6469
Szczegóły |
Tytuł |
6469 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6469 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6469 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6469 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Timothy Zahn
Synowie Kobry
Cykl: Kobra tom 3
ROZDZIA� 1
By�o p�ne lato. Przez uchylone okno wpada�y podmuchy ciep�ego wiatru. Po chwili da� si� s�ysze� skowyt dysz silnik�w odrzutowych maszyn Troft�w, kt�ry sprawi�, �e Jonny Moreau si� obudzi�. Na kr�tk�, rozdzieraj�c� serce chwil�, wyda�o mu si�, �e jest na Adirondack w samym �rodku wojny, ale kiedy ustawi� oparcie fotela zn�w w pozycji pionowej, impulsy b�lu, jakie przeszy�y mu �okcie i kolana, przywo�a�y go do rzeczywisto�ci. Przez jak�� minut� siedzia� nieruchomo, spogl�daj�c przez okno na panoram� Capitalii i staraj�c si� odzyska� jasno�� my�li. P�niej si�gn�� do biurka i wcisn�� guzik stoj�cego na nim interkomu.
- Tak, panie burmistrzu? - odezwa� si� Theron Yutu. Jonny opad� z powrotem na fotel, ale przedtem si�gn�� po stoj�c� na biurku fiolk� z tabletkami przeciwb�lowymi.
- Czy Corwin wr�ci� ju� z zebrania rady? - zapyta�. Obraz na ekranie ukaza� mu inne biurko i siedz�cego za nim dwudziestosiedmioletniego syna.
- Jeszcze tam nie poszed�em, tato - powiedzia� Corwin. - Zebranie zaczyna si� dopiero za godzin�.
- O? - zdziwi� si� Jonny i popatrzy� na zegarek. M�g�by przysi�c, �e zebranie mia�o si� zacz�� o drugiej... i w istocie, by�o dopiero kilka minut po pierwszej. - Wydawa�o mi si�, �e drzema�em troch� d�u�ej - mrukn��. - No c�. Czy wszystko gotowe?
- W�a�ciwie tak, chyba �e jest co� nowego, co chcia�by�, �ebym poruszy� na zebraniu. Zaczekaj chwil�, zaraz tam przyjd�, to pogadamy.
Ekran �ciemnia�. Prostuj�c ostro�nie plecy, Jonny spojrza� na trzyman� w d�oni fiolk�. P�niej - zdecydowa� stanowczo. Wiedzia�, �e kiedy zn�w zacznie chodzi�, jego wywo�ane artretyzmem b�le z�agodniej� same, a po za�yciu tabletek nie potrafi my�le� tak jasno, jak pragn��.
Drzwi nagle si� otworzy�y i do gabinetu wszed� Corwin Jamie Moreau z nieod��cznym pulpitem komputerowym pod pach�. Ch�opiec - a raczej m�czyzna, przypomnia� sobie w my�lach Jonny - rzuci� si� w wir polityki z zapa�em, kt�rego starszy Moreau nigdy jako� nie potrafi� u siebie wykrzesa�. Widok Corwina coraz bardziej przywodzi� Jonny'emu na my�l jego brata, Jame'a, wspinaj�cego si� teraz po szczeblach w�adzy Dominium Ludzi. Przed czternastoma laty by� doradc� przewodnicz�cego Najwy�szego Komitetu. Jonny cz�sto si� zastanawia�, kim by� teraz: wci�� doradc�, mianowanym nast�pc�, a mo�e nawet samym przewodnicz�cym?
Tego ju� nigdy si� nie dowie. Przerwanie ��czno�ci z reszt� Dominium w wyniku zamkni�cia korytarza Troft�w by�o jednym ze skutk�w, z kt�rymi Jonny'emu nadal trudno by�o si� pogodzi�.
Ustawiwszy komputerowy pulpit na skraju biurka ojca, Corwin przysun�� sobie krzes�o i usiad�.
- No dobrze, popatrzmy sobie na to - powiedzia�. - Najwa�niejsze argumenty przemawiaj�ce za klauzul� wy��czno�ci nowego traktatu handlowego z Hoibe'ryi'sarai - wym�wienie tej nazwy domeny Troft�w nie sprawi�o mu najmniejszego trudu - kt�re mam przedstawi� na zebraniu rady, to: potrzeba oddelegowania dodatkowych Kobr do walki z kolczastymi lampartami w odleg�ych prowincjach oraz kwestia, czy w og�le powinni�my zawraca� sobie g�ow� Caelian�.
Jonny kiwn�� g�ow�, maj�c poczucie winy, �e po raz kolejny zaniedbuje obowi�zki emerytowanego gubernatora, jakie powinien wype�nia�, albo chocia� stara� si� wype�nia� wobec rady.
- Po�� na te dwa powody szczeg�lny nacisk - powiedzia�. - Nie wiem, w jaki spos�b kolczaste lamparty dowiaduj� si� o tym, �e ich liczba maleje, ale tempo ich rozmna�ania wskazuje, �e jako� si� dowiaduj�. Upewnij si�, �eby nawet najmniej rozgarni�ty syndyk zrozumia�, i� nie mo�emy walczy� ze wzrastaj�c� liczb� kolczastych lampart�w i r�wnocze�nie posuwa� si� naprz�d z kolonizacj� Caeliany bez obni�enia poziomu szkolenia Kobr w naszej akademii.
Przez twarz Corwina przemkn�� jaki� skurcz.
- Je�eli chodzi o t� akademi�... - zacz�� i przerwa�, wyra�nie czym� speszony.
Jonny na kr�tk� chwil� zanikn�� oczy.
- Justin. Czy mam racj�? - zapyta�.
- No... tak. Mama chcia�a, bym ci� przekona�, �eby� zmieni� zdanie i podczas zebrania rady zg�osi� sw�j sprzeciw wobec jego kandydatury.
- I co by to da�o? - Jonny westchn��. - Justin jest przecie� bystrym, wyj�tkowo zr�wnowa�onym i energicznym ch�opcem. W�a�nie w taki spos�b chce s�u�y� �wiatu, na kt�rym mieszka. Mam nadziej�, �e wybaczysz mi ojcowsk� dum�.
- Wiem o tym, tato, ale...
- Ale do rzeczy - przerwa� mu Jonny. - Ma dwadzie�cia dwa lata, a chce zosta� Kobr�, odk�d sko�czy� szesna�cie. Zdajesz sobie spraw�, �e w ci�gu tych wszystkich lat z pewno�ci� mia� czas na to, �eby si� zastanowi�, w jaki spos�b wp�ywa na organizm ludzki kilkadziesi�t lat �ycia z wyposa�eniem Kobry. - Uni�s� lekko r�ce, jak gdyby zgadza� si� na zbadanie w�asnego cia�a. - Je�eli to nie wp�yn�o na jego decyzj�, a wyniki bada� wskazuj�, �e tak si� nie sta�o, nie zamierzam sprzeciwia� si� jego woli. W�a�nie takich ludzi potrzeba nam do tej s�u�by. Corwin machn�� r�k� na znak, �e si� poddaje.
- Niemal chcia�bym m�c si� z tob� nie zgodzi�, chocia�by przez wzgl�d na mam� - powiedzia�. - Obawiam si� jednak, �e masz racj�.
Jonny wyjrza� przez okno.
- Twoja matka wiele razy cierpia�a z podobnych powod�w. Sam chcia�bym wiedzie�, jak mam jej to wyt�umaczy�.
Przez d�u�sz� chwil� w pokoju panowa�o milczenie. P�niej Corwin si�gn�� po sw�j pulpit.
- A wi�c kolczaste lamparty i kolonizacja Caeliany - powiedzia�, wstaj�c od biurka. - Po zako�czeniu zebrania zastan� ci� tutaj czy w sali �wicze�?
Jonny popatrzy� na syna i skrzywi� si� z niesmakiem.
- Musia�e� mi o tym przypomnie�, prawda? No dobrze, niech ci b�dzie. Uszcz�liwi� tych dr�czycieli. Kiedy zjawisz si� po zebraniu, to, co ze mnie zostanie, b�dzie tutaj.
Corwin kiwn�� g�ow�.
- �wietnie. Ale nie w�ciekaj si� za bardzo na nich. Wykonuj� przecie� tylko swoj� prac�.
Jonny zaczeka�, a� Corwin zamknie drzwi za sob�, a potem cicho westchn��.
- Swoj� prac�, dobre sobie - mrukn�� pod nosem. - Zgraja naukowc�w wy�ywaj�cych si� na ludziach zamiast na do�wiadczalnych myszkach.
