5609
Szczegóły |
Tytuł |
5609 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5609 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5609 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5609 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BEVERLY SUAREZ-BEARD
d�onie pami�taj�
Wygl�da�a jak Nancy w tym samym wieku. Dopiero z
bliska mo�na by�o dostrzec r�nice: twarz tr�jk�tna, nie
owalna, cia�o drobniejsze, cho� r�wnie wcze�nie dojrza�e. Z
daleka widzia�o si� tylko podobie�stwa: wielkie, br�zowe
oczy, proste, jasne w�osy si�gaj�ce do ramion, niewielki, silny
podbr�dek, swobodn�, pe�n� wdzi�ku postaw�.
Jules patrzy� w lewo, obserwuj�c ruch na autostradzie i
przygotowuj�c si� do wjazdu, wi�c to Kate zauwa�y�a j�
pierwsza. My�la�a, �e serce jej stanie na widok
czternastoletniej Nancy, powsta�ej z martwych. Sta�a w
swobodnej pozie na skraju autostrady, ubrana w szorty,
czerwon�, flanelow� koszul� i tenis�wki, zbyt lekko jak na
ostatni tydzie� stycznia - nawet na po�udniu Georgii.
- Jeszcze nie jed�, Jules - powiedzia�a Kate. - Sp�jrz w
prawo.
Popatrzy�. Zakl�� cicho pod nosem.
- Ona nie �yje, Kate - rzek�. - Pozw�l jej odej��.
Dziewczynka mia�a posiniaczone r�ce. Na jej twarzy
malowa� si� l�k. Kate opu�ci�a szyb�.
- Podwie�� ci�, kochanie?
Dziewczynka podesz�a do samochodu od strony Kate.
By�a rozdygotana, wida� by�o, �e za moment si� rozp�acze. Na
granicy w�os�w mia�a paskudny siniak, �renice jej oczu
r�ni�y si� wielko�ci�.
- Jest ranna. - Kate otworzy�a drzwi. - Gdzie s� twoi
rodzice, kochanie?
Odpowiedzia�a, ale nie po angielsku. Kate nie
zrozumia�a nic, potrz�sn�a g�ow�. Dolna warga dziewczynki
dr�a�a. �zy wype�ni�y jej oczy i sp�yn�y po policzkach. Kate
wysiad�a z samochodu - z trudem, z powodu artretyzmu kolan
- i uj�a w r�ce d�onie dziecka.
- Ju� dobrze, kochanie - powiedzia�a �agodnie. -
Zajmiemy si� tob�. Wszystko b�dzie dobrze.
Za nimi zatrzyma�o si� ju� kilka samochod�w. Kto�
zatr�bi�.
- Musimy jecha� - odezwa� si� Jules.
- Ona ma wstrz�s m�zgu, Jules - powiedzia�a Kate. -
Sp�jrz na ni�, dobrze? Po prostu popatrz.
Jules zrobi� to.
- Uwa�am - oznajmi� - �e b�dzie lepiej, je�eli
zawieziemy j� do szpitala.
Twarz mia� bez wyrazu, jak zawsze kiedy chcia� ukry�
swoje uczucia. Kate zastanawia�a si�, czy my�la� o Nancy.
Czy przysz�o mu na my�l to samo co jej: co by by�o, gdyby
obcy ludzie nie odtr�cili Nancy, kiedy potrzebowa�a pomocy?
Czy znajdowa�aby si� teraz w�r�d �ywych?
Zawie�li j� do du�ego, nowego szpitala w Emery i
zap�acili za prze�wietlenie. Wydali pieni�dze, kt�rych
w�a�ciwie nie mieli, wzi�wszy pod uwag� zast�j w
budownictwie i brak popytu na wyroby stolarskie. Zw�aszcza
od chwili, kiedy z powodu artretyzmu Kate usta� niewielki, ale
sta�y dop�yw got�wki z pokaz�w r�kodzielnictwa i wystaw.
Kate wymy�li�a fa�szyw� historyjk�, �e dziewczynka
jest jej cioteczn� wnuczk�, kt�ra wychowa�a si� podr�uj�c
po Europie. �e uciek�a z motocyklist�, kt�ry j� wykorzysta� i
porzuci� na ich progu. O�wiadczy�a, �e dziecko ma na imi�
Lana. Wszyscy zawsze powtarzali, �e Nancy jest podobna do
Lany Turner.
Pracownicy szpitala poinformowali ich, �e nie mog�
leczy� ma�oletniej bez zgody jej rodzica lub opiekuna. Kate
o�wiadczy�a, �e w tej chwili oni s� opiekunami dziecka, nie
maj� tylko jeszcze dokument�w na potwierdzenie tego, i �e
pozw� szpital do s�du, je�li wskutek odmowy udzielenia
pomocy dziewczynka umrze albo dozna uszkodzenia m�zgu.
Szpital ust�pi�. Lekarz zbada� dziecko. Powiedzia�, �e
ma �agodny wstrz�s m�zgu, na szcz�cie bez uszkodze�
czaszki. Doradza� pozostawienie jej na noc w szpitalu na
obserwacj�, a oni zgodzili si� za to r�wnie� zap�aci�, cho�
oznacza�o to utrat� wszystkich oszcz�dno�ci.
Potem zabrali j� do siebie. Jules mia� w�tpliwo�ci.
- Wcale niekoniecznie pobito j� w domu - powiedzia�. -
Mog�a zosta� uprowadzona.
- A �winie maj� skrzyd�a - prychn�a Kate. - Nie
zamierzam z niej zrezygnowa�, Julesie O'Brien. Przynajmniej
dop�ki si� nie dowiemy, co si� jej przydarzy�o.
- A co z dokumentami? - zapyta� Jules. - Na pewno
przy�l� kogo� z opieki spo�ecznej.
Z pocz�tku Kate s�dzi�a, �e dziewczynka mo�e
pochodzi� z Luizjany, tak jak ich s�siedzi Lanierowie czy
kuzyni Julesa ze strony matki, ale zdaniem Julesa ma�a nie
m�wi�a po francusku. Ani po hiszpa�sku.
Kiedy wyci�gn�li zniszczony atlas, przegl�da�a strony w
og�le nie rozumiej�c na co patrzy. Najwyra�niej nie wiedzia�a,
�e te obrazki to mapy. Wcale jednak nie wygl�da�a na g�upi�.
Zupe�na �amig��wka.
By�a dziwnym dzieckiem. Radio i telewizja oszo�omi�y
j� i oczarowa�y. Uciek�a, kiedy Kate po raz pierwszy u�y�a
odkurzacza. Przez godzin� ogl�da�a samoch�d ze wszystkich
stron, zupe�nie jakby ich stary chevrolet, rocznik 83, by�
cudem i zagadk� wymagaj�c� rozwi�zania.
Umie�cili j� w pokoju Nancy. W ich ma�ym,
zagraconym domku o dw�ch sypialniach nigdzie indziej nie
by�o miejsca.
Obecno�� dziecka w tym pomieszczeniu dawa�a
poczucie, �e Nancy wr�ci�a do domu.
Powiedziano im, �e powinni obserwowa� dziecko - czy
nie �pi za du�o, nie traci apetytu albo nie skar�y si� na b�le
g�owy. Jednak dziewczynka wydawa�a si� zdrowa, tylko
dziwna. Porusza�a r�kami w nietypowy spos�b, nie zdaj�c
sobie z tego sprawy. Wygl�da�o to tak, jakby jej d�onie �y�y
w�asnym �yciem, jakby odczuwa�y potrzeb� robienia czego�,
jakby co� robi�y, tylko nie wiadomo co. Siedzia�a spokojnie,
zapatrzona w "Ko�o fortuny" albo program Oprah Winfrey, a
jej d�onie porusza�y si� bezustannie.
Mia�a w sobie dum� i smutek. Nie bardzo nadawa�a si�
do pomocy w domu. Jules nazywa� j� ma�� kr�low�.
Twierdzi�, �e tak rozpuszczona dziewczynka nie mo�e
pochodzi� z patologicznej rodziny.
- Ale nie mo�emy by� tego pewni, prawda? -
zaoponowa�a Kate.
Jules milcza�.
Kate dopracowywa�a swoj� historyjk�, szlifuj�c j� do
po�ysku. Nie zdo�aliby ukry� obecno�ci dziewczynki w tak
ma�ym miasteczku jak Iona w stanie Georgia, populacja
pi��set pi��dziesi�t siedem os�b. Pi��dziesiat osiem, je�eli
policzy� i j�.
- Dop�ki jest u nas, r�wnie dobrze mo�emy bezczelnie
udawa�, �e naprawd� jest nasz� cioteczn� wnuczk� i
zachowywa� si� tak, jakby ni� by�a - uzna� Jules.
Kate odczeka�a a� siniaki znikn� i zabra�a j� do
ko�cio�a. Sama. Od �mierci Nancy Jules nigdy si� tam nie
pokazywa�. Dziewczynka wierci�a si� przez ca�e kazanie, a jej
d�onie nie zatrzyma�y si� ani na chwil�.
