5204
Szczegóły |
Tytuł |
5204 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5204 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5204 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5204 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Micha� �ukaszewicz
Archeologia
Aubusobat lecia� po wybojach chmur krzyw� lini�. Grzmia�o.
B�yskawice o�wietla�y smagane ulew� miasto. Jakie? Nietrudno
zgadn��. Po�rodku wznosi� si� zako�czony z�ot� iglic� pa�ac
dawno zmar�ego tyrana. By� pi�kny. Wynios�y niczym wie�a, a
jednocze�nie rozparty na czterech swych bastionach, jak s�o�
na grzbiecie ��wia p�ywaj�cego w kosmicznym oceanie.
Z�ocista iglica k�u�a niebo niczym ��d�o skorpiona. Tysi�ce
architektonicznych detali upodabnia�y t� wspania�� budowl�
do imieninowego tortu. Charakterystyczny punkt w
czasoprzestrzeni. Nie mo�na si� pomyli�.
Stan�li�my. Zagrzmia�o raz jeszcze i od zachodniej a� po
wschodni� cz�� placu rozpostar�a swe ramiona t�cza. Znak
l�dowania. Nasz znak.
Wysiedli�my. Pierwszy jak zwykle docent Grabiec.
Niewysoki, �ysy, stary, na oko ze trzy miliony lat. Po nim
panie Celesan i Calina, magister Marcioch i my, studenci.
- Prosz� pa�stwa - rzek� docent Grabiec - jak widzicie,
teren jest ju� przygotowany, nie warto wi�c zwleka�. Prosz�,
do �opat!
Szybko odwalili�my zb�dne chmury. Zroszone deszczem
miasto b�yszcza�o jak dobrze naoliwiony mechanizm.
Pociemnia�ymi ulicami przesuwa�y si� male�kie tramwaje, tu i
�wdzie sun�y powoli czarne kropeczki - samochody.
Docent Grabiec zacz�� skrupulatnie wytycza� teren.
Pierwszy ko�ek wbi� nieco na p�noc od placu, drugi po
przeciwnej stronie. Magister Marcioch robi� to samo na
kierunku poprzecznym. Panie Celesan i Calina zgra�y k�ty i
wytyczyli�my kwadrat maj�cy by� polem naszych bada�. Jego
powierzchnia wynosi�a pi�� st�p Merkatora, co, pomno�one
przez odleg�o�� od powierzchni ziemi, da�o w sumie sze�cian
o obj�to�ci dziesi�ciu kaust�w �ywej czasoprzestrzeni.
- Zaczynamy! - obwie�ci� docent Grabiec i siad�szy na
sk�adasto�ku zacz�� z perfekcj� fachowca kr�ci� spiral�
antitimerona. Pierwsze dotkni�cie wywo�a�o efekt iskrzenia.
W czasosze�cianie wok� pa�acu imperatora zaiskrzy�o
mikrowy�adowaniami.
- No, co tam? - spyta� docent panie siedz�ce przy
no�ycowych lornetach.
- Jeszcze nic. Tylko du�o pijanych - poinformowa�y go
zgodnie. - Mo�e w��czy� pods�uch?
- W��czy�. A panowie studenci b�d� �askawi zdejmowa�
timeralne warstwice, tylko ostro�nie, drewnianymi �opatkami.
A jak si� ju� co� wy�oni, to delikatnie, na Jowisza,
delikatnie!
Pokr�ci� spiral�. Pa�ac imperatora znikn�� jak sen. Na
dole czernia�y tylko ruiny. Ci�ar�wki wywozi�y gruz
spalonego miasta.
- Chyba co� niedobrego tutaj si� zdarzy�o - rzek� jeden
ze student�w. - Czarna warstwa!
- Ma pan racj�! - rzek� docent. - Ale w takim razie
prosz� sobie przypomnie�, co to za wojna i kt�ry nosi�a
numer?
Student nie umia� odpowiedzie�.
Na szcz�cie zn�w zaiskrzy�o i docent skupi� uwag� na
spirali, a jego asystentki na pods�uchu. Cyferki migota�y,
a� zatrzyma�y si� na dacie 1939. Wtedy us�yszeli jaki� g�os
z ma�ej knajpki przy ulicy Z�otej. "Popatrz, pan! Napisa�em
wczoraj, �e wojny nie b�dzie - rzek� jeden z redaktor�w
licznych w tym mie�cie gazet - a linotypista z�o�y�: Wojny
b�dzie . Z�y znak. Z�y znak!". Drugi redaktor nic nie
powiedzia�. Pani Celesan szybko notowa�a. Ciekawe
znalezisko.