Wszystko po to, by odkry� terapi�, kt�ra kiedy� b�dzie mog�a pom�c przysz�ym Kobrom.
Jednym z nich mia� wkr�tce zosta� jego syn.
Westchn�wszy, Jonny uchwyci� si� oparcia fotela i powoli wsta�. Zamierza� doj�� do samochodu o w�asnych si�ach i to bez pomocy tabletek przeciwb�lowych, nawet gdyby mia�o go to zabi�. Zgodnie z jednym ze swoich ulubionych powiedze�, nie by� jeszcze a� tak bezradny.
Mimo t�oku panuj�cego w tych dniach na ulicach stolicy �wiata Kobr, dostanie si� do gmachu Dominium na zebranie rady by�o wypraw� zajmuj�c� nie wi�cej ni� dziesi�� minut. Corwin zebra� jednak swoje magnetyczne karty i inne potrzebne mu rzeczy jak najszybciej, chc�c znale�� si� tam na tyle wcze�nie, �eby m�c nieoficjalnie porozmawia� z innymi cz�onkami zgromadzenia. Ojciec uda� si� na �wiczenia, a on sam zamierza� w�a�nie wyj��, kiedy do pokoju wesz�a matka.
- Cze��, Theron - odezwa�a si�, u�miechaj�c si� do Yuru. - Corwin, czy zasta�am ojca?
- W�a�nie wyszed� - odpar� Corwin, czuj�c, �e w oczekiwaniu nieuchronnej konfrontacji napinaj� mu si� wszystkie mi�nie. - Wr�ci, jak sko�czy �wiczenia.
- Co powiedzia�?
Corwin du�ym wysi�kiem zmusi� si�, �eby nie zacisn�� z�b�w.
- Przykro mi, mamo. Powiedzia�, �e nie b�dzie si� sprzeciwia�.
Zmarszczki na jej twarzy wyra�nie si� pog��bi�y.
- Ty te� b�dziesz bra� udzia� w g�osowaniu - powiedzia�a, nie pozostawiaj�c mu cienia w�tpliwo�ci, o czym my�li.
- Pozw�l wiec, �e ujm� to inaczej - odpar� Corwin. - My nie b�dziemy si� sprzeciwiali.
- A wi�c i ty tak�e - powiedzia�a ch�odno. - Ty te� zamierzasz skaza� swojego brata na...
- Mamo - przerwa� jej Corwin, wstaj�c i wskazuj�c jej swoje krzes�o. - Bardzo ci� prosz�, usi�d�.
Zawaha�a si�, ale po chwili usiad�a. Corwin przysun�� sobie inne, przeznaczone dla go�ci krzes�o i spocz�� naprzeciwko niej, k�tem oka dostrzegaj�c, �e Theron Yutu w�a�nie przypomnia� sobie o czym�, co musia� zrobi� w biurze Jonny'ego. Zajmuj�c miejsce, przez chwil� przygl�da� si� - naprawd� si� przygl�da� - swojej matce.
Chrys Moreau by�a pi�kn� kobiet�, kiedy by�a m�odsza. Wiedzia� o tym, pami�ta� stare zdj�cia i ta�my. Nawet teraz, mimo zwi�zanych z jej wiekiem zmian fizycznych, wygl�da�a niezwykle atrakcyjnie. Opr�cz nich dokona�y si� w niej jednak inne, nie wszystkie usprawiedliwione zwyk�ym krystalizowaniem si� opinii czy nawet wynikaj�ce z reakcji na d�ugotrwa�� chorob� m�a. Ostatnio u�miecha�a si� coraz rzadziej i chodzi�a z ostro�no�ci� osoby �miertelnie przera�onej perspektyw�, �e mog�aby co� przewr�ci�. Corwin wiedzia�, �e jej sprzeciw wobec plan�w Justina by� tylko cz�ci� tego nastawienia do �ycia... istnia�o jednak co� wi�cej, a na razie nie potrafi� znale�� w�a�ciwych s��w na dotarcie do tej cz�ci my�li swojej matki.
Wiedzia� tak�e, �e i tym razem b�dzie rozumowa�a w ten sam spos�b.
- Je�eli zamierzasz jeszcze raz przedstawi� mi te same argumenty, dlaczego s�dzisz, �e Justin powinien zosta� Kobr�, to mo�esz si� nie trudzi� - zacz�a Chrys. - Znam je wszystkie na pami�� i nadal nie znajduj� �adnych logicznych kontrargument�w. Przyznaj� te�, �e gdyby nie by� moim synem, uzna�abym je za s�uszne. Justin jednak jest moim synem i chocia� to brzmi nierozs�dnie, nie uwa�am za uczciwe, �ebym musia�a i jego po�wi�ca� dla takiej s�u�by.
Corwin pozwoli� jej sko�czy�, chocia� te s�owa nie wnosi�y niczego nowego do dyskusji.
- Czy prosi�a� Joshu�, �eby z nim porozmawia�? - zapyta�.
Chrys lekko pokr�ci�a g�ow�.
- Nie zrobi tego - odrzek�a. - Powiniene� wiedzie� o tym lepiej ni� ktokolwiek inny.
Mimo powagi chwili Corwin poczu�, jak na wspomnienie moment�w, kt�re podsun�a mu pami��, na wargach pojawia mu si� nik�y u�miech. Chocia� by� o pi�� lat starszy od bli�niak�w, nie zdo�a�by zliczy�, ile razy bra� ich stron�. Ich wzajemna niewzruszona lojalno�� nawet wtedy, gdy rodzice wymierzali im kary, wielokrotnie sprawia�a, �e potrafili sobie zapewni� niepodwa�alne alibi.
- Wobec tego nie widz�, co mo�na zrobi� - odezwa� si� �agodnie do matki. - Je�li spojrze� na to od strony prawa, nie m�wi�c ju� o etyce, Justin ma prawo wybiera�, co chcia�by robi� w �yciu. Pomy�l te�, jakiego politycznego zamieszania m�g�by narobi� taki nepotyczny sprzeciw.
- Polityka - parskn�a Chrys i odwr�ci�a g�ow�, by wyjrze� przez okno. - Mia�am nadziej�, �e tw�j ojciec z ni� sko�czy, kiedy przestanie by� gubernatorem. Powinnam si� by�a domy�la�, �e tak �atwo nie pozwol� mu zostawi� wszystkiego i odej��.
- Potrzebujemy jego wiedzy i do�wiadczenia, mamo - odrzek� Corwin, spogl�daj�c na zegarek. - A je�eli ju� o tym mowa, obawiam si�, �e musz� i�� i dostarczy� radzie comiesi�czn� porcj� tej wiedzy.
Przez twarz Chrys przemkn�� jaki� cie�, ale tylko kiwn�a g�ow� i wsta�a.
- Rozumiem - powiedzia�a. - Czy b�dziesz u nas dzi� wieczorem na obiedzie? Bli�niaki powiedzia�y, �e postaraj� si� zd��y�.
Mo�e by�a to ostatnia szansa na to, �eby mogli by� wszyscy razem, do czasu, gdy Kobra Justin uko�czy szkolenie.
- Jasne - odpar� Corwin, a potem wsta� i odprowadzi� matk� do drzwi. - Po zebraniu zamierzam porozmawia� troch� z tat�, a wi�c kiedy sko�czymy, przyjedziemy razem.
- To dobrze. Oko�o sz�stej?
- �wietnie. W takim razie do zobaczenia. Odprowadzi� j� do samochodu i przygl�da� si�, jak odje�d�a�a. P�niej, westchn�wszy ci�ko, wsiad� do swojego wozu i pojecha� do gmachu Dominium. Po drodze zastanawia� si�, dlaczego problemy trapi�ce jego rodzin� wydawa�y si� zawsze trudniejsze do rozwi�zania od problem�w stoj�cych przed ca�ymi �wiatami. Mo�e dlatego - pomy�la� nonszalancko - �e nie ma niczego, czym rada mog�aby mnie zaskoczy�.
Nied�ugo mia� przypomnie� sobie t� my�l oraz niefortunn� chwil�, w kt�rej mu przysz�a do g�owy... i skrzywi� si� z niesmakiem.
