szczapami drewna. Wkr�tce odziana w futra posta� zjawi�a si� w kr�gu �wiat�a. M�oda Indianka odpi�a rakiety �nie�ne, odrzuci�a w ty� kaptur peleryny z wiewi�rczych sk�rek i wyprostowana stan�a po�r�d kopaczy. Sigmund i dwaj m�czy�ni le��cy na nied�wiedziej sk�rze powitali j� banalnym: �Jak si� masz, Sipsu!�, ale Hitchcock zrobi� miejsce na sankach, �eby dziewczyna mog�a usi��� ko�o niego. � No i co s�ycha�, Sipsu? � zapyta� m�wi�c na mod�� swego go�cia mieszanin� �amanej angielszczyzny i zniekszta�conego narzecza Chinook. � Wielki jeszcze g��d w wiosce? Czy wasz czarnoksi�nik wyniucha� wreszcie, dlaczego brak zwierzyny i nie ma �osi w okolicy? � Tak, wielki g��d. Zwierzyny jest ma�o. Nied�ugo zaczniemy zjada� psy. Ale czarnoksi�nik odkry� przyczyn� wszelkiego z�a. Jutro z�o�y ofiar� i oczy�ci wiosk�. � A c� to b�dzie za ofiara? Noworodek czy jaka� biedna babina, stara i niedo��na, z kt�r� tylko k�opot, lepiej si� wi�c jej pozby�? � Inaczej to wygl�da. Zmartwienie jest wielkie i czarnoksi�nik wybra� wielk� ofiar�: c�rk� wodza, mnie, Sipsu. � Do diab�a! S�owa wolno sp�yn�y z warg Hitchcocka � ci�kie, mocne, brzemienne zdziwieniem i trosk�. � Stoimy dzisiaj u rozstajnych dr�g, ty i ja � ci�gn�a spokojnie Indianka. � Dlatego przysz�am, �eby�my mogli spojrze� na siebie ostatni raz, tylko jeden raz. Pochodzi�a z pierwotnego gniazda, �y�a zatem surowo i ho�dowa�a surowym tradycjom. Na �wiat patrzy�a po stoicku, a ofiary ludzkie uwa�a�a za nieod��czn� cz�� naturalnego porz�dku rzeczy. Moce, kt�re rz�dz� �wiat�em i mrokiem, powodzi� i mrozem, rozkwitaniem p�czk�w i opadaniem li�ci, zagniewane domagaj� si� przeb�agania. Gniew potrafi� syci� na r�ne sposoby. Zsy�aj� �mier� rozmaicie: we wzburzonej wodzie, na zdradliwej krze lodowej, w u�cisku szarego nied�wiedzia albo w strasznej chorobie, kt�ra chwyta ludzi w ich w�asnych wigwamach, dr�czy kaszlem, a �ycie z p�uc wywleka ustami i nosem. Moce przyjmuj� r�wnie� ofiary. Ale to wychodzi na jedno. Czarnoksi�nik zna ich my�li i wybiera bezb��dnie. To przecie� naturalne! �mier� przychodzi r�nymi drogami, ale zawsze jest tym samym � objawieniem wszechpot�nej, nieodgadnionej si�y. Hitchcock jednak by� tworem m�odszego �wiata i nie ho�dowa� pokornie tak pierwotnym tradycjom. � Nie, Sipsu � powiedzia�. � Jeste� m�oda i w pe�ni radosnego �ycia. Wasz czarnoksi�nik to g�upiec. Dokona� z�ego wyboru. Ofiara nie mo�e si� spe�ni�. � �ycie nie jest �askawe � odpowiedzia�a z u�miechem. � Nie jest �askawe z wielu powod�w. Nas dwoje stworzy�o inaczej: jedno jest bia�e, drugie czerwone. W tym pierwsze z�o. P�niej skrzy�owa�o nasze drogi, a teraz znowu je rozdziela. Nic nie poradzimy. Jednego razu, kiedy bogowie si� gniewali, twoi bracia przyszli do naszej wioski. Przyszli trzej biali m�czy�ni, wielcy i silni. M�wili, �e ofiara nie mo�e si� spe�ni�. Pr�dko umarli, a ofiara si� spe�ni�a, Hitchcock skin�� g�ow� na znak, �e us�ysza� wszystko i zrozumia�. P�niej odwr�ci� si� i