7507

Szczegóły
Tytuł 7507
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7507 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7507 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7507 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

StevenBrust Anna Rice Kr�lowa Pot�pionych * * * Kr�lowa Akasha budzi si� z trwaj�cego sze�� tysi�cy lat snu, uwalniaj�c pot�gi nocy z pokrytych lodem szczyt�w Nepalu. Z�o przypuszcza atak na zat�oczone, pra�one s�o�cem ulice Florydy. Akasha mia�a ca�� wieczno�� na uknucie przebieg�ego planu, kt�ry ma �uratowa� ludzko�� i zniszczy� Lestata. * * * Spis tre�ci Kr�lik tragiczny Wst�p CZʌ� I Droga do wampira Lestata Rozdzia� pierwszy Legenda o bli�niaczkach Rozdzia� drugi Kr�tki, szcz�liwy �ywot ma�ej Jenks i upiornej bandy Rozdzia� trzeci Bogini Pandora Rozdzia� czwarty Opowie�� o Danielu, ulubie�cu diab�a lub te� ch�opaku z �Wywiadu z wampirem� Rozdzia� pi�ty Khaymanie, m�j Khaymanie Rozdzia� sz�sty Opowie�� o Jesse, wielkiej rodzinie i Talamasce CZʌ� II Wigilia Wszystkich �wi�tych CZʌ� III Jak by�o na pocz�tku, teraz, zawsze... Rozdzia� pierwszy Opowie�� Lestata - w ramionach bogini Rozdzia� drugi Opowie�� Mariusza - spotkanie Rozdzia� trzeci Opowie�� Lestata - Kr�lowa Niebios Rozdzia� czwarty Rzecz o bli�niaczkach (I) Rozdzia� pi�ty Opowie�� Lestata - oto jest cia�o moje; oto jest krew moja Rozdzia� sz�sty Rzecz o bli�niaczkach (II) Rozdzia� si�dmy Opowie�� Lestata - Kr�lestwo Niebios Rozdzia� �smy Rzecz o bli�niaczkach (zako�czenie) CZʌ� IV Kr�lowa Pot�pionych CZʌ� V ... �wiat na wieki wiek�w, amen Ta ksi��ka jest dedykowana z mi�o�ci� Stanowi Rice�owi, Christopherowi Rice�owi i Johnowi Prestonowi, a tak�e pami�ci moich ukochanych redaktor�w: Johna Doddsa i Williama Whiteheada Kr�lik tragiczny Oto rysunek, kr�lik tragiczny. Uszy w b�ocie jak m�ode zielone kukurydze. Czarnego czo�a lusterko odbija gwiazdy. Rysunek na mojej �cianie, samotny, jak to z zaj�cami bywa lub nie. T�uste czerwone policzki - sztuka pe�nym pyszczkiem - nos dr�y nawykiem nie do przezwyci�enia. I ty kr�likiem mo�esz by�; zielony i czerwony tw�j grzbiet, niebieska ludzka w�t�a pier�. Lecz je�li kiedy� zn�ci ci� kr�licza posta�, Prawdziwego Cia�a strze� si�, ono str�ci ci� z tragicznego konia, przeniknie tragiczne szeregi niczym zjawa marmur; twoje rany zasklepi� si� tak szybko, �e woda zbieleje z zazdro�ci. Kr�liki namalowane na bia�ym papierze przemog� wszelkie czary, na nic kr�liczy ch�w, i uszy - kukurydze rogow� zal�ni� silni�. Wi�c strze� si� smaku tragicznego �ycia � bo w tej kr�liczej pa�ci ka�da barwa b�yszczy niczym s�o�ca miecz, a Najwy�szy wcieli� si� w no�yczki, czy tego chcesz czy nie. Stan Rice �Owieczka nie byle jaka� (1975) Jestem Lestat. Wampir. Pami�tacie mnie? Tego wampira, - kt�ry sta� si� idolem rocka i sp�odzi� autobiografi�? Tego o blond w�osach, szarych oczach i nienasyconym g�odzie s�awy? Pami�tacie, chcia�em by� symbolem z�a w �wietlistym stuleciu, w kt�rym nie ma miejsca na takie wcielone z�o jak ja. Nawet doszed�em do wniosku, �e mog� zrobi� co� dobrego w tej sk�rze - graj�c czarta na deskach estrady. W�a�nie zacz�o mi si� powodzi�, kiedy rozmawiali�my po raz ostatni. By�em po debiucie w Nowym Jorku - pierwszym koncercie na �ywo moim i mojej grupy �miertelnik�w. Nasz album odni�s� wielki sukces. Moja autobiografia by�a rozchwytywana, zar�wno przez umar�ych, jak i przez nieumar�ych. Wtem nast�pi�o co� ca�kowicie nieoczekiwanego. Hm, przynajmniej dla mnie. Kiedy si� rozstawali�my, wisia�em na przys�owiowej kraw�dzi przepa�ci. No c�, jest po wszystkim - mam na my�li dalsze wypadki. Oczywi�cie prze�y�em. W przeciwnym razie nie rozmawia�bym z wami. A kosmiczny py� w ko�cu osiad� i ma�e rozdarcie w tkaninie racjonalnej wiary zosta�o zaszyte; a przynajmniej zas�oni�te. Teraz, gdy mam to ju� za sob�, jestem troch� bardziej smutny, troch� bardziej wredny, a tak�e troch� bardziej czujny. Jestem r�wnie� niesko�czenie bardziej pot�ny, chocia� cz�owiek, kt�ry we mnie �yje, jest bli�ej �wiata ni� kiedykolwiek przedtem - ta niespokojna, g�odna istota, darz�ca jednocze�nie mi�o�ci� i nienawi�ci� niepokonan� nie�mierteln� muszl�, w kt�rej mnie zamkni�to. A g��d krwi? Nienasycony; chocia� sama krew nigdy nie by�a mi bardziej niepotrzebna. Mo�liwe, �e teraz potrafi�bym ju� bez niej funkcjonowa�. Ale ��dza, kt�r� budzi we mnie wszystko, co �yje, powiada mi, i� nigdy nie wystawi� si� na pr�b� owego postu. Zreszt� rzecz nie sprowadza si� do potrzeby krwi, chocia� krew to co� najbardziej zmys�owego, czego �ywa istota mog�aby po��da�; chodzi o niepoj�t� intymno�� tego momentu - chwili, w kt�rej pijesz, zabijasz - chodzi o ten wielki taniec dw�ch serc, kiedy ofiara s�abnie, a ja czuj�, �e rosn�, �ykaj�c �mier�, przez u�amek sekundy ja�niej�c�, ogromn� jak �ycie. Jednak to zwodnicze wra�enie. �adna �mier� nie dor�wnuje �yciu... i pewnie dlatego wci�� o nim m�wi�, no nie? Jestem teraz tak daleko od zbawienia jak nigdy. A fakt, �e o tym wiem, przysparza mi tylko wi�cej b�lu. Oczywi�cie nadal mog� uchodzi� za cz�owieka; wszyscy z naszych to potrafi�, tak lub inaczej, bez wzgl�du na to, jak ci�ki baga� lat d�wigamy. Podniesiony ko�nierz, kapelusz nasuni�ty na czo�o, ciemne r�kawiczki, r�ce w kieszeniach - ot, i ca�a sztuczka. Teraz lubi� wskakiwa� w dopasowane sk�rzane kurtki i w�skie d�insy - to wygodny kostium. A zwyk�e traktory z czarnej sk�ry znakomicie nadaj� si� do chodzenia po ka�dej nawierzchni. Jednak od czasu do czasu nosz� co� bardziej wyszukanego, na przyk�ad jedwabie lubiane przez ludzi w tym kraju o ciep�ym, po�udniowym klimacie, gdzie teraz zamieszkuj�. Gdy ju� kto� zaczyna mi si� przygl�da� zbyt natarczywie, wtedy wystarczy mi�y telepatyczny komunikacik: �Jestem ca�kowicie normalny, nie ma �adnej sprawy�. U�miecham si� promiennie w swoim najlepszym stylu, �adnie chowaj�c k�y, i �miertelny oddala si� swoj� drog�. Od czasu do czasu odrzucam wszelkie kostiumy; wychodz� na miasto dok�adnie taki, jaki jestem. D�ugie w�osy, aksamitna kurtka, kt�rej pieszczotliwy dotyk przywodzi mi na my�l dobre stare czasy, i kilka szmaragdowych pier�cieni na