7432
Szczegóły |
Tytuł |
7432 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7432 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7432 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7432 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jaros�aw Abramow - Newerly
Nawia�o nam burz�
Projekt ok�adki i stron tytu�owych MACIEJ SADOWSKI
Redaktor EL�BIETA JASZTAL-KOWALSKA
Opracowanie redakcyjne MA�GORZATA WOJCIECHOWSKA
Korekta ANNA �O�NA
(c) Copyright by Jaros�aw Abramow-Newerly
(c) Copyright for this edition by Wydawnictwo Ksi��kowe "Tw�j Styl" Sp. z o. o.
Wydawnictwo Ksi��kowe "Tw�j Styl" Sp. z o.o. Wydanie I, Warszawa 2000 r.
ISBN 83-7163-171-5
Zapraszamy do ksi�garni internetowej www.twojstyl-ksiazki.com.pl
Typografia, sk�ad i �amanie WMC s.c., Warszawa
Druk i oprawa Wroc�awska Drukarnia Naukowa PAN im Stanis�awa Kulczy�skiego Sp z
o o
Wst�p
Praca nad t� ksi��k� sprawi�a mi moc niespodzianek. Nigdy nie przypuszcza�em, �e
napisz� sag�. Po K�adce przez Atlantyk, dokumentalnej opowie�ci o �yciu Tadeusza
Gonsika, s�dzi�em, �e nabra�em ju� wprawy w tym gatunku prozy i �atwo mi
p�jdzie. Okaza�o si�, �e nie. Zmaganie z materia�em trwa�o trzy lata. Moim
bohaterom wci�� co� si� przypomina�o. Musia�em si� cofa�, �ata�, poprawia� rw�c�
si� fabu��. W pewnych chwilach t�skni�em ju� za swobodn� fikcj�. Na pocz�tku
jednak, nie�wiadom tej �ataniny, ochoczo zabra�em si� do dzie�a.
Zacz��em od rozm�w z Olg� Wawrow. Jej opowie�� o przedwojennych Hady�-kowcach
wyda�a mi si� nieco zgrzebna i szara. Postanowi�em j � ubarwi�. Zderzy� ze
wsp�czesn� akcj� w piekarni w Toronto. Polsko-ukrai�ska ekipa z egzotycznymi
typami kusi�a. Doda�em do tego jeszcze w�asne w�tki biograficzne i ten kola�
spodoba� mi si�. Wkr�tce jednak stwierdzi�em, �e zabieg jest sztuczny. K��ci si�
z surow� form� dokumentu. Wynika z braku wiary w autentyczne tworzywo. W po�owie
pracy wy��czy�em ten rozrywkowy nurt, wk�adaj�c go do oddzielnego utworu -M�yn w
piekarni. Niewiele to da�o. Tekst dalej r�s�.
W celu osadzenia Hady�kowiec bardziej w epoce uzna�em za s�uszne nakre�li�
dzieje Galicji za austriackich czas�w, II Rzeczpospolitej i kolejnych okupacji.
Tekst zmienia� si� w historyczny szkic. Tymczasem zwi�ksza�a si� liczba moich
bohater�w - Polak�w i Ukrai�c�w. Kuzyn Olgi Wawrow, Bohdan Wynnyczenko, przyby�
ze Lwowa do Toronto pod koniec pracy nad t� ksi��k�. Jego powojenne losy wyda�y
mi si� tak ciekawe, �e postanowi�em je w��czy� do opowie�ci. Zn�w dosz�o par�
rozdzia��w. Spotkanie z nim przekona�o mnie jednak, �e ten polsko-ukrai�ski nurt
jest najwa�niejszy, �e owa burza nawiana do Hady�kowiec 17 wrze�nia 1939 roku
znad Zbrucza wcale nie jest lokalna i ma uniwersalny zasi�g. Jej plony zbieramy
do dzi�. Nie jest to tylko sprawa jednego narodu i jednej wioski, ale dotyczy
nas wszystkich. Ludzi z dawnego bloku sowieckiego rozsianych po ca�ym �wiecie.
Temat dostatecznie wielki, by starczy� na tomy. Nie trzeba go powi�ksza�. Raczej
skupi� si� na zbieraniu rozproszonych ziaren. I to w�a�nie okaza�o si�
najtrudniejsze. Owo stopniowe dokopywanie si� do reali�w i szczeg�lik�w
oddaj�cych prawd� �wczesnego obyczaju i j�zyka. �mudne "krawiectwo poprawkowe" -
jak to �artobliwie okre�li�em.
Z pocz�tku zaznacza�em j�zyk Olgi Wawrow specjalnym fonetycznym zapisem. Jej
�piewny kresowy akcent wyda� mi si� szczeg�lnie mi�y. Owe: - U nas we �si, pro�-
sz� pana, za�sze lu�dzie m�wili itp. Potem uzna�em, �e to mo�e by� zbyt nu��ce
przy d�u�szej lekturze i zrezygnowa�em. Zachowa�em tylko specyficzn� sk�adni�
pani Olgi, wy�awiaj�c z jej zda� te proste, ludowe zwroty, czasem o poetyckiej
sile, jak ten cho�by: "wra�enie by�o takie, prosz� pana, jakby si� wioska
zapali�a". R�wnie� nie poprawia�em b��dnie wymawianych s��w typu "fulwarek",
"katafalek", "�rebiak", "m�ockarnia" czy "kukurudziannik". W spisanych przez ni�
wspomnieniach zachowa�em jej oryginalny styl.
Podobnie post�pi�em z zapiskami Leszka Wawrowa. Jego dzieci�cy dzienniczek i
p�niejsze notatki ma�o zmienia�em. Stwierdzi�em, �e �wietnie zapami�tuje
konkret. Wyczulony jest te� na prawd� j�zyka, rzecz dla mnie najwa�niejsz�.
Redaktorki mego tekstu nie mia�y �atwego zadania. Przedstawi�em materia� na
kolejne dwie ksi��ki. Zn�w trzeba by�o go ci�� i skraca�. W ko�cu o Hady�kowcach
i rodzinie Wawrowych pisa�em. Zrezygnowa�em wi�c z szerszego t�a i
autobiografii. Ograniczy�em si� tylko do niezb�dnych informacji. Nie uchowa�o
si� wstrz�saj�ce �wiadectwo Isydora Dienera o zag�adzie kopyczynieckich �yd�w.
Podobnie teksty ulotek, odezw czy innych dokument�w. Mo�e najbardziej �a�uj�
usuni�cia rozdzia�u o zachowaniu si� polskich literat�w we Lwowie w 1939 roku,
nad kt�rym najd�u�ej pracowa�em. Efektownie kontrastowa� z opisem postawy
prostych ludzi z Hady�ko-wiec. Jego tre�� nazbyt jednak odbiega�a od mojej wsi.
Ko�cz�c t� autorsk� spowied� chcia�bym podzi�kowa� Oldze Wawrow i Jej rodzinie
za pomoc przy pisaniu ksi��ki, zw�aszcza memu imiennikowi Jaros�awowi Waw-rowi -
Majorowi za uchylenie r�bka tajemnicy znad granicy i wprowadzenie nieco humoru
do tekstu. Podzi�kowanie nale�y si� r�wnie� Leszkowi Wawrowowi, inicjatorowi tej
sagi. Jego up�r, zapa� i wiara w sens mego przedsi�wzi�cia - podobnie jak
historyczna konsultacja, sporz�dzenie dokumentacji i aktywny udzia� w
dochodzeniu do rodzinnej prawdy - wspiera�y mnie do ko�ca. Udost�pniony mi
wierny zapis jego w�asnych wspomnie� r�wnie� niezwykle wzbogaci� tekst.
Dzi�kuj� wydawnictwu "Tw�j Styl" za edycj� tej sagi w trudnych, wolnorynkowych
czasach. Redaktorkom za� ksi��ki - Ma�gorzacie Wojciechowskiej i El�biecie
Jasztal-Kowalskiej wyra�am m� wdzi�czno�� za �wietny kr�j tego obszernego
materia�u, kt�ry w ka�dym r�kodziele jest wa�ny, r�wnie� w krawiectwie
poprawkowym.
JAROS�AW ABRAMOW-NEWERLY
Sypie drobny, suchy �nieg. W nocy ten �nieg ma si� zmieni� w deszcz, by ranek
zaskoczy� s�o�cem, z ostrym wiatrem od bieguna i temperatur� minus dwadzie�cia.
Wierzy� si� nie chce, �e tak b�dzie - ale b�dzie. W Kanadzie prognoza zawsze si�
sprawdza. Te nag�e skoki pogody nie najlepiej wp�ywaj � na nastr�j, kt�ry u mnie
dodatkowo pogarsza fakt, �e nie mog� pisa�. Jaki� parali� tw�rczy. Wci��
obiecuj� sobie, �e dzi� postawi� to pierwsze, kluczowe zdanie - i nie stawiam.
Odk�adam do jutra...
