5193
Szczegóły |
Tytuł |
5193 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5193 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5193 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5193 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
H. P. Lovecraft
Szepcz�cy w ciemno�ciSzepcz�cy w ciemno�ci
I
Prosz� pami�ta�, �e w ko�cu nie widzia�em nic strasznego. Jednakrze
stwierdzenie, �e wstrz�s umys�owy sta� si� przyczyn� tego, co sugeruj� - �e by�
ostatni� kropl� , kt�ra przechyli�a szal� i dlatego w�a�nie wypad�em z
osamotnionej farmy Akeleya i zabranym samochodem pomkn��em przez dzikie
kopulaste wzg�rza w Vermont - to zignorowanie najbardziej oczywistych fakt�w
mego ostatniego doznania. Cho� widzia�em i s�ysza�em te tajemnicze rzeczy, cho�
wci�� �ywo odcz�wam to wra�enie, jakie na mnie wywar�y, nawet teraz nie mog�
udowodni�, czy moje wnioski s� s�uszne, czy nie. Bo przecie� samo znikni�cie
Akeleya jeszcze nic nie znaczy. Nie znaleziono w jego domu nic podejrzanego poza
�ladami kul wewn�trz i na zewn�trz domu. Wygl�da�o to tak, jakby wyszed� sobie
na przechadzk� w g�ry i po prostu nie wr�ci�. Nie by�o nawet �ladu, �e jaki�
go�� m�g� si� tam pojawi� albo �e te straszne cylindry i aparaty znajdowa�y si�
kiedykolwiek w jego gabinecie. �e si� ba� �miertelnie skupionych g�sto zielonych
wzg�rz i s�cz�cych si� bez kresu potok�w, po�r�d kt�rych si� urodzi� i wychowa�,
to te� nic nie znaczy; taki l�k mo�e by� spowodowany tysi�cem przyczyn.
Ekscentryczno�� jest chyba najbardziej wiarygodnym wyja�nieniem dla jego
dziwnego zachowania i l�k�w.
A wszystko zacze�o si� je�li chodzi o mnie wraz z historyczn� niespotykan�
dotychczas powodzi� w Vermont 3 listopada 1927 roku by�em wtedy, podobnie jak i
teraz, wyk�adowc� literatury na Miscatonic University w Arkham, Massachusetts, i
z amatorstwa pe�nym entuzjazmu badaczem folkloru Nowej Anglii. Wkr�tce po
powodzi, po�r�d licznych artyk��w w prasie na temat biedy, cierpienia i
organizowanej pomocy, pojawi�y si� dziwne wzmianki o jakich� przedmiotach
unosz�cych si� na wezbranych rzekach. Rozmaici moi przyjaciele, ogromnie
zaciekawieni, prowadzili dyskusj� na ten temat i w ko�cu zwr�cili si� do mnie z
pro�b� o wyja�nienie tej sprawy. Pochlebi�o mi, �e tak powa�nie traktuj� moje
badania nad tutejszym folklorem i zrobi�em co mog�em aby zbagatelizowa� te
szalone, tajemnicze opowie�ci, kt�re zdawa�y si� przerasta� najstarsze wiejskie
przes�dy. Ubawi�o mnie �e nawet kilka wykszta�conych os�b twierdzi�o, i� u
�r�de� tych wie�ci musz� si� kry� jakie� tajemnicze zniekszta�cone fakty.
Opowie�ci, kt�re zwraca�y moj� uwag�, dotar�y do mnie g��wnie przez pras�
cho� jedna historia zosta�a mi przekazana ustnie, a opowiedzia� mi j�
przyjaciel, kt�remu matka mieszkaj�ca w Hardwick, Vermont, opisa�a j� w li�cie.
Dotyczy�a w�a�ciwe tego samego wydarzenia, jakie opisywano w prasie, tylko �e
mo�na w niej wyodr�bni� jakby trzy etapy - jeden ��czy� si� z Winooski River
ko�o Montpelier, drugi z West River z okr�gu Windham za Newtane, a trzeci mia�
miejsce w Passumpsic, okr�g Koledonia nad Londonville. By�o jeszcze wiele
ubocznych w�tk�w i etap�w, ale po przeanalizowaniu wszystkie sprowadza�y si� do
tych trzech etap�w. W ka�dym z tych przypadk�w wiejscy ludzie donosili, �e
widzieli jakie� dziwne i niepokoj�ce przedmioty na wezbranych rzekach zp�yn�cych
z niedost�pnych g�r i zacz�to je ��czy�, z prostymi i prawie ju� zapomnianymi
legendami, kt�re teraz o�y�y w opowiadaniach starych ludzi.
Wszyscy byli przekonani, ze widzieli jakie� �ywe istoty, kt�ych jeszcze nigdy
nie spotkali. Oczywi�cie w tym strasznym okresie p�yn�o po rzekach wiele cia�
ludzkich, ale te, kt�re opisywali, nie nale�a�y do rodzaju ludzkiego, cho�
wielko�ci� i og�lnym kszta�tem troch� nawet jakby przypomina�y ludzi. Nie mog�y
to by� tak�e, jak twierdzili naoczni �wiadkowie, zwierz�ta znane w Vermont. Owe
kszta�ty mia�y kolor r�owawy, a d�ugo�� jakie� pi�� st�p; ca�e ich cia�o
pokryte by�o skorup�, na grzbiecie znajdowa�y si� dwie ogromne p�etwy albo
b�oniaste skrzyd�a i ca�y szereg zginaj�cych si� w stawach ko�czyn, atakrze co�
w rodzju zwini�tej elipsoidy, pokrytych niezliczon� ilo�ci� kr�tkich macek, w
miejscu, gdzie powinna by� g�owa. Najbardziej jednak zdumiewaj�ce by�o to, �e
doniesienia z r�nych �r�de� pokrywa�y si� ze sob�. Zdumienie by�oby wi�ksze,
gdyby nie by�o os�abione przez fakt, �e wszystkie stare legendy, dotycz�ce
w�a�nie g�r, by�y �ywo i wr�cz chorobliwie obrazowe, mog�y wi�c wywrze� wp�yw na
wyobra�ni� wszystkich �wiadk�w. By�em sk�onny przypuszcza�, �e owi �wiadkowie -
a byli to wy��cznie pro�ci, naiwni ludzie mieszkaj�cy w lasach - zobaczyli
zmasakrowane gospodarskie zwierz�ta p�yn�ce z wiruj�cym pr�dem wody, a pod
wp�ywem prawie ju� zapomnianych legend przydali tym biednym cia�om jakie�
niezwyk�e atrybuty.
Ten stary folklor, do�� mglisty i nieuchwytny, w du�ej mierze zapomniany ju�
w obecnym pokoleniu, mia� charakter bardzo szczeg�lny i zna� w nim by�o znaczne
wp�ywy jeszcze starszych india�skich opowie�ci. Cho� nigdy nie by�em w Vermont,
zna�em go dzi�ki monografi Eli Davenport, pracy raczej niezwyk�ej, a obejmuj�cej
materia� zebrany na podstawie ustnej relacji przed 1839 rokiempo�r�d starszych
mieszka�c�w tego stanu. Co wi�cej, materia� ten zgadza� si� z opowie�ciami,
jakie sam s�ysza�em od starych wie�niak�w w g�rach New Hampshire. Kr�tko m�wi�c
dotyczy� nieznanej rasy potwor�w kryj�cych si� gdzie� w g�rach i mrocznych
dolinach, w kt�rych s�cz� si� potoki wyp�ywaj�ce z nieznanych �r�de�. Stworyte
rzadko si� pokazywa�y, ale �wiadectwo o ich istnieniu sk�adali ci, kt�rym
zdarzy�o si� zapu�ci� troch� dalej w g�ry albo w g��bokie strome w�wozy, gdzie
nawet wilki nie zagl�da�y.
Widziano dziwne �lady st�p albo szpon�w z pazurami na b�otnistych brzegach
potok�w i nagich przestrzeniach, a tak�e kamienie pouk�adane wko�o i powyrywan�
przy nich traw�, co nie mog�o by� dzie�em natury. Na stokach g�r znajdowa�y si�
groty niezbadanej g��boko�ci, do kt�rych wej�cie zas�ania�y g�azy, co nie mog�o
by� dzie�em przypadku, za� w pobli�u rozliczne �lady prowadz�ce do wn�trza grot
i na zewn�trz - cho� ocena ich kierunku wydaje si� dosy� w�tpliwa. A co gorsza,
��dni przyg�d podr�nicy widywali tam rzeczy niezwyk�e i zupe�nie niespotykane,
kiedy zapuszczali si� o brzasku w najodleglejsze doliny i g�ste, rosn�cepionowo
lasy na szczytach g�r, niedost�pne dla cz�owieka.
