9526
Szczegóły |
Tytuł |
9526 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9526 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9526 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9526 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Immanuel KANT
PROLEGOMENA
do wszelkiej przysz�ej metafizyki, kt�ra b�dzie mog�a wyst�pi� jako nauka
prze�o�y� Benadykt Bornstein, opracowa�a Janina Suchorzowska
Biblioteka Klasyk�w Filozofii, PWN 1960
Prolegomena niniejsze s� przeznaczone do u�ytku nie uczni�w, lecz przysz�ych nauczycieli, a i tym s�u�y� powinny nie do tego, by uporz�dkowa� wyk�ad pewnej nauki ju� istniej�cej, lecz przede wszystkim, by sam� t� nauk� wynale��.
(...)
Zamiarem moim jest przekona� wszystkich, kt�rzy uwa�aj�, i� warto si� zajmowa� metafizyk�, �e musz� koniecznie od�o�y� na czas jaki� sw� prac�, wszystko, co by�o dotychczas, uzna� za nieby�e, a przede wszystkim postawi� pytanie: "Czy te� co� takiego jak metafizyka jest w og�le mo�liwe?"
Je�eli metafizyka jest nauk�, to dlaczego nic mo�e uzyska�, jak inne nauki, powszechnego i trwa�ego uznania? Je�eli ni� nie jest, to jak�e si� dzieje, �e pod pozorem nauki panoszy si� nieustannie i uwodzi rozum ludzki nigdy nie wygasaj�cymi, ale i nigdy nie spe�niaj�cymi si� nadziejami? Przeto czy przedstawimy dow�d naszej wiedzy, czy te� niewiedzy, to w ka�dym razie trzeba raz wreszcie co� pewnego rozstrzygn�� o naturze tej zamierzonej nauki, nie spos�b bowiem, by taki stan rzeczy trwa� d�u�ej. Wydaje si� prawie �miechu warte, �e gdy ka�da inna nauka nieustannie posuwa si� naprz�d, w tej oto, kt�ra chce by� m�dro�ci� sam�, kt�r� ka�dy zapytuje jak wyroczni�, kr�cimy si� wci�� w k�ko na tym samym miejscu, nie posuwaj�c si� ani o krok naprz�d. A uby�o jej r�wnie� wielu zwolennik�w i nie wida�, �eby ci, co maj� si� za do�� silnych, by ja�nie� w innych naukach, chcieli sw� s�aw� nara�a� tutaj, gdzie ka�dy, kto zreszt� we wszelkich innych sprawach jest nieukiem, ro�ci sobie prawo do wydawania rozstrzygaj�cego s�du; albowiem w tej dziedzinie istotnie nie ma jeszcze pewnej miary i wagi, kt�re by pozwala�y odr�ni� gruntowno�� od p�ytkiej gadaniny.
(...)
Mimo to jednak odwa�am si� przepowiedzie�, �e samodzielnie my�l�cy czytelnik tych Prolegomen�w nie tylko zw�tpi o swej dotychczasowej nauce, lecz w nast�pstwie tego ca�kowicie si� przekona, �e nauka taka wcale istnie� nie mo�e, o ile nie stanie si� zado�� wyra�onym tu ��daniom, na kt�rych opiera si� jej mo�liwo��; a poniewa� to si� jeszcze nigdy nie sta�o - �e nie ma jeszcze wcale metafizyki. Ale, �e zarazem popyt na ni� wszak nigdy usta� nie mo�e [Rusticus exspectat, dum defluat amnis, at ille Labetur et labetur in omtie volubilis aevum. Horacy (Wie�niak czeka, a� potok przep�ynie, lecz on toczy i toczy� b�dzie wiecznie swe sk��bione wody.) Epist. 2, 42 n.)], gdy� interes powszechnego rozumu ludzkiego zbyt �ci�le jest z ni� zwi�zany, wi�c przyzna, �e jej ca�kowita reforma lub raczej nowe jej narodziny, wed�ug planu dotychczas zupe�nie nieznanego, zbli�aj� si� niechybnie, cho�by przez pewien czas opierano si� temu ze wszech si�. Od czasu pr�b Locke'a i Leibniza, a raczej od powstania metafizyki, jak daleko si�ga jej historia, nie by�o zdarzenia, kt�re by mog�o by� bardziej rozstrzygaj�ce dla losu tej nauki ni� atak, z kt�rym przeciw niej wyst�pi� Dawid Hume. Nie wni�s� on �wiat�a do tego rodzaju poznania, wykrzesa� jednak�e iskr�, od kt�rej mo�na by by�o zapali� �wiat�o, gdyby natrafi�a na wra�liwy lont, kt�rego zarzewie podtrzymywano by troskliwie i podsycano.
G��wnym punktem wyj�cia Hume'a by�o jedno jedyne, lecz wa�ne poj�cie metafizyki, mianowicie poj�cie zwi�zku przyczyny i skutku (a tak�e jego poj�cia pochodne: si�y, dzia�ania itd.). Zawezwa� on rozum, kt�ry udaje, �e poj�cie to sp�odzi�, a�eby zda� mu spraw� z tego, jakim prawem my�li on sobie, i� co� mog�oby by� tak uposa�one, �e je�eli zostaje przyj�te, to przez to i co� innego koniecznie musi by� przyj�te - to bowiem g�osi poj�cie przyczyny. Dowi�d� w spos�b nie daj�cy si� zaprzeczy�, �e jest rzecz� dla rozumu zupe�nie niemo�liw� pomy�le� takie po��czenie a priori i na podstawie poj��, zawiera ono bowiem konieczno��; tymczasem nie da si� wcale zrozumie�, dlaczego z tego powodu, �e co� istnieje, co� innego musia�oby r�wnie� z konieczno�ci� istnie� i w jaki przeto spos�b da�oby si� a priori wprowadzi� poj�cie takiego po��czenia. St�d wywnioskowa�, �e rozum oszukuje si� tym poj�ciem ca�kowicie, �e b��dnie uwa�a je za swe w�asne dziecko, gdy tymczasem jest ono tylko b�kartem wyobra�ni, kt�ra, zap�odniona przez do�wiadczenie, podci�gn�a pewne przedstawienia pod prawo kojarzenia i wyp�ywaj�c� st�d podmiotow� konieczno��, tj. nawyknienie, podaje za konieczno�� przedmiotow�, uznawan� na podstawie zrozumienia (Einsicht). St�d za� wysnu� wniosek, �e rozum nie posiada �adnej w�adzy pomy�lenia takich po��cze�, cho�by tylko w og�lnej postaci, gdy� wszystkie jego poj�cia by�yby wtedy jedynie zmy�leniami i wszelkie jego rzekomo a priori istniej�ce poznania by�yby tylko pospolitymi do�wiadczeniami, opatrzonymi fa�szyw� etykiet�. To za� jest r�wnoznaczne z tym, �e metafizyki w og�le nie ma i by� te� nie mo�e. [Mimo to Hume t� oto burz�c� filozofi� nazywa� w�a�nie metafizyk� i przypisywa� jej wysok� warto��. "Metafizyka i etyka - m�wi on (Szkice, cz�� IV, str. 214 przek�adu niemieckiego) - s� najpowa�niejszymi ga��ziami nauki; matematyka i przyrodoznawstwo nie posiadaj� nawet po�owy tej warto�ci". Ten przenikliwy cz�owiek zwraca tu jednak uwag� tylko na negatywny po�ytek, jaki umiarkowanie przesadnych roszcze� spekulatywnego rozumu przedstawia�oby dla ca�kowitego usuni�cia tylu niesko�czonych a zaci�tych spor�w, ba�amuc�cych r�d ludzki, straci� przy tym jednak z oczu pozytywn� szkod� wynikaj�c� z tego, �e rozumowi odebrane zostaj� najwa�niejsze perspektywy, wed�ug kt�rych jedynie mo�e on wytyczy� woli najwy�szy cel wszelkich jej d��no�ci.]
Cho� wniosek Hume'a by� zbyt pospieszny i nies�uszny, to by� on jednak przynajmniej oparty na badaniu, a badanie to zaiste by�o warte tego, �eby dobre g�owy jego czas�w zjednoczy�y si�, by to zadanie w tym rozumieniu, w jakim on je przedstawi�, rozwi�za� w spos�b, o ile mo�no�ci, bardziej szcz�liwy, z czego rych�o wynikn�� by musia�a ca�kowita reforma nauki.
