6370
Szczegóły |
Tytuł |
6370 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6370 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6370 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6370 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Nie wr�c� tu nigdy
czyli po�egnanie z Mazurami
Jankowi i Przyjacio�om z mazurskiej legendy �
gdziekolwiek s�
KiRA GA�CZY�SKA
Nie wr�c� tu nigdy
czyli po�egnanie z Mazurami
KSI��KA I WIEDZA
Kiedy w latach dla mnie nie naj�atwiejszych pojawi�a si� mo�-
liwo�� wyjazdu nad Nidzkie � jak w�wczas my�la�am: na za-
wsze � przyj�am �w pomys� (jego autorstwo nale�a�o do mego
m�a) najpierw z rezerw�, a potem z entuzjazmem. I nagle, do-
k�adnie po siedemnastu latach mazurskiego bytowania, z dala od
wa�nych dla nas dotychczas spraw, po zbudowaniu, co by�o nie-
zb�dne, nowej formu�y �ycia: zaj��, codzienno�ci, tempa, hierar-
chii wa�no�ci, a wi�c po d�ugim okresie �aklimatyzacji" psychicz-
nej, fizycznej, intelektualnej, kiedy ju� mog�o si� zdawa�, �e wro-
s�am w t� krain� na dobre, zapad�a decyzja kra�cowo odmienna.
Jej sens zawiera si� w tytule tej ksi��ki.
Kto wymy�li� Mazury?
Tak postawione pytanie znajduje tylko jedn� odpowied�: Ma-
zury odkry� i upowszechni� Ziemowit Fedecki. Jak ja � kre-
sowiak, tyle �e d�u�ej ode mnie mieszka� w mie�cie nad Wilenk�,
co zostawi�o sw�j �lad w �piewno�ci jego j�zyka, w jego stosunku
do ludzi, do zwierz�t.
Po powrocie z Moskwy, gdzie pracowa� jako attache prasowy
w polskiej ambasadzie, Ziemowit zacz�� si� rozgl�da� za odpowie-
dnim dla siebie miejscem do w�dkowania. Sp�dzanie wolnego czasu
z kijem zanurzonym w wodzie, na bezludziu, w �adnym krajo-
brazie � to co�, za czym Fedecki przepada do dzi�. Ma to zwi�zek
z jego dzieci�stwem. Sp�dzi� je w maj�tku matki pod Lida, po�o�o-
nym nad Dzitw� wpadaj�c� do Niemna. W�r�d rozlewisk i bagien
rybna rzeka p�yn�a wolno, dostojnie, zach�caj�c do w�dkowania.
Maniakiem na punkcie ryb by� dziad Ziemka, kt�ry nikomu nie
pozwala� na �jego" kawa�ku rzeki w�dkowa� i kt�ry od wczesnej
wiosny do p�nej jesieni wyci�ga� z Dzitwy setki kilogram�w
brzan, szczupak�w, boleni, w�gorzy. Na swoje wyprawy zabie-
ra� wnuka tak d�ugo, a� ten na ca�e �ycie przej�� jego mi�o�� do
wody, ryb i w�dek. Swoj� pasj�, wci�gaj�c� jak na��g, z kolei Zie-
mowit przekazywa� przyjacio�om � w spos�b niemal natarczy-
wy, niemal op�ta�czy: jed�, siadaj nad wod�, pilnuj sp�awika.
Pierwszym, kt�rego skutecznie zarazi� swoj� nami�tno�ci�, by�
Jan Mietkowski, wilniuk, p�niejszy tw�rca popularnej radiowej
Mia�a dziwne, poetyckie odezwania si�. Dziwne sny, kt�re cza-
sem opowiada�a, inaczej ni� wi�kszo�� kobiet w jej wieku, bez
babrania si� w szczeg�ach, bez zastanawiania si�, co by to zna-
czy�o. M�wi�a: �0budzi�am si�, u wjazdu w las by�o �wiat�o, ale
takie du�e, jasne...� �Mo�e jednak samoch�d?� � m�wi� syn. �Ale
�wiat�o by�o od g�ry� � dorzuca�a, ju� zrezygnowana. �Reflekto-
ry...� � ci�gn�� syn. Milcza�a, pogodna i zagadkowa przechodzi�a
do swego krzes�a w kuchni, na lewo od sto�u, zapala�a papierosa.
Syn przynosi� ma�e zwierz�ta, sarenki, kozio�ka, pogubione
przez rodzic�w. A raz na p� �ywego borsuka. Pani Popowska
w�a�nie nim si� szczeg�lnie opiekowa�a, a gdy poszed� wreszcie
do lasu, przez par� tygodni ��da�a, �eby drzwi na noc nie zamy-
ka�, bo on mo�e wr�ci�, �eby m�g� wej��..."
To chyba zrozumia�e, �e fascynacji t� kobiet� m�j ojciec uleg�
do cna. By� przecie� poet�, na kilometr potrafi� wyczu� w cz�o-
wieku owo tajemnicze �co�". Fascynacja, kt�rej by�am �wiadkiem,
istnia�a po obu stronach. Wzgl�dy, jakimi pani Popowska otacza-
�a mego ojca, bli�sze by�y uczuciom matczynym: rozumia�a go
znakomicie, wsp�czu�a w jego niepowodzeniach, nie cierpia�a
ludzi, kt�rzy wed�ug niej winni byli jego niedoli. Cieszy�a si�, gdy
i on si� u�miecha�, gdy by� wes�, gdy z lasu taszczy� uzbierane dla
niej kwiaty i trawy. Najpierw wk�ada�a je na par� godzin do wody,
a p�niej wi�za�a s�om� i wiesza�a nad kuchni�. Tak zasuszone,
zdobi�y ka�dy k�t jej domu. Takie bezpretensjonalne le�ne bukie-
ty pozostan� dla mnie na zawsze cz�stk� tamtego Prania, kt�re
istnieje ju� tylko w mojej pami�ci, a kt�re powraca, gdy na chwi-
l�, z my�l� o mazurskich m�odych latach, zamkn� oczy.
Takie bukiety nosi�am par�dziesi�t lat p�niej na gr�b pani
Popowskiej, na brzydki, pe�en jednakowych lastrykowych nagrob-
k�w, nowy cmentarz w Rucianem. Zawsze wydawa�o mi si�, �e
wiechciowaty bukiet przyniesiony przez kogo� z j e j domu mo�e
i teraz sprawi� pani Popowskiej troch� rado�ci...
Ojciec m�j odwzajemnia� uczucia pani Popowskiej. By�a dla
niego autorytetem we wszystkich sprawach domowo-le�no-zwie-
10
rz�cych, tylko j� pyta� o pogod�, tylko przez ni� przyniesione
mleko stawa�o si� lekarstwem na wszystkie jego wi�ksze i mniej-
sze biedy. Spotkanie z pani� Popowska zaowocowa�o wierszem
niezwyk�ym �Spotkaniem z matk�. Jestem przekonana, cho� tego
nigdy mi nie powiedzia�, �e to w�a�nie poznanie tej niezwyk�ej
niewiasty sprawi�o, i� poczu� przemo�n� potrzeb� powrotu do
swoich lat dziecinnych, do powiedzenia czego� o swojej dawno
zmar�ej matce. Z kt�r� nigdy nie ��czy�a go ani serdeczna za�y-
�o��, ani tkliwo��, ani g��bokie pok�ady oddania. Syn i matka �yli
w nieustaj�cym konflikcie, wzajemnym niezrozumieniu, braku
spe�nienia: ona nie by�a w stanie zaakceptowa� jego inno�ci, on
stale t�skni� za jej mi�o�ci�...
Jakie by�a Mazury tamtych lat? Puste, wyludnione, powoli
lecz�ce rany wojny. Do opuszczonych przez rdzennych Mazu-
r�w gospodarstw, le�nicz�wek, rybak�wek stopniowo, ale ju� sy-
stematycznie wprowadzali si� mieszkaj�cy o miedz� Kurpie. Z od-
leglejszych stron przybywali uchod�cy ze wschodu � wilnianie,
Iwowiacy, kt�rym krajobraz mazurski troch� przypomina� ro-
dzinne strony. Mo�e dlatego ch�tniej zostawali tu w�a�nie, a nie
szukali szcz�cia dalej, na zachodzie? By�y to ziemie, gdzie diabe�
m�wi dobranoc, gdzie w lasach grasowa�y jeszcze bandy Wehr-
wolfu, gdzie od ku� gin�li ci, kt�rzy przyje�d�ali �przywraca� te
ziemie Polsce".
