5057
Szczegóły |
Tytuł |
5057 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5057 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5057 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5057 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej "Andy" Kidaj
Skradziony Kryszta�
Spad� pierwszy �nieg. A zaraz potem drugi i trzeci i zima zrobi�a si� pe�n�
g�b�, jakiej nie by�o ju� od wielu, wielu lat. Co najmniej od dw�ch.
Hrabia Nepomucen Mordoklej obudzi� si� w swojej �wi�tecznej, bia�ej po�cieli w
choinki. Przeci�gn�� si� rozkosznie i wypu�ciwszy cichacza spod ko�dry si�gn��
po stoj�c� na stoliku szklank�. Poci�gn�� spory �yk i dopiero teraz zorientowa�
si�, �e jest pusta.
- Jaaanie! - rozleg�o si� w ca�ym pa�acu a stado przestraszonych wron zerwa�o
si� do lotu. Wida� by�y nietutejsze, wi�kszo�� ptak�w bowiem po prostu wzruszy�o
skrzyd�ami za nic sobie maj�c krzyki hrabiego.
Kilka sekund p�niej w drzwiach pojawi� si� wierny s�u��cy hrabiego trzymaj�c w
d�oniach oszroniony dzbanek. Poci�gn�� podejrzliwie nosem i zmarszczy� brwi
wyczuwaj�c hrabiowego b�ka, ale po chwili na jego twarz wr�ci� s�u�alczy grymas.
- Pan mnie wzywa�, hrabio?
- Co tak d�ugo? Piwa mi si�...
- S�u�� panu hrabiemu - Jan szybko podbieg� do stolika i nape�ni� pust� szklank�
z�ocistym napojem.
- No w�a�nie. Sk�d wiedzia�e�?
- Dwunasty rok s�u�� u pana hrabiego. Mia�em czas si� nauczy�.
- A tak... w�a�nie - Hrabia wypi� duszkiem zawarto�� szklanki i nadstawi� j�
ponownie. Tym razem po kilku �ykach odstawi� naczynie na stolik i westchn�� z
ulg�.
Przez chwil� mierzyli si� nawzajem wzrokiem. Wrony tymczasem wr�ci�y na swoje
miejsce i znowu zacz�y zagl�da� przez okno. Na pewno by�y nietutejsze, �adnych
innych ptak�w nie interesowa�o to, co si� dzia�o w pa�acu, a nawet wola�y nic
nie widzie� i na wszelki wypadek siedzia�y ty�em.
- Janie - rzek� uroczy�cie hrabia. - wpad�em na �wietny pomys�.
- Dostan� podwy�k�? - spyta� z nadziej� lokaj.
- Eee... Mo�e nie. W ka�dym razie mia�em na my�li co� innego. Ot� tegoroczne
�wi�ta sp�dzimy w g�rach. Co ty na to?
Jan podrapa� si� po nosie. Zdrapanego pryszcza schowa� do kieszeni.
- A co ja tam mog� mie� do NATO? - odpar� skromnie. - To nie moja sprawa.
Hrabia westchn�� cicho unosz�c oczy ku niebu. Na jego drodze jednak znajdowa�
si� sufit, poprzesta� wi�c na tym.
- Chodzi�o mi o wyjazd w g�ry, durniu! Co o tym s�dzisz?
- Dla mnie bomba panie hrabio. Lubi� g�ry... Chyba... Zna�em kiedy� tak�
jedn�... Ale nigdy tam nie by�em - westchn�� smutno. - Gdzie konkretnie pan
hrabia �yczy sobie pojecha�?
- Do Zakopanego oczywi�cie. Za�atw wszystkie formalno�ci. No wiesz, zarezerwuj
miejsca w hotelu, spakuj baga�e i takie tam. Aha. I za�� zimowe gumy... To
znaczy opony. Pojedziemy limuzyn�.
Po wyj�ciu Jana hrabia wyskoczy� spod ko�dry i poprawiwszy swoj� czerwon�
pi�amk� w miko�aje zrobi� dwa przysiady i jeden sk�on. Przez chwil� zastanawia�
si� nad dorzuceniem paru pompek do porannej gimnastyki, ale rozmy�li� si�. Mo�e
kiedy�...
Po tej czynno�ci uzna�, �e jest ju� gotowy do drogi. Oczywi�cie jak tylko Jan
sko�czy przygotowywa� baga�e.
Wielkie, czerwone sanie, model cabrio czyli bez dachu ani drzwi, zacz�y
szwankowa� ju� w okolicach Kozibobk�w, ale dopiero w Pitkowie ca�kowicie
odm�wi�y pos�usze�stwa. Ich niezbyt p�ynny od d�u�szego czasu lot za�ama� si� i
tylko dzi�ki niezwyk�emu refleksowi grubego kierowcy nie wyl�dowa�y na drzewie.
Za to dok�adnie zanurzy�y si� w pobliskiej zaspie. Silnik zgas� i mimo kilku
pr�b odpalenia nie uda�o si� go uruchomi�.
Gruby kierowca wygramoli� si� i kln�c na czym �wiat stoi, kopn�� w wystaj�cy z
zaspy zderzak. Odpowiedzia� mu st�umiony brz�k metalu.
- Wspaniale - mrukn�� zdejmuj�c czapk� i wytrzepuj�c z niej �nieg. - Jestem
ugotowany. Niech no ja tylko dorw� tych obibok�w, kt�rzy robili przegl�d.
Po�a�uj�, �e sto lat temu nie przeszli na emerytur�. Mo�e i s� fachowcami je�li
chodzi o klasyczne modele, ale tutaj... Ech... - machn�� r�k� i znowu kopn�� w
zderzak. Jednak wcale nie poczu� si� lepiej.
Dochodzi�a pierwsza w nocy i wia� mro�ny wiatr. Na szcz�cie Miko�aj nie czu�
zimna. Zatar� mocno r�ce i zabra� si� do odgarniania �niegu z sa�. Z pocz�tku
nie m�g� si� pochwali� zbyt du�� efektywno�ci�, ale kiedy dosta� si� do
baga�nika, z kt�rego wyci�gn�� drewnian� szufl� do �niegu i na inne okazje, od
razu posz�o mu lepiej. O wp� do drugiej sanie zosta�y odkopane. Na szcz�cie
pole si�owe dzia�a�o i �rodek nie by� za�nie�ony.
Miko�aj w��czy� radio.
- Halo baza! Halo baza! S�yszysz mnie? - rzuci� do mikrofonu. Odpowiedzi� by�
tylko jednostajny szum. Miko�aj powt�rzy� wezwanie, ale z tym samym, marnym
skutkiem.
By� sam na jakim� zapomnianym przez wszystkich zadupiu a tym czasem dzieci w
po�udniowej Polsce czeka�y na jego przybycie. C�, w tym roku chyba si� nie
doczekaj�.
Zastanowi� si�, kt�ry z jego wsp�pracownik�w dosta� najbli�szy rejon, ale m�g�
tak sobie my�le� do przysz�ych �wi�t. Miko�aj�w by�o tysi�ce je�li nie
dziesi�tki tysi�cy. Nie spos�b by�o wszystkich spami�ta�. Na pewno nie by� to
nikt z jego przyjaci�, oni dostali okolice Norwegii. �e te� jemu musz� si�
trafia� najgorsze dziury!
Miko�aj prze��czy� radio na kana� og�lny.
- Halo! M�wi Miko�aj! Czy kto� mnie s�yszy? Mia�em awari� sa�! Powtarzam, mia�em
awari� sa�! Potrzebuj� pomocy.