(...) Nie na tym polega�o zagadnienie, czy poj�cie przyczyny jest s�uszne, przydatne i niezb�dne dla ca�ego poznania przyrody, tego bowiem Hume nigdy nie podawa� w w�tpliwo��, lecz tylko, czy jest ono a priori pomy�lane przez rozum i czy przez to posiada niezale�n� od wszelkiego do�wiadczenia wewn�trzn� prawdziwo�� i ma dlatego tak�e bardziej rozleg�� przydatno��, nie ograniczon� wy��cznie do przedmiot�w do�wiadczenia. W tej to sprawie Hume oczekiwa� wyja�nienia (Er�ffnung). Wszak chodzi�o tylko o pochodzenie tego poj�cia, nie za� o jego niezb�dno�� w u�yciu. Gdyby tylko pochodzenie zosta�o wykryte, to ju� same przez si� dane by�yby warunki i zakres u�ywalno�ci tego poj�cia.
(...)
Przyznaj� szczerze: napomnienie Dawida Hume'a by�o w�a�nie tym pierwszym sygna�em, kt�ry przed wielu laty przerwa� moj� drzemk� dogmatyczn� i nada� ca�kowicie inny kierunek moim badaniom w dziedzinie filozofii spekulatywnej. By�em daleki od dawania pos�uchu jego konkluzjom, kt�re st�d tylko pochodzi�y, �e nie u�wiadomi� sobie swego zadania w ca�o�ci, lecz wpad� tylko na pewn� jego cz��, kt�ra bez uwzgl�dnienia ca�o�ci nie mo�e sprawy wyja�ni�. Je�eli wychodzimy z my�li, kt�r� nam kto� inny pozostawi�, z my�li dobrze uzasadnionej, aczkolwiek jeszcze nie przeprowadzonej ca�kowicie, mo�emy spodziewa� si�, �e przy dalszym przemy�leniu posuniemy si� dalej, ni� to uczyni� �w bystry cz�owiek, kt�remu zawdzi�czamy pierwsz� iskr� tego �wiat�a.
Stara�em si� wi�c najpierw zbada�, czy zarzutu Hume'a nie da si� przedstawi� og�lnie, i wkr�tce odkry�em, �e poj�cie zwi�zku przyczyny i skutku nie jest bynajmniej jedynym poj�ciem, dzi�ki kt�remu intelekt my�li sobie a priori o zwi�zkach mi�dzy rzeczami, co wi�cej, �e w�a�nie metafizyka ca�kowicie z takich poj�� si� sk�ada. Stara�em si� nawet upewni� co do ich liczby, a �e to mi si� uda�o wed�ug �yczenia, mianowicie wywie�� j� z jednej jedynej naczelnej zasady, wi�c wzi��em si� do dedukcji tych poj��, co do kt�rych by�em ju� pewien, �e nie pochodz� z do�wiadczenia, jak to za�atwi� Hume, lecz wyp�ywaj� z czystego intelektu. Dedukcja ta, kt�ra mojemu bystremu poprzednikowi wydawa�a si� niemo�liwa, a kt�ra nikomu poza nim nawet na my�l nie przysz�a, cho� wszyscy bez obawy pos�ugiwali si� tymi poj�ciami, nie pytaj�c, na czym si� opiera ich przedmiotowa wa�no�� - ta dedukcja, powiadam, by�a najtrudniejszym zadaniem, jakie kiedykolwiek mo�na by�o przedsi�wzi�� na rzecz metafizyki. I co przy tym najgorsze, to to, �e metafizyka, o ile tylko gdziekolwiek co� z niej istnieje - nie mog�a mi tu w najmniejszym stopniu pom�c, poniewa� owa dedukcja musi dopiero rozstrzygn�� mo�liwo�� metafizyki. Poniewa� za� uda�o mi si� rozwi�za� zagadnienie Hume'a nie tylko w pewnym poszczeg�lnym przypadku, lecz w odniesieniu do w�adzy czystego rozumu, przeto mog�em stawia� kroki pewne, cho� wci�� jeszcze powolne, by w ko�cu okre�li� zupe�nie i wed�ug og�lnych zasad ca�y zakres czystego rozumu, zar�wno co do jego granic, jak i tre�ci - a to by�o tym w�a�nie, czego potrzeba metafizyce, by mog�a zbudowa� sw�j system wed�ug bezpiecznego planu.
(...) to jest ca�kowicie nowa nauka, kt�rej nikt przedtem nawet pomys�u nie uchwyci�, kt�rej sama nawet idea by�a nieznana i dla kt�rej z jej ca�kowitego dotychczasowego dorobku nie mo�na by�o u�y� nic wi�cej pr�cz jednej jedynej wskaz�wki zawartej w w�tpliwo�ciach Hume'a. Hume jednak r�wnie� nie przeczuwa� mo�liwo�ci tego rodzaju formalnej nauki i chc�c swojemu okr�towi zapewni� bezpiecze�stwo, osadzi� go na mieli�nie (sceptycyzmu), gdzie mo�e sobie le�e� i gni�; mnie za�, przeciwnie, chodzi o danie mu sternika, kt�ry by wed�ug niezawodnych zasad sztuki sterowania, opartych na znajomo�ci globu - zaopatrzony w dok�adn� map� morza i kompas - m�g� go pewnie poprowadzi� tam, dok�d mu si� wydaje w�a�ciwe.
(...) Jednak�e czysty rozum jest dziedzin� tak wyodr�bnion�, tak w samej sobie wsz�dzie zwart�, �e nie mo�na dotkn�� �adnej jego cz�ci, nie poruszaj�c przy tym wszystkich pozosta�ych, i nie mo�na nic osi�gn��, nie wyznaczywszy uprzednio ka�dej cz�ci jej miejsca i jej wp�ywu na inne, albowiem - poniewa� nic nie ma poza rozumem, co by sprostowa� mog�o nasz s�d w jego obr�bie - wa�no�� i u�ywanie ka�dej jego cz�ci zale�y od stosunku, w jakim si� ona znajduje do pozosta�ych cz�ci rozumu i poniewa� - jak w ucz�onowanej budowie cia�a pewnego organizmu - przeznaczenie ka�dego cz�onka da si� wyprowadzi� tylko z zupe�nego poj�cia ca�o�ci. Dlatego o krytyce takiej mo�na powiedzie�, �e nie jest nigdy niezawodna, je�eli nie jest wyko�czona ca�kowicie i a� do najdrobniejszych element�w czystego rozumu, i �e o dziedzinie tej w�adzy trzeba rozstrzygn�� i okre�li� wszystko albo nic.
(...) Kto za� sam ten plan, kt�rym w postaci Prolegomen�w poprzedzam wszelk� przysz�� metafizyk�, zn�w uzna za niejasny, niechaj zwa�y, �e przecie� nie jest potrzebne, by ka�dy studiowa� metafizyk�, �e zdarza si� nierzadko talent, kt�ry czyni dobre post�py w gruntownych, a nawet g��bokich naukach bardziej zbli�aj�cych si� do naoczno�ci (Anschauung), kt�remu jednak nie powodzi si� w badaniach prowadzonych przy pomocy samych tylko poj�� abstrakcyjnych, i �e w takim przypadku nale�y swoje zdolno�ci umys�owe skierowa� na inny przedmiot; �e wszelako ten, kto zamierza s�d wyda� o metafizyce, a nawet j� napisa�, musi koniecznie uczyni� zado�� wymaganiom tutaj postawionym, wszystko jedno, czy odb�dzie si� to w ten spos�b, �e przyjmie on moje rozwi�zanie, czy te� je gruntownie obali i inne na jego miejsce poda - pomin�� go bowiem nie mo�e, i �e w ko�cu ta tak okrzyczana niejasno�� (zwyk�a pokrywka w�asnej wygody i g�upoty) r�wnie� przynosi korzy��, poniewa� ludzie, kt�rzy wobec wszystkich innych nauk zachowuj� ostro�ne milczenie, w kwestiach metafizyki przemawiaj� po mistrzowsku i zuchwale wyrokuj�, niewiedza ich bowiem nie odbija tutaj tak wyra�nie od uczono�ci innych - ale za to jak�e si� r�ni od prawdziwych zasad krytycznych, kt�re przeto mo�na wychwala� za to, �e Ignavum, fucos, pecus a praesepibus arcent (Plemi� leniwe trutni�w z dala od ul�w trzymaj�; Wergiliusz, Georgica IV, 168).
UWAGI WST�PNE
O SWOISTYM CHARAKTERZE WSZELKIEGO POZNANIA METAFIZYCZNEGO
� 1
O �R�D�ACH METAFIZYKI
Je�eli chcemy pewne poznanie przedstawi� jako nauk�, to musimy przede wszystkim m�c dok�adnie okre�li� to, co r�ni t� nauk� od wszystkich innych, a wi�c co jej tylko jest w�a�ciwe; w przeciwnym bowiem razie granice wszystkich nauk zlewaj� si� z sob� i �adna z nich nie mo�e by� gruntownie traktowana zgodnie ze sw� natur�.