Pierwszym powojennym doznaniem miejscowej ludno�ci by�
strach: Mazurzy, ewangelicy, traktowani byli przez nap�ywaj�-
cych tu, g��wnie Kurpi�w, jako Niemcy, a wi�c wrogowie. L�k
budzi�y tak�e watahy szabrownik�w, grasuj�ce po polskich zie-
miach zachodnich, po dawnych Prusach. Dochodzi�o do b�jek,
do walk, do umacniaj�cych si� konflikt�w, eliminuj�cych poro-
zumienie, a rodz�cych d�ugie wa�nie. Autochtoni (ile pogardy kry�
ten termin!) reprezentowali wy�szy stopie� cywilizacyjny od na-
p�ywowych Kurpi�w. Mieli zasobniejsze, bogatsze domy, lepsze
11
ziemie, obfitsze plony. Ich ko�cio�y by�y murowane, mieli inne
obyczaje. Oficjalna akcja rewindykacji Mazur, podj�ta w kwiet-
niu 1945, przeprowadzona zosta�a nieudolnie, wed�ug prymityw-
nej, jak�e g�upiej zasady: ewangelik znaczy Niemiec. To podsyca�o
jedynie emocje, zaognia�o istniej�ce urazy, budzi�o coraz wi�ksz�
niech�� miejscowych do nowej w�adzy. To wtedy, ju� w 1945
roku, zacz�a si� owa dramatyczna, najpierw sporadyczna,
p�niej, zw�aszcza w latach siedemdziesi�tych, masowa peregry-
nacja Mazur�w do Niemiec Zachodnich. A� przyszed� taki dzie�,
�e na Mazurach nie sta�o jednego cho�by Mazura...
A jeszcze � aby ubarwi� ten narodowo�ciowy kocio� � trze-
ba pami�ta� o �yj�cych tu od pierwszych lat tamtego stulecia sta-
roobrz�dowcach, o sporej garstce prawos�awnych, o mormonach
wreszcie. Inny j�zyk, inny obyczaj, odmienne tradycje, wierze-
nia, miejsca kultu. Ale i wiele spraw wsp�lnych, jednakowo bli-
skich, tak samo wa�nych.
A gdy przetoczy�a si� wojna � to ona g��wnie wykopa�a mi�-
dzy �yj�cymi kiedy� zgodnie lud�mi r�nych wyzna� i narodo-
wo�ci podzia�y nie do zasypania � dawne wsp�lnoty lokalnych
interes�w ust�pi�y miejsca wa�niom, swarom, niech�ci. A st�d ju�
tylko krok do nienawi�ci. I w�a�nie w jej skutkach widz� najgor-
sze, najbardziej tragiczne pozosta�o�ci wojny. Zniszczenia mo�na
odbudowa�, bied� przetrwa�, a pracuj�c wytrwale stopniowo po-
rasta� w dobra. Na zmiany w mentalno�ci ludzi, na niwelacj� wza-
jemnej niech�ci czy wrogo�ci potrzeba natomiast dziesi�tk�w lat.
Trzeba pokole�.
;'c
Wkr�tce po Ziemowicie odkry� dla siebie Mazury znakomity
pisarz Igor Newer�y. Nasza literatura wiele zawdzi�cza temu spo-
tkaniu, owej odwzajemnionej mi�o�ci pisarza do ziemi, w kt�r�
tak mocno wr�s�, �e sta�a si� owocodajnym podglebiem dla kilku
jego powie�ci. Mo�e, co b�dzie bli�sze prawdy, opowie�ci. I, do-
dajmy, takich, kt�re przetrwa�y pr�b� czasu.
12
Najpierw pojawi� si� Archipelag ludzi odzyskanych, a w nim
ca�e �bogactwo" skonfliktowanej powojennej spo�eczno�ci mazur-
skiej. �Za dawn� granic� polsko-niemieck� � notowa� pan Igor �
dwadzie�cia kilometr�w st�d, le�y region najubo�szy i chyba naj-
ciemniejszy w ca�ej Polsce: Kurpie Myszynieckie. Przed wojn� lu-
dzie z wiosek kurpiowskich spozierali zazdro�nie na t� pa�sko��
mazursk�: �e maszyny maj�, dobre byd�o, domy przestronne i czy-
ste z meblami miejskimi. Podczas okupacji administracja hitlerow-
ska posy�a�a nieraz na Kurpie Mazur�w � renegat�w i ci dobrze
dali si� we znaki. Po wojnie wszystko razem si� sprzysi�g�o: n�-
dza, ciemnota, chciwo�� i ��dza odwetu. Zbrojne bandy Kurpi�w
rozbija�y si� furmankami po Mazurach, wywo��c nawet piece ka-
flowe. Bi�y si� mi�dzy sob� o �upy, a z milicj� � o woln� drog� do
grabie�y. W tej wojnie, kt�ra ci�gn�a si� miesi�cami, walczy� z r�w-
nym po�wi�ceniem �o�nierz i s�dzia, i o�wiatowiec, i pracownik
terenowy..."
Igor Newer�y zosta� nie tylko kronikarzem powojennej hi-
storii tego skrawka ziemi. Pi�kno mazurskiej krainy znalaz�o odbi-
cie nawet i w tych jego ksi��kach, kt�re � ]a.k Le�ne morze � maj�
za miejsce akcji terytoria odleg�e. Uwa�ny czytelnik bez wi�ksze-
go trudu skojarzy rodow�d ol�niewaj�cych obraz�w lasu, po paru
niemal zdaniach zrozumie (je�li kiedykolwiek zawadzi� o mazur-
skie puszcze), �e oto ma przed sob� opis tego, co kiedy� g��boko
zapad�o w serce autora. �e nie s� to lasy Mand�urii czy okolic
Morza Japo�skiego, lecz poznane kiedy�, rodzime, szumi�ce po
polsku knieje Mazur.
W swoich ksi��kach tu napisanych, najpierw w le�nicz�wce G�-
sior we wsi Iznota, a p�niej we w�asnym domu w Zgonie, opowia-
da� o ranach tej ziemi i jej niezniszczalnym pi�knie, o ludziach tu
napotkanych: dzielnych, nie daj�cych si� byle wiatrom. O swoich
przyjacio�ach wreszcie, takich jak Karol Ma��ek, kt�ry do ko�ca �y-
cia nie umia� si� pogodzi� z wyp�dzeniem Mazur�w z ich rodzinnej
ziemi. I pewnie ta wielka przegrana sprawi�a, �e nagradzany, wy-
chwalany � i pozbawiony g�osu w sprawach dla siebie wa�nych �
13
umar� za wcze�nie. Umar�, bo wypali�o si� w nim to, co stanowi�o
sens jego �ycia: wiara w zwyci�stwo prawo�ci.
5E-
Ziemowit Fedecki, podobnie jak Igor Newer�y, szybko na-
wi�zywa� kontakty z miejscowymi. Ziemek, cz�owiek serdeczny,
dzi�ki swojej otwarto�ci, umiej�tno�ci s�uchania innych budzi� zau-
fanie rozm�wc�w. Zdoby� je i u mieszka�c�w Krzy�y, wsi, w kt�rej
zamieszka� po okresie Prania. Kiedy ju� osiad� w le�nicz�wce, kiedy
zosta� zaakceptowany przez gospodarzy, a g��wnie przez matk�
le�niczego, zacz�o si� jego poznawanie jeziora, lasu, osad i mie-
szkaj�cych w nich ludzi. Zaprzyja�nia� si� z nimi, je�li byli tego
warci, a oni odp�acali mu podobn� serdeczno�ci�, go�cinno�ci�,
misk� dobrego kwa�nego mleka w skwarne wieczory.
W swoich nieustaj�cych w�dr�wkach dotar� Ziemek i do Woj-
nowa, do klasztoru starowierek i, je�li tak mo�na powiedzie�, za-
przyja�ni� si� z przeorysz�, matk� Antonin�. R�wnie serdeczne
kontakty ��czy�y go z ca�ym klasztorem, ze wszystkimi niem�o-
dymi ju� zakonnicami. Pomaga� im w trudniejszych pracach, wozi�
swoj� SHL-k�, co by�o trzeba, doradza�, je�dzi� wyk��ca� si� do
urz�d�w... S�owem, dla spracowanych s�dziwych kobiet by� po-
moc�, by� � jak m�wi�y � darem nieba... Pozna� dzi�ki temu ich
wszystkie skarby: bardzo stare i bardzo pi�kne ikony, obrz�do-
we srebra, starodruki. Skarby, kt�rych dzi� pr�no szuka�, podob-
nie jak i mieszkanek ma�ego klasztoru we wsi nad jeziorem Du�.
Zabytek przeszed� w prywatne r�ce, zakonnice pomar�y. Ich imio-
na z coraz wi�kszym trudem odczyta� mo�na na przyklasztor-
nym cmentarzyku, zape�nionym bia�ymi wschodnimi krzy�ami.
