946
Szczegóły |
Tytuł |
946 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
946 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 946 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
946 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALESSANDRO PRONZATO
NIEWYGODNE EwaNGELIE
"W drodze"
Pozna� 1994
prze�o�y�a Anna Gryczy�ska
Tytu� orygina�u Yangeli scomodi
(c) 1983 by Piero Gribaudi Editore 15 �' Edizione riveduta e ampliata
(c) Copyright for the Polish Edition by Wydawnictwo "W drodze", 1990
Projekt ok�adki i stron tytu�owych Miros�aw Adamczyk
Nihii obstat
Pozna�, dnia 20 lipca 1989 roku i 9 lutego 1990 roku
ks. doc. dr hab. Marian Wolniewicz, cenzor
Imprimatur
Pozna�, dnia 9 lutego 1990 roku
ks. bp Zdzis�aw Fortuniak, wikariusz generalny
ISBN 83-7033-004-5
"W drodze"
Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikan�w
61-716 Pozna�, ul. Ko�ciuszki 99
tel. 52-39-62; tel./fax 52-88-58
DZI�KUJ� ZA K�OPOT
(WYZNANIE SPӏNIONEGO CZYTELNIKA)
Gdybym powiedzia�, �e nie chce mi si� wierzy�, �e jestem zaskoczony drog�, jak� Niewygodne Ewangelie przebyty od pa�dziernika 1967 roku, wielu nie uwierzy�oby mi i przypisa�o grzeszn� pokor�.
A jednak tak jest.
Te stronice, zrodzone w ci�gu lata, kiedy to zosta�em wysiedlony z mojego pokoju i zmuszony do pracy pod go�ym niebem, po�r�d �wierk�w, maj�c do dyspozycji tylko notes, pi�ro i Ewangeli� - zawsze stanowi�y dla mnie pow�d do zdumienia.
Nigdy nie potrafi�em sobie wyt�umaczy� ich sukcesu (u�ywam tego s�owa bez zak�opotania, jako �e grzech pokory ju� pope�ni�em i wobec tego b�d� brn�� dalej).
Po z�o�eniu Niewygodnych Ewangelii - bez nadmiernych z�udze� - na biurku Wydawcy, nigdy ich nie przeczyta�em ponownie. Pojawiaj� si� na moim stole r�ne t�umaczenia: na j�zyk niemiecki, portugalski, japo�ski, hiszpa�ski (w j�zyku kastylijskim wznowienia s� r�wnie liczne jak w j�zyku w�oskim, a to mi�dzy innymi dzi�ki Ameryce Po�udniowej).
Otrzymuj� listy utrzymane we wszystkich mo�liwych tonacjach, od �lepego entuzjazmu a� do najwulgarniej szych wymy�la�, od anonimowych podzi�kowa� po r�wnie anonimowe przekle�stwa. (Pewna do�� pobo�na osoba �yczy�a mi "po bratersku", bym sko�czy� usma�ony albo utopiony w substancji, kt�rej nie mog� wymieni�, w ostatnim kr�gu piek�a). �adna inna ksi��ka nie przynios�a mi tak ogromnej korespondencji od czytelnik�w z najr�niejszych cz�ci �wiata.
Stanowi�o to dla mnie pocieszaj�ce potwierdzenie opinii, �e ksi��ki rozchodz� si� nie wtedy, gdy wyra�aj� si� o nich pochlebnie krytycy lub gdy s� reklamowane na ekranach telewizyjnych czy te� wymieniane w bezwarto�ciowych ankietach, ale wy��cznie wtedy, gdy wprowadzaj� je w obieg najbardziej przekonani czytelnicy.
W ka�dym razie nigdy nie zdoby�em si� na powt�rne odczytanie tego "szcz�liwego" tomu. Nawet wtedy, gdy pewien m�dry kanonik, w konfesjonale bardzo s�awnej bazyliki, nie [znaj�c to�samo�ci penitenta, poleci� mi (albo na�o�y� jako pokut�?) lektur� tej ksi��ki. Nawet wtedy, gdy pewien czcigod-
ny kardyna� zaczepi� mnie u progu Spi�owej Bramy i pod gro�nym spojrzeniem Szwajcara-halabardnika wypomina� mi gniewnie jakie� b��dy, polecaj�c, bym niekt�re rozdzia�y oczy�ci�. Nic nie zrobi�em, nie poszed�em nawet skontrolowa� owego corpus delicti, tym bardziej �e nie by�o �adnej gro�by interwencji ze strony �wi�tego Oficjum ani szwajcarskiej halabardy.
Nie zmusi�y mnie te� do ponownego wzi�cia do r�ki tej ksi��ki, uznanej za nadmiernie niewygodn�, czcigodne siostry, kt�re pewnego wieczoru w Wielkim Po�cie spali�y j� na dziedzi�cu swego zamo�nego klasztoru nie zapraszaj�c mnie do wzi�cia w tym udzia�u. (Kto kupuje ksi��k�, nabywa r�wnie� prawo do spalenia jej, cho� mo�e tajemnym �yczeniem by�oby raczej wepchni�cie na stos autora...)
Teraz, gdy mam uroczy�cie obchodzi� pi�tnaste wydanie ksi��ki w nowej szacie (do kt�rego sam si� przyczyni�em daj�c � zdj�cie na ok�adk�: zale�y mi bowiem na s�awie nie byle jakiego fotografa), Wydawca sk�oni� mnie wreszcie do ponownego przeczytania tekstu. Mam nadziej�, �e mo�e i on zrobi to przy nast�pnym wydaniu,
By�o to do�wiadczenie do�� zaskakuj�ce. S�dzi�em, �e wypadnie mi wstydzi� si� bardziej. Przekona�em si�, �e takie "dzikie" podej�cie do Ewangelii - bezbronne, bez do�wiadczenia, z wysokim wsp�czynnikiem prostoty, z zielonym �wiat�em dla serca i intuicji, zachowuje racj� bytu r�wnie� dzisiaj, szczeg�lnie w zestawieniu z niekt�rymi komentarzami "mro��cymi" swym formalizmem i erudycj� nazbyt mo�e ostentacyjn�.
Rozumiem, dlaczego czytelnik ch�tniej wybacza pewien nadmiar emocji ni� chytr� nienaganno�� typu intelektualnego. Du�o lepiej jest podj�� ryzyko, wyj�� na zewn�trz, ni� ukrywa� si� za niezliczonymi li��mi figowymi uczonych cytat�w, kilometrowych bibliografii i rozwlek�ych przepis�w, kt�re prowadz� do zas�oni�cia nie tylko autora, ale i samego S�owa.
Osobi�cie pojmuj� pisanie jako trud ogo�acania si� (tak, ogo�acam si� r�wnie� z ksi��ek, kt�re sumiennie czytam, i tekst�w, kt�re studiuj�). Jest to jedyna forma ub�stwa, jak� praktykuj�. Natomiast wielu autor�w, nim we�mie do r�ki pi�ro, ubiera si� w ca�� bibliotek� z kurzem w��cznie. Rzecz gustu.
A przecie� to czytelnicy decyduj� ostatecznie, czy lepiej zaufa� komu�, kto ujawnia si� bezbronny i nieos�oni�ty, czy te� komu� ukrytemu w kokonie, niczym �yj�ca mumia (...).
Tak czy inaczej, wnios�em nieliczne poprawki, wykre�li�em niewiele linijek. W zamian doda�em kilka stron, wr�cz kilka
rozdzia��w wzi�tych w wi�kszo�ci z mojego ostatniego komentarza do Ewangelii �w. Marka*.
Uzna�em za s�uszne uzupe�ni� przede wszystkim teksty, kt�re wykazuj� powi�zanie kultu z �yciem, Ko�cio�a z drog�, modlitwy z trosk� o bli�niego, pobo�no�ci ze sprawiedliwo�ci�.
Ewangelia bowiem okazuje si� niewygodna w�a�nie dlatego, �e trzeba uwzgl�dni� te powi�zania. Je�liby chodzi�o wy��cznie o za�atwienie w�asnych spraw z Bogiem, nie napisa�bym Niewygodnych Ewangelii.
Chrystus ze swym or�dziem jest niewygodny w�a�nie dlatego, �e nie mo�na o Nim powiedzie� wszystkiego z ambony.
Mam nadziej�, �e niczego nie popsu�em, a wprowadzi�em troch� nowo�ci, kt�re usprawiedliwiaj� now� szat� typograficzn�. Nie mog� powiedzie�, �e chodzi o now� ksi��k�. Nie wiem nawet, czy powinienem tego sobie �yczy�. Ograniczam si� do wyznania, �e przeczytawszy j� z op�nieniem, po 15 latach od narodzin, odnalaz�em siebie do�� �atwo, a niekt�re fragmenty mnie samego zmusi�y do rachunku sumienia.
