1854
Szczegóły |
Tytuł |
1854 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1854 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1854 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1854 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu�: "Prywatne k�amstwa"
Autor: Warren Adler
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa 1993
Kilimand�aro to pokryta �niegiem g�ra, wysoko�ci 19 710
st�p, o kt�rej powiadaj�, �e jest najwy�sza w Afryce. Szczyt
zachodni znany jest pod nazw� "Ngaje Ngai", czyli Dom Boga. Tu�
pod zachodnim szczytem le�y wyschni�ty i zamarzni�ty szkielet
lamparta. Nikt nie potrafi� dot�d wyt�umaczy�, czego m�g� szuka�
lampart na tak wielkiej wysoko�ci.
Ernest Hemingway "�niegi Kilimand�aro"
(w przek�adzie Miry Micha�owskiej)
Rozdzia� I
Ken uzmys�owi� sobie, �e wszystko zacz�o si� od b�ysku
nag�ego przeczucia; w jednej chwili wiedzia�, �e statek jego
�ycia, zacumowany dot�d w spokojnej przystani, zaczyna si�
wypuszcza� na niebezpieczne wody.
Przygl�da� si� tym dwojgu, jak zadyszani strzepuj� krople
kwietniowego deszczu z p�aszczy nieprzemakalnych i podaj� je
szatniarce u Pumpkinsa. T� drog� restauracj� na Second Avenue, z
eklektyczn� kuchni� Zachodniego Wybrze�a i atmosfer� luksusu Art
D�co, wybra�a Maggie.
Siedzia� na wprost wej�cia i najpierw zobaczy� profil ko-
biety, gdy ociera�a policzki papierow� chusteczk�. To nie mo�e
by� ona, pomy�la� w pierwszej chwili i nagle zda� sobie spraw�,
�e wypatrywa� jej twarzy od ponad dwudziestu lat.
Pr�bowa� wm�wi� sobie, �e si� myli. Wiedzia�, �e to jego
obsesyjna autosugestia podsuwa mu jej obraz. Przecie� to
niemo�liwe, to nie mo�e by� Carol Stein: nie spos�b powstrzyma�
procesu starzenia si�. A jednak nie potrafi� oderwa� od niej
oczu. By� w niej ten sam spokojny wdzi�k p�yn�cego �ab�dzia,
postawa tancerki i kocia twarz z wysokimi ko��mi policzkowymi, to
samo pochylenie g�owy i wyra�nie zarysowana ostra linia brody nad
d�ug�, smuk�� bia�� szyj�.
Opr�cz uczuciowego wstrz�su i mocnego ciosu w splot
s�oneczny psyche, zaskoczy�a go r�wnie� fizyczna reakcja w�asnego
organizmu. Serce wyskakiwa�o Kenowi z piersi, zasch�o mu w
gardle, plecy obla�y si� zimnym potem.
Maggie, �ona Kena, pomacha�a r�k�, a wysoki m�czyzna w
dwurz�dowym pr��kowanym garniturze i eleganckim z�oto-niebieskim
krawacie w pasy odpowiedzia� jej podobnym gestem, po czym
poklepa� po ramieniu kobiet�, kt�ra by�a replik� Carol Stein.
Ken obserwowa� jej zgrabne, precyzyjne ruchy baletnicy, gdy
zbli�a�a si� w jego stron�: cia�o p�yn�o w takt w�asnego
wewn�trznego rytmu, a d�uga jedwabna sp�dnica unosi�a si� nad
botkami z mi�kkiej sk�ry jak w delikatnych powiewach wiatru.
Dobrze mu znana, zmys�owa gracja tej kobiety na nowo roznieci�a w
nim wiruj�ce erotyzmem wspomnienia.
Czy�by po dwudziestu trzech latach Carol Stein znowu mia�a
wkroczy� w jego �ycie? Poczu� podmuch dawnego �aru, p�omienn�
nami�tno��, kt�ra zaw�adn�a w m�odo�ci jego dusz�.
Gdy podesz�a bli�ej, dalsze zaprzeczanie nie mia�o sensu.
By� osaczony, schwytany w pu�apk�, pozbawiony mo�liwo�ci
ucieczki. Przypomina� eksponat, kt�remu mog�a si� do woli
przygl�da�, bez przeszk�d taksowa� wzrokiem. Poczu� fal�
niepokoju. Wyobrazi� sobie swoje nap�cznia�e zw�oki na zimnym
blacie, czekaj�ce na koronerski n� Carol Stein. Jaki defekt m�g�
uj�� uwagi przy tak wnikliwym badaniu? Zawstydzi� si�. By� bliski
okazania goryczy z powodu zawiedzionych marze�. Nagle nie mia�
si� gdzie ukry�.
Jak na ironi�, wcale nie chcia� p�j�� na t� kolacj�. Tego
dnia by� z siebie zadowolony. Czu� si� dowarto�ciowany.
Najbardziej licz�cy si� klient agencji wyrazi� uznanie dla jego
kampanii reklamowej, wi�c wszyscy lizali Kenowi ty�ek. Rozp�ywali
si� w pochwa�ach w przesadny, typowy dla biznesu reklamowego
spos�b. U�ywali znanych i wy�wiechtanych frazes�w, typu: "geniusz
tw�rczy", "olbrzymi talent", "godna podziwu b�yskotliwo��".
Oczywi�cie doskonale rozumia� t� konwencj�. Egzaltacja i
pretensjonalno�� to nieod��czne cechy towarzystwa wzajemnej
adoracji, jakim jest wiecznie z siebie zadowolona bran�a
reklamowa. Tyle �e, prawd� m�wi�c, czu� si� ju� zm�czony
udawaniem skromno�ci. A tw�rca reklam musia� j� cz�sto symulowa�.
Tego od niego oczekiwano. Inni i tak wiedzieli, �e zna swoj�
warto��.
Dla bole�nie odkrywanej obecnie prawdy odrzuci� zaproszenie
koleg�w na uroczyste przyj�cie, gdzie jako honorowy go�� m�g�by
si� p�awi� przez ca�y wiecz�r w ciep�ym syropie ich podziwu.
Spotkanie z klientem Maggie, wielkim Eliotem Butterfieldem, by�o
zaplanowane wy��cznie na jej, rzec by mo�na, benefis.
I oto mia� przed sob� kopi� Carol Stein, kt�rej widok
zap�dza� my�li do ciemnych, osnutych paj�czyn� k�t�w i zmusza� do
konfrontacji z zapomnian� przesz�o�ci�. Tylko �e tej przesz�o�ci
nie da�o si� zapomnie�. Rozkwita�a wspomnieniami o dniach
wielkich mo�liwo�ci i obietnic, kierowa�a uwag� ku
rzeczywisto�ci, kt�ra okaza�a si� kl�sk�. Tej chwili ba� si� od
ponad dwudziestu lat.
W jakim by� wieku za czas�w Carol Stein? Pewnie ledwie po
dwudziestce. Wtedy jeszcze �wi�cie wierzy� w swoje zdolno�ci i w
czekaj�c� go �wietlan� przysz�o��. Czy� pedagodzy, przyjaciele i
matka, a matka w szczeg�lno�ci, nie zapewniali go przez lata
nauki w szkole podstawowej i w liceum, a tak�e w czasie studi�w,
�e ma talent literacki?
