6046

Szczegóły
Tytuł 6046
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6046 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6046 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6046 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW IGNACY WITKIEWICZ STANIS�AW IGNACY WIIKIEWICZ CZ�OWIEK i TW�RCA o KSI�GA PAMIUHOIA pod redakcja. TAIEUSZA KOTARBI�SKIEGO i JERZEGO EUGENIUSZA P�OMIE�SKIEEO --642 Ociopow�.'; PA� SIWO�y lNSIYT i I W Y D A W H l C Z Jerzy Eugeniusz Plomie�ski Ok�adk� projektowa�a EWA LUBELSKA-FRYSZTAK Indeks zestawi�a KRYSTYNA PAW�OWSKA-NAJDER ROZWA�ANIA NAD TW�RCZO�CI� ST. IGN. WITKIEWICZA Printe�t in Polana Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1957 r. Wydanie pierwsze Naklad 3000+253 egz. Ark. wyd. 28,2. Ark. druk. 25,5 Papier druk. mat. kl. III, 70 g, form. 70X100/16 Z Fabryki Papieru w Kluczach Oddano do skladania 4. V. 3957 r. Podpisano do druku 3. X. 1957 r. Druk uko�czono w pa�dzierniku 1957 r. ��dzka Drukarnia Dzie�owa, ��d�, ul. Piotrkowska 86 Nr zam. 303/A/57 D-8(665) Cena z� 60.� Kim by� Stanis�aw Ignacy Witkiewicz w kulturze polskiej i nie tylko polskiej? Jak� nale�y mu przyzna� pozycj� w kulturze �wiatowej? � Oto pytania, kt�re niepokoj� historyka mi�dzywojennej kultury, pe�nej krzycz�cych sprzeczno�ci, rozdzieranej bezustannymi prze�omami. W kulturze tej uderza�y wysoce chorobliwe rysy schy�kowo�ci o cechach tu i �wdzie rozpadowych. Rodowodu owej schy�kowo�ci nale�y bez w�tpienia szuka� w klimacie moralnym mi�dzywojennego �ycia spo�eczno-dziej owego. Z jego to pod�o�a wywodzi� si� styl przedwojennej kultury. Niew�tpliwie jego pochodny wytw�r. Zapocz�tkowany przez Oswalda Spenglera filozoficzny katastrofizm (O. Spengler: Der Untergang des Abendlandes), w�a�ciwe �r�d�o wieloletniego kierunku w literaturze �wiatowej o r�norodnych odmianach wyraz�w artystycznych, tzw. katastrofizmu literackiego, da si� zatem wyja�ni� genealogicznie jedynie na tle chaosu powojennej rzeczywisto�ci europejskiej po I wojnie �wiatowej, wstrz�sanej ruchami spo�eczno-gospodarczymi (w Niemczech przede wszystkim po kl�sce wojennej). Wieloletni kryzys kultury przed II wojn� �wiatow� tkwi� wi�c swoimi korzeniami w podglebiu kryzysu historycznego. Zapowiada� on r�wnocze�nie swoim przewlek�ym stanem i stopniem jego napi�cia � bliski dramat nieuchronnego zderzenia dw�ch biegunowo przeciwstawnych nurt�w historycznych, tj. totalizmu faszystowskiego z obozem nowoczesnej demokracji. �e katastrofizm mia� swoje odleg�e tradycje, �e rodowodowo wyrasta� z pod�o�a dekadentyzmu jeszcze, kt�rego by� rozszerzonym zagadnieniowo przed�u�eniem, to wydaje si� faktem bezspornym. By� niew�tpliwie St. I. Witkiewicz fenomenem w dziejach kultury polskiej i nie tylko polskiej, zreszt� nie znanym umys�owej elicie europejskiej oraz spo�ecze�stwom zachodnim, a co gorsza, nie znanym r�wnie� prawie zupe�nie spo�ecze�stwu polskiemu. Nale�a� on do wyj�tkowo rz�d- kiego � w Polsce przede wszystkim � rodzaju pionierskich teoretyk�w o zadziwiaj�co szerokiej skali tw�rczej i renesansowe rozleg�ych zainteresowaniach intelektualnych, a r�wnocze�nie do niemniej rzadkiego rodzaju odkrywczych artyst�w. Oboj�tne, �e artysta k��ci� si� w nim paradoksalnie z teoretykiem, przecz�c sobie nieraz w jaskrawy spos�b zamiast harmonijnego dope�niania si�. Jego wielostronno�� nawet w por�wnaniu z g�o�nymi tw�rcami okresu renesansowego (Leonardo da Vinci, Micha� Anio� Buonarotti) czy o�wiecenia (J. J. Rousseau, Wolter, Swedenborg) jest zaskakuj�ca. Naturalnie, �e Witkiewicz nie dorasta�, mimo swojej wielostronno�ci do mistrzostwa �adnego z wy�ej wymienionych tw�rc�w. Filozof, kt�ry stworzy� w�asny system filozoficzny, nawi�zuj�cy wprawdzie do Leibnizowskiej monadologii, ale mimo to wcale oryginalny, atakowany zreszt� przez polskie ko�a filozoficzne, estetyk, g�osz�cy wybitnie nowatorskie pogl�dy estetyczne, kt�re podwa�a�y kursuj�ce w epoce dwudziestolecia teorie estetyczne, teatrolog, walcz�cy ze swoj� epok�, a r�wnocze�nie tw�rca nowego dramatu i nowego teatru, nie uznanego, a nawet zaciekle atakowanego przez polsk� krytyk� teatraln� i literack� (poza jedynym Boyem �ele�skim, gor�cym wielbicielem teatru Witkacego), autor trzydziestu kilku sztuk, wystawianych tylko chy�kiem, przewa�nie na scenkach do�wiadczalnych, awangardowy teoretyk malarstwa, naczelny w Polsce aposto� tzw. �formizmu" obok K. Winklera i L. Chwi-stka, powie�ciopisarz, wskrzeszaj�cy tak p�odny w okresie o�wiecenia gatunek powie�ci-traktatu (Wolter, Rousseau, u nas Krasicki), tj. powie�ci o kierowniczej funkcji zagadnieniowej, wreszcie artysta-malarz, pejza�ysta i portrecista, malarz tysi�cy portret�w tzw. psychologicznych (okre�lenie samego Witkacego), rozsianych po ca�ej Polsce, oto szereg dziedzin, w kt�rych wypowiada�a si� jego osobowo�� tw�rcza. Bez wzgl�du na zastrze�enia, jakie nasuwa�a i nadal nasuwa tw�rczo�� St. I. Witkiewicza, nie podobna nie przyzna�, �e ten wybitnie europejski intelektualista oraz artysta g�rowa� nad swoj� epok� przede wszystkim kultur� umys�ow�, zdumiewaj�co rozleg��, oraz pasj� intelektualno-artystycznej wynalazczo�ci. Gdyby dzie�a jego udost�pniono Europie, sta�by si� zapewne dla europejskiej elity kulturowej tw�rc� bardziej urzekaj�cym i zap�adniaj�cym od g�o�nego przed II wojn� �wiatow� angielskiego pisarza-nowatora, J. Joyce'a, i niemniej g�o�nego dzisiaj pisarza francuskiego1, Sartre'a. Jego wp�yw na wsp�czesne mu pokolenie polskich pisarzy potwierdza arcyznamienny paradoks, powtarzaj�cy si� nieraz na przestrzeni dziej�w polskiej kultury. Je�eli wolno m�wi� o szkole literackiej Witkacego, kt�rej istnienia on sam nie chcia� zauwa�y� i do kt�rej ojcostwa nigdy si� nie przyznawa� � do jego uczni�w nale�y zaliczy�, mi�dzy innymi, Konstantego Ildefonsa Ga�czy�skiego, a po cz�ci r�wnie� Witolda Gom- browicza, Czes�awa Mi�osza � to trzeba r�wnocze�nie zauwa�y�, �e ta jego szko�a literacka, nie zarejestrowana przez historyk�w literatury mi�dzywojennego dwudziestolecia oraz polsk� krytyk� literack� tego� okresu, przes�oni�a si�� swojego promieniowania spo�ecznego � swoje w�a�ciwe �r�d�o. St. I. Witkiewicz pozosta� bowiem nie znany szerszym ko�om spo�ecze�stwa polskiego. Zna�a go