5609

Szczegóły
Tytuł 5609
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5609 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5609 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5609 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BEVERLY SUAREZ-BEARD d�onie pami�taj� Wygl�da�a jak Nancy w tym samym wieku. Dopiero z bliska mo�na by�o dostrzec r�nice: twarz tr�jk�tna, nie owalna, cia�o drobniejsze, cho� r�wnie wcze�nie dojrza�e. Z daleka widzia�o si� tylko podobie�stwa: wielkie, br�zowe oczy, proste, jasne w�osy si�gaj�ce do ramion, niewielki, silny podbr�dek, swobodn�, pe�n� wdzi�ku postaw�. Jules patrzy� w lewo, obserwuj�c ruch na autostradzie i przygotowuj�c si� do wjazdu, wi�c to Kate zauwa�y�a j� pierwsza. My�la�a, �e serce jej stanie na widok czternastoletniej Nancy, powsta�ej z martwych. Sta�a w swobodnej pozie na skraju autostrady, ubrana w szorty, czerwon�, flanelow� koszul� i tenis�wki, zbyt lekko jak na ostatni tydzie� stycznia - nawet na po�udniu Georgii. - Jeszcze nie jed�, Jules - powiedzia�a Kate. - Sp�jrz w prawo. Popatrzy�. Zakl�� cicho pod nosem. - Ona nie �yje, Kate - rzek�. - Pozw�l jej odej��. Dziewczynka mia�a posiniaczone r�ce. Na jej twarzy malowa� si� l�k. Kate opu�ci�a szyb�. - Podwie�� ci�, kochanie? Dziewczynka podesz�a do samochodu od strony Kate. By�a rozdygotana, wida� by�o, �e za moment si� rozp�acze. Na granicy w�os�w mia�a paskudny siniak, �renice jej oczu r�ni�y si� wielko�ci�. - Jest ranna. - Kate otworzy�a drzwi. - Gdzie s� twoi rodzice, kochanie? Odpowiedzia�a, ale nie po angielsku. Kate nie zrozumia�a nic, potrz�sn�a g�ow�. Dolna warga dziewczynki dr�a�a. �zy wype�ni�y jej oczy i sp�yn�y po policzkach. Kate wysiad�a z samochodu - z trudem, z powodu artretyzmu kolan - i uj�a w r�ce d�onie dziecka. - Ju� dobrze, kochanie - powiedzia�a �agodnie. - Zajmiemy si� tob�. Wszystko b�dzie dobrze. Za nimi zatrzyma�o si� ju� kilka samochod�w. Kto� zatr�bi�. - Musimy jecha� - odezwa� si� Jules. - Ona ma wstrz�s m�zgu, Jules - powiedzia�a Kate. - Sp�jrz na ni�, dobrze? Po prostu popatrz. Jules zrobi� to. - Uwa�am - oznajmi� - �e b�dzie lepiej, je�eli zawieziemy j� do szpitala. Twarz mia� bez wyrazu, jak zawsze kiedy chcia� ukry� swoje uczucia. Kate zastanawia�a si�, czy my�la� o Nancy. Czy przysz�o mu na my�l to samo co jej: co by by�o, gdyby obcy ludzie nie odtr�cili Nancy, kiedy potrzebowa�a pomocy? Czy znajdowa�aby si� teraz w�r�d �ywych? Zawie�li j� do du�ego, nowego szpitala w Emery i zap�acili za prze�wietlenie. Wydali pieni�dze, kt�rych w�a�ciwie nie mieli, wzi�wszy pod uwag� zast�j w budownictwie i brak popytu na wyroby stolarskie. Zw�aszcza od chwili, kiedy z powodu artretyzmu Kate usta� niewielki, ale sta�y dop�yw got�wki z pokaz�w r�kodzielnictwa i wystaw. Kate wymy�li�a fa�szyw� historyjk�, �e dziewczynka jest jej cioteczn� wnuczk�, kt�ra wychowa�a si� podr�uj�c po Europie. �e uciek�a z motocyklist�, kt�ry j� wykorzysta� i porzuci� na ich progu. O�wiadczy�a, �e dziecko ma na imi� Lana. Wszyscy zawsze powtarzali, �e Nancy jest podobna do Lany Turner. Pracownicy szpitala poinformowali ich, �e nie mog� leczy� ma�oletniej bez zgody jej rodzica lub opiekuna. Kate o�wiadczy�a, �e w tej chwili oni s� opiekunami dziecka, nie maj� tylko jeszcze dokument�w na potwierdzenie tego, i �e pozw� szpital do s�du, je�li wskutek odmowy udzielenia pomocy dziewczynka umrze albo dozna uszkodzenia m�zgu. Szpital ust�pi�. Lekarz zbada� dziecko. Powiedzia�, �e ma �agodny wstrz�s m�zgu, na szcz�cie bez uszkodze� czaszki. Doradza� pozostawienie jej na noc w szpitalu na obserwacj�, a oni zgodzili si� za to r�wnie� zap�aci�, cho� oznacza�o to utrat� wszystkich oszcz�dno�ci. Potem zabrali j� do siebie. Jules mia� w�tpliwo�ci. - Wcale niekoniecznie pobito j� w domu - powiedzia�. - Mog�a zosta� uprowadzona. - A �winie maj� skrzyd�a - prychn�a Kate. - Nie zamierzam z niej zrezygnowa�, Julesie O'Brien. Przynajmniej dop�ki si� nie dowiemy, co si� jej przydarzy�o. - A co z dokumentami? - zapyta� Jules. - Na pewno przy�l� kogo� z opieki spo�ecznej. Z pocz�tku Kate s�dzi�a, �e dziewczynka mo�e pochodzi� z Luizjany, tak jak ich s�siedzi Lanierowie czy kuzyni Julesa ze strony matki, ale zdaniem Julesa ma�a nie m�wi�a po francusku. Ani po hiszpa�sku. Kiedy wyci�gn�li zniszczony atlas, przegl�da�a strony w og�le nie rozumiej�c na co patrzy. Najwyra�niej nie wiedzia�a, �e te obrazki to mapy. Wcale jednak nie wygl�da�a na g�upi�. Zupe�na �amig��wka. By�a dziwnym dzieckiem. Radio i telewizja oszo�omi�y j� i oczarowa�y. Uciek�a, kiedy Kate po raz pierwszy u�y�a odkurzacza. Przez godzin� ogl�da�a samoch�d ze wszystkich stron, zupe�nie jakby ich stary chevrolet, rocznik 83, by� cudem i zagadk� wymagaj�c� rozwi�zania. Umie�cili j� w pokoju Nancy. W ich ma�ym, zagraconym domku o dw�ch sypialniach nigdzie indziej nie by�o miejsca. Obecno�� dziecka w tym pomieszczeniu dawa�a poczucie, �e Nancy wr�ci�a do domu. Powiedziano im, �e powinni obserwowa� dziecko - czy nie �pi za du�o, nie traci apetytu albo nie skar�y si� na b�le g�owy. Jednak dziewczynka wydawa�a si� zdrowa, tylko dziwna. Porusza�a r�kami w nietypowy spos�b, nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Wygl�da�o to tak, jakby jej d�onie �y�y w�asnym �yciem, jakby odczuwa�y potrzeb� robienia czego�, jakby co� robi�y, tylko nie wiadomo co. Siedzia�a spokojnie, zapatrzona w "Ko�o fortuny" albo program Oprah Winfrey, a jej d�onie porusza�y si� bezustannie. Mia�a w sobie dum� i smutek. Nie bardzo nadawa�a si� do pomocy w domu. Jules nazywa� j� ma�� kr�low�. Twierdzi�, �e tak rozpuszczona dziewczynka nie mo�e pochodzi� z patologicznej rodziny. - Ale nie mo�emy by� tego pewni, prawda? - zaoponowa�a Kate. Jules milcza�. Kate dopracowywa�a swoj� historyjk�, szlifuj�c j� do po�ysku. Nie zdo�aliby ukry� obecno�ci dziewczynki w tak ma�ym miasteczku jak Iona w stanie Georgia, populacja pi��set pi��dziesi�t siedem os�b. Pi��dziesiat osiem, je�eli policzy� i j�. - Dop�ki jest u nas, r�wnie dobrze mo�emy bezczelnie udawa�, �e naprawd� jest nasz� cioteczn� wnuczk� i zachowywa� si� tak, jakby