2078

Szczegóły
Tytuł 2078
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2078 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2078 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2078 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JACK HIGGINS "Feniks we krwi" Tytu� orygina�u A PHOENIC IN THE BLOOD Ilustracja na ok�adce STEYE CRISP Redakcja merytoryczna EL�BIETA GUTOWSKA Copyright (c) 1964 by Henry Patterson For the Polish edition Copyright (c) 1994 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-7169-244-7 WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o. 00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13,620 81 62 Warszawa 1997. Wydanie II Druk: Zak�ady Graficzne "ATEXT" w Gda�sku Dla DAVIDA BOLTA z podzi�kowaniem Pod nimi rozci�ga�o si� wielkie miasto, z tysi�cami �wiate�ek �arz�cych si� w ciemno�ci jak ogniki papieros�w. - Co za wspania�y widok - powiedzia� Jay. - I wspania�e zako�czenie wieczoru. - Czy bardzo ci si� podoba�o? - Czy mi si� podoba�o? Gdyby� tylko wiedzia�... W jej g�osie da�a si� s�ysze� nuta smutku; Jay stara� si� dostrzec wyraz twarzy Caroline w przy�mionym blasku padaj�cym z tablicy rozdzielczej. Patrzy�a na �wiat�a le��cego w dole miasta. - Kiedy wyjd� za m��, b�d� mia�a pi�cioro dzieci - co najmniej pi�cioro. I nie opuszcz� ich ani na chwil� - nigdy. Przez u�amek sekundy mia� ochot� dotkn�� j� w ciemno�ci. Wyzna�, �e te� jest samotny i wszystko rozumie. Ale powiedzia� tylko: - Lepiej zawioz� ci� ju� do domu. Zapali� silnik i ruszy�. Rozdzia� pierwszy Jay Williams wjecha� land-roverem na parking ko�o muzeum, wy��czy� silnik, wysiad� i za�o�y� szynel. By� wysokim m�czyzn� o br�zowej sk�rze, ubranym w brytyjski mundur polowy; mocna, kanciasta twarz i zaskakuj�co niebieskie oczy �wiadczy�y o mieszan-ce krwi, co by�o cz�ste w�r�d Jamajczyk�w. Jedynie rozp�aszczony, przypominaj�cy szpachelk� nos i kr�cone czarne w�osy wskazywa�y na cechy negroidalne. Ruszy� �cie�k� okr��aj�c� budynek, dotar� do tarasu i stan�� przy balustradzie z r�kami g��boko wsuni�tymi w kieszenie; jego posta� kontrastowa�a z otoczeniem, jakby obrazi� si� na �ycie i trzyma� z dala od niego. Ci�gn�cy si� poni�ej teren lekko opada�; daleko, przez mg�� Jay widzia� zarys drzew i jeziora. Z wn�trza budynku dobiega�y s�abo s�yszalne d�wi�ki pianina. M�czyzna wszed� do impo-nuj�cego holu w gregoria�skim stylu, kt�rego �ciany zdobi�y lustra. Oprawiony w ramki plakat zaprasza� na popo�udniowe koncerty w wykonaniu pianistki Sary Penfold. Wst�p wolny. Jay otworzy� drzwi i po cichu w�lizn�� si� do �rodka. Znalaz� si� w sympatycznym, pod�u�nym salonie, kt�rego jedn� �cian� stanowi�y francuskie okna. Zaj�� miejsce w ostatnim rz�dzie i skupi� si� na grze panny Penfold. Artystka interpretowa�a w�a�nie sonat� Schuberta. Unika�a po- my�ek i znakomicie wyczuwa�a tempo. Niestety, nie potrafi�a jednak 9 o�ywi� muzyki. Wyczu� to w ci�gu kilku sekund i zacz�� przygl�da� si� publiczno�ci. W sali by�o pi�tna�cie do dwudziestu os�b. Kilku brodaczy w sztruksowych marynarkach, pozuj�cych na intelektualist�w, zaj�-�o miejsca w pierwszym rz�dzie. Robili wra�enie zas�uchanych. Czw�rka uczni�w w pasiastych szalikach skupionych przy oknie prowadzi�a cich� rozmow�. Obecno�� pozosta�ych mo�na by�o t�umaczy� schronieniem si� przed padaj�cym na zewn�trz deszczem. Jay zapali� papierosa. K�tem oka zarejestrowa� obok jakie� poruszenie. Us�ysza� cichutki szept: - Tu si� nie pali. Mog� pana wyprosi�. Szybko zgasi� niedopa�ek, spojrzawszy w tamtym kierunku. Uwag� zwr�ci�a mu siedz�ca o dwa krzes�a dalej uczennica. Robi�a wra�enie poch�oni�tej muzyk�. - Bardzo dzi�kuj� - odpowiedzia� r�wnie� cicho. Spojrza�a na niego, skin�a g�ow� i ponownie j� odwr�ci�a. Jay poczu� dziwne podniecenie. Dziewczyna mia�a najbardziej poci�ga- j�c� twarz, jak� kiedykolwiek widzia�. Przypatrywa� si� jej ukrad-kiem. Mia�a na sobie typowy szkolny mundurek, pil�niowy kapelusz z szerokim rondem i wst��k� w barwach szko�y, a na nogach znoszone br�zowe buciki. Obok, na pod�odze, le�a�a teczka. S�siad-ka najspokojniej w �wiecie jad�a drugie �niadanie. Panna Penfold zako�czy�a uduchowion� interpretacj� poloneza Chopina dramatycznym uniesieniem r�k. Kiedy zamilk�y ostatnie akordy, z dalszego rz�du krzese� dobieg�o chrapanie. Jay odwr�ci� g�ow� i zobaczy� u�pionego d�entelmena. Jego oczy napotka�y wzrok dziewczyny. Pospiesznie popatrzyli w drug� stron� i zacz�li klaska�, ale w du�ej sali brawa brzmia�y anemicznie. Panna Penfold zesz�a z estrady i nie pojawi�a si� wi�cej, mimo pr�b o bis, zg�aszanych przez brodatych m�czyzn. S�uchacze nie wykazywali ochoty do opuszczenia sali. Jay posiedzia� par� minut, po czym zdecydowa� si� wyj��. Przeszed� na taras i zapali� zgaszonego wcze�niej papierosa. Patrzy� na drzewa i jezioro. Kierowany nag�ym impulsem zszed� po schodach i ruszy� �cie�k� po zboczu w d�. Dotar� do k�py drzew i min�� j� - st�d rozci�ga� si� widok na tafl� wody. Silny wiatr buszowa� w�r�d drzew, kt�re zdawa�y si� przed nim k�ania�. Wszed� na drewniany pomost prowadz�cy-nad jezioro 10 i opar� si� o zamykaj�c� go balustrad�. Stara� si� przebi� wzrokiem mglist� zas�on� deszczu, zas�aniaj�c� drugi brzeg. Przez ga��zie dostrzeg� wie�� starego ko�cio�a - jakby nie do ko�ca uformowan� i nierealn�. Otacza�o go nostalgiczne pi�kno. Poczu� przyp�yw przyjemnego smutku. Rozleg�o si� st�panie - kto� wszed� na pomost. Kroki przybli�a�y si�, ale Jay nie odwr�ci� g�owy. Czyj� g�os powiedzia� "cze��"; dziewczyna, kt�ra siedzia�a niedaleko niego podczas koncertu, opar�a si� o barierk�. - Czy podoba� ci si� recital? - zapyta�. Potrz�sn�a przecz�co g�ow�. - Moim zdaniem by� okropny. Trzeba sobie zada� pytanie, do czego d��� dzi� akademicy. A co pan s�dzi? Jay wzruszy� ramionami. - Nie mo�emy zbyt wiele wymaga�. Jakby nie by�o, wst�p by� wolny. Odwr�ci�a si� w jego kierunku. Poczu� dziwne, k�opotliwe podekscytowanie na widok atrakcyjnej m�odej buzi. - To nie jest wystarczaj�ce wyt�umaczenie - rzek�a. - Je�li kto� decyduje si� wyst�powa� publicznie, powinien robi� to jak nale�y. Pieni�dze nie maj� tu nic do rzeczy. - Pewnie masz racj�, ale ja bym tego g�o�no