6383

Szczegóły
Tytuł 6383
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6383 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6383 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6383 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

NEIL GAJMAN KORALINA (CORALINE) Prze�o�y�a Paulina Braiter Wydanie oryginalne: 2002 Wydanie polskie: 2003 Zacz��em dla Holly, Sko�czy�em dla Maddy Ba�nie s� bardziej ni� prawdziwe: nie dlatego, i� m�wi� nam, �e istniej� smoki, ale �e u�wiadamiaj�, i� smoki mo�na pokona�. � G.K. Chesterton I. Koralina odkry�a drzwi wkr�tce po przeprowadzce do domu. By� to bardzo stary dom � mia� strych pod dachem i piwnic� pod ziemi�, a wszystko otacza� zaro�ni�ty ogr�d pe�en wielkich, starych drzew. Ca�y dom nie nale�a� do rodzic�w Koraliny, by� na to za du�y. Kupili jednak jego cz��. W starym domu mieszkali te� inni ludzie. Na parterze � panna Spink i panna Forcible. Obie by�y stare i okr�g�e, i hodowa�y mn�stwo starzej�cych si� szkockich terier�w o imionach takich, jak Hamish, Andrew i Jock. Dawno, dawno temu panny Spink i Forcible by�y aktorkami. Panna Spink poinformowa�a o tym Koralin�, gdy tylko j� pozna�a. � Widzisz, Karolino � powiedzia�a panna Spink, �le wymawiaj�c imi� Koraliny � w dawnych czasach obie z pann� Forcible by�y�my s�ynnymi aktorkami. St�pa�y�my po scenie, skarbie. Och, nie pozw�l Hamishowi je�� keksu, ca�� noc b�dzie go bola� brzuszek. � Nazywam si� Koralina, nie Karolina. Koralina � poprawi�a Koralina. Pi�tro nad Koralina, pod samym dachem, mieszka� szalony starzec z wielkimi w�sami. Poinformowa� Koralin�, �e zajmuje si� tresur� mysiego cyrku. Nie pozwala� nikomu go zobaczy�. � Pewnego dnia, ma�a Karolino, gdy wszystko b�dzie gotowe, ca�y �wiat ujrzy cuda mojego mysiego cyrku. Pytasz, czemu nie mo�esz obejrze� go ju� teraz? Czy� nie o to spyta�a�? � Nie � odpar�a cicho Koralina. � Poprosi�am tylko, �eby nie nazywa� mnie pan Karolin�. Mam na imi� Koralina. � Oto dlaczego nie mo�esz obejrze� mysiego cyrku � oznajmi� m�czyzna z g�ry. � Myszy nie s� jeszcze gotowe. Nie s� wytresowane, odmawiaj� te� odgrywania piosenek, kt�re dla nich napisa�em. Wszystkie moje mysie piosenki brzmi� tak: umpa, umpa. Ale bia�e myszy chc� gra� wy��cznie tidu didu, o tak. Zastanawiam si�, czy nie zacz�� ich karmi� innym gatunkiem sera. Koralina w�tpi�a, by mysi cyrk istnia� naprawd�. Podejrzewa�a, �e stary cz�owiek wszystko wymy�li�. W dzie� po przeprowadzce Koralina wyruszy�a na wypraw� badawcz�. Zbada�a ogr�d. By� wielki, na ty�ach rozci�ga� si� stary kort tenisowy, lecz nikt w domu nie gra� w tenisa. Ogrodzenie wok� kortu �wieci�o dziurami, a siatka niemal ca�kowicie przegni�a. By� tam te� stary ogr�d r�any, pe�en zdzicza�ych, rozplenionych krzak�w r�, i ogr�dek skalny z�o�ony wy��cznie z kamieni, a tak�e magiczny kr�g podgni�ych br�zowych grzybk�w, kt�re okropnie cuchn�y, gdy si� na nie przypadkiem nadepn�o. I studnia. Pierwszego dnia, gdy tylko rodzina Koraliny sprowadzi�a si� do domu, panny Spink i Forcible uzna�y za stosowne poinformowa� Koralin� o niebezpiecze�stwach zwi�zanych ze studni�. Ostrzeg�y, by trzyma�a si� od niej z daleka. Tote� Koralina wyruszy�a na poszukiwania, by wiedzie�, gdzie kryje si� studnia, i