Starowierzy, przez Niemc�w nazywani filiponami, pojawili
si� w Polsce jeszcze przed rozbiorami. Nie uznali reform patriar-
chy Nikona wprowadzonych w prawos�awnej Cerkwi. Byli wi�c
prze�ladowani i zmuszeni do opuszczenia Rosji. Po pierwszym
rozbiorze wci�� uciekali przed rosyjskim wrogiem. I tak na po-
cz�tku XIX wieku znale�li si� w Prusach, nad jeziorem Du� kupi-
14
li troch� ziemi. Najpierw powsta� klasztor dla m�czyzn, kt�ry
sta� si� miejscem schronienia dla wszystkich prze�ladowanych sta-
roobrz�dowc�w, fili� moskiewskiego o�rodka, zwanego Cmen-
tarzem Prieobra�e�skim. Mija�y lata, ziemi� i klasztor odkupi�a
przyby�a z Moskwy m�oda mniszka, Eupraksja. Gromadzi�a wo-
k� siebie zakonnice, kt�re opu�ci�y spalony w latach sze��dzie-
si�tych tamtego stulecia klasztor w Pupach.
Na marginesie: pami�tam w�ciek�o�� Ziemowita, gdy t� star�
nazw� zmieniono na Spychowo. Pupy, jak wrzeszcza� wtedy po
r�nych urz�dach Fedecki, k�u�y czyje� przeestetyzowane uszy!
Ze to niby nazbyt niemiecka kalka! Tak jakby to nie by�y dawne
Prusy! Znikn�a z nazewnictwa i Pupska Struga, i oczywi�cie �
Pupy Wielkie, i Pupy Ma�e � wsie stanowi�ce wszystkiego razem
kilkana�cie dym�w.
W miejsce arcysympatycznej nazwy pojawi� si� tw�r rodem
z literatury. Dzi� liczni tury�ci odwiedzaj�cy Spychowo nie maj� zie-
lonego poj�cia, jak� kiedy� ta �adna wie� nosi�a wdzi�czn� nazw�!
Histori� Wojnowa i Pup opowiedzia� mi niemal przed p�-
wieczem Ziemek. Opowiedzia�, zawi�z�, pokaza�. Mog� wi�c
stwierdzi�, �e na w�asne oczy widzia�am co�, co znikn�o na za-
wsze. Nad male�kim cmentarzykiem z bia�ymi krzy�ami unosi
si� jedynie cie� przesz�o�ci, tworz�cej w jakim� stopniu i nasz�
wsp�czesn� wra�liwo��.
Chmiel na rogach jelenich
...usech� ju� i si� sypie;
w szybach tyle jesieni,
w jesieni tyle skrzypiec,
a w skrzypcach byle tkni�te,
lament gada z lamentem.
Za oknem las i pole,
las � rozmowa sosnowa;
min�� dzie� i na stole
stoi lampa naftowa...
W tym poetyckim drobiazgu zamkn�� ojciec pewne charakte-
rystyczne elementy domu pa�stwa Popowskich: owe rogi,
zaokienn� jesie� pe�n� lament�w wiatru, pustawe p�lko, a przede
wszystkim zapalaj�c� si� lamp� naftow�, kt�r� matka le�niczego
ustawia�a na wysokim pudle po kostkach maggi, dzi�ki czemu
kr�g �wiat�a by� szerszy, obejmowa� niemal ca�y st�. Przy nim
zbierali�my si� wieczorami, przy nim prowadzili�my rozmowy,
s�uchali opowie�ci albo wierszy napisanych rano...
Ojciec bowiem, a wraz z nim mama i ja, stali�my si� kolejnymi,
po Janie Mietkowskim, ofiarami nowej pasji Ziemka: Mazur i Pra-
nia. Jak to cz�sto bywa, o wszystkim zadecydowa� przypadek.
Wczesne lato 1950 roku � trudny, z�y czas dla mego ojca. Na
zje�dzie literat�w, po frontalnym ataku Adama Wa�yka na poe-
t�, jego zielonog�siow� i fio�kow� tw�rczo��, na liryk� wierszy
16
i grotesk� miniatur teatralnych, zapada decyzja o zakazie druku.
Dla mojego ojca jest to r�wnoznaczne ze �mierci� cywiln�. Jego nie
interesowa�a szuflada ani Norwidowy p�ny wnuk... Dla K. I. G.
liczy� si� jedynie �ywy odbiorca, reaguj�cy z zachwytem lub oburze-
niem (ale reaguj�cy!) na publikowane utwory. Je�li zabrano go
poecie, to dla kogo mia� pisa�?
Przyszed� czas ci�kiej depresji, wi���cych si� z ni� ucieczek
w alkohol w poszukiwaniu niby-pomocy, kolejny trudny okres
tak�e i dla mojej mamy: po prostu nie umia�a mu pom�c. Kt�re-
go� z takich dni, pod wiecz�r, najniespodziewaniej pojawi� si�
w naszym domu w alei R� Ziemowit Fedecki. By� um�wiony
z dziewczyn� w popularnej w�wczas kafejce na placu Trzech Krzy-
�y � �Lajkoniku", ale okaza�o si�, �e dziewczyna w tym w�a�nie
czasie po raz n-ty wychodzi�a za m��. Ziemek pomy�la�: �Co mam
robi� z nadmiarem wolnego czasu?" I przypomnia� sobie, �e nie-
mal po s�siedzku mieszkaj� Ga�czy�scy.
Gospodarza w domu nie by�o, zasta� tylko Natali� we �zach.
Zgaszona, smutna, radzi�a si� przybysza, dok�d wyjecha�? Wsz�-
dzie ju� byli: w domach Zaiksu, domach ZLP. Wsz�dzie panowa�
alkohol. �To mu jeszcze bardziej zaszkodzi..." � m�wi�a jakby
do siebie. I wtedy Ziemek z b�yskiem w oku wypali�: �Znam miej-
sce, gdzie nie ma nikogo, do najbli�szej budki z piwem jest kilka-
na�cie kilometr�w. G�usza kompletna, osza�amiaj�co pi�kna, za-
czarowane miejsce, gdzie mo�na doskonale pracowa�. I jeszcze prze-
mili gospodarze..." Opowiada�, zachwala� uroki pra�skiej okolicy,
a wychodz�c zostawi� adres. Samo jego brzmienie wzbudza�o za-
ciekawienie: le�nictwo Pranie, Nadle�nictwo Maskuli�skie...
15 lipca 1950, po trwaj�cej ca�� noc podr�y z przesiadk�, wy-
siedli�my na ma�ym, zagubionym w�r�d las�w przystanku kole-
jowym Ruciane. Na peronie czeka� le�niczy. Przeszli�my przez
budynek z czerwonej ceg�y, kt�ry niegdy� by� prawdopodobnie
du�ym dworcem. Teraz, na wp� spalony i ca�kowicie pusty, spra-
wia� ponure wra�enie. Wyszli�my na ulic�, przy kt�rej nie by�o
dom�w � zosta�y tylko ich resztki, wypalone, rozbite mury tak-
17
�e z czerwonej ceg�y. Siad �ycia odnalaz�am jedynie w budynku
usytuowanym niemal naprzeciwko dworca: co� tu warcza�o, dy-
mi�o, hucza�o: pracowa� odbudowany tartak.
Min�li�my go i po kilkuset metrach znale�li�my si� nad jezio-
rem okolonym drzewami, rozmigotanym od s�o�ca. Na brzegu
sta�a du�a roz�o�ysta ��d�. Usiedli�my na miejscach wskazanych
przez le�niczego. On sam zaj�� si� motorem. Kilka szarpni�� sznur-
kiem i ruszyli�my.
Tak rozpocz�a si� ta niezwyk�a podr� po ca�kowicie pustym
jeziorze. Przed dziobem �odzi zrywa�y si� kaczki, dzikie g�si, w chy-
botliwych trzcinach p�ywa�y �ab�dzie rodziny, a dalej, a� po ho-
ryzont, ze wszystkich stron sta� las wysoki, niemal nieruchomy,
poprzecinany bindugami.
Jezioro Nidzkie skojarzy�o mi si� w�wczas raczej z rzek�, jest
bowiem w�skie. Jego szerz� � Zamordej � poznam dopiero za
jaki� czas. Wtedy, tamtego s�onecznego poranka, chyba mama po-
wiedzia�a, �e jest to zaczarowana rzeka, a w�r�d trzcin, w licz-
nych zakolach, na wyspie i p�wysepkach, kt�re mijali�my, mie-
szkaj� jakie� dobre duchy. Te s�owa obudzi�y ojca. Wyprostowa�
si�, podni�s� opuszczone dotychczas ramiona i w nic nie widz�-
cych oczach nagle odbi� si� blask wody. Pojawi� si� u�miech, kt�re-
go nie widzia�am od tak dawna. Pierwsza rozmowa z le�niczym...
A mama, te� jakby odmieniona, odezwa�a si� g�o�no:
� Mieszka� Berberys w strasznym hotelu �Holandia", mie-
szka� na si�dmym pi�trze, a broda wrasta�a mu w d�...
