13520

Szczegóły
Tytuł 13520
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13520 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13520 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13520 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Powie�ci JOHNA le CARRE w Wydawnictwie Amber Budzenie zmar�ych Druciarz, krawiec, �o�nierz, szpieg Jego Uczniowska Mo�� Krawiec z Panamy Ludzie Smileya Miasteczko w Niemczech Russia House Single & Single Szpieg doskona�y Tajny pielgrzym Uciec z zimna Wierny ogrodnik JOHN le CARRE Szpieg doskona�y Przek�ad Jan Rybicki AMBER Tytu� orygina�u APERFECTSPY Redaktorzy serii MA�GORZATA CEBO-FONIOK ZBIGNIEW FONIOK Redakcja techniczna ANDRZEJ W1TKOWSK1 Korekta JOANNA CHRIST1�NUS MARIA RAWSKA i Ilustracja na ok�adce THETA Projekt graficzny ok�adki MA�GORZATA CEBO-FONIOK Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER Wydawnictwo Amber zaprasza na stron� Internetu http://www.amber.sm.pl Copyright � 1986 by le Carre Productions. Ali rights reserved. For the Polish edition Copyright � 2001 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-241-0332-5 DlaR, kt�ry w�drowa� ze mn�, po�yczy� mi psa i dorzuci� par� okruch�w w�asnych prze�y� Kto ma dwie kobiety, Traci dusz�. Kto ma dwa domy, Traci g�ow�. przys�owie .utor chcia�by wyrazi� wdzi�czno�� wszystkim, kt�rzy pomogli mu przy iu tej ksi��ki. S� to: Al Alvarez, kt�ry dwukrotnie przeczyta� r�kopis i po-� si� swymi uwagami; Susan Davidson, Philip Durban i Moritz Macazek, / brali udzia� w gromadzeniu materia��w; Peter Baestrup i jego pracownicy szyngto�skiej redakcji �Wilson Quarterly"; oraz David i J.B. Greenway za Wczesnym rankiem pewnego wietrznego pa�dziernikowego dnia, w ma�ym miasteczku w po�udniowej cz�ci hrabstwa Devon, kt�re 0 tej porze sprawia�o wra�enie ca�kowicie opuszczonego przez mieszka�c�w, ze starej wiejskiej taks�wki wysiad� Magnus Pym. Zap�aci� kierowcy, odczeka�, by ten odjecha�, po czym ruszy� stanowczym krokiem przez przyko�cielny placyk ku rz�dowi s�abo o�wietlonych pensjonat�w pami�taj�cych jeszcze czasy kr�lowej Wiktorii, a nosz�cych tak zach�caj�ce nazwy jak Bel-a-Vista, Commodore czy Eureka. Pan Pym by� cz�owiekiem silnej budowy, lecz pe�nym godno�ci. Kroczy� pewnie, pochylaj�c si� nieco do przodu, zgodnie z najlepszymi tradycjami anglosaskiej klasy urz�dniczej. Z tak� sam� dumn� postaw�, maszeruj�c lub stoj�c, Anglicy wci�gali na maszt swe sztandary, by �opota�y nad zamorskimi koloniami, odkrywali �r�d�a wielkich rzek, trwali do ko�ca na pok�adach ton�cych statk�w. Sam Magnus Pym r�wnie� podr�owa� ju� od szesnastu godzin, cho� nie mia� na sobie ni p�aszcza, ni kapelusza. W jednej d�oni dzier�y� p�kat� czarn�, oficjalnie wygl�daj�c� akt�wk�, w drugiej zielon� torb� od Harrodsa. Silny wiatr od morza smaga� jego wyj�ciowy garnitur, s�l wciska�a si� do oczu, drog� przecina�y mu k��by niesionej wiatrem morskiej piany. Pym nie zwraca� na to uwagi. Doszed� do ganeczku domu z napisem �Wolnych miejsc brak", przycisn�� guzik dzwonka 1 czeka�. Wreszcie nad gankiem zapali�o si� �wiat�o; po chwili zachrz�-�ci� �a�cuch u drzwi. Tymczasem zegar ko�cio�a zacz�� wybija� pi�t�. Jakby w odpowiedzi na ten sygna� Pym obr�ci� si� na pi�cie i jeszcze raz popatrzy� na placyk. Na niezgrabn� bry�� wie�y ko�cio�a baptyst�w rysuj�c� si� na tle p�dz�cych po niebie chmur. Na skr�caj�ce si� na wietrze araukarie, dum� ozdobnych ogr�dk�w. Na puste podium dla orkiestry. ystanek autobusowy. Na ciemne plamy bocznych uliczek. I po ko-tta�d�zbram. Me� to pan, panie Canterbury - us�ysza� za plecami zrz�dliwy g�os y pani, gdy w ko�cu otworzy�y si� drzwi. - �obuz z pana. No tak, i upar� si� pan, �eby jecha� slipingiem. I czemu pan nie zatelefono-a mi�o�� bosk�? Dzie� dobry - powiedzia� Pym. - Jak si� pani miewa? Mniejsza z tym, jak si� miewam, prosz� pana. Prosz� natychmiast do �rodka, zazi�bi si� pan na �mier�. le Pym najwyra�niej nie m�g� oderwa� oczu od brzydkiego, smaga-wiatrem placyku. Wydawa�o mi si�, �e Sea View jest na sprzeda� - zauwa�y�, pod-fdy ona usi�owa�a wci�gn�� go do �rodka. - M�wi�a mi pani, �e pan wyprowadzi� si� po �mierci �ony. �e nie chcia� tam wej�� za pr�g. No pewnie �e nie. By� na co� uczulony. Prosz� pana, niech pan hmiast wchodzi do �rodka. Tylko buty prosz� dobrze wytrze�, a ja zasem zaparz� panu herbaty. To czemu w sypialni na g�rze si� �wieci? - pyta� Pym, pozwalaj�c zcie starszej pani zaci�gn�� si� na schody. ak wiele os�b o sk�onno�ciach do tyranii, panna Dubber by�a nie-ciego wzrostu. By�a te� stara, krucha i pokrzywiona; szlafrok opina� za�amywa� na jej garbatych plecach. - Pan Cook wynaj�� komu� g�rne pi�tro. Wiem, bo Celia Venn mu je alowa�a. No prosz�, ca�y pan Canterbury. - Zamkn�a drzwi na zasu- - Znika na trzy miesi�ce, wraca w �rodku nocy, a potem martwi si� t�em w czyim� domu. - Jeszcze jedna zasuwka. -Nigdy si� pan nie mi. Sama nie wiem, sk�d u mnie do pana tyle cierpliwo�ci. - A kt� to jest Celia Venn? -No przecie� to c�rka doktora Venna. Zwykle maluje morze, ale wi-mie... - G�os panny Dubber zmieni� si� gwa�townie. - Jak pan �mie? ;z� to natychmiast zdj��. Zamkn�wszy ostatni� zasuwk�, panna Dubber wyprostowa�a si�, o ile 5�a, i ju� mia�a z rezerw� u�ciska� przybysza, gdy jej spiczasta twa-;zka, zamiast, jak zwykle, przybra� marsowy wyraz - na kt�ry nikt iy nie dawa� si� nabra� - wykrzywi�a si� w grymasie przestrachu. - Co za okropny, czarny krawat! Prosz� mi �mierci do domu nie wno-Kto umar�? Pym by� cz�owiekiem przystojnym, wygl�da� m�odo, cho� dystyngo-lie. Wci�� jeszcze w sile wieku, cho� nieco po pi��dziesi�tce, r�ni� od mieszka�c�w miasteczka mniej flegmatycznym temperamentem. Panna Dubber lubi�a go g��wnie za cudowny u�miech, pe�en ciep�a i szczero�ci, dzi�ki kt�remu robi�o si� jej przy nim tak dobrze. - Nikt taki, droga pani. Stary kolega z ministerstwa, z Whitehall. Nikt z bliskich. - W moim wieku ka�da �mier� to z�y znak, prosz� pana. Jak si� nazywa�? - Prawie go nie zna�em - powiedzia� Pym, chc�c zako�czy� spraw�. Zdj�� jednak krawat i wsun�� go do kieszeni. - I na pewno nie powiem pani, jak si� nazywa�, bo zaraz zacznie pani grzeba� w nekrologach. Gdy to m�wi�, wzrok jego pad� na otwart� ksi��k� meldunkow� le��c� na stoliku w holu, pod pomara�czowym kinkietem, kt�ry sam tam zamontowa� podczas