nie m�wi�. Wiele samorodnych talent�w poczu�oby si� niepewnie. Roze�mia�a si�. - Ma pan racj�. Ja zawsze musz� mie� swoje zdanie. Gdyby pan tylko wiedzia�, jak trudno mi si� powstrzyma� od m�wienia prawdy. - Lekcja pierwsza. Zawsze trzeba by� ostro�nym, je�li chodzi o prawd�. Zadziwiaj�ce, jak bardzo inni jej nie znosz�. U�miechn�a si� jeszcze raz: - Wspaniale. Te� tak s�dz�, a pan jest pierwszym cz�owiekiem, kt�ry si� ze mn� zgadza. - Czy cz�sto chodzisz na popo�udniowe koncerty? Zaprzeczy�a ruchem g�owy. - Moja szko�a jest zbyt daleko. Zwykle nie mam czasu, ale dzi� zwolniono nas wcze�niej. W gruncie rzeczy nie przyjecha�am na recital. Lubi� ten park. Pi�knie wygl�da jesieni�. - Musz� przyzna�, �e jestem pod wra�eniem - powiedzia� Jay. -Nie oczekiwa�em czego� podobnego w ponurym, le��cym na p�-nocy mie�cie. 11 Dziewczyna spojrza�a na niego. - Nigdy jeszcze pan tu nie by�? Tu jest cudownie. Korporacja kupi�a ten park i zaadaptowa�a stary dom na muzeum. Tam w�a�nie odby� si� recital. - Dosy� dziwne miejsce, jak na muzeum - odpar�. - To znaczy, po�o�one na uboczu i odludne. - Powinien pan zobaczy� je w lecie. Wtedy pe�no tu przy- jezdnych. Rozleg� si� ostry krzyk mewy przelatuj�cej tu� nad powierzchni� jeziora. Dziewczyna popatrzy�a za ni� i powiedzia�a: - Chcia�abym po �mierci by� mew� fruwaj�c� w deszczu nad powierzchni� wody. Podnios�a twarz ku niebu, wystawiaj�c j� na deszcz. - To w�a�nie lubi� najbardziej. Cisz�. Samotno��. I ten deszcz -uwielbiam deszcz. Zamkn�a oczy i sta�a w ekstazie z podniesion� g�ow�, a jej buzi� pokrywa�y stru�ki wody. Mia� wra�enie, �e rozpaczliwie goni za �yciem i wierzy, �e znajdzie je w deszczu. Si�gn�� po chusteczk� i powiedzia�: - Prosz�, wytrzyj twarz. Za chwil� woda sp�ynie ci po plecach. - Ju� sp�ywa - odrzek�a z tak� min�, �e ogarn�a go nieopano-wana weso�o��. - Chod�my, poprowadz� pana dooko�a jeziora. Na tamtym brzegu jest prze�licznie. Las dochodzi do samej wody, s� te� wysepki z �ab�dziami i dzikim ptactwem. . Poszli szutrow� �cie�k� biegn�c� wzd�u� brzegu; wiej�cy od jeziora wiatr ni�s� wilgotn� wo� butwiej�cych li�ci. - Czy ten zapach nie jest cudowny? - zapyta�a. - Czy w taki dzie� jak dzi� nie ma si� uczucia, �e warto �y�? Nie odpowiedzia� - nie m�g� znale�� odpowiednich s��w. Mia�a racj�. To by� cudowny dzie�. Chcia�o si� �y�; ten zachwycaj�cy dzieciak musia� mu to u�wiadomi�. Zaintrygowa�a go przede wszystkim niewiarygodn� znajomo�ci� �ycia. Poczuciem jedno�ci z wiatrem i drzewami, niebem i deszczem. Kiedy dotarli na drugi brzeg, deszcz zamieni� si� w ulew�. - Szybciej, bo przemokniemy - powiedzia�a i zacz�a biec. Jay ruszy� za ni�, ale ci�ki szynel kr�powa� mu ruchy. Zd��y�a si� ju� ukry� pod wielkim bukiem, wyprzedzaj�c go o kilkana�cie metr�w. 12 - Podobno m�czy�ni to silniejsza p�e� - powiedzia�a z tri- umfem. . Zdj�� p�aszcz i otrz�sn�� ze� krople wody. - Spr�buj biega� w wojskowych butach i szynelu. Zobaczysz, �e to nie takie proste. Spojrza�a na jego naramienniki. - Korpus Wywiadowczy? - Wyra�nie zrobi�o to na niej wra�e-nie. - Co pan robi w Rainford? - Odbywam s�u�b� wojskow�. - Czy troch� nie za p�no? - Fakt, jestem staruszkiem. Mam dwadzie�cia trzy lata. Kilka razy otrzymywa�em odroczenie, by m�c studiowa� na uniwersytecie. Nazywam si� Jay Williams i poszukuj� rosyjskich szpieg�w. Roze�mia�a si� i odrzek�a bezpretensjonalnie: - Caroline Grey. Ale dwadzie�cia trzy lata to nie jest staro��, M�j dziadek zwraca�by si� do pana "m�j ch�opcze". A w Rainford nie ma �adnych szpieg�w. To miasto �yje z przemys�u tekstylnego, a tekstylia szpieg�w nie interesuj�. Zastrzeli�a go. Przez moment nie by� w stanie wymy�li� od- powiedzi? Dostrzeg� w jej oczach b�ysk rozbawienia; wybuchn�a �miechem, kt�rego d�u�ej nie mog�a ju� powstrzyma�. - Czy ma pan dyplom? Potwierdzi� skinieniem g�owy: - Jestem doktorem filozofii. - To wspaniale. Co pan studiowa�? - Histori�. - Dlaczego? - zapyta�a, marszcz�c czo�o. Wzruszy� ramionami. - Wi�kszo�� s�dzi, �e to raczej bezu�yteczne. Ja to lubi�, i tyle. - Wystarczaj�ca motywacja, by si� czym� zaj��. - Rozpogodzi�a twarz. Jay by� zdziwiony - ta dziewczyna stanowi�a zaskakuj�c� mie- szank� dojrza�o�ci i niewinno�ci, prostoty i m�dro�ci. Odwr�ci�a g�ow�, patrz�c w kierunku wysepek. - Co pan zamierza robi� po wyj�ciu z wojska? Zapali� papierosa i odrzek� z namys�em: - W�a�ciwie nie wiem. Do tej pory koncentrowa�em si� na robieniu doktoratu, nie zastanawiaj�c si�, co b�dzie p�niej. 13 - A powinien pan. Po to w�a�nie cz�owiek ma rozum. I pan go z pewno�ci� ma. Trzeba wytyczy� sobie konkretny cel i pracowa�, by go osi�gn��. Jay s�ucha� z rozbawieniem, ale zdawa� sobie spraw�, �e dziew- czyna mia�a racj�. Zamy�lona wrzuca�a do wody patyczki. Zastana- wia� si�, w jaki spos�b wyja�ni� komu� tak m�odemu, �e cz�sto �ycie nie jest takie, jakie by� powinno, lecz jakie jest. Mo�e to dziwnie brzmi, ale taka jest prawda. Kilka kaczek przemkn�o po wodzie �a�o�nie kwacz�c w nadziei, �e kto� je nakarmi. Dziewczyna przyku-cn�a. Po�y jej p�aszcza opad�y na traw�. Zacz�a przywo�ywa� ptaki. - Szkoda, �e zjad�am wszystkie kanapki. Te biedactwa s� g�odne. - Ludzie karmi� je bez przerwy. - Jay schyli� si� i pom�g� jej wsta�. - Zamoczysz p�aszcz. Zapalenie p�uc nie jest najprzyjemniej-szym sposobem na opuszczenie tego �wiata - przynajmniej nie dla kogo� tak m�odego jak ty. Szczere, niebieskie oczy przyjrza�y mu si� badawczo. Zorien-towa� si�, �e ci�gle trzyma j� za r�k�. U�miechn�� si� z zak�opota-niem i pu�ci� dziewczyn�. - Nie jestem taka m�oda. - Odwr�ci�a twarz. - Mam pi�tna�cie lat. �ci�le m�wi�c, za pi�� miesi�cy sko�cz� szesna�cie. Deszcz przeszed� w lekk� m�awk�. - Ruszmy si� lepiej - powiedzia� Jay. - .Musz� wr�ci� do jednostki, bo wy�l� patrole na poszukiwania. W milczeniu poszli brzegiem jeziora i skr�cili w kierunku muzeum. Jay poczu� zak�opotanie, poniewa� przez chwil� wyczu� jej kobieco��. Caroline nie by�a tego �wiadoma; kiedy ukradkiem spojrza� na ni�, by� pewny, �e w jej oczach znowu czai si� �miech. Po schodach dotarli na parking. Jay zatrzyma� si� przed swoim samochodem. - Tu si� musimy po�egna�. - Land-rover, to wspania�e! Zawsze czym� takim chcia�am si� przejecha�! W kt�r� stron� pan jedzie? - Nie wybieram si� do centrum. Jad� w kierunku Haxby. - Ale� to cudownie. Mieszkam w Haxby. Nie b�d� traci� godziny na przystanku autobusowym. Uzna�, �e to przeznaczenie. Otworzy� drzwi i pom�g� jej wsi���. Po chwili z parkingu wydostali si� na alej� wiod�c� do g��wnej drogi. 