6388
Szczegóły |
Tytuł |
6388 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6388 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6388 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6388 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Antoni S�onimski
Artyku�y pierwszej potrzeby
Notatki i uwagi 1951-1958
Wydanie polskie: 1959
Literatura w podr�cznikach szkolnych
Liczne artyku�y dyskusyjne, kt�re ukaza�y si� na �amach ��ycia Warszawy� i artyku� Karsta zamieszczony w �Przegl�dzie Kulturalnym� poruszy�y opinie i o�mieli�y do dalszych wypowiedzi tych wszystkich, kt�rym nieoboj�tny jest stan naszej kultury i naszego pi�miennictwa. Nie trzeba bowiem zapomina�, �e studenci polonistyki to przyszli nauczyciele i krytycy literaccy. Schematyzm niew�tpliwie jest zjawiskiem gro�nym, ale czytelnik ma drog� ucieczki, zniech�cony do literatury wsp�czesnej mo�e si�gn�� do klasyk�w. Gdy krytykuje si� nasz� wsp�czesn� proz� czy poezj�, niema�� pociech� jest my�l, �e po raz pierwszy w dziejach naszego kraju szerokie masy maj� dost�p do wielkiej literatury �wiatowej.
Inaczej rzecz si� ma z absolwentami i studentami polonistyki. L�ka� si� nale�y, i� ci pot�pie�cy wci�gni�ci w piekielne kr�gi krytyki literackiej, w owo �literaturoznawstwo�, kt�re ��czy brzydk� nazw� z tak�� tre�ci�, puszczeni na t� jednotorow� drog� �elazn�, kr�ci� si� b�d� od stacji Wulgaryzmy Wielkie do stacji Nuda Dolna.
Student polonistyki przychodzi na uniwersytet z pewnym zasobem wiedzy nabytej w szkole �redniej. Wsiada do tego poci�gu z baga�em niewielkim, ale do�� osobliwym. Zainteresowany zawarto�ci� tego baga�u kupi�em sobie par� podr�cznik�w szkolnych. Oto le�y przede mn� Zarys literatury polskiej cz. II, obejmuj�ca lata 1918-1950. Jest to ju� drugie wydanie, kt�rego nak�ad si�ga siedemdziesi�ciu tysi�cy egzemplarzy. Aprobata zosta�a przed�u�ona pismem Ministerstwa O�wiaty na rok szkolny 1953/54. Jest to jedyny i obowi�zuj�cy podr�cznik omawiaj�cy dwudziestolecie i literatur� wsp�czesn�. To ju� nie takie czy inne czytanki dla dzieci, ale podr�cznik maturalny. Warto wi�c nieco dok�adniej przyjrze� si� metodzie, argumentacji i formie stylistycznej tego Zarysu literatury polskiej.
Na stronie pi�tej znajdujemy zdanie: �Drugim kierunkiem zab��kanej w irracjonalizmie my�li bur�uazyjnej by� fideizm.� Podr�cznik opatrzony jest licznymi przypisami i obja�nieniami. S�owo fideizm nie jest opatrzone �adnym obja�nieniem. Widocznie autorzy podr�cznika rezerwuj� sobie przypisy i obja�nienia na okazje powa�niejsze. Istotnie na stronie sto sze��dziesi�tej trzeciej znajdujemy przy nazwisku Sherlock Holmes obja�nienie: �S�awny detektyw angielski.� Stosuj�c konsekwentnie podobn� metod� obja�nie� trzeba by nazwa� Pana Tadeusza s�awnym porucznikiem legion�w.
Dowiadujemy si� r�wnie� prawdy niezwyk�ej o Tuwimie. Ot� okazuje si�, �e...pierwsze tomiki poetyckie Juliana Tuwima... stanowi� wczesny okres tw�rczo�ci poety�. Widocznie u innych poet�w pierwsze tomiki stanowi� p�niejszy okres ich tw�rczo�ci.
Na stronie jedenastej znajdujemy niezupe�nie potrzebn�, ale za to zupe�nie fa�szyw� histori� nieprzyznania nagrody Nobla Stefanowi �eromskiemu. Po stwierdzeniu, �e w roku 1922 �eromski �zyska� ju� s�aw� mi�dzynarodow��, co mija si� z prawd�, bo niestety �eromski nigdy tej s�awy nie osi�gn��, nast�puje do�� oryginalna charakterystyka bur�uazji europejskiej tego okresu. Podr�cznik m�wi o �eromskim: �...w r. 1922 m�g� otrzyma� nagrod� Nobla, gdy� opinia publiczna szwedzka by�a do tego przygotowana. Jednak�e niech�� sfer bur�uazyjnych uniemo�liwi�a pisarzowi uzyskanie nagrody.� Czy�by to znaczy�o, �e opinia szwedzka nie by�a bur�uazyjna, czy mo�e by�y wtedy dwie bur�uazje, jedna dobra szwedzka, a druga niedobra polska? Rozumia�bym to rozr�nienie, gdyby chodzi�o o �yletki. Po co to wszystko zosta�o napisane?
Ten drobny przyk�ad pokazuje, jak autorzy Zarysu literatury polskiej zbywaj� byle frazesem sprawy wymagaj�ce znajomo�ci przedmiotu. Jest to niemal zasad�. Dowiadujemy si� wi�c, �e �Skamander� powsta� �g��wnie dla obrony interes�w zawodowych paru pocz�tkuj�cych poet�w � r�wie�nik�w�. Interesy zawodowe pocz�tkuj�cych poet�w w roku 1920 musia�y by� bardzo powa�ne, je�li dla obrony tych intratnych interes�w warto by�o zak�ada� pismo! Na stronie trzydziestej �smej dowiaduj� si� o sobie, �e by�em dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Londynie i wr�ci�em na sta�e do kraju... �po zlikwidowaniu tej polskiej plac�wki kulturalnej przez rz�d angielski�. Ot� rz�d angielski nie zlikwidowa� tej plac�wki, bo Instytut istnieje nadal. Dowiedzieli�my si� wi�c, �e w Londynie istnieje s�awny detektyw Sherlock Holmes, ale nie istnieje Instytut Kultury Polskiej, a przecie� nie trzeba by�o Sherlocka Holmesa, aby sprawdzi� stan faktyczny.
Mo�na powiedzie�, �e s� to wszystko drobne usterki, �atwe do poprawienia, i �e te braki okupione s� pewnie trafn� analiz� literatury wsp�czesnej i sumiennym doborem tekst�w. By�oby to twierdzenie lekkomy�lne. Ze stu stron tekstu krytycznego po�wi�cono oko�o dwudziestu stron Broniewskiemu, ale tylko jedn� linijk� druku Mieczys�awowi Jastrunowi, aby nas poinformowa�, �e jest on autorem powie�ci o Mickiewiczu. Przy omawianiu dwudziestolecia nie starczy�o miejsca na wymienienie cho�by z nazwiska Le�miana, Pawlikowskiej, Zegad�owicza czy Parandowskiego. W rozdzia�ach po�wi�conych literaturze Polski Ludowej pomini�to ca�kowicie Adolfa Rudnickiego i Mariana Brandysa. Tak popularny poeta, jak Ga�czy�ski, nie jest nawet wspomniany z nazwiska. Ucze� klasy jedenastej nie znajdzie nawet najkr�tszej charakterystyki tw�rczo�ci Jaros�awa Iwaszkiewicza czy Jerzego Andrzejewskiego.
Pr�no szukaliby�my jakiej� informacji o autorze najpopularniejszej ksi��ki powojennego dziesi�ciolecia. Igor Newerly nie jest nawet wspomniany. Oczywi�cie autorzy podr�cznika mog� si� t�umaczy�, �e gdy opracowywano podr�cznik, Newerly nie dosta� jeszcze nagrody pa�stwowej. Ale prosz� zauwa�y�, �e nowe wydanie Zarysu literatury polskiej w nak�adzie siedemdziesi�ciu tysi�cy podpisano do druku w lutym 1953 r. C� to znaczy? Znaczy to, �e ani autorzy podr�cznika, ani Ministerstwo O�wiaty nie uwa�a�o za stosowne sprawdzi�, co zosta�o do druku podpisane i jaka jest aktualna warto�� jedynego podr�cznika omawiaj�cego literatur� Polski Ludowej.