swej ostatniej bytno�ci. -1 co, ma pani teraz jakich� przyjezdnych? - zapyta�, rzucaj�c okiem na list�. - Mo�e jaka� uciekaj�ca parka, jakie� tajemnicze ksi�niczki? A co si� sta�o z tymi dwoma kochasiami, kt�rzy tu byli na Wielkanoc? - To nie byli �adni kochasie - poprawi�a go surowo panna Dubber, ku�tykaj�c w stron� kuchni. - Ka�dy z nich mia� osobny pok�j, a wieczorem zawsze ogl�dali pi�k� w telewizji. Co to pan m�wi�? Ale Pym milcza�. Czasem to, co m�wi�, urywa�o si� nagle, jak rozmowa kontrolowana przez jakiego� wewn�trznego cenzora. Przewr�ci� jeszcze kilka kartek. - Zreszt� ja ju� chyba nie b�d� wynajmowa�. - Panna Dubber zapala�a gaz i ci�gn�a rozmow� przez otwarte drzwi kuchni. - Czasami, jak s�ysz� dzwonek, siedz� sobie tu z Tobym i m�wi�: �Toby, ty otw�rz". No a on nie idzie, bo kot, nawet taki jak on, nie umie otwiera� drzwi. I siedzimy sobie tak, siedzimy, p�ki nie us�yszymy, �e ten kto� sobie poszed�. Spojrza�a na niego szelmowsko, spod oka. - S�uchaj no, Toby - zagadn�a figlarnie kota. - Czy ten nasz pan Canterbury nie jest zakochany, co, jak my�lisz? Co� zanadto dzi� �ywy, i oczy mu si� �wiec�. I tak jakby z dziesi�� lat mu uby�o. Poniewa� kot nie mia� na ten temat nic do powiedzenia, zwr�ci�a si� do kanarka: - Tylko �e i tak nic by nam nie powiedzia�, no nie, ptasiu? Zawsze o wszystkim dowiadujemy si� ostatni, co? �wir, �wir? - John i Sylvia Podpis Nieczytelny z Wimbledonu - odczyta� Pym. Nadal wertowa� ksi�g� meldunkow�. - Pan John robi komputery, pani Sylvia je programuje, zreszt� jutro wyje�d�aj�- powiedzia�a, niby to lekko ura�ona. Albowiem panna Dubber nie cierpia�a, gdy jej przypominano, �e poza ukochanym panem Can-terburym jest na �wiecie ktokolwiek inny. t to co znowu?! - wykrzykn�a z gniewem. - Co pan... Prosz� to i gniew by� tylko udawany i wcale nie chcia�a, �eby �to" zabra�: bia�o-z�oty szal z kaszmiru, jeszcze w pude�ku z Harrodsa, owini�-jdsowskim papierem, kt�ry chyba ucieszy� j� bardziej od zawarto-najpierw zaj�a si� w�a�nie zielonkaw� bibu�k�, wyg�adzaj�c j� aj�c do pude�ka. Potem od�o�y�a pude�ko na p�k� kredensu, tam ;rzyma�a swe najwi�ksze skarby, i dopiero wtedy pozwoli�a mu i� sobie szal na ramiona i u�cisn�� j� - cho� ani na chwil� nie iwa�a strofowa� go za tak� rozrzutno��. m wypi� z ni� herbat� i w ko�cu u�agodzi� starsz� pani�. Zjad� ka-ciasta, wychwalaj�c je pod niebiosa, wbrew zapewnieniom, �e jest ilone; obieca� te� naprawi� zatyczk� zlewozmywaka, przetka� ko-i przy okazji zerkn�� na hydrofor na pierwszym pi�trze. Gesty mia� e, nadskakuj�ce; dobry humor, kt�ry od razu w nim dostrzeg�a, go nie opuszcza�. Podni�s� nawet Toby'ego i pog�aska�, czego ni-zedtem nie robi�, i co zreszt� nie uczyni�o na kocie najmniejszego nia. I nawet wys�ucha� najnowszych wie�ci o stare�kiej ciotce pan-bber, cho� zwykle na pierwsz� wzmiank� natychmiast ucieka� do Wypyta� j� te�, jak zwykle, co wydarzy�o si� ostatnio w miastecz-aprobat� wys�ucha� ca�ej listy skarg. S�uchaj�c za� odpowiedzi, co i to u�miecha� si� do siebie bez powodu, to zn�w robi� si� senny retnie kry� ziewni�cie za d�oni�. Wreszcie odstawi� fili�ank� tak jakby zaraz mia� biec na nast�pny poci�g. Tym razem zostan� na d�u�ej, oczywi�cie je�eli nie ma pani nic iwko temu. Mam strasznie du�o pisania. Zawsze pan tak m�wi. Ostatnim razem mia� pan w og�le zosta� tu na A potem co? Ju� pana nie ma, zaraz do Whitehall, i to bez �niadania. Mo�e nawet na dwa tygodnie. Wzi��em urlop, �eby popracowa� ikoju. inna Dubber uda�a przera�enie. No a co b�dzie z naszym krajem? Co si� stanie ze mn� i z Tobym, u steru zabraknie naszego pana Canterbury'ego? A pani jakie ma plany? - zapyta� przymilnie, si�gaj�c po akt�wk�, osi� j� z takim wysi�kiem, jakby by�a nape�niona o�owiem. Plany? - powt�rzy�a panna Dubber, u�miechaj�c si� z takim zdu-iem, �e a� rozkosznie. - W moim wieku nie robi si� plan�w, prosz� Planowanie zostawiam Bogu. W ko�cu Jemu lepiej to idzie, praw-oby? I bardziej mo�na na Niego liczy�. A ten rejs, na kt�ry ci�gle si� pani wybiera? Dawno si� pani nale�y. 10 -Niech pan nie b�dzie �mieszny. To by�o dawniej. Teraz nawet mi si� nie chce. - Jak m�wi�em: zap�ac�. - Wiem, wiem, porz�dny z pana cz�owiek. - Wszystko pani za�atwi�. Najpierw przez telefon, potem zaprowadz� pani� do biura podr�y. Szczerze m�wi�c, to ju� co� dla pani mam. Za tydzie� wyp�ywa z Southampton �Orient Explorer". Zwolni�o im si� jedno miejsce. Wiem, bo pyta�em. - Czy pan aby nie pr�buje si� mnie pozby�? Pym �mia� si� przez chwil�. - Prosz� pani, to nie uda�oby si� ani mnie, ani nawet Panu Bogu -powiedzia� wreszcie. Panna Dubber patrzy�a, jak wspina si� po w�skich schodach, podziwiaj�c jego m�odzie�czy krok, cho� przecie� d�wiga� ci�k� teczk�. Na pewno wybiera si� na jak�� wa�n� konferencj�. Teraz ten lekki krok dobiega� j� z pi�terka, gdy kroczy� korytarzem do �semki, pokoiku z widokiem na plac -jeszcze si� jej nie zdarzy�o, �eby kto� tak d�ugo wynajmowa� jeden i ten sam pok�j. Us�ysza�a, �e otwiera drzwi i cicho zamyka je za sob�. Czyli to nikt bliski, pomy�la�a z ulg�, jaki� tam kolega z ministerstwa. Ca�e szcz�cie. Nie chcia�aby, �eby si� czymkolwiek martwi�. Chcia�a, by wiecznie by� taki, jakiego pozna�a, gdy wiele lat temu pojawi� si� na progu jej domu: prawdziwy d�entelmen szukaj�cy, jak to wtedy okre�li�, schronienia od telefon�w (telefon akurat mia�a, stoi przecie� w kuchni). Od tego czasu p�aci� regularnie co p� roku, z g�ry, i to got�wk�, nawet nie bra� rachunk�w. I jeszcze ten murek wzd�u� �cie�ki w ogrodzie, kt�ry kaza� postawi� w jedno popo�udnie, po to tylko, �eby jej zrobi� niespodziank� - a ile musia� si� pewnie nau�era� z murarzem i tynkarzem! I sam, w�asnor�cznie, wprawi� nowe dach�wki po tej burzy w marcu. A te kwiaty, owoce i czekoladki, kt�re przysy�a� jej z najdziwniejszych stron �wiata, nigdy zreszt� nie t�umacz�c si�, co tam robi! I pomaga� jej przy �niadaniu, kiedy nabra�a za du�o go�ci. I tak cierpliwie wys�uchiwa� o utrapionym siostrze�cu, kt�ry ci�gle ma nowe pomys�y i nigdy nic mu nie wychodzi; teraz jest na tapecie salon bingo w Exeter, tylko �e najpierw trzeba sp�aci� wszystkie d�ugi w banku... Z panem Canterburym (jak si� przedstawia�, powiedzia�, �e nazywa si� jak to miasto) za to nie ma najmniejszych k�opot�w, ani poczty nie trzeba odbiera�, ani