zawo�a� g�o�no: � Hej, ch�opcy! W india�skiej wiosce ludzie powariowali. Szykuj� si� do zamordowania Sipsu. C� wy na to? Wertz spojrza� na Hawesa, a Hawes na Wertza. �aden si� nie odezwa�: Sigmund spu�ci� g�ow� i zacz�� g�aska� owczarka, kt�ry po�o�y� mu �eb na kolanach. Shepa przywi�z� ze sob� z dalekiego �wiata i by� do tego psa bardzo przywi�zany. Dosta� go od pewnej dziewczyny wraz z b�ogos�awie�stwem na drog�, kiedy ostatni raz ca�owali si� przed odjazdem Sigmunda na P�noc. O dziewczynie tej wiele my�la�, a jej podobizna, kt�r� nosi� na piersi w ma�ym medalionie, cz�sto pobudza�a go do �piewania. � I c� wy na to?.� powt�rzy� Hitchcock. � Mo�e sprawa nie przedstawia si� a� tak powa�nie � odrzek� z namys�em Hawes. � To pewnie tylko dziewczy�skie bajanie. Hitchcock zauwa�y� niech�� towarzyszy. Wezbra�a w nim gor�ca fala gniewu. � Nie o to chodzi! � zawo�a�. � Stawiam pytanie: czy zachowamy spok�j, je�eli tak jest naprawd�? Co wtedy zrobimy? � Nie widz� racji, �eby si� wtr�ca� � powiedzia� Wertz. � Je�eli tak ma by�, to b�dzie i koniec. Ju� takie obyczaje maj� ci ludzie. To kwestia ich religii, nie nasza sprawa. Nasza sprawa to doby� ile si� da z�ota i co tchu wia� z tego wykl�tego przez Boga kraju. To miejsce w sam raz dla byd�a, nie dla ludzi. No, a te czarne diab�y to przecie� nic innego jak bydlaki. Zreszt� wtr�canie si� by�oby cholernie g�upi� polityk�. � Z ust mi to wyj��e� � zawt�rowa� Hawes. � Jest nas tylko czterech. Do Yukonu i najbli�szej bia�ej twarzy mamy trzysta mil. Nie poradzimy przecie p� setce Indian. C� mamy robi�? Je�eli pok��cimy si� z nimi � musimy zmyka�, je�eli wdamy si� w b�jk� � zginiemy. A najwa�niejsze to, �e�my znale�li dobr� �y�� i, na Boga, nie mam zamiaru jej zostawi�. � Ja tak�e � dorzuci� Wertz. Zirytowany Hitchcock zwr�ci� si� do Sigmunda, kt�ry pod�piewywa� z cicha: Za roczek, za roczek, gdy grona dojrzej�, Powr�c� z daleka do lubej, A je�li mi tylko dochowasz wierno�ci, Wieczystym zwi��emy si� �lubem. Za roczek, za roczek, gdy czas m�j przeminie, Mi�o�ci wytrzymam z�� pr�b� � I je�li mi tylko dochowasz wierno�ci � Wieczystym zwi��emy si� �lubem. � C�, Hitchcock � mrukn�� wreszcie � maj� racj�. Ja trzymam z nimi. Kilkudziesi�ciu zuch�w postanowi�o zabi� dziewczyn�. Nic tu nie poradzimy. Jeden szturm i zmiot� nas z powierzchni ziemi. I co z tego? Przecie� i tak zostanie im dziewczyna? Nie warto wyst�powa� przeciw obyczajom tych ludzi, chyba �e si� ma przewag�. � Mamy przewag�! � wybuchn�� Hitchcock. � Czterech bia�ych da rad� sto razy wi�kszej bandzie czerwonych. No i pomy�l o dziewczynie! Sigmund poklepa� swojego psa. � W�a�nie my�l� o dziewczynie. Ma oczy b��kitne jak niebo w lecie i roze�miane jak morze w lecie. Jej w�osy s� jasne jak moje i splecione w warkocze nie cie�sze ni� rami� t�giego ch�opa. Czeka na mnie tam, w lepszym kraju. Czeka od dawna, wi�c dzisiaj, kiedy wida� ju� grub� fors�, nie b�d� odrzuca� szcz�cia. � Wstydzi�bym si� spojrze� w