Czy to jest wszystko, co szko�a daje uczniom w zakresie literatury wsp�czesnej? Nie. Maturzysta ma jeszcze znane mu z klasy �smej Wypisy polskie. Jest to gruby tom obejmuj�cy okres od pozytywizmu do dnia dzisiejszego. Wypisy polskie id� ju� w trzecim wydaniu. Nak�ad trzeciego wydania wynosi sto osiemdziesi�t tysi�cy. Pod wzgl�dem stylistycznym Wypisy polskie lepsze s� od Zarysu literatury z tej prostej przyczyny, �e nie ma tam w og�le �adnego tekstu redakcyjnego. Autorzy ograniczyli si� do wyboru autor�w charakterystycznych w ich mniemaniu dla okresu ostatniego siedemdziesi�ciolecia. Nie umiem sobie wyt�umaczy�, jak sp�ka autorska redaguj�c Wypisy polskie mog�a pomin�� takich poet�w i pisarzy tego okresu, jak Stanis�aw Wyspia�ski, Wac�aw Berent czy Boy �ele�ski. Nie wiem, jakie wzgl�dy nakaza�y pomie�ci� tam wiersze Urgacza, a pomin�� Mari� D�browsk� i Juliana Tuwima. Czemu znalaz�y si� tam dwa wiersze Woroszylskiego, ale tylko jeden kr�ciutki fragment Stefana �eromskiego.
By� mo�e ch�r autor�w Wypis�w polskich odpowie mi, �e nie tylko wa�ny jest wyb�r pisarzy tego okresu, ale i problematyka utwor�w. Mam jednak powa�ne w�tpliwo�ci co do znaczenia z�ych wierszy na tematy cho�by najbardziej ze wzgl�d�w politycznych wskazane.
Jedyny wiersz Staffa pomieszczono w dziale �Rozk�ad kultury bur�uazyjnej�. Jest to wiersz �O szyby deszcz dzwoni jesienny�. Wida� chodzi�o o pokazanie, �e rozk�ad bur�uazji odbywa� si� w czasie deszczu.
Nie chodzi mi o mno�enie przyk�ad�w tego rodzaju, bo nie ma w nich niczego rozweselaj�cego. Jest to bardzo smutna i przykra sprawa, �e niew�tpliwe b��dy pope�nione przez autor�w Wypis�w polskich i Zarysu literatury polskiej nie zwr�ci�y dot�d niczyjej uwagi, �e podr�czniki te z roku na rok zostaj� przez Ministerstwo O�wiaty akceptowane bez zmian. Alarmuj�cym faktem jest, �e w tej tak wa�nej dla kultury polskiej dziedzinie nie poprawa nast�puje, ale wyra�ne pogorszenie. Podr�cznik Wyki, Libery i Jakubowskiego mimo takich czy innych zastrze�e� spe�nia swoje zadanie. Gdy jednak przychodzi do omawiania okres�w tak wa�nych, jak dwudziestolecie i literatura Polski Ludowej, daje si� do r�k uczniom klas ostatnich wypisy i podr�czniki z�e, niechlujne � to znaczy politycznie szkodliwe.
Sprawa jest nie tylko pilna, ale trudna i powa�na. Mo�na poprawi� b��dy stylistyczne, mo�na sprostowa� nie�cis�e informacje, mo�na da� sprawiedliwszy i zgodny z tradycj� naszego pi�miennictwa wyb�r autor�w w wypisach szkolnych.
Te przyk�ady brakor�bstwa nie wynikaj� tylko z przypadku. Trzeba odwa�nie si�gn�� do przyczyn, kt�re powoduj� wulgaryzacj� podobnego traktowania pi�miennictwa. Nie nale�y jednak popada� w przesadny pesymizm. Realizm i humanizm obroni� si� i przetrwaj�, ale jest naszym obowi�zkiem dba�, aby niekompetencja, lekkomy�lno�� i prymitywizm nie zaciemnia�y istotnej tre�ci tych dwu pi�knych idei naszej epoki.
Recenzja z ksi��ki telefonicznej
Pierwsz� ksi��k�, kt�r� przeczyta�em po moim powrocie do kraju, by�o spore, dwustustronicowe dzie�ko pt. Spis telefon�w warszawskiego okr�gu poczty i telekomunikacji.
Nie pusta ciekawo�� sk�oni�a mnie do tego czynu. Przeczyta�em ca�� ksi��k� telefoniczn� z tak� uwag� i sumienno�ci�, na jak� nie umia�bym zdoby� si� czytaj�c jakikolwiek inny polski utw�r wsp�czesny. Czyta�em to dzie�o noc�, przy blasku �wiecy, gdy� powodem bezpo�rednim tej lektury by�o zepsucie si� �wiat�a elektrycznego w moim mieszkaniu.
C� prostszego ni� w podobnej sytuacji zatelefonowa� do pogotowia elektrycznego? Trzeba oczywi�cie szuka� numeru albo na �Pogotowie Elektryczne�, albo na �Elektryczne Pogotowie�. Przerzuca�em beztrosko stronice ksi��ki telefonicznej, a� powoli ow�adn�� mn� nerwowy niepok�j. Ani na �P�, ani na �E� upragnionego numeru nie znalaz�em. A mo�e na �Zepsute �wiat�o�, albo ��wiat�o uszkodzone?� Nie ma. Mo�e na �Uszkodzenie pr�du� albo na.,Pr�du uszkodzenie�? Nie ma. A mo�e w og�le nie ma Pogotowia Elektrycznego? Jest, bo tak mi powiedzia� dozorca domu, a ja dozorcom dom�w wierz�. Wreszcie wpad�em na trop; zacz��em szuka� na �Sied� w ciemno�ci� i znalaz�em. Co prawda nie na �Sied��, ale na �Sie�. Pragn� si� z wami podzieli� tym odkryciem. Je�li zepsuje si� wam �wiat�o, telefonujecie, oczywi�cie bezskutecznie (bo Pogotowie Elektryczne prywatnych ludzi nie obs�uguje), pod �Sie� Elektryczna�.
Zaintrygowany t� niezwyk�� przejrzysto�ci� uk�adu ksi��ki telefonicznej zabra�em si� do metodycznej lektury tego dzie�ka.
Ju� na stronie trzeciej zastanowi�a mnie uwaga: �Abonenci, kt�rych nazwa po ukazaniu si� spisu telefon�w zmieni�a si� wskutek zmian wewn�trzno-organizacyjnych...� C� by to znaczy� mog�o? Czy�by to znaczy�o, �e abonenta, kt�rego nazywali�my dyrekcj�, obecnie wobec zmian wewn�trzno-organizacyjnych nale�y nazywa� centralnym zarz�dem? Albo przeciwnie. A mo�e chodzi o wewn�trzno-organizacyjne zmiany w �yciu ma��e�skim abonenta? S� to jednak sprawy do�� b�ahe. R�wnie� nie ma wi�kszego znaczenia, �e pod telefonem redakcji �Nowej Kultury� odzywa si� redakcja �Muchy�. S� to pewnie jakie� z�o�liwo�ci wewn�trzne dyrekcji �Czytelnika�.
Powa�niejsze w�tpliwo�ci budzi ju� przepis u�ywania aparatu telefonicznego. Obliczy�em, �e do manipulacji, kt�re tam s� zalecone, trzeba mie� po osiem palc�w u ka�dej r�ki. Dopiero jednak po przeczytaniu uwagi na stronie czwartej popad�em w g��bsz� zadum�. Oto jej brzmienie: �Przy oczekiwaniu na sygna� zg�oszenia si� stacji nale�y s�uchawk� trzyma� przy uchu, a nie odk�ada� na bok, gdy� absorbuje to nadmiernie organa po��czeniowe, utrudniaj�c otrzymanie sygna�u przez innych abonent�w.� Nie wiem, o czyich organach po��czeniowych tu mowa i jest dla mnie zupe�n� tajemnic�, sk�d stacja wie, czy ja trzymam s�uchawk� przy uchu czy na boku. Czy�by aparaty telefoniczne by�y jednocze�nie aparatami telewizyjnymi, przez kt�re dyrekcja telefon�w sprawdza zachowanie si� ka�dego abonenta?
Je�li tak jest, to i my mamy prawo kontrolowa� Dyrekcj� Telefon�w, zw�aszcza �e na ok�adce Spisu telefon�w pomieszczono pi�kn� polszczyzn� napisane zawiadomienie, i� �wydawnictwo prosi ponadto o zg�aszanie w spos�b wy�ej wskazany uwag krytycznych i wniosk�w odno�nie redakcji i uk�adu spisu�.
Wydaje mi si�, �e trzeba zwraca� nieco wi�cej uwagi na dziwol�gi stylistyczne naszego stylu urz�dowego. Czyta�em niedawno o przyja�ni �narodu polsko-chi�skiego�. Mam bardzo wiele przyja�ni dla narodu chi�skiego, ale wola�bym nieco mniej chi�szczyzny w formularzach, ankietach, drukach urz�dowych i ksi��kach telefonicznych.