nikt go nie odwiedza, nie gra na �adnym instrumencie, tyle co w radiu pos�ucha czasem jakich� obcoj�zycznych stacji, i z telefonu te� nie korzysta, chyba �e dzwoni do kt�rego� sklepu, ale to przecie� tylko miejscowe... Zreszt�w og�le ma�o o sobie m�wi, nic w�a�ciwie, poza tym, �e mieszka w Londynie, 11 w Whitehall i du�o podr�uje. Ani dzieci, ani �ony, ani rodzic�w, hanek - by�by sam jak palec na tym �wiecie, gdyby nie jego ko- lanna Dubber. iech no palcem kiwnie, a ju� b�dzie mia� tytu� szlachecki - powie-*�o�no Toby'emu, unosz�c szal do nosa i napawaj�c si� jego we�-i zapachem. - Albo zostanie premierem i b�dziemy go widywa� i telewizorze. mo ha�asuj�cego na dworze wiatru us�ysza�a st�umiony �piew. N�j-)omy�la�a,,�e kto� �piewa star� ballad� w ogr�dku, potem, �e to na ii st�d, ni zow�d kto� postanowi� od�piewa� psalm. Ju� by�a w po-drogi do okna, �eby si� wydrze�, gdy u�wiadomi�a sobie, �e to i� pan Canterbury. Tak j� to zdziwi�o, �e gdy otworzy�a drzwi, by imnie�, przystan�a na chwil�, nas�uchuj�c. �piew urwa� si�, panna :r u�miechn�a si� pod nosem. Teraz on s�ucha, co zrobi�, pomy�la-ty pan Canterbury. zy godziny wcze�niej, w Wiedniu, w oknie swej sypialni sta�a Mary �ona Magnusa. �wiat, na kt�ry spogl�da�a, w odr�nieniu od tego, wybra� w�a�nie jej m��, by� oaz� spokoju. Nie zasun�a kotar, nie y�a �wiat�a. Ubrana by�a �do go�ci", jak powiedzia�aby jej matka, )d godziny sta�a tak w oknie, ubrana w niebieski bli�niak, i czeka�a noch�d, na dzwonek u drzwi, na cichy odg�os m�owskiego klucza aj�cego si� w zamku. Teraz za� wiedzia�a ju�, kto pojawi si� pierw-lie Magnus, tylko Jack Brotherhood. Szczyt wzg�rza wci�� pokry-eszcze wczesny jesienny �nieg; unosz�cy si� nad tym wszystkim yc wype�nia� pok�j czarno-bia�ymi smugami. W eleganckich wil-wzd�u� alei gas�y jeden po drugim �wiat�a dyplomatycznych kolacji, ni ministrowej Meierhofowej sko�czy� si� ju� bal z okazji rozm�w rojeniowych (do ta�ca gra�a czteroosobowa orkiestra), na kt�rym a te� by� Mary. U van Leyman�w by� szwedzki st� dla starej paczki igi, z damami i bez zobowi�za�. Tam te� mia�a by�, mieli tam p�j�� e, potem zgarn�liby niedobitk�w do siebie na szkock� z lodem - dla ;nusa w�dka. W��czyliby gramofon, pota�czyli mniej wi�cej do teraz i d�u�ej. Pa�stwo Pym czuj� si� w tych sferach jak ryby w wodzie, adnie tak jak w Waszyngtonie, gdy Magnus by� zast�pc� szefa pla-ki, gdy wszystko by�o w porz�dku. Mary sma�y�aby jaja na bekonie, mus �artowa�by, podkrada� ludziom ich pomys�y, nawi�zywa� nowe omo�ci, w czym by� zawsze tak dobiy i tak niestrudzony. Przecie� z, w Wiedniu, sezon w pe�ni: ludzie, kt�rzy ca�y rok zamykaj� si� 12 w sobie, nagle zaczynaj� ekscytowa� si� Bo�ym Narodzeniem i oper�, i wyrzucaj� z siebie najr�niejsze niedyskretno�ci. To wszystko dzia�o si� jednak jakby tysi�c lat temu. A konkretnie do ostatniej �rody. Teraz liczy�o si� tylko jedno: by Magnus zajecha� przed dom swym pozostawionym na lotnisku geo metro i zd��y� jednak przed Jackiem. Dzwoni� telefon, ten przy ��ku, po jego stronie. Nie le�, idiotko, wywalisz si�. Magnus, kochanie, o Bo�e, �eby� to by� ty, powiedz, �e ci� za�mi�o, ale �e ju� ci lepiej. Nie b�d� pyta�, co si� sta�o, nigdy ju� nie b�d� w ciebie w�tpi�a. Podnios�a s�uchawk� i sama nie wiedz�c czemu, opad�a na ko�dr�, porywaj�c woln� r�k� notatnik i o��wek, na wypadek gdyby trzeba by�o zapisa� numery telefon�w, adresy, terminy, wskaz�wki. Nie zapyta�a: �Magnus?", bo wtedy zdradzi�aby si�, jak bardzo si� o niego boi. Nie powiedzia�a: �Halo?", bo nie by�a pewna, czy jej g�os nie zdradzi jej podekscytowania. Wyrecytowa�a ca�y numer po niemiecku, by wiedzia�, �e to ona, �e wszystko jest w porz�dku, �e nie jest na niego z�a i �e wszystko jest �wietnie, �e mo�e wraca�. Nie us�yszy jednego z�ego s�owa: jestem, czekam, jak zawsze. - To ja - us�ysza�a m�ski g�os. Ale to wcale nie by� ,ja", tylko Jack Brotherhood. - O przesy�ce dalej nic nie wiadomo? - zapyta� dono�nym, opanowanym g�osem wojskowego. -Nic. Gdzie jeste�? - B�d� za p� godziny, mo�e nawet szybciej, jak si� uda. Poczekaj na mnie, dobrze? Kominek, pomy�la�a nagle. Kominek, o Bo�e. Zbieg�a na d�, nie potrafi�c ju� odr�ni� ma�ej katastrofy od wielkiej. Pokoj�wka ma dzi� wychodne, zapomnia�am do�o�y� do ognia. Na pewno zgas�. Ale nie -pali� si� weso�o, wystarczy�o dorzuci� jedno polano, by wczesny poranek zrobi� si� odrobin� mniej ponury. Do�o�y�a wi�c drewna; potem pokr�ci�a si� po pokoju, poprawiaj�c kwiaty, popielniczki, tack� z whisky dla Jacka- by wszystko przynajmniej wygl�da�o idealnie, skoro by�o tak �le. Zapali�a papierosa, ale nie zaci�ga�a si�, tylko gniewnymi cmokni�ciami warg wyrzuca�a z siebie dym. Potem nala�a sobie bardzo du�o whisky, po to tu w ko�cu przysz�a. Bo przecie� gdyby ta�czyli jeszcze z go��mi, zd��y�aby wypi� nie raz i nie dwa. Mary by�a r�wnie angielska, jak jej m��: w�osy blond, silnie zarysowana szcz�ka, pewno�� siebie. Po matce odziedziczy�ajedn�jedyn�, nieco komiczn� manier� - zwracaj�c si� do innych, szczeg�lnie obcokrajowc�w, pochyla�a si�, symbolicznie zni�aj�c do ich poziomu. �ycie jej by�o pasmem bohaterskich �mierci: dziadek pad� pod Ypres, a jej jedyny 13 sam, zgin��, oczywi�cie znacznie p�niej, w Belfa�cie. Przez ca�y my miesi�c wydawa�o si� jej, �e bomba, kt�ra roznios�a na strz�py iama, zabi�a te� w niej dusz�, cho� to nie Mary umar�a ze zgryzoty, ojciec. Wszyscy m�czy�ni z jej rodziny byli �o�nierzami; w spad-zyma�a po nich spory kapitalik, za�arty patriotyzm i ma�y dworek bstwie Dorset. By�a nie tylko inteligentna, ale i ambitna. Umia�a it, pragn��, po��da�. Ale �ycie jej toczy�o si� wed�ug regu� nakre�li jeszcze przed jej urodzeniem, regu� potwierdzanych jeszcze przez l� ofiar�, z�o�on� przez rodzin� na o�tarzu ojczyzny: m�czy�ni id� �jn�, kobiety lecz� rany, nosz� �a�ob�, �yj� dalej. I wed�ug tych sa- regu� toczy�o si� jej �ycie z Pymem, jej wiara, jej bankiety, � do lipca poprzedniego roku, a� do wakacji na Lesbos. Magnus, wr��. raszam za t� awantur�, kt�r� urz�dzi�am na lotnisku, kiedy si� nie te�. Przepraszam, �e dar�am si� na dziewczyn� z British Airways moim, nazywasz, og�lnowojskowym g�osem. Przepraszam, �e macha�am vo i prawo paszportem dyplomatycznym. I przepraszam, tak bardzo raszam, �e teraz zatelefonowa�am do Jacka z pytaniem, gdzie, do dia-;st m�j m��. Tak ci� prosz�, wr�� i powiedz mi, co mam robi�. Nic 0 si� nie liczy, tylko to. Wr��. Wr�� jak najszybciej. 