m�c skutecznie jej unika�. Znalaz�a j� trzeciego dnia na zaro�ni�tej ��ce obok kortu, za k�p� drzew � niski, ceglany kr�g, niemal ca�kowicie skryty w�r�d wysokich traw. Studni� przykryto deskami, by nikt nie wpad� do �rodka. W jednej z desek pozosta�a ma�a dziura po s�ku. Przez ca�e popo�udnie Koralina wrzuca�a do niej kamyki i �o��dzie, i czeka�a, licz�c, p�ki z do�u nie dobieg�o odleg�e plu�ni�cie, gdy kolejny pocisk uderzy� w wod�. Koralina bada�a tak�e ogr�d, poszukuj�c zwierz�t. Znalaz�a, je�a i w�ow� sk�r� (ale nie samego w�a) oraz kamie�, kt�ry wygl�da� zupe�nie jak �aba, i ropuch� wygl�daj�c� jak kamie�. Widzia�a te� wynios�ego czarnego kota, kt�ry siadywa� na murach i pniach, i obserwowa� j� uwa�nie, lecz zmyka�, gdy tylko podchodzi�a, pr�buj�c si� z nim pobawi�. W ten spos�b up�yn�y jej pierwsze dwa tygodnie w domu � na badaniach ogrodu i okolicy. Matka kaza�a jej wraca� do mieszkania na lunch i obiad. Koralina musia�a te� pami�ta�, by ubra� si� ciep�o przed wyj�ciem, tegoroczne lato by�o bowiem bardzo zimne, wychodzi�a jednak co dzie� na badania, p�ki pewnego ranka nie rozpada� si� deszcz. W�wczas musia�a zosta� pod dachem. � Co mam robi�? � spyta�a. � Poczytaj ksi��k� � odpar�a matka. � Obejrzyj film na wideo, pobaw si� zabawkami. Id�, pozawracaj g�ow� pannom Spink i Forcible, albo szalonemu staruszkowi z g�ry. � Nie � rzek�a Koralina. � Nie chc� robi� nic z tych rzeczy. Chc� bada�. � Tak naprawd� nie obchodzi mnie, co b�dziesz robi� � powiedzia�a matka Koraliny. � Byleby� tylko nie naba�agani�a. Koralina podesz�a do okna, patrz�c w niebo. Deszcz nie nale�a� do tych, podczas kt�rych mo�na wychodzi� na dw�r � by� jednym z owych deszcz�w, kt�re rzucaj� si� z chmur na ziemi� i rozbryzguj� dooko�a. By� to powa�ny deszcz, uparcie zmierzaj�cy do celu, a obecnie jego cel stanowi�o najwyra�niej zamienienie ogrodu w b�otnist�, zimn� brej�. Koralina obejrza�a wszystkie kasety, nudzi�y j� zabawki i przeczyta�a ju� wszystkie swoje ksi��ki. W��czy�a telewizor i zacz�a przeskakiwa� z kana�u na kana�, wsz�dzie jednak panoszyli si� m�czy�ni w garniturach, opowiadaj�cy o gie�dzie, oraz talk-showy. W ko�cu znalaz�a co� ciekawego � drug� po�ow� filmu przyrodniczego o zjawisku zwanym mimikr�. Ogl�da�a zwierz�ta, ptaki i owady udaj�ce li�cie, ga��zki b�d� inne zwierz�ta, po to, by unikn�� stworze�, kt�re mog�yby je zrani�. Film jej si� podoba�, sko�czy� si� jednak bardzo szybko. A potem nadawano program o fabryce ciastek. Nadszed� czas, by porozmawia� z ojcem. Ojciec Koraliny by� w domu. Oboje rodzice pracowali przy komputerach, co oznacza�o, �e bardzo cz�sto przesiadywali w domu. Ka�de z nich mia�o w�asny gabinet. � Cze��, Koralino � powiedzia� ojciec, gdy wesz�a do �rodka. Nawet nie odwr�ci� g�owy. Koralina podesz�a bli�ej i zajrza�a przez ni�. Nic � jedynie �ciana z czerwonych cegie�. Zamkn�a stare drewniane drzwi, zgasi�a �wiat�o i wr�ci�a do ��ka. �ni�a o czarnych kszta�tach, przemykaj�cych z miejsca na miejsce, unikaj�cych �wiat�a. W ko�cu zebra�y si� wszystkie pod ksi�ycem � ma�e czarne stworzenia o male�kich czerwonych oczkach i ostrych ��tych z�bach. Zacz�y �piewa�. Jeste�my mali, lecz jest nas wiele, Jest nas tu wiele, jeste�my mali. Byli�my tu