6435

Szczegóły
Tytuł 6435
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6435 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6435 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6435 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Piotr Pogo� �A u Pawla jak zwykle� Pawe� szed� ulic�. Wsz�dzie woko�o zalega� �nieg. W�a�nie sko�czy� si� semestr. No, mo�e niezupe�nie� Nie by�a to przecie� przerwa mi�dzysemestralna, chocia� jego wychowawca tak okre�la� te dwa tygodnie �prawie-�e-wolnego�. �G�ra� postanowi�a pobawi� si� zdrowiem psychicznym uczni�w. Bo jak inaczej nazwa� to, co zrobili? Kto to widzia�, �eby po trudach zwi�zanych z ko�cem semestru nie da� uczniowi ani chwili wytchnienia? Tylko zmusza� go do wyt�onego wysi�ku w celu jak najlepszego startu w nowym semestrze? Semestrze, kt�ry zacz�� si� trzy tygodnie przed tak zwan� �przerw� semestraln��. Pami�ta�, �e Piotrek co� tam wspomina� o felietonie na ten temat do gazetki szkolnej, ale by�o ju� za p�no, bo po deadline�ie nowego numeru. Ale nie to przyt�acza�o Paw�a. Przecie� jako� dobrn�� do ferii. To mog�o by� tylko jednym z bezpo�rednich impuls�w, kt�ry spowodowa� jego obecny stan. Tu� przed jego stopami �mign�� z du�� pr�dko�ci� samoch�d. Nawet nie zwolni�. � M�g�by mnie przejecha�! � pomy�la� Pawe�. � Ha! W�a�ciwie, to czemu nie� Nic mnie tu nie trzyma� Zaraz odrzuci� t� my�l. Mimo, �e to rozwi�za�oby wszystkie jego obecne problemy. Ale istnia�a przeszkoda. By� zbyt ambitny i jednocze�nie zbyt naiwny, �eby zdecydowa� si� na co� takiego. Zbyt ambitny, bo ci�gle przewidywa�, ile to on mo�e jeszcze zrobi�. Zbyt naiwny, gdy� za nic nie chcia� traci� chwili z �ycia, maj�c nadziej�, �e jednak doczeka momentu, kiedy jego �ycie skieruje si� na inny tor i on dokona tego, co chce. I b�dzie szcz�liwy. �Nie chcia�o mi si� ju� wi�cej czeka�. Postanowi�em sko�czy� to teraz. Nie pytajcie, dlaczego. Nikt wam nie odpowie. Bo kt�by m�g� co� o tym wiedzie�? Sam do tego doprowadzi�em. Jestem w tym od samego pocz�tku. Do samego ko�ca, kt�ry, tak przynajmniej my�l�, w�a�nie nast�pi��� Popatrzy� za oddalaj�cym si� szybko samochodem. To nie to. Nawet kolor mu nie pasowa�. Przywo�ywa� wspomnienia. Chocia� to w�a�nie o tych wspomnieniach my�la� ca�y czas� � W gruncie rzeczy, � pomy�la� � to mog�aby by� niez�a pociecha. Albo wr�cz przeciwnie. Ironia losu. Zgin�� tak cicho i bez publiczno�ci. On, wielki zgrywus. Chyba pod�wiadomie oczekiwa�, �e nawet ze swojej w�asnej �mierci zrobi cyrk. I to nie byle jaki. Taki fina�owy numer. Po�egnalny prezent wiecznego komika. �eby si� nie smucili. � To by�o ca�kowicie w jego stylu� � m�wiliby potem. A tak? Nikt znajomy nie widzia�by jego ostatnich chwil. Przyjaciele zapewne przyszliby na pogrzeb. ale wcale nie by�oby im do �miechu� No, chyba, �e kto� ubra�by mu garnitur na lew� stron�. A palce u�o�y� w "V". Victory - znak zwyci�stwa. Mog�oby to znaczy�, �e istniej� rzeczy, kt�re trwaj� nawet po �mierci. Ale do takiego niedopatrzenia