9870

Szczegóły
Tytuł 9870
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9870 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9870 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9870 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

John Maxwell Coetzee W sercu kraju (In the Heart of the Country) Prze�o�y�a: Magdalena Konikowska Wydanie oryginalne: 1977 Wydanie polskie: 2004 1. Dzisiaj m�j ojciec przywi�z� do domu now�, �wie�o po�lubion� �on�. Nadjechali - klik-klak - przez r�wnin� dwuk�k� zaprz�on� w konia, kt�remu nad czo�em powiewa�o strusie pi�ro, cali zakurzeni po d�ugiej podr�y. A mo�e dwuk�k� ci�gn�a para przystrojonych pi�rami os��w, to te� mo�liwe. Ojciec mia� na sobie czarny frak i cylinder, jego �ona szerokoskrzyd�y kapelusz i bia�� sukni� obcis�� w talii i przy szyi. Nie umiem poda� wi�cej szczeg��w, chyba �e zaczn� koloryzowa�, poniewa� na nich nie patrzy�am. By�am w swoim pokoju, w szmaragdowym p�mroku p�nego popo�udnia za zamkni�tymi okiennicami, czytaj�c ksi��k� lub, co bardziej prawdopodobne, le��c na wznak z wilgotnym r�cznikiem na oczach, �eby zwalczy� migren�. Je�li chodzi o mnie: siedz� w swoim pokoju, czytam albo pisz� b�d� walcz� z migren�. W koloniach jest mn�stwo tego rodzaju dziewcz�t, ale �adna opr�cz mnie, jak s�dz�, nie wpad�a w a� tak� skrajno��. Je�li chodzi o mojego ojca: spaceruje z wolna w czarnych butach z cholewami, tam i z powrotem, tam i z powrotem po deskach pod�ogi. I jeszcze nowa �ona: ta do p�na si� wyleguje. Oto tr�jka przeciwnik�w. 2. Nowa �ona. Nowa �ona jest gruboko�cista, leniwa i zmys�owa, ma w sobie co� z kota; na szerokich ustach ospa�y u�miech. Oczy ma bystre i czarne jak dwie jagody, dwie bystre czarne jagody. Postawna kobieta o ciemnych nadgarstkach i d�ugich, pulchnych, sto�kowatych palcach. Je z apetytem. Je, �pi i leniuchuje. Wysuwa d�ugi czerwony j�zyk, oblizuj�c z warg s�odki t�uszczyk barani. - O, to dobre! - m�wi i u�miecha si�, przewraca oczami. Jak zahipnotyzowana przygl�dam si� jej ustom. P�niej zwraca ku mnie te szerokie, u�miechni�te usta i bystre czarne oczy. Z trudem znosz� jej u�miech. Nie tworzymy razem szcz�liwej rodziny. 3. To nowa �ona, a zatem stara nie �yje. Stara �ona by�a moj� matk�, ale umar�a ju� tak dawno, �e ledwie j� pami�tam. Musia�am by� wtedy bardzo ma�a - ot, prawie niemowl�. Z najg��bszych loch�w pami�ci wydobywam niewyra�ny, szary obraz, obraz niewyra�nej, szarej, kruchej i subtelnej kochaj�cej matki skulonej na pod�odze, takiej matki, jak� ka�da dziewczyna w mojej sytuacji najpewniej by dla siebie wymy�li�a. 4. Pierwsza �ona ojca, moja matka, by�a kruch� i subteln� kobiet�, kt�ra �y�a i umar�a pod m�owskim pantoflem. M�� nigdy jej nie wybaczy� tego, �e nie da�a mu syna. Jego bezlitosne wymagania seksualne doprowadzi�y j� do �mierci przy porodzie. By�a zbyt krucha i subtelna na to, �eby powi� krzepkiego, nieokrzesanego ch�opca, nast�pc�, jakiego �yczy� sobie ojciec, i dlatego umar�a. Doktor zjawi� si� za p�no. Wezwany przez pos�a�ca na rowerze, musia� przejecha� ponad sze��dziesi�t kilometr�w wyboistym traktem, w swoim w�zku zaprz�onym w os�a. Kiedy dotar� na miejsce, matka le�a�a ju� spokojnie na �o�u �mierci, cierpliwa, bez kropli krwi, skruszona. 5. (Dlaczego jednak nie przyjecha� konno? I czy wtedy by�y ju� rowery?) 6. Nie patrzy�am, jak ojciec wiezie �on� do domu przez r�wnin�, gdy� siedzia�am w swoim pokoju, w mrocznym zachodnim skrzydle, umieraj�c z t�sknoty i czekaj�c stosownej chwili. Powinnam ju� sta� gotowa, �eby ich przywita� u�miechami i propozycj� wypicia herbaty, ale tak nie zrobi�am. By�am nieobecna. Nikt tego nie spostrzeg�. Ojciec nie zwraca uwagi na moj� nieobecno��. Dla niego by�am nieobecno�ci� przez ca�e swoje �ycie. Tote� zamiast promieniowa� kobiecym ciep�em w sercu tego domu, znaczy�am tyle co nic, zero, pr�nia, w kt�r� wszystko si� zapada, tyle co bunt, st�umiony, pos�pny, niczym lodowaty przeci�g wiruj�cy w korytarzach - lekcewa�ona, m�ciwa. 7. Zapada noc, m�j ojciec ze swoj� now� �on� baraszkuj� w sypialni. R�ka w r�k� pieszcz� �ono kobiety, wyczekuj�c, a� zadr�y i zakwitnie. Oplataj� si� nawzajem; ona otula go swoim cia�em. Chichocz� i j�cz�. To dla nich pi�kne chwile. 8. Przez ca�e �ycie mieszka�am w domu, moc� przeznaczenia wzniesionym w kszta�cie litery H, mieszka�am w teatrze z kamienia i s�o�ca ogrodzonym ca�ymi milami drutu, kr���c z pokoju do pokoju, wisz�c jak cie� nad s�u�b�: ponura c�rka-wdowa, dziecko pos�pnego ojca. Dzie� po dniu o zachodzie s�o�ca spotykali�my si� twarz� w twarz nad baranin�, nad kartoflami, nad dyni� - prostym jedzeniem przyrz�dzonym prostymi r�kami. Czy to mo�liwe, �eby�my rozmawiali? Nie, na pewno nie rozmawiali�my, tylko stawiali�my sobie czo�o w milczeniu, k�s za k�sem przegryzaj�c si� przez czas, a nasze oczy - jego czarne i moje czarne odziedziczone po nim - b��dzi�y oboj�tnie po w�asnym polu widzenia. P�niej szli�my spa�, aby wy�ni� alegorie niezaspokojonego po��dania, kt�rych szcz�liwie nie potrafimy zinterpretowa�; po czym ka�dego ranka, pe�ni lodowatego ascetyzmu, rywalizowali�my o to, kto wstanie pierwszy, kto roznieci ogie� na zimnym palenisku. �ycie na farmie. 9. W cienistej sieni dzie� i noc tyka zegar. To ja go stale nakr�cam i raz w tygodniu reguluj� wed�ug s�o�ca i almanachu. Czas na farmie to czas szerokiego �wiata, ani o krztyn� mniej czy wi�cej. Stanowczo kie�znam �lepy, subiektywny czas serca z jego wybuchami podniecenia i wlok�c� si� nud�: moje serce b�dzie bi�o do niezmiennego, jednosekundowego taktu cywilizacji. Pewnego dnia jaki� nie narodzony jeszcze uczony uzna, �e ze wszystkich urz�dze� w�a�nie zegar ujarzmi� g�usz�. Czy jednak kiedykolwiek pozna pustk� godziny sjesty, godziny wybijanej w ch�odnych zielonych domach o wysokim stropie, w kt�rych c�rki kolonii le�� z zamkni�tymi oczami, licz�c uderzenia zegara? Ta ziemia jest pe�na sm�tnych starych panien takich jak ja, zapomnianych przez histori�, granatowych niczym karaluchy w naszych rodowych gniazdach, poleruj�cych do blasku miedziane rondle i robi�cych zapasy d�emu. Napastowane przez w�adczych ojc�w, kiedy�my by�y ma�e, sta�y�my si� zgorzknia�ymi westalkami, okaleczonymi na ca�e �ycie. Gwa�t w dzieci�stwie: kto� powinien zbada� j�dro prawdy w tej fantazji. 