palcach prawej d�oni. Id� szybko przez centrum tego cudownego, zepsutego po�udniowego miasta lub w��cz� si� pla�ami, st�paj�c po piaskach, kt�re l�ni� biel� jak ksi�yc, i wdychaj�c ciep�� po�udniow� bryz�. Muskaj� mnie tylko przelotne spojrzenia. Wok� dzieje si� zbyt wiele niewyt�umaczalnych spraw; poch�aniaj� nas koszmary, gro�by, tajemnice, a potem w niewyt�umaczalny spos�b rozczarowuj�. Wracamy znowu do zgie�ku przewidywalnego. Kr�lewicz nie przyb�dzie i wszyscy o tym wiedz�, a �pi�ca Kr�lewna chyba ju� umar�a. Podobnie jest z innymi, kt�rzy prze�yli wraz ze mn� i dziel� si� tym upalnym zak�tkiem rozpasanej zielono�ci na kraw�dzi �wiata - po�udniowo-wschodnim wypustkiem Ameryki P�nocnej, po�yskliw� metropoli� Miami, rozkosznym terenem �owieckim z�aknionych krwi nie�miertelnych, je�li kiedykolwiek by�o takie miejsce. Dobrze jest mie� obok siebie tych innych; prawd� m�wi�c, to zasadnicza sprawa i jak mi si� zawsze wydawa�o, niezb�dna; zacny sabat wybitnej, wytrzyma�ej starszyzny i zuchwa�ej m�odzie�y. Lecz c�, m�ka anonimowo�ci po�r�d �miertelnych nigdy nie by�a gorsza dla tego chciwego potwora, kt�rym jestem. �agodny szmer nie�miertelnych g�os�w nigdy nie zdo�a mnie wytr�ci� ze splinu. Smak s�awy po�r�d �miertelnych jest zbyt uwodzicielski - albumy p�ytowe w witrynach, wielbiciele skacz�cy i klaszcz�cy przed scen�. Niewa�ne, �e wcale nie wierzyli w to, i� naprawd� nie jestem wampirem; w tamtej chwili byli�my razem. Skandowali moje imi�! Teraz albumy p�ytowe znikn�y i nigdy ju� nie us�ysz� tamtych piosenek. Ksi��ka pozostanie - obok �Wywiadu z wampirem� - pod bezpieczn� mask� beletrystyki i mo�e tak w�a�nie by� powinno. Do�� k�opot�w sprawi�em swoj� osob�. Jeszcze si� o tym przekonacie. Kl�ska - oto, do czego uda�o mi si� doprowadzi� moimi gierkami! Ja, wampir, kt�ry wreszcie dosta� t� wymarzon� szans�, aby w najbardziej odpowiedniej chwili sta� si� bohaterem i m�czennikiem... Pewnie my�licie, �e wynios�em z tego jak�� nauk�? A �eby�cie wiedzieli. Wynios�em. Naprawd� wynios�em. Jednak musie� odpe�zn�� w cienie to piekielnie boli - Lestat zn�w jest tylko smuk�ym, bezimiennym, morderczym monstrum czyhaj�cym na �miertelnych, wykorzystuj�cym ich nie�wiadomo�� naszego istnienia. Cierpi�, zn�w skazany na rol� wyrzutka; zawsze poza nawiasem, borykaj�cy si� z dobrem i z�em we w�asnym wiekowym piekle cia�a i duszy. W obecnym odosobnieniu marz� o tym, �e natrafiam w sk�panej blaskiem ksi�yca komnatce na jak�� milutk� istotk� - jedn� z tych s�odkich ma�ych, jak je obecnie nazywaj� - kt�ra przeczyta�a moj� ksi��k� i s�ucha�a moich piosenek; jedn� z tych idealistycznych rozkoszni�tek pisz�cych do mnie w tamtym kr�tkim okresie nieszcz�snej glorii pe�ne uwielbienia listy na perfumowanym papierze, m�wi�ce o poezji i sile iluzji oraz wyra�aj�ce �al, �e nie jestem naprawd� tym, za kogo si� podaj�; marz� o w�lizgni�ciu si� do jej ciemnego pokoiku, gdzie na nocnym stoliczku by� mo�e le�y moja ksi��ka z aksamitn� zak�adk� w �rodku; marz� o tym, i� dotykam jej ramienia i u�miecham si�, kiedy spogl�damy sobie w oczy. - Lestat!... Zawsze wierzy�am, �e �yjesz. Wiedzia�am, �e si� zjawisz! Pochylam si�, got�w z�o�y� usta na jej ustach, i ujmuj� jej twarz w d�onie. - Tak, kochanie - odpowiadam - i nie wiesz, jak ci� potrzebuj�, jak bardzo ci� kocham, i od jak dawna. By� mo�e oka�e si�, �e z powodu tego, co mi si� przytrafi�o, owych nieoczekiwanych koszmar�w, kt�rych by�em �wiadkiem, i nieuniknionych m�k, kt�re wycierpia�em, b�d� w jej oczach bardziej urzekaj�cy ni� wtedy, gdy owe nieszcz�cia by�y jeszcze przede mn�. To straszliwa prawda, i� cierpienie dodaje g��bi naszym my�lom i nieodpartego uroku rysom, �e nasyca tembr g�osu. Pod warunkiem jednak, �e wcze�niej nie wypali optymizmu, ducha i wyobra�ni, a tak�e szacunku wobec prostych, jednak�e nieodzownych przejaw�w �ycia. Prosz�, wybaczcie, je�li w tych s�owach przebrzmiewa gorycz. Nie mam do niej �adnego prawa. Ja zacz��em to wszystko i jak to m�wi�: nie spad� mi w�os z g�owy, podczas gdy tak wielu osobnik�w naszego gatunku spotka� kres, nie m�wi�c o tym, ilu �miertelnych dotkn�y cierpienia, co jest ju� nie do wybaczenia. Niew�tpliwie to mnie b�dzie wystawiony rachunek. Jednak musicie wiedzie�, �e nie do ko�ca pojmuj�, co naprawd� si� wydarzy�o. Nie wiem, czy mia�em do czynienia z tragedi� czy te� nie lub czy by�a to jedynie b�ahostka. Nie mam te� poj�cia, czy moje pomy�ki mog�y by� zaczynem czego�, co w ko�cu jednak wynios�oby mnie z tego koszmarnego obszaru, w kt�rym nic nie ma istotnego znaczenia, do krainy rozja�nionej b�ogos�awionym blaskiem zbawienia. Tego r�wnie� nigdy si� nie dowiem. Rzecz sprowadza si� do jednego - jest ju� po wszystkim. Nasz �wiat - nasze malutkie ksi�stewko - jest mniejsze, mroczniejsze i bezpieczniejsze ni� kiedykolwiek i ju� nigdy nie b�dzie takie jak kiedy�. To cud, �e nie przewidzia�em tamtego kataklizmu, ale c�, jako �ywo nie potrafi� przewidzie�, jak sko�czy si� to, co zaczynam. Fascynuje mnie ryzyko, chwila, w kt�rej liczba mo�liwo�ci ociera si� o niesko�czono��. Kiedy wszelkie inne wabiki zawodz�, ten jeden potrafi zn�ci� mnie z drugiego kra�ca wieczno�ci. W gruncie rzeczy jestem taki jak wtedy, dwie�cie lat temu, wci�� jak �ywa istota niecierpliwy, niespokojny, zawsze ch�tny do mi�ostki i weso�ej burdy. Gdy w latach osiemdziesi�tych siedemnastego wieku wyruszy�em do Pary�a, aby zosta� aktorem, nie si�ga�em wyobra�ni� poza t� magiczn� chwil�, w kt�rej kurtyna idzie w g�r�. Mo�e starsi maj� racj�. Mam na my�li prawdziwych nie�miertelnych, tysi�cletnich krwiopijc�w, kt�rzy m�wi�, �e tak naprawd� nikt z nas nie zmienia si� z czasem, lecz jedynie dociera bli�ej istoty swej natury. Innymi s�owy, kiedy �yjesz setki lat, stajesz si� m�drzejszy; ale mo�e si� r�wnie� okaza�, �e twoi wrogowie mieli racj�, twierdz�c, �e przewredna z ciebie kreatura. Jestem wi�c tym samym czartem co zawsze, tym m�odzie�cem, kt�ry nieodmiennie pojawia si� na �rodku sceny, w blasku reflektor�w, tam gdzie jest najlepiej widoczny, w tym w�a�nie miejscu, ku kt�remu wyrywaj� si� wszystkie serca. Samotno�� to nic dobrego. Na niczym nie zale�y