'ckn�a si� z zamy�lenia przed podw�jnymi drzwiami do jadalni, pchn�a je, wesz�a do �rodka, w��czy�a �yrandole i trzymaj�c w d�o-;lank� whisky, spojrza�a na d�ugi, pusty, l�ni�cy jak tafla wody st�. >�, osiemnasty wiek, ale kopia. Solidny mebel w domu kogo� na kim stanowisku, w sam raz na czterna�cie os�b, nawet na szesna-je�li na ka�dym z zaokr�glonych ko�c�w posadzi� po dwie. Ten rny �lad po niedopa�ku, wszystkiego ju� pr�bowa�am. Pami�taj, sdzia�a do siebie w duchu, skup si�, przypomnij sobie. U�� sobie tistori� w tym twoim t�pym �ebku, zanim Jack Brotherhood zadzwoni zwi. Wyjd� poza siebie i popatrz z zewn�trz. Ale ju�. Noc zupe�nie 1 dzi�, ch�odna, ekscytuj�ca. Jest �roda, ich jour fixe. Ksi�yc te� �da prawie tak samo, tylko �e troch� go mniej. W sypialni przed ;m stoi ta idiotka Mary Pym, kt�ra nie posz�a na studia, bo obla�a r�. Nak�ada rodzinne per�y, zbyt szeroko rozstawiaj�c nogi, a jej b�ys-wy m��, Magnus, oksfordzki prymus, jest ju� we fraku i ca�uje j� rk, robi�c przy tym ten numer a la ba�ka�ski �igolo, �eby wprawi� j� powiedni nastr�j. Sam Magnus jest oczywi�cie w odpowiednim na-}. Na mi�o�� bosk�! - Mary m�wi to ostrzej, ni� by chcia�a. - Przesta� yg�upia� i zapnij mi t� cholern� sprz�czk�. !zasem wychodzi ze mnie rodzinny zaw�d �o�nierza. 14 Magnus robi to, o co go poprosi�a. Jak zawsze. Magnus umie naprawi� i przynie�� wszystko lepiej ni� lokaj. A kiedy ju� to zrobi, ujmuje w d�onie moje piersi i dyszy gor�co w m�j nagi kark: - Laleczko, mo�e zd��ymy jeszcze zg��bi� tajemnic� bytu, co? Co? Ale Mary jest teraz -jak zwykle - zbyt spi�ta, by nawet si� u�miechn��, wi�c ka�e mu i�� na d� sprawdzi�, czy Herr Wenzel, wynaj�ty s�u��cy, przyni�s� l�d od Webera. Magnus idzie. Jak zawsze. Magnus idzie nawet wtedy, gdy znacznie rozs�dniej by�oby przy�o�y� Mary w ty�ek. Wieczorny bankiet, raj dla dyplomaty. Jest tak �wietnie, jak w Stanach, w Georgetown, kiedy Magnus dopiero zaczyna� pi�� si� w g�r� jako zast�pca szefa plac�wki - i nie zamierza� na tym poprzesta�. Mi�dzy nim a Mary wszystko si� u�o�y�o; i tylko ta czarna chmura wisi dzie� i noc nad Mary, nawet gdy o tym nie my�li, a ta czarna chmura to Lesbos, grecka wyspa na Morzu Egejskim, spowita mg��przera�aj�cych wspomnie�. Mary Pym, �ona Magnusa, attache do pewnych supertajnych spraw w angielskiej ambasadzie w Wiedniu, a nieoficjalnie szefa tutejszej plac�wki-o czym wiedz� wszyscy supertajni - siedzi z godno�ci� naprzeciw niego przy stole o�wietlonym srebrnymi �wieczkami (cz�� jej posagu), podczas gdy s�u�ba roznosi sarnin�, duszon� dok�adnie wed�ug przepisu jej mamy, dwunastu su-pertajnym cz�onkom miejscowego �rodowiska wywiadowczego. - O ile pami�tam, ma pan te� c�rk�. - Mary z ca�� stanowczo�ci� przypomina ten fakt sw� �wietnie wytrenowan� niemczyzn� jakiemu� nadradcy Dinkelowi z austriackiego Ministerstwa Obrony. - Ma na imi� Ursula, prawda? Ostatnim razem, kiedy co� o niej s�ysza�am, studiowa�a pianistyk� w konserwatorium. Prosz� mi o niej opowiedzie�. - A ciszej, do przechodz�cej w�a�nie s�u��cej: - Frau Wenzel, pan Lederer, drugi po lewej, nie ma czerwonego sosu. Ale ju�! S�uchaj�c opowie�ci o rodzinnych sprawach pana nadradcy, Mary uzna�a, �e wiecz�r jest przemi�y. To w�a�nie stara�a si� osi�gn��, nad tym pracowa�a od pocz�tku ma��e�stwa, w Pradze i w Waszyngtonie, gdy byli na dorobku, i teraz, gdy czekali na ten najwa�niejszy awans. By�a szcz�liwa, trwa�a na posterunku, czarna chmura Lesbos prawie ju� si� rozwia�a. Tomowi nawet dobrze idzie w szkole, wkr�tce przyjedzie z internatu na Bo�e Narodzenie. Magnus ju� wynaj�� domek w Lech, pojadana narty, Ledere-rowie m�wili, �e te� si� tam wybieraj�. Ostatnio Magnus tak si� stara, by si� nie nudzi�a, i to mimo choroby ojca. Jeszcze zanim pojad� do Lech, zabierze j� do Salzburga na Parsifala, a jak go przycisn��, to mo�e nawet na bal w Operze; w rodzinie Mary m�wiono, �e �dziewczyna lubi sobie poskaka�". A jak si� uda, to Ledererowie na bal te� si� z nimi wybior�- 15 i mog� spa� razem, wezm�wsp�ln�opiekunk� - a ostatnio z Magnu-est jako� tak, �e lepiej w wi�kszym towarzystwie. Zobaczywszy jego l przez p�omienie �wiec, rzuci�a mu u�miech, gdy pochyla� si� do tej d po swej lewej r�ce. M�wi�a mu w ten spos�b: �Przepraszam, �e n wcze�niej taka dra�liwa", on odpowiada�: �Ju� si� nie gniewam", obie p�jd�, m�wi�a mu dalej, b�dziemy si� kocha�, nie upijemy si�, iemy si� kocha�, wszystko b�dzie w porz�dku. wtedy w�a�nie us�ysza�a dzwonek telefonu. Dok�adnie wtedy, gdy ku niemu te pe�ne mi�o�ci my�li, gdy tak rozpaczliwie cieszy�a si� . Dzwonek zabrz�cza� raz, drugi, trzeci, ju� zaczyna�a si� z�o�ci�, us�ysza�a z ulg�, �e odebra� Herr Wenzel. W duchu przepowiada�a 3 jego s�owa: Herr Pym oddzwoni, chyba �e to co� bardzo wa�nego. Pym podejdzie do telefonu, tylko je�eli to co� niecierpi�cego zw�o-lerr Pym jest teraz o wiele zbyt zaj�ty opowiadaniem kawa�u. �wiet-n�wi po niemiecku, co bardzo irytuje wszystkich w ambasadzie i przy-lie zaskakuje Austriak�w. Herr Pym umie te� na�ladowa� akcent au-cki albo, i to jest jeszcze �mieszniejsze, szwajcarski - to jeszcze as�w gdy chodzi� tam do szko�y. Herr Pym umie te� u�o�y� rz�d bute- stukaj�c w nie no�em, dzwoni� nimi tak, jak dzwoni stara szwajcar-ciuchcia; on wtedy wywo�uje po kolei nazwy stacji kolejowych mi�-Interlaken a Jungfraujoch, tak doskonale parodiuj�c g�os zawiadowc� s�uchacze zalewaj� si� �zami nostalgicznej rado�ci. Mary unios�a na chwil� wzrok ku drugiemu ko�cowi sto�u. A Ma-s -jak mu idzie to co robi, opr�cz flirtowania z w�asn� �on�? A sz�o mu �wietnie. Po jego prawej r�ce posadzono okropn� pani� radczyni�, bab� tak brzydk� i �le wychowan�- nawet w por�wnaniu nymi dygnitarskimi �onami - �e milkli przy niej najtwardsi faceci nbasady. Ale Magnus dzia�a� na ni� jak s�o�ce na kwiatek; po prostu mog�a si� na niego do�� napatrze�. Czasem, gdy patrzy�a, jak gra, ry robi�o si� go �al, �e tak do ko�ca si� po�wi�ca. Pragn�a dla niego obin� spokoju, cho�by na chwil�. Chcia�a, by czu�, �e ju� sobie na ten k�j zas�u�y�, �e nie musi ci�gle dawa�, dawa�, dawa� z siebie wszyst-go. Pomy�la�a, �e gdyby naprawd� by� dyplomat�, ju� dawno zosta�by basadorem. Grant