ni� by�a - uzna� Jules. Kate odczeka�a a� siniaki znikn� i zabra�a j� do ko�cio�a. Sama. Od �mierci Nancy Jules nigdy si� tam nie pokazywa�. Dziewczynka wierci�a si� przez ca�e kazanie, a jej d�onie nie zatrzyma�y si� ani na chwil�. P�niej, wychodz�c, przedstawi�a j� Gibsonom i Trimperom. Byli zdumieni jej nieznajomo�ci� angielskiego, ale Kate mia�a ju� gotowe rozszerzenie historyjki, wymy�li�a matk� dziewczynki - siostrzenic�, kt�rej nigdy nie mia�a - i ojca Niemca, kt�ry m�odo umar�. By�a przygotowana na wyg�oszenie opowie�ci o poczt�wkach przychodz�cych z kolejnych kraj�w a� do chwili, kiedy jej kuzynki przyby�y do Kalifornii, gdzie siostrzenica wysz�a drugi raz za m�� za cz�owieka, kt�ry nie chcia� dzieci i �le traktowa� dziewczynk�, ale pani Trimper przerwa�a jej. - Wida� rodzinne podobie�stwo - orzek�a. - Prawda, Hank? Wygl�da zupe�nie jak Nancy. - Tak - potwierdzi�a Kate. - Te� tak s�dzimy. W tym momencie podp�yn�a Emma Mae Hubbard, zab�jczo wystrojona w bia�� organdynow� sukni� i dobrany do niej kapelusz z bukiecikiem r�owych kamelii. Utapirowane w�osy mia�a ufarbowane na blond, jasny jak u dziecka. Popatrzy�a na Kate tymi swoimi wielkimi, omdlewaj�cymi, wymalowanymi oczami zza szkie� okular�w, kt�re nadawa�y jej wygl�d sowy. - Nie wiedzia�am, �e mia�a� siostrzenic� - powiedzia�a oskar�ycielsko. - Nigdy o niej nie wspomina�a�. - Nigdy nie mia�am po temu powodu - odpar�a Kate. Od czasu �mierci m�a Emma Mae wtyka�a nos we wszystko i cho� Kate usi�owa�a wykaza� si� tolerancj�, przychodzi�o jej to z trudem. Wzi�a dziecko za r�k� i ruszy�a do drzwi. - Musimy ju� i�� - oznajmi�a. - Lana �le si� czuje. Emma Mae wysz�a wraz z nimi. - Naprawd� wygl�da jak Nancy - powiedzia�a. - M�wi�a�, �e jej ojciec jest Niemcem? Emma Mae uczy�a francuskiego i �aciny w liceum w Emery. Zna�a te� inne j�zyki. Kate zacz�a si� poci�. - By� Niemcem - sprostowa�a. - Przepraszam, Emmo Mae, ale musimy i��. Emma Mae powiedzia�a do dziewczynki kilka s��w w obcym j�zyku. Odpowiedzia�o jej nieruchome spojrzenie. - Ona nie m�wi po niemiecku - o�wiadczy�a Emma Mae. - Nie twierdzi�am, �e zna niemiecki - wyja�ni�a Kate. - Jej ojciec zmar�, kiedy by�a jeszcze male�kim dzieckiem. Emma Mae spr�bowa�a jeszcze kilku j�zyk�w. Wszystkie okaza�y si� bezu�yteczne, ale w ko�cu dziewczynka powiedzia�a kilka s��w. - Nie rozpoznaj� tego j�zyka - zastanowi�a si� Emma Mae. - Brzmi troch� jak greka, ale to nie to. Jej oczy zw�zi�y si� za szk�ami. Zmarszczy�a nos. Wygl�da�a jak posokowiec goni�cy za �wie�ym tropem. - Kate, prosz� - wydusi�a w ko�cu - powiedz mi. Ju� d�u�ej nie wytrzymam. Jakim j�zykiem ona m�wi? - Nie mam poj�cia - pad�a odpowied�. - Sama chcia�abym wiedzie�. - Nie wiesz? - Emm� Mae niemal zatka�o. Wtedy Kate musia�a opowiedzie� reszt� historyjki. - Musz� wyjecha� z miasta - poinformowa�a Emma Mae, zaciskaj�c ko�cist� d�o� na nadgarstku Kate. - Nie b�dzie mnie par� dni. Czy mog� wpa�� przed podr� i nagra� jej s�owa? Mam znajomego, profesora na Uniwersytecie Duke, kt�ry by� mo�e zdo�a to przet�umaczy�. Kate odprowadzi�a j� wzrokiem do samochodu. Emma by�a wyra�nie podniecona. Wida� to by�o po jej ruchach. Emma Mae pojawi�a si� u nich w domu nast�pnego dnia. Z pocz�tku dziewczynka nie chcia�a m�wi�, ale nauczycielka j�zyk�w urabia�a j� przez jaki� czas i przymila�a si�, a� w ko�cu wydoby�a z niej do�� na nagranie. Emma Mae nie nale�a�a do os�b o �agodnym charakterze - mn�stwo ludzi, kt�rych uczy�a francuskiego czy �aciny, by to potwierdzi�o - lecz w stosunku do dziecka wykaza�a du�o cierpliwo�ci. Zagadka by�a dla niej jak sw�dz�ce miejsce, kt�rego nie mo�na podrapa�. Musia�a j� rozwi�za�. Zanim wysz�a, zdo�a�a nauczy� dziewczynk� kilku s��w po angielsku. - Wasza Lana jest bardzo poj�tna - powiedzia�a. - �wietnie sobie poradzi na kursie angielskiego. Nie rozumiem dlaczego matka jej go nie nauczy�a. - Przymierza�am si�, �eby j� uczy� - o�wiadczy�a Kate. Emma Mae spojrza�a na ni� jakby chcia�a powiedzie�: A kim�e ty jeste�, �eby kogokolwiek uczy� angielskiego? Sama m�wisz tak, jakby� go nie zna�a. Powiedzia�a jednak tylko: - Tak. S�dz�, �e to dobry pomys�. Dziewczynka uczy�a si� szybko. Ju� po kilku dniach mo�na by�o zauwa�y�, �e chwyta fragmenty rozm�w. Potrafi�a powiedzie� "tak", "nie" i "prosz�", a tak�e proste, dwuwyrazowe zdania jasno daj�ce do zrozumienia o co jej chodzi albo czego potrzebuje. M�wi�a z obcym akcentem, cho� nieznacznym. Po dw�ch tygodniach umia�a podtrzymywa� prost� rozmow�. M�wi�a pe�nymi zdaniami. Jednak wydawa�o si�, �e bardziej zapami�tuje, ni� si� naprawd� uczy. - Ju� czas, Kate - powiedzia� Jules, pewnej lutowej nocy, kiedy szykowali si� do snu. - Teraz mo�e nam odpowiedzie�, a my musimy zacz�� pyta�. Dziewczynka nie zna�a angielskiej nazwy swojego kraju, ale opisa�a go. Opowiada�a o �wiecie, w kt�rym nie by�o samochod�w ani elektryczno�ci, o mie�cie pe�nym budynk�w z malowanego mu�u, o piek�cych promieniach s�o�ca i silnych wiatrach. M�wi�a o ojcu, kt�ry zarabia� na �ycie wyrabianiem fioletowego barwnika. Wspomina�a o kr�lach i bogach. Nie pami�ta�a jak zosta�a zraniona ani jak znalaz�a si� na skraju autostrady - ani nawet jak trafi�a do Stan�w Zjednoczonych. Jules i Kate rozmawiali o tym w nocy, le��c w tym samym ��ku, w kt�rym zosta�a sp�odzona Nancy. - Nie s�dz�, �eby pozosta�y jeszcze jakiekolwiek miejsca - zauwa�y� Jules - w kt�rych dotychczas nie s�yszano o elektryczno�ci. Na pewno w �adnym mie�cie. W dodatku twierdzi, �e jej ojciec mia� pieni�dze. - Uwa�am, �e ona nie k�amie. - Zgoda. Kate pomy�la�a o ciotce Jessie, o jej przekonaniu, �e wszyscy j� okradaj� i spiskuj� przeciwko niej. O tym, jak niemal ka�dego dnia wzywa�a policj�. "Ma urojenia" - tak o niej m�wiono. W tamtych czasach robiono ludziom lobotomi�. - Jules, nie s�dzisz, �e... - Nie, kochanie, nie twierdz�, �e jest szalona. Uwa�am, �e dotkn�a j� amnezja. - I wymy�la historyjki, �eby zape�ni� luki w pami�ci? - Mo�liwe. - Zadzwoni� do lekarza - o�wiadczy�a Kate. Jules podni�s� si� na �okciu i dotkn�� d�oni� policzka �ony. - B�d� potrzebne badania. Kosztowne. By� mo�e nie