14 - Za�o�� si�, �e wiem, gdzie pan stacjonuje - powiedzia�a dziewczyna. - W Greystones. Ludzie z rady parafialnej byli przera-�eni, kiedy dowiedzieli si�, �e armia kupuje ten teren. My�leli, �e ca�a miejscowo�� b�dzie czym� w rodzaju garnizonu, a w sobotnie wieczory ko�o baru "Pod Wysokim M�czyzn�" b�d� ci�gle b�jki. Musz� jednak przyzna�, �e zachowujecie si� bardzo spokojnie. Od jak dawna pan tam jest? - Jakie� dwa tygodnie, ale koszary istniej� od dw�ch miesi�cy. - Czym si� zajmujecie? A mo�e to tajemnica? - Nie. Mo�na powiedzie�, �e znowu chodzimy do szko�y. - Jakie macie lekcje? - Rosyjski. Brakuje ludzi znaj�cych ten j�zyk, wi�c wojsko pr�buje to nadrobi�. Skrzywi�a si�. - Mam do�� k�opotu z francuskim i �acin�. Jak d�ugo potrwa nauka? - Nie wiem dok�adnie. Co najmniej dziewi�� miesi�cy, mo�e wi�cej. - Dobrze. To znaczy, �e zostanie pan tu na d�u�ej. Nie znalaz� w�a�ciwej odpowiedzi, wi�c przez reszt� drogi kon- centrowa� si� naje�dzie. Przed samym Haxby dojechali do przyjem- nie wygl�daj�cego domu z szarego kamienia, stoj�cego z dala od drogi, w ogrodzie o powierzchni p� hektara. Dziewczyna dotkn�a ramienia Jaya - zatrzyma� si�. U�miechn�a si� szeroko: - Strasznie mi�o by�o pana pozna�. Skin�� g�ow�. Nie powiedzia� ani s�owa, czuj�c si� zak�opotany. Chcia� odjecha� st�d jak najszybciej. Otworzy�a drzwi, ale nagle przymkn�a je z powrotem. - W sobot� nie ma pan s�u�by, prawda? - Nie - odpowiedzia� automatycznie, bez zastanowienia. - Wspaniale - odrzek�a. - Mo�emy pojecha� do ratusza w Rain-ford na koncert fortepianowy. B�dzie Moura Lympany i orkiestra Halle'a. Znam kasjerk�, mog� za�atwi� dwa bilety. Zaskoczy�a go; poczu� si� jak w pu�apce. Mia�a w sobie co� takiego, czemu nie spos�b by�o si� oprze�. - No c�, s�dz�... - zacz��. - To �wietnie - przerwa�a. - Jeste�my um�wieni. W Rainford mo�emy wst�pi� na herbat�. 15 Wskaza�a na przystanek autobusowy po drugiej stronie ulicy. - Niech pan z�apie w Haxby autobus o czwartej. Ja wsi�d� tutaj. Jay mia� wra�enie, �e sprawa kompletnie wymyka mu si� z r�k. - Zgoda - odrzek� niech�tnie. - Do zobaczenia w sobot�. Zdj�� nog� z peda�u sprz�g�a i szybko odjecha�. Rozdzia� drugi Ponad trzy kilometry od g��wnej drogi, z drugiej strony Haxby, Jay skr�ci� w bram� umieszczon� mi�dzy dwoma masywnymi kamiennymi s�upami i pojecha� powoli wyszutrowan� przecink� w�r�d g�stego, sosnowego lasu. Skr�ci� ostro w lewo i wydosta� si� na otwart� przestrze�; przed nim wy�oni� si� szary, stary dom, ukryty w�r�d pot�nych buk�w. Objecha� budynek i zatrzyma� samoch�d na podw�rzu. Wy��czy� silnik, zabra� niewielk� paczk� z tylnego siedzenia i wszed� do �rodka przez kuchenne drzwi. Dwaj kucharze, wyra�nie niezadowoleni, obierali nad zlewem ziemniaki. Jay kiwn�� im g�ow� i poszed� dalej. Wszed� na pi�tro schodami dla s�u�by, przedosta� si� do g��wnej klatki schodowej, i na kolejnej kondygnacji skr�ci� w w�ski korytarz. Doszed� do ko�ca i otworzy� znajduj�ce si� tam drzwi. Znalaz� si� w ma�ym pokoju z pionowym oknem umieszczonym w dachu. Na jednym z dw�ch wojskowych ��ek le�a� dwudziestole- tni m�czyzna o jasnych, niemal bia�ych w�osach. Jego przystojn�, do�� naiwn� twarz zdobi� rozbrajaj�cy u�miech, dzi�ki kt�remu traci�a wyraz s�abo�ci. Od�o�y� czasopismo. - Gdzie�e� si�, u diab�a, podziewa�, stary skunksie? - zapyta� weso�o. Jay rzuci� mu na twarz paczuszk�, zdj�� p�aszcz i rozci�gn�� si� na drugiej pryczy, zapalaj�c papierosa. 17 Dick Kerr u�miechn�� si�. - My�leli�my, �e zacz��e� pracowa� dla wroga, albo co� w tym stylu. Co si� sta�o? - Kiedy dosta�em si� do Catterick, zameldowa�em si� w M.T. Gdyby land-rover by� got�w, wr�ci�bym wczoraj wieczorem. Ale nie by�. Urz�dnik z M.T. obieca� zatelefonowa� i wyja�ni� spraw�. Pewnie zapomnia�. - Wiele wa�nych rzeczy wydarzy�o si� podczas twojej nieobe- cno�ci. - Daj spok�j, Dick. Wyjecha�em zaledwie wczoraj rano. Od tamtej pory nie mog�o si� sta� nic nadzwyczajnego. - Zale�y jak si� na to patrzy. W tej chwili zastanawiam si�, jak d�ugo jeszcze zdo�am si� przed nim ukrywa�. - Przed kim? - Przed sier�antem Grantem - nasz� now� piel�gniark�. Zosta� tu odkomenderowany z pu�ku gwardii. Z moich kr�tkich obserwacji wynika, �e mieli szcz�cie pozbywaj�c si� go. - Kiedy przyjecha�? Dick wyj�� papierosa z eleganckiej sk�rzanej papiero�nicy. -To faktycznie by�o cholernie zabawne. Wczoraj po po�udniu mieli�my czas na nauk� w�asn�, wi�c za�o�y�em cywilne ciuchy i pojecha�em jagiem* do Rainford. Zrobi�em zakupy, poszed�em do kina i ko�o pi�tej ruszy�em z powrotem. Kiedy mija�em dworzec w Haxby, zauwa�y�em stoj�cego na chodniku jakiego� faceta w dzi-wnej, spiczastej czapce. Pilnowa� swoich bambetli i robi� wra�enie zagubionego. Zatrzyma�em samoch�d i dowiedzia�em si�, �e chce jecha� do Greystones. Zaproponowa�em, �e go podrzuc� i przywioz- �em a� tu. Ca�y czas m�wi� do mnie sir i przeprasza�, maj�c nadziej�, �e nie musz� nadk�ada� drogi. Szkoda, �e nie widzia�e� jego miny, kiedy dowiedzia� si�, �e jestem zwyk�ym szeregowcem, kt�ry przeby-wa tu na szkoleniu! - Ty cholerny idioto - rzek� Jay. - Kiedy wreszcie zm�d- rzejesz? Upokorzy�e� go. Je�li jest taki, jak mo�na si� spodziewa�, twoje �ycie b�dzie koszmarem. * Jag - z ang. - popularny skr�t oznaczaj�cy jaguara, luksusowy samoch�d produkowany w Wielkiej Brytanii od 1930 r. (przyp. t�um.) 18 Dick odchrz�kn��. - Moje �ycie? Dobre sobie. Nie masz poj�cia, co on ju� zd��y� zrobi�. Odt�d codziennie b�dziemy mieli musztr�, a przy g��wnej bramie ustawiono budk� stra�nicz�. A wi�c w najbli�szej przysz�o�ci postawi� w niej wartownika. Nie b�dzie ju� wolnego czasu rano, przed zaj�ciami. Pobudka o sz�stej i apel na dworze. - Tylko nie to! - j�kn�� Jay. - Wygl�da na to, �e powt�rzymy szkolenie rekrut�w. - Nie us�ysza�e� najwa�niejszego. Ukochany sier�ant by� daw-niej komandosem. Wczoraj