By� to fragment zaginionego wiersza ojca o magiku Berbery-
sie, wiersza, kt�rego r�kopis z pi�kn� dedykacj�: �Temu, kt�rego
kocham, temu, kt�rego nienawidz�, temu, z kt�rym jest mi do-
brze", przes�a� Julianowi Tuwimowi przed wieloma, wieloma
laty. R�kopis nie ocala� z zawieruchy wojennej, za� zdanie o Ber-
berysie, �kt�remu broda wrasta�a w d�", sta�o si� w naszym
domu przys�owiem: by�o powtarzane, gdy dzia�o si� �le � z nadzie-
j� na odmian� losu, i dla lapidarnego stwierdzenia � �e ju� jest
dobrze...
18
Cz�sto tego pierwszego mazurskiego lata wspomina� b�dzie-
my dziwnego mieszka�ca hotelu �Holandia"...
Droga przez jezioro nie trwa�a d�ugo. Min�li�my wysp� ca��
poro�ni�t� wysokimi sosnami i w miejscu, gdzie w�skie jezioro
skr�ca na po�udnie, przybili�my do ledwie trzymaj�cego si� po-
mostu u podn�a wysokiej skarpy, na kt�rej kr�lowa�y dorodne,
olbrzymie d�by. Po drewnianych schodach weszli�my na g�r�.
Mieli�my przed sob� dom z czerwonej ceg�y, ca�y omotany pn�-
czami dzikiego wina. Okien by�o dziesi��, w ka�dym sta�y czer-
wone pelargonie...
sS-
�Julianie. Wybacz mi zaw�d z Szekspirem, wprawdzie niezu-
pe�ny, bo cztery akty mam gotowe. To nie opiesza�o�� z mej stro-
ny, ale choroby: zapalenie p�uc, szkarlatyna i ca�kowity lapsus
nerwowy. Tu, na jeziorach, zn�w steruj� ku rado�ci, c�rze bo-
g�w. Napisz, czy sprawa Snu jest jeszcze aktualna, czy te� zrezy-
gnowa�e�, oczywi�cie na skutek mojej w�asnej winy, jakkolwiek
jestem tu, na moj� szpad�, 6e3 BHHM BHHOBa-rbin. Je�eli mi odpi-
szesz zaraz, obiecuj� pi�ty akt w dwa tygodnie.
Ca�uj� Ciebie. Pani Stefanii i ma�ej Ewie pozdrowienia. Tu,
gdzie jestem, nad jeziorami, wszystko jest H3 6necKa H TpeneTa,
Natalia chodzi z Blokiem, tym od Ciebie. Yale, optime; vale, co-
ruscans. Tuus Constantinus".
Ten list opatrzony jest dat� 29 lipca 1950. Napisa� go cz�owiek
szcz�liwy. Wystarczy�y zaledwie dwa tygodnie w ca�kowitej har-
monii z natur�, wype�nione poznawaniem puszczy, jeziora, wcze-
snymi k�pielami i wyp�ywaniem daleko na szafirow� wod�, aby
po niedawnych biedach nie pozosta�o �ladu.
Elementem niezwykle wa�nym by�a prostota i serdeczno��
gospodarzy Prania. Nie wiod�o im si� najlepiej, �yli niebogato,
m�wi�o o tym dowodnie wn�trze ich domu, proste potrawy pani
Zofii, ci�ka praca od �witu Stanis�awa: w lesie, w przydomowym
gospodarstwie. Tu trzeba by�o by� samowystarczalnym � st�d
19
w�asne kartofle, w�asna m�ka, chleb pieczony ka�dego tygodnia
przez pani� Popowsk�, krowa, kury, jaka� indyczka. I jeszcze ko�,
kt�ry s�u�y� do prac w polu, do ci�gni�cia furki, a zim� � sa�.
Do Nidy, sporej wsi odleg�ej o osiem kilometr�w, je�dzi�o si�
po naft�, �wiece, zapa�ki, papierosy...
A jeszcze przez �cian� mieszka� przyjaciel Ziemek, do kt�rego
mo�na by�o zaj�� na chwil� rozmowy, pos�ucha� dobrego �artu
czy nie znanych ojcu wcze�niej wierszy rosyjskich poet�w, przy-
jaci� Puszkina. To wtedy, tamtego lata, wraz z Ziemkiem praco-
wali przy wsp�lnych przek�adach rosyjskich poet�w: Borysa Pa-
sternaka i Aleksandra Prokofiewa. Tak�e wtedy razem przet�u-
maczyli sztuk� Ilji Gruzdiewa i Olgi F'orsz Dzieci�stwo Gorkiego.
To w�a�nie Fedecki wskaza� poecie opowie�� i pie�� dziadka ma-
�ego Aloszy. Dziadek bowiem we wczesnej m�odo�ci by� bur�a-
kiem i ci�gn�� brzegiem Wo�gi ci�kie od towar�w barki. Poma-
ga� sobie �piewaniem:
Ju� za na-a-mi
kawa� dro-o-gi...
Niezwyk�y rytm pie�ni bur�ak�w powt�rzy poeta w rozdzia-
le swego poematu Niobe:
Co za no-o-c...
To wszystko sprawi�o, �e m�g� przyjacielowi-aninianinowi na-
pisa�, �e tu, �nad jeziorami, wszystko jest H3 6-necKa H Tpenera",
czyli z blasku i migotania � pr�buj�c nieudolnego przek�adu.
Po paru dniach z Anina przychodzi odpowied�: �Konstanty,
przede wszystkim �ycz� zdrowia. Z�by mi �adnych nie by�o szkar-
latyn, laps�w, kolaps�w etc.;
Nast�pnie: s�owa zachwytu dla nazwy miejscowo�ci, kt�r� za-
szczycasz swoj� obecno�ci�. �Nadle�nictwo Maskuli�skie� � cudo!
Pierwsze s�owo przypomina wprawdzie nale�nik, za to drugie
pe�ne krzepy i wigoru. Czy w okolicy jest tak�e Nadle�nictwo
Femini�skie? Je�eli nie ma � za��, bo warto.
Czy znasz wiersz So�oguba zaczynaj�cy si� od s��w:
20
Myapeu MyuHT&abHbiH Cxaicecneap...
Przyst�puj�c tedy do sprawy Sha-kes-pe-ara. Chorowa�e�, wi�c
jeste� usprawiedliwiony z niedotrzymania obietnicy. Ale piszesz mi,
�e masz cztery akty gotowe, wi�c przy�lij je natychmiast,
a pi�ty za miesi�c, dobrze? Bardzo Ci� prosz�, �eby� t� moj� pro�-
b� spe�ni�, gdy� ca�y plan repertuarowy przysz�ego sezonu uza-
le�niam od posiadania lub nieposiadania Snu nocy letniej w Two-
im przek�adzie.
Czekam z dygoc�cym sercem.
Stefania, Ewunia i ja serdecznie Was pozdrawiamy.
Z g��bokim verytrulyzmem. Julian Tuwim".
Autor Kwiat�w polskich, jako szef literacki Teatru Nowego
w Warszawie, zam�wi� u ojca nowy przek�ad Snu nocy letniej. K. I. G.
rozpocz�� t� prac� w grudniu 1949, sko�czy� latem w Praniu. Naj-
pierw poczt� posz�y owe gotowe ju� cztery akty, a 12 sierpnia
1950, w niespe�na dziesi�� dni po cytowanym tu li�cie, Julian Tu-
wim wysy�a z Anina nast�pny, pe�en zachwyt�w nad nowym t�u-
maczeniem: �O, Konstanty! Jestem pe�en entuzjazmu dla Twego
przek�adu, za kt�ry bardzo Ci dzi�kuj�, podw�jnie dzi�kuj� jako
po prostu czytelnik i jako kierownik teatru. Nareszcie mo�na
b�dzie czyta� i s�ucha� ze sceny tego osza�amiaj�cego Dream'3i prze-
wo�onego jasnym, prostym a poetyckim j�zykiem". Dalej nast�-
puje kilka cytat�w ze starego t�umaczenia Ko�miana, zako�czo-
nych �artem: �Tyz piknie � jak powiedzia� pewien g�ral, gdy
dowiedzia� si� od warszawskiego cepra, �e na rzy� m�wi� w stoli-
cy dupa..."
A ko�czy si� ten list bardzo pi�knie: �Jeszcze raz dzi�kuj� i ser-
decznie Ci� pozdrawiam, fantasmagoryczny byku z Maskuli�skie-
go Nadle�nictwa. Julian Tuwim".
Listy by�y czytane g�o�no w male�kiej jadalence pani Popow-
skiej. �miechom i �artom nie by�o ko�ca. Jedynie gospodyni, g�o-
21
sno szuraj�c ulubionym krzese�kiem, w zaci�tym milczeniu da-
wa�a wyraz swemu niezadowoleniu. A� wreszcie, kt�rego� wie-
czoru, cichym, spokojnym g�osem opowiedzia�a nam, sk�d si�
wzi�a nazwa nadle�nictwa.