nikt by przecie� nie dopu�ci�. �S�ysza�em kiedy� tak� sentencj�: ��mier� jest definitywnym ko�cem wszystkiego, �ycie za�, cho�by na niskim poziomie, cho�by nieszcz�liwe, zawsze oferuje jakie� opcje�. Nie zgadzam si� z tym. No bo czemu �mier� ma ko�czy� wszystko? Nie ma takiej religii, kt�ra twierdzi�aby, �e �mier� ko�czy wszystko. Przeciwnie. �mier� daje wi�cej opcji ni� �ycie. A mo�e nie? Nikt nie ma szans dowiedzie� si�, je�li sam nie spr�buje�� Tak, to tu go bola�o. Nie lubili go wszak tylko za to, �e zawsze stara� si� poprawi� ich humory, ale on mimo tego czu� niedosyt. Brakowa�o mu czego�� Kogo�. Mia� przyjaci�. Wielu. Na to nie m�g� narzeka�. Zdarza�o si�, �e kto�, po kim si� tego w �yciu nie spodziewa�, wyci�ga� pomocn� d�o�. Mo�e i by� paranoikiem. Nieraz studiowa� ten temat. Doszed� do wniosku, �e je�li nawet tak jest, je�li jest chory, to tak czy inaczej istnieje tylko jeden konkretny lek. Bardzo prosty. A jednocze�nie tak trudny do zrealizowania. Po prostu, potrzebowa� kogo�, dla kogo by�by najwa�niejszy. I w jego mniemaniu potrzebna by�a osoba p�ci przeciwnej� I tu w�a�nie pojawia� si� jego najpowa�niejszy problem. Nie potrafi�. Ka�d� dziewczyn�, kt�ra mu si� podoba�a, stara� si� zdoby�. Ale umia� tylko przysparza� sobie przyjaci�. A ka�dy, a raczej ka�da z nich mia�a kogo�, kto by� dla niej wa�niejszy od niego� �Zastanawiam si�, czy nie od�o�y� tego jeszcze na troch�. M�g�bym na przyk�ad napisa� swoj� autobiografi�. Pewnie sta�aby si� bestselerem. Szczeg�lnie, je�li wypromowa�bym j� w jaki� spektakularny spos�b. Na przyk�ad swoj� �mierci�? Ale nie. Do�� tego. Je�li teraz tego nie zrobi�, pewnie odezw� si� instynkty samozachowawcze. I nigdy si� na to nie zdob�dꅔ Poza tym, mia� pecha. Kiedy ju� kt�ra� bardzo mu si� podoba�a, ba, by� nawet zakochany, okazywa�o si�, �e� Poniewa� by� optymist�, to cho� wiedzia� swoje, ca�y czas pr�bowa� si� przekona�, �e istnieje szansa. Ale zdawa� sobie spraw�, �e jest to szansa jedna na milion. Podobno takie si� spe�niaj� najcz�ciej. Tak. Ale nie z jego pechem. W�a�ciwie to nie wiedzia�, czy to kto�, kto rozdziela� losy tak nie�askawie go potraktowa�, czy te� by�a to jego w�asna wina. Nie umia�by tego obiektywnie rozpatrzy�. �Je�li m�j pech cho� na chwil� mnie opu�ci�, czytacie teraz ten list. By� mo�e kto� p�acze. Szkoda. Nie ma powodu. Tak chyba b�dzie lepiej. Przynajmniej dla mnie. Mo�e jestem egoist�. Ale pozw�lcie mi na to. Cho� jeden raz w �yciu�� Teraz w�a�nie szala� dos�ownie za jedn� tak�. Gdy tylko j� widzia�, musia� si� u�miechn��. Co� takiego nie zdarzy�o mu si� nigdy wcze�niej. Ona najcz�ciej odwzajemnia�a ten u�miech. Ale nie zawsze. A szkoda. Przynajmniej on �a�owa�� A teraz i tak wraca� do domu sam. Zamiast si� cieszy�, �e wreszcie zaczynaj� si� ferie, my�la� nad tymi wszystkimi ponurymi sprawami. Samotny. Tak. Odizolowa� si� od �wiata. Chyba by� to jego mechanizm obronny. Ale za bardzo wszed� mu w krew. Poza tym, wydawa�o mu si�, �e za bardzo po�wi�ca si� dla