Oczywi�cie tym razem tak�e nie uzyska� odpowiedzi. W gruncie rzeczy nie by� tym
zbytnio zaskoczony. No, mo�e troch� zawiedziony. Ale nie zaskoczony. Jak ju�
zaczyna si� pieprzy�, to wszystko na raz. Pewnie radio si� uszkodzi�o podczas
awaryjnego l�dowania a on nie mia� smyka�ki do elektroniki, wi�c nawet nie
pr�bowa� zgadywa�, co si� zepsu�o. No bo w brak zasi�gu nie wierzy�, tak jak
wiele os�b nie wierzy w Miko�aja. Z tego, co wiedzia�, radia korzysta�y z
ka�dego dost�pnego przeka�nika ka�dej mo�liwej sieci. W ostateczno�ci tak�e z
satelity, jednak znacznie obci��a�o to akumulatory sa� a i taka potrzeba nigdy
nie zachodzi�a. Chyba, �e nad Atlantykiem. Ale teraz nie znajdowa� si� nad
Atlantykiem!
Miko�aj zapali� papierosa. Zakas�a� i wypu�ci� dym w mro�ne powietrze. B��kitna
chmurka unosi�a si� przed nim przez chwil� zanim wiatr j� rozwia�. Miko�aj
westchn�� i z braku lepszego pomys�u usiad� w saniach czekaj�c na cud.
Cud si� objawi� w postaci bia�ej limuzyny, kt�ra powoli zbli�a�a si� od p�nocy.
Miko�aj z pocz�tku nie zareagowa� na jej widok uznaj�c to za fatamorgan�. Ale
zaraz przypomnia� sobie, �e fatamorgany nie zdarzaj� si� w tutejszym klimacie,
by�o na nie za zimno. Mo�e w lecie...
Tak wi�c limuzyna musia�a by� prawdziwa. A to oznacza�o przynajmniej cz�ciowe
rozwi�zanie jego problem�w. Oczywi�cie je�li tylko w�a�ciciel limuzyny zgodzi
si� mu pom�c. W ko�cu w tym kraju r�ni ludzie si� zdarzali. Co drugi to
orygina�. Miko�aj s�ysza� kiedy� o go�ciu, kt�ry pisa� zakr�cone opowiadania SF.
Ju� od samego ich czytania mo�na by�o dosta� szmergla. Wielu dostawa�o.
Osobi�cie nie chcia� spotka� tego cz�owieka.
- Z nieba mi spadli�cie! - krzykn�� Miko�aj podbiegaj�c do limuzyny.
Jan wytar� pot z nosa. Wci�� si� trz�s� po tym, jak o ma�y w�os nie rozjecha�
ubranego na czerwono grubasa, kt�ry jakby znik�d wyskoczy� na �rodku drogi. W
duchu dzi�kowa� hrabiemu za pomys� za�o�enia zimowych opon.
- Z jakiego nieba? - zdziwi� si� hrabia otwieraj�c drzwi. - Z Moszenek Dolnych
jedziemy. A szanowny pan dok�d?
- Mam do obskoczenia Zakopane i okolice.
- To si� �wietnie sk�ada, bo my te� w tamtym kierunku. Wsiadaj pan. W grupie
zawsze weselej.
Miko�aj szybko zabra� z sa� sw�j worek z prezentami i wskoczy� do ciep�ego
wn�trza limuzyny, gdzie hrabia czeka� ju� na niego ze szklank� zimnego piwa. Jan
ruszy� z piskiem opon.
Wypili. Najpierw brudzia, potem na drug� n�k�... Tu� przed Zakopanem zaliczyli
strzemiennego i... rozchodniaczka ju� im si� nie uda�o, bo zasn�li.
Na szcz�cie Jan zachowa� trze�wo�� cia�a i umys�u, w ko�cu by� abstynentem.
Spokojnie dojecha� na miejsce, rozpakowa� baga�e i zaprowadzi� ledwo przytomnego
pracodawc� i jego nowego przyjaciela do pokoju, po czym uda� si� na zas�u�ony
odpoczynek.
Ranek wsta� s�oneczny, nawet bardzo. Ale niezale�nie od tego na ulicach zalega�y
wielkie zaspy �niegu, kt�ry pada� od kilku dni. Nikt nie sili� si�, �eby to
uprz�tn��. Nie by�o sensu, na drugi dzie� by�oby to samo. Ograniczano si� tylko
do od�nie�enia wej�� do sklep�w, bar�w i restauracji, kt�rych na Krup�wkach i
okolicach by�o sporo.
Hrabia Mordoklej otworzy� oko, kt�re spocz�o na le��cym obok niego m�czy�nie.
W jednej chwili oprzytomnia� i zacz�� si� gor�czkowo zastanawia�, co to za facet
le�y obok niego w ��ku. Chwil� potem przysz�o ol�nienie i przypomnia� sobie
wszystko. W ka�dym razie do momentu wypicia dwudziestego piwa. Jako, �e hrabia
mia� w miar� lotny umys�, skojarzy� fakty. Tylko jak si� nazywa� ten go��?
Micha�? Marian? Miko�aj?
Ale przecie� nie wierzy� w Miko�aja! Ju� dawno nie wierzy�. Na pr�b� d�gn��
palcem w ucho �pi�cego. Ten j�kn��, co w zupe�no�ci wystarczy�o hrabiemu, �eby
uwierzy�. Zaraz jednak wpad� w panik�. By� sam na sam w ��ku z obcym m�czyzn�!
Czy do czego� dosz�o?!? A je�li tak, to do czego?
- Wody - j�kn�� grubas otworzywszy przekrwione oczy. Zerkn�� na stoj�c� obok
��ka szafk�, ale wody tam nie by�o. - I kim pan do cholery jeste�? - doda�
zauwa�ywszy hrabiego.
- Hrabia Nepomucen Mordoklej do us�ug - odpar� zapytany i na wszelki wypadek
wyskoczy� z ��ka, gdyby tamten zapragn�� jakich� us�ug. Ku zdziwieniu obu stron
mia� na sobie czerwon� pi�amk� w weso�e miko�aje.
- Ach tak. W�a�nie. Przypomnia�em sobie... Ma pan co� do picia? Strasznie mnie
suszy.
- Proponuj� klinika. Jaaanie! - wydar� si� hrabia.
- Ciszej, prosz� - j�kn�� Miko�aj i opad� na poduszk� przyg�adzaj�c k�pki siwych
w�os�w za uszami.
Pojawi� si� Jan ze swym nieod��cznym ostatnio dzbankiem piwa.
- Nalej naszemu go�ciowi. Jest spragniony. Wyt�umaczysz si� p�niej.
- Z czego? - zdziwi� si� Jan.
- Nie wiesz? - Jan pokr�ci� g�ow�. - Z tego te� si� wyt�umaczysz.
- Czy ja m�g�bym dosta� troch� wody? - wtr�ci� Miko�aj s�abym g�osem. - Nie
s�dz�, �eby piwo by�o odpowiednie na moj� przypad�o��.
Hrabia wzruszy� tylko ramionami i ruchem g�owy nakaza� lokajowi przynie�� wody.
Tymczasem Miko�aj wygrzeba� si� jako� z po�cieli. Wygl�da� dosy� marnie, kac
zrobi� swoje. Jedynie jego bielizna w kolorowe renifery poprawia�a jako� og�lny
wygl�d m�czyzny.
Wr�ci� Jan ze szklank� wody i poda� Miko�ajowi. Ten wypi� j� jednym duszkiem,
st�umi� bekni�cie i wytar� d�oni� swoj� d�ug�, bia�� brod�.
- Przepraszam pan�w na chwil�. Musz� skorzysta� z toalety.
- A teraz t�umacz si� - powiedzia� hrabia po wyj�ciu Miko�aja. - Co on robi� w
moim ��ku?
- Jak to co, panie hrabio? Spa�.
- To wiem, durniu! Ale dlaczego ze mn�?
- Pan hrabia sam chcia�. Powiedzia� pan, �e nigdzie nie pu�ci Miko�aja, bo jest
pana przyjacielem i pan dla niego wszystko. I powiedzia� pan, �e Miko�aj b�dzie
tu spa� a pan razem z nim. I nie mog�em przekona� pana hrabiego, wi�c da�em
spok�j.
- Aha - hrabia co� tam sobie kontemplowa�. Co� przypomina�, dopasowywa� fakty.
Efekt by� mizerny, wi�c da� spok�j.
