7530
Szczegóły |
Tytuł |
7530 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7530 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7530 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7530 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karl Hans Strobl
NACZELNIK
(Der Chief)
Na sznurku przywi�zanym do zawiasy od drzwi wisia� pewnego ranka wo�ny s�dowy Jahoda i
by� nie�ywy.
W olbrzymim pa�acu sprawiedliwo�ci zawias drzwiowych bynajmniej nie brakowa�o, by�a ich
tam nawet wielka obfito��. Wo�ny s�dowy Jahoda nie zadowoli� si� wszelako pierwsz� lepsz�
zawias�, powiedzmy gdzie� w zau�ku korytarza, lecz wybra� sobie spo�r�d nich egzemplarz
szczeg�lny. Ni mniej ni wi�cej, tylko zawias� od drzwi prowadz�cych do gabinetu naczelnika.
Wisia� wi�c tak na tych drzwiach, do kt�rych puka�o ju� tyle zal�knionych palc�w, i by� bardzo
siny na twarzy i bardzo nie�ywy. Jego nogi spoczywa�y na szerokim chodniku roz�o�onym od
biurka naczelnika do tych drzwi w�a�nie i by�y podkulone do �rodka.
W takim stanie znalaz� go pomocniczy wo�ny s�dowy Kopral, kiedy tu� po si�dmej wszed� do
gabinetu, aby napali� w piecu. KopraI by� sam na sam z wisielcem; kto inny na jego miejscu by�by
mo�e i uciek�. Ale Kopral, wys�u�ony �o�nierz, wyj�� z kieszeni n� i odci�� po prostu koleg�
zastanawiaj�c si� przy tym, �e w takim razie chyba ju� nied�ugo sam zostanie rzeczywistym
wo�nym s�dowym. A potem doszed� do wniosku, �e Jahoda pozwoli� sobie na dosy� osobliwy �art
wieszaj�c si� akurat w gabinecie naczelnika.
Troglodyci pracuj�cy w gmachu s�du schodzili si� kolejno do biura. Powsta�o naturalnie wielkie
zamieszanie. Nikt nie siedzia� przy swojej robocie. K��biono si� w grupkach rozkoszuj�c si�
wsp�lnie emanuj�c� spod drzwi groz�. Z przyleg�ych oddzia��w urz�dniczy t�um nap�ywa� ca�ymi
falami, pragn�c mie� tak�e sw�j udzia� w sensacji. Na par� minut przed �sm� zjawi�a si� r�wnie�
policja, aby spisa� protok� z zasz�ego wypadku. Potem wyniesiono Jahod� na zakrytych noszach.
Wok� miejsca, gdzie le�a�, utworzy� si�' dyskusyjny wianuszek, w kt�rym roztrz�sano motywy
czynu.
� Defraudator. Sprzeniewierzy� pieni�dze z kasy � stwierdzi� rewident rachunkowy Matzka.
� Kjedy cz�owiek wi�cej wydaje, ani�eli zarabia, to musi si� pewnego dnia powiesi�.
� To nie tylko o to chodzi�o � wtr�ci� kancelista Schnabl � Mieli przecie� przenie�� biedaka.
Stary postawi� ju� wniosek. To by� prawdziwy cios dla niego.
� No tak... mia� mieszkanie s�u�bowe na g�rze, no i napiwki, kiedy roznosi� wyp�aty
pierwszego. Odpad�oby to wszystko teraz...
� By� ju� kto� w og�le u jego �ony? � zapyta� stary i gruby oficjalista Bauer, na kt�rego
kamizelce za�amywa�o si� �wiat�o poranka.
Nie, nikt z tym do niej nie poszed�. Nikt nie kwapi� si� zosta� pos�a�cem oznajmuj�cym tak�
wiadomo��.
� Ale poza tym, to niez�y numer by� z niego � zauwa�y� adiunkt Prosper. � Przez ca�y
ubieg�y tydzie� przesiedzia� ka�dy wiecz�r w gospodzie. Nawet i dzisiaj mia� na sobie to czarne
ubranie... ale buty by�y czyste. Czyli mia� zamiar znowu p�j�� pi� � i rozmy�li� si� w ko�cu, aby
si� powiesi�.