Fakt, �e "rozpoznaj�" siebie w ksi��ce sprzed tylu lat, mo�e dowodzi�, �e nie posun��em si� wystarczaj�co naprz�d. Albo �e wr�cz zachorowa�em na staro��. Nawet w najgorszym wypadku uwa�am jednak, �e niewygoda Ewangelii stanowi skuteczn� terapi� przeciwko arteriosklerozie.
Serdecznie dzi�kuj� czytelnikom (r�wnie� tym kt�rzy, by� mo�e, dopiero b�d� czyta� t� ksi��k�). Gdyby ich nie by�o, prawdopodobnie uleg�bym perswazjom pewnych "ekspert�w", �e Ewangelia nie powinna przeszkadza�. I postarza�bym si� przynajmniej o 15 lat wcze�niej.
Dzi�kuj� wi�c za k�opot, jaki zgodzili si� przyj��.
I za ten, kt�rym mnie obdarzyli.
ALESSANDRO PRONZATO
* Un cristiano comincia a leggere U Yangelo di Marca, Gribaudi Editore, Torino.
UCZMY SI� SMUTKU BO�EGO NARODZENIA
Kiedy tam przebywali, nadszed� dla Maryi czas rozwi�zania. Porodzi�a swego pierworodnego Syna, owin�ta Go w pieluszki i po�o�y�a w ��obie, gdy� nie by�o dla nich miejsca w gospodzie. (�k 2,6-7)
Wszystkiego trzy linijki. Aby opowiedzie� nam o najbardziej niezwyk�ym wydarzeniu w dziejach �wiata, �ukaszowi wystarczaj� trzy linijki. B�g przychodzi, by "rozbi� w�asny namiot po�r�d nas", a Ewangelista opowiada nam o tym w trzech linijkach. Zapewne jego pi�ro musia�o zmaga� si� z pokus� powiedzenia wi�cej.
Trzy linijki na pocz�tku strony. A wi�c ca�a kartka bia�a. A my spieszymy si�, by wysmarowa� j� naszymi s�owami.
Mo�e si� to wydawa� dziwne, �e seri� rozwa�a� o "niewygodnych Ewangeliach" rozpoczynamy od opowie�ci o Narodzeniu, kt�ra zdaje si� dopuszcza� wy��cznie czu�o��, s�odycz i my�li najbardziej pocieszaj�ce.
Jednak w�a�nie te trzy �ukaszowe linijki, je�eli uda si� nam oczy�ci� je z mgie� podejrzanego sentymentalizmu, okazuj� si� straszliwie niewygodne. Stanowi� bowiem rzeczywi�cie bezlitosne pot�pienie naszego Bo�ego Narodzenia, nad�tego retoryk�, wypchanego lukrowa�a poezj�, bogatego w r�nokolorowe �wiecide�ka i tanie wzruszenia.
Trzy linijki. Tymczasem my rozpisali�my olbrzymi, nie ko�cz�cy si� scenariusz, na�adowany pospolito�ci�. Wylali�my na niego ca�e tony sentymentalizm�w, ludowych obyczaj�w, tandety i kiczu.
Bo�e Narodzenie jako pretekst. Pretekst, aby da� upust wenie poetyckiej (raczej po�ledniego gatunku), aby nada� po�ysku naszej religijno�ci, aby odkurzy� nasz mundur chrze�cija�ski, by uporz�dkowa� nasze kontakty z biednymi, mo�e poprzez podanie im wieczerzy wigilijnej, jednym s�owem, by upewni� si�, �e jeste�my lud�mi przyzwoitymi. | Pretekst, by wej�� na scen� i odegra� raz w roku rol� cz�owieka dobrego. Tak, pozwalamy sobie wr�cz na luksus uznania l siebie za ludzi dobrych. Raz w roku.
| Zepsuli�my Bo�e Narodzenie. Oto wszystko. Dopu�cili�my si� sabota�u wobec prostoty tych trzech linijek. Nasze bogate Bo�e Narodzenie doprowadzi�o do zubo�enia prawdziwego Bo�ego Narodzenia...
Gdy g��boka cisza zalega�a wszystko,
a noc w swoim biegu dosi�ga�a polowy,
wszechmocne Twe S�owo z nieba, z kr�lewskiej stolicy...
jak srogi wojownik run�o po�rodku zatraconej ziemi.
(Mdr 18,14-15)
Cisza jest naturalnym otoczeniem dla zej�cia S�owa na ziemi�. A my postanowili�my przerwa� t� kr�puj�c� nas cisz� wystrzeleniem milion�w kork�w szampana.
Czy jednak Chrystus dlatego zst�pi� z nieba, by�my mogli poczu� si� lud�mi przyzwoitymi? Aby�my opychali si� piernikami? Aby�my poch�aniali rzeki szampana? Aby�my wzruszali si� s�ysz�c graj�cych dudziarzy? Aby�my radowali si� z przekre�lenia prostoty Jego przyj�cia do nas?
BO�E NARODZENIE "ZNIEWOLONE"
"...I po�o�y�a Je w ��obie, gdy� nie by�o dla nich miejsca w gospodzie" (�k 2,7).
P�niej powie: "Pukajcie, a b�dzie wam otworzone". Jednak dla Jego Matki, kt�ra nosi�a Go w swym �onie, drzwi pozostawa�y zatrza�ni�te, a ludzie za nimi, zamkni�ci w fortecy swego egoizmu, byli zdecydowani nie ust�pi� skrawka pod�ogi.
Nie by�o dla Niego miejsca. Musi wi�c urodzi� si� za miastem. Tak samo, jak potem b�dzie za miastem umiera�.
Uwa�amy za sw�j obowi�zek oburza� si� na tych, kt�rzy zatrzasn�li przed Nim drzwi.
Mo�e to by� jednak fa�szywe oburzenie. Mo�e to by� wygodne alibi.
W rzeczywisto�ci my sami czynimy co� gorszego. Nauczyli�my si� dobrych manier i budzi w nas odraz� gest pozostawienia Go za drzwiami; jeste�my lud�mi dobrze wychowanymi. Nie to, co ci prostacy...
Nie zostawiamy Go na dworze. Przeczuwamy niebezpiecze�stwo, dostrzegamy Jego niepokoj�c� obecno��, rozumiemy, �e musimy broni� si� przed Nim. Jednak nie pozostawiamy Go na dworze. Odwo�ujemy si� do dobrych manier, stosujemy subtelne wybiegi dyplomatyczne, aby uczyni� Go "nieszkodliwym ".
"Zniewalamy" Bo�e Narodzenie. W swoim dzia�aniu jeste�my bardziej perfidni ni� ci, kt�rzy pozostawiaj� Go na zewn�trz.
W jaki spos�b to czynimy?
Ot� Chrystus pragnie przynie�� nam �wiat�o.
10
Nar�d krocz�cy w ciemno�ciach ujrza� �wiat�o�� wielka;
nad mieszka�cami kraju mrok�w �wiat�o zab�ys�o. (Iz 9,1)
A �wiat�o�� w ciemno�ci �wieci. (J 1,5)
Jednak my zdali�my sobie zaraz spraw�, �e jest to �wiat�o niewygodne, niedyskretne, kt�re szpera we wszystkich zak�tkach, kt�re obna�a wszystkie nasze n�dze, niedostatki, pod�o�ci.
Jest to �wiat�o, kt�re nie chce by� tylko ornamentem, ale kt�re zobowi�zuje, ��da zmiany kursu naszego �ycia. Jest to �wiat�o bezlitosne, m�cz�ce, prowokuj�ce. A my, aby nie da� si� zwyci�y� przez to �wiat�o, aby mu si� nie podporz�dkowa�, wolimy z nim konkurowa�. Przeciwstawiamy mu nasze �mieszne kolorowe lampiony, a w ko�cu dziecinnym gestem zakrywamy r�koma oczy, aby obroni� si� przed �wiat�em, kt�re wdar�o si� do stajni betlejemskiej. Zamkni�te d�onie przed oczyma albo kolorowe lampiony:
oto w jaki spos�b udaje si� nam zneutralizowa� �wiat�o.
Chrystus przyszed�, by podarowa� nam rado��. Anio� powiedzia� do pasterzy: "Nie b�jcie si�! Oto zwiastuj� wam rado�� wielk�, kt�ra b�dzie udzia�em ca�ego narodu" (�k 2,10).
Rado��, gdy� posiadamy Boga, kt�ry zajmuje si� cz�owiekiem, kt�ry zst�puje do cz�owieka, kt�ry staje si� kim� bliskim dla cz�owieka, kt�ry staje si� cz�owiekiem. B�g, kt�ry staje na drodze cz�owieka, by i�� z nim razem, by dzieli� z nim zmartwienia, n�dze, �zy, l�ki, nadzieje. B�g, kt�ry przychodzi, by
przynie�� zbawienie. Dla wszystkich. B�g, kt�ry objawia si� jako mi�osierdzie.
