5947
Szczegóły |
Tytuł |
5947 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5947 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5947 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5947 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RYCERZE
Czy pami�tacie magazyn "60 MINUT NA GODZIN�"? Pami�tacie rycerzy trzech, co to ich gn�bi pech, bo im si� Ole�ka podoba, na dodatek jeszcze ci�gle ten Radziwi��?
Andrzej Wahg�rski, wroc�awski dziennikarz, g��wnie radiowy, posiadacz zapewne psa, a z ca�� pewno�ci� kota, siad� w ko�cu i zdecydowa� si� spisa� to, czego s�uchali�my w "TR�JCE" od 1977 roku, a w "POWT�RCE Z ROZRYWKI" pojawia si� do dzi�,, czyli parodi� Sienkiewiczowskiej "TRYLOGII". Obecnie przedstawiamy Pa�stwu cz�� pierwsz�, czyli POTOP. Spodziewa� si� nale�y jeszcze OGNIEM I MIECZEM i PANA WOLODYJOWSKIEGO ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem LIST�W PANA MICHA�A, kt�re obecnie przedstawiane s� w radiowym magazynie rozrywkowym "STUDIO 202".
Andrzej Walig�rski
RYCERZE
i ich dziwne przygody w czasie szwedzkiego potopu
CIA-Books-SVARO � Pozna� 1990
J
Copyright (c) 1990
ISBN 83-85100-25-3
ZOPP S/346/90
SPIS TRE�CI
ZAR�CZYNY KMICICA ....................................................................... 7
UCZTA W KIEJDANACH ................................................................. 12
ZAGLOBA HETMANEM................................................................... 17
PORWANIE RADZIWI��A ............................................................... 22
OBRONA CZ�STOCHOWY............................................................ 27
POWR�T NAJJA�NIEJSZEGO PANA ......................................... 33
�UBOMIRSKI-SHOW ........................................................................ 37
OBLʯENIE TYKOCINA .................................................................. 42
B/TWA POD PROSTKAMI............................................................... 47
JUBEL W UPICIE ............................................................................... 52
,
tYWCE/WZ(LC
ZAR�CZYNY KMICICA
Pewnego razu by� na �mudzi r�d mo�ny Billewicz�w - od Mendoga si� co prawda wywodz�cy, ale w ostatnich czasach ograniczony ju� tylko do panny Ole�ki Billewicz�wny, jej ciotki, kt�ra nazywa�a si� Kulwiec-Hippocentaurus i tak te� wygl�da�a oraz do Kud�atego �mudz�na.
Siedzieli sobie kiedy� w Wodoktach i prz�dli, odzywaj�c si� z rzadka a g�upio, jak to zwykle na �wi�tej �mudzi.
- Pora by ci ju� za m�� - mrukn�a ciotka Kulwiec�wna, usi�uj�c trafi� g�rn� lew� tr�jk� na praw� doln� sz�stk� w celu
przegryzienia nitki.
- Ach, co te� ciotunia... - zasroma�a si� panna i wykona�a szereg czynno�ci przystojnych skromnej szlachciance, a mianowicie strzeli�a oczkiem, tupn�a n�k�, zmierzwi�a brewki, furkn�a noskiem, z�o�y�a r�czki w ma�drzyk, a buzi� w ciup, ciup natomiast z�o�y�a na krze�le, po czym parskn�a, fukn�a, pukn�a, zaplot�a kos� i grzmotn�a Kud�atego �mudzina w pysk.
- Pad�a� - powiedzia� Kud�aty �mudzin, spluwaj�c do dzie�y z pucit�, t� po�ywn� narodow� potraw�, dobr� r�wnie� do uszczelniania okien i usztywniania z�amanych ko�czyn.
- Oj, pora ci, pora! - upiera�a si� starucha. - A to� pi��dziesi�tka na karku.
- Trzydziestka! - pisn�a rozpaczliwie Ole�ka, rozgl�daj�c si�, czy kto nie s�ucha.
- Trzydziestka w dowodzie osobistym - zgodzi�a si� ciotka
- ale poprzedni� dat� urodzenia pod �wiat�o odczyta� mo�na, gdy� Kud�aty �mudzin nader niedbale j� by� wyskroba�. - A�eby ci�! - krzykn�a pod adresem �mudzina i te� strzeli�a go w pysk.
- Mo�e pan Kmicic si� zjawi, kt�remu dziadek Herakliusz w testamencie swoim mnie zapisa� - szepn�a z nadziej� Ole�ka.
- No, nie wiem, nie wiem, czy w�a�nie ciebie mu zapisa�
- pokr�ci�a g�ow� panna Kulwiec�wna. - Po mojemu, to on Kmicicowi konia deresza wa�acha zapisa�, tuczarni� w Lubiczu natomiast miecznikowi rosie�skiemu, a ciebie to chyba J�zwie Butrymowi Bez Nogi.
- I owszem - potwierdzi�a Ole�ka - atoli J�zwa Butrym, gdy mnie ujrza� przypadkiem onegdaj rano wynosz�c� �mieci do pojemnika, tedy zaraz polecia� do pana Kmicica i powiedzia�, �e ch�tnie si� zamieni i zamiast mnie we�mie wa�acha.
- A Kmicic si� zgodzi�?
- Pijany by�, to si� zgodzi�.
- Ot, durny - podsumowa�a dyskusj� ciotka i dalej wszyscy prz�dli w milczeniu.
A wtem co� zadzwoni�o, zar�a�o, wyr�n�o w okno i do izby wlecia� wraz z okiennic� okutany w barany osobnik.
- A s�owo sta�o si� cia�em! - wykrzykn�y obie bia�og�owy.
- Pad�a� - dorzuci� z zainteresowaniem Kud�aty �mudzin. Przybysz za� podni�s� si� i powiedzia� troch� be�kotliwie:
- Dzie� dobry. Jestem Sta� Tarkowski!
- Bredzi... - szepn�a panna. - By� mo�e oszala� z mi�o�ci?
- doda�a z nadziej�, podczas gdy m�odzian uchwyciwszy ciotk� Kulwiec�wn� za gard�o wycharcza�:
- Gdzie moja c�ru� jedyna? Oddaj mi Danu�k� krzy�acka zarazo!
- Paszo� won! - wyrz�zi�a ciotka i w odruchu samoobrony kopn�a go ko�cistym kolanem w instynktownie wybrane miejsce.
8
Cios by� widocznie skuteczny, gdy� szlachcic zawy�, pobiega� chwil� w k�ko, uderzy� si� w czo�o i rzek�:
- Jam jest Andrzej Kmicic!
- Nareszcie si� przyzna�! - mrukn�a z satysfakcj� ciocia.
Pan Andrzej odzyskuj�c powoli kontenans, j�� przygl�da� si� wszystkim obecnym, aby zgadn��, kt�ra z przytomnych mu os�b ma by� jego narzeczon�.
Wreszcie z kawalersk� determinacj� chwyci� za r�ce Kud�atego �rnudzina i ku ognisku odwr�ci�, tak nim jak fryg� zakr�ciwszy, a potem uderzy� si� po kontuszu i zakrzykn��:
- Jak mi B�g mi�y, rarytet! Kiedy �lub?
- Pad�a�... - wyszepta� skromnie Kud�aty �mudzin, zakrywaj�c swe ma�e oczka w�siskami i spoza nich zerkaj�c figlarnie ku pi�knemu rycerzowi.
- Pa�ska narzeczona tam oto stoi - rzek�a surowo ciotka, wskazuj�c panu Andrzejowi Ole�k�.
- Jezus Maria... - j�kn�� chor��y orsza�ski, pora�ony kresow� urod� dziewicy.
- Wybacz wa�panno - wyj�ka� - alem zna� jej dziada, podkomorzego Herakliusza Billewicza i nie mog� si� nadziwi� podobie�stwu.
- Prawda, �e istna z niej sk�ra zdarta z nieboszczyka? - zawo�a�a z satysfakcj� Kulwiec�wna.
- Oj, z nieboszczyka, z nieboszczyka... - mrukn�� rycerz.
- Sk�ra zdarta, ale gdzieniegdzie wypchana! - za�artowa�a ciocia, popychaj�c ich ku sobie, a Kmicica r�wnocze�nie w d�, skutkiem czego rymn�� z hukiem na kolana.
- K��czy przed ni�, o r�k� prosi! - wrzasn�a triumfalnie stara dama. - Wszyscy widzieli! - Tu si�gn�a za dekolt i pob�ogos�awi�a m�od� par� wydobytym stamt�d wisiorkiem.
- Pad�as - powiedzia� zgorszony �mudzin. - Ta� to cycka!
- O, pardon - zarumieni�a si� Kulwiec�wna. - My�la�am, �e szkaplerzyk!
10
I naprawiwszy omy�k�, nakre�li�a w powietrzu krzy�, a po namy�le te� drugi - prawos�awny, bo na kresach nigdy nie by�o wiadomo, jakiej kto wiary.