g��wnie polska elita umys�owa. St. L Witkiewicz nie oddzia�ywa� swoj� tw�rczo�ci� bezpo�rednio. Raczej anonimowo poprzez filtr swojej szko�y literackiej, r�wnie� elitarnej, a ponadto zamaskowanej w sensie rodowodowym,: pomniejszany przez sw�j czas historyczny i lekcewa�ony w og�le przez swoje pokolenie. Oto tragiczny paradoks kultury polskiej, bynajmniej nie odosobniony, o szczeg�lnie dramatycznej wymowie. Przedwcze�nie by�oby przes�dza� ju� teraz, czy wp�yw St. I. Witkiewicza na kultur� polsk�, a �ci�lej m�wi�c, na literatur� i sztuk� polsk� by� konstruktywny czy te� dezorganizuj�cy? Bez wzgl�du na odpowied� przecz�c� lub twierdz�c� na to pytanie � trzeba w imi� prawdy orzec, �e tw�rczo�� jego nale�y umiejscowi� w wysokich regionach �ycia kultury. Ale nie da si� r�wnie� zaprzeczy�, �e polski katastrofizm literacki wywodzi si� z jego zap�odnie� intelektualnych. To on w�a�nie patronowa� intelektualnie epidemii katastrofizmu w polskiej literaturze przedwojennej, kierunku artystyczno-literackiego, kt�ry demobilizowa� spo�ecznie i moralnie inteligencj� polsk� podwa�aj�c r�wnocze�nie zaufanie do historiotw�rczej t�yzny narodowej, rozcie�czaj�c je szkodliwie w nastrojach eschatologicznych, tworz�c wi�c odmian� jakiego� nowego dekadentyzmu, zwielokrotnionego w swoim stopniu napi�cia. Jego teoretyczna �obrona nonsensu", dialektycznie b�yskotliwa, ale rzeczowo nie do przyj�cia, a zw�aszcza jego �teoria czystej formy", tak kra�cowa w swoich za�o�eniach, narzuca�a nierealny program samowystarczalno�ci literatury i sztuki, jak w epoce O. Wilde'a, zupe�nego usamodzielnienia tych dziedzin spod wp�ywu na nie proces�w �ycia spo-�eczno-historycznego. Ale r�wnocze�nie ten sam Stanis�aw Ignacy Witkiewicz, pe�en sprzeczno�ci intelektualnych, mia� jak �aden z pisarzy polskich przedwojennego dwudziestolecia, szczeg�lnie wyczulone poczucie przyczynowej zbie�no�ci fakt�w historycznych i kulturowych, kt�r� podkre�la� tak wymownie i tak uporczywie w swoich utworach dramatycznych i powie�ciowych, przecz�c sobie samemu jako teoretykowi �czystej formy". Protestuj�c wi�c przeciw molochowi historyzmu, przeciw jego drapie�nej nadrz�dno�ci, zdawa� sobie zatem Witkacy dobrze spraw� z jego niezawodnego kulturotw�rczego oddzia�ywania. W swoich dw�ch powie�ciach (Po�egnanie jesieni i Nienasycenie) przeczu� on z jasnowidz�c� intuicj� rozpad tr�- nerskiego obrazu przysz�o�ci, kt�ra w mi�dzyczasie przeobrazi�a si� we wsp�czesn� nam dzisiejszo��, z t� ostatni� � wykazuje sporo balastu fantazjotw�rczego, gruntownie odchylonego od jej realnych postaci. Zapewne nie czas jeszcze na syntetyczn� formu�� klasyfikatorsk� w stosunku do St. Ign. Witkiewicza. Dopiero szczeg�owe badania nad jego tw�rczo�ci� jego przysz�ych monografist�w ustal�, czy by� tylko jednym z cz�onk�w pokoleniowej elity tw�rczej, czy te� jego wielostronne dzie�o tw�rcze, po oczyszczeniu go z pokoleniowych nalecia�o�ci, stania sio trwa�� w�asno�ci� nieprzemijaj�cych d�br kulturowych. Tymczasem jest faktem bezsprzecznym, �e ju� od d�u�szego czasu wzrasta u nas zainteresowanie tw�rczo�ci� St. Ign. Witkiewicza. Dowodzi tego nie tylko niniejsza monografia zbiorowa, ale r�wnie� wznowienia jego dw�ch powie�ci, kt�re maj� si� pojawi� jeszcze w bie��cym roku, drukuj�cy si� wyb�r jego dramat�w, wreszcie wystawienie jego sztuk w Krakowie i Toruniu, ju� nie na scenkach do�wiadczalnych, ale w nowoczesnych, dobrze wyposa�onych teatrach oraz pe�ne powodzenie teatralne tych sztuk. M�wi�c o uderzaj�cym obecnie renesansie tw�rczo�ci St. Ign. Witkiewicza, wkraczamy znowu mimo woli na teren paradoks�w polskiej kultury, kt�rych cz�stotliwo�� wyra�a si�, mi�dzy innymi, w przeciwstawnym stosunku mi�dzy obiegowym nurtem kulturowym, wzgl�dnie mi�dzy duchowo-intelektualnym stylem zbiorowo�ci, a kontrastowymi stylami osobniczymi duchowymi czy intelektualnymi. Moda oraz recepcja spo�eczna tych ostatnich nie�atwo daje si� wyt�umaczy� genealogicznie na tle kulturowych konstelacji odno�nych epok. Je�li chodzi o narastaj�cy obecnie renesans tw�rczo�ci St. Ign. Witkiewicza, tak bardzo przeintelektualizowanej � w epoce programowo odinte-lektualizowanej, jak obecna, przynajmniej u nas � to paradoks ten zastanawia swoj� wymow� uboczn�. Oto sko�czy� si� u nas ja�owy okres, niestety wieloletni, ortodoksyjnego pojmowania �ycia kultury, jako monolitowego, jedynego wy��cznie modelu, tj. socrealistycznego, pojmowania fa�szuj�cego istot� rzeczy, a przede wszystkim prawd� proces�w rozwojowych kultury, a zaczai si� nareszcie nawr�t do jej przyrodzonych praw rozwojowych, do rytmu jej przyrodzonej pluralizacji. Oddaj�c monografi� zbiorow� o Witkiewiczu w r�ce spo�ecze�stwa polskiego Redakcja musi zaznaczy�, �e nie ma bynajmniej zamiaru budowa� temu tw�rcy pomnika. Chce przede wszystkim powr�ci� go polskiej kulturze, chce zapobiec nowej legendzie tego niezwyk�ego artysty, legenda ta zacz�a ju� kie�kowa� ze szkod� dla pe�nej prawdy o jego osobowo�ci, artysty, kt�ry mia� w przedwojennych polskich ko�ach inte- 8 i ciis.it: uy uezusiannycn plotek, przewa�nie bardzo z�o�liwych i cynicznie o�mieszaj�cych, o posmaku nieraz skandalicznym. Monografia zbiorowa jest pierwsz� pr�b� poznawczego okre�lenia wielostronnego dzie�a tw�rczego St. Ign. Witkiewicza, a zarazem odbudowania w obfitym materiale wspomnieniowym jego bardzo skomplikowanego, duchowego portretu, jako cz�owieka. �e monografia ta daje nic tyle jednorodn�, ile raczej wieloznaczn� odpowied� na pytania � kim by� St. Ign. Witkiewicz w oczach jego pokolenia, kim by� w kulturze polskiej i europejskiej, wreszcie, jakie s� mo�liwo�ci po�miertnego oddzia�ywania jego tw�rczego dzie�a � to wynika ze zrozumia�ych, kontrastowych tu i �wdzie postaw wieloosobowego zespo�u wsp�pracownik�w monografii, filozof�w, estetyk�w, teatrolog�w, psycholog�w, krytyk�w i publicyst�w literackich, historyk�w sztuki, krytyk�w plastyki i pisarzy. St�d jej charakter mozaikowy, wahaj�cy si� mi�dzy postaw� surowego krytycyzmu, dalej postaw� przedmiotow�, a tu i �wdzie wyra�nie fety-szystyczn�. �w mozaikowy charakter monografii Witkiewiczowskiej �wiadczy o wielotorowej recepcji jego dzie�a tw�rczego w�r�d jego wsp�-cze�nik�w. Dowodzi r�wnocze�nie niedwuznacznie, jak