P�niej, wychodz�c, przedstawi�a j� Gibsonom i
Trimperom. Byli zdumieni jej nieznajomo�ci� angielskiego, ale
Kate mia�a ju� gotowe rozszerzenie historyjki, wymy�li�a
matk� dziewczynki - siostrzenic�, kt�rej nigdy nie mia�a - i
ojca Niemca, kt�ry m�odo umar�. By�a przygotowana na
wyg�oszenie opowie�ci o poczt�wkach przychodz�cych z
kolejnych kraj�w a� do chwili, kiedy jej kuzynki przyby�y do
Kalifornii, gdzie siostrzenica wysz�a drugi raz za m�� za
cz�owieka, kt�ry nie chcia� dzieci i �le traktowa� dziewczynk�,
ale pani Trimper przerwa�a jej.
- Wida� rodzinne podobie�stwo - orzek�a. - Prawda,
Hank? Wygl�da zupe�nie jak Nancy.
- Tak - potwierdzi�a Kate. - Te� tak s�dzimy.
W tym momencie podp�yn�a Emma Mae Hubbard,
zab�jczo wystrojona w bia�� organdynow� sukni� i dobrany
do niej kapelusz z bukiecikiem r�owych kamelii.
Utapirowane w�osy mia�a ufarbowane na blond, jasny jak u
dziecka. Popatrzy�a na Kate tymi swoimi wielkimi,
omdlewaj�cymi, wymalowanymi oczami zza szkie� okular�w,
kt�re nadawa�y jej wygl�d sowy.
- Nie wiedzia�am, �e mia�a� siostrzenic� - powiedzia�a
oskar�ycielsko. - Nigdy o niej nie wspomina�a�.
- Nigdy nie mia�am po temu powodu - odpar�a Kate.
Od czasu �mierci m�a Emma Mae wtyka�a nos we
wszystko i cho� Kate usi�owa�a wykaza� si� tolerancj�,
przychodzi�o jej to z trudem. Wzi�a dziecko za r�k� i ruszy�a
do drzwi.
- Musimy ju� i�� - oznajmi�a. - Lana �le si� czuje.
Emma Mae wysz�a wraz z nimi.
- Naprawd� wygl�da jak Nancy - powiedzia�a. -
M�wi�a�, �e jej ojciec jest Niemcem?
Emma Mae uczy�a francuskiego i �aciny w liceum w
Emery. Zna�a te� inne j�zyki. Kate zacz�a si� poci�.
- By� Niemcem - sprostowa�a. - Przepraszam, Emmo
Mae, ale musimy i��.
Emma Mae powiedzia�a do dziewczynki kilka s��w w
obcym j�zyku. Odpowiedzia�o jej nieruchome spojrzenie.
- Ona nie m�wi po niemiecku - o�wiadczy�a Emma
Mae.
- Nie twierdzi�am, �e zna niemiecki - wyja�ni�a Kate. -
Jej ojciec zmar�, kiedy by�a jeszcze male�kim dzieckiem.
Emma Mae spr�bowa�a jeszcze kilku j�zyk�w.
Wszystkie okaza�y si� bezu�yteczne, ale w ko�cu
dziewczynka powiedzia�a kilka s��w.
- Nie rozpoznaj� tego j�zyka - zastanowi�a si� Emma
Mae. - Brzmi troch� jak greka, ale to nie to.
Jej oczy zw�zi�y si� za szk�ami. Zmarszczy�a nos.
Wygl�da�a jak posokowiec goni�cy za �wie�ym tropem.
- Kate, prosz� - wydusi�a w ko�cu - powiedz mi. Ju�
d�u�ej nie wytrzymam. Jakim j�zykiem ona m�wi?
- Nie mam poj�cia - pad�a odpowied�. - Sama
chcia�abym wiedzie�.
- Nie wiesz? - Emm� Mae niemal zatka�o.
Wtedy Kate musia�a opowiedzie� reszt� historyjki.
- Musz� wyjecha� z miasta - poinformowa�a Emma
Mae, zaciskaj�c ko�cist� d�o� na nadgarstku Kate. - Nie
b�dzie mnie par� dni. Czy mog� wpa�� przed podr� i nagra�
jej s�owa? Mam znajomego, profesora na Uniwersytecie
Duke, kt�ry by� mo�e zdo�a to przet�umaczy�.
Kate odprowadzi�a j� wzrokiem do samochodu. Emma
by�a wyra�nie podniecona. Wida� to by�o po jej ruchach.
Emma Mae pojawi�a si� u nich w domu nast�pnego
dnia. Z pocz�tku dziewczynka nie chcia�a m�wi�, ale
nauczycielka j�zyk�w urabia�a j� przez jaki� czas i przymila�a
si�, a� w ko�cu wydoby�a z niej do�� na nagranie. Emma Mae
nie nale�a�a do os�b o �agodnym charakterze - mn�stwo ludzi,
kt�rych uczy�a francuskiego czy �aciny, by to potwierdzi�o -
lecz w stosunku do dziecka wykaza�a du�o cierpliwo�ci.
Zagadka by�a dla niej jak sw�dz�ce miejsce, kt�rego nie
mo�na podrapa�. Musia�a j� rozwi�za�.
Zanim wysz�a, zdo�a�a nauczy� dziewczynk� kilku s��w
po angielsku.
- Wasza Lana jest bardzo poj�tna - powiedzia�a. -
�wietnie sobie poradzi na kursie angielskiego. Nie rozumiem
dlaczego matka jej go nie nauczy�a.
- Przymierza�am si�, �eby j� uczy� - o�wiadczy�a Kate.
Emma Mae spojrza�a na ni� jakby chcia�a powiedzie�:
A kim�e ty jeste�, �eby kogokolwiek uczy� angielskiego?
Sama m�wisz tak, jakby� go nie zna�a. Powiedzia�a jednak
tylko:
- Tak. S�dz�, �e to dobry pomys�.
Dziewczynka uczy�a si� szybko. Ju� po kilku dniach
mo�na by�o zauwa�y�, �e chwyta fragmenty rozm�w. Potrafi�a
powiedzie� "tak", "nie" i "prosz�", a tak�e proste,
dwuwyrazowe zdania jasno daj�ce do zrozumienia o co jej
chodzi albo czego potrzebuje. M�wi�a z obcym akcentem,
cho� nieznacznym.
Po dw�ch tygodniach umia�a podtrzymywa� prost�
rozmow�. M�wi�a pe�nymi zdaniami. Jednak wydawa�o si�, �e
bardziej zapami�tuje, ni� si� naprawd� uczy.
- Ju� czas, Kate - powiedzia� Jules, pewnej lutowej
nocy, kiedy szykowali si� do snu. - Teraz mo�e nam
odpowiedzie�, a my musimy zacz�� pyta�.
Dziewczynka nie zna�a angielskiej nazwy swojego
kraju, ale opisa�a go. Opowiada�a o �wiecie, w kt�rym nie
by�o samochod�w ani elektryczno�ci, o mie�cie pe�nym
budynk�w z malowanego mu�u, o piek�cych promieniach
s�o�ca i silnych wiatrach. M�wi�a o ojcu, kt�ry zarabia� na
�ycie wyrabianiem fioletowego barwnika. Wspomina�a o
kr�lach i bogach.
Nie pami�ta�a jak zosta�a zraniona ani jak znalaz�a si�
na skraju autostrady - ani nawet jak trafi�a do Stan�w
Zjednoczonych.
Jules i Kate rozmawiali o tym w nocy, le��c w tym
samym ��ku, w kt�rym zosta�a sp�odzona Nancy.
- Nie s�dz�, �eby pozosta�y jeszcze jakiekolwiek
miejsca - zauwa�y� Jules - w kt�rych dotychczas nie s�yszano
o elektryczno�ci. Na pewno w �adnym mie�cie. W dodatku
twierdzi, �e jej ojciec mia� pieni�dze.
- Uwa�am, �e ona nie k�amie.
- Zgoda.
Kate pomy�la�a o ciotce Jessie, o jej przekonaniu, �e
wszyscy j� okradaj� i spiskuj� przeciwko niej. O tym, jak
niemal ka�dego dnia wzywa�a policj�. "Ma urojenia" - tak o
niej m�wiono. W tamtych czasach robiono ludziom lobotomi�.
- Jules, nie s�dzisz, �e...
- Nie, kochanie, nie twierdz�, �e jest szalona. Uwa�am,
�e dotkn�a j� amnezja.
- I wymy�la historyjki, �eby zape�ni� luki w pami�ci?
- Mo�liwe.
- Zadzwoni� do lekarza - o�wiadczy�a Kate.
Jules podni�s� si� na �okciu i dotkn�� d�oni� policzka
�ony.
- B�d� potrzebne badania. Kosztowne. By� mo�e nie
b�dzie nas na nie sta�. W dodatku nie mo�emy ich
przeprowadzi�, nie maj�c odpowiednich dokument�w.
Kate odsun�a g�ow�.
- B�dziemy si� tym martwi�, kiedy przyjdzie na to pora
- oznajmi�a.
Nie by�a w stanie przesta� my�le� o tym dziecku. Je�li
Jules mia� racj�, jak�e samotna musia�a si� czu�, jak� pustk�
mie� w sobie. Jaki smutek i strach. �adnych wspomnie�, kim
si� jest. Nic na temat rodziny.
