5208
Szczegóły |
Tytuł |
5208 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5208 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5208 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5208 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SIERGIEJ �UKIANIENKO
poci�g do Ciep�ego Kraju
1. PRZEDZIA� - Pada deszcz - powiedzia�a �ona. - Deszcz�
Cicho, niemal oboj�tnie. M�wi�a tym tonem ju� od dawna. Od chwili, gdy stoj�c na
przesi�kni�tym zapachem mazutu peronie zrozumieli - dzieci nie zd���. Nawet
gdyby uda�o si� im przebi� na plac pomi�dzy dworcami, �adna si�a nie przeniesie
ich ponad hucz�cym ludzkim wirem. Tutaj, na w�skiej przestrzeni pomi�dzy
�cianami, torami, otoczonymi przez �o�nierzy poci�gami, miotali si� ci, kt�rzy
nie dostali bilet�w: niegdy� ludzie, teraz po prostu pozostaj�cy. Czasami kto�
czy to z rozpaczy, czy naprawd� wierz�c, �e mu si� uda, rzuca� si� w stron�
poci�g�w: zielonoszarych, ciep�ych, nios�cych w sobie ruch i nadziej� Seria z
automatu i t�um cofa� si� na chwil�. Potem przez dworcowe radio og�oszono, �e
puszcz� gaz, ale t�um jakby nie rozumia�, nie s�ysza��
M�czyzna wci�gn�� �on� do wagonu, jeszcze raz pokaza� konduktorce bilety.
Wreszcie skryli si� w przystani czteroosobowego przedzia�u. Dwa miejsca by�y
puste i drogocenne bilety, teraz tylko pomi�te kartoniki, le�a�y w rogu
odchylanego stolika. A za oknem biegali, tr�c �zawi�ce oczy, pozostaj�cy. Przez
szczeliny przes�cza� si� gaz. I on, i �ona pospiesznie polali chusteczki do nosa
zaoszcz�dzon� wod� mineraln�, zakryli twarze tymi �a�osnymi respiratorami.
Poci�g ruszy�. Ostatni �o�nierze wskakiwali do ko�cowego z udost�pnionych im
wagon�w.
T�um powoli ucicha�. Mo�e zadzia�a� gaz, a mo�e ludzie zdali sobie spraw�, �e
ju� niczego nie da si� zmieni�. Z o�owianego nieba zacz�y spada� wielkie p�aty
�niegu. Pierwszy wrze�niowy �nieg�
- �pisz? - zapyta�a �ona. - B�dziesz pi� herbat�?
Skin�� g�ow�. Wiedzia�, �e powinien wzi�� brudne szklanki, op�uka� je w
toalecie, w malutkiej tr�jk�tnej umywalce, p�j�� do konduktorki, nala� wrz�tku
do czajnika, - je�li b�dzie wolny, albo do szklanek - je�li b�dzie wrz�tek. A
potem ostro�nie wsypa� herbat� do niemal gor�cej wody i zamiesza� �y�eczk�,
pr�buj�c nada� p�ynowi br�zowawy odcie�
�ona wzi�a szklanki i wysz�a. Poci�g jecha� powoli, zapewne zbli�a� si� do
rozjazdu�
"To nic" - pomy�la� i sam przestraszy� si� swoich my�li - by�y zimne i �liskie,
niczym deszcz za oknem. "To ju� ostatni deszcz. Za poci�giem idzie Zima. Teraz
b�dzie ju� tylko �nieg".
Gdzie� w g��bi wagonu brz�kn�o rozbite szk�o. Zap�aka�o dziecko. Da� si�
s�ysze� wysoki g�os konduktorki, kt�ra si� z kim� k��ci�a. Rozleg�o si� ni to
postukiwanie, ni to klaskanie - jakby kto� strzela� z pistoletu albo szarpa�
zatrza�ni�te drzwi.
Ostro�nie poci�gn�� okno w d�. Do przedzia�u wpad�o �wie�e powietrze, zimne,
po�egnalnie wilgotne. I krople deszczu, szybkie, ch�oszcz�ce, wpadaj�ce do oczu.