m�wi� o tym przy ka�dej okazji. Zamie-rza zafundowa� nam wychowanie fizyczne i nauk� walki wr�cz. M�wi, �e robimy si� mi�czakami, siedz�c ca�e dnie na ty�kach. - Ale po co, u diab�a? - zapyta� Jay. - Gdyby�my byli szkoleni do obrony terytorialnej, albo czego� w tym stylu, m�g�bym to zrozumie�, ale tak nie jest. Zastanawiam si�, kto to wymy�li�? - No kto, jak s�dzisz? Nasz szanowny pu�kownik Fitzgerald. W Ministerstwie Wojny musz� b�ogos�awi� dzie�, w kt�rym znale�li kogo� na jego miejsce. My�l�, �e by� pierwszy na li�cie do prze-niesienia. - Z pewno�ci� masz racj�. Dick pokiwa� g�ow� z niesmakiem. - Znakomity angielski d�entelmen, m�j ch�opcze. Czy zastana- wia�e� si� kiedy�, dlaczego stracili�my imperium? On, to taka chodz�ca przyczyna. Ty i ja umiemy lepiej si� wys�awia�, jeste�my lepiej wykszta�ceni ni� on, a przebywamy tu jako szeregowcy. Poniewa� mojemu dziadkowi, kt�ry by� wo�nic� w browarze, przychodzi�y do g�owy r�ne dobre pomys�y, mam na podw�rzu samoch�d za dwa tysi�ce funt�w, a ty studiowa�e� w Cambridge. - My�l�, �e on w g��bi serca nadal jest przekonany, �e trafi�em tu przez jak�� okropn� pomy�k� - odrzek� Jay. - Nigdy nie zapomn� przera�enia na jego twarzy, kiedy zobaczy� mnie po raz pierwszy. Dick zignorowa� wtr�con� uwag�. - On nie jest w stanie poj�� dzisiejszego wojska. Nie mo�e nam wybaczy�, �e nie przechodzimy szkolenia oficerskiego, za� nasza obecno�� w szeregach to cios w status oficerski. Wprawia go w zak�opotanie, �e w niedziel� jadamy w "The Granby". O, on by�by wspania�y w Sudanie, strzelaj�c z karabinu gatling do jakich� obszarpa�c�w. 19 Jay z powag� zacz�� bi� brawo. - Pi�kna przemowa. Przewiduj�, �e kiedy nadejdzie w�a�ciwy czas, opowiesz si� otwarcie za parti� i przeka�esz pa�stwu bezpraw-nie otrzymane korzy�ci. Ma�a paczuszka wyl�dowa�a na jego g�owie. W tym momencie otworzy�y si� drzwi i us�yszeli szorstki g�os: - Powsta�! Jay domy�li� si�, �e ma przed sob� sier�anta Granta. Jego w�s w kolorze piasku drga� nerwowo pod b�yszcz�cym daszkiem czapki. - Co tu robisz, Kerr? Dlaczego nie jeste� na zaj�ciach? - Zapomnia�em zeszytu i wr�ci�em po niego - odrzek� bezczelnie Dick. - Wracaj do klasy i �ebym ci� wi�cej nie przy�apa� na sy- mulowaniu. Dick za�o�y� beret na bakier, chwyci� zeszyt i wyszed�. Grant ch�odno przypatrywa� si� Jayowi. - Nie ma w�tpliwo�ci, kim jeste�, prawda? Jeste� Williamsem, kt�rego wczoraj rano pos�ano do Catterick po land-rovera dla pu�kownika. Co ci si� przytrafi�o? - W�z by� gotowy dopiero dzi�. - No i gdzie jest teraz? Czy nie wiesz, �e trzeba si� zameldowa� po wykonaniu zadania? - Samoch�d jest na podw�rzu, panie sier�ancie. Przyszed�em tu, by zostawi� swoje rzeczy. _ � Grant wzni�s� oczy do nieba. - Jeden Pan B�g wie, jakie jest dzi� wojsko - zacz�� nabo�nie -ale ja wprowadz� tu par� zmian, bo mnie to wkurza. Zamelduj si� w pokoju dy�urnych z dokumentami wozu, a potem id� na zaj�cia do swojej grupy. Zatrzyma� si� w progu i z dezaprobat� lustrowa� ��ka i przed- mioty rozrzucone po ca�ym pokoju. - Macie tu posprz�ta� - powiedzia�. - Mo�e mieszkali�cie w takich warunkach tam, sk�d przybyli�cie, ale w mojej jednostce b�dzie inaczej. Rzuci� ostatnie spojrzenie i wyszed� na korytarz. Jay z�o�y� p�aszcz i powiesi� go r�wno za drzwiami. Pokiwa� g�ow� i powiedzia� mi�kko: - Wiedzia�em, �e to by�o zbyt pi�kne, aby mog�o trwa� d�u�ej. 20 * Oko�o dwudziestej pierwszej Jay i Dick weszli do baru "Pod Wysokim M�czyzn�". Od razu rzuci�a im si� w oczy t�ga posta� sier�anta Granta, kt�ry opiera� si� o bufet. Pospiesznie wycofali si� do drugiej sali. Kr�tko ostrzy�ona g�owa sier�anta nachyla�a si� w stron� c�rki gospodarza - rozmawiali szeptem. - Powiadaj�, �e staremu �o�nierzowi nigdy nie brakuje panie-nek - rzek� Dick ponurym g�osem. - Nic mi do tego, ale chodz� za t� dziewczyn� od dw�ch tygodni, a ona traktuje mnie jak powietrze. - Przejrza�a twoje ewidentnie nieuczciwe intencje - odpar� Jay. - A ten sier�ant mo�e traktowa� spraw� powa�nie. Podszed� do kontuaru i wr�ci� z dwoma kuflami piwa. - Na zdrowie. - Dick poci�gn�� du�y �yk. - �ycie bywa trudne, ale niech mnie diabli wezm�, je�li pozwolimy, aby to nas pogr��y�o. Wiesz co, sp�dzimy sobotni wiecz�r w Rainford. We�miemy jaga i nie b�dziemy musieli si� spieszy� na ostatni autobus. Prawd� powiedziawszy, znam jedn� milutk� panienk�. Pozna�em j� wczoraj w kinie. Gdyby mia�a podobn� do siebie kole�ank�... Wierz mi, b�dziemy mieli wiecz�r jak cholera. Jay zach�ysn�� si� piwem. - Dick, na mi�o�� bosk�, jak udaje ci si� poznawa� te dziew- czyny? - To kwestia uroku, stary. Zwyk�ego m�skiego uroku. Ale co my�lisz o tej propozycji? - Przepraszam, Dick, ale jestem ju� um�wiony - Jay pokr�ci� przecz�co g�ow�. Dick poklepa� go po ramieniu ze z�o�liwym u�miechem. - Ty stary draniu. Raz wyskoczy�e� i ju� zd��y�e� si� urz�dzi�, co? - To nie jest tak, jak my�lisz. Ona ma zaledwie pi�tna�cie lat. Dick wybuchn�� g�o�nym �miechem, ale zamilk�, widz�c min� kolegi. - Nie m�wisz tego powa�nie? Jay potwierdzi� skinieniem g�owy. - To dzieciak, kt�rego spotka�em na koncercie w Muzeum Rainfordu. Mieszka tu� obok Haxby, wi�c podwioz�em j� do domu. 21 - Co by�o dalej? - Nic nie by�o. S�uchaj, Dick, to naprawd� taki s�odki dzieciak. Koncert by� fatalny; zaproponowa�a, aby�my wybrali si� w sobot� na wyst�p Moury Lympany z orkiestr� Halle'a. Zdob�dzie bilety. Lubi� chodzi� na koncerty. Wiesz o tym. Dick kilkakrotnie pokiwa� g�ow� z wyrazem ojcowskiej wyrozu- mia�o�ci. - Jasne, staruszku, chodzi ci tylko o to, by pos�ucha�, jak Moura Lympany gra na fortepianie. - S�uchaj no - zacz�� Jay, ale Dick podni�s� si� i ruszy� po nast�pne piwo. Przyni�s� jeszcze dwa kufle i paczk� papieros�w, kt�re zacz�� przek�ada� do papiero�nicy. - Wiem, jak to jest z uganianiem si� za dziewczynami. Robi� to nie bez powodzenia, odk�d sko�czy�em czterna�cie lat. Mo�e to �le, ale pozna�em kilka zabawnych panienek, a nie ma niczego bardziej zabawnego ni� weso�a dziewczyna. Weso�a w szczeg�lny spos�b. Widzia�em fajnych ch�opak�w, kt�rzy w�adowali si� w nie- z�e bagno i... - Sko�cz z tym, Dick. Rozumiem, o co ci chodzi. Mo�e si� zdziwisz, ale mia�em ju� jedn� czy