- Ja by i Gwiazda Syjonu dorzuci� - poradzi� Kud�aty �mudzin, spogl�daj�c badawczo na orli profil pana Andrzeja.
Za� pan Andrzej, kt�remu przeja�ni�o si� ju� we �bie, gor�czkowo kombinowa�, jak by si� tu wycofa� ze �wie�o zawartego narzecze�stwa.
"Nic inszego - my�la� - jeno musz� na pogard� onej panienki solidnie zapracowa�, w kt�rym to celu chyba portrety jej przodk�w postrzelam, Upite spal�, Wo�montowicze wymorduj�, panny Pacunelki pogwa�c�, a w ko�cu ze Szwedy si� zwi��� - to mo�e jej obrzydn�?"
I drapn�wszy z izby, j�� realizowa� �w ambitny, ale jak�e karko�omny program.
UCZTA W KIEJDANACH
Pewnego razu wybrali si� na uczt� u Radziwi��a panowie rycerze - Kmicic, Wo�odyjowski, Zag�oba i Skrzetuski, kt�ry uciek� na Litw� z obozu mi�dzy Pi�� a Uj�ciem, kiedy to pan Opali�ski przeszed� na szwedzk� stron�. Prawd� m�wi�c, wszyscy wtedy stamt�d uciekli, ale jeden pan Skrzetuski potrafi� to uzasadni� wzgl�dami patriotycznymi, dzi�ki czemu chadza� w aureoli prawego syna zbola�ej ojczyzny. Dodajmy od razu, �e dla uproszczenia akcji wprowadzamy tylko jednego Skrzetuskiego i jednego Radziwi��a.
Nasz Radziwi�� nazywa si� Janusz Bogus�aw i nosi si� z polska po cudzoziemsku, k�ad�c kontusz na brabanckie koronki, a na francuskie pludry wci�gaj�c juchtowe buty, obficie wymoszczone wiechciami z angielskiego rajgrasu.
- Czo�em, czo�em panowie bracia! - zawo�a� chytrze Radziwi��, aby ich skaptowa� do swoich niecnych zamiar�w. - Co tam w terenie? Jak nastroje, kurcz� ich ma�? - pyta� jowialnie, poklepuj�c ich poufale, jak to zazwyczaj wojewoda, cho�by i wile�ski.
Zaraz te� poczuli si� swojsko i ka�dy zapragn�! popisa� si� przed ksi�ciem swoimi dokonaniami, a mianowicie Skrzetuski tym,
12
�e si� swego czasu ze Zbara�a przekrada�, Kmicic - �e Chowa�-skiego podchodzi�, pan Wolodyjowski - �e jest pierwsz� szabl� Rzeczypospolitej, a Zag�oba - �e najdowcipniejszy we wszystkim chrze�cija�skim rycerstwie.
Radziwi�� s�ucha�, chwali�, z rzekomego podziwu r�ce i oczy w g�r� podnosi�, ale zaraz opuszcza�, aby ich obj��, co czyni� z wewn�trznymi oporami, gdy� pan Zag�oba cuchn�� okowit�, a pan Skrzetuski nigdy si� dobrze nie wywietrzy� z onej kanalizacji zbaraskiej, przez kt�r� si� by� czo�ga�, a co wi�cej, tak sobie �w rodzaj podr�owania upodoba�, �e nie daj Bo�e, aby gdzie jakie b�ocko albo i gnoj�wk� zobaczy�, tedy zaraz tam hyca� i kryt� �abk� w paskudztwie si� babra�.
Na szcz�cie dano zna�, �e uczta ju� gotowa, wi�c wszyscy przeszli do wielkiej sali, w kt�rej ju� siedzieli szwedzcy pos�owie.
- Ten gruby, czerwony, to hrabia Loewenhaupt, a ten chudy, zielony, to baron von Duderhoff - wyja�ni� pan Zag�oba.
- A �w siny, zakatarzony?
- A to moja narzeczona Ole�ka Billewicz�wna - wtr�ci� pan Kmicic, po czym doda�, klepi�c si� po szabli: - A je�li si� komu nie podoba, to uszy poobcinam!
- Bez uszu b�dzie jeszcze szpetniejsza - zauwa�y� Skrzetuski.
- No, to nie poobcinam - zgodzi� si� Kmicic i przesta� klepa� szabl�.
W�a�nie w tej chwili ksi��� Radziwi�� chcia� zadzwoni� bu�aw� w kielich na znak, �e b�dzie przemawia�, ale skutkiem zdenerwowania uderzy� w g�ow� ksi�dza biskupa Parczewskiego, kt�ry natychmiast zemdla�.
- Wody, wody! - zawo�a�a wojewodzina wende�ska.
- Kumpotu...! - szepn�� biskup, odzyskuj�c przytomno��. - S�uchamy, s�uchamy! - doda� uprzejmie.
- Mo�ci panowie! - zawo�a� ksi���. - Wielu spomi�dzy was zdziwi to g�osowanie, ale pragn� zapyta�, kto jest za tym, aby�my przeszli pod panowanie kr�la Karola Gustawa? G�osujemy przez podniesienie mandatu.
13
Wszyscy grzecznie podnie�li mandaty, tak jak ich przez d�ugk lata uczono.
- Bardzo �adnie! - ucieszy� si� ksi���. - A wi�c tylko dla czczej formalno�ci spytam, kto w takim razie jest za tym, aby pozosta� pod w�adz� kr�la Jana Kazimierza?
Ten g�upi formalizm spowodowa�, �e wszyscy znowu podnie�li
mandaty. v v
- Wszyscy do pierdla! - rykn�� rozjuszony magnat i ju� po chwili nasi znajomi rycerze siedzieli w solidnym, kiejda�skim podziemiu.
- G�upio wysz�o... - powiedzia� pan Zag�oba.
- To po co �e� wa�� g�osowa�? - spyta� pan Skrzetuski.
- Wszyscy g�osowali, to i jam g�osowa�. A c� to ja jaki� socjaldemokrata jestem, czy co? A wa��, panie Michale, to niby nie g�osowa�e� "za"?
- G�osowa�em z nawyku "za", ale w�sikami rusza�em "przeciw".
- Akurat komu� si� chcia�o gapi� w pa�skie w�siki! - za�mia� si� Kmicic, kt�ry te� z nimi siedzia� wbrew temu, czego niekt�rzy czytelnicy oczekiwali.
Wtem do lochu wszed� t�pog�owy oficer.
- Jestem Roch Kowalski - przedstawi� si�. - A to jest pani Kowalska - o�wiadczy�, pokazuj�c zardzewia�� szabl� tkwi�c� beznadziejnie w starej, wys�u�onej pochwie.
- Jak�e to tak? - zdziwili si� wi�niowie. - To z w�asn� szabl� �ywiesz?
- A �ywi�, a co mi tam? - odrzek� butnie Roch. - Jedyna to moja i najmilejsza przyjaci�ka! Hej - doda� marzycielsko pod adresem szabli - �eby� ty tak jeszcze, szelmo, gotowa� umia�a!
- Je�eli nie masz �adnej inszej rodziny - wzruszy� si� pan Zag�oba - to m�w mi wuju.
- A ja nie chc� wa�ci m�wi� "wuju" - zaperzy� si� Roch. - Najwy�ej mog� co� do rymu - za�artowa� wulgarnie i po-wsadza� je�c�w na w�z, �eby ich zawie�� do Bir� i wyda� Szwedom.
14
er.
Wszyscy bardzo si� t� wiadomo�ci� ucieszyli, a najbardziej pan Kmicic.
- Nie ma to jak u Szwed�w - m�wi� - smacznie, porno i wytworno, a Szwedki du�e blondyny! Komm hier svenska Fleka, zrobimy cz�owieka! - zacytowa� popularne, skandynawskie przys�owie.
- �wi�ta to prawda - potwierdzi� cnotliwy pan Skrzetuski. - Opowiada� mi o tym podkanclerzy koronny, pan Hieronim Radziejowski, kt�ren by� tam na saksach i ju� po trzech miesi�cach wr�ci� w�asn� gablot� sze�ciokonn�, a wcale si� specjalnie nie napracowa�, tyle �e po karczmach garnki zmywa�, a nocami po szpitalach nocniki wynosi�, co dla polskiego dygnitarza, chwilowo od nomenklatury odsuni�tego, nie jest �adn� ujm�.
- Do Szweda, do Szweda! - zawo�ali z entuzjazmem rycerze na wie�� o tych wspania�o�ciach.
Ale, niestety, jak to u nas, popili si�, zacz�li przebiera� jeden za
drugiego, a wreszcie pan Zag�oba w mundurze Rocha Kowalskiego
o�wiadczy�, �e on poprowadzi konw�j. I jak zacz�� prowadzi�, tak
wszyscy wpadli w r�ce skonfederowanych chor�gwi i musieli si� do
nich przy��czy�. i
A tak �adnie si� zapowiada/o.