Wysun�� g�ow�, pr�buj�c dojrze� lokomotyw�. Ale zobaczy� tylko d�ugi wygi�ty
segment poci�gu, sun�cy po torach, uciekaj�cy przed Zim�. "Dlaczego nie
wysadzaj� tor�w?" - pomy�la�. "Ja bym wysadza�. A mo�e s� tak dobrze
ochraniane?" Wsun�� si� z powrotem do przedzia�u, wzi�� ze stolika paczk�
papieros�w, zapali�. Nie by�o sensu oszcz�dza� papieros�w - robi�c zapasy bra�
pod uwag� syna. A syn zosta�. Sp�ni� si� czy nie chcia�? Przecie� zna�
prawdziw� cen� bilet�w� Co za r�nica. Teraz maj� du�y zapas wszystkiego.
Wesz�a �ona z dwiema szklankami, czystymi - ale pustymi. Powiedzia�a bez emocji:
- Wrz�tku nie ma� P�jdziesz p�niej.
Skin�� g�ow�, ss�c wilgotny niedopa�ek. Dym wpada� do przedzia�u.
- Co tam na korytarzu?
- Rozbili szyb� kamieniem. W pierwszym przedziale, gdzie siedzi major z trzema
kobietami.
�ona odpowiada�a suchym, lekko rozdra�nionym tonem. Jakby czyta�a sprawozdanie
na jakim� zebraniu.
- Major strzela�? - Zamkn�� okno i poniewczasie przestraszony zaci�gn��
brezentow� rolet�.
- Tak� Nied�ugo stacja. Tam wymieni� szyb�. Konduktorka obieca�a.
Poci�giem rzuca�o i przedzia� ko�ysa� si� w takt drogowych wyboj�w.
- Dlaczego nie niszcz� tor�w?
Po�o�y� si� na g�rnej kuszetce, popatrzy� na �on� - ona zawsze spa�a na dolnej.
Teraz po�o�y�a si� nie zdejmuj�c pantofli i na zwini�tym w nogach kraciastym
pledzie zosta�y �lady b�ota.
- Bo to nic nie da - odpowiedzia�a niespodziewanie. - Bo chodz� s�uchy o
dodatkowych poci�gach, kt�re wywioz� wszystkich. Ka�dy chce si� dosta� do
poci�gu do Ciep�ego Kraju.
Skin�� g�ow�, przyjmuj�c wyja�nienie. I przestraszy� si� my�li, �e jego �ona ju�
zawsze b�dzie tak� spokojn�, rozs�dn�, obc� kobiet�.
2. STACJA Poci�g sta� ju� p� godziny.
Uchyli�y si� drzwi, zajrza�a konduktorka, jak zwykle wstawiona i weso�a. Pewnie
i jej nie by�o �atwo za�apa� si� na poci�g do Ciep�ego Kraju.
- Kontrola - powiedzia�a szybko. - Miejscowy wymys�� Ochrona postanowi�a si� nie
wtr�ca�.
- Co sprawdzaj�? - zapyta� z dziwnym przeczuciem.
- Bilety. I wolne miejsca. - Spojrza�a na dwa nie za�cielone ��ka, jakby
zobaczy�a je po raz pierwszy. - Za zatajenie wolnych miejsc wysadzaj� z poci�gu.
- Mamy bilety na wszystkie cztery miejsca - ze z�o�ci� i niezadowoleniem
odezwa�a si� �ona ze swojej kuszetki.
- Niewa�ne. Powinny by� i bilety, i pasa�erowie. Macie dwa bilety dla doros�ych
i dwa dzieci�ce. Rad�cie sobie.
- Drzwi zamknij! - krzykn�a �ona.
Odwr�ci�a si� do niego, spojrza�a wyczekuj�co. Za oknem nie by�o ju� strug
deszczu. Wirowa�y mokre bia�e p�atki, parodia tego prawdziwego �niegu, kt�ry
goni� poci�g ju� trzeci dzie�.
- Nie ma innego wyj�cia? - zapyta�a z nutk� zainteresowania w g�osie.