Bez wzgl�du na to, czy ta swoista w�a�ciwo�� polega na r�nicy przedmiotu, czy �r�de� poznania, czy rodzaju poznania, czy te� paru, je�eli nie wszystkich tych czynnik�w razem wzi�tych, w ka�dym razie na tym dopiero opiera si� idea mo�liwej nauki i jej w�a�ciwej dziedziny.
Przede wszystkim, co si� tyczy �r�de� poznania metafizycznego, to ju� w jego poj�ciu zawiera si� to, �e nie mog� one by� empiryczne. Zasady tego poznania (a do nich nale�� nie tylko jego zasadnicze twierdzenia, lecz i zasadnicze poj�cia) nigdy przeto nie mog� by� zaczerpni�te z do�wiadczenia, bo poznanie to ma by� nie fizyczne, lecz metafizyczne, tj. le��ce poza granic� do�wiadczenia. A wi�c podstaw� tego poznania nie b�dzie ani do�wiadczenie zewn�trzne, kt�re stanowi �r�d�o w�a�ciwej fizyki, ani wewn�trzne, kt�re stanowi podstaw� psychologii empirycznej. Jest wi�c ono poznaniem a priori, czyli poznaniem [p�yn�cym] z czystego intelektu i z czystego rozumu.
W tym jednak nie r�ni�oby si� ono niczym od czystej matematyki; musi wi�c nosi� nazw� czystego poznania filozoficznego. Co si� tyczy jednak znaczenia tego wyr�nienia, to odwo�uj� si� do Krytyki czystego rozumu ([A]. str. 712 i nast.), gdzie r�nica mi�dzy tymi dwoma sposobami u�ywania rozumu wy�o�ona zosta�a jasno i zadowalaj�co. - Tyle o �r�d�ach poznania metafizycznego.
� 2
O RODZAJU POZNANIA, KT�RE JEDYNIE MO�E BY� NAZWANE "METAFIZYCZNYM"
a) O RӯNICY MI�DZY SYNTETYCZNYMI A ANALITYCZNYMI S�DAMI W OG�LE
Poznanie metafizyczne musi zawiera� same s�dy a priori - tego wymaga w�a�ciwo�� jego �r�de�. Lecz niezale�nie od tego, czy s�dy posiadaj� takie czy inne pochodzenie, czy r�wnie� co do swej formy logicznej przedstawiaj� si� tak czy inaczej, istnieje jednak mi�dzy nimi r�nica pod wzgl�dem tre�ci, na skutek kt�rej s� one albo tylko wyja�niaj�ce i nic nie dodaj� do tre�ci poznania, albo te� s� rozszerzaj�ce i dane poznanie powi�kszaj�; pierwsze b�dziemy mogli nazwa� s�dami analitycznymi, drugie - syntetycznymi.
S�dy analityczne wypowiadaj� w orzeczeniu tylko to, co w poj�ciu podmiotu by�o ju� rzeczywi�cie pomy�lane, cho� nie tak jasno i nie z tak� sam� �wiadomo�ci�. Je�eli powiadam: "Wszystkie cia�a s� rozci�g�e" - to w najmniejszym nawet stopniu nie rozszerzy�em przez to swego poj�cia cia�a, lecz tylko poj�cie to roz�o�y�em, gdy� ju� przed wydaniem s�du rozci�g�o�� o owym poj�ciu rzeczywi�cie pomy�la�em, cho� jej o nim wyra�nie nie orzek�em; s�d ten jest wi�c analityczny. Natomiast zdanie: "Niekt�re cia�a s� ci�kie" - zawiera w orzeczeniu co�, co nie jest rzeczywi�cie pomy�lane w og�lnym poj�ciu cia�a: powi�ksza wi�c ono moje poznanie, do��czaj�c co� do mego poj�cia, i musi si� przeto nazywa� s�dem syntetycznym.
b) WSP�LN� NACZELN� ZASAD� WSZYSTKICH S�D�W ANALITYCZNYCH JEST ZASADA SPRZECZNO�CI
Wszystkie s�dy analityczne opieraj� si� ca�kowicie na zasadzie sprzeczno�ci i s� co do swej natury poznaniami a priori, niezale�nie od tego, czy poj�cia stanowi�ce ich materi� s� empiryczne, czy te� nie. Poniewa� bowiem orzeczenie twierdz�cego s�du analitycznego jest ju� przedtem pomy�lane w poj�ciu podmiotu, przeto nie mo�na go bez sprzeczno�ci o podmiocie zaprzeczy�; tak samo jego przeciwie�stwo w s�dzie analitycznym, lecz przecz�cym, trzeba z konieczno�ci� o podmiocie zaprzeczy�, i to tak�e na zasadzie sprzeczno�ci. Tak si� rzecz ma ze zdaniami: "Ka�de cia�o jest rozci�g�e" i "�adne cia�o nie jest nierozci�g�e (proste)".
Z tego to w�a�nie powodu wszystkie zdania analityczne s� s�dami a priori, nawet wtedy, gdy ich poj�cia s� empiryczne, np. "Z�oto jest ��tym metalem"; a�eby to wiedzie�, nie potrzeba mi bowiem �adnego dalszego do�wiadczenia poza moim poj�ciem z�ota, kt�re zawiera w sobie to, �e cia�o to jest ��te i �e jest metalem; gdy� to w�a�nie stanowi�o moje poj�cie i nie musia�em nic innego zrobi�, jak je roz�o�y�, nie ogl�daj�c si� za niczym innym poza nim.
c) S�DY SYNTETYCZNE WYMAGAJ� INNEJ ZASADY NACZELNEJ NI� ZASADA SPRZECZNO�CI
Istniej� s�dy syntetyczne a posteriori, kt�rych pochodzenie jest empiryczne; ale s� r�wnie� takie, kt�re s� pewne a priori i wyp�ywaj� z czystego intelektu i rozumu. Lecz jedne i drugie w tym si� z sob� zgadzaj�, �e nigdy nie mog� powsta� na podstawie samej tylko zasady analizy, mianowicie zasady sprzeczno�ci; wymagaj� one jeszcze innej zupe�nie zasady naczelnej, chocia� z ka�dej zasady, jak�kolwiek by ona by�a, musz� by� zawsze wyprowadzane zgodnie z zasad� sprzeczno�ci. Albowiem nic nie mo�e si� sprzeciwia� tej zasadzie - mimo �e nie wszystko da si� z niej wyprowadzi�. Przede wszystkim s�dy syntetyczne podziel� na klasy.
1. S�dy do�wiadczalne s� zawsze syntetyczne. By�oby bowiem niedorzeczno�ci� opiera� s�dy analityczne na do�wiadczeniu, skoro nie mog� wykroczy� poza moje poj�cie, by s�d taki utworzy�, i zb�dne jest mi przeto do tego wszelkie �wiadectwo do�wiadczenia. �e cia�o jest rozci�g�e - jest to zdanie pewne a priori, nie za� s�d do�wiadczalny. Zanim bowiem przyst�puj� do do�wiadczenia, posiadam ju� wszelkie warunki swego s�du w poj�ciu, z kt�rego pozostaje mi tylko wydoby� orzeczenie zgodnie z zasad� sprzeczno�ci i przez to r�wnocze�nie u�wiadomi� sobie konieczno�� tego s�du, o kt�rej do�wiadczenie nigdy by mnie nie pouczy�o.
2. S�dy matematyczne s� wszystkie syntetyczne. Zdanie to dotychczas, jak si� zdaje, usz�o ca�kowicie uwagi analityk�w rozumu ludzkiego, a nawet wydaje si� wprost przeciwne wszelkim ich przypuszczeniom, cho� jest niezaprzeczenie pewne, a w skutkach swych nader wa�ne. Widz�c bowiem, �e wszystkie wnioski matematyk�w rozwijaj� si� wedle zasady sprzeczno�ci (czego wymaga natura wszelkiej pewno�ci apodyktycznej), wm�wiono w siebie, �e i odno�ne zasady da�yby si� pozna� na podstawie zasady sprzeczno�ci - w czym si� bardzo pomylono. Zdanie syntetyczne bowiem mo�na wprawdzie poj�� zgodnie z zasad� sprzeczno�ci, lecz tylko w ten spos�b, �e zak�adamy inne zdanie syntetyczne, z kt�rego tamto da si� wywie��, a nigdy samo w sobie.