b�dzie nas na nie sta�. W dodatku nie mo�emy ich przeprowadzi�, nie maj�c odpowiednich dokument�w. Kate odsun�a g�ow�. - B�dziemy si� tym martwi�, kiedy przyjdzie na to pora - oznajmi�a. Nie by�a w stanie przesta� my�le� o tym dziecku. Je�li Jules mia� racj�, jak�e samotna musia�a si� czu�, jak� pustk� mie� w sobie. Jaki smutek i strach. �adnych wspomnie�, kim si� jest. Nic na temat rodziny. Pomy�la�a o Nancy. Jak by to by�o, gdyby jej w�asne wspomnienia zosta�y wytarte - czy Nancy r�wnie dobrze w�wczas mog�aby nigdy nie istnie�? Zapomnie� jej u�miech, szczerbaty grymas sze�ciolatki; albo ten dzie�, kiedy wpu�ci�a cztery jaszczurki do domu? Przegl�da� jej kuferek i nie mie� poj�cia, kto pisa� ten malutki pami�tnik albo kto spisa� te dziecinne bajeczki ilustrowane niezdarnymi, cho� pe�nymi zaanga�owania, obrazkami? Nie pami�ta� dnia, w kt�rym Nancy umar�a. W ci�gu tygodnia od wprowadzenia si� Lany do pokoju Nancy, w ka�dym k�cie i w ka�dej najmniejszej szczelinie zagnie�dzi�y si� paj�ki. Kiedy wychodzi�a spod prysznica, siedzia�y na �cianach �azienki. Koczowa�y na jej kocu, kiedy wstawa�a rano. Nie pozwala�a czyni� im krzywdy. "One tkaj�", m�wi�a. - Owszem, tkaj�, ale paj�czyny - oponowa�a Kate. - W ca�ym domu. Dziewczynka popatrzy�a na ni� porozumiewawczo spod d�ugich, ciemnych rz�s. Nancy nigdy tak nie patrzy�a. - Zjadaj� owady - powiedzia�a. - Tak - przyzna�a Kate. - Dlatego w�a�nie zazwyczaj ich nie zabijam. Ale jest ich tak du�o. Nie znios� tego. - My�l�, �e one przychodz� - o�wiadczy�a uroczy�cie dziewczynka - ze wzgl�du na mnie. Ja �ni�... ich sny. I co Kate mog�a na to odpowiedzie�? Lana unios�a r�ce w milcz�cej pro�bie. - Nie zabijaj ich - powiedzia�a. - Prosz�. Po tej rozmowie liczba paj�k�w i paj�czyn zmala�a. Na widok Kate stawonogi ucieka�y, zupe�nie jakby zdawa�y sobie spraw� z jej stosunku do nich. Albo jakby dziecko je ostrzeg�o. Pewnego poranka Lana nie zesz�a na �niadanie. Kate zapuka�a do jej drzwi, ale bez skutku. Poczu�a nag�y ch��d. Otworzy�a drzwi. Dziewczynka przygl�da�a si� swojemu odbiciu w lustrze nad toaletk�. Lustrze Nancy, zrobionym dla niej przez Julesa na jedenaste urodziny, oprawionym w ram� rze�bion� w li�cie i kwiaty r�y. Ze szklanej tafli spogl�da�a na ni� jej twarz, twarz Nancy. Ci�gle jeszcze mia�a na sobie niebiesk�, obszyt� tasiemkami koszul� nocn�, kt�r� kupili dla niej. Wydawa�a si� w niej jeszcze m�odsza, bardziej blond ni� w rzeczywisto�ci. Przesun�a d�oni� po w�osach, nosie, policzkach, jak niewidomy zapoznaj�cy si� z obc� twarz�. Czy jej amnezja by�a a� tak g��boka? Kiedy Kate zadzwoni�a, �eby um�wi� si� na wizyt�, lekarz stwierdzi�, �e je�li dziewczynka by�a w stanie zapami�ta�, co poprzedniego dnia jad�a na �niadanie i co widzia�a w telewizji, to prawdopodobnie jej amnezja nie mia�a "organicznego pod�o�a". Gdy za��da�a ode� wyja�nie�, powiedzia�, �e problem jest natury raczej psychicznej ni� fizycznej. O�wiadczy�, �e taka utrata pami�ci jest spowodowana szokiem. Jakie straszne rzeczy musia�y si� jej przydarzy�, �eby zapomnia�a nawet w�asn� twarz? Dziewczynka odwr�ci�a si� do Kate. Po policzkach sp�ywa�y jej �zy. - Ja patrzy�am... - przerwa�a, nie potrafi�a dobra� s��w. Jej d�onie porusza�y si� jakby usi�owa�y m�wi� za ni�. Sfrustrowana na wp� j�kn�a. - Powiedz mi - odezwa�a si� Kate �agodnie. - Ta twarz - wyja�ni�a dziewczynka. - Ona... nie jest... moja. - A czyja? - spyta�a Kate. - Czyja to twarz? - Moja w�asna - wyja�ni�o dziecko. - Starsza. Moje w�osy. Ciemniejsze. Popatrzy�a wtedy na swoje d�onie. Utrzyma�a je nieruchomo wystarczaj�co d�ugo, �eby Kate zauwa�y�a co�, co powinna dostrzec ju� dawno temu: cienkie, bia�e blizny przecinaj�ce jej nadgarstki. - Nie ja - odezwa�a si� dziewczynka. - Ja tego... nie zrobi�am. Jej r�ce zn�w zacz�y si� porusza�. Nie by�a w stanie utrzyma� ich w bezruchu. - Twoje d�onie - powiedzia�a Kate. - Co ty z nimi robisz? Dziewczynka popatrzy�a na nie, jakby nigdy wcze�niej nie zauwa�y�a ich dziwacznego ta�ca. - Nie wiem - odpowiedzia�a. - Nie wiem. List nadszed� dwudziestego pierwszego lutego. Zosta� wys�any we Flagstaff, w Arizonie. Nie mia� adresu zwrotnego. Trzymaj�c go w d�oniach Kate poczu�a si� dziwnie. Wewn�trz by�y dokumenty, podpisane, uwierzytelnione przez �wiadk�w. Znajdowa�o si� na nich wymy�lone przez Kate nazwisko siostrzenicy, kt�ra przenosi�a prawa opieki nad jej c�rk�, Lan� Sharon Fisher, na Julesa i Kate O'Brien�w. Na papierach by�y puste miejsca na podpisy ich obojga, w obecno�ci �wiadk�w i adwokata lub notariusza. Do��czono te� przekaz pieni�ny, kt�ry z nawi�zk� pokrywa� wydatki na opiek� medyczn� Lany, oraz kopi� aktu urodzenia, kompletn�, nawet z odciskiem stopy noworodka. Czy by� to g�upi �art - czy cud? Kate d�ugo wpatrywa�a si� w papiery. Potem zadzwoni�a pod numer, kt�ry znajdowa� si� na dokumentach, numer s�du w Flagstaff. Na koniec posz�a do warsztatu, co robi�a bardzo rzadko. Jules d�ugo obraca� papiery w r�kach na wszystkie strony, obsypuj�c je trocinami. - Nie rozumiem - wykrztusi� w ko�cu. - Jak to mo�liwe? - To cud - powiedzia�a Kate. - Dotkni�cie Boga. - Nie - zaprzeczy� Jules. - Wiesz, �e to nieprawda. To fa�szerstwo. Nie rozumiem tylko dlaczego i jak... - Dzwoni�am do Flagstaff - przerwa�a mu �ona. - To nie fa�szerstwo. Wszystko zgodne z prawem. Podpisane przez s�dziego. - Mimo �e nawet nas nie widzia�? - Tak s�dz�. I, Jules... ja tego nie zrobi�am. Jej m�� od�o�y� dokumenty na bok. Wr�ci� do sto�u warsztatowego i wzi�� pi�k� do metalu. - Flagstaff - mrukn��. - Nawet nie znamy nikogo we Flagstaff. - Teraz mo�emy zabra� j� do lekarza. Pos�a� do szko�y. Przesta� si� martwi� opiek� spo�eczn�. Zyskali�my troch� czasu. - Tak - potwierdzi� Jules. - To prawda. Kate zadzwoni�a do szpitala i do pracownika opieki, kt�ry ju� dwukrotnie si� z nimi kontaktowa�. Wys�a�a do nich kopie dokument�w. Zaprowadzi�a Lan� na kosztowne i ca�kowicie bezu�yteczne badanie EEG. Zabra�a na wizyt� u Tates�w, kt�rzy mieli trzynastoletni� c�rk�. Nie przynios�a stamt�d natomiast nic opr�cz zak�opotania. Najwyra�niej Lana nie by�a zainteresowana r�wie�nikami. Przez