Zn�w zaiskrzy�o.
- Panie docencie, niech pan znajdzie t� wojn�. Takie
ciekawe wydarzenie!
Cyferki w liczniku kr�ci�y si� to w jedn�, to w drug�
stron�. Pachnia�o to prochem, to wapnem.
- Panie docencie! Niech pan spojrzy, co znale�li
studenci! - pisn�a pani Calina. Na bia�ej chusteczce le�a�
przewr�cony na bok ma�y czo�g.
- �adne! - rzek� docent. - Wci�gnijcie do inwentarza. A
kt�ra to ju� godzina, to jest, rzec chcia�em, kt�ry mamy
rok?
Studenci pokpiwali z jego roztargnienia. Kilku
pokrzepia�o si� na boku flaszk� zmys�owianki.
- Panie docencie, wolniej - popiskiwa�y obie panie. Ech,
kobiety, kobiety. Na skali wzgl�dnej ustali� si� wreszcie
rok 1905 - w pods�uchu co� zachrobota�o: "Patrzcie, no,
panie dobrodzieju - s�ycha� by�o g�os kamienicznego str�a
jednej z posesji przy ulicy Z�otej, Ignacego Ry�ki - wczoraj
na ulicy Spokojnej rzucili bomb� na pow�z Jego
Wysokob�agodorodia Gieniera�a wszechsapierskowo korpusa
kniazja Gienrika Kaszlinskowo. �eby tylko z tego czego nie
by�o!".
Pe�ni�ce teraz rol� sekretarek panie notowa�y pilnie.
"A wy, Ignacy, co o tym my�lita?" - us�ysza�y jeszcze
s�owa jego s�siada str�a, te� zreszt�, jak i Ry�ki,
wsp�pracownika Ochrany. A potem zapad�a cisza.
- 1905! - rzek� bez patrzenia na skal� docent. By�
specjalist� w zakresie datozgadywania.
- Panie docencie, wolniej! - prosi�y obie panie.
Miasto pod nimi w niczym ju� nie przypomina�o miasta, nad
kt�rym zaparkowali Aubusobat. Dawno znikn�� orientacyjny
punkt ze z�ot� iglic� i w og�le brakowa�o wysokich gmach�w.
W dole k��bi�y si� drewniane budyneczki ledwo od ziemi
odros�e.
- �redniowiecze? - zastanawiali si� studenci.
- Ale� to urocze! Trzeba sfotografowa� - przymila�y si�
obie panie.
- Nie b�d�my dzie�mi - ofukn�� je docent. - Jak widz�,
nie znaj� panie elementarnych praw czasobrania. Cho� na te
obrazy patrzymy, nie mo�na ich jednak sfotografowa�. To
elementarz: "Minionych kszta�t�w �aden cud nie wr�ci!"
- Ale jak to dobrze, �e przynajmniej mo�emy popatrze�! -
czuli�a si� pani Celesan.
Pracowali a� do zmierzchu, a� wreszcie nakryli wykop
plastykow� p�acht�, �eby nie napada�o, po czym wsiedli do
Aubusobatu. Sezon bada� to trzy, cztery miesi�ce w roku. Nic
dziwnego, �e cieszyli si� ze wszystkich uszczkni�tych
zmierzch�o�ci drobin. Ich wy�owienie by�o kwesti� przypadku
- przygodnej materializacji na lustrzanie b�yszcz�cych
�opatach student�w. Czo�g, potem jakie� nieociosane kamienie
i to wszystko. Jeszcze tylko studentowi Gmochowi uda�o si�
z�apa� penset� przelatuj�c� w pobli�u kul� armatni� z epoki
potopu drugiego, to jest szwedzkiego. W roku 1599 Aubusobat
zacz�� strzela� w ga�niku. Kroniki zanotowa�y, �e nad
miastem przetoczy�a si� w�wczas pot�na burza, a pioruny
zapali�y kilka dom�w. Mija�y tygodnie. Praca sz�a powoli.