bardzo niepokoi� on swoj� epok�, z kt�r� rozmija� si� cz�sto. Monografia zbiorowa, bilansuj�c po raz pierwszy ca�o�� dorobku pi�mienniczego' oraz artystycznego Witkacego, nie ro�ci sobie jednak pretensji do s�d�w bezapelacyjnie ustalonych, bo � by� mo�e � �e tu i �wdzie s� one sporne, a nawet mylne. Otwiera ona dopiero badania wst�pne nad tw�rczo�ci� Witkie-wicza-syna. Jego przysz�y monografista czerpa� z niej b�dzie zapewne jako ze �r�d�a o nieoboj�tnej warto�ci pomocniczej materia� komentarzowy oraz informacyjny, chocia� � by� mo�e � niejeden z s�d�w, sformu�owanych na jej kartach, odrzuci na podstawie gruntownej analizy naukowej. Tadeusz Kotarbi�ski FILOZOFIA ST. I. WITKIEWICZA Tak, w�a�nie filozofia, nie �adna logika czy semantyka, czy teoria nauki, lecz w�a�nie filozofia, gdy� dominuje w niej kompleks zagadnie�, ko�o kt�rego obracaj� si� dzieje, zwane powszechnie dziejami filozofii. Omawiane tu s� zagadnienia, dotycz�ce � powiedzmy staromodnie � istoty bytu, zespolone z dociekaniami i koncepcjami, kt�re si� sk�adaj� na normalny co do zasi�gu problemat�w system filozofii. W �rodowisku warszawskim, wype�niaj�cym kadry towarzystw filozoficznych, �rodowisku mocno zlogizowanym, silnie zabarwionym pozytywistyczn� i neopo-zytywistyczn� niech�ci� b�d� do filozofii wprost, b�d� przynajmniej do samego brzmienia jej nazwy � Stanis�aw Ignacy Witkiewicz stercza� niemal odosobniony jako typowiec filozoficzny w�a�nie, borykaj�cy si�. mor� philosophico z d�awi�c� mg�� naczelnego problemu, kt�ry sam nazywa� problemem Ontologii Og�lnej: uj�� rdzenne znamiona rzeczywistego istnienia jako takiego, a nie popa�� w kalek� jednostronno��, wad� wsp�ln� wszystkich danych dziej owo system�w. Niekt�re z tych system�w usi�uj� ca�y obraz bytu wt�oczy� w aparatur� fizyki, nauki wspania�ej, lecz pracuj�cej przy za�o�eniu ro-boczym upraszczaj�cym stosunki, tak jak gdyby nie istnia�y osobowo�ci i jak gdyby nic w ruchach cia� nie zale�a�o od ja�ni jakichkolwiek. Inne systemy staraj� si� wyt�umaczy� wszystko jako z�o�one ze splot�w i potok�w jako�ci: barw, ton�w, czu� dotykowych itp., b�d� innym jeszcze bodaj ho�duj� przesadnym unifikacjom. Pogl�d pierwszego typu, materializm mechanistyczny (urobiony zreszt� na pod�o�u fizyki chyba przedwczorajszej) nie dostarcza, wedle Witkiewicza, �adnych mo�liwo�ci zdania sprawy z �ycia w og�le, a wi�c i z tre�ci jako�ciowych, sk�adaj�cych si� na psychik� istoty �ywej. �w za� drugi pogl�d, psychologizuj�cy, ma wprawdzie t� nad pierwszym przewag�, i� w swoich terminach umie opisa� wszystko, co tamten w bycie zak�ada, jednak i on upraszcza, a wi�c zubo�a i wy- 11 ko�lawi� adekwatny w zamierzeniu obraz wszystko�ci. Nie chwyta bowiem rys�w istotnych tego, czemu jedynie przys�uguje byt samodzielny, a taki byt samodzielny przys�uguje tylko tzw. Istnieniom Poszczeg�lnym, czyli po prostu �ywym osobnikom. Mo�na je nazwa� uczenie monadami, je�li nie wzdraga si� j�zyk przed obdarzaniem tak� nazw� ps�w, ptak�w, wymoczk�w... No i ludzi przede wszystkim. Potrzebna jest w Ontologii Og�lnej synteza tego, co s�uszne, a co si� zawiera b�d� w pogl�dzie fizykalnym, b�d� w pogl�dzie psychologicznym, musi za� doj�� w niej do g�osu tak�e pogl�d �yciowy. Jest to w terminologii Witkiewicza �w obraz �wiata, kt�ry w nas �yje i dzia�a, gdy si� oddajemy r�nym swoim dziennym sprawom, nie filozofuj�c wymy�lnie, nie naginaj�c fakt�w do doktryn, nie przymykaj�c jednego oka, lecz otwartymi oczyma patrz�c w oblicze autentycznej rzeczywisto�ci i rzetelnie zdaj�c sobie spraw� z ca�ego bogactwa moment�w, kt�re nam ona ods�ania w do�wiadczeniu. Pi�� razy przerabia� Witkiewicz gruntownie i przepisywa� na nowo swoje naczelne dzie�o filozoficzne, zanim je wyda� w roku 1935 w Warszawie, z fundusz�w Kasy im. Mianowskiego, pod tytu�em Poj�cia i twierdzenia implikowane przez pojad� istnienia (s. 184). Jaki� to dziwny tytu�. Jakie dziwne s� i tre��, i forma tego utworu! Wszystko, co wychodzi�o spod pi�ra Witkiewicza, by�o dziwne, nosi�o na sobie tak wyra�ne pi�tno niesamowitej jego indywidualno�ci, �e chyba tylko do pi�tna gatunkowego stwor�w �ywych mo�na by por�wna� t� jego uwydatnion� we wszystkim swoisto��. Po zapachu mo�na �atwo z dala rozpozna� �an koniczyny, tak samo po kaprysach mowy, jedynej w swoim rodzaju, rozpoznaje si� od razu stronic� wyrwan� z pism Witkiewicza. Przyk�adem � wyja�nienie wst�pne, gdzie autor prezentuje czytelnikowi egzemplarz swego �g��wniaka" (nie inaczej bowiem spodoba�o mu si� nazywa� po sarmacku prac� sw� naczeln�...), wn�trze za� dzie�a roi si� od symboli skr�towych, rozmaitych 1P, AT, AR, XN itp., wyt�umaczonych tak np.: AT = trwanie samo dla siebie jako takie, AR = rozci�g�o�� sama dla siebie jako taka, XN = jako�ci � a wplecionych w zdania, kt�rych typowy okaz mo�e stanowi� teza pocz�tkowa twierdzenia dwudziestego pierwszego. Brzmi ona: �Poj�cie (AT) jako nast�pstwa (XN) implikuje definicj� (AR), jako nast�pstwa wsp�czesnych jako�ci, czyli zwi�zku (XN) na mocy to�samo�ci (AR) wzgl�dnie sta�ej w swej zmienno�ci." Samo za� owo twierdzenie 21 zawiera nadto dwie tezy dope�niaj�ce, z czego wida�, �e twierdzeniami w tym traktacie nazywaj� si� nie zdania poszczeg�lne, lecz zespo�y zda�. Ca�o��, podobnie jak Etyka Spinozy, zdradza pozory formalne jakowego� systemu dedukcyjnego w stylu geometrii czy innej nauki matematyzuj�cej. Naprawd� za� mamy przed sob� �a�cuch takich wielozdaniowych oznajmie�, a ka�de z ogniw tego �a�cucha stanowi streszczenie ko�cowe osobnego paragrafu, w kt�rym jest ono szeroko om�wione. Te om�wienia jednak wymaga�yby dalszych om�wie�, by doprowadzi� wypowiedzian� my�l do umys�u odbiorcy w postaci okre�lonej jednoznacznie. Mo�e nie odbiegnie zbyt daleko od intencji dzie�a taka oto pr�ba interpretacji przytoczonego powy�ej fragmentu. Zastanowiwszy si� g��biej nad tym, co ujmujemy obserwuj�c siebie samych w do�wiadczeniu wewn�trznym, dochodzi si�, wedle autora, do prze�wiadczenia, �e wtedy zawsze mamy sobie dany tylko ci�g zmieniaj�cych si� w czasie splot�w jako�ci. Dalej � �e po�r�d tych splot�w jako�ci znajduj� si� kompleksy jako�ci, b�d�ce danymi w do�wiadczeniu wewn�trznym obrazami naszego w�asnego cia�a. S� one jako� uporz�dkowane