Pomy�la�a o Nancy. Jak by to by�o, gdyby jej w�asne
wspomnienia zosta�y wytarte - czy Nancy r�wnie dobrze
w�wczas mog�aby nigdy nie istnie�? Zapomnie� jej u�miech,
szczerbaty grymas sze�ciolatki; albo ten dzie�, kiedy wpu�ci�a
cztery jaszczurki do domu? Przegl�da� jej kuferek i nie mie�
poj�cia, kto pisa� ten malutki pami�tnik albo kto spisa� te
dziecinne bajeczki ilustrowane niezdarnymi, cho� pe�nymi
zaanga�owania, obrazkami?
Nie pami�ta� dnia, w kt�rym Nancy umar�a.
W ci�gu tygodnia od wprowadzenia si� Lany do pokoju
Nancy, w ka�dym k�cie i w ka�dej najmniejszej szczelinie
zagnie�dzi�y si� paj�ki. Kiedy wychodzi�a spod prysznica,
siedzia�y na �cianach �azienki. Koczowa�y na jej kocu, kiedy
wstawa�a rano.
Nie pozwala�a czyni� im krzywdy. "One tkaj�",
m�wi�a.
- Owszem, tkaj�, ale paj�czyny - oponowa�a Kate. - W
ca�ym domu.
Dziewczynka popatrzy�a na ni� porozumiewawczo spod
d�ugich, ciemnych rz�s. Nancy nigdy tak nie patrzy�a.
- Zjadaj� owady - powiedzia�a.
- Tak - przyzna�a Kate. - Dlatego w�a�nie zazwyczaj ich
nie zabijam. Ale jest ich tak du�o. Nie znios� tego.
- My�l�, �e one przychodz� - o�wiadczy�a uroczy�cie
dziewczynka - ze wzgl�du na mnie. Ja �ni�... ich sny.
I co Kate mog�a na to odpowiedzie�?
Lana unios�a r�ce w milcz�cej pro�bie.
- Nie zabijaj ich - powiedzia�a. - Prosz�.
Po tej rozmowie liczba paj�k�w i paj�czyn zmala�a. Na
widok Kate stawonogi ucieka�y, zupe�nie jakby zdawa�y sobie
spraw� z jej stosunku do nich. Albo jakby dziecko je
ostrzeg�o.
Pewnego poranka Lana nie zesz�a na �niadanie. Kate
zapuka�a do jej drzwi, ale bez skutku. Poczu�a nag�y ch��d.
Otworzy�a drzwi. Dziewczynka przygl�da�a si� swojemu
odbiciu w lustrze nad toaletk�. Lustrze Nancy, zrobionym dla
niej przez Julesa na jedenaste urodziny, oprawionym w ram�
rze�bion� w li�cie i kwiaty r�y. Ze szklanej tafli spogl�da�a
na ni� jej twarz, twarz Nancy.
Ci�gle jeszcze mia�a na sobie niebiesk�, obszyt�
tasiemkami koszul� nocn�, kt�r� kupili dla niej. Wydawa�a si�
w niej jeszcze m�odsza, bardziej blond ni� w rzeczywisto�ci.
Przesun�a d�oni� po w�osach, nosie, policzkach, jak
niewidomy zapoznaj�cy si� z obc� twarz�.
Czy jej amnezja by�a a� tak g��boka? Kiedy Kate
zadzwoni�a, �eby um�wi� si� na wizyt�, lekarz stwierdzi�, �e
je�li dziewczynka by�a w stanie zapami�ta�, co poprzedniego
dnia jad�a na �niadanie i co widzia�a w telewizji, to
prawdopodobnie jej amnezja nie mia�a "organicznego
pod�o�a". Gdy za��da�a ode� wyja�nie�, powiedzia�, �e
problem jest natury raczej psychicznej ni� fizycznej.
O�wiadczy�, �e taka utrata pami�ci jest spowodowana
szokiem. Jakie straszne rzeczy musia�y si� jej przydarzy�,
�eby zapomnia�a nawet w�asn� twarz?
Dziewczynka odwr�ci�a si� do Kate. Po policzkach
sp�ywa�y jej �zy.
- Ja patrzy�am... - przerwa�a, nie potrafi�a dobra� s��w.
Jej d�onie porusza�y si� jakby usi�owa�y m�wi� za ni�.
Sfrustrowana na wp� j�kn�a.
- Powiedz mi - odezwa�a si� Kate �agodnie.
- Ta twarz - wyja�ni�a dziewczynka. - Ona... nie jest...
moja.
- A czyja? - spyta�a Kate. - Czyja to twarz?
- Moja w�asna - wyja�ni�o dziecko. - Starsza. Moje
w�osy. Ciemniejsze.
Popatrzy�a wtedy na swoje d�onie. Utrzyma�a je
nieruchomo wystarczaj�co d�ugo, �eby Kate zauwa�y�a co�,
co powinna dostrzec ju� dawno temu: cienkie, bia�e blizny
przecinaj�ce jej nadgarstki.
- Nie ja - odezwa�a si� dziewczynka. - Ja tego... nie
zrobi�am.
Jej r�ce zn�w zacz�y si� porusza�. Nie by�a w stanie
utrzyma� ich w bezruchu.
- Twoje d�onie - powiedzia�a Kate. - Co ty z nimi
robisz?
Dziewczynka popatrzy�a na nie, jakby nigdy wcze�niej
nie zauwa�y�a ich dziwacznego ta�ca.
- Nie wiem - odpowiedzia�a. - Nie wiem.
List nadszed� dwudziestego pierwszego lutego. Zosta�
wys�any we Flagstaff, w Arizonie. Nie mia� adresu zwrotnego.
Trzymaj�c go w d�oniach Kate poczu�a si� dziwnie.
Wewn�trz by�y dokumenty, podpisane, uwierzytelnione
przez �wiadk�w. Znajdowa�o si� na nich wymy�lone przez
Kate nazwisko siostrzenicy, kt�ra przenosi�a prawa opieki nad
jej c�rk�, Lan� Sharon Fisher, na Julesa i Kate O'Brien�w. Na
papierach by�y puste miejsca na podpisy ich obojga, w
obecno�ci �wiadk�w i adwokata lub notariusza. Do��czono te�
przekaz pieni�ny, kt�ry z nawi�zk� pokrywa� wydatki na
opiek� medyczn� Lany, oraz kopi� aktu urodzenia, kompletn�,
nawet z odciskiem stopy noworodka.
Czy by� to g�upi �art - czy cud?
Kate d�ugo wpatrywa�a si� w papiery. Potem
zadzwoni�a pod numer, kt�ry znajdowa� si� na dokumentach,
numer s�du w Flagstaff.
Na koniec posz�a do warsztatu, co robi�a bardzo rzadko.
Jules d�ugo obraca� papiery w r�kach na wszystkie strony,
obsypuj�c je trocinami.
- Nie rozumiem - wykrztusi� w ko�cu. - Jak to mo�liwe?
- To cud - powiedzia�a Kate. - Dotkni�cie Boga.
- Nie - zaprzeczy� Jules. - Wiesz, �e to nieprawda. To
fa�szerstwo. Nie rozumiem tylko dlaczego i jak...
- Dzwoni�am do Flagstaff - przerwa�a mu �ona. - To nie
fa�szerstwo. Wszystko zgodne z prawem. Podpisane przez
s�dziego.
- Mimo �e nawet nas nie widzia�?
- Tak s�dz�. I, Jules... ja tego nie zrobi�am.
Jej m�� od�o�y� dokumenty na bok. Wr�ci� do sto�u
warsztatowego i wzi�� pi�k� do metalu.
- Flagstaff - mrukn��. - Nawet nie znamy nikogo we
Flagstaff.
- Teraz mo�emy zabra� j� do lekarza. Pos�a� do szko�y.
Przesta� si� martwi� opiek� spo�eczn�. Zyskali�my troch�
czasu.
- Tak - potwierdzi� Jules. - To prawda.
Kate zadzwoni�a do szpitala i do pracownika opieki,
kt�ry ju� dwukrotnie si� z nimi kontaktowa�. Wys�a�a do nich
kopie dokument�w. Zaprowadzi�a Lan� na kosztowne i
ca�kowicie bezu�yteczne badanie EEG. Zabra�a na wizyt� u
Tates�w, kt�rzy mieli trzynastoletni� c�rk�. Nie przynios�a
stamt�d natomiast nic opr�cz zak�opotania. Najwyra�niej Lana
nie by�a zainteresowana r�wie�nikami. Przez ca�y czas prawie
si� nie odzywa�a.
Je�li pojawienie si� dokument�w oznacza�o, �e B�g
wybra� ich, aby uczynili dziewczynk� szcz�liw�, to dzia�a� w
tajemniczy spos�b.
Dziecko nie by�o niewdzi�czne. Czasami u�miecha�o
si�, okazywa�o czu�o��. Problem tkwi� w tym, �e nigdy nie
trwa�o to d�ugo. Dziewczynka zawsze w ko�cu ze�lizgiwa�a
si� w t�sknot� za domem pozostawionym w kraju, kt�rego nie
umia�a nazwa�, za czworgiem braci i ojcem, farbiarzem,
cierpi�cym na b�le serca.