By�oby to mniej niepokoj�ce, gdyby wszystkie opowie�ci nie by�y tak do siebie
podobne. Mia�y one kilka punkt�w wsp�lnych: twierdzono, �e owe stwory s� czym� w
rodzaju wielkich, jasnoczerwonych krab�w, �e maj� wiele par n�g i dwa ogromne
jak u nietoperza skrzyd�a na grzbiecie. Porusza�y si� albo na wszystkich �apach
albo tylko na ostatniej parze, u�ywaj�c pozosta�ych do przenoszenia wielkich,
nieokre�lonych przedmiot�w. Pewnego razu zdo�ano je wytropi� w wi�kszym
zgrupowaniu, ca�y ich oddzia� porusza� si� p�ytkim strumieniem po�r�d lasu, w
formacji zdyscyplinowanej, tr�jka w szeregu. Kiedy� zn�w widziano, jak jeden
taki stw�r pofrun��. Odbi� si� noc� od nagiego szczytu samotnej g�ry, uni�s� si�
w niebo - widziano nawet jego wielkie, trzepocz�ce skrzyd�a na tle pe�ni
ksi�yca - i znikn��.
Stwory te jednak�e nie zak��ca�y ludziom spokoju, cho� czasami obwiniano je
za znikni�cie ryzykanckich osobnik�w, zw�aszcza tych, co pobudowali si� za
blisko niekt�rych dolin albo zbyt wysoko na zboczach g�r. Pewne tereny znane
by�y z tego, �e nie nale�y si� tam osiedla�, i przestrzegano tego jeszcze d�ugo
potem, kiedy wszystkie te opowie�ci prawie posz�y w zapomnienie. Spogl�dano z
l�kiem na okoliczne przepa�ciste g�ry, cho� nie pami�tano ju�, ilu z osiad�ych
tam ludzi przepad�o, ile farm sp�on�o i zamieni�o si� w popi� na zboczach tych
srogich, zielonych stra�nik�w.
Zgodnie z wcze�niejszymi legendami stwory te wyrz�dza�y krzywd� tylko wtedy,
gdy kto� wkroczy� na ich prywatny teren. P�niejsze legendy m�wi�y, �e s� one
ciekawe ludzi i �e potajemnie wystawiaj� swoje posterunki w ludzkim �wiecie.
Kr��y�y opowie�ci o dziwnych �ladach szpon�w znajdywanych rano pod oknami dom�w
i o znikaniu poszczeg�lnych ludzi z teren�w przyleg�ych do nawiedzonych
obszar�w. A tak�e o jakich� szeptach na�laduj�cych mow� ludzk�, kiedy czyniono
pon�tne propozycje samotnym podr�nikom na drogach i jad�cych powozami przez
las, o dzieciach, kt�re odchodzi�y od zmys��w ze strachu, bo nagle co� zobaczy�y
lub us�ysza�y, tam gdzie pierwotny las si�ga� ich domostwa. W p�niejszych
legendach - kiedy ju� zacz�y zanika� przes�dy, a ludzie zapuszczali si� coraz
bli�ej tych przera�aj�cych obszar�w - pojawiaj� si� szokuj�ce wie�ci o
pustelnikach i samotnych farmerach, kt�rzy w pewnym okresie �ycia ulegli jakim�
odra�aj�cym zmianom umys�owym, kt�rych wszyscy unikali m�wi�c, �e s� to
�miertelnicy zaprzedani tym dziwnym istotom. Oko�o 1800 roku, w jednym z
p�nocnowschodnich okr�g�w, sta�o si� niemal modne oskar�enie ludzi
ekscentrycznych i wiod�cych �ywot pustelniczy - co by�o niezbyt mile widziane -
o powi�zaniach z tymi okropnymi stworami. Twierdzono nawet, �e s� to ich
przedstawiciele.
O stworach tych kr��y�y r�ne opinie. Powszechnie nazywano ich "oni" albo "ci
dawni", cho� by�y te� inne jeszcze, lokalne i przemijaj�ce kre�lenia.
Najprawdopodobniej grupa puryta�skich osadnik�w zaliczy�a ich bez �adnych
ogr�dek do diab��w, kt�re sta�y si� podstaw� do pe�nych grozy teologicznych
spekulacjii. Natomiast celtyckie legendy - pochodzenia szkocko-irlandzkiego z
New Hampshire, a tak�e pokrewnych ludzi osiad�ych w Vermont na kolonialnych
terenach nadanych przez gubernatora Wentwortha - zalicza�y ich do czarownic i
"ma�ych ludzik�w" �yj�cych na moczarach i w prehistorycznych twiedzach;
chroniono si� przed nimi za pomoc� zakl�� przekazywanych z pokolenia na
pokolenie. Najbardziej jednak fantastyczne teorie snuli Indianie. Cho� by�y
r�ne w poszczeg�lnych plemionach, wszystkie mia�y jedn� wsp�ln� cech� - uwa�ano
zgodnie, �e owe stwory nie pochodz� z tej ziemi.
Mity Pennacook�w, najbardziej trwa�e i obrazowe, g�osi�y, �e Skrzydlate
Stwory przyby�y z Wielkiej Nied�wiedzicy i mia�y swoje kopalnie w g�rach, sk�d
pobiera�y kamienie, jakich nie by�o w ich �wiecie. Nie �y�y tutaj na ziemi,
tylko mia�y swoje posterunki i odlatywa�y z ogromnym �adunkiem kamieni do swoich
gwiazd w kierunku p�nocnym. Czyni�y krzywd� tylko tym ludziom, kt�rzy si�
zanadto do nich zbli�ali albo usi�owali ich �ledzi�. Zwierz�ta wystrzega�y si�
ich czuj�c instynktown� niech��, cho� nie by�y przez nich napastowane. Nie
zjada�y zwierz�t ani niczego pochodz�cego z tego �wiata, sprowadza�y sobie
jedzenie ze swoich gwiazd. Nie nale�a�o si� do nich zbli�a� i dlatego m�odzi
my�liwi, kt�rzy zapuszczali si� w g�ry, nigdy ju� nie powracali. Nie wolno te�
by�o ich pods�uchiwa�, kiedy noc� rozlega�y si� ich szepty w lasach podobne do
brz�cz�cych pszcz�, co mia�o przypomina� ludzk� mow�. Znali mow� wszystkich
ludzi - Pennacook�w, Huron�w, plemion Pi�ciu Narod�w - nie posiadali jednak i
nie odczuwalipotrzeby w�asnej mowy. Rozmawiali za pomoc� swoich g��w, kt�re
zmienia�y barw� zale�nie od tego, co chcieli sobie przekaza�.
Wszystkie te legendy, zar�wno bia�ych, jak i indian, zanik�y w dziewi�tnastym
wieku, tylko czsami gdzie� wyst�powa�y jako przejaw atawizmu. �ycie mieszka�c�w
Vermont ustabilizowa�o si�; z chwil� gdy powsta�y osiedla i drogi wedle
ustalonego planu, prawie ju� zapomniano, jakie obrazy le�a�y u jego pod�o�a i �e
kiedy� si� czego� obawiano i starano si� unika�. Wi�kszo�� ludzi wiedzia�a, �e
pewne tereny g�rskie s� niezdrowe, bezu�yteczne, �e s� nieprzyjazne cz�owiekowi
i lepiej si� trzyma� od nich jak najdalej. Z czasem ca�e �ycie gospodarcze
skupi�o si� w pewnych ustalonych miejscach i nie by�o potrzeby wykracza� poza
ich granice; nie zapuszczano si� wi�c w niedost�pne g�ry, mo�e bardziej przez
przypadek ani�eli dla jakiej� konkretnej przyczyny. W r�nych miejscach wierzono
w r�ne strach, ale tylko babcie lubuj�ce si� w opowie�ciach o niezwyk�ych
zdarzeniach i ch�tnie nawracaj�cych do wspomnie� dziewi��dziesioletni
staruszkowie szeptali o jaki� istotach mieszkaj�cych w g�rach; ale i nawet oni
przyznawali, �e nie trzeba si� ich obawia�, bo przywyk�y ju� do obecno�ci dom�w
i osiedli, a wybrane przez nich obszary pozostawione s� w spokoju, ludzie tam
nie zagl�daj�.