Nie odpowiedzia�. Wyszed� na korytarz, rozejrza� si�. Wszystkie przedzia�y by�y
zamkni�te, kontrola nie dosz�a jeszcze do wagonu. Zza s�siednich drzwi dobiega�a
cicha muzyka. "Gluck" - pomy�la�. I szybko si� poprawi�: "Jaki Gluck, do licha,
nigdy nie mia�e� poj�cia o klasyce� Trzeba si� spieszy�".
�o�nierz z automatem wypu�ci� go bez zb�dnych pyta�, zerkn�� tylko na trzymany w
r�ku bilet. Malutki pomara�czowy kwadracik, przepustka do Ciep�ego Kraju.
Za rzadkim kordonem �o�nierzy, przemieszanych z miejscowymi ochroniarzami w
obcych mundurach i z nieznan� broni�, stali ludzie. Niewielu, widocznie doj�cie
do dworca te� by�o ograniczone.
Szed� wzd�u� poci�gu, specjalnie trzymaj�c si� blisko �o�nierzy. I zobaczy�,
kogo szuka�: kobiety z dzie�mi. Sta�y oddzielnie, w swojej malutkiej grupce,
jeszcze bardziej milcz�cej i nieruchomej ni� pozostali.
Kobieta w d�ugim ciemnym palcie patrzy�a w milczeniu, jak on podchodzi. Na
czarnym futrzanym ko�nierzu le�a�y p�atki �niegu. Obok, w jaki� nieuchwytny
spos�b kopiuj�c j�, stali dwaj ch�opcy w szarych kurtkach puchowych.
- Mam dwa dzieci�ce bilety - powiedzia�. - Dwa.
- Co? - zapyta�a kobieta w palcie. W�a�nie "co", a nie "ile". Pieni�dze ju�
dawno straci�y warto��.
- Nic - odpowiedzia� ze zdumieniem konstatuj�c zachwyt w�asn� pot�g�. - Nic nie
potrzeba. Moi si� sp�nili� - Poczu�, jak co� �ciska mu gard�o i zamilk�. Potem
ciszej doda�: - Przewioz� ich.
Kobieta patrzy�a mu w twarz. Potem zapyta�a. By� wstrz��ni�ty tym pytaniem - w
tej sytuacji mia�a czelno�� czego� ��da�!
- Obiecuje pan?
- Tak - obejrza� si� na poci�g. - Szybciej, tam teraz kontrola biletowa.
- Ach, wi�c to dlatego� - Kobieta westchn�a z niezrozumia�� ulg�. I pchn�a
ch�opc�w w jego stron�. - Id�cie.
Nawet si� nie po�egnali. Widocznie wcze�niej si� um�wili, co robi� w takiej
niemo�liwej sytuacji. Szybko szli za nim, mijaj�c �o�nierzy z uniesion� broni� i
obce wagony. W poci�gu pokaza� �o�nierzowi trzy bilety i ten skin�� g�ow�. Jakby
ju� nie pami�ta�, �e m�czyzna wychodzi� z poci�gu sam.
W przedziale by�o ciep�o. Albo tylko si� tak wydawa�o po przedzimowej wilgoci
dworca. Dzieci sta�y w milczeniu. Zauwa�y� na ich plecach wypchane plecaki.
- Mamy jedzenie - powiedzia� cicho m�odszy.
�ona milcza�a. Ogl�da�a dzieci z zaprawionym ciekawo�ci� obrzydzeniem, niczym
szkaradne morskie ryby za szk�em akwarium. By�y obce, znalaz�y si� w poci�gu,
nie maj�c do tego �adnego prawa. Tylko dlatego, �e ci, kt�rzy mieli prawo,
sp�nili si�.
- Rozbierajcie si� i k�ad�cie - poleci�. - W razie czego, jedziecie z nami od
stolicy. Jeste�my waszymi rodzicami. Jasne?
- Jasne - odpar� m�odszy.
Starszy ju� si� rozbiera�, �ci�gaj�c ciep�� odzie� warstwa po warstwie.
Puch�wka, sweter, d�emper�
- Szybciej - rzuci�a �ona.