Powiedzia�a kiedy�, �e jej matka nie �yje. Zmar�a kiedy
ona by�a jeszcze niemowl�ciem.
Jules mia� racj�. Zatrzymywanie jej wbrew woli by�oby
nie w porz�dku. Nigdy te� nie b�dzie szcz�liwa, dop�ki nie
prze�amie szoku i amnezji. Zawsze b�dzie j� dr�czy� niepok�j.
Czy by� jaki� spos�b, �eby pom�c jej pami�ci?
Kate wpad�a na pomys� pierwszego ciep�ego poranka
wiosny, kiedy piek�a w kuchni kruche ciasteczka, a Lana by�a
na dworze z Julesem, wypr�bowuj�c star� hu�tawk�
zawieszon� na d�bie.
Dziewczynka �mia�a si� g�o�no. Czy Kate kiedykolwiek
wcze�niej s�ysza�a jej �miech? Wyjrza�a przez okno. Lana
ko�ysa�a si� pomi�dzy ga��ziami drzewa, plamki �wiat�a
porannego s�o�ca ta�czy�y na jej r�kach. Otacza�y j� festony
mchu.
W ramie okiennej porusza� si� paj�k tkaj�cy sie�. Kate
zrobi�a ruch, �eby usun�� paj�czyn� i wtedy ol�ni�o j�.
Znalaz�a rozwi�zanie zagadki ruch�w d�oni Lany. Paj�ki...
tkaj�. Jej r�ce robi�y to samo.
Po �niadaniu zabra�a Lan� na strych. Przeprowadzi�a j�
pomi�dzy kuframi, szafkami kartotecznymi i pozwijanymi
dywanami, obok ko�yski, kt�r� zrobi� Jules po narodzinach
Nancy. Na samym ko�cu pomieszczenia, ko�o okna, przykryte
pokrowcem, sta�y jej r�czne krosna. Nale�a�y kiedy� do jej
matki, a przedtem babki. Zostawi�a je, pomimo �e artretyzm
ju� nie pozwala� jej pracowa�. Nancy tkactwo nie
interesowa�o.
W jaki� spos�b by�o to w�a�ciwe, odpowiednie, �e ma�a
tkaczka trafi�a do domu, w kt�rym od pokole� �y�y kobiety
zajmuj�ce si� t� sztuk�.
Kate �ci�gn�a pokrowiec, wznosz�c chmur� kurzu.
- Sp�jrz - powiedzia�a, czuj�c narastaj�ce podniecenie. -
Jak ci si� to podoba?
Lana podesz�a do krosien, przyjrza�a si� im,
niespokojnie dotkn�a palcem wgniecenia w drewnie.
- Ta maszyna... - zapyta�a - na niej... si� tka?
- Oczywi�cie - odpowiedzia�a Kate, czuj�c
rozczarowanie. Jak dziewczynka mog�a by� tkaczk�, skoro
nawet nie rozpoznawa�a r�cznych krosien? U�ywali ich
pierwsi osadnicy, a wymy�lili je Chi�czycy, o wiele
wcze�niej.
Na warsztacie za�o�ona by�a osnowa, stara, zetla�a.
Lana po�o�y�a d�onie na niciach. Zerwa�y si� pod dotkni�ciem,
zwisaj�c jak puch dmuchawca, jak paj�czyna. W jej oczach
pojawi� si� b�ysk pami�ci.
Cofn�a r�ce jakby si� oparzy�a.
- Nie - wykrztusi�a - nie.
W jej g�osie brzmia� strach.
Tego wieczoru Kate u�o�y�a Lan� do snu. Uchyli�a
nieco okno i postawi�a przy nim wentylator, na wypadek
gdyby dziecku zrobi�o si� za gor�co.
Dziewczynka mia�a na sobie bia��, letni� pi�am�.
Siniaki ju� dawno znik�y z jej twarzy, wygl�da�a �wie�o i
zdrowo, tak podobna do Nancy, �e w oczach Kate zakr�ci�y
si� �zy.
Czasami, pomy�la�a, lepiej by�oby nie pami�ta�.
Lana zsun�a ciemnozielon� narzut� w magnolie w nogi
��ka, wyg�adzi�a j�. Kate zrobi�a j� na szesnaste urodziny
Nancy.
- Gor�ca noc. �a�uj�, �e nie ma wiatru.
Kate w��czy�a wentylator.
- Nie �a�uj zbyt mocno - ostrzeg�a. - Bywaj� tu tr�by
powietrzne.
- Czy ty to zrobi�a�? - zapyta�a Lana, ko�cem palca
wodz�c po wzorze magnolii. - Bardzo �adne.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a Kate. - S�dz�, �e wida� w tym
rado��. Praca nad t� kap� sprawia�a mi ogromn� przyjemno��.
- Mam sny o tkaniu - oznajmi�a Lana.
- No to spr�buj moich krosien. Zr�b co�.
- Nie wiem...
Jej d�onie wznowi�y sw�j taniec. Popatrzy�a na nie,
zdezorientowana, jakby nale�a�y do kogo� obcego. Jej
spojrzenie prze�lizn�o si� po przecinaj�cych nadgarstki
w�skich bliznach, o kt�rych powstaniu, jak twierdzi�a, nie
mia�a poj�cia.
- Nie potrafi� tka� na twoich krosnach. Nie wiem...
czyje to s� r�ce.
- Kiedy umys� zapomina - powiedzia�a Kate - d�onie
pami�taj�.
Nast�pnego dnia Lana wr�ci�a na strych. Z pocz�tku jej
nie sz�o, zniech�ci�a si�. Krosna s� zbyt skomplikowane,
o�wiadczy�a. W swoich snach u�ywa�a prostszych,
pionowych. Wszystkie te nicielnice i peda�y sprawia�y jej
k�opot.
Kate kupi�a jej prz�dz� i pokaza�a jak przygotowa�
krosna do pracy, jak u�ywa� szpul osnowowych.
Dziewczynka chwyta�a bardzo szybko. Jak mogli
kiedykolwiek w�tpi� w jej bystro��?
Lana nie pozwoli�a Julesowi znie�� krosien ze strychu
na d�.
- A co je�li oka�e si�, �e nie jestem dobra? - zapyta�a. -
Je�li mi si� to nie spodoba? B�dziesz musia� zataszczy� je z
powrotem.
Kiedy ju� zacz�a, okaza�a si� bardzo szybka. Nawet
matka Kate nie zdo�a�aby jej dor�wna�. Tkaj�c �piewa�a
bezsensowne piosenki w dziwnych tonacjach, kt�re mog�yby
by� nawet przykre dla ucha, gdyby nie mia�a tak s�odkiego
g�osu. W jaki� spos�b ca�y dom wydawa� si� Kate cieplejszy
dzi�ki stukotaniu krosien i brzmieniu g�osu Lany.
Przerywaj�c prac�, dziewczynka zas�ania�a warsztat.
Nie chcia�a, �eby ktokolwiek zobaczy� jej prac�, zanim
sko�czy.
Jules ponownie zaproponowa� zniesienie krosien ze
strychu.
- Wygl�da na to, �e bardzo dobrze ci idzie - powiedzia�.
- Nie - zaoponowa�a. - Podoba mi si� na strychu. Tam
jest spokojnie i pachnie starymi rzeczami.
- Raczej kurzem - mrukn�a Kate, ale nie naciska�a.
Amnezja nie cofn�a si�. Z przesz�o�ci wyp�yn�a
jedynie umiej�tno�� tkania, jak �r�d�o, a wraz z ni� pewien
rodzaj szcz�cia. Zacz�a nawet �piewa�, kiedy nie tka�a.
Mo�e lepiej by by�o nie odgrzebywa� szoku, kt�ry
spowodowa� utrat� pami�ci? Mo�e w�a�nie to B�g jej
przeznaczy�?
Kate zorientowa�a si�, �e pod�piewuje w czasie
sprz�tania czy przygotowywania posi�k�w.
Wtedy Lana zacz�a si� zmienia�.
Zacz�o si� od drobiazg�w: pewnego pi�knego
kwietniowego dnia w �aden spos�b nie da�a si� nam�wi� do
odej�cia od krosien, nawet �eby p�j�� na ryby z Julesem.
Powr�ci� op�r przed pomoc� w wykonywaniu codziennych
obowi�zk�w, na kt�r� kiedy� w ko�cu si� zgodzi�a. Zacz�a
zapomina� o przestrzeganiu higieny osobistej - chodzi�a
nieuczesana albo z nieumyt� twarz�.
Zmieni�o si� jej zachowanie - sta�a si� bardziej dumna.
Miewa�a humory. Pracowa�a do p�na w nocy. Pod oczami
mia�a ciemne si�ce.
- Nie mo�esz tka� dwadzie�cia cztery godziny na dob�!
- zaprotestowa�a Kate. - Musisz kiedy� spa�.
Lana wzruszy�a ramionami.
- Nic mi nie jest - powiedzia�a.