ZAG�OBA HETMANEM
Pewnego razu skonfederowane przeciw Szwedom chor�gwie zebra�y si� pod Bia�ymstokiem. Na razie nie uda�o im si� zorganizowa� �adnej wi�kszej bitwy, gdy� nikt nie chcia� nikogo s�ucha�. Kiedy� nawet um�wili si� ze Szwedami, �e si� troch� pobij�, ale gdy si� przed walk� zebrali na narad�, to ka�dy mia� inne pomys�y: jeden ��da�, �eby zacz�� od szar�y husarskiej, inny
- �eby okr��y� przeciwnika na tatarsk� mod��, a jeszcze inny
- �eby najpierw teren dok�adnie, po niemiecku ostrzela�. I d�ugo to trwa�o, a� wreszcie gdy wszystko uzgodnili i przybyli na um�wione miejsce, to Szwed�w ju� dawno nie by�o, bo zmarzli i odjechali do domu, a uprzednio popisali na drzewach r�ne ordynarne uwagi, gdzie oni maj� takie wojowanie.
- Wybierzmy sobie hetmana, to b�dzie porz�dek - powiedzia� pu�kownik �eromski. - Mamy nawet zapasow� bu�aw�, kt�r� kiedy� pan Rewera Potocki do Sapiehy w karty przegra�, ale Sapie�e nijak by�o z dwiema bu�awami naraz wojowa�, gdy� r�ce obie mia�by zaj�te, a wiecie waszmo�ciowie jako on w nosie rad d�uba�...
- Wiemy, wiemy! - zawo�a�o towarzystwo.
- No w�a�nie, dlatego te� ow� wygran� bu�aw� w Bia�ymstoku ostawi�.
17
- No, to do wot�w, do wot�w! - zaproponowa� pu�kownik Kotowski. - Ja, osobi�cie, na pana Skrzetuskiego g�osuj�, kt�ren jest wojownik wielki i do�wiadczony, a przy tym ma pi�kn� brod� i sze�ciu syn�w, co ju� samo w sobie dostateczn� stanowi r�kojmi�.
- Nie wiem, co tu synowie do rzeczy maj� - mrukn�� kwa�no Wo�odyjowski, sam na bu�aw� hetma�sk� �asy - zw�aszcza, �e dwaj najstarsi dziwnie do Bohuna podobni.
- To nieprawda! - wrzasn�� oburzony Skrzetuski. - Nie dwaj, tylko jeden troch� podobny, a to dlatego, �e Helena przestraszy�a si� Bohuna, gdy j� przydyba� w Barze, o czem pan Zagloba mo�e za�wiadczy�!
- W barze czy w landarze, grunt �e zdrowe g�wniarze! - rzek� sentencjonalnie Zagloba, chc�c czym pr�dzej uci�� dra�liwy temat, szczeg�lnie i� trzeci z kolei syn pa�stwa Skrzetuskich urodzi� si� z bielmem na oku i od ma�ego lubi� sobie popi�.
- To mo�e pan Kmicic hetmanem chcia�by zosta�? - spyta� pu�kownik Lipnicki wysuwaj�c szuflad�, w kt�rej zal�ni�a poz�ocista bu�awa.
Kmicic, jako �e by� gor�czka, skoczy� po ni� bez s�owa, ale nie zd��y�, gdy� Lipnicki szuflad� zatrzasn��, mia�d��c dwa palce m�odemu zago�czykowi.
- Cha, cha, cha! Ale go splantowal! - rykn�li oficerowie z w�a�ciwym ich zawodowi poczuciem humoru.
- Wolej mi by�o zgin��! - lamentowa� Kmicic. - I jak�e ja teraz pi�� w�dek w knajpie na migi zam�wi�?
- To zamawiaj p� litra. To jest akurat pi�� w�dek. - Poradzi� �yczliwie Lipnicki, kt�ry nigdy d�ugo urazy nie �ywi�. - A teraz do wot�w panowie, do wot�w!
- Zag�oba, bracie, wysu� moj� kandydatur� - b�aga� szeptem Wo�odyjowski. - A ja za to nikomu nie powiem, �e� Bur�eja w Zbara�u nie usiek�!
- Pst! - Zag�oba rozejrza� si� podejrzliwie. - Jak to, powia
dasz, �em go nie usiek�? > A,, = ^ {
18
- A pewno, �e nie. Przede to ksi�dz Muchowiecki monstrancj� go zat�uk�, ale ba� si� przyzna� do takowej profanacji.
- No dobrze... - zgodzi� si� niech�tnie Zag�oba i zaproponowa� pana Micha�a na hetmana.
- Wo�odyjowskiego? - skrzywi� si� Skrzetuski. - Pewnie �e dobry z niego �o�nierz, ale co z tego, gdy kurdupel.
- Nie jestem kurdupel - zapia� ma�y rycerz. - Jestem �redniego wzrostu. Prawda, J�zwa?
J�zwa Butrym Bez Nogi, totumfacki i przyboczny Wo�odyjowskiego, spojrza� ponuro po obecnych i k�ad�c d�o� na r�koje�ci garlacza rzek� dobitnie:
- Pan pu�kownik Wo�odyjowski jest �redniego wzrostu.
- Pewnie �e �redniego - przyznali wszyscy ob�udnie. Na to podst�pny namiestnik �eromskiego, pan Jachowicz, spyta� z pozorn� �yczliwo�ci�:
- A kt� wam t� nog� tak galanto ober�n��, m�j �e� wy dzielny J�zwo?
- Te� pan pu�kownik Wo�odyjowski! - odpar� z uznaniem J�zwa. - A to wtedy, gdy swego s�ynnego, polskiego m�ynka �wiczy� szabl�, a jam niechc�cy wszed� do izby.
- W takim razie pan Wo�odyjowski liczy sobie r�wno metr trzydzie�ci sze�� - stwierdzi� z triumfem Jachowicz zmierzywszy protez� J�zwy.
- No, to nie mamy kandydata! - zasmuci� si� �eromski.
- Chyba... - doda� po chwili namys�u - ...chyba �eby�my obrali pana Zag�ob�...
- Nie ma zgody. Zag�oba to op�j! - wrzasn�� Kmicic, kt�ry dla zag�uszenia b�lu w zranionej r�ce upi� si� tymczasem siwuch�.
- Nie tylko op�j, ale i lubie�nik! - dorzuci� Skrzetuski.
- I jeszcze w dodatku blagier! - uzupe�ni� Wo�odyjowski.
- Rochu, wuja ci obra�aj�! - zap�aka� Zag�oba.
- Kto wuja obra�a, ten jakoby ojczyzn�, matk� nasz� obra�a�!
- o�wiadczy� Roch Kowalski i mu�ni�ciem pot�nej pi�ci rozci�gn�� Wo�odyjowskiego na pod�odze.
19
l
- J�zwa Butrym do mnie! - rozkaza� ma�y rycerz,
- Soroka, bierz ich! - wybe�kota� Kmicic.
- Rz�dzian, �ubu-du! - zarz�dzi� Skrzetuski. v t,
Zaczem wierni goryle utworzyli w po�rodku izby wiruj�ce
k��bowisko. Kurz podni�s� si� z nie trzepanego dywanu i przys�oni�
walcz�cych. S�ycha� by�o tylko dopinguj�ce okrzyki oficer�w, stra
szliwe �omotanie jakoby m�ot�w bij�cych w kowad�a i od czasu do
czasu okrzyki:
- Ale� ty! No, no, no! Tylko nie po oczach! Gryziesz, chamie? - i tym podobne.
Wreszcie z pod�ogi d�wign�� si� zwyci�ski Roch Kowalski i chwyciwszy bu�aw� poda� j� panu Zag�obie. �w zasi� uj�� j� ostro�nie, uca�owa� i wzni�s�szy oczy w g�r� rzek�:
- Za grzechy moje, przyjmuj�! - Z kt�rego to tekstu korzysta� ju� zreszt� przed nim Jarema Wi�niowiecki, a po nim Jarema Maciszewski.
Zaraz te� zabrzmia�o tradycyjne "sto lat" i starzy .towarzysze ruszyli hurm� z gratulacjami.
- I od czego, ojciec, zaczniesz swe rz�dy? - spyta� poufale Skrzetuski, kt�ry poprzednio by� wprawdzie kandydaturze Zag�oby przeciwny, ale wybranemu w tak demokratyczny spos�b pierwszy r�k� u�cisn��.
- Zaczn� od tego - odrzek� Zag�oba, bawi�c si� od niechcenia bu�aw�. - Zaczn� od tego, �e postaram si� sobie przypomnie�, kto mnie tu nazywa� blagierem, �wini� i opojem.