Lederer powiedzia� jej kiedy� w zaufaniu, �e w Wa-ngtonie na wszystko najwi�kszy wp�yw mia� w�a�nie Magnus, a nie f plac�wki czy nawet ten okropny ambasador. Wiede� - oczywi�cie zyscy go tu bardzo szanuj�, i te� ma tu wiele do powiedzenia - by� nak krokiem wstecz, co do tego nie ma dw�ch zda�. I zreszt� tak mia�o ;, ale niech tylko wszystko si� wyja�ni, Magnus jeszcze poka�e, co rafi, troch� cierpliwo�ci. Mary czasem martwi�a si�, �e jest dla niego 16 za m�oda, �e go hamuje w rozwoju. Po lewej r�ce Magnusa siedzia�a r�wnie jak pani radczyni zauroczona pani pu�kownikowa, kt�rej m��, Oberst Mohr, pracowa� w Dziale Szyfr�w w Wiener Neustadt. Jednak najwi�ksz� konkiet� Magnusa by� jak zwykle Grant Lederer III, �czarna br�dka, czarne my�li", jak m�wi� o nim Magnus, kt�ry sze�� miesi�cy temu przej�� dzia� prawny ambasady ameryka�skiej. Oczywi�cie tak naprawd� to nie on przej�� dzia�, tylko dzia� jego, bo Grant, cho� ich dawny znajomy z Waszyngtonu, by� w CIA cz�owiekiem nowym. - Grant to m�czykicha - narzeka� na niego Magnus, jak narzeka� na wszystkich znajomych. - Raz na tydzie� sadza wszystkich za sto�em i wymy�la nowe okre�lenia na co�, co robimy bez problemu od dwudziestu lat. - Ale jest taki zabawny - przypomina�a mu wtedy Mary. - A Bee to taka laska. - Grant to alpinista - powiedzia� przy innej okazji Magnus. � Ustawia nas g�siego, �eby potem po naszych plecach wle�� na szczyt. Zobaczysz. - Ale przynajmniej jest inteligentny, kochanie. Przynajmniej potrafi dotrzyma� ci kroku, no nie? No bo oczywi�cie w �wiatku dyplomatycznym tak trudno o prawdziwych przyjaci�, �e Pymowie i Ledererowie natychmiast stali si� zgranym kwartetem. Narzekania Magnusa wynika�y z tego, �e tak w�a�nie okazywa� sympati�: wtykaj�c komu� szpilki i zarzekaj�c si�, �e ju� nigdy si� do tego kogo� nie odezwie. C�rka Lederer�w, Becky, by�a r�wie�niczk� Toma, i by�a to wielka mi�o�� od pierwszego wejrzenia; Bee i Mary te� natychmiast przypad�y sobie do gustu. Je�li za� chodzi o Bee i Magnusa, to, szczerze m�wi�c, Mary zastanawia�a si� czasem, czy nie s� dla siebie odrobin� zbyt przyjacielscy. Z drugiej strony, wiedzia�a ju�, �e w tego typu �kwadratach" istnieje zawsze silna wi� �po przek�tnej" i �e wcale nie musi zaraz do czego� doj��. A nawet gdyby, to, m�wi�c jeszcze szczerzej, Mary nie mia�aby nic przeciwko zem�cie z Grantem, kt�rego lekko zawoalowana uczuciowo�� coraz bardziej j� podnieca�a. - Mary, na zdrowie! Wspania�e przyj�cie. Jest nam cudownie! To Bee; znowu wznosi toast dla swojej kochanej Mary. Ma na sobie diamentowe kolczyki i sukni� z dekoltem, na kt�ry Mary gapi�a si� przez ca�y wiecz�r. Troje dzieci i taki biust - to wr�cz niesprawiedliwe. W odpowiedzi Mary podnosi sw�j kieliszek. Zauwa�a, �e Bee ma palce steno-typistki - lekko zakrzywione na ko�cach. - No nie, Grant, stary, daj spok�j - m�wi� teraz Magnus swym na wp� powa�nym, na wp� kpiarskim tonem. -Je�eli wszystko, co ten wasz dzielny pan prezydent m�wi o krajach komunistycznych, to prawda, jak, u diab�a, mo�na si� z nimi w og�le dogada� w jakiejkolwiek sprawie? 2 - Szpieg doskona�y 17 ' � I :em oka Mary dostrzeg�a, �e b�aze�ski u�miech Granta rozci�ga jakby mia� zaraz p�kn�� w podziwie dla dowcipu Pyma. lagnus, gdyby to tylko ode mnie zale�a�o, posadzi�bym ci� na tym n dywanie w ambasadzie z ca�ym shakerem martini w jednej r�ce yka�skim paszportem w drugiej, i przeni�s�bym ci� w magiczny i do Waszyngtonu, �eby� kandydowa� na prezydenta z ramienia :rat�w. 4agnus na prezydenta? - zamrucza�a Bee, prostuj�c si� i wypycha- ist do przodu, jak gdyby kto� cz�stowa� j� czekoladk�. - Pomys� 3towy, ale cudowny. tedy w�a�nie pojawi� si� ostentacyjnie niezgrabny Herr Wenzel. aj�c nad Magnusem wyszukany uk�on, szepn�� mu do ucha, �e -dnie przepraszam, Ekscelencjo - wa�ny telefon z Londynu � prosz� >aczenie, panie radco. lagnus wybaczy�. Magnus zawsze wszystkim wybacza. Magnus nie wymin�� nieistniej�ce przeszkody na drodze do drzwi, u�mie-c si� i przepraszaj�c na lewo i prawo, podczas gdy Mary wznios�a ow� na jeszcze wy�szy poziom, by go os�oni�. Ale gdy zamkn�y si� m drzwi, nast�pi�o co� nieprzewidzianego: Grant Lederer spojrza� ;e, a Bee spojrza�a na Granta. Mary dostrzeg�a to i a� zamar�a. ) co chodzi? Co znaczy�o to jedno, nieostro�ne spojrzenie? Czy Ma-naprawd� sypia z Bee? Czy Bee przyzna�a si� Grantowi? Czy te� po u w tej jednej chwili po��czy� ich niepohamowany podziw dla gospo-�? Mimo wszystko, co si� potem wydarzy�o, Mary mia�a w�asn�odpo-I� na te pytania: nie chodzi�o o seks, o mi�o��, o zazdro��, o przyja��. >y� spisek. Mary wiedzia�a, �e jej si� nie przywidzia�o. Tamci dwoje jak para morderc�w umawiaj�ca si�, �e swego czynu dokonaj ��wkr�t-i �e to �wkr�tce" dotyczy Magnusa. Wkr�tce go dopadniemy, wkr�tce lczy si� jego tupet, wkr�tce odzyskamy twarz. Mary pomy�la�a: Wi-jak go nienawidz�. Tak pomy�la�a wtedy, ale my�la�a tak nadal. - Grant to Kasjusz, kt�ry tylko szuka swego Cezara - powiedzia� ly� Magnus. - Je�li szybko nie znajdzie kogo�, kogo m�g�by zasztyle-a�, Agencja da sztylet komu innemu. Ale w dyplomacj i nic nie trwa wiecznie, wszystko jest wzgl�dne, wi�c rderczy spisek te� nie jest powodem, by zaburza� tok rozmowy. Za-l�cie konwersuj�c o dzieciach i zakupach, nie przestaj�c doszukiwa� wyt�umaczenia �z�ego oka" Lederer�w - i przede wszystkim wycze-�c na powr�t Magnusa, by zn�w czarowa� sw�j koniec sto�u w dw�ch ykach naraz - Mary znalaz�a r�wnie� czas, by zastanawia� si�, czy ten �ny telefon z Londynu to ten, na kt�ry jej m�� czeka� od kilku tygodni. Wiedzia�a od jakiego� czasu, �e ma na tapecie co� wa�nego, i mia�a nadziej�, �e chodzi o obiecany powr�t do �ask. I dok�adnie w tej chwili, gdy prowadzi�a rozmow� i r�wnocze�nie modli�a si� bezg�o�nie o powodzenie m�a, poczu�a na swych nagich plecach pewny dotyk jego palc�w, kt�rymi musn�� j�, powracaj�c na miejsce. Nawet nie us�ysza�a, �e wchodzi, cho� przez ca�y czas tego w�a�nie nas�uchiwa�a. - Wszystko w porz�dku, kochanie? - zawo�a�a za nim przez �wiecznik, ca�kiem otwarcie, bo przecie� Pymowie to tak przera�aj�ce szcz�liwe ma��e�stwo. - Jej Mo�� dobrze si� czuje? - us�ysza�a pe�en podtekst�w g�os Granta. - Nie kicha, nie kaszle? U�miech Pyma by� promienny i spokojny, ale, o czym Mary wiedzia�a doskonale, to akurat nic jeszcze nie