5189
Szczegóły |
Tytuł |
5189 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5189 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5189 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5189 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jaros�aw Loretz
Wizyta
Zbli�a� si� wiecz�r. Zm�czone s�o�ce szykowa�o si� do spoczynku. Na ulicach miasta panowa� jeszcze ruch, cho� z
minuty na minut� coraz mniejszy.
W perspektywie jednej z cichych, bocznych ulic pojawi� si� krzepki, odziany w sk�rzany kubrak m�czyzna. W jego
niepewnych krokach mo�na by�o wyczu� obcego. Szed� powoli, popatruj�c w zak�opotaniu na wymalowane na
�cianach budynk�w numery. Niekiedy przystawa�. Marszczy� wtedy brwi i rozgl�da� si� uwa�nie po stoj�cych wzd�u�
ulicy domach, szczeg�ln� uwag� zwracaj�c na zatopione w mroku za�omy. Okolica zdecydowanie nie by�a zdrowa.
Zanim dotar� w to miejsce, cztery razy bardzo natarczywie proszono go o wydanie ca�ej posiadanej got�wki, dwa razy
prezentowano wielki, t�py n�, raz usi�owano trafi� wiadrem pe�nym podejrzanej zawarto�ci i raz rozjecha� powozem.
Sypianie w lesie z g�odnymi wilkami zdawa�o si� z tej perspektywy o wiele bezpieczniejsze. Upewniwszy si�, �e nie
czyha na niego �adna uzbrojona w nabijan� �wiekami pa�� niespodzianka, rusza� dalej, a� dotar� przed osadzon� w
wysokim, ceglanym murze furtk�. W�wczas zatrzyma� si� i, nim nacisn�� klamk�, zerkn�� na wyskrobane w murze
cyfry. Uznawszy, �e tego w�a�nie adresu szuka�, szybkim ruchem otworzy� furtk� i wemkn�� si� do ogrodu.
Dziewczyna pewnie si� ucieszy, jak go zobaczy. Zw�aszcza, �e nie zapowiada� wizyty.
Przeszed� przez rozleg�y trawnik, podziwiaj�c gustowne r�ane klomby i k�py osza�amiaj�co pachn�cego bzu. A potem
ujrza� lilie... By�y �liczne. W sam raz dla �licznej dziewczyny. Pozwoli� sobie na jedno westchnienie zachwytu, po
czym zerwa� kilka kwiat�w i skierowa� si� ku wzmocnionym �elaznymi sztabami drzwiom. Mimo woli pow�drowa�
wzrokiem do zwie�czonego kilkoma szkaradnymi gargulcami szczytu wie�y. Robi� niesamowite wra�enie. Zw�aszcza
�e ton�� w tej chwili w ciemnych chmurach, przywodz�c na my�l pos�pn� galer� pruj�c� fale najczarniejszego z m�rz.
Co by�o o tyle dziwne, �e niebo by�o czyste i pogodne.
- Te� pomys�. Mieszka� w wie�y...
Pokr�ci� g�ow� i pchn�� drzwi. By�y ci�kie. Bardzo ci�kie. I skrzypia�y jak stado zarzynanych �wi�. Z pogr��onego w
mroku wn�trza powia�o st�chlizn� i ledwo uchwytn� woni� rozk�adu. M�czyzna pokr�ci� z dezaprobat� g�ow�. Takie
zapachy by�y niedopuszczalne w norach najgorszych �ebrak�w, a co dopiero w domu ca�kiem zamo�nej przecie�
rodziny. Na pewno nie zaszkodzi�oby otworzy� na przestrza� wszystkie drzwi. Przeci�gi czyni� cuda. Po chwili
zastanowienia stwierdzi�, �e chyba lepiej b�dzie, je�li po prostu w�asnor�cznie wcieli pomys� w �ycie. Gospodarze
winni raczej by� mu wdzi�czni za okazan� trosk�...
Napar� na drzwi i rozchyli� je szerzej, kln�c na pot�pie�cze piski zawias�w. Dopiero w smudze s�onecznego �wiat�a
spostrzeg� wszechobecne paj�czyny, ci�kie od monstrualnych wr�cz farfocli kurzu. Co� si� nawet poruszy�o w k�cie
hallu, ale gdy skierowa� w tamt� stron� wzrok, zobaczy� tylko kupk� popio�u i porzucony czarny p�aszcz. Ca�kiem
dobry p�aszcz. M�czyzna wzruszy� ramionami i przest�pi� pr�g. Swoje kroki skierowa� ku kr�tym schodom,
wiod�cym - jak s�dzi� - na szczyt wie�y.