- Przecie� wida�, �e to nieprawda. Dorastasz,
potrzebujesz odpowiedniej ilo�ci snu.
Lana odwr�ci�a si� gwa�townie, jak to ostatnio miewa�a
w zwyczaju.
- Nie mo�esz mi m�wi�, co mam robi� - rzuci�a
agresywnie. - Nie jestem twoim dzieckiem. Ja to nie Nancy.
Kate z�apa�a si� za serce. Poczu�a si�, jakby zosta�a
uderzona. Jakby pchni�to j� prosto w serce.
- Nie chcesz, �ebym sko�czy�a - Lana ci�gn�a z
kamienn� twarz� i okrucie�stwem w oczach. - Jeste�
zazdrosna, tak samo jak wszyscy. Twoje tkaniny by�y �a�osne,
nawet jeszcze kiedy mia�a� sprawne r�ce. Zwyczajne. W sam
raz na p�aszcz dla �ebraka. Za moje tkaniny kr�lowie p�ac�
z�otymi bransoletami.
- No c�, moja panno - odpar�a Kate, kiedy ju� b�l
zmala� na tyle, �e by�a w stanie m�wi�. - Przechwala� si�
potrafisz. Ale jak dot�d nikt nie widzia� �adnej twojej tkaniny
i nie ma czego zazdro�ci�.
P�niej Lana powiedzia�a, �e jest jej strasznie przykro.
Obj�a Kate i rozp�aka�a si�.
Kate g�aska�a j� po w�osach. Po tych swoich bolesnych
wybuchach Lana zawsze p�aka�a i mia�a niezwyk�� dla siebie
potrzeb� fizycznego kontaktu. Kate dostawa�a od tego
zawrot�w g�owy i czu�a si� og�upia�a. Pomy�le� tylko jak
cz�sto kiedy� t�skni�a za takimi objawami czu�o�ci...
- Nie wiem, dlaczego m�wi� te okropne rzeczy -
powiedzia�a Lana. - Nie mam poj�cia co ze mn� si� dzieje.
Mia�a mi�kkie w�osy, dziecinne. �adnie pachnia�y,
sosn� i zio�ami. Poprzedniego wieczoru Kate umy�a jej g�ow�.
Gdyby� tylko da�o si� umys� zmy� szamponem, oczy�ci� go z
ca�ego b�lu, cierpienia i pami�ci.
- Zaczynam co� widzie� - oznajmi�a Lana, wycieraj�c
�zy. - To jest co� takiego jak widzenie k�tem oka. Nie da si�...
zobaczy� wyra�nie.
Kate zadr�a�a nagle. Jej matka powiedzia�aby, �e
w�a�nie g� przesz�a po jej grobie. Kiedy Lana w ko�cu
zobaczy wyra�nie... co stanie jej przed oczami?
Krosna zamilk�y tu� po jedenastej, wcze�nie jak na
Lan�. Kate obudzi�a Julesa o p�nocy. Ksi�yc sta� wysoko na
niebie, jego �wiat�o rozja�nia�o pok�j. Nie musia�a zapala�
�wiat�a. Kiedy m�� otworzy� oczy, zobaczy�a w nich dwa ma�e
odbicia ksi�yca. Po�o�y�a mu d�o� na ustach.
- Musimy p�j�� na g�r�, zobaczy� co si� dzieje.
Jules skin�� g�ow�.
Na palcach prze�lizn�li si� przez hol, zdenerwowani jak
w�amywacze w cudzym domu. Klapa na poddasze by�a
otwarta, jak zawsze ostatnio, schodki opuszczone. Strych nad
nimi l�ni� w srebrzystym �wietle ksi�yca.
Ostro�nie wspi�li si� po schodach, przy�wiecaj�c
latark�. Kolana Kate trzaska�y i skrzypia�y po drodze tak
g�o�no, �e by�a przekonana, i� musz� obudzi� Lan�. Id�cy
przed ni� Jules mia� na sobie lu�n� pi�am�, w kt�rej wygl�da�
krucho i staro. Smuga ksi�ycowego �wiat�a odbija�a si� w
jego �ysinie. Nag�y ch��d �cisn�� jej serce, �agodnie, lecz
zarazem gro�nie, nie pozwalaj�c si� zignorowa�. Gdzie
podzia�y si� te wszystkie lata?
Zalany ksi�ycowym �wiat�em strych sprawia�
niesamowite wra�enie. Kufry wygl�da�y jak zamkni�te
trumny, kartoteki jak nieruchomi �a�obnicy, pokrowiec na
krosnach jak ca�un. Jules �ci�gn�� go. Na ramie by�a rozpi�ta
ogromna paj�czyna z delikatnie splecionych nici srebra. Kate
spojrza�a w d�.
Na tkaninie znajdowa�y si� obrazy. Nawet przy �wietle
ksi�yca widzia�a jak bardzo s� realistyczne, jak
nieprawodpodobnie, cudownie prawdziwe.
- Widzisz? - wyszepta�a. - M�j Bo�e, Jules, ty widzisz?
Jules w��czy� kinkiet.
Po�rodku tkaniny bia�y byk gna� przez fale, w chmurze
piany tak realistycznej, �e Kate wr�cz czu�a jej wilgo�.
Ciemnow�osa dziewczyna przywar�a do szyi zwierz�cia,
pomi�dzy girlandami kwiat�w, kt�rych p�atki wirowa�y wok�
na wietrze.
Ta scena by�a cudem. Nikt nie m�g� tak tka�.
Ni�ej, w sko�czonej ju� cz�ci, na szeroko
roz�o�onych, wielkich skrzyd�ach unosi� si� bia�y �ab�d�. Jego
pi�ra wygl�da�y tak, jakby wystarczy�o tylko si�gn��, �eby mu
jedno wyrwa�. Pod nim widnia�a naga dziewczyna,
r�owoz�ota jak jutrzenka, z twarz� ukryt� w cieniu.
Kate patrzy�a na te sceny i czu�a �ar w brzuchu, taki
sam jak w czasie kiedy chodzi�a z Julesem. Kiedy by�
najprzystojniejszym, najbardziej po��danym m�czyzn� w
trzech hrabstwach. Taki to si� nie ustatkuje, m�wi�a jej matka.
Jules obj�� j� w talii. U�miechn�� si� i z jego
pi��dziesi�ciosze�cioletnich oczu wyjrza� ten m�ody cz�owiek,
kt�ry j� zdoby�. M�czyzna, kt�ry posadzi� j� na tylnym
siode�ku swojego harleya i pop�dzi� z ni� przez noc.
Poca�owa� j�. �wie�y zarost drapa� j� w wargi, ale nie
cofn�a si�. Czu�a, �e uginaj� si� pod ni� nogi.
- Jules - szepn�a - co....
Zgasi� �wiat�o.
P�niej rozmawiali o Lanie, o jej tkactwie. Kate
widzia�a program telewizyjny, w kt�rym ludzie upo�ledzeni
umys�owo, wygl�daj�cy na op�nionych - autystyczni, o ile
dobrze pami�ta�a nazw� - robili niesamowite rzeczy. Jeden z
m�czyzn potrafi� zagra� na pianinie dowolny utw�r,
us�yszawszy go tylko raz. Cokolwiek, nawet koncert.
- Ale to jest jeszcze cudowniejsze - powiedzia� cicho
Jules. - To jakby B�g... przemawia� przez d�onie Lany.
Kiedy na wschodzie pokaza�a si� pierwsza szaro��
�witu, przemkn�li z powrotem do swojego pokoju, ale nie
poszli spa�.
Tego dnia Lana mia�a um�wion� wizyt� w szpitalu w
Emery. Kate prze�o�y�a j�. Ani ona, ani Jules nie czuli si� na
si�ach prowadzi� samoch�d taki kawa� drogi - poza tym
chcia�a pomy�le�. Cuda mog�y by� bardzo kruche. Kate
s�ysza�a o kobiecie obdarzonej zdolno�ciami
parapsychicznymi, kt�ra twierdzi�a, �e straci�a je po
tomografii. A je�liby i Lanie si� to przydarzy�o?
Jules uda� si� do miasta na rozmow� z klientem. W
czasie jego nieobecno�ci przed drzwiami frontowymi pojawi�a
si� Emma Mae Hubbard, jakby nigdy nie wyje�d�a�a. W�osy
mia�a �wie�o rozja�nione, z okazji wiosny by�a ubrana w
sukienk� w kwiaty lawendy.
Poda�a Kate plastikowe pude�ko z wafelkami w
czekoladzie.
- Pomy�la�am sobie, �e mog� Lanie smakowa� -
powiedzia�a, stoj�c na progu i zagl�daj�c do wn�trza domu.
Tleniona sowa wypatruj�ca myszy.
Kate podzi�kowa�a jej za ciasteczka. Lana nie
przepada�a za s�odyczami - jeszcze jedna jej cecha nietypowa
dla dziecka, o ile zapomnia�o si� o g�od�wkach tak
popularnych dzisiaj w�r�d nastolatek - ale gest by� mi�y.
- Wejd�, Emmo Mae. Jak podr�?