Rado��, gdy� dla cz�owieka otwiera si� mo�liwo��, kt�ra mog�a wyda� si� szalona. "B�g sta� si� cz�owiekiem, by cz�owiek m�g� sta� si� Bogiem". Na dobr� spraw�, mo�na oszale� z rado�ci.
A my tymczasem odmawiamy przyj�cia rado�ci. Chrystus przyszed�, by przynie�� szcz�cie przewy�szaj�ce wszystkie horyzonty ziemskie. A my uznajemy Go za intruza. Za osob� przeszkadzaj�c� w zabawie. Za nieprzyjaciela rado�ci. Wydaje si� nam, �e przychodzi ukra�� nam ziemi�, �e przychodzi zatru� nam nasz "ziemski pokarm", w kt�rym zatapiamy z�by i paznokcie.
Rado��? Niech pozwoli nam w spokoju delektowa� si� naszymi ma�ymi rado�ciami ludzkimi, zabarykadowa� si� w legowisku w�asnego spokojnego egoizmu...
11
Chrystus przynosi nam sw�j dar. Wi�cej: nie przynosi nam dar�w, ale sam staje si� darem. Darem prawdziwym.
A my udajemy, �e nie zauwa�amy nawet daru. Zreszt� jeste�my zbyt zaj�ci rozpakowywaniem naszych ma�ych podark�w.
I tak unicestwiamy Dar pod g�r� kolorowego papieru, zabawek, drobiazg�w, bezu�ytecznej galanterii.
W ten spos�b operacja uda�a si�. Uda�o si� nam "zablokowa�" Bo�e Narodzenie. Dobrymi manierami.
TRZEBA ..UWOLNI�" BO�E NARODZENIE
Za wszelk� cen� musimy "uwolni�" Bo�e Narodzenie. Biada, je�eli tego nie zrobimy. Jest to naszym pos�annictwem.
Naszym zadaniem jest przemieni� si� w �wiat�o, by to �wiat�o przenikn�o nas mocno, by nas przemieni�o, by uczyni�o nas przezroczystymi. By ludzie mogli je kontemplowa� w nas i by byli nim ol�nieni, by odczuli ca�y jego urok i oparli
si� pokusie zamykania oczu.
Trzeba przemieni� siebie w rado��. Nie by� odpychaj�cymi, swarliwymi, surowymi i odstraszaj�cymi str�ami prawdy i moralno�ci. Nie mamy by� stra�nikami, policjantami, ale �wiadkami rado�ci. Mamy umo�liwi� zrozumienie prawdy, �e pos�anie Chrystusa jest pos�aniem zbawienia, a nie pot�pienia. Or�dziem wyzwolenia, a nie ucisku. Or�dziem rado�ci, a nie smutku.
Trzeba przemieni� siebie w dar. Na Bo�e Narodzenie ludzie obdarowuj� si� nawzajem. G�ry podark�w, tony ozdobnego papieru, kilometry z�otego sznurka, kartki z �yczeniami wielkie jak prze�cierad�a. Wydaje si� nam, �e w ten spos�b rewan�ujemy si� osobom, kt�rym co� zawdzi�czamy. To jednak zbyt �atwe, zbyt wygodne. Jako chrze�cijanie mamy obowi�zek nie tyle obdarowywa�, ile sami przemienia� si� w dar. Czyni� tak, by zawsze nasze �ycie by�o bezgraniczym darem. Dla wszystkich. Wszyscy bowiem ludzie s� naszymi wierzycielami. Ka�dy z nas jest d�u�nikiem wobec wszystkich innych.
Przede wszystkim musimy mie� odwag� przyjrze� si� sobie w tych trzech �ukaszowych linijkach. Odzyska� ich prostot�. Odrzuci� nasze rozd�te i skomplikowane Bo�e Narodzenie, aby odkry� na nowo to autentyczne. By ubogaci� si� jego ub�stwem.
Mo�e bardziej ni� rado�ci musimy nauczy� si� smutku Bo�ego Narodzenia. I wyrzut�w sumienia, �e je popsuli�my.
"W oczach Tego, kt�ry nie brzydzi si� sta� jednym z nas, jeste�my biednymi grzesznikami, kt�rzy nawet z Bo�ego Narodzenia, obok rado�ci p�yn�cej z odkupienia, wynosz� niesko�czony smutek, �e nie s� jeszcze chrze�cijanami" (P. Mazzolari).
POPSUTY ���BEK
W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali stra� noc� nad swoj� trzod�. Naraz stan�� przy nich anio� Pa�ski i chwal� Pa�ska zewsz�d ich o�wieci�a, tak �e bardzo si� przestraszyli. Lecz anio� rzek� do nich: "Nie b�jcie si�! Oto zwiastuj� wam rado�� wielka, kt�ra b�dzie udzia�em ca�ego narodu: dzi� w mie�cie Dawida narodzi� si� wam Zbawiciel, kt�rym jest Mesjasz, Pan. A to b�dzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowl�, owini�te w pieluszki i le��ce w ��obie". I nag�e przy��czy�o si� do anio�a mn�stwo zast�p�w niebieskich, kt�re wielbi�y Boga s�owami: "Chwa�a Bogu na wysoko�ciach, a na ziemi pok�j ludziom Jego upodobania". Gdy anio�owie odeszli od nich do nieba, pasterze m�wili nawzajem do siebie: "P�jd�my do Betlejem i zobaczmy, co si� tam zdarzy�o i o czym nam Pan oznajmi�". Udali si� te� z po�piechem i znale�li Maryj�, J�zefa i Niemowl�, le��ce w ��obie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zosta�o objawione o tym Dzieci�ciu. A wszyscy, kt�rzy to s�yszeli, dziwili si� temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywa�a wszystkie te sprawy i rozwa�a�a je w swoim sercu. A pasterze wr�cili, wielbi�c i wystawiaj�c Boga za wszystko, co s�yszeli i widzieli, jak im to by�o powiedziane. (�k 2,8-20)
PIERWSZA LITURGIA KO�CIO�A UBOGICH
Przyszed� na ziemi�. Nie wybra� drogi dyplomatycznej. Nie powiadomi� wielkich. Nie uprzedzi� mo�nych. Nie da� zna� kap�anom. Pomin�� hierarchi�. Nie zwo�a� konferencji prasowej, by oznajmi� o tym sensacyjnym wydarzeniu.
A przecie� bardzo chcia�, by o tym wiedziano. Kto� mia� prawo dowiedzie� si� jako pierwszy.
Pos�a� wi�c swoich wys�annik�w do pasterzy, kt�rzy koczowali na polu, strzeg�c stada.
Jezus urodzi� si� nie tylko jako ubogie dziecko, ale tak�e jako ma�y koczownik. I pragnie przed wszystkimi innymi objawi� si� grupie koczownik�w, kt�rzy �yj� na granicy �ycia cywilizowanego. Pasterze �yj� na marginesie spo�ecze�stwa, r�wnie� na marginesie religii. "Ludzie pobo�ni", faryzeusze, patrz� na nich krzywo, gdy� s� oni niewykszta�ceni i dlatego nie mog� zna� Prawa, s� wi�c poza religi�, s� skazani na pot�pienie.
Anio�owie zwiastuj� Chrystusa w�a�nie tym "wy��czonym". Co za gafa! Co za lekcewa�enie kolejno�ci! Wydaje si�, �e Je-
13
zus od samego pocz�tku zaprowadza zmiany. Jasno daje nam do zrozumienia, �e nasza tabela kolejno�ci nie odpowiada Jego tabeli, �e nast�puj� przesuni�cia, wr�cz odwr�cenie. Nie oczekujemy od Niego przestrzegania "drogi s�u�bowej", zachowania naszych ceremonia��w, szacunku dla naszych przywilej�w. On widzi wszystko odwr�cone. Wielcy w jego oczach s� mali. Ostatni s� pierwszymi. Wy��czeni maj� szczeg�lne przywileje.
W�a�nie epizod z pasterzami rozpoczyna seri� niepokoj�cych i zaskakuj�cych wydarze� ewangelicznych. Nowina chrze�cija�ska zostaje zwiastowana, oddana na w�asno�� tym, kt�rzy znajduj� si� "na zewn�trz". A dla tych, kt�rzy s� "wewn�trz", kt�rzy nale�� do instytucji, to dziwne post�powanie Pana pozostanie niezrozumia�e *.
M�drcy przychodz� z zewn�trz. A Herod, kt�ry nale�y do instytucji, od tych cudzoziemc�w dowie si� o narodzinach "Kr�la �ydowskiego".
Jezus b�dzie mia� dwunastu przyjaci�, pierwszych zwierzchnik�w swego Ko�cio�a. Jednak to nie aposto�owie b�d� nie�li krzy�, ale cz�owiek, kt�ry przychodzi z zewn�trz: Szymon
z Cyreny.