Widzia� siebie jako nowe wcielenie Hemingwaya. Hemingway w
owym czasie by� jego literackim bogiem, co odzwierciedla�
na�ladowniczy charakter prozy Kena. Ten to umie pos�ugiwa� si�
s�owem, m�wili o Kenie wszyscy, utwierdzaj�c go w prze�wiadczeniu
o zdolno�ciach tw�rczych i rozniecaj�c jego ambicje oraz skryte
marzenia o s�awie.
Wszyscy byli przekonani, �e p�jdzie w �lady swojego mistrza.
A on oczywi�cie w to wierzy�. W wieku szesnastu lat nie dopuszcza
si� do g�osu w�tpliwo�ci. Ale nawet za czas�w Carol Stein, gdy
mia� dwadzie�cia jeden lat, jego marzenia si� nie zmieni�y,
chocia� twarda rzeczywisto�� - tak zwane prawdziwe �ycie -
zd��y�a ju� zachwia� fundamentami jego pewno�ci.
Czy Carol si� powiod�o i zrealizowa�a cel, kt�ry by� w
m�odo�ci jej pasj�? Czy si�gn�a wy�yn i zosta�a primabalerin�?
Czy warto by�o po�wi�ci� ich mi�o��? Nigdy przedtem nie odczu�
swojej pora�ki r�wnie gorzko. Tym bardziej, �e w p�wiatku
biznesu reklamowego uchodzi� za cz�owieka sukcesu. I wygodnie mu
by�o �y� t� iluzj�.
O Bo�e, od lat nie czu� tak dotkliwego �alu, �e nie jest
kim�, kim m�g� by�. Mo�e to nie Carol Stein, ale zjawa, �udzi�
si� jeszcze. Odejd�, b�aga� j� w duchu. Ona jednak wci�� si�
zbli�a�a, rzucaj�c wyzwanie jego pr�no�ci, utwierdzaj�c go w
poczuciu w�asnej miernoty.
Nie �mia� stan�� z ni� twarz� w twarz. I nawet nie bra� pod
uwag� mo�liwo�ci od�wie�enia jej pami�ci. Nie m�g� znie�� my�li o
uznaniu przed ni� w�asnej pora�ki, zw�aszcza je�li ona dopi�a
swego. A wygl�da�o na to, �e tak si� w�a�nie sta�o. U boku owego
wzbudzaj�cego zaufanie jegomo�cia sprawia�a wra�enie osoby,
kt�rej si� w �yciu powiod�o.
Dwadzie�cia trzy lata temu, co najmniej o pi�� lat za
trendami mody, mia� chrystusowy wygl�d. Nosi� brod�, d�ugie w�osy
i ma�e okr�g�e okulary. Teraz nieco wy�ysia� z przodu, zgoli�
bujny zarost, a kruczoczarne w�osy przypr�szy�a siwizna. Zamiast
okular�w u�ywa� szkie� kontaktowych dla kr�tkowidz�w. �a�owa�, �e
nie ma w tej chwili okular�w s�onecznych, za kt�rymi m�g�by ukry�
sw�j wzrok. Zastanawia� si�, czy oczy, stare poczciwe okna duszy,
zdradz� go przed ni�...
Zbli�a�a si�. Sz�a obok tego wysokiego i eleganckiego
m�czyzny, kt�ry by� znajomym Maggie. Ken poczu�, �e si� rumieni
i �e z podniecenia wilgotniej� mu na czole przerzedzone kosmyki
w�os�w.
Czy rozpozna w nim tego, kt�ry w wieku dwudziestu jeden lat
by� najwi�kszym z nieznanych ameryka�skich pisarzy? Najpierw
mia�y by� powie�ci - proza pisana czystym i ostrym j�zykiem.
Przekonywaj�ce zdania, kt�re by rozwija�y akcj� niczym
zdeterminowany batalion i nios�y g��bokie tre�ci, jak w
opowiadaniu "W Michigan", w "�niegach Kilimand�aro" czy w
"Kr�tkim szcz�liwym �yciu Franciszka Macombera". Ken mia� wtedy
niek�amane wysokie aspiracje.
Carol Stein natomiast widzia�a siebie jako primabalerin� i
spadkobierczyni� dziedzictwa Margot Fonteyn, Moiry Shearer oraz
Marjorie Tallchief. To ona, Carol Stein, mia�a by� p�ptakiem,
p�kobiet� w "Ognistym ptaku" Strawi�skiego, Giselle r�wn�
Markowej i Cukrow� Wieszczk� w "Dziadku do orzech�w". Nie by�o co
do tego �adnych w�tpliwo�ci, tak musia�o si� sta�. Marzenia Carol
Stein, podobnie jak i jego, cechowa�a �arliwo�� erupcji
wulkanicznej i nieuchronno�� reakcji �a�cuchowej.
A je�li si� z tym po��czy brzemi� na�ogowej mi�o�ci,
z�eraj�c� nami�tno��, rozpalon� do czerwono�ci ��dz�, prze-
znaczenie - wszystko to, co mo�na okre�li� jako nieugaszony
wybuch hormon�w - wy�oni si� obraz p�omienia zbyt gwa�townego, by
mog�a z nim konkurowa� jakakolwiek inna pasja. Taka jak balet.
Czy kariera literacka. Wewn�trzna dyscyplina kaza�a im si�
rozsta�. W �wietle p�niejszych wydarze� Ken wy�mia� ten pomys�.
Dok�d bowiem zaprowadzi�y go p�omienne ambicje?
Wtedy jednak, dwadzie�cia trzy lata temu, roz��ka wydawa�a
si� jedynym logicznym rozwi�zaniem i jedynym lekarstwem. Okrutne
i gwa�towne ci�cie by�o nie tylko konieczno�ci�, ale tak�e aktem
odwagi i m�stwa. Nag�ym odstawieniem narkotyku. Stara� si�
odsun�� od siebie to wspomnienie, szydz�c z niego, ale by�o zbyt
silne, by m�g� ca�kowicie wymaza� je z pami�ci.
Rozstanie nie by�o mi�e. Ale jeszcze wi�ksz� przykro��
sprawia�a mu my�l o obietnicy. Ze spontaniczno�ci�, kt�ra
cechowa�a ich wzajemne stosunki, z�o�yli solenn� przysi�g�, �e
wr�c� do siebie, gdy tylko osi�gn� swoje cele. Poprzysi�gli
sobie, �e za dwa, trzy, a mo�e pi�� lat wszystko naprawi�,
ponownie si� po��cz� i b�d� sobie wierni. Nawet we wspomnieniach
melodramatyczno�� tych �lub�w przechodzi�a wszelkie wyobra�enie.
Od samego pocz�tku wszystko by�o ponad norm� - przesadnie
wyolbrzymione i zwielokrotnione. Wszystko stawa�o si� rytua�em i
ceremoni�. Seks by� �wi�to�ci�. Pasja ich zespolenia mi�osnego
nosi�a znamiona egzorcyzmu. - Musisz! - s�ysza� wci�� jej krzyk,
gdy za pierwszym razem ponagla�a go, �eby si� przebi� przez b�l i
wtargn�� do jej, jak go p�niej okre�lili, ciasnego, nie
otwartego jeszcze "pa�acu kobieco�ci". Och, Bo�e. Wspomnienie
owego purpurowego obrazu by�o teraz dla niego prawdziw� katorg�.