mi tak bardzo jak na tym, aby was zabawi�, oczarowa�, zatrze� w waszej pami�ci wszystkie swoje wyst�pki... Lecz obawiam si�, �e rzadkie chwile tajnego zbli�enia i rozpoznania nigdy nie wystarczy�yby, aby to osi�gn��. Jednak uprzedzam fakty, czy� nie? Je�li czytali�cie moj� autobiografi�, zapewne pragn�liby�cie wiedzie�, o czym m�wi�, jak� to katastrof� mam na my�li. No c�, dokonajmy przegl�du tego, co si� zdarzy�o, zgoda? Jak ju� wspomnia�em, napisa�em ksi��k� i nagra�em p�yt�, gdy� chcia�em by� zauwa�ony, pragn��em, by widziano mnie takim, jaki jestem, cho�by nawet publiczno�� uzna�a moj� posta� za symboliczn� mask�. A my�l, �e �miertelni mogliby mnie przejrze�, zda� sobie spraw�, i� moje s�owa nie k�ami�, dostarcza�a mi tylko dodatkowej podniety. Moim najs�odszym pragnieniem by�o �ci�gni�cie na nas rozszala�ej sfory, zniszczenia. Nie zas�ugujemy na �ycie; powinni�my zosta� starci z powierzchni ziemi. My�l o przysz�ych bataliach wprowadza�a mnie w uniesienie! Ach, walczy� z tymi, kt�rzy znaj� moje prawdziwe oblicze. Jednak tak naprawd� nigdy nie spodziewa�em si� takiej konfrontacji, a maska rockowego idola okaza�a si� a� nazbyt znakomit� przykrywk� dla czarta mojej klasy. To pobratymcy uznali mnie za tego, za kogo si� podawa�em, to oni zdecydowali si� ukara� mnie za to, com uczyni�. I w ten spos�b, rzecz jasna, zata�czyli, jak im zagra�em. Przecie� w swojej autobiografii opowiedzia�em nasz� histori�, nasze najtajniejsze sekrety, rzeczy, kt�rych poprzysi�g�em nigdy nie wyjawia�. Paradowa�em przed rozjarzonymi reflektorami i obiektywami kamer. A co by si� sta�o, gdyby jaki� naukowiec przejrza� mnie na wskro� lub, co bardziej prawdopodobne, jaki� nadgorliwy funkcjonariusz policji zatrzyma� mnie za jakie� drobne wykroczenie pi�� minut przed wschodem s�o�ca, po czym dziwnym trafem osadzono by mnie w areszcie, sprawdzono, zidentyfikowano i uznano za supertajn� zdobycz - a wszystko to za dnia, kiedy jestem bezwolny - ku satysfakcji najgorszych �miertelnych sceptyk�w na kuli ziemskiej? Zgoda, wydawa�o si� to niezbyt prawdopodobne! I nadal si� takie wydaje. (Chocia� przysporzy�oby mi niewiarygodnej uciechy, zupe�nie niewiarygodnej!) Niemniej jednak by�o nieuniknione, �e moi pobratymcy wpadn� w sza� z powodu ryzyka, kt�re podejmowa�em, �e b�d� chcieli spali� mnie �ywcem czy te� posieka� na drobne nie�miertelne kawa�eczki. Wi�kszo�� m�odzie�y by�a zbyt g�upia, aby zda� sobie spraw�, jak bardzo jeste�my bezpieczni. W miar� jak zbli�a� si� termin koncertu, coraz cz�ciej przy�apywa�em si� na tym, �e marz� r�wnie� o tych bataliach. C� to by�aby za rozkosz zniszczy� tych, kt�rzy d�wigali baga� z�a r�wny mojemu, sia� spustoszenie w�r�d winnych, raz za razem powala� odbicia mojej w�asnej osoby. Jednak�e tak naprawd� wszystko sprowadza�o si� do jednego - do bycia tam, tworzenia muzyki, widowiska, magii! Chcia�em w ko�cu �y� �yciem �miertelnym. Chcia�em by� po prostu cz�owiekiem. Tamten �miertelnik, aktor, kt�ry uda� si� do Pary�a dwa wieki temu i napotka� �mier� na bulwarze, nareszcie b�dzie mia� swoje pi�� minut. Lecz wr��my do przegl�du wydarze�; koncert by� wielkim sukcesem. Prze�y�em chwil� triumfu przed pi�tnastoma tysi�cami wrzeszcz�cych �miertelnych fan�w; a ponadto by�y tam ze mn� moje dwie najwi�ksze nie�miertelne mi�o�ci - Gabriela i Louis - moje piskl�ta, moi kochankowie, od kt�rych by�em oddzielony przez nazbyt wiele mrocznych lat. Noc nie dobieg�a jeszcze ko�ca, gdy ssali�my uprzykrzone wampiry, kt�re usi�owa�y ukara� mnie za moje czyny. Jednak podczas tych drobnych utarczek mieli�my niewidzialnego sojusznika; naszych wrog�w poch�on�y p�omienie, zanim zdo�ali wyrz�dzi� nam krzywd�. A gdy zbli�a� si� brzask, euforia po niezwyk�ej nocy nie pozwoli�a mi potraktowa� niebezpiecze�stwa na serio. Ignorowa�em nami�tne ostrze�enia Gabrieli; by�em zbyt rozanielony, maj�c j� wreszcie w obj�ciach. Odrzuca�em te� mroczne podejrzenia Louisa, nie inaczej ni� zawsze. A� wtem wszystko si� sk��bi�o i zawis�em na kraw�dzi przepa�ci... W�a�nie w chwili, gdy s�o�ce wstawa�o nad Carmel Valley i uk�ada�em si� do snu, jak ka�e natura wampir�w, zda�em sobie spraw�, �e nie jestem sam w swym podziemnym le�u. Moja muzyka dotar�a nie tylko do m�odych wampir�w, lecz wytr�ci�a z sennego ot�pienia najstarszych na �wiecie z naszego gatunku. Prze�y�em w�wczas jeden z tych zapieraj�cych dech w piersiach moment�w, gdy wielko�� ryzyka splata si� z wielo�ci� szans. Co mnie czeka�o? Natychmiastowa �mier� czy te� powt�rne narodziny? * * * Aby opowiedzie� wszystko, co si� potem wydarzy�o, musz� si�gn�� pami�ci� wstecz, do dni poprzedzaj�cych fatalny koncert, i ods�oni� wam serca i umys�y innych istot, kt�rych reakcji na moj� muzyk� i ksi��k� w�wczas jeszcze nie zna�em. Innymi s�owy, dzia�o si� wiele rzeczy, kt�re wymaga�y rekonstrukcji. I t� w�a�nie rekonstrukcj� zamierzam wam przedstawi�. Tak wi�c porzucimy ciasne, liryczne ograniczenia pierwszej osoby liczby pojedynczej; �ladem tysi�cy innych pisarzy zajrzymy do dusz i umys��w wielu postaci. Z rozmachem wkroczymy w �wiat trzeciej osoby liczby pojedynczej i przyjmiemy mnogo�� punkt�w widzenia. Przy okazji, kiedy ci inni my�l� lub m�wi�, �e jestem pi�kny lub zniewalaj�cy, nie s�d�cie, i� wyra�am w ten spos�b swoje opinie. Sk�d�e! Tak w�a�nie o mnie m�wiono, to w�a�nie wyczyta�em w ich my�lach swoj� niezawodn� telepatyczn� moc�; nie k�ama�bym zreszt� w �adnej sprawie. Nic na to nie poradz�, �e zab�jczo przystojny ze mnie czart. Po prostu wyci�gn��em tak� kart�. Ten dra�ski potw�r, kt�ry uczyni� mnie tym, kim jestem, wybra� w�a�nie mnie z racji mojego powabu, oto ca�a prawda na ten temat. Ka�dy mo�e zosta� �liweczk� w takim diabelskim kompocie. W gruncie rzeczy �yjemy w �wiecie przypadku, w kt�rym mo�emy by� pewni jedynie sta�o�ci zasad estetycznych. S�usznie czy nie, walczymy z wieczno�ci�, usi�uj�c stworzy� i utrzyma� r�wnowag� etyczn�; ale rzucaj�ce na kolana pi�kno letniego deszczu migocz�cego w �wietle ulicznych latarni lub pot�nych b�ysk�w artylerii na tle nocnego nieba jest bezsporne. Jednego mo�ecie by� pewni; chocia� was opuszczam, powr�c� w ol�niewaj�cym