Emma Mae wesz�a za Kate do kuchni. Ze strychu
dobiega� odg�os pracuj�cego warsztatu tkackiego.
- A to co takiego? - zapyta�a Emma Mae.
- Moje krosna - wyja�ni�a Kate. Ju� sama my�l o tym,
co si� na nich znajdowa�o wystarcza�a, by mia�a ch�� pa�� na
kolana i zag��bi� si� w modlitwie. - Pokazywa�am Lanie jak
si� nimi pos�ugiwa�. Lubi tka�.
- To mi�e - przyzna�a Emma Mae. - Czy chcesz
wiedzie�, co m�j znajomy powiedzia� o nagraniu?
- Oczywi�cie.
- Przekaza� ta�m� swoim znajomym - a powinna� chyba
wiedzie�, �e s� to sami lingwi�ci �wiatowego formatu - i
�aden z nich nie potrafi� zidentyfikowa� tego j�zyka. Ale
jeden z nich spotka� na przyj�ciu archeologa, kt�rego to
bardzo zaintrygowa�o. - Oczy Emmy Mae l�ni�y; zawsze lubi�a
si� popisywa�. - Spr�bowa� zrobi� par� transkrypcji
fonetycznych, przepu�ci� je przez komputer i otrzyma� co�
zbli�onego do hetyckiego.
- Hetyckiego? - spyta�a Kate. Brzmia�o to znajomo.
- To martwy j�zyk. M�wiono nim w rejonie, kt�ry w
wi�kszo�ci teraz znajduje si� na terenie Turcji. Rozumiesz,
Kate? To mo�e by� odkrycie dziesi�ciolecia. Je�li
zdo�aliby�my zlokalizowa� wiosk�, z kt�rej pochodzi Lana,
by� mo�e odkryliby�my nie tylko zachowany j�zyk, ale
r�wnie� staro�ytne obyczaje. Istny naukowy Sezam.
- Lana nie pomo�e ci - oznajmi�a Kate. - Sama nie wie,
gdzie to jest.
- Hmmm... Jak to mo�liwe?
- Czy kiedy by�a� dzieckiem zawsze wiedzia�a�, dok�d
zabieraj� ci� rodzice, Emmo Mae? Czy zawsze patrzy�a� na
map�?
- Ale ona tam mieszka�a!
- Je�li chcesz j� zapyta�, prosz� bardzo. Zaraz j�
zawo�am.
Ze swojej najwyra�niej bezdennej torby Emma Mae
wyci�gn�a stos numer�w "National Geographic". By�y w nich
zdj�cia nadmorskich miast, osad g�rskich, opalonych ludzi,
pasterzy k�z, sadownik�w w�r�d oliwnych drzewek. Lana
ogl�da�a je po kolei i odk�ada�a na bok.
W ko�cu trafi�a na zdj�cie zbocza wzg�rza obok
le��cych nad morzem ruin. Przygl�da�a mu si� ze wszystkich
stron, odwraca�a, wodzi�a palcem wskazuj�cym po linii stoku.
- To jest to miejsce - o�wiadczy�a. - Uk�ad terenu jest
taki sam. Moje miasto le�y w tym obni�eniu pomi�dzy
pag�rkami i portem. Tyle �e wzg�rza nie s� takie suche, ale
poro�ni�te drzewami.
- Bardzo dobrze m�wisz po angielsku, Lano -
zauwa�y�a Emma Mae. - Wr�cz znakomicie, je�li mog� tak
powiedzie�, jak na osob�, kt�ra zacz�a si� uczy� j�zyka trzy
miesi�ce temu.
Lana sk�oni�a �askawie g�ow� niczym ma�a kr�lowa
przyjmuj�ca nale�ny jej ho�d.
- Jak s�ysza�am zacz�a� tka� - ci�gn�a Emma Mae. -
To �wietnie. Ciesz� si�, �e stare krosna Kate zn�w s�
u�yteczne. Co robisz?
- Na �cian�... Obrazy.
- Masz na my�li gobelin? S�dzi�abym, �e to trudny
projekt jak na pocz�tek. Dlaczego nie szal czy narzuta?
- Trudne? - Lana wyprostowa�a si�, sztywniej�c. - Nie
dla mnie. Kr�lowie p�ac�, �eby...
- �liczny dzie� dzisiaj - pospiesznie wtr�ci�a si� Kate. -
Lana, kochanie, mo�e by� wysz�a na dw�r, �eby z�apa� troch�
s�o�ca? Dobrze by ci zrobi�o.
Przez moment my�la�a, �e Lana naprawd� j� uderzy.
Jednak nie. Po sekundzie jej postawa z�agodnia�a.
- Dobrze - powiedzia�a.
Kate nastawi�a dzbanek kawy. Emma Mae przeprosi�a i
uda�a si� do toalety.
Kate nakry�a st�, postawi�a na nim talerz z wafelkami.
Przegrzeba�a lod�wk� w poszukiwaniu bitej �mietanki. Wzi�a
numer "National Geographic", usiad�a i przeczyta�a artyku� o
wielorybach.
Emma Mae chyba si� utopi�a w tej toalecie. Czy znowu
zaci�� si� zamek? Dlaczego nie wali w drzwi, domagaj�c si�,
�eby kto� j� wypu�ci�?
Drzwi do �azienki by�y zamkni�te. �wiat�o pali�o si�,
wentylator pracowa�. Kate zapuka�a, bez rezultatu. Zapuka�a
jeszcze raz, spr�bowa�a poruszy� ga�k�. Drzwi otwar�y si�.
Toaleta by�a pusta.
Kate popatrzy�a na schody prowadz�ce na strych,
zbiegaj�ce spod klapy w holu. Zrozumienie uderzy�o j� jak
policzek. Ta w�cibska Emma Mae.
Kate wesz�a na g�r�. Oczywi�cie Emma Mae by�a tam,
nachylona nad krosnami, z kt�rych �ci�gn�a pokrowiec.
Twarz mia�a w cieniu.
Kate trzyma�a si� z daleka. Nie mia�a ochoty sta� si�
wyg�odzon� seksualnie kobiet�, maj�c tylko Emm� Mae pod
r�k�.
Lecz je�li spodziewa�a si� zasta� swojego go�cia z
zarumienion� twarz�, faluj�cym biustem i d�o�mi b��dz�cymi
po elementach anatomii uznawanymi za co najmniej
nieprzyzwoite, to mocno si� myli�a. Emma Mae podnios�a
wzrok. Twarz mia�a spokojn�.
- Jest tym samym, czym by�a - powiedzia�a. �wiat�o na
strychu by�o dla niej bardzo korzystne, uczyni�o j� m�odsz�,
wyg�adzi�o zmarszczki. G�os mia�a inny, czysty i jakby
monumentalny.
- Co masz na my�li, Emmo Mae?
Wodnistoblade oczy jej go�cia wydawa�y si� jarzy� za
szk�ami okular�w. Zwodnicze o�wietlenie powodowa�o, �e
sprawia�y wra�enie jasnoszarych, prawie srebrnych.
- To, �e ona teraz pami�ta siebie - powiedzia�a Emma
Mae - jest niezamierzone, przypadkowe. Czasem los
zaskakuje nawet bog�w - przesun�a d�o�mi po krosnach,
delikatnie, z wdzi�kiem. - Do bog�w nale�y wykorzystywanie
wypadk�w losowych. Wybra�am ci�, Kate. Wybra�am ci�, by�
wskaza�a jej cel, dla kt�rego otrzyma�a sw�j dar. Wiem, �e
b�dziesz dobr� nauczycielk�.
Emma Mae wysz�a zza krosien. Jej oczy naprawd�
l�ni�y. Ksi�ycowym srebrem. Plecy mia�a proste, nie
przygarbione jak przez ostatnie dziesi�� lat. Jej cie�,
przecinaj�cy strych, wygl�da� jakby nale�a� do kogo� znacznie
wy�szego, niemal nieludzkiego wzrostu.
- Je�li potrzebuje pomocy, musi o ni� poprosi� -
powiedzia�a. - Powiedz jej, �eby poprosi�a.
Chwil� potem zn�w by�a Emm� Mae, skurczon�,
ca�kowicie ludzk� i troch� wstrz��ni�t�.
- Dobry Bo�e - odezwa�a si�, rozgl�daj�c si� po
strychu, jakby nie potrafi�a sobie wyobrazi�, jak i dlaczego si�
tu znalaz�a. Wzi�a g��boki wdech. - Wesz�am tu, �eby
popatrze� na tkanin� Lany. Nie b�dziesz mia�a nic przeciwko
temu, Kate, je�li cho� zerkn�?
- Wybacz - powiedzia�a Kate. Czy�by Emma Mae
naprawd� nic nie pami�ta�a? - Lana nie lubi, kiedy ktokolwiek
patrzy na jej prac�.
Zapad�a d�uga cisza. Potem Emma Mae powiedzia�a:
- Jakie dziwne dziecko... No c�, wydaje mi si�, �e
lepiej b�dzie je�li zejd� na d�.