Chrystus objawi si� jako Mesjasz kobiecie z Samarii, kobiecie, kt�ra nie nale�y do narodu �ydowskiego, kobiecie wykluczonej z obietnicy, kobiecie, kt�ra przychodzi z zewn�trz i kt�rej prowadzenie si� nie jest z pewno�ci� przyk�adne.
�ywej ilustracji "nowego przykazania" nie dostarczy kap�an ani lewita, ale przybysz z zewn�trz, wykl�ty Samarytanin.
"A pierwszym wst�puj�cym do nieba z Chrystusem, pierwszym �wi�tym chrze�cijaninem jest zab�jca, kt�ry nigdy nie s�ysza� o Chrystusie".
Do pasterzy wi�c nale�y pierwsze�stwo absolutne. Nie oddaj� go nikomu. "M�wili nawzajem do siebie: �P�jd�my do Betlejem i zobaczmy, co tam si� zdarzy�o i o czym nam Pan
oznajmi�
"Wy��czeni" zostaj� dopuszczeni do kontemplacji, do wzi�cia w posiadanie Boga, kt�ry sta� si� Cia�em.
"Pasterze, kt�rzy przychodz�, s� Ko�cio�em ubogich. Spotkanie Chrystusa, kt�ry nie m�wi nic, z pasterzami, kt�rzy m�wi� niewiele, jest pierwsz� liturgi� Ko�cio�a ubogich" (U. Vivarelli).
* Inspiracj� dla tych refleksji by� fragment z ksi��ki Fabrizio Fabbriniego, Giuda ii prediietto. La Locusta.
14
A my? C�, nam - pierwszym, uprzywilejowanym - nie pozostaje nic innego, jak usun�� si� na bok i pozwoli� przej�� tym ostatnim, wykluczonym.
B�dziemy mogli uwa�a� si� za szcz�liwych, je�eli pasterze zechc� przekaza� nam jakie� wie�ci. "Gdy je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zosta�o objawione o tym Dzieci�ciu".
By� mo�e nawet, ci przybysze z zewn�trz pozwol� nam wej��. Pod warunkiem, �e nasz� gadanin� nie dopu�cimy si� profanacji ich liturgii, sk�adaj�cej si� z milczenia i rzeczy ma�ych.
ZAK��CENIA
"Znale�li Maryj�, J�zefa i Niemowl�, le��ce w ��obie". ���bek pasterzy zawarty jest w tej gar�ci s��w. Jednak jest to ���bek prawdziwy, ���bek zawieraj�cy wszystko, co istotne, ���bek, kt�ry "dzia�a".
M�j �t�bek tymczasem przysparza mi k�opot�w. Co� w nim nie dzia�a. Musi istnie� jaki� defekt, kt�rego nie potrafi� okre�li�.
Od lat staram si� jak mog�. Na ka�de Bo�e Narodzenie jaka� nowo��. Nie dbam o koszt. �wiat�a, mech, figurki, �nieg, domki, papier mache, g�ry. Najnowocze�niejsza technika daje wspania�e efekty. Przyjaciele otwieraj� usta ze zdziwienia, patrzcie, przecie� to autentyczny klejnot, wszystko wydaje si� prawdziwe, niekt�rzy nawet si� wzruszaj�.
Jednak ���bek nie dzia�a. Istnieje jaki� defekt, nie wiadomo tylko, gdzie jest ukryty.
Zwielokrotniam liczb� kolorowych �wiate�ek. Zu�ywam mn�stwo papier mache. Wymy�lam nowe efekty �wietlne i d�wi�kowe, coraz bardziej zadziwiaj�ce. A jednak w ���bku nadal co� nie dzia�a.
Mam wra�enie, �e w�, osio�, owce i wielb��dy coraz s� wi�ksze, dobrze od�ywione. R�wnie� ro�liny dekoracyjne bujnie si� rozrastaj�. Dzieci�tko natomiast niepokoj�co s�abnie. Chudnie w oczach. Nie ma sposobu, by temu zaradzi�.
Po uwa�nych obserwacjach zaczynam jednak stwierdza� niepokoj�cy fakt: defekt wywo�any jest czynnikami zewn�trznymi. W�, osio�, owce, wielb��dy rosn� nadmiernie, podczas gdy Dzieci�tko chudnie, gdy� co� na zewn�trz ���bka nie jest w porz�dku. Istniej� widocznie jakie� zewn�trzne zak��cenia, kt�re wywo�uj� ca�� t� bied�. Nie pozostaje nic innego, jak je wykry�.
By�o to bolesne do�wiadczenie. W ko�cu jednak wszystko okaza�o si� jasne. Okrutnie jasne.
15
Przyszed� do mnie cz�owiek pogr��ony w rozpaczy. Odprawi�em go w po�piechu, rzucaj�c kilka pobo�nych refleksji i jakie� g�upstwa pe�ne hipokryzji. Potrzebowa� przyjaciela, a znalaz� zimnego doradc�. Nie mia�em czasu.
Id�c na "moj�" msz� natkn��em si� na biedaka �le ubranego, obdartego, brudnego. Uderzy� mnie zapach wina. Wywin��em si� pi��dziesi�cioma lirami, a potem zdecydowanie pod��y�em do ko�cio�a, aby wys�ucha� "mojej" mszy, z�o�ywszy wpierw "moj�" ja�mu�n�.
By�em w przytu�ku, by zanie�� paczk� "mojej" staruszce. Jednak gdy zacz�a po raz enty recytowa� litani� swoich bied, po�piesznie si� po�egna�em. Dzi� mam mn�stwo zaj��. Innym razem... Prosz� westchn�� za mn� do Pana. Mia�em wa�niejsze sprawy do za�atwienia. A ona zosta�a tam z wielk�, niepotrzebn� paczk� w r�kach i z ogromnym rozczarowaniem na twarzy.
"Nie mam ju� si� ci�gn�� dalej. M�� nie da� znaku �ycia... Dzier�awa... Pan wie, w�a�ciciel domu... Poza tym starszy syn dosta� si� w nieodpowiednie towarzystwo..." I co ja mog�em zrobi�? "Cierpliwo�ci, moja dobra kobieto. Prosz� zawierzy� Bogu. Zobaczy pani, �e On w jaki� spos�b dopomo�e. Wie pani, Franciszek Salezy m�wi, �e..." Tak. Chrze�cijanin musi znosi� cierpienie z rezygnacj�. A cierpienie cudze znosi si� naj�atwiej.
Z daleka zauwa�y�em gbura, z kt�rym wczoraj wieczorem gwa�townie si� posprzecza�em. Obszed�em go z daleka, by go nie pozdrowi�.
By�em �wiadkiem wielkiej niesprawiedliwo�ci. Powinienem by� przem�wi�, interweniowa�, narazi� si�. Milcza�em. W tych sprawach potrzebna jest rozwaga. Nie chc�, by mnie wzi�to za osob� w gor�cej wodzie k�pan� albo za wywrotowca. Oportunizm nie jest ca�kiem bezzasadny. A w ko�cu okaza�oby si�, �e s�u�� czyim� celom...
Spotka�em Cygank�. W�osy czarne, d�ugie, l�ni�ce. Na r�ku trzyma�a rachityczne dziecko. Mia�em r�ce zaj�te ogromn� liczb� paczek (drobiazgi potrzebne do ���bka). Nie mia�em drobnych. (A poza tym, kiedy ci ludzie wezm� si� wreszcie do pracy, jak wszyscy szanuj�cy si� obywatele?)
W domu zn�w stwierdzi�em, �e ���bek nie dzia�a. Dzieci�tko sta�o si� jeszcze drobniejsze, prawie niewidoczne.
Osoba wychodz�ca z mojego domu z rozpacz� w sercu i ci�arem moich rad, zataczaj�cy si� biedak, staruszka czekaj�ca bezustannie na odrobin� mojego czasu, kobieta, kt�rej wyg�osi�em kazanie o cierpliwo�ci, nie obarczaj�c siebie jej k�opo-
16
tem, antypatyczne indywiduum, kt�remu odm�wi�em uk�onu, pod�e milczenie wobec niesprawiedliwo�ci, Cyganka, kt�ra odchodzi kiwaj�c g�ow�... oto "zak��cenia", kt�re spowodowa�y defekt ���bka. Oto powody, dla kt�rych Dzieci�tko staje si� coraz mniejsze i prawie znika.
Szed�em swoj� drog�. Nie potrafi�em dostrzec zrozpaczonego, staruszki, pijaczyny, cz�owieka przygniecionego niesprawiedliwo�ci�, Cyganki.
Wykre�li�em Dzieci�tko.
Nie zdawa�em sobie sprawy, �e jedynie rozpoznaj�c Je na drodze, mia�em prawo zobaczy�, jak rozwija si� w ���bku.
Teraz, gdy wykry�em ten b��d, gdy okre�li�em przyczyn� awarii, nie pozostaje mi nic innego, jak wyci�gn�� z tego konsekwencje.