Korytarzem ju� szli - szybko, ale zagl�daj�c do ka�dego przedzia�u. Szcz�kanie
otwieranych zamk�w rozlega�o si� coraz bli�ej. Dzieci zacich�y na kuszetkach.
- Wiek nie pasuje - powiedzia�a �ona. - Trzeba by�o wybra� starsze�
Drzwi si� otworzy�y i do przedzia�u wszed� oficer w nieznanym mundurze. Skrzywi�
si� na widok b�ota na pod�odze.
- Spacerek? - zapyta� czy raczej stwierdzi� przeci�gle. - Bilety.
Przez chwil� obraca� w r�ku kartonowe kwadraciki. Potem w milczeniu odwr�ci� si�
i wyszed�. Szcz�kn�y drzwi s�siedniego przedzia�u.
- To wszystko? - zapyta�a po cichu kobieta. I nagle zupe�nie innym, ostrym tonem
zakomenderowa�a: - Ubierajcie si�! I wychod�cie.
Wzi�� j� za r�k�, pog�adzi�. I cicho powiedzia�:
- Mog� by� inne kontrole� Czy to nie wszystko jedno� Mo�e zostanie nam to
policzone� tam�
Zmiesza� si�, umilk�. Gdzie "tam"? W niebie? W Ciep�ym Kraju?
�ona d�ugo patrzy�a na niego nic nie m�wi�c. Potem wzruszy�a ramionami.
- Jak chcesz.
I odwr�ci�a si� do czekaj�cych dzieci.
- �eby mi by�o cicho. Boli mnie g�owa. Sied�cie, jakby was nie by�o.
Starszy chcia� co� powiedzie�, popatrzy� na m�odszego i nie odezwa� si�. M�odszy
kiwn�� g�ow� kilka razy po rz�d.
Poci�g ruszy�. Za oknem ju� pada� �nieg - prawdziwy, g�sty, zimowy.
3. ZAG�SZCZENIE Stali ju� drug� dob�. Przez okno by�o wida� g�ry. Niewiarygodnie
wysokie, z przysypanymi �niegiem szczytami i szarymi mg�ami na prze��czach.
- Niekt�rzy p�jd� piechot� - powiedzia� major.
Zajrza�, �eby si� rozgrza� - szyby w jego przedziale jednak nie wymienili.
Zreszt�, mia� ca�y zestaw "rozgrzewaczy" - w zwyk�ych butelkach, w piersi�wkach,
a nawet w gumowych termoforach. Nie wiadomo by�o tylko, czy dowiezie do Ciep�ego
Kraju chocia� gram alkoholu. Teraz przyni�s� butelk� w�dki i powoli pili. �ona
wypi�a p� szklanki i zasn�a. "Uda�a, �e �pi" - poprawi� si� w my�lach m��. A
major, cedz�c dawk� do szklanki, wyja�ni�:
- Tunel jest jeden, nie przewidziano tylu poci�g�w. Podobno maj� zag�szcza�
pasa�er�w. Niech spr�buj�� - Pstrykn�� palcami sk�rzan� kabur� z pistoletem. -
Rozmawia�em z ochron�. Jeden wagon jest wy�adowany materia�ami wybuchowymi,
jakby co� Ju� my im damy zag�szczenie. Za wszystko zap�acone. - Wypi� jednym
haustem i ci�ko pokr�ci� g�ow�. - �eby�my ju� byli w Ciep�ym Kraju�
- Tam jest dobrze? - zapyta� nagle z g�rnej kuszetki straszy ch�opiec.
- Ciep�o - odpowiedzia� twardo major. - Mo�na prze�y�.
Wsta�, chcia� si�gn�� po niedopit� butelk�, ale machn�� r�k� i wyszed�. �ona
rzuci�a za nim po cichu:
- Pijane bydl� P� poci�gu ochrony� I jeszcze pole�li jako pasa�erowie� Ca�a
armia jedzie si� wygrzewa�.