ca�y czas prawie si� nie odzywa�a. Je�li pojawienie si� dokument�w oznacza�o, �e B�g wybra� ich, aby uczynili dziewczynk� szcz�liw�, to dzia�a� w tajemniczy spos�b. Dziecko nie by�o niewdzi�czne. Czasami u�miecha�o si�, okazywa�o czu�o��. Problem tkwi� w tym, �e nigdy nie trwa�o to d�ugo. Dziewczynka zawsze w ko�cu ze�lizgiwa�a si� w t�sknot� za domem pozostawionym w kraju, kt�rego nie umia�a nazwa�, za czworgiem braci i ojcem, farbiarzem, cierpi�cym na b�le serca. Powiedzia�a kiedy�, �e jej matka nie �yje. Zmar�a kiedy ona by�a jeszcze niemowl�ciem. Jules mia� racj�. Zatrzymywanie jej wbrew woli by�oby nie w porz�dku. Nigdy te� nie b�dzie szcz�liwa, dop�ki nie prze�amie szoku i amnezji. Zawsze b�dzie j� dr�czy� niepok�j. Czy by� jaki� spos�b, �eby pom�c jej pami�ci? Kate wpad�a na pomys� pierwszego ciep�ego poranka wiosny, kiedy piek�a w kuchni kruche ciasteczka, a Lana by�a na dworze z Julesem, wypr�bowuj�c star� hu�tawk� zawieszon� na d�bie. Dziewczynka �mia�a si� g�o�no. Czy Kate kiedykolwiek wcze�niej s�ysza�a jej �miech? Wyjrza�a przez okno. Lana ko�ysa�a si� pomi�dzy ga��ziami drzewa, plamki �wiat�a porannego s�o�ca ta�czy�y na jej r�kach. Otacza�y j� festony mchu. W ramie okiennej porusza� si� paj�k tkaj�cy sie�. Kate zrobi�a ruch, �eby usun�� paj�czyn� i wtedy ol�ni�o j�. Znalaz�a rozwi�zanie zagadki ruch�w d�oni Lany. Paj�ki... tkaj�. Jej r�ce robi�y to samo. Po �niadaniu zabra�a Lan� na strych. Przeprowadzi�a j� pomi�dzy kuframi, szafkami kartotecznymi i pozwijanymi dywanami, obok ko�yski, kt�r� zrobi� Jules po narodzinach Nancy. Na samym ko�cu pomieszczenia, ko�o okna, przykryte pokrowcem, sta�y jej r�czne krosna. Nale�a�y kiedy� do jej matki, a przedtem babki. Zostawi�a je, pomimo �e artretyzm ju� nie pozwala� jej pracowa�. Nancy tkactwo nie interesowa�o. W jaki� spos�b by�o to w�a�ciwe, odpowiednie, �e ma�a tkaczka trafi�a do domu, w kt�rym od pokole� �y�y kobiety zajmuj�ce si� t� sztuk�. Kate �ci�gn�a pokrowiec, wznosz�c chmur� kurzu. - Sp�jrz - powiedzia�a, czuj�c narastaj�ce podniecenie. - Jak ci si� to podoba? Lana podesz�a do krosien, przyjrza�a si� im, niespokojnie dotkn�a palcem wgniecenia w drewnie. - Ta maszyna... - zapyta�a - na niej... si� tka? - Oczywi�cie - odpowiedzia�a Kate, czuj�c rozczarowanie. Jak dziewczynka mog�a by� tkaczk�, skoro nawet nie rozpoznawa�a r�cznych krosien? U�ywali ich pierwsi osadnicy, a wymy�lili je Chi�czycy, o wiele wcze�niej. Na warsztacie za�o�ona by�a osnowa, stara, zetla�a. Lana po�o�y�a d�onie na niciach. Zerwa�y si� pod dotkni�ciem, zwisaj�c jak puch dmuchawca, jak paj�czyna. W jej oczach pojawi� si� b�ysk pami�ci. Cofn�a r�ce jakby si� oparzy�a. - Nie - wykrztusi�a - nie. W jej g�osie brzmia� strach. Tego wieczoru Kate u�o�y�a Lan� do snu. Uchyli�a nieco okno i postawi�a przy nim wentylator, na wypadek gdyby dziecku zrobi�o si� za gor�co. Dziewczynka mia�a na sobie bia��, letni� pi�am�. Siniaki ju� dawno znik�y z jej twarzy, wygl�da�a �wie�o i zdrowo, tak podobna do Nancy, �e w oczach Kate zakr�ci�y si� �zy. Czasami, pomy�la�a, lepiej by�oby nie pami�ta�. Lana zsun�a ciemnozielon� narzut� w magnolie w nogi ��ka, wyg�adzi�a j�. Kate zrobi�a j� na szesnaste urodziny Nancy. - Gor�ca noc. �a�uj�, �e nie ma wiatru. Kate w��czy�a wentylator. - Nie �a�uj zbyt mocno - ostrzeg�a. - Bywaj� tu tr�by powietrzne. - Czy ty to zrobi�a�? - zapyta�a Lana, ko�cem palca wodz�c po wzorze magnolii. - Bardzo �adne. - Dzi�kuj� - powiedzia�a Kate. - S�dz�, �e wida� w tym rado��. Praca nad t� kap� sprawia�a mi ogromn� przyjemno��. - Mam sny o tkaniu - oznajmi�a Lana. - No to spr�buj moich krosien. Zr�b co�. - Nie wiem... Jej d�onie wznowi�y sw�j taniec. Popatrzy�a na nie, zdezorientowana, jakby nale�a�y do kogo� obcego. Jej spojrzenie prze�lizn�o si� po przecinaj�cych nadgarstki w�skich bliznach, o kt�rych powstaniu, jak twierdzi�a, nie mia�a poj�cia. - Nie potrafi� tka� na twoich krosnach. Nie wiem... czyje to s� r�ce. - Kiedy umys� zapomina - powiedzia�a Kate - d�onie pami�taj�. Nast�pnego dnia Lana wr�ci�a na strych. Z pocz�tku jej nie sz�o, zniech�ci�a si�. Krosna s� zbyt skomplikowane, o�wiadczy�a. W swoich snach u�ywa�a prostszych, pionowych. Wszystkie te nicielnice i peda�y sprawia�y jej k�opot. Kate kupi�a jej prz�dz� i pokaza�a jak przygotowa� krosna do pracy, jak u�ywa� szpul osnowowych. Dziewczynka chwyta�a bardzo szybko. Jak mogli kiedykolwiek w�tpi� w jej bystro��? Lana nie pozwoli�a Julesowi znie�� krosien ze strychu na d�. - A co je�li oka�e si�, �e nie jestem dobra? - zapyta�a. - Je�li mi si� to nie spodoba? B�dziesz musia� zataszczy� je z powrotem. Kiedy ju� zacz�a, okaza�a si� bardzo szybka. Nawet matka Kate nie zdo�a�aby jej dor�wna�. Tkaj�c �piewa�a bezsensowne piosenki w dziwnych tonacjach, kt�re mog�yby by� nawet przykre dla ucha, gdyby nie mia�a tak s�odkiego g�osu. W jaki� spos�b ca�y dom wydawa� si� Kate cieplejszy dzi�ki stukotaniu krosien i brzmieniu g�osu Lany. Przerywaj�c prac�, dziewczynka zas�ania�a warsztat. Nie chcia�a, �eby ktokolwiek zobaczy� jej prac�, zanim sko�czy. Jules ponownie zaproponowa� zniesienie krosien ze strychu. - Wygl�da na to, �e bardzo dobrze ci idzie - powiedzia�. - Nie - zaoponowa�a. - Podoba mi si� na strychu. Tam jest spokojnie i pachnie starymi rzeczami. - Raczej kurzem - mrukn�a Kate, ale nie naciska�a. Amnezja nie cofn�a si�. Z przesz�o�ci wyp�yn�a jedynie umiej�tno�� tkania, jak �r�d�o, a wraz z ni� pewien rodzaj szcz�cia. Zacz�a nawet �piewa�, kiedy nie tka�a. Mo�e lepiej by by�o nie odgrzebywa� szoku, kt�ry spowodowa� utrat� pami�ci? Mo�e w�a�nie to B�g jej przeznaczy�? Kate zorientowa�a si�, �e pod�piewuje w czasie sprz�tania czy przygotowywania posi�k�w. Wtedy Lana zacz�a si� zmienia�. Zacz�o si� od drobiazg�w: pewnego pi�knego kwietniowego dnia w �aden spos�b nie da�a si� nam�wi� do odej�cia od krosien, nawet �eby p�j�� na ryby z Julesem. Powr�ci� op�r przed pomoc� w wykonywaniu codziennych obowi�zk�w, na kt�r� kiedy� w ko�cu si� zgodzi�a. Zacz�a zapomina� o przestrzeganiu higieny osobistej - chodzi�a nieuczesana albo z nieumyt� twarz�. Zmieni�o