\
\
PORWANIE RADZIWI��A
Pewnego razu nasi rycerze doszli do wniosku, �e Szwedzi nie utrzymaj� si� zbyt d�ugo w Polsce, gdy� nie maj� �adnych szans w starciu z tutejsz� - ogromnie rozbudowan� - administracj�, kt�ra niby im si� podporz�dkowuje i niby wsp�pracuje, ale r�wnocze�nie wci�ga ich w swoje skomplikowane tryby i przepisy nie maj�ce odpowiednika w �adnym innym kraju na �wiecie z wyj�tkiem, by� mo�e, Kucowo�oszy i niekt�rych pogranicznych prowincji cesarstwa chi�skiego.
- Nie ma rady - powiedzia� pan Zag�oba. - Trzeba si� jednak czym� zas�u�y� Janowi Kazimierzowi, bo jak wr�ci na sto�ek, to da nam takiego dubla, �e si� nie pozbieramy. Zastan�wmy si� jeno, co by mu sprawi�o najwi�ksz� przyjemno��?
- To mo�e ja porw� Radziwi��a? - zaofiarowa� si� Kmicic. - Dla mnie takowy proceder nie nowina, gdy� Chowa�skiego nie jeden raz podchodzi�em. Po prawdzie ani razu nie podszed�em, chocia� na palcach podchodzi�em, ale taki mia� s�uch ten kacap, �e w ostatniej chwili odwr�ci� si� i do mnie z pyskiem:,� ty, szto?" To ja wtedy musia�em �ga�, �e po zapa�ki przyszed�em. Radziwi��a jednak podejd�, gdy� skutkiem nadci�nienia, w uszach tak mu szumi, i� Szwedowie u�jywaj� go nawet jako zag�uszaczki do
22
t�umienia hase� wolno�ciowych rozlegaj�cych si� ju� to tu, to tam, po ca�ej Polszcze!
Radziwi�� bawi� aktualnie w Pilwiszkach, sk�d rozsy�a� po kraju listy, zawieraj�ce mn�stwo ciekawych pomys��w dotycz�cych pozbycia si� element�w antyszwedzkich. W tym celu ksi��� doradza�: obmow�, intryg�, tortury, wkr�canie palc�w w kurki, lewatyw� z towotu, zatrzymanie na czterdzie�ci osiem godzin, pohukiwanie w krzakach dla postrachu, a zw�aszcza podtruwanie konfederat�w gotowymi wytworami �wczesnego, niedoskona�ego jeszcze przemys�u spo�ywczego.
Na widok pana Andrzeja wielki zdrajca ucieszy� si�, byli bowiem spokrewnieni przez niejakiego Kiszk�. Pokrewie�stwo przez Kiszk� jest co prawda okr�ne, a mo�e si� nawet okaza� k�opotliwe, jednak�e pokrewie�stwem pozostaje, co by si� o nim nie m�wi�o.
- Najni�sze swoje us�ugi jwm�� panu jkm�� p�� t�� polecam!
- zawo�a� grzecznie Kmicic.
- A kog� ja widz�? - zrewan�owa� si� Janusz Bogus�aw.
- To� to m�� p�� ch�r orsz z kisz kap!
Kmicic sk�oni� si� po polsku - do ziemi czapk�, co prawda nie hetma�sk�, bo bez czaplego za otokiem pi�rka, ale ca�kiem jeszcze porz�dn�. Ksi��� za� �cisn�� go za g�ow�, a Kmicic ksi�cia za kolano, co wprawi�o Radziwi��a w nerwowy chichot. Nu�e tedy pan Andrzej cmoka� ksi�cia po r�kach, a ksi��� pana Andrzeja w rami�, a� rozochocili si� obaj i nieomal rozfiglowali.
- Ponied�wiadkujem si�? - spyta� magnat.
- Ponied�wiadkujem! - zawo�a� chor��y orsza�ski.
Tu odstawili obaj ramiona od tu�owi, a g�owy przechylili na boki i j�li si� okr��a� nawzajem jakoby dwa nied�wiedzie zazdrosne o jedn� samic�, a� wypatrzywszy odpowiedni moment przypadli do siebie i pochwycili w mocarne obj�cia, poklepuj�c jeden drugiego po plecach i l�d�wiach, �lini�c po policzkach i pomrukuj�c z zadowolenia, a kt�ry to ceremonia� odprawiwszy po trzykro�, odst�pili od siebie i stali, ci�ko dysz�c od mi�ego wysi�ku.
- Co tam nowego u jksi��m�ci? - odezwa� si� wreszcie Kmicic.
23
- Czy jokswlklitwszm�� pi� m�� zdr�w? c ' "
- Dzi�kuj�, pchor wszm�� piecz w�l z bur i kur piecz - od rzeki Radziwi��. - Ze zdrowiem u mnie nie bardzo, gdy� zgag; mnie piecze, choroba francuska z�era, �lepa kicha nawala, cis nienie rozsadza, reumatyzmy jakie� �upi�, a artretyzm ruchy hamu je, chocia� z drugiej strony biegunka biega� przymusza.
- Ale poza tym? - spyta� sugeruj�ce pan Andrzej, '--wt
- Ale poza tym, wszystko w porz�dku! - odpowiedzi� automatycznie wielki zdrajca, raz jeszcze potwierdzaj�c star� prau de, i� nie ma takiej wypowiedzi, jakiej nie mo�na by uzyska� formu�uj�c odpowiednio pytanie.
- Troch� �wie�ego powietrza i jak r�k� odj�� - doradz� Kmic�c, przypomniawszy sobie, po co tu przyby�. - Ot, mam tu n; podw�rku konia wielkiej krwi, kt�ren dziwnie pod siod�em chod�: Czy nie zechcia�by� wkm�� p�� ziu osobi�cie go dosi���?
- A i owszem! - zawo�a� �atwowiernie ksi���.
I obaj wyszli na podw�rzec, gdzie wachmistrz Wierny Sorok trzyma� niedu�ego, gruboko�cistego kuca o wielkim �bie i niepe\\ nej ma�ci, przypuszczalnie ichtiolowej.
- Nie jest ci on szczeg�lnie urodziwy... - kr�ci� nosen Radziwi��, ale Kmicic rozejrza� si� doko�a, przytkn�� palec do war; i wyszepta� tajemniczo:
- Pst, to jest ko� Przewalskiego!
- Jezus Maria! - zakrzykn�� ksi��� i r�wnie� zni�aj�c g�os spyta�: - A kto to jest Przewalski?
- Tego nie wiem - odrzek� szczerze pan Andrzej. - Al gdym tego konia rabowa�... Tfu, chcia�em rzec gdym go kupowa tedy poprzedni w�a�ciciel, chocia� dobrze ju� wykrwawiony, zdo�� mi wycharcze� przed skonaniem, �e jest to ko� Przewalskiego.
- Dosi�d�my go tedy - Radziwi�� prze�o�ywszy nog� prze kuca, znalaz� si� na jego grzbiecie.
- Bierz go! - krzykn�� straszliwym g�osem pan Kmicic di swoich ludzi, kt�rzy uchwyciwszy z obu stron za cugle ruszy �wawym kurcgalopem.
24
Ksi�ciu przez jaki� czas stopy wlok�y si� po ziemi z obu stron malutkiego wierzchowca, a� wreszcie w trosce o swe nowe, holenderskie ci�my da� za wygran� i stan�� obun� na drodze, a konik bez trudu wybieg� spod niego i weso�o poskaka� za porywaczami.
- Zawraca� po takiego syna! - rozkaza� pan Andrzej, ale jego ludzie nie byli ju� zdolni do �adnego dzia�ania, gdy� na widok og�upia�ego magnata, stoj�cego w rozkroku i trzymaj�cego kurczowo kawa�ek cugli, zacz�li tarza� si� po ��ce w konwulsjach �miechu.
Wreszcie i Kmicic - w porywie weso�o�ci - run�� na ziemi�, gubi�c przy okazji kr�cic�, kt�ra przy upadku wypali�a, osmalaj�c i og�uszaj�c w�a�ciciela. Zaraz te� Wierny Soroka skleci� nosze kaza� i zataczaj�c si� jeszcze od �miechu wi�z� ukochanego dow�dc� przez lasy g��bokie, bo z tak przerobion� facjat� wstyd by�o go ludziom pokaza�.
W Pilwiszkach natomiast pozosta� rozkraczony wielki zdrajca Radziwi��, czym do reszty o�mieszy� si� w oczach szlachty, kt�ra od tego dnia j�a go masowo odst�powa�, przechodz�c do obozu prorz�dowego.
I to by�a autentyczna, patriotyczna zas�uga pana Andrzeja, b�d�ca rezultatem m�drej, przemy�lanej i przekonsultowanej z aktywem akcji. I nie jest wa�ne, �e na pocz�tku rycerzom o co� innego chodzi�o.
Najwa�niejsze, �e im w og�le co�kolwiek wysz�o.
CHAN6E MONEY?..
OBRONA CZ�STOCHOWY
Pewnego razu pan Kmicic w�druj�c po Polsce z Wiernym Sorok� i nie bardzo wiernymi, ale nie tak t�pymi jak Soroka Kiemliczami, wst�pi� do karczmy w Kruszynie i zam�wi� sobie s�ynny tamtejszy filet z morszczuka, a do tego wino "Basztowe".