oznacza�o. - Jak zwykle, drobne nieporozumienie w Whitehall - odpar� z cudown� niedba�o�ci�. - Oni chyba maj� tu wtyczk�, kt�ra donosi na mnie za ka�dym razem, kiedy mamy go�ci. Kochanie, czy naprawd� nie mamy ju� wi�cej bordeaux? Ale z nas sknery, doprawdy... Och, Magnus, pomy�la�a z rosn�cym podnieceniem, szatan z ciebie. Nadszed� czas, by panie posz�y na g�r� zrobi� siusiu, nim wr�c� na kaw�. Pani nadradczyni, pragn�ca uchodzi� za nowoczesn�, mia�a ochot� stawi� op�r, ale jedna gro�na mina jej m�a natychmiast ruszy�a j� z miejsca. Za to Bee Lederer, kt�ra zwykle o tej porze stawa�a si� najgro�niejsz� z ameryka�skich feministek, posz�a sobie pos�usznie jak baranek, wyprowadzona stanowczo przed swego drobnego, seksownego m�usia. - No, poncz, nareszcie - m�wi z satysfakcj� Jack Brotherhood. Tak przynajmniej wyobra�a sobie Mary. - Wcale nie robi� ponczu. - To czemu tak si� trz�siesz, kochanie? - Nie trz�s� si�, tylko nalewam sobie drinka i czekam, a� si� zjawisz. Wiesz, �e zawsze si� trz�s�. - To mi te� nalej, te� bez niczego. I m�w, jak by�o, bez kwiatk�w, bez upi�ksze�. Masz, ud�aw si�. Wiecz�r ko�czy si� r�wnie wspaniale, jak si� zacz��. W holu Mary i Magnus pomagaj�go�ciom w�o�y� p�aszcze. Mary nie mo�e nie zauwa�y�, �e Magnus, kt�rego ca�e �ycie jest s�u�b�, napina mi�nie ramion 19 na palce przy ka�dym skutecznie naci�gni�tym r�kawie. Magnus nabia� co prawda Lederer�w, �eby zostali, ale Mary ju� wcze�niej zapora temu, wyznaj�c Bee - z lekko lubie�nym chichotem - �e Magnus ii i�� do ��ka. Hol pustoszeje. Dyplomatyczni Pymowie, nie bacz�c :h��d - w ko�cu s� Anglikami - dzielnie trwaj� na progu i machaj� :iom na po�egnanie. Mary obejmuje r�k�tali� Pyma i ukradkiem wtyka lk za pasek spodni, kieruj�c go wzd�u� przedzia�ka mi�dzy po�ladka-Magnus nie opiera si�. Magnus nigdy si� nie opiera. Mary k�adzie w� czule na jego ramieniu. Szepcze mu czu�e s��wka w to samo ucho, t�re Herr Wenzel przekaza� wiadomo�� o telefonie. Ma nadziej�, �e ; widzi, jak si� do siebie migdal�. W �wietle lampki nad drzwiami -ry a� tryskaj�ca m�odo�ci� w tej d�ugiej b��kitnej sukni, Magnus tak ityngowany w czarnym fraku - musieli�my wygl�da� jak uosobienie monijnego po�ycia. Ostatni wychodz� Ledererowie. -Niech mnie szlag, Magnus, ju� nie pami�tam, kiedy tak si� dobrze bawi-1 - m�wi Grant ze staro�wieckim, lekko pedalskim oburzeniem. W �lad za samochodem rusza drugi, z obstaw�. Stoj�c obok siebie, nasi bardzo an-lscy Pymowie ��cz� si� w pogardzie dla ameryka�skich obyczaj�w. - Bee i Grant s� tacy fajni - m�wi Mary. - Tylko czy ty zgodzi�by� si� z�dzie je�dzi� z obstaw�, nawet gdyby Jack ci to zaproponowa�? W pytaniu tym jest co� wi�cej ni� tylko zwyk�a ciekawo��. Ostatnio i kilkakrotnie zastanawia�a si�, czego szukaj�jacy� nieznajomi, kt�rzy wendaj�si� przed ich domem bez wyra�nego powodu. - Za choler� - odpowiada Pym, wzdragaj�c si�. - Chyba �e mieliby nie chroni� przed Grantem. Mary cofa kciuk, odwracaj� si� i trzymaj�c si� pod r�ce, wracaj� do adka. - Wszystko w porz�dku? - pyta, my�l�c o telefonie w trakcie przyj�cia. On odpowiada, �e w porz�dku, jak najbardziej. - Mam na ciebie chrapk� - szepcze �mia�o Mary, muskaj�c d�oni� go udo. Pym u�miecha si�, kiwa g�ow� i rozlu�nia krawat, jakby ju� lcia� si� zabra� do dzie�a. W kuchni Wenzlowie najch�tniej ju� by sobie aszli. Mary wyczuwa dym papierosowy, ale postanawia nie reagowa�, a si� napracowali. Jeszcze na �o�u �mierci b�dzie pami�ta�a, �e podj�a wiadom� decyzj� nie zrobi� awantury o palenie papieros�w - kiedy� ' �yciu by�a a� tak zrelaksowana, Lesbos by�o od niej tak daleko, czu�a i� tak spe�niona w poczuciu obowi�zku, �e nie mia�a ochoty zajmowa� i� czym� tak trywialnym. Pym ju� dla Wenzl�w przygotowa� pieni�dze / kopercie, i to z sutym napiwkiem. Mary my�li pob�a�liwie, �e Magnus a�by napiwek, nawet gdyby mia� tylko pi�� funt�w przy duszy. T� jego 20 hojno�� te� pokocha�a, cho� jej bardziej oszcz�dne, arystokratyczne wychowanie przekonuje j�, �e Magnus przesadza. Ale Magnus prawie nie bywa prostacki. Mary nawet zastanawia si� czasem, czy on przypadkiem nie wydaje wi�cej, ni� zarabia, i czy nie powinna go wspom�c w�asnymi odsetkami. Wenzlowie wychodz�. Jutro maj� inne przyj�cie u kogo innego. W pe�nej harmonii pa�stwo Pymowie ruszaj� do salonu, to trzymaj�c si� za r�ce, to puszczaj�c, rozpoczynaj�c rytualn� gr� wst�pn� od drinka na dobranoc i oplotkowania go�ci po przyj�ciu. Pym nalewa whisky dla Mary, sobie w�dk�, ale wbrew zwyczajowi nie zdejmuje fraka. Tymczasem Mary pie�ci go coraz bardziej niedwuznacznie. Zdarza si� czasem, �e nie udaje im si� nawet dotrze� do sypialni na pi�trze. - Sarnina by�a genialna - m�wi Pym. Zawsze od tego zaczyna: od gratulacji. Magnus wiecznie komu� czego� gratuluje. -1 tak wszyscy my�leli, �e robi�a j� Frau Wenzel - m�wi Mary, szukaj�c palcami jego rozporka. - To niech ich szlag - m�wi uprzejmie Pym, jednym machni�ciem r�ki wysy�aj�c dla niej ca�y ten dyplomatyczny blichtr do diab�a. Przez chwil� Mary obawia si�, czy Magnus nie wypi� o jednego za du�o. Ma nadziej�, �e nie, bo ona wcale nie udaje. Wr�cz przeciwnie, bardzo go pragnie po tych wszystkich l�kach, kt�re prze�ywa�a w trakcie przyj�cia. Magnus podaje Mary jej szklank�, unosi swoj� i przepija do niej w milczeniu: dobra robota, ma�a. U�miecha si� do niej, jego nieruchome kolana prawie dotykaj�jej kolan. Mary wyczuwa w nim napi�cie i dlatego pragnie go jeszcze mocniej, tu i teraz, czego daje mu widoczne dowody ruchami d�oni. - Grant Lederer ma numer trzeci - m�wi, wracaj�c na chwil� my�l� do morderczego spojrzenia tamtych -to ciekawe, jacy byli dwaj pierwsi. - Jestem wolny - m�wi Pym. Maiy nie wie, o co mu chodzi. My�li, �e mo�e to ma by� jaki� dodatek do jej �artu. -Nie rozumiem - m�wi nieco wstydliwie. Za g�upia jestem dla niego, biedaka. Nag�e, straszne podejrzenie. -Nie chcesz chyba powiedzie�, �e ci� wylali? - m�wi. Magnus kr�ci g�ow�. - Rick nie �yje - wyja�nia. - Kto? - Jaki Rick? Rick z Berlina? Z Langley? Jaki Rick nie �yje, �e Magnus jest wolny, mo�e Magnus wreszcie dostanie awans? Magnus zaczyna jeszcze raz. T�umaczy spokojnie, bo biedaczka najwyra�niej nie zrozumia�a, pewnie by� to dla niej m�cz�cy wiecz�r. - Rick, m�j ojciec. Umar� na atak serca dzi�, o sz�stej wiecz�r, czyli wtedy, kiedy si� przebierali�my