B�g ma cztery miliardy twarzy.
Dzieci�tko wyznacza mi spotkanie przed tymi ludzkimi twarzami.
Trasa prowadz�ca do Niego prowadzi przez wszystkie drogi �wiata.
Jedynie "trac�c czas" z lud�mi, mam pewno��, �e punktualnie stan� przed Nim.
Je�eli nie rozpoznam Dzieci�tka w czterech miliardach twarzy, m�j ���bek na zawsze pozostanie wspania�ym ���bkiem, kt�ry nie dzia�a.
Przepi�knym, ale bezu�ytecznym.
2 - Niewygodne Ewangelie
NIESPODZIANKI PODRӯY
Gdy za� Jezus narodzi� si� w Betlejem w Judei za panowania kr�la Heroda, oto M�drcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali:
"Gdzie jest nowo narodzony kr�l �ydowski? Ujrzeli�my bowiem jego gwiazd� na Wschodzie i przybyli�my odda� mu pok�on". Skoro to us�ysza� kr�l Herod, przerazi� si�, a z nim cala Jerozolima. Zebra� wi�c wszystkich arcykap�an�w i uczonych ludu i wypytywa� ich, gdzie ma si� narodzi� Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: "W Betlejem judzkim, bo tak napisa� Prorok: A ty, Betlejem, ziemio ludy, nie jeste� zgo�a najlichsze spo�r�d g��wnych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie w�adca, kt�ry b�dzie pasterzem ludu mego, Izraela".
Wtedy Herod przywo�a� potajemnie M�drc�w i wypyta� ich dok�adnie o czas ukazania si� gwiazdy. A kieruj�c ich do Betlejem, rzek�: "Udajcie si� tam i wypytujcie starannie o Dzieci�, a gdy Je znajdziecie, donie�cie mi, abym i ja m�g� p�j�� i odda� Mu pok�on". Oni za� wys�uchawszy kr�la, ruszyli w drog�. A oto gwiazda, kt�ra widzieli na Wschodzie, sz�a przed nimi, a� przysz�a i zatrzyma�a si� nad miejscem, gdzie by�o Dzieci�. Gdy ujrzeli gwiazd�, bardzo si� uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dzieci� z Matk� Jego, Maryj�, upadli na twarz i oddali Mu pok�on. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: z�oto, kadzid�o i mirr�. A otrzymawszy we �nie nakaz, �eby nie wracali do Heroda, inn� droga udali si� do swojej ojczyzny. (Mt 2,1-12)
Mamy tu wszystkie elementy powie�ci sensacyjnej: tajemnicze, niemal bajkowe postaci, podr�, kt�ra rozpala wyobra�ni�, gwiazda, moment napi�cia, okrutny kr�l wyprowadzony w pole, wspaniale i nieuniknione "szcz�liwe zako�czenie".
Tymczasem, je�eli uwa�nie przeanalizujemy t� opowie��, nie znajdziemy w niej nic pocieszaj�cego. Wprost przeciwnie, jest ona bardzo niewygodna.
Aby zda� sobie z tego spraw�, wystarczy przyjrze� si� bardziej nieprzyjemnym stronom tej podr�y, a zarazem wydoby� j� z fantastycznej ramy, w jak� j� wt�oczyli�my.
Ta historia to jedna z wstrz�saj�cych niespodzianek Ewangelii.
PIERWSZE ZASKOCZENIE: DROGA
M�drcy ujrzeli gwiazd�. Poszli za jej wezwaniem. Gwiazda jednak nie towarzyszy�a im krok w krok, aby oszcz�dzi� im wszystkich niepewno�ci, wszystkich trudno�ci drogi.
18
Przebyli t� drog� walcz�c z ryzykiem, ciemno�ciami, w�tpliwo�ciami, nieprzewidzianymi sprawami. Prze�yli sw� przygod� do ko�ca.
Nasz� pokus� w �yciu chrze�cija�skim jest ch�� posiadania drogi pewnej, prostej, doskona�ej, swego rodzaju duchowej autostrady. Z tablicami drogowymi dobrze widocznymi i wyposa�onymi we wskaz�wki wszelkiego rodzaju. Z semaforami po��czonymi bezpo�rednio z niebem, kt�re dawa�yby nieomylne znaki: ziele� - droga wolna, czerwie� - stop.
Przede wszystkim ro�cimy sobie prawo do drogi doskonale o�wietlonej. ��damy dok�adnej, pewnej odpowiedzi na wszelkie problemy, jak gdyby chrze�cija�stwo by�o dystrybutorem prefabrykowanych odpowiedzi, w kt�ry wystarczy wrzuci� monet� i nacisn�� guziczek.
Ro�cimy sobie prawo do pokoju. B�g tymczasem ukazuje nam miecz. B�g bawi si� rozbijaniem na kawa�ki naszego przelotnego i prowizorycznego pokoju. Musimy go z trudem odtwarza�, kawa�ek po kawa�ku. Pok�j jest zdobycz�, a nie czym�, co spada z nieba bez walki i dramat�w. Pok�j jest konsekwencj�, a nie wyprzedzeniem wi���cych wybor�w.
W naszych �rodowiskach nast�puje autentyczna inflacja fa�szywego pokoju, opartego na bezw�adno�ci, hipokryzji, na najpodlej szych odst�pstwach od szczero�ci, prawo�ci i wierno�ci.
Ten niechrze�cija�ski pok�j nale�y zniszczy�. Musimy zam�ci� stoj�ce wody, wrzucaj�c do nich g�azy. Chrze�cija�stwo mo�e by� gwa�townym strumieniem lub majestatyczn� rzek�, nigdy stawem, kt�ry kryje w sobie wszelkiego rodzaju zgnilizn� i podejrzane �yj�tka.
Musimy tworzy� pok�j w�asnymi r�koma, kawa�ek po kawa�ku, przechodz�c przez burze, akceptuj�c konsekwencje i ryzyko pewnych wybor�w, pe�ni�c a� do ko�ca twardy zaw�d chrze�cijanina.
Jedynie w ten spos�b pok�j stanie si� nasz� w�asno�ci�, kt�rej nikt nie b�dzie m�g� nam odebra�.
Ro�cimy sobie prawo do �wiat�a. Wszystko ma by� jasne. Wszystko dok�adne. Wszystko doskonale logiczne.
Chrze�cija�stwo jednak nie jest matematyk�. I jego geografia jest raczej dziwn� geografi�, zawsze pe�n� niespodzianek.
Prawda nie jest zdeponowanym w banku kapita�em, z kt�rego mo�emy czerpa� w ka�dym momencie i kt�ry chroni nas od wszelkich nie daj�cych si� przewidzie� wydarze�.
Nie jest te� poduszk�, na kt�rej mo�emy spokojnie �ni�
19
nasze sny. �wiat�o? Czym�e jest to dziecinne, obsesyjne poszukiwanie �wiat�a za wszelk� cen�? Dlaczego nie chcemy spokojnie, cho� z b�lem w�drowa� w ciemno�ciach, o�wieca� innych, nawet wtedy, gdy wewn�trz nas nagromadzi�y si� najbardziej tragiczne ciemno�ci?
B�dziemy mieli do dyspozycji ca�� wieczno��, ca�y Raj, aby kontemplowa� �wiat�o bez cieni... (nie wolno nam chyba w�tpi�, �e dojdziemy do Raju. Na podstawie pewnych niedyskrecji, zawartych w wypowiedziach mistyk�w, mo�na s�dzi�, �e jest tam r�wnie� miejsce dla chrze�cijan!)
A wi�c akceptacja naszej drogi. A jest to zawsze droga niewygodna, naje�ona trudno�ciami, nieprzewidzianymi sprawami i niespodziankami. Trzeba umie� w�drowa� w ciemno�ciach, akceptuj�c ryzyko, trzeba delektowa� si� chrze�cija�sk� przygod� w ca�ej jej dramatyczno�ci.
Cz�owiek rozbija sobie nos. Czy to jednak wa�ne? M�czennicy doszli do nieba z wi�kszymi obra�eniami.
DRUGIE ZASKOCZENIE: UCZENI W PRAWIE
Docieraj�c do Jerozolimy M�drcy s�dzili, �e zawijaj� do portu. By� tam kr�l, byli kap�ani, byli znawcy Prawa, kt�rzy musieli przecie� wiedzie� co� o dziecku. A tu takie zaskoczenie...
Inny paradoks: elementy martwe wiernie spe�niaj� funkcj� "znaku". Gwiazda wype�nia dok�adnie swe zadanie jako "znak" narodzenia Zbawiciela. Cz�owiek, arcydzie�o stworzenia, nie chce sta� si� "znakiem" Chrystusa.
A my... czy jeste�my "znakami", czy nie zakrywamy czasem oblicza Chrystusa swoj� nieprzezroczysto�ci�?