Ledwie jednak rozpocz�� konsumpcj�, gdy do jego stolika przysiedli si� panowie Wrzeszczowicz i Lisola i zacz�li rozmawia� po niemiecku, �eby nikt nie zrozumia�. M�wili, �e Szwedzi lada chwila maj� obrobi� skarbiec jasnog�rski. Kmicic, kt�ry gada� po niemiecku jako i po naszemu, pr�dziutko doko�czy� morszczuka, popi� winem i pop�dzi� do Cz�stochowy, s�usznie rozumuj�c, �e przy takim rabunku bandyci mog� w po�piechu upu�ci� jaki� cenny drobia�d�ek. Ledwie to jednak pomy�la�, gdy odbi�o mu si� siark� tak mocno, �e a� zlecia� z konia, a r�wnocze�nie co� zacz�o dzwoni� i hucze�.
- Co z wasz� wielmo�no�ci�? - spyta� Wierny Soroka, pochylaj�c si� troskliwie nad le��cym.
- Z g�by zion� siark�, a w uszach mi dzwoni i huczy... - poskar�y� si� m�ody rycerz.
- Dzwoni� dzwony jasnog�rskie - wyja�ni� Soroka - a huczy artyleria forteczna. Widocznie ojczaszkowie na wszelki przypadek lufy sobie przedmuchuj�.
27
- A sk�d siarka? - j�kn�� pan Andrzej i znowu bekn�o mu si� smrodliwie, �e a� konie przysiad�y pod Kiemliczami. - Ha - zawo�a� w nag�ym ol�nieniu. - Nic inszego, jeno to musi by� zapowied� m�k piekielnych, bom planowa� �wi�tokradztwo!
- Jakich tam m�k piekielnych - mrukn�� sceptycznie stan Kiemlicz. - To te jabole siark� zaprawiaj�, �eby ich pokr�ci�o!
Ale Kmicic ju� tego nie dos�ysza�, p�dzi� bowiem w kierunki klasztoru, aby ostrzec ojc�w paulin�w i w ten spos�b zmaza� sw� niedosz�y grzech.
Ksi�dz przeor Kordecki nie od razu uwierzy� obcemu przyh, szowi, ale ten wyspowiada� mu si� kim jest i prosi�, aby m�c w klasztorze wyst�powa� pod jakim� pseudonimem, a to n wypadek, gdyby Szwedzi jednak wygrali i zacz�li szuka� pomsty n przeciwnikach.
- Chwalebna to przezorno�� synu - odrzek� troch� cierpk zacny przeor - i nie b�d� si� jej przeciwia�. Obierz sobie ted miano od jakiej� sprawy, kt�r� najbardziej na tym �wiecie ukoch� �e�.
A m�wi�c tak, mia� na my�li takie szczytne, cho� przybrar nazwiska, jak np. "Ojczyznowski J�zef", "Mgr in�. Patryjotycznial1 i im podobne.
Kmicic my�la�, my�la�, a �e najbardziej lubi� baby, wi�c powi dzia�:
- Mo�e ja bym si� nazywa� Babiuch albo Babinicz?
- To ju� lepiej Babinicz! - zakrzykn�� Kordecki, �egnaj�c s odruchowo. - A teraz - rozkaza� - dalej�e wszyscy opatryw; wa�y!
- My ju� sobie opatrzylim! - zawo�ali ch�rem Kiemlic2 i kopni�ci przez Sorok� wylecieli za bram� forteczn�, gdzie < zreszt� p�niej okazali bardzo, a bardzo przydatni.
Tymczasem nadci�gn�� genera� Miller i pod os�on� no usi�owa� podst�pnie dosta� si� do klasztoru, pukaj�c z g�upia frc w odrzwia bocznej furty.
- Wer da? - krzykn�� doskona�� niemczyzn� Kmicic, tr,
maj�cy tam stra�. "4 "� ;-^>; '�'_'�<�' *
28
- Ist Herr Kordetzky zu Hause? - zapyta� kulturalnie Miller, nadaj�c swemu g�osowi mi�kkie brzmienie.
- Kordecki szlafen, und zi auch szlafen gejen, morgen curuk komen! - poradzi� pan Andrzej.
- Aber ich habe keine Platz zum schlafen... - �ali� si� chytry �o�dak. - Ach, wie kalt, wie kalt... - zap�aka�, k�api�c naumy�lnie z�bami.
- Kalt? Kalt? - upewni� si� Kmicic. - Glajch wird warm! - co m�wi�c obla� naje�d�c�w gor�cym kapu�niakiem z wk�adk�, przyniesionym z klasztornej kuchni.
�atwo poj�� jak potworn� panik� wywo�a�a ta akcja w obozie szwedzkim. Ca�e pu�ki b��ka�y si� w rozpaczliwym nie�adzie do rana, bior�c cz�sto swoich za nieprzyjaci� i niszcz�c si� wzajemnie. W ciemno�ci krzy�owa�y si� trwo�ne okrzyki, j�ki i paniczne pytania: "Ty, jak si� czy�ci plamy z kapu�niaku?" Korzystaj�c z zamieszania, okoliczne ch�opstwo uzyska�o nagle �wiadomo�� narodow� i uderzy�o na wra�e magazyny, a i obro�cy wypadli za mury, nie daj�c nikomu pardonu. A potem wracali zdyszani, umazani krwi� jak wilcy, kt�rzy uczynili rze� w owczarni.
U przechodu czeka� na nich ksi�dz Kordecki. Liczy� ich i u�miecha� si� dobrotliwie na widok okrwawionych junackich twarzy, zesztywnia�ych od posoki w�s�w i dymi�cej jeszcze od mordu broni, na kt�r� bu�czucznie ponasadzali ur�ni�te nieprzyjacielskie cz�onki, a nawet r�ce i nogi.
Jeden tylko pan Kmicic nie wraca�. Umy�li� sobie bowiem, i� korzystaj�c z okazji da drapaka z tej, zbyt jak na jego temperament �wi�tobliwej, twierdzy, gdzie jedyn� dobrze widzian� rozrywk� by�o �wiczenie si� bato�kami.
Przebra� si� tedy m�ody rycerz za star� �ebraczk� Konstancj�, �yj�c� dostatnio ze zbierania butelek na ziemi niczyjej i skrzypi�c g�o�no stawami biodrowymi przemyka� si� na zach�d, gdy wtem ujrza� przed sob� jakiego� cz�eka, kt�ry usi�owa� ukry� w lufie ogromnej armaty t�giego, �l�skiego krupnioka, ukradzionego zapewne w czasie bitewnego tumultu.
29
- Pan starosta Jaworowski! - wykrzykn�} odruchowo Km cic.
- Jam ci jest... - przyzna� si� starosta. >1
Jako� to on by}. Ten pot�ny i pi�kny m�czyzna najdlu�e spo�r�d magnat�w polskich pozostawa� we szwedzkiej s�u�bie o co niekt�rzy �ywili do� pretensje, zw�aszcza �e mia� w przysz�o�� zosta� kr�lem polskim, do�� znanym Janem Trzecim Sobieskim Obdarzony ogromnym apetytem i ponad miar� pazerny seksual nie, niecz�sto mia� w obozie szwedzkim okazj� do zaspokojenie obu tych nami�tno�ci.
Teraz, nagle spad�o mu jak z nieba jedno i drugie. Powiedziaw
szy wi�c dowcipnie: "Na�ci piesku kie�basy!", wsun�� aluzyjnie
krupnioka do armaty i ruszy� w stron� rzekomej �ebraczki Konstan
cji, podkr�caj�c zalotnie w�sa. v"/
Pan Kmicic struchla� i w�osy stan�y mu d�bem na g�owie, za� przed oczami stan�o straszne widmo nierycerskiej �mierci. Zaraz te� zacz�li si� �ciga� wok� kolubryny. Sobieski ca�y w lansadach, amorach i prysiudach, Kmicic za� ze skromnie spuszczonymi oczami i wysoko dla u�atwienia ucieczki podkasan� sp�dnic�.
Stan�li wreszcie po obu ko�cach gigantycznej lufy, dysz�c ci�ko.
- Czego si� boisz g�upia? - perswadowa� starosta Jaworowski. - Czemu nie chcesz i�� na ca�o��?
I wpadaj�c w tradycyjny styl kresowych zalot�w zanuci� od niechcenia:
Molodyciu, mo�odyciu
Szto wtikojesz, ja twij Hryciu, "
Stara maty piszla spaty,
Chody meni pokuchaty, juhu! }
Pan Andrzej za� od�piewa� mu skromnie:
Ne choczu, ne choczu
Bo sobi zamoczu...
Nie doko�czy� i pisn�wszy cienko, znowu rzuci� si� do ucieczki, ale zaraz run�� na ziemi�, poci�gaj�c niechc�cy za sznurek od armaty.