ROZDZIA� 2
Rada Syndyk�w - jak brzmia�a jej oficjalna nazwa - we wczesnych latach kolonii by�a cokolwiek nieformalnym zgromadzeniem syndyk�w i gubernatora generalnego planety, zbieraj�cym si�, kiedy zachodzi�a potrzeba przedyskutowania wa�nych problem�w czy wytyczenia og�lnych kierunk�w, w jakich mia� odbywa� si� rozw�j kolonii. W miar� jednak, jak wzrasta�a liczba ludzi, a na dw�ch innych �wiatach za�o�ono nowe osady, liczebno�� i polityczne znaczenie rady ros�y zgodnie z og�lnymi tendencjami panuj�cymi w odleg�ym Dominium Ludzi. Tylko �e, inaczej ni� na innych �wiatach, na tej wysuni�tej plac�wce opr�cz po�owy miliona zwyczajnych obywateli mieszka�o prawie trzy tysi�ce Kobr. Wynikaj�ce z tego faktu nieuniknione rozprzestrzenianie si� politycznej w�adzy wywar�o przemo�ny wp�yw na sk�ad osobowy rady. Mi�dzy szczeblami syndyka i gubernatora generalnego pojawi� si� szczebel gubernatora, dzi�ki czemu odpowiedzialno�� i w�adza mog�y by� roz�o�one bardziej r�wnomiernie. Kobry, dysponuj�ce w trakcie g�osowa� dwoma g�osami, mia�y swoj� reprezentacj� na wszystkich szczeblach.
Corwin w�a�ciwie nie kwestionowa� filozofii politycznej, dzi�ki kt�rej struktura w�adzy w Dominium uleg�a zmianie, ale z czysto praktycznego wzgl�du stwierdza� cz�sto, �e sama liczebno�� siedemdziesi�ciopi�cioosobowej rady jest czym�, co utrudnia jej funkcjonowanie.
Tego dnia jednak, przynajmniej w ci�gu pierwszej godziny, za�atwianie wszystkich spraw przebiega�o bardzo sprawnie. Wi�kszo�� omawianych zagadnie� - w��cznie z tymi, kt�re przedstawi� Corwin - dotyczy�o od dawna znanych problem�w, kt�re ju� wcze�niej dok�adnie przedyskutowano. Kilka doczeka�o si� oficjalnych uchwa�, a reszt� przekazano cz�onkom rady do dalszych analiz i rozwa�a� czy zwyczajnie od�o�ono na inny termin, tote� kiedy porz�dek dnia dobiega� ko�ca, zacz�o wygl�da� na to, �e zebranie uda si� zamkn�� wcze�niej ni� zazwyczaj.
I w�wczas gubernator generalny Brom Stiggur przedstawi� problem, wobec kt�rego nikt z obecnych nie m�g� pozosta� oboj�tny.
Zacz�o si� od starej, od dawna znanej sprawy.
- Pami�tacie wszyscy ten raport, kt�ry omawiali�my przed dwoma laty - zacz��, rozgl�daj�c si� po sali. - Ten, w kt�rym nasz dalekosi�ny zwiad doszed� do wniosku, �e w promieniu przynajmniej dwudziestu lat �wietlnych od Aventiny poza naszymi trzema skolonizowanymi �wiatami nie ma innych planet, kt�re mogliby�my zagospodarowa� w przysz�o�ci. Zdecydowali�my w�wczas, �e na tamtym etapie rozwoju naszych kolonii i przy tak ma�ej liczbie ludno�ci nie istnieje potrzeba pilnego podejmowania uchwa�y w sprawie problemu, kt�ry wtedy nie wydawa� si� taki nagl�cy.
Corwin wyprostowa� si� na krze�le i wyczu�, jak inni wok� niego robi� to samo. Stiggur wprawdzie wypowiedzia� te s�owa bez emocji, ale mo�na by�o si� zorientowa�, �e pod starann� modulacj� g�osu kryje jak�� sensacj�.
- Jednak�e - ci�gn�� tymczasem Stiggur - w ci�gu ostatnich kilku dni wydarzy�o si� co� nowego, co moim zdaniem powinno zosta� natychmiast podane do wiadomo�ci
cz�onk�w rady, zanim zostan� podj�te bardziej wnikliwe studia nad tym zagadnieniem.
Spojrzawszy na stoj�cego przy drzwiach stra�nika-Kobr�, kiwn�� g�ow�. Tamten w odpowiedzi tak�e kiwn��, otworzy� drzwi... i wpu�ci� do sali Trofta.
W�r�d zebranych os�b przeszed� szmer zdumienia, a kiedy obca istota ruszy�a w kierunku Stiggura, Corwin poczu�, jak napinaj� mu si� wszystkie mi�nie. Troftowie handlowali co prawda z koloniami od prawie czternastu lat, ale Corwin wci�� jeszcze nie pozby� si� trwogi, jak� od najm�odszych lat zawsze odczuwa� na ich widok. Wielu cz�onk�w rady pami�ta�o co� wi�cej: okupacja Adirondack i Silvern, dw�ch �wiat�w Dominium Ludzi zaj�tych przez wojska Troft�w, mia�a miejsce zaledwie przed czterdziestoma trzema laty, a to w�a�nie ona zapocz�tkowa�a ca�e przedsi�wzi�cie z Kobrami. Nie by�o przypadkiem, �e osoby bezpo�rednio kontaktuj�ce si� z handlarzami Troft�w mia�y co najwy�ej po dwadzie�cia kilka lat. Tylko tak m�odzi mieszka�cy Aventiny potrafili bez uprzedze� spotyka� si� z obcymi istotami.
Troft zatrzyma� si� obok sto�u i zaczeka�, a� cz�onkowie rady wydostan� swoje s�uchawki i do��cz� je do gniazdek translatora. Jeden czy dw�ch m�odszych wiekiem syndyk�w tego nie uczyni�o, a Corwin poczu� zazdro��, kiedy ustawia� si�� g�osu wzmacniacza na minimum. Jego kurs rozumienia piskliwej mowy obcych istot trwa� wprawdzie tyle samo godzin co tamtych ludzi, ale by�o jasne, �e nauka j�zyk�w obcych nie by�a jego mocn� stron�.
- M�czy�ni i kobiety Rady �wiat�w zamieszkiwanych przez Kobry - odezwa� si� w s�uchawkach cichy g�os. - Jestem Pierwszym M�wc� domeny Tlos'khin'fahi Zgromadzenia Troft�w.
Piskliwy jazgot mowy obcych istot trwa� jeszcze przez sekund� po tym, jak g�os z translatora ucich�, ale obie rasy ju� na samym pocz�tku wzajemnych kontakt�w ustali�y, �e ludziom wystarcz� jedynie trzy pierwsze parasylaby nazw domen Troft�w i �e dok�adne t�umaczenie nazw w�asnych by�oby tylko strat� czasu.
- W�adca domeny Tlos'khin'fahi skierowa� do pozosta�ych cz�ci Zgromadzenia pro�b� o informacje, w wyniku czego mog� wam przedstawi� propozycj� zawarcia przez was tr�jstronnego uk�adu z domenami Pua'lanek'zia i Baliu'ckha'spmi.
Corwin skrzywi� si� z niesmakiem. Nigdy jako� nie przepada� za umowami, w kt�rych bra�y udzia� dwie lub wi�cej domen. Przyczyn� by�a zar�wno delikatna polityczna r�wnowaga, o jak� �wiaty ludzi musia�y cz�sto walczy�, jak i fakt, �e ludzie w�a�ciwie nigdy nie wiedzieli o umowach zawieranych w takich przypadkach mi�dzy samymi Troftami. Umowy takie musia�y jednak istnie�, gdy� pojedyncze domeny bardzo rzadko - o ile w og�le - przekazywa�y sobie co� za darmo.
O tym samym musia�y widocznie my�le� i inne osoby uczestnicz�ce w zebraniu rady.
- M�wisz o uk�adzie tr�jstronnym, a nie czterostronnym - odezwa� si� gubernator Dylan Fairleigh. - Jak� wi�c rol� w tym wszystkim chcia�aby odgrywa� domena Tlos'khin'fahi?
- W�adca mojej domeny zastrzega sobie funkcj� po�rednika - pad�a natychmiastowa odpowied�. - Za t� funkcj� nie otrzymamy �adnego wynagrodzenia.
Troft przebieg� palcami po szarfie na brzuchu i ekran przed Corwinem rozjarzy� si� obrazem mapy pokazuj�cej bli�sz� po�ow� Zgromadzenia Troft�w. Na jednym ze skraj�w ich terytorium zacz�y pulsowa� trzy ma�e, czerwone gwiazdki.
- �wiaty zamieszkiwane przez Kobry - wyja�ni� ich znaczenie Troft, chocia� wcale nie by�o to konieczne.
W innym miejscu, w prawym g�rnym rogu ekranu, mniej wi�cej w jednej czwartej odleg�o�ci od wybrzuszenia b�d�cego cz�ci� Terytorium Troft�w, za�wieci�a si� pojedyncza zielona gwiazda.