Wszystko to zna�e od dawna z ksi��ek i opowie�ci zas�yszanych w New Hampshir,
tote� kiedy w okresie powodzi zacz�ly kr��y� r�ne pog�oski, domy�li�em si�, co
jest ich t�em i co pobudza wyobra�ni� tych ludzi. Stara�em si� usilnie to
wyt�umaczy� to moim przyjacio�om, ale kilku co bardziej sworliwych twierdzi�o,
�e jednak mo�e si� zawiera� w tym jaki� element prawdy, co mnie wielce ubawi�o.
Osoby te usi�owa�y wykaza�, �e stare legendy szczeg�lnie d�ugo si� osta�y i
wszystkie wykazywa�y pewn� jednorodno��, a poza tym przyroda g�r w Vermont jest
tak nieskalana, �e nie spos�b stwierdzi� dogmatycznie, co tam jest naprawd�, lub
czego nie ma; na nic si� zda�o moje zapewnienie, �e wszystkie mity opieraj� si�
na dobrze znanym szablonie, typowym dla niemal wszystkich lud�w, a wytyczonym
przez dawne, zabarwione wyobra�ni� doznania, kt�re rodz� podobne z�udzenia.
Bezcelowe by�oby przekonywanie takich oponent�w, ze mity powszechne w Vermont
nie odbiega�y specjalnie od znanych na �wiecie legend personifikuj�cych natur�,
w kt�rych staro�ytny strach wype�niony by� faunami, driadami i satyrami;
przywodzi�y na my�l kallikanuzarai wsp�czesnej Grecji; wywar�y tak�e wp�yw na
walijskie i irlandzkie mity o dziwnych i strasznych troglodytach oraz o stworach
kryj�cych si� w g��bokich jamach. Nie by�o te� sensu wykazywa� Im zdumiewaj�cego
podobie�stwa do wieze� g�rskich plemion w Nepalu, kt�re l�kaj� si� Mi-Go czyli
strasznych yeti, �yj�cych na pokrytych lodem skalistych szczytach Himalaj�w.
Wszystkie argumenty jakie wysun��em, moi oponenci obr�cili przeciwko mnie
twierdz�c, �e musi istnie� jaka� rzeczywista podstawa historyczna dla tych
starych opowie�ci; �e to tylko potwierdza prawdziwo�� istnienia jakiej� starszej
rasy na ziemi, kt�ra musia�a si� ukry� z chwil� nastania ludzko�ci i obj�cia
przez ni� dominuj�cej roli na ziemi, ale najprawdopodobniej przetrwa�a w
niewielkiej ilo�ci jeszcze do niedawnych czas�w - a mo�e nawet trwa do dzisiaj.
Im bardziej �mia�em si� z tych teorii, tym mocniej moi uparci przujaciele
obstawali przy swoim, dodaj�c, �e nawet bez ca�ego dziedzictwa legend ostatnie
artyku�y by�y a� nazbyt jasne, zwarte, szczeg�owe i rozsadne w swej wymowie,
aby mozna je by�o ca�kowicie zignorowa�. Kilku fanatycznych ekstremist�w
posun�o si� a� tak daleko, �e zacz�li traktowa� powa�nie stare india�skie
opowie�ci, w kt�rych owe kryj�ce si� przed lud�mi istoty mia�y pochodzenie
pozaziemskie i cytowali bardzo dziwaczne ksi�zki Charlesa Forta, w kt�rych
twierdzi on, �e istoty z innych �wiat�w i przestrzeni cz�sto odwiedzaj� ziemi�.
Moi przeciwnicy w wi�kszo�ci byli romantykami i d��yli do przeniesienia w �ycie
rzeczywiste "ma�ych ludzik�w", na temat kt�rych istnia�a ca�a fantastyczna
dziedzina wiedzy spopularyzowana przezz wspania��, a pe�n� koszmar�w proz�
Arthura Machena.
II
Trudno si� dziwi� �e w takich okoliczno�ciach te ostre debaty dosta�y si� w
ko�cu w formie list�w do "Arkham Advertiser"; niekt�re z nich zosta�y
przedrukowane w miejscowej prasie w Vermont na terenach obj�tych powodzi�. "
Rutland Herald " umie�ci� d�ugie fragmenty s��w na dw�ch szpaltach natomiast "
Brattleboro Reformer " wydrukowa� w ca�o�ci jedn� z moich rozpraw
historyczno-mitologicznych wraz z komentarzem w kolumnie rozwa�a� naukowych
Pendriftera, wspieraj�cym i potwierdzaj�cym moje sceptyczne wnioski. Nim jeszcze
nasta�a wiosna 1928 sta�em si� postaci� znan� w Vermont, cho� osobi�cie jeszcze
nigdy nie by�em w tym stanie. Wtedy te� zacz��em otrzymywa� pe�ne sprzeciwu
listy od Henry Akeleya, kt�re wywar�y na mnie ogromne wra�enie i z powodu
kt�rych po raz pierwszy i ostatni w �yciu wybra�em si� do wspania�ej krainy
poros�ych zieleni� g�stwiny przepa�ci i szem��cych le�nych strumieni.
Wi�kszo�� informacji o Henrym Wentworthie Akeleyu zdoby�em od s�siad�w, a
tak�e od jedynego jego syna mieszkaj�cego w Kalifornii, po ma�ej bytno�ci w
opustosza�ym domu Akeleya. Pochodzi� ze starej rodziny znanych prawnik�w,
urz�dnik�w pa�stwowych i posiadaczy ziemskich, a by� ju� ich ostatnim potomkiem
na ziemi rodzinnej. Odszed� jednak od praktycznej dzia�alno�ci, jak� zajmowa�y
si� poprzednie pokolenia, a skupi� si� na dzia�alno�ci czysto naukowej; by�
wybitnym studentem matematyki, astronomii, biologii, antropologii i folkloru na
uniwersytecie w Vermont. Nigdy o nim nie s�ysza�em, a w swoich pracach naukowych
niewiele pokazywa� danych autobiograficznych. Z miejsca si� jednak
zorientowa�em, �e jest to cz�owiek z charakterem, o du�ej wiedzy naukowej i
inteligencjii,mimo i� wiedzie �ycie samotnika i ma niewielki kontakt ze �wiatem.
Cho� wszystko, przy czym obstawa�, wydawa�o si� niewiarygodne, nie mog�em
tego zbagatelizowa�, tak jak bagatelizowa�em pogl�dy moich oponent�w. Po
pierwsze, by� blisko aktualnych zjawisk - �wiadkiem naocznym i namacalnym - na
temat kt�rych tak absurdalnie rozprawia�, po drugie, co by�o zdumiewaj�ce,
pozostawia� swoje wnioski do roztrzygni�cia prawdziwym naukowcom. Osobi�cie,
powiada�, nie ma mo�liwo�ci dalszych bada�, a kieruje si� tylko tym, co jest
oparte na niezaprzeczalnych dowodach. Zainteresowa�em si� tym, w g��bi duszy
przekonany �e jednak Akley b��dzi, ale nie mog�em mu odm�wi� nawet i w tym
wzgl�dzie inteligencjii; a ju� w �adnym razie nie pr�bowa�em na�ladowa�
niekt�rych z jego przyjaci�, kt�rzy sk�onni byli p[rzypisywa� jegopomys�y i l�k
przed niedost�pnymi, poros�ymi zieleni� g�rami, ob��dowi. By�em przekonany, �e
sprawa ta ma ogromne znaczenie dla tego cz�owieka i �e wszystko, co opisuje,
wywodzi si� z jaki� dziwnych okoliczno�ci wymagaj�cych zbadania, cho�by to mia�o
niewielki zwi�zek z fantastycznymi wydarzeniami, jakie przytacza. Wkr�tce
otrzyma�em od niego jeszcze dok�adniejszy materia� dowodowy, kt�ry nada� ca�ej
sprawie zupe�nie inny aspekt, zadziwiaj�cy i oszo�amiaj�cy.
Najlepiej b�dzie, je�li przytocz� dok�adnie, w miar� mo�liwo�ci, d�ugi list
Akeleya, w kt�rym mi si� przedstawi�, a kt�ry sta� si� punktem zwrotnym mojej
intelektualnej dzia�alno�ci. Nie mam ju� tego listu, ale zachowa�em dok�adnie w
pami�ci niemal ka�de s�owo z tych z�owieszczych wiadomo�ci. W dalszym ci�gu
potwierdzam moje g��bokie przekonanie, �e cz�owiek, kt�ry go napisa�, by�
najzupe�niej zdrowy na umy�le. A oto tekst list, jaki otrzyma�em, napisany
zwartym, niemal archaicznym pismem przez cz�owieka, kt�ry podczas spokojnego
�ywota wype�nionego dociekaniami naukowymi, niewiele mia� z otaczaj�cym go
�wiatem.