30
Ogromna kolubryna hukn�a i rozpad�a si� w kawa�ki, a ma: wny krupniok wylecia� z niej i zabiwszy po drodze dwadzie�cia pi tysi�cy nieprzyjaci�, bez jednego wyj�tku heretyk�w, wpad� < klasztoru. Bardzo dobrze, �e do klasztoru, bo obro�com ko�czi si� ju� zapasy �ywno�ci.
Tymczasem pan Andrzej omdla� i dosta� si� do niewoli. Pomi�my milczeniem ohydne praktyki, jakich si� na nii dopuszcza� w�a�ciciel prywatnego ro�na, emerytowany pulkown Kuklinowski. Wszyscy�my winni wdzi�czno�� poczciwym Kiemi czom, kt�rzy delikatnie �ci�gn�li Kmicica z okrutnego urz�dzeni; a nadziali na nie paskudnego prywaciarza.
Pan Andrzej usiad� wygodnie przy ogniu. Jedn� d�oni� mierzw
w zamy�leniu sw� podgolon�, p�ow� czupryn�, drug� za� obrac�
od niechcenia ro�en z Kuklinowskim. *
Nagle wsta�, a za nim Kiemlicze.
- Co wasza mi�o�� rozka�e? - spyta� starszy, spogl�daj�c z uwielbieniem na swego dow�dc�.
- Jedziemy na �l�sk! -- powiedzia� Kmicic.
- Sprowadzi� najja�niejszego pana do kraju?
- Nie, uruchomi� pierwszy na �wiecie grill przy dworze najja�niejszego pana!
I czterej je�d�cy skoczyli w ciemno��, a na prymitywnym ro�nie skwiercza� pu�kownik Kuklinowski, rozw�cieczony, �e to nie on pierwszy wpad� na ten pomys�.
POWR�T NAJJA�NIEJSZEGO PANA
Pewnego razu najja�niejszy pan kr�l Jan Kazimierz na pierwsz� wie�� o wkroczeniu Szwed�w uciek� do ziomkostwa na �l�sk Opolski i zacz�� stamt�d s�a� uniwersa�y i o�wiadczenia, �e jest bardzo przywi�zany do swego narodu i �e ten nar�d powinien za niego gin��, bo to i �adnie, i patriotycznie. Apele te na wszelki przypadek podpisywa� nie jako kr�l, jeno Kroi�.
W�a�nie siedzia� nad kolejnym wst�pniakiem, gdy do komnaty wszed� pan Andrzej Kmicic i run�� z hukiem do st�p kr�lewskich.
- Ratunku! - wrzasn�� przestraszony monarcha, chowaj�c si� pod prymasa Leszczy�skiego, kt�rego stale trzyma� przy sobie, �eby mie� kogo zapyta� si�, co pisze si� przez samo "h", a co przez "u" otwarte.
- Uspok�j si�, Jasiu - perswadowa�a Maria Ludwika, wyci�gaj�c go spod sutanny. - Ten pan nazywa si� Babinicz i przyjecha� nam�wi� ci�, �eby� wraca� do kraju.
- Nie chc�! Nie pojad� do kraju! - upiera� si� kr�l, tupi�c n�kami. - Nikt mnie tam nie lubi, magnaci mnie nie lubi�, szlachta mnie nie lubi, ch�opi mnie nie lubi�, nawet dzieci mnie nie lubi�.
33
- Musisz wraca� do kraju - t�umaczy�a cierpliwie kr�low�
- Przecie� jeste� kr�lem i powiniene� siedzie� na tronie z berler i z�otym jab�uszkiem w r�ce.
- Z jab�uszkiem mog� - zgodzi� si� wreszcie Jan Kazimier;
- Ale przecie� w kraju s� Szwedzi, kt�rzy tak�e mnie nie lubi�.
- Pan Babinicz m�wi, �e Szwed�w wsz�dy bij� - odezwa� si kanclerz koronny, pan Koryci�ski.
- Bija^, bij�! - potwierdzi� Kmicic. - Ja sam wracam z Cz�j tochowy, gdzie si�a nadokazywa�em i na ro�nie by�em przypiekam skutkiem czego jestem cz�ciowo nadw�glony i nawet po trochi si� krusz�, zw�aszcza gdy jad� na koniu truchtem.
- Niech kto obejrzy te rany jako dow�d prawdy - rozka�� kr�l.
- Ja to zrobi� osobi�cie - zaofiarowa�a si� kr�lowa.
Us�yszawszy to dworzanie j�li dyskretnie chichota� po k�tach jeden drugiego szturcha� i szepta� sobie do uszu, a� wreszcie zdenerwowa�o to Jana Kazimierza, szczeg�lnie i� Kmicic i Marie Ludwika d�ugo nie powracali. Skoczy� zobaczy� m�ody dworzanin Tyzenhaus i przyprowadzi� ich po ma�ej chwili.
- No i co, no i co? - pyta� niecierpliwie kr�l. - Czy pan Babinicz ci pokaza�?
- Pokaza�... - odrzek�a kr�lowa, bawi�c si� wachlarzem.
- I co? Du�y uszczerbek na zdrowiu?
- Taki sobie... - mrukn�a jej kr�lewska mo��, jakby czym� zdegustowana.
- A zatem wracamy do kraju! - zdecydowa� bohaterski monarcha. - Prosz� mi poda� gumiaki.
Wyjechali wkr�tce i jechali bardzo dziwn� i okr�n� drog�, zaproponowan� przez pana Sienkiewicza. Wsz�dy wychodzi�a im na spotkanie ludno�� zgrzebna i p�owa. Chyl�c si� do st�p kr�lewskich, wo�a�a:
- A witaj�e nam, witaj, jasny gospodynie!
Kurpie przynosili mi�d z le�nych barci, Kaszubi smakowite dorsze i nototenie, Poznaniacy oszcz�dne s�owo poparcia, Lowi-czanki za� w�asnor�cznie utkane pasiaki, aby by�o w co poubiera�
34
szwedzkich je�c�w. Wreszcie z krzak�w wyskoczy� Krakowiak cafy w ferezyjach, sukmanach i mosi�nych brz�kade�kach, z ob��dem w oczach, bo mu kos� na sztorc wywin�o, i zakrzykn�wszy po swojemu: "Oj, dana oj, dana!" pu�ci� przed orszakiem ogromnego pawia, aby gwardia kr�lewska mog�a pawimi pi�ry czapki swoje na narodow� mod�� przystroi�.
Kr�l za� dzi�kowa�, r�ce ch�opstwu �ciska�, a z braku got�wki autografy g�sto rozdawa�.
- Wida�, �e wszystko ku lepszemu si� obraca - m�wi� z rozja�nionym obliczem. - Wychodzimy z do�ka! Trza jeno Szweda z ojczyzny mi�ej wyp�dzi�, a tego bez waszej pomocy nie uczyni�. No, wi�c jak, pomo�ecie?
- Dopom� B�g! - wo�a�o wymijaj�co ch�opstwo, pami�taj�c, �e kr�lowie bywaj� dobrzy tylko w historycznych chwilach, gdy im si� ziemia spod n�g, a tron spod zadka usuwa.
Tak dojechali a� do Tatr i zanurzyli si� w jak�� szczelin� skaln�, d�ug� i prost�. Gdy za� byli ju� w po�owie, nagle kraw�dzie w�wozu zadrga�y, polecia�y z nich pnie drzewne i okruchy ska�, a jednocze�nie rozleg�o si� przera�liwe wycie i okrzyki:
- Ciupagami psubrat�w!
- G�rale! G�rale! - zacz�to krzycze� w orszaku kr�lewskim.
- Ojciec, pra�? - spytali m�odzi Kiemlicze.
- Wia�! - zakomenderowa� przytomnie stary Kiemlicz. Wiedzia�, �e z g�ralami nie ma �art�w, �e gdy sobie popij�, czyli zawsze, tedy radzi cepr�w rabuj�, kr�l nie kr�l, Szwed nie Szwed, Niemiec nie Niemiec, cho�by nawet i zachodni.
Zaraz te� orszak zawr�ci� i uciek� z powrotem na �l�sk, a na miejscu starcia pozosta� jedynie og�uszony butelk� m�ody rycerz. Znaleziono go dopiero wieczorem i postawiono przed obliczem g�ralskiej milicji ludowej, czyli starego Wawrzka D�d�ownicy.
- Imi� i nazwisko? - spyta� rzeczowo Wawrzek.
- Zdziwi si� pan - odrzek� pan Andrzej - ale jam nie Babinicz. Jam Kmicic... - to rzek�szy, zwis� jak martwy na r�kach milicjant�w.
- Do Matysiak�w! - zarz�dzi� roztropnie Wawrzu� D�d�ow-
nica.