Wr�g domowy
Wr�g domowy ma czarn� tubk� i czarny sznur, kt�ry si� zawsze skr�ca i jest za kr�tki. Ma r�wnie� tarcz�. O sposobie u�ywania tej tarczy opatrzonej numerami czytamy w informacjach podanych przez spis telefon�w: �Nale�y czeka� na sygna� zg�oszenia si� centrali i dopiero potem wykr�ca� potrzebny numer, nie �piesz�c si�, cyfra po cyfrze w tym porz�dku, w jakim jest wydrukowany w spisie telefon�w.� S�usznie! Zmiana porz�dku cyfr mo�e przecie� da� zupe�nie inny, najzupe�niej niepo��dany numer. W dalszych instrukcjach umieszczonych w spisie telefon�w czytamy: �Przy nakr�caniu numeru palec powinien dochodzi� do j�zyczka oporowego, po czym palec wyjmuje si�.� Chyba, �eby kto zapomnia� j�zyczka oporowego w g�bie albo wsadzi� palec i nie wyj��.
S� to wskaz�wki teoretyczne, w praktyce sprawa telefonowania jest nieco bardziej skomplikowana. Normalnie, gdy zaczynamy nakr�ca�, sygna� odzywa si�, nim dokr�cimy do ko�ca. Po parokrotnych pr�bach dokr�camy numer szcz�liwie, aby przekona� si�, �e sygna� nie odzywa� si� w czasie nakr�cania, bo w og�le si� nie odzywa. Oczywi�cie, gdy sygna� si� odezwie, numer jest zaj�ty. Gdy numer nie jest zaj�ty, oznacza to, �e nikogo nie ma w domu. Czasem jednak ��czymy si� �atwo i szybko, jest sygna�, g�os si� odzywa, ale nie ten, bo to by�a pomy�ka. Zawsze mnie zastanawia�o, dlaczego te inne, fa�szywe po��czenia s� tak �atwe, dlaczego nigdy nie s� zaj�te, dlaczego ten facet z fa�szywego numeru zawsze przesiaduje w domu. Tak wygl�daj� sprawy, gdy my zamierzamy telefonowa�. Jeszcze gorzej jest, gdy inni telefonuj� do nas.
Wr�g domowy odzywa si� zawsze, gdy siadamy do jedzenia albo przeciwnie. Dwa s� rodzaje telefon�w: towarzyskie i z interesem. Towarzyskie rozpoczynaj� si� zapytaniem: � Co s�ycha�? � Odpowiadam zwykle: � S�ycha� trzepanie dywan�w, s�ycha�, jak gosposia t�uczkiem bije mi�so na zrazy albo tnie na stolnicy koperek do zupy pomidorowej, s�ycha�, jak co� bulgocze i piszczy w rurach od kanalizacji, s�ycha�, jak pod oknem kto� oznajmia komu� innemu, �e jego matka oddawa�a si� za pieni�dze, s�ycha� srebrny g�os sygnaturki z ko�cio�a �wi�tej Anny. � Jednym s�owem, typowe ha�asy i odg�osy warszawskiej kamienicy z okolic Krakowskiego Przedmie�cia. Czasem pada inne zapytanie: � Co robicie dzisiaj wieczorem? � (To znaczy, �e facet chce przyj��.) Odpowiadam zwykle: � Dzi� wieczorem nawi�zuj� do tradycji narodowej, kontaktuj� si� z masami, przeciwstawiam si� imperialistom, walcz� o jako��. � To zwykle odstrasza najoporniejszych.
Drugi rodzaj telefon�w to: � Zaraz b�dzie m�wi� dyrektor Iksi�ski � po czym nast�puje bardzo d�uga przerwa, s�ycha�, jak piekielnie zaj�ty Iksi�ski ko�czy rozmow� z kim innym i wreszcie krzyczy: � Halo! � Jest roztargniony, nie mo�e sobie przypomnie� po co i do kogo dzwoni: � Aha, chodzi o to, �eby�cie napisali artyku� na temat tej waszej awantury z Amerykanami w Montrealu, co to�cie ich tak wykpili z t� Mickey Mouse. No i o tych arrasach. Mogliby�cie tam te� co� da� o waszym spotkaniu z Erenburgiem, no i naturalnie co� przeciw emigracji. Na �rod�. Mo�e by� wierszem. � Jak wida�, facet nie robi trudno�ci, idzie mi na r�k�, zgadza si� na taryf� ulgow�, jest tak zgodny, �e przyjmie nawet, gdy to wszystko opisz� wierszem. Na takie propozycje odpowiadam zwykle spokojnie i z godno�ci�: � My nie napiszemy. My w og�le nie piszemy na zam�wienie, sprzedajemy tylko gotowy towar. � Jest to oczywi�cie zemsta na Iksi�skim, bo Iksi�ski stale traktuje mnie nie jak prywatnego cz�owieka, ale jak firm� handlow� albo instytucj� u�yteczno�ci spo�ecznej. Telefonowa�em niedawno do Ministerstwa Wielkich Spraw, w kt�rym Iksi�ski jest dyrektorem wydzia�u Zatajenia Najwa�niejszych Informacji.
� Kto m�wi? � spyta�a mnie sekretarka Iksi�skiego.
Poda�em moje nazwisko.
� Sk�d dzwonicie? � spyta�a sekretarka.
� Z domu � odpowiedzia�em skromnie.
� Ale ja si� pytam, z jakiej instytucji?
� Z �adnej, po prostu z domu.
� No dobrze, ale gdzie pracujecie? � pyta�a zniecierpliwiona sekretarka.
� Pracuj� na Pegazie � odpowiedzia�em r�wnie� zniecierpliwiony.
� Dlaczego od razu nie m�wicie, �e pracujecie w Pagecie? Zaraz was po��cz� z dyrektorem.
Najgro�niejszy jest jednak facet, kt�ry mnie uwa�a za Central� Rybn�. Mia�em wczoraj taki telefon:
� Czy to Centrala Rybna?
� Nie � odpowiedzia�em. � Omy�ka.
Po chwili telefon zn�w zadzwoni�.
� Czy to Centrala Rybna?
� Omy�ka � odpowiadam.
� To po co pan podchodzi do telefonu? � krzyczy zniecierpliwiony facet.
To mnie zatka�o. Oczywi�cie, wiedz�c, �e nie jestem Central� Rybn�, nie powinienem podchodzi� do telefonu.
St�d mora� wynika, �e najlepiej w og�le nie podchodzi� do telefonu. Dziewi��dziesi�t procent telefon�w jest wymierzonych przeciwko nam. Telefon to wr�g domowy.
Przeczyta�em ten felieton �onie. Powiedzia�a: � Po co� to wszystko napisa�? Ca�y dzie� siedzisz przy telefonie i ci�gle si� pytasz, czy nikt nie dzwoni�. Teraz rzeczywi�cie nikt do ciebie nie b�dzie chcia� telefonowa�.
Orfeusz op�tany
Wynalazek radia, a zw�aszcza wprowadzenie w u�ycie g�o�nik�w, stworzy�o now�, nie znan� dot�d udr�k�. Powsta� nowy imperializm, imperializm d�wi�kowy. Groz� powi�ksza fakt, �e jest to imperializm permanentny. Agresor atakuje nas przy jedzeniu, spaniu, pracy i odpoczynku. Zw�aszcza latem w miejscowo�ciach wypoczynkowych nieprzyjaciel nie daje nam chwili wytchnienia, zajmuje bazy na korytarzach, w jadalniach, w domach s�siednich i w naszych w�asnych pokojach. Od rana do wieczora radio ryczy, syczy, wyje, piszczy, chrypi wrzeszczy, �wiszczy, huczy.