Od dawna powinienem zacz�� t� ksi��k�. Zabieram si� do niej od roku. Ma si�
dzia� na Podolu, w zapad�ym k�cie Polski, kt�rej ju� nie ma - gdzie� mi�dzy
Kopyczy�cami a Czortkowem, blisko Husiatyna i dawnej granicy na Zbruczu. Sk�d
ten Zbrucz? Dlaczego mnie tak poci�ga? Mo�e dlatego, �e w 1924 roku przekracza�
go nielegalnie m�j ojciec uciekaj�c z Sowiet�w do Polski i o tej ucieczce
s�ysza�em od dziecka? Te egzotyczne, kresowe nazwy zawsze mnie fascynowa�y.
Buczacz, Wo�kowysk, Sircze...
Mo�e wi�c w �wiecie najwcze�niejszego dzieci�stwa trzeba szuka� �r�de�
p�niejszych fascynacji? I tym tropem i��? Nie wiem. Wiem tylko, �e ja id� teraz
za tropem Webstera - mego psa beagla, kt�ry ci�gnie mnie mocno w sobie znanym
kierunku. On nigdy si� nie myli. Sunie z nosem przy ziemi twardo zmierzaj�c do
celu. Jak po sznurku.
Id� wi�c za Websterem i podobnie jak on czuj� nosem, �e w tej historii
podolskiej co� jest - tylko nie wiem co. Na pr�no szukam tego pierwszego,
kluczowego zdania, kt�re by mnie otworzy�o i podda�o w�a�ciwy ton. Pozwoli�o
z�apa� wiatr w �agle i uskrzydli�. Nic mi nie wpada do g�owy... Nie zaczn�
przecie� od tego - kpi� sam z siebie - �e pada drobny, suchy �nieg, a ja id� za
swym psem, chocia� to szczera prawda.
Jedno jest pewne. Rzecz, kt�r�planuj�, dawno u�o�y�a mi si� w g�owie, drzemie
gdzie� w pod�wiadomo�ci i czyha tylko na odpowiedni moment, by z niej wyskoczy�.
Potrzebny ten impuls, klucz-wytrych z tym pierwszym zdaniem, by j� przenie�� na
papier. Bo to, �e ona we mnie jest - nie mam w�tpliwo�ci.
M�j ojciec �w stan wewn�trznej gotowo�ci, zmiany my�li w s�owo zabawnie
okre�la�. Gdy po d�ugich przygotowaniach i obw�chiwaniu tematu czu�, �e wena
tw�rcza w nim ro�nie, my�l p�cznieje i domaga si� uj�cia, rado�nie zaciera�
r�ce, tajemniczo poci�ga� nosem i uroczy�cie o�wiadcza�: - No, synu, ciesz si�!
Tw�j Tatko zn�w jest w ci��y! Czuj�, �e co� nowego wkr�tce si� narodzi! - i
korzystaj�c z tego b�ogos�awionego stanu szybko siada� do biurka.
A ja bezwolnie id^ za Websterem patrz�c w jego tropy czarno odbite w �niegu - i
nie mog� ruszy� z miejsca. I nagle ol�nienie: b�dzie to skok. Skok nag�y i
niespodziewany. Nie tyle pogody, co cz�owieka. Przez rzek� Zbrucz, oczywi�cie,
kt�r� m�j ojciec przekracza� w 1924 roku, a tamten zbieg sto lat przed nim. A
mo�e wcze�niej. Jeszcze za cara Paw�a I. Trudno to dzi� dociec...
Jedno jest pewne. Sypa� wtedy drobny, suchy �nieg, kt�ry w nocy mia� si� zmieni�
w deszcz - gdy ten �yciowy skok si� dokona�...
Tak w�a�nie zaczn�! - pomy�la�em.
Wr�ci�em do domu i z pasj� rzuci�em si� do biurka.
Sypa� drobny, suchy �nieg, kt�ry pyli� jak m�ka. Brzozy nad rzek� gi�y si�
rozpaczliwie targane przez wiatr zza kordonu, kt�ry ci�� jak brzytwa. Zazwyczaj
wyra�ne ruiny zamku i cerkiew na wzg�rzu po tamtej stronie Husiatyna gin�y we
mgle. Wszystko skry�a �nie�yca.
- Czarcia pogoda. Dawno takiej nie by�o - mrukn�� Fiodor Niko�ajewicz �awrow
mocniej naciskaj�c papach�. Skurczony w siodle nie ponagla� konia. Ko�ysa� si� w
nim wolno jakby gwi�d��c na wybryki natury. Co jaki� czas odruchowo g�aska�
konia i wzdycha� ci�ko:
- Tak, tak, Rus�an. Napytali my sobie biedy, dm�okl
Zwykle obje�d�a� na nim podleg�e mu stra�nice. �awrow nami�tnie kocha� konie, a
ten kruczy ogier, kt�rego sprzeda� mu po d�ugim targu handlarz z Be-sarabii -by�
jego dum�. Dum� i wielkim zmartwieniem. Cho� nie czystej krwi Arab, bra�
najwy�sze przeszkody i w powietrzu �miga� jak ptak. W ca�ym pu�ku nie mia� sobie
r�wnego. Najstarsi do�cy, a w ko�cu do�cy -je�d�cy na schwa�, musieli uzna� jego
wy�szo��. Co gorsza wy�szo�� Rus�ana uzna� musia�a r�wnie� gniada klacz
Matriona, a wraz z ni� graf Dymitr So��ogub, dow�dca ich pu�ku. To za� nie
wr�y�o nic dobrego.
�awrow by� �wie�o upieczonym oficerem, prymusem szko�y w Kazaniu, kt�ry w
nagrod� za �wietn� promocj� skierowany zosta� do stra�y zachodnich kra�c�w
Imperium. By� to dow�d wielkiego zaufania, kt�rego �awrow w �adnym wypadku nie
chcia� zawie��. W�a�nie tu, nad dalekim Zbruczem, pragn�� najwierniej s�u�y�
cesarzowi i Rosji.
Z zapa�em obj�� dow�dztwo nad sotni� i by� wzorowym dow�dc�. Zbyt wzorowym, co
dra�ni�o starszych koleg�w. Zm�czeni koszarow� nud� woleli
8
r�n�� w karty ni� �wiczy� �o�nierzy, moz� musztry zostawiaj�c swym wach-
mistrzom. �awrow gardzi� tak� postaw� niegodn� carskiego oficera. Bez wy-
tchnienia szkoli� swych kozak�w. Podnoszenie ich sprawno�ci bojowej wzi�� sobie
za punkt honoru. Wci�� w polu, rzadko bywa� w kasynie. Gania� ich cza-sem do
zaje�d�enia koni, ale siebie te� nie �a�owa�.
Zawsze na czele sam dawa� przyk�ad. Gdy trzeba by�o, forsowa� rzek�, wp�aw w
listopadowy ch��d i wraz z do�cami na rozkaz: "Zsiad�!" - czo�ga� si� skrycie za
koniem. Niezmordowany w grze wojennej by� je�d�cem wybornym, r�baj�� przednim i
strzelcem o prawdziwie sokolim oku. W pe�nym galopie m�g� trafi� w butelk� i
wychylony spod brzucha konia znie�� szabl� kr�gle ustawione na trawie.
Tym imponowa� i mimo i� s�u�bista, by� lubiany w sotni. Nie zn�ca� si� nad
�o�nierzami bez potrzeby, a je�li kara� - to sprawiedliwie. Ka�dy wiedzia� za
co.
Dow�dca pu�ku zaraz zwr�ci� uwag� na m�odego oficera. Z pocz�tku darzy� go
sympati� i wyr�nia� przed frontem �o�nierzy. Ta �askawo�� Ekscelencji -graf a
Knuta, jak go przezywali ze wzgl�du na stosowan� z lubo�ci� kar� ch�o-sty i
powiedzonko: ,Jiatiuszka knut najlepiej nauczy!" - nie dziwi�a zbytnio
starszyzny pu�kowej. Popijaj�c herbatk� z tulskiego samowara i powtarzaj�c
porzekad�o: - "�aska Pa�ska na pstrym koniu jedzie" - oficerowie czekali na to,
kiedy �awrow z roli faworyta spadnie do roli b�azna i ciury pu�kowej. A �e tak
b�dzie - byli pewni. Nie tacy kozacy jak �awrow podskakiwali i spadli nisko.
Cho�by taki Sierio�ka Kurpin, ulubieniec grafa, podejrzany nies�usznie o romans
z jego �on� tak zosta� zadr�czony, �e w ko�cu z rozpaczy paln�� sobie w �eb.
Przed �mierci� zostawi� pu�kownikowi kartk�: "Ekscelencja daruje. D�u�ej nie
mog�. Jestem niewinny. Niech B�g i Najja�niejszy pan mi wybacz�..."
Mo�e oni wybaczyli, ale nie graf. Do dzi� drwi z Kurpina mimo jego tragicznej
�mierci...