stylu, kiedy b�dzie trzeba. Zdradz� wam prawd�: nie cierpi� nie by� narratorem od pocz�tku do ko�ca! Parafrazuj�c Dawida Copperfielda - nie wiem, czy jestem bohaterem czy ofiar� w tej opowie�ci. Tak czy inaczej jednak, dlaczego mia�bym w niej dominowa�? W gruncie rzeczy tak naprawd� to ja j� opowiadam. Niestety, istota sprawy nie sprowadza si� do tego, �e jestem Jamesem Bondem w�r�d wampir�w, i nie chodzi o to, by zaspokoi� moj� pr�no��. Chc�, by�cie wiedzieli, co si� naprawd� wydarzy�o, nawet gdyby�cie nigdy nie mieli w to uwierzy�. Musz� nada� tej historii odrobin� sensu, odrobin� sp�jno�ci, je�li nie gdzie indziej, to w �wiecie beletrystyki, inaczej oszalej�. A wi�c jeszcze si� spotkamy; my�l� o was stale, kocham was, chcia�bym mie� was tu... w swoich ramionach. Wst�p O�wiadczenie w postaci graffiti (napisane czarnym flamastrem na czerwonej �cianie tylnej sali baru U C�ry Drakuli w San Francisco) Dzieci Ciemno�ci, we�cie pod rozwag�, co nast�puje: KSI�GA PIERWSZA: �Wywiad z wampirem�, opublikowany w 1976 roku, by� opisem autentycznych wydarze�. Ka�dy z nas m�g�by o tym opowiedzie� - o dochodzeniu do naszej kondycji, naszej n�dzy i rozpaczy, a tak�e o poszukiwaniach. Tymczasem Louis, licz�cy sobie dwie�cie lat nie�miertelny, domaga si� moralnego wsp�czucia. Lestat, z�oczy�ca, kt�ry przekaza� mu Mroczny Dar, do��czy� do tego jeszcze cenny drobia�d�ek w postaci wyja�nie� czy te� pocieszenia. Czy to si� wam aby z czym� nie kojarzy? Jak do tej pory, Louis nie zrezygnowa� z poszukiwania wybawienia, chocia� nawet Armand, najstarszy nie�miertelny, kt�rego uda�o mu si� znale��, nie zdo�a� mu pom�c ani te� wyt�umaczy�, za czyj� przyczyn� jeste�my na tym �wiecie. Ale nie ma w tym nic bardzo zaskakuj�cego, nieprawda�, wampiry, ch�opcy i dziewcz�ta? W gruncie rzeczy wampiry nigdy nie mia�y czego� takiego jak owa wyk�adnia wiary, Katechizm Baltimorski. To znaczy, nie mia�y, dop�ki nie opublikowano w tym tygodniu: KSI�GI DRUGIEJ: �Wampira Lestata�; podtytu�: �Pierwsze nauki i przygody�. Nie wierzycie? Sprawd�cie u najbli�szego �miertelnego ksi�garza. Potem udajcie si� do najbli�szego sklepu muzycznego i zapytajcie o p�yt�, kt�ra w�a�nie si� ukaza�a - r�wnie� zatytu�owan� �Wampir Lestat�, z ca�� daj�c� si� przewidzie� skromno�ci�. A gdy wszelkie wasze usi�owania zawiod�, w��czcie kabl�wk�, je�li nie traktujecie tego rodzaju urz�dze� z obrzydzeniem, i poczekajcie na kt�ry� z licznych wideoklip�w, nadawanych z koszmarn� cz�stotliwo�ci� dopiero od wczoraj. Natychmiast przekonacie si�, ile Lestat jest wart. I mo�e nie b�dziecie wcale tacy zaskoczeni na wie��, �e bynajmniej nie zamierza on poprzesta� na tych niespotykanych wyst�pkach, ale planuje debiutancki koncert na �ywo, nie gdzie indziej, a w�a�nie w tym mie�cie. Tak, w Halloween, zgadli�cie. Niemniej jednak pu��my na chwil� w niepami�� chorobliwie wyzywaj�cy b�ysk jego niesamowitych oczu, bij�cy z witryn wszystkich sklep�w muzycznych, lub jego pot�ny g�os, wy�piewuj�cy tajne imiona i biografie najbardziej wiekowych spo�r�d nas. Dlaczego on robi to wszystko? Co nam m�wi� jego piosenki? Wyzna� to bez ogr�dek w swojej ksi��ce. Da� nam nie tylko katechizm, ale i bibli�. Musimy si�gn�� a� do czas�w biblijnych, by spojrze� w twarz naszym pierwszym rodzicom: Enkilowi i Akaszy, w�adaj�cym w dolinie Nilu, zanim ktokolwiek nazwa� j� Egiptem. �askawie pomi�my ca�y be�kot o tym, jak zostali pierwszymi krwiopijcami chodz�cymi po Ziemi - maj�cy w gruncie rzeczy niewiele wi�cej sensu ni� opowie�� o powstaniu �ycia na tej planecie - lub o tym, jak p��d rozwija si� z mikroskopijnych kom�rek w �onie �miertelnej matki. Prawda wygl�da tak, �e pochodzimy od tej czcigodnej pary, i czy si� nam to podoba czy nie, s� istotne powody, aby wierzy�, i� pierwotny sprawczy zarodek wszystkich naszych cudownych i niezast�pionych mocy spoczywa w jednym z tych prawiecznych cia�, a mo�e w nich obu. Co to oznacza? M�wi�c bez ogr�dek, gdyby Akasza i Enkil weszli razem do pieca, wszyscy sp�on�liby�my wraz z nimi. Gdyby zostali zmia�d�eni na migotliwy py�, rozpadliby�my si� w nico��. Jest jednak nadzieja. Ta para nie drgn�a od ponad pi��dziesi�ciu wiek�w! Tak, dobrze przeczytali�cie. Oczywi�cie, je�li nie potraktujemy powa�nie wersji Lestata, kt�ry utrzymuje, �e wzruszy� ich, graj�c na skrzypcach u st�p sanktuarium. Pomi�my jednak jego ekstrawaganck� opowie�� o tym, jak to Akasza wzi�a go w ramiona i podzieli�a si� z nim swoj� pradawn� krwi�, a b�dziemy mieli do czynienia z bardziej prawdopodobnym stanem rzeczy, potwierdzonym przez dawne relacje: tamtych dwoje nie mrugn�o powiek� od czas�w poprzedzaj�cych upadek cesarstwa rzymskiego. Przez ca�y ten czas byli trzymani w zacisznej prywatnej krypcie przez Mariusza, wiekowego wampira z czas�w staro�ytnego Rzymu, kt�ry dobrze wie, co jest dla nas najlepsze. To w�a�nie on nakaza� wampirowi Lestatowi, by nigdy nie wyjawia� tego sekretu. Niezbyt godny zaufania powiernik z tego Lestata. Jakie� to motywy kryj� si� za t� ksi��k�, za p�yt�, za wideoklipami czy koncertem? Zamys��w owego czarta nie spos�b przejrze�, ale jednego mo�emy by� pewni: wszystko, co uknuje, przeprowadzi co do joty. Czy� nie stworzy� dziecka-wampira? I czy� nie uczyni� wampirzyc� w�asnej matki, Gabrieli, kt�ra lata ca�e by�a mu kochaj�c� towarzyszk� �ycia? Ten diabe�, powodowany tylko g�odem ekscytacji, got�w zapragn�� papieskiej tiary! Oto istota sprawy: Louis, filozof-w��czykij, kt�rego nikt z nas nie potrafi odnale��, przekaza� nasze najg��bsze etyczne tajemnice niezliczonym rzeszom obcych. A Lestat mia� czelno�� odkry� �wiatu sekret naszej historii, ujawniaj�c swoje nadprzyrodzone zdolno�ci �miertelnemu og�owi, wszem wobec. Powstaje pytanie: czemu ci dwaj wci�� ciesz� si� �yciem? Czemu ich jeszcze nie zniszczyli�my? Och, nie ulega w�tpliwo�ci, �e zagra�a nam niebezpiecze�stwo ze strony t�uszczy �miertelnik�w, chocia� jak do tej pory, wie�niacy z �agwiami w �apach nie za�omotali do wr�t zamczyska. Pogl�dy �miertelnych to dziwka, a ten potw�r wie, jak si� do niej umizga�, �eby zawr�ci� jej w g�owie. I chocia� jeste�my zbyt inteligentni, by wzbogaci� ludzk� wiedz�, potwierdzaj�c