951
Szczegóły |
Tytuł |
951 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
951 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 951 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
951 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Francine Ri
vers
G�os w wietrze. Cz.I trylogii "Znami� lwa"
Warszawa: Palabra, 1997
Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowski
Rozdzia� I
Jerozolima
Milcz�ce miasto sma�y�o si� w pal�cym s�o�cu, gnij�c tak samo, jak
tysi�ce cia� le��cych tam, gdzie pad�y podczas walk ulicznych.
Przygn�biaj�cy gor�cy wiatr wia� od po�udniowego wschodu, nios�c z
sob� smr�d zgnilizny i rozk�adu. A poza murami miasta sama �mier�
w osobie Tytusa, syna Wespazjana, czeka�a wraz z sze��dziesi�cioma
tysi�cami legionist�w, kt�rym spieszno by�o spustoszy� miasto
Boga.
Zanim jeszcze Rzymianie przebyli Dolin� Cierni i rozbili obozy na
G�rze Oliwnej, boj�wki, kt�re wkroczy�y w obr�b mur�w
jerozolimskich, poczyni�y przygotowania do dzie�a zniszczenia.
�ydowscy rabusie, kt�rzy uciekli teraz jak szczury przed rzymskimi
legionistami, run�li niedawno na Jerozolim� i wtargn�wszy do
�wi�tyni, wymordowali co znaczniejszych obywateli. Rzucaj�c losy o
kap�an�w, obr�cili dom modlitwy w plac targowy tyranii.
Zaraz po rabusiach nap�yn�li powsta�cy i zeloci. Pod kierunkiem
rywalizuj�cych mi�dzy sob� przyw�dc�w - Jana, Szymona i Eleazara -
boj�wki szala�y w murach miasta. Upojeni w�adz� i nad�ci pych�
ci�li Jerozolim� na krwawe plastry.
�ami�c szabat i prawa Boga, Eleazar rzuci� si� do szturmu na
twierdz� Antoni� i wymordowa� broni�cych si� w niej rzymskich
�o�nierzy. Zeloci miotali si� jak op�tani, morduj�c nast�pne
tysi�ce tych, kt�rzy pr�bowali przywr�ci� porz�dek w oszala�ym
mie�cie. Ustanowiono bezprawne trybuna�y i drwiono z prawa
ludzkiego i Boskiego, zabijaj�c setki niewinnych m�czyzn i
kobiet. W tym chaosie spalono spichrze wype�nione zbo�em. Wkr�tce
pojawi� si� g��d.
Sprawiedliwi �ydzi modlili si� �arliwie i z rozpacz� w sercu, by
Rzym zn�w wyst�pi� przeciwko wielkiemu miastu. Wierzyli bowiem, �e
wtedy, dopiero wtedy wszystkie przebywaj�ce w Jerozolimie boj�wki
zjednocz� si� w jednej sprawie: w walce z Rzymem o wolno��.
I Rzym przyby� z niesionymi wysoko znienawidzonymi insygniami i
wojennym okrzykiem, kt�ry poni�s� si� przez ca�� Jude�. Wzi�li
Gadar�, Jotopat�, Beer-Szeb�, Jerycho, Cezare�. Pot�ne legiony
maszerowa�y �ladami pobo�nych pielgrzym�w, kt�rzy ze wszystkich
zak�tk�w �wiata, gdzie osiedlili si� �ydzi, zd��ali tu, by uczci�
i obchodzi� uroczy�cie �wi�ty Dzie� Niekwaszonego Chleba, Pasch�.
Dziesi�tki tysi�cy niewinnych ludzi nap�yn�y do miasta i znalaz�y
si� w samym �rodku wojny domowej. Zeloci zamkn�li bramy, wi�c
przybysze znale�li si� w pu�apce. Kiedy zjawi� si� Rzym, �oskot
zniszczenia ni�s� si� ju� przez Dolin� Cedronu, odbijaj�c si�
echem o mury Jerozolimy. Tytus przyst�pi� do obl�enia starego,
�wi�tego miasta, zdecydowany raz na zawsze sko�czy� z �ydowskim
buntem.
J�zef, �ydowski dow�dca zdobytej Jotopaty, wzi�ty przez Rzymian do
niewoli, p�aka� i wykrzykiwa� z pierwszego muru zdobytego przez
legionist�w. Za przyzwoleniem Tytusa b�aga� swoich ziomk�w, by si�
skruszyli, ostrzegaj�c, �e B�g jest przeciw nim, �e rych�o spe�ni�
si� proroctwa zapowiadaj�ce zniszczenie. Nieliczni, kt�rzy
pos�uchali go i zdo�ali uciec zelotom, wpadali w r�ce chciwych
Syryjczyk�w - a ci r�bali ich na kawa�ki, poszukuj�c z�otych
monet, mniemali bowiem, �e nieszcz�nicy po�kn�li je przed
ucieczk�. Ci, kt�rzy nie dbali o J�zefa, nara�ali si� na ca��
w�ciek�o�� rzymskiej machiny wojennej. Tytus poleci� �ci��
wszystkie drzewa na przestrzeni wielu mil i zbudowa� urz�dzenia
obl�nicze, z kt�rych wyrzucano ku miastu w��cznie, kamienie, a
nawet je�c�w.
Miasto wi�o si� w spazmach buntu - od placu targowego w G�rnym
Mie�cie po Akr� w Dolnym, wraz z oddzielaj�c� je Dolin� Handlarzy
Serem.
W wielkiej �wi�tyni Boga przyw�dca powsta�c�w, Jan, topi� dla
siebie �wi�te z�ote naczynia. Sprawiedliwi op�akiwali Jeruzalem,
oblubienic� kr�l�w, matk� prorok�w, dom pastuszego kr�la Dawida.
Rozdarta na strz�py przez w�asny nar�d, le�a�a wypatroszona i
bezsilna, czekaj�c na �miertelny cios z r�ki znienawidzonych
poga�skich przybysz�w.
Anarchia zburzy�a Syjon i oto - Rzym stan�� w pogotowiu, by niszczy�
anarchi�... zawsze... wsz�dzie...
Hadassa trzyma�a matk� w obj�ciach i �zy p�yn�y jej z oczu, kiedy
odgarnia�a czarne w�osy z wychudzonej, bladej twarzy swej
rodzicielki. Matka by�a niegdy� pi�kn� kobiet�. Hadassa pami�ta�a,
�e lubi�a patrze�, jak matka sczesywa�a w�osy w d�, a� sp�ywa�y
l�ni�cymi falami na jej kark. Ojciec nazywa� te w�osy jej diademem
chwa�y. Teraz by�y matowe i szorstkie. Rumiane niegdy� policzki
poblad�y i zapad�y si�. Brzuch mia�a wzd�ty od marnego po�ywienia,
a ko�ci n�g i ramion rysowa�y si� wyra�nie pod szar� wierzchni�
sukni�.
Hadassa unios�a d�o� matki i poca�owa�a czule. Ta d�o� by�a jak
ko�ciste szpony, wiotkie i zimne. "Mamo?" �adnej odpowiedzi.
Hadassa spojrza�a na drug� stron� izby, gdzie jej m�odsza siostra,
Lea, le�a�a w k�cie na brudnym sienniku. Na szcz�cie spa�a i
dzi�ki temu mog�a zapomnie� o m�ce powolnego konania z g�odu.
Hadassa znowu pog�adzi�a g�ow� matki. Cisza okrywa�a j� niby
gor�cy ca�un; b�l pustego brzucha by� prawie nie do wytrzymania.
Nie dalej jak wczoraj przelewa�a pe�ne goryczy �zy, kiedy matka
dzi�kowa�a Bogu za posi�ek, kt�ry Markowi uda�o si� dla nich
znale��: sk�r� z tarczy poleg�ego rzymskiego �o�nierza.
Jak dawno temu oni wszyscy rozstali si� z �yciem?
Pogr��ona w swym niemym przygn�bieniu s�ysza�a jednak, jak ojciec
zwraca si� do niej swoim pewnym, ale �agodnym g�osem:
- Cz�owiek nie uniknie przeznaczenia, nawet kiedy ma je przed
swymi oczami.
Hadassa powtarza�a sobie te s�owa ledwie par� tygodni temu - cho�
teraz wydawa�o si�, �e min�a wieczno��. Ojciec modli� si� ca�y
ranek, a ona tak si� ba�a! Wiedzia�a, co ojciec zrobi, co robi�
zawsze przedtem. Wyjdzie, by przed niewierz�cymi naucza� o
Mesjaszu, Jezusie z Nazaretu.
- Dlaczego musisz wychodzi� i przemawia� do jakich� ludzi?
Ostatnio omal ci� nie zabili.
- Do jakich� ludzi, Hadasso? S� naszymi ziomkami. Jestem z
pokolenia Beniamina. - Czu�a nadal na policzku delikatne
dotkni�cie jego d�oni. - Musimy wykorzystywa� ka�d� sposobno��, by
g�osi� prawd� i pok�j. A zw�aszcza teraz. Dla wielu tak ma�o czasu
pozosta�o.
Przywar�a do niego.
- Prosz�, ojcze, nie odchod�, wiesz przecie�, co si� stanie. Co
zrobimy bez ciebie? Nie potrafisz przynie�� pokoju. Tu nie ma
miejsca na pok�j!