Co tu du�o gada�. Nawet ze swego die�szczyka1 Jaszy, zacnego muzyka znad Wo�gi,
oddanego mu dusz� i cia�em, zrobi� pirata. Jasza chodzi jak korsarz z czarn�
przepask� na oku. I wiadomo, kto mu to oko wybi�.
- Wyj�tkowo wysokiej rangi kanalia. Najwy�szej. Nic dziwnego, �e stopnia dla
niego nie maj�- szydzi� po cichu sztabskapitan Jerosiejew, robi�c alu-zje do
d�ugiego czekania pu�kownika na upragniony awans generalski...
- On tak m�wi - przestrzeg� �awrowa jego bliski druh Marczenko - a sam gorszy.
Lizus i rab. Wszystko grafowi doniesie. Ty uwa�aj na niego, Fiedia...
Fiodor uwa�a� i stara� si� nie miesza� do pu�kowych intryg. Nas�ucha� si� wiele
takich historii. Zreszt� sam widzia�, jak na placu �wicze� katuje si� �o�-
1 Ordynans
nierzy, bato�y bez sensu, a gdy ledwie �yj� i ociekaj� krwi�, pu�kownik
podchodzi do nich i d�gaj�c ich szpicrut� jak padlin� m�wi czule:
- Widzisz, syneczku? Nie ma to jak ojczulek knut. Teraz ju� b�dziesz wiedzia�,
kochasiu...
"Ojczulka knuta" i "mateczk� nahajk�" uwa�a� za najlepszych wychowawc�w i
zapatrzony w pruski dryl (jak jego cesarz Pawe� I) stosowa� go z lubo�ci�.
�awrow by� z innej szko�y. Unika� ch�osty i nie tymi sposobami chcia� �wiczy�
swych �o�nierzy.
Sadystyczne upodobania pu�kownika ros�y wraz z jego rozgoryczeniem. Po latach
wiernej s�u�by czu� si� rozczarowany. Dowodzenie pu�kiem kozak�w do�skich o
tysi�ce wiorst od stolicy cesarstwa, ukochanego Pitra, uwa�a� za rodzaj zsy�ki.
Swoist� katorg�.
- W ko�cu nie wypad�em spod ogona sroce - buntowa� si�. Jestem ze starego,
zas�u�onego rodu, wychowanek Korpusu Pazi�w i dawno powinien by� ze mnie
genera�-lejtnant. Gorsi durnie do wodz� dywizj�...
Za brak awansu wini� dworsk� kamaryl�, owe stado ma�p i pudrowanych goryli we
francuskich perukach -jak ich nazywa� - kt�rzy nigdy nie w�chali prochu.
Szczeg�lne gromy ciska� na swego kuzyna, dow�dc� lejb-gwardii, wp�ywowego
drania, z kt�rym mia� pecha wygra� w karty wiosk� Dubrowk� pod �ytomierzem z
dobr� setk� pa�szczy�nianych dusz.
- Teraz m�ci si� na mnie, szympans! I knuje w Carskim Siole...
Prawda za� by�a taka, �e z powodu znanego okrucie�stwa grafa, a nie knu-cia w
stolicy, Petersburg wola� nadal mie� go na granicy, przedk�adaj�c raczej sadyzm
nad z�odziejstwo...
Na dworze wiedziano, �e kto jak kto, ale graf So��ogub, pan z pan�w, w�a�ciciel
wielkich w�o�ci w Rosji, nie b�dzie si� bawi� w przemyt i �apownictwo. A jego
s�ynny batiuszka knut mo�e by� niez�ym biczem i straszakiem na komorze celnej.
W ko�cu austriacki Husiatyn to pr�ne targowe miasto Galicji na szlaku Lw�w -
Stanis�aw�w i towary stamt�d p�yn� do Rosji jak rzeka. Nie zaszkodzi wi�c mie�
na granicy takiego srogiego stupajk�. Pu�kownik wielu kupc�w ju� przyk�adnie
pouczy� swym "ojczulkiem". A z nowym czort wie? Mo�e okaza� si� �asy na �atwy
chleb? W ko�cu nie ka�dy umie powstrzyma� si�, gdy �ap�wki same wchodz� mu do
r�k. A graf So��ogub umie...
-1 takiemu panu my si� z tob� narazili, Rus�an! - mrukn�� do swego konia �awrow
sm�tnie ko�ysz�c si� w siodle. - To ju� lepiej by�o nam, bratku, skr�ci� kark i
po�ama� wszystkie nogi, ni� wyprzedzi� o d�ugo�� jego ukochan� klacz Matrion�.
Teraz, Rus�an, my obydwaj wyci�gniemy kopyta. Ju� on nam tego nie daruje...
Przypomnia� sobie, jak pu�kownik po wygranej gonitwie sk�ada� mu gratulacje.
�ciskaj�c r�k� ze znanym u�mieszkiem wycedzi� przez z�by:
- Nu, �adno, �awrow. Popisa�e� si�. Maladiec. Tylko zakarbuj sobie. Cho�
10
ty �awrow - to nie od �awry Kijowskiej. I nikogo na kolana nie rzucisz, by si�,
do ciebie modli� i do twojego Rus�ana. Jak do �wi�tego Spasa! Nie licz na to,
uwa�ajemyj durakl - i odwracaj�c si� poci�gn�� za sob� sw� biedn�, przegran�
klacz...
Szczeg�lnie ten uwa�ajemyj durak zgn�bi� �awrowa. Wr�y� s�dny dzie�. Du�o
gorszy ni� ten z t� diabelsk�, przekl�t� pogod�.
Nie myli� si�. S�dny dzie� nadszed� szybciej, ni� przypuszcza�.
Wkr�tce pu�kownik zarz�dzi� manewry w�a�nie jego sotni. Zajecha� w asy�cie
ca�ego sztabu ze sztabskapitanem Jerosiejewem na czele. Cho� sam Jero-siejew po
cichu by� du�o gorszego zdania o grafie ni� on, Fiodor wiedzia�, �e nie znajdzie
w nim sojusznika. Przeciwnie. Jerosiejew pogrzebie go przy pierwszej okazji
chc�c bardziej podliza� si� swemu dow�dcy. Ju� to jak ta�czy� przed nim i po
ka�dym s�owie stawa� na baczno��, mimo �e siedzia� w siodle, najlepiej o tym
�wiadczy�o.
- Pogrzebie mnie jak nic. Uwa�ajemyj durakl - powt�rzy� s�owa pu�kownika i
czeka� na pierwszy cios.
Graf So��ogub wstrzyma� powitaln� komend� i wolno defiluj�c na swojej Matrionie
z satysfakcj� wytyka� �awrowowi uchybienia w rynsztunku kozak�w i koni. Ten mia�
�le przytroczon� szabl�, tamten krzyw� kulbak� i zbyt popuszczone popr�gi.
Wyra�nie czepia� si� szukaj�c pretekstu. �awrow ze spokojem znosi� te szykany
zapewniaj�c Ekscelencj�, �e jego �o�nierze w mig usun� te usterki. I
rzeczywi�cie, gdy dosz�o do tradycyjnej komendy: "Szable w d�o�"! -jeden b�ysk
przeci�� powietrze.
Widok ten m�g� zadowoli� nawet najbardziej wymagaj�cego dow�dc�. Ale nie grafa.
Pu�kownik patrzy� na �awrowa szklanym okiem, a z�o�liwy u�mieszek nie schodzi�
mu z warg. �ci�gaj�c cugle swej klaczy rzek� ch�odno:
- A teraz, m�j sotniku, skoro z ciebie taki chwat i sok�, poka� no swoim
zuchom, co robi je�dziec, gdy ko� pod nim padnie...
�awrow zd�bia�. Asystuj�cy pu�kownikowi oficerowie spojrzeli po sobie. Tego
jeszcze nie by�o. Graf So��ogub kontent z wra�enia, jakie zrobi�, doko�czy�
grzecznie:
- Zademonstruj no, syneczku...
- Nie bardzo wiem, Wasza Wysoko�� - wyb�ka� �awrow.
- Nie wierz�. Taki chwat musi wiedzie�...
Oczywi�cie, �e wiedzia�. Zbyt d�ugo �wiczy� to ze swoj� sotni�. Nale�y szybko
wypl�ta� si� spod konia, odczo�ga� i okopa� na wybranej pozycji. Nie b�dzie tego
jednak robi� przed frontem swojej sotni. Pe�za� jak rak pod kopytami koni swych
podw�adnych, a oni z wy�yn siode� b�d� ocenia� jego �a�osne podrygi. Wiedzia�,
�e Knut nie spocznie, nim go do cna nie zb�a�ni i nie utyt�a w tym brudnym
�niegu. Widzia� ju� swoj� twarz ubabran� b�otem... -Ju� si� z tego nie d�wign�.
I nie odzyskam autorytetu. Do ko�ca �ycia b�d� b�aznem! Po�miewiskiem pu�ku -
my�la�.
11
- Ja wyra�nie powiedzia�em, �awrow! - powt�rzy� ostrzej pu�kownik. Nigdy
przedtem �aden oficer nie otrzyma� takiego rozkazu.