Muzyka sta�a si� najbardziej aroganck� ze sztuk. Jak�e dyskretnie i dobrze wychowane wydaj� si� inne sztuki pi�kne! Kt�rego� dnia, gdy zm�czony muzyk� taneczn� dobiegaj�c� z dansingu i muzyk� symfoniczn� przedzieraj�c� si� przez �cian� od mego s�siada-melomana zasn��em wreszcie, przy�ni� mi si� sen pe�en grozy. Oto muzy malarstwa, rze�by, architektury i literatury pozazdro�ci�y muzyce i r�wnej za��da�y nad cz�owiekiem w�adzy. Po przebudzeniu, gdy wzi��em rankiem ksi��k� le��c� na stoliku nocnym i zacz��em j� czyta�, zdarzy� si� fakt przera�liwy i krew w �y�ach mro��cy. Gdy znudzony t� powie�ci� wsp�czesn�, kt�ra mia�a dwa lata temu za�atwi� niezmiernie wa�ne zagadnienia terenowe, kt�re tymczasem sta�y si� niewa�ne, i napi�tnowa� pewne sprawy, kt�re tymczasem sta�y si� godne pochwa�y, pr�bowa�em od�o�y� ksi��k�, ksi��ka nie da�a si� zamkn��. Wobec tego spr�bowa�em zamkn�� oczy i oto jaka� si�a obca i nieznana przemoc� otworzy�a mi powieki. A wi�c to nie by� sen. Musia�em czyta� powie�� wbrew mej woli, powie�� napisan� na innym etapie! Co gorsza, nagle, gdy moje prawe oko �ledzi�o dzieje pozytywnego bohatera, pod moje oko lewe zakrad� si� wiersz. Nie by�o tam rytmu, rym�w i sensu, ale powtarza�y si� co par� linijek nazwy kraj�w i s�owo �go��b�, co by�o oczywistym dowodem, �e jest to utw�r autora bardzo upolitycznionego. Wiersz i powie�� miesza�y si� razem, co zreszt� nie wp�ywa�o na pogorszenie si� powie�ci ani nie psu�o wiersza, a raczej nieco �agodzi�o sytuacj�.
Po paru godzinach nagle przyszed� moment ulgi. Ksi��ka da�a si� zamkn��, wiersz znik� z pola mego widzenia. By�a to jednak tylko ulga chwilowa, bo oto nagle moje prawe oko wype�ni�o si� wielkim obrazem olejnym o tematyce produkcyjnej. Na podium koloru brukwi sta� robotnik w bluzie koloru brukwi i w r�ku trzyma� papier tego samego koloru co podium. Obok sta�o paru w�a�cicieli twarzy koloru marengo w czerwony rzucik oraz przedstawiciel m�odzie�y koloru brukwi. Jednocze�nie przed moim okiem lewym ukaza�a si� g�owa kobiety o trzech oczach w twarzy ozdobionej kapeluszem, na kt�rym spoczywa� o�ciotrup �ledzia. Nie mia�em w�tpliwo�ci, i� mam przed sob� z prawa obraz profesora G., a z lewa Picassa. Mimo i� oba te kierunki malarskie znajduj� zgodne pomieszczenie w g�owach naszych oficjalnych krytyk�w plastycznych, w mojej g�owie pomie�ci� si� nie mog�y.
Zacz��em krzycze� z b�lu i rozpaczy, ale j�ki moje zag�usza�o radio, kt�re w tej chwili odezwa�o si� z now� moc� i wigorem. By�a tam teraz i muzyka taneczna, i symfoniczna, i ludowa, jednocze�nie nadawano audycj� literack�, na kt�r� sk�ada�y si� fragmenty wspomnianej ju� przeze mnie powie�ci i wiersz na temat drobiu. Zemdla�em. Gdy ockn��em si�, z ulg� skonstatowa�em, �e to jednak wszystko by�o snem. Znik�y obrazy, ksi��ka dawa�a si� grzecznie zamkn��, tylko radio trwa�o.
Czy� istotnie nie ma ucieczki przed t� aroganck� muz�, przed tym Orfeuszem op�tanym? Istnieje wielka i powa�na organizacja, kt�ra si� nazywa Komitetem Obro�c�w Pokoju. Poniewa� jestem cz�onkiem tego Komitetu, mam nie�mia�� propozycj�, aby nasz Komitet wy�oni� ma�y Podkomitecik Obro�c�w Pokoju Sypialnego, Pokoju Jadalnego i Pokoju do Pracy przed agresj� muzyki.
A mo�e po prostu Komitet Obro�c�w Spokoju? Albo Mi�dzynarodowy Komitet do Walki z Radioidiotami?
Odczyt o Mickiewiczu
Pragniemy dzi� zaprezentowa� jako satyryka ADAMA MICKIEWICZA. Ale prosz� nie my�le�, �e tu chodzi o jakie� parodie, bo ostatecznie z ka�dego tekstu poetyckiego mo�na zrobi� zabawny numer satyryczny. Nawet taki pos�pny utw�r jak: Ojciec zad�umionych S�owackiego � mo�e w pewnych warunkach nabra� nieoczekiwanej niefrasobliwo�ci. Wyobra�my sobie na przyk�ad, �e Ojca zad�umionych deklamuje staruszek, kt�ry nie lubi dzieci i zacieraj�c r�czki, m�wi z chichotem: �Male�kie dziecko karmi�a mi �ona, pr�cz tego dziecka, trzech syn�w, trzy c�rki, ca�a rodzina dzisiaj pogrzebiona... Tej samej nocy Hafne i Amina umar�y le��c przy sobie...� Albo wyobra�my sobie zrz�dnego starca, kt�ry deklamuje: �Czego chcesz od nas, Panie, za twe hojne dary?�
Ale nie o to chodzi, pragniemy poda� oryginalne teksty i prawdziw� interpretacj�, aby przypomnie� Mickiewicza jako satyryka. Nasza wiedza o Mickiewiczu bardzo si� pog��bi�a. Nie tak dawno jeszcze temu, przed wojn�, odnaleziono przesz�o stuletni� staruszk�, kt�ra pami�ta�a Mickiewicza. � Pami�tam � m�wi�a � by� taki Ada� Mickiewicz, syn Miko�aja. Tak, tak, by� taki w Wilnie, ale potem wyjecha� do Kowna i nikt ju� nigdy o nim nic nie s�ysza�.
Tak by�o przed wojn�. Dzi� wszyscy s�ysz� o Mickiewiczu i dzie�a jego naprawd� zab��dzi�y pod strzechy. Aby jednak powiedzie� co� istotnego o naszym wieszczu, zwr�ci�em si� o pomoc do jednego z naszych wybitnych znawc�w literatury. Profesor bardzo by� ch�tny i powiedzia�: � Rozumiem, chodzi o co� lekkiego i przyst�pnego. Mog� panu powiedzie� par� rzeczy nawet do�� zabawnych. Ot� ka�dy wie, �e akcent zestrojowy nie przeczy naruszaniu �redni�wki, bo przecie� rytm amfibrachicznotrocheiczny spe�nia regu�� niezbie�no�ci akcent�w, a tymczasem niekt�rzy nasi teoretycy uwa�ali, �e regu�a niezbie�no�ci jest warunkowa! A przecie� dziecko ka�de wie, �e regu�a niezbie�no�ci jest obszerniejsza, bo obejmuje daktyle es du�e, dwa ma�e i es du�e, es ma�e. Przyzna pan, �e to do�� zabawne, aby nie pozna� si�, na czym polega rytm mickiewiczowskiej wersyfikacji tonicznej! � Hmm � powiedzia�em. � Co pan powiedzia�? � spyta� profesor. � Nic � powiedzia�em. � Uwa�am, �e to rzeczywi�cie bardzo �mieszne. � Panie � powiedzia� profesor � to jeszcze nic. Powiem panu co� lepszego. Mickiewicz zastosowa� instrument sylabotoniczny, ale nie przy�o�y� go do o�miozg�oskowca. Niech mi pan teraz powie, jakie z tego musia�y wynikn�� konsekwencje? � Hmm � powiedzia�em � chyba przykre. � Ot� nic podobnego. Po prostu Mickiewicz przej�� gr� kompetent�w trocheicznych i trzyakcentowych. Dobre, co? � Powiedzia�em, �e dobre, bo co mia�em powiedzie�, ale przyznaj� pa�stwo, �e to wszystko by�o troch� za trocheiczne. Pomy�la�em sobie, �e trzeba o Mickiewiczu powiedzie� co� �ywego, prostego, co� komunikatywnego.
Poradzono mi jakiego� instruktora wczasowego, kt�ry miewa stale pogadanki kulturalne. Spotka�em jednego w Jastrz�biej G�rze. Bardzo sympatyczny ch�opak. Spyta�em go, czy mo�e co� takiego wyg�osi� dla ras. Powiedzia�: � Mog�. Mog� o Avicennie, o Leonardzie, o Hugo i mog� o Mickiewiczu. � To �wietnie � powiedzia�em. � Powie pan tak bez przygotowania? � Mam przygotowane � powiedzia�. � Wyg�osi�em sto czterdzie�ci pogadanek o�wiatowych. Mam dwie do wyboru. Pogadanka numer trzy � pi�ciominutowa pod go�ym niebem, albo pogadanka o wieszczu numer osiem � pi�tna�cie minut w �wietlicy. � Powiedzia�em mu: � Wal pan t� pi�ciominut�wk� pod go�ym niebem.