te b��kitne oczy pami�taj�c o czarnych oczach kobiety, kt�rej krew plami moje r�ce � sykn�� Hitchcock, kt�ry przyni�s� na �wiat honor i rycersko��, a tak�e zwyczaj robienia pewnych rzeczy w imi� ich samych, nie zatrzymuj�c si� wp� drogi, �eby wa�y� i mierzy�. Sigmund pokr�ci� g�ow�. � Nie zawr�cisz mi w g�owie, Hitchcock, ani zmusisz do robienia g�upstw dlatego, �e� sam szalony. To prosta handlowa kalkulacja, kwestia suchych fakt�w. Nie dla zdrowia zjecha�em do tego kraju. A zreszt� nie mo�emy nawet kiwn�� palcem. Je�eli tak ma by�, tym gorzej dla dziewczyny i basta! To obyczaj jej ludu, a my�my tylko przypadkiem trafili na t� w�a�nie histori�. Indianie robi� takie rzeczy od tysi�cy lat, zrobi� i teraz, a b�d� robi� a� do sko�czenia �wiata. No i nie s� naszymi rodakami � ani oni, ani ta dziewczyna. Pos�uchaj! Stanowczo trzymam z Wertzem i Hawesem, i... Psy zawarcza�y nagle. Zbi�y si� w gromad� w pobli�u ludzi. Sigmund urwa� wp� s�owa, zacz�� nas�uchiwa� chrz�stu licznych rakiet �nie�nych. Indianin po Indianinie wkracza� w kr�g �wiat�a � wysocy, pos�pni, odziani w futra, niemi. Cienie ich pl�sa�y po �niegu w dziwacznym, groteskowym ta�cu. Czarownik przem�wi� gard�owo do Sipsu. Twarz mia� upstrzon� plamami farby. Na ramionach � wilcz� sk�r�. Gro�na paszcza szczerzy�a bia�e k�y nad g�ow� dzikiego cz�owieka. Nikt inny nie odezwa� si� s�owem. Kopacze milczeli. Sipsu podnios�a si�, przypi�a rakiety. � �egnaj, o m�j panie � powiedzia�a do Hitchcocka. Ale m�czyzna, obok kt�rego siedzia�a przed chwil� na sankach, nie poruszy� si�, nie uni�s� nawet g�owy, kiedy Indianie nikn�li jeden po drugim w ubielonej puszczy. Hitchcock mia� znaczn� zdolno�� przystosowywania si� do warunk�w, lecz � w przeciwie�stwie do wielu m�czyzn � nie wpad� jako� na pomys� zwi�zku z kobiet� P�nocy. Jego szeroki kosmopolityzm nie podszepn�� mu nigdy ma��e�stwa z pierwotn� c�r� ziemi. Gdyby si� tak sta�o, filozofia �yciowa Hitchcocka nie by�aby zawady. Ale tak si� nie sta�o. A Sipsu! Z przyjemno�ci� gaw�dzi� z ni� przy obozowym ognisku, nie tak jednak jak m�czyzna �wiadom tego, �e jest m�czyzn� i �e obok siebie ma kobiet�. Nie inaczej m�g�by rozmawia� z dzieckiem, tak jak cz�owiek jego pokroju rozmawia�by na pewno, je�eli nie z innych powod�w, to dlatego, by urozmaici� monotoni� bezbarwnego �ycia. Oto ca�a tajemnica. Ale mimo ameryka�skiego pochodzenia i wychowania w Nowej Anglii Hitchcock mocno odczuwa� t�tno gor�cej rycerskiej krwi i cz�sto handlowa strona �ycia nie mia�a dla� znaczenia, a nawet sta�a w sprzeczno�ci z g��bszymi impulsami. Teraz siedzia� w milczeniu z pochylon� g�ow�, a w jego wn�trzu wzbiera�a organiczna si�a, wi�ksza ni� on, r�wnie wielka jak jego rasa. Od czasu do czasu Wertz i Hawes zerkali na� z ukosa. Ich zachowanie zdradza�o lekki, lecz ca�kiem widoczny niepok�j. Podobny nastr�j udzieli� si� Sigmundowi. Hitchcock by� silny i kompanom da� pozna� swoj� si�� w wielu przypadkach ich awanturniczego �ycia. Nic wi�c dziwnego, �e bali si� po trosze i byli bardzo ciekawi, co przedsi�we�mie, gdy zbudzi si� do czynu. Ale Hitchcock milcza� d�ugo; ogie� ju� dogasa�, kiedy Wertz przeci�gn�� si�, ziewn�� i oznajmi�, �e pora na spoczynek. Wtedy Hitchcock wsta�, wyprostowa� si� dumnie. � Oby B�g str�ci� wasze dusze w najg��bsz� otch�a� piek�a, wy tch�rze o kurcz�cych sercach. Sko�czy�em z wami! M�wi� do�� spokojnie, ale si�a d�wi�cza�a w ka�dej sylabie, a ton g�osu a� nazbyt dobrze zwiastowa� niez�omne postanowienie. � No, jazda � ci�gn��. � Rozliczymy si� tak, �eby wam nie by�a krzywda. Decydujcie sami, co i jak b�dzie. Wed�ug naszej umowy nale�y do mnie czwarta cz�� dzia�ki. Z pr�bnych misek zebrali�my dwadzie�cia pi�� czy trzydzie�ci uncji. Z�oto jest w worku. Przynie�cie no wag�. Zaraz zrobimy podzia�. A ty, Sigmund, odlicz czwart� cz�� zapas�w �ywno�ci i odstaw �arcie na bok. Cztery psy s� moje, ale potrzeba mi dw�ch czw�rek. Za psy odst�pi� wam sw�j udzia� w sprz�cie obozowym i narz�dziach g�rniczych. Dorzuc� jeszcze moje sze�� czy siedem uncji i zapasowy karabin z amunicj�. Co wy na to? Trzej wsp�lnicy odeszli na stron�, p�g�osem odbyli narad�. Kiedy wr�cili, Sigmund przem�wi� w imieniu wszystkich: � Sprawiedliwie podzielimy si� z tob�, Hitchcock. Przypadnie ci czwarta cz�� wszystkiego, ani mniej, ani wi�cej. W�asno�� swoj� mo�esz zabra� albo zostawi�. Ale psy s� nam r�wnie potrzebne jak tobie, tote� dostaniesz cztery i basta. Je�eli nie chcesz wzi�� swego udzia�u w sprz�cie i narz�dziach... Ha, trudno, twoja sprawa. Jak ci si� podoba. Mo�esz zabra� albo zostawi�. � To si� nazywa litera prawa! � zadrwi� Hitchcock. � No, jazda! Zgadzam si� na wszystko. Tylko ruszajcie si� �ywo. Tym lepiej, im szybciej wydostan� si� z obozu i uwolni� od jego robactwa. Podzia�u dokonano bez dalszych wyja�nie�. Hitchcock osznurowa� sanki ze swoim szczup�ym dobytkiem, wybra� cztery psy i na�o�y� im uprz��. Nie ruszy� swojej cz�ci sprz�tu i narz�dzi, ale rzuci� na sanki sze�� psich szor�w i gro�nym spojrzeniem wyzwa� by�ych wsp�lnik�w, aby si� sprzeciwili. Ale wsp�lnicy wzruszyli tylko ramionami i patrzyli milcz�co, jak Hitchcock niknie w puszczy. Cz�owiek czo�ga� si� na brzuchu po �niegu. Na wszystkie strony stercza�y wigwamy india�skiej wioski. Zbudowane by�y z �osiowych sk�r. Tu i �wdzie zg�odnia�y pies wy� �a�o�nie lub warczeniem wymy�la� s�siadom. Raz jeden z nich zbli�y� si� do pe�zn�cego cz�owieka, ale ten zamar� w bezruchu. Pies podszed� i zacz�� w�szy�. P�niej przysun�� si� jeszcze bli�ej, aby dotkn�� nosem nie znanego kszta�tu, kt�rego nie by�o w tym miejscu o zmierzchu. W�wczas Hitchcock (on to by� bowiem) o�y� nagle, podni�s� si� i d�oni� bez r�kawicy chwyci� dzik� besti� za kud�ate gard�o. Pies skona� w �elaznym u�cisku. Ze z�amanym karkiem zosta� pod blaskiem gwiazd. Cz�owiek pope�zn�� dalej. Posuwaj�c si� w taki spos�b, Hitchcock odnalaz� siedzib� wodza. D�ugo le�a� na �niegu nas�uchuj�c