Dalej. Uczeni w Pi�mie i kap�ani dali M�drcom odpowied� czysto doktrynaln�, teoretyczn�, ksi��kow�, a� do granic mo�liwo�ci dok�adn�, ale zimn�.
By�oby znacznie lepiej, gdyby mogli odpowiedzie�: byli�my ju� tam, zaprowadzimy was do tego domu.
Dzi� �wiat oczekuje od nas odpowiedzi pe�nej �ycia i zdecydowanie odrzuca odpowied� wy��cznie teoretyczn�. Je�eli ludzie pytaj� o Chrystusa, o miejsce, gdzie Go mo�na znale��, o Jego pos�anie, o Jego b�ogos�awie�stwa, o cnoty przez Niego praktykowane, musimy da� odpowied� p�yn�c� z naszego osobistego do�wiadczenia, op�acon� przez �ycie, wycierpian� w naszym ciele.
Zbyt �atwo jest stawia� drogowskazy do miejsc, w kt�rych si� nigdy nie by�o.
Zbyt te� jest wygodnie m�wi� o geografii ziem, na kt�rych nigdy nie posta�a nasza stopa.
20
Nie mamy prawa snu� opowie�ci o Grocie, gdy pozostajemy w cieple naszych dom�w i cel, o oknach przy�mionych zawi�o�ciami mistyki i ideologii albo duchem mieszcza�skim, kt�ry nie pozwala, by otaczaj�ca niewygodna rzeczywisto�� razi�a nas w oczy.
Uwa�ajmy, by�my nie stali si� niczym wyrocznie rozdzielaj�ce gotowe odpowiedzi na wszystkie problemy, na wszystkie trudno�ci, je�li sami tych problem�w, niepokoj�w, dramat�w nigdy nie prze�yli�my. Nigdy ich bole�nie nie przecierpieli�my. Nigdy nie odebra�y nam one snu ani apetytu.
Starajmy si� wyrzuca� z siebie mniej s��w, a bardziej by� "towarzyszami podr�y".
TRZECIE ZASKOCZENIE: CZY TE DARY WYSTARCZ�?
Czy M�drcy zdawali sobie spraw�, jak n�dzne by�y ich dary wobec wielko�ci Dzieci�tka? Czy ich kadzid�o, z�oto i mirra wystarcza�y, by zr�wnowa�y� mi�o�� tego Dziecka? Jest to ostatnie, bolesne zasko
czenie... Niewsp�mierno�� daru wobec "adresata".
Jest taka my�l �w. Ambro�ego, kt�ra nie daje mi spa�: "B�g nie zwraca zbytnio uwagi na to, co Mu dajemy, raczej na to, co zachowujemy dla siebie".
Teraz ten, kto mo�e by� zadowolony z dar�w ofiarowanych Bogu, niech wyst�pi, prosz�...
Od pewnego czasu r�wnie� te strony Ewangelii, kt�re czytam w �wi�ta tak "mi�e naszemu sercu", odbieraj� mi spok�j. Mniej poezji, a wi�cej wyrzut�w sumienia. Mo�e jest to znak dojrza�o�ci chrze�cija�skiej?
Nie potrafi� ju� zagubi� si� w marzeniach o gwie�dzie M�drc�w. Zostaj� raczej przygwo�d�ony surowo�ci� ich drogi, zaskoczony "niespodziankami" ich podr�y.
Dziwne. B�g po�wi�ci� 4000 lat na przygotowanie narodu wybranego. Obsypa� go wzgl�dami. Posy�a� do niego co jaki� czas prorok�w, kt�rzy mieli za zadanie o�ywi� jego oczekiwanie. I kiedy Chrystus przyszed�, w pierwszej uroczystej, oficjalnej adoracji wzi�li udzia� ludzie obcy temu ludowi, poganie.
Oby i nam nie zdarzy�o si� co� podobnego. Do nas - zbyt rozpieszczonych �ask�, wygodnie odpoczywaj�cych w Bogu - mo�e przyj�� pewnego dnia kto� z bardzo odleg�ych brzeg�w, prosz�c o informacje na temat Dziecka.
A my b�dziemy musieli ze wstydem wyzna�, �e nigdy nie spotkali�my Go naprawd� i �e nigdy nie byli�my w tej Grocie.
Oni dotr� tam przed nami.
I nawet nie powr�c�, by powiedzie� nam o swym odkryciu.
DZIECKO POTRZEBUJE �WIE�EGO POWIETRZA
Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na �wi�to Paschy. Gdy mia� lat dwana�cie, udali si� tam zwyczajem �wi�tecznym. Kiedy wracali po sko�czonych uroczysto�ciach, zosta� Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauwa�yli Jego Rodzice. Przypuszczaj�c, �e jest w towarzystwie p�tnik�w, uszli dzie� drogi i szukali Go w�r�d krewnych i znajomych. Gdy Go nie znale�li, wr�cili do Jerozolimy szukaj�c Go. Dopiero po trzech dniach odnale�li Go w �wi�tyni, gdzie siedzia� mi�dzy nauczycielami, przys�uchiwa� si� im i zadawa� pytania. Wszyscy za�, kt�rzy Go s�uchali, byli zdumieni bystro�ci� Jego umys�u i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili si� bardzo, a Jego Matka rzek�a do Niego: "Synu, czemu� nam to uczyni�? Oto ojciec Tw�j i ja z b�lem serca szukali�my Ciebie". Lecz On im odpowiedzia�: "Czemu�cie Mnie szukali? Czy nie wiedzieli�cie, �e powinienem by� w tym, co nale�y do mego Ojca?" Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedzia�. Potem poszed� z nimi i wr�ci� do Nazaretu; i by� im poddany. A Matka Jego chowa�a wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus za� czyni� post�py w m�dro�ci, w latach i w �asce u Boga i u ludzi. (�k 2,41-52)
Ewangelia dalej snuje w�tek "niespodzianek". Rozpoczyna si� seria "skandali".
Szukaj�c opowie�ci o �yciu �wi�tej Rodziny, typowi ludzie o tradycyjnych zasadach i pogl�dach duchowych sk�onni byliby oczekiwa� od Ewangelist�w oleodruku, obrazka idyllicznego, przyk�adnego, w najbardziej banalnym sensie tego st�wa.
Tymczasem Ewangelista jakby bawi� si� ukazywaniem nam fakt�w, kt�rych nie mo�na wepchn�� w �atwe schematy.
Rodzina prze�ywa kryzys spowodowany "wyskokiem" Jezusa. Niepokoj�ca odpowied� ze strony Dziecka. Z punktu widzenia pos�usze�stwa, urywek wydaje si� by� stworzony specjalnie po to, aby zadowoli� prze�o�onych, ale i podw�adnych. A mo�e by wzbudzi� niezadowolenie i jednych, i drugich. Bez wzgl�du na to, jak si� na ten epizod spojrzy, umieszcza si� go zawsze w kontek�cie pos�usze�stwa. A "wyskok" Dziecka jest przecie� aktem pos�usze�stwa, cho� wy�szej rangi. "Powinienem by� zawsze w tym, co nale�y do mego Ojca".
Zostawmy jednak pos�usze�stwo, przynajmniej na razie, i popatrzmy na inne aspekty tego epizodu.
Dziecko ro�nie. Chodzi. Odchodzi samo i trzeba Go gor�czkowo poszukiwa�.
22
Powiedzmy sobie prawd�. Dzieci�tko ze ���bka jest dla nas bardzo wygodne. Podlega naszej w�adzy. Mo�emy Je obsypywa� pieszczotami, g�aska�, okazywa� Mu ciep�o naszych uczu� (czy sentymentalizm�w?). Nie przeszkadza nam zupe�nie. Wprost przeciwnie.
Tymczasem Dziecko, kt�re ro�nie, kt�re chodzi, wprowadza nas w straszne zak�opotanie. Stwarza kr�puj�ce sytuacje. Mo�e odej�� w ka�dej chwili. A my jeste�my zmuszeni p�j�� za Nim. W�drowa�.
Dla wielu z nas idea�em by�by ���bek ustawiony przez ca�y rok lub przez ca�e �ycie.
A tymczasem musimy pozwoli� Dzieci�tku opu�ci� nasz bogato ubogi ���bek z papier mache. W� i osio� maj� w nim co je�� i wola�yby go nie opuszcza�. Jednak On, g��wna Osoba, nie mo�e d�ugo w nim wytrzyma�. W tym powietrzu zbytnio przesi�kni�tym marn� poezj� i ckliwo�ci�, tymi �miesznymi kolorowymi �wiate�kami, Dzieci�tko nie ro�nie, nie m�nieje.
Musi koniecznie wyj�� na dw�r. Potrzebuje czystego, �wie�ego powietrza. Na nic Mu si� zdaj� nasze pieszczoty. Chce wyj��. Pragnie znale�� si� na drogach ludzi, chce wyj�� naprzeciw cz�owiekowi, chce wej�� do jego domu, uczestniczy� w jego dramatach, w jego oczekiwaniach, l�kach i �zach, w jego nadziejach i rado�ciach.