R.F.D. 2,
Townshen, Windham Co., Vermont 5 maja, 1928
Albert N. Wilmarth, Esq.
Saltonstall St.
Arkham, Mass.
Szanowny Panie,
Z prawdziwym zainteresowanie przeczyta�em w "Brattleboro Reformer" (23
kwietnia, 1928) przedruk Pa�skiej pracy na temat kr���cych ostatnio opowie�ci o
dziwnych cia�ach unosz�cych si� na wezbranych rzekach podczas jesiennej powodzi
i na temat ich podobie�stwa do dawnych ludowych opowie�ci. Nietrudno zrozumie�,
dlaczego cz�owiek z zewn�trz zajmuje takie stanowisko i dlaczego nawet
Pandrifter si� z panem zgadza. Taki stosunek przejawiaj� zar�wno wykszta�ceni
ludzie w Vermont, jak i poza tym stanem, taki stosunek mia�em i ja w m�odo�ci
(mam teraz 57 lat), dopuki moje badania tak w sensie og�lnym jak i po
przeczytaniu ksi��ki Devenporta nie sk�oni�y mnie do wyprawy w okoliczne g�ry,
rzadko przez cz�owieka odwiedzane.
A sk�oni�y mnie do tych bada� dziwne dawne opowie�ci, kt�re cz�sto s�ysza�em
od starych farmer�w, ludzi raczej prostych, ale teraz �a�uj�, �e si� wog�le do
tego nie zabra�em. Nie chwal�c si�, mog� powiedzie�, �e dziedzina antropologii i
folkloru nie jest mi bynajmniej obca. Zajmowa�em si� tymi zagadnieniami do��
wnikliwie w collge'u i znane mi s� takie autorytety jak Taylor, Lubbock, Frazer,
Quatrefages, Murray, Osbom, Keith, Boule, G. Elliott Smith i im podobni. Nie
jest dla mnie nowo�ci�, �e opowie�ci o kryj�cych si� przed lud�mi istotach s�
tak stare jak ludzko��. Czyta�em wydrukowane Pa�skie listy i Pa�skich oponent�w
w "Rutland Herald" i wydaje mi si�, �e wiem, sk�d si� bierze Pa�ska
kontrowersja.
Pragn� jednak poinformowa�, �e Pa�scy oponenci s� bli�si prawdy, cho�
s�uszno�� zdaje si� by� po Pa�skiej stronie. S� o wiele bli�ej prawdy ni� zdaj�
sobie z tego spraw� - bo ich rozwa�ania oparte s� na rozwa�aniach teoretycznych,
nie mog� wi�c wiedzie� tego, co ja wiem. Gdybym posiada� r�wnie skromn� wiedz�,
mia� bym prawo wie�y� jak i oni. Wtedy by�bym ca�kowicie po Pa�skiej stronie.
Jak pan widzi, nie�atwo mi przej�� do sedna sprawy, mo�e dlatego, �e brak mi
odwagi; sedno sprawy jednak na tym polega, �e mam pewne dowody, na to, i� te
monstrualne stwory naprawd� �yj� w lasach w�r�d wysokich g�r, gdzie nikt nie
dociera. Nie widzia�em tych istot unosz�cych si� na powierzchni rzek, jak donosi
prasa, ale widzia�em je w okoliczno�ciach kt�rych nie mam odwagi opisa�.
Widzia�em �lady ich st�p, a ostatnio widzia�em je ca�kiem blisko mego domu
(mieszkam w starym rodzinnym domu Akeley�w, na po�udniu Townshend Village tu�
przy Dark Mountain). S�ysza�em te� ich g�osy w g��bokim lesie, kt�rych nawet nie
chc� pr�bowa� opisywa�.
W pewnym miejscu by�o s�ycha� je tak wyra�nie, �e wzi��em ze sob� fonograf -
z tub� i woskowym papierem - i postaram si�, aby m�g� pan pos�ucha� tego zapisu,
jaki jest w moim posiadaniu. Nastawia�em fonograf r�nym starym ludziom w mojej
okolicy i jeden z tych g�os�w wprowadzi� ich w os�upienie, tak okaza� si�
podobny do pewnego g�osu (tego bzyczenia w lasach, o kt�rym wspomina Devenport),
o jakim opowiada�y jeszcze ich babki i usi�owa�y go na�ladowa�. Wiem co si� m�wi
o cz�owieku, kt�ry "s�ysza� g�osy", nim jednak wyci�gnie Pan wnioski, prosz�
najpierw pos�ucha� tego zapisu i spyta� starych ludzi, mieszkaj�cych przy lesie,
co o tym s�dz�. Je�li uzna Pan to za co� normalnego, prosz� bardzo. Ja jednak
twierdz�, �e co� w tym jest. Jak Pan wie, Ex nihilo nihil fit.
Pisz� ten list nie po to, �eby toczy� z Panem sp�r, ale po to, �eby przekaza�
Panu informacje, kt�re dla cz�owieka Pa�skiego pokroju powinny si� okaza� wielce
interesuj�ce. To oczywi�cie prywatnie. Oficjalnie jestem po Pana stroni, gdy� na
podstawie pewnych przes�anek, kt�re s� mi znane, uwa�am �e lepiej �eby ludzie
jak najmniej o tym wiedzieli. Badania, jakie ja przeprowadzi�em, s� wy��cznie do
mojego prywatnego u�ytku i nie mam zamiaru swoim wyst�pieniem wzbudza� czyjego�
zainteresowania ani te� spowodowa�, aby ludzie zacz�li odwiedza� tereny, kt�re
ja pozna�em. Prawd� jest - straszn� prawd� - �e istniej� istoty nieludzkie,
kt�re przez ca�y czas nas obserwuj� i maj� swoich szpieg�w zbieraj�cych o nas
wszystkie informacje. To w�a�nie od pewnego przera�aj�cego cz�owieka zdoby�em
klucz do tej wiedzy; je�eli by� normalny (a s�dz� �e by�), musia� by� jednym z
owych szpieg�w. Potem odebra� sobie �ycie, ale mam powody uwa�a�, �e na jego
miejsce jest wielu nast�pnych.
Te istoty pochodz� z innej planety, potrafi� �y� w przestrzeni
mi�dzygwiezdnej, w kt�rej poruszaj� si� za pomoc� ohydnych, mocnych skrzyde�,
posiadaj� zdolno�� pokonywania pr�ni; natomiast trudno im lata� nad ziemi�.
Opowiem panu o tym p�niej, o ile nie potraktuje mnie Pan z miejsca jak
ob��kanego. Przybywaj� tutaj aby wydosta� metal z kopalni, kt�re znajduj� si�
g��boko pod g�rami. I chyba wiem sk�d przybywaj�. Nie wy��dz� nam krzywdy,
je�eli zostawimy je w spokoju, ale lepiej nie my�le� co si� stanie, gdyby�my
zacz�li wykazywa� zbytni� ciekawo��. Du� a armia ludzi mog�aby zniszczy� ich
kopalniane kolonie. Tego si� w�a�nie boj�. Je�liby si� tak sta�o, przylecia�o by
ich znacznie wi�cej, niezliczona ilo��. Bez trudu podbi�y by ziemi�; dotychczas
tego nie zrobi�y, bo nie mia�y takiej potrzeby. Wol�, aby tak by�o, jak jest to
dla nich mniej k�opotliwe.
Wydaje mi si�, �e zamie�aj� si� mnie pozby�, bo za du�o wykry�em. W lasach na
Round Hill, na wsch�d od mojej farmy znajdowa� si� wielki czarny kamie� z
wyrytymi na nim, ale ju� mocno zatartymi hieroglifami; zabra�em go do domu a zt�
chwil� wszystko przybra�o inny obr�t. Je�li podej�ewaja �e wiem za du�o b�d�
pr�bowa�y albo mnie zabi�, albo zabra� tam sk�d pochodz�. Od czasu do czasu
lubi� zabiera� uczonych ludzi, �eby na bie��co mie� informacje o ludzkim
�wiecie.
Prowadzi mnie to do drugiego celu, kt�ry przy�wieca temu listowi - prosi�bym
o wyciszenie tocz�cej si� dyskusji, nienadawanie jej wi�kszego rozg�osu. Nale�y
trzyma� ludzi z dala od tych g�r, dlatego te� nie powinno si� podsyca� ich
ciekawo�ci. Ju� i tak istnieje niema�e zagro�enie z powodu w�a�cicieli r�nych
firm, sprowadzaj� tu ca�e t�umy letnik�w, zach�caj�c ich do penetrowania dzikich
teren�w i budowania tanich bungalow�w na zboczach g�r.