- Gdyby ochrony by�o mniej, by�oby gorzej - zaprotestowa� m��. Wypita w�dka
zmusza�a do wstawienia si� za majorem. - Wyrzuciliby nas z poci�gu.
Wszed� na swoj� kuszetk�. Po�o�y� si�, zamkn�� oczy. Cisza. Ani �niegu, ani
deszczu, ani wiatru. I poci�g jakby umar�� Odwr�ci� si�, popatrzy� na ch�opc�w.
Siedzieli we dw�ch na s�siedniej kuszetce i w milczeniu, ze skupieniem jedli co�
z puszki. Starszy zauwa�y� jego wzrok i niezr�cznie si� u�miechn��:
- Chce pan?
Pokr�ci� g�ow�. Nie chcia�o mu si� je��. Nic mu si� nie chcia�o. Nawet jecha� do
Ciep�ego Kraju� Przy�apa� si� na tym, �e po raz pierwszy pomy�la� o Ciep�ym
Kraju bez �adnej podnios�o�ci, jak o zwyk�ej g�rskiej dolinie, gdzie b�dzie
ciep�o nawet w czasie Zimy.
Do przedzia�u znowu zajrza� major:
- Dogadali si� w ko�cu� do ka�dego poci�gu wsadz� po�ow� miejscowych. Po�owa z
poci�gu zostanie tutaj. Ochrona si� zgodzi�a�
Spojrza� na dzieci i z nut� wsp�czucia w g�osie zapyta�:
- Co zrobicie? Wy�lecie dzieci? Mam polecenie rozezna� si� w naszym wagonie. W
razie czego, przypilnuj� ich�
M�� milcza�. A m�odszy ch�opiec nagle zacz�� pakowa� do plecaka porozrzucane na
kuszetce rzeczy.
- To nie nasze dzieci - odpowiedzia�a twardo �ona. - Przypadkowe. I bilety nie
s� ich.
- Aaa� - mrukn�� major. - To �atwiej. W s�siednim przedziale tr�jka swoich�
Dopiero b�dzie p�aczu�
Dzieci ju� si� ubiera�y.
- Wyjd�, zobacz�, jak tam� - rzuci� niepewnie m��.
- Poci�g rusza za dwadzie�cia minut - uprzedzi� major. Wzi�� ze stolika
dzieci�ce bilety i podar�. R�owe kawa�eczki wirowa�y, spadaj�c na pod�og�. -
R�owy �nieg - wyg�osi� nieoczekiwanie major. Chwyci� za futryn� i wyszed� na
korytarz. Tam ju� kr�cili si� �o�nierze, sortuj�c pasa�er�w.
- Wyjd� - powt�rzy� m�� i naci�gn�� kurtk�.
- Nie prze�ywaj - mrukn�a spokojnie �ona. - Jako� ich urz�dz�. Czerwony Krzy�
albo ko�ci�. M�wi�, �e tutaj te� da si� prze�y�. Najwa�niejsze to mie�
prowiant, mrozy b�d� s�abe.
Na zewn�trz by�o zimno. Ka�u�e na peronach pokrywa�a cieniutka warstewka lodu.
Jeden poci�g ju� ruszy�. Przy malutkim dworcu stali odr�twiali ludzie. Niekt�rzy
jeszcze �ciskali w r�kach bilety.
Szed� za dzie�mi, przez ca�y czas chcia� je zawo�a�, ale wiedzia�, �e to na nic.
Nawet nie zna� ich imion. Dwadzie�cia minut� Jaki tu mo�e by� Czerwony Krzy�?
Jaki ko�ci�?
Do dzieci nagle podesz�a kobieta: postawna, zdecydowana, w jaki� spos�b
przypominaj�ca ich matk�. Spyta�a o co�, dzieci odpowiedzia�y. Kobieta patrzy�a
na nich w zadumie, oceniaj�co� M�czyzna us�ysza� jej odpowied�:
- Dobrze, miejsce jeszcze jest. Chod�cie.
Dogoni� j�, chwyci� za r�k�. Kobieta odwr�ci�a si� gwa�townie, wk�adaj�c drug�
d�o� do kieszeni kurtki.
- Dok�d ich pani zabiera?
