6176
Szczegóły |
Tytuł |
6176 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6176 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6176 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6176 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jude Watson
Ucze� Jedi
�wi�tynia w niewoli
T�umaczy�: Jacek Drewnowski
Rozdzia� 1
Jeszcze przed wej�ciem do �wi�tyni Jedi Obi-Wan Kenobi dostrzeg� zmiany, jakie tu zasz�y. Wcze�niej by� to przybytek medytacji i nauki, w kt�rym cisz� zak��ca� czasem cichy �miech dobiegaj�cy zza zamkni�tych drzwi, podekscytowane g�osy dzieci albo plusk wody w fontannach.
�Ale teraz spok�j znikn��� - pomy�la�.
Milczenie wydawa�o si� z�owieszcze. Nie wynika�o ono ze skupienia. By�a to pe�na obaw cisza zagro�onego sanktuarium.
Sta� ze swoim by�ym mistrzem Qui-Gon Jinnem przed zamkni�tymi drzwiami sali posiedze� Rady Jedi. Za chwil� zostan� zaproszeni do �rodka. Zostali wezwani z powrotem do �wi�tyni z najgorszego z mo�liwych powod�w - zamachu na �ycie mistrza Yody.
Zerkn�� na Qui-Gona. Przypadkowy obserwator uzna�by, �e rycerz jest opanowany. Ale Obi-Wan wiedzia� lepiej. Wyczuwa� cierpienie kryj�ce si� pod mask� spokoju.
Wprowadzono szczeg�lne �rodki ostro�no�ci. �wi�tynia zawsze by�a zamkni�ta dla przybysz�w z zewn�trz.
Teraz jednak nawet Rycerzom Jedi polecono czeka� na wezwanie. Monitorowano wszystkie wej�cia i wyj�cia. Budynek wolno by�o opuszcza� tylko w przypadku bardzo pilnych misji. Chocia� wi�kszo�� Jedi zna�a Qui-Gona z widzenia, to zar�wno on, jak i ch�opiec przed wej�ciem do �wi�tyni poddani zostali skanowaniu siatk�wki.
Qui-Gon stuka� palcami w r�koje�� miecza. Po chwili przesta�. Jego rysy z�agodnia�y, a Obi-Wan domy�li� si�, �e rycerz szuka ukojenia w Mocy.
Sam te� stara� si� opanowa� napi�cie. G�ow� pe�n� mia� pyta� i domys��w, ale nie �mia� przerwa� milczenia. Stosunki z Qui-Gonem by�y napi�te od czasu, gdy zrezygnowa� z funkcji jego Padawana. Wyrzek� si� szkolenia Jedi, aby pom�c m�odym ludziom z Melidy/Daan przywr�ci� pok�j na ich planecie. Teraz rozumia� konsekwencje tej decyzji. By� Jedi do szpiku ko�ci. Pragn�� jedynie powrotu do zakonu. Chcia� zn�w zosta� uczniem Jinna.
Dawny mistrz przebaczy� mu opuszczenie szereg�w Jedi. Sk�d zatem wzi�o si� to niezr�czne milczenie? Qui-Gona cechowa�a pow�ci�gliwo��, jednak Obi-Wan pami�ta� serdeczno��, kt�r� dostrzega� w jego oczach, a tak�e przeb�yski poczucia humoru.
Wiedzia�, �e Rada postanowi co� na temat jego dalszego losu. Serce nape�nia�o si� nadziej�, kiedy my�la�, �e mo�e ju� przeg�osowano jego powr�t do Jedi. Powiedzia� Yodzie, �e g��boko �a�uje swojego post�pku. Mia� nadziej�, �e stary mistrz si� za nim wstawi.
Dotkn�� d�oni� czo�a. Narastaj�ca niepewno�� sprawi�a, �e zacz�� si� poci�. A mo�e to w �wi�tyni by�o cieplej ni� zwykle?
Ju� mia� zapyta� o to rycerza, gdy drzwi sali posiedze� otworzy�y si� z sykiem. Wszed� za Qui-Gonem. Dwana�cioro cz�onk�w Rady sta�o p�kolem. Szare �wiat�o wlewa�o si� przez du�e okna, za kt�rymi widnia�y bia�e iglice i wie�e Coruscant. P�askie chmury wygl�da�y jak p�aty cienkiej blachy. Co jaki� czas, gdy ob�oki rozdziela�y si� na chwil�, pojawia� si� srebrny rozb�ysk promieni s�o�ca odbitych od skrzyde� statku kosmicznego.
Obi-Wan by� w tej sali tylko kilka razy. Wyra�na obecno�� Mocy budzi�a jego respekt. Przy tak wielu Mistrzach Jedi zgromadzonych w jednym miejscu przestrze� by�a ni� na�adowana.
Odszuka� wzrokiem Yod�. Z ulg� stwierdzi�, �e siedzi na swoim sta�ym miejscu i ma zdrowy, spokojny wygl�d. Wzrok mistrza prze�lizgn�� si� po nim oboj�tnie i zatrzyma� si� na Jinnie. Ch�opak poczu� uk�ucie niepokoju. Wola�by ujrze� w oczach Yody wi�cej otuchy.
Qui-Gon stan�� po�rodku sali, a Obi-Wan do niego do��czy�.
Starszy cz�onek Rady Mace Windu nie traci� czasu na wst�py. �ci�gn�� brwi i powiedzia� swoim dostojnym g�osem:
- Dzi�kuj� wam za przybycie. Szczerze m�wi�c, to wydarzenie nami wstrz�sn�o. Mistrz Yoda, jak zawsze, wsta� przed �witem, �eby uda� si� na medytacj�. Zanim doszed� do k�adki, poczu� przyp�yw ciemnej strony Mocy. Zatrzyma� si� i w tym samym momencie eksplodowa� pod�o�ony pod k�adk� �adunek. Kto� chcia� zabi� Yod�.
Mace Windu przerwa�. Wszystkich obecnych przeszed� dreszcz. Tak wiele zale�a�o teraz od m�dro�ci Yody.
- Dzisiaj z wami tu jestem - odezwa� si� Yoda �agodnie. - Gdyba� nie powinni�my. Zastanowi� si� nad rozwi�zaniem musimy.
Mace Windu skin�� g�ow�.
Mistrzowi Yodzie mign�� r�bek togi medytacyjnej kogo�, kto pospiesznie si� oddali�, po czym wpe�z� pod wodospad i znikn��.
- Pot�g� ciemnej strony w sobie nosi� - powiedzia� Yoda, kiwaj�c g�ow�.
- Bruck Chun na pewno nie opuszcza� �wi�tyni, od kiedy odkryli�cie, �e to on odpowiada za kradzie�e - stwierdzi� Mace Windu. - Nadal nie mamy poj�cia, z kim si� sprzymierzy�. Wiemy tylko, �e w �wi�tyni jest intruz.
- Czy p�niej go jeszcze widziano? - spyta� Qui-Gon.
- Nie - odpar� Mace Windu. Si�gn�� po arkusz danych le��cy na krze�le. - Ale dzi� rano jeden z uczni�w znalaz� to. Porzucone przed komor� medytacyjn�.
Jinn wzi�� arkusz. Przeczyta�, po czym poda� Obi-Wanowi.
MEDYTUJCIE NAD TYM, MISTRZOWIE: NAST�PNYM RAZEM MI SI� POWIEDZIE.
Mace Windu opar� r�ce na pod�okietnikach.
- Oczywi�cie, rozwa�ali�my t� spraw� i dyskutowali�my o niej. Wyczuwamy dzia�anie ciemnej strony. To jeszcze nie wszystko. Najwyra�niej intruzowi uda�o si� dokona� sabota�u w systemie centralnego zasilania. Zauwa�yli�cie chyba, �e powietrze sta�o si� cieplejsze. Mamy k�opot z uk�adem ch�odzenia. Za ka�dym razem, gdy Miro Daroon reperuje co� w centrum technicznym, usterka pojawia si� w innym miejscu. Wyst�pi�y te� r�ne problemy z o�wietleniem i systemami komunikacji w niekt�rych skrzyd�ach �wi�tyni. Miro z trudem nad��a z naprawami.
Obi-Wan nie rozumia� sytuacji. Podczas swojej przemowy Mace Windu ani razu na niego nie spojrza�. Po co go tu wezwano? Logicznie rzecz ujmuj�c, nie by� Jedi, skoro Rada nie przyj�a go z powrotem. Z pewno�ci� nie by� ju� tak�e uczniem Qui-Gona.