A ona wci�� si� zbli�a�a. Zamar� pe�en obaw, niezdolny
oderwa� oczu od tej g�adkiej, jak gdyby wyrze�bionej w alabastrze
twarzy, kt�rej wieku nie spos�b okre�li�. Rozpaczliwie szuka� w
pami�ci wskaz�wek. Czy to naprawd� ona? Wiedz�c ju�, �e nie
zniknie ani si� nie rozpu�ci, przygotowywa� si� na to
nieprawdopodobne spotkanie po latach.
- Taks�wka, kt�r� zam�wili�my, sp�ni�a si� o p� godziny -
usprawiedliwi� si� Eliot. Jego wyniesiony z najlepszych szk�
akcent kaza� przypuszcza�, �e Eliot nie nale�y do ludzi, kt�rzy
by w deszczu uganiali si� za taks�wkami po nowojorskich ulicach.
W przeciwie�stwie do Kena.
Eliot poda� Maggie r�k�. Podnios�a wzrok na wydatne i
czaruj�ce rysy jego zarumienionej, pogodnej twarzy. By� niezwykle
wysokim m�czyzn�, mia� stalowoniebieskie oczy i szeroki garbaty
nos. G�ste, ciemne kr�cone w�osy z widoczn� siwizn� na skroniach
wie�czy�y b�yszcz�ce i wysokie czo�o. W�skie usta napi�y si� nad
du�ymi z�bami w u�miechu, kt�ry sprawia� wra�enie podejrzanie
nieszczerego. �eby unikn�� konfrontacji z prawdziw� Carol Stein,
czy te� jej sobowt�rem, Ken przygl�da� si� wnikliwie m�czy�nie i
por�wnywa� go ze sob�. Eliota chyba to peszy�o. Starszy od Kena o
jakie� dziesi�� lat, by� pot�niejszej od niego postury i mia�
du�e, twarde d�onie.
- M�j m��, Ken - powiedzia�a Maggie, gdy m�czy�ni podali
sobie r�ce. Eliot zatrzyma� wzrok na Kenie przez odpowiednio
d�ug� chwil�, a potem dotkn�� ramienia Carol.
- A to jest Carol. - W g�osie Eliota s�ycha� by�o nut� dumy
posiadacza, jak gdyby prezentowa� charta championa, a nie Carol.
Na dodatek t� w�a�nie Carol.
- Mi�o mi, �e mam okazj� nareszcie ci� pozna� - powiedzia�a
Carol do Maggie.
Nie nale�a�a do os�b roze�mianych. Rado�� ze spotkania
zawsze malowa�a si� raczej w jej rozta�czonych piwnych oczach,
kt�re cz�sto przechwytywa�y z otoczenia ziele�. Tak jak w tej
chwili. W kremowy kaszmirowy sweter, ozdobiony przy szyi
szlachetnymi kamieniami, mia�a wpi�t� szmaragdow� szpilk�. A
przedzielone po�rodku g�owy czarne w�osy, kt�re jak wi�kszo��
baletnic wi�za�a na karku w surowy w�ze�, podkre�la�y jej
cyzelowane rysy.
Gdy przenios�a wzrok z Maggie na niego, Ken zebra� si� w
sobie. Nie mia� ju� �adnych w�tpliwo�ci. To by�a ona. Odrodzona
Carol Stein. �o��dek podszed� mu do gard�a. Po przelotnej
wymianie spojrze� stara� si� unika� jej wzroku. W u�amku sekundy
wiedzia�, �e nie starczy mu odwagi, �eby rozpozna� j� jako
pierwszy. Przez chwil� rozwa�a� nawet mo�liwo�� ucieczki. W ko�cu
pozostawi� inicjatyw� w jej r�kach.
- M�j m��, Ken - przedstawi�a go Maggie. Ken zmusi� si�,
�eby wytrzyma� spojrzenie Carol. Teraz kolej na ciebie, twoja
szansa, pomy�la�. Ale ona nie zdradzi�a si� najmniejszym nawet
gestem. - Mi�o mi - powiedzia�a.
Poda� jej r�k�, oczekuj�c sygna�u. I chocia� �aden nie
nadszed�, dotyk jej d�oni by� dla niego wstrz�sem por�wnywalnym z
ra�eniem pioruna.
Mimo �e tego w�a�nie pragn��, fakt, i� nie zosta� rozpo-
znany, zdruzgota� go. Jak to mo�liwe? Spojrza� na siebie bardziej
krytycznie. By� cz�owiekiem przegranym. Czy jego jedynym
osi�gni�ciem mia�a by� ju� tylko anonimowo��?
Ale my�l o niepowodzeniu umkn�a r�wnie szybko, jak si�
pojawi�a, wycofuj�c si� na peryferia umys�u niczym w�� do suchej
kryj�wki w ska�ach. Odzyskiwa� odwag�. Mechanizm obronny zosta�
pobudzony do dzia�ania. Ken zapewni� samego siebie, �e w swoim
wszech�wiecie, w kr�lestwie reklamy, jest powa�any i uznawany za
cz�owieka o ogromnych mo�liwo�ciach tw�rczych. Okre�lenie to
bardzo podnosi�o jego presti�. Bywa�y dni, kiedy je uwielbia�,
wierzy� w nie i delektowa� si� jego brzmieniem. Wobec dawnych
marze� o wielkim pisarstwie, etykietka "tw�rczy" by�a w pewnym
sensie deprecjacj� tego okre�lenia, nie nale�a�o jej traktowa�
zbyt serio. Ken w g��bi duszy zawsze wiedzia�, �e jest bzdur�.
Ale mia�a swoje miejsce w coraz bardziej tandetnej kulturze
ameryka�skiej. Kto potrafi�by odr�ni� w dzisiejszych czasach
wielkiego pisarza od pismaka? Przecie� w kategorii etykietek
takich jak "tw�rczy", "bestseller" na przyk�ad - ksi��ka
sprzedawana w najwi�kszych nak�adach - rzadko kiedy bywa naprawd�
dobry, a po�owa ca�ej tej produkcji obliczona jest na niezbyt
wyrafinowane gusty bab z przedmie�cia.
- Stoly Gibson z lodem i trzema cebulkami - zwr�ci� si� Ken
do kelnera, czuj�c zbawienne efekty samouspokojenia. Eliot
zam�wi� butelk� francuskiego czerwonego wina. Grymasi� przy tym,
bada� wnikliwie zza okular�w list� win i wypytywa� kelnera o
roczniki i winnice, z kt�rych pochodzi�y.
Maggie s�ucha�a jak urzeczona, a jej jasne w�osy falowa�y
niczym �an pszenicy, gdy porusza�a g�ow�, przenosz�c wzrok z
Eliota na kelnera i z powrotem. Ken u�wiadomi� sobie nagle
kontrast pomi�dzy tymi dwiema kobietami. Jedna by�a delikatna,
ciemnow�osa i przypomina�a �ab�dzia, druga mia�a blond w�osy i
masywn� budow� Norwe�ki - c�ry p�nocnej krainy.
- Odpowiada wszystkim? - zapyta� Eliot, gdy w ko�cu dokona�
wyboru. Carol skin�a g�ow�.
- Na pewno jest wspania�e - rzek�a Maggie. - Ken niestety
nie przepada za winem.