Nim jednak do nich dotar�, pos�ysza� niepokoj�cy odg�os. Tak jakby zamyka�y si� drzwi. Z grymasem niezadowolenia
odwr�ci� si� w stron� wej�cia - jasna szpara widoczna mi�dzy drzwiami a futryn� zmniejsza�a si�, a� wreszcie z
grobowym pog�osem znik�a. Sztygar zagwizda� z uznaniem. Mieli nawet mechanizm samoczynnego zamykania drzwi.
A raczej krzyw� futryn�. Kr�c�c z podziwem g�ow� wr�ci� i otworzy� drzwi jeszcze raz. Tym razem z wi�kszym
wysi�kiem. Zw�aszcza, �e z tej strony z nieznanego powodu pozbawione by�y klamki. Drzwi drgn�y. Skrzypn�y. I,
zostawione w spokoju, przy wt�rze pisku ruszy�y z powrotem do futryny, przyci�gane jak�� tajemn� moc�.
- �arty si� sko�czy�y - warkn�� m�czyzna i rozejrzawszy si� po pomieszczeniu wyrwa� ze �ciany ko�ek i wcisn�� go
pod doln� kraw�d� drzwi. Ca�a operacja by�a o tyle nieprzyjemna, �e ko�ek niemi�osiernie si� lepi� do r�k. Gdy zabra�
si� za wycieranie d�oni o kubrak, mimowolnie spojrza� w d�. W zdumieniu obserwowa�, jak mia�d�one z trzaskiem
drewno rozszczepia si� na pojedyncze w��kna, w najmniejszym stopniu nie powstrzymuj�c procesu zamykania si�
drzwi. Zirytowany m�czyzna zapar� si�, zdj�� drzwi z zawias�w i opar� o �cian�. Po chwili namys�u jednak d�wign��
je ponownie i, sapi�c �dziebko, wyni�s� do ogrodu, gdzie po�o�y� na p�ask na ziemi. Nie by� jednak pewien, co jeszcze
takie dziwne drzwi potrafi�, wi�c dla bezpiecze�stwa przy�o�y� je kilkoma wyrwanymi z ogrodowej alejki kamiennymi
p�ytami. W ko�cu otrzepa� d�onie i usatysfakcjonowany rzek�:
- Ma si� wietrzy�, to niech si� wietrzy.
Min� samozadowolenia star� mu jednak wrzask w�ciek�o�ci, jaki rozleg� si� gdzie� w wy�szej partii wie�y. Powa�nie
zaniepokojony tym odg�osem ruszy� biegiem do wn�trza wie�y i wskoczy� pospiesznie na schody. Zbyt pospiesznie.
St�pn�� bowiem na co� �liskiego, straci� r�wnowag� i, potkn�wszy si� o kolejny stopie�, niemal wyr�n�� twarz� w mur.
Cofn�� si� wi�c kawa�ek i odszuka� przyczyn� po�lizgu. Okaza�o si�, �e by� to rozdeptany chwil� wcze�niej wielki,
w�ochaty paj�k. Jedna z jego licznych n�g wci�� jeszcze drga�a. Od tej pory sztygar uwa�niej patrzy� pod nogi. Mo�e
nawet zbyt uwa�nie.
Pierwsza przegroda pojawi�a si� zbyt niespodziewanie, by zd��y� zrobi� co� wi�cej, ni� zakrycie twarzy ramieniem.
Zatrzyma� si� dopiero po drugiej stronie, wyskubuj�c z kubraka drzazgi i popatruj�c w zamy�leniu na resztki
drewnianego przepierzenia. Idea dzielenia klatki schodowej na mniejsze fragmenty by�a mu zupe�nie obca. S�ysza�
wprawdzie, �e w ka�dym kraju mo�e by� inny obyczaj, jednak obyczaj obyczajem, a funkcjonalno�� funkcjonalno�ci�.