innych. Przyjaciele zawsze byli wa�niejsi ni� on sam. Nie zajmowa� si� sob�. Istnia� dla innych. Ale ci inni nie istnieli dla niego. Istnieli dla siebie oraz, ewentualnie, dla tych, dla kt�rych byli tymi najwa�niejszymi. � Po co to ci�gn�� dalej? Dla kogo? � pomy�la�. Przechodzi� w�a�nie obok �awki. Usiad� i wyj�� z plecaka kartk�. Rozejrza� si�. Tak. Wsz�dzie tak szaro i zimno. Nie ma sensu, nie ma najmniejszego powodu, by to ci�gn��. Zacz�� pisa�. � Nie chcia�o mi si� ju� wi�cej czeka�. � pomy�la� i zaraz przeni�s� my�l na papier. �Znaj�c siebie do�� dobrze, mog� tylko stwierdzi�, �e na pewno mam, lub za chwil� si� ona pojawi, nadziej�, �e jednak co� p�jdzie nie tak. Mo�e ja zrezygnuj�? Nie. Raczej ma�o prawdopodobne. Zrobi� to cho�by wbrew sobie�� Cholera. Znowu to zrobi�. �Raczej ma�o prawdopodobne.� Powinien raczej napisa� - nieprawdopodobne. Ha. Ale on si� nigdy nie zmieni, prawda? W ka�dym razie nie powinien mie� ju� chyba szansy. Sko�czy� pisa�. W�o�y� kartk� w foliow� ok�adk�. I ruszy� przed siebie zdecydowanym krokiem. �Jak ju� wcze�niej wspomnia�em, nie trud�cie si�. Nie obci��ajcie swoich sumie�. Wiem, �e to ja si� w to wpakowa�em i ja to sko�cz�. Nareszcie zrobi� co� dla siebie. Nie ma w tym ani krzty waszej winy�� Doszed� ju� na miejsce przeznaczenia. Rozejrza� si�. Dobrze; w pobli�u nie by�o nikogo, kto m�g�by narobi� alarmu. Stara� si� nie analizowa� swojej decyzji. Wiedzia�, �e gdyby to zrobi�, doszed�by zapewne do wniosku, �e to jest chore. Bo czy� nie by�o? Nie mia� si� nad czym zastanawia�, je�li chcia� zrobi� to, co zamierza�. Chwyci� barierk�. Most by� dziwnie pusty. Jakby specjalnie dla niego. Jednym susem przeskoczy� metalowe rurki. Wydawa�o mu si�, �e kto� go przy tym popchn��. Odwr�ci� g�ow� i przez jeden u�amek sekundy, w chaotycznej wizji rozpozna� w powykr�canej, szarej, szczerz�cej pozosta�o�ci z�b�w, rozpozna�. Swojego pecha. Ju� wiedzia�. Westchn�� g��boko. �Mam tylko jedn� pro�b�. W trumnie ubierzcie mi garnitur na lew� stron�. A palce u��cie w �V�. Nie pytajcie dlaczego. Mam w tym sw�j cel�� Nie czu� wcale si�y uderzenia o tafl� zimnej wody. Nie czu� jako� tak�e i zimna. Zastanawia� si�, czy w og�le co� czuje. Nigdy nie s�ysza� nic o uczuciach, jakich do�wiadczali ton�cy w lodowatej wodzie. Na razie stwierdzi�, �e jego cia�o zamarza, ale mimo to m�zg dzia�a i analizuje wszystko z niesamowit� dok�adno�ci�. Nagle poczu�, �e co� wbija si� w jego r�k�. Co� zaczepi�o o jego ubranie. Zacz�o go powoli przyci�ga� do brzegu. W uszach mia� wod�, ale i tak dociera�y do niego przyt�umione okrzyki. Spodziewa� si� tego, odk�d spostrzeg�, �e jego pech zn�w u�miechn�� si� do niego. �Moje rzeczy rozdajcie przyjacio�om� Albo nie. Zorganizujcie co� w rodzaju wyprzeda�y gara�owej� Mo�e komu� co� si� przyda, a pieni�dze? No c�, zwr�ci si� wam za pogrzeb�� Siedzia� na kocu. Obok sta�a karetka. Sanitariusze starali si� jak mogli, �eby go rozgrza�. W�dkarze, kt�rzy swoimi w�dkami uratowali mu �ycie, siedzieli