W tym momencie wszystkie oczy zwr�ci�y si� na niego. Mace Windu przygl�da� mu si� z powag�. Ch�opak z wysi�kiem przypomnia� sobie szkolenie Jedi dotycz�ce opanowania nerw�w. Z trudem znosi� spojrzenia dwana�ciorga mistrz�w. Najsurowszy jednak wydawa� si� �widruj�cy wzrok Mace Windu. Jego ciemne oczy spogl�da�y jakby w samo serce, odnajduj�c w nim najskrytsze uczucia, z kt�rych nawet Kenobi nie zdawa� sobie sprawy.
- Obi-Wanie, liczymy, �e zdob�dziesz informacje na temat zamierze� i dzia�a� Brucka Chuna - powiedzia� Mace Windu ci�ko.
- Nie by�em jego przyjacielem - odpar� zaskoczony ch�opak.
- By�e� jego rywalem - us�ysza�. - A to mo�e okaza� si� jeszcze cenniejsze.
Nie wiedzia�, co powiedzie�.
- Nie zna�em go zbyt dobrze. Widzia�em, jak pojedynkuje si� na miecze �wietlne. Ale nie mia�em poj�cia, co kryje jego serce i umys�.
Nikt si� nie odezwa�. Obi-Wan toczy� wewn�trzn� walk�, by nie okaza� napi�cia. Znowu zawi�d� Mistrz�w Jedi. Kiedy rozgl�da� si� po pomieszczeniu, nie napotyka� �adnego przyjaznego spojrzenia. Nawet Yoda nie dodawa� mu otuchy. Obi-Wan kr�powa� si� otrze� wilgotne d�onie o tunik�.
- Oczywi�cie, zrobi�, co w mojej mocy, �eby pom�c - doda� szybko. - Powiedzcie mi tylko, czego ode mnie oczekujecie. Mog� porozmawia� z jego kolegami...
- Nie ma takiej potrzeby - przerwa� Mace Windu. Spl�t� swoje d�ugie palce. - Do czasu podj�cia decyzji przez Rad� musimy ci� prosi�, �eby� nie miesza� si� w sprawy �wi�tyni. Chyba �e otrzymasz takie polecenie.
Poczu� nag�y b�l.
- �wi�tynia to m�j dom! - krzykn��.
- Mo�esz tu oczywi�cie zosta�, dop�ki twoja sytuacja si� nie wyja�ni - powiedzia� mistrz. - Czekaj� nas jeszcze d�ugie dyskusje.
- Ale mamy do czynienia z realnym zagro�eniem �wi�tyni - nie dawa� za wygran�. - Potrzebujecie pomocy. Nie by�o mnie tutaj, kiedy mia�y miejsce kradzie�e. Zaliczam si� do nielicznych uczni�w, kt�rych mo�na wykluczy� z grona podejrzanych. Mo�liwe, �e kto� pomaga� Bruckowi. Mog� zbada� t� spraw�.
Zamar�, rozumiej�c, �e pope�ni� b��d. Nie powinien motywowa� pro�by o ponowne przyj�cie tym, �e mo�e si� przyda� w krytycznej sytuacji.
Ostre spojrzenie Mace Windu zmrozi�o go jak l�d.
- My�l�, �e Jedi potrafi� za�egna� niebezpiecze�stwo bez tego rodzaju dzia�a�.
- Oczywi�cie - odpar�. - Ale chc� o�wiadczy� wszystkim Mistrzom Jedi, �e odczuwam szczery �al z powodu swojej wcze�niejszej decyzji. Wtedy wydawa�a mi si� ona s�uszna, dzi� rozumiem, jak bardzo si� myli�em. Nie pragn� niczego ponad to, co mia�em wcze�niej. Chc� by� Padawanem. Chc� by� Jedi.
- Mie� tego, co wcze�niej mia�e�, nie mo�esz - powiedzia� Yoda. - Inny jeste�. Qui-Gon inny jest. Ka�da chwila ci� zmienia. Ka�da decyzja swoj� cen� ma.
G�os zabra� Ki-Adi-Mundi.
- Zawiod�e� nie tylko zaufanie Qui-Gona, ale te� ca�ej Rady. Mam wra�enie, �e tego nie rozumiesz.
- Rozumiem! - wykrzykn��. - �a�uj� tego czynu i bior� za niego odpowiedzialno��.
- Masz trzyna�cie lat. Nie jeste� dzieckiem - stwierdzi� Mace Windu, marszcz�c brwi. - Dlaczego m�wisz jak dziecko? �al nie wymazuje winy. Wtr�ci�e� si� w wewn�trzne sprawy innej planety bez pozwolenia Jedi. Przeciwstawi�e� si� poleceniom swojego mistrza. Mistrz polega na lojalno�ci Padawana, tak samo jak
Padawan polega na Mistrzu. Je�li jeden z nich zawiedzie zaufanie drugiego, wi� zostaje zerwana.
Obi-Wan spos�pnia�, s�ysz�c te ostre s�owa. Nie spodziewa� si�, �e Rada potraktuje go tak surowo. Nie m�g� spojrze� Qui-Gonowi w oczy. Odszuka� wzrok Yody.
- Niepewna twoja �cie�ka jest - odezwa� si� stary mistrz �agodniejszym tonem. - Ci�kie jest czekanie. Ale czeka� musisz, a� twoja przysz�o�� si� ods�oni.
- Mo�esz odej�� - powiedzia� Mace Windu. - Musimy porozmawia� z Qui-Gonem na osobno�ci. Id� do swojej kwatery.
�No, to ju� co�� - pomy�la� ch�opiec. Z trudem hamowa� emocje, gdy k�ania� si� Radzie. Wychodz�c z sali, czu� jednak, �e policzki mu p�on�.
Rozdzia� 2
Obi-Wan poczu� ulg�, kiedy drzwi, sycz�c, zamkn�y si� za nim. Nie wytrzyma�by ani chwili d�u�ej przed obliczem mistrz�w. Nigdy nie przypuszcza�, �e pierwsze spotkanie z Rad� wypadnie tak �le.
Na ko�cu korytarza zauwa�y� szczup�� posta� i zdenerwowanie cz�ciowo go opu�ci�o.
- Bant! - zawo�a�.
- Czeka�am na ciebie. - Dziewczyna podesz�a do niego. Jej srebrzyste oczy l�ni�y, a �ososiowa sk�ra zdawa�a si� b�yszcze� pod jasnoniebiesk� tunik�.
- Mi�o spotka� przyjazn� dusz� - przyzna� Obi-Wan.
Popatrzy�a na niego.
- Nie posz�o zbyt dobrze.
- Gorzej nie mog�o.
Obj�a go ramionami i przytuli�a. Poczu� zapach soli i morza, niepowtarzaln� wo�, kt�ra zawsze kojarzy�a mu si� z Bant. Nawet s�l pachnia�a na niej s�odko. Jak ka�da Calamarianka, by�a istot� ziemno-wodn� i do �ycia potrzebowa�a wilgoci. Jej pok�j wype�niony by� par�, kilka razy dziennie chodzi�a p�ywa�.
- Nie tra�my czasu - mrukn�a.
Zjechali wind� na poziom jeziora. To by�o ich szczeg�lne miejsce. Po d�ugich dniach nauki i �wicze� Bant uwielbia�a zanurzy� si� w wodzie i d�ugo p�ywa�. Obi-Wan cz�sto si� do niej przy��cza�, a czasami siedzia� na brzegu i obserwowa� jej zwinne ruchy pod powierzchni� zielonej wody.
Gdy wyszli z windy, wydawa�o si�, �e znale�li si� na powierzchni planety w pi�kny s�oneczny dzie�. Oboje jednak wiedzieli, �e z�ote s�o�ce na b��kitnym niebie to w rzeczywisto�ci sztuczne o�wietlenie zawieszone wysoko, pod kopulastym sklepieniem. Z ziemi, po kt�rej st�pali, wyrasta�y ukwiecone krzewy i drzewa o zielonych li�ciach. Dzi� okolice jeziora by�y puste. Ch�opiec nie zauwa�y� nikogo, kto by p�ywa� albo przechadza� si� jedn� z wielu alejek.
- Uczni�w poproszono, by w czasie wolnym od zaj�� przebywali w kwaterach, jadalniach albo komorach medytacyjnych - wyja�ni�a Bant. - To nie rozkaz, a jedynie pro�ba. Po ataku na Yod� wszyscy stali si� ostro�ni.
- Wstrz�saj�ce zdarzenie - stwierdzi�.
- Ale co z tob�? - spyta�a. - Co powiedzia�a Rada?
Wype�ni�a go gorycz.
- Nie przyjm� mnie z powrotem.
By�a zaskoczona.
- Tak powiedzieli?
Popatrzy� na jezioro. Wzrok mu p�on��.
- No, nie. Nie tymi s�owami. Ale zachowywali si� bardzo surowo. Powiedzieli, �e musz� czeka�. Bant, co mam robi�?