Ch�tnie b�d� kontynuowa� wymian� list�w z Panem i postaram si� przes�a� m�j
zapis fonograficzny, a tak�e czarny komie�, (kt�ry jest tak zniszczony, �e na
fotografiach niczego nie wida�), poczt� ekspresow�, o ile Pan sobie tego �yczy.
M�wi� "postaram si�", bo te stwory potrafi� tutaj we wszystko ingerowa�. Na
farmie, w pobli�u wsi, mieszka pewien ponury, tajemniczy cz�owiek, nazwiskiem
Brown, kt�ry, jak s�dz�, jest ich szpiegiem. Stopniowo staraj� si� mnie odci��
od ludzi, poniewa� zbyt wiele posiadam wiadomo�ci o ich �wioecie.
W zdumiewaj�cy spos�b potrafi� wykry� wszystko, co robi�. Mo�liwe, �e wog�le
Pan nie otrzyma tego listu. Wydaje mi si�, �e powinienem op�ci� to miejsce i
przenie�� si� do mojego syna w San Diego w Kalifornii, je�eli sytuacja si�
pogorszy; nie�atwo si� jednak zdoby� na opuszczenie stron, w kt�rych si�
cz�owiek urodzi�, a jego rodzina �y�a tu od sze�ciu pokole�. Nie�mia�bym te�
sprzeda� tej farmy nikomu, wiedz�c, �e te istoty maj� na ni� oko. Wydaje mi si�,
�e chc� za wszelk� cen� zdoby� z powrotem czarny kamie� i znisczy� zapis
fonograficzy, ale nie dop�szcz� do tego, p�ki mi si� starczy. Odstraszaj� ich
moje wielkie psy policyjne, zreszt� jak narazie niewiele jest tu jeszcze tych
stwor�w i raczej niezr�cznie si� poruszaj�. Jak wspomnia�em niezbyt dobrze mog�
fr�wa� nad ziemi�. Bliski ju� jestem rozszyfrowania hieroglif�w na tym kamieniu,
a przy Pa�skiej znajomo�ci folkoru s�dze �e m�g�by mi Pan bardzo pomocny w
uzupe�nieniu brakuj�cych powi�za�. Wydaje mi si� �e zna pan wszystkie
najstraszniejsz mity dotycz�ce tego okresu na ziemi, kiedy jeszcze nie by�o
cz�owieka - z cyklu Yog-Sothoth i Cthulhu - a kt�re wymienione s� w
"Necronomicon". Mam u siebie jeden egzemplarz, a s�ysza�em, �e jest jeden w
bibliotece college'u, g��boko schowany.
Podsumowuj�c, my�l�, �e mogliby�my by� sobie nawzajem pomocni i �e nasza
wsp�praca okaza�aby si� po�yteczna. Nie chcia�bym Pana narazi� na
niebezpiecze�stwo, dlatego uwa�am, �e powinienem Pana ostrzec, i� posiadanie
tego kamienia i zamisu mo�e si� wi�za� z pewnym zagro�eniem. My�l� jednak, �e
got�w Pan b�dzie ponie�� ka�de ryzyko dla dobra post�pu wiedzy. Wybior� si� do
Newfant albo brottleboro, aby z tamt�d wys�a� to do czego Pan mnie upowa�ni, bo
tamtejszym urz�dom mo�na lepiej zaufa�. Musz� doda�, �e mieszkam sam, nie mog�
zatrudnia� nikogo do pomocy. Nikt by nie chcia� u mnie pracowa�, w�a�nie z
powodu tych stwor�w, kt�re noc� zakradaj� si� w pobli�e mego domu i z powodu
bezustannego ujadania moich ps�w. Ciesz� si�, �e nie w��czy�em si� w t� histori�
za �ycia mojej �ony, bo pewnie nie wytrzyma�aby tego nerwowo.
Wyra�aj�c nadziej�, �e nie sprawiam Panu zbyt wielkiego k�opotu i �e zechce
Pan �askawie nawi�za� ze mn� kontakt, a nie wy�uci tego listu do kosza na �ieci
traktuj�c go jako brednie ob��kanego cz�owieka.
Pozostaj� z powa�aniem
Henry W. Akeley
PS Robi� w�a�nie kilka dodatkowych odbitek zdj�� przezemnie wykonanych, kt�re
b�d� jak s�dz� potwierdzeniem kilku zagadnie�, jakie poruszy�em w tym li�cie.
Starzy ludzie uwa�aj� �e s� one straszliwym �wiadectwem prawdy. Przy�l� je
wkr�tce o ile b�dzie pan zainteresowany.
Trudno by�oby mi przekaza� uczucia, jakie wzbudzi� we mnie ten list. Wedle
wszelkich regu� powinien by� mnie jeszcze bardziej roz�mieszy� ni� wszystkie, o
wiele spokojniejsze teorie, z jakimi si� dotychczas spotka�em; jednak�e ton tego
listu wywo�a� we mnie paradoksalnie powa�ne uczucia. Nawet nie dlatego, abym
uwierzy� cho�by na moment w istnienie ukrywaj�cej si� rasy stwor�w z gwiazd, o
jakich wspomina autor tego listu, ale poprostu dlatego, �e po wielu rozlicznych,
a powa�nych w�tpliwo�ciach nabra�em g��bokiego przekonania, �e jest to cz�owiek
jak najbardziej zdrowy na umy�le i szczery i �e musia� si� zetkn�� jakim�
rzeczywistym, cho� niezwyk�ym i odbiegaj�cym od normy zjawiskiem, kt�rego nie
potrafi wyja�ni� inaczej jak za pomoc� swojej wyobra�ni. Nie mo�e by� tak, jak
my�li, ale te� napewno nale�y to podda� badaniom. Cz�owiek ten wyda� mi si�
nadmiernie podniecony i czym� przera�ony, trudno jednak nie uzna� , �e musi
istnie� jak� tego przyczyna. Jego tok my�lenia by� niezwykle logiczny, a pozatym
ca�a opowie�� nies�ychanie wsp�gra�a z wieloma starymi mitami, nawet z
najbardziej niesamowitymi legendami indian.
By�o najzupe�niej mo�liwe, �e rzeczywi�cie s�ysza� jakie� niepokoj�ce g�osy w
g�rach i �e znalaz� czarny kamie�, o kt�rym wspomina, w�tpliwe wyda�y mi si�
jednak wnioski, jakie wyci�ga... wnioski, wysuni�te najprawdopodobniej pod
wp�ywem cz�owieka, kt�ry podawa� si� za szpiega tych stwor�w i kt�ry potem si�
zabi�. Nietrudno wydedukowa�, �e cz�owiek ten musia� by� ob��kany, ale by�a to z
jego strony perwersja, pozbawiona wszelkiej logiki, natomiast naiwny Akeley -
pod wp�ywem przeprowadzanych folklorystycznych bada� - we wszystko uwierzy�.
Je�li za� chodzi o dalszy rozw�j wydarze�... o to �e nie m�g� nikogo u siebie
zatrudni�... to okaza�o si�, �e s�siedzi Akeleya we wsi byli tak samo jak on
przekonani, �e dom jego nawiedza�y noc� jakie� tajemnicze istoty, i psy
rzeczywi�cie szczeka�y.
A nast�pnie sprawa zapisu fonograficznego - nie mog�em w�tpi� �e, uzyska� go
w spos�b, jak podawa�. Co� to musi znaczy�; albo to g�osy zwierz�t z�udnie
przypominaj�ce ludzk� mow�, albo mowa pewnych ukrywaj�cych si�, a strasz�cych
noc� ludzi, tak wynaturzona �e przypomina odg�osy zwierz�t ni�szego gatunku,
My�l moja z kolei przenios�a si� do czarnego, pokrytego hieroglifami kamienia i
zacz��em rozwa�a� co to mo�e oznacza�. I wreszcie do fotografii, kt�re Ackeley
obieca� mi przys�a�, a kt�re starym ludziom wyda�y si� prawdziwe i straszne.
Kiedy przeczyta�em ponownie ten list,wyda�o mi si�, jak jeszcze nigdy dot�d,
�e moi �atwowierni oponenci maj� racj�. Mimo wszystko mog� przecie� istnie� w
tych niedost�pnych g�rach, jacy� dziwni, obci��eni dziedzicznie odszczepie�cy, z
kt�rych legendy stworzy�y ras� potwor�w przyby�ych z gwiazd. A je�eli tak jes,
wtedy obecno�� dziwnych cia� na wezbranych powodzi� rzekach mog�aby si� okaza�
wiarygodna. Czy� nale�y wi�c przypuszcza�, �e zar�wno stare legendy, jak i
ostatnie doniesienia zawieraj� w sobie elementy rzeczywisto�ci ? Kiedy tak
g�owi�em si� nad tymi w�tpliwo�ciami, ogarn�� mnie wstyd, �e zlepek dziwactw w
zwariowanym li�cie Akeleya wywar� na mnie taki wp�yw.