si� jej zachowanie - sta�a si� bardziej dumna. Miewa�a humory. Pracowa�a do p�na w nocy. Pod oczami mia�a ciemne si�ce. - Nie mo�esz tka� dwadzie�cia cztery godziny na dob�! - zaprotestowa�a Kate. - Musisz kiedy� spa�. Lana wzruszy�a ramionami. - Nic mi nie jest - powiedzia�a. - Przecie� wida�, �e to nieprawda. Dorastasz, potrzebujesz odpowiedniej ilo�ci snu. Lana odwr�ci�a si� gwa�townie, jak to ostatnio miewa�a w zwyczaju. - Nie mo�esz mi m�wi�, co mam robi� - rzuci�a agresywnie. - Nie jestem twoim dzieckiem. Ja to nie Nancy. Kate z�apa�a si� za serce. Poczu�a si�, jakby zosta�a uderzona. Jakby pchni�to j� prosto w serce. - Nie chcesz, �ebym sko�czy�a - Lana ci�gn�a z kamienn� twarz� i okrucie�stwem w oczach. - Jeste� zazdrosna, tak samo jak wszyscy. Twoje tkaniny by�y �a�osne, nawet jeszcze kiedy mia�a� sprawne r�ce. Zwyczajne. W sam raz na p�aszcz dla �ebraka. Za moje tkaniny kr�lowie p�ac� z�otymi bransoletami. - No c�, moja panno - odpar�a Kate, kiedy ju� b�l zmala� na tyle, �e by�a w stanie m�wi�. - Przechwala� si� potrafisz. Ale jak dot�d nikt nie widzia� �adnej twojej tkaniny i nie ma czego zazdro�ci�. P�niej Lana powiedzia�a, �e jest jej strasznie przykro. Obj�a Kate i rozp�aka�a si�. Kate g�aska�a j� po w�osach. Po tych swoich bolesnych wybuchach Lana zawsze p�aka�a i mia�a niezwyk�� dla siebie potrzeb� fizycznego kontaktu. Kate dostawa�a od tego zawrot�w g�owy i czu�a si� og�upia�a. Pomy�le� tylko jak cz�sto kiedy� t�skni�a za takimi objawami czu�o�ci... - Nie wiem, dlaczego m�wi� te okropne rzeczy - powiedzia�a Lana. - Nie mam poj�cia co ze mn� si� dzieje. Mia�a mi�kkie w�osy, dziecinne. �adnie pachnia�y, sosn� i zio�ami. Poprzedniego wieczoru Kate umy�a jej g�ow�. Gdyby� tylko da�o si� umys� zmy� szamponem, oczy�ci� go z ca�ego b�lu, cierpienia i pami�ci. - Zaczynam co� widzie� - oznajmi�a Lana, wycieraj�c �zy. - To jest co� takiego jak widzenie k�tem oka. Nie da si�... zobaczy� wyra�nie. Kate zadr�a�a nagle. Jej matka powiedzia�aby, �e w�a�nie g� przesz�a po jej grobie. Kiedy Lana w ko�cu zobaczy wyra�nie... co stanie jej przed oczami? Krosna zamilk�y tu� po jedenastej, wcze�nie jak na Lan�. Kate obudzi�a Julesa o p�nocy. Ksi�yc sta� wysoko na niebie, jego �wiat�o rozja�nia�o pok�j. Nie musia�a zapala� �wiat�a. Kiedy m�� otworzy� oczy, zobaczy�a w nich dwa ma�e odbicia ksi�yca. Po�o�y�a mu d�o� na ustach. - Musimy p�j�� na g�r�, zobaczy� co si� dzieje. Jules skin�� g�ow�. Na palcach prze�lizn�li si� przez hol, zdenerwowani jak w�amywacze w cudzym domu. Klapa na poddasze by�a otwarta, jak zawsze ostatnio, schodki opuszczone. Strych nad nimi l�ni� w srebrzystym �wietle ksi�yca. Ostro�nie wspi�li si� po schodach, przy�wiecaj�c latark�. Kolana Kate trzaska�y i skrzypia�y po drodze tak g�o�no, �e by�a przekonana, i� musz� obudzi� Lan�. Id�cy przed ni� Jules mia� na sobie lu�n� pi�am�, w kt�rej wygl�da� krucho i staro. Smuga ksi�ycowego �wiat�a odbija�a si� w jego �ysinie. Nag�y ch��d �cisn�� jej serce, �agodnie, lecz zarazem gro�nie, nie pozwalaj�c si� zignorowa�. Gdzie podzia�y si� te wszystkie lata? Zalany ksi�ycowym �wiat�em strych sprawia� niesamowite wra�enie. Kufry wygl�da�y jak zamkni�te trumny, kartoteki jak nieruchomi �a�obnicy, pokrowiec na krosnach jak ca�un. Jules �ci�gn�� go. Na ramie by�a rozpi�ta ogromna paj�czyna z delikatnie splecionych nici srebra. Kate spojrza�a w d�. Na tkaninie znajdowa�y si� obrazy. Nawet przy �wietle ksi�yca widzia�a jak bardzo s� realistyczne, jak nieprawodpodobnie, cudownie prawdziwe. - Widzisz? - wyszepta�a. - M�j Bo�e, Jules, ty widzisz? Jules w��czy� kinkiet. Po�rodku tkaniny bia�y byk gna� przez fale, w chmurze piany tak realistycznej, �e Kate wr�cz czu�a jej wilgo�. Ciemnow�osa dziewczyna przywar�a do szyi zwierz�cia, pomi�dzy girlandami kwiat�w, kt�rych p�atki wirowa�y wok� na wietrze. Ta scena by�a cudem. Nikt nie m�g� tak tka�. Ni�ej, w sko�czonej ju� cz�ci, na szeroko roz�o�onych, wielkich skrzyd�ach unosi� si� bia�y �ab�d�. Jego pi�ra wygl�da�y tak, jakby wystarczy�o tylko si�gn��, �eby mu jedno wyrwa�. Pod nim widnia�a naga dziewczyna, r�owoz�ota jak jutrzenka, z twarz� ukryt� w cieniu. Kate patrzy�a na te sceny i czu�a �ar w brzuchu, taki sam jak w czasie kiedy chodzi�a z Julesem. Kiedy by� najprzystojniejszym, najbardziej po��danym m�czyzn� w trzech hrabstwach. Taki to si� nie ustatkuje, m�wi�a jej matka. Jules obj�� j� w talii. U�miechn�� si� i z jego pi��dziesi�ciosze�cioletnich oczu wyjrza� ten m�ody cz�owiek, kt�ry j� zdoby�. M�czyzna, kt�ry posadzi� j� na tylnym siode�ku swojego harleya i pop�dzi� z ni� przez noc. Poca�owa� j�. �wie�y zarost drapa� j� w wargi, ale nie cofn�a si�. Czu�a, �e uginaj� si� pod ni� nogi. - Jules - szepn�a - co.... Zgasi� �wiat�o. P�niej rozmawiali o Lanie, o jej tkactwie. Kate widzia�a program telewizyjny, w kt�rym ludzie upo�ledzeni umys�owo, wygl�daj�cy na op�nionych - autystyczni, o ile dobrze pami�ta�a nazw� - robili niesamowite rzeczy. Jeden z m�czyzn potrafi� zagra� na pianinie dowolny utw�r, us�yszawszy go tylko raz. Cokolwiek, nawet koncert. - Ale to jest jeszcze cudowniejsze - powiedzia� cicho Jules. - To jakby B�g... przemawia� przez d�onie Lany. Kiedy na wschodzie pokaza�a si� pierwsza szaro�� �witu, przemkn�li z powrotem do swojego pokoju, ale nie poszli spa�. Tego dnia Lana mia�a um�wion� wizyt� w szpitalu w Emery. Kate prze�o�y�a j�. Ani ona, ani Jules nie czuli si� na si�ach prowadzi� samoch�d taki kawa� drogi - poza tym chcia�a pomy�le�. Cuda mog�y by� bardzo kruche. Kate s�ysza�a o kobiecie obdarzonej zdolno�ciami parapsychicznymi, kt�ra twierdzi�a, �e straci�a je po tomografii. A je�liby i Lanie si� to przydarzy�o? Jules uda� si� do miasta na rozmow� z klientem. W czasie jego nieobecno�ci przed drzwiami frontowymi pojawi�a si� Emma Mae Hubbard, jakby nigdy nie wyje�d�a�a. W�osy mia�a �wie�o rozja�nione, z okazji wiosny by�a ubrana w sukienk� w kwiaty lawendy. Poda�a Kate plastikowe pude�ko z wafelkami w czekoladzie. - Pomy�la�am sobie, �e mog� Lanie smakowa� - powiedzia�a, stoj�c na progu i zagl�daj�c do wn�trza