- Z podw�jn� w�dk�, prosz�! - zawo�a� Ken za oddalaj�cym si�
kelnerem. Maggie zmierzy�a m�a wzrokiem wyra�aj�cym dezaprobat�
i ponownie odwr�ci�a si� w stron� Eliota.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e Eliot Butterfield wywar� na niej
wra�enie. Maggie by�a konsultantk� od mi�kkich dysk�w. Zajmowa�a
si� wprowadzaniem i tworzeniem nowych program�w komputerowych,
kt�re zlecali jej r�ni klienci. Eliot Butterfield by� jednym z
nich. Z jej szczero�ci� typow� dla mieszkanki �rodkowego Zachodu,
cz�sto entuzjastycznie odnosi�a si� do ludzi. Plan gry
nieodmiennie przewidywa�, �e gdy tylko kt�ry� z klient�w robi� na
niej du�e wra�enie, ci�gn�a ze sob� Kena na kolacj�, by postawi�
pierwszy krok na drodze do wi�kszej za�y�o�ci.
Na nieszcz�cie Ken rzadko bywa� pomocny i zwykle znajomo��
ko�czy�a si� po kilku spotkaniach. Maggie zawsze d��y�a do tego,
�eby mie� "par�" przyjaci�, ale jak dot�d jej wysi�ki okaza�y
si� bezowocne. Ken nie zalicza� si� do ludzi, kt�rzy �atwo
zawieraj� przyja�nie, chocia�, zmuszony przez okoliczno�ci,
utrzymywa� kole�e�skie stosunki z niekt�rymi wsp�pracownikami z
agencji.
Carol, kt�rej zachowanie wskazywa�o na autentyczny przypadek
amnezji albo jawn� determinacj� odci�cia si� od przesz�o�ci,
rzadko spogl�da�a w stron� Kena. Tocz�ca si� w czasie aperitifu
rozmowa dotyczy�a ma�o istotnych spraw. Ken �wiadomie zaci�� si�
w sobie i milcza�. Ci�ar konwersacji spocz�� na Maggie i
Eliocie, a Carol odpowiada�a tylko na pytania bezpo�rednio
skierowane do niej przez kt�re� z tych dwojga.
Chocia� Ken zachowywa� si� pow�ci�gliwie, jego wewn�trzne
podniecenie nie ust�powa�o. Uwa�nie przys�uchiwa� si� wymianie
zda�. Butterfieldowie mieszkali na Fifth Avenue, z widokiem na
park, a to oznacza�o du�y maj�tek rodzinny. Ken wiedzia�, �e
ameryka�ska arystokracja nigdy si� do niego nie przyznaje.
Maggie przeciwnie, zawsze z ochot� omawia�a publicznie ich
rodzinn� sytuacj� finansow�, kt�ra notabene nie pozwala�a na
zbytni� rozrzutno��. Zwykle po dokonaniu bilansu okazywa�o si�
jednak, �e nie umieli si� przed ni� uchroni�. Latami �yli ponad
stan. Po potr�ceniu czesnego za prywatn� szko�� c�rek, wysokich
op�at za wino, koszt�w szytych na miar� ubra�, wydatk�w na
rozrywki i inne "potrzeby" zwi�zane ze stylem �ycia w Nowym Jorku
zawsze byli na minusie.
- Gdy zat�sknimy za zmian� miejsca, korzystamy z mieszkania
matki w Maine - stwierdzi� Eliot.
- To cudownie - wtr�ci�a po�piesznie Maggie. - My musimy
zadowala� si� mieszkaniami drugorz�dnymi. Nie mamy te� domu w
Connecticut ani posiad�o�ci na wybrze�u - doda�a.
Chocia� nie powiedzia�a tego ani ze z�o�ci�, ani z wyrzutem,
Ken poczu� pal�cy wstyd, jak gdyby w ten spos�b przyzna�a si� i
do innych niedostatk�w. Milcza�. Cierpia� z powodu tych wynurze�
i czu� si� bezsilny, gdy� nie m�g� im zaprzeczy�. Jakikolwiek
komentarz z jego strony by�by przyznaniem si� przed Carol Stein,
�e j� rozpozna�.
Musia� pogodzi� si� ze �wiadomo�ci�, �e Maggie i Eliot
podczas przerw w konsultacjach zd��yli ju� pewnie wymieni� ze
sob� powierzchowne informacje o poziomie �ycia ich rodzin. Znowu
zagotowa�o mu si� w �o��dku na my�l, �e Eliot na podstawie
wynurze� Maggie zapewne uwa�a go za cz�owieka niegodnego uwagi.
Czy podzieli� si� ju� swoj� opini� z Carol?
Maggie opowiada�a przecie� Kenowi o "osi�gni�ciach" Eliota.
- Prowadzi badania, wydaje prace naukowe i aktywnie dzia�a w
organizacjach reprezentuj�cych jego r�norodne zainteresowania.
G��wnie jednak jest my�licielem.
- To rozumiem, tak mo�na pracowa� - odpowiedzia� Ken z
sarkazmem. Jej zachwyt nad Eliotem zabola� go.
- Eliot nie pracuje dla pieni�dzy - wyja�ni�a Maggie.
- Jest niezale�ny. Jak ju� powiedzia�am, du�o my�li.
- Z pewno�ci� przedmiotem jego dog��bnych przemy�le� s�
wa�ne tematy?
- Tak, oczywi�cie - wyja�nia�a cierpliwie Maggie. - Pokojowe
sposoby rozwi�zywania konflikt�w. Rozpadaj�cy si� system
ekologiczny. Ochrona �ycia w warunkach naturalnych. Szczeg�lnie
pal�ca jest ta ostatnia sprawa.
- Ochrona �ycia ludzi te�? - docieka� Ken, nie bez uk�ucia
zazdro�ci. Maj�tek dawa� temu cz�owiekowi niezale�no��.
- Ma genialny umys� i niezwykle szerokie horyzonty. Dlatego
proces komputeryzacji jest tak wa�ny. Tworzymy szeroki bank
danych.
- Bank pomys��w? - zapyta� Ken, prychaj�c na sam� my�l, �e
cz�owiek, kt�ry dysponuje mn�stwem wolnego czasu i mo�e
zaspokaja� w�asne zachcianki, ma jeszcze czelno�� nazywa� siebie
"my�licielem". Dopiero p�niej doszed� do wniosku, �e �r�d�em
jego irytacji jest zazdro�� z powodu braku takich mo�liwo�ci.
Gdyby mia� niezb�dne �rodki, a okoliczno�ci nie zmusza�y go do
ci�g�ego zabiegania o pieni�dze - co przypomina�o zawracanie
kijem Nilu - m�g�by wykorzysta� czas na prawdziw� tw�rczo��.
Mia�by szans� odkry� wielkie opowiadania, kt�re zalega�y tu� pod
powierzchni� jego umys�u jak z�o�a cennego kopalnianego kruszcu.
- A tw�rzcie sobie, co chcecie, dop�ki ci p�aci na czas -
mrukn�� w ko�cu.
Maggie roztropnie nie odpowiedzia�a na t� sarkastyczn�
uwag�. Unik by� jej broni�. Ken zdecydowanie wola� konfrontacj�,
ale rzadko spotyka� si� z tak� reakcj� ze strony Maggie. Na
podstawie opisu �ony wnioskowa�, �e Eliot musi by� intelektualnym
snobem i ograniczonym zarozumialcem. P�niej przez chwil� mia� co
do tego w�tpliwo�ci, ale teraz, przygl�daj�c mu si� przez st�,
by� pewien, �e trafi� w samo sedno. Jedyn� tajemnic� dla Kena
pozostawa� spos�b, w jaki temu cz�owiekowi uda�o si� zdoby� Carol
Stein.