Odpisa�em jednak Akeleyowi, przyj�wszy w li�cie ton przyjaznego
zainteresowani, i poprosi�em o dalsze szczeg�y. Jego odpowied� przysz�a
odwrotn� poczt�; zgodnie z obietnic� przys�a� kilka wykonanych Kodakiem zdj��
r�nych scen i przedmiot�w ilustruj�cych to, co opisywa�. Kiedy po wyj�ciu z
koperty spoj�a�em na nie, ogarn�� mnie dziwny l�k, jakby by�y mi od dawna
znajome; mimo pewnych niejasno�ci, wi�kszo�� z nich odznacza si� sugestywn�,
si�� zw�aszcza, �e by�y to zdj�cia autentyczne - okrutna wi� optyczna z tym, co
przedstawia�y, a jednocze�nie produkt bezstronny pozbawiony przes�d�w, omy�ek
czy te� zak�amania.
Im bardziej si� przygl�da�em tym bardziej utwierdza�em si� w przekonaniu, �e
m�j powa�ny stosunek do Akeleya i jego opowie�ci jest uzasadniony. Zdj�cia te
bez w�tpienia stanowi�y �wiadectwo istnienia w g�rach Vermont, czego�, co
wykracza�o poza zasi�g naszej wiedzy i wiary. Najgorsze ze wszystkiego by�y
�lady st�p - zdj�cia wykonane gdzie� na bezludnej wy�ynie, na terenie
b�otnistym, kiedy �wieci�o s�o�ce. Jedno spojrzenie wystarczy�o, abym si�
przekona�, �e nie s� to sfa�szowane zdj�cia; wyra�nie zaznaczone kamienie i
�d�b�a trawy w polu widzenia dawa�y jasny wyk�adnik skali i wyklucza�y mo�liwo��
zastosowania tricku podwujnej ekspozycji. U�ywa�em okre�lenia "�ladyn st�p", ale
"�lady szpon�w" by�yby w�a�ciwszym okre�leniem. Nawet teraz niezbyt potrafi� to
opisa�, mo�e po prostu powiem, �e by�y ohydne i przypomina�y kraby, a pozatym
ich kierunek wydawa� si� zagadkowy. Nie by�y to �lady g��bokie i wyra�ne,
zdawa�y si� by� wielko�ci przeci�tnej ludzkiej stopy. Od jej centralnej cz�ci
rozchodzi�o si� kilka par ostrych szpon�w wysuni�tych w przeciwnych kierunkach,
kt�rych funkcja by�a zagadkowa, o ile wog�le by� to narz�d poruszania.
Nast�pna fotografia - wykonana bez w�tpienia w g��bokim mroku - ukazywa�a
wej�cie do pieczary w lesie, zablokowane okr�g�ym g�azem. Przed ni� na nagim
terenie mo�na by�o zauwa�y� g�st� sie� dziwnych �lad�w, a przyjrzawszy si� im
przez szk�o powi�kszaj�ce upewni�em si�, �e s� podobne do �lad�w na poprzednim
zdj�ciu. Trzecie ukazywa�o na wierzcho�ku g�ry kamienie ustawione w pozycji
stoj�cej w kszta�cie ko�a, na spos�b druid�w. Woku� tego tajemniczego ko�a trawa
by�a mocno zdeptana i powyrywana, ale nie mog�em dostrzec tam �adnych �lad�w,
nawet przez szk�o powi�kszaj�ce. By�o to miejsce bardzo odleg�e, �wiadczy�o o
tym istne morze niedost�pnych g�r znajduj�cych si� w tle i ci�gn�cych si� w dal
mglistego horyzontu.
Im bardziej si� przygl�da�em, tym bardziej utwierdza�em si� w przekonaniu, �e
m�j powa�ny stosunek do Akeleya i jego opowie�ci jest uzasadniony. Zdj�cia te
bez w�tpienia stanowi�y �wiadectwo istnienia w g�rach Vermont, czego� co
wykracza�o poza zasi�g naszej wiedzy i wiary. Najgorsze ze wszystkiego by�y
�lady st�p - zdj�cia wykonane gdzie� na bezludnej wy�ynie, na terenie
b�otnistym, kiedy �wieci�o s�o�ce. Jedno spojrzenie wystarczy�o abym si�
przekona�, �e nie s� to sfa�szowane zdj�cia; wyra�nie zaznaczone kamienie i
�d�b�a trawy w polu widzenia dawa�y jasny wyk�adnik skali i wyklucza�y mo�liwo��
zastosowania tricku podw�jnej ekspozycji. U�y�em okre�lenia "�lady st�p", ale
"�lady szpon�w" by�yby w�a�ciwszym okre�leniem. Nawet teraz niezbyt to potrafi�
opisa�, mo�e po prostu powiem, �e by�y ohydne i przypomina�y kraby, a poza tym
ich kierunek wydawa� si� zagadkowy. Nie by�y to �lady g��bokie i wyra�ne,
zdawa�y si� by� wielko�ci przeci�tnej ludzkiej stopy. Od jej centralnej cz�ci
rozchodzi�o si� kilka par ostrych szpon�w wysuni�tych w przeciwnych kierunkach,
kt�rych funkcja by�a zagadkowa o ile to wog�le by� narz�d poruszania.
Nast�pna fotografia - wykonana bez w�tpienia w g��bokim mroku - ukazywa�a
wej�cie do pieczary w lesie, zablokowane okr�g�ym g�azem. Przed ni� na nagim
terenie mo�na by�o zauwa�y� g�st� sie� dziwnych �lad�w, a przyjrzawszy si� im
przez szk�o powi�kszaj�ce upewni�em si�, �e s� podobne do �lad�w na poprzednim
zdj�ciu. Trzecie ukazywa�o na wie�cho�ku g�ry kamienie ustawione w pozycji
stoj�cej w kszta�cie ko�a, na spos�b druid�w. Wok� tego tajemniczego ko�a trawa
by�a mocno zdeptana i powyrywana, ale nie mog�em tam dostrzec �adnych �lad�w
nawet przez szk�o powi�kszaj�ce. By�o to miejsce bardzo odleg�e, �wiadczy�o o
tym istne morze niedost�pnych g�r znajduj�cych si� w tle i ci�gn�ce si� w dal
mglistego horyzontu.
Najbardziej niepokoj�ce z tego wszystkiego wydawa�y si� �lady st�p, ale
najciekawszy by� ogromny kamie� znaleziony w lasach Round Hill. Akeley
sfotografowa� go na swoim biurku, wida� bowiem by�o na nim stos ksi��ek i w tle
zbiorowe dzie�a Miltona. Jak mo�na si� by�o zorientowa�, kamie� by� ustawiony
frontem do kamery, w pozycji pionowej, powierzchni� mia� nieregularn�, a wymiary
- jedn� na dwie stopy. Nie spos�b jednak dok�adnieokre�li� jego powierzchni ani
te� og�lnych zarys�w, wzdryga si� przed tym j�zyk. Nie potrafi�em odgadn�� jakie
geometryczne regu�y przy�wieca�y naci�ciom na jego powierzchi - by�y to bowiem
naci�cia wykonane przez kogo�; a jeszcze chyba nigdy nie widzia�em czego�
takiego, co by mi si� wydawa�o az tak dziwne i obce naszemu �waitu. Hieroglify
na jego powierzchnie nie bardzo by�y dla mnie czytelne, ale jeden albo dwa,
kt�re dojrza�em przyprawi�y mnie niemal o wstrz�s. Naturalnie �e mog�y by�
sfa�szowane, bo przecierz jeszcze wielu opr�cz mnie czyta�o to koszmarne i
odra�aj�ce "Necronomicon" szalonego Araba Abdula Alhazreda; nigdy jednak nie
dr�a�em rozpoznaj�c pewne ideogramy, kt�rych studiowanie nauczy�o mnie
rozpoznawa� mro��ce krew w �y�ach i blu�niercze szepty istot, �yj�cych jeszcze
przed powstaniem ziemi i innych �wiat�w systemu s�onecznego.