- �wiat nazywany przez swoich mieszka�c�w Qasam� - ci�gn�� Troft. - W�adca domeny Baliu'ckha'spmi okre�la ich mianem rasy obcych istot stanowi�cych ogromne potencjalne zagro�enie dla ca�ego Zgromadzenia. Tutaj za�...
W miejscu po�o�onym w pobli�u pulsuj�cej zielonej gwiazdy, ale bli�ej �wiat�w Ludzi, pojawi�a si� mglista plama o nieregularnych kszta�tach.
- Gdzie� w tych okolicach znajduje si� gromada pi�ciu po�o�onych blisko siebie �wiat�w, na kt�rych panuj� warunki umo�liwiaj�ce �ycie ludzi. W�adca domeny Pua'lanek'zia okre�li ich dok�adne po�o�enie i zobowi��e si� uzyska� zgod� ca�ego Zgromadzenia na skolonizowanie ich przez ludzi, je�eli wasze Kobry usun� zagro�enie, jakie stanowi dla nas Qasama. Oczekuj� na odpowied�.
Troft odwr�ci� si� i ruszy� w stron� wyj�cia... i w�wczas dopiero Corwin zda� sobie spraw� z tego, �e wstrzymywa� oddech. Pi�� nowych, nie zasiedlonych jeszcze �wiat�w... za cen� zostania najemnikami Troft�w.
Zastanowi� si�, czy Troft m�g� wiedzie�, jak� burz� wywo�a swoj� propozycj�.
Nawet je�eli tego nie wiedzia�, z pewno�ci� rada u�wiadamia�a to sobie bardzo dobrze. Przez prawie ca�� minut� w sali panowa�a g�ucha cisza, w trakcie kt�rej ka�dy z cz�onk�w widocznie pr�bowa� przewidzie� mo�liwe skutki przyj�cia lub odrzucenia tej oferty. W ko�cu Stiggur odchrz�kn�� i powiedzia�:
- Rzecz jasna, nikt z nas nie zamierza odpowiada� na t� propozycj� jeszcze dzisiaj ani nawet nie chce dyskutowa� jej wad i zalet, niemniej b�d� wdzi�czny za wszelkie wst�pne uwagi, jakie mog�y nasun�� si� po jej wys�uchaniu.
- Je�eli o mnie chodzi, przede wszystkim chcia�abym dowiedzie� si� czego� wi�cej, zanim w og�le zaczniemy powa�nie dyskutowa� - odezwa�a si� gubernator Lizabet Telek. Jej wiecznie pe�en zak�opotania g�os nie pozwala� si� zorientowa�, co mo�e s�dzi� na ten temat. - Na pocz�tek mog�oby to by� co� wi�cej o tych obcych istotach: ich dane biologiczne, stan zaawansowania techniki, szczeg�y na temat rzekomego zagro�enia, jakie stanowi� dla Troft�w, i tak dalej. Stiggur pokr�ci� g�ow�.
- Pierwszy M�wca albo nie dysponuje �adnymi innymi informacjami na ten temat, albo nie chce ujawni� ich nam za darmo... ju� go o to wypytywa�em. Osobi�cie podejrzewam, �e raczej chodzi o ten pierwszy pow�d, jako �e nie widz� potrzeby, dla kt�rej domena Tlos mia�aby kupowa� co�, co i tak by�oby dla niej tylko abstrakcyjn� informacj�. A zanim kto� zechce mnie o to zapyta�, chc� powiedzie�, �e to samo dotyczy tak�e informacji na temat tych pi�ciu �wiat�w oferowanych nam przez domen� Pua.
- Innymi s�owy, mamy zawrze� umow�, na temat kt�rej w�a�ciwie nic nie wiemy? - odezwa� si� jeden z m�odszych syndyk�w.
- Niezupe�nie - rzek� gubernator Jor Hemner i pokr�ci� g�ow�, cho� by� to ryzykowny ruch u kogo� wygl�daj�cego tak staro. - Istnieje wiele innych po�rednich mo�liwo�ci, takich cho�by jak zakup informacji o tych �wiatach od domeny Baliu albo wys�anie w�asnej wyprawy rozpoznawczej. Zgodnie ze swoj� standardow� procedur� handlow� Troftowie oczekuj�, �e to my pierwsi zaproponujemy im co� takiego. Zastanawiam si� tylko, czy ustanawianie takiego precedensu to rozs�dny pomys�.
- A dlaczego nie? - odezwa� si� kto� inny, siedz�cy po tej samej stronie sali co Corwin. - To strach przed Kobrami powoduje, �e Troftowie zachowuj� si� wobec nas przyja�nie, prawda? W jaki lepszy spos�b mogliby�my im wykaza�, �e tego rodzaju przezorno�� jest przez nas mile widziana?
- A je�eli przegramy? - zapyta� cicho Hemner.
- Kobry jeszcze nigdy nie przegra�y.
Corwin popatrzy� na gubernatora Howie'ego Yartansona z Caeliany, zastanawiaj�c si�, czy nie chcia�by zabra� g�osu. Ten jednak tylko lekko zacisn�� usta i milcza�. Corwin ju� kiedy� si� przekona�, �e politycy z Caeliany mieli zwyczaj nie rzuca� si� w oczy, ilekro� przybywali na Aventin�, ale czu�, �e kto� jednak powinien powiedzie� co� wi�cej na ten temat. Najlepiej delikatnie, o ile to mo�liwe...
- Chcia�bym zwr�ci� uwag� - przem�wi� w ko�cu - �e posiadanie jednej lub kilku nowych planet pozwoli�oby nam rozwi�za� problemy Caeliany bez pozbawiania dziewi�tnastu tysi�cy jej mieszka�c�w prawa do w�asnego �wiata.
- Tylko w�wczas, gdyby zechcieli j� opu�ci� - powiedzia� Stiggur, ale zgodnie z przewidywaniami Corwina wzmianka o Caelianie widocznie zwr�ci�a my�li cz�onk�w rady na istniej�cy od dawna pat w walce mi�dzy Kobrami a wrogim ludziom ekosystemem tego dziwacznego �wiata.
Oficjalne raporty okre�la�y ten stan wdzi�cznym mianem �nieustannej adaptacji genetycznej�. Sami Caelianie natomiast nazwali to bardziej dosadnie �piekielnym galimatiasem�. Wszystkie ro�liny czy zwierz�ta na planecie, od najmarniejszego porostu do najwi�kszego drapie�nika, mimo wysi�k�w ludzi, by je z niej usun��, by�y bezmy�lnie nastawione na trzymanie si� w�asnej ekologicznej i terytorialnej niszy. Je�li oczy�ci si� z ro�linno�ci jaki� skrawek ziemi i otoczy go ochronn� biologiczn� barier�, po kilku dniach pojawi si� na nim tuzin nowych odmian tych samych ro�lin staraj�cych si� go odzyska�. Wzniesie si� dom w miejscu, w kt�rym ros�y krzaki - a nied�ugo na jego �cianach wyrosn� miejscowe grzyby. Zbuduje si� osad� czy nawet ma�e miasto - a po jakim� czasie po ulicach b�d� chodzi�y zwierz�ta... i to wcale nie te najmniejsze. Corwin kiedy� us�ysza�, jak Jonny nazwa� ten �wiat wiecznie obl�onym przez przyrod�. Tylko sami Caelianie wiedzieli, w jaki spos�b - i dlaczego - znosili to wszystko tak cierpliwie.
Przez kolejn� d�u�sz� chwil� w sali zn�w panowa�a cisza. Stiggur rozejrza� si� po zebranych i kiwn�� g�ow�, jak gdyby zgadza� si� z tym, co zobaczy�.
- No c� - powiedzia� w ko�cu. - Moim zdaniem gubernator Telek ma racj�, kiedy m�wi, �e musimy zebra� o wiele wi�cej informacji, zanim w og�le zaczniemy dyskutowa�. Na razie chcia�bym prosi�, �eby�cie, zanim sami nie om�wimy wad i zalet tej propozycji, nie wspominali o niej mieszka�com waszych osad. A teraz ostatni punkt obrad, po kt�rym b�dziemy mogli si� rozej��. Mam tutaj list� os�b chc�cych zosta� Kobrami, kt�ra wymaga ostatecznego zatwierdzenia przez rad�.
Na ekranie Corwina pojawi�o si� dwana�cie nazwisk - niezwykle du�o - a obok nich nazwy osad i okr�g�w. Wszystkie nazwiska by�y mu dobrze znane. Komisja kwalifikacyjna Akademii Kobr przes�a�a radzie wyniki test�w wst�pnych niemal przed miesi�cem. Justin Moreau by� wymieniony na tej li�cie jako si�dmy.