Przede wszystkim nale�y zauwa�y�, �e w�a�ciwe twierdzenia matematyczne zawsze s� s�dami a priori, a nie s� empiryczne, albowiem towarzyszy im konieczno��, kt�ra nie mo�e by� zaczerpni�ta z do�wiadczenia. Gdyby jednak nic chciano si� ze mn� na to zgodzi�, to dobrze. Ogranicz� w takim razie swoje twierdzenie do czystej matematyki, kt�rej poj�cie ju� zawiera w sobie to, �e obejmuje ona poznanie nie empiryczne, lecz tylko czyste poznanie a priori.
Pocz�tkowo mo�na by�oby sobie my�le�, �e zdanie: "7 + 5 = 12" jest jedynie zdaniem analitycznym, kt�re wed�ug zasady sprzeczno�ci wynika z poj�cia sumy siedmiu i pi�ciu. Jednak�e, je�eli rozpatrujemy rzecz bli�ej, to si� przekonujemy, �e poj�cie sumy siedmiu i pi�ciu nic wi�cej w sobie nie zawiera nad po��czenie obu liczb w jedn� jedyn�, przez co wcale jeszcze nie pomy�la�o si� o tym, jaka jest ta jedyna liczba, ��cz�ca w sobie tamte dwie. Poj�cia dwunastu wcale jeszcze nie pomy�la�em przez to, �e mam na my�li tylko owo po��czenie siedmiu i pi�ciu; i cho�bym nie wiem jak d�ugo rozk�ada� swe poj�cie takiej mo�liwej sumy, to jednak dwunastki tam nie znajd�. Musi si� wyj�� poza te poj�cia, przywo�uj�c na pomoc naoczno��, odpowiadaj�c� jednemu z nich, np. swoje pi�� palc�w lub (jak to czyni Segner w swej Arytmetyce) pi�� punkt�w i do��czaj�c do poj�cia siedmiu kolejno po sobie dane w naoczno�ci jednostki pi�tki. Dzi�ki wi�c zdaniu "7 + 5 = 12" rozszerzamy rzeczywi�cie swoje poj�cie i do��czamy do pierwszego poj�cia nowe, kt�re w tamtym wcale nic by�o pomy�lane. Znaczy to, �e zdanie arytmetyczne jest zawsze syntetyczne, o czym przekonujemy si� jeszcze wyra�niej bior�c nieco wi�ksze liczby; jasne jest bowiem zupe�nie, �e mo�emy wtedy poj�cie nasze kr�ci� i obraca�, ile chcemy, mimo to jednak bez przywo�ania na pomoc naoczno�ci, przez sam tylko rozbi�r naszych poj��, nigdy sumy nie znajdziemy.
R�wnie� �adna zasada czystej geometrii nie jest analityczna. �e linia prosta jest najkr�tszym po��czeniem mi�dzy dwoma punktami, jest to zdanie syntetyczne. Albowiem moje poj�cie czego� prostego nie zawiera nic z wielko�ci, lecz tylko jako��. Poj�cie przeto czego� najkr�tszego zostaje tutaj ca�kowicie do��czone i przez �aden rozbi�r nie mo�na go wydoby� z poj�cia linii prostej. Musi si� wi�c przywo�a� na pomoc naoczno��, dzi�ki kt�rej jedynie synteza staje si� mo�liwa.
Niekt�re inne zasady, kt�re geometrzy zak�adaj�, s� wprawdzie rzeczywi�cie analityczne i opieraj� si� na zasadzie sprzeczno�ci; s�u�� one jednak, jako zdania identyczne, tylko za ogniwa w �a�cuchu metody, nie za� za zasady naczelne, np.: a = a, ca�o�� r�wna jest samej sobie, lub (a + b) > a - tj. ca�o�� jest wi�ksza od swej cz�ci. Lecz nawet i te zasady, cho� s� one wa�ne na podstawie samych tylko poj��, dopuszcza si� w matematyce tylko dlatego, �e mo�na je przedstawi� w naoczno�ci. Tym, co zazwyczaj sk�ania nas tu do przekonania, �e orzeczenie takich apodyktycznych s�d�w tkwi ju� w naszym poj�ciu i �e przeto s�d jest analityczny, jest jedynie dwuznaczno�� wyra�enia. Powinni�my mianowicie do pewnego danego poj�cia do��czy� w my�li orzeczenie i ta konieczno�� zwi�zana jest ju� z tymi poj�ciami. Lecz kwestia polega tu nie na tym, co powinni�my do��czy� w my�li do danego poj�cia, lecz co w poj�ciu tym rzeczywi�cie, chocia� niejasno, my�limy - a wtedy si� okazuje, �e orzeczenie zwi�zane jest wprawdzie z tamtym poj�ciem w spos�b konieczny, wszelako nie bezpo�rednio, lecz za po�rednictwem naoczno�ci, kt�ra musi si� do niego do��czy�.
Tym, co jest istotne i co odr�nia czyste poznanie matematyczne od wszelkiego innego poznania a priori, jest to, �e musi si� ono odbywa� w ten spos�b, �e nie wychodzi z poj��, lecz zawsze tylko z konstrukcji poj�� (Krytyka [A], str. 713). Poniewa� przeto w twierdzeniach swych poznanie to musi wychodzi� poza poj�cie ku temu, co jest zawarte w danych naocznych odpowiadaj�cych temu poj�ciu, wi�c jego twierdzenia nigdy nic mog� i nie powinny powstawa� przez rozbi�r poj��, tj. analitycznie, i s� przeto wszystkie syntetyczne.
(...)
3. W�a�ciwe s�dy metafizyczne s� wszystkie syntetyczne. Nale�y odr�ni� s�dy nale��ce do metafizyki od s�d�w metafizycznych we w�a�ciwym sensie. W�r�d tych pierwszych jest bardzo wiele s�d�w analitycznych, lecz s� one tylko �rodkiem do uzyskania s�d�w metafizycznych, kt�re stanowi� wy��czny cel tej nauki i kt�re zawsze s� syntetyczne. Je�eli bowiem do metafizyki nale�� poj�cia takie, jak np. poj�cie substancji, to i s�dy, kt�re powstaj� przez sam tylko rozbi�r tych poj��, nale�� z konieczno�ci r�wnie� do metafizyki, np. "Substancj� jest to, co istnieje tylko jako podmiot" itd. - i za pomoc� szeregu takich s�d�w analitycznych staramy si� zbli�y� do definicji poj��. Poniewa� jednak analiza czystego poj�cia intelektu (a takie poj�cia zawiera metafizyka) odbywa si� w ten sam spos�b, co i rozbi�r ka�dego innego poj�cia, cho�by i empirycznego, kt�re do metafizyki nie nale�y (np. "powietrze jest ciecz� spr�yst�, kt�rej spr�ysto�ci nie usuwa �aden znany nam stopie� zimna"), wi�c swoi�cie metafizycznym jest tu wprawdzie poj�cie, lecz nie s�d analityczny. Albowiem nauka ta posiada co� odr�bnego i jej tylko swoistego w sposobie wytwarzania swych pozna� a priori, kt�ry trzeba przeto odr�ni� od tego, co posiada ona wsp�lnego z wszelkimi innymi poznaniami intelektualnymi; tak np. zdanie: "Wszystko, co jest w rzeczach substancj�, jest trwa�e" - jest zdaniem syntetycznym i swoi�cie metafizycznym.
Gdy poj�cia a priori, stanowi�ce materi� i narz�dzia do budowy metafizyki, zosta�y ju� wed�ug pewnych zasad zebrane, wtedy rozbi�r tych poj�� nabiera wysokiej warto�ci; mo�na go r�wnie� wy�o�y� jako osobn� cz�� (jak gdyby philosophia definitiva), zawieraj�c� same tylko zdania analityczne nale��ce do metafizyki, w wyodr�bnieniu od wszystkich s�d�w syntetycznych, stanowi�cych sam� metafizyk�. Albowiem w istocie owe rozbiory [poj��] nigdzie indziej, jak tylko w metafizyce przynosz� znaczniejszy po�ytek, tzn. w zamiarze uzyskania twierdze� syntetycznych, kt�re ma si� utworzy� z owych uprzednio zanalizowanych poj��.