- Nie m�wi� o pokoju �wiata, Hadasso, ale o pokoju Bo�ym. Wiesz
przecie�. - Przytuli� j� mocniej. - Sza, c�reczko. Ju� nie p�acz.
Nie mog�a go pu�ci�. Wiedzia�a, �e nie zechc� s�ucha�, nie zechc�
tego, co ma im do powiedzenia. Ludzie Szymona rozerw� go na
strz�py, i to na oczach t�umu, by pokaza�, jaki los czeka tych,
kt�rzy domagaj� si� pokoju. Inni ju� tak sko�czyli.
- Musz� i��. - Jego r�ce by�y stanowcze, ale oczy �agodne, kiedy
unosi� jej podbr�dek. - Cokolwiek si� zdarzy, Pan zawsze b�dzie z
wami. - Ca�owa� j� i tuli�, a p�niej odsun�� od siebie, by
u�cisn�� i poca�owa� pozosta�� dw�jk� dzieci. - Marku, masz tu
zosta� z matk� i siostrami.
Hadassa uczepi�a si� matki i potrz�sa�a ni�, b�agaj�c:
- Nie pozwolisz mu! Nie dzisiaj!
- Cicho, Hadasso. Komu s�u�ysz, wykrzykuj�c tak przeciwko swemu
ojcu?
Matka skarci�a j� �agodnym g�osem, ale i tak zabola�o. Wiele razy
powtarza�a przedtem, �e kto nie s�u�y Panu, s�u�y, cho�by
nie�wiadomie, z�u. Wstrzymuj�c �zy, Hadassa pos�ucha�a matki i nie
odezwa�a si� ju� ani s�owem.
Rebeka po�o�y�a d�o� na okolonej siw� brod� twarzy swojego m�a.
Wiedzia�a, �e Hadassa ma racj�; mo�e nie wr�ci�, i zapewne nie
wr�ci. Ale przecie� taka jest wola Boga, jego ofiara mo�e uratowa�
czyj�� dusz�. A do�� uratowa� jedn� jedyn� dusz�. Oczy mia�a pe�ne
�ez i nie mog�a - nie �mia�a - nic powiedzie�. Ba�a si�, �e gdyby
otworzy�a usta, do��czy�aby do Hadassy, b�agaj�c go, by nie
wychodzi� z ich ma�ego domku. Lecz Chananiasz lepiej ni� ona
wiedzia�, czego Pan dla niego chce. Po�o�y� d�o� na jej d�oni i
Rebeka spr�bowa�a prze�kn�� �zy.
- Pami�taj, Rebeko, o Panu - powiedzia� uroczystym tonem. -
Jeste�my w Nim razem, ty i ja.
Nie wr�ci�.
Hadassa pochyli�a si� opieku�czo nad matk�, przestraszona, �e j�
tak�e mog�aby utraci�. "Matko?" Nadal �adnej odpowiedzi. Oddycha�a
p�ytko, twarz mia�a popielat�. Czemu Marek nie wraca? Wyszed� o
�wicie. Z pewno�ci� Pan nie zechce zabra� jego tak�e...
Hadassa poczu�a, jak w ciszy ma�ej izby narasta w niej strach. Z
roztargnieniem g�aska�a matk� po g�owie. Prosz�, Bo�e m�j. Prosz�!
S�owa nie przechodzi�y jej przez gard�o, w ka�dym razie �adne
s�owa, kt�re by co� znaczy�y. Tylko j�k z samej g��bi duszy.
Prosz� o co? Oby pomarli z g�odu, nim przyjd� uzbrojeni w miecze
Rzymianie, by nie cierpieli m�ki konania na krzy�u? O Bo�e, m�j
Bo�e! Jej b�aganie p�yn�o odarte ze s��w i rozpaczliwe, bez
nadziei i pe�ne l�ku. Pom� nam!
Po co przybyli do tego miasta? Nienawidzi�a Jerozolimy.
Zmaga�a si� z trawi�c� j� rozpacz�. A by�a to rozpacz tak ci�ka,
�e Hadassa czu�a, jakby jaki� fizyczny ci�ar �ci�ga� j� w g��b
ciemnej studni. Pr�bowa�a rozmy�la� o lepszych czasach, o chwilach
szcz�liwszych, ale takie my�li ci�gle jej umyka�y.
Pomy�la�a o dawno temu prze�ytych miesi�cach, kiedy wyruszyli z
Galilei, nie spodziewaj�c si� zgo�a, �e miasto stanie si� dla nich
pu�apk�. W wiecz�r przed wej�ciem do Jerozolimy ojciec rozbi� ob�z
na wzg�rzu, z kt�rego widzieli g�r� Moria, gdzie Abraham prawie
z�o�y� ofiar� z Izaaka. Ojciec opowiada� im o czasach, kiedy by�
ch�opcem i mieszka� tu� za miastem, do p�nej nocy m�wi� o prawach
Moj�eszowych, wed�ug kt�rych wzrasta�. M�wi� o prorokach. M�wi� o
Jeszui, Chrystusie.
Hadassa zasn�a i �ni�a o tym, jak Pan nakarmi� na wzg�rzu
pi�ciotysi�czn� rzesz�.
Przypomnia�a sobie, �e o brzasku ojciec obudzi� ca�� swoj�
rodzin�. I przypomnia�a sobie, jak s�o�ce w�drowa�o wy�ej i wy�ej
i �wiat�o odbija�o si� od marmur�w i z�ota �wi�tyni, zmieniaj�c
budowl� w latarni� gorej�c� splendorem, widoczn� z odleg�o�ci
wielu mil. Hadassa nadal czu�a ca�� groz�, jaka przenikn�a j�
wtedy na widok tej chwa�y. "Ojcze, jakie to pi�kne!"
- Tak - odpar� uroczy�cie. - Lecz jak�e cz�sto rzeczy wielkiej
urody s� pe�ne wielkiego zepsucia.
Pomimo prze�ladowa� i niebezpiecze�stw, jakie czeka�y ich w
Jerozolimie, ojciec by� rozradowany i przenikni�ty oczekiwaniem,
kiedy przekraczali bramy miasta. Mo�e tym razem wi�ksza liczba
ziomk�w zechce go wys�ucha�; mo�e wi�cej z nich odda serca
zmartwychwsta�emu Panu.
Nieliczni spo�r�d wierz�cych w Jezusa pozostali w Jerozolimie.
Wielu trafi�o do wi�zienia, paru ukamienowano, jeszcze wi�cej
wyp�dzono w inne miejsca. Tak wyp�dzono �azarza, jego siostr� i
Mari� Magdalen�; aposto� Jan, bliski przyjaciel rodziny, opu�ci�
Jerozolim� dwa lata wcze�niej, zabieraj�c ze sob� Matk� Pana. A
jednak ojciec Hadassy pozosta�. Raz w roku wraca� do Jerozolimy z
ca�� rodzin�, by w pokoju na g�rze spotka� si� z innymi
wierz�cymi. Dzielili si� chlebem i winem, tak jak ich Pan, Jezus,
czyni� to w wiecz�r przed ukrzy�owaniem. Tego roku Symeon
Bar-Adoniasz obwie�ci�, jakie dania z�o�� si� na uczt� paschaln�:
"Jagni�, nie zakwaszony chleb i gorzkie zio�a paschalne maj� dla
nas r�wnie wielkie znaczenie, jak dla naszych �ydowskich braci i
si�str. Pan nape�nia sob� ka�d� z tych rzeczy. Jest Barankiem
Bo�ym bez skazy, kt�ry, sam bezgrzeszny, wzi�� na siebie ca��
gorycz naszych grzech�w. Jak �ydom w niewoli egipskiej
powiedziano, by przelali krew baranka na progu swoich domostw,
gdy� dzi�ki temu ominie ich Bo�y gniew i s�d, tak Jezus przela� za
nas sw� krew, by�my w Dniu S�du stan�li bez winy przed Bogiem.
Jeste�my dzie�mi Abrahama, albowiem przez nasz� wiar� w Pana
jeste�my zbawieni za po�rednictwem Jego �aski..."
Przez nast�pne trzy dni po�cili, modlili si� i przepowiadali
nauczanie Jezusa. Trzeciego dnia �piewali i radowali si�, raz
jeszcze �ami�c si� chlebem dla uczczenia Jego zmartwychwstania. I
co roku w ostatnich godzinach wsp�lnego �wi�towania ojciec Hadassy
opowiada� swoj� histori�. I w tym roku tak by�o. Wi�kszo�� wiele
razy s�ysza�a jego opowie��, ale zawsze byli i tacy, kt�rzy
zostali dopiero teraz pozyskani dla wiary. Do tych ludzi
przemawia� ojciec.
Sta� przed nimi - prosty cz�owiek o siwych w�osach na g�owie i
brodzie i o ciemnych oczach pe�nych �wiat�a i pogody. Nie by�o w
nim nic, co przykuwa�oby uwag�. Nawet kiedy m�wi�, nie by�o w nim
nic nadzwyczajnego. Tylko dotkni�cie r�ki Boga czyni�o go innym
ni� pozostali.