przestrzennie i te� zmieniaj� si� w czasie, tak i� �w obraz naszego w�asnego cia�a zmienia si�, ale zmienia si� tak, �e zachowuje si� przy tym jaka� to�samo�� danego w tym obrazie cia�a mimo owych zmian. Czy to ju� do�� jasne? Czytelnik sam os�dzi: jeden tak, inny � inaczej. Niew�tpliwie jednak, by doj�� do tego chocia�by stopnia udost�pnienia tre�ci utworu, trzeba przedrze� si� przez chaszcze i wykroty w prawdziwym pocie czo�a. Urazi� si� kiedy� Witkiewicz, gdy w recenzji nazwano jego spos�b pisania niezno�nym. Obstajemy wszelako przy tym epitecie. W og�le, naszym zdaniem, ca�a produkcja Stanis�awa Ignacego, ca�a � zar�wno filozoficzna, jak literacka, jak plastyczna wreszcie (nie wy��czaj�c nader interesuj�cych portret�w) � nosi na sobie znami� genialno�ci zros�e w jedno> z pi�tnem niedouczenia. Witkiewicz-filozof wiele samotnych godzin prze�l�cza� nad dzie�ami filozof�w, na obrze�ach stronic zostawiaj�c po lekturze mn�stwo bazgranych ukosem glos, przezwisk, wykrzyk�w, protest�w. Pod koniec �ycia by� ju� do�� oczytany, ale nigdy nie zdo�a� nadrobi� brak�w podstawowego, elementarnego wykszta�cenia logicznego. Obci��a� jego intelekt grzech nie przerobionej za m�odu porz�dnej propedeutyki filozoficznej. To kwestia niedouczenia. Ale powiedzia�o si� o znamieniu genialno�ci... Czy Witkiewicz by� cz�owiekiem genialnym? W rozmowach ze sob� samym odpowiadam na to pytanie odr�niaj�c genialno�� i nale�enie do typu ludzi genialnych. Aby stwierdzi� genialno��, trzeba mie� jej dowody rzeczowe w dzie�ach szarpi�cych przyzwyczajeniami �rodowiska, nadzwyczajnie oryginalnych, w pe�ni dojrza�ych i nadzwyczajnie cennych. On stworzy� wiele dzie� o wyra�nych walorach. Nie znam wszelako ani jednego dzie�a Witkiewicza, kt�re by mo�na by�o uzna� za dojrza�e w pe�ni i wolne od dziwactw, s�abizn i kleks�w. Ale od jego tw�rczo�ci bije �una i ona �wiadczy niezbicie o nie wyhodowanych z zarodzi mo�liwo�ciach. Dorodny ten i pot�nie m�ski m�czyzna, posiadacz czo�a nadcz�owieczo wysokiego, promieniowa� rozsadzaj�cymi wszelkie parkany protuberancjami 13 si�y �ywotnej. Wrza�y w nim zasoby przenajrozmaitszych potencyj, kot�owa�a si� w tym wulkanie lawa o nie spotykanym gdzie indziej sk�adzie chemicznym i t� law� wulkan wyrzuca� z siebie w postaci bry� zapiek�ych. By� on typem genialnym, geniuszem niejako potencjalnym jedynie, gdy� rodzi� nie dzie�a do porodu gotowe, lecz raczej embriony dzie�. Do takich embrion�w nale�y omawiany tutaj, sit venia verbo, g��wniak. Raz ju� usi�owa�em zda� spraw� z jego tre�ci na �amach �Przegl�du Filozoficznego" w zeszycie drugim rocznika trzydziestego dziewi�tego, z roku 1936. Tam�e odpowiedzia� dora�nie Witkiewicz replik� szczeg�ow�, w kt�rej stwierdzi� wierno�� sporz�dzonego przeze mnie streszczenia jego pracy. Wi�c cho� wiele mia� mi do zarzucenia w dziale krytyki, jednak powo�uj�c si� na jego w�asny s�d, czuj� si� w prawie skierowa� do tego studium ka�dego, kto by chcia� pozna� zawarto�� teoretyczn� owej ewangelii monadyzmu biologicznego. Mo�e komu zreszt� wpadnie w r�ce broszura pt. Recenzja i replika. Jest to odbitka z �Przegl�du Filozoficznego", zawieraj�ca m�j atak i jego odpowied�, a wydali�my je razem dla okazania, �e r�nica zda� nie przerodzi�a si� w k��tni�. Odpowied� Witkiewicza w jednym mo�e punkcie s�usznie kwestionowa�a zasadno�� moich zarzut�w, ale nie podwa�a�a, jak ju� wspomnia�em, adekwatno�ci mego streszczenia. �e za� nie znalaz�em w niej wyja�nie�, kt�re by czyni�y zrozumialszym to, co bez tych wyja�nie� by�o dla mnie ma�o zrozumia�e, przeto trudno by mi by�o co� istotnego zmieni� w samym zobrazowaniu zawarto�ci dzie�a. Innymi wi�c tylko s�owy, nie tak, jak na �amach fachowego kwartalnika, postaram si� opowiedzie� tutaj, jakie my�li przewodnie o budowie �wiata snuje w swym dziele naczelnym Witkiewicz. C� istnieje naprawd�? Istniej� tylko monady i jako�ci, ale monady istniej� inaczej, jako�ci � inaczej. Pierwszych byt jest samodzielny, drugich � zale�ny. Monady � to poszczeg�lne �ywe osobniki (a nie ma �ycia w innej postaci ni�li w postaci osobnik�w, indywidu�w zorganizowanych). Nie podobna sobie pomy�le�, by istnia� jeden tylko osobnik: takie przypuszczenie by�oby r�wnowa�ne z przypuszczeniem, �e nie istnieje nic. Podobna konieczno�� my�lowa prowadzi do prze�wiadczenia, �e istnieje ogromna wielo�� osobnik�w. Osobniki bytuj� samodzielnie, gdy� istnienie �adnego z nich nie jest uwarunkowane przez to, �e kto� go ujmuje (chyba tylko on sam siebie). Ka�dy z osobnik�w istnieje, nawet gdy nikt go nie widzi ani w og�le nie postrzega, ani nie my�li o nim. Przeciwnie, jako�ci bytuj� tylko w spos�b uwarunkowany, mianowicie tylko pod tym warunkiem, �e s� jako�ciami komu� danymi. Ale czy wobec tego nie bytuj� wcale martwe bry�y, kt�rych nikt nie postrzega? Wszak nie s� one ani splotami danych komu� jako�ci, ani �ywymi osobni- kami. A przecie� nie podobna sobie pomy�le�, by m�g� bytowa� samodzielnie jaki� obiekt nie b�d�cy monad�... Ratunek monadysta widz: w domniemaniu, �e tak zwane bry�y martwe s� nagromadzeniami monad powiedzieliby�my od siebie � stadami monad. Dla przyrodnika obytegti ze �wiatem mikrobiologii i ze �wiatem mikrofizyki � nie powinno by� spraw� osobliwie trudn� z�y� si� z my�l� o jakich� niezmiernie mo�� drobnych stworach, sk�adaj�cych si� na grudk� ziemi... Ba, owe stwory jako ca�o�� zorganizowana � wedle Witkiewicza � same musz� by� z�o�one ze stwor�w sk�adowych mniejszych, co jest prawd� o ka�dyrr �ywym osobniku... I tak wypadnie ka�dego osobnika �ywego i ka�d� rzecz martw� roz�o�y� w my�li na sko�czon� ilo�� stwor�w pomniejszych ni�szego rz�du i nie ma bodaj kresu przy domy�laniu si� istnienia coraz to ni�szych rz�d�w stwor�w sk�adowych. Witkiewicz uwa�a� za satyr�, gdv si� z jego za�o�e� wysnuwa�o konkluzj�, i� zegarek sk�ada si� z �yj�tek. Uwa�a�, �e to jest uj�cie symplistyczne, �e tu si� trzeba odwo�a� do statystyki. O c� jednak chodzi�o? Nie o sam� tez� sk�adania si� bry�y martwej z monad, co jest w systemie Witkiewicza niew�tpliwe, ani o u�ycie zegarka jako dobranego z�o�liwie przyk�adu bry�y martwej, z�o�onej z monad, bo t� w�a�nie egzemplifikacj� nale�y uzna� za uprawnion� ca�kowicie. Chodzi�o chyba o to wy��cznie, by