Coraz trudniejsza, coraz dog��bniejsza. Spirala iskrzy�a,
ksi���ta mazowieccy wadzili si� i walczyli o tron, a panie
Celesan i Calina wo�a�y, �eby wolniej. Studenci ocierali pot
z czo�a i wrzucali flaszki do Wis�y. Pod szklanymi kloszami
uk�adano wydobyte czasopipet� z migaj�cych w dole mira�y -
miecze i szyszaki, srebrne pieni��ki, a nawet koguciki z
ko�cielnych wie�. Jak co w rurk� wpad�o. Byle nie m�y�ski
kamie�. Aparatura cz�sto zawodzi�a. Konrad Mazowiecki zerka�
w stron� Krzy�ak�w, iskrzy�o, docent stawa� si� zgry�liwy,
palce �lizga�y si� po skalometrze. Popiel otru� swoich
dwunastu stryj�w. Iskrzy�o. Popiela zjad�y myszy. Co�
chrobota�o w obwodach scalonych skalometru. Ludno��
Biskupina opu�ci�a w panice swoje grodzisko. Okaza�o si�, �e
cz�� wyemigrowa�a do Warszawy. Ale tej ju� dawno nie by�o.
Wsz�dzie puszcza. Jak tu nazwa� wytyczony wcze�niej kwadrat?
Pod Aubusobatem przesuwa�y si� lodowce, a mamuty ucieka�y
przed hordami pierwotnych �owc�w. Archeolodzy pracowali bez
wytchnienia. Z powodu zimna w fufajkach. Mija�y wieki. W
przestrzeni rozci�gaj�cej si� tu� pod nimi ros�y i rozpada�y
si� g�ry, chlupota�y i wysycha�y oceany. Ju� nie pogi�te
blaszki i bursztynowe wisiorki, lecz czasem �ywe
pterodaktyle trzepota�y b�oniastymi skrzyd�ami pod szklanym
kloszem. Sezon powoli si� ko�czy�, a oni nie dotarli do
pocz�tku. Gdzie jest pocz�tek - przecie� ka�de miejsce na
Ziemi ma sw�j pocz�tek. Sko�czy�a si� te� cierpliwo��
docenta Grabca. Iskrzy�o. Wci�� nawala�o. Wreszcie nie
wytrzyma�. Zaci�ni�ta pi�� gruchn�a w skomplikowan�
aparatur�. Hukn�o. Bardzo g�o�no hukn�o. W jednej
sekundzie, w jednym u�amku sekundy wszystkie wydobyte z
niebytu kszta�ty zmaterializowa�y si� i czasoprzestrzenny
sze�cian wype�ni� si� czasoprzestrzenn� zawarto�ci�.
Iguanodony i pterodaktyle, dinozaury i Popiel, myszy i
ludzie, Szwedzi i lataj�ce w powietrzu kule, str� Ignacy i
czo�gi, a nawet zab��kana tu nie wiadomo sk�d strza�a Eleaty
- stan�y w miejscu. A ze �rodka sprasowanej w kostk�
historii stercza� ni w pi��, ni w dziewi�� z�oty szpic
pa�acu. Naukowcy z�apali si� za g�owy. Aubusobat frun�� w
g�r�, unosz�c struchla�ych intruz�w.
Ale tam, na dole, nic si� nie zmieni�o. Zbyt kr�tko to
trwa�o, a w dodatku na placu nie by�o �adnych �wiadk�w,
�adnych przechodni�w. Pora zbyt wczesna. Jeden tylko,
samotny, zmierza� w kierunku Marsza�kowskiej. Zaiskrzy�o.
Uni�s� g�ow� i dostrzeg� w pod�wietlonej wschodz�cym
s�o�cem mgle dziwy, o jakich nikomu si� nie �ni�o.
Niewyra�ne - bo ju� znikaj�ce - a posplatane ze sob� niby
grupa Laokoona kszta�ty wiek�w umar�ych. Przechodzie� stan��
w miejscu niczym �ona Lota. W ustach zrobi�o mu si� s�ono.
Moment i ju� by�o po wszystkim. Strumie� czasu jest
niepokonany. Przedpotopowe morza wyparowa�y, przedpotopowe
stwory rozwia�y si� jak mg�a i tylko jeden ze sp�nionych
dinozaur�w odmaszerowa� wprost do Muzeum Ziemi, kt�re mie�ci
si� w p�nocnej cz�ci Pa�acu. Koniec. Pasa�erowie porannego
ekspresu z Krakowa, kt�rzy w�a�nie wychodzili na miasto,
niczego ju� nie dostrzegli. Chmury tylko pi�trzy�y si�
nisko, jakie� krzywe, wida� Aubusobat zmiesza� je i zbe�ta�.