"M�j ojciec by� dobrym cz�owiekiem z pokolenia Beniamina. Mi�owa�
Boga i nauczy� mnie Prawa Moj�eszowego - zacz�� spokojnie, patrz�c
w oczy siedz�cym najbli�ej. - By� kupcem, mieszka� nie opodal
Jerozolimy i po�lubi� moj� matk�, c�rk� ubogiego rolnika. Nie
byli�my ni bogaci, ni biedni. Za wszystko, co mieli�my, ojciec
s�awi� Boga, dzi�kuj�c Mu. Kiedy nadchodzi� czas Paschy,
zamykali�my nasz sklepik i wchodzili�my do miasta. Matka zostawa�a
u przyjaci� i czyni�a przygotowania przed uczt� paschaln�. My,
ojciec i ja, sp�dzali�my czas w �wi�tyni. S�uchanie S�owa Bo�ego
by�o jak posi�ek, a ja marzy�em o tym, �eby zosta� uczonym w
Pi�mie. Nigdy jednak nie mia�o si� to spe�ni�. Kiedy mia�em
czterna�cie lat, ojciec umar� i musia�em zaj�� si� sklepikiem, bo
mia�em przecie� braci i siostry. Przysz�y ci�kie czasy, a ja
by�em m�ody i niedo�wiadczony. Ale B�g okaza� nam sw� dobro� i
zaspokaja� nasze potrzeby."
Zamkn�� oczy.
"Wtedy gor�czka wzi�a mnie w swe w�adanie. Zmaga�em si� ze
�mierci�. S�ysza�em, jak matka p�aka�a i b�aga�a Boga. Panie,
modli�em si�, nie pozw�l, bym umar�. Jestem potrzebny matce. Beze
mnie b�dzie sama i nikt si� o ni� nie zatroszczy. Prosz�, nie
zabieraj mnie teraz! Ale �mier� przysz�a. Osaczy�a mnie jak zimna
ciemno�� i trzyma�a w swym u�cisku."
W pokoju panowa�a niemal dotykalna cisza, gdy� s�uchacze w
napi�ciu czekali na zako�czenie opowie�ci.
Bez wzgl�du na to, ile razy Hadassa s�ysza�a t� opowie��, nigdy
nie by�a ni� znu�ona, s�owa ojca zawsze przenika�y j� do g��bi.
Czu�a mroczn� i samotn� si��, kt�ra wzywa�a go do siebie. By�o jej
ch�odno, obejmowa�a wi�c kolana ramionami i przyci�ga�a je do
piersi. A ojciec ci�gn�� opowie��.
"Matka powiedzia�a, �e przyjaciele nie�li mnie drog� w stron�
przeznaczonego dla mnie grobowca, kiedy przyszed� Jezus. Pan
us�ysza� p�acz i ulitowa� si�. Gdy zatrzymywa� procesj�
pogrzebow�, matka nie wiedzia�a, kim On jest, ale by�o z Nim wielu
uczni�w, a tak�e chorych i kalekich. I potem rozpozna�a Go, gdy�
dotkn�� mnie i wsta�em."
Hadassa mia�a ochot� zerwa� si� i krzycze� z rado�ci. Niekt�rzy z
obecnych p�akali, a na ich twarzach malowa�y si� zdumienie i
przestrach. Inni chcieli dotkn�� ojca, po�o�y� r�k� na cz�owieku,
kt�ry zosta� wyrwany �mierci przez Jezusa Chrystusa. I mieli takie
mn�stwo pyta�. Co czu�e�, kiedy wsta�e� z martwych? Czy
rozmawia�e� z Nim? Co ci rzek�? Jak wygl�da�?
W g�rnym pokoju, w otoczeniu wierz�cych, Hadassa wiedzia�a, �e nic
jej nie grozi. Mia�a w sobie si��. W tym miejscu czu�a obecno��
Boga i Jego mi�o��. "Dotkn�� mnie i wsta�em." Moc Boga pokona
wszystko.
Potem opuszczali pok�j na g�rze i kiedy ojciec prowadzi� swoj�
rodzin� w stron� domu, gdzie mieszkali, Hadassa znowu zaczyna�a
odczuwa� wszechobecny strach. Zawsze modli�a si�, by ojciec nie
zatrzymywa� si�, by m�wi� dalej. Gdy opowiada� sw� histori�
wierz�cym, p�akali i weselili si�. Dla niewierz�cych by�
przedmiotem szyderstwa. Uniesienie i poczucie bezpiecze�stwa,
jakie dzieli�a z tymi, kt�rzy wierzyli tak samo jak ona, znika�y,
kiedy patrzy�a, jak ojciec staje przed t�umem i znosi obelgi.
- S�uchajcie mnie, m�owie Judy - wykrzykiwa�, zwo�uj�c ludzi. -
S�uchajcie, gdy� mam wam do powiedzenia dobr� nowin�.
Z pocz�tku s�uchali. By� starym cz�owiekiem i budzi�
zaciekawienie. Prorocy zawsze stanowili rozrywk�. Nie by� tak
wymowny, jak przyw�dcy religijni; przemawia� s�owami prostymi,
p�yn�cymi prosto z serca. I ludzie niezmiennie �miali si� i
szydzili z niego. Niekt�rzy rzucali zgni�ymi jarzynami i owocami,
inni wykrzykiwali, �e jest szalony. Jeszcze innych gniewa�a jego
opowie�� o powstaniu z martwych i wykrzykiwali, �e jest k�amc� i
blu�nierc�.
Przed dwoma laty zosta� tak dotkliwie pobity, �e dwaj przyjaciele
musieli przyprowadzi� go do wynaj�tego domku, w kt�rym zawsze si�
zatrzymywali. Elkana i Benajasz starali si� go przekona�.
- Chananiaszu, nie mo�esz tu wraca� - powiedzia� Elkana. - Kap�ani
wiedz�, kim jeste�, i chc� ci� uciszy�. Nie s� tacy g�upi, �eby
stawia� ci� przed s�dem, lecz nie brak z�ych ludzi, kt�rzy za
szekla uczyni� wszystko, co si� im ka�e. Strzepnij kurz
jerozolimski ze swoich sanda��w i id� tam, gdzie zechc� wys�ucha�
pos�annictwa.
- A dok�d mam i��, je�li nie tutaj, gdzie nasz Pan umar� i powsta�
z martwych?
- Wielu z tych, kt�rzy byli �wiadkami zmartwychwstania, uciek�o
przed wi�zieniem i �mierci� z r�k faryzeuszy - odpar� Benajasz. -
Nawet �azarz opu�ci� Jude�.
- Dok�d si� uda�?
- M�wiono mi, �e zabra� swoje siostry i Mari� Magdalen� do Galii.
- Ja nie mog� opu�ci� Judei. Pan chce, bym tu zosta�, cokolwiek ma
si� sta�.
Benajasz milcza� przez d�u�sz� chwil�, a potem skin�� z powag�
g�ow�.
- Niechaj wi�c b�dzie, jak chce Pan.
Zgodzi� si� z tym tak�e Elkana. Po�o�y� r�k� na d�oni ojca Hadassy
i powiedzia�:
- Zostaj� tu Szelomit i Cyrus. Pomog� ci, p�ki b�dziesz w
Jerozolimie. Ja zabieram z miasta moj� rodzin�. Benajasz idzie ze
mn�. Oby oblicze Boga ja�nia�o nad tob�, Chananiaszu. Ty i Rebeka
zawsze b�dziecie w naszych modlitwach. I twoje dzieci te�.
Hadassa zacz�a p�aka�, gdy� run�y jej nadzieje na opuszczenie
nieszcz�snego miasta. Jej wiara by�a w�t�a. Ojciec zawsze wybacza�
swym dr�czycielom i napastnikom, ale Hadassa modli�a si�, by
zaznali ognia piekielnego za to, co mu czynili. Cz�sto modli�a
si�, by B�g odmieni� sw� wol� i pos�a� ojca w jakie� inne miejsce
ni� Jerozolima. Do jakiego� ma�ego i spokojnego miasta, gdzie
ludzie ch�tnie by go s�uchali.
- Hadasso, wiemy, �e B�g wszystko czyni dla dobra tych, kt�rzy Go
mi�uj�, tych, kt�rzy zostali wezwani, by s�u�yli Jego zamys�om -
powtarza�a cz�sto matka, staraj�c si� j� pocieszy�.
- Co dobrego mo�e by� w tym, �e zostanie si� pobitym? Co dobrego,
�e zostanie si� oplutym? Czemu musimy tak cierpie�?
W�r�d �agodnych galilejskich wzg�rz, maj�c przed oczyma b��kit
morza, a za sob� lilie polne, Hadassa uwierzy�aby w mi�o�� Bo��. W
domu, w�r�d tych wzg�rz, jej wiara by�a silna. Dawa�a ciep�o i
sprawia�a, �e serce w niej �piewa�o.
Natomiast w Jerozolimie musia�a walczy�. Przywiera�a do swej
wiary, ale wiara ci�gle si� wymyka�a. Jej towarzyszem by�o
zw�tpienie, czu�a wszechogarniaj�cy strach.
- Ojcze, dlaczego nie mo�emy wierzy� i milcze�?
- Zostali�my powo�ani, by sta� si� �wiat�em �wiata.