Spojrza�a na niego ze wsp�czuciem w du�ych srebrnych oczach.
- Czeka�.
Odwr�ci� si� z niecierpliwo�ci�.
- M�wisz jak Yoda.
Po�o�y�a mu d�o� na ramieniu.
- Przecie� pope�ni�e� powa�ne wykroczenie. Nie na tyle powa�ne, �eby ci� na zawsze wykopali - doda�a szybko, kiedy zobaczy�a jego min�. - Ale Rada chce ujrze� dow�d twojej poprawy. Mistrzowie musz� si� z tob� kilka razy spotka�. Wsp�czuj� ci, ale maj� za zadanie chroni� wszystkich Jedi. I dobrze. �cie�ka Jedi bywa bardzo trudna, wi�c chc� si� przekona� o twoim ca�kowitym zaanga�owaniu. O ca�kowitym zaanga�owaniu ka�dego z nas.
- Moje zaanga�owanie jest ca�kowite - powiedzia� z zawzi�to�ci� w g�osie.
- Sk�d Rada ma o tym wiedzie�? Albo Qui-Gon? - zapyta�a jak najdelikatniej. - M�wi�e� to ju� wcze�niej, kiedy przy��czy�e� si� do niego pierwszy raz.
Ogarn�� go gniew, maj�cy swoje �r�d�o w z�o�ci. Wiedzia�, �e Bant nie chce go zrani�. Patrzy�a na niego oczami pe�nymi troski i mi�o�ci w obawie, �e go obrazi�a.
- Rozumiem - stwierdzi� zwi�le. - Ty te� mnie obwiniasz.
- Nie - odrzek�a cicho. - T�umacz� ci tylko, �e to potrwa d�u�ej, ni� by� chcia�. Mo�e d�u�ej, ni� s�dzisz, �e jeste� w stanie wytrzyma�. Ale w ko�cu Rada ust�pi i zobaczy to, co ja widz� ju� teraz.
- A co widzisz? - zapyta� naburmuszony. - Rozz�oszczonego ch�opczyka? G�upka?
- Jedi - odpar�a mi�kko i by�o to najlepsze, co mog�a w tej chwili powiedzie�.
Nagle uderzy�a go pewna my�l. Co b�dzie, je�li Rada przyjmie go z powrotem, a Qui-Gon nie? Je�li pozwol� mu pozosta� tu w charakterze ucznia Jedi... mia� ju� trzyna�cie lat. Przekroczy� wiek, w kt�rym rycerz m�g� go wybra� na swojego Padawana. Kto go we�mie, je�li nie Jinn?
�Nie chc� innego mistrza� - my�la� w rozpaczy. Chcia� Qui-Gona.
Nawet nie zauwa�y�, kiedy przeszli na drug� stron� jeziora. By�a tu ma�a zatoczka, w kt�rej Bant lubi�a brodzi�. Wesz�a do wody, u�miechaj�c si�, gdy ch��d obmy� jej kostki.
- Opowiedz mi o Melidzie/Daan - poprosi�a. - Nikt nie wie, co tam si� wydarzy�o. Co sprawi�o, �e nas opu�ci�e� i po�wi�ci�e� si� walce w ich sprawie?
Zamar�. Mo�e to cie� u�miechu na jej twarzy, gdy zadawa�a to pytanie. Mo�e spos�b, w jaki �wiat�o odbija�o si� od powierzchni wody, a mo�e te srebrzyste oczy patrz�ce z tak� ufno�ci�. A mo�e �yciowa energia wype�ni�a t� chwil� o�lepiaj�cym pi�knem?
Nie m�g� powiedzie� jej o Cerasi. Otacza�o go �ycie, wi�c jak m�wi� o �mierci?
Brakowa�o s��w, chocia� rozmowa z Bant nigdy wcze�niej nie nastr�cza�a k�opot�w. Jak mia� o tym m�wi�?
�Na Melidzie/Daan przyjaci�ka umar�a na moich r�kach. Widzia�em, jak �ycie w jej oczach migocze i ga�nie. Trzyma�em j� w ramionach. Inny przyjaciel odwr�ci� si� do mnie plecami. Towarzysz broni mnie zdradzi�. A ja zdradzi�em swojego mistrza. �a�cuch zdrady i �mierci, kt�ry na zawsze wry� si� w moj� dusz�.
Nie m�g� jej powiedzie� o �adnej z tych rzeczy. Spoczywa�y zbyt g��boko w sercu.
�Powiem jej, kiedy to si� sko�czy. Kiedy b�dziemy mieli wi�cej czasu�.
- Ale chcia�em us�ysze�, co u ciebie - powiedzia�, zmieniaj�c temat. - Wygl�dasz jako� inaczej. Uros�a� od naszego ostatniego spotkania?
- Mo�e troch� - odpar�a z zadowoleniem. Niski wzrost zawsze j� martwi�. - Mam ju� jedena�cie lat.
- Wkr�tce zostaniesz Padawanem - dogryz� jej. Nie wyczu�a kpiny w jego g�osie. Skin�a g�ow� z powag� w oczach.
- Tak. Yoda i pozostali cz�onkowie Rady uwa�aj�, �e jestem gotowa.
By� zdumiony. Z powodu kruchej budowy i �atwowiernego charakteru zawsze wydawa�a si� m�odsza, ni� by�a w istocie. �azi�a za nim i jego najlepszymi kolegami - Reeftem i Garenem Mulnem.
- Jeste� na to za m�oda - stwierdzi�.
- Nie wiek wyznacza w�a�ciwy moment, tylko umiej�tno�ci - odpar�a.
- Zn�w m�wisz jak Yoda.
Zachichota�a.
- Cytuj� go.
- Co u Garena? - spyta�.
- Uczestniczy w dodatkowych lekcjach pilota�u - odpowiedzia�a. - Yoda uwa�a, �e ma szczeg�lnie dobry refleks. Jedi podczas misji potrzebuj� pilot�w. Teraz �wiczy w symulatorze. Inaczej przyszed�by na spotkanie z tob�.
- A gdzie Reeft? - zapyta� z u�miechem. - W jadalni?
Roze�mia�a si�. Ich dresselia�ski przyjaciel s�yn�� z �akomstwa. - Binn Ibes wybra� go na Podawana. Ruszy� ju� na pierwsz� misj�.
Poczu� uk�ucie b�lu. A zatem Reeft zosta� ju� Padawanem. To samo czeka wkr�tce Bant. Garena przeznaczono do misji specjalnych. Wszyscy przyjaciele rozwijali si�, podczas gdy on sta� w miejscu. Nawet gorzej: cofa� si�. Jako pierwszy opu�ci� �wi�tyni�. A teraz b�dzie sta� na l�dowisku, machaj�c na po�egnanie odlatuj�cym kolegom. Odwr�ci� si�, �eby dziewczyna nie widzia�a wyrazu t�sknoty na jego twarzy.
- Co z Qui-Gonem? - spyta�a. - My�lisz, �e przyjmie ci� z powrotem, je�li uczyni to Rada?
Na Bant mo�na by�o polega�. Zawsze trafia�a w sedno sprawy. M�wi�a, co le�y jej na sercu, wi�c po innych oczekiwa�a tego samego.
- Nie wiem - powiedzia�. Schyli� si�, �eby zamoczy� d�o� w wodzie, staraj�c si� nie pokazywa� swojej miny.
- Wiesz, na pocz�tku wydawa� mi si� bardzo surowy - stwierdzi�a. - Troch� si� go ba�am. Ale p�niej przekona�am si�, jaki jest �agodny. My�l�, �e mi�dzy wami te� wszystko si� u�o�y.
- Nie mia�em poj�cia, �e w og�le go znasz - powiedzia� ze zdziwieniem.
- Owszem - odpar�a. - Pomaga�am jemu i Tahl podczas dochodzenia w sprawie kradzie�y, kiedy by�e� na Melidzie/Daan.
Zaciekawiony, odwr�ci� si�, by spyta�, co takiego robi�a, ale przeszkodzi� mu dziwny ha�as. Oboje spojrzeli w g�r�. Powietrze wype�nia� jaki� chrz�st.
Z podniesionymi g�owami wyt�ali wzrok. Na pocz�tku widzieli tylko to, czego si� spodziewali: jasne s�o�ce na b��kitnym niebie. A p�niej chyba wszystko zacz�o dzia� si� jednocze�nie. �wiat�o przygas�o i nagle co� run�o w d� z nieba, kt�re, jak zobaczyli, by�o tylko p��tnem. Ujrzeli szkieletowe kszta�ty pomost�w i bry�y reflektor�w. W powietrzu wisia� fragment poziomego tunelu.