- Czy kto� z zebranych chcia�by zg�osi� indywidualny albo zbiorowy sprzeciw wobec tego, by kt�ry� z tych obywateli zosta� Kobr�? - zapyta� zgodnie z przyj�t� procedur� Stiggur.
Kilka os�b siedz�cych najbli�ej Corwina zwr�ci�o g�owy w jego stron�, ale on, zacisn�wszy z�by, wpatrywa� si� w milczeniu w twarz gubernatora generalnego i nie podni�s� r�ki.
- Nie widz�. A zatem rada popiera opini� komisji kwalifikacyjnej Akademii Kobr i wyra�a zgod� na rozpocz�cie nieodwracalnych etap�w procesu szkolenia kandydat�w na Kobry. - Stiggur nacisn�� jaki� klawisz i wszystkie ekrany w sali �ciemnia�y. - Og�aszam niniejsze zebranie rady za zako�czone.
Nieodwracalne etapy. Corwin s�ysza� ju� przedtem te s�owa ze dwadzie�cia razy, ale nigdy jeszcze nie brzmia�y w jego uszach tak stanowczo. Mo�e dlatego, �e nigdy przedtem nie s�ysza�, by odnosi�y si� do jego m�odszego brata.
Justin Moreau zatrzyma� samoch�d przed samym domem. Czu�, jak napi�cie z jego ramion przenosi si� przez r�ce na zaci�ni�te na kierownicy zbiela�e palce. Zaledwie przed godzin� powiadomiono go przez telefon, �e rada wyrazi�a zgod� na to, by zosta� Kobr�. Ju� jutro mia� si� podda� pierwszej operacji maj�cej na celu skierowa� go ostatecznie i nieodwo�alnie na szlak, przetarty przez ojca... ale jeszcze dzisiaj musi stawi� czo�o b�lowi, jaki sprawi� t� decyzj� matce.
- Jeste� got�w? - zapyta� siedz�cy obok niego Joshua.
- Bardziej ju� nigdy nie b�d� - odpar� Justin. Otworzywszy drzwi, wysiad� i ruszy� w stron� domu. Po chwili brat znalaz� si� obok niego.
Kiedy zapukali, drzwi otworzy� im Corwin i mimo dr�cz�cego go niepokoju Justin ucieszy� si� z nieuniknionej chwili wahania, jak� zaj�o ich starszemu bratu zorientowanie si�, kt�ry jest kt�ry. Nawet po�r�d identycznie wygl�daj�cych bli�niak�w Joshua i Justin charakteryzowali si� tym, �e niemal nie mo�na by�o ich odr�ni�. Ten fakt zreszt� by� powodem niezliczonych pomy�ek, jakie pope�niali inni, nie widuj�cy ich cz�sto ludzie. Nie mylili si� tylko cz�onkowie rodziny i bliscy przyjaciele, ale i ich mo�na by�o ca�ymi godzinami zwodzi�, je�eli tylko bracia zamieniali si� potajemnie tunikami. Pr�bowali tych sztuczek wiele razy, a przestali, kiedy w ko�cu ich ojciec zagrozi�, �e naznaczy im czo�a niezmywaln� farb�.
- Joshua, Justin - odezwa� si� na ich widok Corwin i kiwn�� g�ow�, spojrzawszy na nich po kolei, jak gdyby chcia� im dowie��, �e rozpozna� ich prawid�owo. - Porzu�cie wszelk� nadziej� na beztrosk� rozmow�, wy, kt�rzy tu wchodzicie. Dzi� wieczorem Rada Wojenna Rodziny Moreau zaczyna obrady.
Zaraz si� zacznie - j�kn�� w my�lach Justin. Corwin jednak ju� zd��y� si� usun�� na bok, a Joshua w�a�nie wchodzi�, a wi�c by�o za p�no, �eby si� wycofa�. Zgarbiwszy si�, ruszy� w �lad za bratem.
Zasta� rodzic�w siedz�cych obok siebie na wersalce w salonie. Z przyzwyczajenia przyjrza� si� uwa�nie ojcu i oceni�, �e od czasu, kiedy widzia� go po raz ostatni, sprawia wra�enie troch� bardziej chorego. Stwierdzi� jednak, �e choroba nie post�puje bardzo szybko. Znacznie bardziej zaniepokoi� go przelotny skurcz b�lu, jaki przemkn�� po twarzy ojca, kiedy uni�s� lekko d�o�, �eby pozdrowi� obu syn�w. Przeciwb�lowe tabletki, kt�re za�ywa� w zwi�zku z artretyzmem, z pewno�ci� a� tak bardzo nie wp�ywa�y na jasno�� my�lenia. Je�eli zdecydowa� si� ich nie za�y�, musia� istnie� naprawd� jaki� wa�ny pow�d. Spojrzenie na ponur� twarz matki tylko go o tym upewni�o. Przez d�u�sz� chwil� rozmy�la�, �e zapewne nie doceni� si�y, z jak� rodzina sprzeciwi si� jego ambicjom zostania Kobr�.
Ale nie trwa�o to d�ugo.
- Obiad b�dzie gotowy za p� godziny - odezwa� si� Jonny do bli�niak�w, kiedy wybrali sobie krzes�a i usiedli. - W tym czasie chcia�bym si� dowiedzie�, co za propozycj� przedstawi� Stiggur na dzisiejszym zebraniu rady. Corwin?
Corwin usiad� na krze�le stoj�cym w miejscu, z kt�rego m�g� widzie� twarze pozosta�ych os�b.
- To wszystko ma by�, rzecz jasna, utrzymywane w tajemnicy - zacz��... i uraczy� ich najdziwaczniejsz� histori�, jak� Justinowi uda�o si� kiedykolwiek us�ysze�.
Jonny zaczeka�, a� minie kilka sekund po tym, jak jego najstarszy syn sko�czy� m�wi�, a potem, przymru�ywszy oko, zwr�ci� si� do bli�ni�t.
- No, co o tym s�dzicie? - zapyta�.
- Nie ufam im - odezwa� si� pospiesznie Joshua. - Szczeg�lnie domenie Tlos. Z jakiego powodu mieliby oferowa� nam swoje us�ugi za darmo?
- To akurat wydaje mi si� oczywiste - powiedzia� mu Jonny. - W kontaktach handlowych nazywa si� co� takiego darmow� pr�bk�... i jest to zreszt� korzystne dla obu partner�w. Je�eli podejmiemy si� tego zadania, a domenie Baliu spodoba si� nasza praca, Tlossowie bez w�tpienia zaoferuj� swe po�rednictwo jako nasi agenci w rozmowach z innymi domenami, kt�re mog� si� nami zainteresowa�.
- A je�li nam spodoba si� ich praca, zaoferuj� swoje us�ugi w wyszukiwaniu dla nas nowych zada� - doko�czy� Corwin. - Pr�bowali nas w taki sam spos�b zach�ci� w�wczas, kiedy po raz pierwszy nawi�zywali�my kontakty handlowe z Troftami. To zreszt� jest powodem, dla kt�rego tak du�a cz�� wymienianych przez nas towar�w z nimi przechodzi teraz przez ich r�ce.
- No dobrze - odezwa� si� Joshua, wzruszaj�c ramionami. - Przypu��my, �e za ich propozycj� nie kryje si� nic wi�cej. Czy pi�� stanowi�cych dla nas w�tpliw� atrakcj� planet jest warte tego, �eby toczy� wojn�? I to tak�, do kt�rej nikt nas nie sprowokowa�?
- Sp�jrz na ten problem z innej strony - odpowiedzia� mu Corwin. - Przypu��my, �e te nie znane obce istoty naprawd� stanowi� zagro�enie. Czy wolno nam ten fakt ignorowa� i mie� nadziej�, �e nas nie odnajd�? Mo�e jednak by�oby lepiej rozprawi� si� z nimi teraz, kiedy b�dziemy mogli zrobi� to wzgl�dnie �atwo?
- A co ma znaczy� to twoje �wzgl�dnie �atwo�? - zapyta� go Joshua.
Corwin popatrzy� na matk� siedz�c� z zaci�ni�tymi ustami. Dyskusja zaczyna�a przebiega� zgodnie ze znanym mu od dawna schematem: w takich rozmowach okr�g�ego sto�u Corwin zazwyczaj podejmowa� si� roli zwolennika, co znaczy�o, �e Jonny by� zmuszony wynajdywa� kontrargumenty, jak gdyby chcia� by� przeciwnikiem. By�oby bardzo ciekawe wiedzie�, co naprawd� my�li, ale nie mia� zwyczaju ujawnia� swojego zdania, zanim obaj bli�niacy nie wyg�osili swojego. Chrys jednak mog�a nie by� a� taka pow�ci�gliwa.