Ona z synem przyjecha�a do Prania w roku 1946. Przyjechali
z Lubelskiego. Stach mia� za sob� partyzantk�, wojaczk�, chcia� o
tym wszystkim zapomnie�. Ale chodzi�o nie tylko o wyrzucenie z
pami�ci niedawnych zdarze�. Stanis�aw Popowski nie ujawni� si�,
gdy musia�a to zrobi� ca�a Armia Krajowa. Wyszed� z podziemia, ale
jednocze�nie w nim pozosta�. Wybra� wi�c mazursk� pustk�, uzna-
j�c j� za wystarczaj�co bezpieczny azyl. Oka�e si�, �e do czasu.
Kiedy Popowscy zamieszkali w Praniu, w Puszczy Piskiej, jak na
ca�ych Mazurach, trwa�a okrutna wojna domowa. W lasach, jak wspo-
mina�am, grasowa�y bandy Wehrwolfu, zbrojne grupy NSZ oraz
WiN, kt�re szczeg�lnie okrutnie w roku 1946 zapisa�y si� w pami�ci
nielicznych w�wczas mieszka�c�w. Cz�onkowie tych organizacji
mordowali milicjant�w, �o�nierzy, cz�onk�w partii, cywil�w, s�o-
wem ka�dego, kto wed�ug nich opowiedzia� si� za now� w�adz�.
W lipcu 1945 tajemniczo znikn�� pierwszy nadle�niczy nadle-
�nictwa Karwica, in�ynier Marian Maskuli�ski. Studiowa� we Fran-
cji, przed wybuchem wojny pracowa� jako asystent na Wydziale
Rolniczo-Le�nym pozna�skiego uniwersytetu. W maju 1945, wraz
z grup� podobnych do siebie zapale�c�w, przyjecha� do Olszty-
na, aby pom�c przy organizacji gospodarki le�nej na Warmii i Ma-
zurach. Ostatni list wys�any do �ony ju� z nadle�nictwa Kurwien
(stara nazwa dzisiejszej wsi Karwica) nosi� dat� 4 lipca 1945.
Jego zw�oki odnaleziono przypadkowo dopiero w roku 1947,
w pobli�u le�nicz�wki Ruczaj. W latach sze��dziesi�tych miejsce
�mierci dzielnego poznaniaka upami�tni�a specjalna tablica. Od
jego nazwiska wzi�o now� nazw� ca�e nadle�nictwo.
Nigdy wi�cej nie �artowali�my na ten temat. Nigdy te� nie
szukali�my nadle�nictwa, kt�rego odnalezienie b�d� za�o�enie su-
gerowa� Julian Tuwim.
22
Kt�rego� z pi�knych letnich dni tamtego 1950 roku, kiedy
Ziemek wybiera� si� na ryby, zaczepi� go m�j ojciec i pokazuj�c
drugi brzeg ca�y zaro�ni�ty sitowiem, zapyta�:
� Co si� dzieje z trzcin�, gdy nadchodzi jesie�?
A Fedecki odpar�, �e chyba gnije, ��knie. �Ale to bez sensu!" �
zawo�a� i odp�yn��. Zakotwiczy� w jednej z rybnych zatoczek, zanu-
rzy� w�dk� i popatrywa� to na sp�awik, to na ko�ysz�ce si� nad wod�
sitowie. I nagle krzykn��: �Oczywi�cie, trzcina p�owieje!"
Szybko zwin�� sw�j majdan, przyp�yn�� do Prania i jak bomba
wpad� do pokoju ojca, �eby powiedzie� mu, co dzieje si� z sitowiem
w przededniu jesieni. Dos�ownie w kilka dni p�niej w jadalence
pani Zofii m�j ojciec czyta� nam wieczorem cz�� swego wielkiego
poematu o tym skrawku Puszczy Piskiej, w kt�rym mieszka� od
niedawna, a kt�ry zd��y� ju� pozna� i pokocha�. To uczucie widocz-
ne jest w ka�dym wersie napisanej tu Kroniki olszty�skiej:
Gdy trzcina zaczyna p�owie�,
a �o��d� wi�kszy w d�browie,
znak, �e lata z�ote nogi
ju� si� szykuj� do drogi.
Lato, jak�e ci� ub�aga�?
pro�b� jak�? �kaniem jakim?
Tak ci pilno p�j�� i zabra�
w walizce ziele� i ptaki?
A motto do tego poematu zosta�o wzi�te ze Snu nocy letniej.
tania, szcz�liwa i zakochana, powiada: �I wieczne lato �wieci
w moim pa�stwie..."
Ty
Losy poematu nie by�y trudne do przewidzenia. Wys�any do
�Przekroju", dwa lata przele�a� w szufladzie Mariana Eilego, cze-
kaj�c na zgod� cenzora. Wci�� bowiem obowi�zywa� zakaz dru-
23
ku. Eile pr�bowa� zreszt� rozmaitych sposob�w, aby m�c Kroni-
k� wydrukowa�. Owego podejrzanego Szekspira z motta zast�pi�
Adamem Mickiewiczem. Wieszcz mia� tak�e pom�c w obaleniu
zarzutu, �e poemat �jest o niczym" � o lesie, ptakach, jeziorze,
o padaj�cym deszczu, w wyniku czego �lasowi moknie broda".
Eile umie�ci� wi�c w motcie znane wersy polskiego arcypoematu:
Drzewa moje ojczyste! je�li Niebo zdarzy,
Bym wr�ci� was ogl�da�, przyjaciele starzy...
Ale i Mickiewicz niczego nie zmieni�. A kiedy w reszcie Kroni-
k� wydrukowano, przecieraj�c oczy czyta�am zamieszczony w �No-
wej Kulturze" �List od szofera z Mr�gowa". Pisa� on: �Ostatnio
czyta�em wiersz K. I. Ga�czy�skiego pt. Kronika olszty�ska za-
mieszczony w �Przekroju�. Wiersz jest pochwalnym hymnem na
cze�� mazurskich las�w, jezior i ��k, sielankowego �ycia w le�ni-
cz�wce, najpi�kniejszej z kobiet, nocy, Kr�lowej Olszty�skich
Las�w, a tak�e na cze�� deszczu � szcz�liwego, �e si� mo�e wy-
pada� (...).
W Nidzie powstaje nowoczesna fabryka i du�e osiedle robot-
nicze. Szczytno � to wielka roszarnia lnu. Olsztyn sta� si� wiel-
kim o�rodkiem szkoleniowym kadr dla socjalistycznego rolnic-
twa. PGR �Bo�e Dary� szczyci si� najwi�ksz� wydajno�ci� z hek-
tara zbo�a na skal� pa�stwow� (...). Jest o czym pisa�, trzeba tyl-
ko pisa� z sercem i my�l� o cz�owieku..."
Dzi� to ju� tylko �mieszy. Na szcz�cie w�wczas niekt�rych
tak�e �mieszy�o, cho� brzmia�o gro�nie.
Promiennego nastroju ojca z tamtego pierwszego pra�skiego
lata nie m�ci� fakt, �e wys�ane do r�nych redakcji wiersze l�do-
wa�y w szufladach szef�w, �e nic nie dociera�o do czytelnika. Po-
eta utwierdza� si� w przekonaniu, �e pisane w Praniu utwory prze-
trwaj�, obroni� si�. �e idzie w�a�ciw� drog�. Kiedy sko�czy� Spotka-
nie z matk� � wiersz ten uzna� za sw�j pierwszy wa�ny g�os o Mazu-
rach, a m�wienie o w�asnych utworach, tym bardziej ocenianie
ich, by�o u ojca czym� niespotykanym � powiedzia� mi w�wczas
24
tak: �Wydaje mi si�, �e odnalaz�em tu swoj� w�asn� nut�, drog�.
Je�li p�jd� ni� konsekwentnie, mo�e do czego� dojd�..."
M�j pierwszy pobyt w Praniu dobiega� ko�ca. U schy�ku sierp-
nia pojecha�y�my z mam� do Warszawy. Stach Popowski odwi�z�
nas furk� na stacj�, pom�g� wsi��� do poci�gu, dopilnowa�, by
nam by�o wzgl�dnie wygodnie.
A potem, przez czas roz��ki, codziennie przychodzi�y od ojca
kartki zapisane zielonym atramentem. Pisa�, co porabia, jak mi-
n�� dzie�, co z psami, co robi pan Stanis�aw. Wreszcie � kto ze
znajomych czy przyjaci� odwiedzi� go w Praniu, jak wygl�daj�
sprawy finansowe.
24 sierpnia informuje mam�: �Mo�esz ju� zawiadomi� Luty-
kow�, �e s�uchowisko gotowe. Wysy�am w sobot�. Je�eli nie ca-
�o��, to du�a cz�� sztuki b�dzie na Tw�j przyjazd gotowa, �obuz
bardzo posmutnia�. Kot".
Wspomnianym s�uchowiskiem jest Wyspa Jana Kochanowskie-
go, sztuk� � komediofarsa Babcia i wnuczek. W�a�nie o niej ojciec
m�wi�, �e �powsta�a z �alu za g�siami, kt�re zmuszono do odlo-
tu..." Za� smutniej�cy �obuz � to najm�odszy z ps�w le�niczego,
faworyt mamy.