Wr�ci� Miko�aj z �azienki. Co prawda nie ogolony, jak zauwa�y� b�yskotliwie
hrabia, ale za to uczesany. Szybko wskoczy� w sw�j roboczy str�j, zarzuci� worek
na plecy i... ci�ko usiad� na ��ku.
- Co jest? - spyta� hrabia z trosk�.
- Kr�ci mi si� w g�owie.
- Mo�e cygaro?
- Czy to co� pomo�e?
- Nie wiem. Ale dobre cygaro nie jest z�e - powiedzia� sentencjonalnie hrabia.
- A... je�li tak, to ch�tnie skorzystam.
Lokaj domy�lnie pobieg� po pude�ko cygar hrabiego.
Zapalili. Miko�aj z lubo�ci� wci�gn�� dym, zakrztusi� si�, zakas�a� i u�miechn��
b�ogo.
- I co? Lepiej? - spyta� hrabia.
- Lepiej mo�e nie. Ale na pewno przyjemniej. Dzi�kuj� panu hrabiemu za pomoc,
piwo i cygaro. Ale naprawd� musz� ju� i��. Obowi�zki wzywaj�. Musz� si� wyrobi�
do �wi�t. A to ju� tylko kilka dni. Do widzenia panom - uk�oni� si� i wyszed� z
pokoju.
- I co o nim s�dzisz? - spyta� hrabia po d�u�szej chwili milczenia.
- A co ja mog� s�dzi� panie hrabio? Nie jestem s�dzi�. Ale wydaje mi si�, �e to
mi�y go��.
- My�lisz, �e go jeszcze kiedy� spotkamy?
- A bo ja wiem? - lokaj wzruszy� ramionami.
- Je�li za� chodzi o �wi�ta, to my�l�, �e powinni�my si� do nich jako�
przygotowa�.
- A po co od razu przygotowywa�? Przecie� wiadomo, �e ja dostan� od pana
hrabiego skarpetki, a pan hrabia ode mnie r�wnie�. Wystarczy jedna wyprawa do
sklepu.
- Racja - zgodzi� si� hrabia. - W takim razie p�jdziemy w g�ry na wycieczk�. A
co!
G�rskie szlaki wygl�daj� zim� przepi�knie. W zasadzie o ka�dej porze roku s�
przepi�kne. Tak w ka�dym razie uwa�a� hrabia Mordoklej, kt�ry g�ry kocha� ponad
�ycie chocia� by� tu dopiero drugi raz. Jako� si� nie sk�ada�o.
Ubrani w grube zimowe kurtki (Jan skutecznie wyperswadowa� hrabiemu jazd�
limuzyn�) i z plecakiem pe�nym gor�cej herbaty (w termosach oczywi�cie)
wyruszyli na w�dr�wk�. Na wszelki wypadek Jan zabra� jeszcze kilka ulubionych
cygar hrabiego, gdyby ten zacz�� marudzi�. Za to na piwo absolutnie i
kategorycznie si� nie zgodzi�. Nie tym razem.
Brn�li jaki� czas poprzez zaspy �niegu si�gaj�ce im do kolan, a czasami wy�ej.
Hrabia mia� przemoczone buty, Jan zacz�� poci�ga� nosem. Jednak nie poddawali
si�. Twardo trzymali si� planu, kt�rego celem by�o wej�cie na Giewont.
Wci�� pada� �nieg. A Jan coraz bardziej nie m�g� si� oprze� wra�eniu, �e
zb��dzili. Nie �eby mia� ku temu jakie� konkretne przes�anki, ale ju� od
d�u�szego czasu nie widzia� �adnych oznacze� szlaku. Nie wspominaj�c ju� o
jakichkolwiek �ladach ludzkiej obecno�ci. �a�owa�, �e nie zaopatrzyli si� w
map�.
Hrabia by� w bardziej optymistycznym nastroju. Spokojnie pal�c cygaro sta� na
wielkim kamieniu i czeka� a� Jan do��czy do niego z ci�kim plecakiem. W
mi�dzyczasie rozgl�da� si� wypatruj�c najlepszej trasy na kontynuacj� wycieczki.
Dalej ruszyli na wsch�d. Bez �adnych aluzji. Po prostu gdzie� tam, w�r�d chmur
hrabia wypatrzy� co�, co wygl�da�o na szczyt Giewontu.
Byli w�a�nie w po�owie drogi do Prze��czy Kondrackiej, kiedy hrabia
niespodziewanie potkn�� si� i wy�o�y� jak d�ugi w �niegu. Na chwil� znik� pod
bia�ym puchem. Zaraz jednak si� podni�s� i wyplu� resztki zgniecionego cygara.
- Fuck! - zakl�� nowocze�nie, po ameryka�sku.
- Shit! - zawt�rowa� mu lokaj, jako �e te� zna� troch� ten j�zyk. To znaczy
kilka najcz�ciej u�ywanych s��w takich jak "fuck" czy "shit".
Szybko wytrzepa� ze �niegu kurtk� hrabiego i poda� mu nowe cygaro.
- Potkn��em si� o co� - poskar�y� si� hrabia wskazuj�c na miejsce, w kt�rym
znajdowa� si� pow�d jego nieszcz�cia. Spod �niegu wystawa�o co�, co intryguj�co
b�yszcza�o w promieniach s�o�ca, kt�re nagle wysz�o zza chmur.
Nie zastanawiaj�c si� d�ugo hrabia upad� na kolana i zacz�� rozgrzebywa� �nieg.
Jan bez namys�u ruszy� z pomoc� swemu panu. Wkr�tce ich oczom ukaza� si� sporych
rozmiar�w kryszta� g�rski.
- To ma sens - mrukn�� do siebie hrabia - w ko�cu jeste�my w g�rach.
Wygrzebany kryszta� schowali do plecaka.
- I co teraz? Idziemy dalej czy wracamy? - spyta� Jan z nadziej�, �e hrabia
podniecony znaleziskiem nie b�dzie chcia� i�� dalej.
- Idziemy... (Jan westchn��) albo wracamy (Jan odetchn��). Zm�czy�em si� i piwa
bym si� napi�, a przy sobie nie mamy - tu spojrza� z nagan� na s�u��cego.
- Fajny. Bardzo fajny. Bardzo, bardzo ale to bardzo fajny - powiedzia� hrabia
ogl�daj�c uwa�nie kryszta�. - Je�li chcesz zna� moje profesjonalne zdanie, to...
jest niesamowicie fajny.
Jan nie chcia� zna� zdania hrabiego. Wzruszy� wi�c ramionami i dola� mu piwa.
Kiwn�� g�ow� przyjmuj�c do wiadomo�ci profesjonalne zdanie.
- Ty, s�uchaj! - podnieci� si� nagle hrabia. - A mo�e on ma magiczn� moc?
Lokaj wzni�s� oczy ku niebu i cicho westchn��. Zaraz jednak przywr�ci� na twarz
kamienny spok�j.
- No bo co by tam robi� zwyk�y kryszta�? No i ja na niego wpad�em. Co� w tym
musi by�. Tylko jak to dzia�a? Zastan�wmy si�... Chc� natychmiast skrzynk� piwa!
- wyda� rozkaz kryszta�owi.
Czekali chwil� ale nic si� nie sta�o. Mr�wki wznowi�y sw�j marsz po kraw�dzi
okna.
- Mo�e pan hrabia powinien sprecyzowa�... - zasugerowa� Jan.
- Racja - hrabia pacn�� si� d�oni� w czo�o. - �e te� sam na to nie wpad�em...
Chc� natychmiast dwadzie�cia butelek Per�y Chmielowej... Abra kadabra - doda� po
chwili namys�u.
Znowu nic si� nie wydarzy�o.
- Eee... Jaka� lipa - hrabia by� co najmniej zawiedziony. - Zwyk�y kryszta�...
Ale jednak fajny. Bardzo fajny. Zatrzymam go sobie. B�d� mia� �adn� pami�tk� z
g�r.
- Mo�e pan hrabia kaza� �adnie oprawi� i postawi� nad kominkiem.
- Te� prawda - zgodzi� si� Mordoklej.