10. �yj�, cierpi�, jestem tutaj. Przebieg�o�ci� i zdrad�, je�eli trzeba, walcz� o to, by si� nie sta� jedn� z tych istot zapomnianych przez histori�. Jestem star� pann�, kt�ra trzyma pami�tnik pod kluczem, lecz tak�e czym� wi�cej. Jestem niepewn� �wiadomo�ci�, ale i to nie wszystko. Kiedy gasn� ostatnie �wiat�a, u�miecham si� w ciemno�ci. Z�by mi l�ni�, chocia� nikt by w to nie uwierzy�. 11. Zachodzi mnie od ty�u, w smudze woni kwiatu pomara�czowego i rui, bierze mnie za ramiona. - Prosz� ci�, nie b�d� z�a. Rozumiem, �e si� niepokoisz i martwisz, ale nie ma powodu. Chcia�abym, �eby�my byli razem szcz�liwi. Zrobi� wszystko, naprawd� wszystko, �eby to si� uda�o. Czy mi wierzysz? Wbijam wzrok w uskok komina; nos mi nabrzmiewa i czerwienieje. - Chc� stworzy� szcz�liw� rodzin� - m�wi ona, kr���c - z nas trojga, razem. Chc�, �eby� mnie uwa�a�a za siostr�, nie za wroga. Obserwuj� pe�ne wargi tej zaspokojonej kobiety. 12. Niegdy� wyobra�a�am sobie, �e je�li tylko b�d� m�wi� dostatecznie d�ugo, objawi mi si� wreszcie, co to znaczy by� gniewn� star� pann� w samym sercu pustki. Chocia� jednak obw�chuj� ka�d� anegdot� jak pies lub� suczk�, nie trafiam na �aden gwa�towny rozrost w sfer� �gdybania�, co da�oby pocz�tek prawdziwie podw�jnemu �yciu. Pragn�c nade wszystko z�o�y� s�owa, kt�re przenios� mnie �ywcem na ziemi� mit�w i heros�w, oto nadal tkwi� we w�asnej n�dznej ja�ni po�r�d t�pego letniego skwaru, a ta nie chce sama siebie przerosn��. Czego mi brakuje? P�acz� i zgrzytam z�bami. Czy tylko pasji? Czy zaledwie wizji drugiego �ycia na tyle �arliwej, �eby mnie przenie�� z doczesno�ci bytu w podw�jno�� znacze�? Czy�by ka�da �y�ka nie dr�a�a we mnie z �arliwego wzburzenia? Czy mo�e mojej pasji brakuje woli? Czy jestem gniewn�, a mimo wszystko poniek�d zadowolon� z siebie wiejsk� star� pann�, kt�r� poch�ania i trzyma w u�cisku w�asna furia? Czy naprawd� chc� siebie przerosn��? Historia mojej w�ciek�o�ci i jej straszliwe nast�pstwa: czy mam wsi��� do tego wehiku�u i pozwoli� si� unie�� z pr�dem, przez bystrzyny i wzburzon� wod�, aby na koniec obudzi� si� od�wie�ona w spokojnym uj�ciu rzeki? C� to za automatyzm, jakie mi przyniesie wyzwolenie - a bez wyzwolenia jaki w�a�ciwie sens ma moja historia? Czy w najg��bsz� furi� wprawia mnie los starej panny? Kto stoi za moim uciemi�eniem? Ty i ty, m�wi�, kul�c si� w�r�d popio��w, d�gaj�c palcem w stron� ojca i macochy. Ale dlaczego od nich nie uciek�am? Dop�ki istnieje jakie� inne miejsce, gdzie mog� �y�, r�wnie� i na mnie wskazuj� niebia�skie palce. Czy te�, czego dotychczas nie wiedzia�am, lecz teraz niestety wiem, przypisano mi bardziej z�o�ony los: ukrzy�owanie g�ow� w d�, w charakterze przestrogi dla tych, kt�rzy si� lubuj� we w�asnej w�ciek�o�ci i w �aden spos�b nie dostrzegaj� innego w�tku? Ale jaki mi pozostaje inny w�tek? Ma��e�stwo z drugim synem s�siada? Nie jestem radosn� wie�niaczk�. Jestem nieszcz�sn�, ponur� dziewic�, a moja historia jest moj� histori�, nawet je�eli to nudna, czarna, �lepa, g�upia i nieszcz�sna historia, nie znaj�ca swojego znaczenia i swoich wielu mo�liwych, niewykorzystanych radosnych wariant�w. Ja jestem ja. Charakter to los. Historia to B�g. Uraza, uraza, uraza. 13. Anio� - tak j� czasem nazywaj�, Czarny Anio�, kt�ry przybywa, �eby ocali� ich br�zowosk�re dzieci od krupu i gor�czki. Kiedy przychodzi do opieki nad chorymi, ca�a jej domowa surowo�� zmienia si� w nies�abn�ce wsp�czucie. Noc po nocy, odp�dzaj�c sen, czuwa przy kwil�cych dzieciach albo rodz�cych kobietach. - Anio� z nieba! - m�wi�, �ypi�c gorliwie tymi swoimi oczami pochlebc�w. Serce jej ro�nie. Podczas wojny pewno by rozja�nia�a ostatnie godziny rannym. Umieraliby z u�miechem na ustach, wpatrzeni w jej oczy, �ciskaj�c j� za r�k�. Ma w sobie niewyczerpane pok�ady wsp�czucia. Musi si� czu� potrzebna. Je�li nie wida� nikogo, kto by jej potrzebowa�, jest zak�opotana i zbita z tropu. Czy to nie t�umaczy wszystkiego? 14. Gdyby m�j ojciec by� s�abszym cz�owiekiem, mia�by lepsz� c�rk�. Ale on nigdy niczego nie potrzebowa�. Zniewolona przez w�asn� potrzeb� bycia potrzebn�, kr��� wok� niego jak ksi�yc. Tylko na ten jeden, �miechu wart spos�b zapuszczam si� w psychologi� naszego d�b�cle. Wyt�umaczy� znaczy przebaczy�, by� wyt�umaczonym znaczy uzyska� przebaczenie - lecz ja, jak my�l� z nadziej� i l�kiem, jestem niewyt�umaczalna, nie do wybaczenia. (C� to jednak takiego we mnie cofa si� przed �wiat�em? Czy naprawd� ukrywam jak�� tajemnic�, czy ca�y ten wewn�trzny zam�t mierzy tylko w moj� lepsz�, poszukuj�c� po�ow�? Czy naprawd� wierz�, �e gdzie� w szczelinie pomi�dzy �agodn� matk� a mn�-dzieckiem le�y klucz do tej ponurej, znudzonej starej panny? Wyjd� poza siebie, wyjd� poza siebie - taki szept s�ysz� w swoim najtajniejszym wn�trzu). 15. Inna strona mojej natury - skoro ju� m�wi� o sobie - to umi�owanie przyrody, zw�aszcza �ycia owad�w, rozbieganego, celowego �ycia, kt�re si� toczy wok� ka�dej kulki �ajna i pod ka�dym kamieniem. Kiedy by�am ma�� dziewczynk� (snuj w�tek, snuj!) w ozdobionym falbankami czepeczku, podobno ca�ymi dniami siadywa�am w piasku, bawi�c si� ze swoimi przyjaci�mi �ukami - szarymi i br�zowymi, i du�ymi czarnymi, kt�rych nazwy zapomnia�am, ale bez trudu mog�abym odnale�� w encyklopedii - i z przyjaci�mi mr�wkolwami, buduj�cymi te ma�e, wytworne lejkowate pu�apki z piasku: po ich bokach toczy�am w d� pospolite czerwone mr�wki, a czasem pod p�askim kamieniem znajdowa�am te� m�odego skorpiona, bladego, og�upia�ego, sflacza�ego, kt�rego mia�d�y�am patykiem, bo ju� wtedy wiedzia�am, �e skorpiony s� z�e. Nie boj� si� owad�w. Zostawiwszy gospodarstwo za plecami, id� boso korytem rzeki, gor�cy, ciemny piasek skrzypi pod stop� i wciska si� mi�dzy palce. Przy brodzie siadam, rozpo�cieraj�c sp�dnic�, czuj�c na udach ciep�y dotyk czarnoziemu. Na pewno bym si� nie zawaha�a, gdyby w nag�ej potrzebie - chocia� nie mam poj�cia, jak mog�abym w takiej potrzebie si� znale�� - przysz�o mi zamieszka� w glinianej chacie czy nawet w sza�asie z ga��zi, gdzie� na stepie, i �ywi� si� dos�ownie byle czym, rozmawia� z