dwie dziewczyny, zanim pozna�em ciebie. -M�g�by� je pewnie-policzy� na palcach jednej r�ki - szydzi� kolega. - Jay, s�ysza�em o tobie, kiedy by�e� w Cambridge. Wiem, co m�wili profesorowie. Zajmowa�e� si� tylko nauk� i trenowa�e� biegi na �rednich dystansach. Ile czasu mog�e� w�wczas po�wi�ci� kobietom? - Tu masz racj�. Ale nie rozumiem, co to ma wsp�lnego z najbli�sz� sobot�. - Bardzo wiele. Tak d�ugo siedzia�e� w tej swojej wie�y z ko�ci s�oniowej, �e teraz powietrze uderza ci do g�owy. Je�li potrzebujesz dziewczyny, daj mi zna�. Mam spis tak d�ugi, jak twoja r�ka. Wszystko mo�na wyprowadzi� z teorii liczb. Dziewczyny maj� jedn� wsp�ln� cech� - wiedz� na czym polega �ycie i nie wpadaj� w histeri�, je�li po�o�y� im r�k� na udzie. - Zabieram j� na koncert, a nie do ��ka - Jay wypi� �yk piwa i si� roze�mia�. - A raczej to ona zabiera mnie. Trudno podejrzewa�, by mia�a inne intencje. - Z kobietami nigdy nie wiadomo - odrzek� chmurnie Dick. 22 - Ale to nie jest kobieta - to jeszcze dziecko. - Wierz mi, stary: kobieta staje si� kobiet� w chwili urodzenia. No, we�my jeszcze po jednym i wznie�my toast za artyku� o tobie, jaki z pewno�ci� uka�e si� w News of the World. Jay usiad� przy pianinie i zacz�� gra� stary, przedwojenny utw�r Gershwina. Dick przyni�s� piwo i opar� si� o instrument, s�uchaj�c uwa�nie. - Teraz nie pisze si� ju� takich piosenek. Ciekawe dlaczego? - powiedzia�, kiedy kolega sko�czy� gra�. Jay wzruszy� ramionami i zacz�� nast�pny utw�r. - My�l�, �e ludzie stracili co� w czasie wojny - rzek�. -Czy masz wiadomo�ci o twojej ksi��ce? - zapyta� Dick. Jay u�miechn�� si�. - Co� si� zaczyna rusza�. Po powrocie czeka� na mnie list. Profesor Dawes przeczyta� r�kopis i przes�a� go do wydawcy z mocnym poparciem. Dick wyszczerzy� z�by w zachwycie. - Porz�dny facet. Jeste� na w�a�ciwej drodze - to oczywiste. Twoja praca wywrze ogromne wra�enie w kr�gach naukowc�w. Bez niej �adna biblioteka uniwersytecka nie b�dzie kompletna. Potem zainteresuj� si� ni� kluby intelektualist�w. B�dziesz s�awny i bogaty, a w wieku dwudziestu dziewi�ciu lat zostaniesz pro-fesorem. - To brzmi wspaniale - rzek� Jay. - Ale poczekajmy, co powie wydawca. Wi�za� z t� ksi��k� wi�ksze nadzieje ni� zamierza� si� przyzna�. By�a rozwini�ciem pracy, kt�r� napisa� podczas seminarium; graj�c my�la� o tym, co powiedzia� Dick. Mo�e przesadzi�, ale mia� troch� racji. Ta ksi��ka mog�a mu pom�c w zrekompensowaniu oczywistych mankament�w. Nadal istnia�a szansa na posad� wyk�adowcy w kt�rym� z uniwersytet�w. To by�a przyjemna perspektywa. Niez�y pomys� - dostawa� przez ca�e �ycie pieni�dze za to, co si� lubi robi�. Z drugiej sali dobieg� d�wi�k dzwonka, og�aszaj�cy godzin� zamkni�cia. Uda�o im si� - wyszli z lokalu nie zauwa�eni przez Granta. Kiedy wsiedli do samochodu, Dick powiedzia�: - To by� taki sympatyczny ma�y pub. - Z dobrym pianinem - dorzuci� Jay. 23 - Nic nie szkodzi, stary. Znajdziemy sobie inny, z pianinem i w og�le. - Byle tylko poza zasi�giem pieszych w�dr�wek Granta- doda� Jay. * Nast�pny dzie� oznacza� pocz�tek nowych rz�d�w. Metaliczny d�wi�k sygna��wki obudzi� ich, kiedy na dworze panowa� jeszcze p�mrok. Dick usiad� na kraw�dzi ��ka i, przeklinaj�c, zak�ada� mundur. - Sk�d on, u diab�a, wytrzasn�� tego tr�bacza? - zapyta� g�osem skrzywdzonego dziecka. - Je�li znajd� faceta, kt�ry zgodzi� si� gra� takie kawa�ki, udusz� go. Z podw�rza dobieg} ich ochryp�y, ostry g�os: - Wszyscy do mnie! - Ruszamy - rzek� Jay. - Nie ma sensu sp�nia� si� pierwszego dnia i narobi� sobie ty��w. Kiedy zbiegali po schodach, Dick odezwa� si� �a�osnym g�osem: - A mia�em nadziej�, �e tak wygodnie sp�dz� ten rok. Po apelu Grant pogoni� ich kilka kilometr�w. Bez przerwy kl�� i grozi�, biegaj�c wzd�u� kolumny i pop�dzaj�c maruder�w. Wr�cili za pi�tna�cie si�dma i ustawili si� w szeregu - zm�czona, kaszl�ca grupa; w ch�odnym powietrzu oddechy zamienia�y si� w bia�� par�. - �niadanie o si�dmej! - wrzeszcza� Grant. - Od si�dmej trzydzie�ci do �smej sprz�tanie pokoi. Punkt �sma zbi�rka na musztr� w odpicowanych mundurach i butach. Od dzi� nauka zaczyna si� o dziewi�tej pi�tna�cie. Pi��dziesi�ciu siedmiu zrezygnowanych m�czyzn st�oczy�o si� w jadalni, g�o�no wypowiadaj�c opinie na temat Granta. Kiedy Jay zabiera� si� do owsianki, Dick pochyli� si� w jego stron�: -Mam �wietny pomys�. Przenie�my si� do Service Corps. Jay pokiwa� przecz�co g�ow�. - Mam wra�enie, �e on b�dzie towarzyszy� nam wsz�dzie, jak wierny, stary pies. - S�dz�, �e kiedy przejdzie na emerytur�, zatrudni si� jako goniec w firmie John Kerr and Son Ltd. Ka�� mu biega� z listami, zamiast wysy�a� je poczt�. 24 Najgorszy cios dopiero na nich czeka�. Kiedy szli do klasy, spostrzegli grup� �o�nierzy st�oczonych pod tablic� og�osze�. Dick wcisn�� si� w t�um i po chwili j�kn�� z rozpacz�. - Co tam wyczyta�e�? - zapyta� Jay. - Harmonogram s�u�by wartowniczej - odrzek� przyjaciel. - Czy uwierzysz, �e ten sukinsyn wystawi� mnie na sobot� wiecz�r? Niech go szlag trafi. Przepadnie mi randka, a ta dupe�ka to pewniaczka. - Nie przejmuj si� - pociesza� go Jay. - Odegramy si� na nim. Je�li grzecznie poprosimy starego Suwerowa, nauczy nas paru rosyjskich przekle�stw. B�dziesz m�g� powiedzie� prosto w nos Grantowi, co o nim my�lisz, a on nie b�dzie mia� zielonego poj�cia, co gadasz. Dick rozchmurzy� si�. - To najlepszy pomys�, na jaki mog�e� wpa��. Popracujemy nad nim. * W sobot� po po�udniu, tu� przed pi�tnast�, kiedy Jay przygoto- wywa� si� do wyj�cia, do pokoju wszed� Dick. - We� jaga - powiedzia�. - Tak b�dzie wygodniej. Nie musisz spieszy� si� na ostatni autobus, kt�ry odje�d�a o dziesi�tej. - To bardzo przyzwoicie z twojej strony, Dick. W mie�cie zatankuj� paliwo. - Nie martw si� o to. Bak jest pe�ny. Jay wyci�gn�� sw�j najlepszy mundur. - Chyba nie masz zamiaru go za�o�y�? - wtr�ci� przyjaciel. - Bierz tradycyjn� tweedow� marynark� od Harrisa i sztruksowe spodnie. To wystarczaj�ca elegancja, nawet jak na t� uczennic�. Zaraz to za�atwimy. Dick podszed� do szafy. - Dobrze, �e jeste�my tak samo zbudowani. - Ogl�da� przez chwil� ubrania, po czym powiedzia�: - Voila! Oto typowy sportowy garnitur od