do tych stwierdze� zawsze dodawa� wyt�umaczenie prawid�owo�ci fizykalnej w ruchach bry� martwych oraz ich martwych cz�ci sk�adowych. A wszelk� tak� prawid�owo�� Witkiewicz t�umaczy statystycznie: samorzutne zawsze w pewnej mierze poruszenia monad, nie podlegaj�ce, w ka�dej z osobna, �cis�ej prawid�owo�ci, sk�adaj� si� przy olbrzymich ilo�ciach monad i ruch�w wzajem przypadkowych � na procesy prawid�owe, podobnie jak chaotyczne p�dy drobin w cieczy rozgrzanej wyznaczaj� okre�lon� jej temperatur�. W ostatecznym obrachunku uchylona jest egzystencja samodzielna bry� martwych nie b�d�cych syntezami monad: takich bry� monadysta w og�le nie uznaje. Monadysta... Czy�by wi�c ucze� Leibniza? To kwestia. Witkiewicz zaznajomi� si� �r�d�owo z metafizyk� tego my�liciela, kiedy ju� zr�b jego w�asnej Ontologii Og�lnej by� dobrze wyciosany.1 Zreszt� r�nice ich system�w g��bsze s� ni� podobie�stwa... Wszak Witkiewiczowskie monady � to stwory �ywe z krwi i ko�ci. S�o� czy mucha, wszystko 1 Ju� po napisaniu niniejszego artyku�u natkn��em si� na strz�p ksi��ki opatrzony tak� oto w�asnor�czn� glos� Witkiewicza: �I-sza ksi��ka filozoficzna czytana w r. 1905 Witk. 1937." W pozbawionym kart pocz�tkowych tomie uda�o si� rozpozna� Zasady filozofii Emila Boiraca, prze�o�one przez Dygasi�skiego z francuskiego i wydane po polsku w r. 1891. A Boirac � to leibnizjanin, zwolennik Leibnizow-skiego monadyzmu (por. s. 430, 462, 463, przede wszystkim za� s. 445 � T. K., XII 1956). ��d�, w grudniu 1949 r. jedno, ka�da monada jest cia�em � cia�em w pospolitym tego s�owa znaczeniu... Wi�c mamy przyk�ad jakiej� monadologii z pewno�ci� ma-terialistycznej. A na tak� monadologi� obruszy�by si� Leibniz-spirytuali-sta. Przy tym Witkiewiczowi obca jest zupe�nie idea izolacji przyczynowej monad. Przeciwnie, dzia�aj� one na siebie, o czym �wiadczy do�wiadczenie codzienne, ukazuj�ce nam istoty �ywe oraz cia�a martwe (kt�re s� nagromadzeniami istot �ywych) w ci�g�ych zderzeniach, w ci�g�ej szarpaninie wzajemnej i w ci�g�ym podniecaniu narz�d�w odbiorczych istot �ywych przez cia�a otaczaj�ce... Atoli tu zbli�amy si� do najtrudniejszego problemu. Podra�nieniom narz�d�w zmys�owych odpowiadaj� budz�ce si� wtedy jako�ci... Trzeba rozejrze� si� w ich bogactwie i wyznaczy� ich stosunek do monad. O jednym wiemy ju�: �e jako�ci maj� byt zale�ny, zawsze s� dane komu�, dane tej lub innej monadzie. Witkiewicz odrzuci�by jako nonsens, jako �istno�� nie do pomy�lenia" � plam� barwn� bezpa�sk�, ton czy zapach, kt�rych by nikt cho�by w wyobra�ni nie widzia�, nie s�ysza�, nie odczuwa�... Jednak s�d ten nie wyczerpuje sprawy. Co my�li sobie o jej ca�o�ci nasz autor? �mia�o mo�na wypreparowa� z jego powiedze� psychologi� i oddzieli� j� od ontologicznego zagadnienia stosunku ducha do materii... Witkiewicz, herold zaprzepaszczonej przez pozytywizm osobowo�ci substancjalnej (bo tak chyba wolno scharakteryzowa� jego postaw�), w dziedzinie psychologii � rzecz dziwna � okazuje si� do�� wiernym uczniem i kontynuatorem Hume'�w, Mach�w, Cornelius�w i chocia� �wiadomo�� w�asnego niezale�nego bytu jest dla� bodaj�e czym� najpewniejszym, to jednak w do�wiadczeniu wewn�trznym nie stwierdza on nic opr�cz potoku zespolonych jako�ci. Woli nazywa� ten potok jedno�ci� ni� syntez�, poniewa� dany jest w ca�o�ciach, w kt�rych dopiero trzeba wyr�nia� momenty sk�adowe: momenty, nie cz�ci, gdy� s� to sk�adniki ca�o�ci, nie b�d�ce w�a�nie jej fragmentami, np. jasno�� lub kszta�t plamy barwnej... W tej ca�o�ci, stanowi�cej ca�e ja, dane w do�wiadczeniu wewn�trznym, osobliw� pozycj� zajmuje czucie ustrojowe (i czucia pokrewne) w�asnego cia�a, a nadto r�ne zasadniczo od jako�ci aktualnych jako�ci wspomnieniowe. Wymienione dwa zespo�y tworz� rdze� tego, co w do�wiadczeniu wewn�trznym dane jest jako �ci�lejsze ja, b�d�c momentem sk�adowym og�u jako�ci, kt�re stanowi� zawarto�� do�wiadczenia wewn�trznego danego osobnika. Jest w tym obrazie miejsce dla pod�wiadomo�ci pod postaci� t�a zmieszanego, z kt�rego si� w pewien spos�b wyodr�bnia �wiat jako�ci wyra�nie osobnikowi przytomnych. Witkiewicz interesuje si� innymi jeszcze ingrediensami �wiata jako�ci, wyr�nia np. jako�ci jednoiste, jak tony, i dwoiste, jak czucia dotykowe, gdzie zawsze tkwi moment charakterystyki jako�ciowej dotykanego obiektu i moment wyczuwania cz�ci brzegowej w�asnego dotykaj�cego narz�du... Ale my tutaj nie zamierzamy streszcza� szczeg�owo tych jego psychologicznych uog�lnie�, gdy� sam zeznaje, �e zbyt du�o udziela� im uwagi w dziele po�wi�conym zagadnieniom Ontologii Og�lnej. Tu wszak chodzi g��wnie o problematyk� stosunku psychiki do materii. W aparaturze poj�ciowej Witkiewicza stanie si� on problematem stosunku potok�w jako�ci do stwor�w �ywych. Na j lapidarniej uj�ta odpowied� na kwesti� naczeln� z tej dziedziny stwierdza po prostu to�samo�� cielesnego stworu �ywego z og�em danych mu w ci�gu jego trwania jako�ci. Odczuwam trudno�� zrozumienia tej my�li kardynalnej, skoro stw�r �ywy bytuje samodzielnie, a jako�ciom przys�uguje tylko byt zale�ny. Ale Witkiewicz mia� dla siebie jak�� metod� uporania si� z tym szkopu�em... Mo�e dok�adniej uwydatni si� jego my�l. gdy powiemy, �e to samo, co jest niezale�nie stworem �ywym, co po prostu jest stworem '�ywym, jest dla samego tego w�a�nie stworu �ywego pewnym potokiem jako�ci... W takim razie zapytam, czy by� czym� dla kogo� to tyle, co wydawa� si� takim temu komu� lub przedstawia� si� temu komu� jako takie w�a�nie? Je�eli tak, to teza o to�samo�ci monady z jej pasmem jako�ci by�aby wypowiedzi� zbyt uproszczon�, trzeba by j� skomplikowa� i odjaskrawi�. Je�eli nie, zagadkowo�� pozostaje i dr�czy. Oto wszystko. Wszystkie g��wne my�li, sk�adaj�ce si� na Witkiewi-czowski monadyzm biologiczny. Tw�rca toruje mu drog� do intelekt�w, siek�c na prawo i na lewo i gromi�c pogl�dy konkurencyjne w licznych artyku�ach. Na samym wst�pie m�wili�my o utarczkach monadyzmu z jednostronno�ciami. Obecnie dodamy, �e bardzo gniewa� si� Witkiewicz na to, co nazywa� wymigiwaniem si� od problem�w, na rozwi�zywanie ich pozorne przy pomocy trick�w logicznych, byleby ocali� doktryn�, na ^kasowanie problem�w zbyt dokuczliwych z racji rzekomej ich pozor-no�cL