� Strasznie jestem ciekawy, co te� stary na to powie � zastanawia� si� rewident Matzka.
S�owa rewidenta wypowiedziane zosta�y jakby specjalnie po to, aby da� pocz�tek nowej
ods�onie, bowiem w tej samej chwili stan�� po�r�d urz�dnik�w sam naczelnik urz�d�w
pomocniczych Roderich Eberl. Zdumiony ich widokiem, kt�rzy wbrew wszelkiemu respektowi i
przepisom okupowali gromadnie jego gabinet, przenosi� wzrok z jednego na drugiego:
� Taak... nie rozumiem � wykrztusi� wreszcie �ami�cym si� ze wzburzenia g�osem. � Czy� to
festyn si� tutaj dzisiaj odbywa?
Oficjanci i inni pomniejsi w s�u�bowej hierarchii biurali�ci opu�cili w oka mgnieniu
pomieszczenie, pozostawiaj�c wy�szym szar�om wyja�nienie ca�ej sprawy zwierzchnikowi.
� Powiesi� si� tu kto� � o�wiadczy� kancelista Schnabl, kt�ry jako jedyny spo�r�d obecnych
by� w lepszych stosunkach z naczelnikiem.
� Co takiego? Tutaj, w moim gabinecie?
� Tak... wo�ny s�dowy Jahoda. � Kancelista opowiedzia� nast�pnie szczeg�y porannych
wydarze� w urz�dzie. Kiedy sko�czy� swoj� relacj�, naczelnik odezwa� si� po kr�tkim milczeniu:
� A wi�c tak... tak! Powiesi� si� zatem. No... je�eli mu nic rozs�dniejszego do g�owy nie
przysz�o. Przecie� to zawsze absurd, to wieszanie si�. Tak, prosz� teraz zabra� si� do pracy, moi
panowie.
Ju� za drzwiami gabinetu Matzka rozstawa� si� z adiunktem Prosperem.
� A dobrze mu tak, temu obrzydliwemu draniowi � szepn�� adiunkt. � Taki wredny typ, jak
nasz stary, niecz�sto si� trafia. Dosta�o go wreszcie. To niez�e piwo, ca�a ta historia, i b�dzie to
musia� wypi�.
� A mnie tylko ciekawi � odpar� Matzka � kto b�dzie nast�pny u was. Wierz� w dublowanie
si� wypadk�w. To si� zawsze sprawdza.
Na oddziale IV wszyscy siedzieli na swoich miejscach. W ka�dej chwili m�g� si� tu zjawi�
naczelnik i rozp�ta� dzik� burz�, gdyby zauwa�y� kogo� pr�nuj�cego. Tym niemniej nikt nie by� w
stanie tak naprawd� pracowa�, rozmawiano wi�c p�g�osem pomi�dzy biurkami. O godzinie
dziesi�tej Kopral znikn�� za drzwiami gabinetu naczelnika z pytaniem o dyspozycje dotycz�ce
drugiego �niadania. Ale wyszed� stamt�d bardzo szybko, naczelnik bowiem nie chcia� nic je��;
zaszkodzi�o mu co� wczoraj.
� A ja my�l�, �e to Jahoda mu le�y na �o��dku � skomentowa� KopraI szyderczo wobec
urz�dnik�w ten ewenement.
W jaki� czas potem zabrzmia� trzykrotny. dzwonek. To by� sygna� dla kancelisty Schnabla.
Kiedy wszed�, naczelnik siedzia� za swoim biurkiem. Jego lewa d�o�, zwini�ta w pi��, spoczywa�a
na grubej teczce aktowej; w prawej, zwisaj�cej lu�no, trzyma� wypalone cygaro. W padaj�cym z
ukosa przez okno �wietle zimowego przedpo�udnia twarz prze�o�onego mia�a ziemist� barw�, a
krzaczaste w�sy stercza�y niczym rozwichrzone zaro�la na dzikim pustkowiu.