- Ja nie mog� - wyszepta�.
- To jest rozkaz, �awrow. Wykona�! - zniecierpliwi� si� niemal naje�d�aj�c na
niego s woj � klacz�... Lepsza �mier� ni� taki wstyd, uzna� �awrow, i czepiaj�c
si� ostatniej szansy wykrztusi� z siebie:
- O�mielam si� najpokorniej zameldowa�, Wasza Wysoko��, �e regulamin s�u�by tego
nie przewiduje...
- Wot tobie i regulamin! - pu�kownik chlasn�� go szpicrut� przez twarz. -Z
konia, dumki - wrzasn��.
I wtedy sta�o si� co�, o czym d�ugo potem m�wiono w pu�ku. Przeszyty b�lem i
upokorzeniem �awrow poderwa� si�. Nie wiedz�c kiedy wyrwa� szabl� z pochwy i
jednym ci�ciem zdmuchn�� z g�owy barank� pu�kownika. Szamerowana czapka
potoczy�a si� w b�oto.
- Jeszcze s�owo, graf, a spadnie i g�owa! - ostrzeg�.
By� got�w na wszystko. Wiedzia�, �e nie ma wyj�cia. Tym nag�ym ci�ciem odci��
sobie drog�. Czeka go s�d i Sybir. W najlepszym razie. Wi�c niech cho� przedtem
porachuje si� z tym szubrawcem...
Z szabl� w d�oni i wzrokiem strace�ca natar� na pu�kownika:
- Paszo� won, uwa�ajemyj durak, bo rozsiekam na kawa�ki!
Zaskoczony pu�kownik odskoczy� w panice. Z �ys� g�ow�, bez swej dumnej baranki
wygl�da� �a�o�nie. Po prostu �miesznie. Nerwowy chichot przeszy� ko�ce szeregu.
Nie da si� ukry�. Mieli satysfakcj�. D�ugo czekali na ten moment. Ich
wszechw�adny Knut - car i pan - cofa si� przed najm�odszym podw�adnym pu�ku.
Kr�l jest nagi. Odarty z szat przez swego pazia. Trwa�o to chwil�. Ockn�wszy si�
z os�upienia graf So��ogub wyszarpn�� rewolwer i wymierzy� w pier� porucznika:
- Ja ci� na pal wbij�, w dyby zakuj�, durakl Co to, bunt?! Jak mi zaraz nie
padniesz i nie przeczo�gasz si� przed frontem sotni, zabij� jak psa. Licz� do
trzech - i na raz wystrzeli� w g�r�. - Dwaa - przeci�gn�� wolno i wycelowa� w
pier� �awrowa.
Fiodor nie czeka� do trzech. Jednym ci�ciem wytr�ci� rewolwer z r�ki pu�kownika
i chlasn�� go na p�ask ostrzem szabli. Tak spoliczkowany graf zachwia� si� i nie
zd��ywszy krzykn��: - Bra� go! - zwali� si� w �nieg.
Pozosta�o jedno. Spi�� si� i co ko� wyskoczy gna� na tamten brzeg. To by�a
jedyna szansa... - W�z albo przew�z! I tak jestem trup - uzna� i oczekuj�c palby
za sob� przywar� mocniej do grzywy konia. Ku jego najwy�szemu zdumieniu �aden
strza� nie pad�. Nie czu� te� za plecami spodziewanej pogoni. Nikt z jego
kozak�w nie pu�ci� si� za nim w po�cig.
- Ma�adcy - szepn��. - Niech B�g ich ma w swej opiece...
Sobie znanymi skr�tami gna� ku granicy, kt�rej jeszcze wczoraj tak wier-
12
nie strzeg�. D�gany ostrogami Rus�an p�dzi� jak wiatr p�yn�c niemal w powietrzu.
Jak czarny pocisk zmi�t� suche czubki oczeret�w i dopad� rzeki. Skuty lodem
Zbrucz odbi� od kopyt konia. Szklany d�wi�k: Dzy�-dzy�, dzy�-dzy�! - ponagla�
ostro. - A mo�e to w uszach mi dzwoni? - pomy�la�.
Upragniony brzeg r�s�. Ruiny zamku i ko�ci� na wzg�rzu ogromnia�y. Galopowa�y
z�ote kopu�y cerkwi. Dopiero gdy przesadzi� graniczny szlaban, a z budki
stra�nika rozleg� si� g�os: - Haiti Haiti - zrozumia�, �e jest zbawiony. I �e to
nie w uszach mu dzwoni, ale dzwony w tym ko�ciele na g�rze bij� na poranne
nabo�e�stwo.
- To niez�y znak - ucieszy� si� i klepn�� konia. Zdyszany Rus�an prychn��
ra�nie. Straszne napi�cie opad�o i kto� z uczuciem najwi�kszej ulgi krzykn�� nie
jego g�osem:
- Mo�e ty jeszcze po�yjesz, Fiedia? I nie taki z ciebie uwa�ajemyj du-rakl\
Dw�ch austriackich stra�nik�w, wci�� zdziwionych sk�d si� u nich wzi�� ten
rosyjski oficer w pe�nym rynsztunku bojowym, ostro�nie, z broni� gotow� do
strza�u wolno zbli�a�o si� do niego.
i
s
�awrow z wolna traci� nadziej�. Przes�uchania trwa�y, a on wci�� siedzia�. Co
prawda nie wydano go w r�ce swoich, ale obcym te� nie spieszno by�o z jego
zwolnieniem.
- Doczeka�e� si�, Fiedka. Powinszowa�. I wszystko przez jednego drania. Od niego
zacz��e� i na nim sko�czysz sw� b�yskotliw� karier�. Za jednym ci�ciem. Ciach! -
splun�� do cebra i zacz�� kr��y� po celi.
Co jaki� czas robi� kilkana�cie przysiad�w i gdy si� zdysza�, troch� mu ul�y�o.
Przywyk� do �wicze� w polu i dusi� si� w tym bezruchu.
Do celi wszed� stra�nik z mena�k� i pajd� razowca.
- Waserzupa i krupa, panel - krzykn�� ra�nie.
By� to mi�y, rumiany ch�opak pogodny jak s�o�ce i wraz z nim wpada� do celi
ja�niejszy promie�. Poczciwo�� bi�a z jego dobrodusznej twarzy. Fiodor zaraz
znalaz� w nim druha. By� to miejscowy Rusin z pobliskich Kociubiniec. Nazywa�
si� Wynnyczenko. Dany�o Wynnyczenko. To on przynosi� �awrowo-wi tyto� i
naj�wie�sze wiadomo�ci. Co wa�niejsze - dogl�da� Rus�ana, o kt�rego Fiodor
bardzo si� troszczy�.
Wci�� dr�a�, czy jego koniowi, na kt�rym tak szcz�liwie salwowa� si� ucieczk�,
niczego nie brakuje. Stale dopytywa� si�, czy jest nale�ycie karmiony i
szczotkowany. Czy nie zasta� si� w stajni. A je�li si� nie zasta�, to czy ci, co
na nim je�d��, aby go nie zaje�d��?
Dany�o przysi�ga�, �e mo�e si� nie ba�, �e Rus�an jest kr�lem stajni.
13
- Bien - ucieszy� si� baron i zwr�ci� si� do hrabiego:
-Alors, cher comte, mentenantvotretourl...
Hrabia zada� Fiodorowi seri� pyta� dotycz�cych szk� i przebiegu s�u�by, po czym
doda�, �e ogl�da� na mane�u jego kruczego ogiera i po exterieur2 doszed� do
wniosku, �e ma do czynienia z nie byle jakim koniarzem. �awrow potwierdzi�, �e
konie i wojsko to jego pasja...
- Ja szlachcica po koniu poznam. Jak ma szkap� pod ty�kiem - znaczy nicpo� i
kiep! Kawa� hultaja; panie - hrabia zakr�ci� lask�...
- Ten ko� sta� si� nasz� kart� przetargow� - wszed� mu w s�owo baron. -Rosjanie
szcz�liwie odst�pili chwilowo od wydania pana, poruczniku - i zadowolili si�
jeno pa�skim koniem i rynsztunkiem. A� si� zdziwi�em t� nag�� zmian�...
�awrow przerazi� si�. W �adnym wypadku nie chcia� straci� konia. By�aby to
najwi�ksza pod�o��. I zdrada. Gorsza ni� �mier�. - Da� im Rus�ana? Niedo-
czekanie ich! Po moim trupie! - pomy�la� i pr�buj�c si� opanowa� o�wiadczy�:
- Ko� jest m�j. Kupi�em go za w�asny �o�d i pu�k do niego nic nie ma. Siod�o i
rynsztunek ch�tnie zwr�c�. Prosz� bardzo...
- Dyskusja jest bezprzedmiotowa, poruczniku, bo ja wyda�em rozkaz masztalerzowi,
by wyszykowa� pa�skiego konia i odstawi� do granicy. My�l�, �e ju� to zrobi� -
odpar� grzecznie baron.