Nast�pny dzie� by� wigili� �wi�t Bo�ego Narodzenia. Od samego rana w mie�cie
panowa� wzmo�ony ruch. Ka�dy gdzie� si� spieszy� chc�c zd��y� do wieczora z
przygotowaniami. Ostatnie zakupy, ko�czenie porz�dk�w, ostateczne polerowanie
but�w i mosi�nych ga�ek na por�czach schod�w. I (najwa�niejsze) kucharzenie,
pitraszenie, gotowanie, sma�enie, pieczenie, niekiedy nawet p�dzenie...
destylowanie znaczy si�.
Oczywi�cie nie wszystkich to dotyczy�o. Niekt�rzy spokojnie wstali, zjedli
�niadanie i oko�o po�udnia ruszyli na poszukiwanie gwiazdkowych prezent�w.
Hrabia i Jan rozdzielili si� przy poczcie g��wnej i um�wili w tym samym miejscu
za dwie godziny. Przez ten czas mieli znale�� i zakupi� prezenty dla siebie.
Hrabia Nepomucen w pierwszej chwili wpad� w kontrolowan� panik� spowodowana
wymuszon� samodzielno�ci�. Uda�o mu si� jednak to opanowa�.
Zacz�� powoli i�� w g�r� ulicy. Strasznie go n�ci�y mijane po drodze knajpki,
kawiarnie i puby. Z racji swego zami�owania degustatorskiego ka�d� ch�tnie by
odwiedzi�. Ale nie mia� na to czasu. Te dwie godziny to stanowczo zbyt ma�o.
Spotkali si� ponownie w um�wionym miejscu o um�wionym czasie. Obaj mieli
identyczne siatki i zapewne identyczny prezent w �rodku. Hrabia pogryza�
snickersa.
Zadowoleni z �up�w �wi�tecznych wr�cili do hotelu.
- Fuck! - zakl�� hrabia wszed�szy do pokoju.
- To ju� by�o panie hrabio - upomnia� go lokaj. - Prosz� wymy�li� co�... Shit!
- No w�a�nie - zgodzi� si� hrabia Mordoklej. - Kto� tu by�.
- I nie�le imprezowa�.
Ca�y pok�j by�, jak to si� m�wi, wywr�cony do g�ry nogami. Oczywi�cie nie
dos�ownie, gdy� pokoje nie maj� n�g. Poza tym ��ka wci�� sta�y na pod�odze a
nie na suficie. Ale nie by�o ani jednej rzeczy, kt�ra by si� znajdowa�a na swoim
miejscu. Wszystko by�o porozrzucane, jakby przez pok�j przeszed� pot�ny
huragan.
- To nie do pomy�lenia, co si� wyprawia w tym hotelu. Natychmiast id� zg�o�
skarg� do dyrektora!
Jan jednak oci�ga� si� z wyj�ciem.
- Panie hrabio - odezwa� si� nie�mia�o. - Ja chyba wiem o co chodzi. To znaczy
nie jestem pewien, ale mam jakie� niejasne przeczucie.
- No? M�w!
- Obawiam si�, �e kto� poszukiwa� kryszta�u pana hrabiego.
- Ale kto? Przecie� nikt nie wiedzia�, �e go mamy.
- Tego nie wiemy. Mo�e kto� widzia� jak go zabieramy ze sob�?
- To m�g� go nie gubi� - zdenerwowa� si� hrabia. - Na szcz�cie kryszta� jest
dobrze schowany i go nie znajd�. Dobrze go schowa�e�? - upewni� si�.
- Bardzo dobrze panie hrabio.
- No to teraz trzeba tu posprz�ta�.
Jako �e nie chcieli rozg�asza� sprawy, wezwanie pokoj�wki nie wchodzi�o w gr�.
Zreszt� Jan mia� wieloletnie do�wiadczenie w sprz�taniu gorszych ba�agan�w,
niekiedy nawet pogorzelisk, wi�c i z tym nie mia� wi�kszego problemu. Hrabia
nadzorowa� wszystko z cygarem w z�bach. W mi�dzyczasie wypi� trzy piwa.
- Ale si� zm�czy�em - westchn�� kiedy Jan ustawi� ostatnie krzes�o. - Nie mia�em
poj�cia, �e nadzorowanie jest tak� ci�k� prac�. Musz� odpocz��.
Wieczorem w sali balowej mia�a miejsce wieczerza wigilijna dla go�ci hotelu.
Kilkadziesi�t os�b zasiad�o przy d�ugim stole, na kt�rym znajdowa�o si�
dwana�cie rodzaj�w potraw i jeszcze troch�.
- �ee... Nie ma piwa - skrzywi� si� Nepomucen.
- Spoko panie hrabio. Mo�e jako� pan wytrzyma. Proponuj� zaj�� si� karpiem.
Wygl�da rewelacyjnie.
Tradycja dzielenia si� op�atkiem stworzy�a okazj� do poznania nowych os�b. Tak
wi�c wkr�tce kr�puj�ce milczenie ust�pi�o gwarowi, samotne osoby przesta�y by�
samotne, pary ��czy�y si� w tr�jk�ty i wielok�ty. Zrobi�o si� bardziej swojsko,
rodzinnie. Tak�e hrabia Mordoklej pozna� par� nowych os�b.
- Dobry wiecz�r - powiedzia� nieznajomy podchodz�c z op�atkiem. - Nazywam si�
Don Kaszel z La Manczy. A oto moja wierna s�u��ca i tego... Sanczo Ponczo (czyt.
Sancho Poncho).
- Ja jestem hrabia Nepomucen Mordoklej a to Jan, m�j niepokorny aczkolwiek
niezast�piony lokaj, przyjaciel, powiernik i stra�nik piecz�ci.
- Jakiej piecz�ci? - zainteresowa� si� Don Kaszel.
- Firmowej - za�artowa� hrabia. - �artowa�em. Takiej zwyk�ej, drewnianej, z
symbolem mojego herbu. Wi�cej niestety nie mog� powiedzie�. �wiat nie jest na to
jeszcze przygotowany.
Milczeli przez chwil� a �nieg za oknem sypa� coraz mocniej. Niezr�czn� cisz�
przerwa� hrabia.
- Ona jest kobiet�? - spyta� wskazuj�c na Sanczo Ponczo.
- Odk�d pami�tam to tak - odpar� Don Kaszel. - Nie s�dz�, �eby co� si� zmieni�o
je�li pan hrabia wie, co mam na my�li - mrugn�� znacz�co.
- Chodzi o gotowanie dobrych obiad�w? - zgadywa� Nepomucen.
- Te� - Don Kaszel uzna�, �e nie ma sensu wnika� g��biej w to zagadnienie. - Ale
mu ty gadu-gadu a trzeba uczyni� tradycji zado��.
Prze�amali si� op�atkiem ze sob�, z Janem i Sanczo Ponczo, potem jeszcze z
paroma przypadkowymi osobami, kt�re by�y w pobli�u. Wreszcie zasiedli do sto�u.
Tym razem w bliskim s�siedztwie.
- Co pa�stwo robi� tak daleko od La Manczy? - spyta� hrabia. - O ile si�
orientuj� to kawa�ek drogi st�d.
Don Kaszel prze�kn�� k�s ryby i wytar� usta serwetk�. Jan w tym czasie zacz��
zaleca� si� do Sanczo Ponczo. Poruszy� �miesznie brwiami i zrobi� ustami rybk�.
Sanczo Ponczo zachichota�a.
- No c� drogi panie hrabio. M�g�bym wszystko zgoni� na wyuzdan� wyobra�ni�
autora ale nie zrobi� tego. Po co biedaka dodatkowo dobija�? Wystarczy, �e
zrobi� to czytelnicy. Pow�d naszego przybycia jest bardzo prozaiczny.
Przyjechali�my tu na ferie zimowe i bal sylwestrowy. Czy pan hrabia b�dzie na
nim obecny?
- Bal? Hmm... Czemu nie. Bardzo lubi� bale. Zw�aszcza bale kostiumowe. Zazwyczaj
wygrywam konkursy na najlepsze przebranie.