owadami. Ju� w ma�ej dziewczynce musia�y przeb�yskiwa� cechy szalonej staruchy; czarni, kt�rzy chowaj� si� po krzakach i wiedz� wszystko, na pewno �miali si� w ku�ak. 16. Dorasta�am razem z dzie�mi s�u�by. M�wi�am jak one, zanim si� nauczy�am m�wi� tak jak teraz. Bawi�am si� z nimi patykami i kamykami, zanim si� dowiedzia�am, �e mog� dosta� dom dla lalek z Tat�, Mam�, Piotrusiem i Janeczk� �pi�cymi ka�de we w�asnym ��ku i z czystymi ubrankami przygotowanymi w kom�dce, kt�rej szuflady wysuwaj� si� i wsuwaj�, podczas gdy suka Nan i kot Feliks drzemi� przy ogniu w kuchni. Z dzie�mi s�u�by buszowa�am po stepie w poszukiwaniu k��czy khamma, karmi�am krowim mlekiem osierocone jagni�ta, zawisa�am na wrotach, przygl�daj�c si� p�awieniu owiec i zabijaniu �wini na Bo�e Narodzenie. Wdycha�am kwa�n� wo� zakamark�w, gdzie wszyscy oni spali bez �adu i sk�adu niczym kr�liki, siadywa�am u st�p starego, �lepego dziadka, a on struga� spinacze do bielizny i opowiada� o minionych dniach, gdy ludzie i zwierz�ta w�drowali z zimowych pastwisk na letnie i �yli sobie razem na szlaku. U st�p starego cz�owieka wch�on�am mit przesz�o�ci, kiedy to zwierz�, cz�owiek i pan wiedli zwyczajne �ycie, tak niewinni jak gwiazdy na niebie - i wcale mi nie do �miechu. Jak�e mam znie�� b�l utraty, cokolwiek utraci�am, bez snu o pierwotnej erze, by� mo�e zaprawionego fio�kow� melancholi�, i bez mitu o wygnaniu, w kt�rym znalaz�abym wyt�umaczenie swojego b�lu? Moja mamo, moja �agodna, pachn�ca, kochaj�ca mamo, co jak narkotykiem oszo�omi�a� mnie mlekiem i drzemk� w puchowych piernatach, a potem, przy d�wi�ku dzwon�w noc�, znikn�a�, zostawiaj�c mnie sam� po�r�d szorstkich r�k i twardych cia� - gdzie jeste�? M�j utracony �wiat to �wiat m�czyzn, zimnych nocy, p�on�cych polan i b�yszcz�cych oczu, a tak�e d�uga opowie�� o martwych bohaterach, w j�zyku, kt�rego si� nie oduczy�am. 17. W domu, gdzie �yj� dwie gospodynie-rywalki, s�u��cy krz�taj� si� przygarbieni, uchylaj�c si� przed resztkami z�o�ci, kt�re niechybnie kto� na nich ci�nie. Znudzeni har�wk�, wygl�daj� k��tni, z ich barwno�ci� i dramatyzmem, chocia� wiedz�, �e dla s�u�by nie ma chyba nic lepszego ni� zgoda. Jeszcze nie nadszed� dzie�, gdy olbrzymy tocz� mi�dzy sob� wojn�, a kar�y umykaj� w noc. Doznaj�c wszelkich uczu� nie kolejno, falami przeciwie�stw, lecz r�wnocze�nie, jako mieszaniny w�ciek�o�ci, �alu, urazy i weso�o�ci, odczuwaj� zawr�t g�owy, kt�ry sprawia, �e t�skni� za snem. Chc� by� w wielkim domu, a zarazem chc� zosta� we w�asnej izbie, udaj�c chorob�, drzemi�c na �awce w cieniu. Fili�anki wy�lizguj� im si� z palc�w i t�uk� na pod�odze. Szepcz� pospiesznie po k�tach. Bez wyra�nej przyczyny karc� dzieci. Maj� z�e sny. Psychologia s�u��cych. 18. Nie �yj� ani samotnie, ani w spo�eczno�ci, lecz jak gdyby w�r�d dzieci. M�wi� do mnie nie s�owami - te brzmi� dziwacznie i niejasno - lecz znakami, konfiguracj� twarzy i r�k, postaw� ramion i st�p, subtelno�ci� melodii i tonu, przerwami i lukami, kt�rych gramatyki nigdy nie spisano. Rozszyfrowuj�c czarnych, szukam po omacku, tak samo jak oni rozszyfrowuj�c mnie: tak�e bowiem dla nich moje s�owa s� przyt�umione, ws�uchuj� si� wi�c w alikwoty g�osu, w niuanse brwi, kt�re powiedz� im, o co mi naprawd� chodzi. �Uwa�aj, nie rozz�o�� mnie�, �To, co m�wi�, nie wychodzi ode mnie�. Oddzieleni wieloma dolinami przestrzeni i czasu, ze wszystkich si� staramy si� pochwyci� blady dym wzajemnych sygna��w. W�a�nie dlatego moje s�owa s� inne ni� te, kt�re cz�owiek wypowiada do drugiego cz�owieka. Samotna w swoim pokoju, kiedy obowi�zki mam ju� za sob�, a lampa pali si� r�wnym p�omieniem, wpadam we w�asny zgrzytliwy rytm, potykam si� o kamienie s��w, jakich dot�d nie s�ysza�am w �adnych innych ustach. Stwarzam si� w s�owach, kt�re stwarzaj� mnie, ja, co �yj�c pomi�dzy nieszcz�liwymi, nigdy nie uwa�a�am siebie za tak�, jak� widzieli mnie inni, nigdy nie uwa�a�am drugiej osoby za tak�, jak� ja j� widzia�am. Dop�ki wolno mi by� sob�, nic nie jest niemo�liwe. W tym pokoju, w mojej klasztornej celi, jestem szalon� wied�m�, tak jak mi pisane. Ubranie zlepia mi ciekn�ca �lina, garbi� si� i skr�cam, na stopach wykwitaj� zrogowacia�e odciski, a ten pedantyczny g�os, bez powodu rozci�gaj�cy zdania, zion�cy nud�, bo na farmie nic si� nigdy nie dzieje, �amie si� i s�czy zrz�dne, wariackie my�li, co przynale�� do g�uchej nocy, gdy cenzor chrapie, do szalonej polki, kt�r� ta�cz� sama ze sob�. 19. Jak� pociech� s� cyzelowane paradoksy w zamian za mi�o�� cielesn�? Obserwuj� pe�ne wargi zaspokojonej wdowy, s�ysz� skrzypienie pod�ogi na zamilk�ej farmie, ciep�y szept z wielkiego �o�a, czuj� na sobie balsam kochaj�cego cia�a, zasypiaj�c, pogr��am si� w paruj�cych cielesnych woniach. Lecz jak wypu�ci� z r�k to, co rzeczywiste, na rzecz tak po��danej mrocznej otch�ani? Stoj� w drzwiach - kostropata dziewica, naga, pytaj�ca. 20. Do tych pe�nych, ciemnych warg zaspokojona wdowa podnosi palec w wieloznacznym ge�cie. Czy mnie ostrzega, �ebym by�a cicho? Czy moje jasne cia�o j� bawi? Przez rozsuni�te firanki promienie ksi�yca w pe�ni padaj� jej na ramiona, na pe�ne, ironiczne wargi. W cieniu bioder le�y u�piony m�czyzna. Ona podnosi do ust t� wieloznaczn� d�o�. Czy jest rozbawiona? Przestraszona? Przez rozchylone firanki tchnie nocny podmuch. W pokoju ciemno��, sylwetki �pi�cych s� tak spokojne, �e w dudnieniu w�asnego serca nie s�ysz� ich oddech�w. Czy powinnam do nich p�j�� ubrana? Czy to zjawy, kt�re znikn� pod moim dotkni�ciem? Ona przygl�da mi si� pe�nymi, ironicznymi wargami. Przy drzwiach upuszczam ubranie. W blasku ksi�yca kobieta taksuje moje biedne, b�agalne cia�o. P�acz�, chowaj�c oczy, pragn�c historii �ycia, kt�ra przewali si� nade mn� spokojnie, jak to si� dzieje u innych kobiet. 