� Dobra � powiedzia�. � Baczno��! Zbi�rka! raz, dwa, trzy. Celem pogadanki dzisiejszej jest rozpracowanie realistyczne zagadnienia poezji w og�lno�ci, a wieszcza Adama Mickiewicza w szczeg�lno�ci. Co to jest poezja? Prosz� notowa�. Poezja jest to ustawianie liter pod rz�d w celach prorz�dowych. Jakie s� cele poezji? a) nawi�zywanie, b) nastawianie, c) pobudzanie. Jakie s� rodzaje poezji? a) liryczna, b) dramatyczna, c) epidemiczna.
Rzeczony poeta Adam Mickiewicz urodzi� si� w terenie z rocznika siedemna�cie dziewi��dziesi�t osiem, z matki cywila. Po doj�ciu do pe�noletno�ci poeta zacz�� cierpie� za ojczyzn� i przydzielony zosta� do reprezentacyjnej dru�yny trzech wieszcz�w, czyli tr�j skoku kultury narodowej. W ostatecznej klasyfikacji zaj�� pierwsze miejsce o pier� przed Juliuszem S�owackim. Trzeci poeta, niejaki Krasi�ski, odpad� w �wier�finale.
Poeta okaza� si� naszym najwybitniejszym d�ugodystansowcem, pokrywaj�c ca�y etap naszej literatury w rekordowym czasie stylem klasycznym w odr�nieniu od obecnych m�odych poet�w, kt�rzy w swojej siedzibie na Krakowskim Przedmie�ciu uprawiaj� kr�tkodystansowe biegi przez p�otki � w stylu dowolnym. Dlaczego nazywamy Mickiewicza wieszczem? Dlatego, �e przewidywa�. Wieszcz przewidywa� mi�dzy innymi ogonki na poczcie g��wnej przy ul. Nowogrodzkiej, m�wi�c:
�Ktokolwiek b�dzie w nowogrodzkiej stronie, niech klnie i zm�wi paciorek.� Przewidzia� r�wnie� programy muzyczne Radia Polskiego, m�wi�c: �Wszystkim si� zdawa�o, �e to Wojski gra jeszcze, a to wojsko gra�o.� Przewidzia� wsp�czesn� proz� polsk�, pisz�c: �Stary Brandys trzech syn�w, t�gich jak sam blondyn�w...�, oraz proroczym widzeniem przewidzia� wyniki spotka� naszej reprezentacji pi�karskiej w zaprzyja�nionych krajach demokracji ludowych, pisz�c: �Nam strzela� nie kazano...� Najwa�niejszym utworem wieszcza by�a Oda do m�odo�ci, w kt�rej wieszcz rzuci� has�o: �M�odo�ci, ty nad poziomy wy-la-tuj!�
To mi powiedzia� nasz m�ody instruktor wczasowy.
Wystawa w Royal Academy of Arts
Powiedzia� kiedy� Chesterton, �e za lat tysi�c, gdy jaki� archeolog odkopie w zburzonym Londynie, w�r�d gruz�w British Museum, s�ynnego lwa asyryjskiego, powie z uznaniem: Ci Anglicy to jednak byli utalentowani ludzie.
Zwiedzaj�c niedawno otwart� wystaw� malarstwa w Royal Academy przypomnia�em sobie to powiedzenie Chestertona. Gdyby za tysi�c lat odnaleziono te obrazy, jakie da�yby one �wiadectwo o dzisiejszej Anglii? Poruszony t� my�l� patrza�em na t� wystaw� obraz�w, nie szukaj�c w niej warto�ci artystycznych, kt�rych niewiele bym tam zreszt� znalaz�, ale szukaj�c dokument�w epoki, w kt�rej �yjemy.
Badacz przesz�o�ci, gdyby mia� na podstawie tych obraz�w wyrobi� sobie poj�cie o �yciu i obyczajach brytyjskich z po�owy dwudziestego stulecia, doszed�by przede wszystkim do przekonania, �e w Anglii w roku 1950 nikt nie pracowa�. M�czy�ni siedzieli z nog� za�o�on� na nog�, niekt�rzy, zw�aszcza starsi, przybrani byli w ci�kie metalowe �a�cuchy i staro�wieckie peruki. Kobiety nie zak�ada�y nogi na nog�, ale na szyjach mia�y sznury pere�. Obserwator musia�by skonstatowa� pewn� rozbie�no�� w relacji rze�biarzy i malarzy. Wed�ug malarzy kobiety w roku 1950 ubiera�y si� w d�ugie pow��czyste suknie. Rze�biarze przedstawiali kobiety tego okresu nago, konno i z rozpuszczonymi w�osami (Lady Godiva).
Musia�by badacz tych obraz�w doj�� do przekonania, �e w Anglii 1950 roku nie znano pary, elektryczno�ci ani motor�w spalinowych. W�r�d tysi�ca zebranych obraz�w ani jeden nie przedstawia parowozu, samolotu czy samochodu.
Je�li chodzi o �ywno�� tego okresu, to pr�no by szuka� w�r�d obraz�w Royal Academy soczystych martwych natur holenderskich, pe�nych mi�siwa, dziczyzny, dzban�w piwa, ryb i owoc�w. Nie ma tam ani kawa�ka mi�sa. Motywem s�: jarzyny, kwiaty i jedna ryba. S�dz�c po tematyce i kolorystyce tych martwych natur nale�a�oby przyj�� do przekonania, �e Anglicy tego okresu byli wegetarianami i daltonistami.
Pejza� angielski nie uleg� zmianie od osiemnastego stulecia. Nie ma p�l uprawnych, same tylko pastwiska lub ogrody wielkich rezydencji. Uwa�ny badacz znalaz�by jednak drobny nowy szczeg�.
Postacie ludzkie w pejza�u stoj� zwykle w pozycji pochylonej, trzymaj�c w r�ku ma�e metalowe motyki osadzone na d�ugich kijach. (Golf?)
Oficjalne malarstwo angielskie nie m�wi prawdy o �yciu narodu. Nie ma tam obraz�w przedstawiaj�cych ci�k� prac� robotnik�w stalowni, dok�w portowych czy kopalni. Arty�ci oficjalni po�wi�cili si� wy��cznie portretowaniu ma�ej grupy paso�yt�w spo�ecznych. Jest to, jak gdyby malarz krajobrazu pragn�c odtworzy� las, malowa� tylko grzyby drzewne czy jemio�y nie maluj�c drzew. Czy mamy jednak s�uszno�� szukaj�c w malarstwie �wiadectwa epoki i obyczaju?
Powiedzia� kiedy� Stanis�aw Witkiewicz, �e dobrze namalowana g�owa kapusty lepszym jest obrazem ni� �le namalowana g�owa Chrystusa. Nie tyle jest bowiem wa�ne, co si� maluje, ale jak si� maluje. Patrz�c pod tym k�tem widzenia na wystaw� w Royal Academy doj�� musimy do przekonania, �e �rodki artystyczne angielskich malarzy oficjalnych s� w zgodzie z czasem i ich przynale�no�ci� klasow�. Cechuje to malarstwo konserwatywna tch�rzliwo�� w operowaniu form�, �wiat�em i kolorem. Pokutuje tu jeszcze z�a epoka malarstwa monachijskiego, kt�ra niestety ukszta�towa�a gusta estetyczne ludzi starszego pokolenia bur�uazyjnego, ludzi, kt�rzy dzi� narzucaj� swe wymagania oficjalnym artystom ch�tnym zarobku i uznania. Pr�no by szuka� tu nowych pr�b czy indywidualnych �rodk�w interpretowania natury. Nie ma tu malarstwa realistycznego, ale panuje prawie wy��cznie zdawkowy, p�ytki naturalizm.
Wystawa w Royal Academy of Arts nie reprezentuje jednak ca�ego malarstwa wsp�czesnej Anglii. Trzeba przyzna�, i� cz�� powa�niejszych artyst�w stroni od tych oficjalnych salon�w. Trzeba przyzna�, i� nawet Royal Academy, czuj�c ja�owo�� i fa�sz swych dorocznych wystaw, zacz�a dopuszcza� nieco �wie�szych, m�odych talent�w. Nie zmieni�o to jednak og�lnego charakteru tej instytucji.