Glencarricka, wiecz-nie modny. Rzuci� ubranie na ��ko, dobra� koszul� w krat�, r�cznie tkany krawat i br�zowe p�buty. 25 - Jak ci si� to podoba? - Nie mog�, Dick. To wszystko musi kosztowa� z pi��dziesi�t funt�w. - Ubieraj si� szybciej, bo ka�esz czeka� damie. Po dziesi�ciu minutach Jay stara� si� przejrze� w ma�ym lusterku. - Jak wygl�dam? - Jak facet z reklamy jednego z tych p�yn�w po goleniu, co pachn� jak jesienny las - uspokoi� go Dick. - No to ju� p�jd� - rzuci� Jay. - Musz� by� na przystanku przed ni� i autobusem. - Masz dosy� forsy? - Tak, ca�e mn�stwo. Ale dzi�ki, Dick. - Pomy�l o mnie dzi� wieczorem. Jak sobie samotnie krocz� ko�o g��wnej bramy. - Wiesz co, przywioz� ci kropelk� czego� do picia - obieca� Jay na odchodnym. * By�o pi�kne popo�udnie. W powietrzu czu� by�o ostry ch��d, s�o�ce prze�wieca�o przez ��kn�ce li�cie. Na dojazd do przystanku potrzebowa� zaledwie dziesi�ciu minut. Zapali� papierosa i czeka�. Ponad drzewami widzia� szczyt dachu domu dziewczyny - obserwo-wa� bram�, by nie przeoczy� momentu, kiedy ona si� w niej pojawi. Odwr�ci� na chwil� wzrok, a kiedy ponownie spojrza� na dom, Caroline przechodzi�a ju� przez ulic�. Zawaha�a si� przez moment, po czym podesz�a do jaguara. - Cze��, Jay - odezwa�a si�. -To dopiero niespodzianka. Czy to tw�j w�z? - Nie. Nale�y do mojego przyjaciela. Patrzy� na ni� zaskoczony. Mia�a na sobie kosztowny, pi�knie skrojony tweedowy kostium. Zgrabne nogi kry�y si� w nylonowych po�czochach, a stopy - w bucikach na podwy�szonym obcasie. W jednej r�ce nios�a torebk�, w drugiej trzyma�a ciemne sk�rzane r�kawiczki. - Uda�o mi si� dosta� bilety - przerwa�a milczenie. - Tak? To doskonale! - odrzek� i nagle, jak oparzony, wyskoczy� z samochodu. 26 - Wybacz. Wsiadaj, prosz�. To dlatego, �e dzi� wygl�dasz jako� inaczej. - A ty prezentujesz si� bardzo �adnie. To ubranie musia�o kosztowa� kup� forsy. - Obawiam si�, �e pochodzi z tego samego �r�d�a co samo- ch�d - odpar�, a ona si� roze�mia�a. Wsiadaj�c zapyta�a: - Czy mo�emy z�o�y� dach? Jest taki pi�kny dzie�. Zrobi� to i usiad� za kierownic�. Jad�c przygl�da� si� dziewczynie spod oka. Mia�a d�ugie, czarne w�osy - w�a�nie takie, jakie powinna mie� kobieta - i wargi ledwie dotkni�te pomadk�. Wiatr rozwiewa� jej w�osy, policzki zar�owi�y si�. Jay spojrza� jeszcze raz i nagle poczu� si� ca�kowicie, absurdalnie szcz�liwy. Rozdzia� trzeci Wkr�tce znale�li si� na przedmie�ciach Rainford. Kiedy dotarli do centrum, ruch przybra� na sile i znale�li si� w sznurze pojazd�w jad�cych niemal zderzak w zderzak. - Nie wyobra�a�em sobie, �e tak tu jest w sobot�-po wiedzia� Jay. - Przyje�d�aj� ludzie z ma�ych miejscowo�ci. Rainford to du�e centrum handlowe - odrzek�a Caroline. - Po sz�stej robi si� o wiele spokojniej. Kr��yli przez dwadzie�cia minut, bezskutecznie szukaj�c miejsca do zaparkowania. - To beznadziejne - powiedzia�a w ko�cu dziewczyna. - Re- stauracje s� pewnie tak samo zat�oczone. - Musimy co� znale��. Jestem g�odny - odrzek� Jay. Zastanawia�a si� przez chwil�; potem jej twarz si� rozja�ni�a. - Wiem. Pojed�my do parku. W muzeum jest kawiarnia. Tam b�dzie pusto, a jedzenie jest ca�kiem dobre. Skr�ci� w boczn� ulic� i zawr�ci� w stron� przedmie�cia. - Jest inna droga prowadz�ca do parku - rzek�a Caroline. - Po- ka�� ci, gdzie trzeba skr�ci�. Biegnie do jeziora i wychodzi ko�o mola. Zatrzyma� samoch�d przy pomo�cie. Piechot� doszli do muze- um. Wiecz�r by� pi�kny - niebo stawa�o si� purpurowe, a w powiet- rzu unosi� si� ostry zapach palonego drewna. Kawiarnia by�a prawie pusta. Wybrali stolik w oddalonym k�cie, przy oknie, z kt�rego roztacza� si� pi�kny widok na jezioro. Zam�wili jajka z frytkami oraz dzbanek herbaty. 28 Caroline po�era�a nieprawdopodobne ilo�ci razowego chleba z mas�em, oraz zjad�a cztery ciastka z kremem. Jay przygl�da� si� jej z rozbawieniem, odnajduj�c w niej tak wiele z dziecka. Po posi�ku, nasyceni i zadowoleni, zacz�li rozmawia�. - Ten tw�j przyjaciel, do kt�rego nale�y samoch�d, jest bardzo bogaty? - Jego ojciec jest bogaty. S�ysza�a� kiedy� o piwie Kerrow? -To zrobi�o na niej wra�enie. Jay m�wi� dalej: - Dick Kerr i ja mieszkamy w jednym pokoju w Greystones. By� w Cambridge w tym samym czasie co ja, ale obracali�my si� w innych kr�gach. - Czy te� otrzyma� dyplom? Jay u�miechn�� si�: - By� o krok, m�wi�c jego s�owami. Ale Dick po wyj�ciu z wojska zajmie si� interesami, wi�c to w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. - Musi by� uczynny, je�li po�ycza ci samoch�d i ubranie. - Ma tylko jednego prawdziwego wroga - samego siebie. Ale to inna historia. Dzi� wieczorem stoi na warcie, wi�c nie mo�e sam skorzysta� z samochodu. Nalega�, �ebym za�o�y� to ubranie, aby ci� w pe�ni uhonorowa�. Ciesz� si�, �e mnie nam�wi�, zwa�ywszy jak wspaniale wygl�dasz. - Nie chcia�am, �eby� si� za mnie wstydzi�-odrzek�a rumieni�c si�. Nie wiedzia�, co odpowiedzie�; zapali� papierosa. Po chwili Caroline przerwa�a milczenie: - Sk�d pochodzisz, Jay? - To trudno powiedzie�. Urodzi�em si� na Jamajce. Matka umar�a wkr�tce po tym, jak przyszed�em na �wiat, a ojciec, kiedy mia�em dwa lata. - To okropne. -Jej g�os by� przepe�niony wsp�czuciem. -Kto si� tob� opiekowa�? - Ciotka w Londynie - siostra ojca. Tato przywi�z� mnie do niej po �mierci mamy. Dosta� prac� w Londynie. Mieszkali�my u ciotki. Po �mierci ojca zaj�a si� mn�. - Musia�o ci by� ci�ko - powiedzia�a. Potrz�sn�� przecz�co g�ow�: - W�a�ciwie nie. Ciotka mia�a kawiarni� na Portobello Road. Niczego mi nie brakowa�o. Dzi�ki niej poszed�em do szko�y �redniej; pilnowa�a, abym si� uczy� i wst�pi�em na uniwersytet. 