21. Kiedy ojciec wraca� zgrzany i brudny po ca�ym dniu pracy, oczekiwa�, �e zastanie przygotowan� k�piel. Do moich obowi�zk�w w dzieci�stwie nale�a�o rozpalenie ognia na godzin� przed zachodem s�o�ca, �eby mo�na by�o nala� gor�cej wody do emaliowanej nasiad�wki, gdy tylko ojciec ci�kim krokiem wejdzie przez drzwi frontowe. Potem si� wycofywa�am w cie�, za parawan w kwiaty, aby wzi�� od ojca ubranie i wy�o�y� czyst� bielizn�. Wymykaj�c si� na palcach z �azienki, s�ysza�am chlupot, kiedy wchodzi� do wanny, cmokanie wody pod pachami i mi�dzy po�ladkami, wdycha�am te� s�odkie, wilgotne, ci�kie wyziewy myd�a i potu. P�niej ten obowi�zek usta�. Lecz ilekro� my�l� o m�skim ciele - bia�ym, masywnym, niemym - czyje to cia�o, je�li nie jego? 22. Obserwuj� ich przez szpar� w firankach. Bior�c go za r�k� i unosz�c sp�dnic�, ona zsiada z dwuk�ki - jeden krok, drugi. Rozpo�ciera ramiona, u�miecha si�, ziewa, z palca obci�gni�tego r�kawiczk� zwisa ma�a zamkni�ta parasolka. On stoi tu� za ni�. Wymieniaj� ciche s�owa. Wchodz� po stopniach. Jej oczy s� syte i szcz�liwe, to oczy z gatunku tych, kt�re nie zauwa�aj� palc�w na koronkowych firankach. Nogi krocz� rytmicznie, bez wysi�ku, w zgodzie z reszt� cia�a. Przest�puj� pr�g i znikaj�, id�c bez po�piechu: m�czyzna i kobieta wracaj�cy do domu. 23. Pod wiecz�r, kiedy cienie najpierw si� wyd�u�aj�, a potem okrywaj� wszystko, stoj� w oknie. Hendrik przecina podw�rze w drodze do sk�adziku. Z koryta rzeki dobiega coraz g�o�niejszy, po��czony w jeden ch�r �wiergot ptak�w, potem cichnie. W ostatniej po�wiacie jask�ki pikuj� do gniazda pod okapem, przemykaj� pierwsze nietoperze. Ze swoich najr�niejszych nor wy�aniaj� si� drapie�niki: muishond, meerkat. Co robi� b�l, zazdro�� i samotno�� w afryka�skiej nocy? Czy cokolwiek znaczy kobieta spogl�daj�ca przez okno w mrok? Opieram wszystkie dziesi�� palc�w o ch�odne szk�o. Rana w piersi otwiera si� g�adko. Je�eli jestem emblematem, to trudno. Czego� mi brakuje, jestem istot� dziuraw� w �rodku, co� znacz�, ale nie wiem co, jestem niema, wpatruj� si� przez szklan� tafl� w ciemno��, kt�rej niczego nie brak, kt�ra �yje sama w sobie - z nietoperzami, zaro�lami, drapie�nikami i ca�� reszt� - kt�ra na mnie nie zwa�a, kt�ra jest �lepa, kt�ra nic nie znaczy, a jedynie jest. Je�li nacisn� mocniej, szk�o p�knie, pocieknie krew, cykanie �wierszczy na chwil� umilknie, potem rozlegnie si� znowu. �yj� wewn�trz sk�ry, wewn�trz domu. Nie znam �adnego uczynku, kt�ry mnie wyzwoli i wyprowadzi w �wiat. Nie znam �adnego uczynku, kt�ry wprowadzi �wiat we mnie. Jestem potokiem d�wi�k�w rw�cym w g��b wszech�wiata, ca�ymi tysi�cami cz�steczek �kaj�cych, j�cz�cych, zgrzytaj�cych z�bami. 24. Poc� si� i m�cz�, ca�y dom trzeszczy jak noc d�uga. Nasienie z pewno�ci� zosta�o ju� posiane, wkr�tce ona zacznie polegiwa� rozwalona, grzej�c si� bezmy�lnie, zacznie p�cznie� i dojrzewa� w oczekiwaniu, a� zastuka jej r�owe prosi�tko. Natomiast moje dziecko, zak�adaj�c, �e takie nieszcz�cie mog�oby mi si� kiedykolwiek przytrafi�, by�oby chude i blade, p�aka�oby bez ustanku, boby je bola�a g��wka i brzuch, drepta�oby z pokoju do pokoju na chwiejnych n�kach, �ciskaj�c troki matczynego fartucha i chowaj�c buzi� przed obcymi. Ale kto by mi da� dziecko, kto by si� nie zamieni� w bry�� lodu na widok moich ko�cistych kszta�t�w w �lubnym �o�u, tej sier�ci zarastaj�cej a� po p�pek, pach jak kwa�no pachn�ce jamy, tej czarnej kreski w�sika, oczu czujnych, wci�� w defensywie, oczu kobiety, kt�ra nigdy si� nikomu nie odda�a? Ile by trzeba dyszenia i sapania, zanimby si� zawali�a moja forteca? Kto by obudzi� moje drzemi�ce jajeczka? Kto czuwa�by przy mnie w po�ogu? M�j ojciec, gniewny, z batem? Czarni - zastraszeni s�udzy - przykl�kaj�cy, �eby mi ofiarowa� porwane jagni�, pierwsze owoce i mi�d dzikich pszcz�, chichocz�cy z powodu tego cudu dziewor�dztwa? Oto wysuwa ryj ze swojej jamy, syn swego ojca, Antychryst z pustyni, kt�ry przyby�, aby poprowadzi� rozta�czone hordy do Ziemi Obiecanej. Wiruj� i bij� w b�bny, potrz�saj� siekierami i wid�ami, pod��aj� w �lad za dzieckiem, podczas gdy matka w kuchni odprawia czary nad ogniem albo wyrywa wn�trzno�ci kogutom, albo �mieje si� dziko, usadowiona w zakrwawionym fotelu. Umys� na tyle szalony, �eby wymy�li� ojcob�jstwo i pseudomatkob�jstwo, a kto wie, jakie jeszcze okropno�ci, z pewno�ci� mo�e obj�� tak�e f�hrera epileptyka i zgraj� bezczelnych niewolnik�w maszeruj�cych na miasteczko, na kt�rego srebrnych dachach migocze s�oneczny ogie� i z kt�rego okien zostan� bezzasadnie porozrywani kulami na strz�py. Le�� w pyle, synowie i c�rki Hotentot�w, muchy pe�zaj� im po ranach; potem ich si� wywiezie i pogrzebie w jednej stercie. Uginaj�c si� pod ci�arem ojca, wyt�am si�y, by da� �ycie �wiatu, ale rodz� chyba tylko �mier�. 25. W �wietle latarni sztormowej widz�, �e �pi� snem b�ogo zaspokojonych, ona na plecach, z koszul� sfa�dowan� wok� bioder, on twarz� w d�, wtula lew� r�k� w jej d�o�. Nie wzi�am ze sob� tasaka do mi�sa, tak jak my�la�am, tylko top�r, bro� walkirii. Wzbogacam siebie w tej ciszy niby prawdziwa mi�o�niczka poezji, oddycham ich oddechem. 26. Ojciec le�y na plecach, nagi, palce prawej r�ki spl�t� z palcami jej lewej, szcz�ka mu obwis�a, ciemne oczy, z ca�ym ich ogniem i b�yskawicami, ma zamkni�te, z gard�a wydobywa si� p�ynne rz�enie, znu�ona �lepa ryba, przyczyna mojej niedoli, zwisa w kroczu (oby ju� dawno temu wydarto to do ostatniego korzenia i ostatniej bulwy!). Siekiera sunie �ukiem ponad m�j bark. Przede mn� robili to ju� najr�niejsi ludzie - �ony, synowie, kochankowie, spadkobiercy, rywale - nie jestem sama. Jak kula na sznurku top�r spada na ko�cu r�ki, zag��bia si� w gard�o - i nagle wszystko jest jednym tumultem. Kobieta si� podrywa i siada wyprostowana, rozgl�da si� z furi�, ca�a zakrwawiona, zdezorientowana gniewnym charkotem i chlu�ni�ciem przy swoim boku. Jakie to szcz�cie, �e w takich chwilach wypadki zaczynaj� toczy� si� same i wymagaj� od sprawcy tylko przytomno�ci umys�u! Ona skromnie obci�ga koszul� nocn� na biodra. Pochylaj�c si� w prz�d i co� chwytaj�c, zapewne jedno z ich czterech kolan, wymierzam o wiele lepszy cios, g��boko w czubek jej g�owy. Kobieta opada do przodu, w ko�ysk� kolan, a potem skulona przewraca si� na lewo; wci�� w niej tkwi m�j dramatyczny tomahawk. (Kto by pomy�la�, �e tai�am w sobie takie ciosy?) Jednak�e z tej strony ��ka co� mnie drapie, trac� r�wnowag�, musz� zachowa� zimn� krew, musz� oderwa� palce, jeden po drugim, odzyska� (z niejakim wysi�kiem) siekier� i ze wstr�tem r�ba� te r�ce, te ramiona, a� wreszcie mam woln� chwil�, aby naci�gn�� prze�cierad�o na ca�e to dygotanie i waleniem wymusi� spok�j. Oto t�uk� w r�wnym rytmie, by� mo�e d�u�ej ni� to konieczne, ale jednocze�nie staram si� uspokoi�, przygotowuj�c si� do niew�tpliwie nowego etapu w �yciu. Bo te� ju� d�u�ej nie musz� si� martwi�, czym wype�ni� dni. Z�ama�am przykazanie, a winni nie odczuwaj� nudy. Musz� si� pozby� dw�ch masywnych cia�, opr�cz wielu innych �lad�w przemocy, jakiej si� dopu�ci�am. Musz� przybra� odpowiedni wyraz twarzy, wymy�li� stosown� histori� - a wszystko to jeszcze przed �witem, zanim Hendrik przyjdzie przed udojem po wiadro! 