na party. My�leli, �e doszed� do siebie po 21 zednim, no ale najwyra�niej si� mylili. Dzwoni� Jack Brotherhood ndynu. Dlaczego w kadrach akurat jemu kazali mi to przekaza�, za-it powiadomi� mnie bezpo�rednio, tego pewnie nie dowiemy si� ni-No ale jest, jak jest. Mary dalej nie rozumie. - Jak to: jeste� wolny?! - wo�a impulsywnie, bo pu�ci�y w niej wszel-namulce. - Wolny od czego? - Potem, bardzo rozs�dnie, zaczyna p�a-, na tyle g�o�no, �e starczy za dwoje. Na tyle g�o�no, by zag�uszy� sne, przera�aj�ce pytania z Lesbos. I teraz te� nie jest pewna, czy wola�aby si� rozp�aka� przy Jacku Bro-rhoodzie, dzwoni�cym w�a�nie do drzwi trzema kr�tkimi przyci�nie- i mi dzwonka, kt�re pobrzmiewaj� w ca�ym domu jak wojskowa polka. Pym zamaszy�cie zasun�� zas�ony i w��czy� �wiat�o. Przesta� �piewa� : chwil� wcze�niej. By�o mu bardzo ra�nie. Z lekkim sapni�ciem po-iwi� teczk� na ziemi, z zadowoleniem rozejrza� si� po pokoju, bez po-iechu witaj�c si� ze wszystkim po kolei. Z mosi�n� ram� ��ka. Dzie� bry. Z haftem na �cianie, namawiaj�cym go, by wierzy� w Jezusa -�bowa�em, ale Rick ci�gle mi przeszkadza�. Z sekretarzykiem. Z bake-owym radiem, przy kt�rym s�uchano jeszcze staruszka Winstona Chur-nlla. Pym niczego pokojowi nie narzuca�, by� jego go�ciem, nie koloni-itorem. Sam nie wiedzia�, co tak go tu ci�gn�o we wszystkich wciele-lach i od zamierzch�ych czas�w. Nawet teraz, gdy wszystko by�o ju� isne, gdy zaczyna� znowu o tym my�le�, robi� si� senny. Co mnie tu i�gn�o? Chyba tylko to: ka�da samotna podr�, ka�da w�dr�wka bez elu po obcych miastach i ten trawiony bezproduktywnie czas. Poci�gi; oszukiwanie czego�; ucieczka przed jeszcze czym� innym. Kiedy Mary osta�a w Berlinie - a mo�e w Pradze? - przeniesiono ich tam przecie� >ar� miesi�cy wcze�niej, niedwuznacznie daj�c do zrozumienia, �e je�eli tie da plamy, nast�pny b�dzie Waszyngton. Tom - Bo�e, Tom dopiero co >rzesta� siusia� w pieluszki. Pym pojecha� do Londynu na jak�� konfe-�encj� - nie, nie na konferencj�, na trzydniowy kurs najnowszych metod ��czno�ci w tym parszywym o�rodeczku niedaleko Smith Square. Po sko�czeniu kursu pojecha� taks�wk� na dworzec Paddington. Nie my�la�; kierowa� si� wy��cznie instynktem. G�ow� mia� nabit� bezu�ytecznymi wiadomo�ciami o anodach i transmisjach. Wskoczy� do pierwszego lepszego odchodz�cego poci�gu; wysiad� w Exeter, gdzie zrobi� to samo. Czy mo�na by� bardziej wolnym ni� wtedy, gdy nie wie si� ani po co, ani dok�d si� 22 jedzie? Lekko oprzytomnia� w jakiej� zabitej deskami dziurze, zobaczy� autobus z nazw� miejscowo�ci, kt�ra co� mu m�wi�a, wi�c wsiad�. Znalaz� si� w krainie emeryt�w. By�a niedziela, stare babcie jecha�y do ko�cio�a z drobnymi na tac� w palcach r�kawiczek. Jad�c na g�rnym pi�trze autobusu jak w statku kosmicznym, patrzy� z przyjemno�ci� na kominy, ko�cio�y, wydmy i kryte kamienn� dach�wk� dachy. Wszystko wygl�da�o tak, jakby zaraz mia�o zosta� wzi�te �ywcem do nieba. Autobus zatrzyma� si�, konduktor powiedzia�: �Dalej nie jedziemy, prosz� pana". Pym wysiad� z dziwnym poczuciem dobrze wykonanego zadania. Jestem na miejscu, pomy�la�. �wieci�o s�o�ce, na �wiecie opr�cz niego nie by�o �ywej duszy. Jedno tylko by�o pewne: �e schody do domku panny Dubber s� wyszorowane do czysta tak, �e a� �al po nich chodzi�. Z wn�trza domu dochodzi� psalm, zapach pieczonego kurczaka, lawendy, szarego myd�a i pobo�no�ci. - Prosz� sobie p�j��! - zawo�a� wtedy do niego cienki g�os. - Stoj� na drabinie, nie mog� dosi�gn�� bezpiecznika i je�eli jeszcze bardziej si� wyci�gn�, to chyba si� przerw�! Pi�� minut p�niej mia� ju� ten pok�j - na zawsze. Znalaz� schronienie, w kt�rym m�g� si� schroni� przed wszystkimi swymi schronieniami. �Canterbury. Nazywam si� Canterbury, tak jak to miasto" - powiedzia�, gdy ju� naprawi� stopk� i zmusza� pann� Dubber do przyj�cia zaliczki. W ten spos�b miasto Canterbury znalaz�o sw�j prawdziwy dom. Teraz, podszed�szy do sekretarzyka, Pym odsun�� wieko i zacz�� opr�nia� kieszenie na skajowy blacik - taki remanent przed kolejn� zmian� osobowo�ci i miejsca pobytu, takie spojrzenie wstecz na to, co wydarzy�o si� w ci�gu ostatniej doby. A wi�c: paszport na nazwisko Pym, Ma-gnus Richard. Oczy: zielone, w�osy: szatyn, zaw�d: pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Jej Kr�lewskiej Mo�ci, data urodzenia: zbyt dawno temu. Prze�ywszy tyle lat w �wiecie szyfr�w i pseudonim�w, zawsze odczuwa� pewien wstrz�s, widz�c w�asne nazwisko na dokumencie podr�y, tak nagie, tak wprost ujawnione. Teraz portfel z ciel�cej sk�ry, prezent na Gwiazdk� od Mary. Po lewej stronie karty kredytowe, po prawej dwa tysi�ce szyling�w austriackich i trzysta funt�w brytyjskich w starych banknotach o r�nych nomina�ach - starannie dobrane pieni�dze na wypadek konieczno�ci ucieczki, teraz �atwiej po nie si�gn�� na biurku. Kluczyki od geo, drugi komplet ma Mary. Zdj�cie z Lesbos, na nim szcz�liwa rodzinka. Zapisany na kartce adres spotkanej gdzie� i zapomnianej dziewczyny. Od�o�y� portfel i kontynuuj�c remanent, wyci�gn�� z tej samej kieszeni zielon� kart� pok�adow� z poprzedniego wieczoru na lot British Airways do Wiednia. Zaintrygowa�a go. To w�a�nie wtedy pan 23 wybra� wolno��, pomy�la�. By� to zapewne jego pierwszy ca�kowi-imolubny uczynek w ca�ym �yciu, mo�e poza chlubnym wyj�tkiem ij�cia pokoju, w kt�rym si� teraz znajdowa� - gdy pierwszy raz po-zia� �chc�" zamiast �powinienem". 