- Co roku bardziej nas nienawidz�.
- Nienawi�� jest nieprzyjacielem, Hadasso. Nie ludzie.
- To ludzie ci� bij�, ojcze. Czy� sam Pan nie powiedzia�, by�my
nie rzucali pere� przed wieprze?
- Hadasso, je�li mam za Niego umrze�, umr� z rado�ci�. To, co
robi�, s�u�y dobremu celowi. Prawda nie odchodzi i nie przychodzi
daremnie. Musisz mie� wiar�, Hadasso. Pami�taj o obietnicy.
Jeste�my cz�stk� cia�a Chrystusa i w Chrystusie mamy �ycie
wieczne. Nic nie mo�e nas rozdzieli�. �adna ziemska moc. Nawet
�mier�.
Tuli�a twarz do jego piersi, do szorstkiej sukni, i czu�a, jak
drapie j� tkanina.
- Ojcze, czemu mog� wierzy� w domu, a tu nie?
- Gdy� nieprzyjaciel wie, jak mo�e ci� zrani�. - Po�o�y� d�o� na
jej g�owie. - Czy pami�tasz opowie�� o Jozafacie? Synowie Moabu,
Ammonu i g�ry Seir wyszli przeciwko niemu z pot�n� armi�. Duch
Pana spocz�� na Jachazjelu i B�g powiedzia�: "Nie b�jcie si� i nie
l�kajcie tego wielkiego mn�stwa, albowiem nie wy b�dziecie
walczy�, lecz B�g". �piewali i wznosili okrzyki uwielbienia i sam
Pan zastawi� pu�apk� na ich wrog�w. A rano, kiedy mieszka�cy Judy
doszli do miejsca, sk�d wida� by�o pustyni�, zobaczyli trupy
le��ce na ziemi. Nikt nie uszed� z �yciem. M�owie Judy nie
podnie�li nawet ramienia w bitwie, a jednak zwyci�yli.
Poca�owa� j� w g�ow� i doda�:
- St�j pewnie przy Panu, Hadasso. St�j przy Nim i pozw�l, by za
ciebie zwyci�a�. Nie pr�buj walczy� w osamotnieniu.
Hadassa westchn�a, staraj�c si� nie zwraca� uwagi na palenie w
�o��dku. Jak�e brakowa�o jej rady ojca w niemej samotno�ci tego
domu. Gdyby umia�a uwierzy� we wszystko, czego naucza�, radowa�aby
si�, �e jest teraz z Panem. Zamiast tego czu�a dojmuj�c� trosk�,
kt�ra nabrzmiewa�a i ogarnia�a j� falami, przynosz�c z sob�
dziwny, niejasny gniew.
Dlaczego ojciec musia� by� takim szale�cem Chrystusowym? Ludzie
nie chcieli go s�ucha�; nie wierzyli mu. Jego �wiadectwo by�o dla
nich zniewag�. Jego s�owa rozbudza�y w nich szale�cz� nienawi��.
Dlaczego nie m�g� cho� raz zachowa� milczenia i pozosta�
bezpiecznie w ma�ym domku? �y�by nadal i by�by tutaj, nios�c im
pocieszenie i nadziej�, miast zostawia� ich, by sami musieli si� o
siebie troszczy�. Dlaczego ten jeden jedyny raz nie m�g� okaza�
rozs�dku i przeczeka� burzy?
Drzwi otworzy�y si� powoli i serce Hadassy zadr�a�o ze strachu,
przywracaj�c jej poczucie tera�niejszo�ci. Rabusie wdzierali si�
do dom�w w dole ulicy i mordowali mieszka�c�w za kromk�
zaoszcz�dzonego chleba. Tym razem by� to jednak Marek. Poczu�a
ulg� i odetchn�a.
- Tak si� o ciebie ba�am - szepn�a z tkliwo�ci�. - Nie by�o ci�
wiele godzin.
Zamkn�� za sob� drzwi i opad� wyczerpany obok siostry, opieraj�c
si� o �cian�.
- Co znalaz�e�?
Czeka�a, �eby doby� sw� zdobycz spod koszuli. Jakiekolwiek
znalezione po�ywienie trzeba by�o ukrywa�, bo inaczej w ka�dej
chwili grozi�o, �e kto� go napadnie.
Marek spojrza� na ni� bezradnie.
- Nic. Zupe�nie nic. Nawet starego sanda�a, nawet sk�ry z tarczy
poleg�ego �o�nierza. Nic.
Zacz�� p�aka� i Hadassa widzia�a, jak dr�� mu ramiona.
- Sza, obudzisz Le� i mam�. - Hadassa delikatnie po�o�y�a g�ow�
matki na pledzie i zwr�ci�a si� w stron� brata. Otoczy�a go
ramieniem i po�o�y�a mu g�ow� na piersi. - Robi�e�, co w twej
mocy, Marku. Wiem, �e tak by�o.
- Mo�e B�g chce, by�my pomarli.
- Nie wiem, czy chc� jeszcze zna� wol� Boga - wyrwa�o si� z jej
ust. W jej oczach pojawi�y si� zaraz �zy. - Mama m�wi�a, �e B�g
si� o nas zatroszczy - doda�a, ale s�owa robi�y wra�enie pustych.
Jak�e s�aba jest jej wiara! Nie taka jak wiara ojca i matki. Nawet
Lea, cho� taka m�oda, kocha�a Pana z ca�ego serca. Wydawa�o si�
te�, �e i Marek godzi si� na �mier�. Dlaczego ona tylko musi
zawsze zadawa� pytania i pow�tpiewa�?
Zachowaj wiar�. Zachowaj wiar�. Kiedy nie masz nic, zachowaj cho�
wiar�!
Marek zadr�a� i wydoby� j� z ponurego zamy�lenia.
- Rzucaj� zw�oki do Wadi EI Rabadi, na ty�ach �wi�tyni. Tysi�ce,
Hadasso.
Hadassa przypomnia�a sobie straszliwy widok doliny Hinnom. Tam
by�o miejsce, gdzie Jerozolima wyrzuca�a martwe nieczyste
zwierz�ta i wszelkie brudy pozosta�e z nocy. Kosze pe�ne kopyt,
wn�trzno�ci i zwierz�cych resztek ze �wi�tyni ciskano w g��b
doliny. K��bi�y si� tam szczury i ptaki �ywi�ce si� padlin� i
cz�sto gor�cy wiatr ni�s� smr�d do miasta. Ojciec nazywa� t�
dolin� Gehenn�.
- Niedaleko stamt�d ukrzy�owano naszego Pana.
Marek przesun�� d�oni� po w�osach.
- Ba�em si� podej�� bli�ej.
Hadassa zacisn�a powieki, lecz nie mog�a odp�dzi� pal�cego i
natarczywego pytania. Czy jej ojciec zosta� tam rzucony, czy
sprofanowano jego cia�o i pozostawiono, by gni�o na s�o�cu?
Zagryz�a wargi i stara�a si� odepchn�� t� my�l.
- Widzia�em Tytusa - powiedzia� matowym g�osem Marek. - Przyjecha�
konno z paroma lud�mi. Kiedy zobaczy� cia�a, zacz�� co�
wykrzykiwa�. Nie dos�ysza�em s��w, ale ludzie m�wili, �e wzywa�
Jahwe na �wiadka, �e to nie jego dzie�o.
- Czy okaza�by �ask�, gdyby miasto si� teraz podda�o?
- Je�liby zdo�a� powstrzyma� swoich ludzi. Nienawidz� �yd�w i chc�
patrze�, jak umieraj�.
- A my razem z nimi. - Zadr�a�a. - Nie b�d� zwa�a� na r�nic�
mi�dzy wierz�cymi w Jezusa a zelotami, prawda? Powsta�cy czy �ydzi
sprawiedliwi, czy nawet chrze�cijanie, c� to dla nich za r�nica?
- Oczy zasz�y jej �zami. - Czy taka, Marku, jest wola Boga?
- Ojciec m�wi�, �e nie jest wol� Boga, by ktokolwiek cierpia�.
- Czemu wi�c my musimy cierpie�?
- Spada na nas odpowiedzialno�� za to, co�my sami sobie uczynili,
i cierpimy za grzech, kt�ry rz�dzi �wiatem. Jezus wybaczy�
�otrowi, ale nie zdj�� go z krzy�a. - Raz jeszcze przesun�� d�oni�
po w�osach. - Nie mam m�dro�ci ojca. Nie potrafi� powiedzie�
dlaczego, ale wiem, �e nie mo�emy wyzbywa� si� nadziei.
- Jakiej nadziei, Marku? Jak�� mo�na mie� nadziej�?
- B�g zawsze zostawia nam skrawek nadziei.
Obl�enie przed�u�a�o si� i cho� �ycie w Jerozolimie gas�o,
�ydowski op�r trwa�. Hadassa pozostawa�a w domku i tylko
ws�uchiwa�a si� w przera�aj�ce odg�osy dochodz�ce zza nie
zaryglowanych drzwi. Jaki� m�czyzna bieg� ulic� wykrzykuj�c:
"Wdarli si� na mury!"