29 - To musia�a by� wyj�tkowa kobieta. Potwierdzi� skinieniem g�owy. - Zmar�a w ubieg�ym roku. Nie mia�em okazji, by si� jej odwdzi�czy� jak nale�y. Na chwil� zaleg�a cisza. Przerwa�a j� Caroline: - Czy napijesz si� jeszcze herbaty? Podsun�� fili�ank�. - Kiedy zaczyna, si� koncert? - O wp� do si�dmej. Mamy mn�stwo czasu. Zapali� nast�pnego papierosa i zapyta�: - A kim ty jeste�? Wiem tylko, jak si� nazywasz i jak z zewn�trz wygl�da tw�j dom. Czy masz rodze�stwo? Twarz dziewczyny lekko si� zachmurzy�a. - Jestem jedynaczk�. Mieszkam z dziadkiem. - Rozumiem - powiedzia� ostro�nie Jay. - Tylko we dwoje? - Jest jeszcze pani Brown. Przychodzi codziennie z Haxby i zajmuje si� domem. Po chwili wahania zaryzykowa�: - A twoi rodzice? - Ojciec by� oficerem w armii. Zgin�� w Korei. Matka mieszka w Londynie. - Caroline robi�a kulki z chleba. - Przypuszczam, �e s�ysza�e� o Foshion and Taste? - Kto by nie s�ysza�? - Matka jest wydawc� pisma. Odnosi sukcesy jako biznes- woman. - Dziewczyna opu�ci�a oczy, kre�l�c widelcem zawi�e wzory na obrusie. - Posy�a�a mnie kolejno do trzech doskona�ych szk� z internatem - mi�dzy innymi w Szwajcarii. W jednej poproszono, by mnie stamt�d zabra�a, dwie pozosta�e opu�ci�am sama. Nie mog�am mieszka� z ni� w Londynie i chodzi� do szko�y, bo jest bardzo zaj�ta. W rezultacie wys�a�a mnie do dziadka. Jestem zadowolona, �e tak si� sta�o. On jest bardzo kochany. Spojrza�a na Jaya. - Chyba nie lubi� matki. Czy to nie jest okropne? Nie wiedzia�, co powiedzie� - �adnymi s�owami nie by� w stanie jej pocieszy�. Siedzieli przez chwil� w milczeniu, po czym dziewczyna u�miechn�a si� szeroko: - Niekiedy u�alam si� troch� nad sob�. 30 - Wszyscy tak robi� - odrzek�. - To przypomina p�acz. Roz- �adowuje napi�cie. Spojrza� na zegarek. - Chyba powinni�my ju� p�j��. Pomaszerowali w kierunku jeziora. Caroline wzi�a go mocno pod rami�, m�wi�c: - Jaki cudowny wiecz�r. Nie mog� si� ju� doczeka� koncertu. Podskoczy�a jak ma�e dziecko, uwieszaj�c si� jego ramienia. -Nie chodzi o mnie, ale na mi�o�� bosk�, uwa�aj na garnitur - powiedzia� Jay. Natychmiast poczu�a skruch� i odwo�a�a si� do odwiecznych kobiecych sztuczek - wypytywa�a go o prac� naukow�, wykaza�a g��bokie zaciekawienie histori�. Jay zdawa� sobie spraw�, �e chce mu si� przypodoba�, ale w gruncie rzeczy nie przeszkadza�o mu to. Dziewczyna zachowywa�a si� �wie�o i naturalnie, co mu si� podoba- �o, umia�a te� ubiera� chytr� my�l w niewinne s��wka. Opowiedzia� o swoich studiach usi�uj�c wyt�umaczy�, dlaczego fascynuj� go badania historyczne. - Dotarli do samochodu; kiedy pomaga� jej wsi���, odezwa�a si�: - Bardzo spodoba� mi si� ten b�ysk w twoich oczach, kiedy zacz�am ci� wypytywa�. My�l�, �e �atwo wpadasz w gniew. - Czasami tak - odrzek�, sadowi�c si� obok niej. - Czy bi�by� mnie, gdybym by�a twoj� �on�? W jej oczach zapali�y si� diabelskie ogniki; Jay roze�mia� si�. - To bardzo prawdopodobne. Szybko wjecha� na wzg�rze i skr�ci� w g��wn� drog�. Ruch zmniejszy� si�, wieczorne powietrze by�o ciep�e i przyjemne. Do samego ratusza nie powiedzieli ju� ani s�owa. Caroline wr�czy�a mu bilety - w��czyli si� w t�um wchodz�cych. Sala wype�niona by�a ju� przynajmniej na kwadrans przed rozpocz�ciem. Jay kupi� program - przegl�dali go do chwili, gdy publiczno�� burz� oklask�w powita�a dyrygenta. Nast�pi�a chwila kompletnej ciszy, po czym rozleg�y si� porywaj�ce d�wi�ki uwertury do "Don Juana". * Jay, jak zwykle, podda� si� muzyce bez reszty. Ze zdziwieniem zauwa�y�, �e ludzie obok niego wstaj� - dopiero wtedy zda� sobie spraw�, �e up�yn�a ju� godzina i nast�pi�a przerwa. U�miechn�� si� do Caroline. 31 - Podoba ci si�? Skin�a g�ow�. - Nie mog� si� doczeka� Koncertu. Rachmaninow to m�j ulubiony kompozytor. Zorientowa� si�, �e trzyma j� za r�k�; musia� chwyci� j� instynk- townie. Delikatnie rozlu�ni� u�cisk i powiedzia�: - Chod�my na kaw�. Mamy dziesi�� minut. Caroline poprosi�a o sok pomara�czowy. Jay stan�� w kolejce. Po kilku minutach dotar� do bufetu. Kiedy przedziera� si� przez t�um z powrotem, zauwa�y�, �e dziewczyna rozmawia z jak�� starsz� pani�. Wr�czy� sok Caroline, kt�ra powiedzia�a: - Jay, poznaj pann� Johnson. Panno Johnson, to m�j znajomy, Jay Williams. Jay pospiesznie prze�o�y� fili�ank� do drugiej r�ki i si� przywita�. - Panna Johnson uczy mnie historii - poinformowa�a Caroline. - O, to ciekawe - sk�ama�. Panna Johnson przygl�da�a mu si� z dziwnym wyrazem twarzy. Caroline papla�a, a on nagle poczu� si� niezr�cznie. Dziewczyna w trzech zdaniach zd��y�a powiedzie�, �e ma doktorat Cambridge, napisa� ksi��k� i uczy si� rosyjskiego w Greystones. Jay szybko w��czy� si� do rozmowy i zacz�� dyskutowa� z pann� Johnson o historii. Nauczycielka m�wi�a o trudno�ciach, na jakie napotyka ze strony m�odzie�y nie zainteresowanej tym przedmiotem, i chc�c si� przypodoba�, poprosi�a go o rad�. Wkr�tce zorientowa� si�, �e chce przede wszystkim wybada�, co go w�a�ciwie ��czy z Caroline. To pytanie dostrzega� w jej szarych, w�cibskich oczach, w fa�szywym grymasie pojawiaj�cym si� chwila- mi na ustach. Zacz�� si� modli�, by uwolni�a ich od siebie - w�a�nie wtedy zad�wi�cza� dzwonek. - Do widzenia, Caroline - po�egna�a si� panna Johnson. Z u�miechem wyci�gn�a r�k� do Jaya. U�cisn�� j� odruchowo. -Mi�o by�o pana pozna�. Mam nadziej�, �e dalsza cz�� programu spodoba si� panu. Jay odwr�ci� si� i zobaczy�, �e Caroline si� �mieje. - Biedna panna Johnson - powiedzia�a, kiedy wr�cili na swoje miejsca. - Pewnie nie mo�e si� doczeka� poniedzia�ku, aby zobaczy�, czy nie wygl�dam jako� -inaczej. 32 - A c� to ma znaczy�? - zapyta�, ale pierwsze akordy Koncertu uniemo�liwi�y dalsz� rozmow�. P�niej wstali, tak jak reszta pub- liczno�ci, i g�o�no bili brawo, po czym skierowali si� do wyj�cia. Kiedy schodzili po schodach, Jayowi mign�a sylwetka panny Johnson, kt�ra przygl�da�a si� im z ulicy. - Znowu ta cholerna baba. - Nie zwracajmy na ni� uwagi - powiedzia�a Caroline. - Muzy-ka by�a cudowna. Wci�� mam g�ow� w chmurach. Nie warto traci� czasu, m�wi�c o ma�ych ludziach. Jay usiad� za kierownic� samochodu i zapyta�: - Co robimy? Jest dopiero dziewi�ta. To bardzo wcze�nie, nawet dla ciebie. - Zignoruj� t� ostatni� uwag�! - odrzek�a, rozsiadaj�c si� na fotelu i spogl�daj�c w gwiazdy. Po�o�y�a palec na ustach, robi�c wra�enie g��boko zamy�lonej. - Ju� wiem, chod�my pota�czy�. Lokale s� czynne do p�nocy. Mamy mn�stwo czasu. Jay w��czy� silnik i ruszyli. - Widzia�em taki z dancingiem przy g��wnej drodze. Spr�buje-my tam, je�li chcesz. Zatrzyma� samoch�d w bocznej uliczce; poszli w kierunku krzykliwie wymalowanego wej�cia, nad kt�rym miga� czerwo- no-bia�y neon. Zza wahad�owych drzwi dolecia�a ich muzyka. Osobnik z p�askim nosem, w liberii z przybrudzonymi z�otymi galonami, otworzy� im drzwi. Przy automacie kasowym sta�a m�oda para - otrzymawszy bilety odeszli. Jay podszed� do skrzynki i wyci�gn�� banknot. Nagle, mi�dzy nim i automatem, pojawi�a si� jaka� d�o�, chwytaj�c pieni�dze. - O co chodzi? - zapyta� Jay. U�miechni�ty m�czyzna w smokingu zwr�ci� mu banknot. - Obawiam si�, �e nie mamy miejsca, sir. To wszystko. - Ale przed chwil� wesz�o dwoje ludzi - wtr�ci�a si� Caroline. - To prawda, madam - odpar� �agodnie. - Szkoda, �e nie przyszli pa�stwo kilka minut wcze�niej. Otworzy�a usta, by zaprotestowa�, ale Jay chwyci� j� mocno za rami� i wyprowadzi�. Portier otworzy� im drzwi na ulic�. Wr�cili do samochodu. Kiedy wyjmowa� z kieszeni kluczyki, dziewczyna po�o-�y�a mu r�k� na ramieniu. 