Tamtego pierwszego lata zastali�my w Praniu czw�rk�: naj-
starsz� �ab�, wilczyc�, jej syna, Rudego � znanego w ca�ym nad-
le�nictwie dzikarza, kt�remu poeta chcia� nawet po�wi�ci� poe-
mat. Zosta� jedynie nie doko�czony uroczy szkic. No i jeszcze
Suka, po prostu Suka, i szczeniak �obuz.
�25 VIII 50, wieczorem:
Drogi Pawe�ku, w�a�nie p. Stanis�aw przywi�z� Twoj� kartk�.
Ciesz� si�, �e w domu wszystko w porz�dku. Jutro p. Stanis�aw
wysy�a mi z Olsztyna l) telegram, 2) s�uchowisko i 3) telegram do
Lutykowej, �e s�uchowisko wys�ane. Dosta�em od niej list. S�dz�
z tonu, �e powinni chyba da� 75. Id� do niej w poniedzia�ek. Ca-
�uj� Ciebie, m�j ma�y ksi�ycu, we wszystkie promienie. Kot".
25
Tego samego dnia w rannej poczcie pisze: �Jutro, w Twoje
imieniny, pisz� pierwszy akt Babci i wnuczka, a do Ciebie wysy-
�am telegram na ozdobnym papierze. Czy dosta�a� moj� kartk�?
Jest mi smutno, bardzo smutno bez Ciebie, ale ten bardzosmutek
to te� motor do pisania. Napisz� o tym wiersz, jak Ci� mocno i na
nowo, i od nowa kocham, bo proz� mi to nie wyjdzie..."
27 sierpnia: �Zamiast �ebym ja Tobie wys�a� prezent na imie-
niny, to Ty� mi wys�a�a paczk�. Ale ja to odrobi�. Kawa i jab�ka
�wietne, brak tylko Beaumarchais'ego, poza tym wszystkie ksi��-
ki w porz�dku".
l wrze�nia: �Kochany Pawe�ku, pozdrawiam Ci� wszystkimi
blaskami na jeziorze. �obuz ci�gle pyta si�, kiedy przyjedziesz.
Pracuj� du�o: pisz� i czytam. Pierwszy akt got�w".
�4 IX 50. Kochany Pawe�ku. P. Stanis�aw jedzie do Warszawy
dopiero chyba 6-go. Oczywi�cie odwiedzi Ciebie: albo o 9 rano,
albo o 9 wieczorem. Padaj� deszcze. Pracuj� pilnie. Odwiedzili
mnie tu Ko�niewscy. Kazio powiedzia� mi, �e kolega Adam ma
du�e nieprzyjemno�ci z powodu wyst�pienia przeciwko mnie na
zje�dzie. Tak to bywa. Napisz dok�adnie, kiedy przyjedziesz, bo
trzeba wyjecha� motor�wk�. Teraz mniej wysy�am do Ciebie kar-
tek, bo jest mniej okazji na poczt�. Do widzenia! Kot".
Po wielu, wielu latach zapyta�am Kazimierza Ko�niewskie-
go, czy co� sobie przypomina z tamtego kr�tkiego pobytu w
Praniu? Odpowiedzia� mi, �e jedynie radosny fakt ca�kowite-
go niemal odmienienia ojca; zapami�ta� tak�e og�lne wra�enie
niezwyk�ego nowego brzmienia jego poezji � o ile� dojrzal-
szej ni� kiedy�, doskonale prostej, po prostu po ludzku wzru-
szaj�cej. Za� co do owych k�opot�w Wa�yka, to wyzna� mi, i�
mia�y one raczej charakter natury towarzyskiej. Byli ludzie,
kt�rzy mieli odwag� m�wi� w�wczas g�o�no, co s�dz� o jego
ataku na K. I. G.
W tamtych latach by�o to bardzo du�o.
26
Listy mamy nie by�y tak cz�ste. Pow�d znale�� mo�na w jed-
nej z paru kartek wys�anych tamtego p�nego lata do Prania: �Dro-
gi Kot, Nareszcie mog� do Ciebie napisa�. Do tej pory przepisy-
wa�am na maszynie moj� ksi��k�, dzi� odda�am. Pieni�dze w �ro-
d�. To samo w radio. W �Czyteln.� w czwartek. W Zaiksie we
wtorek. To wszystko. Wyjecha� mog� wi�c w czwartek na noc.
Niech p. Stanis�aw przyjedzie po mnie w pi�tek 8, rano ko�o 11
do Rucianego. Zaruba ma wielk� ochot� jecha� ze mn�. Zapytaj
si�, czy to mo�liwe i daj zaraz zna�. Beaumarchais'ego przywioz�.
Sen odda�am te� do Piwu. Jutro mam zadzwoni� o fors�. Ciesz�
si�, �e mi przeczytasz po�ow� sztuki. �ciskam Ci� bardzo mocno.
Twoja Nata�ka".
Ta kartka m�wi wiele o codziennych, nie opuszczaj�cych na-
szego domu k�opotach finansowych. Ojca nie drukowano, wi�c
nie istnia�y honoraria. Trud utrzymania domu przej�a na siebie
mama. T�umaczy�a z rosyjskiego, ile si� da�o; pracowa�a dzielnie,
�artuj�c czasami, �e teraz nadesz�a jej zmiana. Sko�czy si� ona,
gdy Julian Tuwim wystawi Sen nocy letniej. ��ywi nas Sen" �
b�dzie m�wi� ojciec z u�miechem.
Kiedy mama przyjecha�a do Prania, ojciec pokaza� jej list, przy-
wieziony przez kogo� ze znajomych. Pod�u�na koperta zaadreso-
wana: �Ob. K. I. Ga�czy�ski, Siedziba letnia, przez grzeczno��",
zawiera�a list Jana Krenza. Przedstawia� si� on tak: �Jestem kom-
pozytorem i dyrygentem nale��cym do tzw. najm�odszej genera-
cji i wesp� z innymi dwoma kolegami tworzymy tzw. Grup� 49
(nie myli� z fal�!)".
Krenz informowa�, �e wiersz Rozmowa miast pos�u�y mu za
materia� do kantaty symfonicznej na dwa ch�ry i orkiestr�, �e
zostanie ona wykonana 3 listopada 1950 w Krakowie i prosi o wy-
ra�enie zgody na zmian�: �Tytu� Rozmowa miast nie jest szcz�-
�liwy dla utworu �piewanego. Mo�e po prostu Dwa miasta^"
27
Tak zacz�a si� znajomo��, a nast�pnie serdeczna przyja��
poety oraz kompozytora i dyrygenta. Bywali u siebie, spotykali
si�, a kiedy Krenz pojecha� do Katowic, by pracowa� z Wielk�
Orkiestr� Symfoniczn� Polskiego Radia, zacz�li do siebie pisy-
wa�. Pomys�y kompozytorskie Krenza by�y niewyczerpane: wier-
sze ojca, komedie Gogola i wiele jeszcze innych lektur stawa�o si�
pretekstem do napisania listu i do rozwa�a�, czy dany temat nadaje
si�, b�d� nie, na libretto opery komicznej. Zabior� si� do niej wre-
szcie w roku 1952. B�dzie si� nazywa� Kolejarze\ Napisz� do mini-
stra kultury podanie z pro�b� o stypendium. Przegadaj� wiele
godzin. I na tym sko�czy si� sprawa Kolejarzy. Pozostanie przy-
ja�� trwaj�ca do ko�ca �ycia poety, jakie� kr�tkie spotkanie w Za-
kopanem upami�tnione wsp�lnym � z nied�wiedziem � zdj�-
ciem i zabawn� rymowank� w felietonie Gwiazdka �niegu:
...czas po�wi�ca
Ka�da panna � czas dla Krenza;
Cho� j� boli, cho� j� skrenza,
M�wi: � Hej, bie�my do Krenza!
On, s�odki, jak z cukrem p�cak,
No�my go tedy na r�cach!
By ju� ostatecznie zamkn�� sympatyczne listowne wspominki
na linii poeta � kompozytor, pragn� zacytowa� jedno postscriptum
ojca, tak dla niego charakterystyczne: �Tw�j Konstanty, cz�onek
honoris causa Grupy 49. PS. Czy m�g�bym otrzyma� patent stwier-
dzaj�cy, �e istotnie jestem honorowym cz�onkiem Grupy 49?"
Na odwrotnej stronie tego listu du�ymi literami zanotowa�
temat z fugi Jana Sebastiana Bacha.
Wsp�tw�rcy Grupy 49 � Tadeusz Baird i Kazimierz Serocki
� pow�drowali w dalek� podr�; o ��cz�cej ich przyja�ni i stowa-
rzyszeniu muzycznym nikt ju� dzi� nie wie. Siad pami�ci o tym
wydarzeniu pozosta� jedynie w listach serdecznych kiedy� dru-
h�w.