Kiedy Marek wyszed� �eby zobaczy�, co si� dzieje, Lea dosta�a
ataku histerii. Hadassa podesz�a do siostry i przytuli�a j� z
ca�ej si�y. Sama czu�a, �e odchodzi od zmys��w, ale trzymaj�c w
ramionach siostrzyczk�, czu�a si� odrobin� lepiej.
- Wszystko b�dzie dobrze, Leo. Cicho. - S�owa brzmia�y pusto w jej
w�asnych uszach. - Pan czuwa nad nami - doda�a g�aszcz�c czule
siostr�.
Monotonny szereg k�amstw, kt�re mia�y nie�� pociech�, cho�
przecie� ca�y �wiat wok� nich wali� si� w gruzy. Hadassa
spojrza�a na matk� le��c� po drugiej stronie izby i poczu�a, �e
�zy znowu nap�ywaj� jej do oczu. Matka u�miechn�a si� s�abo,
jakby chcia�a doda� jej otuchy, ale Hadassa wcale nie poczu�a si�
spokojniejsza. Co si� z nimi stanie?
Marek wr�ci� i powiedzia�, �e w obr�bie mur�w trwaj� walki. �ydzi
uzyskali przewag� i wypieraj� teraz Rzymian.
Jednak jeszcze tej nocy dziesi�ciu legionist�w, korzystaj�c z
os�ony ciemno�ci, przeczo�ga�o si� w�r�d ruin miasta i zaw�adn�o
twierdz� Antonia. Walki przenios�y si� w stron� wej�cia do samej
�wi�tyni. Rzymianie zostali wprawdzie znowu odparci, ale zdo�ali
zwali� cz�� fundament�w twierdzy, otwieraj�c sobie drog� na
dziedziniec pogan. Pr�buj�c odci�gn�� wroga od �wi�tyni, zeloci
zaatakowali Rzymian na G�rze Oliwnej. Ponie�li kl�sk� i zostali
wybici co do nogi. Je�c�w ukrzy�owano naprzeciwko mur�w, �eby
wszyscy mogli ich widzie�.
I znowu zapad�a cisza. A potem miasto ogarn�o od nowa
przera�enie, jeszcze wi�ksze i jeszcze bardziej pustosz�ce serca,
rozesz�a si� bowiem pog�oska, �e pewna kobieta zjad�a w�asne
dziecko. P�omie� nienawi�ci do Rzymian rozgorza� jak po�ar.
J�zef raz jeszcze zacz�� wykrzykiwa� do swych ziomk�w, �e B�g
pos�u�y� si� Rzymianami, by ich zniszczy�, w ten bowiem spos�b
spe�ni� si� proroctwa Daniela i Jezusa. �ydzi gromadzili wszelkie
materia�y, jakie mogli znale��, smo�� ziemn� i pak, by naprawi�
wy�omy w murach. Rzymianie rzucili si� do przodu, a �ydzi
ust�pili, zwabiaj�c Rzymian do �wi�tyni. I wtedy �ydzi podpalili
�wi�te Miejsce, i wielu legionist�w pad�o pastw� p�omieni.
Tytus zapanowa� nad rozw�cieczonymi �o�nierzami i rozkaza� ugasi�
po�ar, ale gdy tylko wykonano jego rozkaz, �ydzi znowu run�li do
ataku. Tym razem wszyscy rzymscy dow�dcy razem wzi�ci nie byli w
stanie powstrzyma� furii legionist�w, kt�rzy spragnieni �ydowskiej
krwi znowu podpalili �wi�tyni� i przyst�piwszy do pl�drowania
zdobytego miasta, zabijali ka�dego, kogo napotkali na swojej
drodze.
M�czy�ni padali setkami, kiedy p�omienie poch�ania�y babilo�sk�
zas�on� haftowan� pi�knymi niebieskimi, szkar�atnymi i p�sowymi
ni�mi. Wysoko na dachu �wi�tyni jaki� fa�szywy prorok wykrzykiwa�,
�eby ludzie do��czyli do niego i wyzwolili si�. Przez miasto
nios�o si� wycie pal�cych si� �ywcem ludzi, mieszaj�c si� z
odg�osami bitwy, kt�ra nadal toczy�a si� na ulicach i w alejach.
M�czy�ni, kobiety, dzieci - wszyscy bez wyj�tku szli pod miecz.
Hadassa stara�a si� nie dopu�ci� do siebie my�li o tym, co ich
czeka, ale zewsz�d wdziera�y si� do izby odg�osy umierania. Jej
matka umar�a tego samego gor�cego sierpniowego dnia, kiedy pad�a
Jerozolima, i przez dwa dni Hadassa, Marek i Lea czekali, wiedz�c,
�e Rzymianie znajd� ich wcze�niej czy p�niej i zabij� jak
zabijali ka�dego, kto si� im nawin��.
Kto� ucieka� ich w�sk� uliczk�. Inni krzyczeli, kiedy zarzynano
ich bez lito�ci. Hadassa chcia�a zerwa� si� i ucieka�, ale dok�d
mia�aby biec? I co z siostr� i bratem? Wcisn�a si� jeszcze
g��biej w coraz mroczniejszy cie� izdebki i mocniej przytuli�a
Le�.
Coraz wi�cej m�skich g�os�w. Coraz g�o�niejszych. Coraz bli�szych.
Gdzie� w s�siedztwie kto� otworzy� szarpni�ciem drzwi. Ludzie w
�rodku zacz�li krzycze�. Uciszano ich g�osy jeden po drugim.
Wychudzony, wycie�czony Marek d�wign�� si� z wysi�kiem na nogi i
stan�� naprzeciwko drzwi, modl�c si� bezg�o�nie. Serce Hadassy
wali�o jak m�ot, pusty �o��dek zacisn�� si� w bolesny w�ze�.
Us�ysza�a dochodz�ce z ulicy m�skie g�osy. S�owa by�y greckie, ton
pogardliwy. Jaki� m�czyzna wyda� rozkaz, by przeszukano nast�pne
domy. Wywa�ono kolejne drzwi. Rozleg�y si� znowu krzyki.
Tupot podkutych �wiekami but�w przybli�y� si� do ich drzwi.
Hadassa czu�a, �e serce wyskoczy jej zaraz z piersi.
- O Bo�e!...
- Zamknij oczy, Hadasso - powiedzia� Marek dziwnie spokojnym
g�osem. - Pami�taj o naszym Panu - doda�, kiedy drzwi otworzy�y
si� gwa�townie.
Z ust Marka doby� si� chrapliwy urwany d�wi�k i ch�opak osun�� si�
na kolana. Z jego plec�w stercza� koniec zakrwawionego miecza; na
szarej sukni utworzy�a si� czerwona plama. Ma�� izb� wype�ni�
piskliwy krzyk Lei.
Rzymski �o�nierz pchn�� stop� Marka, uwalniaj�c miecz.
Hadassa nie mog�a doby� g�osu. Patrz�c na m�czyzn�, na zbroj�
okryt� kurzem i splamion� krwi� jej brata, nie by�a w stanie
wykona� najmniejszego ruchu. Widzia�a b�yszcz�ce spod he�mu oczy.
Kiedy �o�nierz zrobi� krok do przodu, unosz�c krwawy miecz,
Hadassa rzuci�a si� szybko, nie my�l�c o tym, co robi. Pchn�a Le�
na pod�og� i przykry�a j� swoim cia�em. "O Bo�e, niech to si� ju�
stanie - modli�a si�. - Jak najszybciej". Lea zamilk�a. S�ycha�
by�o tylko chrapliwy oddech �o�nierza przemieszany z krzykami z
zewn�trz.
Tercjusz �cisn�� mocniej miecz w d�oni i patrzy� na wychudzon�
dziewczyn�, kt�ra zakry�a w�asnym cia�em jeszcze mniejsze dziecko.
Powinien zabi� je obie i sko�czy� z tym raz na zawsze! Ci
przekl�ci �ydzi s� nieszcz�ciem Rzymu. Zjadaj� w�asne dzieci!
Zabij kobiety, by nie rodzi�y wojownik�w. Ten nar�d zas�u�y� na
zgub�.
Co go powstrzymywa�o?
Starsza dziewczyna podnios�a na niego wzrok; jej ciemne oczy by�y
pe�ne strachu. By�a taka drobna, taka szczup�a. Tylko te oczy -
zbyt du�e w popielatej twarzy. By�o w niej co�, co obezw�adnia�o
mordercz� si�� jego ramienia. Oddycha� teraz swobodniej, serce
bi�o wolniej.
Chcia� przypomnie� sobie poleg�ych koleg�w. Diokles poleg� od
kamienia, kiedy budowa� machin� obl�nicz�. Malcenas pad�, gdy
wbieg� przez wy�om w murze i rzuci�o si� na niego sze�ciu
wojownik�w. Kapaneusz sp�on��, kiedy �ydzi pod�o�yli ogie� pod
swoj� �wi�tyni�. Albion le�y zraniony �ydowskim grotem.
Mimo to czu�, �e krew w jego �y�ach nie jest ju� taka wrz�ca, jak
jeszcze przed chwil�.