- To pozioma turbowinda - krzykn�a Bant z przera�eniem w g�osie. - Zaraz si� rozbije!
Rozdzia� 3
Obi-Wan zobaczy� to wszystko w mgnieniu oka, ale tak wyra�nie jak na zwolnionym filmie. Turbowinda kursowa�a wysoko ponad jeziorem i okalaj�cymi je alejkami. Blask olbrzymich reflektor�w ukrywa� j� przed wzrokiem. Teraz fragment windy wypad� z szybu, rozbijaj�c rz�d �wiate�.
- Musia�y wybuchn�� silniki repulsorowe - domy�li� si� Obi-Wan. - W ka�dej chwili mo�e spa��.
- Ta turbowinda ��czy centra opieku�cze dla najm�odszych dzieci z jadalniami - powiedzia�a Bant, wpatruj�c si� w urz�dzenie. - Mo�e by� w niej pe�no dzieci. - Odwr�ci�a wzrok.
- Nie mam komunikatora - powiedzia� szybko. Zosta� zniszczony na Melidzie/Daan.
- Ja p�jd� - postanowi�a. - Ty zosta� na wypadek... na wypadek, gdyby spad�a.
Ruszy�a biegiem. Ch�opiec wiedzia�, �e zmierza do automatu komunikacyjnego przy wej�ciu na poziom jeziora. Nie m�g� oderwa� oczu od turbowindy. Szyb lekko si� ko�ysa�. W ka�dej chwili m�g� run�� do jeziora.
Jednak wci�� si� trzyma�.
Nie m�g� tak sta� z za�o�onymi r�kami. Zacz�� przygl�da� si� urz�dzeniom powy�ej szybu. Nie mia� poj�cia, �e istnieje tam taki labirynt pomost�w. Je�li dzieci zdo�aj� si� wydosta�, b�d� mog�y uciec po nich na poziom naprawczy...
Ledwo ta my�l przemkn�a mu przez g�ow�, pogna� ju� do drzwi serwisowych ukrytych w zaro�lach. Przedar� si� przez krzaki i nacisn�� guzik przywo�uj�cy wind� pionow�. Nic si� jednak nie sta�o. Odwr�ciwszy si�, ujrza� w�skie schodki prowadz�ce do g�ry.
Przeskakiwa� po dwa stopnie jednocze�nie. Czu� pulsowanie w nogach, jego mi�nie s�ab�y z ka�d� chwil� wspinaczki. Ale nie poddawa� si�.
Wreszcie wypad� na najwy�szy poziom. W korytarzu ujrza� rz�d drzwi oznaczonych numerami: B27, B28, B29 i tak dalej. Kt�re z nich prowadzi�y na pomost znajduj�cy si� najbli�ej uszkodzonej kabiny?
Zawaha� si�. Serce wali�o jak w�ciek�e. Chcia� i�� naprz�d, ale wiedzia�, �e straci cenny czas, je�li tego nie przemy�li. Spr�bowa� okre�li� swoje po�o�enie wzgl�dem ni�szej kondygnacji, wyobra�aj�c sobie, gdzie wisi winda. Nast�pnie zacz�� i�� korytarzem, mijaj�c kolejne drzwi, a� pomy�la�, �e znajduje si� blisko w�a�ciwego miejsca. Nacisn�� guzik z napisem WEJ�CIE na drzwiach numer B37. Znalaz� si� na niewielkim pode�cie.
Turbowinda wisia�a niepewnie po�rodku ogromnej przestrzeni. Pomost styka� si� z nietkni�t� cz�ci� tunelu. M�g�by przechyli� si� przez barierk� i wyci�� w nim otw�r mieczem �wietlnym. P�niej musia�by zeskoczy� do �rodka i dobiec do windy. O ile szyb nie za�amie si� pod jego ci�arem...
Rozumia�, �e trzeba podj�� ryzyko. Wyjrzawszy na d�, stwierdzi�, �e Bant jeszcze nie wr�ci�a z pomoc�. Mo�e automat komunikacyjny nie dzia�a�, podobnie jak winda serwisowa?
Szybko ruszy� pomostem wzd�u� rz�d�w pot�nych reflektor�w. Daleko, w dole widzia� przeb�yski jeziora. Nawet najwy�sze drzewa wydawa�y si� niezwykle ma�e.
Kiedy doszed� do tej cz�ci szybu, kt�ra zakr�ca�a tu� obok pomostu, uruchomi� miecz. Powoli i ostro�nie wyci�� otw�r. Nie chcia�, �eby wykrojony kawa� metalu wpad� z powrotem do tunelu. Powiesi� bro� na pasku.
Przeszed� przez barierk�. Nic go ju� nie dzieli�o od wody kilkaset metr�w ni�ej. Z turbowindy nie dochodzi�y �adne d�wi�ki, czu� jednak fale cierpienia i strachu. Wyczuwa� te� obecno�� dzieci uwi�zionych w �rodku.
Ostro�nie w�lizgiwa� si� do szybu. Trzymaj�c si� barierki, sprawdza� jego wytrzyma�o�� na w�asny ci�ar. Szyb nie zachwia� si�, nie rozleg� si� te� �aden alarmuj�cy ha�as. Pu�ci� por�cz got�w skoczy� z powrotem, gdyby tunel zacz�� si� ko�ysa�. Nie poruszy� si� jednak.
Musia� i�� powoli. Biegiem m�g�by wprawi� szyb w wibracj� i spowodowa� jego runi�cie. Nie chcia� wyobra�a� sobie dzieci spadaj�cych do ciemnego jeziora w dole. W tunelu panowa� mrok, wi�c o�wietla� sobie drog� mieczem �wietlnym. Widzia� ju� masywny kszta�t turbowindy. Kiedy podszed� bli�ej, dobieg� go g��boki g�os Jedi, kt�ry odgrywa� rol� opiekuna, oraz rozlegaj�ce si� co jaki� czas szepty dzieci.
Porusza� si� bardzo wolno, ale w ko�cu dotar� do �ciany kabiny. Zapuka� w ni�.
- To ja, Obi-Wan Kenobi! - zawo�a�. - Jestem w szybie turbowindy.
- Nazywam si� Ali-Alann - odezwa� si� g��boki g�os. - Jestem opiekunem dzieci.
- Ile os�b jest w �rodku?
- Dziesi�cioro dzieci i ja.
- Pomoc nadchodzi.
W g�osie Ali-Alanna nie by�o �ladu nerwowo�ci.
- Silniki repulsorowe wysiad�y jeden po drugim. Tylko jeden utrzymuje nas w powietrzu. Komunikator nie dzia�a. W�az bezpiecze�stwa nie chce si� otworzy�. Nie mam miecza �wietlnego.
Obi-Wan wiedzia�, co to oznacza. Silnik w ka�dej chwili m�g� przesta� dzia�a�. Byli w pu�apce.
- Zabierz dzieci od �ciany, za kt�r� stoj� - poleci�.
Poruszaj�c si� wci�� wolniej, ni�by chcia�, wyci�� dziur� w kabinie. Metal odgi�� si�, ale nie odpad� od �ciany. To dobrze. Obi-Wan trzyma� miecz niczym pochodni�. W jego blasku ukaza�y si� przej�te miny dzieci i wyra�na ulga na twarzy Ali-Alanna.
- Musimy porusza� si� bardzo powoli - powiedzia� ch�opak, po czym �ciszy� g�os, �eby maluchy go nie s�ysza�y. - Szyb ledwo si� trzyma. Nie wiem, na ile mo�na go obci��y�.
Ali-Alann skin�� g�ow�.
- W takim razie b�dziemy wyprowadzali je pojedynczo.
Ewakuacja przeci�ga�a si� w niesko�czono��.
Wszystkie dzieci mia�y mniej ni� cztery lata. Oczywi�cie, potrafi�y chodzi�, ale Obi-Wan uzna�, �e lepiej b�dzie je nie��. Opiekun poda� pierwsze z nich, ma�� dziewczynk� ludzkiej rasy, kt�ra z ufno�ci� obj�a go za szyj�.
- Jak si� nazywasz? - spyta�.
Jej rude warkocze by�y spiralnie zwini�te, a br�zowe oczy patrzy�y uwa�nie.
- Honi. Mam ju� prawie trzy lata.
- Trzymaj si� mocno, Honi-mam-ju�-prawie-trzy-lata.
Przycisn�a g�ow� do jego piersi. Kenobi ruszy� z powrotem przez tunel. Kiedy dotar� do otworu, przytrzyma� dziewczynk� jedn� r�k�, a drug� si�gn�� do por�czy. Musia� zachowa� doskona�� r�wnowag�, �eby dosta� si� na pomost.