Dopiero po chwili spostrzeg� przywalone szcz�tkami przegrody stworzenie. By�o tak dziwne, �e a� si� pochyli�, by
dok�adniej je obejrze�. Masywny korpus i dwie g�owy, z kt�rych ka�da by�a wyposa�ona w rozbudowany zestaw
diamentowych, ociekaj�cych zielonkaw� ciecz� z�b�w, wygl�da�y doprawdy przera�aj�co. W sumie jednak zwierz�
wygl�da�o na psa. Owszem, troch� dziwnego, ale mimo wszystko psa. A sztygar lubi� psy, nawet te ma�e i wredne,
wi�c w przepraszaj�cym ge�cie poklepa� zwierz� po jednym z �b�w. Nie mia� czasu na d�u�sze pieszczoty. Pospiesznie
podni�s� si� i ruszy� dalej.
Do�� pr�dko jednak us�ysza� pod stop� z�owieszczy zgrzyt. Okaza�o si�, �e jeden ze stopni by� obluzowany. Pod
ci�arem sztygara wypad� z �o�yska i ze�lizgn�� si� w mroczn� otch�a�, pe�n� plusku wody i k�apania szcz�k.
Zdumiony m�czyzna zerkn�� w otw�r i a� si� wzdrygn��. W sumie rozumia� wilgo�, cho� mo�e taka ilo�� wody w
domu niekoniecznie by�a czym� normalnym. By� w stanie zrozumie�, �e nawet kamie� ma swoj� wytrzyma�o��, ale
gospodarz winien naprawi� stopie� albo jako� go oznakowa�. Potrafi� te�, wyobrazi� sobie olbrzymie przestrzenie pod
schodami, nawet w przypadku, gdy by�y to schody kr�cone. Ale robactwo? TAKIE WIELKIE robactwo?! Przecie� te
potwory mog�y po�kn�� cz�owieka jednym ruchem! Co� z�ego musia�o si� tutaj dzia�, skoro pozwolono wyrosn�� i
dojrze� czemu� takiemu.
Ale i temu przesta� si� wkr�tce dziwi�. Bo zielone potwory spod schod�w m�g� jeszcze pr�bowa� zrozumie�. W sumie
mrok, wilgo� i odpowiednia temperatura mog�y doprowadzi� do gro�nych mutacji. Jednak sk�d w wie�y wzi�y si�
skorpiony? Przecie� wie�a stoi prawie w centrum miasta. Sztygar nigdy nie tolerowa� insekt�w w domu, wi�c
nienamy�laj�c si� rozdepta� wszystkie dostrze�one stworzenia. Zagadka jednak wci�� go nurtowa�a. Pomy�la�, �e
trzeba b�dzie zaproponowa� dezynsekcj�. Tak� solidn�. Po drodze min�� przecie� paru handlarzy proszkiem na insekty.
Wystarczy ich zagada�...
Rozmy�lania przerwa� mu ogromny, blady osobnik w czarnej pelerynie, kt�ry jak z procy wyskoczy� z ukrytej pod
starymi szmatami pod�u�nej, drewnianej skrzyni. Z �opotem p�aszcza run�� na intruza, gro�nie szczerz�c l�ni�ce k�y i
celuj�c zakrzywionymi palcami w szyj�. Sztygar ze zniecierpliwieniem pacn�� natr�ta r�k� w pier�, posy�aj�c go ku
�cianie. �w bladolicy osobnik, skrzecz�c ohydnie, wyr�n�� g�ow� w �cian�. Ten za� z trzaskiem rozpad� si� na
pojedyncze deski i przepu�ci� do wn�trza pomieszczenia snop s�onecznego �wiat�a. W jednej chwili skrzek si� urwa�, a
lekki wietrzyk pracowicie rozprowadzi� po bo�ym �wiecie garstk� prochu, bezradnie szarpi�c si� z pustym p�aszczem...
- I okien nie lubi�... - mrukn�� zdezorientowany sztygar i wznowi� marsz. Tym razem jego my�li, starannie omijaj�ce
problem spopielanych przez s�o�ce os�b, zaprz�tni�te by�y pr�b� ustalenia, jak te� ta �liczna dziewczyna, do kt�rej
idzie z wizyt�, wydostawa�a si� z domu? Przecie� z takiej klatki schodowej praktycznie nie dawa�o si� korzysta�. To
oczywi�cie t�umaczy brud i rozzuchwalone robactwo, ale je�li nie korzystaj� ze schod�w, to jak wychodz� na dw�r?