27. Pytam siebie: Dlaczego od chwili kiedy nadjecha�a - klik-klak - przez r�wnin� dwuk�k� zaprz�on� w konia, kt�rego uprz�� przystrojono strusimi pi�rami, ca�a zakurzona po d�ugiej podr�y, w swoim szerokoskrzyd�ym kapeluszu - dlaczego odmawia�am jej rozmowy, uparcie i ze wszystkich si� pragn�c zachowa� dla siebie monolog, monolog mojego �ycia? Czy potrafi� sobie wyobrazi�, jak by to by�o, gdyby�my razem odwraca�y stronice porank�w nad paruj�cymi fili�ankami herbaty - na podw�rzu popiskiwa�yby kurcz�ta, w kuchni cicho papla�a s�u�ba - niewa�ne, w jakim nastroju, maj�c si� na baczno�ci albo ca�kiem spokojne? Czy potrafi� sobie wyobrazi�, jak wycinamy wsp�lnie wykroje albo spacerujemy po sadzie, trzymaj�c si� za r�ce i chichocz�c? Czy to mo�liwe, �e nie jestem wi�niem tej samotnej farmy i kamiennej pustyni, tylko w�asnego kamiennego monologu? Czy moje ciosy mia�y na celu zamkn�� te przenikliwe oczy, czy uciszy� jej g�os? Czy nie mog�y�my, pochylone nad swoimi fili�ankami, nauczy� si� grucha� jak dwa go��bki albo przep�ywaj�c obok siebie w ciemnym korytarzu, zgrzane i niezdolne zasn�� w porze sjesty, dotkn�� si�, obj�� i przytuli�? Czy�by te drwi�ce oczy nie mog�y z�agodnie�, czy�bym ja nie mog�a si� ugi��, czy�by�my nie mog�y ca�e popo�udnie le�e� obj�te i szepta�, dwie dziewczyny razem? G�aszcz� j� po czole, ona tr�ca nosem moj� r�k�, ogarniaj� mnie mroczne g��biny jej oczu i nie mam nic przeciwko temu. 28. Pytam siebie: C� takiego siedzi we mnie, co mnie zwabia do zakazanych sypialni i ka�e pope�nia� zakazane czyny? Czy ca�e �ycie na pustyni, uwik�ane w ten lej z czarnej materii, skr�ci�o mnie w taki zw�j nienawistnej energii, �e byle domokr��ca albo daleki kuzyn przyby�y w odwiedziny ma si� spodziewa� trucizny w jedzeniu b�d� ciosu toporem, kiedy le�y w ��ku? Czy �ycie sprowadzone do swoich podstaw wypala w ludziach wszystko pr�cz stan�w najprostszych - czystego gniewu, czystej �ar�oczno�ci, czystego lenistwa? Czy przez swoje wychowanie nie jestem zdolna prze�ywa� bardziej z�o�onych uczu�? Czy w�a�nie dlatego nigdy nie opuszczam farmy, obce mi jest miejskie �ycie, gdy� wol� si� pogr��y� w symbolicznym krajobrazie, gdzie proste nami�tno�ci mog� wirowa� i k��bi� si� dooko�a w�asnego �rodka, w przestrzeni bez granic, w niesko�czonym czasie, wypracowuj�c w�asne formy pot�pienia? 29. Pytam siebie: Czy jednak oddaj� sprawiedliwo�� miastu? Czy nie mo�na wyobrazi� sobie miasta, nad kt�rego dachami ci�gn� wst�gi tysi�ca sekretnych ogni, z kt�rego ulic wzbija si� szmer tysi�ca trajkocz�cych pot�pionych g�os�w? Mo�liwe; ale to zbyt malarskie, a ja nie jestem malark�. 30. Pytam siebie: Co zrobi� z cia�ami? 31. G��boko pod ziemi� p�yn� podsk�rne rzeki, przez ociekaj�ce kryszta�ow� wod� mroczne groty, przez groby - gdyby tylko da�o si� do nich dotrze� - wszystkich rodzinnych sekret�w �wiata. Wchodz� w letni� wod�, szukaj�c ponika, kt�ry w naszych marzeniach kiwa na nas z g��boko�ci i prowadzi do podziemnego kr�lestwa. Sp�dnica faluje i unosi si� na wodzie wok� mojej talii niczym czarny kwiat. Czerwony szlam i zielona rz�sa koj� mi stopy. Z brzegu przygl�daj� si� moje buty, jak porzucone bli�ni�ta. Samob�jstwo to najbardziej literacka z przyg�d, pod tym wzgl�dem przerasta nawet morderstwo. W miar� jak si� zbli�a kres opowie�ci, wyzwala si� potok naszej ostatecznej, kiepskiej poezji. Rzucam spokojne, d�ugie po�egnalne spojrzenie na niebo i na gwiazdy, kt�re prawdopodobnie te� odpowiadaj� spokojnym, d�ugim i bezmy�lnym spojrzeniem, wypuszczam ostatni luby oddech (�egnaj, duchu!) i nurkuj� w otch�a�. Po czym mija elegijny trans - a reszta to zimno, wilgo� i farsa. Bielizna wydyma si� w wodzie jak balon. Zbyt pr�dko uderzam o dno, mityczny wir jest r�wnie odleg�y jak zawsze. Pierwszy rozmy�lny haust wody w nozdrza wywo�uje kaszel i atak �lepego przera�enia organizmu, kt�ry chce �y�. Nogami i ramionami winduj� si� ku powierzchni. G�owa wynurza si� w nocne powietrze, dysz� i pluj�. Pr�buj� si� u�o�y� p�asko, ale jestem znu�ona, taka znu�ona. Mo�e jeszcze raz czy dwa wal� drewnianymi r�koma. Mo�e ponownie ton�, smakuj�c teraz wod� z mniejszym obrzydzeniem. Mo�e znowu wyp�ywam na powierzchni�, wci�� si� miotaj�c, lecz tak�e oczekuj�c spokojnego interludium, by wystawi� na pr�b� i pokosztowa� ospa�o�� mi�ni. Mo�e t�uk� o wod� ju� tylko w jednym miejscu, dobijaj�c ostatniego targu, rezygnuj�c z oddechu w zamian za jedno s�owo, na p� wod�, na p� pro�b� do nieobecnych, do wszystkich nieobecnych, kt�rzy teraz zbieraj� si� na niebie niczym tr�ba powietrzna nieobecno�ci, usuni�ci, �lepi - prosz�, �eby przywo�ali psy, �eby odwo�ali ten �art, a� wreszcie zn�w ton� i przyst�puj� do gruntownego zg��biania swoich ostatnich chwil. 