Us�ysza� kroki. Chwil� p�niej stan�� nad nim Qui-Gon. Wyci�gn�� ramiona.
- Wezm� ma��.
Obi-Wan wychyli� si� i poda� Honi rycerzowi.
- Zosta�o jeszcze dziewi�cioro dzieci i Ali-Alann - powiedzia�.
- Na dole s� Mistrzowie Jedi - poinformowa� Qui-Gon. - Dzi�ki Mocy utrzymuj� turbowind� w powietrzu.
Teraz to poczu�: ogromna fala Mocy, pot�na i g��boka. Rzuci� okiem na d�. Cz�onkowie Rady stali w kr�gu, patrz�c na turbowind�.
- Mimo to nie oci�ga�bym si� - powiedzia� sucho rycerz, odwracaj�c si�, by przenie�� dziewczynk� w bezpieczne miejsce.
Wr�ci� do kabiny. Wynosi� dzieci i podawa� je Jinnowi. Maluchy by�y ju� wy�wiczone, umia�y zachowa� spok�j, zna�y pot�g� Mocy. �adne dziecko nie za�ka�o ani nie krzykn�o ze strachu, chocia� niekt�re powstrzymywa�y si� z du�ym trudem. Ich oczy by�y pe�ne ufno�ci. Ma�e cia�a rozlu�nia�y si� z ulg�, kiedy przekazywano je z r�k do r�k ponad przepa�ci� na w�ski pomost zawieszony setki metr�w powy�ej powierzchni wody.
W ko�cu zosta�o ju� tylko dwoje dzieci. Ali-Alann przeni�s� jedno z nich, a Obi-Wan wzi�� na r�ce ostatnie - ma�ego, zaledwie dwuletniego ch�opca. Poczeka�, a� opiekun przejdzie przez szyb. Us�ysza� skrzypienie i zobaczy�, jak tunel si� ko�ysze, gdy Ali-Alann szed� wolno w stron� pomostu. Jedi by� wysoki i silny, mia� podobn� budow� jak Qui-Gon. Ch�opak czu�, �e jego ruchy os�abiaj� konstrukcj� tunelu.
Wreszcie poda� dziecko i sam podci�gn�� si� na pomost. Obi-Wan po raz ostatni pokona� niebezpieczny odcinek. Z ka�dym jego krokiem szyb si� chwia�. Kenobi wiedzia� jednak, �e je�li zacznie biec, konstrukcja mo�e run��. Przekaza� ch�opczyka Jinnowi, po czym sam wszed� na pomost. Szyb drga�, ale si� nie zawali�. Spojrza� w d� i zobaczy� kr�g Mistrz�w Jedi skoncentrowanych na tunelu wisz�cym wysoko ponad ich g�owami.
Rycerze znie�li ju� dzieci na d�. Obi-Wan ruszy� za Ali-Alannem i swoim by�ym mistrzem d�ugimi, kr�tymi schodkami, prowadz�cymi nad jezioro. Poczu� s�odk� ulg�. Dzieci by�y bezpieczne.
Podszed� z Qui-Gonem do brzegu, gdzie czekali cz�onkowie Rady. Bant trzyma�a w ramionach, dziecko, przemawiaj�c do niego cicho, a Yoda po�o�y� d�o� na g�owie innego malucha. Wszyscy starali si� utrzyma� spokojn� atmosfer�, �eby ca�e wydarzenie nie przerazi�o dzieciak�w.
- Dobrze si� spisa�y�cie - powiedzia� Mace Windu, posy�aj�c im rzadko u niego widziany u�miech. - Moc by�a z wami.
- By� te� Ali-Alann - odezwa�a si� Honi z przej�ciem.
- Opowiada� nam r�ne historyjki.
Mace Windu z u�miechem pog�aska� j� po w�osach.
- Ali-Alann zabierze was teraz do jadalni. Ale nie turbowind�.
Dzieci roze�mia�y si�. Zacz�y si� t�oczy� wok� swojego pot�nego opiekuna. Najwyra�niej uwielbia�y go.
- Poradzi�e� sobie dobrze - pochwali� go Yoda.
Cz�onkowie Rady skin�li g�owami.
- Moc by�a z nami - odpar� Ali-Alann, po czym poprowadzi� dzieci do jadalni.
- A ty, Bant - ci�gn�� Mace Windu, zwracaj�c si� tym razem do dziewczynki - te� zas�ugujesz na uznanie. Zachowa�a� spok�j, kiedy okaza�o si�, �e automat komunikacyjny na poziomie jeziora nie dzia�a. Pr�dko��, z jak� sprowadzi�a� pomoc, budzi podziw.
-Ka�dy z nas zrobi�by to samo - odpowiedzia�a.
- Nie, Bant - rzek� ciep�o Qui-Gon. - Post�pi�a� bardzo m�drze, przychodz�c prosto do sali posiedze� Rady. A twoje opanowanie w obliczu niebezpiecze�stwa by�o godne Jedi.
Zaczerwieni�a si�.
- Dzi�kuj�. Chcia�am pom�c dzieciom.
- Tak te� uczyni�a� - stwierdzi� rycerz.
Obi-Wan poczu� uk�ucie zazdro�ci i t�sknoty. Dobrze zna� to ciep�o we wzroku i g�osie Qui-Gona.
Czeka�, a� Rada zauwa�y i jego. Nie chodzi�o o to, �e uratowa� dzieci, by zdoby� uznanie. Mimo to odczuwa� satysfakcj�, �e mia� okazj� si� wykaza�. Przynajmniej mistrzowie ujrzeli jego dobre cechy.
- Co do ciebie, Obi-Wanie - zwr�ci� si� do niego Mace Windu - musimy ci podzi�kowa� za ocalenie dzieci. Udowodni�e�, �e potrafisz szybko my�le�.
Ch�opak ju� otwiera� usta, �eby udzieli� skromnej odpowiedzi, jak powinien uczyni� Jedi. Ale Mace Windu nie przerywa�.
- Jednak�e - ci�gn�� - pokaza�e� tak�e, �e twoj� s�abo�ci� jest porywczo��. To w�a�nie ona wzbudzi�a nasze w�tpliwo�ci, czy nadajesz si� na Jedi. Dzia�a�e� sam. Nie poczeka�e� na pomoc i wskaz�wki. Mog�e� niepotrzebnie narazi� dzieci na niebezpiecze�stwo, gdyby szyb si� zawali�.
- Ale przecie� sprawdzi�em jego wytrzyma�o�� na m�j ci�ar, a w �rodku porusza�em si� bardzo ostro�nie. A... a pomoc nie nadchodzi�a... - powiedzia� Obi-Wan, j�kaj�c si�. By� zdumiony, �e Rada obarcza go jak�� win�.
Mace Windu odwr�ci� wzrok. Ch�opak s�ysza� echo w�asnego g�osu i zrozumia�, �e jego s�owa brzmia�y tak, jakby szuka� wym�wki. Bant patrzy�a na niego ze wsp�czuciem.
- Prosz�, �eby� w nic si� ju� nie wtr�ca� - odezwa� si� znowu mistrz. - Rada zastanowi si� teraz, co zrobi� z tunelem. Musimy zamkn�� to skrzyd�o. Qui-Gon po�o�y� r�k� na ramieniu Bant. Oboje ruszyli za mistrzami.
Obi-Wan nie rusza� si� z miejsca, patrz�c, jak odchodz�. Wcze�niej my�la�, �e tego dnia nic gorszego go ju� nie spotka. A jednak si� myli�. Wed�ug Rady niczego nie robi� dobrze.
A w oczach Qui-Gona nie by� nic wart.
Rozdzia� 4
Gdy Qui-Gon od��czy� si� od Bant i pod��y� na spotkanie z Yoda, pomy�la�, �e potraktowali Obi-Wana zbyt ostro. To prawda, �e post�pi� pochopnie. Ale Jinn na jego miejscu zachowa�by si� tak samo.
Nie m�g� jednak przeciwstawi� si� naganie udzielonej przez Rad�. Nauczy� si� zreszt� ufa� m�dro�ci mistrz�w. Ch�opak bez w�tpienia powinien opanowa� swoj� porywczo��. Ona przecie� sprawi�a, �e porzuci� �cie�k� Jedi. Mace Windu, Yoda i pozostali Jedi nigdy nie okazywali surowo�ci bez powodu. Chocia� wi�c chcia� zosta� z Obi-Wanem, zostawi� go. Niech by�y ucze� przemy�li s�owa Mace Windu.