Zako�czenie wi�c niniejszego paragrafu brzmi: metafizyka ma w spos�b w�a�ciwy do czynienia z syntetycznymi zdaniami a priori, i one to jedynie stanowi� jej cel; do osi�gni�cia tego celu potrzebuje wprawdzie pewnego rozbioru jej poj��, a tym samym i s�d�w analitycznych, lecz post�powanie to nie jest przez to inne ni� w ka�dym innym rodzaju poznania, gdzie przez rozbi�r naszych poj�� staramy si� jedynie o to, by si� sta�y one wyra�ne. Jedynie wytwarzanie poznania a priori, zar�wno za pomoc� naoczno�ci, jak i poj��, wreszcie [tworzenie] tak�e syntetycznych zda� a priori, i to w poznaniu filozoficznym, stanowi istotn� tre�� metafizyki.
� 3
UWAGA DOTYCZ�CA OG�LNEGO PODZIA�U S�D�W NA ANALITYCZNE I SYNTETYCZNE
Podzia� ten jest niezb�dny, gdy chodzi o krytyk� intelektu ludzkiego, i zas�uguje dlatego na to, by sta� si� w niej klasycznym; poza tym nie wiedzia�bym, gdzie m�g�by on przynie�� jaki� znaczniejszy po�ytek. I w tym te� widz� przyczyn�, dlaczego filozofowie dogmatyczni, kt�rzy poszukiwali �r�de� s�d�w metafizycznych zawsze tylko w samej metafizyce, nie za� poza ni� w czystych prawach rozumu w og�le, zaniedbali przeprowadzenia tego podzia�u (...).
PROLEGOMEN�W PYTANIE OG�LNE:
CZY METAFIZYKA JEST W OG�LE MO�LIWA?
� 4
Gdyby rzeczywi�cie istnia�a metafizyka, kt�ra mog�aby si� utrzyma� jako nauka, gdyby mo�na by�o powiedzie�: "oto tu jest metafizyka, tej macie si� tylko nauczy�, a ona was nieodparcie i niezmiennie przekona o swej prawdzie", wtedy pytanie to by�oby niepotrzebne i pozostawa�oby jedynie pytanie, kt�re dotyczy raczej wypr�bowania naszej bystro�ci ni� dowodu istnienia samej rzeczy, mianowicie: w jaki spos�b jest ona mo�liwa i w jaki spos�b rozum poczyna sobie, by doj�� do niej? Ale w tym przypadku rozumowi ludzkiemu nie posz�o tak g�adko. Nie mo�na wskaza� ani jednej ksi��ki, jak pokazuje si� np. Euklidesa, i powiedzie�: "Oto metafizyka, tu znajdziecie najwa�niejszy cel tej nauki, poznanie najwy�szej istoty i przysz�ego �wiata, dowiedzione na podstawie zasad czystego rozumu". Mo�na wprawdzie wskaza� wiele zda�, kt�re s� apodyktycznie pewne i nie by�y nigdy podawane w w�tpliwo��, lecz s� one wszystkie analityczne i dotycz� raczej materia��w i narz�dzi do zbudowania metafizyki, ani�eli rozszerzenia poznania, co w niej powinno by� w�a�ciwym naszym celem (por. wy�ej � 2, sub c). I cho� pokazujecie r�wnie� zdania syntetyczne (np. zasad� racji dostatecznej), kt�rych - jak to by�o przecie� waszym obowi�zkiem - nie dowiedli�cie nigdy za pomoc� samego tylko rozumu, a wi�c a priori, a co do kt�rych mimo to ch�tnie przyznamy wam racj�, to jednak, gdy chcecie pos�ugiwa� si� nimi dla osi�gni�cia g��wnego waszego celu, wpadacie w twierdzenia tak niedopuszczalne i tak niepewne, �e zawsze jedna metafizyka przeczy�a drugiej b�d� w wyg�aszanych twierdzeniach, b�d� te� w ich uzasadnieniu, i tym sposobem sama niweczy�a swe roszczenia do trwa�ego uznania. Pr�by stworzenia takiej nauki bez w�tpienia stanowi�y nawet pierwsz� przyczyn� tak wcze�nie powsta�ego sceptycyzmu, sposobu my�lenia, w kt�rym rozum wyst�puje tak gwa�townie przeciwko samemu sobie, �e m�g� on powsta� tylko przy ca�kowitym zw�tpieniu w zaspokojenie najpowa�niejszych zada� rozumu. Ludzie bowiem pocz�tkowo, znacznie dawniej, zanim w spos�b metodyczny zacz�li przyrodzie zadawa� pytania, wysuwali pytania jedynie pod adresem swego odosobnionego rozumu, wy�wiczonego ju� do pewnego stopnia przez pospolite do�wiadczenie; rozum bowiem jest nam wszak zawsze obecny, praw za� przyrody trzeba zazwyczaj mozolnie poszukiwa�. W ten oto spos�b metafizyka p�yn�a po wierzchu jak piana, przy czym skoro tylko jedna piana zosta�a zebrana i znik�a, zaraz na powierzchni zjawia�a si� nowa, kt�r� jedni zawsze po��dliwie zbierali, gdy inni, zamiast w g��bi szuka� przyczyny tego zjawiska, uwa�ali si� ju� za m�drych dlatego, �e wy�miewali pr�n� prac� tamtych.
Przesyceni wi�c dogmatyzmem, kt�ry nas niczego nie uczy, a r�wnocze�nie i sceptycyzmem, kt�ry nam w og�le nic nie obiecuje, nawet stanu spoczynku w dozwolonej niewiedzy, wzywani do dzia�ania donios�o�ci� poznania, kt�rego nam potrzeba, a dzi�ki d�ugiemu do�wiadczeniu nieufni wobec wszelkiego poznania, kt�re w naszym mniemaniu posiadamy lub kt�re nam si� narzuca pod tytu�em, czystego rozumu, mamy jeszcze tylko jedno krytyczne pytanie, po kt�rego rozwi�zaniu musimy urz�dzi� nasze przysz�e post�powanie: Gzy metafizyka jest w og�le mo�liwa? Lecz na pytanie to musimy odpowiedzie� nie za pomoc� sceptycznych zarzut�w skierowanych przeciw pewnym twierdzeniom jakiej� rzeczywistej metafizyki (gdy� teraz �adnej jeszcze nie uznajemy), lecz wychodz�c z tylko problematycznego jeszcze dotychczas poj�cia takiej nauki.
(...)
Szcz�liwie jednak si� zdarza, �e cho� nie mo�emy uzna� rzeczywisto�ci metafizyki jako nauki, mo�emy jednak z ufno�ci� powiedzie�, �e pewne czyste syntetyczne poznanie a priori istnieje rzeczywi�cie i �e jest dane, mianowicie czysta matematyka i czyste przyrodoznawstwo; obie te nauki zawieraj� bowiem twierdzenia, kt�re zawsze uznawane s� za apodyktycznie pewne, po cz�ci przez sam tylko rozum, po cz�ci przez powszechn� zgod� [p�yn�c�] z do�wiadczenia, i pomimo to uznawane s� zawsze za niezale�ne od do�wiadczenia. Jeste�my wi�c w posiadaniu pewnego przynajmniej niezaprzeczonego syntetycznego poznania a priori i nie potrzebujemy si� pyta�, czy jest ono mo�liwe (bo jest rzeczywiste), tylko: Jak jest ono mo�liwe? - [mianowicie w tym celu], aby z zasady mo�liwo�ci danego nam poznania m�c wyprowadzi� r�wnie� mo�liwo�� wszelkiego innego poznania.
PYTANIE OG�LNE:
W JAKI SPOS�B MO�LIWE JEST POZNANIE [P�YN�CE] Z CZYSTEGO ROZUMU?
� 5
Widzieli�my powy�ej ogromn� r�nic� mi�dzy s�dami analitycznymi i syntetycznymi. Mo�liwo�� analitycznych s�d�w mo�na by�o poj�� bardzo �atwo; opiera si� ona bowiem na zasadzie sprzeczno�ci. Mo�liwo�� zda� syntetycznych a posteriori, tj. takich, kt�re czerpie si� z do�wiadczenia, r�wnie� nie wymaga �adnego specjalnego obja�nienia, samo bowiem do�wiadczenie nie jest niczym innym, jak ci�g�ym zespalaniem (syntez�) spostrze�e�. Pozostaj� wi�c nam tylko zdania syntetyczne a priori, kt�rych mo�liwo�� trzeba koniecznie wyszuka� i zbada�, gdy� musi ona opiera� si� na innych zasadach naczelnych ni� zasada sprzeczno�ci.