- Mamo, ty jeszcze nic nie m�wi�a� - powiedzia�. - Co s�dzisz na ten temat?
Spojrza�a na niego, a w k�cikach jej ust pojawi� si� nie�mia�y, zm�czony u�miech.
- Na temat tego, �e zamierzasz zosta� Kobr�? To jasne, �e nie chcia�abym, by� ryzykowa� �ycie dla �wiat�w, kt�rych nie b�dziemy potrzebowali w ci�gu najbli�szego tysi�clecia. Pomijaj�c jednak moje emocje, czysta logika zmusza mnie do zastanowienia si� nad tym, dlaczego Troftowie wybrali w�a�nie nas do tej pracy. Dysponuj� machin� wojenn� co najmniej dor�wnuj�c� tej, jak� ma Dominium... je�eli sami nie potrafi� upora� si� z zagro�eniem ze strony obcych istot, dlaczego si� spodziewaj�, �e my to potrafimy?
Justin popatrzy� na Joshu� i zobaczy� maluj�cy si� na jego twarzy cie� niepokoju - zapewne reakcj� na zaskoczenie, jakie sam odczuwa�. By�o to zrozumia�e: Justin wiedzia� o wiele wi�cej od brata na temat zar�wno mo�liwo�ci jak ogranicze� Kobry. Odwr�ci� g�ow� w stron� ojca i ujrza� wpatrzone w siebie jego oczy.
- Tak, to dziwne - powiedzia�.
- Masz racj� - zgodzi� si� z nim Jonny. - Jedyna przewaga nad wyszkolonymi do walki �o�nierzami, jak� maj� Kobry, wynika z faktu, �e ich uzbrojenie jest niewidoczne. Trudno mi sobie wyobrazi�, by w jakiejkolwiek innej wojnie ni� partyzancka taki fakt m�g� decydowa� o zwyci�stwie.
- Rzecz jasna, najbli�si wyszkoleni do walki �o�nierze, o kt�rych mi wiadomo, znajduj� si� na �wiatach Dominium... - zacz�� Corwin.
- A wi�c je�li mog� proponowa� to nam, r�wnie dobrze mog� zaproponowa� to im - doko�czy� za niego Justin. - Czy mam racj�?
Corwin kiwn�� g�ow�.
- To pozostawia mi tylko jedn� odpowied� na zadane przez mam� pytanie.
Na kr�tk� chwil� w salonie zapad�a cisza.
- Pr�ba - przerwa� j� w ko�cu Justin. - Chc� podda� nas kolejnej pr�bie, �eby stwierdzi�, do jakiego stopnia Kobry s� niezwyci�one. Jonny kiwn�� g�ow�.
- Nie widz� �adnego innego powodu. Zw�aszcza, �e domeny zlokalizowane po naszej stronie Zgromadzenia Troft�w najprawdopodobniej nie mia�y podczas wojny �adnego kontaktu z lud�mi. Dysponuj� wi�c jedynie raportami domen znajduj�cych si� po tamtej stronie. Mo�e doszli tam do wniosku, �e te relacje s� znacznie przesadzone.
- No dobrze... co zatem powinni�my zrobi�? - zapyta� Joshua. - Post�pi� asekurancko i odpowiedzie�, �e nie interesuje nas zaw�d najemnika?
- Zaleca�bym tak w�a�nie zrobi� - westchn�wszy, odezwa� si� ich ojciec. - Niestety jednak... Corwin, mo�e lepiej ty im powiedz.
- Zaraz po zako�czeniu zebrania rady postara�em si� dowiedzie�, co s�dz� na ten temat przynajmniej niekt�rzy jej cz�onkowie. O�miu syndyk�w i dw�ch gubernator�w, z kt�rymi rozmawia�em i kt�rzy doszli do podobnych wniosk�w, podzieli�o si� na dwa r�wne liczebnie obozy w sprawie kwestii, czy nieskorzystanie z oferty nie by�oby niebezpiecznym sygna�em �wiadcz�cym o naszej s�abo�ci.
- A je�eli z niej skorzystamy i przegramy, jakim b�dzie to w�wczas sygna�em? - parskn�� Joshua.
Justin popatrzy� na Corwina.
- A co s�dz� na ten temat inne zasiadaj�ce w radzie Kobry? - zapyta�. - Rozmawia�e� z nimi?
- Tylko z jednym. By� bardziej zainteresowany rozmaitymi modyfikacjami, jakie trzeba b�dzie wprowadzi� w wyposa�eniu i uzbrojeniu Kobr, �eby przygotowa� ich do udzia�u w prawdziwej wojnie.
- W�a�ciwie b�dzie to wymaga�o wymiany systemu naprowadzania na cel - stwierdzi� Jonny. - Ten, kt�ry pozostawiono Kobrom, nie umo�liwia nam zajmowania si� wieloma celami r�wnocze�nie, a z tak� sytuacj� mo�emy si� spotka� podczas walki. Opr�cz tego trzeba zmodyfikowa� tre�� niekt�rych wyk�ad�w i �wicze� praktycznych, ale poza tym nie widz� potrzeby wprowadzenia innych zmian. Rzecz jasna, nanokomputery wci�� maj� zaprogramowane wszystkie odruchy bitewne.
Justin przesun�� j�zykiem po wargach. Odruchy bitewne. Broszury informuj�ce na temat Kobr nigdy nie m�wi�y o nich wyra�nie, ale przecie� to na tym mimo wszystko polega�a Zdolno�� do Natychmiastowej Obrony. Odruchy bitewne. Nanokomputer. Co�, co dzia�a�o ca�kiem rozs�dnie w przypadku walki sam na sam z kolczastym lampartem, nie wydawa�o si� ju� tak samo niezawodne, je�eli chodzi�o o prawdziw� wojn�.
A jednak... jeden z tych samych ma�ych komputer�w pom�g� jego ojcu prze�y� trzy lata partyzanckiej wojny z Troftami. Jego ojcu, a tak�e Cally'emu Halloranowi i setkom innych Kobr. Nanokomputer i laminowane, nie�amliwe ko�ci, i sie� serwomotor�w wspomagaj�cych dzia�anie mi�ni, i lasery, i bro� soniczna... Zorientowa� si�, �e wodzi wzrokiem po sylwetce ojca, staraj�c si� przypomnie� sobie te wszystkie urz�dzenia, jakie mu kiedy� implantowano... urz�dzenia, kt�re chirurdzy akademii Kobr zaczn� ju� jutro implantowa� jemu...
Us�ysza� nagle wym�wione swoje imi�. Ockn�wszy si� z zadumy, popatrzy� na starszego brata.
- Przepraszam - powiedzia�. - Troch� si� zamy�li�em. Co m�wi�e�?
- Pyta�em, co s�dzisz o zostaniu najemnikiem, gdyby do tego mia�o si� sprowadzi� ca�e to przedsi�wzi�cie - rzek� Corwin. - Chodzi mi o stron� etyczn�.
Justin niech�tnie wzruszy� ramionami i odwr�ci� g�ow�, staraj�c si� unikn�� wzroku brata.
- Mo�e b�dziemy w ten spos�b bronili przed zagro�eniem ze strony obcych istot r�wnie� nasze �wiaty - odpar�. - Z pewno�ci� uzmys�owimy ca�emu Zgromadzeniu Troft�w, jakimi mo�liwo�ciami dysponujemy. Tak czy inaczej, przys�u�ymy si� w ten spos�b naszym mieszka�com... a w tym celu szkolone s� przecie� Kobry.
- Innymi s�owy, nie mia�by� nic przeciwko braniu udzia�u w walce? - zapyta�a go cicho Chrys.
Justin skrzywi� si� na te s�owa, ale g�os mu nie zadr�a�, kiedy odpowiedzia�:
- Nie mam nic przeciwko temu, je�eli to b�dzie konieczne. Nie s�dz� jednak, by�my mieli decyzj� w tak wa�nej sprawie pozostawia� Troftom. Rada powinna zebra� wszystkie mo�liwe dane o obcych istotach i w�wczas podj�� decyzj� w sprawie tych pi�ciu planet, kt�rymi staraj� si� nas skusi� Troftowie.
W kuchni odezwa� si� cichy, melodyjny kurant.