32. Co ja jednak wiem o zg��bianiu takiej bezdni, ja, popychad�o, kt�re sp�dza�o dni nad garnkami w czarnym od sadzy k�cie, a nocami wciska�o pi�ci w oczy, obserwuj�c �wietlne kr�gi, ich wiry i kaskady, czekaj�c na wizje? Podobnie jak zab�jstwo, umieranie to zapewne bardziej ponura historia od tej, kt�r� tu opowiadam. Wyobcowana z ludzkiej gromady, nieuchronnie przeceniam wyobra�ni� i oczekuj�, �e dzi�ki niej doczesno�� rozjarzy si� w aureoli w�asnej transcendencji. Lecz po co, pytam siebie, te wspania�e zachody s�o�ca, je�eli przyroda nie przemawia do nas ognistymi j�zykami? (Nie przekonuje mnie wyw�d o zawieszonych drobinkach py�u). Po co �wierszcze jak noc d�uga i ptasia piosenka o �wicie? Ale robi si� p�no. Je�li jest czas na przemy�lenia, jest r�wnie� czas na to, �eby wr�ci� do kuchni, a w tej chwili musz� si� zaj�� powa�n� spraw�, mianowicie usuni�ciem zw�ok. Wkr�tce bowiem Hendrik otworzy drzwi od podw�rza i chocia� to prawda, �e sam� esencj� kondycji s�u��cego jest jego za�y�o�� z brudami pana, i chocia� w istocie z pewnego punktu widzenia zw�oki mo�na uzna� za brudy, Hendrik to nie tylko esencja, lecz tak�e substancja, nie tylko s�u��cy, lecz r�wnie� kto� obcy. Najpierw przyjdzie Hendrik po wiadro, potem, nieco p�niej, Anna, �eby pozmywa� naczynia, zamie�� pod�og�, �eby zas�a� ��ka. Co pomy�li, kiedy zastanie ca�y dom cichy, pr�cz miarowego odg�osu szorowania dobiegaj�cego z ma��e�skiej sypialni? Waha si� nas�uchuj�c, nim zapuka. Wykrzykuj� w przestrachu, przez masywne drzwi Ann� dochodzi m�j przyt�umiony g�os: - Nie, dzisiaj nie! Anno, to ty? Dzisiaj nie... przyjd� jutro. A teraz prosz�, id� ju�. - Odchodzi. Stoj�c z uchem przy szparze, s�ysz�, jak zamykaj� si� za ni� tylne drzwi, a p�niej, cho� powinna ju� by� poza zasi�giem s�uchu, szybki tupot jej st�p po �wirze. Czy�by wyw�szy�a krew? Czy pobieg�a donie��? 33. Kobieta le�y na boku, z kolanami podci�gni�tymi pod brod�. Je�eli si� nie pospiesz�, st�eje w tej pozycji. W�osy opadaj� jej na twarz, podobne do lepkiego ciemnoczerwonego skrzyd�a. Mimo �e ostatnim ruchem uchyla�a si� od straszliwej siekiery, zaciskaj�c powieki, zaciskaj�c z�by, teraz twarz jej si� odpr�y�a. Natomiast m�czyzna, tak przywi�zany do �ycia, przesun�� si�. Jego ostatnie doznania z pewno�ci� nie nale�a�y do przyjemnych - to szukanie na o�lep, wiotczej�cymi mi�niami, z�udnej strefy bezpiecze�stwa. Le�y z g�ow� i ramionami zwieszonymi przez kraw�d� ��ka, czarny od zg�stnia�ej krwi. By�oby dla niego lepiej, gdyby odda� �agodnego ducha, pod��aj�c za nim jak najdalej w w�dr�wce z cia�a, unosz�c pod powiekami obraz jask�ki, kt�ra pikuje, wzbija si� w niebo, szybuje wysoko. 34. Co za szcz�cie, �e w takich chwilach istnieje tylko jeden problem, problem czysto�ci. Dop�ki nie znikn� te krwawe resztki porodowe, nie ma dla mnie nowego �ycia. Po�ciel ca�a nasi�k�a, trzeba b�dzie j� spali�. Trzeba te� spali� materac, ale ju� nie dzisiaj. Na pod�odze grz�zawisko krwi; kiedy porusz� cia�a, tej krwi przyb�dzie. Co z cia�ami? Mo�na je spali� albo pogrzeba�, albo zatopi�. �eby je grzeba� lub topi�, musz� opu�ci� dom. Je�eli zakopa�, to tylko tam, gdzie ziemia jest mi�kka, czyli w korycie rzeki. Jednak�e zw�oki pogrzebane w korycie rzeki woda wyp�ucze przy najbli�szym - czy te� drugim z kolei - przyborze i wr�c� do �wiata obj�te zgni�ymi ramionami, tr�caj�c leniwie ogrodzenie, tam gdzie przecina ono rzek�. Je�liby je obci��y� i zatopi� w zbiorniku, zatruj� wod�, a podczas najbli�szej suszy pojawi� si� znowu, skute �a�cuchem szkielety szczerz�ce z�by w stron� nieba. Czy jednak zostan� pogrzebane, czy zatopione, trzeba je ruszy� z miejsca, b�d� w ca�o�ci taczkami, b�d� w paczkach. Jak jasno pracuje m�j umys�, zupe�nie jak u maszyny. Czy mam do�� si�y, �eby bez niczyjej pomocy przewie�� trupa na taczkach, czy te� musz� go poci�� na por�czne kawa�ki? Czy zdo�am unie�� cho�by jeden nie podzielony tu��w? Czy mo�na taki rozebra� na cz�ci bez popadania w spro�no��? Powinnam by�a zwraca� baczniejsz� uwag� na sztuk� rze�nicz�. A jak przyku� cia�o do kamienia, nie wierc�c dziur? I czym dr��y�? �widrem? Korb� z wiert�em? A mo�e, wybieraj�c inne wyj�cie, porzuci� zw�oki na mrowisku lub te� ukry� w grocie gdzie� w odleg�ym zak�tku farmy? Mo�e stos pogrzebowy na kuchennym podw�rzu? Mo�e podpali� dom, a� nam wszystkim si� zawali na g�ow�? Czy dam rad� tego dokona�? 35. Oczywi�cie, prawd� rzek�szy, dam rad� zrobi� wszystko, jedynie onie�miela mnie ta swoboda; takie zadania wymagaj� tylko cierpliwo�ci i skrupulatno�ci, kt�rych, podobnie jak mr�wka, mam w nadmiarze, mam te� niewra�liwy �o��dek. Je�li wybior� si� na wzg�rza, z pewno�ci� dostatecznie pr�dko znajd� g�azy z dziurami na wylot, wydr��onymi przez krople wody w minionej erze lodowcowej albo wykutymi podczas wulkanicznego kataklizmu. W szopie na pewno s� ca�e metry opatrzno�ciowego �a�cucha, dotychczas niewidoczne, teraz nagle rzucaj�ce si� w oczy, a tak�e bary�ki prochu i wi�zki drewna sanda�owego. Ale w�a�nie zaczynam si� zastanawia�, czy ju� nie czas znale�� silnego, muskularnego wsp�lnika, kt�ry o nic nie pytaj�c, zarzuci sobie zw�oki na plecy i ruszy �wawo, �eby si� ich pozby� w jaki� szybki, skuteczny spos�b, na przyk�ad wepchnie cia�a do wyschni�tej studni i przykryje j� pot�nym g�azem. Bo przyjdzie taki dzie�, kiedy nie b�d� mog�a si� obej�� bez drugiego cz�owieka, kiedy b�d� musia�a s�ysze� inny g�os, nawet obrzucaj�cy mnie wy��cznie obelgami. Monolog mojego �ja� to s�owny labirynt, z kt�rego si� nie wydostan�, p�ki kto� mi nie poka�e jak. Przewracam oczami, sznuruj� usta, nastawiam uszy, ale twarz w lustrze jest i b�dzie moja, nawet je�li potrzymam j� w ogniu, a� zacznie topnie�. Oboj�tne, jak gor�czkowo prze�ywam spraw� �mierci b�d� nurzam si� we krwi i mydlinach, oboj�tne, jakie wilcze wycia miotam w noc, wszelkie akty odgrywane w moim wewn�trznym, makabrycznym teatrze pozostaj� ledwie zachowaniem. Nikogo nie obra�am, bo i nie ma kogo obrazi� pr�cz s�u�by i umar�ych. Jak dost�pi� zbawienia? I czy to naprawd� ja (szur... szur... szur...), ta dama o go�ych kolanach? Czy ja sama - to moje prawdziwe i najg��bsze �ja� poza zasi�giem s��w - uczestniczy�am w tych zjawiskach cho� troch� �ywiej, ni� po prostu istniej�c w danej chwili w czasie, danym punkcie w przestrzeni, w kt�rych kawa� przemocy, a nast�pnie kawa� szorowania (ze wzgl�du na s�u�b�) przemkn�y z rumorem po drodze znik�d donik�d? Je�eli si� odwr�c� i odejd�, czy ca�a ta scena, krwawa w �wietle lampy, nie skurczy si� w tunelu pami�ci, czy nie przejdzie przez bram� z rogu, a w�wczas zostan� w ponurym pokoiku na ko�cu korytarza, wierc�c pi�ciami w oczach, czekaj�c, a� si� zrosn� brwi mojego ojca, potem mroczne jamy pod nimi, p�niej grota ust, sk�d bez ko�ca powraca echem jego wieczne NIE? 36. Gdy� ojciec mimo wszystko nie umiera tak �atwo. W z�ym humorze, poobcierany od siod�a, oto wje�d�a tu wprost z zachodu s�o�ca, kiwa g�ow�, kiedy go witam, wchodzi sztywno do domu i osuwa si� na fotel, czeka, a� pomog� mu �ci�gn�� buty. Dawne dni jednak nie min�y. Nie przywi�z� do domu nowej �ony, nadal jestem jego c�rk�, a je�li potrafi� cofn�� z�e s�owa, nawet jego dobr� c�rk�, chocia�, jak widz�, lepiej schodzi� mu z drogi, podczas gdy tak rozmy�la nad swoim niepowodzeniem, kt�rego ja - bez �adnego do�wiadczenia w zalotach, przez ca�e �ycie trzymana w korzystnej nie�wiadomo�ci - nie zdo�am zrozumie�. Serce mi skacze na my�l o tej drugiej szansie, ale moje ruchy s� odmierzone i skromne, spuszczam g�ow�. 