Z pi�ciu pozosta�ych zdj��, na trzech znajdowa�y si� b�ota i g�ry, nosz�ce
�lady kryj�cych si� tam tajemniczych mieszka�c�w. Na czwartym by�y dziwne znaki
na ziemi w pobli�u domu Akeleya, a jak pisa�, wykona� je rano, po nocy, podczas
kt�rej psy ujada�y za�arciej ni� zwykle. Znaki by�y niewyra�ne, trudno by�o z
tego wyci�gn�� jakie� wnioski; wydawa�y si� jednak szata�skie, podobnie jak
�lady szpon�w na opustosza�ej wy�ynie. Na ostatnim zdj�ciu znajdowa� si� dom
Akeleya - bia�y, schludny, jednopi�trowy z poddaszem, mia� oko�o
studwudziestupi�ciu lat, przed nim starannie utrzymany trawnik i �cie�ka
wy�o�ona kamykami a prowadz�ca do �adnie rze�bionych d�wi w stylu gregoria�skim.
Na trawniku znajdowa�o si� kilka wielkich ps�w policyjnych w pobli�u m�czyzny o
przyjemnej twarzy i siwej, kr�tko przyci�tej brodzie, kt�rego uzna�em za Akeleya
we w�asnej osobie i fotografa, co mo�na by�o wywnioskowa� po lampie b�yskowej
trzymanej w prawym r�ku.
Obejrzawszy zdj�cia zabra�em si� do czytania listu, napisanego du�ym, zwartym
pismem i na dobre trzy godziny popad�em w otch�a� niewypowiedzianego
przera�enia. Przedtem Akeley tylko napomkn�� o pewnych sprawach, teraz
relacjonowa� wszystko szczeg�owo, poda�d�ugi wykaz s��w pods�uchanych noc� w
lasach, d�ugi opis wielki r�owych kszta�t�w wy�ledzonych o zmierzchu w g�szczu
pokrywaj�cym g�ry oraz straszn� kosmiczn� opowie�� wywodz�c� si� z zastosowania
powa�nej i wszechstronnej wiedzy, oraz nie ko�cz�c� si�, a nale��c� do
przesz�o�ci dysput� z szalonym, samozwa�czym szpiegiem, kt�ry odebra� sobie
�ycie. Napotka�em tu nazwy i okre�lenia z kt�rymi zetkn��em si� ju� gdzie
indziej, a powi�zane z najstraszliwszymi okoliczno�ciami - Yuggoth, Wielki
Cthulhu, Tsathoggua, Yog-Sothoth, R'lyeh, Nyarlathotep, Azathoth, Hastur, Yian,
Lena, Jezioro Hali, Bathmoora, ��ty Znak, L'mur-Kathulos, Bran i Magnum
Innominadum - z powodu kt�rych przenios�em si� poprzez nieznane eony i niepoj�te
wymiary do �wiata istnie� starszych i bardzie odleg�ych, o jakich autor
"Necronomiconu" zaledwie napomyka w niejasny spos�b. Zosta�em poinformowany o
losach pierwotnego �ycia, o rzeczach, kt�re si� z tamt�d s�czy�y i wreszcie o
male�kich strumykach wyp�ywaj�cych z jednej z tych rzek, a wpl�tanych w losy
naszej w�asnej ziemi.
W g�owie mi wirowa�o; dotychczas usi�owa�em wszystko wyja�ni�, teraz zacz��em
wierzy� w najbardziej odchylone od normy i nieprawdopodobne dziwy. Zesp�
ewidentnych dowod�w by� ewidentnie rozleg�y i przyt�aczaj�cy; a ch�odne, naukowe
podej�cie Akeleya - podej�cie balansuj�ce pomi�dzy fantazj� a szalon�
fanatyczn�, histeryczn� a nawet ekstrawaganck� spekulacj� - wywar�o przemo�ny
wp�yw na moje my�li i s�dy. Kiedy od�o�y�em na bok ten straszny list, mia�em
pe�ne zrozumienie dla l�k�w, jakich do�wiadcza� i by�em got�w zrobi� wszystko,
aby powstrzyma� ludzi przed zbli�aniem si� do tych dzikich, nawiedzonych g�r.
Nawet jeszcze teraz, kiedy czas przyt�pi� wra�enia i prawie �e poddawa� w
w�tpliwo�� moje w�asne doznania, pozostawiaj�c mi rozliczne niepewno�ci, s�
sprawy w li�cie Akeleya, kt�rych za nic bym nie przytoczy� ani te� nie przela�
s�owami na papier. Prawie �e ciesz� si�, i� nie ma ju� nagra�, list�w,
fotografii i wola�bym, z przyczyn, kt�re wkr�tce wyjawi�, aby nie odkryto nowej
planety znajduj�cej si� poza Neptunem.
Po przeczytaniu tego listu zaniecha�em ca�kowicie mojej publicznej debaty na
temat przera�aj�cych wydarze� w Vermont. Argumenty moich oponent�w pozosta�y nie
wyja�nione i z czasem kwestie kontrowersyjne posz�y w niepami��. Pod koniec maja
i przez ca�y czerwiec korespondowa�em z Akeleyem; co jaki� czas listy gin�y
musieli�my wi�c odtwa�a� je i pracowicie przepisywa�. Chcieli�my po prostu
por�wna� nasze dane odno�nie tajemniczej, mitologicznej wiedzy i wyja�ni�
korelacje pomi�dzy strasznymi zjawiskami w Vermont i pierwotnymi legendami
rozpowszechnionymi na �wiecie.
Doszli�my do wniosku, �e wszystkie te okropie�stwa i diaboliczny Mi-Go w
Himalajach przynale�� do tej samej grupy wcielonego koszmaru. Istnia�o te�
ciekawe zoologiczne domniemanie na kt�rego temat ch�tnie porozmawia�bym
profesorem Dexterem z mojego college'u, ale powstrzymywa�o mnie kategoryczne
�yczenie Akeleya, any nikomu nie wspomina� o tej sprawie. Teraz ju� tego nie
przestrzegam, poniewa� uwa�am, �e na obecnym etapie ostrze�enie przed odleg�ymi
g�rami w Vermont - a tak�e szczytami Himalaj�w, na kt�re odwa�ni zdobywcy coraz
cz�ciej chc� si� wspina� - jest bardziej po�yteczne dla og�lnego bezpiecze�stwa
ani�eli milczenie. Obaj d��yli�my przedewszystkim do tego, aby odczyta�
hieroglify na tym nies�awnym czarnym kamieniu, dzi�ki czemu mogliby�my
prawdopodobnie posi��� tajemnice owiele g��bsze i bardzie bulwersuj�ce, ni�
wszystkie znane dotychczas cz�owiekowi.
III
Pod koniec czerwca otrzyma�em zapis fonograficzny nadany w Brattleboro,
poniewa� Akeley nie ufa� �rodkom przekazu rozga��zionej linii p�nocnej. Poza
tym narasta�o w nim przekonanie o nasileniu szpiegowskiej akcji, potwierdzone
zagini�ciem kilku naszych list�w; cz�sto wspomina� o podst�pnych poczynaniach
pewnych ludzi, kt�rych podejrzewa� o dzia�alno�� na rzecz owych tajemniczych
istot. Najbardziej podejrzewa� o to farmera Waltera Browna, kt�ry mieszka�
samotnie na zboczu wzg�rza przy samym lesie, a kt�rego cz�sto widziano jak snu�
si� po zakamarkach Brattleboro, Bellows Falls, New Fane i South Londonderry bez
uzasadnionego powodu. G�os Browna - Akeley by� o tym przekonany - to jeden z
tych g�os�w, kt�re bra�y udzia� w pods�uchanej, a strasznej rozmowie; Akeley
zauwa�y� te� �lady st�p czy te� szpon�w ko�o domu Browna, a mia�o to z�owieszcz�
wymow�. Co dziwniejsze owe �lady znajdowa�y si� tu� przy �ladach st�p samego
Browna, skierowanych w ich stron�.
Nagranie wi�c zosta�o wys�ane z Brattleboro, dok�d Akeley pojecha� swoim
fordem bocznymi, pustymi drogami Vermont. W za��czonym li�cie zwie�y� si�, �e
tych dr�g te� si� obawia i �e wybiera si� po zakupy do Twnshend tylko w ci�gu
dnia. Wci�� powtarza�, �e lepiej wiedzie� o tym wszystkim jak najmniej, chyba �e
kto� mieszka daleko od owych cichych i jak�e pe�nych tajemnic g�r. Postanowi� w
kr�tce wybra� si� do Kalifornii i zamieszka� z synem, ale nie�atwo mu b�dzie
opu�ci� miejsce, z kt�rym wi��e si� tyle wspomnie� i rodzinnych uczu�.