Podszed� kelner i nala� Eliotowi wina. Eliot podni�s� kieli-
szek i b�yskawicznym ruchem nadgarstka zawirowa� alkoholem
wewn�trz szk�a. Potem poci�gn�� nosem, upi� ma�y �yk i zacz��
bulgota� w taki spos�b, jak gdyby p�uka� gard�o. Ken obawia� si�,
�e za chwil� splunie, jak zwykli to robi� koneserzy na
degustacjach; jedynym przydatnym dla tej czynno�ci naczyniem m�g�
by� tylko stroik z kwiatami na bia�ym obrusie. Odetchn�� z ulg�,
gdy Eliot prze�kn�� w ko�cu p�yn, pokiwa� g�ow� i, wyra�aj�c
uznanie, pozwoli� kelnerowi rozla� wino pozosta�ym osobom. Ken
nakry� d�oni� sw�j pusty kieliszek. Wola� zosta� przy podw�jnym
Gibsonie.
A wi�c Carol po�lubi�a cz�owieka z wielkimi pieni�dzmi,
kt�ry obok sk�onno�ci do g��bokich refleksji ma pretensjonalne
upodobania oraz pragnie ocali� przed zag�ad� zar�wno dzikie
stworzenia, jak i ca�� ludzko��, my�la� Ken; usi�uj�c wy�owi�
palcami spomi�dzy �liskich kostek lodu ostatni� cebulk�. W ko�cu
usidli� j�, wsun�� sobie do ust i sp�uka� resztk� alkoholu.
Pochwyci� spojrzenie kelnera i zam�wi� nast�pn� kolejk�.
Potrzebowa� wyj�tkowo silnych �rodk�w pobudzaj�cych, by przetrwa�
t� kolacj�.
- S�ysza�em, �e pracujesz w reklamie? S�dz�, �e to po�yte-
czne zaj�cie - stwierdzi� Eliot, bawi�c si� wyka�aczk�. Ken z
l�kiem przyj�� to objawienie, chocia� zaczyna� ju� odczuwa�
cudownie ot�piaj�ce dzia�anie szybko wypitej w�dki.
- Ken utrzymuje, �e daje ona ludziom mo�liwo�� wyboru -
powiedzia�a zbyt po�piesznie Maggie.
- Przywilej wyboru jest spraw� dyskusyjn� - rzek� Eliot.
Kenowi wydawa�o si�, �e zauwa�y� nieznaczne dr�enie nozdrzy
Eliota, jak gdyby pochwyci�y przykry zapach.
- To Ken jest prawdziwym tw�rc� "Gi�tkich psotnic" -
odezwa�a si�, nieproszona, Maggie. - Znacie "przepyszne gi�tkie
psotnice" i na pewno widzieli�cie reklam� z cukierkami, kt�re
wykonuj� skomplikowane akrobacje. Prawdopodobnie zdob�dzie
nagrod�. Otworzy�a nowe perspektywy przed rynkiem
niskokalorycznej lukrecji.
- Na mi�o�� bosk�, Maggie - j�kn�� Ken, popijaj�c alkohol.
Nadal unika� bezpo�redniego kontaktu wzrokowego z Carol. Ty
cz�owiekiem reklamy? Sprzeda� si� dla czego� takiego, wyobra�a�
sobie jej pe�n� niesmaku reakcj�. W po�owie pierwszego drinka
doszed� do wniosku, �e na pewno go pozna�a i ukrywa ten fakt z
sobie tylko znanych powod�w. Ale dlaczego? Czy tak bardzo si�
zmieni�? A mo�e by�a na tyle uprzejma, �e chcia�a go oszcz�dzi�?
- Przesadnie skromny, jak zwykle - powiedzia�a Maggie,
kr�c�c g�ow�. Zawsze troskliwa Maggie. Czy rzeczywi�cie by�a tak
dumna z jego kariery, jak utrzymywa�a? Trzeba przyzna�, �e dzi�ki
jej nie s�abn�cemu wsparciu �atwiej mu by�o usprawiedliwia� si�
przed samym sob�. Nie by� jednak pewien, czy naprawd� go
podziwia, czy te� bior� w niej g�r� matczyne uczucia. Nawet w
��ku, cho� do�wiadczona i bieg�a, by�a zwykle nadopieku�cza. Jej
budowa zdawa�a si� temu s�u�y� - wysoki, obfity i faluj�cy biust,
w kt�ry m�czyzna m�g� si� wtuli� i wyp�aka�.
Brzuch wci�� jeszcze mia�a p�aski, a pe�ne po�ladki roz-
szerza�y si� od mocnych bioder a� do szczyt�w kszta�tnych i
silnych n�g. Le�enie pomi�dzy nimi te� by�o koj�ce. Tak, zar�wno
jej cia�o, jak i jej uczucia kojarzy�y mu si� z Matk� Ziemi�.
Cz�sto my�la� o Maggie jak o zacisznym miejscu schronienia. By�
przekonany, �e Freud mia�by wiele do powiedzenia w sprawie owych
skrytych my�li, tym bardziej �e Ken straci� swoj� ukochan� matk�,
gdy by� jeszcze nastolatkiem.
Siedemna�cie lat temu wczo�ga� si� do kokonu ciep�ych uczu�
Maggie i nauczy� si� piel�gnowa� w�asn� nadziej�. Teraz, kiedy
w�dka cz�ciowo przywr�ci�a mu �mia�o��, chcia� wyja�ni� to
Carol. Jego marzenia by�y wci�� �ywe. Pewnego dnia, gdy minie
etap prologu, stanie si� wielkim pisarzem na miar� dawnych
ambicji i niezachwianej pewno�ci matki. Plany uleg�y tylko
odroczeniu, nie poni�s� ostatecznej pora�ki. Trzyma� jednak j�zyk
za z�bami, pojmuj�c intuicyjnie, �e alkohol da� mu jedynie
z�udzenie odwagi.
- Oczywi�cie reklama te� ma swoje znaczenie - powiedzia�
Eliot. - W obecnym systemie to dobra konsumpcyjne i us�ugi
pozwalaj� naszemu spo�ecze�stwu utrzyma� wysoki poziom �ycia.
- Szczeg�lnie takie jak "Gi�tkie psotnice" - powiedzia� Ken,
si�gaj�c po szklank� z alkoholem, kt�r� w�a�nie przyni�s� mu
kelner. - Dzi�ki nim ludziom pr�chniej� z�by. - Poczu�, jak
wzbiera w nim w�ciek�o�� i bole�nie rozpiera wn�trzno�ci. - Potem
sprzedaje si� im szczotki do z�b�w, pasty, proszki i p�yny do
p�ukania ust. Denty�ci te� czerpi� z tego korzy��.
Stomatologiczne wyposa�enie...
- Nie zapominaj o z�ocie - przerwa� mu Eliot z uspokajaj�cym
u�miechem, jak gdyby uchwyci� sarkazm, ale zrezygnowa� z
dra�liwej odpowiedzi, kt�ra by mog�a wywo�a� niemi�� scen�.