d�wi�k�w dobywaj�cych si� zza �osiowych sk�r. Stara� si� umiejscowi� Sipsu. Wigwam by� pe�en ludzi, a ton ich rozm�w dowodzi�, �e wszyscy s� bardzo wzburzeni. Wreszcie pods�uchuj�cy z�owi� uchem g�os dziewczyny. Czo�gaj�c si� okr��y� namiot i leg� w takim miejscu, �e tylko sk�ra dzieli�a go od Sipsu. Zacz�� rozgrzebywa� �nieg i ostro�nie, powoli wsun�� do namiotu g�ow� i barki. Kiedy cieplejsze powietrze wn�trza owia�o mu twarz, znieruchomia� i czeka�, maj�c jeszcze na dworze nogi i znaczn� cz�� tu�owia. Chwilowo nic nie widzia� i nie �mia� ruszy� g�ow�. Po jednej stronie mia� p�k sk�r. Czu� ich zapach, lecz ostro�nie pomaca� r�k�, aby si� upewni�. Po drugiej stronie prawie dotyka� twarz� futrzanego ubioru, kt�ry niew�tpliwie okrywa� ludzkie cia�o. To powinna by� Sipsu. Hitchcock wola� oczywi�cie, �eby dziewczyna zn�w si� odezwa�a, lecz i tak postanowi� zaryzykowa�. S�ysza� podniesione g�osy wodza i czarnoksi�nika. W odleg�ym k�cie kaprysi�o przed snem g�odne dziecko. Hitchcock odwr�ci� si� na bok i ostro�nie uni�s� g�ow�. Ociera� si� policzkiem o futrzany ubi�r. Zacz�� nas�uchiwa� oddechu jego w�a�ciciela. Tak, to by�a kobieta. Teraz pora dzia�a�! Powoli, mocno przytuli� si� do jej boku. Poczu�, �e wzdrygn�a si�, gdy jej dotkn��. Znowu czeka� cierpliwie. Wreszcie r�ka opad�a na jego g�ow�, opar�a si� o bujn� czupryn�. Po chwili odwr�ci�a jego twarz ku g�rze i Hitchcock spojrza� w oczy Sipsu. By�a zupe�nie spokojna. Od niechcenia zmieni�a poz�. �okciem poszuka�a p�ku sk�r, opar�a si� o nie ca�ym cia�em i poprawi�a peleryn� z wiewi�rczych sk�rek. Hitchcock by� teraz zupe�nie niewidoczny. Mija�y chwile. Dziewczyna poruszy�a si� zn�w od niechcenia i przegi�a w stron� intruza tak, �e twarz jego znalaz�a si� mi�dzy jej piersi� i ramieniem, a kiedy nachyli�a g�ow�, dotkn�a uchem warg Hitchcocka. � Jak si� trafi sposobno��, zmykaj z wigwamu � szepn��. � Id� . przez �nieg z wiatrem do grupy sosen nad kolanem strumienia. Znajdziesz tam moje psy i sanie na�adowane do drogi. Dzisiejszej nocy pojedziemy w stron� Yukonu, a �e musimy jecha� pr�dko, �ap za kark psy, kt�re po drodze nawin� ci si� pod r�k�, i wlecz je do sa� nad kolanem strumienia. Dziewczyna odm�wi�a nieznacznym ruchem g�owy, lecz oczy jej b�ysn�y rado�nie, bo by�a dumna, �e m�czyzna okazuje jej tak wiele wzgl�d�w. Ale Sipsu, podobnie jak wszystkie kobiety jej rasy, przysz�a na �wiat, by ulega� m�skiej woli, tote� Hitchcock rzuciwszy w�adczym tonem: �P�jdziesz ze mn�!� cho� nie otrzyma� odpowiedzi, pewien by�, �e jego rozkaz sta� si� prawem. � A nie k�opocz si� o uprz�� � doda� sposobi�c si� do odwrotu. � B�d� czeka�. Tylko nie marnuj czasu. Dzie� depce po pi�tach nocy i nie marudzi dla przyjemno�ci cz�owieka. W p� godziny p�niej, kiedy Hitchcock przytupywa� i zabija� r�ce ko�o sanek, nadesz�a Sipsu wiod�c za karki dwa t�gie wilczury. Na ich widok psy zaprz�one do sanek popad�y w wojowniczy zapal i uspokoi�y si� dopiero pod razami