Nim zabra�em si� do przes�uchania zapisu na fonogrfie wypo�yczonym z budynku
administracyjnego w college'u, starannie przeczyta�em wszystkie informacje
zawarte w lista Akeleya. Zapis ten zosta� wykonany, wyja�nia�, o pierwszej w
nocy 1 maja 1915 roku, tu� ko�o wej�cia do groty, w miejscu gdzie wznosi si�
lesisty zachodni stok Dark Mountain przy bagiennym obszarze lea. Miejsce to
zawsze wype�nia�y jakie� dziwne g�osy, dlatego w�a�nie wzi�� ze sob� fonograf,
dyktafon i oczekiwa� na rezultaty. Na podstawie dotychczasowych do�wiadcze�
spodziewa� si�, �e ta noc na prze�omie kwietnia i maja - koszmarna noc sabatu
wedle tajemniczych europejskich legend - mo� e by� o wiele bardziej przera�aj�ca
ni� wszystkie inne noce, i nie spotka�o go rozczarowanie. Warto jednak zauwa�y�,
�e ju� nigdy potem, nie s�ysza� �adnych g�os�w w tym miejscu.
Ten zapis nie przypomina� dotychczas pods�uchanych g�os�w w lesie; mia�
raczej charakter rytualny i zaznacza� si� w nim wyra�nie ludzki g�os, kt�rego
Akeley nie potrafi� rozpozna�. Nie by� to g�os Browna, zdawa� si� przynale�e� do
cz�owieka o wi�kszej kulturze. Drugi g�os stanowi� natomiast prawdziw� zagadk�,
gdy� by�o to w�a�ciwie ohydne bzyczenie, nie przypominaj�ce ludzkiego g�osu,
cho� jednocze�nie rozbrzmiewa�y s�owa wypowiedziane w j�zyku angielskim,
gramatycznie i z akcentem cz�owieka uczonego.
Fonograf i dyktafon stosowane razem, dzia�a�y niezbyt sprawnie, a poza tym
pods�uchiwane obrz�dy odbywa�y si� do�� daleko i nie by�o ich s�ycha� wyra�nie;
tote� utrwalone zosta�y poszczeg�lne fragmenty. Akeley za��czy� na pi�mie
nagrane s�owa, wi�c przed w��czeniem fonografu przeczyta�em je dok�adnie.
Za��czony tekst by� bardziej tajemniczy ni� straszny, cho� �wiadomo�� jego
pochodzenia i okoliczno�ci, w jakich zosta� zdobyty, przydawa�y mu koszmarnej
aury, kt�rej �adnymi s�owami nie da si� wyrazi�. Przedstawi� tu teraz, tak jak
zapami�ta�em, a jestem przekonany, �e pami�ta�em dok�adnie, nie tylko z
za��czonej kartki, ale i z zapisu, kt�ry parokrotnie przes�ucha�em. Tego zreszt�
nie da si� zapomnie�!
(Niewyra�ne g�osy)
(M�ski g�os o kulturalnym brzmieniu)
...jest B�g lasu, nawet do... i dary ludzi z Leng... tak z otch�ani nocy a� po
przepastne przestworza i z przepastnych przestworzy po otch�anie nocy, wsz�dzie
chwa�a wielkiego Cthulhu, Tsathoggua, i Tego, kt�rego imienia si� nie wymawia.
Wsz�dzie ich chwa�a, a tak�e obfito�� dla Czarnej Kozy z las�w !a!
Shub-Niggurath! Koza z Tysi�cem M�odych!
(Bzycz�ce na�ladownictwo ludzkiej mowy)
!a! Shub-Niggurath! Czarna Koza z Las�w z Tysi�cem M�odych!.
(Ludzki g�os)
I zdarzy�o si�, �e B�g Las�w b�d�cy... siedem i dziewi�� w d� onyksowych
schod�w... (sk�a)da Mu danin� w Zatoce, Azathoth, On, dzi�ki kt�remu Ty
naucza�e� nas cud�w... na skrzyd�ach nocy poza przestworzami, poza... Tam, gdzie
Yuggoth jest najm�odszym dzieckiem, unosz�cym si� samotnie po sklepieniu
niebieskim...
(Bzycz�cy g�os)
...wyj�� mi�dzy ludzi i znale�� tam sposoby, kt�re On w Zatoce mo�e zna�.
Nyarlathotepowi, Wielkiemu Pos�a�cowi, wszystko musi by� opowiedziane. A on
upodobni si� do ludzi, na�o�y woskow� mask� i szat�, kt�ra go os�oni i sp�ynie
ze �wiata Siedmiu S�onc, aby oszuka�...
(Ludzki g�os)
...(Nyarl)athotep, Wielki Pos�aniec, przynosz�cy dziwn� rado�� Yuggothowi, Ojcu
Milion�w Umi�owanych B�stw, My�liwemu po�r�d...
(Rozmowa przerwana, koniec zapisu)
Oto s�owa, kt�rych mia�em wys�ucha� nastawiwszy fonograf. Z dr�eniem i oporem
przestawi�em membran� i us�ysza�em skrzypienie g�owicy z szafiru. Rad by�em, �e
pierwsze, s�abe, urywkowe s�owa by�y wypowiedziane ludzkim g�osem... �agodnym
kulturalnym g�osem, najwyra�niej z bosto�skim akcentem, kt�ry z pewno�ci� nie
przynale�a� do �adnego z mieszka�c�w g�r w Vermont. Kiedy tak ws�uchiwa�em si� w
to ledwie s�yszalne nagranie, okaza�o si�, �e wszystkie s�owa brzmi�
identycznie, jak w starannie przygotowanym przez Akeleya tek�cie. Nucone by�y
�agodnym, bost�skim g�osem... !a! Shub-Niggurath! Koza z Tysi�cem M�odych!...
Potem us�ysza�em inny g�os. Jeszcze teraz przeszywa mnie dreszcz, kiedy to
sobie przypomn�, jakie to na mnie zrobi�o wra�enie, cho� by�em przygotowany
uprzednim sprawozdaniem Akeleya. Osoby, kt�rym to potem eszystko opisywa�em,
dostrzeg�y w tym tylko zwyk�� szarlataneri� albo te� szale�stwo; gdyby jednak
osobi�cie si� zetkn�li z ta piekieln� rzecz�, albo gdyby sami przeczytali
wszystkie list Akeleya (zw�aszcza �w drugi list, prawie encyklopedyczny), jestem
przekonany, �e my�leli by zupe�nie inaczej. A jednak bardzo �a�uj�, �e
pos�ucha�em Akeleya i nie nastawi�em fonografu innym do pos�uchania... wielka
te� szkoda, �e wszystkie jego list zgin�y. Dla mnie, kt�ry odebra�em
bezpo�rednie d�wi�ki i zna�em ich t�o, oraz towa�ysz�ce im okoliczno�ci, by�a to
wielka sprawa. D�wi�ki te nast�pi�y tu� po ludzkim g�osem w odpowiedzi na
rytualne obrz�dy, w mojej wyobra�ni by�o to schorza�e echo toruj�ce sobie drog�
poprzez niewyobra�alne otch�anie piekie� z niepoj�tego �wiata. Ju� dwa lata
min�y od czasu gdy nastawi�em ten blu�nierczy zapis fonograficzny, ale jeszcze
w tej chwili, zreszt� jak w ka�dym innym momencie, s�ysz� to s�abe, niespotykane
bzyczenie, tak samo jak wtedy, gdy us�ysza�em je po raz pierwszy.
"!a! Shub-Niggurath! Czarna Koza z Las�w z Tysi�cem M�odych!" Cho� g�os ten
wci�� rozbrzmiewa mi w uszach, do tej pory jednak nie zanalizowa�em go na tyle,
by sporz�dzi� zapis graficzny. Przypomina� bzyczenie jakiego� ohydnego,
wielkiego owada jakiego� nieznanego gatunku, przy czym jestem g��boko
przekonany, �e jego narz�dy g�osowe w niczym nie by�y podobne do narz�d�w mowy
cz�owieka ani te� �adnego ssaka. Pewne szczeg�y w brzmieniu, uk�adzie i
wysoko�ci ton�w, umiejscawia�y ten fenomen poza sfer� ludzko�ci i ziemskiego
�ycia. Nag�e zetkni�cie si� z tym g�osem wprawi�o mnie w os�upienie i pozosta��
cz�� zapisu wys�ucha�em w jakim� abstrakcyjnym oszo�omieniu. Kiedy nast�pi�
d�u�szy fragment bzycz�cej mowy, jeszcze bardziej nasili�o si� we mnie poczucie
blu�nierczej niesko�czono�ci, kt�rego ju� do�wiadczy�em podczas s�uchania
kr�tszych i wcze�niej