Je�li kiedy� Londyn rozsypie si� w gruzy, przysz�y archeolog niech stroni od ruin Royal Academy. Nie warto tam b�dzie grzeba�.
Za ma�o i za du�o
Tematem narad dwudniowych w Zwi�zku Literat�w ma by� stosunek naszego pi�miennictwa do zagadnie� wsp�czesnych. Daje si� bowiem zaobserwowa� wyra�na ucieczka od tematyki aktualnej. Niepokoj�ce zw�aszcza s� masowe wycieczki pisarzy w poszukiwaniu postaci historycznych. Temat historyczny, zw�aszcza w teatrze, u�atwia zadanie pisarzom, kt�rzy niewiele maj� do powiedzenia lub kt�rzy nie umiej� lub nie chc� wyj�� naprzeciw problemom dnia dzisiejszego. Historia daje fabu�� i charakter g��wnych postaci. Autor skleci par� obrazk�w z epoki i spraw� uwa�a za za�atwion�.
Jest rzecz� charakterystyczn�, i� wybiera si� postaci najmniej kontrowersyjne i uznane za pozytywne w naszej przesz�o�ci, a wi�c najwygodniejsze jako ucieczka przed problematyk� �yw�. Powstaj� wi�c sztuki o Reju, o Kochanowskim, o Koperniku, Staszicu, Ko���taju, Bogus�awskim. Tylko patrze�, jak b�dziemy mieli komedi� muzyczn� o Dekercie i oper� o biskupie Krasickim. Poniewa� pisarze wywiedzieli si�, kt�re z postaci historycznych uznane zosta�y przez krytyk� marksistowsk� za pozytywne, id�c po tej linii, si�gn� niebawem do epoki pozytywizmu warszawskiego i obdaruj� nas sztukami o Orzeszkowej i Prusie albo komedi� z ta�cami g�ralskimi na temat Cha�ubi�skiego.
Prowadzi to cz�sto do osobliwych nieporozumie� artystycznych. Czyta�em par� fragment�w poetyckich sztuki Maliszewskiego o Kochanowskim. W sztuce tej Kochanowski m�wi wierszem Maliszewskiego. Wola�bym, �eby by�o odwrotnie. Jeszcze p� biedy, je�li chodzi o par� Maliszewski � Kochanowski, ale gorzej b�dzie, gdy Brandstaetter napisze sztuk� o Mickiewiczu i Mickiewicz b�dzie m�wi� ze sceny wiersze Brandstaettera.
Warto by przynajmniej wprowadzi� zasad�, �e sztuki o poetach powinny by� pisane proz�. By�by to b�d� co b�d� pewien objaw poszanowania dla wielkich poet�w przesz�o�ci.
Gdy jedni pisarze uciekaj� w przesz�o��, zdarzy� si� odosobniony przypadek ucieczki w przysz�o��, i to do tego na inn� planet�. St. Lem napisa� zajmuj�c� powie�� dla m�odzie�y Astronauci, kt�rej akcja rozgrywa si� na planecie Wenus. Rozp�ta�a si� wok� tej powie�ci dyskusja zataczaj�ca kr�gi mi�dzyplanetarne. Recenzentka tej powie�ci tak sformu�owa�a sw�j najwa�niejszy zarzut: �To samo tyczy i sprawy Wenusjan: zarzucam Lemowi, �e gin� oni dlatego, �e napadli na ziemi�, a nie dlatego, �e �yj� w okre�lonym antagonistycznym spo�ecze�stwie.�
Jak widzimy, antagonizmy spo�eczne obowi�zuj� na przestrzeni ca�ego systemu s�onecznego. Dowiedzieli�my si� r�wnie�, �e stosunki antagonistyczne doprowadzaj� do zag�ady gatunku. Nie bez powodu Pawe� Hoffman ostrzega� parokrotnie naszych pisarzy przed wulgaryzacj� marksizmu. Warto by r�wnie� przypomnie�, �e brak poczucia proporcji i brak poczucia �mieszno�ci jest r�wnie� powa�nym mankamentem.
Uwagi moje na temat sztuk historycznych nie mog� si� oczywi�cie stosowa� do ka�dej sztuki o tematyce historycznej. Ale wydaje mi si�, �e schodzi� do historii nale�y po to, aby z niej wynie�� na �wiat�o dnia zagadnienia i konfrontacje wa�ne dla cz�owieka naszej epoki. Je�li za� chodzi o powie�� fantastyczn�, to pewien jestem, �e znaczenie takich powie�ci jest nie doceniane. Powie�� fantastyczna, a raczej powie�� na tematy przysz�o�ciowe, pobudza� winna imaginacj� m�odzie�y, dawa� pokarm marzeniom, pokazywa� najdalsze drogi i cele budowy socjalizmu, malowa� �wiat przysz�y, �wiat cz�owieka wyzwolonego.
Mitologia naszych wierze� nie musi ucieka� si� do si� nadprzyrodzonych, �yjemy bowiem w czasach, gdy fizyka bardziej dzia�a na wyobra�ni� ni� metafizyka. Depesza w gazecie dystansuje legendy biblijne, jak�e bowiem skromnie wygl�da opowie�� o wodzie, kt�r� Moj�esz wypu�ci� ze ska�y, wobec po��czenia Wo�gi z Donem, wobec tych pot�nych strumieni nowej rzeki, kt�ra zmienia ogromne przestrzenie step�w bezwodnych na ziemie �yzne, kt�ra przeobra�a flor� obszar�w wi�kszych od niejednego pa�stwa europejskiego.
Po��czenie Wo�gi z Donem obejdzie si� bez z�ych wierszy. L�kam si� jednak, �e fakt ten stanie si� przyczyn� zalewu naszej rodzimej grafomanii, upustu wody poetyckiej, kt�ra niczego nie zmieni ani niczego nie u�y�ni.
Nadmiar wierszy okoliczno�ciowych w naszej prasie jest zjawiskiem nie mniej niepokoj�cym ni� odwracanie si� wielu pisarzy od problematyki wsp�czesnej. Z�a propaganda jest antypropagand�. Z�y wiersz okoliczno�ciowy nie jest pozycj� oboj�tna, ale pozycj� szkodliwa. Wobec zdarze� tragicznych, jak �mier� skaza�c�w greckich czy los ludno�ci Korei, obowi�zywa� musi pisarza prawdziwy stosunek uczuciowy i prawdziwa solidarno��. Martwo urodzone deklaratywne elukubracje s� obraz� dla naszej wsp�lnej sprawy.
Warto by ograniczy� powa�nie ilo�� miejsca po�wieconego poezji, zw�aszcza w pismach codziennych i tygodnikach nieliterackich. Wytworzy� si� do�� osobliwy proceder szmuglu towar�w wierszowanych. Naj�atwiej przekra�� si� przez granic� do kraju poezji, tam gdzie ta granica najmniej jest strze�ona. Redaktorzy pism codziennych i przer�nych tygodnik�w warszawskich i prowincjonalnych ch�tnie �ataj� dziury lub wykr�caj� si� sianem, czyli z�ym wierszem deklaratywnym, tam gdzie trzeba napisa� z sensem o jakim� wa�nym zdarzeniu politycznym.
Przyzwyczajono czytelnik�w, �e wiersz mo�e nie mie� sensu. Niedawno jeden z naszych czo�owych poet�w opublikowa� wiersz, w kt�rym przez omy�k� w maszynopisie wypuszczono jedn� linijk� odbieraj�c ca�kowicie sens zako�czeniu wiersza. Nie zauwa�y� tego redaktor, bo przyzwyczai� si�, �e w utworach wierszowanych mo�e nie by� sensu. Sekretarz redakcji przeczyta� i stwierdzi�, �e w danym fragmencie nie ma sensu, co uzna� za stan naturalny.
Oczywi�cie redakcje pism literackich mog� pope�nia� podobne b��dy lub te� mog� myli� si� w ocenie nadsy�anych poezji, ale w ka�dym razie jest tam jaki� fachowy stosunek do poezji i stosowane s� jakie� kryteria. Kt� jednak pozwoli� redaktorom najrozmaitszych fachowych i niefachowych publikacji dziennikarskich kreowa� si� na s�dzi�w w dziedzinie poezji? Widzimy, �e w �Tw�rczo�ci�, gdzie redaktorem jest poeta z prawdziwego zdarzenia, poziom poezji jest wysoki, a je�li miesi�cznik ten wydrukuje czasem utw�r zatr�caj�cy grafomani�, nie czyni tego nigdy bez dostatecznych powod�w natury pobocznej.