domu. Tleniona sowa wypatruj�ca myszy. Kate podzi�kowa�a jej za ciasteczka. Lana nie przepada�a za s�odyczami - jeszcze jedna jej cecha nietypowa dla dziecka, o ile zapomnia�o si� o g�od�wkach tak popularnych dzisiaj w�r�d nastolatek - ale gest by� mi�y. - Wejd�, Emmo Mae. Jak podr�? Emma Mae wesz�a za Kate do kuchni. Ze strychu dobiega� odg�os pracuj�cego warsztatu tkackiego. - A to co takiego? - zapyta�a Emma Mae. - Moje krosna - wyja�ni�a Kate. Ju� sama my�l o tym, co si� na nich znajdowa�o wystarcza�a, by mia�a ch�� pa�� na kolana i zag��bi� si� w modlitwie. - Pokazywa�am Lanie jak si� nimi pos�ugiwa�. Lubi tka�. - To mi�e - przyzna�a Emma Mae. - Czy chcesz wiedzie�, co m�j znajomy powiedzia� o nagraniu? - Oczywi�cie. - Przekaza� ta�m� swoim znajomym - a powinna� chyba wiedzie�, �e s� to sami lingwi�ci �wiatowego formatu - i �aden z nich nie potrafi� zidentyfikowa� tego j�zyka. Ale jeden z nich spotka� na przyj�ciu archeologa, kt�rego to bardzo zaintrygowa�o. - Oczy Emmy Mae l�ni�y; zawsze lubi�a si� popisywa�. - Spr�bowa� zrobi� par� transkrypcji fonetycznych, przepu�ci� je przez komputer i otrzyma� co� zbli�onego do hetyckiego. - Hetyckiego? - spyta�a Kate. Brzmia�o to znajomo. - To martwy j�zyk. M�wiono nim w rejonie, kt�ry w wi�kszo�ci teraz znajduje si� na terenie Turcji. Rozumiesz, Kate? To mo�e by� odkrycie dziesi�ciolecia. Je�li zdo�aliby�my zlokalizowa� wiosk�, z kt�rej pochodzi Lana, by� mo�e odkryliby�my nie tylko zachowany j�zyk, ale r�wnie� staro�ytne obyczaje. Istny naukowy Sezam. - Lana nie pomo�e ci - oznajmi�a Kate. - Sama nie wie, gdzie to jest. - Hmmm... Jak to mo�liwe? - Czy kiedy by�a� dzieckiem zawsze wiedzia�a�, dok�d zabieraj� ci� rodzice, Emmo Mae? Czy zawsze patrzy�a� na map�? - Ale ona tam mieszka�a! - Je�li chcesz j� zapyta�, prosz� bardzo. Zaraz j� zawo�am. Ze swojej najwyra�niej bezdennej torby Emma Mae wyci�gn�a stos numer�w "National Geographic". By�y w nich zdj�cia nadmorskich miast, osad g�rskich, opalonych ludzi, pasterzy k�z, sadownik�w w�r�d oliwnych drzewek. Lana ogl�da�a je po kolei i odk�ada�a na bok. W ko�cu trafi�a na zdj�cie zbocza wzg�rza obok le��cych nad morzem ruin. Przygl�da�a mu si� ze wszystkich stron, odwraca�a, wodzi�a palcem wskazuj�cym po linii stoku. - To jest to miejsce - o�wiadczy�a. - Uk�ad terenu jest taki sam. Moje miasto le�y w tym obni�eniu pomi�dzy pag�rkami i portem. Tyle �e wzg�rza nie s� takie suche, ale poro�ni�te drzewami. - Bardzo dobrze m�wisz po angielsku, Lano - zauwa�y�a Emma Mae. - Wr�cz znakomicie, je�li mog� tak powiedzie�, jak na osob�, kt�ra zacz�a si� uczy� j�zyka trzy miesi�ce temu. Lana sk�oni�a �askawie g�ow� niczym ma�a kr�lowa przyjmuj�ca nale�ny jej ho�d. - Jak s�ysza�am zacz�a� tka� - ci�gn�a Emma Mae. - To �wietnie. Ciesz� si�, �e stare krosna Kate zn�w s� u�yteczne. Co robisz? - Na �cian�... Obrazy. - Masz na my�li gobelin? S�dzi�abym, �e to trudny projekt jak na pocz�tek. Dlaczego nie szal czy narzuta? - Trudne? - Lana wyprostowa�a si�, sztywniej�c. - Nie dla mnie. Kr�lowie p�ac�, �eby... - �liczny dzie� dzisiaj - pospiesznie wtr�ci�a si� Kate. - Lana, kochanie, mo�e by� wysz�a na dw�r, �eby z�apa� troch� s�o�ca? Dobrze by ci zrobi�o. Przez moment my�la�a, �e Lana naprawd� j� uderzy. Jednak nie. Po sekundzie jej postawa z�agodnia�a. - Dobrze - powiedzia�a. Kate nastawi�a dzbanek kawy. Emma Mae przeprosi�a i uda�a si� do toalety. Kate nakry�a st�, postawi�a na nim talerz z wafelkami. Przegrzeba�a lod�wk� w poszukiwaniu bitej �mietanki. Wzi�a numer "National Geographic", usiad�a i przeczyta�a artyku� o wielorybach. Emma Mae chyba si� utopi�a w tej toalecie. Czy znowu zaci�� si� zamek? Dlaczego nie wali w drzwi, domagaj�c si�, �eby kto� j� wypu�ci�? Drzwi do �azienki by�y zamkni�te. �wiat�o pali�o si�, wentylator pracowa�. Kate zapuka�a, bez rezultatu. Zapuka�a jeszcze raz, spr�bowa�a poruszy� ga�k�. Drzwi otwar�y si�. Toaleta by�a pusta. Kate popatrzy�a na schody prowadz�ce na strych, zbiegaj�ce spod klapy w holu. Zrozumienie uderzy�o j� jak policzek. Ta w�cibska Emma Mae. Kate wesz�a na g�r�. Oczywi�cie Emma Mae by�a tam, nachylona nad krosnami, z kt�rych �ci�gn�a pokrowiec. Twarz mia�a w cieniu. Kate trzyma�a si� z daleka. Nie mia�a ochoty sta� si� wyg�odzon� seksualnie kobiet�, maj�c tylko Emm� Mae pod r�k�. Lecz je�li spodziewa�a si� zasta� swojego go�cia z zarumienion� twarz�, faluj�cym biustem i d�o�mi b��dz�cymi po elementach anatomii uznawanymi za co najmniej nieprzyzwoite, to mocno si� myli�a. Emma Mae podnios�a wzrok. Twarz mia�a spokojn�. - Jest tym samym, czym by�a - powiedzia�a. �wiat�o na strychu by�o dla niej bardzo korzystne, uczyni�o j� m�odsz�, wyg�adzi�o zmarszczki. G�os mia�a inny, czysty i jakby monumentalny. - Co masz na my�li, Emmo Mae? Wodnistoblade oczy jej go�cia wydawa�y si� jarzy� za szk�ami okular�w. Zwodnicze o�wietlenie powodowa�o, �e sprawia�y wra�enie jasnoszarych, prawie srebrnych. - To, �e ona teraz pami�ta siebie - powiedzia�a Emma Mae - jest niezamierzone, przypadkowe. Czasem los zaskakuje nawet bog�w - przesun�a d�o�mi po krosnach, delikatnie, z wdzi�kiem. - Do bog�w nale�y wykorzystywanie wypadk�w losowych. Wybra�am ci�, Kate. Wybra�am ci�, by� wskaza�a jej cel, dla kt�rego otrzyma�a sw�j dar. Wiem, �e b�dziesz dobr� nauczycielk�. Emma Mae wysz�a zza krosien. Jej oczy naprawd� l�ni�y. Ksi�ycowym srebrem. Plecy mia�a proste, nie przygarbione jak przez ostatnie dziesi�� lat. Jej cie�, przecinaj�cy strych, wygl�da� jakby nale�a� do kogo� znacznie wy�szego, niemal nieludzkiego wzrostu. - Je�li potrzebuje pomocy, musi o ni� poprosi� - powiedzia�a. - Powiedz jej, �eby poprosi�a. Chwil� potem zn�w by�a Emm� Mae, skurczon�, ca�kowicie ludzk� i troch� wstrz��ni�t�. - Dobry Bo�e - odezwa�a si�, rozgl�daj�c si� po strychu, jakby nie potrafi�a sobie wyobrazi�, jak i dlaczego si� tu znalaz�a. Wzi�a g��boki wdech. - Wesz�am tu, �eby popatrze� na tkanin� Lany. Nie b�dziesz mia�a nic przeciwko temu, Kate, je�li cho� zerkn�? - Wybacz - powiedzia�a Kate. Czy�by Emma Mae naprawd� nic nie pami�ta�a? - Lana nie lubi, kiedy ktokolwiek patrzy