36
Tf*
LUBOMIRSKI-SHOW
Pewnego razu marsza�ek koronny ksi��� Jerzy Lubomirski postanowi� ugo�ci� wyg�odzonego na Opolszczy�nie Jana Kazimierza. Kr�l otrzymawszy zaproszenie zacz�� lamentowa�, �e nie ma co na siebie w�o�y�, bo wszystko mu si� w podr�y wytar�o. Molestowa� tedy sw�j nieliczny orszak o r�ne cz�ci garderoby, biegaj�c po kwaterach z okrzykami:
- Lugowski, masz jaki czysty podkoszulek? Wyd�ga, po�ycz skarpetki! Koryci�ski, jak my�lisz, wejd� w twoje spodnie?
Oni za� migali si� jak mogli, albowiem monarcha �w rzadko oddawa� wypo�yczon� odzie�, a je�li odda�, to w stanie godnym po�a�owania.
Skombinowano w ko�cu kostium, na kt�ry z�o�y�y si� lakierki kawalera de Noyersa, bia�e po�czochy zrabowane przez wachmist-rza Sorok� okolicznemu rabinowi, pluderki obcis�e, przefarbowane na czarno z kaleson�w kanclerza Koryci�skiego, a podwi�zane u kolan kokardami, aby nie opad�y oraz koszula z �abotem, haftowana w z�ote kaczuszki i r�owe kotki, mocno woniej�ca pi�mem, zosta�a bowiem zarekwirowana u pu�kownika Wolfa, m�nego, chocia� zniewie�cia�ego dow�dcy najemnych dragon�w, o kt�rym podw�adni mawiali z mi�o�ci� "Unsere deutsche Tante",
37
czyli "nasza szkopska ciota". Na wierzch wreszcie na�o�y� najja�niejszy pan kr�tk�, spacerow� sutann� arcybiskupa gnie�nie�skiego, za� g�ow� przyozdobi� jedn� z peruk Marii Ludwiki, o d�ugich, angielskich lokach. Skompletowana garderoba, mocno wymi�ta w jukach i zaplamiona w czasie pospiesznych posi�k�w, wymaga�a przepierki.
Bystry pan Kmicic szybko zaimprowizowa� polow� pralni�, wykorzystuj�c do tego celu rodzin� Kiemlicz�w.
- Ojciec, pra�? - zapytali Kosma i Damian.
- Pra�! - zarz�dzi� stary Kiemlicz. - Pfu! - skrzywi� si�, trzymaj�c ostro�nie w palcach cze�� stroju kr�lowej. - Sk�d u najja�niejszej pani takie zasrane reformy?
- No, no, no! Tylko nie zasrane reformy! - wrzasn�� z okna karety Jan Kazimierz, kt�ry w�a�nie pracowa� nad kolejnym etapem reformy, maj�cej ul�y� ch�opom, co zamierza� og�osi� pierwszego kwietnia w katedrze lwowskiej, zapomniawszy, �e to prima aprilis, co p�niej odbi�o si� ujemnie na realizacji tej�e reformy, a i kilku nast�pnych.
Obsztorcowani Kiemlicze wzi�li si� do prania i w p� godziny
wszystko by�o czy�ciutkie, a pan Andrzej z zadowoleniem przelicza�
honoraria pobrane za us�ug�. ?
Wtem naprzeciw kr�lowi wyskoczy� marsza�ek Lubomirski ca�y wysadzany diamentami. Jedn� r�k� przytrzyma� kr�lewskie strzemi�, drug� za� zerwa� z plec�w weneck� deli� i rzuci� j� pod monarsze stopy, co od tygodnia mozolnie trenowa�. Na ten widok wylecia�y w powietrze tysi�ce czapek, a tak�e furgon z prochem trafiony wystrzelon� z tej okazji rac�.
- Panie marsza�ku - rzek� kr�l. - Tobie restauracj� b�-dziem zawdzi�cza�!
- Mi�o�ciwy panie! - odpowiedzia� Lubomirski. - Restauracja gotowa na twoje przybycie! - to m�wi�c, wprowadzi� go�cia do pi�knie przyozdobionej restauracji "Turystyczna" i usadzi� kr�la na wywy�szeniu dla orkiestry, przy osobnym stoliku. Nast�pnie kla�-ni�ciem d�oni da� znak do rozpocz�cia wyst�p�w. ?rq n -�:> w c
38
Prezentowa�y si� mnogie zespo�y wojskowe, �piewaj�c pie�ni patriotyczne specjalnie na t� okazj� u�o�one, a wykonywa�y je z tym wi�kszym zapa�em, i� za najlepszy utw�r pan marsza�ek obieca� wr�czy� pier�cie�, kt�ry mia� na palcu.
Pierwsi wyst�pili husarze pod bu�aw� Rocha Kowalskiego i rykn�li gromko:
Zbud� si� szlachcianko,
Popatrz kochanko,
W zachodni� stron�!
My z zagranicy,
Daj �liwowicy
W usta spragnione!
- Dziwnie pi�kna to pie�� - m�wi� Jan Kazimierz, ocieraj�c oczy. - I bardzo trafnie trudy naszego powrotu zosta�y w niej uj�te. Pewien tedy jestem, i� musia� j� napisa� jaki� zawodowy wojskowy.
- Jam to uczyni�! - przyzna� si� Skrzetuski. - Patriotyzmy tak mi� rozsadza�y, i� musia�em im da� jakow�� folg�! Oj, nie trzeba, nie trzeba... - zacz�� r�kami macha�, widz�c, i� kr�l wypisuje mu kwit do kasy pa�stwowej. - To� ja ze szczerego serca! - tu zap�aka�, kolana kr�lewskie u�cisn�� i cenny papier porwawszy pobieg� z nim do skarbca, gdy� p�no ju� by�o i okienko przed nosem mogli mu, nie daj Bo�e, zatrzasn��.
Wyst�py za� trwa�y dalej, a� wyg�odniali dworzanie zacz�li rozgl�da� si� niespokojnie, chrz�ka�, prze�yka� nerwowo �lin�, a nawet demonstracyjnie nadgryza� paprocie i asparagusy, g�sto dla ozdoby na sto�ach poustawiane.
Widz�c to Lubomirski, taktownie wyprosi� artyst�w, wypychaj�c ich w�asnor�cznie za drzwi, a opornych kopi�c dyskretnie w zady. Potem porwa� bogato rze�biony puchar i wychyli� go za kr�lewskie zdrowie, a nast�pnie paln�� si� cennym naczyniem w g�ow�, doznaj�c licznych, ale chwalebnych obra�e�. Ten pe�en godno�ci, gospodarski gest wywo�a� w sali ogromny entuzjazm. Hetmani, biskupi, jenera�owie i inni dygnitarze powstali z miejsc i chwytaj�c
39
�"-'wwi;
r�ne naczynia sto�owe, rozbijali je na �bach sobie b�d� najbli�ej siedz�cym. Nawet kr�l jegomo�� uni�s� obur�cz ogromn� waz� z groch�wk� i podrzuciwszy j�, pozwoli� aby roztrzaska�a si� na wielmo�nym ciemieniu.
- Waza, waz� rozbi�! Dobry to jest omen! - zawo�a� w proroczym natchnieniu nuncjusz Widon, robi�c przejrzyst� aluzj� do faktu, �e obaj przeciwnicy polityczni, czyli Jan Kazimierz i Karol Gustaw, z tego samego, szwedzkiego rodu Waz�w pochodzili i prawd� m�wi�c we mi�ej swej Szwecji mogli si� byli t�uc. Woleli jednak, jako zreszt� i r�ni p�niejsi wodzowie, na wygodnym polskim poligonie spory swe za�atwia�, ojczyzny w�asnej nie rujnuj�c i nie za�miecaj�c.
Kiedy kadra kierownicza tak weso�o zabawia�a si�, na dziedzi�cu zamkowym i w przyleg�ej Lubowli r�wnie� t�uczono co popad�o. Celowali w tym zw�aszcza m�odzi Kiemlicze rozbijaj�c kolekcje musztard�wek. Wkr�tce zap�on�y pierwsze domy, daj�c baraszkuj�cym wygodne i wy�mienite o�wietlenie. W blaskach po�ar�w uwijali si� dzielni obro�cy ojczyzny, zasi� ciemne ch�opstwo okoliczne sta�o wok� z rozdziawionymi g�bami, m�wi�c do siebie w uniesieniu:
- Zaiste, prawd� jest, i� Szwedowie tym ludziom si� nie opr�, gdy� takowej rozpierduchy, jako �ywo, nigdy uczyni� nie potrafili!
OBLʯENIE TYKOCINA
Pewnego razu nasi rycerze oblegali Tykocin, w kt�rym - �eby skutecznie zredukowa� ilo�� r�nych obl�e� - bronili si�: kr�l szwedzki, najemny Szkot Hassling-Ketling of Elgin, porucznik chor�gwi piatyhorskiej pan Charlamp oraz, oczywi�cie, Janusz Bogus�aw Radziwi��, kt�ry mia� przy sobie Ole�k�, �eby zrobi� tym na z�o�� Kmicicowi.