Nie powinni�my jednak dopiero szuka� mo�liwo�ci takich zda�, tj. pyta�, czy s� one mo�liwe. Albowiem do�� ich jest danych rzeczywi�cie, i to z niezaprzeczon� pewno�ci� - a �e metoda, kt�rej si� teraz trzymamy, ma by� analityczna, wi�c zaczniemy od tego, �e takie syntetyczne, lecz czyste poznanie rozumowe istnieje rzeczywi�cie. Ale potem musimy jednak zbada� podstaw� tej mo�liwo�ci i zapyta�, w jaki spos�b poznanie to jest mo�liwe, aby na podstawie zasad mo�liwo�ci tego poznania m�c nast�pnie okre�li� warunki, zakres i granice jego u�ycia. W�a�ciwe przeto, ze szkoln� precyzj� okre�lone zadanie, od kt�rego wszystko zale�y, brzmi:
W jaki spos�b mo�liwe s� zdania syntetyczne a priori?
Gwoli popularno�ci wyrazi�em je powy�ej nieco inaczej - mianowicie jako pytanie o mo�liwo�� poznania [p�yn�cego] z czystego rozumu. (...) m�wi�c tu o poznaniu [p�yn�cym] z czystego rozumu, mamy na my�li jedynie poznanie syntetyczne, nigdy za� analityczne. (...)
Ot� od rozwi�zania tego zadania zale�y ca�kowicie powodzenie lub upadek metafizyki, a wi�c ca�a jej egzystencja. Mo�e kto� swe twierdzenia metafizyczne wyk�ada� z nie wiem jakimi pozorami [prawdy], mo�e gromadzi� w spos�b przyt�aczaj�cy wnioski na wnioskach - je�eli jednak nie m�g�by przedtem da� zadowalaj�cej odpowiedzi na to pytanie, to mam prawo powiedzie�: wszystko to jest czcza, bezpodstawna filozofia i m�dro�� fa�szywa. (...)
[Dawid Hume] pytanie to przedstawia� sobie o wiele mniej og�lnie, ni� to tutaj zachodzi i zachodzi� musi, je�eli odpowied� na nie ma by� rozstrzygaj�ca dla ca�ej metafizyki. Jak�e bowiem jest mo�liwe - m�wi� �w cz�owiek bystry - �e je�eli dane mi jest pewne poj�cie, to mog� wyj�� poza nie i powi�za� z nim inne, nie zawarte zupe�nie w tamtym, i to w taki spos�b, jak gdyby to poj�cie koniecznie do tamtego nale�a�o. Tylko do�wiadczenie mo�e nam dostarczy� tego rodzaju powi�za� (taki wyprowadza� on wniosek z tamtej trudno�ci, kt�r� uzna� za niemo�liwo��) i wszelka owa rzekoma konieczno�� lub - co na jedno wychodzi - uznawane za ni� poznanie a priori nie jest niczym innym, jak tylko d�ugotrwa�ym przyzwyczajeniem uznawania czego� za prawdziwe i uwa�ania z tego powodu podmiotowej konieczno�ci za przedmiotow�.
(...)
Tak wi�c wszyscy metafizycy s� w czynno�ciach swych uroczy�cie i zgodnie z prawem zawieszeni tak d�ugo, dop�ki nie dadz� zadowalaj�cej odpowiedzi na pytanie: W jaki spos�b s� mo�liwe syntetyczne pognania a priori? Albowiem tylko na tej odpowiedzi polega uwierzytelnienie, kt�rym musz� si� wykaza�, je�eli maj� przed�o�y� nam co� w imieniu czystego rozumu; bez takiego za� uwierzytelnienia mog� si� tylko tego spodziewa�, �e ludzie rozumni, kt�rych ju� tylekro� oszukano, odprawi� ich bez dalszego rozpatrywania ich przed�o�e�.
(...) Mo�na powiedzie�, �e ca�a filozofia transcendentalna, kt�ra z konieczno�ci poprzedza wszelk� metafizyk�, nie jest niczym innym, jak ca�kowitym rozwi�zaniem postawionego tutaj pytania, tylko �e w systematycznym porz�dku i we wszystkich szczeg�ach, i �e przeto nie mamy dotychczas wcale filozofii transcendentalnej. To bowiem, co nosi takie miano, jest w�a�ciwie cz�ci� metafizyki; owa za� nauka ma dopiero rozstrzygn�� o mo�liwo�ci metafizyki i musi przeto wszelk� metafizyk� poprzedza�. Nie nale�y si� r�wnie� dziwi�, �e potrzeba tu ca�ej nauki, i to pozbawionej wszelkich pomocy ze strony innych nauk, a wi�c ca�kiem nowej nauki, by da� dostateczn� odpowied� na jedno tylko jedyne pytanie, je�eli jego rozwi�zanie po��czone jest z mozo�em i trudno�ciami, a nawet z pewn� niejasno�ci�.
Przyst�puj�c teraz do rozwi�zania tego pytania, i to wed�ug metody analitycznej, w kt�rej zak�adamy, �e takie poznania z czystego rozumu istniej� rzeczywi�cie, mo�emy si� powo�a� tylko na dwie nauki poznania teoretycznego (a tylko o takim poznaniu tu m�wimy), mianowicie na czyst� matematyk� i czyste przyrodoznawstwo. Tylko one bowiem zdolne s� przedstawi� nam przedmioty w danych naocznych (in der Anschauung). Je�eliby przeto w tych naukach wyst�powa�o poznanie a priori, tylko one mog�yby pokaza� in concreto jego prawdziwo��, czyli jego zgodno�� z przedmiotem, tj. jego rzeczywisto��, z kt�rej wychodz�c mo�na by nast�pnie posun�� si� na drodze analitycznej do podstawy jego mo�liwo�ci. U�atwia to bardzo post�powanie, w kt�rym rozwa�ania nie tylko zostaj� zastosowane do fakt�w, lecz nawet od nich wychodz�, zamiast �eby w syntetycznym post�powaniu trzeba by�o je ca�kowicie wyprowadza� z poj��.
(...) g��wne pytanie transcendentalne dzieli si� na cztery inne pytania i zgodnie z tym stopniowo b�dzie rozwi�zywane:
1. W jaki spos�b jest mo�liwa czysta matematyka?
2. W jaki spos�b jest mo�liwe czyste przyrodoznawstwo?
3. W jaki spos�b jest mo�liwa metafizyka w og�le?
4. W jaki spos�b jest mo�liwa metafizyka jako nauka?
Jakkolwiek rozwi�zanie tych zada� ma zasadniczo przedstawi� istotn� tre�� Krytyki, to jednak jest widoczne, �e posiada ono co� swoistego, co ju� i samo przez si� jest godne uwagi, mianowicie wyszukanie dla istniej�cych nauk �r�de� w samym, rozumie, a�eby w ten spos�b czynem samym zbada� i wymierzy� jego zdolno�� poznania czego� a priori. Przez to za� zyskuj� same te nauki, wprawdzie nie w swej tre�ci, lecz w ich trafnym u�yciu, a dzi�ki swemu wsp�lnemu pochodzeniu rzucaj�c pewne �wiat�o na pytanie wy�sze, daj� zarazem sposobno�� do lepszego wyja�nienia ich w�asnej natury.
G��WNEGO PYTANIA TRANSCENDENTALNEGO CZʌ� PIERWSZA
W JAKI SPOS�B JEST MO�LIWA CZYSTA MATEMATYKA?
� 6
Mamy tu oto wielkie i wypr�bowane poznanie, kt�re ju� teraz posiada podziwu godn� obj�to�� i obiecuje nieograniczone jej rozszerzenie. Wiedzie ono z sob� pewno�� na wskro� apodyktyczn�, tj. bezwzgl�dn� konieczno��, a wi�c nie opiera si� na podstawach do�wiadczalnych; jest wi�c czystym wytworem rozumu; ponadto za� jest poznaniem ca�kowicie syntetycznym. "Jak�e� tedy jest dla rozumu ludzkiego mo�liwe osi�gn�� takie poznanie ca�kowicie a priori?" Czy wobec tego, �e zdolno�� ta nie opiera si� i nie mo�e si� opiera� na do�wiadczeniu, nie zak�ada ona jakiej� g��boko ukrytej podstawy poznawczej a priori, kt�ra jednak mog�aby ujawni� si� w tych swych dzia�aniach, je�eliby�my tylko pilnie prze�ledzili ich pierwsze pocz�tki?