- I o kopalniach.
- W�a�nie - przytakn�� Eliot. - O kopalniach, kt�re s� te�
tworami przyrody. I kt�rych zasoby s� ograniczone. - By�
niezno�ny z t� swoj� pedanteri�. Ken postanowi� poskromi� swoj�
niech�� do Eliota i uzna� ostateczn� prawd�, �e to zamierzony
afront ze strony Carol tak go rozz�o�ci�.
- Nieszcz�cie polega na tym - m�wi� dalej Eliot - �e ca�y
proces bazuje na nieustannym ruchu. Na nie ko�cz�cym si�
wirowaniu. Od pewnego punktu zacznie si� jednak za�amywa�. Po
prostu �rodowisko nie zdo�a go ju� d�u�ej podtrzyma�.
- Gdy ca�kiem zaniknie warstwa ozonowa, wszyscy i tak
b�dziemy w�glem drzewnym - mrukn�� Ken.
- W�a�nie - przytakn�� znowu Eliot. - Tragedia nie polega na
braku zrozumienia nieuchronno�ci tego zjawiska, przy za�o�eniu,
�e zostanie utrzymany obecny kurs. Prawdziwa tragedia to brak
zdolno�ci zregenerowania naszych zasob�w przed nadej�ciem
Armageddonu.
- Czy jest a� tak �le? - zapyta� Ken.
- Problem polega na tym, �e wszyscy jeste�my ze sob�
zwi�zani. �ycie jednych oddzia�ywa na �ycie drugich. Eliot
ponownie zawirowa� w kieliszku winem, pow�cha� je, ostro�nie
poci�gn�� �yk i prze�kn��. - �rodowisko naturalne ulega coraz
wi�kszej degradacji - m�wi� dalej, zagl�daj�c do szk�a. - Nie
b�dzie winogron ani wina.
- To bardzo przykre - powiedzia� Ken. G�adka pewno�� siebie
tego cz�owieka upokarza�a go, by� te� zirytowany w�asn�
sk�onno�ci� do sarkazmu. Wola� zamilkn��, �eby nie ryzykowa�
dalszego okazywania urazy.
- Eliot mi powiedzia�, �e jeste� tancerk�. - Maggie wy-
korzysta�a chwilow� przerw� w rozmowie i zwr�ci�a si� do Carol.
Informacja, kt�r� przekaza� jej Eliot, by�a niew�tpliwie godna
powt�rzenia.
Ken zastanawia� si�, czy Carol postawi�a na swoim i zosta�a
primabalerin�. Wci�� j� pami�ta�, jak ubrana w obcis�y kostium i
getry godzinami �wiczy przy dr��ku. By�a uosobieniem urody i
wdzi�ku. Bo�e, ile pi�kna kry�o si� w tym widoku. I pasji, tak
jak i w jego przypadku. Na mi�o�� nie by�o miejsca, a ju�
szczeg�lnie nie na uczucie o gwa�towno�ci lawiny. W ko�cu, pisarz
mia� pisa�, a baletnica ta�czy�. Wszystko inne schodzi�o na
dalszy plan. Mi�o�� te�.
Ani razu nie spojrza�a w jego stron�, gdy rozmawia� z
Eliotem. Zachowywa� si� podobnie, obserwuj�c j� k�tem oka.
- Czy pracowa�a� w jakim� zespole baletowym? - zapyta�a
zawsze dociekliwa Maggie.
- By�a balerin� Zespo�u Baletowego Sydney, w Australii -
po�pieszy� z odpowiedzi� Eliot.
- Bardzo kr�tko. Zaledwie kilka sezon�w. Potem dozna�am
kontuzji - doda�a szybko Carol.
Ken uzna�, �e Carol przez delikatno�� usuwa si� w cie�.
Bierze pod uwag� jego sytuacj� i nie chce go urazi�. Czy naprawd�
ta�czy�a tylko przez kilka sezon�w? Zawstydzi� si�. Poczu� dla
niej przyp�yw ciep�ych uczu�. Powiod�o si� jej w �yciu i tylko z
dobrego serca udawa�a, �e go nie zna. Przejrza�a go na wylot i
postanowi�a oszcz�dzi�. Tylko �yczliwa osoba mog�a si� tak
zachowa�.
- Balet to ci�ki zaw�d - powiedzia� Eliot. - Nadal jest nim
poch�oni�ta. Godzinami �wiczy. W apartamencie mamy studio, w
kt�rym udziela lekcji.
Kiedy� Ken szuka� jej nazwiska w recenzjach, kt�re ukazywa�y
si� po ka�dym nowym wystawieniu baletu. Nigdy go nie znalaz�.
Doszed� do wniosku, �e Carol albo inaczej si� nazywa, albo
wyjecha�a za granic�. I najwidoczniej tak si� w�a�nie sta�o.
Dlaczego nie pr�bowa� jej odnale��? Nie musia� specjalnie duma�
nad odpowiedzi�: po prostu upokorzy�a go w�asna pora�ka. Zbyt
dotkliwie j� odczu�, by m�g� si� do niej przyznawa�. Tak, na
pewno to by�o powodem. A mo�e obawia� si� sukcesu Carol? On -
cz�owiek przegrany, a ona - u szczytu s�awy. Czy o to mu
chodzi�o?
Teraz ju� wiedzia�. Zaskoczy�a go w�asna reakcja. Nie
spodziewa� si� po sobie tak wielkiej wspania�omy�lno�ci: to
dobrze, �e jej si� powiod�o. Wzi�� do r�ki szklank� z alkoholem i
w my�lach wzni�s� toast za powodzenie Carol.
By� mo�e na jego wielkoduszno�� mia�o wp�yw jej skromne
stwierdzenie: "bardzo kr�tko". Nie zdoby�a �wiatowej s�awy, to
prawda. Ale odnios�a sukces, kt�ry dowodzi� talentu i by�
ukoronowaniem ci�kiej pracy. Dokona�a wi�cej ni� on. Co wynik�o
z jego wysi�k�w? Kilkaset stron r�kopisu i nie doko�czone szkice
literackie. Pr�bowa� si� pociesza� i przekona� samego siebie, �e
jest talentem niedocenionym. I wynajdowa� dla tego faktu szereg
logicznych usprawiedliwie�: z�y okres, zmiana gust�w, schy�ek w
ameryka�skiej kulturze, nie m�wi�c ju� o ca�ej zgrai nikczemnik�w
i g�upc�w, kt�rzy nie potrafili odr�ni� cyrkonu od diamentu, ale
byli w�adni zaryglowa� mu przed nosem drzwi. Teraz jednak, gdy
opr�ni� kolejn� szklank�, wiedzia�, �e w czasie minionych
dwudziestu lat wszystkie te usprawiedliwienia zd��y�y si� ju�
mocno zu�y�.
Pojawi� si� kelner, typ podrz�dnego aktorzyny z nieodzownym
katalogiem specja��w, kt�ry zacz�� recytowa� powa�nym i dobrze
wyszkolonym g�osem. Ken prawie go nie s�ucha�. W przeciwie�stwie
do Maggie nie znosi� rytua�u odczytywania menu. Widzia� w tym
form� zach�ty i wp�ywu na decyzj� konsumenta. Podobn� do reklamy.