na jej prac�. Zapad�a d�uga cisza. Potem Emma Mae powiedzia�a: - Jakie dziwne dziecko... No c�, wydaje mi si�, �e lepiej b�dzie je�li zejd� na d�. Kiedy znalaz�y si� z powrotem w kuchni, Kate zaproponowa�a kaw�. Emma Mae wypi�a j�, cz�sto milkn�c, zupe�nie nie tak jak zwykle. Dopiero kiedy Kate odprowadzi�a j� do drzwi, zacz�a rozmawia� mniej wi�cej normalnie. W ko�cu sobie posz�a. Kate siedzia�a nad drug� kaw�, a Lana buja�a si� na swojej hu�tawce. Li�cie d�bu rzuca�y na jej ramiona zielone cienie. Co si� sta�o z Emm� Mae? Wkr�tce Lana wr�ci�a do domu. - Ta okropna kobieta - spyta�a. - Kim ona jest, �eby odzywa� si� do mnie w ten spos�b? Zupe�nie jakbym by�a dzieckiem. Zwyczajnym dzieckiem. - Przypuszczam, �e to z niewiedzy - odpar�a Kate sucho. - S�awa moich prac si�ga od wyspy tancerzy byk�w do krainy jedwabiu na wschodzie! - Tak s�ysza�am - rzek�a Kate. - Narzuty! Szale! Kr�lowie p�ac�, �eby m�c powiesi� moje prace w swoich apartamentach. Kobiety z gminu, takie jak ona, nigdy ich nie widz�! - Wystarczy, Lano. Tutaj nie ma �adnego kr�la, kt�ry m�g�by kupi� twoje prace. Je�li b�dziesz mia�a szcz�cie, pewnego dnia uda ci si� sprzeda� je do muzeum. Mn�stwo ludzi z gminu b�dzie ogl�da� twoje dzie�a, a ty b�dziesz za to wdzi�czna. - Wiem, �e patrzy�a� - powiedzia�a Lana p�niej, kiedy si� troch� uspokoi�a. - O co ci chodzi, dziecko? - Patrzy�a�. Na tkanin�. Ty i Jules. Nie mam nic przeciwko temu. Ciesz� si�. - Sk�d mo�esz wiedzie�, �e widzieli�my? - spyta�a Kate, zak�opotana. - Obudzili�my ci�? - Paj�ki mi powiedzia�y. Nic nie m�wi�am, bo nie mia�am nic przeciwko temu, �eby�cie sobie popatrzyli. - Tw�j dar, Lano, jest cenny. Mo�e przynie�� ci z�oto, ale jest wart o wiele wi�cej. Mo�esz czyni� dobro z jego pomoc�. Dobro dla �wiata. - Naprawd� tak uwa�asz, Kate? Lana ros�a, ca�y czas tak samo nier�wna, pe�na humor�w, tak samo udr�czona. Je�li w og�le si� zmienia�a, to na gorsze. Przesta�a je�� i zacz�a chudn��. Kate ockn�a si� przed �witem i us�ysza�a, jak dziewczynka pracuje na krosnach. Potem Lana przesta�a tka�. Nie wyja�ni�a tego. Niemal w og�le przesta�a si� odzywa�. Buja�a si� na hu�tawce ca�ymi godzinami albo siedzia�a w swoim pokoju. Najwyra�niej w og�le nie spa�a. Cienie pod jej oczami wygl�da�y jak stygmaty �mierci. Po raz pierwszy od chwili, w kt�rej j� poznali, jej r�ce pozostawa�y nieruchome. - O co chodzi, Lano? - Spyta�a Kate. - Powiedz mi, prosz�. Nie powiedzia�a. Kate zam�wi�a dla Lany wizyt� u psychiatry. Wi�za�o si� to z powa�nymi kosztami. Jako jej prawni opiekunowie mogli wykupi� ubezpieczenie dla dziewczynki, ale nie pokrywa�o ono schorze� ju� wcze�niej istniej�cych. - Zabijasz si�, Lano - m�wi�a Kate. - Porozmawiaj ze mn�. Ale to Jules w ko�cu nawi�za� z ni� rozmow�. P�niej opowiedzia� Kate, �e Lana siedzia�a mu na kolanach, jak jego w�asna c�rka, i wyp�akiwa�a si� na jego piersi. Wygl�da�o to tak, jakby zrezygnowa�a z w�asnego ojca, jakby wiedzia�a, �e ju� nigdy go nie zobaczy. - M�wi, �e pami�ta - wyzna� Kate, kiedy Lana hu�ta�a si� na dworze pomi�dzy ga��ziami d�bu. - To bardzo dziwne, ale uwa�a, �e pami�ta. - Co to jest, Jules? Co, jak twierdzi, pami�ta? - M�wi, �e jej miasto - za kt�rym tak t�skni - zwr�ci�o si� przeciwko niej. Oskar�ono j� o sprowadzenie plagi, poniewa� nie odda�a na ofiar� bogini tkanin o r�wnowarto�ci rocznej pracy. Ona twierdzi, �e byli po prostu zazdro�ni - wydawa� si� niesw�j, odchrz�kn��. - Ostatnie, co pami�ta, to jakie� ciemne miejsce. Otaczaj�ce j� kamienie i kurz. Jakby pochowano j� �ywcem. Powiedzia�em jej, �e to musia� by� sen. Albo �e kto� musia� j� uratowa�. Ona... ona uwa�a, �e nie. Co Jules m�wi�? Lana uwa�a�a, �e umar�a? Nic dziwnego, �e tak obawia�a si� uko�czenia tkaniny, skoro mog�o to spowodowa� przypomnienie sobie jej w�asnej �mierci. To musia�o by� urojenie. - Zabior� j� do psychiatry - o�wiadczy�a Kate. - Niewa�ne, ile b�dzie to kosztowa�o. Ona potrzebuje pomocy. W jakim� programie widzia�am, �e teraz s� leki mog�ce zdzia�a� cuda... - Nie jestem pewien - zaoponowa� Jules. - Wcale nie wiem, czy j� mo�e uleczy� psychiatra albo pigu�ki. Kate zabra�a Lan� do psychiatry, doktora Caldwella. Dziewczynka sp�dzi�a tam ca�� pierwsz� wizyt�, nie odezwawszy si� ani s�owem. Doktor Caldwell powiedzia�, �e to normalne, �e stworzenie dobrego kontaktu pomi�dzy lekarzem i pacjentem wymaga czasu. Kate mia�a nadziej�, �e nie za d�ugiego. - Ona ma sny - oznajmi� Jules. - To te� mi powiedzia�a. Paj�cze sny. O tkaniu paj�czyny. O wysysaniu krwi. - Dobry Bo�e - j�kn�a Kate. Dlaczego w og�le zasugerowa�a Lanie tkactwo? - To moja wina - o�wiadczy�a. - Ona wariuje i to jest moja wina. Jules wzi�� jej r�ce w swoje d�onie, pog�aska� je, ich w�laste kostki, zupe�nie tak, jakby by�y pi�kne. - Nie jestem pewien, czy ona jest szalona. Ju� wcze�niej si� nad tym zastanawia�em, lecz teraz wcale nie jestem pewien. Ca�y czas my�l� o jej tkactwie. - Tkanie - mrukn�a Kate. - �a�uj�, �e j� na to nam�wi�am. �a�uj�, �e nie wyrzuci�am krosien, kiedy dosta�am atretyzmu. �a�uj�... - Niczego nie �a�uj - zaprotestowa� Jules. - To po prostu si� wydarzy�o. Ona nie mo�e sama tego dalej ci�gn��, Kate. Potrzebuje nas. Co zrobimy? Kate odby�a prywatn� rozmow� z doktorem Caldwellem. Powiedzia�, �e Lana znajduje si� w depresji. Mo�e nawet nosi si� z zamiarem samob�jstwa. Jednak nie odwa�y� si� przepisa� jej lek�w antydepresyjnych w sytuacji, kiedy nie mo�na by�o wykluczy� schizofrenii. - Chcia�bym umie�ci� j� w szpitalu do czasu wykluczenia psychozy - oznajmi�. Psychoza. Ciotka Jessie trafi�a do szpitala z tego powodu. Znalaz�a si� tam agresywna i w�ciek�a, lecz ci�gle pe�na �ycia, wysz�a stamt�d jak bezw�adna, stara �cierka do naczy�. Dzieci z s�siedztwa nazywa�y j� zombie. Kate nie mog�a zrobi� Lanie czego� takiego. Jednak nie powiedzia�a tego lekarzowi. - Pomy�limy o tym - o�wiadczy�a. Paj�ki powr�ci�y. Mo�na je by�o znale�� wsz�dzie w domu, lecz paj�czyny snu�y wy��cznie w pokoju Lany. Czy zdiagnozowanie psychozy wyja�nia�o i ten fakt? A tkanina? Kate posz�a na g�r�, do opuszczonych krosien, zakrytych teraz pokrowcem, tak samo