37. Ojciec odsuwa talerz z nietkni�tym jedzeniem. Siedzi w pokoju od frontu, zapatrzony w krat� kominka. Zapalam dla niego lamp�, lecz odprawia mnie machni�ciem r�ki. W swoim pokoju skubi� r�bek sukni i dostrajam ucho do jego milczenia. Czy wzdycha mi�dzy uderzeniami zegara? Rozbieram si� i k�ad� spa�. Rano pok�j od frontu jest pusty. 38. P� roku temu Hendrik przywi�z� do domu now�, �wie�o po�lubion� �on�. Nadjechali - klik-klak - przez r�wnin� w�zkiem zaprz�onym w os�y, cali zakurzeni po d�ugiej podr�y z Armoede. Hendrik mia� na sobie czarny garnitur po moim ojcu, stary pil�niowy kapelusz z szerokim rondem i koszul� zapi�t� pod szyj�. �ona siedzia�a obok, �ciskaj�c szal, bezbronna i zal�kniona. Hendrik kupi� j� od ojca za sze�� k�z, dorzucaj�c banknot pi�ciofuntowy plus obietnic� nast�pnych pi�ciu funt�w, a mo�e pi�ciu k�z - takie rzeczy nie zawsze si� s�yszy wyra�nie. Nigdy nie widzia�am Armoede, chyba nigdy nigdzie nie by�am, chyba niczego nie wiem na pewno, mo�e jestem po prostu duchem albo oparem unosz�cym si� na przeci�ciu pewnej d�ugo�ci i pewnej szeroko�ci geograficznej, zawieszonym tutaj przez niewyobra�alny trybuna�, p�ki co� si� nie wydarzy, mo�e p�ki ko�ek nie przebije serca trupa pogrzebanego na rozstajach albo gdzie� tam zamek nie zawali si� do �tjornu�, cokolwiek by to mia�o znaczy�. Nigdy nie by�am w Armoede, ale bez �adnego wysi�ku - to jedna z moich umiej�tno�ci - mog� powo�a� do �ycia ponure, smagane wiatrem wzg�rze, chaty sklecone z �elastwa, z jutowymi szmatami w drzwiach, grzebi�ce w pyle kurcz�ta, kt�rych los jest z g�ry przes�dzony, oboj�tne, usmarkane dzieci d�wigaj�ce kub�y wody ze zbiornika, te same kurcz�ta teraz w rozsypce przed w�zkiem, w kt�rym Hendrik uwozi swoj� dzieci�c� �on�, wstydliw�, w chustce na g�owie, podczas gdy sze�� darowanych za ni� k�z w�szy pomi�dzy cierniami i ��tymi oczyma obserwuje scen�, dla mnie na zawsze niepoznawaln� w swoim bogactwie: g�ogi, gnojowisko, kurcz�ta, dzieci p�dz�ce za w�zkiem, wszystko w harmonii pod s�o�cem, niewinne - lecz dla mnie to zaledwie s�owa, s�owa, s�owa. Bez w�tpienia tym, dzi�ki czemu si� nie poddaj� (sp�jrzcie na �zy ciekn�ce pochy�o�ci� nosa, tylko czysta metafizyka nie pozwala im spa�� na kartk�, p�acz� z powodu utraconej niewinno�ci, swojej i rodzaju ludzkiego), jest moja determinacja, moja �elazna determinacja, moja �elazna, zawzi�ta, �miechu warta determinacja, �eby si� przedrze� przez parawan s��w do Armoede widzianego okiem koz�a i na kamienn� pustyni�, nie wspominaj�c ju� o innych miejscach, wbrew wszystkiemu, co m�wili filozofowie (co te� ja, biedna prowincjonalna sawantka domowego chowu, wiem o filozofii, kiedy przygasa lampa, a zegar wybija dziesi�t�?). 39. Uwi�ziona we �nie, ca�� noc le�y u boku Hendrika, dziecko, kt�re jeszcze ro�nie, to o u�amek w kolanie, to o u�amek w �okciu: proporcje nie trac� �agodno�ci. Za dawnych dni, minionych dni, kiedy Hendrik wraz ze swoim plemieniem w�drowa� z pastwiska na pastwisko za stadem owiec, w z�otym wieku, zanim si� zjawi� robak, niew�tpliwie na skrzyd�ach rycz�cej burzy, po czym uciek�, a �y� dok�adnie tu, gdzie teraz siedz� - c� za zbieg okoliczno�ci - mo�e wtedy, gdy Hendrik by� patriarch� nie zginaj�cym przed nikim kolan, bra� sobie do ��ka dwie �ony, kt�re go czci�y, spe�nia�y jego wol�, dostraja�y cia�o do jego nami�tno�ci, spa�y przytulone mocno: stara �ona po jednej stronie, m�oda po drugiej - tak to sobie wyobra�am. Lecz tej nocy Hendrik ma przy boku tylko jedn� �on�, i stary Jakob w budynku szko�y te� jedn�, kt�ra mamrocze i si� d�sa. Jej gderliwy g�os dobiega niesiony wiatrem o zmroku; s�owa na szcz�cie zamazane - cz�owiek nigdy nie ma za ma�o k��tni - lecz ton pot�pienia a� nadto wyra�ny. 40. To nie jest dom Hendrika. Nikt nie wywodzi swojego rodu z kamiennej pustyni, nikt pr�cz owad�w, a w�r�d nich tak�e mnie, chudego czarnego �uka z atrap� skrzyde�, �uka, co nie sk�ada jajek i mruga w s�o�cu - prawdziwa �amig��wka dla entomologii. Przodkowie Hendrika w dawno minionych czasach przecinali pustyni� ze swoimi stadami i swoim dobytkiem, w�druj�c z A do B albo z X do Y, w�sz�c za wod�, porzucaj�c maruder�w, zmuszaj�c si� do forsownego marszu. A potem, pewnego dnia, zacz�y wyrasta� p�oty - jak przypuszczam, rzecz jasna - nadjechali m�czy�ni na koniach i z ocienionych twarzy pop�yn�y pro�by, �eby w�drowcy si� zatrzymali i osiedli, pro�by, kt�re mog�y te� by� rozkazami i mog�y by� gro�bami, nigdy nie wiadomo, i tak w�drowiec zosta� pasterzem, a po nim pasterzami by�y jego dzieci, i jego kobiety bra�y do domu pranie. Fascynuj�ca jest ta historia kolonialna: ciekawe, czy da si� stworzy� histori� spekulatywn�, skoro mo�e istnie� spekulatywna filozofia i teologia, a teraz, jak si� oka�e, r�wnie� spekulatywna entomologia - wszystkie wyssane przeze mnie z palca - nie wspominaj�c ju� o geografii kamiennej pustyni i o hodowli zwierz�t. No i ekonomia: jak mam wyja�ni� ekonomi� swojego �ycia, z jego migrenami i sjestami, z jego nud�, z jego spekulatywnym letargiem, chyba �e owce maj� co je�� (gdy� ostatecznie to nie jest farma owadzia); a co ja im zapewni�am pr�cz kamieni i stepowych ro�lin? Z pewno�ci� to one �ywi� owce, kt�re �ywi� mnie, sp�owia�a stepowa trawa, szare skar�owacia�e krzewy, w moich oczach ponure, lecz w oczach owiec tak smakowite i soczyste. Inna wielka chwila w historii kolonialnej: pierwszy merynos sunie w g�r� z pok�adu statku, windowany za pomoc� bloku i wielokr��ka, w p��ciennych pasach, becz�c ze strachu i nie zdaj�c sobie sprawy, �e to Ziemia Obiecana, w kt�rej ca�e owcze pokolenia b�d� skuba� po�ywne stepowe ziele i zapewnia� baz� ekonomiczn� mojemu ojcu i mnie, naszemu bytowaniu w tym samotnym domu, gdzie czekamy bez ko�ca, a� uro�nie we�na, i gromadzimy wok� siebie niedobitki straconych hotentockich szczep�w, aby nam po wieczne czasy r�ba�y drwa, czerpa�y wod�, pilnowa�y stad i us�ugiwa�y, w tym domu, gdzie po�era nas nuda i gdzie wyrywamy skrzyde�ka muchom. 