Mo�e maj� gdzie� obok drug� klatk� schodow�? Albo po prostu z�a�� po linie? W pewnym momencie pomy�la�, �e nic
go ju� nie zdziwi. I �e nie obchodzi go, w jaki spos�b dziewczyna wychodzi z domu. Wa�ne, �e w og�le wychodzi.
W swoich pogl�dach umocni� si� za kolejnym z przepierze�, gdzie natkn�� si� na pi�� ko�ciotrup�w. Nie chcia�o mu
si� ju� docieka�, czy to go�cie, kt�rym nie uda�o si� wej��, czy te� gospodarze, kt�rym nie powiod�a si� pr�ba wyj�cia
z domu. Dwie rzeczy by�y jednak pewne. Po pierwsze - wie�a by�a domem wysokiego ryzyka. Po drugie - co jak co,
ale zmar�ych powinno si� chowa� na cmentarzu, a nie upycha� po domu. A �e takie traktowanie faktycznie potrafi
zdenerwowa�, sztygara niespecjalnie zdziwi�o to, �e szkielety rzuca�y si� z rozcapierzonymi palcami na ka�dego
napotkanego przechodnia. Nie chcia� by� dla nich nazbyt okrutny i tylko tupn�� nog�, usi�uj�c je przep�oszy�. Mimo to
jeden z nich rozsypa� si� na drobne kosteczki. Pozosta�e dalej stara�y si� dosi�gn�� oczu sztygara, wi�c zmuszony by�
usun�� je z drogi w bardziej konwencjonalny spos�b. Chwyci� w d�o� czaszk� poprzedniego szkieletu i cisn�� ni�
niczym kul� do gry w kr�gle. Zaliczy� cztery trafienia. Zaskoczone ko�ci rozsypa�y si� z klekotem po posadzce.
Wci�� maj�c w pami�ci krzyk i obawiaj�c si�, �e dziewce dzieje si� krzywda, z po�piechem ruszy� dalej. Stara� si� przy
tym nie rozdepta� �adnej z ko�ci. Dalsza droga jednak wcale nie by�a �atwiejsza, ni� dotychczas. Wci�� w obfito�ci
napotyka� rzeczy, kt�rych nie powinno by� w normalnym domu. Usi�owa� spami�ta� to wszystko, by m�c przedstawi�
gospodarzowi budynku kompletn� list� niebezpiecze�stw, ale powoli zaczyna� si� w tym wszystkim gubi�. I mia� coraz
gorsze zdanie o lokatorach. Bo jak mo�na by�o pozwoli� na tak powa�ne zapuszczenie klatki schodowej? Ile� tu �mieci
si� znalaz�o, ile� maszkar i zwyczajnego robactwa. Zabija� wi�c kolejne skorpiony, rozgniata� przyczepione do stopni
�ar�oczne kamienie, str�ca� ze �cian lianopodobne stworzenia, wi�za� w sup�y jadowite w�e, nabi� te� guza jakiemu�
napastliwemu demonowi. O ma�y w�os, a oberwa�by tak�e spor� kul� ognia.
Potem by�o zag��bienie pe�ne dziwacznych w�y, jednak z pomoc� wyrwanego ze �ciany �a�cucha wym��ci� je
solidnie. Tak by� zaj�ty oczyszczaniem jamy, �e nawet nie zwr�ci� uwagi na �wist czego� ci�kiego, co oderwa�o si� od
z sufitu i, trafione �a�cuchem w czerep, zosta�o wyekspediowane w d� schod�w.
Kawa�ek dalej sztygar spotka� agresywn� Bia�� Dam�. Na szcz�cie dawno temu, gdy jeszcze pracowa� w kopalni, mia�
z podobn� do czynienia. W�wczas, straciwszy z jej powodu paru przyjaci�, wpad� na prosty, acz niezwykle skuteczny
spos�b. Bez chwili wahania zastosowa� go i w tej chwili. Rozejrzawszy si�, czy nikogo innego nie ma w pobli�u,
rozsznurowa� spodnie i wypi�wszy si� do przodu, zaprezentowa� w ca�ej krasie przyrodzenie. Zar�owiona
momentalnie Bia�a Dama umkn�a w inny wymiar ze �widruj�cym uszy wrzaskiem. Sztygar za�mia� si� serdecznie.