Jednym s�owem troch� mniej miejsca dla wierszy, a troch� wi�cej dla poezji, troch� mniej szmuglu i szabrowania naszej historii, a troch� wi�cej samodzielno�ci artystycznej, a nade wszystko prawdziwej ch�ci wzruszenia, przekonania i pozyskania czytelnika.
Dwudziestopi�ciolecie �Szpilek�
Nie lubi� numer�w specjalnych. Bior�c do r�ki numer specjalny tygodnika czy miesi�cznika, �egnamy si� z nadziej� jakiejkolwiek niespodzianki. Je�li numer po�wi�cony jest np. Czechos�owacji, to ju� wiemy, �e wszystko b�dzie czechos�owackie. Kino, sport, pi�owanie drzewa, czechos�owackie dzieci z kwiatkami, odlewnia stali, czechos�owacki zach�d s�o�ca, dworzec kolejowy i kukurydza. Je�li numer po�wi�cony b�dzie m�odzie�y jugos�owia�skiej, wszystko wy�ej wymienione b�dzie jugos�owia�skie z wyj�tkiem dworca, kt�ry po dawnemu b�dzie si� nazywa� Foksal (co� mi si� tu popl�ta�o).
W razie gdyby numer specjalny po�wi�cony by� dzieciom korea�skim albo kobiecie rumu�skiej, wszystko b�dzie korea�skie, kobiece, rumu�skie i dziecinne. Czytelnik woli wi�ksz� rozmaito�� i cho� odrobin� czego� niespodziewanego.
Prasa nasza od czasu do czasu daje nam takie niespodzianki. We�my cho�by tak� coca-col�. Przez par� lat ustawiano nasze pogl�dy i usztywniano ideowo nasz stosunek do coca-coli. Wiadomo, �e �wi�stwo imperialistyczne, �e stonka ziemniaczana w p�ynie, �e wycisk cz�owieka przez cz�owieka. Wa�yk nawet kiedy� wiersz napisa� o tych, co pija coca-col�. A� tu wszystko nagle inaczej. Putrament jako kiper ideologiczny spr�bowa�, pocmoka�, pog�adzi� si� po brzuchu, powiedzia� �mniam, mniam� i coca-cola ju� dobra, nasza, demokratyczna, post�powa, p�ynie nurtem ludowym. Takie rzeczy czytelnik lubi.
Numery specjalne, podobnie jak obchody, nie zawsze s� do�� usprawiedliwione. Wystarczy czasem byle b�ahy pow�d. Na przyk�ad: �Dzi� oto up�ywa trzysta osiemdziesi�t pi�� lat od urodzin Tassa! Uczcijmy Tassa! Wszyscy frontem ku Tassowi!� A przecie� ka�dego dnia up�ywa jaka� rocznica jakiego� zdarzenia. Powinny, wydaje mi si�, obowi�zywa� cyfry okr�g�e. I to od �mierci, a nie od urodzin. Ostatecznie urodzi� si� mo�e byle kto, ale umrze� jako Ayicenna albo Tasso to ju� grubsza sprawa.
Jakie daty i jakie powinni�my obchodzi� rocznice? Powodowany niepokojem, aby nie omin�� jakiej� wa�nej rocznicy, zacz��em wertowa� wielkie trzytomowe dzie�o pt. Polska, jej dzieje i kultura. Jest tam �Tablica chronologiczna najwa�niejszych wydarze� z dziej�w Polski�. Znalaz�em na stycze� par� rocznic nie byle jakich. Np. �22 stycznia, walki pod Kirlibab�� albo �28 stycznia, Minister Zdziechowski referuje w sejmie sytuacj� bud�etow��. Mimo i� nale�� do ludzi, kt�rzy z racji swego urodzenia pami�taj� dobrze koszmarne czasy sanacji, B�g mi �wiadkiem, �e nie wiem, kto i o co bi� si� w styczniu pod Kirlibab� i nie mam poj�cia, dlaczego referat jakiego� Zdziechowskiego by� jednym z najwa�niejszych wydarze� w dziejach Polski. Jak widzimy, trzeba by� ostro�nym z t� wa�no�ci� dat i obchod�w, aby si� nie znale�� przypadkiem pod Kirlibab�.
Trzeba tu stosowa� prost� i uczciw� zasad�. Obchodzi� to, co nas naprawd� obchodzi. My�l� tu o dwudziestoleciu �Szpilek�.
�yczenia
Opowiada� mi Nazim Hikmet bardzo �adn� histori� o swoich dwu podr�ach do Moskwy. Po raz pierwszy pojecha� do stolicy Zwi�zku Rad w roku 1922. By� wtedy m�odym studentem. M�ody by� r�wnie� socjalizm budowany w Zwi�zku Radzieckim. Po powrocie do Turcji na licznych konspiracyjnych zebraniach zdawa� relacj� studentom, robotnikom, komunistom i sympatykom ze swoich wra�e� z Moskwy. Pytania dotycz�ce wygl�du miasta by�y do�� k�opotliwe. Moskwa w roku 1922 nie odpowiada�a wyobra�eniom, jakie o niej mieli m�odzi entuzja�ci tureccy. Pytano si� Hikmeta, czy s� w Moskwie tak wysokie domy jak w Nowym Jorku, czy s� takie ulice szerokie jak Unter den Linden, czy jest tyle samochod�w co w Pary�u lub Londynie. Na wszystkie te pytania Nazim Hikmet odpowiada� twierdz�co. � Tyle mieli � opowiada� � nadziei i entuzjazmu, �e by�o mi �al burzy� ten wyimaginowany obraz stolicy rewolucji. Tak � m�wi�em � s� wysokie domy, a samochod�w jest dziesi�� razy wi�cej ni� w Stambule.
Po wizycie w Moskwie w 1952 pytano mnie si�, kiedy pierwszy raz by�em w stolicy Zwi�zku Radzieckiego i jakie widz� zmiany. � Pierwszy raz by�em w roku 1922. Zmiany? Nie widz� �adnych. Ju� bowiem w opowiadaniach Hikmeta w Moskwie w roku 1922 by�y dzisiejsze wie�owce, szerokie arterie i niezliczone ilo�ci samochod�w.
Wielkoduszno�� znakomitego poety obdarzy�a Moskw� trzydzie�ci lat temu wszystkimi urokami wielkiej metropolii. Nie powiedzia� ani s�owa nieprawdziwego. Wyprzedzi� tylko bieg wypadk�w, powodowany wiar�, kt�ra okaza�a si� dobrym przewodnikiem.
Gdy przyjecha�em po raz pierwszy po wojnie do Warszawy w sierpniu 1945 roku, musz� wyzna�, �e nie mia�em tej wielkoduszno�ci i wiary. Nie wierzy�em nie tylko w drapacza chmur, nowe dzielnice i zmartwychpowstanie dzielnic starych. Nie wierzy�em w og�le w mo�liwo�� odbudowania stolicy. Plany moich przyjaci� architekt�w, ca�y �wczesny BO� wyda� mi si� typowym romantycznym nieodpowiedzialnym bajdurzeniem, jeszcze jedn� form� szar�y kawaleryjskiej na czo�gi, narodow� tradycyjn� polsk� fanfaronad�.
Gdy pierwszego dnia po przyje�dzie wyszed�em na miasto, �al �cisn�� mi gard�o. Rozezna� nawet nie mog�em �ladu dawnych ulic, drapa�em si� po piargach i przedziera�em przez krzaki ost�w bujnie rozros�ych na ruinach. Nie wierzy�em, �e to miasto mo�e o�y�, sta� si� miejscem, gdzie zwykli ludzie za�atwia� b�d� zwyk�e ludzkie sprawy.
(Co do za�atwiania zwyk�ych ludzkich spraw, prosz� mi wybaczy� ma�� dygresj�. W odbudowanej Warszawie zwyk�e ludzkie sprawy ludzie za�atwiaj� nieraz w miejscach najzupe�niej niezwyk�ych. Niedawno spotka�em na moich schodach zwyk�ego cz�owieka, kt�ry robi� tam rzecz do�� niezwyk��. � Co to jest? � spyta�em. � Co pan robi? � A co, czy to rebus? Nie widzisz pan? � odpowiedzia� zwyk�y cz�owiek. Gospodarze naszego miasta powinni pomy�le� o wi�kszej ilo�ci pisuar�w.)
W roku 1945 wydawa�o mi si�, �e Warszawa b�dzie wiecznym cmentarzyskiem, �e ludzie ucieka� b�d� od tych ruin. Pierwsze jednak nadzieje lepszej przysz�o�ci wzbudzi�y we mnie nie plany architektoniczne BOS-u, ale ludzie warszawscy, warszawska ulica, nawet ma�e warszawskie cukierenki, sklepiki, koszyki, knajpki.