� Niech mi pan powie, Schnabl, dlaczego Jahoda si� powiesi�?
Schnabl by� totumfackim naczelnika, jego wiern� wyr�k�, pos�usznym narz�dziem i szpiclem.
Ale nie przeszkadza�o mu to odczuwa� na r�wni z innymi autentyczn� satysfakcj� z nieprzyjemnej
sytuacji, w jak� zawik�any by� teraz szef. Mi�e to by�o. Zapytany, wzruszy� ramionami:
� No... w�a�ciwie nie wiem, panie naczelniku. � Ale przecie� m�wi si� o tej sprawie. Co
ludzie m�wi�? Schnabl cedzi� s�owa: � Ludzie... panie naczelniku... ludzie, to r�ne tam rzeczy
sobie opowiadaj�.
� No, ale co konkretnie? Prosz� m�wi�!
� Te historie z pieni�dzmi, no... i to przeniesienie.
� Przecie� to nie moja wina. Ka�dy jest sam sobie winien w takich wypadkach. Nie mog�em
inaczej post�pi�. Mia�bym na co� takiego pozwoli�? A poza tym, to pan mi przecie� o tym
wszystkim doni�s�. Teraz i pan powinien przej�� cz�� odpowiedzialno�ci, za to, co si� sta�o.
Kancelista cofn�� si� w obronnym ge�cie o krok i z�o�y� zaklinaj�co lew� r�k� na piersi.
� Prezydium zachowuje si� tak�e bardzo osobliwie � ci�gn�� naczelnik � trzeba to bez
ogr�dek powiedzie�. Najpierw zaleca surowo�� i zdecydowanie... a kiedy si� cz�owiek do tego
zastosuje, to � gdy si� co� przytrafi � zostawiaj� cz�owieka na lodzie. W�a�nie przed chwil�
rozmawia�em telefonicznie z panem radc� dworu, i co s�ysz�? No tak, m�j drogi, nie powinien by�
pan tak od razu, tak bezwzgl�dnie... Ot, tym to si� ko�czy.
Niezadowolenie w prezydium, to by� nowy niuans w tej sprawie. Schnabl przygl�da� si� szefowi
zimnym wzrokiem. Tak wygl�daj� ludzie, kt�rych okr�t zaczyna ton��. Postanowi� ratowa� si� z
niego w por�.
Naczelnik z widocznym wysi�kiem podni�s� praw� d�o� z niedopa�kiem cygara i w�o�y� go do
ust. Mi�� go w z�bach nie widz�c, �e wilgotna ko�c�wka cygara dawno ju� zgas�a.
Kancelista chrz�kn��. Jak d�ugo ma tu jeszcze sta�? Da� w ten spos�b naczelnikowi do
zrozumienia, �e chcia�by si� ju� oddali�.
� Ach, pan tu jeszcze jest? � zdziwi� si� Roderich Eberl. � Czy... czy to zupe�nie pewne, �e
nikt inny poza Jahod� nie m�g� naruszy� tej kasy?
� A wi�c... absolutnej pewno�ci, co do tego, �e musia� to by� Jahoda, w�a�ciwie nie ma. � Na
te s�owa naczelnik uderzy� pi�ci� w blat biurka: � A ja panu m�wi�, �e to by� Jahoda. Nikt inny! I
mo�e by� tylko zadowolony, �e przenie�li�my go tylko, a nie si�gn�li�my po inne jeszcze �rodki.
Kiedy kancelista znikn�� za drzwiami, naczelnik snu� dalej swoje my�li.