Da� si� z�apa� na tak prost� sztuczk�...
Pi�� schodk�w wy�ej ju� nie by�o mu tak do �miechu, bowiem omal nie da� si� rozci�� na p� przez szerokie,
b�yszcz�ce wahad�o o naostrzonych kraw�dziach. Szcz�liwie refleks mia� wci�� nieprzyt�piony i zd��y� je uderzy�
d�oni� na p�ask. Co� tam w murze zgrzytn�o, j�kn�o, i wyra�nie skrzywione ostrze z metalicznym chrz�stem wbi�o si�
w kamienn� �cian�. Tam utkn�o. Sztygar odetchn�� z ulg� i pokr�ci� g�ow�. Ojciec dziewki musia� mie� bardzo wielu
wrog�w...
Dalsz� drog� zagradza�a monstrualna paj�czyna...
Po nieca�ym kwadransie sztygar dotar� wreszcie na szczyt schod�w. Otar� zakrwawion� d�o� o spodnie, przyg�adzi�
w�osy, obci�gn�� osmalony, oblepiony paj�cz� sieci� kubrak i, pr꿹c mi�nie, podszed� do obitych czarn� stal� drzwi.
Po drugiej stronie... Mag skuli� si� w oczekiwaniu na mocarny cios, kt�ry rozbije w py� drzwi wraz z trzymaj�c� je
futryn�. Jego cierpliwo�� zosta�a wynagrodzona, cho� huk mia�d�onych drzwi by� raczej niewielki. To znaczy
praktycznie �aden. Po zastanowieniu mag stwierdzi�, �e zabrzmia� zupe�nie tak, jakby kto� zapuka�.
- C�... - mrukn��. - Je�li �mier� nie chce przyj�� do mnie, to ja wyjd� jej naprzeciw...
Podszed� do drzwi i rozwar� je, wystawiaj�c do ciosu w�t�� pier�. Nagi bez swojej mocy, sta� z dumnie uniesion�
g�ow�. Zamierza� umrze� godnie. W �adnym wypadku nie skoml�c o lito��. Bo skoro kto� zada� sobie tyle trudu, by
zniszczy� wszystkie zabezpieczenia, kt�rymi przez ostatnie pi�� lat si� otoczy�, to o �adnej lito�ci mowy by� nie
mog�o. Intruz jednak nie z�apa� go za gard�o, nie roztrzaska� czaszki o mur, nie zgni�t� w �miertelnym u�cisku ani nie
powali� pi�ci�. Nie zrobi� nawet gro�nej miny. Jedynie grzecznie zapyta�:
- Dzie� dobry. Zasta�em Jolk�?
Magowi opad�a szcz�ka. Chwil� potrwa�o, nim zebra� si� jako tako w gar�� i wyduka�:
- Aaaleee... Tu taka nie mieszka...
- A czy to numer czydziesty?
Mag desperacko stara� si� utrzyma� w pionie.
- Nie. Czyn... - skrzywi� si� i jeszcze raz spr�bowa� - TRZYnasty.
- O? Musia�em pomyli� domy. - M�czyzna niepewnie przest�pi� z nogi na nog�, najwyra�niej nie wiedz�c, co zrobi�
ze szcz�tkami kwiat�w. W ko�cu wzruszy� ramionami i wcisn�wszy je magowi w ramiona odwr�ci� si� ku schodom.
Rzuci� jeszcze przez rami�:
- Pana schody by�y bardzo zapuszczone. Troch� je oczy�ci�em.
- Wiem... - powiedzia� martwym g�osem mag i odprowadzi� t�pym wzrokiem zbiegaj�cego po schodach sztygara.
Pomy�la�, �e teraz byle g��b mo�e wej�� do wie�y i to tylko dlatego, �e jaki� idiota przez g�upi� pomy�k� w adresie
rozwali� wszystkie zabezpieczenia... Poczu� si� bardzo zm�czony. W ko�cu r�ka jako� sama odpad�a od framugi drzwi
i pozwoliwszy sobie na chwil� s�abo�ci, mag osun�� si� zemdlony na pod�og�.