Dr��c na ca�ym ciele, Tercjusz opu�ci� miecz. Bacz�c nadal na
ka�dy ruch dziewczyny, rozejrza� si� po izdebce. Czerwona mg�a
ust�pi�a sprzed oczu. Oto ch�opiec, kt�rego zabi�. Le�a� w ka�u�y
krwi tu� obok kobiety. Mia�a twarz spokojn�, jakby spa�a, w�osy
starannie uczesane, r�ce z�o�one na piersi. W przeciwie�stwie do
tych, kt�rzy rzucali swych zmar�ych do wadi, te dzieci u�o�y�y sw�
matk� tak, by wygl�da�a godnie.
S�ysza� opowie�� o kobiecie, kt�ra zjad�a swoje dziecko. To
podsyci�o w nim nienawi�� do �yd�w, kt�r� przesi�kn�� podczas
dziesi�ciu d�ugich lat sp�dzonych w Judei. Niczego tak nie
pragn��, jak wymaza� �lad po nich z powierzchni ziemi. Od pocz�tku
Rzym mia� z nimi same k�opoty - byli dumni, niesk�onni do zgi�cia
karku przed kimkolwiek poza ich jedynym i prawdziwym,
niewidzialnym Bogiem.
Jedyny prawdziwy B�g! Srogie usta Tercjusza wykrzywi�y si� w
szyderczym u�miechu. Co za g�upcy! Wiara w jednego Boga by�a nie
tylko �mieszna, ale i barbarzy�ska. I mimo swych �wi�tych
zapewnie�, i mimo swego uporu byli narodem barbarzy�c�w. Wystarczy
pomy�le�, co zrobili z w�asn� �wi�tyni�.
Ilu �yd�w zabi� w ci�gu ostatnich pi�ciu miesi�cy? Nie dba� o
rachub�, kiedy chodzi� od domu do domu, spragniony krwi, poluj�c
na nich jak na zwierz�ta. Na bog�w, rozkoszowa� si� tym, gdy�
ka�dy zabity �yd by� drobn� zap�at� za poleg�ych w tym kraju
koleg�w.
Dlaczego waha si� teraz? Czy poczu� lito�� dla tej �mierdz�cej
ma�ej �yd�wki? Zabi� j� i uwolni� od tej n�dzy by�oby czynem
mi�osiernym. Tak wychud�a z g�odu, �e m�g�by zdmuchn�� j� jak
�wieczk�. Zrobi� krok w jej kierunku. M�g�by jednym ciosem zabi�
obie... i spr�bowa� zmusi� si� do tego czynu.
Dziewczyna czeka�a. Wida� by�o, �e jest przera�ona, a jednak nie
b�aga�a o lito��, jak czyni�o wiele innych. Obie, ona i dziecko,
kt�re zas�oni�a sob�, trwa�y bez ruchu i w milczeniu. Patrzy�y.
Serce Tercjusza drgn�o, poczu�, �e ogarnia go jaka� s�abo��.
Przez chwil� dysza� gwa�townie. Zakl�� i wsun�� miecz do pochwy.
- B�dziecie �y�, ale nie podzi�kujecie mi za to.
Hadassa zna�a grek�. By� to j�zyk pospolicie u�ywany przez
rzymskich legionist�w i rozbrzmiewa� w ca�ej Judei. Zacz�a
p�aka�. Chwyci� j� za rami� i szarpn��, �eby wsta�a.
Tercjusz spojrza� na ma�� dziewczynk� le��c� na pod�odze. Mia�a
oczy szeroko otwarte i wpatrzone w jakie� odleg�e miejsce, ku
kt�remu umyka� jej umys�. Nie po raz pierwszy widzia� takie
spojrzenie. Niewiele �ycia ma przed sob� to dziecko.
- Leo - powiedzia�a Hadassa przestraszona pustym spojrzeniem
siostry. Pochyli�a si� i obj�a Le� ramieniem. - Moja siostrzyczko
- szepn�a, pr�buj�c j� unie��.
Tercjusz wiedzia�, �e ma�a dziewczynka jest ju� w�a�ciwie martwa i
najrozs�dniej by�oby zostawi� j� tutaj. Kiedy jednak tak patrzy�,
jak starsza siostra pr�buje obj�� dziecko i unie�� je, poczu�
lito��. Nawet to nic prawie nie wa��ce dziecko by�o dla niej za
ci�kie.
Tercjusz odsun�� j�, podni�s� z �atwo�ci� ma�� i �agodnym ruchem
przewiesi� j� sobie przez rami� jak worek z ziarnem. Chwyci�
dziewczyn� za �okie� i pchn�� na ulic�.
Panowa�a tu teraz cisza, gdy� reszta �o�nierzy ju� si� oddali�a.
Szed� szybko, chocia� by� �wiadom tego, �e starsza dziewczyna z
trudem trzyma si� na nogach.
W ca�ym mie�cie unosi� si� zapach �mierci. Wsz�dzie le�a�y
nabrzmia�e i rozk�adaj�ce si� od wielu dni trupy ludzi, jednych
zabitych przez rzymskich �o�nierzy pl�druj�cych miasto; innych
zmar�ych z g�odu. Wyraz przera�enia na twarzy dziewczyny sprawi�,
�e Tercjusz j�� zastanawia� si�, jak d�ugo ukrywa�a si� w tamtym
domu.
- Wasze wielkie �wi�te miasto - powiedzia� i splun�� w kurz.
B�l przeszy� rami� Hadassy, kiedy palce legionisty zag��bi�y si� w
jej ciele. Potkn�a si� o nogi jakiego� trupa. Na jego twarzy
k��bi�y si� robaki. Wsz�dzie zw�oki. Poczu�a, �e zaraz zemdleje.
Im dalej szli, tym wi�cej widzieli rzeczy przejmuj�cych groz�.
Rozk�adaj�ce si� cia�a by�y spl�tane niby zwierz�ta w rze�ni. Tak
cuchn�o krwi� i �mierci�, �e Hadassa zakry�a sobie usta.
- Gdzie trzymamy niewolnik�w? - krzykn�� Tercjusz w stron�
�o�nierza rozdzielaj�cego zw�oki.
Dwaj legioni�ci wyci�gali poleg�ego towarzysza spomi�dzy dw�ch
�yd�w. Inni legioni�ci d�wigali �up ze spl�drowanej �wi�tyni. Wozy
by�y ju� za�adowane z�otymi i srebrnymi kropielnicami, misami,
no�ykami do przycinania knot�w, garnkami i �wiecznikami. Szufle z
br�zu i garnki zwalono na stos, tak samo misy, kadzielnice i inne
przedmioty u�ywane w �wi�tyni do obrz�d�w.
�o�nierz podni�s� wzrok na Tercjusza, obrzuci� brzemiennym w
przekle�stwo spojrzeniem Hadass� i Le�.
- T� ulic� i za wielk� bram�, ale nie wygl�da na to, by te dwie
warte by�y zachodu.
Hadassa spojrza�a na nieskazitelny dawniej marmur �wi�tyni, ten
sam, kt�ry wygl�da� z daleka jak okryty �niegiem szczyt g�rski.
By� teraz poczernia�y, po�upany kamieniami wyrzucanymi przez
machiny obl�nicze. Z�oto wytopi�o si� podczas po�aru. Ca�e
fragmenty muru by�y zwalone. �wi�tynia. Jeszcze jedno miejsce
wydane �mierci i zniszczeniu.
Hadassa porusza�a si� niemrawo, mdli�o j�, przera�a�o to, co
widzia�a wok� siebie. Dym szczypa� w oczy i drapa� w gardle.
Kiedy szli wzd�u� muru �wi�tyni, s�ysza�a dochodz�cy ze �rodka
podnosz�cy si� i opadaj�cy krzyk zgrozy. Otworzy�a usta i serce
zabi�o jej mocniej, w miar� jak zbli�ali si� do bramy wiod�cej na
dziedziniec kobiet.
Tercjusz szturchn�� j�.
- Je�li zemdlejesz, zabij� ci� tam, gdzie upadniesz, i razem z
tob� twoj� siostr�.
Na dziedzi�cu st�oczono tysi�ce pozosta�ych przy �yciu; jedni
j�czeli w swym opuszczeniu, inni op�akiwali swoich zmar�ych.
�o�nierz wepchn�� j� w bram� i zobaczy�a przed sob� rzesz� ludzi
okrytych �achmanami. Wype�niali ca�y dziedziniec. Wi�kszo�� by�a
wycie�czona wskutek g�odu, wyn�dznia�a, bezradna.
Tercjusz zdj�� dziecko z ramienia. Hadassa chwyci�a Le�, pr�bowa�a
j� podtrzyma�. Potem opad�a bezsilnie na ziemi�, trzymaj�c ci�gle
siostr� w obj�ciach. �o�nierz odwr�ci� si� i odszed�.
Tysi�ce ludzi b��ka�y si� to tu, to tam, szukaj�c krewnych i
znajomych. Inni zbijali si� w ma�e grupki i p�akali, a niekt�rzy,
samotni, wpatrywali si� w nico�� - jak Lea. By�o tak gor�co, �e
Hadassa ledwie mog�a oddycha�.
Jaki� lewita rozdar� swoj� niebiesko-pomara�czow� szat� i
wykrzykiwa� w udr�ce: "Bo�e! M�j Bo�e! Czemu� nas opu�ci�?"