- A za kogo pan hrabia si� przebiera, je�li mo�na wiedzie�?
- Za nikogo. I to jest w�a�nie najdziwniejsze.
Nagle drzwi na sal� eksplodowa�y deszczem drzazg i zanim dym opad�, do �rodka
wbieg�o trzech zamaskowanych m�czyzn. Szybkim krokiem podeszli do hrabiego i
chwyciwszy go za r�ce i nogi wynie�li z sali. Ca�a akcja trwa�a zaledwie kilka
sekund. Zanim ktokolwiek si� zorientowa�, by�o ju� po wszystkim.
- O rety - j�kn�� Jan odrywaj�c si� od Sanczo Ponczo. - Kto� porwa� hrabiego. Co
ja teraz zrobi�? - po czym wr�ci� do przerwanej czynno�ci �ciemniania czy jak
kto woli - flirtowania.
Siedzieli w pokoju we tr�jk�: Jan, Don Kaszel i Sanczo Ponczo. Jan ca�y czas
biadoli� o porwaniu hrabiego i o tym, �e nic nie zrobi�, �eby temu zapobiec. Nie
przeszkadza�o mu to jednak co chwil� zerka� na Sanczo Ponczo.
- Uspok�j si� - Don Kaszel po�o�y� mu d�o� na ramieniu. - To sta�o si� tak
szybko, �e nikt z nas nie zd��y� zareagowa�. To byli zawodowcy. Domy�lasz si�
chocia� motyw�w porwania?
- Nie mam poj�cia - sk�ama� Jan. - Hrabia nigdy nikomu w niczym nie zaszkodzi�.
Jego na�ogiem by�o tylko piwo.
- A kobiety i �piew?
- Hrabia nie przepada� za kobietami. Nie �eby by� nie ten tego, ale dlatego, �e
dosta� kiedy� kosza i by� do nich uprzedzony. A �piewa� wy��cznie pod
prysznicem. Sugeruje pan, �e komu� nie spodoba�y si� jego piosenki?
- Nic nie sugeruj�. Rozwa�am tylko...
Rozwa�ania Don Kaszla przerwa� dra�ni�cy d�wi�k telefonu. Po trzech sygna�ach
Jan odebra�.
- S�ucham - g�os mu dr�a�.
- S�uchaj uwa�nie bo nie b�d� powtarza� - us�ysza�.
- No przecie� s�ucham...
- Je�li chcesz zobaczy� swojego hrabiego w jednym kawa�ku, to za godzin�
przyniesiesz kryszta� tam, sk�d go wzi�li�cie.
- A je�li nie chc�? - zaryzykowa� Jan. Stara� si� zyska� na czasie chocia� sam
nie wiedzia� dlaczego. Rozm�wca milcza�. - No dobra, chc�. Ale za godzin� mi si�
nie uda. Po pierwsze primo jest noc i nie wolno chodzi� w nocy po g�rach. A po
drugie primo to za daleko. Nawet gdybym bieg� to nie zd���.
G�os po drugiej stronie westchn�� cicho.
- No to przywie� go t� swoj� bia�� limuzyn� do Ku�nic. Ko�o kolejki na Kasprowy.
- A jak ci� rozpoznam?
- Ja ci� rozpoznam - porywacz roz��czy� si�.
Jan od�o�y� s�uchawk�. Zastanawia� si�, ile mo�e powiedzie� Don Kaszlowi, kt�ry
ju� najwyra�niej zacz�� si� niecierpliwi�. Zdecydowa� jednak nie wyjawia� wi�cej
ni� to by�o konieczne.
- Mam si� spotka� z porywaczami. Tam ustalimy warunki wypuszczenia hrabiego. By�
mo�e hrabia nigdy nie b�dzie ju� m�g� �piewa� pod prysznicem - za�mia� si� ze
swojego dowcipu. Ale zaraz spowa�nia�, gdy� nikt nie podziela� jego czarnego
humoru.
- Pojedziemy we tr�jk� - zaproponowa� Don Kaszel. - Przyda ci si� pomoc w razie
czego.
- W razie czego lepiej �ebym pojecha� sam. Ale mo�ecie mnie odprowadzi� do
samochodu - zerkn�� �akomie na Sanczo Ponczo.
Zeszli do gara�u, gdzie sta�a bia�a limuzyna hrabiego.
- Mo�e jednak zgodzisz si� na nasze towarzystwo? - nalega� Don Kaszel.
- Nie, dzi�kuj� - Jan otworzy� drzwiczki.
W tym momencie silne uderzenie w ty� g�owy pozbawi�o do przytomno�ci.
Kiedy si� ockn��, le�a� sam w gara�u. Nie by�o ani Don Kaszla ani Sanczo Ponczo
ani, co gorsza, samochodu.
- No to teraz mam przer�bane jak w Bolka trampki. - mrukn�� z trudem podnosz�c
si� na nogi. - Ani hrabiego ani kryszta�u ani limuzyny.
Powl�k� si� do opustosza�ego o tej porze baru i zam�wi� najmocniejszego drinka
jaki umia� przyrz�dzi� barman. Chcia� si� zala� w trupa ale trunkiem z klas� a
nie byle pryt� czy rozrabianym spirytusem. Zreszt� do tej pory by� abstynentem a
to mia� by� jego pierwszy raz. Inauguracja musia�a mie� konkretny poziom.
Barman zauwa�y�, �e jego klient ma jaki� problem ale widzia� te�, �e nie chce o
tym na razie rozmawia�. Zachowa� wi�c dyskrecj� i powstrzyma� ciekawo�� do czasu
a� alkohol sam rozwi��e mu j�zyk. A umia� robi� takie fiko�ki, na kt�rych efekt
nie trzeba by�o d�ugo czeka�. Lojalnie jednak ostrzeg� Jana:
- Prose uwaza�. Ten drink to "g�ra cy".
- Nie rozumiem.
- Widzi pan, biezemy sklanecke wina... no dwie... g�ra cy i wlewamy do garnka.
P�niej biezemy sklanecke piwa... no dwie... g�ra cy i wlewamy do tego samego
garnka. Nast�pnie sklanecke w�decki... no dwie... g�ra cy i wlewamy to tegos
samego garnecka. Na koniec bierzemy sklanecke koniacku... no dwie... g�ra cy i
wlewamy do garnka. Garnek stawiamy na ogniu i miesaj�c gzejemy cas jaki�.
P�niej nalewamy i pijemy sklanecke... no dwie... g�ra cy. Po wypiciu
wstajemy... robimy krocek... no dwa... g�ra cy.
- Zaryzykuj� - westchn�� Jan. - Akurat w tej chwili to chyba by�oby najlepsze
rozwi�zanie.
Barman wzruszy� ramionami, na wszelki wypadek zainkasowa� nale�no�� z g�ry,
straci� nadziej� na wylewno�� klienta i po kilku minutach postawi� przed go�ciem
rzeczonego drinka. Jan patrzy� jak urzeczony w mieni�cy si� wszystkimi barwami
t�czy nap�j. Policzy� w my�lach do trzech, zamkn�� oczy i jednym haustem po�kn��
zawarto�� szklaneczki.
W pierwszej chwili nic nie poczu�. Ju� mia� zg�osi� reklamacj� kiedy nagle po
ca�ym jego ciele rozesz�o si� przyjemne ciep�o. Jednak w og�le nie czu�
ot�pienia jak si� spodziewa�. Wr�cz przeciwnie, rozsadza�a go energia. Poczu�
niepohamowan� ch�� podzielenia si� z barmanem swoim problemem. Najpierw jednak
nierozwa�nie postanowi� si� przej��. Wsta�, zrobi� krok, drugi, trzeci...
Kiedy si� ockn��, le�a� sam w... Nie, to ju� by�o. Tym razem zamiast w gara�u
znajdowa� si� w pokoju, we w�asnym ��ku. I nie by� sam. Obok, na krze�le
siedzia� hrabia Mordoklej.
- O! Pan hrabia - ucieszy� si� Jan. - Dzie� dobry.