jego g�upie wymys�y, s� one tak nies�ychane, �e nie mog� si� r�wna� z niczym, co wydarzy�o si� do tej pory. To nie mo�e uj�� mu na sucho. Przemy�lenia dalsze: je�li opowie�� wampira Lestata jest prawdziwa - a wielu przysi�g�oby, �e tak, chocia� nikt nie potrafi wyt�umaczy�, na czym opiera to przekonanie - czemu licz�cy sobie dwa tysi�ce lat Mariusz nie zjawi si� i nie ukarze niepos�usze�stwa swojego powiernika? A kr�l i kr�lowa, je�li maj� uszy do s�uchania, obudz� si� na d�wi�k swoich imion niesionych na falach radiowych wok� naszej planety? Co si� z nami wtedy stanie? Czy uda si� nam pomy�lnie trwa� pod nowym panowaniem, czy te� nastawi� zapalnik na powszechne unicestwienie? I czy w obu przypadkach szybkie zniszczenie wampira Lestata nie odwr�ci�oby biegu wydarze�? Plan: zniszczy� wampira Lestata i wszystkich jego poplecznik�w, kiedy tylko o�miel� si� pokaza�. Zniszczy� wszystkich, kt�rzy oka�� mu lojalno��. Ostrze�enie: nie da si� zaprzeczy�, �e s� na �wiecie inni bardzo starzy krwiopijcy. Wszyscy od czasu do czasu przelotnie ich widujemy b�d� czujemy ich obecno��. Sprawy ujawnione przez Lestata s� nie tyle wstrz�sem, ile ostrog� dla naszej u�pionej cz�stki �wiadomo�ci. Obdarzona wielkimi mocami starszyzna na pewno s�ysza�a muzyk� Lestata. Jakie wiekowe i straszliwe istoty, pobudzone przesz�o�ci�, w�asnym interesem lub cho�by znajomo�ci� sprawy, ci�gn� z wolna i niepowstrzymanie w odpowiedzi na jego wezwania? * * * Kopie tego o�wiadczenia rozes�ano do ka�dego miejsca spotka� Wampirzego Zjednoczenia i ka�dego domu sabatowego na ca�ym �wiecie. Jednak niezale�nie od tego musicie wzi�� sobie do serca t� spraw� i rozes�a� wici: wampir Lestat ma by� zniszczony, a z nim jego matka, Gabriela, jego poplecznicy, Louis i Armand, a tak�e ka�dy �miertelny lojalny wzgl�dem niego. Szcz�liwego Halloween, ch�opcy i dziewcz�ta wampiry. Postarajmy si� by� na koncercie. Postarajmy si�, �eby wampir Lestat nigdy z niego nie wyszed�. * * * Blond osobnik w czerwonej welwetowej kurtce kolejny raz czyta� o�wiadczenie. Zajmowa� wygodny punkt obserwacyjny g��boko w k�cie. Jego oczy by�y prawie niewidoczne, przys�oni�te mocno przyciemnionymi szk�ami i rondem popielatego kapelusza. Na d�oniach mia� popielate zamszowe r�kawiczki; siedzia� oparty o wysok� czarn� boazeri�, ramiona skrzy�owa� na piersi, a obcas zahaczy� o krzes�o. - Lestacie, niedo�cigniony dra� z ciebie! - szepn�� pod nosem. - Jeste� ksi�ciem w�r�d �obuz�w. - Roze�mia� si� cicho. Potem uwa�nie przesun�� wzrokiem po du�ej zacienionej sali. Z przyjemno�ci� ocenia� freski na bia�ej gipsowej �cianie - rysunek czarnym atramentem, misterny jak paj�cza sie�. By� urzeczony zrujnowanym zamkiem, cmentarzem, uschni�tym drzewem si�gaj�cym tarczy ksi�yca rozcapierzonymi konarami. Ca�ym sercem pochwala� wyb�r artysty i banalny temat wydawa� mu si� �wie�y, jakby nie ograny. Znakomita by�a te� sztukateria sufitu, fryz ze swawol�cymi diab�ami i wied�mami na miot�ach. No i kadzid�o, s�odka stara hinduska mieszanka, kt�r� wieki temu sam zapali� w sanktuarium Tych Kt�rych Nale�y Mie� w Opiece. Tak, to by�o jedno z pi�kniejszych tajnych miejsc schadzek. Mniej przyjemni byli ci, kt�rzy je wype�niali, zbieranina wychud�ych bia�ych postaci, przesiaduj�cych nad �wieczkami przy hebanowych stoliczkach. Zbyt wielu ich, jak na to cywilizowane nowoczesne miasto. Sami zreszt� dobrze o tym wiedzieli. �eby zapolowa� dzi� w nocy, b�d� musieli rozproszy� si� szeroko i daleko; m�odziki zawsze musz� polowa�, musz� zabija� - ich g��d jest zbyt wielki, aby mo�na by�o zaspokoi� go inaczej. Teraz jednak my�leli wy��cznie o nim - kim jest, sk�d przybywa? Czy jest bardzo stary, bardzo silny i co uczyni, zanim opu�ci to miejsce? Zawsze te same pytania, chocia� w�lizguj�c si� do bar�w wampir�w, stara� si� przybiera� wygl�d przeci�tnego krwiopijcy- obie�y�wiata; nie patrzy� nikomu w oczy, nie dopuszcza� nikogo do swoich my�li. Czas zostawi� ich ze swoimi pytaniami. Zdoby� to, co chcia�, zapozna� si� z ich intencjami. I mia� w kieszeni kurtki ma�� kaset� magnetofonow� z nagraniami Lestata. Zanim powr�ci do siebie, zdob�dzie jeszcze ta�m� z wideoklipami. Skierowa� si� do wyj�cia. Wraz z nim podni�s� si� r�wnie� jeden z m�odzik�w. Zapad�a g�ucha cisza, zar�wno w my�lach, jak i na sali, kiedy obaj zbli�ali si� do drzwi. Porusza�y si� tylko p�omyki �wiec, a falowanie ich odbi� w czarnych p�ytkach pod�ogi sprawi�o, �e zadr�a�a jak lustro wody. - Sk�d jeste�, nieznajomy? - zapyta� uprzejmie m�odzik. Nie m�g� mie� wi�cej ni� dwadzie�cia lat, kiedy umar�, a i to nie mog�o by� dawniej ni� dziesi�� lat temu. Malowa� sobie powieki, powleka� woskiem wargi, k�ad� na w�osy krzycz�c� farb�, jakby nie wystarcza�y mu nadnaturalne zdolno�ci. Wygl�da� ekstrawagancko, jak�e inaczej od niego samego, rzadkiego i pot�nego ducha, kt�ry przy pewnym szcz�ciu przetrwa tysi�clecia. Co takiego mu proponowali w swoim wsp�czesnym �argonie? �e powinien pozna� Bardo, Astraln� R�wnin�, eteryczne �wiaty, muzyk� sfer, d�wi�k jednej klaszcz�cej d�oni? - Jakie jest twoje stanowisko wobec wampira Lestata i w sprawie O�wiadczenia? - odezwa� si� znowu tubylec. - Zechciej mi wybaczy�. Wychodz�. - Ale przecie� wiesz, co zrobi� Lestat - naciska� m�odzik, wsun�wszy si� mi�dzy niego i drzwi. To ju� by�o sprzeczne z dobrymi manierami. Uwa�niej przyjrza� si� m�odemu zuchwalcowi. Czy powinien zrobi� co�, co ich poruszy, co sprawi, �e b�d� mieli o czym m�wi� przez wieki? Nie m�g� si� powstrzyma� od u�miechu. Lepiej jednak nie. Ju� niebawem b�dzie a� nadto podniecaj�cych wydarze� dzi�ki jego ukochanemu Lestatowi. - Pozw�l, �e w odpowiedzi dam ci drobn� rad� - rzek� spokojnie m�odemu inkwizytorowi. - Nie mo�ecie zniszczy� Lestata, nikt nie mo�e tego dokona�. A dlaczego tak jest, tego nie potrafi� wam powiedzie�, mo�ecie mi wierzy�. To zaskoczy�o m�odzika i troch� go urazi�o. - Pozw�l jednak, �e teraz ja zadam ci pytanie - kontynuowa� jego rozm�wca. - Czemu ta obsesja na punkcie wampira Lestata? Co z jego rewelacjami? Czy wy, pisklaki, nie pragniecie szuka� Mariusza, stra�nika Tych Kt�rych Nale�y Mie� w Opiece? Nie