41. Hendrik si� tu nie urodzi�. Zjawi� si� znik�d - dziecko jakiego� nie znanego mi ojca i jakiej� matki, wys�ane w ci�kich czasach w �wiat, z b�ogos�awie�stwem albo i bez, �eby zarabia�o na chleb. Zjawi� si� pewnego popo�udnia, pytaj�c o prac�, chocia� nie pojmuj� dlaczego tutaj, mieszkamy przecie� przy drodze, kt�ra nie prowadzi z �adnego A do �adnego B na �wiecie, je�eli taki los jest topologicznie mo�liwy... mam nadziej�, �e u�ywam tego s�owa poprawnie, nigdy nie mia�am guwernera, nie nale�� do tych d�ugonogich pannic rozpuszczonych jak dziadowski bicz, przy kt�rych w�drowni nauczyciele uwielbiaj� siada� jak najbli�ej, jestem zimna i wiecznie spocona, i og�upia�a z niepokoju. Hendrik zjawi� si� pewnego popo�udnia - ch�opak, jak zgaduj�, szesnastoletni, rzecz jasna, ca�y zakurzony, z kijem w r�ce i torb� na ramieniu, przystan�� u podn�a schodk�w, spojrza� w g�r�, tam gdzie siedzia� m�j ojciec, pal�c i wpatruj�c si� w przestrze�; taki mamy tu zwyczaj, st�d pewno si� bierze nasze spekulatywne nastawienie: wpatrujemy si� w przestrze�, wpatrujemy w ogie�. Hendrik zdj�� kapelusz - charakterystyczny gest; szesnastoletni ch�opak trzymaj�cy kapelusz przy piersi, tutaj wszyscy m�czy�ni i ch�opcy nosz� kapelusze. - Baas - powiedzia� - dzie� dobry, baas. Szukam pracy. Ojciec odchrz�kn�� i prze�kn��. Odtwarzam jego s�owa; nigdy si� nie dowiem, czy Hendrik s�ysza� to, co ja us�ysza�am ponadto, czego by� mo�e nie s�ysza�am tamtego dnia, lecz s�ysz� dzisiaj wewn�trznym uchem: pos�pny czy te� pogardliwy p�cie� spowijaj�cy s�owa. - Jakiej pracy szukasz? - Jakiejkolwiek... po prostu pracy, baas. - Sk�d jeste�? - Z Armoede, baas. Ale teraz id� od baasa Kobusa. Baas Kobus m�wi, �e baas ma tu prac�. - Pracujesz u baasa Kobusa? - Nie, nie pracuj� u baasa Kobusa. By�em tam, bo szuka�em pracy. Wtedy baas Kobus powiedzia�, �e baas ma prac� tutaj. Wi�c przyszed�em. - Z jak� prac� sobie poradzisz? Umiesz si� obchodzi� z owcami? - Tak, ja dobrze znam owce, baas. - Ile masz lat? Umiesz liczy�? - Jestem silny. B�d� pracowa�. Baas zobaczy. - Sam jeste�? - Tak, baas, teraz jestem sam. - Znasz ludzi z mojej farmy? - Nie, baas, nie znam nikogo w tych stronach. - Teraz s�uchaj uwa�nie. Jak si� nazywasz? - Hendrik, baas. - S�uchaj uwa�nie, Hendrik. Id� do kuchni i powiedz Annie, �eby ci da�a chleba i kawy. Powiedz, �e ma ci przygotowa� miejsce do spania. Jutro z samego rana masz by� tutaj. Wtedy ci powiem, jak� dostaniesz prac�. A teraz odejd�. - S�ucham, baas. Dzi�kuj�, baas. 42. Ale� cieszy ten p�ynny dialog. Oby ca�e moje �ycie by�o takie, pytanie i odpowied�, s�owo i echo, zamiast tej m�ki: I co dalej? I co dalej? Rozmowa m�czyzn jest taka spokojna, taka pogodna, taka konkretna i na temat. Powinnam si� urodzi� m�czyzn�, w�wczas na pewno bym tak nie zgorzknia�a, sp�dza�abym dni na s�o�cu, robi�c wszystko, cokolwiek robi� m�czy�ni, kopi�c do�y, stawiaj�c p�oty, licz�c owce. Czego w og�le szukam w kuchni? Trajkotanie s�u��cych, plotki, dolegliwo�ci, dzieci, praca, zapach jedzenia, kocie futro na kostkach n�g - jakie �ycie mog� z tego z�o�y�? Nawet dziesi�tki lat jedzenia baraniny, dyni i kartofli nie da�y mi ani policzk�w i podbr�dka, ani biustu i bioder prawdziwej wiejskiej gospodyni-karmicielki, sprawi�y zaledwie tyle, �e te chude po�ladki obwis�y. Bo niestety, si�a mojej woli, kt�r� przedstawiam sobie jako drut os�oni�ty krep�, mimo wszystko nie by�a dostatecznie wielka, �ebym zdo�a�a ca�kiem si� przeciwstawi� cz�steczkom t�uszczu: chocia� gin� ca�ymi milionami w kampaniach przeciwko drobnoustrojom mojej krwi, to jednak wci�� pr� naprz�d fal� �lepych ust - tak sobie to wyobra�am - kiedy rok po roku siedz� przy stole naprzeciwko milcz�cego ojca, s�uchaj�c, jak wewn�trz mnie pracuj� drobniutkie z�by. Cz�owiek nie powinien spodziewa� si� cud�w po ciele. Nawet ja umr�. Jakie to oczyszczaj�ce. 43. Lustro. Odziedziczone po dawno utraconej matce, kt�rej portret - bo to pewnie jej portret - wisi na �cianie jadalni nad naszymi g�owami, nad moim milcz�cym ojcem i r�wnie milcz�c� mn�; dlaczego jednak, kiedy wywo�uj� obraz tej �ciany, poni�ej ramy obrazu widz� tylko szar� plam�, strz�p szarej plamy, je�li co� takiego mo�na sobie wyobrazi�, i nakre�lam jej kontury, wodz�c okiem po �cianie... Odziedziczone po dawno utraconej matce, kt�r� pewnego dnia odnajd�, lustro zajmuje drzwi szafy naprzeciwko ��ka. Rozmy�lania nad odbiciem w�asnego cia�a nie sprawiaj� mi przyjemno�ci, ale obleczona w koszul� nocn�, bia�� koszul� - biel na noc, czer� na dzie�, tak si� ubieram - w ciep�e skarpety dla ochrony przed zimowym ch�odem i w nocny czepek z powodu przeci�g�w, czasem zostawiam zapalone �wiat�o i p�le��c w ��ku, wsparta na �okciu, u�miecham si� do odbicia p�le��cego w ��ku naprzeciw mnie i wspartego na �okciu, a niekiedy te� m�wi� do niego albo mo�e do niej. W takich chwilach zauwa�am (lustro: c� to za pomocne urz�dzenie do ujawniania rozmaitych rzeczy, je�eli lustro mo�na nazwa� urz�dzeniem, jest takie proste, pozbawione mechanizmu), jak g�sto zarastaj� mi w�osy mi�dzy oczami, i zastanawiam si�, czy mojego gro�nego spojrzenia, gro�nego szczurzego spojrzenia - m�wi�c otwarcie, nie mam powodu kocha� tej twarzy - nie da�oby si� stonowa� kosmetyk�, czyli wyskubuj�c pincetk� cz�� tych w�os�w albo nawet c��kami wszystkie, ca�� k�p�, zupe�nie jak p�czek marchewki, co rozsun�oby mi oczy szerzej i stworzy�o z�udzenie wdzi�ku czy wr�cz spokoju ducha. I czybym nie z�agodzi�a swojego wygl�du, gdybym uwolni�a w�osy spod siatki i szpilek za dnia, a w nocy spod czepka, umy�a je i pozwoli�a, �eby opad�y najpierw na kark, a potem, pewnego dnia, mo�e i na ramiona, bo skoro w�osy rosn� trupom, dlaczego by nie mia�y urosn�� mnie? I czy chocia� troch� bym nie wy�adnia�a, gdybym zrobi�a co� z z�bami, kt�rych mam za du�o, gdybym po�wi�ci�a kilka, daj�c pozosta�ym miejsce, gdzie by mog�y rosn��, je�eli nie jestem na to za stara. Z jakim spok