- Do przytu�ku.
Oczy kobiety by�y czujne, badawcze.
- Uprzedzam, �e doros�ych nie bierzemy. Tylko dzieci. Prosz� mnie pu�ci�.
- Mam bilet, wcale o to nie prosz� Z nimi b�dzie wszystko w porz�dku?
- Tak.
Dzieci patrzy�y na niego. M�odszy nieg�o�no powiedzia�:
- Dzi�kujemy. Niech pan jedzie.
Sta� i patrzy�, jak odchodz� za kobiet�, do malutkiego przepe�nionego autobusu.
Tam by�y tylko kobiety i dzieci, przy czym kobiet bardzo niewiele.
Obok przeszed� �o�nierz z automatem. Mundur znowu by� nieznany.
M�czyzna odezwa� si� do niego:
- Prosz� mi powiedzie� - Lufa automatu zwr�ci�a si� w jego stron�. �o�nierz
czeka�. - Ten przytu�ek, do kt�rego zabieraj� dzieci� Przez kogo jest
organizowany?
- Nie ma tu �adnego przytu�ku - odpar� �o�nierz. Odsun�� automat i ci�gn��
niemal przyja�nie: - Nie ma. Stoimy tu ju� miesi�c, jutro ruszamy. Przytu�k�w tu
nie ma.
- Ta kobieta powiedzia�a� - zacz�� szybko m�czyzna.
- Przytu�k�w nie ma. S� tylko zaradni miejscowi mieszka�cy. M�wi si�, �e mrozy
b�d� s�abe, najwa�niejsze to zaopatrzy� si� w �ywno��. - �o�nierz pog�adzi� bro�
d�oni� w we�nianej r�kawiczce. Doda�: - Powinno si� strzela�, ale nie ma
rozkazu� A i tak wszystkich si� nie wystrzela.
M�czyzna bieg�. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. By�o zimno. Zima ju� tu
przysz�a, uprzedzaj�c �niegi i mrozy.
Dogoni� kobiet� przy autobusie. Prowadzi�a dzieci, mocno �ciskaj�c je za r�ce.
M�czyzna pchn�� j� w plecy, zachwia�a si�. Wyrwa� dzieci�ce r�ce, poci�gn��
ch�opc�w do siebie.
Kobieta odwr�ci�a si� i wyci�gn�a z kieszeni pistolet. Malutki, nie wygl�da�
gro�nie. Zreszt� m�czyzna nie zna� si� na broni.
- Niech pan odejdzie! - rzuci�a twardo. - Albo pana zastrzel�. Dzieci s� ju�
nasze.
- Nie - warkn�� ochryple m�czyzna. Obejrza� si�, szukaj�c wsparcia. I zobaczy�,
�e �o�nierz ci�gle stoi na peronie g�adz�c automat. - Nie odwa�y si� pani -
m�wi� ju� spokojniej. - Pani� te� zastrzel�.
Odwr�ci� si� od nabitego dzie�mi autobusu i poszed�. Us�ysza� za sob� ciche
przekle�stwa. Ale nie strza�y.
4. PRZE��CZ Pocz�tkowo omijali martwych - tych, kt�rzy upadli sami, i tych,
kt�rych zabito po drodze. Dzieci si� ba�y, a jego mdli�o od ohydnego smrodu. W
og�le zacz�o go mdli� od zapachu mi�sa - nawet konserwowego, zrobionego dawno
temu, gdy o przyj�ciu Zimy nikt jeszcze nie wiedzia�.
Potem szli prosto przed siebie. Martwych zrobi�o si� mniej, by�o coraz zimniej,
cia�a si� nie rozk�ada�y. Dzieci przesta�y si� ba� trup�w, za to opada�y z si�.
Pewnego dnia, na prze��czy, starszy ch�opiec zapyta�:
- A z�oto si� przyda�o, prawda?