Nie docenia�em w swej ma�oduszno�ci dwu wielkich pozytywnych czynnik�w. Pierwszym czynnikiem, i to najwa�niejszym, by�o oddanie �rodk�w produkcji w�adzy ludowej. Bez rewolucji nie by�oby Warszawy. Kapita� prywatny nie podj��by tego heroicznego zadania. Drugim czynnikiem byli warszawiacy. My�l�, �e gdyby nie oni, nawet rewolucja by nie pomog�a. Do Krakowa nikt si� nie pcha, do �odzi, cho� by�a nie zniszczona, nikt si� nie pcha, a do Warszawy pchaj� si�. Ja sam pcha�em si� i dlatego odm�wi�em powrotu do Londynu.
Gdy przypominam sobie ten czas mego w Warszawie pobytu, najbardziej chyba wzrusza�o mnie wtedy budzenie si�, odradzanie warszawskiego stylu. Na czym ten styl polega? Dla mnie osobi�cie jest to osobliwe po��czenie cwaniactwa z fantazj� i odwagi ze znakomitym, celnym dowcipem. Czy� nie jest dowodem fantazji, �e jednym z pierwszych odrestaurowanych sklep�w na rogu Marsza�kowskiej i Alei by�a kwiaciarnia? Ta fantazja i to cwaniactwo przybiera�o czasem formy groteskowe. Na drzewku wp�uschni�tym i kulami poharatanym wisia�, pami�tam, napis �Pedicure�. Ten sam napis powtarza� si� na kupie cegie� obok le��cej. By�a tam jeszcze strza�ka. Id�c za t� strza�k� znale�� mo�na by�o w trzecim podw�rku zrujnowanej kamienicy lokal tego specjalisty od wycinania nagniotk�w. Poniewa� schod�w nie by�o, amatorzy pedicure wchodzili do niego po drabinie.
W mie�cie tak bezprzyk�adnie zniszczonym, gdy jeszcze nie by�o wody, gazu ani tramwaj�w, ju� by�y kwiaciarnie i �pedicure�. W tym negli�owaniu strasznego zniszczenia by� zdrowy duch ludu warszawskiego. Niemal nazajutrz po wyzwoleniu stan�� do pracy robotnik, rzemie�lnik, inteligent warszawski. O, pami�tam, jak ze wzruszeniem s�ucha�em w cukierni Gali�skiego ma�ej dziewczynki, kt�ra recytowa�a bez zaj�knienia: �Prosz� dwa j�zyki adwokackie, dwie bezy, dwie napoleonki i jedno krakowskie z serem.� Okaza�o si�, �e �adna bomba, �aden po�ar nie zdo�a zniszczy� warszawskich ciastek.
W tej to kawiarence wzi��em pierwszy raz do r�ki ��ycie Warszawy� i jestem jego wiernym czytelnikiem, ale zara�ony wspania�ym optymizmem Hikmeta wierz�, �e ju� nied�ugo ��ycie Warszawy� stanie si� ca�� pyskat� g�b�, naprawd� warszawskim pismem. Wyje�d�am w�a�nie w paromiesi�czn� podr�. Je�li tam, gdzie jad�, spotkam Polak�w, kt�rzy kochaj� Warszaw�, i je�li spytaj� si� mnie, czy jest w Warszawie pismo, kt�re ma fantazj�, odwag� i dowcip, pismo, kt�re unika komuna��w, nudziarstwa i frazesu � odpowiem im: � Jest takie pismo, nazywa si� ��ycie Warszawy�.
Kartki z notatnika podr�y po Urugwaju
W Cannes wsiadam na pi�kny okr�t w�oski �Augustus�. W czasach gdy przestrze� mi�dzy Pary�em a Montevideo przeby� mo�na w trzydzie�ci godzin, linie okr�towe wygod� i zbytkiem konkuruj� z samolotami. Ja jeden z delegat�w polskich na konferencj� Unesco wybra�em ten �rodek lokomocji. Nie jestem ministrem, nie pracuj� w �adnym urz�dzie, nie mam termin�w, zebra� i konferencji, kt�re czekaj� na moich koleg�w. Podr� trwa� b�dzie dwa tygodnie, zatrzymujemy si� w Barcelonie, Dakarze, Santos, Rio de Janeiro. Te dwa tygodnie nie b�d� czasem zmarnowanym. I ja mam swoje spotkania i konferencje. Spotka� chcia�bym dawne krajobrazy mojej pierwszej, m�odzie�czej podr�y do Brazylii. Mam zamiar odby� par� �ci�le poufnych konferencji z po�udniowym oceanem, z gwiazdami drugiej p�kuli, z palmami na Tijuca. My�l� tak�e o pewnym wa�nym posiedzeniu w Montevideo. Po prostu o posiedzeniu na pla�y.
* * *
Okr�t jest znakomitym terenem obserwacyjnym. Ludzie wyj�ci, wyrwani z codziennej rutyny podatniejsi si� staj� badaniu. Niezwyk�o�� sytuacji jest odczynnikiem podobnym do barwnika, kt�ry s�u�y przy badaniach mikroskopowych. Mo�na tu obserwowa� r�ne drobnoustroje ludzkie i w og�le ustroje.
* * *
Jedzie na �Augustusie� ca�a delegacja w�oska, paru cz�onk�w egzekutywy i sekretariatu Unesco. S� te� delegaci zaprzyja�nionych republik ludowych W�gier i Rumunii. Mo�na tu b�dzie za�atwi� sporo spraw zwi�zanych z konferencj�. Chodzi mi o przygotowanie poparcia dla mojego wniosku w sprawie rocznicy Mickiewiczowskiej. Unesco dla uczczenia rocznicy Goethowskiej wyda�o ksi��k� Goethemu po�wi�con�. Podobnie uczczono rocznic� Leonarda da Vinci. Mo�e uda si� przeprowadzi� wniosek o wydaniu przez Narody Zjednoczone ksi��ki o Mickiewiczu.
* * *
Wieczorem pokazuj� nam film. Czemu W�osi, kt�rzy maj� tak znakomite filmy, pokazuj� na �Augustusie� bardzo z�y film ameryka�ski? Widocznie takie s� gusta bogatej klienteli mi�dzynarodowej. De Augustibus non est disputandum. W czasie pokazu tego filmu ameryka�skiego widz�, �e pod �cian� stoi delegat w�oski Branco. Gdy przed paru laty ust�pi�em ze stanowiska szefa sekcji literatury mi�dzynarodowej w Unesco, miejsce po mnie zaj�� w�a�nie ten sympatyczny profesor z Padwy. Ust�puj� mu i teraz miejsca. Powiadam: � Po raz drugi oddaj� panu swoje krzes�o. � Pokazuj�c na ekran, dodaj�: � Z tych samych powod�w.
* * *
Ksi�na N. zaszczyci�a mnie rozmow�. Jest to, jak powiada Dickens, �osoba niegdy� m�oda�. Co wiecz�r wyst�puje w innej toalecie i fantastycznej bi�uterii. Spokrewniona z ca�ym almanachem gotajskim, okaza�a mi specjalne zainteresowanie jako Polakowi. Uzna�a oczywi�cie, �e Polak, kt�ry jedzie pierwsz� klas�, nie mo�e by� wrogiem klasowym. Spyta�a mnie dobrotliwie, czy znam princesse Radziwi��. Poprosi�em o powt�rzenie. Radziwi��? Nie. Nie znam takiego nazwiska. Ksi�na N. popatrzy�a na mnie z zainteresowaniem. Zlustrowa�a mnie wzrokiem. � And count Potocki? � spyta�a po chwili. � How do you spell it? (jak si� to pisze) � odpowiedzia�em pytaniem na pytanie. � P.O.T.O.C.K.I. � Nie. Nigdy nie s�ysza�em. Mo�e Pomianowski? O Pomianowskim ona nie s�ysza�a. Spojrza�a na mnie dziwnym wzrokiem. By�o to ostatnie spojrzenie, jakim mnie zaszczyci�a.
* * *
W porcie S. odwiedza statek nasz attache. Jad� z nim do Sao Paulo. Jedziemy wspania�� autostrad�, z kt�rej widok roztacza si� na zatok� i pasmo g�rskie okryte lasami dziewiczymi. Sao Paulo jest dzi� wielkim nowoczesnym miastem. Architektura wzorowana pocz�tkowo na ameryka�skich drapaczach na