Nie mog�o by� najmniejszej w�tpliwo�ci, �e to w�a�nie nieboszczyk przyw�aszczy� sobie
urz�dowe pieni�dze. A kt� inny zdoby�by si� na to? Sam Schnabl donosi� mu przecie�
wielokrotnie, �e Jahoda cierpi na chroniczny brak pieni�dzy, �e w��czy si� po knajpach, �e z
powodu ustawicznych potrzeb finansowych pozbawiono go nawet funkcji m�a zaufania w
Stowarzyszeniu Wo�nych. Naczelnik drgn�� nagle. Na zewn�trz przed biurem da� si� s�ysze� jaki�
ha�as. Przenikliwy g�os kobiecy przebija� si� nawet przez podw�jne drzwi gabinetu. Teraz w
kobiecy pisk wmiesza� si� ch�r m�skich g�os�w.
Kto� zatoczy� si� na zewn�trzne drzwi. Wydawa�o si�, �e toczy si� tam jaka� walka. Naczelnik
poj�� w tej chwili, �e to �ona Jahody usi�uje si� dosta� do niego. Zerwa� si� od biurka i jednym
susem dopad� zamka. Przekr�ci� klucz, a potem, jakby nie czu� si� dosy� bezpieczny, zapar� si�
swoimi ci�kimi plecami o drzwi. S�ysza�, jak urz�dnicy starali si� odci�gn�c kobiet� do ty�u. W
uszy wdziera� mu si� jej wrzask: � Ty psie... ty psie...! Powoli nasta�a cisza. Uda�o si�
odprowadzi� oszala�� Jahodow�. Z trudem �api�c oddech, jak gdyby przeszed� przez wielkie
niebezpiecze�stwo, naczelnik opiera� si� o drzwi.
...O wp� do dwunastej Roderich Eberl wezwany zosta� telefonicznie do stawienia si� w
prezydium.
Opuszcza� sw�j gabinet z min� skaza�ca, kt�remu odczytany ju� zosta� wyrok. Podw�adni
ogl�dali si� za nim �ycz�c mu wszystkiego najgorszego. Wiedzieli ju� wszyscy, �e pan radca dworu
by� bardzo wzburzony porannym wypadkiem. Nie przepada� mianowicie za dostarczaniem prasie
okazji do zajmowania si� wydarzeniami w urz�dzie.
Gazety rzuci�y si� rzeczywi�cie na naczelnika niczym hieny. Nie mia� zbyt wielu przyjaci� w
redakcjach pism demokratycznych. Na pierwszych stronach przynios�y one teraz artyku�y o
czarno� ��tym megaloma�stwie a la Caesar Eberlego, o maltretowaniu podw�adnych i
dyscyplinarnej samowoli. Kiedy i nawet chrze�cija�ski "G�os Ludu" przy��czy� si� do tego ch�ru,
rewident Matzka zauwa�y�: � Nie chcia�bym teraz by� w sk�rze naczelnika. "G�os Ludu" to
przecie� ulubiona gazeta Katarzyny, kt�ra przecie� �wi�cie wierzy w to wszystko, co tam drukuj�.
B�dzie mia� Eberl zabaw�.
Wszyscy znali pani� Katarzyn�, star� gospodyni� naczelnika. By�a w istocie tajn� regentk�,
despotk� despoty. Jej humory stanowi�y o burzy i pokoju na oddziale w urz�dzie. Samo
wyobra�enie przej��, jakie czekaj� naczelnika w domu, wzbogaca�o jego podw�adnych o nowe
jako�ci �yciowe.
� Popatrzcie tylko panowie, jak on cz�apie � m�wi� kancelista Schnabl, kt�ry wysforowa� si�
w tych dniach na czo�o szyderc�w � jakby mu kury chleb zabra�y. A pomocniczy wo�ny s�dowy
Kopral ka�dego przedpo�udnia opuszcza� gabinet naczelnika z t� sam� zadowolon� i drwi�c� min�.
Pan naczelnik i dzisiaj nie mia� ochoty na �niadanie.
Nasta�y rzeczywi�cie ci�kie czasy dla Rodericha Eberlego. Katarzyna traktowa�a go niczym
tr�dowatego: wyrzuci�a go z posi�kami do kuchni, a i tam nie otrzymywa� ich inaczej, jak tylko pod
akompaniament wyrzut�w i obelg. Pewnego dnia dosz�o do przykrego incydentu. Kiedy naczelnik
opuszcza� o godzinie drugiej urz�d, rzuci�a si� na niego przed gmachem s�dowym Jahodowa.