- Nie! - �awrow zerwa� si�. - Jak on to i ja! - wykrzykn��. - Razem uciekli�my i
razem wr�cimy. Tylko �mier� nas rozdzieli...
Jego w�ciek�o�� powi�ksza� fakt, �e czu�, czyja to sprawka.
Jerosiejew od dawna czyha� na jego konia. Teraz skorzysta� z okazji, swo-locz.
Za Boga! Za Boga nie odda mu Rus�ana! Raczej razem z nim skoczy w przepa��...
- No, no - kiwn�� g�ow� z uznaniem hrabia. - Woli ch�op straci� kr�lestwo, a
nawet g�ow� ni� konia? To lubi�. To lubi�, panie dziejku. Podobasz mi si�, m�j
ch�opcze - klepn�� go w plecy.
Pr�ba wypad�a nadspodziewanie dobrze. Nie tyle seria �yciowych pyta�, co ten
nag�y, raptowny zryw przekona� hrabiego Cieleckiego, �e znajdzie w tym m�odym,
przystojnym Moskalu niez�ego koniuszego. A mo�e i kogo� wi�cej.
- Sojusz dw�ch obcych graf�w sprawi�, �e uwolni�em si� od trzeciego. Czy to nie
dziwne? - my�la� g�o�no �awrow stoj�c przed cerkwi� �wi�tego Onufrego na wysokim
wzg�rzu. Ruski Husiatyn, jak go tu nazywali miejscowi Polacy, rozci�ga� si�
przed nimi jak na d�oni. Przygl�dali mu si� w milczeniu.
1 Teraz, drogi hrabio, pana kolej.
2 Wygl�d zewn�trzny.
15
To od Dany�y �awrow dowiedzia� si� te�, �e pos�a�cy z jego pu�ku kilkakrotnie tu
byli domagaj�c si� jego wydania. Rozmowy toczy�y si� na mo�cie, wi�c Dany�o m�g�
widzie�. Szczeg�lnie jeden kozak na siwym bachmacie, wy�szy szar��, w bekieszy,
najg�o�niej krzycza� ��daj�c jego deportacji. Tak si� piekli�, �e ko� pod nim
siada�. �awrow bez trudu odgad�, �e to sztabskapitan Jerosiejew.
Widzia� ju� siebie na mo�cie, wzi�tego w dwa konie, bez oficerskich pagon�w, ze
zwi�zanymi do ty�u r�kami, jak wlok� go w pogardzie i poni�eniu, by wtr�ci� do
kazamato w i postawi� przed wojenny s�d.
Badaj�cy �awrowa komendant miasta, baron von Strotzky, wytworny pan w monoklu,
mimo �e sam graf,, nie �ywi� sympatii do ich grafa. Gdy Fiodor m�wi� mu o
sadyzmie Knuta, krzywi� si� z niesmakiem: -Mein Gottl Nie do wiary - i kiwa� ze
wsp�czuciem g�ow�.
- Prywatnie mi sprzyja. Ale c� on mo�e? I tak decyduje cesarz. A cesarz -
wiadomo. O jednego �awrowa z naszym carem nie b�dzie si� bi�. Zdmuchn� mnie jak
py�ek. Ot, co!
Dany�o zabra� mena�k� i przyrzek�, �e jutro dowie si� czego� wi�cej.
�awrow wyci�gn�� si� na pryczy i nabi� fajk� tytoniem.
Nie zd��y� zapali�, gdy do celi wszed� zmiennik Dany�y, milcz�cy, ponury drab,
kt�ry powi�d� go na przes�uchanie.
Min�li koszarowy dziedziniec i weszli do gmachu z czerwonej ceg�y, w kt�rym
�awrow ju� by�.
- Znaczy zn�w ten graf b�dzie mnie pyta� - stwierdzi�.
W jego kwaterze zasta� starszego pana w kontuszu, bryczesach i wysokich
sztybletach. Po dumnym, szlachetnym obliczu ozdobionym bokobrodami i w�sem zna�
by�o wa�n� person�...
- Zn�w graf- westchn�� �awrow - dziwnie mnie oni prze�laduj�...
Rzeczywi�cie, komendant przedstawiaj�c go�cia wyja�ni� mu, �e hrabia J�zef de
Zaremba-Cielecki jest starost� miasta i chce z nim pom�wi�... - Lepszy
horodniczy ni� �andarm - pomy�la� wi�zie� z ulg�.
Hrabia poda� mu r�k�, kt�r� �awrow u�cisn�� z szacunkiem. Baron von Strotzky
wskaza� mu krzes�o i wyszed� zza biurka. Da� do zrozumienia, �e rozmowa b�dzie
prywatna. Fiodor siadaj�c mi�dzy tymi grafami pomy�la�, �e zawsze oni lepsi z
dw�ch stron ni� koledzy z pu�ku. To go lekko pocieszy�o.
- Herr �awrow! - zacz�� baron po niemiecku i przeszed� na francuski. -Pan hrabia
Cielecki zna pa�sk� histori� ode mnie i pragnie panu zada� par� pyta�. Nie taj�,
�e pytania te b�d� wa�ne, kto wie, czy nie �yciowe. Mam nadziej�, �e jako oficer
i bojar rosyjski, rozumie pan nasze intencje i b�dzie pan odpowiada� godnie,
szczerze i zgodnie z prawd�...
- R�cz� za to oficerskim s�owem honoru, panie pu�kowniku! - zapewni� �awrow
unosz�c si� w krze�le.
14
CZʌ� I
Wynnyczenko trzyma� za uzd� konia. Rus�an zadziera� wysoko �eb i bi� kopytem w
ziemi�. Z chrap�w wydobywa�y mu si� ciche parskni�cia. Fiodor nie mia�
w�tpliwo�ci, �e Rus�an te� czuje wyj�tkowo�� sytuacji.
U ich st�p wi� si� Zbrucz. Szare tafle kry skrzy�y si� lodowato w marcowych
smugach s�o�ca. T�uk�c si� wzajem o siebie sp�ywa�y wolno czarnym korytem rzeki.
Dzwony cerkwi zacz�y bi� i �awrow poczu� si� jak na w�asnym pogrzebie. Oto
przychodzi mu chowa� dawnego Fiedk�, sotnika kozak�w do�skich, syna znanego
bojara spod Rostowa, i rodzi� si� tu zn�w. Jako kto? My�l, �e na zawsze opuszcza
armi� i �egna si� z karier� wojskow�, o kt�rej od dziecka marzy�, nie by�a mu
mi�a.
- No, nic. Grunt, �e �yjemy - spojrza� na Rus�ana. - Tylko jemu i opatrzno�ci
boskiej zawdzi�czam, �e jestem tu, a nie tam - spojrza� na swoich za kordonem.
Teraz nale�a�o si� g��biej pok�oni� Bogu i podzi�kowa� za to cudowne ocalenie -
uzna� i wolno wszed� do cerkwi.
Wkr�tce potem, ko�ysz�c si� w siodle, przybywa� do pa�acu w Hady�kow-cach, by
obj�� sw�j � pierwsz� �yciow� posad�. Nie mia� najmniejszego poj�cia, �e jego
widok zrobi� wielkie wra�enie na ca�ym fraucymerze, m�odziutkiej klucznicy,
dalekiej krewnej hrabiny Cieleckiej, nie wy��czaj�c...
Siedzimy w przeszklonym biurze przy g��wnym wje�dzie do piekarni "Ontario Bread
Company Limited". Leszek, kt�rego pozna�em w 1993 roku, i jego brat Jaros�aw,
obecni wsp�w�a�ciciele piekarni, to pra-pra-pra-pra-wnukowie Fiodora �awrowa,
kt�rego desperacki skok przez Zbrucz rozpocz�� t� sag�.
- Legenda rodzinna g�osi - m�wi Leszek - �e nasz protoplasta zabi� tego grafa.
M�j tato wci�� to powtarza�. Stryj Karol te�...
- Tak jest. �ci�� mu �eb jak nic - popar� go brat Jaros�aw zwany w piekarni
Majorem, kt�ry zd��y� urodzi� si� w rodzinnych Hady�kowcach, podczas gdy o
dziesi�� lat m�odszy Leszek ujrza� �wiat w Prudniku na Ziemiach Odzyskanych.
- Trudno mi w to uwierzy� - wyrazi�em w�tpliwo��.
- On go zabi�! - upiera si� Leszek. - Podobny wypadek zdarzy� si� jego
prawnukowi, a mojemu Dziadkowi Teodorowi IV. Nie ma co tego ukrywa�!
- To brzmi nieprawdopodobnie, wr�cz groteskowo. Gdyby go zabi�, Austriacy
natychmiast by go wydali - broni�em si�.
- Nie wydali go, bo wtedy by�y napi�cia mi�dzy Austri� i Rosj�. Wiem.
Sprawdza�em to.
Leszek Wawrow powiedzia� mi, �e od dwudziestu pi�ciu lat planuje utrwali� gin�cy
ju� �wiat m�odo�ci swoich rodzic�w. Skrz�tnie robi notatki i zbiera rodzinne
dokumenty.