- Tak - odpar� m�czyzna. - Nie wiem, dlaczego je jeszcze ceni��
Z�oto by�o zaszyte w dzieci�cych kurtkach. Pier�cionki, �a�cuszki, wisiorki,
bransoletki ze s�onecznymi topazami� Ch�opcy powiedzieli mu o z�ocie, gdy
pr�bowa� wymieni� swoj� kurtk� na suchary i konserwy rybne. Taniego mi�sa na
dworcowym rynku by�o du�o.
Kurtk� uda�o si� zatrzyma�. Tylko dlatego jeszcze �y�. W g�rach panowa� mr�z, a
przecie� spali na �wierkowych ga��ziach. Ani �piwora, ani namiotu nie spos�b
by�o kupi� za �adne pieni�dze czy drogocenno�ci.
Za to kupi� suchary, konserwy, ciep�e czapki z psiego futra i pistolet,
prawdziw� m�sk� bro� - magnum. Jeden magazynek wystrzela� po drodze, ucz�c si�
celowa� i gasi� mocny odrzut. Okaza�o si� to niespodziewanie proste. Drugi
magazynek pu�ci� po kamienistym zboczu, sk�d strzelano do nich ze �rut�wki.
Us�yszeli krzyk i wystrza�y umilk�y. Nie poszli sprawdzi�.
Trzeci, ostatni magazynek, czeka� na swoj� kolej. M�czyzna by� pewien, �e mu
si� przyda.
Gdy doszli do linii �niegu, zrobi�o si� bardzo ci�ko. Wprawdzie by� to zwyk�y
g�rski �nieg, a nie lodowy tren depcz�cej im po pi�tach Zimy, ale i tak sz�o si�
du�o trudniej. M�czyzna zacz�� cz�ciej sprawdza� map�. Prze��cz, za kt�r�
ods�ania�o si� zej�cie do Ciep�ego Kraju, by�a tu� obok i tylko to dodawa�o im
si�.
Nie mogli znale�� �adnych ga��zi ani chrustu, pewnie wszystko spalili ci, kt�rzy
szli t�dy przed nimi. Kt�rego� dnia po�o�yli si� spa� bez ogniska i nast�pnego
ranka starszy ch�opiec nie m�g� wsta�. Nie kaszla� i nie mia� gor�czki. Ale nie
m�g� si� podnie��.
Zasnuta mg�� prze��cz by�a przed nimi. M�czyzna wzi�� starszego ch�opca na
r�ce. M�odszy szed� za nim i m�czyzna z roztargnieniem my�la� o tym, �e
powinien si� ogl�da�, sprawdza�, czy ma�y nie zosta� w tyle� Ale nie odwa�y� si�
tego zrobi�. Dw�ch dzieciak�w nie m�g�by unie��, musia�by wybra�. A wybieranie
by�o czym�, czego nienawidzi� najbardziej na �wiecie.
Szed� we mgle i chwilami wydawa�o mu si�, �e s�yszy za sob� kroki, a chwilami,
�e ucich�y. Ch�opiec, kt�rego ni�s� na r�kach, otwiera� czasem oczy. M�czyzna
mia� wra�enie, �e idzie tak ju� kilka godzin. Ale rozum ch�odno przeczy�
uczuciom: zwyczajnie nie da�by rady d�ugo i�� ze swoim ci�arem.
Gdy w pewnej chwili zacz�o mu si� l�ej i��, nie od razu zrozumia�, �e droga
biegnie w d�. Mg�a zacz�a niespodziewanie szybko rzedn��, na niebie pojawi�a
si� pocz�tkowo zamglona, a potem o�lepiaj�co czysta tarcza s�o�ca. M�czyzna
usiad� na �niegu - mi�kkim i sypkim - i po�o�y� g�ow� starszego ch�opca na
swoich kolanach. Ch�opiec ju� nie otwiera� oczu, ale chyba �y�. Potem us�ysza� z
ty�u s�abe, zapadaj�ce si� kroki. Po chwili m�odszy usiad� obok. Mg�a rozrywa�a
si� na pasma, rozp�ywa�a si�.
5. CIEP�Y KRAJ Gdy widoczno�� by�a ju� bardzo dobra, m�odszy ch�opiec zapyta�:
- To jest Ciep�y Kraj?