pragniecie ujrze� na w�asne oczy Matki i Ojca? M�odzik zmiesza� si�, po czym stopniowo zacz�y w nim rosn�� op�r i zacietrzewienie. Nie potrafi� sformu�owa� jasnej odpowiedzi, ale replika wyra�nie zarysowa�a si� w jego sercu - Ci Kt�rych Nale�y Mie� w Opiece mo�e istniej�, a mo�e nie; Mariusz mo�e r�wnie� nie istnie�. A wampir Lestat jest prawdziwy, tak prawdziwy, jak tylko ten zuchwa�y nie�miertelny m�g� sobie wyobrazi�, i jest chciwym czartem, kt�ry za cen� poklasku i uwielbienia �miertelnych ryzykowa� utrat� prosperity wszystkich swoich pobratymc�w. Ma�o brakowa�o, a roze�mia�by si� m�odzikowi w twarz. C� za bezsensowna potyczka. Trzeba przyzna� Lestatowi, �e przepi�knie rozumia� t� wyzbyt� wiary epok�. Tak, zdradzi� sekrety, przed kt�rych wyjawieniem go ostrzegano, ale czyni�c to, nie zdradzi� niczego i nikogo. - Uwa�ajcie na wampira Lestata - powiedzia� z u�miechem na zako�czenie. - Bardzo niewielu prawdziwych nie�miertelnych chodzi po tej ziemi. Mo�e by� jednym z nich. - Po czym uni�s� m�odzika z pod�ogi, usuwaj�c go sobie z drogi, min�� pr�g i wszed� do g��wnej sali tawerny. Frontowe pomieszczenie, przestronne i bogato obwieszone czarnymi aksamitnymi portierami i kinkietami z lakierowanego br�zu, szczelnie zape�niali ha�a�liwi �miertelni. Filmowe wampiry roziskrzonym wzrokiem spogl�da�y z poz�acanych ram wisz�cych na zas�oni�tych satyn� �cianach. Rozbrzmiewaj�ce wok� d�wi�ki organowej toccaty i fugi Bacha dysza�y nami�tno�ci�, rozmywane gwarem rozm�w i gwa�townych wybuch�w pijackiego �miechu. Uwielbia� widok tak intensywnych objaw�w �ycia, uwielbia� nawet zadomowiony tu od dobrych stu lat zapach dobrej whisky, wina i papieros�w. A gdy przedziera� si� do drzwi, z r�wnym uwielbieniem wita� nap�r mi�kkich, pachn�cych ludzkich cia�. Uwielbia� to, �e �ywi nie po�wi�cali mu krzty uwagi. Nareszcie wilgotne powietrze, chodniki Castro Street kipi�ce t�umami wczesnego popo�udnia. Niebo nadal s�a�o po�ysk polerowanego srebra. Ludzie biegali chy�o we wszystkich kierunkach, uciekaj�c przed lekko zacinaj�cym deszczem, ale na pr�no; wielkie, wy�upiaste �wiat�a zatrzymywa�y ich na rogach ulic, by dopiero po d�u�szej chwili mrugni�ciem zezwoli� na przej�cie. G�os Lestata dudni� z g�o�nik�w ustawionych przed sklepami muzycznymi, pokonuj�c warkot przeje�d�aj�cych autobus�w i syk opon na mokrym asfalcie: W moich snach jest moja tak, Anio�, kochanka, matka. I w moich snach znam smak jej warg, Kochanki, muzy, c�rki. Da�a mi �ycie, A ja jej �mier�, Mojej pi�knej markizie. Diablim Szlakiem szli�my wtedy, Sieroty, ale razem. Czy w noc dzisiejsz� s�yszy m�j �piew o kr�lach, kr�lowej, prawdach prawiecznych? Z�amanych przysi�gach, smutku? Czy te� pod��a dalek� �cie�k�, gdzie nie dociera rym ani pie��? Wr�� do mnie, pi�kna Gabrielo, Moja pi�kna markizo. Ruiny zamku strasz� na wzg�rzu, Wioska tonie pod �niegiem, Lecz ty jeste� moja na zawsze. Czy ona, jego matka, ju� tam jest? S�owa ucich�y w �agodnym poszumie elektrycznych instrument�w, po czym poch�on�y je przypadkowe ha�asy ulicy. Szed� dalej spacerowym krokiem, opr�szony mokr� bryz�, kieruj�c si� do rogu. Sprzedawca kwiat�w nadal oferowa� sw�j towar pod markiz�. Rze�nik mia� zalew klient�w, kt�rzy dopiero co sko�czyli prac�. Za witrynami knajpek �miertelni jedli p�ny obiad albo po prostu oci�gali si� z powrotem do dom�w, czytaj�c gazet�. Spore gromadki czeka�y na autobus jad�cy w d� wzg�rza, a przed starym kinem naprzeciwko ustawia�a si� kolejka. Ona, Gabriela, by�a tam. Mia� co do tego nieuchwytne, niemniej jednak niezawodne przeczucie. Kiedy dotar� do rogu, zatrzyma� si� i opar� o s�up �elaznej latarni; wdycha� sp�ywaj�cy od g�r �wie�y wiatr. Mia� przed sob� pi�kn� panoram� �r�dmie�cia wzd�u� szerokiej prostej Market Street. Zupe�nie jak widok paryskiego bulwaru. A wsz�dzie doko�a �agodne stoki miasta os�oni�te weso�o rozja�nionymi oknami. Tak, ale gdzie ona teraz jest? - Gabrielo... - szepn��. Zamkn�� oczy. S�ucha�. Nap�yn�� ku niemu nieogarniony zgie�k tysi�cy g�os�w, wielo�� nak�adaj�cych si� na siebie obraz�w. Grozi�o mu, �e ca�y �wiat otworzy si� i poch�onie go swoj� nieustaj�c� skarg�. - Gabrielo!... Og�uszaj�ca wrzawa cich�a niespiesznie. Zauwa�y� przeb�ysk b�lu u przechodz�cego �miertelnika, a w wie�owcu na wzg�rzu umieraj�ca kobieta wspomina�a dzieci�stwo, siedz�c apatycznie w oknie. Wtem nap�yn�a cisza, nieruchoma i ci�ka jak g�sta mg�a. i zobaczy� to, co chcia� zobaczy� - Gabriel�. Zatrzyma�a si� jak wryta. Us�ysza�a go. Wiedzia�a, �e jest obserwowana. Wysoka blondynka z warkoczem opadaj�cym na plecy stoi nieopodal na jednej z czystych, wyludnionych ulic �r�dmie�cia. Ma na sobie kurtk� khaki, spodnie od kompletu i znoszony br�zowy sweter. Kapelusz, bli�niaczo podobny do jego nakrycia g�owy, zakrywa jej oczy, wida� tylko skrawek twarzy nad podniesionym ko�nierzem. Zamkn�a sw�j umys�, skutecznie okrywaj�c si� niewidzialn� tarcz�. Obraz znik�. Tak, jest tutaj, czeka na swojego synalka, Lestata. Czemu si� o ni� l�ka� - on, pe�en ch�odu, kt�ry nie l�ka si� o nikogo poza Lestatem? Nie ma powodu do obaw. By� zadowolony. Lestat te� b�dzie. Lecz co z innymi? Co z Louisem, �agodnym Louisem o czarnych w�osach i zielonych oczach, kt�ry chadza� beztrosko, nie zwa�aj�c na to, �e ka�dy mo�e us�ysze� jego g�o�ne kroki, a nawet pogwizdywa� na mrocznych ulicach, tak �e �miertelni s�yszeli jego nadej�cie. Prawie natychmiast ujrza� Louisa wchodz�cego do pustego salonu. Dopiero co wyszed� z ukrytej w murze piwnicznej krypty, gdzie przespa� ca�y dzie�. Zupe�nie nie zdawa� sobie sprawy, �e jest obserwowany. Lekkim krokiem przeci�� zakurzony pok�j i przystan��, spogl�daj�c przez zabrudzone okno na g�sty strumie� pojazd�w w dole. To by� ten sam stary dom przy Divisadero Street. A ten elegancki i zmys�owy osobnik, kt�ry przysporzy� poka�nego zamieszania swoj� opowie�ci� w �Wywiadzie z wampirem�, wcale si� tak bardzo nie zmieni�. Poza tym, �e teraz czeka� na Lestata. Tej nocy mia� niespokojne sny; ba� si� o przyjaciela, gn�bi�y go stare i nowe t�sknoty. Niech�tnie rozsta� si� z tym wizerunkiem. Darzy� Louisa wielkim uczuciem. Niezbyt to m�dre z jego