Ch�opak podj�� ryzyko. Nie by�o co do tego w�tpliwo�ci. Rycerz zwolni� na moment kroku, bo przypomnia� sobie, co czu�, gdy przyszed� nad jezioro i zorientowa� si�, �e Obi-Wan wszed� do szybu turbowindy. Ogarn�� go dojmuj�cy l�k. Co by si� sta�o, gdyby tunel run�� przed nadej�ciem mistrz�w? Gdyby Kenobi zgin��? Na sam� my�l jego serce zamiera�o.
Zn�w zacz�� i�� �wawiej. W ci�gu kilku minionych tygodni dowiedzia� si� wiele o tym, jak zaskakuj�ce bywaj� �cie�ki serca. Zaczyna� zdawa� sobie spraw� ze skomplikowania i g��bi wi�zi ��cz�cej go z dawnym Padawanem.
Ale teraz musia� skupi� si� na bie��cym problemie. Inne kwestie mog� poczeka� na rozwi�zanie.
Yoda sta� po�r�d pustej, bia�ej przestrzeni pokoju w wie�y �rodkowej, gdzie niemo�liwe by�o zainstalowanie urz�dze� inwigilacyjnych.
- Potwierdzi� to Miro Daroon - oznajmi� rycerzowi. - Sabota� to by�. �adunek z zapalnikiem czasowym w silnikach repulsorowych i pluskwa w rdzeniu centralnym, kt�ra windy i komunikatory wy��czy�a. Winnego znale�� musimy. Dzieci teraz atakuje. Dziwne wydaje mi si�, by Buck w czym� takim udzia� bra� - powiedzia� w zamy�leniu.
- Ostatni silnik dzia�a� dalej - zauwa�y� Qui-Gon. - S�dz�, �e turbowinda wcale nie mia�a spa��.
Yoda odwr�ci� ku niemu twarz.
- Intruz zadrwi� z nas chce? Dla �artu �ycie dzieci nara�a?
- Mo�e istnie� jaki� inny pow�d - odpar� Jinn. - Jeszcze go nie rozumiem. Na pocz�tku my�la�em, �e drobne kradzie�e to �art, kt�ry ma wywo�a� nasz� irytacj�. Teraz mam inne zdanie. Skradzione przedmioty s�u�y�y zapewne r�nym celom. Skrzynka z narz�dziami z jednostki serwisowej przyda�a si� prawdopodobnie do rozmontowania silnik�w repulsorowych. W nauczycielskiej todze medytacyjnej intruz m�g� swobodnie porusza� si� po terenie �wi�tyni, szczeg�lnie wczesnym rankiem, gdy wi�kszo�� rycerzy po�wi�ca si� medytacji.
- A komplet sportowy ucznia czwartego roku?
- Na razie nie rozumiem jego znaczenia - przyzna� Qui-Gon. - Ale skradzione zapisy dotyczy�y tylko uczni�w o nazwiskach rozpoczynaj�cych si� na litery od A do H. Bruck ma na nazwisko Chun. Jestem przekonany, �e kradzie� mia�a na celu ukrycie jakich� wiadomo�ci na jego temat.
Yoda skin�� g�ow�.
- Zbieranie informacji czasu troch� zajmie. Jednej rzeczy nie wiesz. To bardzo niebezpieczny czas dla Jedi. Tajnej misji dla Senatu si� podj�li�my. W naszym skarbcu Jedi du�y �adunek verteksu przechowujemy.
Qui-Gon nie umia� ukry� zaskoczenia. Vertex to bardzo cenny minera�. Po wydobyciu ci�to go na kawa�ki kryszta�u o rozmaitych kszta�tach, kt�rych u�ywano w charakterze waluty. Na wielu planetach krystaliczny vertex zast�powa� kredyty.
- Rzecz to bez precedensu taki depozyt przyjmowa� - zgodzi� si� Yoda, widz�c zdziwienie rycerza. - Ale Rada przemy�la�a to dobrze. Dwa systemy gwiezdne sp�r o ten �adunek tocz�. Na rozmowy pokojowe zgodzi� si� nie chcia�y, je�li vertex w neutralnych r�kach si� nie znajdzie. Porozumienie ju� prawie osi�gni�to. Je�li plotka si� rozniesie, �e �wi�tynia bezpiecznym miejscem nie jest, wojna wybuchnie. - W g�osie mistrza pobrzmiewa�a troska. - Wielka wojna to b�dzie, Qui-Gonie. Wielu sojusznik�w te systemy maj�.
Rycerz stara� si� przetrawi� t� wiadomo��. Cz�sto zdumiewa�a go my�l, �e �wi�tynia, cho� stanowi azyl, jest powi�zana niewidzialnymi ni�mi z galaktyk�.
- Nie ma czasu do stracenia - powiedzia�. - Zaczn� od Miro Daroona. Musz� si� dowiedzie�, w jaki spos�b Bruck i ten intruz poruszaj� si� po �wi�tyni niezauwa�eni. Przyda mi si� pomoc Tahl.
Yoda mrugn�� do niego.
- A Obi-Wana?
- Rada kaza�a mu trzyma� si� od tego z daleka - odpar� zdziwiony.
- Przewiduj�, �e spos�b ch�opak znajdzie, by zn�w sw� pomoc ofiarowa� - powiedzia� mistrz.
- Mam odm�wi�?
- Bezpo�rednio zaanga�owany ch�opak by� nie powinien. Ale odcina� go od sprawy nie nale�y.
Qui-Gon u�miechn�� si� ponuro. By�a to typowa dla Yody wewn�trznie sprzeczna porada. A jednak zawsze okazywa�o si�, �e s�owa mistrza maj� sens.
Postanowi� i�� na skr�ty przez Komnat� Tysi�ca Fontann, �eby dotrze� do windy, kt�ra zawiezie go wprost do centrum technicznego. Maszerowa� kr�tymi alejkami, ledwie zauwa�aj�c otoczenie, skupiony na zagadce, kt�r� nale�a�o rozwi�za�.
W pewnej chwili zobaczy� zniszczon� w wyniku zamachu na Yod� k�adk�.
Przystan��, przygl�daj�c si� potrzaskanej konstrukcji, i nagle wr�ci� my�lami do przesz�o�ci. Wiele lat temu podj�� si� misji powstrzymania tyrana chc�cego przej�� planet� na Zewn�trznych Rubie�ach. Strategia despoty opiera�a si� na prostym r�wnaniu: Dezorganizacja + Demoralizacja + Dywersja = Dewastacja.
Qui-Gon zrozumia�, �e dzia�a tu taki sam mechanizm. Kradzie�e pasowa�y do r�wnania. Dezorganizacja: drobne kradzie�e zak��ci�y plan zaj��. Demoralizacja: zagini�cie leczniczych kryszta��w ognia i atak na Yod� sprawi�y, �e wielu uczni�w ogarn�� strach. Dywersja: awaria klimatyzacji, �amanie zasad bezpiecze�stwa i zniszczenie jednej z najwa�niejszych turbowind spowodowa�y, �e Jedi musieli si� skupi� na tych problemach. Czy t� w�a�nie nikczemn� formu�� zastosowano, �eby spowodowa� rozpad �wi�tyni? Tamten tyran od lat ju� nie �y�, ale m�g� przekaza� swoje r�wnanie z�a innym.
Nagle Qui-Gon poczu� powa�ne zaburzenie Mocy. Powietrze przed nim zafalowa�o. Ska�y zdawa�y si� migota�.
Wyczuwa� obecno�� ciemnej strony.
Wra�enie utrzymywa�o si�. Woda w fontannach wci�� p�yn�a, a bryza ch�odzi�a mu policzki. Uwa�nie rozejrza� si� wok�, dostrzegaj�c ka�dy li��, ka�dy cie�. Nie zauwa�y� jednak niczego niezwyk�ego.
Pomimo to wiedzia�, �e co� si� tu czai.
Rozdzia� 5
Obi-Wan doszed� do wniosku, �e potrzebuje nowego komunikatora. Co si� stanie, je�li zn�w na jego oczach wydarzy si� co� wa�nego i b�dzie musia� wezwa� pomoc? Albo gdy Qui-Gon i mistrzowie zmieni� zdanie i stwierdz�, �e ch�opak im si� przyda?
�Mo�e to pobo�ne �yczenia, ale ma�o mnie to obchodzi - pomy�la�. - Musz� my�le� jak Jedi, nawet je�li Rada sobie tego nie �yczy�.
Zamiast i�� do kwatery, ruszy� do centrum technicznego. By� pewien, �e Miro Daroon da mu nowy komunikator.
Przed sob� ujrza� znajom� posta� maszeruj�c� korytarzem i �uj�c� kawa�ek owocu mui. By�a to jego kole�anka Siri. Nie zna� jej zbyt dobrze, ale wiedzia�, �e przyja�ni�a si� z Bruckiem. Mo�e rozmowa z ni� naprowadzi go na jaki� �lad. P�niej m�g�by przekaza� informacje Radzie.