- Tak - odpowiedzia� m�czyzna i zacz�� grzeba� w kieszeniach sztywnymi palcami.
Najpierw znalaz� zapa�ki, potem papierosy i dopiero wtedy zrozumia�, �e i jedno,
i drugie zamok�o. W�wczas po prostu usiad� wygodniej i zacz�� patrze�.
Zbocze spada�o w d� - najpierw �agodnie, a potem coraz bardziej stromo. Daleko
w dole le�a�a dolina - jasnozielona, kwitn�ca, nawet z wygl�du ciep�a. Ciep�y
Kraj. A w nim malutkie miasteczko, d�ugie, l�ni�ce rz�dy szklarni i
betonowoszare kopu�y magazyn�w. To naprawd� by� Ciep�y Kraj.
Przewidziany na jakie� dwadzie�cia tysi�cy ludzi.
Nad miasteczkiem kr��y� jaskrawy helikopter. M�czyzna pocz�tkowo zdziwi� si�, a
potem zrozumia�, �e tutaj kamufla� ju� nie jest potrzebny.
Tunel, kt�rym jecha�y poci�gi do Ciep�ego Kraju, wychodzi� z g�r przed g��bokim
w�wozem. Nad w�wozem by� przerzucony most - niegdy� d�ugi i pi�kny, a teraz
rozerwany po �rodku, okaleczony wybuchem. Z tunelu w�a�nie wyje�d�a� kolejny
poci�g. Gdy dojecha� do poszarpanego brzegu zniszczonego mostu, zacz�� hamowa�,
ale by�o ju� za p�no. Najpierw lokomotywa, a za ni� wagony, zsuwa�y si� w d�
jak zielona �elazna �mija. Na dnie w�wozu, poprzecinana g�rskim strumieniem,
wznosi�a si� g�ra pogniecionego, spalonego metalu. Poci�g spada�, ale z tej
odleg�o�ci s�ycha� by�o tylko lekkie klaskanie, przypominaj�ce s�abe brawa.
M�czyzna spojrza� na m�odszego ch�opca. Dzieciak nie widzia� poci�gu - patrzy�
na helikopter, kt�ry powoli lecia� w g�r� zbocza, wiod�cego do Ciep�ego Kraju.
Ni�ej, na zboczu, wida� by�o mn�stwo ciemnych punkcik�w - to ci, kt�rzy szli
przed nimi. Niekt�rzy machali helikopterowi r�kami, niekt�rzy zaczynali biec,
inni zastygali bez ruchu. Helikopter na sekund� zawisa� nad nimi, rozlega�o si�
s�abe postukiwanie. Potem lecia� dalej. Jego ruch sprowadza� ludzkie figurki do
wsp�lnego mianownika - uspokaja�y si� i zamiera�y.
- Helikopter zawiezie nas do Ciep�ego Kraju? - spyta� m�odszy ch�opiec.
M�czyzna skin�� g�ow�.
- Oczywi�cie. Do Ciep�ego Kraju. Ale teraz lepiej si� po�� i prze�pij,
niepr�dko do nas doleci.
Ch�opiec podpe�z� do nieruchomego brata, po�o�y� mu si� na brzuchu. Rzeczywi�cie
by� �pi�cy, zmarz� i zm�czy� si�, gdy szed� za m�czyzn�. Wo�a� go wiele razy,
prosi�, �eby zaczeka�, ale tamten nie s�ysza�� Ch�opiec zamkn�� oczy. W oddali
�piewa�y silniki helikoptera.
- Mamy du�o ciekawiej ni� ci w poci�gu - powiedzia� ch�opiec zasypiaj�c.
M�czyzna popatrzy� na niego zdziwiony. Potem na w�w�z, do kt�rego spad� kolejny
poci�g.
- Tak - przyzna�. - Ciekawiej.
Magnum, taki du�y i ci�ki, w por�wnaniu z nadlatuj�cym helikopterem wygl�da�
jak zabawka. Ale m�czyzna ci�gle trzyma� go w r�ku.
Tak by�o ciekawiej.
Prze�o�y�a Ewa Sk�rska