- Czas na obiad - o�wiadczy� Jonny, wstaj�c ostro�nie z wersalki. - A wraz z por� posi�ku og�aszam koniec rozm�w o polityce. Dzi�kuj� wam za poparcie. To mi�o wiedzie�, �e ca�a rodzina osi�gn�a w tej sprawie zgod�. A teraz chod�my do kuchni i pom�my matce. Trzeba nakry� st�, op�uka� warzywa i pokroi� piecze�... my�l�, Corwin, �e tym razem twoja kolej.
Corwin tyko kiwn�� g�ow� i ruszy� do kuchni, a tu� za nim uda� si� tam Joshua. Chrys zatrzyma�a si� przez chwil� przy Jonnym, a Justin oci�ga� si� tak d�ugo, �e zdo�a� dostrzec, i� ojciec wyjmuje z kieszeni fiolk� z tabletkami przeciwb�lowymi. Rozmowa o polityce naprawd� si� sko�czy�a - powiedzia� sam do siebie.
Zostawiwszy rodzic�w samych, pospieszy� do kuchni pom�c braciom.
ROZDZIA� 3
W ci�gu ostatniego roku czy dw�ch w tej cz�ci Trappers Forrest szala�y aventi�skie gwa�towne burze z piorunami, na skutek kt�rych najwy�sza g�ra tego rejonu bardzo ucierpia�a. Co najmniej jedno drzewo zosta�o roz�upane przez piorun na szczapy, a sze�� czy siedem innych powalonych czy to przez pioruny, czy przez wichur�. W rezultacie na samym wierzcho�ku g�ry powsta�a naturalna polana, kt�ra mimo nier�wno�ci gruntu umo�liwia�a dobry widok w promieniu trzydziestu metr�w od szczytu. By� to nieoczekiwany luksus, je�eli chodzi o punkt dowodzenia przeci�tnego Kobry... ale przecie� zakres obowi�zk�w przeci�tnego Kobry nie przewidywa�, �e b�dzie musia� uwa�a� na cywilnych obserwator�w.
Ustawiwszy czu�o�� wzmacniaczy s�uchu na maksimum, Almo Pyre powi�d� wzrokiem po skraju polany, doskonale �wiadom obecno�ci stoj�cej tu� za nim kobiety w �rednim wieku. Nie tylko by�a osob� cywiln�, ale jednym z trzech aventi�skich gubernator�w, a troszczenie si� o bezpiecze�stwo kogo� tak wa�nego to zbyteczne - �eby nie powiedzie� bezmy�lne - ryzyko, kt�rego nie zgodzi�by si� podj�� �aden trze�wo my�l�cy Kobra. Nie powinienem jej zabiera� - pomy�la� z irytacj� Pyre. - Oficjalna nagana by�aby niczym w por�wnaniu z piek�em, jakie rozp�ta si�, je�eli ona przypadkiem zginie.
W umieszczonej w jego prawym uchu s�uchawce odezwa�o si� ciche mruczenie - trzy kr�tkie d�wi�ki. To Winward zauwa�y� jednego z kolczastych lampart�w, na kt�re polowali. Pyre pojedynczym mrukni�ciem do mikrofonu umieszczonego na policzku da� zna�, �e go zrozumia�, ostrzegaj�c przy tej okazji innych. Ten ograniczony i cz�sto ma�o praktyczny w u�yciu system porozumiewania si� za pomoc� mrukni�� mia� jednak pewn� przewag� nad s�owami. D�wi�ki by�y na tyle ciche, �e nie uruchamia�y ogranicznik�w g�o�no�ci sygna��w odbieranych przez wzmacniacze s�uchu.
- Hm? - mrukn�a pytaj�co gubernator Telek. Uczyni�a to nieco g�o�niej, ni� odezwa�by si� Kobra, ale orientowa�a si� na tyle, �eby nie zapyta� na g�os.
Pyre ograniczy� czu�o�� wzmacniacza s�uchu i uwa�niej zacz�� obserwowa� skraj polany.
- Michael odnalaz� jednego - wyja�ni� jej niemal szeptem. - Pozostali b�d� teraz kierowali si� w jego stron�, staraj�c si� odnale�� inne doros�e osobniki albo legowisko z m�odymi.
- M�odymi - powt�rzy�a Telek i chocia� w jej g�osie nie da�o si� us�ysze� emocji, mo�na by�o si� domy�li�, �e tego nie pochwala.
Pyre lekko wzruszy� ramionami. Czy�by w prze�wicie mi�dzy dwoma drzewami zobaczy� jaki� poruszaj�cy si� cie�?
- Tegoroczne m�ode w przysz�ym roku zaczn� si� rozmna�a� - przypomnia�. - Je�eli pani i inni biologowie wymy�licie jaki� spos�b na to, �eby...
Z prawej strony dobieg� go nag�y �wist ga��zi drzewa. Odwr�ci� si� natychmiast i zobaczy� szybuj�cego ku nim wielkiego kota.
Pyre od razu si� zorientowa�, �e skok oka�e si� za kr�tki. Wiedzia� jednak, �e drapie�nik spadnie wszystkimi �apami na ziemi� i natychmiast na nich skoczy. D�onie Pyre'a by�y ju� gotowe do strza�u: ma�e palce wyci�gni�te w stron� lamparta, a kciuki zetkni�te z paznokciami serdecznych palc�w. Kiedy tylne �apy szybuj�cego zwierza zacz�y si� prostowa�, wystrzeli�.
Lasery ma�ych palc�w zakwit�y nitkami �wiat�a, kt�re trafi�y lamparta w �eb, zw�glaj�c futro i ko�ci i niszcz�c cz�� kom�rek m�zgu. Oczy zwierza jednak, w kt�re celowa�, nie zosta�y zniszczone, a bardziej od ludzkiego zdecentralizowany system nerwowy drapie�nika nie zareagowa� na uszkodzenia m�zgu, jak gdyby w og�le ich nie zauwa�y�. Kolczasty lampart wyl�dowa�, po�lizgn�wszy si� lekko na suchych, le��cych na ziemi ga��zkach...
Pyre wykona� p�obr�t i unosi� w�a�nie do strza�u lew� nog�, kiedy Telek g�o�no nabra�a powietrza w p�uca.
- Uwa�aj! Z ty�u! - niemal krzykn�a.
Pyre m�g� sobie w tej sytuacji pozwoli� tylko na rzut oka przez ramie, ale to wystarczy�o. Cie�, ruszaj�cy si� przed chwil� w lesie, przemieni� si� w drugiego kolczastego lamparta, p�dz�cego teraz ku nim niczym futrzany pocisk.
Obracaj�c si� nadal w t� sam� stron�, w kt�r� zacz��, Pyre nie by� w stanie wyrz�dzi� drugiemu drapie�nikowi �adnej krzywdy.
- Na ziemi�! - warkn�� do Telek, rozpaczliwie staraj�c si� zwr�ci� uwag� szar�uj�cego lamparta na siebie.
By� pewien, �e dzi�ki zaprogramowanym odruchom zdo�a w por� uskoczy�, ale wiedzia� te�, �e �adne postronne osoby nie b�d� mia�y takiej szansy. W u�amek sekundy p�niej jego noga znalaz�a si� w pozycji dogodnej do strza�u, a z pi�ty buta wystrzeli� strumie� jaskrawego �wiat�a z przeciwpancernego lasera.
Nie by�o czasu na ocen� skutk�w tego strza�u. Musia� za�o�y�, �e pierwszy lampart zosta� przynajmniej na jaki� czas obezw�adniony. Nie przestaj�c si� obraca�, Pyre postawi� lew� nog� na ziemi obok prawej, a praw� zacz�� unosi�...
W sam� por�, by trafi� pi�t� w �eb szar�uj�cego drugiego kolczastego lamparta.
Nie mog�o by� mowy o tym, �eby stoj�c na lewej nodze, zdo�a� zamortyzowa� ca�� si�� uderzenia zwierz�cia - tote� w chwili, w kt�rej k�y lamparta chwyta�y podeszw� jego buta, przewr�ci� si�. Upadaj�c, podkurczy� lew� nog� i szarpni�ciem uwolni� but prawej z paszczy... a kiedy drapie�nik szybowa� nad jego g�ow�, raptownie wyprostowa� lew� i ca�� si�� wspomaganych przez serwomotory mi�ni kopn�� go w mi�kkie podbrzusze.