- Dzi� pa�ski wielki dzie�, panie Onufry! - m�wi� Wo�odyjo-wski do Zag�oby. - Za chwil� ma przyby� Karol Gustaw � ofiarowa� panu Zamoyskiemu Lubelszczyzn� w dziedziczne w�adanie.
- To dlaczeg� to ma by� m�j wielki dzie�? - spyta� zdumiony Zag�oba.
- Jak to, zapomnia�e� wa��? - dziwili si� rycerze. - Przecie� na aktywie ustalono, i� jako najwi�kszy kawalarz we ca�ym rycerstwie, masz w zamian zaofiarowa� kr�lowi szwedzkiemu Niderlan-dy.
- Musz� sobie to zapisa�! - zawo�a� pan Zag�oba. - Co ja mu mam ofiarowa�?
- Niderlandy.
W tej chwili rozleg�o si� pukanie.
- Kto tam? - spyta� Skrzetuski, za� pot�ny g�os odrzek�:
42
- Najja�niejszy kr�l Szwed�w, Got�w i Wandal�w, wielki ksi��� Finlandii, Estonii, Karelii, Bremy, Werdy, Szczecina, Pome-renii, ksi��� Rugii, pan Ingrii, Wismarku i Bawarii, hrabia Paladynu Re�skiego, Juliahu, Kliwii i Bergu!
- W porz�dku - rzeki Skrzetuski. - W�a�cie wszyscy, a ostatni �eby zamkn�� drzwi.
Wszed� Karol Gustaw, uginaj�c si� pod ci�arem przys�uguj�cych mu tytu��w.
- O, dobrze �e pana widz�! - ucieszy� si� Zag�oba, kt�ry chcia� jak najpr�dzej wywi�za� si� z powierzonego zadania.
- Ot� zosta�em upowa�niony, �eby zaofiarowa� jego szwedzkiej mo�ci Inflanty!
- To parsu topsze! - ucieszy�a si� szwedzka mo��. - W�a�nie o to chcia�em prosi�! - i uradowany pobieg� do Tykocina, nuc�c pod rozcapierzonym ze skandynawska w�sem popularn� piosenk� z okolic Sztokholmu:
Nie byda, nie byda,
Szpajzowa� rezyda,
Nie chc� tego dreku,
Poszpajzuje szpeku!
- Idioto - powiedzia� Kmicic, pukaj�c Zag�ob� palcem w bielmo. - Mia�e� mu da� Niderlandy, a da�e� Inflanty. Oj, poci�gnie si� teraz ta wojna, poci�gnie! - co rzek�szy, stan�� na czele swoich wiernych Tatar�w i wybi� po mordzie ich wodza
- Akbah-Ulana, bez kt�rego to zabiegu �w rasowy Azjata nie by� w stanie zrozumie� �adnego rozkazu. Zaraz te� poszli zagonem w ziemie elektorskie, r�n�� tamtejsz� ludno��, na szcz�cie heretyck�, oraz gwa�c�c i �upi�c, ale z rzadka tylko pal�c, gdy� pan Andrzej postanowi� ograniczy� palenie.
Tymczasem w Tykocinie ksi��� Radziwi�� umy�li� straszliw� zemst� na m�odym rycerzu, bezczeszcz�c uwi�zion� Ole�k�. Urz�dza� wi�c na jej cze�� turnieje i festyny, a raz nawet przebi� rohatyn� trabanta, co mu przysz�o tym �atwiej, �e trabant, jako wiadomo, pokryty jest tektur�. Panna rada by�a tym siurpryzom.
43
Atoli gdy jurny magnat bra� si� do amor�w, tedy ucieka�a mu po
zamkowych komnatach, korytarzach i wirydarzach, a� wreszcie
w�azi�a na solidny gda�ski rega�, gdzie nie m�g� jej dosi�gn��, tylko
nogami tupa�, oczami przewraca� i mawia� do zaufanego Sakowi-
cza: ", ,v . .
- Okrutna z tej panny regalistka!
Oblegaj�cy zasi� czynili ju� ostatnie przygotowania do szturmu, co sz�o im niezbyt sporo na skutek niejasnych rozkaz�w pana kasztelana Czarnieckiego, kt�ren za m�odu w g�b� postrzele�, srebrn� protez� kaza� sobie wstawi�, dzi�ki czemu brz�ka� bardzo melodyjnie, ale niezbyt zrozumiale.
- Bzzzz 7777.! - rozkaza� pan Czarniecki.
- Tak jest! - krzykn�li na wszelki wypadek rycerze, a na ten dow�d subordynacji rozja�ni�o si� oblicze ukochanego dow�dcy, o kt�rym powiadano, i� nie jest z soli ani z roli, jeno z tego co go boli. Jednak�e nikt nie o�mieli� si� zapyta�, co go boli i czemu nie p�jdzie z tym do lekarza.
Wreszcie wielki szturm rozpocz�� si�. Pierwszy bieg� pan Za-g�oba, bo mia� rozkaz zabezpieczenia s�ynnego, Radziwi�lowskiego zoologu, a w szczeg�lno�ci ma�piarni tykoci�skiej, zawieraj�cej cenne okazy pawian�w i szympans�w. Jako� z daleka ju� zobaczy� miotaj�ce si� w wielkiej klatce dziwaczne jakowe� monstra, wychud�e i szkaradne, kt�re rzuci�y si� ku staremu rycerzowi, chwytaj�c go za r�ce, nogi i wyloty kontusza i chrapliwie b�agaj�c o lito��.
- Nie b�jcie si� malpiszony - rzek� �askawie Zag�oba. - Mo�ecie liczy� na suchy k�t w klatce i na misk� ciep�ej strawy, je�li tylko nale�ycie do rz�du ssak�w naczelnych!
- Do naczelnych, do naczelnych! - wybe�kota�y monstra. - My�my redaktorzy naczelni prasy antyradziwi��owskiej, przez Szwed�w tutaj internowani!
Tymczasem Skrzetuski, Kmicic i Wo�odyjowski weszli z brz�kiem do sali, w kt�rej na katafalku le�a� sztywny ju� Radziwi��, a przy nim szlochaj�c, kl�cza�a jaka� posta�.
- Ole�ka? - zawo�a� pan Andrzej, spostrzeg�szy ogromny
nos i ma�e, za�zawione oczka. ;^ - frv tjr
44
- Nie, Charlamp... - j�kn�a posta�, wstaj�c z kl�czek i wy�ymaj�c mokre od p�aczu w�sy. - Panny Billewicz�wny tu nie masz, gdy� w przebraniu starego �yda wraz z kr�lem szwedzkim ucieczk� si� salwowa�a, aby nie by� s�dzon� zab�jstwa ksi�cia.
- Przeb�g, to ona go usiek�a? - zawo�a� z podziwem pan Wo�odyjowski.
- Usiek�a, nie usiek�a - wyja�nia� Char�amp - ale na niej padaczki dosta� i rzuca� nim zacz�o po ca�ym zamczysku. Tak nim t�uk�o o mury i posadzki, tak t�uk�o, a� zat�uk�o... A mnie to nawet poca�owa� nigdy nie chcia�, chocia�, dobrze wiedzia�, �em go mi�owa�! - doko�czy� z zawi�ci� Char�amp.
Kiedy wszyscy poszli na obiad, Radziwi�� otworzy� jedno oko, potem drugie, a nast�pnie spu�ci� nogi z katafalku i rozgl�dn�wszy si� podejrzliwie poku�tyka� w kierunku Prus Ksi���cych.
Sta�y przed nim jeszcze liczne i odpowiedzialne zadania, musia� si� mianowicie do reszty ze�wini�, by uczciwie zapracowa� na zobowi�zuj�ce, maj�ce realne pokrycie w czynach, miano wielkiego zdrajcy.
BITWA POD PROSTKAMI
Pewnego razu w lipcu Wo�odyjowski, Skrzetuski, Kmicic i Za-g�oba siedzieli nad rzeczk�, �owi�c ryby, mocz�c nogi, a od czasu do czasu w�a��c do wody, bo upa� by� tego dnia niezwyk�y. Wok� by�o s�ycha� �piew ptak�w, a w oddali niezrozumia�e pokrzykiwania kasztelana Czarnieckiego, kt�ry usi�owa� ich odnale�� i sk�oni� do wojowania, ale na szcz�cie byli dobrze ukryci w�r�d trzcin i oczeret�w.
- Istny tu raj na ziemi - mrukn�� Skrzetuski, zak�adaj�c na haczyk robaka. - S�oneczko grzeje, woda pluszcze, ptacy �wier-gol�, a ryby bior�.
Pan Wo�odyjowski spojrza� w rozmarzeniu na rzek�:
- Wa�ki w s�onku igraj� - dorzuci� - a wod� trupy sp�ywaj�. Ani chybi wielka bitwa musia�a si� gdzie odby�. Hej, panie Zag�obo! - zawo�a� do starego rycerza, kt�ry wozi� si� po rzeczne] tafli na rozd�tym szwedzkim rajtarze jakoby na dmuchanym pontonie. - Wi�cej naszych s