28
Si-
P�na jesie� 1950 roku owocowa�a poematem Niobe. W�a�nie
wtedy, w dojrza�ym z�ocie mazurskiej jesieni K. I. G. uzna�, �e
przyszed� czas wielkiego wysi�ku, zmierzenia si� z tematem, kt�ry
w nim tkwi� od niemal p�tora roku.
Normalny dotychczas rytm dnia � z podzia�em na godziny
pracy i wypoczynku � zosta� z�amany. Zdarzy�o si� to w jego
�yciu dotychczas dwukrotnie: podczas pisania Balu u Salomona
i Noctes Aninenses.
W zielonym dresie i wielkich trampkach kr��y� ca�ymi godzi-
nami po podw�rzu, szed� do lasu, wraca�, co� notowa�, zn�w wy-
chodzi�. Nie widzia� nikogo, nie s�ysza�, nie rozumia�. W�drowa�
drog� pod starymi �wierkami, popatrywa� w niebo. Kt�rego� pa�-
dziernikowego wieczoru wr�ci� z lasu, stan�� przed mam� i cicho
powiedzia�:
� Wiesz, mam spotkanie z Chopinem...
Pracowa� z trudem, mozoli� si� nad ka�dym s�owem. Kre�li�,
poprawia� zapisane strony, wyrzuca� i zaczyna� od nowa. Szuka�
s��w najw�a�ciwszych, najprostszych. Rozumia� wag� tego poe-
matu.
Kt�rego� z ostatnich pa�dziernikowych �wit�w zatrzyma� si�
przed le�niczym, w�a�nie zaczynaj�cym sw�j pracowity dzie�, i oznaj-
mi�:
� Panie Stanis�awie, sko�czy�em Niobe. Najwa�niejszy m�j
poemat.
Zdania tego nie powt�rzy� nikomu, nawet mamie.
Us�ysza�am je od Stanis�awa.
Anna Kamie�ska i Jan �piewak pracowali nad tomem wspo-
mnie� o ojcu. Zaproponowa�am w�wczas, �eby nam�wi� pra�-
skiego le�niczego do napisania cho�by paru zda� o poecie, kt�re-
go go�ci�. Pojecha�am do Krzy�y, bo ju� tam mieszkali pa�stwo
Popowscy. Wysoki m�czyzna o intensywnie niebieskich oczach
zdecydowanie odm�wi�, ale zgodzi� si� opowiedzie� o nikomu
nie znanym zdarzeniu.
29
Jak�e wzruszy�o mnie to jedno kr�tkie zdanie ojca: �...sko^"
czy�em Niobe". Jego najwa�niejszy poemat by� podzi�k� za s^1"
deczno�� i �yczliwo��, z jakimi spotyka� si� tu ka�dego dnia, ^a
prostot� cenion� zawsze najwy�ej, a kt�ra tutaj przejawia�a si� ^e
wszystkim � w sposobie bycia, w codziennym obcowaniu lud21
ze sob�, z natur�. Dzi�kowa� jak umia� najlepiej � wierszem, o kt�ry�
wiedzia�, �e przetrwa mody, z�y czas � za odnalezienie sweg�
miejsca, kt�rego szuka� przez tyle lat. Teraz ju� wiedzia�, gd^
ono jest:
Te okna o�wietlone... Kto tam teraz mieszka?
Te okna, pelargonie, mostek, ma�a rzeczka,
stara studnia z Neptunem, jab�o�, ziele�, �cie�ka �
a gdzie to jest?
Firanki wiatr ko�ysa�, konwali� pachn�cy.
W lichtarzu sta�a �wieca. S�owik gra� na skrzypcach.
Dzwoni�o ci�ko srebro gwiazd w warkoczach nocy �
a gdzie to jest?
Kr�tki warszawski okres przerwa�o zaproszenie pa�stwa FO-
powskich, by�my sp�dzili u nich �wi�ta. Ojciec zachwycony pro-
pozycj� odpisa� natychmiast: �Przyjedziemy zaraz po �wi�ta".
Dzi�kujemy".
Bo�e Narodzenie od najdawniejszych zapami�tanych przeze mn�
lat obchodzone by�o uroczy�cie w domu. Z choink�, z samotnym
przyjaci�mi. W latach powojennych, ju� po zakotwiczeniu�?
w Warszawie, do naszej skromnej wigilii zasiadali zawsze Adan
Mauersberger i Andrzej Stawar, druhowie moich rodzic�w, kt�rzy
tej w�a�nie kolacji nie powinni spo�ywa� w samotno�ci.
Ale kiedy �wi�ta min�y, rodzice wsiedli w poci�g i wyle-
wali w Rucianem. Czeka� ju� na nich pan Stanis�aw, za�adoWi
si� do sa� i zacz�a si� ta niezwyk�a, dziesi�ciokilometrowa pod^z.
A �ko� jak dzwonnik kuranty wydzwania�...''
30
Reminiscencje tamtej w�dr�wki zamkn�� poeta w wierszu Sanie.
Weso�y sylwester w ma�ej jadalni le�nicz�wki razem z Ziem-
kiem, gospodarzami. Za oknem siarczysty mr�z, psy �pi� pod pie-
cami. Zabawie, weso�ym rozmowom nie ma ko�ca. Ojciec budu-
je w�asny instrument z butelek w r�nym stopniu nape�nionych
wod�: uderzaj�c w nie, wydobywa d�wi�ki, kt�re od biedy mo�-
na nazwa� melodi�. Sympatyczny nastr�j oddaje wierszyk o nie-
wyszukanych rymach (w oryginale jest w nim kilka ma�o cenzu-
rainych s��w, dla potrzeb druku zast�pionych innymi):
Pan Ziemowit Fedecki
(nadaje str�)
Stary rok odmaszerowa�,
dobrze, bo to by� konowa�
i w og�le straszna ma�pa.
Nowy rok to jest xi�dz Knajpa,
co nam wszystkie, wszystkie rzeczy
naprostuje i wyleczy.
Wi�c pan co masz cztery wrzody �
Nowy Rok ci� wyrwie z biedy.
Dziatkom �ycz� szcz�cia ditto
i na forum i z kobitt�.
Wiwat, wiwat, Nowy Roczek!
Dozorca Domu
Henryk Mroczek.
Pytanie postawione w tytule poprzedniego rozdzia�u � kto
wymy�li� Mazury? � najniespodziewaniej powr�ci podczas na-
st�pnego mazurskiego lata, up�ywaj�cego niemal wy��cznie pod
znakiem Wita Stwosza. Tego lata Pranie odwiedzi�o kilkoro przy-
jaci� ojca, m.in. Aleksander Maliszewski, Olo, kwadrygant, druh
z lat szalonych sympozj�w w Milan�wku. Pisa� w�wczas sztuk�
o Kochanowskim � Droga do Czamolasu. Temat�w do rozm�w
nie brakowa�o. Jedn� z nich zanotowa� Olo: o XV-wiecznym Kra-
kowie i jego mieszka�cach. ��eby do tych ludzi dotrze� � m�wi�
31
ojciec � trzeba zgromadzi� w oczach r�wnie� wszystkie przedmio-
ty, kt�rych u�ywali, i zobaczy� je w s�o�cu i na wietrze..."
Rytm pracy nad Stwoszem nie przypomina czasu Niobe. Poeta
pracuje systematycznie, po trochu, ma czas na k�piele, spacery...
Tego lata Ziemek �ci�gn�� do Prania kolejnego swego przyja-
ciela, tak�e t�umacza literatury rosyjskiej, Tadeusza Mongirda. To
g��wnie on zbudowa� na naszej pla�y pomost, z kt�rego mo�na
by�o skaka� do wody. Przep�ywali�my z Ziemkiem na drug� stro-
n� jeziora. Z tych moich eskapad najdumniejszy by� ojciec.
To by�o szcz�liwe lato. W �Czytelniku" wydany zosta� poe-
mat Niobe � w �miesznym nak�adzie, brzydko. Ale jednak. Do
Prania zacz�y nap�ywa� listy od czytelnik�w. Od profesora Lo-
rentza, od Kazimiery Je�ewskiej, od Marii Renaty i J�zefa Maye-
n�w, od wielu, wielu innych przyjaci�. Wszystkie z gratulacja-
mi, s�owami zachwytu, z entuzjastycznymi pochwa�ami. Jak�e
radowa�y one ojca! Jak bardzo by� ich spragniony! Cieszy� si� jak
dziecko. �mia� si� ca�ym sob�, u�miech mia� dla ka�dego przyby-
sza, dla domowych. S�owem, dla wszystkiego, co pojawi�o si� na
jego drodze. Ch�tniej ni� poprzedniego roku je�dzi� ze Stanis�a-
wem do �miasta", czyli do Rucianego. Zasiadywa� si� tam na po-
czcie i prowadzi� d�ugie pogwarki z nieco dziwnym jej pracowni-
kiem o jeszcze dziwniejszym imieniu � Agafon. Kiedy indziej z roz-
bawionym skupieniem zatrzymywa� si� przy le�niczym i Ziem-
ku pochylonych w nabo�nym skupieniu nad swoimi motorami.