Kolczasty lampart wyda� przera�liwy skowyt, a Pyre zauwa�y�, jak kolce jego przednich �ap wysun�y si� w obronnym odruchu do przodu i na boki. Zwierz� wiedzia�o, �e jest ranne... chocia� z pewno�ci� nie mog�o przypuszcza�, �e jego los jest przes�dzony. Poza uszkodzeniem organ�w wewn�trznych, ten sam kopniak, kt�ry wymierzy� mu Pyre, podrzuci� go w powietrze troch� wy�ej, a dodatkowe p� sekundy, jakie dzi�ki temu lampart szybowa�, zanim wyl�dowa� na ziemi, wystarczy�o, �eby Pyre przygotowa� lew� nog� do strza�u. Przeciwpancerny laser rozb�ysn�� �wiat�em dwa razy i drapie�nik opad� na ziemi� w postaci dymi�cych szcz�tk�w.
Pyre podni�s� si�, po czym odruchowo spojrza� najpierw na nieruchome zw�oki pierwszego kolczastego lamparta, a potem odwr�ci� si� i popatrzy�, co dzieje si� z gubernator Telek.
Kobieta przykucn�a na ziemi w niewielkim zag��bieniu mi�dzy pniami dw�ch powalonych drzew, a w prawej d�oni trzyma�a ma�y pistolet pneumatyczny, z kt�rym si� nigdy nie rozstawa�a.
- Czy niebezpiecze�stwo ju� min�o? - zapyta�a, a w jej g�osie da�o si� s�ysze� tylko nieznaczne dr�enie.
Pyre uwa�nie omi�t� wzrokiem ca�� okolic�.
- Tak s�dz� - odpar�, a potem podszed� do niej i poda� jej r�k�, chc�c pom�c jej si� podnie��. - Dzi�kuj� za ostrze�enie.
- Nie ma za co.
Nie przyj�a pomocy, a kiedy wsta�a, otrzepa�a ubranie z kurzu i zesch�ych li�ci.
- S�ysza�am doniesienia z innych okolic o tym, �e kolczaste lamparty ostatnio coraz cz�ciej poluj� parami, ale nie mia�am poj�cia, �e co� takiego mo�e si� dzia� i tutaj. S�dzi�am, �e w tych g�stych lasach nie powinny czu� si� tak bardzo zagro�one...
- A jednak si� czuj� - odpar� ponuro Pyre. - Jak powiedzia�em, je�eli wy, biologowie, nie zrobicie czego�, �eby temu przeciwdzia�a�, takie polowania w grupach zaczn� przytrafia� si� nam coraz cz�ciej.
- Prawd� m�wi�c, ostatnio nie interesuj� si� najnowszymi wynikami bada� biologicznych tak bardzo jak kiedy�...
Przerwa�a, kiedy Pyre uciszy� j� uniesieniem r�ki.
- Meldujcie - odezwa� si� cicho do mikrofonu. - ...Tak. Potrzebujecie pomocy?... W porz�dku. Wr��cie tutaj, kiedy tylko sko�czycie.
Telek przez ca�y ten czas nie spuszcza�a go z oka.
- Znale�li legowisko - oznajmi�. - By�o w nim dziesi�cioro m�odych.
Jej usta mocno si� zacisn�y.
- Dziesi�cioro. Przed dwudziestu laty miot samicy kolczastego lamparta nigdy nie liczy� wi�cej ni� dwa do trzech koci�t. Nigdy.
Pyre niech�tnie wzruszy� ramionami i palcami przeczesa� przerzedzaj�ce si� w�osy. Mam czterdzie�ci siedem lat - pomy�la� - a wci�� uganiam si� po lesie jak dzieciak, kt�ry dopiero awansowa� na oficera. M�g�by wys�owi� sw� gorycz, gdyby jego zadanie nie by�o a� tak wa�ne.
- Przep�dzili�my je ze zbyt du�ej cz�ci zajmowanego przez nie obszaru - powiedzia�, kr�c�c g�ow�. - Nie wiem, w jaki spos�b zdaj� sobie z tego spraw�, ale jako� wiedz�, �e na Aventinie jest miejsce dla znacznie wi�kszej liczby kolczastych lampart�w. Przynajmniej teoretycznie.
Telek cicho parskn�a.
- Teoretycznie, dobre sobie. Ju� widz� te kolczaste lamparty spaceruj�ce po ulicach Capitalii. - Teraz ona pokr�ci�a g�ow�. - �eby� wiedzia�, Pyre, jak cz�sto biologowie t�sknili za planet� z ekosystemem, kt�ry sam potrafi�by leczy� zadawane mu przez ludzi rany. A teraz mamy takie a� dwie... i k�opot�w z nimi co niemiara.
- Je�eli chodzi o Caelian�, k�opoty nie s� najw�a�ciwszym s�owem, pani gubernator - mrukn�� Pyre.
- To prawda.
Co� w tonie jej g�osu sprawi�o, �e odwr�ci� g�ow� i popatrzy� na ni�. Zobaczy�, jak z mocno zaci�ni�tymi ustami wpatruje si� w skraj lasu.
- No c�... - powiedzia�a. - Mo�e jednak b�dziemy mogli co� w jej sprawie zrobi�.
- Uwa�am, �e jedyn� rzecz�, jak� mo�emy zrobi� w sprawie Caeliany, to j� opu�ci� - odpar�.
- W�a�nie to mia�am na my�li - rzek�a, kiwn�wszy g�ow�. - Powiedz mi, czy b�d� mog�a si� z tob� skontaktowa� i prosi� ci� o rad� jeszcze przed wyznaczonym na pojutrze zebraniem? Potrzebna mi b�dzie opinia przyw�dcy grupy Kobr, kt�ry ma du�e do�wiadczenie w pracy.
- My�l�, �e tak - odpar� z wahaniem. - Ale dopiero w�wczas, kiedy sko�czymy prac� w tych stronach.
- To �wietnie - ucieszy�a si�. - S�dz�, �e moja propozycja powinna ci� bardzo zainteresowa�.
W�tpi� - pomy�la� pos�pnie, zwracaj�c ponownie uwag� na lini� lasu. - Jeszcze jeden polityczny umys� i jeszcze jedna pr�ba politycznego za�atwienia sprawy. Raz - chocia� jedyny raz - chcia�bym us�ysze� co� innego. Cokolwiek, byle tylko by�oby inne.
Niespodziewanie przed oczami stan�a mu twarz Torsa Challinora. Tego samego Challinora, kt�ry wiele lat wcze�niej usi�owa� dokona� wojskowego zamachu stanu. No c� - powiedzia� do swoich wspomnie�, wzruszaj�c ramionami. - Wobec tego chcia�bym us�ysze� co� przynajmniej chocia� troch� innego.
ROZDZIA� 4
- Niniejszym og�aszam dzisiejsze zebranie za otwarte - odezwa� si� gubernator generalny Stiggur, po tym, jak dramatycznym gestem opu�ci� d�o� i nacisn�� klawisz uruchamiaj�cy zaplombowany rejestrator.
Corwin doszed� do wniosku, �e w pewnym sensie ca�y efekt tych s��w si� marnuje, kiedy padaj� w pomieszczeniu wielko�ci sali konferencyjnej, gdzie przebywa zaledwie sze�� os�b.
- Zaprosi�em was tutaj - ci�gn�� tymczasem Stiggur - w celu przedyskutowania problemu postawionego na zebraniu rady przed dwoma tygodniami, a mianowicie, czy podj�� si� zadania zaproponowanego nam przez domen� Tlos.
Corwin popatrzy� ukradkiem na siedz�ce wok� sto�u pi�� os�b pe�ni�cych funkcj� gubernator�w, czuj�c jak nigdy przedtem podczas zebra� rady ci�ar otaczaj�cej go politycznej w�adzy. Przygniataj�cy, przyt�aczaj�cy, niemal dusz�cy ci�ar...
Dop�ki nie odezwa�a si� gubernator Telek i swoj� wypowiedzi� nie zdj�a mu go z ramion.
- Rozumiem, Brom, �e twoje s�owa maj� zrobi� wra�enie na przysz�ych pokoleniach - odezwa�a si� do Stiggura - ale czy nie m�g�by� darowa� sobie tych napuszonych, anachronicznych sformu�owa�?
Stiggur popatrzy� na ni�, najwyra�niej chc�c spiorunowa� j� wzrokiem, ale by�o wida�, �e robi to raczej z obowi�zku.
�adne nie przyby�o na Aventin� przed wieloma laty z nadziej� na zrobienie kariery politycznej, i chocia� wywi�zywali si� z pe�nionych funkcji na og� poprawnie, w g��bi duszy nie byli zawodowymi politykami.
- No dobrze - westchn�� w ko�cu Stiggur. - Przypu��my, �e masz racj�. Czy kto� z was nie chcia�by zabra� g�osu jako pierwszy?
- Przede wszystkim chcia�bym wiedzie�, gdzie w tej chwili podziewa si� honorowy gubernator Jonny Moreau