- Wiele przeszli. Mieli bogate �ycie. Warto z nimi porozmawia� - powiedzia�. - W
wypadku ojca jest ju� za p�no. Przed dziewi�ciu laty dosta� wylewu i nie m�wi.
A szkoda, bo �wietnie opowiada�. Ale �yje moja matka, kt�ra du�o wie i pami�ta.
Nie chcia�bym si� zn�w sp�ni�. Pan w K�adce przez Atlantyk uratowa� od
zapomnienia "Atlantyd�" Tadeusza Gonsika - przedwojenny polski Nowogr�dek, mo�e
wi�c i ten �wiat nad Zbruczem pana zainteresuje? Ch�tnie pana poznam z moimi
rodzicami...
19
Akurat szuka�em nowego tematu. Rozmowa nic nie kosztuje. A nu� rzeczywi�cie
b�dzie co� ciekawego? Wsiedli�my w samoch�d i pojechali w stron� High Parku.
Podjechali�my do dwupi�trowego budynku z czerwonej ceg�y - domu pa�stwa
Wawrowych. Leszek nacisn�� �rodkowy dzwonek. A gdy drzwi otworzy�a drobna
kobieta o lekko perkatym nosie, ciemnych, bujnych w�osach i du�ych, jakby
zdziwionych oczach, przedstawi� mnie:
- To jest pan Abramow, autor Aliant�w, Pana Zdzicha i ksi��ki o panu Gon-siku.
- Wiem. Ja je wszystkie czyta�a1 - stwierdzi�a z dziewcz�cym u�miechem.
- A to jest moja mama, Olga Wawrow - Leszek doko�czy� prezentacji.
- Prosz� wchodzi� i rozgo�ci� si� - rzek�a pani Olga i wskaza�a schody
prowadz�ce na g�r�. - Prosz� siada�. Ja zaraz co� przygotuj�...
- Chwileczk�, mamo. Ja nie chc�, by mama karmi�a, tylko powiedzia�a co� o swoim
�yciu na Podolu - przerwa� jej Leszek.
- A co mi m�wi�, Lesiu. �ycie jak �ycie. Nic specjalnego ja w nim nie widz� -
wzruszy�a ramionami.
- Jak to nic?! Lata wojny, trzy okupacje, deportacje, reemigracja, banderowcy to
nic?! Mama, jako Ukrainka, ma ciekawe spojrzenie...
- J�kaj� ta Ukrainka. Dawno przesta�a ni� by� - zaprzeczy�a i szybko zacz�a
nakrywa� do sto�u. Po chwili ze spaceru wr�ci� pan Wawrow. Ci�ko szura�
zimowymi butami i wiesza� p�aszcz w przedpokoju. Gdy Leszek chcia� mu pom�c,
odepchn�� go i da� znak, �e sam sobie poradzi. Na�o�y� ciep�e futrzane papucie i
siad� w fotelu pod swoim portretem. Mia� te same g�ste, krzaczaste, brwi i
ciemne, wyraziste oczy co dawniej. Powoli wytar� sczerwienia-�y z mrozu nos i z
grymasem niech�ci dotkn�� lewej nogi. Leszek szepn�� mi, �e ojciec mia� praw�
cz�� sparali�owan� i dot�d lewa strona mu nie dokucza�a.
Widz�c, �e przygl�dam si� fotografiom i portretom na �cianach Leszek zacz�� mi
obja�nia�:
- Ta czarno-bia�a fotografia ca�ej naszej rodziny by�a robiona w 1956 roku na
�yczenie stryja Karola z Kanady. Jarek ma na niej siedemna�cie lat, w�a�nie co
zda� matur�, a ja jestem po pierwszej klasie. Nasza trzyletnia siostra Ewa jest
strasznie naburmuszona, bo absolutnie nie chcia�a pozowa� do tego zdj�cia... A
ten kolorowy portret, gdzie wszyscy zn�w jeste�my razem, m�g� powsta� dopiero po
trzydziestu latach, kiedy brat Jarek po��czy� si� z nami w Kanadzie...
1 Pani Olga ma pi�kny, kresowy za�piew, kt�ry tak lubi�. Trudno go w pi�mie
odtworzy�. Zamiast m�wi� "wszystkie, zawsze" - m�wi: "wszyuskie, zausze" - i to
uroczo brzmi, "prau-d� powiedziauszy".
20
- A ten ch�opczyk na koniu w marynarskiej czapce? - spyta�em.
- To Jarek przed naszym domem w Hady�kowcach...
- Na karej klaczy Ma�ce - doda�a pani Olga.
- Z ca�ej batkowszczyzny, czyli ojcowizny, na Ukrainie zosta�o tylko to
przedwojenne zdj�cie na koniu, kt�re przerobili�my na kolorowy obraz. �eby
przes�oni� czarn� wizj� strat - za�mia� si�. - A tu mama z tatem w maju 1937
roku pi�kni i m�odzi na miesi�c przed �lubem...
- A-aa - potwierdzi� pan Wawrow poruszaj�c si� w fotelu.
Pod kwitn�cym drzewem barczysty, przystojny ch�opak, z bu�czucznym czubem w�os�w
na g�owie pewnie obejmowa� wp� u�miechni�t�, �liczn� czarnulk� mru��c� oczy
przed promieniami wiosennego s�o�ca. Twarze mieli szcz�liwe, pe�ne nadziei.
-Ja, ja. Nie majak miesi�c maj w naszych stronach. Na Podolu - westchn�a pani
Olga ustawiaj�c fili�anki na stole...
To by�o moje pierwsze i ostatnie spotkanie z panem Wincentym. W trzy dni po tym
spotkaniu umar� i odby� si� jego uroczysty pogrzeb. Po pogrzebie Leszek
powiedzia�:
- Czy to nie dziwne? Ja go wtedy te� ostatni raz widzia�em. Razem z panem. Jest
w tym jaki� znak. Powinien pan przyst�pi� do rozm�w z moj�mam�. Absolutnie -
przekonywa� mnie.
W nied�ugim czasie zacz��em regularnie przychodzi� na Indian Grove i spisywa�
wspomnienia Olgi Wawrow nie bardzo wiedz�c, co z tego wyjdzie. Powoli sterta
notatek ros�a, a mama Leszka sta�a si� moim g��wnym przewodnikiem po tym
nieistniej�cym ju� �wiecie, do kt�rego tak t�sknili ona i jej m��, Wincenty
Wawrow.
W si�dmym tomie pomnikowej pracy Romana Aftanazego Dzieje rezydencji na dawnych
kresach Rzeczypospolitej, obejmuj�cym wojew�dztwo ruskie, ziemi� halick� i
lwowsk�, natrafi�em na dok�adny opis dworu w Hady�kowcach. I histori� rodu
Cieleckich. Jest te� fotografia pa�acu z czas�w jego najwi�kszej �wietno�ci,
przed spaleniem przez Rosjan w 1915 roku. Po 1920 roku Artur Cielecki odbudowa�
dw�r w kszta�cie znacznie skromniejszym, bez pierwszego pi�tra, skr�cony o jedn�
o� od strony wschodniej.
Aftanazy twierdzi, �e pierwotna nazwa wsi Hady�kowce brzmia�a Wiszen-ka. Z
powodu jednak wielkiej ilo�ci �mij miejscowi Rusini zacz�li wie� nazywa�
Hady�kowce. Od s�owa hadyna - po ukrai�sku �mija. Wida� w okolicach p�yn�cej
przez wie� Nicz�awy �mije znalaz�y dla siebie dogodne siedlisko. I z ^niewinnej,
kwitn�cej Wiszenki uczyni�y Hady�kowce, czyli �mijowisko. My�l�, �e ta jadowita,
truj�ca nazwa przez wieki nie pasowa�a do mieszanej lud-
no�ci wsi, kt�ra od pokole� �y�a tu we wzgl�dnej zgodzie, szanuj�c i toleruj�c
sw� inno��.
Wracaj�c do mego bohatera, �awrowa, to kluczow� rol� w jego �yciu odegra� hrabia
Cielecki. Polega�a ona na tym, �e pozwoli� mu si� o�eni� ze swoj� klucznic�,
dalek� krewn�, kt�rej imienia i nazwiska pami�� rodzinna nie ocali�a. Wiadomo
tylko, �e by�a szlachciank� z krakowskiego. I �e dla niej �aw-row zmieni� wiar�
i z prawos�awia przeszed� na katolicyzm. Ich �lub odby� si� w ko�ciele.
Po wyj�ciu z aresztu Fiodor zosta� sotnikiem kozak�w dworskich hrabiego
Cieleckiego. W nagrod� za wiern� s�u�b� hrabia da� mu dwadzie�cia osiem m�rg
ziemi w jednym kawa�ku, co wa�ne, na kt�rym m�g� gospodarowa� ze sw� m�od� �on�.