Kobieta obok niego, ubrana w szar� sukni� zakrwawion� i rozdart�
na ramieniu, zacz�a zawodzi� �a�o�nie. Opatulony tkanin� w
bia�o-czarne pr��ki starzec siedzia� samotnie, oparty o mur i
porusza� bezg�o�nie wargami. Hadassa wiedzia�a, �e to cz�onek
Sanhedrynu i �e jego szata symbolizuje str�j pustynny i namioty
patriarch�w.
W t�umie nie brakowa�o nazirejczyk�w o d�ugich, zaplecionych
w�osach i zelot�w ubranych w brudne, wystrz�pione spodnie i
koszule, na kt�re zak�adali kr�tkie kurtki bez r�kaw�w, z
niebieskimi fr�dzlami. Chocia� nie mieli ju� no�y ani �uk�w, nadal
wygl�dali gro�nie.
Wybuch�a jaka� b�jka. Kobiety zacz�y krzycze�. Dziesi�tka
rzymskich legionist�w przepchn�a si� przez t�um, by rozprawi� si�
z przeciwnikami, jak r�wnie� z paroma innymi osobami, kt�rych
jedyn� win� by�o to, �e znalaz�y si� w pobli�u. Rzymski dow�dca
stan�� na szczycie schod�w i zacz�� wykrzykiwa� w stron�
niewolnik�w. Wskazywa� m�czyzn w t�umie i �o�nierze natychmiast
wyci�gali wskazanych. Ich przeznaczeniem by�o umrze� na krzy�u.
Hadassa zdo�a�a zaci�gn�� Le� w bezpieczniejsze miejsce przy
murze, ko�o lewity. Kiedy s�o�ce zasz�o i zapad�a ciemno��,
przytuli�a mocniej Le�, staraj�c si� przekaza� siostrze odrobin�
swojego ciep�a. Ale rano Lea ju� nie �y�a.
S�odka twarz siostry by�a teraz wolna od strachu i cierpienia.
K�ciki warg unosi�y si� w �agodnym u�miechu. Hadassa trzyma�a j�
ci�gle w ramionach i ko�ysa�a. B�l nabrzmiewa� i wype�nia� j� ca��
rozpacz� tak g��bok�, �e nie by�a nawet w stanie p�aka�. Kiedy
podszed� rzymski �o�nierz, ledwie zwr�ci�a na niego uwag�, p�ki
nie spr�bowa� odebra� jej Lei. Mocniej przycisn�a siostr� do
piersi.
- Ona nie �yje. Oddaj mi j�.
Hadassa wtuli�a twarz w zag��bienie w szyi siostry i j�kn�a.
Rzymianin napatrzy� si� na �mier� i nie robi�a ju� na nim
wi�kszego wra�enia. Szturchn�� Hadass�, wyrwa� cia�o dziecka z jej
obj�� i kopni�ciem odrzuci� j� na bok. Oszo�omiona Hadassa czu�a,
jak b�l przenika ca�e jej cia�o, i patrzy�a bezsilnie na
�o�nierza, kt�ry ni�s� cia�o Lei w stron� wozu pe�nego ju� zw�ok
ludzi zmar�ych w ci�gu nocy. Niedba�ym ruchem rzuci� ma�e cia�o na
stos.
Hadassa podci�gn�a nogi, zamkn�a oczy i �ka�a z twarz� wci�ni�t�
w kolana.
Dni bieg�y jednostajnie. Setki umiera�y z g�odu, jeszcze wi�cej z
rozpaczy i utraty wszelkiej nadziei. Niekt�rych co silniejszych
niewolnik�w zabrano do kopania masowych grob�w.
Rozesz�a si� pog�oska, �e Tytus da� rozkaz zburzenia nie tylko
�wi�tyni, ale ca�ego miasta. Pozosta� mia�y tylko w celach
obronnych twierdze Phasaelus, Hippicus i Mariamne oraz fragment
zachodnich mur�w. Nic takiego nie zdarzy�o si� od czas�w, kiedy
babilo�ski kr�l Nabuchodonozor zniszczy� �wi�tyni� Salomona.
Jerozolima, ich ukochana Jerozolima mia�a by� starta z powierzchni
ziemi.
Rzymianie przynie�li niewolnikom zbo�e. Niekt�rzy �ydzi, nadal nie
chc�c zgi�� karku przed rzymskimi rz�dami, w ostatnim zgubnym
ge�cie buntu odm�wili przyj�cia pokarmu. W gorszym po�o�eniu byli
chorzy i s�abi, odm�wiono im bowiem po�ywienia, gdy� Rzymianie ani
my�leli marnowa� zbo�e dla tych, kt�rzy zapewne nie wytrzymaj�
marszu do Cezarei. Hadassa nale�a�a do tych ostatnich i nie
dosta�a nic do jedzenia.
Pewnego ranka wraz z innymi wyprowadzono j� za mury miasta.
Patrzy�a ze zgroz� na widok rozci�gaj�cy si� przed jej oczyma.
Tysi�ce �yd�w ukrzy�owano naprzeciwko zburzonych mur�w Jerozolimy.
By�a to uczta dla padlino�ernych ptak�w. Ziemia bitewna tak
nasi�k�a krwi�, �e by�a czerwonobrunatna i twarda jak ceg�a, ale
zmiana krajobrazu przerasta�a wszystko, czego Hadassa mog�a si�
spodziewa�. Poza wielkim, straszliwym lasem krzy�y nie by�o ani
drzewka, ani krzaczka, ani �d�b�a trawy. Przed jej oczyma
rozci�ga�a si� pustynia, za jej plecami pozosta�o pot�ne niegdy�
miasto, kt�re teraz zmieni�o si� w stos gruz�w.
- Dalej, rusza� si�! - wrzasn�� stra�nik i jego bat �wisn�� w
powietrzu tu� obok Hadassy, a potem z trzaskiem opad� na plecy
jednego z m�czyzn.
Jaki� inny m�czyzna, id�cy tu� przed ni�, j�kn�� pos�pnie i
osun�� si� na ziemi�. Kiedy stra�nik wyci�gn�� miecz, jedna z
kobiet pr�bowa�a go powstrzyma�, wi�c powali� j� ciosem pi�ci i
zr�cznym ruchem otworzy� t�tnic� w szyi le��cego m�czyzny. Uj��
wij�cego si� cz�owieka za r�k�, zawl�k� na skraj nasypu
obl�niczego i zepchn�� w d�. Cia�o stoczy�o si� powoli i
spocz�o w�r�d g�az�w obok innych cia�. Jaki� niewolnik pom�g�
�kaj�cej kobiecie d�wign�� si� na nogi i poch�d ruszy�.
Zwyci�zcy zaprowadzili ich w miejsce znajduj�ce si� w zasi�gu
s�uchu i wzroku od obozu Tytusa.
- Zdaje si�, �e b�dziemy musieli by� �wiadkami rzymskiego tryumfu
- powiedzia� z gorycz� jaki� m�czyzna z niebieskimi fr�dzlami
przy kurtce, kt�re wskazywa�y, �e jest zelot�.
- Milcz�e albo b�dziesz przyn�t� dla kruk�w jak tamci nieszcz�ni
g�upcy - sykn�� kto� z t�umu.
Niewolnicy patrzyli, jak legiony ustawi�y si� w szyku i
maszerowa�y zwartymi wy�wiczonymi oddzia�ami przed Tytusem, kt�ry
ol�niewa� swoim z�otym rynsztunkiem. Niewolnik�w by�o wi�cej ni�
�o�nierzy, lecz Rzymianie szli jak jedna olbrzymia wojenna bestia,
zorganizowani i zdyscyplinowani. Dla Hadassy rytmiczna kadencja
tysi�cy m�czyzn maszeruj�cych w nieskazitelnie wyr�wnanych
szeregach by�a widokiem przera�aj�cym. Jedno s�owo, jeden sygna�
mog�y sprawi�, �e setki porusza�y si� jak jeden m��. Czy to
mo�liwe, by jaki� nar�d pomy�la�, �e mo�e pokona� tak� machin�?
Zas�aniali sob� horyzont.
Tytus wyg�osi� mow�, przerywaj�c j� od czasu do czasu, kiedy
�o�nierze wybuchali wiwatami. Nast�pnie wr�czono nagrody. Dow�dcy
stali przed Tytusem, okryci wyczyszczonymi i l�ni�cymi w s�o�cu
zbrojami. Odczytano list� tych, kt�rzy dokonali wielkich czyn�w.
Tytus osobi�cie na�o�y� im na g�owy z�ote wie�ce, a na szyjach
zawiesi� z�ote naszyjniki. Niekt�rym wr�czy� d�ugie z�ote w��cznie
i srebrne odznaczenia. Ka�dy z nich zosta� uhonorowany
podniesieniem do wy�szego stopnia wojskowego.
Hadassa rozejrza�a si� po swoich ziomkach i na wszystkich twarzach
dostrzeg�a gorycz i nienawi��; to, �e byli �wiadkami uroczysto�ci,
by�o jak posypanie sol� �wie�ych ran.
Rozdzielono mi�dzy �o�nierzy �upy wojenne, a potem Tytus znowu
zabra� g�os, chwal�c swoich ludzi i �ycz�c im wielkiej fortuny
oraz szcz�cia. Rozradowani �o�nierze wznosili raz po raz okrzyki
na jego cze��, kiedy przechodzi� mi�dzy nimi.