Dla niego jasnym by�o, �e istnieje problem Ontologii Og�lnej, wyra�ny �jak bia�y byk w s�o�cu", i �e trzeba koniecznie chwyci� tego byka za rogi... � Gdyby nie ten problem � powiedzia� kiedy� w chwili zwierzenia � gdyby nie ten problem, to... Nie pami�tam dok�adnie dalszego ci�gu, lecz pomn�, �e chodzi�o w�wczas o jakie� generalne �nie warto". Ko�czy� si� wigor �ywio�owy tego cz�owieka, niezmiernie zasobnego w potencje. Sztuka, w kt�rej si� cz�ciowo wy�ywa�, w jego rozumowaniu i wizji chyli�a si� ku kresowi jako jedna z form sprawczo�ci ludzkiej. Etyka wedle niego z istoty swojej me mo�e zawiera� hase� innych, jak tylko wewn�trzgatunkowe i nie jest przeto spraw� wielk� na miar� �wiata. Spo�ecze�stwa id� ku nieu- ronnym katastrofom i formom bytu ponurym... Ale problem Ontologii golnej godzien jest, by stawi� mu czo�o, upora� si� z nim i w ten spo- 9�o* s�b doprowadzi� dzieje filozofii do ostatecznego zako�czenia... �Mong dy�ci wszystkich kraj�w, ��czcie si�!" � wola� Witkiewicz trawestuj� z humorem has�o mi�dzynarodowego proletariatu. Jak proletariat d�� do po�o�enia kresu zam�towi gospodarki liberalno-kapitalistycznej, ta] �w zwi�zek monadyst�w mia�by za cel ustanowienie kresu filozofii prze rozumne rozwi�zanie jej problem�w. Owa filozofia likwidacyjna, czy raczej likwiduj�ca, �w monadyzn biologiczny nale�y do rodziny system�w witalistycznych. Podobnie jal witalizm zwyk�y zaprzecza on mo�liwo�ci samor�dztwa, czyli powstawania �ycia z samej materii nie�ywej. Podobnie jak witalizm zwyk�y zaprzecza mo�liwo�ci wyt�umaczenia zjawisk �yciowych przy pomocy samych praw fizyki. Jednak witalizm zwyk�y stawia niejako obok siebie materi� martw� i materi� �yw�, uwa�aj�c martw� b�d� za tworzywo, kt�rym gospodaruj� si�y kierownicze istot �ywych, b�d� za dziedzin� odpadk�w. Wi�c raczej chyba u hilozoist�w greckich trzeba by szuka� koncepcji zbli�onych do Witkiewiczowskiej... Ale czy kt�ry z owych hilozoist�w dopatrywa� si� w ka�dej bryle martwej nagromadzenia mi-kromonad, z�o�onych z mikromonad jeszcze drobniejszych? Czy kt�ry z nich obstawa� tak nieust�pliwie przy indywidualizacji �ycia, czy kt�ry twierdzi�, �e nie ma innych form �ycia, jak tylko �ycie organizm�w, i takich organizm�w doszukiwa� si� my�l� w sk�adnikach kamienia lub podkowy? Witkiewicz ��czy paradoksalnie hilozoizm z ostatnim w�a�nie pogl�dem, odcinaj�c si� tym zreszt� z drugiej strony od pomys��w w stylu Fechnerowskim, wedle kt�rych �ywe s� jako ca�o�� Ziemia i inne planety, na kt�rych p�dz� �ywot ustroje biologiczne. Nazwali�my ju� raz powy�ej system Witkiewicza pogl�dem materia�i-stycznym, przypisuje si� w nim bowiem byt niezale�ny tylko istno�ciom cielesnym. Tej charakterystyki nie kwestionuje bynajmniej om�wione ju� do�� zagadkowe uto�samianie indywidu�w cielesnych z potokami jako�ci, stwarzaj�ce pozory akcesu do plejady Hume-Mach-Cornelius... �adnemu z tych koryfeusz�w czystego do�wiadczenia, sprowadzaj�cych do ukszta�towa� barw, brzmie�, kszta�t�w etc. wszystko�� stwierdzalnego bytu, nie przychodzi do g�owy uzna�, �e jest zasadnicza r�nica rodzaj�w istnienia mi�dzy kt�r�kolwiek z owych tre�ci jako�ciowych lub kt�rymkolwiek z zespo��w takich tre�ci a osobnikiem tych tre�ci doznaj�cym, �e tre�ci owe maj� byt zale�ny, a osobniki � byt niezale�ny i �e to narzuca si� zdrowemu umys�owi nieodparcie jako my�lowa konieczno��... Wspomniani filozofowie z punktu widzenia klasyfikacji marksistowskiej nale�� do idealist�w. Zbli�ony do nich w psychologii St. I. Witkiewicz daleki jest od nich w ontologii, mimo to jednak nie jest on specjalnie bliski materializmowi w formie marksistowskiej, materializmowi zwa>-nemu dialektycznym. Wprawdzie i monadyzm biologiczny i materializm 18 dialektyczny ostro si� przeciwstawiaj� materializmowi mechanistyczne-mu jednak marksista nie m�g�by strawi� ograniczenia bytu niezale�nego do samego tylko �wiata stwor�w �ywych. Dla marksisty materia martwa stanowi formacj� bytu najdawniejsz�, a �ycie zjawia si� dopiero w stadium do�� wysokiego jej zorganizowania... I jako�ci nie towarzysz� wszelkiemu bytowi niezale�nemu, lecz poczynaj� si� w dziejach rzeczywisto�ci w miar� tego, jak narastaj� w niej poprzedzaj�ce te jako�ci zmiany ilo�ciowe... Ponadto za �adn� cen� nie uzna materializm dialektyczny uto�samienia cz�owieka, poszczeg�lnego cielesnego cz�owieka z pasmem jako�ci danym mu w do�wiadczeniu wewn�trznym... Chocia� wi�c nie podobna przezwa� idealist� Witkiewicza, kt�remu obca jest zupe�nie zar�wno my�l prymatu genetycznego idei przed namacalnymi konkretami, jak te� my�l o stworzeniu kosmosu przez ducha i my�l o egzystencji Boga osobowego i w og�le istno�ci rz�dz�cej �wiatem � jednak w ramach marksizmu zmie�ci� go r�wnie� nie podobna. Zawsze te� ko�czy�y si� rozd�wi�kiem wszczynane przeze� porachunki z reizmem. Doktryna owa g�osi przede wszystkim, �e istniej� tylko konkrety, a poz�r egzystencji abstrakt�w stwarzaj� obecne w j�zyku rzeczowniki tzw. oderwane. Ale bywa reizm dualistyczny i reizm moni-styczny. Pierwszy uznaje dwa rodzaje konkret�w: cia�a fizyczne i ja�nie nie b�d�ce cia�ami. Tej odmiany nie mia� przed sob� w polemikach Witkiewicz. Spotyka� si� natomiast z pewn� monistyczn� odmian� reizmu, zwan� somatyzmem. Ot� somatyzm g�osi, �e istniej� tylko cia�a fizyczne, po�r�d kt�rych wyr�nia cia�a doznaj�ce. �e s� takimi cia�ami osobniki ludzkie i zwierz�ce, o tym nie w�tpi� somaty�ci, przynajmniej ci, dp kt�rych zalicza si� pisz�cy te s�owa, atakowany zawzi�cie przez Witkiewicza w�a�nie za reizm... Czy i ro�liny czuj�... Kt� to mo�e wiedzie�... Domy�lam si� raczej, �e tak... Czy doznawanie, a po�rednio zatem i �ycie, rozci�ga si� te� na jakie� mikroformy bytu, wobec kt�rych najpierwotniejsze znane dzi� biologiczne ustroiki stanowi� himalaje komplikacji � �oczywi�cie nie wiadomo... Ale wolno si� domy�la�, �e tak, a nawet, �e takie mikroformy znajduj� si� w sk�adzie usch�ego patyka, z�o�onego, �>ijak wiadomo, z ingrediens�w obj�tych fantastycznie urozmaiconymi i szybkimi mikroporuszeniami... Ba, wolno pow�tpiewa�, czy w�asno�� pewnych konkret�w, zwana doznawaniem, mog�a si� rozwin�� inaczej, ]ak z domy�lnych zarodkowych form pradoznawania, przys�uguj�cych w spos�b istotny dostatecznie