Doskoczy�a do� z pi�ciami, wrzaskiem i na koniec splun�a mu przed ca�ym t�umem gapi�w w
twarz. W domu Eberl przemilcza� przezornie t� napa��. Ale Katarzyna dowiedzia�a si� o tym ju�
nast�pnego dnia.
� Udziel� ci dymisji... wyrzuc� ci� w ha�bie i z przekle�stwami � grzmia�a na ca�e
mieszkanie.
� Poprosz� o urlop � wtr�ci� nie�mia�o naczelnik. � Nie mog� ju� d�u�ej wytrzyma�
siedzenia w pokoju, gdzie powiesi� si� cz�owiek.
� Ani si� wa� prosi� teraz o urlop. Zw�aszcza teraz. Dopiero mogliby m�wi�, �e to ty jeste�
temu wszystkiemu winien.
Eberl nie mia� odwagi, aby zaprotestowa�. Ale to w�a�nie doprowadzi�o Katarzyn� do
prawdziwej pasji. Rozszala�a si� awantura, kt�ra potrwa�a a� do wieczora, a kt�r� Katarzyna
zako�czy�a w ten spos�b, �e wyrzuci�a naczelnika z mieszkania. Powiedzia�a, �e nie �mie si� jej
dzisiaj pokaza� na oczy.
Roderich Eberl snu� si� wolno ulicami miasta. Kapelusz nasadzi� g��boko na czo�o i trzyma� si�
cienia, jaki rzuca�y go�cinne �ciany dom�w. Wydawa�o mu si�, �e ka�dy napotkany przechodzie�
widzi w nim upokorzenie i sponiewieranie, jakiego dozna�. Obawia� si� spotkania kt�rego� z
urz�dnik�w, bowiem ich pozdrowienia sprawia�y ostatnio wra�enie tak wymuszonych i
lekcewa��cych, �e ju� z g�ry wola� z nich zrezygnowa�. Jego sumienie � co to znaczy, sumienie?
Spe�ni� przecie� tylko sw�j obowi�zek, a to upiorne uczucie obsuwania si� ziemi spod n�g jest
niczym innym, jak tylko strasznym przem�czeniem po tylu nieprzespanych nocach i k�opotach.
�ukiem wymija� pulsuj�ce �wiat�em wielkie okna wystawowe, jakby nie chc�c si� sk�pa� w
wylewaj�cej si� z nich jasno�ci.
� Uwa�am, �e co� takiego, to zwyk�a pod�o�� � powiedzia� kto� g�o�no za jego plecami.
Naczelnik zachwia� si� od wstrz�su, jaki go przeszed� na te s�owa. Obejrza� si� do ty�u. Dw�ch
nieznanych mu m�czyzn rozmawia�o ze sob� id�c chodnikiem. Pos�ysza� fragment rozmowy,
kt�ry nie do niego si� odnosi�. Kaszl�c kontynuowa� w�dr�wk�.
Nagle jego opuszczony wzrok wzni�s� si� wy�ej. Zamajaczy�a przed nim znajoma brama
zapraszaj�c do �rodka. Stan�� przed gmachem s�du. Zrobi�o si� ju� p�no i naczelnik poczu� naraz,
jak przenikliwie ch�odna by�a ta zimowa noc. Nie m�g� przecie� ca�ej nocy sp�dzi� na mrozie, ani
tym bardziej p�j�� do kt�rego� z hoteli. Ca�e miasto trz�s�oby si� jutro od �miechu, �e Katarzyna
wyrzuci�a go na bruk. Si�gn�� r�k� do klamki naciskaj�c jednocze�nie guzik. Portier by� niema�o
zdziwiony, kiedy zobaczy� w bramie naczelnika urz�d�w pomocniczych Rodericha Eberla.