� 7
Przekonujemy si� jednak, �e wszelkie poznanie matematyczne posiada t� swoist� cech�, �e poj�cie swoje musi wpierw przedstawi� w naoczno�ci, i to a priori, a wi�c w takiej naoczno�ci, kt�ra nie jest empiryczna, lecz czysta. Bez tego �rodka nie mo�e matematyka uczyni� ani jednego kroku. St�d s�dy jej s� zawsze intuicyjne, gdy tymczasem filozofia musi si� zadowoli� s�dami dyskursywnymi, [p�yn�cymi] z samych tylko poj��; swe apodyktyczne teorie mo�e wprawdzie obja�nia� za pomoc� danych naocznych, lecz nigdy nie mo�e ich wyprowadzi� z tego �r�d�a. Spostrze�enie to, dotycz�ce natury matematyki, ju� nam daje oto wskaz�wk� co do pierwszego i naczelnego warunku jej mo�liwo�ci: mianowicie podstaw� matematyki musi stanowi� jaka� czysta naoczno��, w kt�rej mo�e ona wszystkie swe poj�cia przedstawia� in concreto, a jednak a priori, czyli, jak si� m�wi, mo�e je konstruowa�. Gdyby si� nam uda�o odnale�� t� czyst� naoczno�� i jej mo�liwo��, to �atwo ju� da�oby si� obja�ni�, w jaki spos�b w czystej matematyce s� mo�liwe zdania syntetyczne a priori, a wi�c i w jaki spos�b jest mo�liwa sama ta nauka. Albowiem podobnie jak naoczno�� empiryczna bez trudno�ci umo�liwia to, �e za pomoc� nowych przez sam� naoczno�� nasuwanych orzecze� syntetycznie rozszerzamy w do�wiadczeniu nasze poj�cie, kt�re sobie tworzymy o jakim� przedmiocie naocznie danym, to to� samo czyni� b�dzie r�wnie� i naoczno�� czysta, z t� tylko r�nic�, �e w drugim przypadku s�d syntetyczny b�dzie a priori pewny oraz apodyktyczny, w pierwszym za� pewny tylko a posteriori i empirycznie. Ta bowiem zawiera to tylko, co napotyka si� w przypadkowej naoczno�ci empirycznej, tamta natomiast zawiera to, co w czystej naoczno�ci z konieczno�ci musi si� da� znale��, gdy� jako naoczno�� a priori jest nieroz��cznie po��czona z poj�ciem przed wszelkim do�wiadczeniem lub poszczeg�lnym spostrze�eniem.
� 8
Je�li uczynimy ten krok, to trudno�ci, jak si� wydaje, nie malej�, lecz wzrastaj�. Teraz bowiem pytanie brzmi: W jaki spos�b jest mo�liwe, by co� a priori naocznie ogl�da� (anzuschauen) ? Ogl�danie (Anschauung) jest to wyobra�enie (Vorstellung) takie, jakie by bezpo�rednio zale�a�o od obecno�ci przedmiotu. Dlatego te� wydaje si� rzecz� niemo�liw� co� a priori w spos�b pierwotny ogl�da�: wtedy bowiem ogl�danie musia�oby si� dokonywa� bez przedmiotu wcze�niej danego lub teraz obecnego, do kt�rego by si� odnosi�o, nie mog�oby wi�c by� ogl�daniem. Poj�cia wprawdzie posiadaj� tak� natur�, �e niekt�re z nich, te mianowicie, kt�re zawieraj� tylko my�lenie jakiego� przedmiotu w og�le, mo�emy sobie zupe�nie dobrze utworzy� a priori, nie pozostaj�c sami w bezpo�rednim stosunku do przedmiotu, jak np. poj�cie wielko�ci, przyczyny itd., lecz nawet i te poj�cia, aby posi��� znaczenie i sens, wymagaj� pewnego u�ycia in concreto, tj. zastosowania do jakiejkolwiek naoczno�ci, dzi�ki kt�rej zostaje nam dany ich przedmiot. Ale w jaki spos�b ogl�danie (Anschauung) przedmiotu mo�e wyprzedza� sam przedmiot?
� 9
Gdyby ogl�danie nasze musia�o by� tego rodzaju, �e przedstawia�oby rzeczy tak, jak one s� same w sobie, to ogl�danie nie mog�oby si� nigdy dokona� a priori, lecz by�oby zawsze empiryczne. Albowiem o tym, co jest zawarte w przedmiocie samym w sobie, mog� wiedzie� tylko wtedy, gdy mi jest obecny i dany. Zapewne, i wtedy r�wnie� jest rzecz� niepoj�t�, w jaki spos�b ogl�danie rzeczy obecnej mog�oby mi pozwoli� pozna� j� tak�, jak� ona jest sama w sobie, skoro jej w�asno�ci nie mog� przew�drowa� do mojej w�adzy wyobra�enia (Vorstellungskraft). Ale gdy zgodzimy si� nawet na tak� mo�liwo��, to przecie� tego rodzaju ogl�danie nie zachodzi�oby a priori, tj. zanim przedmiot by�by mi przedstawiony, bez tego bowiem nie mo�na by by�o wymy�li� �adnej podstawy odnoszenia si� mego wyobra�enia do przedmiotu, chyba �e polega�oby ono na natchnieniu. A wi�c tylko w jeden jedyny spos�b jest mo�liwe, �eby ogl�danie moje wyprzedza�o rzeczywisto�� przedmiotu i by�o poznaniem a priori: mianowicie, je�eli nie zawiera ono w sobie nic innego, jak tylko form� zmys�owo�ci wyprzedzaj�c� we mnie, podmiocie, wszelkie rzeczywiste podniety (Eindr�cke), kt�rymi zostaj� pobudzony przez przedmioty. Albowiem to, �e przedmioty zmys�owe mog� by� ogl�dane jedynie zgodnie z t� form� zmys�owo�ci, to mog� wiedzie� a priori. St�d wniosek, �e zdania, kt�re dotycz� jedynie tej formy ogl�dania zmys�owego, b�d� mo�liwe i wa�ne dla przedmiot�w zmys�owych: jak r�wnie� i odwrotnie, �e dane naoczne (Anschauungen), kt�re s� mo�liwe a priori, nie mog� dotyczy� nigdy innych rzeczy, jak tylko przedmiot�w naszych zmys��w.
� 10
A wi�c tylko przez form� zmys�owej naoczno�ci mo�emy rzeczy ogl�da� a priori, przez co jednak te� przedmioty poznajemy tylko tak, jak one dla nas (dla naszych zmys��w) mog� si� przejawia� (erscheinen), nie za� takimi, jakimi one mog� by� same w sobie. I to za�o�enie jest bezwarunkowo konieczne, je�eli zdania syntetyczne a priori maj� by� uznane za mo�liwe, albo, w przypadku gdy je rzeczywi�cie znajdujemy, je�eli ich mo�liwo�� ma by� zrozumiana i z g�ry okre�lona.
Ot� przestrze� i czas s� tymi danymi naocznymi (Anschauungen), kt�re czysta matematyka k�adzie u podstaw wszystkich swych pozna� i s�d�w, wyst�puj�cych zarazem jako apodyktyczne i konieczne. Matematyka bowiem musi wszystkie swe poj�cia przedstawi� najpierw w naoczno�ci, czysta za� matematyka - w czystej naoczno�ci, tj. musi je konstruowa�. Bez takiej naoczno�ci nie mo�e ona ani kroku uczyni� (nie mo�e bowiem post�powa� analitycznie, to znaczy przez rozbi�r poj��, lecz tylko syntetycznie), dop�ki mianowicie brak jej czystej naoczno�ci, w kt�rej jedynie mo�e by� dany materia� do s�d�w syntetycznych a priori. Geometria k�adzie u [swych] podstaw czyst� naoczno�� przestrzeni. Arytmetyka nawet swoje poj�cia liczb wytwarza przez kolejne do��czanie jednostek w czasie; zw�aszcza jednak czysta mechanika mo�e wytworzy� swe poj�cia ruchu tylko za pomoc� wyobra�enia czasu. Oba za� te przedstawienia s� tylko danymi naocznymi; je�eli bowiem z empirycznych danych naocznych cia� i ich zmian (ruchu) usuniemy wszelki pierwiastek empiryczny, mianowicie to, co nale�y do wra�enia (Empfindung), to pozostanie jeszcze przestrze� i czas. S� one przeto czystymi danymi naocznymi, kt�re stanowi� a priori podstaw� ogl�d�w empirycznych i dlatego same nigdy nie mog� by� usuni�te. Przez to jednak w�a�nie, �e s� one czystymi danymi naocznymi, wykazuj�, �e s� tylko formami naszej zmys�owo�ci, kt�re musz� wyprzedza� wszelkie ogl�danie empiryczne, tj. spostrze�enie rzeczywistych przedmiot�w, i zgodnie z kt�rymi mo�na przedmioty poznawa� a priori, lecz co prawda tylko tak, jak si� nam one przejawiaj�.