r�koje�ci bicza. Hitchcock zbli�y� si� do wioski z wiatrem, a wi�c ha�as by� dla� najgro�niejszy, gdy� m�g� �atwo zdradzi� Indianom obecno�� intruza. � Za�� je w ostatni� par� � rozkaza�, dziewczynie, gdy ubra�a india�skie psy w szory. � Chc� mie� na przodzie swoich przewodnik�w. Ale kiedy Sipsu wykona�a polecenie, przeprz�one zwierz�ta rzuci�y si� na nowych przybysz�w i chocia� Hitchcock nie szcz�dzi� kolby karabinu, straszliwy zgie�k uderzy� w u�pion� wiosk�. Teraz b�dziemy mieli ps�w a� za du�o � mrukn�� pos�pnie dobywaj�c siekier� z osznurowanych sanek. � Ubieraj w szory ka�dego, kt�rego ci rzuc�, a w wolnych chwilach bro� zaprz�gu. Post�pi� kilka krok�w, stan�� mi�dzy dwoma sosnami. Czeka� na wioskowe psy, kt�rych jazgot zak��ca� ju� spok�j nocy. Rosn�ca szybko ciemna plamka zarysowa�a si� na spowitej w mrok, bia�ej p�aszczy�nie �niegu. By� to przodownik sfory. Sun�� wielkimi skokami i na wilcz� mod�� wyciem podawa� kierunek wsp�braciom. Hitchcock sta� w cieniu. Kiedy pies go mija�, wyci�gn�� r�ce, wp� susa chwyci� wilczura za przednie �apy, zakr�ci� i obali� na ziemi�. Nast�pnie wymierzywszy mu dobrze obliczony cios za uchem rzuci� zdobycz Sipsu. Kiedy dziewczyna zak�ada�a szory, Hitchcock z siekier� w r�ku broni� przej�cia mi�dzy drzewami, przed nim za� k��bi�o si� kud�ate stado po�yskuj�c bia�ymi k�ami i ognikami �lepi�w. Sipsu pracowa�a szybko. Kiedy sko�czy�a, m�czyzna wyskoczy� z ukrycia, porwa� drugiego psa, og�uszy� i rzuci� towarzyszce. Wypad taki powt�rzy� trzykrotnie, a kiedy u sanek stan�� rz�d dziesi�ciu warcz�cych wilczur�w, zawo�a�: � Dosy�!! Ale w tej chwili m�ody szybkonogi Indianin, kt�ry wyprzedzi� ca�e plemi�, skoczy� mi�dzy psy i brodz�c po�r�d sfory, grzmoc�c pi�ciami na prawo i lewo pokusi� si� o zdobycie przej�cia. Uderzony kolb� karabinu pad� na kolana i osun�� si� na bok. Cios Hitchcocka widzia� czarnoksi�nik, kt�ry co tchu bieg� �ladem m�odego zucha. Hitchcock krzykn�� do Sipsu, �eby rusza�a z miejsca. Na jej przera�liwe �C z u u k!� oszala�e ze strachu bestie pomkn�y cwa�em i tak szarpn�y saniami, �e dziewczyna omal z nich nie spad�a. Tajemnicze moce by�y najwidoczniej zagniewane na czarnoksi�nika, bo w tej w�a�nie chwili kaza�y mu znale�� si� na szlaku. Pierwszy z ps�w podci�� mu rakiety i zwali� biedaka z n�g. Reszta stratowa�a go w biegu, a sanie podskoczy�y na �ywej przeszkodzie. Ale Indianin zerwa� si� b�yskawicznie i noc mog�aby mie� odmienny fina�, gdyby nie Sipsu, kt�ra smagn�wszy w ty� d�ugim biczem wymierzy�a prze�ladowcy o�lepiaj�cy cios po oczach. Hitchcock, kt�ry bieg� za saniami, �eby je dop�dzi�, zderzy� si� na �rodku szlaku ze s�aniaj�cym si� z b�lu czarnoksi�nikiem. Dzi�ki temu �w prymitywny teolog wr�ci� do wigwamu wodza z bogatszym zasobem wiedzy. Zapozna� si� z pi�ci� bia�ego cz�owieka, kiedy wi�c zabra� g�os na radzie, zia� nienawi�ci� do wszystkich bia�ych. � Wstawajcie, nygusy, wstawajcie! �arcie b�dzie gotowe, nim zd��ycie wskoczy� w