A on, gdy tylko to by�o mo�liwe, zdecydowanie wystrzega� si�
wszystkiego, do czego usi�owano go nak�oni�.
Carol ukry�a wzrok za menu. Ken zauwa�y�, �e zaledwie
umoczy�a usta w winie. Dyscyplina, w jakiej przez lata
utrzymywa�a swoje cia�o, sta�a si� najwidoczniej jej drug�
natur�. Czas obszed� si� z Carol wyj�tkowo �askawie. Musia�a mie�
teraz dok�adnie czterdziestk�. By�a cztery lata m�odsza od niego.
A wygl�da�a o ponad dziesi�� lat m�odziej.
- ...przysma�ane ciasteczka z krewetek na zio�owym ma�le i
sa�ata - zachwala� monotonnie kelner. - Inna przystawka to �oso�
na grzance, w�dzony po swojsku z kremem koperkowym.
Eliot i Maggie z nabo�n� uwag� przys�uchiwali si� wyja�-
nieniom kelnera.
- Specjalno�ci� z potraw m�cznych s� ravioli z mas�em
rozmarynowym, nadziewane kaczym mi�sem i zio�ami.
- Czy nie s� ci�ko strawne? - zapyta� Eliot.
- Ju� je tu kiedy� jad�am - powiedzia�a Maggie. - S� lekkie
jak puch.
- Je�li chodzi o pizze - ci�gn�� kelner - to szef kuchni
poleca pizz� z karczochami, grzybami shiitake, bak�a�anami i
karmelizowanym czosnkiem.
- Pod warunkiem, �e szef nie lubi nadu�ywa� czosnku -
powiedzia� z powag� Eliot.
- Eliot jest smakoszem - wtr�ci�a Maggie.
- To si� rzuca w oczy - zauwa�y� Ken nie bez sarkazmu. - Ja
raczej zaliczam si� do �ar�ok�w - doda� zaraz.
- A to pewna r�nica - powiedzia� Eliot rozbawionym g�osem,
kt�ry brzmia� tak, jak gdyby Eliot mia� skierowany czubek nosa
prosto w g�r�.
- Z g��wnych da� polecamy kurczaki z w�osk� pietruszk� i
parzonym czosnkiem - kontynuowa� kelner. - Mamy r�wnie� nerk�wk�
w wi�niowym occie z sa�at�.
Ken poczu� md�o�ci. Przep�uka� gard�o roztopionym lodem ze
swojej szklanki.
- Jak jest przyrz�dzona? - dopytywa� si� Eliot. - Mam
nadziej�, �e nie jest zbyt t�usta?
Kelner wda� si� w szczeg�owy opis, kt�ry spotka� si� z
rozmaitymi komentarzami ze strony Maggie i Eliota. Kena uderzy�o
spostrze�enie, jak temat jedzenia potrafi ujawni� charakter
ludzi. Nigdy przedtem nie zauwa�y�, �eby Maggie przywi�zywa�a
tak� wag� do wyboru potraw.
- Zdecyduj� si� na nerk�wk� - o�wiadczy� Eliot. - A zaczn�
od �ososia.
- Ja poprosz� o kurczaka, a na przystawk� ravioli.
- A na co ty masz ochot�, kochanie? - zwr�ci� si� Eliot do
Carol.
- Poprosz� o zielon� sa�at� z sosem i spaghetti z czosnkiem
i bazyli�.
- Md�e, ale dobrze dobrane - westchn�� Eliot. Carol
zignorowa�a jego uwag�. Nadal nie patrzy�a w stron� Kena.
- Popieram wyb�r tej pani - powiedzia� Ken, wskazuj�c na
Carol, a potem na swoj� szklank�. - I jeszcze raz to samo.
Spostrzeg� uniesione w g�r� brwi Eliota i b�ysk nagany w
jego oczach.
- Prosz� poda� bia�e wino - powiedzia� Eliot z ledwie
zauwa�aln� nut� pogardy.
Na skutek dzia�ania alkoholu Ken sta� si� nadmiernie pobu-
dzony i rozdra�niony. Zacz�� odczuwa� dziwny niepok�j i irytacj�.
Dlaczego udawa�a, �e go nie poznaje? Gubi� si� w domys�ach. Mo�e
niew�a�ciwie j� zrozumia� i "bardzo kr�tkotrwa�y" sukces by�
powodem jej za�enowania. A kontuzja, kt�ra rzekomo skr�ci�a jej
karier�, mia�a tylko usprawiedliwi� pora�k�? Albo Carol
rzeczywi�cie go nie pozna�a. Ale je�li wiedzia�a, kim jest, m�g�
to odebra� tylko jako osobist� zniewag�. Teraz, kiedy by�a �on�
tego wynios�ego os�a, szefa jego �ony, po co by mia�a odnawia�
dawny i banalny zwi�zek? Przypomina�by jej tylko o w�asnym niskim
pochodzeniu. Alkohol mo�e doprowadzi� cz�owieka do ob��du,
doszed� do wniosku Ken, z trudem odzyskuj�c r�wnowag�.
Kelner przyni�s� bia�e wino. Eliot dokona� degustacji. Mia�
dosy� dziwn� min�, gdy przelewa� p�yn w ustach.
- Za kwa�ne - orzek�.
- Mo�e powinienem poleci� panu ggrich - powiedzia� kelner.
- Szkoda, �e nie zrobi� pan tego od razu - rzek� wynio�le
Eliot. Wszyscy przystali na ggrich i kelner si� ulotni�.
- Pewnie bierze prowizj� od sprzeda�y tego cienkusza -
zadrwi� Eliot.
- Typowo ameryka�skie podej�cie do sprawy - zachichota� Ken,
zastanawiaj�c si�, czy jego mowa nie staje si� ju� be�kotliwa.
Si�gn�� po nowego drinka. W oczach Maggie rozb�ys�o srogie
napomnienie. Nie bez powodu. Niecz�sto bywa� tak �le usposobiony
i pozwala� sobie na r�wnie uszczypliwe i obra�liwe uwagi.
Wszystko w porz�dku, nie denerwuj si�, odpowiedzia� jej
wzrokiem. Zrezygnowa� z g��bszego �yku; zamiast tego zanurzy�
palce w alkoholu i zacz�� wy�awia� cebulki. K�tem oka obserwowa�
Carol. Chcia� si� przekona�, czy aby nie dostrzeg�a jego
porozumiewawczych spojrze� z �on�. Nie zauwa�y� na twarzy Carol
�adnej zmiany. Przynios�o mu to ulg�: nie powinna wiedzie�, �e
on, m�czyzna, kt�ry pozbawi� j� dziewictwa, pozwoli� si�
zdominowa� Maggie.
- Od jak dawna jeste�cie ma��e�stwem? - zapyta�a Maggie, gdy
kelner posypywa� pieprzem jej ravioli.
- Od dziesi�ciu lat - odpar�a Carol, delikatnie prze�uwaj�c
li�� sa�aty.
Ken obliczy�, �e wysz�a za m�� maj�c trzydzie�ci lat; w
wieku, kt�ry jest punktem zwrotnym dla wi�kszo�ci tancerek bez
osi�gni��.
- Czy pochodzisz z Nowego Jorku? - naciera�a Maggie.
Fascynowa�y j� osobiste historie ludzi. Ken doszed� do wniosku,
�e po raz kolejny potwierdza tym ich spo�ecznie ni�sz� pozycj�.