Rodzinna legenda g�osi�a, �e Wincenty, stryj Wincentego Wawrowa, po kt�rym
ojciec Jarka, Leszka i Ewy odziedziczy� imi�, zgin�� bohatersko w bitwie pod
Brze�anami. Leszek zapami�ta� opowie�� ojca, jak to jego stryj Wincenty, gor�cy
patriota polski, w czasie odwrotu wojsk austriackich, gdy wszyscy w pop�ochu
uciekali, pozosta� w swojej transzei. Nie pom�g� krzyk oficera: - �awro!
Zuriickl1 Zbyt du�a hurma Moskali wali!
-Moment! - odkrzykn�� stryj. -Niechta jeszcze jednego Moskala ustrzel�! -1 tak
strzela� zaciekle, �e zamek mu si� z gor�ca zaci�� i Moskale roznie�li go na
bagnetach.
Pani Olga natarczywie pytana przez Leszka dok�adnie nie wiedzia�a, w kt�rym roku
Wincenty zgin�� i w jakiej armii s�u�y�. Leszek zdecydowa� si� w ko�cu napisa�
do jego syna Ja�ka Wawrowa, kt�ry wci�� mieszka� w rodzinnych Hady�kowcach.
Ostatnio uda�o mu si� wydoby� z Zabu�a�skiego Archiwum Akt Nowych metryki
rodziny Wawrowych. Potwierdzi�a si� opowie�� ojca, �e dopiero dziadek Teodor
�awr�w IV chc�c spolszczy� rosyjskie nazwisko zmieni� je na Wawrow. Ten poleg�y
na wojnie brat Teodora Wincenty w metryce chrztu wci�� mia� �awro, a siostry
Karolina i Aniela - �awr�w. W ko�cu wszyscy przyj�li t� spolszczon� wersj�
nazwiska - i dzieci Teodora nazywaj� si� ju� Wawrow.
Syn Wincentego �awro, Ja�ko Wawrow lub jak dzi� po ukrai�sku Iwan Wawriw, nie
repatriowa� si� do Polski w 1945 roku. Podczas wojny straci� nog� walcz�c w
Armii Czerwonej. W�a�nie z nim Leszek korespondowa� w nadziei, �e zdob�dzie
bli�sze dane z �ycia jego ojca Wincentego. Jako do�wiadczony kanadyjski
biznesmen wiedzia�, �e nic za darmo i dla zach�ty
1 Do ty�u!
22
wsun�� do koperty sto dolar�w, kt�re na Ukrainie wci�� s� du�� sum�. Nie
przewidzia�, �e list trafi do r�k c�rki Ja�ka, S�awki, kt�ra za dolary pi�knie
podzi�kowa�a konfiskuj�c je dla siebie. W odpowiedzi wygrzeba�a paczk� starych
fotografii, kt�re znalaz�a w skrzyni swej babki, stryjenki Ka�ki, wdowy po
Wincentym �awro. Wys�a�a list tak chaotyczny, �e trudno si� by�o z niego w
czymkolwiek zorientowa�. Po tym do�wiadczeniu Leszek wys�a� drugi list do Ja�ka
zaznaczaj�c z g�ry, �e dopiero po jego odpowiedzi nast�pi wyp�ata. Z listu
S�awki by�a tylko ta korzy��, �e w�r�d przys�anych zdj�� znalaz�a si� fotografia
Teodora Wawrowa, dziadka Jarka, Leszka i Ewy.
- Ja wiedzia�a, �e gdzie� to zdj�cie te�cia Teodora jest - rzek�a pani Olga
wzruszona - ale stryjna Ka�ka nigdy nie chcia�a go nam pokaza�, bo mia�a je
tylko jedno i ba�a si�, �e my jej nie oddamy. Na tym zdj�ciu jest po jednej
stronie brat stryjny Ka�ki, Piotr Furmaniuk, przysz�y pose� na Sejm polski, a po
drugiej jej m�� Wincenty �awro. W �rodku za� stoi m�j te�� Teodor, ojciec Wicka.
Piotr Furmaniuk bardzo przyja�ni� si� z Teodorem i po jego �mierci pomaga� memu
Wickowi. Zagwarantowa� mi�dzy innymi za niego i Wicko w siedemna�cie lat obj��
sklep k�ka rolniczego. Gdy my pytali o t� fotografi� stryjank� Ka�k�, to zawsze
m�wi�a: - Nie ma �adnego zdj�cia! - A tu nagle w pi��dziesi�t lat po jej �mierci
jest. Przys�a�a je nam jej wnuczka S�awka za sto dolar�w. Szkoda, �e m�j Wicko
tego nie do�y� i nigdy nie widzia� twarzy swego ojca. Ale to przynajmniej dobre,
prosz� pana, �e wnuki i prawnuki mog� tu w Kanadzie widzie�, jak Teodor Wawrow,
�ysyj Fedko wygl�da� - doko�czy�a.
Zatem jedna jedyna podobizna dziadka Teodora, kt�ry umar� w 1920 roku, dotar�a w
ko�cu do archiwum Leszka.
Z tego listu S�awki - na ile mo�na by�o zrozumie� - wynika�o, �e jej dziadek
Wincenty �awro jako m�ody ch�opak wyjecha� za chlebem do Ameryki. Podobno
pracowa� w kopalni w Teksasie. Potem wr�ci� do Hady�kowiec. W 1914 roku powo�any
do austriackiego wojska zgin�� w bitwie pod Brze�anami1.
' Te informacje potwierdzi� i rozszerzy� Petro Szarawski, pasierb Ja�ka Wawrowa,
kt�ry odpowiedzia� na drugi list Leszka wys�any do jego ojczyma. Oto co napisa�
Petro: "...Wawrow (�awro) Wincenty Teodorowicz urodzi� si�. w Hady�kowcach w
1884 roku. W 1906 roku o�eni� si� z Katarzyn� Furmaniuk, kt�ra wtedy mia�a
pi�tna�cie lat. By�a z tej samej wsi. (...) W 1913 roku Wincenty Wawrow wyjecha�
na zarobek do Ameryki. Pracowa� w kopalni w�gla w Teksasie. Po roku wr�ci� do
domu. W tym samym 1914 roku wybuch�a wojna, Halicja by�a w Austrii i walczy�a
przeciw Rosji. Wincenty zosta� zmobilizowany i wys�any na front. Jesieni� przy
forsowaniu rzeczki Z�ota Lipa w powiecie brze�a�skim w tarnopolskiem zgin�� od
ku� ruskich �o�nierzy. Jest pochowany ko�o miasta Brze�any. (...)
Wawrow Jan (Ja�ko) Wincentowicz urodzi� si� 12 stycznia 1913 roku. W 1921 roku
poszed� do pierwszej klasy szko�y w Hady�kowcach, kt�r� sko�czy� w 1925 roku.
Nauka w tej szkole by�a po polsku i po ukrai�sku. (...) Wlutym 1936 roku o�eni�
si� w cerkwie z dwudziestoletni� Anastazj� Zacharczuk.
21 listopada 1936 roku urodzi� im si� syn Bohdan. Po uko�czeniu si�dmej klasy w
Hady�-
Syn jego brata Teodora, ojciec Jarka, Leszka i Ewy urodzi� si� 16 stycznia 1915
roku pod okupacj� wojsk rosyjskich, kt�re zaj�y Hady�kowce. Na chrzcie dali mu
imi� Wincenty na cze�� poleg�ego przed kilku miesi�cami stryja.
- Stryjeczni bracia Ja�ko i Wicko razem si� chowali, przyja�nili i razem g�o�no
kawalerowali we wsi, prosz� pana - ci�gn�a swe wspomnienia Olga Wawrow. - Wuj
Piotr Furmaniuk, jeden z tej fotografii, co prze�y� wojn�, ojcowa� i jednemu
siostrze�cowi i drugiemu. P�niej obydwaj kuzyni Wicko i Ja�ko o�enili si� ze
swymi ciotecznymi siostrami. Wicko ze mn� a Ja�ko z Nastu�k� Zacharczuk...
Ogl�dam nast�pn� fotografi� z archiwum Leszka, na kt�rej starsza kobieta siedzi
w krze�le po obu stronach maj�c dwie c�rki.
- To jest moja babcia Anastazja Nawrocka, po lewej stronie stoi ciotka Marynka,
kt�ra wysz�a za Nyko�� Zacharczuka, a po drugiej moja mamcia Pawlina, kt�ra
wyszli za mego tat� Martyna Wynnyczenk�. My wi�c byli z Wiekiem te� podw�jn�
rodzin�, bo Ja�ko by� kuzynem Wicka, a ja kuzynk� Nastu�ki Zacharczuk. Przed
wojn� my byli w wielkiej przyja�ni. Dopiero p�niej, gdy przysz�a wojna, Ja�ko
poczu� si� Ukrai�cem, prosz� pana, a Wicko zosta� Polak. Ja�ko poszed� do
ukrai�skiego wojska, co by�o Czerwon� Armi�, a Wicko do Ko�ciuszkowc�w. Syn
Ja�ka Wawrowa, wnuk Wincentego �awro, co zgin�� w walce z Moskalami pod
Brze�anami, Bohdan Wawriw zdecydowa� si� wr�ci� do rodowego nazwiska �awrow.