Nie trzymajmy wi�c Dzieci�tka jak wi�nia w naszych papierowych ���bkach. Ono pragnie wyj��, wzrasta�, i�� naprzeciw ludziom.
Nie anektujmy Go samowolnie. Ono nale�y do wszystkich.
Starajmy si� raczej wynie�� Je na zewn�trz. Ca�a Ewangelia na dobr� spraw� jest wielk� w�dr�wk�. W�druje Maryja, i to z po�piechem, by odwiedzi� El�biet�. W�druj� Maryja i J�zef z Nazaretu do Betlejem, a potem z Betlejem do Egiptu i z Egiptu do Nazaretu.
W�druje Jezus po wszystkich drogach Palestyny. Od uczni�w domaga si�: "Id�cie i g�o�cie Moj� Ewangeli�".
Starano si� zatrzyma� Go na zawsze, przy gwa�d�a j�� Go do krzy�a i piecz�tuj�c gr�b. I zn�w odnaleziono Go w�druj�cego drog� do Emaus, w towarzystwie dw�ch uczni�w pogr��onych w rozpaczy. Nic nie mo�e zatrzyma� Chrystusa...
"Jego uczniowie pragn�li ograniczy� Jego dzia�anie do Palestyny, jako �e by� �ydem, a odnale�li Go w Antiochii, w Aleksandrii, w Atenach, Rzymie, zanim jeszcze dotarli tam Aposto�owie.
23
Chcieli Mu nada� obywatelstwo rzymskie, a On by� ju� tam z barbarzy�cami.
Zbudowali Mu cudowne bazyliki, a On ju� wcze�niej przyj�� go�cin� w chatach mnich�w nad brzegiem Mozy, Renu, Dunaju (a jeszcze wcze�niej nad Nilem).
Chcieli Go zatrzyma� nad Morzem �r�dziemnym, a On przekroczy� Atlantyk z Kolumbem.
Kultura grecka pr�bowa�a rozumem ogarn�� paradoksy Jego Ewangelii, a On t�umaczy� j� prostaczkom.
Feudalizm sk�ada� Mu w darze zamki, a On zamieszkiwa� z ch�opami pa�szczy�nianymi.
Kr�lowie nadawali Mu godno�� szambelana lub kapelana dworu, a On zostawa� galernikiem ze �w. Wincentym a Paulo.
Szlachetnie urodzeni s�dzili ju�, �e zdo�ali Go otoczy� z�oconymi stiukami po�r�d �wi�tych i anio��w pod sklepieniami barokowych ko�cio��w, gdy rewolucja francuska skaza�a Go na wygnanie.
Wyszydziwszy Go, mieszcza�stwo zacz�o Go poszukiwa�, a biedny lud uwierzy� i nadal wierzy, �e On pozosta� tam, z tymi, kt�rzy ludu nie kochaj�, podczas gdy On w�druje nios�c jego troski i jego nadzieje" (P. Mazzolari).
Pami�tajmy wi�c, by nie "zatrzymywa�" Chrystusa. By Go nie anektowa� dla siebie. Jest to cz�sta i do�� niebezpieczna pokusa w �yciu chrze�cija�skim.
Ile� barier! Ile� zamkni�tych dr�g! Ile� szlak�w obowi�zkowych! (On jednak nic sobie nie robi z naszych tras, cho� by�y szczeg�owo opracowane i przestudiowane przez specjalist�w. Jemu odpowiadaj� r�wnie� �cie�ki).
Przede wszystkim ile� lenistwa!
Dobrze b�dzie od�wie�y� sobie pami��. Zdecydowali�my si� p�j�� za Chrystusem. Idzie si� oczywi�cie za kim�, kto gdzie� zd��a, a nie za kim�, kto stoi. Jasne? A wobec tego sk�d tyle powo�a� do bezruchu?
Chrystus nie pozwala uwi�zi� si� w naszych schematach, zamkn�� w naszych formu�ach i w naszych planach apostolstwa.
W�druje. Ci�gle jest przed nami. Przygotowuje dla nas nowe "niespodzianki".
Je�eli w naszym ko�ciele, w naszej grupie, w naszym getcie katolickim zbyt wiele jest zamkni�tych drzwi i okien. On odchodzi. Potrzebuje �wie�ego powietrza.
I kocha w�drowa�.
CZY CZ�OWIEK TO GORYL Z KARABINEM?
S�yszeli�cie, �e powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by si� dopu�ci! zab�jstwa, podlega s�dowi. A Ja wam powiadam: Ka�dy, kto si�, gniewa na swego brata, podlega s�dowi. A kto by rzeki swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzeki:
"Bezbo�niku", podlega karze piekl� ognistego. Je�li wia� przyniesiesz dar sw�j przed o�tarz i tam wspomnisz, �e brat tw�j ma co� przeciw tobie, zostaw tam dar sw�j przed oharzem, a najpierw id� i pojednaj si� z bratem swoim! Potem przyjd� i dar sw�j ofiaruj! (Mt 5,21-24)
S�yszeli�cie, �e powiedziano: Oko za oko i z�b za z�b! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu zlemu, lecz je�li ci� kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawowa� si� z tob� i wzi�� twoj� szat�, odst�p i plaszcz. Zmusza ci� kto, �eby i�� z nim tysi�c krok�w, id� dwa tysi�ce! Daj temu, kto ci� prosi i nie odwracaj si� od tego, kto chce po�yczy� od ciebie.
S�yszeli�cie, �e powiedziano: B�dziesz mi�owal swego bli�niego, a nieprzyjaciela swego b�dziesz nienawidzi�. A Ja wam powiadam:
Milujcie waszych nieprzyjaci� i m�dlcie si� za tych, kt�rzy was prze�laduj�; tak b�dziecie synami Ojca waszego, kt�ry jest w niebie; poniewa� On sprawia, �e s�o�ce Jego wschodzi nad ztymi i nad dobrymi, i On zsy�a deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Je�li bowiem mi�ujecie tych, kt�rzy was mi�uj�, c� za nagrod� mie� b�dziecie? Czy� i celnicy tego nie czyni�? I je�li pozdrawiacie tylko swych braci, c� szczeg�lnego czynicie? Czy� i poganie tego nie czyni�? B�d�cie wi�c wy doskonali, jak doskona�y jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5,38-48)
Lecz powiadam wam, kt�rzy s�uchacie: Mi�ujcie waszych nieprzyjaci�; dobrze czy�cie tym, kt�rzy was nienawidz�; b�ogos�awcie tym, kt�rzy was przeklinaj� i m�dlcie si� za tych, kt�rzy was oczerniaj�. (�k 6,27-28)
B�d�cie mi�osierni, jak Ojciec wasz jest mi�osierny. (�k 6,36)
Zdania te ka�� nam zmierzy� odleg�o��, dziel�c� nasze postawy my�lowe, nasze �ycie jako chrze�cijan, od Ewangelii.
Wobec tej dok�adnie sprecyzowanej nauki Chrystusa nale�a�oby logicznie przypuszcza�, �e zagadnienie przemocy i wojny zosta�o rozwik�ane raz na zawsze.
Tymczasem po up�ywie dw�ch tysi�cy lat dyskusja jest ci�gle otwarta. U�ci�lenia, �cieranie si� opinii, "stanowiska niejasne",
25
wahania, usprawiedliwienia, dyplomatyczna przebieg�o��, kompromisy. W dalszym ci�gu bawimy si� w wynajdywanie r�nic mi�dzy wojn� sprawiedliw� i niesprawiedliw�, mi�dzy agresj� a obron�, mi�dzy wy�cigiem zbroje� i si�� perswazji.
Dochodzi nawet do tego, �e humorystycznie traktuje si� s�owa Chrystusa. Ostatnio w artykule, kt�ry chlubi si� obron� "cywilizacji chrze�cija�skiej", pewien "moralista" znany ze swej �miesznej zarozumia�o�ci, komentuj�c konflikt pomi�dzy Arabami a Izraelem, pr�bowa� uspokoi� chrze�cija�skie sumienia w nast�puj�cy spos�b: Chrystus m�wi nam, by nadstawi� drugi policzek, ale nie trzeci.
Ufam, �e B�g wybaczy mu ten blu�nierczy idiotyzm.
Nic nie zmienia faktu, �e tym "ale", kt�re doczepili�my do kategorycznego "Nie zabijaj", wyposa�yli�my w uprawnienia tysi�ce kat�w.
Chrze�cijanie, pos�uguj�c si� kazuistyk�, jakiej pe�ne s� podr�czniki moralno�ci, s� bardzo biegli w demaskowaniu r�nych grzech�w we wszystkich ich formach i odcieniach. Jednak staj� si� nagle zak�opotani lub pow�ci�gliwi, gdy chodzi o ujawnienie zbrodni Kaina.