- Ale� si� chla� jak �winia, z�amasie! - wygarn�� mu Nepomucen bez ogr�dek. - To
znaczy durniu! Wstyd przed lud�mi!
- A bo panie hrabio - j�kn�� przybity lokaj - to wszystko mnie przeros�o - i
opowiedzia� wszystko, co si� wydarzy�o od chwili porwania Mordokleja.
- ...I postanowi�em si� zala�. Uda�o mi si� nawet szybciej ni� przypuszcza�em -
doda� z dum�. - A co u pana hrabiego?
- Co u mnie? - zamy�li� si� Nepomucen. - No wi�c po tym, jak mnie porwali i
zapakowali do takiego fajnego samochodu, co to i lata� potrafi, udali�my si� na
Giewont. Ten krzy� co tam jest, to on si� podnosi i pod nim jest zej�cie w g��b
g�ry. A tam najnowsze cude�ka techniki. W�a�ciwie to bardziej ni� najnowsze, bo
oni s� z przysz�o�ci. A ta ca�a g�ra jest, �e tak powiem, stacj� transferow�.
Tamt�dy tury�ci z przysz�o�ci udaj� si� do naszych czas�w. A ci, co mnie
porwali, zajmuj� si� obs�ug� tej ca�ej maszynerii. Nad��asz?
Jan pokiwa� g�ow�, chocia� oczy mia� ju� wielkie jak spodki. Jednak obcuj�c na
codzie� z hrabi� i jego niekonwencjonalnymi szale�stwami ma�o co by�o w stanie
go zadziwi�.
- No wi�c do uruchomienia tego urz�dzenia potrzebny jest kryszta�. To jaki�
specjalny, sztucznie wytworzony materia� o specyficznych w�a�ciwo�ciach. No i
kto� im wykrad� ten kryszta�, �eby nie uruchomili maszyny. A potem go zgubi�.
- A sk�d pan hrabia wie to wszystko? - zdziwi� si� lokaj. - Powiedzieli panu?
- Cz�� powiedzieli, cz�� pods�ucha�em, cz�� skojarzy�em. A autor dopisa�
reszt�. A co? Zbyt nieprawdopodobne?
- Czy ja wiem - Jan wzruszy� ramionami i podrapa� si� po resztkach siwych w�os�w
za uchem. - Ca�a ta historia od chwili wyjazdu z domu wydaje si�
nieprawdopodobna. Jedno nieprawdopodobie�stwo wi�cej nie robi r�nicy.
Zastanawia mnie tylko, �e skoro ten kryszta� jest taki wa�ny, to dlaczego go
lepiej nie pilnowali?
- Widzisz, ta kryj�wka pod Giewontem jest bardzo dobra. Wej�cia nie da si�
otworzy� przypadkiem i byle komu. Spos�b znaj� tylko ci z obs�ugi. Nawet tury�ci
z przysz�o�ci by nie potrafili. Wi�c olali �rodki ostro�no�ci i zaniechali
pilnowania. C�, pewno�� siebie ich zgubi�a. Kto� si� jednak zakrad� i zabra�
kryszta�. Oni my�leli, �e to my, ale ju� tak nie my�l�. To musia� by� kto� z
przysz�o�ci, kto umia�by otworzy� wej�cie pod Giewont. Kto�...
- Don Kaszel! - krzykn�li jednocze�nie.
- A teraz znowu ma kryszta� - lokaj opad� na poduszk�. Kac si� jeszcze nie
sko�czy�. G�owa da�a o sobie zna�. Jan przyrzek� sobie nigdy wi�cej nie rusza�
alkoholu w celach konsumpcyjnych.
�niadanie zjedli wsp�lnie. Tym razem Jan nie musia� us�ugiwa�, od tego by�a
s�u�ba hotelowa. Czu� si� troch� nieswojo, ale hrabia stanowczo �yczy� sobie
zje�� razem ze swoim s�u��cym i przyjacielem. Tym bardziej, �e teraz ��czy�a ich
wsp�lna sprawa.
- Pan hrabia nie powiedzia� jeszcze, jak mu si� uda�o uciec.
- Ano nie powiedzia�em, bo nie uciek�em. Sami mnie wypu�cili jak si� okaza�o, �e
to nie my wykradli�my kryszta�. Sprawdzili mi co� w m�zgu i wtedy uwierzyli. Ale
obieca�em im go dostarczy� najszybciej jak to tylko mo�liwe.
Jan od�o�y� posmarowana mas�em kromk�.
- Ale przecie� nie mamy kryszta�u - zauwa�y� rezolutnie.
- Nie mamy - zgodzi� si� Mordoklej u�miechaj�c si� rozbrajaj�co i �ykn�� piwa. -
Pewnie zaraz tu przyjd� a my im opowiemy o swoich przypuszczeniach dotycz�cych
Don Kaszla... O, to chyba oni - doda� ws�uchuj�c si� w kroki za drzwiami.
Istotnie. Chwil� potem do pokoju wesz�o bez pukania trzech m�czyzn. Hrabia
zapozna� ich ze swoim lokajem i w skr�cie opowiedzia� o sytuacji. Ludzie z
przysz�o�ci wygl�dali na zmartwionych.
- Niedobrze - odezwa� si� jeden z nich. - Gdzie� musi si� znajdowa� druga stacja
transferowa. A kryszta� jest niezb�dny do otwarcia kana�u czasoprzestrzennego.
Wygl�da na to, �e kto� zajmuje si� nielegalnymi podr�ami w czasie.
- Nie kto� tylko Don Kaszel - wtr�ci� hrabia.
- Ale dlaczego zabrali wasz kryszta�? - zainteresowa� si� Jan. - Przecie� skoro
s� z przysz�o�ci, to musieli si� jako�� dosta� w nasze czasy. Mieliby w�asny
kryszta�.
- Potrzebne s� dwa kryszta�y - wyja�ni� go��. - Jeden w przysz�o�ci do skoku w
tera�niejszo�� i jeden teraz do skoku w przysz�o��. Wyja�nienia mog� by� dwa.
Albo nie chc� mie� konkurencji albo nie maj� swojego kryszta�u tutaj. To znaczy
teraz. A mo�e wyja�nienie jest ca�kiem inne? Nie wiem.
- Teraz najwa�niejsze, �eby�my ich odnale�li i odebrali kryszta� - doda� drugi
cz�owiek z przysz�o�ci.
- Taa... Po�egnamy wi�c pan�w i udamy si� na poszukiwania - skierowali si� do
drzwi.
- Gdzie? Dok�d? - uni�s� si� hrabia z krzes�a. - Idziemy z wami. Nie
zapominajcie, �e maj� nasz� limuzyn�.
Ludzie z przysz�o�ci popatrzyli na siebie jakby naradzali si� bez u�ycia s��w. W
ko�cu jeden z nich kiwn�� przyzwalaj�co g�ow�.
- Dobra. Chod�my.
Dzie� by� mro�ny chocia� s�oneczny. Na szcz�cie (a mo�e niestety, zale�y co kto
lubi) �nieg nie pada�. W krystalicznie czystym powietrzu wida� by�o okoliczne
szczyty. Giewont majestatycznie g�rowa� nad miastem.
Pi�ciu m�czyzn wysz�o z hotelu i wsiad�o do zaparkowanego nieopodal samochodu.
Skierowali si� ku najmniej ucz�szczanej drodze i tam, upewniwszy si�, �e nikt
ich nie obserwuje, unie�li si� wysoko do g�ry tak, �e z ziemi byli prawie
niewidoczni. Co najwy�ej okoliczne ptactwo si� dziwi�o.
- I co? Gdzie ich szuka�? - spyta� hrabia Mordoklej.
- Jeszcze nie wiemy - odpar� cz�owiek z przysz�o�ci usilnie wpatruj�c si� w
tajemniczy przyrz�d, kt�ry r�wnie dobrze m�g� by� radarem jak i nowoczesn�
kuchenk� mikrofalow�. - Musimy czeka�, a� zaktywuj� kryszta�. Wtedy odbierzemy
sygna� i namierzymy ich w minut� osiem.
- Czy zd��ymy?