strony, poniewa� wyedukowany Louis mia� wra�liw� dusz� i ani krzty osza�amiaj�cej pot�gi Gabrieli i jej potomka z piek�a rodem. Niemniej jednak z pewno�ci� m�g� przetrwa� r�wnie d�ugo jak oni. Jak�e przedziwna to odwaga, kt�ra pozwala znie�� razy cierpienia. Mo�e jej �r�d�em jest pokora ducha. Ale w takim razie jak zrozumie� Lestata - pokonanego, poranionego, a jednak d�wigaj�cego si� z kolan? Lestata bez cienia pokory? Gabriela i Louis jeszcze nie odnale�li si� nawzajem. Nie szkodzi. Co mia� zrobi�? Po��czy� ich? Co za my�l... Poza tym Lestat niebawem go w tym wyr�czy. Wi�c tylko si� u�miecha�. - Lestacie, niedo�cigniony dra� z ciebie! Tak, jeste� ksi�ciem w�r�d �obuz�w. Niespiesznie przywo�a� w pami�ci ka�dy szczeg� oblicza i postaci Lestata. Lodowato b��kitne oczy, ciemniej�ce w chwilach rozbawienia; szczodry u�miech; brwi zbiegaj�ce si� w wyrazie ch�opi�cego zachmurzenia; nag�e wybuchy dobrego nastroju i blu�nierczego humoru. Potrafi� nawet wyobrazi� sobie koci� gracj� jego ruch�w, jak�e niespotykan� u m�czyzny atletycznej budowy. I co z niego za si�acz, si�acz nad si�acze, pe�en nieokie�znanego optymizmu. Prawd� m�wi�c, nie mia� wywa�onego s�du na temat ca�ego przedsi�wzi�cia, by� jedynie rozbawiony i zafascynowany. Oczywi�cie nie by�o mowy o tym, by m�ci� si� za opowie�ci o jego sekretach. Tamten niew�tpliwie na to liczy�, ale nie m�g� by� tego pewny. A mo�e mia� to serdecznie w nosie? On sam wiedzia� o tym nie wi�cej ni� tamci durnie w tylnej sali. Co istotne, to fakt, �e po raz pierwszy od wielu lat niespodziewanie dla samego siebie my�la� w kategoriach przesz�o�ci i przysz�o�ci; precyzyjnie zdawa� sobie spraw� z natury tej epoki. Nawet dzieci Tych Kt�rych Nale�y Mie� w Opiece traktowa�y ich jak bajeczk�! Dawno min�y czasy, w kt�rych zapalczywe krwiopijcze hultajstwo szuka�o sanktuarium Matki i Ojca i ich pot�nej krwi. Nikt ju� w nich nie wierzy� i nikt o nich nie dba�! Taki by� w istocie ten wiek; wsp�cze�ni �miertelni mieli nies�ychanie praktyczne nastawienie, odrzucaj�ce ka�dy przejaw cudowno�ci. Z bezprecedensow� odwag� oparli swoje etyczne osi�gni�cia bezpo�rednio na fundamencie realizmu. Dwie�cie lat temu na pewnej wyspie na Morzu �r�dziemnym on i Lestat dok�adnie przedyskutowali te sprawy, owo marzenie o moralnym �wiecie bez boga, �wiecie, w kt�rym jedynym dogmatem by�aby mi�o�� bli�niego. �wiecie, do kt�rego nie nale�ymy - pomy�la�. A teraz taki w�a�nie �wiat by� bliski urzeczywistnienia. Wampir Lestat przeszed� do pop-kultury, dok�d wszystkie stare czarty powinny si� wynie�� i zabra� ze sob� ca�e to przekl�te plemi�, r�wnie� Tych Kt�rych Nale�y Mie� w Opiece, chocia� ci mo�e nigdy si� o tym nie dowiedz�. Na my�l o symetrii tego wszystkiego nie m�g� si� nie u�miechn��. Przy�apa� si� na tym, �e nie tylko podziwia czyny Lestata, ale jest pod ich przemo�nym urokiem. Rozumia� pot�g� syreniego g�osu s�awy. Ale� tak, on te� prze�y� chwil� bezwstydnego zachwytu, widz�c swoje imi� nabazgrane na murze baru. �mia� si� wtedy; ale by� to �miech radosny. Wystarczy�o da� Lestatowi pole do popisu, by stworzy� tak inspiruj�c� sytuacj�, i prosz�!... Sta�o si�. Lestat, niesforny bulwarowy aktorzyna ancien regime�u, wyniesiony na piedesta� gwiazdy w pi�knej i niewinnej epoce. Ale czy mia� racj�, wyg�aszaj�c pisklakom w barze swoje kazanko i twierdz�c, �e nikt nie potrafi zniszczy� �obuzerskiego ksi�cia? To by�a czysta fikcja. Dobra reklama. Prawd� powiedziawszy, ka�dy z nas mo�e by� zniszczony... - pomy�la�. - Jak nie tak, to inaczej. Nawet Ci Kt�rych Nale�y Mie� w Opiece. Oczywi�cie by�y s�abe, te nieopierzone Dzieci Ciemno�ci, jak same siebie nazywa�y; a przez swoj� mnogo�� wcale nie zyskiwa�y na sile. Lecz co ze starszyzn�? Gdyby tylko Lestat nie wywo�ywa� imion Maela i Pandory. Ale czy s� krwiopijcy jeszcze starsi ni� tamci, tacy, o kt�rych on sam nie wie? Pomy�la� o ostrze�eniu na �cianie: �Straszliwe istoty... pod��aj� z wolna, nieust�pliwie, w odpowiedzi na jego wezwanie�. Zaskoczy�o go dr�enie, ch��d, a przez chwil� wydawa�o mu si�, �e widzi d�ungl� - zielone, cuchn�ce miejsce przyt�oczone chorobliwym parz�cym upa�em. Wizja przepad�a, nie wyja�niona, jak wiele innych naprzykrzaj�cych si� objawie� i znak�w. Dawno temu nauczy� si� stawia� tam� niesko�czonej strudze g�os�w i obraz�w, napieraj�cej na� z racji jego umys�owych zdolno�ci; a jednak czasem przebija�o si� co� gwa�townego i nieoczekiwanego - jak nag�y krzyk. Mniejsza z tym, dosy� si� tu nasiedzia�. Przesta� si� kontrolowa� i by� got�w interweniowa� w ka�dej sytuacji! Ta uleg�o�� wobec ciep�ej fali uczucia wzbudzi�a w nim z�o�� na samego siebie. Nale�a�o ju� wr�ci� do domu. Nazbyt d�ugo bawi� w oddaleniu od Tych Kt�rych Nale�y Mie� w Opiece. Jak�e uwielbia� widok kipi�cego energi� ludzkiego t�umu i niezbornej, po�yskliwej parady ulicznego ruchu. Nie przeszkadza�y mu nawet truj�ce wyziewy wielkiego miasta. Nic nie mog�o przebi� fetoru staro�ytnego Rzymu, Antiochii lub Aten - metropolii, gdzie widziane co krok zwa�y odpadk�w by�y pokarmem dla much, a powietrze przesyca� nieod��czny smr�d choroby i niedostatku. Tak, tak, lubi� pastelowe miasta Kalifornii. M�g�by pozosta� na zawsze w�r�d tutejszych trze�wo my�l�cych i wiedz�cych czego chc� mieszka�c�w. Jednak musia� wraca� do domu. Koncert b�dzie ju� niebawem i wtedy, je�li zechce, spotka si� z Lestatem... C� za rozkosz nie wiedzie� dok�adnie, co zdecyduje si� zrobi�, zupe�nie jak inni, inni, kt�rzy nawet nie wierz� w jego istnienie! Przeci�� Castro Street i szybko wszed� na szeroki kraw�nik Market. Wiatr przycich�; powietrze by�o niemal ciep�e. Pod��a� rze�kim krokiem; nawet pogwizdywa� do siebie, tak jak to cz�sto robi� Louis. Czu� si� dobrze. Czu� si� cz�owiekiem. Nagle przystan�� przed sklepem ze sprz�tem radiowym i telewizyjnym. Na ka�dym, ale to ka�dym ekranie wida� by�o �piewaj�cego Lestata. Roze�mia� si� pod nosem, widz�c ten wielki show gestu i ruchu. D�wi�k by� wy��czony, ukryty pod jarz�cymi si� pokr�t�ami odbiornik�w. Musia�by go dopiero szuka�. Ale czy� ogl�danie wyst�p�w jasnow�osego ksi�cia-�obuziaka w bezlitosnej ciszy nie mia�o w sobie pewnego