buty! Dawid Wertz odrzuci� nied�wiedzi� sk�r�, usiad� i ziewn�� szeroko. Hawes przeci�gn�� si�. Zacz�� sennie masowa� zdr�twia�� r�k�. � Ciekawe, gdzie Hitchcock dzi� nocowa�! � b�kn�� si�gaj�c po mokasyny. By�y zupe�nie sztywne, tote� Hawes chc�c je rozgrza� pow�drowa� w skarpetach do ogniska. � Chwa�a Bogu, �e sobie poszed� � doda� � chocia� robotny by� z niego ch�op, bardzo robotny. � Aha. Tylko zanadto lubi� rz�dzi�. To jego g��wna wada. Tym gorzej dla Sipsu. My�lisz, �e bardzo si� w niej kocha�? � Chyba nie. Chodzi�o o zasad� i tyle. Hitchcock by� zdania, �e to dra�stwo, i mia� racj�. Ale to nie pow�d, �eby�my si� mieli wtr�ca�, a p�niej zmyka� przed czasem za dzia� wodny. � Zasady s� dobre na w�a�ciwym miejscu, ale lepiej zostawi� je w domu, kiedy cz�owiek wybiera si� na Alask�. Mo�e nie mam racji? Wertz stan�� obok przyjaciela i obydwaj zaj�li si� rozgrzewaniem zamarz�ych mokasyn�w. � A mo�e ty uwa�asz, �e powinni�my przy�o�y� do tego r�ki? Sigmund pokr�ci� g�ow�. By� bardzo zaj�ty. W garnku z kaw� podnosi�a si� piana czekoladowej barwy. Boczek trzeba by�o przewr�ci� na patelni. Ponadto Sigmund duma� o dziewczynie z oczyma roze�mianymi jak morze w lecie i �piewa� p�g�osem: Jego kamraci roze�mieli si� do siebie, przestali gada�. Min�a si�dma, ale do �witu zosta�y jeszcze trzy godziny. Zorza polarna zesz�a z nieba i ob�z stanowi� jasn� oaz� po�r�d g�stych, nieprzeniknionych mrok�w. W tym �wietle wyra�nie rysowa�y si� sylwetki trzech m�czyzn. Sigmund zaczyna� w�a�nie ostatni� strof� starej piosenki. O�mielony cisz� podni�s� g�os: Za roczek, za roczek, gdy grona dojrzej�... Wtem noc zadr�a�a od bez�adnej strzelaniny. Hawes j�kn��, spr�bowa� si� wyprostowa� i upad�. Wertz z opuszczon� g�ow� podpar� si� �okciem. Zakas�a� cicho i ciemny strumie� buchn�� mu ustami. A Sigmund? Z�otow�osemu Sigmundowi uwi�z�a w gardle nuta piosenki, wyrzuci� w g�r� r�ce i run�� twarz� w ognisko. Czarnoksi�nik mia� t�go podbite oczy i humor nienajlepszy. Posprzecza� si� z wodzem o strzelb� Wertza, z worka fasoli wzi�� wi�cej, ni� mu si� nale�a�o, a �e przyw�aszczy� sobie i nied�wiedzi� sk�r�, wywo�a� niezadowolenie wsp�plemie�c�w. Na domiar z�ego chcia� zabi� psa Sigmunda (dar b��kitnookiej dziewczyny), ale owczarek umkn��, a czarnoksi�nik wpad� do wykopanej przez bia�ych jamy i o kube� wybi� sobie rami�. Po dok�adnym z�upieniu obozowiska wojownicy wr�cili do wigwam�w, gdzie nasta�a wielka rado�� w�r�d kobiet. Ponadto stado �osi zesz�o z po�udniowego dzia�u wodnego prosto na �owc�w, wobec czego czarnoksi�nik zyska� jeszcze wi�ksz� s�aw�, a ludzie szeptali mi�dzy sob�, �e na pewno zasiada w radzie bog�w. Kiedy ju� wszystko min�o, owczarek przywl�k� si� do wyludnionego obozu, gdzie ca�y dzie� i noc wy� nad trupami. P�niej przepad�, lecz za par� lat india�scy �owcy zauwa�yli zmian� rasy le�nych wilk�w. Coraz cz�ciej trafia�y si� okazy znaczone jasnymi plamami i �atami, jakich uprzednio �aden wilk nie nosi�.