- Tego nie wie nikt. Kryszta� musi by� aktywizowany na kilkana�cie minut przed
u�yciem w celu zebrania odpowiedniej ilo�ci energii. B�dziemy wi�c mie�
kilkana�cie minut od chwili odebrania sygna�u.
- Ma�o - westchn�� hrabia.
Jan w milczeniu wygl�da� przez okno. Wysoko��, na jakiej si� znajdowali, robi�a
na nim wra�enie. Niespodziewanie u�wiadomi� sobie, �e cierpi na l�k przestrzeni,
wysoko�ci i arachnofobi�, chocia� tego ostatniego nie by� do ko�ca pewien.
Nie�wiadomie coraz mocniej zaciska� d�onie na oparciach foteli a� mu palce
pobiela�y. Zamkn�� oczy i postanowi� ich nie otwiera�, dop�ki nie znajd� si� z
powrotem na ziemi.
- Mam go! - krzykn�� nagle operator radaru chwil� potem jak odezwa� si�
brz�czyk. - Namierzam... Podaj� wsp�rz�dne...
Szybko wykrzykn�� serie liczb wprost do ucha kierowcy-pilota, kt�ry skierowa�
samoch�d ku ziemi.
Jan wyczu� zmiany w spokojnym dot�d locie i nieopatrznie otworzy� na chwil�
oczy. Natychmiast po�a�owa� tego nieprzemy�lanego odruchu. Ujrza� bowiem
gwa�townie zbli�aj�c� si� ziemi� i �o��dek podszed� mu do gard�a, dusza do
ramienia a serce gdzie� w okolice uszu. �niadanie te� mu podesz�o, ale
powstrzyma� je d�oni�.
Kierowca co� tam mrucza� pod nosem z satysfakcj�. Wkr�tce ich oczom ukaza� si�
czarny, sportowy samoch�d mkn�cy ulic� pod nimi. Wyr�wnali lot i przez chwil�
lecieli za nim. W ka�dym razie dop�ki by�y zakr�ty. Na prostej wyprzedzili
samoch�d uciekinier�w i wyl�dowawszy na �rodku drogi zmusili go do zatrzymania
si�.
Nie by�o to jednak takie proste jakby si� mog�o wydawa�, o nie. Tylko w tanich
powie�ciach lub filmach sensacyjnych (np. o Mc'Gyverze) dobrym bohaterom zawsze
si� wszystko udaje. W dobrej literaturze musi by� wi�cej przeszk�d, �eby
czytelnik nie czu� si� zawiedzony.
Kierowca czarnego samochodu ryzykuj�c utrat� zdrowia, �ycia i zawieszenia
postanowi� dostarczy� czytelnikom troch� emocji. Nie zwalniaj�c zjecha� z drogi
i gna� dalej po polu kieruj�c si� w stron� lasu. Zyska� tym samym kilka cennych
sekund.
- Cholera - zakl�� cz�owiek z przysz�o�ci i z piskiem opon ruszy� w po�cig.
�nieg rozbryzgiwa� si� na boki.
Jan kolejny raz zacisn�� mocno oczy wyczuwaj�c u siebie pierwsze symptomy l�ku
nadmiernej pr�dko�ci czy jak to si� tam nazywa. Zat�skni� za limuzyn�, gdzie
jako kierowca mia� wszystko pod kontrol� i nigdy nie przekracza� 160 km/h. Przy
okazji zauwa�y�, �e uciekinierzy nie jechali samochodem hrabiego. Musieli go
wi�c gdzie� ukry�. Tylko gdzie?
Tymczasem czarny samoch�d wjecha� na le�n� drog� i przyspieszy�. Kierowca mia�
gigantyczny refleks, �e si� jeszcze nie rozbi� i nie mia� nawet takiego zamiaru.
Hrabia natomiast zjad� prawie p� swojego cygara, gdy� z wra�enia zapomnia� go
zapali�. Jego nerwy chyba te� by�y troch� napi�te.
Szybka jazda po le�nych drogach i to na dodatek w zimie ma to do siebie, �e
gwa�townie podnosi poziom adrenaliny w �y�ach. Poza tym jest szalenie
niebezpieczna i niebezpieczne szalona. I w wi�kszo�ci przypadk�w kierowca
wcze�niej czy p�niej (je�li nie zwolni) pope�nia b��d, drobny b��d, wr�cz
niedostrzegalny a jednak brzemienny w skutkach, gdy� definitywnie ko�cz�cy
jazd�.
Pasa�erowie obu samochod�w liczyli na ten b��d u przeciwnika. Kierowcy nie
liczyli, bo byli zbyt zaj�ci prowadzeniem i deptaniem peda��w gazu.
Drzewa �miga�y niebezpiecznie blisko bok�w samochod�w. Hrabia ju� jaki� czas
temu nie wytrzyma� i zjad�szy cygaro poszed� w �lady swego lokaja - zamkn��
oczy.
W ko�cu jednak musia�o si� sta� to, co nieuniknione w g�rskich lasach. Droga
umo�liwiaj�ca jazd� si� sko�czy�a zmuszaj�c kierowc�w obu samochod�w do
zatrzymania si�.
Hrabia nie�mia�o otworzy� lewe oko a Jan prawe. Don Kaszel jednak nie zamierza�
si� podda�. Razem z Sanczo Ponczo uciekali dalej na piechot� brn�c po kolana w
�niegu. Ludzie z przysz�o�ci ruszyli za nimi i po chwili znikli hrabiemu z oczu.
Lokaj razem ze swym panem powoli wygrzebali si� z samochodu. Nogi si� pod nimi
ugina�y, bynajmniej nie ze zm�czenia. Jak us�u�nie poda� hrabiemu ostatnie
cygaro, jakie mu zosta�o.
Niespiesznie zbli�yli si� do stoj�cego nieopodal czarnego samochodu. Hrabiego
zainteresowa� le��cy na siedzeniu pasa�era plecak. Targni�ty dziwnym i nie
daj�cym si� wyja�ni� przeczuciem otworzy� go i wyj��... pude�ko cygar. C�, co
prawda spodziewa� si� raczej kryszta�u, ale limit �ycze� zosta� ju� chyba
wyczerpany.
Poda� pude�ko Janowi, kt�ry schowa� je za pazuch�. W ten nietypowy spos�b
zrekompensowali sobie niewygody podr�y. W ka�dym razie je�li chodzi o hrabiego.
Na powr�t ludzi z przysz�o�ci czekali ponad godzin�. Nie doczekawszy si� wzi�li
samoch�d Don Kaszla i wr�cili do miasta.
Pierwsze swe kroki hrabia Mordoklej skierowa� do baru, �eby ugasi� pragnienie
boskim napojem z piank�. Lokaj pos�usznie poszed� za nim, jednak przezornie
zam�wi� sok pomara�czowy bez wzmocnienia.
- No i samoch�d diabli wzi�li - odezwa� si� w ko�cu Nepomucen wycieraj�c pian� w
r�kaw.
- Ano wzi�li panie hrabio - odrzek� smutno Jan.
- B�dziemy mieli problem z powrotem do domu.
- Ano b�dziemy mieli panie hrabio.
- Ciekawe, czy uda�o im si� z�apa� Don Kaszla.
- Ano ciekawe panie hrabio.
- Ale ty mnie wkurzasz - zirytowa� si� Mordoklej. - P�yta ci si� zaci�a czy co?
- A jako� tak panie hrabio. To wszystko tak dziwnie si� pouk�ada�o.
Spodziewa�bym si� jakiego� innego zako�czenia. By�o ju� tak fajnie: ucieczka,
po�cig... I co? Wszyscy pewnie ju� si� napalili na co� ciekawego. A co dostali?
Spokojny powr�t do miasta. Zawiod�em si� na autorze, oj bardzo zawiod�em.
- Chcesz wraca� do lasu i goni� Don Kaszla?
- Teraz to ju� chyba nie ma sensu. Autor odwali� kich�, kt�rej nie da si�
naprawi� wznowieniem po�cigu. Kr�tko m�wi�c da� po zaworach. Chyba lepiej
poczeka� i zobaczy�, co z tego wyniknie.