Kiedy znalaz�y si� z powrotem w kuchni, Kate
zaproponowa�a kaw�. Emma Mae wypi�a j�, cz�sto milkn�c,
zupe�nie nie tak jak zwykle. Dopiero kiedy Kate odprowadzi�a
j� do drzwi, zacz�a rozmawia� mniej wi�cej normalnie.
W ko�cu sobie posz�a.
Kate siedzia�a nad drug� kaw�, a Lana buja�a si� na
swojej hu�tawce. Li�cie d�bu rzuca�y na jej ramiona zielone
cienie. Co si� sta�o z Emm� Mae?
Wkr�tce Lana wr�ci�a do domu.
- Ta okropna kobieta - spyta�a. - Kim ona jest, �eby
odzywa� si� do mnie w ten spos�b? Zupe�nie jakbym by�a
dzieckiem. Zwyczajnym dzieckiem.
- Przypuszczam, �e to z niewiedzy - odpar�a Kate
sucho.
- S�awa moich prac si�ga od wyspy tancerzy byk�w do
krainy jedwabiu na wschodzie!
- Tak s�ysza�am - rzek�a Kate.
- Narzuty! Szale! Kr�lowie p�ac�, �eby m�c powiesi�
moje prace w swoich apartamentach. Kobiety z gminu, takie
jak ona, nigdy ich nie widz�!
- Wystarczy, Lano. Tutaj nie ma �adnego kr�la, kt�ry
m�g�by kupi� twoje prace. Je�li b�dziesz mia�a szcz�cie,
pewnego dnia uda ci si� sprzeda� je do muzeum. Mn�stwo
ludzi z gminu b�dzie ogl�da� twoje dzie�a, a ty b�dziesz za to
wdzi�czna.
- Wiem, �e patrzy�a� - powiedzia�a Lana p�niej, kiedy
si� troch� uspokoi�a.
- O co ci chodzi, dziecko?
- Patrzy�a�. Na tkanin�. Ty i Jules. Nie mam nic
przeciwko temu. Ciesz� si�.
- Sk�d mo�esz wiedzie�, �e widzieli�my? - spyta�a
Kate, zak�opotana. - Obudzili�my ci�?
- Paj�ki mi powiedzia�y. Nic nie m�wi�am, bo nie
mia�am nic przeciwko temu, �eby�cie sobie popatrzyli.
- Tw�j dar, Lano, jest cenny. Mo�e przynie�� ci z�oto,
ale jest wart o wiele wi�cej. Mo�esz czyni� dobro z jego
pomoc�. Dobro dla �wiata.
- Naprawd� tak uwa�asz, Kate?
Lana ros�a, ca�y czas tak samo nier�wna, pe�na
humor�w, tak samo udr�czona. Je�li w og�le si� zmienia�a, to
na gorsze. Przesta�a je�� i zacz�a chudn��. Kate ockn�a si�
przed �witem i us�ysza�a, jak dziewczynka pracuje na
krosnach.
Potem Lana przesta�a tka�.
Nie wyja�ni�a tego. Niemal w og�le przesta�a si�
odzywa�. Buja�a si� na hu�tawce ca�ymi godzinami albo
siedzia�a w swoim pokoju. Najwyra�niej w og�le nie spa�a.
Cienie pod jej oczami wygl�da�y jak stygmaty �mierci.
Po raz pierwszy od chwili, w kt�rej j� poznali, jej r�ce
pozostawa�y nieruchome.
- O co chodzi, Lano? - Spyta�a Kate. - Powiedz mi,
prosz�.
Nie powiedzia�a.
Kate zam�wi�a dla Lany wizyt� u psychiatry. Wi�za�o
si� to z powa�nymi kosztami. Jako jej prawni opiekunowie
mogli wykupi� ubezpieczenie dla dziewczynki, ale nie
pokrywa�o ono schorze� ju� wcze�niej istniej�cych.
- Zabijasz si�, Lano - m�wi�a Kate. - Porozmawiaj ze
mn�.
Ale to Jules w ko�cu nawi�za� z ni� rozmow�. P�niej
opowiedzia� Kate, �e Lana siedzia�a mu na kolanach, jak jego
w�asna c�rka, i wyp�akiwa�a si� na jego piersi. Wygl�da�o to
tak, jakby zrezygnowa�a z w�asnego ojca, jakby wiedzia�a, �e
ju� nigdy go nie zobaczy.
- M�wi, �e pami�ta - wyzna� Kate, kiedy Lana hu�ta�a
si� na dworze pomi�dzy ga��ziami d�bu. - To bardzo dziwne,
ale uwa�a, �e pami�ta.
- Co to jest, Jules? Co, jak twierdzi, pami�ta?
- M�wi, �e jej miasto - za kt�rym tak t�skni - zwr�ci�o
si� przeciwko niej. Oskar�ono j� o sprowadzenie plagi,
poniewa� nie odda�a na ofiar� bogini tkanin o r�wnowarto�ci
rocznej pracy. Ona twierdzi, �e byli po prostu zazdro�ni -
wydawa� si� niesw�j, odchrz�kn��. - Ostatnie, co pami�ta, to
jakie� ciemne miejsce. Otaczaj�ce j� kamienie i kurz. Jakby
pochowano j� �ywcem. Powiedzia�em jej, �e to musia� by�
sen. Albo �e kto� musia� j� uratowa�. Ona... ona uwa�a, �e
nie.
Co Jules m�wi�? Lana uwa�a�a, �e umar�a? Nic
dziwnego, �e tak obawia�a si� uko�czenia tkaniny, skoro
mog�o to spowodowa� przypomnienie sobie jej w�asnej
�mierci.
To musia�o by� urojenie.
- Zabior� j� do psychiatry - o�wiadczy�a Kate. -
Niewa�ne, ile b�dzie to kosztowa�o. Ona potrzebuje pomocy.
W jakim� programie widzia�am, �e teraz s� leki mog�ce
zdzia�a� cuda...
- Nie jestem pewien - zaoponowa� Jules. - Wcale nie
wiem, czy j� mo�e uleczy� psychiatra albo pigu�ki.
Kate zabra�a Lan� do psychiatry, doktora Caldwella.
Dziewczynka sp�dzi�a tam ca�� pierwsz� wizyt�, nie
odezwawszy si� ani s�owem. Doktor Caldwell powiedzia�, �e
to normalne, �e stworzenie dobrego kontaktu pomi�dzy
lekarzem i pacjentem wymaga czasu.
Kate mia�a nadziej�, �e nie za d�ugiego.
- Ona ma sny - oznajmi� Jules. - To te� mi powiedzia�a.
Paj�cze sny. O tkaniu paj�czyny. O wysysaniu krwi.
- Dobry Bo�e - j�kn�a Kate. Dlaczego w og�le
zasugerowa�a Lanie tkactwo? - To moja wina - o�wiadczy�a. -
Ona wariuje i to jest moja wina.
Jules wzi�� jej r�ce w swoje d�onie, pog�aska� je, ich
w�laste kostki, zupe�nie tak, jakby by�y pi�kne.
- Nie jestem pewien, czy ona jest szalona. Ju� wcze�niej
si� nad tym zastanawia�em, lecz teraz wcale nie jestem
pewien. Ca�y czas my�l� o jej tkactwie.
- Tkanie - mrukn�a Kate. - �a�uj�, �e j� na to
nam�wi�am. �a�uj�, �e nie wyrzuci�am krosien, kiedy
dosta�am atretyzmu. �a�uj�...
- Niczego nie �a�uj - zaprotestowa� Jules. - To po prostu
si� wydarzy�o. Ona nie mo�e sama tego dalej ci�gn��, Kate.
Potrzebuje nas. Co zrobimy?
Kate odby�a prywatn� rozmow� z doktorem
Caldwellem. Powiedzia�, �e Lana znajduje si� w depresji.
Mo�e nawet nosi si� z zamiarem samob�jstwa. Jednak nie
odwa�y� si� przepisa� jej lek�w antydepresyjnych w sytuacji,
kiedy nie mo�na by�o wykluczy� schizofrenii.
- Chcia�bym umie�ci� j� w szpitalu do czasu
wykluczenia psychozy - oznajmi�.
Psychoza. Ciotka Jessie trafi�a do szpitala z tego
powodu. Znalaz�a si� tam agresywna i w�ciek�a, lecz ci�gle
pe�na �ycia, wysz�a stamt�d jak bezw�adna, stara �cierka do
naczy�. Dzieci z s�siedztwa nazywa�y j� zombie. Kate nie
mog�a zrobi� Lanie czego� takiego. Jednak nie powiedzia�a
tego lekarzowi.
- Pomy�limy o tym - o�wiadczy�a.
Paj�ki powr�ci�y. Mo�na je by�o znale�� wsz�dzie w
domu, lecz paj�czyny snu�y wy��cznie w pokoju Lany. Czy
zdiagnozowanie psychozy wyja�nia�o i ten fakt?
A tkanina? Kate posz�a na g�r�, do opuszczonych
krosien, zakrytych teraz pokrowcem, tak samo jak przez
kilkana�cie ostatnich lat. Unios�a zas�on�, przyjrza�a si�
niedoko�czonemu gobelinowi.