33 - Czy takie rzeczy cz�sto si� zdarzaj�? - Bez przerwy - odrzek� spokojnie. - I mo�esz to znie��? Wzruszy� ramionami. - Po dwudziestu trzech latach to nic nie znaczy. Jednak, kiedy wyje�d�a� z miasta, dr�a�y mu r�ce, a gard�o mia� �ci�ni�te z gniewu. Po chwili zatrzyma� samoch�d i zapali� papiero-sa. Siedzieli w milczeniu. - To bez znaczenia, Jay - powiedzia�a dziewczyna. - Ludzie tego pokroju nie licz� si�. - Naprawd� si� nie licz�? Uj�a mocno jego r�k�. - Nie, nie licz� si�. Gniew odp�yn�� - Jay si� u�miechn��. - Ju� od dawna nie zdenerwowa�o mnie co� takiego. Ponownie zapali� silnik, skr�ci� w boczn� drog� i przyspieszy�. - Dok�d jedziemy? - zapyta�a Caroline. - Do lokalu, kt�ry odkryli�my z Dickiem Kerrem kt�rego� wieczoru. To kafejka z parkingiem dla kierowc�w ci�ar�wek. Sporo ludzi wpada tam wieczorem co� zje��. Jedzenie jest ca�kiem dobre. My�l�, �e ci si� tam spodoba. Czerwona �una na ciemnym niebie, widoczna zza du�ego, wiejs-kiego domu wskazywa�a, dok�d maj� jecha�. Jay zaparkowa� samoch�d w�r�d innych pojazd�w, po czym weszli do kawiarni. Znale�li si� w du�ej, dobrze o�wietlonej sali. - Jeste� g�odna? - zapyta�. - Tak, zjad�abym co nieco - odrzek�a lekko zawstydzona. Przeprowadzi� j� przez zat�oczon� sal� do bocznego pomiesz- czenia, gdzie by�o pusto. Nast�pnie podszed� do bufetu i zam�wi� kanapki z bekonem i herbat�. Przy jednej ze �cian pokoju sta�y automaty sprzedaj�ce owoce i �etony do gry w fortunk�. Caroline zacz�a grzeba� w torebce, szukaj�c drobnych. Jay rozmieni� p� korony w drugiej sali i wysypa� jej na r�k� gar�� monet. Podnios�a na niego wzrok. - Jay, jeste� kochany. Szybko straci� kilka miedziak�w, kt�re zachowa� dla siebie. Co jaki� czas j�ki Caroline obwieszcza�y zmienne losy fortuny. Odszed� 34 od maszyny, kt�ra zabra�a mu ostatniego pensa i zauwa�y�, �e dziewczyna z furi� przeszukuje torebk�. - Nie mam ju� ani jednej monety - narzeka�a. - Da�em ci drobnych za dwa szylingi. - Mam banknot dziesi�cioszylingowy. Rozmieni� go. Popchn�� j� z powrotem na krzes�o. - Nie zrobisz tego. Mo�esz sp�dzi� przy automatach ca�� noc i w ko�cu przegrasz w�asn� koszul�. - Nie nosz� koszuli - zachichota�a. W tym momencie przynie-siono im kanapki i herbat�. Sko�czyli posi�ek i Jay spojrza� na zegarek - min�a dziesi�ta. - Kiedy musisz by� w domu? - Dziadek si� tym nie interesuje. Sam urz�duje o dziwnych porach. - Je�li wr�cisz o jedenastej, to b�dzie zbyt p�no. - To �mieszne! - odpar�a z oburzeniem. - W sobot� nie chodz� spa� o tej porze nawet wtedy, kiedy jestem w domu. A poza tym jutro jest niedziela. Nie musz� wstawa� wcze�nie - mog� p�j�� na p�niejsz� msz�. Jay podszed� do du�ej szafy z chromowanego metalu i szk�a, stoj�cej pod �cian�, wsun�� monet� i wybra� p�yt�. Zabrzmia�a muzyka. - Chcia�a� i�� na pota�c�wk�. Tu mo�emy urz�dzi� sobie w�asny dancing. Caroline u�miechn�a si� i wsta�a. Rozumieli si� �wietnie w ta�cu. Porusza�a si� pewnie i z wdzi�kiem, dostosowuj�c do jego krok�w. - Gdzie nauczy�a� si� ta�czy�? - zapyta�. - W szkole. Dziewczyny ta�cz� ze sob�. To troch� przeszkadza, je�li kt�ra� przyzwyczai si� do roli m�czyzny i potem chce prowa-dzi�. Ale ja mam szcz�cie - zawsze wyst�puj� w roli kobiety. Kiedy melodia si� sko�czy�a, Jay zamierza� wrzuci� nast�pn� monet�, ale z pewnym zdziwieniem zauwa�y�, �e przy��czy�o si� do nich kilka par. Kto� wybra� inn� p�yt� i znowu zacz�li ta�czy�. Caroline opar�a policzek na jego ramieniu. Opu�ci� g�ow� i do-tkn�� wargami jej ciemnych w�os�w. Poczu� zniewalaj�cy zapach i szybko si� wyprostowa�. Oszo�omi�a go blisko�� jej m�odego, mocno przytulonego cia�a. Kiedy p�yta si� sko�czy�a, zaproponowa� powr�t. 35 Jechali powoli w stron� Haxby. Caroline opar�a mu g�ow� na ramieniu i westchn�a: - Nie chc� jeszcze wraca� do domu. Wjechali na szczyt niewielkiego wzniesienia. Dziewczyna nagle odsun�a si� od Jaya i wykrzykn�a: - Zatrzymaj samoch�d! Sta�! Jay zahamowa� raptownie. - To wygl�da jak szkatu�ka z klejnotami z Nocy Arabskich - m�wi�a zachwycona. Pod nimi rozci�ga�o si� wielkie miasto z tysi�cami �wiate�ek �arz�cych si� w ciemno�ci, jak ogniki papieros�w. - Co za wspania�y widok - powiedzia� Jay. - I wspania�e zako�czenie wieczoru. - Czy bardzo ci si� podoba�o? - Czy mi si� podoba�o? Gdyby� tylko wiedzia�... W jej g�osie da�a si� s�ysze� nuta smutku; Jay stara� si� dostrzec wyraz twarzy Caroline w przy�mionym blasku padaj�cym z tablicy rozdzielczej. Patrzy�a na �wiat�a le��cego w dole miasta. - Kiedy wyjd� za m��, b�d� mia�a pi�cioro dzieci - co najmniej pi�cioro, i nie opuszcz� ich ani na chwil� - nigdy. Przez u�amek sekundy mia� ochot� dotkn�� j� w ciemno�ci. Wyzna�, �e on te� jest samotny i wszystko rozumie. Ale powiedzia� tylko: - Lepiej zawioz� ci� ju� do domu. Zapali� silnik i ruszy�. Rozdzia� czwarty Do bramy Greystones dojecha� tu� po jedenastej. Do jednego ze s�up�w przymocowano lamp� �ukow�, kt�ra o�wietla�a teren. Dick nonszalancko opiera� si� o now� budk� stra�nicz� i czyta� gazet�. Spojrza� na Jaya i powiedzia�: - Cze��, stary. St�j, kto idzie?! - Nie masz karabinu? - zapyta� przyjaciel. - Jest w budce. Nie chc�, �eby zardzewia� na wilgotnym powiet- rzu. Czy pami�ta�e�, �eby przywie�� mi co� do picia? Jay zaprzeczy� ruchem g�owy. - Prawd� powiedziawszy, przez ca�y wiecz�r nie zbli�y�em si� do pubu. - Doprawdy? - Dick zajrza� do wn�trza samochodu. - Mam nadziej�, �e nie pobrudzili�cie