nieopodal, wyra�nie zadowoleni z siebie. Jeden z nich, najwyra�niej delegat, zbli�y� si� do Paw�a. � Po�lizgn��e� si�? Kto� ci� wypchn��? � spyta� ciekawie. � Nie. Sam skoczy�em. W�dkarz, kt�ry mia� oko�o sze��dziesi�tki, czyli by� o ponad czterdzie�ci lat starszy od Paw�a, zlustrowa� go zatroskanym wzrokiem. Mrugn��. � Po�lizgn�� si�. Trzeba posypa� most sol�. � zwr�ci� si� do koleg�w, nie wydaj�c, mi�osiernie, jak mu si� zdawa�o, prawdy. � A wi�c znowu zawiod�em. Nie uda�o mi si�. Kolejna spektakularna kl�ska. I co mi to da�o? Nikt nawet nie uwierzy, �e sam wyskoczy�em. � pomy�la� Pawe� gorzko, popijaj�c herbat� z rumem, przyrz�dzon� dla niego przez w�dkarzy. I zn�w ogarn�o go poczucie beznadziejno�ci, bezradno�ci. A pech szczerzy� z�by spogl�daj�c z mostu� �Tak, mia�em zamiar skoczy�. To nie by� przypadek. Nie po�lizgn��em si�. Nikt mnie nie wypchn��. Nie macie co prowadzi� �ledztwa. Je�li to czytacie, to znaczy, �e nareszcie mi si� co� uda�o. Ciesz� si� z tego, chocia� na mojej twarzy mo�e tego za bardzo nie wida� W ka�dym razie, pewnie si� zastanawiacie, po co to napisa�em? �eby was wzruszy�? Bynajmniej. Nie. Chcia�em tylko powiedzie� jedno. Do widzenia. Do widzenia po drugiej stronie� Mam nadziej�. Pawel R.� xxx �Wczoraj uratowano niedosz�ego topielca. Siedemnastoletni Pawe� R. prawdopodobnie po�lizgn�� si� na mo�cie i wpad� do lodowatej rzeki. Zosta� uratowany przez w�dkarzy. Nie odni�s� �adnych powa�niejszych, opr�cz odmro�e�, obra�e�. PAP� Marek zamkn�� gazet�. � Mamo, id� na miasto! � zakrzykn��. Wyszed� na ulic�. Szed� przez kilka minut szybkim krokiem, kiedy nagle przed sob� ujrza� Paw�a. � Hej! Cze��! S�ysza�em, �e wpad�e� do Wis�y? � Nie wpad�em. Wskoczy�em. � Przekole� z ciebie. Sporty ekstremalne, co? Odwa�ny jeste�. Ale cyrk! Wskoczy�e�? � Tak. � O starrry! Ale, ale, musz� lecie�. Cze��! � Narazie! xxx � Cze�� Renata! � Cze�� Marku! � Renata odrzuci�a do ty�u fur� kruczoczarnych w�os�w z powtykanymi gdzieniegdzie krwistoczerwonymi pasemkami. C�, zawsze czesa�a si� do�� oryginalnie� � Co s�ycha�? � spyta�a. � U mnie normalnie. Nudy jak zawsze� � A u reszty? � Ech� Mateusz rzuci� A�k�. � O! � No w�a�nie� A Piotrek wyda� now� ksi��k� � Kt�ra to ju�? � Bo ja wiem� Kto by to liczy�?! � A hmm� Pawe�? � A u Paw�a? � Marek podrapa� si� po g�owie. � U Paw�a jak zwykle� Renata odetchn�a g��boko. By�a bardzo uczulona na wszelkie nowiny ze �wiata przyjaci�. Stara�a si� przynajmniej. Teraz czu�a, �e spe�ni�a sw�j przyjacielski obowi�zek troszcz�c si� o koleg�w� xxx � Pawe�, do�� do pieca! � krzykn�� dziadek. � Dobrze! � odkrzykn�� niedosz�y topielec. Wyj�� z kieszeni zapisan� kartk� papieru, wci�� opakowan� w foli�. Wsun�� j� mi�dzy drwa. I patrzy�, jak powoli trawi j� ogie�. �P.S Zastanawiacie si�, czemu wybra�em wod�? Odpowiem. Dlatego, �e czerwie� krwi przypomina mi czerwone� krwistoczerwone pasemka. Wiecie, wspomnienia� P.S.2 A tak poza tym, zawsze przecie� �wali�em prosto z mostu�� Hahahaha� P. R.� K o n i e c