� Mam du�o roboty � odezwa� si� naczelnik. � Musz� dzisiaj popracowa� troch� w nocy, bo
inaczej nie wygrzebi� si� na czas z tych papier�w... prosz� mi da� drugi klucz, to nie b�d� p�niej
pana budzi�.
Rzeczywi�cie mia�by co robi�, gdyby mu o to chodzi�o. Od dw�ch tygodni by� niezdolny do
jakiejkolwiek pracy. Akty pi�trzy�y si� w stosach na jego biurku i dawno ju� straci� wszelkie
rozeznanie w tej g�rze ba�aganu.
Naczelnik zdj�� p�aszcz i zakrz�tn�� si� ko�o piecyka. Pok�j pogr��ony by� w rozpuszczaj�cej
kontury mebli po�wiacie, zagubionym blasku z okien le��cego po przeciwnej stronie ulicy
budynku.
� Trzeba lamp� za�wieci� � mrukn�� przed siebie p�g�osem naczelnik. � Tylko gdzie Kopral
m�g� j� postawi�? Aha, tam u g�ry na szafce... No tak, rzadko jest potrzebna... ale m�g�by j� od
czasu do czasu przetrze�, to� kurzu le�y tutaj grubo na palec... Co za niechlujstwo... .
I m�wi� tak dalej do siebie, coraz bardziej bez �adu i sk�adu, a� wreszcie monolog ten straci�
zupe�nie jakikolwiek sens. �ci�gn�� tymczasem lamp� z g�ry i postawiwszy j� na biurku, zapali�.
Wtem przera�enie targn�o ca�ym jego cia�em, tak �e zatoczy� si� w ty�. Zdawa�o mu si�, �e cie�
jaki� oderwa� si� od drzwi i ruszy� powoli w stron� biurka. Szybki rzut oka wyja�ni� pomy�k�. Na
drzwiach le�a� rzeczywi�cie cie�, ale by� to cie� rzucany przez lamp�, kt�ry zachwiwaszy si� lekko,
gdy j� tr�ci�, tkwi� potem nieruchomo.
� Jaki si� cz�owiek zrobi� nerwowy, jaki nerwowy � mrucza� naczelnik. Tym niemniej l�k
czai� si� jeszcze w ca�ym jego' ciele i pomimo ca�ej logicznej argumentacji, jakiej Eberl sobie nie
szcz�dzi�, zmusza� go do ustawicznego spogl�dania ukradkiem w kierunku drzwi. Fatalny cie� le�a�
akurat w miejscu, gdzie wisia� uprzednio Jahoda. Naczelnik mia� zamiar najpierw troch�
popracowa�. Gdy zmo�e go senno��, po�o�y si� na obit� sk�r� sof�. Nie b�dzie to specjalnie
wygodne, ale w ko�cu jest to jaka� namiastka ��ka.
Zacz�� od porz�dkowania chaosu panuj�cego w aktach. Jedne przysuwa� bli�ej siebie, inne
odsuwa� na skraj biurka, oddzielaj�c w ten spos�b rzeczy wa�ne od mniej wa�nych. I wtedy po raz
drugi zmrozi�a go rozlewaj�ca si� po ca�ym ciele fala lodowatego przera�enia. W przedpokoju za
drzwiami pos�ysza� kroki... ca�kiem wyra�nie... kroki zbli�aj�ce si� do jego gabinetu. Kt� m�g�
czego� tutaj szuka� na g�rze w �rodku nocy? Dwoma skokami dopad� drzwi i przekr�ci� klucz, tak
samo, jak wtedy, kiedy chcia�a go napa�� Jahodowa.
Wyj�� klucz z zamka i po�o�y� go na biurku. Osun�� si� bezw�adnie w sw�j fotel i czu�, jak
zimny pot wyst�puje mu na czo�o. Za drzwiami panowa�a cisza.
Mo�na by�o od nowa zabra� si� do pracy. Tak, rzeczywi�cie, niez�y ba�agan panowa� tu na
biurku. Nie b�dzie �atwo uporz�dkowa� to wszystko za jednym razem.