Zawo�a� j� po imieniu. Zatrzyma�a si� i odwr�ci�a. W jej b��kitnych oczach kry�a si� si�a morskiej fali. Zawsze by�a uderzaj�co pi�kna, ale nie lubi�a, gdy kto� wypowiada� si� na ten temat. Kr�tko przycina�a jasne w�osy i zaczesywa�a grzywk�. Ch�opi�cy styl mia� zapewne przy�mi� jej urod�, ale tylko podkre�la� b�ysk inteligencji w oczach i �wie�o�� sk�ry.
Kiedy zorientowa�a si�, kto j� wo�a, z jej twarzy znikn�� przyjazny u�miech. Obi-Wan zastanawia� si� dlaczego. Nigdy nie byli par� przyjaci�, ale panowa�y mi�dzy nimi uk�ady kole�e�skie. Siri by�a od niego o dwa lata m�odsza, jednak dzi�ki ponadprzeci�tnym umiej�tno�ciom ucz�szcza�a na lekcje walki mieczem �wietlnym w grupie Kenobiego i Brucka. Okaza�a si� warto�ciowym przeciwnikiem. Zdaniem Obi-Wana preferowa�a atletyczny styl walki i �wietnie si� koncentrowa�a. W przeciwie�stwie do innych uczni�w podczas pojedynku nie rozprasza�y jej z�o�� ani strach. Nigdy te� nie anga�owa�a si� w prywatne wsp�zawodnictwo. W g��bi duszy uwa�a� j� nawet za nazbyt skupion�. Przeczuwa�, �e nie potrafi si� odpr�y�. Nie obchodzi�y jej �arty i zabawy, kt�rymi w wolnym czasie zajmowali si� koledzy.
- Obi-Wan Kenobi - powiedzia�a beznami�tnym tonem. - S�ysza�am, �e wr�ci�e�. - Ugryz�a k�s owocu. By�a� przyjaci�k� Brucka - zacz�� nieco natarczywie. - Czy w ci�gu ostatnich miesi�cy zauwa�y�a� u niego jakie� objawy z�o�ci lub buntu? Albo cokolwiek nie zwyk�ego?
Siri �u�a muj�, przypatruj�c mu si�. Nie odpowiedzia�a.
Obi-Wan poczu� si� niezr�cznie. Poniewczasie zrozumia�, �e przyja�� z Bruckiem nie by�a ostatnio w �wi�tyni mile widziana. Bez namys�u wyrzuci� z siebie pytanie, ciekaw odpowiedzi pod presj� czasu. Teraz zrozumia�, �e powinien by� bardziej dyplomatyczny.
Siri prze�kn�a i obr�ci�a owoc w d�oni, szukaj�c nast�pnego k�sa.
- A co ci� to obchodzi? - spyta�a.
Zaskoczy� go ten brak grzeczno�ci. Zdusi� w sobie ochot�, by si� odgry��.
- Chc� pom�c Qui-Gonowi znale�� Brucka i tego intruza...
- Chwileczk� - przerwa�a. - My�la�am, �e Qui-Gon Jinn postawi� na tobie krzy�yk. Tak jak ty na Jedi.
Zaw�adn�a nim irytacja.
- Nie postawi�em krzy�yka na Jedi - powiedzia� ze z�o�ci�. - A je�li chodzi o Qui-Gona, to my... - Zawaha� si�. Nie nale�a�o jej niczego wyja�nia�!
Sta�a sobie, jedz�c owoc i gapi�c si� na niego, jakby by� zwierz�tkiem do�wiadczalnym.
- Nie powinna� s�ucha� plotek - powiedzia�.
- Dlaczego wi�c chcesz, �ebym plotkowa�a o Brucku? - odpali�a beznami�tnie. Odgryz�a nast�pny kawa�ek mui.
Pe�en w�ciek�o�ci ch�opak wzi�� g��boki wdech. Rozmowa si� nie klei�a.
- �wi�tynia jest zagro�ona - odpar�, z trudem panuj�c nad w�asnym g�osem. - My�la�em, �e zechcesz pom�c.
Policzki jej poczerwienia�y.
- Nie musz� ci pomaga�. Nawet nie jeste� Jedi. Ale dla twojej wiadomo�ci nie by�am przyjaci�k� Brucka. Kr�ci� si� tylko przy mnie i pr�bowa� na�ladowa� moje ciosy mieczem. Wiedzia�, �e walcz� lepiej od niego. Wie o tym ca�a grupa. Uwa�a�am go za nudziarza. Zawsze stara� si� zrobi� na mnie wra�enie. Tyle w kwestii naszej rzekomej �przyja�ni�, dobra?
- Dobra - odpowiedzia�. - Ale je�li co� ci si� przypomni...
- I jeszcze jedno... - przerwa�a mu, ciskaj�c z oczu iskry. - Losy �wi�tyni maj� dla mnie du�e znaczenie. To ty opu�ci�e� Jedi. Tym samym rzuci�e� podejrzenie na lojalno�� wszystkich Padawan�w, obecnych i przysz�ych. Rycerze zacz�li si� zastanawia�, czy jeste�my tak oddani, jak powinni�my. Jeste� niewiele lepszy od Brucka!
To by�y tylko s�owa, ale poczu� si� tak, jakby go spoliczkowa�a. Twarz obla� mu rumieniec. Czy tak samo my�leli pozostali uczniowie? Czy ich zdradzi�?
Obi-Wanowi nie przysz�o do g�owy, �e jego czyn mo�e poda� w w�tpliwo�� wierno�� innych Padawan�w. Czy w podobnej sytuacji pom�g�by komu�, kto post�pi� tak jak on?
Ka�da spotkana w �wi�tyni osoba u�wiadamia�a mu konsekwencje jego decyzji o pozostaniu na Melidzie /Daan. Zdawa� sobie teraz spraw�, �e mia�a ona znacznie powa�niejsze skutki, ni� przypuszcza�.
�Decyzj� sam podejmujesz. Ale pami�ta� musisz, �e dotyczy ona tak�e tych, kt�rzy za twymi plecami stoj��.
Ile razy s�ysza�, jak Yoda wypowiada te s�owa? Teraz ich znaczenie sta�o si� tak jasne, �e zakrawa�o to na szyderstwo. Wiedzia� ju� dok�adnie, co Yoda mia� na my�li. Szkoda, �e nie zrozumia� tego wcze�niej.
Siri najwyra�niej �a�owa�a swoich s��w. Policzki mia�a niemal tak samo zaczerwienione jak ch�opak.
- Je�li co� ci si� przypomni, porozmawiaj z Qui-Gonem - powiedzia� sucho.
- Dobrze - mrukn�a. - Obi-Wanie...
Nie zni�s�by przeprosin ani t�umacze�. Wiedzia�, �e wyrzuci�a z siebie to, co jej le�a�o na sercu.
- Musz� ju� i�� - przerwa� i pospiesznie si� oddali�.
Rozdzia� 6
Oui-Gon sta� w centrum technicznym obok Miro Daroona. Otacza� ich niebieski ekran umieszczony wzd�u� �ciany okr�g�ego pomieszczenia. Wy�wietla�y si� na nim schematy wszystkich tuneli, korytarzy serwisowych, pomost�w i rur w �wi�tyni. Na pocz�tku wygl�da�y one w oczach Jinna jak labirynt. Ale dzi�ki wyja�nieniom Miro szybko poj�� ich logik�.
Sama logika nie pomog�a znale�� intruza. By�y dziesi�tki tuneli na tyle wysokich, by kto� o wzro�cie Brucka m�g� i�� nimi wyprostowany. Dla wygody rury bieg�y na wszystkich pi�trach, a ich wyloty znajdowa�y si� w ka�dym zak�tku budynku z wyj�tkiem miejsc naj�ci�lej strze�onych, takich jak skarbiec.
K�opot nie polega� na odkryciu sposobu, w jaki porusza� si� podejrzany, lecz na zaw�eniu obszaru poszukiwa�. Oui-Gon poprosi� ju� Tahl, Rycerza Jedi, swoj� partnerk� w �ledztwie, �eby wys�a�a grupy poszukiwawcze z zadaniem przeczesania tuneli. Ale to zajmie sporo czasu, kt�rego im brakowa�o. Wci�� liczy� na odkrycie jakiej� wskaz�wki.
Za nimi rozleg� si� syk otwieranych drzwi. Na ekranie rycerz zobaczy� odbicie Obi-Wana. Ch�opiec zauwa�y� go i zawaha� si�.
- Czy wyst�pi�y jeszcze jakie� problemy? - Qui-Gon szybko zada� Miro pytanie.