drobnym i prymitywnym komponentom wszelkiego tworzywa, z kt�rego urobi�y si� cia�a, w znany nam spos�b oznaj�ce... Sk�onno�� do takich fantazmat�w sprawi�a, �e si� zainteresowa�em metafizyk� Witkiewicza. Atoli na przek�r wsp�lnym sympa- iom o hilozoistycznym zaci�ciu t�uk� on z uporem w pancerz somatyzmu � niejako uderzeniami maczugi. C� mu wadzi�o w reizmie somatystycznym? To, �e ten pogl�d nie dopuszcza do uto�samienia stworu cielesnego z potokiem danych mu w do�wiadczeniu wewn�trznym jako�ci, �e w og�le � jego zdaniem � upraszcza, a przeto wyko�lawia stosunek osobnika do jako�ci, zamazuj�c bogat� problematyk� tego stosunku nieokre�lnikiem w rodzaju s��wka �doznaje", �e tylko dopuszcza, lecz nie akceptuje moc� konieczno�ci my�lowej tego, i� istniej� niezale�nie tylko �ywe i jako�ciowe �od wewn�trz" konkrety. Mo�e przy d�u�szym obcowaniu osi�gn�liby�my pewne zbli�enie w kwestii stosunku osobnika do jego jako�ci. Mo�e j�zyk Witkiewicza sta�by si� dla mnie zrozumialszy, a i on mo�e by poj��, co nast�puje. Reizm, nie uznaj�c w�a�ciwej egzystencji jako�ci i nie godz�c si� przeto na �adne zdanie sformu�owane w j�zyku ostatecznym, nie skr�towym, kt�re by zawiera�o rzekome nazwy jako�ci (jak ,,barwa", �brzmienie", �kszta�t"...) � bynajmniej nie zaprzecza temu, i� rzeczy przedstawiaj� si� nam jako�ciowo (np. jako bia�e, okr�g�e, pachn�ce konwaliowo itp. itp.). Nie zaprzecza on temu, i� wypowiadamy si� w zdaniach prawdziwych jako doznaj�cy tak w�a�nie. Reizm g�osi, �e obserwuj�c siebie samych introspekcyjnie, trafnie zdajemy spraw� z tego, jak doznajemy, ilekro� opisujemy rzeczy (z w�asnym cia�em w��cznie) wedle tego, jakimi si� nam one przedstawiaj� jako�ciowo... Ale to wszystko nie znaczy, oczywi�cie, jakoby osobnik doznaj�cy by� to�samy z potokiem takich czy innych jako�ci... Wielka szkoda, �e Witkiewicza ju� nie ma i �e nie mo�na sporu jego z reizmem doprowadzi� do ko�ca... Wracaj�c my�l� do wspomnienia o nim, nieraz zadaj� sobie pytanie, co reprezentowa� on z socjologicznego punktu widzenia. I taka mniej wi�cej kszta�tuje mi si� na to pytanie odpowied�. Istniej� indywidua �wiadome swej odr�bno�ci od innych, w oryginalny spos�b tw�rcze, obce wi�zi organizacyjnej... Nie stanowi� one ani zespo�u, ani klasy spo�ecznej, ody�ce po�r�d twor�w stadnych. Ale stanowi� typ, typ elitarnego, jednostkowo tw�rczego osobnika. Taki typ, nawet je�li odczuwa spraw� spo�eczn� i przejmuje si� ni� (Nienasycenie, Szewcy), nie czuje si� u siebie w atmosferze ostrej walki gromad o socjalizm. Boli go przede wszystkim to, co degraduje niezale�n� osobowo�� i niezale�no�� osobowo�ci. A �e nadchodzi�y � o czym prze�wiadczony by� Witkiewicz � czasy konflikt�w zespo�owych, czasy z�e dla solist�w kultury, przeto uros�a w jego psychice do miary przerastaj�cej wszystko troska o monad� i wyolbrzymia� protest przeciwko jej upo�ledzeniu w obrazie �wiata. ��d�, w grudniu 1949 r. Stefan Szuman NIEKT�RE ASPEKTY I ZAGADNIENIA DRAMATU ST. I. WITKIEWICZA SZEWCY O tw�rcy dramatu Szewcy oraz o postaciach i j�zyku tego utworu St. I. Witkiewicz by� jednym z najprzenikliwszych umys��w swoich czas�w, by� prostolinijnym, bezkompromisowym charakterem, dla kt�rego � bardziej ni� wszystko inne � rzecz� nie do zniesienia by�o: Zak�amanie! Jego �ycie by�o nieustann�, �wiadom� walk� ze z�udzeniami, kt�rymi ka�dy cz�owiek pociesza i r�wnocze�nie oszukuje samego siebie i innych ludzi: �z wygody", �dla �wi�tego spokoju", ze strachu, z g�upoty, z kr�tkowzroczno�ci, ze s�abo�ci � l�kaj�cej si� odkry�, ujrze� i pozna� �ca�� prawd�". Nie zazna� w �yciu wygody, bo wiedzia�, �e ona usypia czujno�� intelektu; mozolnie i wytrwale uczy� si� przez ca�e �ycie, nie zadowalaj�c si� wiedz� po�owiczn�; nie by� zdolny do kompromis�w, nie zboczy� nigdy z wytkni�tej drogi szukaj�c prawdy � nawet na j okrutnie j sze j, najgorszej, by jej spojrze� w oczy. Wola� prawd� ni� z�udzenie. Kocha� ironi� i lubi� o ka�dej rzeczy rozmawia� ironicznie. By� m�ny i odwa�ny i dlatego mia� bardzo licznych wrog�w i prawie tylu� przyjaci�. Lubi� dra�ni� ironi� swoich nieprzyjaci�, by zmusi� ich do stawiania mu czo�a, jak te� swoich przyjaci�, by im dowie��, jak trudno znie�� prawd�. Przez ca�e �ycie, niew�tpliwie, poddawa� sam siebie wci�� na nowo bolesnym pr�bom autoironii, bo chcia�, aby si� w nim osta�o to tylko, czego nawet najbardziej szata�ska ironia zniszczy� nie potrafi. Pisa� te� swoje powie�ci i dramaty tak, by rzecz ka�da w nich przez najci�sz� pr�b� przesz�a i � osta�a si� lub nie osta�a. By� i jest � jako tw�rca i artysta � jednym z najniebezpieczniejszych wrog�w k�amliwych z�udze� i �atwych pozor�w. Szuka� twardego gruntu pod nogami, a do-Kopywa� si� go na pr�no we wsp�czesnej mu rzeczywisto�ci. Witkiewicz by� w r�wnej mierze my�licielem i artyst�. Zar�wno w sw<>ich filozoficznych rozprawach, jak w powie�ciach i dramatach przeprowadza on w spos�b nieub�agany zasadnicz� i ostateczn� w jego 21 mniemaniu rewizj� �wiatopogl�d�w, kt�re by�y do dyspozycji i wyboru i kt�rymi si� kierowali i �yli ludzie jemu wsp�cze�ni. Rozczytywa� si�. z pasj� w ksi��kach naukowych i filozoficznych, czerpi�c z powa�nych �r�de� gruntown� wiedz� o wsp�czesnym stanie nauki i naczelnych pr�bach rozwi�zywania zasadniczych zagadnie� filozofii. Nie znajduj�c w religii, w nauce i w filozofii ostatecznej zadowalaj�cej odpowiedzi na pryncypialne pytania, jakie sobie stawia�, Witkiewicz szuka� w�asnych dr�g, maj�cych go doprowadzi� do rozwi�zania niepokoj�cych zagadnie�. Wynikiem tych poszukiwa� s� nie tylko jego dociekania filozoficzne, przeprowadzone w pracach, o kt�rych w tej ksi��ce pisze prof. Kotarbi�ski, lecz szczeg�lnie tak�e wszystkie jego utwory dramatyczne. Problemy �wiatopogl�dowe wysuwaj� si� w nich na plan pierwszy. Wyst�puj� one tu z ca�� jaskrawo�ci� w przekonaniach (w ideologii), w d��eniach i w poczynaniach poszczeg�lnych postaci, jak te� grup i klas oraz ustroj�w spo�ecznych, reprezentowanych w utworach scenicznych Witkiewicza. Wy�szo�� ukazania tych problem�w w ramach pasjonuj�cych utwor�w scenicznych nad ch�odnym rozwa�aniem ich w rozprawach filozoficznych polega na tym, �e na scenie mo�na pokaza� nie tylko idee, lecz ludzi, kt�rzy je