Popowski mia� wiekowego harleya, Ziemek � znan� SHL-k�.
Obydwa psu�y si� w�a�ciwie bez przerwy, oba potrzebowa�y opie-
ki fachowca. Opiek� t� zagwarantowa� mogli jedynie bracia Ma-
dejewscy � motorowe superautorytety z Rucianego.
Motory sta�y na podw�rzu i stanowi�y nieustaj�cy temat dy-
wagacji obu pan�w; pochyleni nad silnikami zastanawiali si�, cze-
go im brak, �e w�a�nie kolejny raz odm�wi�y pos�usze�stwa? Co
zrobi�, aby zn�w ruszy� na nich przed siebie? Bracia Madejewscy
co� wyci�gali z silnik�w, co� wk�adali, wymieniali. Ca�a czw�rka
prowadzi�a niezwykle fachowe rozmowy, kt�rych m�j ojciec ani
52
w z�b nie rozumia�, cho� bardzo pragn�� pozna� sekrety owych
kapry�nych pojazd�w...
I w�a�nie w czasie takiego skupionego kontemplowania unie-
ruchomionych motor�w na pra�skim podw�rzu pojawi�y si�
kt�rego� dnia dwa rowery. Prowadzili je Wanda i W�adys�aw Bro-
niewscy. Mieli za sob� wielk� rowerow� eskapad� do Puszczy Bia-
�owieskiej; w drodze powrotnej �zahaczyli" o le�nicz�wk�.
Doskonale pami�tam pierwsze pytanie Broniewskiego: �Czy
wiesz, kto odkry� Mazury?" Ojciec milcza�, potem b�kn��, �e pew-
nie Fedecki. A Broniewski, uszcz�liwiony, �e jego przyjaciel nie
wie, zacz�� recytowa�: �Ot�, m�j drogi, pierwszym polskim tu-
ryst�, kt�rego � jak i ciebie � zafascynowa�y Mazury, by� war-
szawiak o nazwisku Dzier�yk. Zwiedzi� t� ziemi� na rowerze i opi-
sa� w broszurze pod do�� zwyczajnym tytu�em � Wycieczka kola-
rza na Mazury Pruskie. Ukaza�a si� ona w druku w roku 1893.
Przed pierwsz� wojn�, mo�e dzi�ki broszurze Dzier�yka cykli-
sty, zawita�a na Mazury Stefania Sempo�owska. Wiedzia�e� o tym?
A tak�e Mieczys�aw Or�owicz � jak my, entuzjasta turystyki i kra-
joznawstwa. Or�owicz jest autorem pierwszego ilustrowanego
przewodnika po Mazurach. Czy go czyta�e�?" � zako�czy� try-
umfalnie, popatruj�c z g�ry na skonfundowanego przyjaciela.
To pe�ne erudycji wyst�pienie wprawi�o nas wszystkich w os�u-
pienie. Gdzie on to wszystko wyczyta�? Sk�d, u licha, wytrzasn��
jakiego� cyklist�?
Ju� po wyje�dzie Broniewskich ojciec stwierdzi�, �e wszystko
to nasz alejor�owy s�siad wymy�li�. �e pan Dzier�yk cyklista
jest po prostu pysznym �artem autora Mazowsza, wytworem jego
bogatej fantazji. Bowiem m�j ojciec wtedy, podobnie jak ja dzi-
siaj, uwa�a�, �e odkrywc� Mazur jest Ziemek Fedecki!
Broniewski by� w wy�mienitej formie. Kilka tygodni pobytu
w Bia�owie�y, ca�kowite oderwanie od warszawskich spraw i jemu
zrobi�y dobrze. Pami�tam, �e snu� plany nowych wierszy, cieszy� si�
z przypadkowych spotka� z czytelnikami � na Mazurach byli to
m�odzi kajakarze, kt�rzy zaprosili poet� na swoje ognisko, recyto-
33
wali jego wiersze. Opowiada� te�, �e ich �rodki lokomocji � dwa
stare rowery � budzi�y powszechne zdziwienie. Napotkani ludzie
uwa�ali, �e tak znany poeta mo�e porusza� si� jedynie samochodem!
K. I. G. zagadn�� poet� �artem, czy przypadkiem nie upolo-
wa� w puszczy jakiego� �ubra? Broniewski spowa�nia� nagle i ci-
chym g�osem powiedzia�: �Nie, �ubra nie. Tylko to kr�wsko le-
zie wci�� za mn�..."
�adnemu z poet�w nie by�o do �miechu. Mieszkali w jednym
domu, ci�g�ych niesnasek w rodzinie Broniewskich ukry� si� nie da�o.
Wszyscy wiedzieli�my, �e nie by�o to stad�o najszcz�liwsze.
Przekona�am si� o tym po latach. Kiedy w nocy odbiera�am tele-
fon, wiedzia�am, �e to nieszcz�liwy Broniewski. �e b�dzie p�aka�,
a p�niej zacznie czyta� jeden ze swych przejmuj�cych wierszy o
tragicznie zmar�ej Ance... By� bardzo samotny, bardzo nieszcz�li-
wy. Jego ostatnia towarzyszka �ycia nie potrafi�a mu pom�c...
Zawsze odbiera�am j� jako kobiet� zimn�, wr�cz odpychaj�c�.
I... ba�am si� jej.
si-
W wakacje pojawi� si� w Praniu jeszcze jeden nasz warszawski
s�siad, Jerzy Borejsza. Przed dwoma laty uleg� bardzo gro�nemu
wypadkowi na �zakr�cie �mierci" w drodze z Wilanowa do War-
szawy, sk�d wraca� po przyj�ciu przez Bieruta. Ten wypadek po-
�o�y� kres dzia�alno�ci politycznej Borejszy � dziennikarza, wy-
dawcy, prezesa i tw�rcy �Czytelnika", dzia�acza partyjnego, o kt�rym
�piewano piosenki w �Syrenie". Cz�owieka niezwykle aktywne-
go, organizatora Kongresu Intelektualist�w w roku 1948, na kt�ry
zjechali tacy tw�rcy, jak Picasso, Yercors, Aragon, Neruda, Eren-
burg, Irena i Fryderyk Joliot-Curie...
Pisz� �pojawi� si�", bowiem tamtego lata by� Jerzy Borejsza
naszym s�siadem i nad Nidzkim. Zamieszka� w pi�knym domu
w Rucianem: ogromnym, drewnianym, odwzorowuj�cym prze-
wr�con� ��d� wiking�w. Dom stoi do dzi�, niestety w stanie
wo�aj�cym o pomst� do nieba.
34
Polityczna gwiazda Borejszy gas�a. Mia� teraz nadmiar wolnego
czasu, z kt�rym na dobr� spraw� nie wiedzia�, co robi�. St�d przy-
jazd z �on� i synem, tak�e Jerzym, do Rucianego, gdzie siedzia� sa-
motny, pozbawiony swoich sekretarek, telefon�w ��cz�cych z do-
tychczasowym �yciem, z politykami, ze �wiatem, z lud�mi.
�le znosi� samotno�� i bezczynno��. Dlatego wdawa� siew nag�e
�inspekcje" posterunku MO i je�li odkry� najmniejsz� nieprawi-
d�owo��, stawia� na nogi p� powiatu. Uwa�nie przygl�da� si� pracy
le�nik�w, czy aby wycinaj� tyle drewna, ile powinni. A kiedy ju�
wszystko �poustawia�", na wszystkich pokrzycza�, wraca� do domu
i zabiera� si� do pisania. Pracowa� wtedy nad scenariuszem o Ka-
rolu �wierczewskim, z kt�rym zetkn�� si� w polskiej brygadzie
w Hiszpanii. Opowiada� o jego ciekawo�ci �wiata, o umiej�tno�ci
nawi�zywania kontakt�w z �o�nierzami z innych brygad; Fran-
cuz�w np. zagadywa�, co te� teraz graj� w Comedie Fran�aise,
a co w Olimpii? Kiedy uda�o mu si� wci�gn�� ich w rozmow�, na
kr�tko zapominali o wojnie, strzelaniu, �mierci. Pami�tam, �e ojcu
bardzo spodoba�a si� ta cecha �o�nierza-dow�dcy, kt�ry umia�
zadba� o poprawienie nastroju swych podkomendnych, co � jak
mniemam � nie jest zn�w takie cz�ste.
Z tamtych odwiedzin Borejszy w Praniu pozosta�a mi pami��
jego niezwykle interesuj�cych opowie�ci: nie tylko o wojnie w Hi-
szpanii czy o Pary�u, gdzie si� kszta�ci� i kt�ry doskonale zna�.
Du�o np. wi