Lana pracowa�a nad scen�, kt�r� Kate odebra�a bardziej
jako smutn�, ni� podniecaj�c�. Pi�kna, naga dziewczyna
zmienia�a si� w drzewo. Jej nogi i biodra pokrywa�a kora.
Ramiona mia�a szeroko roz�o�one w obronnym ge�cie, z
palc�w wyrasta�y li�cie. Takie same ros�y na jej g�owie,
wpl�tane we w�osy. Niemal wyczuwa�o si� zmian�. �wie�o��
li�ci, twardo�� kory, mi�kko�� cia�a.
Ko�o drzewa p�aka� m�ody m�czyzna, bosko pi�kny.
Jego �zy l�ni�y jak kryszta�, w�osy jak z�oto. Kocha� j�.
Kate usiad�a na krze�le obok krosien i pozwoli�a p�yn��
�zom. Op�akiwa�a Lan�, Nancy, Julesa i sam� siebie.
Op�akiwa�a �wiat, jego smutek i desperack� nadziej�.
Zesz�a na d� i delikatnie otworzy�a drzwi do pokoju
Lany. Dziewczynka ostatnio nie mia�a k�opot�w ze snem.
W�a�ciwie to od paru dni spanie by�o jej ulubionym zaj�ciem.
Lana le�a�a na ��ku, na kapie w magnolie. Otworzy�a
oczy.
- Przepraszam - powiedzia�a mi�kko. - Tak mi strasznie
przykro.
Kate usiad�a na kraw�dzi ��ka.
- Dlaczego? - spyta�a. - Czemu jest ci przykro?
Ale Lana nie chcia�a - albo nie mog�a - odpowiedzie� na
to pytanie.
Nast�pnego ranka, kiedy Kate posz�a obudzi� Lan�,
�eby zd��y�y na wizyt� u doktora Caldwella, odkry�a, �e
dziewczynka w og�le nie k�ad�a si� spa�. Le�a�a tak jak
wieczorem, rozci�gni�ta na kapie w magnolie, w dziennym
ubraniu, z g�ow� tu� przy kraw�dzi. Jej w�osy zwisa�y obok
��ka niczym sztandar, jedna bezw�adna r�ka niemal dotyka�a
pod�ogi.
Jak manekin. Albo zw�oki.
Oddycha�a jednak. Nawet przez ca�y pok�j Kate to
dostrzega�a: powolny, cichy ruch. Zbli�ywszy si�, zobaczy�a
paj�ki plot�ce swoje ma�e sieci na jej palcach, we w�osach,
pomi�dzy guzikami bluzki.
Ma�y, szary paj�czek przebieg� po uchu Lany, kt�ra
nawet nie drgn�a.
Przera�ona Kate zrzuci�a go na pod�og�. Lana poruszy�a
si�.
- Nie - odezwa�a si� powolnym, sennym g�osem. - Nie
r�b tego, Kate.
- Nie? - zach�ysn�a si� Kate. - Nie?!
- Nie odp�dzaj ich. Chc�, �eby zosta�y. �eby.... tka�y...
wok� mnie... Owin�y... tak mi�kko. Ciasno i ciemno. Ciasno
i ciemno... niech mnie przykryj�... na zawsze.
Przykryta na zawsze. Tak samo jak Nancy. Sze�cioma
stopami ziemi i czerwonej gliny, na P�nocnym Cmentarzu
Baptystycznym.
- Nie - powiedzia�a Kate. - Nie. Ty nie chcesz umiera�.
Ja... ja nie pozwol� ci umrze�.
Zacz�a omiata� Lan�, usuwaj�c lepkie paj�czyny,
drobne, usi�uj�ce ucieka� paj�czki. Ociera�a d�o�mi jej r�ce,
niezdarnie pr�buj�ce j� odepchn��. Pracowa�a jak op�tana, a�
zosta�y ju� tylko martwe paj�ki i k�aki poszarpanych paj�czyn,
a� nawet to wszystko znik�o, a jej samej zacz�o brakowa�
oddechu, rozbola� j� kr�gos�up i prawie straci�a czucie w
palcach.
Jak gdyby zmiataj�c paj�ki mog�a usun�� r�wnie�
ciemno�� i b�l.
Kiedy w ko�cu przerwa�a, jedynym d�wi�kiem w
pokoju by� jej zm�czony oddech.
- Dobry Bo�e - wyszepta�a.
Dobry Bo�e, daj mi znak. Powiedz mi, czego ode mnie
oczekujesz. Powiedz mi, �e to nie ma by� szpital. Prosz�,
Bo�e, powiedz mi to.
Szpital. Zimne �wiat�o, zimne �ciany, zimne u�miechy.
Zimne ig�y. Smutkowi Lany nadano by tam wymy�ln� nazw�.
Nie uwierzono by w jej s�owa. Nikt by nie uwierzy�, �e ma
zaczarowane d�onie.
Ale co innego pozostaje, co mo�na zrobi� w sytuacji,
kiedy Lana le�y tak jak zostawi�a j� Kate, niczym lalka, oparta
o poduszki, z posklejanymi, t�ustymi w�osami, oczami
pustymi, bez wyrazu, jakby ju� poddano j� lobotomii.
Kate poczu�a smak �ez. Nie zauwa�y�a, kiedy zacz�a
p�aka�. W g�owie kr��y�y jej ci�gle te same nonsensowne
s�owa: "je�li potrzebuje pomocy, musi o ni� poprosi�".
S�ysza�a, jak kto� je wypowiada�. Kto? Co oznacza�y? �e
powinna si� modli�? Kate ju� si� za Lan� modli�a,
wystarczy�oby tego dla dziesi�ciu os�b, pr�b o pomoc, noc
po nocy, a� do zachrypni�cia.
Mo�e to Lana musia�a zwr�ci� si� z pro�b�.
Uj�a dziewczynk� za r�ce. By�y bezw�adne, zimne.
- M�dl si�, Lano - poprosi�a. - Ca�ym sercem i dusz�.
M�dl si� o si��. O odpowiedzi.
W oczach Lany pojawi� si� �lad my�li. Kiedy w ko�cu
odezwa�a si�, by� to najl�ejszy, ulotny szept, tak cichy, �e
Kate musia�a nat�y� ca�� uwag�, by cokolwiek us�ysze�.
- Bogowie zawsze za du�o ��daj� w zamian.
Kate milcza�a. Czu�a, �e to, co teraz powie, b�dzie
mia�o krytyczne znaczenie, �e musi powiedzie� w�a�ciw�
rzecz.
- Wiem - odezwa�a si� po chwili. - Czasem tak si�
wydaje. Przez d�ugi czas uwa�a�am, �e jeste�my dla Boga
zabawkami, kt�re przytula lub rozdeptuje, zale�nie od
nastroju. Zanim trafi�a� do nas, bardzo cz�sto tak widzia�am
�wiat.
- Ale teraz... ju� nie?
- Nie. Ju� nie. Od momentu kiedy ty si� pojawi�a�.
- Ze wzgl�du na... tkanie?
- Tak. Inne rzeczy te�.
Lana zamilk�a. Po d�u�szej chwili powiedzia�a:
- Mo�e gdybym z�o�y�a ofiar�... Bogowie kiedy�
za��dali mojej tkaniny. Mo�e gdybym da�a j� teraz...
- Nie wierz�, �eby B�g kiedykolwiek pragn��, by�
po�wi�ca�a swoj� sztuk� - o�wiadczy�a Kate. - B�g nie
potrzebuje takich ofiar.
Zastanowi�a si�. Czy to prawda?
- Ofiaruj owoce swego talentu, godziwe �ycie, je�li On
chce, �eby� je prze�y�a. Daj mi�o�� i pos�usze�stwo.
- Tak - szepn�a Lana. - Tak. To mog� ofiarowa�.
Podnios�a twarz ku sufitowi i z trudem wykrztusi�a kilka
s��w po hetycku. Po chwili powt�rzy�a je ju� z mniejszym
wysi�kiem. Rozp�aka�a si�.
Kate powtarza�a w duchu w�asn� modlitw�. "Us�ysz j�
Panie, prosz�. Nie miej jej za z�e, �e nazywa Ci� inaczej.
Niezale�nie od wszystkiego, ona modli si� do Ciebie".
Kate zdo�a�a nam�wi� Lan� do umycia si� i zej�cia na
d� na �niadanie. Przyrz�dzi�a specjalny posi�ek: nale�niki,
jajka i kie�baski. W�a�nie usiedli we tr�jk� do sto�u, kiedy u
frontowych drzwi pojawi�a si� Emma Mae, bez makija�u i
niedbale ubrana. Kate nigdy jej takiej nie widzia�a. Na czo�o
spada�y jej niepos�uszne kosmyki w�os�w, nie utrwalone
lakierem. Bez gorsetu sprawia�a wra�enie �agodniejszej ni�
zwykle, mniej uzbrojonej przeciwko �wiatu.
- Czu�am, �e musz� przyj�� - oznajmi�a.
- Emmo Mae - odpar�a Kate. - Jest si�dma rano. Nie
mamy ochoty na towarzyskie wizyty.
Lecz Emma Mae nie zamierza�a ust�pi�.
- Tylko na minutk� - powiedzia�a. - Jeste