Nag�y szmer kaza� mu podnie�� wzrok znad papier�w. Szmer przy drzwiach... Wsta�, odsun��
fotel i z nat�eniem wpatrywa� si� w drzwi... zdawa�o mu si�, �e klamka drgn�a. Co� by�o za
drzwiami. A teraz � teraz wesz�o, chocia� drzwi pozosta�y zamkni�te. By�o teraz w pokoju i
wype�nia�o go swoj� upiorn� obecno�ci�. Naczelnik trz�s� si� na ca�ym ciele, zmys�y odbieg�y go i
zamar�y na dnie przera�enia.
To by�o niesamowite... nie, nie sp�dzi tu ca�ej nocy. Oszaleje przecie� pr�dzej, kiedy nerwy s�
tak rozdygotane... szybko, byle szybciej wydosta� si� st�d na ulic�... to ju� lepiej b��ka� si� po
ulicach do rana.
Naczelnik szuka� klucza, po�o�y� go przecie� obok popielnicy... ale nie by�o go tutaj teraz...
gdzie m�g� si� podzia�? Nie, musi by� tutaj. Mo�e przy�o�y� go jak�� teczk� aktow� ,trzeba tylko
dok�adnie poszuka�. Zacz�� przerzuca� dopiero co jako tako uporz�dkowane akta, str�ca� je na
pod�og�, zmiata� je �okciem z biurka i szuka� klucza.
Znikn��... nigdzie go nie by�o. A tymczasem tajemnicze co� g�stnia�o w pokoju, wype�nia�o go
coraz bardziej i osacza�o bezbronnego naczelnika s�cz�c si� wszystkimi porami cia�a do jego
wn�trza i przyprawiaj�c go o dreszcze, nad kt�rymi nie m�g� ju� zapanowa�. Klucza nie by�o i
naczelnik musia� stwierdzi� ze wzrastaj�c� rozpacz�, �e uwi�zi� si� w gabinecie na ca�� noc, �e
pozostanie tu sam na sam z niewidzialn�, niesamowit� moc�, zdany na jej �ask� i nie�ask�.
Podbieg� szybko do drzwi i zacz�� wali� w nie pi�ciami.
� Otwiera�! � krzycza�. Otwiera�!!! � T�uk� w za�lepieniu o drzwi, kt�re oddawa�y ten �omot
g�uchym echem. Ale nikt nie m�g� go us�ysze�. Portier mieszka� na parterze, a gabinet naczelnika
znajdowa� si� na trzecim pi�trze rozleg�ego gmaszyska. Odsiecz mog�a nadej�� dopiero nad ranem.
Klucz... klucz przecie� musia� gdzie� tutaj by�. Rzuci� si� zn�w do rozkopywania akt, a�
pojedyncze kartki zacz�y fruwa� nad biurkiem. Dysza� przy tym z wysi�ku i j�cza� zdj�ty trwog�.
Klucz... gdzie jest klucz!
Tam... tam... tam co� jest pod t� grub�. stert� papier�w, ca�kiem w rogu...
Podni�s� stos dokument�w... pod spodem le�a� sznurek. Ten sam sznurek, na kt�rym powiesi�
si� Jahoda, i kt�ry zosta� nast�pnie rzucony na biurko, gdzie przykry�y go akta...
Z rana znaleziono naczelnika Eberla powieszonego we w�asnym gabinecie. Wisia� na tym
samym miejscu, co Jahoda, i na tym samym sznurku przywi�zanym do tej samej zawiasy.
Kopral odci�� go, tak jak przed dwoma tygodniami odci�� Jahod�.
� No widzi pan � powiedzia� rewident rachunkowy Matzka do adiunkta Prospera �
duplikacja wypadk�w... Znowu si� sprawdzi�o, tak jak m�wi�em. Ale �e to sam Eberl b�dzie tym
drugim, to nie przysz�oby mi do g�owy.
prze�o�y� Marek Zybura