uroku? Kamera odjecha�a, ukazuj�c posta� Lestata graj�cego na skrzypcach jakby w pustce. Od czasu do czasu zamyka� si� wok� niego rozgwie�d�ony mrok. Wtem, zupe�nie nagle, otworzy�y si� dwuskrzyd�owe drzwi - wypisz, wymaluj stare sanktuarium Tych Kt�rych Nale�y Mie� w Opiece! A w nim Akasza i Enkil, czy te� raczej aktorzy ucharakteryzowani na bia�osk�rych Egipcjan, o d�ugich czarnych w�osach, cienkich jak jedwabna ni�, przybrani w migotliw� bi�uteri�. Oczywi�cie. Jak m�g� nie przewidzie�, �e Lestat doprowadzi do tego wulgarnego i prowokacyjnego ekstremum? Pochylony, ws�uchiwa� si� w przekaz d�wi�ku. G�os Lestata g�rowa� nad skrzypcami: Akaszo! Enkilu! Tajemnic strze�cie, Milczenia strze�cie. To lepszy dar ni� prawda. Gdy skrzypek przymkn�� oczy, skupiony na swojej grze, Akasza powoli unios�a si� z tronu. Na ten widok skrzypce wypad�y z r�k Lestata; obj�a go niczym tancerka, przyci�gn�a do siebie, pochyli�a si�, przyciskaj�c jego z�by do swojej szyi, aby zaczerpn�� jej krwi. By�o to znacznie lepsze, ni� m�g� sobie wyobrazi� - tak sprytnie zosta�o spreparowane. Teraz Enkil ockn�� si� ze snu, powsta� i ruszy� ci�kim krokiem niczym wielka mechaniczna lalka, by odzyska� swoj� kr�low�. Lestat wyl�dowa� na pod�odze �wi�tyni jak �mie�. Koniec filmiku. Akcj� ratunkow� Mariusza pomini�to. - Och, wi�c nie s�dzone mi zosta� gwiazd� telewizji - szepn�� z lekkim u�miechem. Podszed� do wej�cia prawie ciemnego sklepu. Oczekuj�ca m�oda kobieta wpu�ci�a go do �rodka. W d�oni mia�a czarn� kaset� wideo. - Jest tego dwana�cie - powiedzia�a. Pi�kna ciemna cera, wielkie senne oczy. �wiat�o zaiskrzy�o si� na srebrnej bransoletce. By�o w tym co� n�c�cego. Wzi�a pieni�dze z wdzi�czno�ci�, nie licz�c. - Pokazywano je na wielu kana�ach. Uda�o mi si� nagra� wszystkie. Sko�czy�am wczoraj wieczorem. - Dobrze mi si� przys�u�y�a� - odpar�. - Dzi�kuj� ci. - Wyj�� kolejny gruby plik. - Nie ma sprawy - powiedzia�a. Nie chcia�a dodatkowej zap�aty. Bierz - nakaza� jej w my�lach. Odebra�a je ze wzruszeniem ramion i w�o�y�a do kieszeni. Nie ma sprawy. Uwielbia� te zgrabne wsp�czesne powiedzonka. Uwielbia� nag�e ko�ysanie soczystych piersi, gdy wzruszy�a ramionami, i obr�t gibkich bioder pod szorstkim d�insem, dzi�ki kt�remu jej sk�ra wydawa�a si� tym g�adsza, a ca�a posta� - delikatniejsza. Jak tchn�cy �wiat�em kwiat. Kiedy zn�w otworzy�a mu drzwi, musn�� g�adk� koron� kasztanowych w�os�w. To wr�cz nie do pomy�lenia nakarmi� si� kim�, kto ci si� przys�u�y�, kim� tak niewinnym. Nie powinien by� tego robi�! A jednak ur�kawiczone d�onie przemkn�y po w�osach, �agodnie unieruchomi�y g�ow�. - Poca�unek motyla, m�j skarbie. Zamkn�a oczy; k�y natychmiast przeszy�y arteri�, siorba� krew. Przek�ska, nie wi�cej. Drobne smagni�cie �aru, w jednej chwili wygasaj�cego w sercu. Cofn�� z�by, pieszcz�c jeszcze wargami delikatn� szyj�. Czu� puls. �aknienie by�o prawie nie do zniesienia. Grzech i pokuta. Pu�ci� j�. Patrz�c w zamglone oczy, wyg�adzi� mi�kkie, spr�yste k�dziory. Nie pami�taj - nakaza�. - To do widzenia - powiedzia�a, u�miechaj�c si�. * * * Sta� bez ruchu na wyludnionym chodniku. G��d, zignorowany i nad�sany, stopniowo wygas�. Mariusz spojrza� na kartonow� ok�adk� kasety wideo. �Jest tego dwana�cie - powiedzia�a. - Uda�o mi si� nagra� wszystkie�. Je�li tak, to jego podopieczni ju� z pewno�ci� widzieli Lestata na wielkich ekranach umieszczonych przed nimi w �wi�tyni. Dawno temu zainstalowa� na stoku talerz odbiornika telewizji satelitarnej, odbieraj�cy transmisje z ca�ego �wiata. Niewielki zaprogramowany konwerter zmienia� kana� co godzina. Przez lata wpatrywali si� oboj�tnie w barwne obrazy zmieniaj�ce si� przed ich martwymi oczami. Czy drgn�y w najmniejszym chocia� stopniu, kiedy u�ywano nazwiska Lestata lub pojawia�a si� jego posta�? Lub gdy ich imiona pada�y w niby-hymnach? No c�, niebawem si� dowie. Odtworzy im t� kaset�. Przyjrzy si� uwa�nie zastyg�ym, l�ni�cym twarzom, szukaj�c czego� - czegokolwiek - poza samym odbiciem �wiat�a. - Ach, Mariuszu, ty nigdy nie poddajesz si� rozpaczy, prawda? Z tymi twoimi g�upimi marzeniami jeste� nie lepszy ni� Lestat. * * * Zanim dotar� do siebie, by�a p�noc. Zamykaj�c stalowe drzwi, zostawi� za sob� zacinaj�cy �nieg i przez chwil� sta� bez ruchu, wch�aniaj�c otulin� rozgrzanego powietrza. Zadymka, przez kt�r� si� przebija�, posieka�a mu twarz i uszy, a nawet ochronione r�kawiczkami d�onie. Jak dobrze by�o zakosztowa� ciep�a. Przez chwil� ws�uchiwa� si� w milczeniu w znajome d�wi�ki monstrualnych generator�w i odleg�e pulsowanie odbiornik�w telewizyjnych w �wi�tyni, setki metr�w poni�ej. Czy to Lestat? Tak. Niew�tpliwie ostatnie �a�obne pienia jakiego� przeboju. Powoli zsun�� r�kawiczki z d�oni, zdj�� kapelusz i przeczesa� d�oni� w�osy. Uwa�nie rozejrza� si� po wielkim holu i przyleg�ym salonie, szukaj�c najl�ejszego �ladu czyjej� bytno�ci. Oczywi�cie by�o to w zasadzie niepotrzebne. Znajdowa� si� wiele kilometr�w od ostatniej osady na tym wielkim, pokrytym lodem i �niegiem pustkowiu. Ale si�� przyzwyczajenia dok�adnie przyjrza� si� wszystkiemu, jak zawsze. Byli tacy, kt�rzy potrafiliby wedrze� si� do tej fortecy, gdyby tylko wiedzieli, gdzie jest. Wszystko w porz�dku. Sta� przed wielkim akwarium, ogromnym, si�gaj�cym sufitu zbiornikiem zape�niaj�cym po�udniow� �cian�. Z jak�� ostro�no�ci� zbudowa� je z najtwardszego szk�a i zaopatrzy� w najlepsze urz�dzenia. Obserwowa� �awice wielobarwnych ryb przemykaj�cych jak w ta�cu i zawracaj�cych nagle w sztucznym mroku. Pod wp�ywem �agodnego ci�nienia wytworzonego przez aparat do nasycania powietrzem gigantyczny wodorost zako�ysa� si� jak las sp�tany hipnotycznym rytmem. To zawsze poch�ania�o Mariusza, niespodziewanie zniewala�o go widowiskow� monotoni�. Okr�g�e czarne oko ryby wzbudza�o w nim dr�enie, �agodne, szczup�e odro�l� podwodnej ro�linno�ci wznieca�y niezrozumia�y zachwyt; j�drem zachwytu by� jednak ruch, bezustanny ruch. Wreszcie odwr�ci� si�, tylko raz spogl�daj�c za siebie na czysty, nie�wiadomy �wiat, kt�rego pi�kno rodzi�o si� z przypadku. Tak, tutaj wszystko w porz�dku. Dobrze by�o znale�� si� w tych ciep�ych wn�trzach. N