Trudno si� by�o hrabiemu nie zgodzi� z tym logicznym poniek�d rozumowaniem Jana.
Je�liby si� g��biej zastanowi� nad t� ca�� sytuacj�, to chyba tylko nag�y atak
glon�w m�g�by jako� j� uratowa�. Albo przynajmniej przej�cie Jana na ciemn�
stron� mocy.
Tymczasem lokaj ani my�la� nigdzie przechodzi�. W takim razie hrabia zam�wi�
kolejne piwo i potruchta� do toalety w celu obni�enia ci�nienia w p�cherzu.
Sikn�� zdrowo nuc�c pod nosem "Toccat� i Fug� d-moll" w wersji disco polo.
Kiedy wr�ci� do stolika, Janowi towarzyszy�o dw�ch ludzi z przysz�o�ci.
- Z�apali�my ich i znale�li�my wasz samoch�d - pochwali� si� pierwszy.
- Ale w zamian chcieliby�my odzyska� aktywator - doda� drugi.
- Jaki aktywator?
- W ich samochodzie znajdowa� si� aktywator. By� w prostok�tnym pude�ku.
- Cygara? - domy�li� si� hrabia.
- W�a�nie. Mogliby�my prosi� o ich zwrot?
- No c�, jedno wypali�em. Ale odkupi� wam, je�li to takie wa�ne.
- CO?!? - ludzie z przysz�o�ci zerwali si� na r�wne nogi. - Wypali� pan
aktywator? To niemo�liwe!
- Dlaczego? To by�o jedno z lepszych cygar - u�miechn�� si� hrabia na
wspomnienie smaku u�ywki.
- Ale przecie� aktywator jest niepalny.
- Ale� jest jak najbardziej palny! Chod�my na g�r�, to wam poka�� jak sie
puszcza k�ka z dymu.
Pude�ko cygar le�a�o tam, gdzie je wcze�niej po�o�y� czyli na stoliku.
Zdecydowanym krokiem podszed� do niego i otworzy�.
By�o puste.
- Cygara! - krzykn�� Mordoklej.
- Aktywator - j�kn�li ludzie z przysz�o�ci.
- Kto� musia� si� w�ama� i je ukra��.
- Nie by�o �ladu w�amania panie hrabio - zameldowa� Jan ogl�daj�c dok�adnie
drzwi.
- A Don Kaszel i Sanczo Ponczo s� dobrze pilnowani - doda� cz�owiek z
przysz�o�ci.
- Wi�c kto? - spyta� Nepomucen.
- Jak nic tylko s�u�ba hotelowa.
- Niech no ja j� tylko...
Przerwa� mu g�o�ny huk. Budynek zatrz�s� si� a szyby w oknach zadr�a�y. Hrabia
zerkn�� podejrzliwie na sw�j brzuch, czy przypadkiem mu w nim nie burcza�o z
g�odu, a wszyscy tym czasem wybiegli na korytarz.
Drzwi w ostatnim pokoju by�y jakby wepchni�te lub raczej wessane z wielk� si��
do �rodka. Razem z innymi ciekawskimi go��mi poszli zobaczy�, co si� sta�o.
Ale niewiele by�o do ogl�dania. Ze �cian zesz�a tapeta, drzwi, st� i kilka
krzese� stanowi�o teraz nowoczesn� form� rze�by. To znaczy ich resztki tworzy�y
bez�adn� mas� drzazg. Tu� obok le�a�o cygaro.
- Aktywator - szepn�� cz�owiek z przysz�o�ci podnosz�c artefakt. Pow�cha�. -
Nie, faktycznie cygaro.
- Mo�e w pude�ku cygar tylko jedno by�o aktywatorem - podsun�� hrabia.
- Mo�liwe.
- A co to w�a�ciwie jest ten aktywator? - spyta� w ko�cu Jan.
- Do podr�y w czasie potrzebne s� trzy g��wne elementy. Krzysta�, jak ju�
panowie wiedz�, s�u�y do gromadzenia energii. To swego rodzaju akumulator.
Komputer steruj�cy ca�ym procesem i komunikuj�cy si� z przysz�o�ci� czyli stacj�
docelow� znajduje si� pod Giewontem. A aktywator bezpo�rednio otwiera kana�
transferowy w najbli�szym swoim s�siedztwie i przerzuca obiekt do celu. Tak si�
sk�ada, �e kryszta�, komputer i aktywator nie musz� by� w tym samym miejscu,
mog� si� znajdowa� w promieniu nawet kilku kilometr�w. Ale z oczywistych
wzgl�d�w najlepiej jak proces odbywa� si� na stacji transferowej. Mo�na wszystko
kontrolowa�.
- Zaraz, zaraz - hrabia skompilowa� sobie w g�owie kilka fakt�w. - Czy to
znaczy, �e go�cia przerzuci�o do przysz�o�ci?
- W zasadzie tak. Je�li nie rozsmarowa�o go po drodze... w�a�ciwie po czasie.
Mia� pan du�o szcz�cia trafiaj�c na zwyk�e cygaro. Aktywator nietrudno
uruchomi�, a kryszta� zd��y� zgromadzi� energi�. Inna sprawa, �e to ciekawy
model aktywatora. Jego uruchomienie nie wymaga�o sterowania przy pomocy
komputera jak to jest w naszym przypadku. To bardziej zaawansowana technologia.
Szkoda, �e aktywator r�wnie� polecia� w przysz�o��.
- Macie przecie� Don Kaszla i Sanczo Ponczo.
- Niewiele daje si� z nich wyci�gn��. Milcz� twardziele.
- C�, znam kilka sposob�w na rozwi�zanie j�zyk�w - pochwali� si� hrabia.
- Czy to boli?
- Was ani mnie na pewno nie.
Bia�a limuzyna powoli sun�a przez miasto w kierunku drogi na Krak�w. Ko�czy�y
si� ferie. Pozosta�y mi�e wspomnienia po balu sylwestrowym, na kt�rym oczywi�cie
nie mog�o zabrakn�� ludzi z przysz�o�ci. By�o ich nawet wi�cej, gdy� w�a�nie
przyby�a nowa wycieczka.
Hrabia Mordoklej i jego wierny s�u��cy Jan odzyskali samoch�d, nawi�zali nowe
znajomo�ci i zyskali ca�� mas� wspomnie�.
Jak si� dowiedzieli, Don Kaszel i Sanczo Ponczo (ku wielkiemu rozczarowaniu
Jana) zostali natychmiast odes�ani w przysz�o��, gdzie czeka ich proces o gro�b�
naruszenia continuum czasoprzestrzennego. Ale to dopiero za jakie� dwie�cie lat.
Teraz jednak wypocz�ci wracali do domu. W�a�nie wyjechali z miasta i Jan
przyspieszy�
- St�j! - krzykn�� nagle hrabia.
Jan depn�� po hamulcach. Samoch�d wpad� w kontrolowany po�lizg, obr�ci� si� dwa
razy wok� w�asnej osi i zatrzyma� tu� przed grubym m�czyzn� w czerwony stroju.
- Witam szanownego pana Miko�aja - przywita� si� Nepomucen otwieraj�c drzwi.
- A, pan hrabia Mordoklej. Mi�o mi zn�w was widzie�.
- Podrzuci� gdzie� pana?
- Je�li jedziecie do Norwegii.
- Ot, figlarz jeden - za�mia� si� hrabia. - A co? Ju� po robocie?
- Ano po robocie.
- W takim razie zapraszam do siebie. I prosz� nie odmawia�, jest pan moim
go�ciem. I nie puszcz� pana w dalsz� drog�, zanim nie skosztujemy wszystkich
gatunk�w piwa, jakie mam w piwnicy.
Miko�aj zblad� przypomniawszy sobie poprzednie spotkanie. Ale by�o ju� za p�no.
Zanim si� zorientowa�, zosta� si�� wci�gni�ty do limuzyny i ju� jecha� do pa�acu
hrabiego Mordokleja w Moszenkach Dolnych.
Maj - 2002