reprezentuj� � a walcz�c o ich urzeczywistnienie mog� �ledzi� skutki zapanowania nad �wiatem danego �wiatopogl�du, danej idei, kt�ra orzeka o tym, czym w swej istocie �wiat jest, i decyduje o tym, jakim ma si� sta�. W utworach dramatycznych Witkiewicza nie dokonuje si� gadatliwe roztrz�sywanie problem�w �wiatopogl�dowych. Na scenie jego dramatu m�cz� si�, nienawidz� i morduj� ludzie r�nego �wiatopogl�du � dla �wiatopogl�du. Szewcy s� dramatem ludzko�ci poszukuj�cej daremnie �prawdziwej" idei, idei zbawczej oraz ustroju spo�ecznego, w kt�rym by si� ona w spos�b w�a�ciwy i ostateczny zrealizowa�a. W tym dramacie ustr�j spo�eczny zmienia si� w ka�dym akcie � po dokonaniu si� przewrotu. W ka�dym z nich na nowo i na innych podstawach rodzi si� niezadowolenie z istniej�cego stanu rzeczy. W dramatach swoich Witkiewicz nie tylko krytycznie o�wietla pogl�dy, przekonania, idee i idea�y, kt�re znajdywa�y si� u podstaw tego, w co wierzyli wsp�cze�ni mu ludzie, do czego d��yli i co starali si� urzeczywistni� w rozmaitych ustrojach spo�ecznych, lecz wystawia niejako na pr�b� ka�dy �wiatopogl�d, wykazuj�c, do czego on prowadzi oraz komu i za cen� czego wychodzi on na korzy��. W dramacie Szewcy wyst�puj� zwykli ludzie dwojakiego rodzaju: g�odni lub syci, wierz�cy lub niewierz�cy, zadowoleni lub niezadowoleni, buntuj�cy si� lub zrezygnowani, �yj�cy t�po i z dnia na dzie� lub �yj�cy > w nieukojeniu i niecierpliwo�ci, kr�tkowzroczni lub przenikliwi, pozba-: wieni ambicji lub ambitni, poni�eni i wyzyskiwani, i tacy, kt�rzy umiej� si� wywy�szy�. Ludzi �zadowolonych" charakteryzuje Witkiewicz w Szewcach nast�puj�cymi s�owami: Ma si� radio, ma si� stylo, ma si� kino, ma si� daktylo, ma si� brzu-cho i nie �mierdz�ce, nie ciekn�ce ucho, ma si� sy�ko jak si� patrzy! Czego mu trza? A sam w sobie jest �cierwo pod�e, guano pogodne, przebrzyd�e. To je pyknik, wi�?" O �niezadowolonych" czytamy: �A taki niezadowolony z siebie to ino mat w �wiecie czyni, �eby siebie: przy tym przed sob� wywy�szy� i siebie sobie pokaza� lepszym ni� naprawd� jest � nie by�, ino pokaza�, i nie lepszym, ino takim fajniejszym, wyhyrniejszym." W�a�ciwymi bohaterami dramat�w s� jednak jednostki swoi�cie niezwyk�e, �g�ruj�ce" nad reszt� swoj� wol�, niezaspokojon� ambicj�, odwag� i bezwzgl�dno�ci�, ch�odem i cynizmem, nami�tno�ciami i wynaturzeniem, wszelkiego rodzaju �ajdactwem, brakiem sumienia, ob��dem, umiej�cym narzuci� innym w�asne urojenia. S� to �Potwory" i �Bestie" rz�dz�ce upadaj�cym, gin�cym �wiatem. Ich funkcje i rol�, jaka im przypada w udziale w dramacie, okre�li� Witkiewicz nast�puj�cymi s�owami: �Trzeba rozp�ta� drzemi�c� Besti� i zobaczy�, co ona zrobi. A je�eli si� w�cieknie, b�dzie zawsze do�� czasu, by j� w por� zastrzeli�." W dramatach Witkiewicza wszyscy filozofuj�: filozofuj� zwykli przeci�tni pyknicy i schizoidzi � staraj�c si� na pr�no poj�� �r�d�o i istot� n�dzy w�asnego istnienia; filozofuj� tak�e Potwory i Bestie � zgodnie ze swoimi nami�tno�ciami, ambicjami i ob��dnymi urojeniami. Zwykli ludzie w dramatach Witkiewicza � poniewa� wci�� filozofuj� � przeplataj� filozoficznymi terminami i sentencjami sw�j zwyk�y j�zyk, kt�ry jest r�ny zale�nie od ich wykszta�cenia, ich zawodu, ich stanu oraz gwary, do kt�rej przywykli. W dramacie Szewcy jest to przede wszystkim �szewski" j�zyk. Szewcy przemawiaj� ze sceny ,,z szewsk� Pasj�", z �szewsk�" naiwno�ci� � je�eli chodzi o problemy filozoficzne, z �szewsk�" wulgarno�ci� � je�eli chodzi o soczyste wyrazy i z �szewsk�" dobitn�, a przekonuj�c� umiej�tno�ci� nazywania rzeczy po imieniu. S a j e t a n (mistrz szewiecki) tak oto przemawia do swoich czeladnik�w: �Ju� wszystko tak zbrzyd�o na tym �wiecie, �e wi�cej o niczym gada� nie warto. Kona ona ludzko�� pod gniotem cielska gnij�cego, z�o�liwego nowotwora kapitalizmu, na kt�rym, nikiej putryfikacyjne one b�ble, 23 faszystowskie czady powstaj� i p�kaj�, puszczaj�c smrodliwe gazy za-gni�ej w sobie, w sosie w�asnym, bezosobowej ci�by ludzkiej. Ju� nic gada� nie trzeba. Wszystko je wygadane do dna. Czeka� trzeba, a� si� zrobi, i robi�, ile kto mo�e. Czy my jeste�my ludzie? Mo�e ludzie to tylko oni, a my tylko bydl�ce �cierwa z takimi, wicie, Panie �wi�ty, epi-fenomenami, by si� jeszcze gorzej m�czy� i na ich uciech� skowyta�. Hej! Hej! (Wali m�otem w co popad�o.) A oni my�l� tak na pewno, brzuchate, zacygarzone, ociekaj�ce takim �liskim kokteilem z ichniej rozkoszy i naszej smrodliwej, w beznadziejnej swej m�ce. Hej, hej!" Po chwili Czeladnik: �Ja to bardziej swojsko wypowiem. A mo�e nie warto? (pauza) (Nikt go nie zach�ca, m�wi jednak.) Przykra pauza. Nikt mnie nie zach�ca. Gada� jednak b�d�, bo mi si� tak chce, �e wytrzyma� nie zdolen jesdem, wicie. Przyjdzie dzi� pewno tu ksi�na ze swoim prokuratorskim psem i gada� b�dzie te� i wierci� nam otworki w metafizycznych p�pkach, jak to uni ci pysni panowie nazywaj� w sobie te cukierki, co u nas wrzodami sw�dz�cymi s� i zostan�. Co si� wyra�a w sprzeczno�ciach, kt�rych nijako osi�gn�� nie mo�na, to s� te rzeczy, te sakra ich suka, �lachcickie odpadki, co oni nazywaj� swymi metafizycznymi prze�yciami. �echc� sobie nimi spasione brzuchy, a ka�dy taki �echt nasyconego bydlaka to nasz b�l w. kiszkach. Chcia�em m�wi�, wicie, i powiem: �y� i umrze�: zacisn�� si� w g��wk� od szpilki i rozprzestrzeni� si� na ca�y �wiat; puszy� si� i tarza� si� w prochu... (Nag�a pustka we �bie nie pozwala mu m�wi� dalej.) Nic wi�cej nie powiem, bo mi si� nagle pusto we �bie zrobi�o jak w stodole, jak w gumnie." S� j etan (akt III): �Rzadka linia monadolog�w, raczej monadyst�w od hilozoist�w greckich przez Giordana Bruna, poprzez Leibniza, Renou-viera, Wildona Carra... a dalej przez Yitaatiusa, Kotarbi�skiego - - - - � prowadzi nas do prawdy absolutnej..." Aby da� czytelnikowi poj�cie o j�zyku, jakim m�wi� Bestie w dramacie Szewcy, przytocz� urywki z wypowiedzi, jakie wyg�asza ze sceny Ksi�na Wsiewo�od�wna. M�wi ona � tak jak inni reprezentanci inteligenckich bohater�w sceny � j�zykiem, kt�ry jest dziwn� mieszanin� zwrot�w salonowych i najbardziej niesalonowych i obrzydliwych wyraz�w. Ksi�na: �Za�atwi�am sprawuneczki. Wszystkie intymne rzeczu�ki mam tu w woreczku, ze szmink� i innymi r