Po�lubi� kobiet� w�cibsk�. Kiedy� ta cecha wydawa�a mu si�
atrakcyjna. Uwa�a�, �e odzwierciedla otwart� i wielkoduszn�
natur� Maggie.
- Urodzi�am si� we Frankfurcie - odpowiedzia�a Carol. - M�j
ojciec przebywa� tam jako ameryka�ski oficer.
- Carol ma francuskich przodk�w. I to utytu�owanych. Z domu
nazywa si� Le Roc. A jej pradziadek by� markizem - oznajmi�
Eliot.
Ken by� wstrz��ni�ty. Le Roc. Oficer ameryka�skiej armii.
Pradziadek markiz. Co za sko�czona bzdura. Carol pochodzi�a z
Forest Hills. Urodzi�a si� tam i wychowa�a. Gdy niespodziewanie
spojrza� jej prosto w twarz, nie odwr�ci�a g�owy, ale mia�a
spuszczony wzrok. O co tutaj chodzi, zastanawia� si�, patrz�c na
Maggie i Eliota, ale oni nie zwracali na niego uwagi. Eliot
poch�oni�ty by� degustacj� ravioli z talerza Maggie.
Najwidoczniej wypad�a zadowalaj�co, gdy� pokiwa� z uznaniem
g�ow�.
- Gdzie studiowa�a�? - zapyta�a Maggie s�odkim tonem.
- W Pary�u - odpowiedzia�a Carol. - Moja mama na to
nalega�a. A potem w San Francisco. Do Sydney wyjecha�am dopiero,
gdy mia�am dwadzie�cia trzy lata.
- Wcale nie wygl�dasz teraz na wiele wi�cej - powiedzia�a
szczerze Maggie.
- Mam trzydzie�ci jeden lat.
Chryste, pomy�la� Ken, odj�a sobie dziesi�� lat. Zamro-
czenie alkoholem os�ab�o. Nie wyklucza� b��dnej oceny w�asnych
zmys��w.
- Wykrad�em j� z ko�yski - powiedzia� Eliot. - Jest zaledwie
o kilka lat starsza od mojego syna.
Ken si�gn�� po szklank� i znad jej brzegu obserwowa� Carol.
Czy to naprawd� by�a ona? Carol Stein? A mo�e tylko jego urojenie
wywo�ane dzia�aniem alkoholu. Tamta Carol, kt�ra wry�a mu si� w
pami��, nie mia�a w sobie nic z ob�udy. Ale je�li to rzeczywi�cie
by�a ona, to k�ama�a w �ywe oczy.
- Ojciec Carol zgin�� w Wietnamie - powiedzia� zdawkowo
Eliot.
O�wiadczenie pad�o w chwili, gdy Ken prze�yka� drinka.
Ledwie zdo�a� powstrzyma� kaszel. Pan Stein, ojciec Carol, by� z
zawodu ksi�gowym. Trudno wyobrazi� sobie jako �o�nierza tego
starszego pana w grubych szk�ach, ze �le dopasowan� sztuczn�
szcz�k�; a z racji jego podesz�ego wieku ju� na pewno nie jako
uczestnika wojny w Wietnamie.
- Brutalny spos�b odej�cia w stan spoczynku - us�ysza� Ken
w�asne s�owa.
- Moje ty biedactwo - powiedzia�a Maggie z t� swoj�
szczero�ci� Matki Ziemi.
Ken by� zdecydowany wszcz�� �ledztwo, nawet je�li tylko po
to, by dowie�� samemu sobie, �e jeszcze nie straci� zdrowych
zmys��w. Bada� jej twarz. Wci�� mia�a spuszczone oczy, ale
prze�roczyste r�ce z b��kitnymi �y�kami pod powierzchni� sk�ry
by�y takie jak kiedy�, bez �ladu plam, kt�re zacz�y ju� pokrywa�
wierzch jego d�oni. A kiedy m�wi�a, dostrzeg� skrzywiony kie�, o
kt�rym zwyk�a s�dzi�, �e szpeci jej u�miech, chocia� on nigdy tak
nie uwa�a�.
Innym znakiem szczeg�lnym by�a otoczka z br�zowych
pieprzyk�w tu� nad aureol� idealnie kszta�tnej prawej piersi. W
obecnych okoliczno�ciach nie m�g� jednak zweryfikowa� swojej
wiedzy. Pami�ta� te� drobn� blizn� w kszta�cie p�ksi�yca po
wewn�trznej stronie uda, w miejscu, gdzie zaczyna�o si�
ow�osienie �onowe. To tyle w sprawie szczeg��w, pomy�la�,
gratuluj�c sobie dobrej pami�ci, i poci�gn�� �yk alkoholu. Nie
czu� si� jednak usatysfakcjonowany. Zacz�� gor�czkowo szuka�
jakiego� sprytnego pytania, kt�re by rozwia�o ten niedorzeczny
mit. I znalaz�.
- Czy by�a� przy �cianie Pami�ci w Waszyngtonie, Carol?
Zupe�nie nie zareagowa�a. Nie podnios�a nawet wzroku na
dow�d, �e pytanie do niej dotar�o. Ca�� uwag� skoncentrowa�a na
swojej ledwie napocz�tej sa�acie. Odczeka� chwil�, a gdy wci��
nie odpowiada�a, naciska� dalej.
- Wiesz, o czym m�wi�. O �cianie Pami�ci Ofiar Wietnamu. Z
wygrawerowanymi nazwiskami poleg�ych.
- Obawiam si�, �e to dla mnie zbyt bolesne - wyszepta�a.
- By� mo�e pojad� tam w przysz�ym tygodniu. Mog� odczy�ci�
nazwisko twojego ojca. - Uzna� sw�j pomys� za prawdziwe
ol�nienie. Wyj�� d�ugopis z wewn�trznej kieszeni marynarki.
- Wybierasz si� do Waszyngtonu, Ken? Nie wspomina�e� mi o
tym - zdziwi�a si� Maggie.
- Musz� przeprowadzi� badania. - Ken wzruszy� ramionami.
Gor�czkowo zastanawia� si� nad odpowiedzi�, czujny i nagle
ca�kiem trze�wy. Ani razu oczy Carol nie napotka�y jego wzroku. -
Chodzi o nowy produkt. O marcepanow� monet�. Chc�, �eby wygl�da�a
jak prawdziwa srebrna dolar�wka. Potrzebuj� opinii pracownik�w
mennicy.
- I pomy�le�, �e za co� takiego jeszcze otrzymujesz
pieni�dze - powiedzia� sardonicznie Eliot, popijaj�c ma�ymi
�ykami wino. Ken zignorowa� jego komentarz.
- Jak nazywa� si� tw�j ojciec? - zwr�ci� si� do Carol.
- Zdaje si�, �e Le Roc, prawda?
Dopiero wtedy spojrza�a na niego, a w jej oczach b�ysn�o
wyra�ne ostrze�enie, �eby zaniecha� tematu. Pope�ni�a b��d.
Ods�oni�a si�. Teraz mia� ju� ca�kowit� pewno��. Wcale go nie
zapomnia�a. Ukrywa�a si�. Dla przyczyn, kt�re by�y znane tylko
jej, wymy�li�a sobie nowy �yciorys. Z gard�a wyrwa� mu si�
zduszony chichot.
- Naprawd� wola�abym,