'odczas kremacji, kt�ra odby�a si� na spokojnym przedmie�ciu, za-podejrzewa�, �e garstka �a�obnik�w i tak powi�kszy�a si� o czyich� ;li. Dowod�w nie mia� �adnych; nie m�g� te�, jako najbli�szy krew-:mar�ego, przepytywa� ka�dego z dziewi�ciorga obecnych. Zreszt� �, na pokr�tnych �cie�kach swego �ycia, na pewno spotyka� ludzi, ych Pym ani nie widzia� na oczy, ani nie mia� na to ochoty. Podejrze-ednak nie chcia�y si� rozwia�, narasta�y w drodze na Heathrow i prze-ni�y si� w niemal ca�kowit� pewno��, gdy zwraca� auto w wypo�y-mi, gdzie dwaj smutni panowie co� za d�ugo wype�niali formularze, przej�� si�; nada� baga� do Wiednia i trzymaj�c w d�oni t� oto kart� �adow�, przeszed� przez kontrol� paszportow� i zasiad�szy w brudnej zekalni, zas�oni� si� �Timesem". Gdy z g�o�nik�w poinformowano ekuj�cych, �e lot b�dzie op�niony, ukry� irytacj�, ale tak nie do ko�-Gdy wreszcie zacz�� si� boarding, pos�usznie pospieszy� ustawi� si� liezdyscyplinowanej kolejce do wyj�cia, istny wz�r odpowiedzialno-i kultury. Cho� nie m�g� si� odwr�ci�, wyczu�, �e tamci dwaj, jego aster", odklejaj� si� na herbat� i ping-ponga w bazie: teraz niech si� a zajm� te sukinsyny w Wiedniu, szerokiej drogi. Skr�ci� za r�g kory-za i zbli�y� si� do ruchomego chodnika, ale nie wszed� na�, tylko za-yma� si�, niby to rozgl�daj�c si� za zap�nionym towarzyszem podr�-i niepostrze�enie przesuwaj�c si� pod pr�d napieraj�cego t�umu pasa-r�w. Po chwili ju� pokazywa� paszport na stanowisku na przylotach, zie powitano go dyskretnym �Witamy w kraju, sir", nale�nym niekt�-m tylko numerom seryjnym. Ostatnim, i to wymy�lonym napr�dce �rod-sm ostro�no�ci by�o udanie si� do stanowiska odprawy lot�w krajo-ych i zadr�czanie do�� zaj�tej urz�dniczki og�lnymi pytaniami o loty do dcocji. Nie, nie do Glasgow, tylko do Edynburga. Albo wie pani co, niech i pani te� poda loty do Glasgow. O, ma to pani na kartce, fantastycznie. ;rdecznie dzi�kuj�. A bilet to te� u pani? Aha, tam. Doskonale. Pym podar� kart� pok�adow� w drobne kawa�ki i wrzuci� je do popiel-iczki. Ile z tego zaplanowa�em, ile zaimprowizowa�em? Niewa�ne. Zresz-i teraz musz� dzia�a�, a nie medytowa�. Bilet autobusowy z Heathrow do eading. Przez ca�� drog� pada�o. Bilet kolejowy w jedn� stron� z Reading o Londynu, nie u�yty, kupiony dla zatarcia �lad�w. Bilet na sliping Rea-ing-Exeter, wypisany w poci�gu; kupuj�c go u pijanego konduktora, mia� a g�owie beret i trzyma� twarz w cieniu. Bilety te� podar� na kawa�eczki 24 i do�o�y� na kupk� w popielniczce, kt�r� z przyzwyczajenia chyba, a nie z jakiego� bardziej symbolicznego powodu podpali� zapa�k� i potem usilnie wpatrywa� si� w ogie�. Zastanawia� si� przez chwil�, czy nie spali� te� paszportu, ale co� go przed tym powstrzymywa�o; wyda� si� sobie wtedy staro�wiecki, ale sympatyczny. Zaplanowa�em wszystko - i to ja, kt�ry przez ca�e �ycie nie podj��em �wiadomie ani jednej decyzji. Wszystko to zaplanowa�em w dniu, w kt�rym znalaz�em si� w Firmie, tylko �e planowa�em to cz�ci� umys�u, kt�rej istnienia nawet nie podejrzewa�em do �mierci Ricka. Zaplanowa�em wszystko, poza wys�aniem panny Dubber w rejs. P�omienie opad�y, rozgrzeba� popi�, zdj�� marynark� i powiesi�j�na oparciu krzes�a. Wyci�gn�� z szuflady i w�o�y� stary, zapinany na guziki sweter, zrobiony na drutach przez pann� Dubber. Jutro znowu z ni� pogadam, pomy�la�. Mo�e wymy�l� co�, co jej si� bardziej spodoba. Albo wybior� dogodniejsz� chwil�. Panna Dubber musi koniecznie wynie�� si� na chwil� gdzie�, gdzie nie b�dzie si� zamartwia�. Poczu�, �e musi si� czym� zaj��, wi�c pogasi� �wiat�a, szybko podszed� do okna, rozchyli� zas�ony i zacz�� metodycznie, okno za oknem, obserwowa� budz�cy si� wraz z porankiem placyk, sprawdzaj�c, czy nikt si� za nim nie przywl�k�. �ona pastora baptyst�w, jeszcze w kraciastym szlafroku, zdejmuje w kuchni ze sznura susz�cy si� na dzisiejszy mecz str�j pi�karski syna. Pym szybko odsuwa si� w g��b pokoju, ale b�ysk metalu, kt�ry dostrzeg� k�tem oka przy wej�ciu do ko�cio�a, to tylko rower, przypi�ty �a�cuchem do araukarii przez pastora, chroni�cego w ten spos�b bli�nich przed z�amaniem dziesi�tego przykazania. Przez matow� szyb� w oknie Sea View wida� mydl�c� sobie w�osy kobiet� w szarej halce - a wi�c Celia Venn, c�rka doktora, spodziewa si� dzi� go�ci. W s�siednim domu, pod �semk�, pan majster Barlow ogl�da ju� z �ona^Kaw� czy herbat�. Wzrok Pyma metodycznie przenosi si� z okna na okno i w ko�cu pada na zaparkowan� przy chodniku furgonetk�. Po chwili otwieraj� si� w niej drzwi od strony pasa�era, z samochodu wymyka si� dziewcz�ca posta� i szybko skrywa si� w bramie oznaczonej numerem 28. Ella, c�rka przedsi�biorcy pogrzebowego, szybko poznaje �ycie. Pym zasun�� kotaiy i zn�w zapali� �wiat�o. B�d� tu �y� we w�asnej strefie czasowej. Walizeczka, dziwnie sztywna przez sw� stalow� ram�, sta�a tam, gdzie j� postawi�. Patrz�c na ni�, u�wiadomi� sobie, �e ka�dy prawie, kogo zna�, nosi� inn� walizk�. Wszystkie walizki Ricka by�y ze �wi�skiej sk�ry, walizka Lippsie - tekturowa, a Stokrotki - paskudna, szara, zadrukowana czarnymi kropkami, �eby wygl�da�a jak sk�rzana. No a Jack, kochany Jack - ten to mia� pi�kn�, zabytkow� teczk�, wiern� mu jak pies, kt�rego musia� zastrzeli�. 25 o widzisz, Tom, niekt�rzy ludzie zapisuj�swoje zw�oki klinikom ana-. R�ce dostaje jedna grupa student�w pierwszego roku medycyny, serce i, oczy trzecia - dla ka�dego co� mi�ego. Za to tw�j ojciec ma tylko 2 tajemnice, one go zrodzi�y, one sta�y si� jego przekle�stwem, 'i�ko usiad� na krze�le przed sekretarzykiem. /lusz� opowiedzie� wszystko jak najpro�ciej, powt�rzy� sobie. Ca�� d�, s�owo w s�owo. �adnych unik�w, �adnych zmy�le�, �adnych upi�k-. Nic poza opisem mojej w�asnej, uwolnionej, przecenionej duszy, opowiedzie� wszystko wszystkim - i nikomu. Wszystkim wam, do /ch nale��, kt�rym odda�em si� tak nierozwa�nie i tak bez reszty, m opiekunom i mocodawcom. Mojej Mary i wszystkim innym. Ka�-u, kto kiedykolwiek otrzyma� jak�� cz�stk� mnie, kto spodziewa� si� :ej - i si� rozczarowa�. 1 temu, co ze mnie jeszcze zostanie, gdy ju� lam si� ca�kiem na lewo i prawo. Wszystkim moim wierzycielom i moim sp�kom z ca�kowicie ograni-l� odpowiedzialno�ci� sp�acam wszystkie d�ugi i naros�e przez lata od-i, kt�re tak cz�sto �ni�y si� Rickowi. Kimkolwiek by� dla was Magnus i, kimkolwiek byli�cie czy jeste�cie wy, przedstawiam niniejszym ostat-z licznych jego wersji, jakie znali�cie, my�l�c, �e go znacie. Pym odetchn�� g��boko. Takie co� robi si� raz w �yciu. Raz a dobrze. �adnych poprawek, g�adze�, przemilcze�. I �adnych gdyba�. Jak trute� - raz, a potem ier�. Uj�� w palce pi�ro, po�o�y� przed sob� pojedyncz� kartk� papieru. Szyb-napisa� kilka linijek - byle co, cokolwiek mu przysz�o do g�owy. Jaki k, taki szpieg. Stokrotka ros�a polna, a nad ni� szumia� gaj. Wybiera si� ma Dubber na morze. Umar� Rick, ju� umar�, i ju� si� nie rucha. Riki-a-tawi-czik. Jego d�o� p�ynnie przesuwa�a si� po papierze, pisa� bez skre�-i, bez wahania. Widzisz, Tom, czasem trzeba co� zrobi�, by zrozumie�, ;mu si� to robi. Czasem nasze czyny to pytania, nie odpowiedzi. est wi�c dzi�, Tom, mroczno i wietrznie, jak to zwykle bywa w tych stronach w dzi