� 11
A wi�c zadanie niniejszego rozdzia�u jest rozwi�zane. Czysta matematyka jako poznanie syntetyczne a priori jest tylko dzi�ki temu mo�liwa, �e nie odnosi si� do �adnych innych przedmiot�w, lecz jedynie do samych tylko przedmiot�w zmys��w, kt�rych naoczno�ci empirycznej za podstaw� s�u�y a priori czysta naoczno�� (przestrzeni i czasu). Ta za� mo�e by� tak� podstaw� dlatego, �e nie jest niczym innym, jak sam� tylko form� zmys�owo�ci, kt�ra poprzedza rzeczywiste przejawianie si� (Erscheinung) przedmiot�w, umo�liwiaj�c je dopiero rzeczywi�cie. Jednak�e ta w�adza ogl�dania a priori dotyczy nie materii zjawiska (Erscheinung), tj. tego, co w nim jest wra�eniem, ta bowiem stanowi czynnik empiryczny, lecz tylko formy zjawiska: przestrzeni i czasu. Gdyby kto mia� cho�by najmniejsze w�tpliwo�ci co do tego, �e przestrze� i czas s� okre�leniami przys�uguj�cymi nie rzeczom samym w sobie, lecz samemu tylko ich stosunkowi do zmys�owo�ci, to rad bym wiedzie�, w jaki spos�b mo�na uzna�, �e jest mo�liwe wiedzie� a priori, a wi�c przed wszelkim zaznajomieniem si� z rzeczami, mianowicie, zanim jeszcze s� one nam dane, jak� musi by� ich naoczno�� - a to wszak w�a�nie zachodzi tutaj z przestrzeni� i czasem. Jest to jednak zupe�nie zrozumia�e, skoro si� uzna je tylko za formalne warunki naszej zmys�owo�ci, przedmioty za� jedynie za zjawiska; wtedy bowiem form� zjawiska, tj. czyst� naoczno��, mo�emy istotnie przedstawi� sobie z nas samych, tj. a priori.
� 12
�eby dla wyja�nienia i potwierdzenia doda� co� jeszcze, trzeba tylko przyjrze� si� zwyk�emu a niezb�dnie koniecznemu post�powaniu geometr�w. Wszelkie dowody ca�kowitej r�wno�ci dw�ch danych figur sprowadzaj� si� ostatecznie do tego, �e przystaj� one do siebie (jedna bowiem mo�e by� we wszystkich swych cz�ciach przeniesiona na miejsce drugiej) - co oczywi�cie nie jest niczym innym, jak zdaniem syntetycznym, opartym na bezpo�redniej naoczno�ci, a naoczno�� ta musi by� czysta i dana a priori, gdy� w przeciwnym razie nie mog�oby zdanie to uchodzi� za apodyktycznie pewne, lecz posiada�oby tylko pewno�� empiryczn�. Znaczy�oby to tylko: zawsze spostrzegamy to w ten spos�b, i zdanie to posiada wa�no�� tylko w tych granicach, jakie osi�gn�o dotychczas nasze spostrze�enie. �e przestrze� zupe�na (kt�ra ju� nie jest sama granic� innej przestrzeni) posiada trzy wymiary i �e przestrze� w og�le nie mo�e ich posiada� wi�cej, to opiera si� na twierdzeniu, �e w jednym punkcie nie mo�e si� pod prostym k�tem przeci�� wi�cej nad trzy linie; twierdzenia tego jednak nie mo�na zupe�nie dowie�� [przez wyw�d] z poj��, lecz opiera si� ono bezpo�rednio na danych naocznych, i to na czystych danych naocznych a priori, gdy� jest apodyktycznie pewne. To, �e mo�na wymaga� prowadzenia linii w niesko�czono�� (in indefinitum) lub przed�u�enia szeregu zmian do niesko�czono�ci (np. przestrzeni przebytych przez ruch) - to wszak zak�ada wyobra�enie (Vorstellung) przestrzeni i czasu, kt�re mo�e si� opiera� jedynie na naoczno�ci, mianowicie, o ile nie jest niczym ograniczone; z poj�� bowiem takiego wyobra�enia nie mogliby�my nigdy wywnioskowa�. A wi�c przecie� rzeczywi�cie u podstaw matematyki znajduj� si� czyste dane naoczne a priori, kt�re umo�liwiaj� jej syntetyczne i apodyktycznie wa�ne twierdzenia, i dlatego te� nasza transcendentalna dedukcja poj�� przestrzeni i czasu wyja�nia r�wnocze�nie mo�liwo�� czystej matematyki. Bez takiej dedukcji i bez przyj�cia, �e wszystko, cokolwiek by by�o dane zmys�om (zewn�trznym - w przestrzeni, wewn�trznym - w czasie) ogl�damy jedynie tak, jak si� komu przejawia, ale nie tak, jakim jest samo w sobie, mo�na by by�o t� matematyk� wprawdzie uzna� (einrdumen), ale nigdy poj�� (einseken).
� 13
Ci, kt�rzy nie mog� jeszcze wyzwoli� si� od my�li, jakoby przestrze� i czas by�y rzeczywistymi w�asno�ciami zwi�zanymi z rzeczami samymi w sobie, mog� �wiczy� sw� bystro�� na ni�ej podanym paradoksie. A gdy po daremnych pr�bach jego rozwi�zania przynajmniej na chwil kilka wyzb�d� si� przes�d�w, dojd� zapewne do przekonania, �e jednak to zredukowanie przestrzeni i czasu do samych tylko form naszego zmys�owego ogl�dania jest, by� mo�e, uzasadnione.
Je�eli dwie rzeczy s� ca�kowicie jednakowe pod ka�dym wzgl�dem, jaki tylko w ka�dej z nich z osobna mo�na pozna� (we wszystkich w�asno�ciach nale��cych do wielko�ci i jako�ci), to musi wszak z tego wynika�, �e jedn� z nich we wszystkich przypadkach i stosunkach mo�na postawi� na miejscu drugiej, przy czyni zamiana ta nie spowoduje najmniejszej nawet dostrzegalnej r�nicy. I w rzeczywisto�ci tak si� te� ma rzecz w geometrii z figurami p�askimi; natomiast rozmaite figury sferyczne wykazuj�, pomimo owej ca�kowitej zgodno�ci wewn�trznej, jednak tak� r�nic� w zewn�trznym stosunku, �e jednej nie mo�na wcale przenie�� na miejsce drugiej; tak np. dwa tr�jk�ty sferyczne dw�ch p�kul, maj�ce za wsp�ln� podstaw� pewien �uk r�wnika, mog� by� zupe�nie r�wne co do bok�w i k�t�w, tak �e w �adnym z nich, je�eli go opiszemy, i to kompletnie, nie znajdziemy nic, czego by r�wnocze�nie nie by�o i w opisie drugiego (mianowicie na przeciwleg�ej p�kuli) - a jednak, nie mo�na jednego z nich przenie�� na miejsce drugiego (mianowicie na przeciwleg�� p�kul�). Mamy tu wi�c przecie� pewn� r�nice wewn�trzn�, kt�rej �aden intelekt nie mo�e poda� jako wewn�trznej i kt�ra si� przejawia tylko przez zewn�trzny stosunek w przestrzeni. Lecz przytocz� tu wypadki bardziej pospolite, kt�re mog� by� zaczerpni�te z potocznego �ycia.
Co te� mo�e by� do mej r�ki lub ucha bardziej podobne i we wszystkich szczeg�ach bardziej im r�wne ni� obraz w zwierciadle? A jednak nie mog� r�ki takiej, jak� widz� w zwierciadle, przenie�� na miejsce jej orygina�u; je�eli bowiem orygina� ten by� praw� r�k�, to tamta w zwierciadle jest lew�, i obraz prawego ucha jest lewym uchem, kt�re nigdy nie mo�e zaj�� miejsca pierwszego. Ot� nie mamy tu �adnych r�nic wewn�trznych, kt�re by jakikolwiek intelekt m�g� pomy�le�, a przecie� r�nice te s� wewn�trzne, jak o tym zmys�y ucz�, lewa bowiem r�ka, pomimo wszelkiej wzajemnej r�wno�ci i podobie�stwa z r�k� praw�, nie mo�e si� zawrze� w tych samych co ona granicach (nie mog� przystawa� do siebie); r�kawiczka jednej r�ki nie mo�e by� w�o�ona na drug�. Jakie� jest wi�c rozwi�zanie? Oto przedmioty te nie s� - jakby kto� my�la� - przedstawieniami rzeczy, jakimi one s� same w sobie i jakimi by je pozna� czysty intelekt, lecz s� to naoczne dane zmys�owe, tj. zjaw