Tymczasem krew p�ynie nadal. A teologowie, kt�rzy opracowali kompletny regulamin dotycz�cy szat kap�a�skich, nie znale�li jeszcze czasu, by opracowa� r�wnie wyczerpuj�cy na temat przemocy.
�wiatu na nic zdadz� si� nasze z�agodzenia, usprawiedliwienia, wykr�ty.
�wiat oczekuje jasnych s��w. Proroczych, a nie dyplomatycznych.
Ko�cio�y nie mog� ju� by�, jak powiedziano, "naczyniem z wod� �wi�con� w atomowej �wi�tyni".
BRO� ZRODZI�A CZ�OWIEKA
Kto� wysun�� hipotez�, �e przemoc do tego stopnia charakteryzuje natur� ludzk�, i� cz�owieka nie korzystaj�cego z przemocy nale�y uwa�a� za nienormalnego. �e cz�owiek nie jest potomkiem zwyk�ej ma�py, ale okrutnej "ma�py morderczyni".
Na potwierdzenie tego podaje si� odnalezienie ma�py uzbrojonej w ko�� antylopy. U�ywa�a jej z pewno�ci� do gruchotania czaszek przeciwnik�w.
Tak zwany homo sapiens mia�by zatem by� legalnym potomkiem nie tylko ma�py, ale r�wnie� broni. "Bro� zrodzi�a cz�owieka" *.
� Robert Ardrey, African genesis.
26
Najwy�sz� przyjemno�ci� cz�owieka by�oby wi�c naciskanie spustu, a w przypadku biedaka - wywijanie kijem.
Trzeba przyzna�, �e "my, uzbrojone goryle, osi�gn�li�my teraz punkt krytyczny w naszym post�pie ewolucyjnym, w kt�rym wydaje si�, �e je�li nie zdo�amy przekroczy� poziomu, jaki osi�gn�li�my przed milionem lat, innymi s�owy, je�eli nie nauczymy si� rozwi�zywa� naszych problem�w zamiast kijami - rozumem, znikniemy tak szybko jak dinozaury.
Zabawne w tym wszystkim jest to, �e stanowimy gatunek, kt�remu dano mo�no�� wyboru: mo�no�� prze�ycia lub nieprze�ycia. Posiadamy czaszki bardzo du�e, musimy spo�ytkowa� je na co� innego ni� na wynajdywanie sposob�w wylecenia w powietrze" (T. Merton).
"Opatrzno�� Bo�a przynagla nas do tego, aby�my samych siebie uwolnili od wiekowej niewoli wojny. Je�eliby�my za� nie chcieli podj�� si� tego wysi�ku, nie wiadomo, dok�d nas zaprowadzi ta z�a droga, na kt�r� weszli�my" (Gaudium et spes, n. 81).
PROROK-STR�Z
Powr��my do pocz�tkowych rozwa�a�. Jak� postaw� ma przyj�� w praktyce chrze�cijanin wobec przemocy?
Mo�e nie warto zatrzymywa� si� d�u�ej przy dw�ch powinno�ciach, kt�re s� a� nadto oczywiste:
1. Przemoc rodzi si� w sercu cz�owieka. Tote� by wyrwa� ten chwast z ziemi, trzeba przede wszystkim zniszczy� go w nas samych. Z�o, nim wybuchnie "na zewn�trz", trawi sumienie.
"Zbyt wiele razy w historii sumienie sta�o si� wsp�lnikiem wo]ny, gdy� z wolna utraci�o sw� wewn�trzn� odporno��. Je�eli wewn�trz, w sercu, w duszy, w sumieniu, nie b�dziemy lud�mi pokoju, nigdy nie zawrzemy pokoju. Pierwszym rozbrojeniem jest rozbrojenie sumienia z wszelkich uprzedze�, rozbrojenie serca. Tam ka�dy z nas nosi beczk� prochu, kt�ra zawsze mo�e zosta� podpalona" (U. Vivarelli).
2. Trzeba wyrwa� z korzeniami przyczyny wojny, nale�y "przede wszystkim wypleni� przyczyny konflikt�w, kt�re przeradzaj� si� w wojny, zw�aszcza za� przejawy niesprawiedliwo�ci" (Gaudium et spes, n. 83).
Koniecznie jednak trzeba tu podkre�li� inn� powinno��, wynikaj�c� z proroczego powo�ania chrze�cijanina: powinno�� g�o�nego wo�ania.
"Synu cz�owieczy, przem�w do swoich rodak�w i powiedz im: Je�li na jaki� kraj sprowadzam miecz, a jego mieszka�cy
27
wybior� sobie jakiego� m�a i wyznacz� go na str�a, on za� widzi, �e miecz przychodzi na kraj, w tr�b� dmie i ostrzega lud, ale kto�, cho� s�yszy d�wi�k tr�by, nie pozwala si� ostrzec, tak �e miecz nadchodzi i zabija go, to on sam winien jest swej �mierci. D�wi�k tr�by us�ysza�; nie da� si� jednak ostrzec, niech spadnie na niego wina za w�asn� �mier�. Tamten jednak, kto przestrzeg�, ocali� samego siebie. Je�li jednak�e str� widzi, �e przychodzi miecz, a nie dmie w tr�b� i lud nie jest ostrze�ony, i przychodzi miecz i zabija kogo� z nich, to ten ostatni porwany jest wprawdzie z w�asnej winy, ale win� za jego �mier� obarcz� str�a. Ciebie, o synu cz�owieczy, wyznaczy�em na str�a domu Izraela" (Ez 33,2-7).
Ot� to, w epoce nuklearnej, wobec gro�by totalnej zag�ady, chrze�cijanin musi na nowo odkry� powo�anie proroka--str�a.
Wszyscy, nawet cz�owiek ulicy, maj� prawo us�ysze� jego krzyk prawdy. Je�eli nie zabrzmi tr�ba, B�g za��da w�a�nie od str�a przyj�cia odpowiedzialno�ci za �mier� braci.
W jednej z kluczowych scen filmu Ciaude Autant-Lara Tu ne tueras pas ("Nie zabijaj") daje si� s�ysze� krzyk pe�en udr�ki: "Je�eli B�g jest przeciwko wojnie, niech to powie!" ,
Tego samego mog� wymaga� ludzie naszych czas�w od chrze�cijan: "Je�eli jeste�cie przeciwko wojnie, powiedzcie to jasno".
W dwa tysi�ce lat od Kazania na G�rze, �wiat ma prawo otrzyma� dok�adn� odpowied�.
Uznajmy to z pokor�, ale i z wielk� gorycz�: proroczy okrzyk nigdy jeszcze nie wydar� nam si� z gard�a. Wolimy delektowa� si� Machiavellim ni� po prostu zaakceptowa� Ewangeli�. Odwo�ujemy si� wci�� do przestarza�ej teorii "s�usznej wojny". Bezceremonialnie manewrujemy poj�ciami, zmieniaj�cymi si� jak kameleon. Pozwolili�my, by drwiono z b�ogos�awie�stwa dla "czyni�cych pok�j".
Pos�uchajmy twardych, pe�nych troski s��w teologa:
"Prawdziwym skandalem jest to, �e dzi� jeszcze wielu biskup�w, teolog�w, moralist�w oraz tysi�ce zwyk�ych chrze�cijan godzi si� na wyzwanie teologii terroru, kazuistyki masakry i moralno�ci zab�jstwa. Na mi�o�� bosk�, je�eli Ko�ci� Bo�y nie jest jeszcze zdolny wprowadzi� pokoju mi�dzy lud�mi, niech przynajmniej nie uczy nas igrania z Ewangeli�. Zawsze, niestety, b�dziemy mieli tysi�c i jeden powod�w, aby chwyci� za bro�, by zabija�; zawsze b�dziemy s�abi i dr��cy wobec bezwzgl�dnego przymusu rozw�cieczonych pa�stw. Z pewno��
28
ci� nie potrzebujemy Ko�cio�a, by pozna� smak krwi. Potrzebujemy odmowy Ko�cio�a, do kt�rej do��czy� by mo�na nasz� odmow�. Potrzebujemy tego non possumus, kt�re pomog�oby nam powiedzie� �nie�, podczas gdy cia�o i �wiat pchaj� nas do powiedzenia �tak� w�ciek�o�ci i wojnie" *.
GDY BARANEK JEST SILNY
Wobec wojny chrze�cijanin mo�e przyj�� tylko postaw� nieuciekania si� do przemocy. Zwr��my uwag�: chodzi o bierny op�r silnych, a nie s�abych, bezsilnych, zrezygnowanych.
Nasze nieuciekanie si� do przemocy musi by� wyrazem si�y. Musimy ponownie odkry� rol�, kt�ra jest stworzona dla nas:
rol� barank�w (i pozw�lmy przebieg�ym szydzi� z nas do woli).
"Wojn� mo�na prowadzi� tylko na wz