Wreszcie da� rozkaz do rozpocz�cia uczty. Ogromn� liczb� wo��w
sp�dzono ju� w pobli�e o�tarzy rzymskich bog�w i na znak Tytusa
przyst�piono do sk�adania ofiar. Ojciec Hadassy powiedzia� jej, �e
prawo �ydowskie wymaga przelania krwi jako pokuty za grzechy.
Wiedzia�a, �e kap�ani codziennie sk�adali w �wi�tyni ofiary dla
przypomnienia o potrzebie skruchy. Jednak rodzice uczyli j�, �e
Chrystus przela� krew, by zmy� grzechy �wiata, �e Prawo Moj�eszowe
wype�ni�o si� w Nim, �e niepotrzebne s� ju� ofiary ze zwierz�t.
Nigdy wi�c nie widzia�a takiej ofiary. Teraz patrzy�a z grymasem
przera�enia na twarzy, jak w ofierze dzi�kczynnej zabijano jednego
wo�u za drugim. Widok takiej ilo�ci krwi sp�ywaj�cej z kamiennych
o�tarzy sprawi�, �e poczu�a md�o�ci. Przy�o�y�a r�k� do ust,
zamkn�a oczy i odwr�ci�a si�.
Zabite zwierz�ta rozdano zwyci�skiej armii, by �o�nierze
przygotowali sobie uczt�. Dr�cz�cy zapach pieczonej wo�owiny ni�s�
si� przez nocne powietrze ku setkom niewolnik�w. Nawet gdyby dano
im mi�so, sprawiedliwi �ydzi odm�wiliby jego zjedzenia. Lepszy
g��d ni� mi�so po�wi�cone poga�skim bogom.
W ko�cu zjawili si� �o�nierze i rozkazali niewolnikom, by ci
ustawili si� po swoje racje pszenicy i j�czmienia. Hadassa z
trudem wsta�a i zaj�a miejsce w d�ugiej kolejce, pewna, �e znowu
nie dostanie nic do jedzenia. Oczy zasz�y jej �zami. O Bo�e, Bo�e,
niech si� spe�ni Twoja wola. Kiedy przysz�a jej kolej, utworzy�a z
d�oni miseczk� i czeka�a, by j� odepchni�to. Jednak z�ote ziarno
sypn�o si� z szufli w jej nastawione d�onie.
Prawie us�ysza�a g�os matki: "Pan si� o nas zatroszczy".
Podnios�a wzrok i spojrza�a m�odemu �o�nierzowi w oczy. Jego
twarz, ogorza�a od judejskiego s�o�ca, by�a skamienia�a, nie
wyra�a�a �adnych uczu�. "Dzi�kuj�" - powiedzia�a po grecku z
prostot� i pokor�, nie my�l�c zgo�a, kim jest ten �o�nierz i co
mo�e uczyni�. W jego oczach zatli�a si� jaka� iskierka. Kto� z
ty�u szturchn�� j� z ca�ej si�y i przekl�� po aramejsku.
Kiedy odchodzi�a, nie wiedzia�a, �e m�ody �o�nierz wci�� na ni�
patrzy. Znowu zanurzy� szufelk� w beczce i nape�ni� d�onie
nast�pnej osobie, nie spuszczaj�c wzroku z Hadassy.
Hadassa usiad�a na zboczu wzg�rza. Siedzia�a daleko od innych,
sama ze swoimi my�lami. Pochyliwszy g�ow�, zacisn�a d�onie na
ziarnach. Narasta�o w niej wzruszenie.
- St� dla mnie zastawisz wobec mych przeciwnik�w - wyszepta�a
�ami�cym si� g�osem i zacz�a �ka�. - Wybacz mi, Ojcze. Prostuj
moje �cie�ki. Lecz �agodnie, Panie, by� nie star� mnie w nico��.
Boj� si�, Ojcze, tak si� boj�. Zachowaj mnie moc� swojego
ramienia.
Otworzy�a oczy i raz jeszcze rozwar�a d�onie.
- Pan si� zatroszczy - powiedzia�a cicho i zacz�a je�� powoli,
smakuj�c ka�de ziarno.
Kiedy s�o�ce zasz�o, Hadass� ogarn�o uczucie dziwnego spokoju.
Mimo ca�ego zniszczenia, mimo �mierci szalej�cej wok� niej, wbrew
wszystkim czekaj�cym j� cierpieniom, czu�a blisko�� Boga.
Podnios�a wzrok na jasne nocne niebo. Gwiazdy l�ni�y w g�rze i
wia� �agodny wiatr, przypominaj�cy jej Galile�.
Noc by�a ciep�a... Jad�a... b�dzie �y�a.
"B�g zawsze zostawia nam skrawek nadziei" - powiedzia� Marek.
Spo�r�d wszystkich cz�onk�w rodziny ona mia�a wiar� najs�absz�,
jej serce najbardziej w�tpi�o, najbardziej brakowa�o mu �mia�o�ci.
Z nich wszystkich ona jest najmniej warta.
- Dlaczego, Panie? - spyta�a, �kaj�c cicho. - Dlaczego ja?
Rozdzia� II
Germania
Atretes uni�s� wysoko r�k�, daj�c swemu ojcu znak, �e Rzymski
legion wchodzi na polan�. Germa�scy wojownicy czekali ukryci w
lesie. Ka�dy �ciska� w d�oni framea, oszczep, prawdziwy postrach
Rzymian, gdy� na mocnym drzewcu mia� osadzony ostry jak brzytwa
grot, kt�ry przebija� zbroj�. Rzucano nim celnie z daleka albo
u�ywano w walce z bliska.
Widz�c, �e nadszed� w�a�ciwy moment, Atretes opu�ci� r�k�. Ojciec
natychmiast wyda� wojenny okrzyk, kt�ry narasta� i rozchodzi� si�
po horyzont, kiedy ca�a �wita podj�a zza tarcz pie�� Tiwaza, ich
boga wojny. Markobus, w�dz Brukter�w, kt�ry zjednoczy� wszystkie
plemiona germa�skie, do��czy� z pozosta�ymi Brukterami i Batawami
- setk� ludzi. Przera�aj�cy, chaotyczny okrzyk odbija� si� echem w
po�o�onej ni�ej dolinie niby wycie demon�w z Hadesu. Atretes
u�miechn�� si�, widz�c, �e za�amuje si� rytm marszu Rzymian. I w
tym momencie wojownicy run�li do ataku ze stok�w wzg�rza.
Zaskoczeni i zdezorientowani barbarzy�skimi wrzaskami Rzymianie
nie s�yszeli swych dow�dc�w, kt�rzy rozkazali uformowa� ��wia.
Dow�dcy zdawali sobie spraw�, �e ten szyk - polegaj�cy na tym, �e
�o�nierze tworzyli ciasny kr�g i zas�aniali si� trzymanymi wysoko
i skierowanymi na zewn�trz szyku tarczami, dzi�ki czemu powstawa�
nieprzenikniony pancerz przypominaj�cy skorup� ��wia - jest jedyn�
skuteczn� obron� w walce z barbarzy�cami. Jednak na widok hordy
zaciek�ych p�nagich wojownik�w z w��czniami, kt�rzy zaatakowali z
boku, szeregi legionist�w przemiesza�y si� na tyle, �e Germanie
zyskali tak im potrzebn� przewag�. W kierunku Rzymian polecia�y
oszczepy. �o�nierze zacz�li pada� jeden po drugim.
Ojciec Atretesa, Hermun, znajdowa� si� na czele klina, kt�ry
rozpocz�� atak. W b�yszcz�cym he�mie, oznace wodza, bieg� na czele
Chatt�w, prowadz�c sw�j szczep z kryj�wki w g�stej puszczy
�wierkowej. P�dzili z rozwianymi d�ugimi w�osami; wi�kszo�� ubrana
tylko w sagum - kr�tki p�aszcz ochronny, spi�ty na ramieniu prost�
brosz� z br�zu - a ich jedyn� broni� by�a tarcza z �elaza i sk�r
oraz framea. Tylko bogatsi spo�r�d wodz�w mieli miecze i he�my.
Biegn�cy z wojennym okrzykiem Atretes cisn�� sw�j oszczep.
Wyd�u�ony grot przebi� gard�o rzymskiego trybuna i insygnium
upad�o na ziemi�. Jaki� Rzymianin podni�s� je, ale Atretes dopad�
go i z�ama� mu kark jednym ciosem r�k z�o�onych w podw�jn� pi��.
Wyrwa� oszczep z martwego cia�a i cisn�� nim w kierunku nast�pnego
�o�nierza.
Ze wzg�rza zbieg�y kobiety z dzie�mi; usiad�y i zagrzewa�y
okrzykami swoich wojownik�w. Bitwa nie mog�a trwa� d�ugo, gdy�
zaskoczenie da�o Germanom tylko chwilow� przewag�. Gdy Rzymianie
opanuj� sytuacj�, wojownicy wycofaj� si�. Wiedzieli, �e maj�
niewielkie szanse w przed�u�aj�cej si� bitwie przeciwko doskonale
wy