jak przez kilkana�cie ostatnich lat. Unios�a zas�on�, przyjrza�a si� niedoko�czonemu gobelinowi. Lana pracowa�a nad scen�, kt�r� Kate odebra�a bardziej jako smutn�, ni� podniecaj�c�. Pi�kna, naga dziewczyna zmienia�a si� w drzewo. Jej nogi i biodra pokrywa�a kora. Ramiona mia�a szeroko roz�o�one w obronnym ge�cie, z palc�w wyrasta�y li�cie. Takie same ros�y na jej g�owie, wpl�tane we w�osy. Niemal wyczuwa�o si� zmian�. �wie�o�� li�ci, twardo�� kory, mi�kko�� cia�a. Ko�o drzewa p�aka� m�ody m�czyzna, bosko pi�kny. Jego �zy l�ni�y jak kryszta�, w�osy jak z�oto. Kocha� j�. Kate usiad�a na krze�le obok krosien i pozwoli�a p�yn�� �zom. Op�akiwa�a Lan�, Nancy, Julesa i sam� siebie. Op�akiwa�a �wiat, jego smutek i desperack� nadziej�. Zesz�a na d� i delikatnie otworzy�a drzwi do pokoju Lany. Dziewczynka ostatnio nie mia�a k�opot�w ze snem. W�a�ciwie to od paru dni spanie by�o jej ulubionym zaj�ciem. Lana le�a�a na ��ku, na kapie w magnolie. Otworzy�a oczy. - Przepraszam - powiedzia�a mi�kko. - Tak mi strasznie przykro. Kate usiad�a na kraw�dzi ��ka. - Dlaczego? - spyta�a. - Czemu jest ci przykro? Ale Lana nie chcia�a - albo nie mog�a - odpowiedzie� na to pytanie. Nast�pnego ranka, kiedy Kate posz�a obudzi� Lan�, �eby zd��y�y na wizyt� u doktora Caldwella, odkry�a, �e dziewczynka w og�le nie k�ad�a si� spa�. Le�a�a tak jak wieczorem, rozci�gni�ta na kapie w magnolie, w dziennym ubraniu, z g�ow� tu� przy kraw�dzi. Jej w�osy zwisa�y obok ��ka niczym sztandar, jedna bezw�adna r�ka niemal dotyka�a pod�ogi. Jak manekin. Albo zw�oki. Oddycha�a jednak. Nawet przez ca�y pok�j Kate to dostrzega�a: powolny, cichy ruch. Zbli�ywszy si�, zobaczy�a paj�ki plot�ce swoje ma�e sieci na jej palcach, we w�osach, pomi�dzy guzikami bluzki. Ma�y, szary paj�czek przebieg� po uchu Lany, kt�ra nawet nie drgn�a. Przera�ona Kate zrzuci�a go na pod�og�. Lana poruszy�a si�. - Nie - odezwa�a si� powolnym, sennym g�osem. - Nie r�b tego, Kate. - Nie? - zach�ysn�a si� Kate. - Nie?! - Nie odp�dzaj ich. Chc�, �eby zosta�y. �eby.... tka�y... wok� mnie... Owin�y... tak mi�kko. Ciasno i ciemno. Ciasno i ciemno... niech mnie przykryj�... na zawsze. Przykryta na zawsze. Tak samo jak Nancy. Sze�cioma stopami ziemi i czerwonej gliny, na P�nocnym Cmentarzu Baptystycznym. - Nie - powiedzia�a Kate. - Nie. Ty nie chcesz umiera�. Ja... ja nie pozwol� ci umrze�. Zacz�a omiata� Lan�, usuwaj�c lepkie paj�czyny, drobne, usi�uj�ce ucieka� paj�czki. Ociera�a d�o�mi jej r�ce, niezdarnie pr�buj�ce j� odepchn��. Pracowa�a jak op�tana, a� zosta�y ju� tylko martwe paj�ki i k�aki poszarpanych paj�czyn, a� nawet to wszystko znik�o, a jej samej zacz�o brakowa� oddechu, rozbola� j� kr�gos�up i prawie straci�a czucie w palcach. Jak gdyby zmiataj�c paj�ki mog�a usun�� r�wnie� ciemno�� i b�l. Kiedy w ko�cu przerwa�a, jedynym d�wi�kiem w pokoju by� jej zm�czony oddech. - Dobry Bo�e - wyszepta�a. Dobry Bo�e, daj mi znak. Powiedz mi, czego ode mnie oczekujesz. Powiedz mi, �e to nie ma by� szpital. Prosz�, Bo�e, powiedz mi to. Szpital. Zimne �wiat�o, zimne �ciany, zimne u�miechy. Zimne ig�y. Smutkowi Lany nadano by tam wymy�ln� nazw�. Nie uwierzono by w jej s�owa. Nikt by nie uwierzy�, �e ma zaczarowane d�onie. Ale co innego pozostaje, co mo�na zrobi� w sytuacji, kiedy Lana le�y tak jak zostawi�a j� Kate, niczym lalka, oparta o poduszki, z posklejanymi, t�ustymi w�osami, oczami pustymi, bez wyrazu, jakby ju� poddano j� lobotomii. Kate poczu�a smak �ez. Nie zauwa�y�a, kiedy zacz�a p�aka�. W g�owie kr��y�y jej ci�gle te same nonsensowne s�owa: "je�li potrzebuje pomocy, musi o ni� poprosi�". S�ysza�a, jak kto� je wypowiada�. Kto? Co oznacza�y? �e powinna si� modli�? Kate ju� si� za Lan� modli�a, wystarczy�oby tego dla dziesi�ciu os�b, pr�b o pomoc, noc po nocy, a� do zachrypni�cia. Mo�e to Lana musia�a zwr�ci� si� z pro�b�. Uj�a dziewczynk� za r�ce. By�y bezw�adne, zimne. - M�dl si�, Lano - poprosi�a. - Ca�ym sercem i dusz�. M�dl si� o si��. O odpowiedzi. W oczach Lany pojawi� si� �lad my�li. Kiedy w ko�cu odezwa�a si�, by� to najl�ejszy, ulotny szept, tak cichy, �e Kate musia�a nat�y� ca�� uwag�, by cokolwiek us�ysze�. - Bogowie zawsze za du�o ��daj� w zamian. Kate milcza�a. Czu�a, �e to, co teraz powie, b�dzie mia�o krytyczne znaczenie, �e musi powiedzie� w�a�ciw� rzecz. - Wiem - odezwa�a si� po chwili. - Czasem tak si� wydaje. Przez d�ugi czas uwa�a�am, �e jeste�my dla Boga zabawkami, kt�re przytula lub rozdeptuje, zale�nie od nastroju. Zanim trafi�a� do nas, bardzo cz�sto tak widzia�am �wiat. - Ale teraz... ju� nie? - Nie. Ju� nie. Od momentu kiedy ty si� pojawi�a�. - Ze wzgl�du na... tkanie? - Tak. Inne rzeczy te�. Lana zamilk�a. Po d�u�szej chwili powiedzia�a: - Mo�e gdybym z�o�y�a ofiar�... Bogowie kiedy� za��dali mojej tkaniny. Mo�e gdybym da�a j� teraz... - Nie wierz�, �eby B�g kiedykolwiek pragn��, by� po�wi�ca�a swoj� sztuk� - o�wiadczy�a Kate. - B�g nie potrzebuje takich ofiar. Zastanowi�a si�. Czy to prawda? - Ofiaruj owoce swego talentu, godziwe �ycie, je�li On chce, �eby� je prze�y�a. Daj mi�o�� i pos�usze�stwo. - Tak - szepn�a Lana. - Tak. To mog� ofiarowa�. Podnios�a twarz ku sufitowi i z trudem wykrztusi�a kilka s��w po hetycku. Po chwili powt�rzy�a je ju� z mniejszym wysi�kiem. Rozp�aka�a si�. Kate powtarza�a w duchu w�asn� modlitw�. "Us�ysz j� Panie, prosz�. Nie miej jej za z�e, �e nazywa Ci� inaczej. Niezale�nie od wszystkiego, ona modli si� do Ciebie". Kate zdo�a�a nam�wi� Lan� do umycia si� i zej�cia na d� na �niadanie. Przyrz�dzi�a specjalny posi�ek: nale�niki, jajka i kie�baski. W�a�nie usiedli we tr�jk� do sto�u, kiedy u frontowych drzwi pojawi�a si� Emma Mae, bez makija�u i niedbale ubrana. Kate nigdy jej takiej nie widzia�a. Na czo�o spada�y jej niepos�uszne kosmyki w�os�w, nie utrwalone lakierem. Bez gorsetu sprawia�a wra�enie �agodniejszej ni� zwykle, mniej uzbrojonej przeciwko �wiatu. - Czu�am, �e musz� przyj�� - oznajmi�a. - Emmo Mae - odpar�a Kate. - Jest si�dma rano. Nie mamy ochoty na towarzyskie wizyty. Lecz Emma Mae nie zamierza�a ust�pi�. - Tylko na minutk� - powiedzia�a. - Jeste