Wzi�ty do Czerwonej Armii opu�ci� Hady�kowce i po wojsku zacz�� nowe �ycie w
Rostowie nad Donem. Ju� jako Moskal, prosz� pana - doko�czy�a.
W ten spos�b, pomy�la�em, r�d, kt�ry jego przodek Fiodor �awrow, sotnik kozak�w
do�skich, tak brawurowo jednym skokiem przeni�s� za Zbrucz, on zn�w zawr�ci� nad
Don. Dziwne s� ludzkie losy...
kowcach poszed� do szko�y zawodowej w Jaworowie. Powo�any do Czerwonej Armii w
1956 roku po trzech latach wr�ci� na kr�tko do Hady�kowiec, poczer� wyjecha� na
budow� "Dnie-prowskoho Kana�u" w donieckiej ob�asti. Tam si� o�eni� i pozosta�
na sta�e. Ostatni raz odwiedzi� swego ojca w 1981 roku. Nie koresponduje.
Jan Wawrow w kwietniu 1944 roku zosta� zmobilizowany do Czerwonej Armii. (...)
22 lutego 1945 roku du�y jak palec od�amek trafi� go w udo i ugrz�z� w tylnej
jego cz�ci. Po wyci�gni�ciu od�amka, zaszyciu i wyzdrowieniu Jan ruszy� zn�w na
front. Ko�o miasta Lijepaja na �otwie zosta� ranny drugi raz. Tym razem pocisk
rozrywaj�cy rozszarpa� mu nog� poni�ej kolana, a drug� lekko zrani�. (...) Po
kilku dniach w transporcie ci�ko rannych przywie�li go do D�wi�ska. Tych,
kt�rzy prze�yli ten atak, przedstawiono do odznacze� i order�w. (...)
W D�wi�sku Janowi amputowali nog� powy�ej kolana, bo zacz�a wychodzi� mu ko��.
Stamt�d wys�ano go do Wo�ogdy, gdzie amputowano mu reszt� nogi. W 1945 roku
wr�ci� do Hady�kowiec jako inwalida wojenny drugiej kategorii, odznaczony
Medalem Za Wojenne Zas�ugi, Medalem Za Odwag�, Orderem Wielkiej Wojny
Ojczy�nianej I Stopnia i Orderem Zwyci�stwa.
W 1948 roku urodzi�a mu si� c�rka S�awka. Sko�czy�a dziesi�t� klas� w 1965 roku,
a w rok p�niej wysz�a za m�� za Bohdana G�uchowskiego..."
24
A nazwisko �awrow ma w Rosji stare tradycje. W XIX wieku ws�awi� je jednej
strony Piotr Aleksiejewicz �awrow - filozof i publicysta, pu�kowm artylerii,
g��wny ideolog narodnictwa, p�j�cia w lud, za�o�yciel pisma "\Vpi< riod", z
drugiej za� konserwatywny carski genera�-lejtnant Stiepan Nilowic �awrow. W 1994
roku pojawi� si� na kr�tko w Moskwie wiceminister Sprai zagranicznych - Piotr
�awrow.
W rodzinie istnia� zwyczaj, �e najstarszy syn nosi� imi� Teodor. Fjodo �awrow
mia� jedynego syna Teodora II, kt�remu urodzi� si� r�wnie� syn Teo dor III.
Dot�d rodzina gospodarzy�a na ca�ych dwudziestu o�miu morgacl nadanych Fiodorowi
w jednym kawa�ku przez hrabiego Cieleckiego. Od Teo dora III kr�lestwo zmieni�o
si� w ksi�stwo dzielnicowe. Mia� on bowiem a; siedmioro dzieci i zwarty kawa�ek
ziemi uleg� podzia�owi. Najstarszym jeg( synem by� Teodor IV - urodzony w 1862
roku, dziadek Jarka, Leszka i Ewy Po nim przysz�y siostry Maria i Karolina,
nast�pnie brat Antoni, kt�ry za chle bem wyjecha� do Ameryki i tam umar�. Po
Antonim urodzi�a si� Aniela, kt�n wysz�a za m�� za Krasnowskiego i by�a te�ciow�
Gnacha, pocztmistrza z Ha-dy�kowiec, o kt�rym b�dzie jeszcze mowa. Wreszcie
najm�odsi bracia Teodora IV - Jakub i Wincenty. Obydwaj przed I wojn� �wiatow�
poci�gn�li za bratem Antonim do USA.
Dziadek Leszka, Teodor IV, te� mia� sporo dzieci, z kt�rych przy �yciu zosta�o
pi�cioro. Najstarsza by�a Paulina urodzona w 1893 roku, a najm�odszy -Wincenty,
ojciec braci Wawrow, kt�rego od Pauliny dzieli�y a� dwadzie�cia dwa lata. Mi�dzy
nimi by�y dwie siostry Maria i J�zefa. J�zefa starsza od Wicka o osiemna�cie lat
praktycznie go wychowa�a. Jako dwunastoletnia dziewczynka uleg�a wypadkowi.
Spad�a z drabiny i wywichn�a �opatk�. Nikt jej nie nastawi�, pozostawiaj�c
rzecz naturze. W nast�pstwie tego plecy si� wygi�y w kszta�cie garbu. J�zka,
jako u�omna, nigdy nie wysz�a za m��, chocia� kr�ci� si� ko�o niej kawaler, ale
matka go przegna�a, twierdz�c, �e na ziemi� leci, nie na ni�. Trudno doj��, czy
by�a to mi�o�� do J�zki, czy do ziemi. Ziemia budzi�a wtedy wielkie po��danie i
ka�dy chcia� j� posi���, nawet z garbat� pann�. J�zka d�ugo nie mog�a tego
przebole� i do ko�ca �ycia mia�a do matki �al. Ale wola rodzic�w by�a wtedy
�wi�ta i J�zka ca�e �ycie zosta�a w domu. Najpierw u matki, potem u brata Wicka.
St�d Jarek pami�ta j� jeszcze z Ha-dy�kowiec, a Leszek i Ewa z Prudnika.
Mi�dzy J�zka a najm�odszym Wiekiem by� jeszcze Karol, starszy od brata o sze��
lat. Urodzi� si� w 1909 roku. Teodor IV wcze�nie zmar�, gdy ma�y Wicko mia� pi��
lat, a Karol jedena�cie, i odt�d ich matka musia�a sama chowa� dzieci. Jako
dwudziestolatek, Karol uciekaj�c przed poborem do wojska pospiesznie odst�pi�
jej swoj� cze�� ziemi, kt�r� potem sprzeda�a. Matka na gwa�t po�yczy�a pi��set
dolar�w od swojej siostry Antoszki Rasiewicz (z domu Hryb), kt�rej m�� pracowa�
w Ameryce. Za dwie�cie pi��dziesi�t dolar�w Karol kupi� bilet kolejowy do
Gda�ska i "szyfkart�" na statek do Kanady.
25
Reszt� - dwie�cie pi��dziesi�t dolar�w, kt�re mu zosta�y - wsadzi� do portfela
na pocz�tek nowego �ycia w Kanadzie.
Bracia u�ciskali si� w Hady�kowcach i Karol ze swym kuferkiem opu�ci� dom, do
kt�rego ju� nigdy nie wr�ci�.
- Moja te�ciowa Hanu�ka, prosz� pana, zawsze patrzy�a si� na ogr�d i powtarza�a:
- T�dy Karol poszed� do Kopyczyniec, bo nie chcia� i�� na stacj� w Hady�kowcach,
�eby go kto� nie widzia�.
W Kopyczy�cach czeka� ju� na niego Jaros�aw Pohorecki z dokumentami i
zaproszeniem do Kanady. I tak, prosz� pana, matka go po�egna�a z tym kuferkiem i
�wier� tysi�cem dolar�w, jak poszed� za ogrody. Wypatrywa�a potem ci�gle i nigdy
ju� nie zobaczy�a...
W czterdzie�ci lat po wyje�dzie Karola Wawrowa, gdy Leszek odwiedzi� swoj�
ciotk� Leonk� �arsk�, c�rk� Antoszki Rasiewicz z Hryb�w, w Przemkowie pod
Zielon� G�r�, przypomnia�a mu, �e gdyby nie jej mama, to ani Karolko, ani Wicko
z rodzin� nigdy nie znale�liby si� w Kanadzie.
- My dali Karolkowi pi��set dolar�w, bo potrzebowa� te pieni�dze naraz. Twoja
babcia Hanu�ka przysz�a do mojej mamy i powiedzia�a, �e jej potrzeba pi��set
dolar�w, bo Karolko jutro wyje�d�a do Kanady, tylko �eby nikomu o
tymanimrumru...
- No, ale moja babcia odda�a wam te pieni�dze. Wiem, �e sprzeda�a zaraz krow� i
ka