Chcia�, �eby ch�opak zosta�, ale nie m�g� go o to poprosi�. Post�pi�by wbrew �yczeniu Rady. Mia� jednak przeczucie, �e je�li zaczn� z Daroonem dyskutowa� o problemach �wi�tyni i nikt nie ka�e Obi-Wanowi wyj��, ten zostanie.
�To w�a�nie mia� na my�li Yoda� - przemkn�o mu przez g�ow�.
Miro westchn��. By� wysokim, chudym jak szczapa stworzeniem z planety Piton. Mia� wysokie czo�o i jasne, niemal bia�e oczy. Na w�asnej planecie jego pobratymcy mieszkali pod ziemi�. Ich sk�ra by�a niemal przezroczysta, bo zawiera�a niewiele pigmentu. Nie mieli w�os�w. Miro nosi� czapk� oraz barwione os�onki, kt�re chroni�y jego oczy przed ostrym �wiat�em.
- Kiedy pr�bowa�em przywr�ci� zasilanie wind serwisowych w okolicy jeziora, wysiad�a wentylacja w p�nocnym skrzydle. Musimy przenie�� stamt�d wszystkich uczni�w do tymczasowych kwater w budynku g��wnym.
W lustrzanym odbiciu na ekranie Qui-Gon zobaczy�, �e Obi-Wan przygl�da si� schematom.
- A zatem ju� dwa skrzyd�a �wi�tyni zosta�y odci�te - mrukn�� z namys�em. - Na pewno jest to dla ciebie bardzo przykre.
Smutna twarz Miro przybra�a wyraz jeszcze bardziej ponury ni� zazwyczaj.
- Przykre to ma�o powiedziane. Znam ten system na wylot. Ale kiedy naprawi� jedn� usterk�, pojawiaj� si� trzy kolejne. Trudno nad��y�. W �yciu nie widzia�em tak wyrafinowanego sabota�u, nawet w modelowych, hipotetycznych sytuacjach. W ostateczno�ci wy��cz� ca�y system i uruchomi� w�asny program. Ale nie chcia�bym tego robi�.
Informacje te bardzo zaniepokoi�y Qui-Gona. Miro by� b�yskotliwym specjalist� o niezwyk�ej intuicji. Ten, kto potrafi� sprawi� mu takie k�opoty, musia� by� technicznym geniuszem. Bruck z pewno�ci� nie mia� takich zdolno�ci. Wygl�da�o na to, �e podejrzany by� nie tylko przebieg�y i utalentowany w obmy�laniu forteli. Mia� tak�e szczeg�lne uzdolnienia techniczne.
Rycerz westchn�� ze zdziwieniem. Podejrzenie czai�o si� w zakamarkach jego umys�u od jakiego� czasu, zimne i zdradzieckie, niczym kropla dr���ca ska��. Teraz zamieni�o si� w pewno��, rozbijaj�c t� ska�� w py�.
- Xanatos - szepn��.
Obi-Wana przeszed� dreszcz. Wstrz��ni�ty Miro popatrzy� na rycerza.
- My�lisz, �e Xanatos jest w to zamieszany?
- Mo�liwe - mrukn�� Qui-Gon.
Wszelkie poszlaki przesta�y mie� na chwil� znaczenie. Poczu�, �e jego dzia�aniami kieruje motyw osobistej zemsty. Xanatos �ywi� do Jedi zapiek�� nienawi��, kt�r� przewy�sza�a tylko jego nienawi�� wobec Jinna.
A potem pojawi�o si� wra�enie, kt�re mia� ju� w Komnacie Tysi�ca Fontann... Czy�by Xanatos by� w pobli�u?
�Dezorganizacja + Demoralizacja + Dywersja = Dewastacja�. Podczas tamtej misji w�a�nie Xanatos by� jego Padawanem. Mia� szesna�cie lat. Bardzo mo�liwe, �e zapami�ta� to r�wnanie z�a.
- Pami�tam go - odezwa� si� cicho Miro. - By� ode mnie o rok m�odszy. Jedyny ucze� Jedi, kt�ry lepiej ode mnie radzi� sobie z konstruowaniem modeli infrastruktury technicznej.
Qui-Gon skin�� g�ow�. Zwr�ci� uwag� na ch�opca w�a�nie ze wzgl�du na jego ch�onny umys�. To podsun�o mu my�l, �e nadawa�by si� na Padawana.
W tym momencie rycerz podj�� decyzj�. Nie pozwolono mu w��cza� do �ledztwa Obi-Wana. Ale sytuacja si� zmieni�a.
Odwr�ci� si� i po raz pierwszy od d�ugiego czasu zwr�ci� si� do niego bezpo�rednio.
- Potrzebuj� twojej pomocy.
Rozdzia� 7
Obi-Wan sta� jak zakl�ty, zdumiony s�owami Qui-Gona.
- Musz� spotka� si� z Tahl i powiadomi� j� o wszystkim - powiedzia� rycerz. - Chcia�bym, �eby� poszed� zemn�.
- Ale Rada...
- To moje �ledztwo - o�wiadczy� rycerz stanowczo. - Mia�e� ju� do czynienia z Xanatosem. Mo�esz si� przyda�. Wi�c chod�.
Kenobi pod��y� za Qui-Gonem na korytarz. Ogarn�o go zadowolenie, gdy rytm ich krok�w po��czy� si�. Nie tylko otrzymuje szans� rehabilitacji przez dzia�anie dla dobra �wi�tyni, ale jeszcze zn�w b�dzie pracowa� z Qui-Gonem. Wprawdzie ograniczaj� go ramy �ledztwa, ale przyjmie to, co mu ofiarowano. Mo�e wi� wzajemnego zaufania si� odrodzi? Pierwszy krok maj� ju� za sob�.
Gdy si� zjawili, Tahl sprawdza�a meldunki grup poszukiwawczych. Podnios�a g�ow�. Na jej pi�knej twarzy malowa�a si� troska. Obi-Wan nie widzia� jej od czasu pobytu na Melidzie/Daan. Wtedy, kiedy j� uratowali, by�a chora, chuda i wymizerowana. Teraz jej niezwyk�e oczy w zielone i z�ote pr��ki by�y wprawdzie �lepe, ale l�ni�y na tle ciemnego, miodowego odcienia sk�ry.
- Nadal nic - powiedzia�a zamiast powitania. - Kto z tob� przyszed�, Qui-Gonie? - Zawiesi�a g�os. - To Obi-Wan, prawda?
- Tak - powiedzia� ch�opak z oci�ganiem. Obawia� si� jej reakcji na swoj� obecno��. W ko�cu ukrad� statek, kt�rym mia�a zosta� ewakuowana z planety, bo chcia� zbombardowa� wie�e deflekcyjne. Czy �ywi do niego uraz�? Z rado�ci� zauwa�y�, �e twarz kobiety rozja�ni� u�miech.
- To dobrze. Ciesz� si�. - Zrobi�a drwi�c� min�.- Tw�j talent do przychodzenia mi z pomoc� mo�e si� przyda�. Obawiam si�, �e nie mo�emy liczy� na szcz�cie.
- Przynosz� wie�ci - powiedzia� rycerz rzeczowo. Pokr�tce wyjawi� swoje podejrzenia dotycz�ce Xanatosa.
W trakcie tych wyja�nie� Obi-Wan zauwa�y�, �e Tahl nie podziela tych przypuszcze�. Kiedy ko�czy� swoj� opowie��, kr�ci�a powoli g�ow�.
- W du�ym stopniu opierasz si� na przeb�ysku logiki, przyjacielu - powiedzia�a.
- To fakt, �e Xanatos by� znany ze swoich uzdolnie� technicznych - upiera� si� Qui-Gon.
Machn�a r�k�.
- Podobnie jak nieprzeliczone rzesze mieszka�c�w galaktyki.
- �aden z nich nie jest tak dobry jak Jedi - zauwa�y� Jinn. - Opr�cz tego, kt�ry sam by� Jedi. Musimy sprawdzi� ostatnie wie�ci o tym, gdzie przebywa� Xanatos. To mo�e by� wa�na poszlaka.
- Nie twierdz�, �e nie masz racji. A co, je�li jednak si� mylisz? Skupimy si� na jednym podejrzanym i zu�yjemy mn�stwo czasu.
�wiate�ko nad drzwiami zapali�o si�, zapowiadaj�c go�cia. W tej samej chwili zabrzmia� cichy dzwonek. Tahl niecierpliwym gestem wdusi�a na klawiaturze swojego pulpitu przycisk otwieraj�cy drzwi. Odsun�y si� z sykiem.
- Tak? Kto tam? - zapyta�a szorstko.
Obi-Wan zdziwi� si� na widok