przed waszym wzlotem, B�dziemy, gdy �wiat si� zawali. G�osy mia�y wysokie, szepcz�ce i lekko j�kliwe. Ich d�wi�k budzi� w Koralinie niepok�j. Potem Koralinie przy�ni�o si� kilka reklam, a p�niej zupe�nie nic. II. Nast�pnego dnia przesta�o pada�, lecz ca�y �wiat zasnu�a g�sta bia�a mg�a. � Id� na spacer � oznajmi�a Koralina. � Nie odchod� zbyt daleko � upomnia�a j� matka. � I ubierz si� ciep�o. Koralina w�o�y�a niebiesk� kurtk� z kapturem, czerwony szalik i ��te kalosze. Wysz�a na dw�r. Panna Spink w�a�nie wyprowadza�a psy. � Witaj, Karolino � pozdrowi�a j�. � Paskudna pogoda. � Tak � przytakn�a Koralina. � Gra�am kiedy� Porcj� � oznajmi�a panna Spink. � Panna Forcible opowiada cz�sto o swej Ofelii, ale to moj� Porcj� przychodzili ogl�da�, gdy st�pa�y�my po scenie. Panna Spink opatulona w pulowery i rozpinane swetry wydawa�a si� ni�sza i bardziej kr�g�a ni� zwykle. Przypomina�a wielkie puchate jajko. Za grubymi szk�ami okular�w jej oczy wydawa�y si� olbrzymie. � Przysy�ali mi kwiaty do garderoby. Naprawd� to robili � doda�a. � Kto taki? � spyta�a Koralina. Panna Spink rozejrza�a si� ostro�nie, zerkaj�c najpierw przez jedno rami�, potem przez drugie, i pr�buj�c przenikn�� wzrokiem mg��, jakby kto� m�g� je pods�ucha�. � M�czy�ni � szepn�a. Przyci�gn�a do siebie psy i podrepta�a w stron� domu. Koralina ruszy�a dalej. W trzech czwartych okr��y�a ju� dom, gdy ujrza�a pann� Forcible, stoj�c� w drzwiach mieszkania, kt�re dzieli�a z pann� Spink. � Widzia�a� mo�e pann� Spink, Karolino? Koralina odpar�a, �e owszem i �e panna Spink wysz�a z psami. � Mam nadziej�, �e si� nie zgubi. Jeszcze dostanie od tego p�pa�ca, zobaczysz � mrukn�a panna Forcible. � Trzeba by� prawdziwym badaczem czy podr�nikiem, by odnale�� drog� w tej mgle. � Ja jestem badaczem � powiedzia�a Koralina. � Oczywi�cie �e tak, s�onko � przytakn�a panna Forcible. � Tylko si� nie zgub. Koralina nadal spacerowa�a po spowitym w szar� mg�� ogrodzie. Ca�y czas nie spuszcza�a z oczu domu. Po jakich� dziesi�ciu minutach znalaz�a si� tam, sk�d wysz�a. Opadaj�ce jej na oczy w�osy by�y ci�kie i mokre. Twarz mia�a wilgotn�. � Ahoj, Karolino! � zawo�a� szalony starzec z g�ry. � Och, cze�� � odpar�a Koralina. Ledwie widzia�a jego twarz we mgle. Zszed� po zewn�trznych schodach domu, prowadz�cych do frontowych drzwi Koraliny i dalej, do jego mieszkania. Schodzi� bardzo powoli. Koralina czeka�a na dole. � Myszy nie lubi� mg�y � o�wiadczy�. � Przez ni� opadaj� im w�siki. � Ja te� niezbyt lubi� mg�� � przyzna�a Koralina. Stary cz�owiek pochyli� si� ku niej. By� tak blisko, �e koniuszki jego w�s�w za�askota�y Koralin� w ucho. � Myszy maj� dla ciebie wiadomo�� � szepn��. Koralina nie wiedzia�a, co powiedzie�. � Wiadomo�� brzmi nast�puj�co: �Nie przechod� przez drzwi� � zawiesi� g�os. � Czy to co� dla ciebie znaczy? � Nie � odpar�a Koralina. Stary cz�owiek wzruszy� ramionami. � Myszy bywaj� dziwne, wci�� co� im si� miesza. Na przyk�ad twoje imi�. Ca�y czas m�wi�y Koralina, nie Karolina. Wcale nie Karolina. Podni�s� z ziemi butelk� mleka i ruszy� z powrotem do mieszkania na g�rze. Koralina wr�ci�a do domu. Matka pracowa�a w gabinecie, w pokoju pachnia�o kwiatami. � Co mam robi�? � spyta�a Koralina. � Kiedy wracasz do szko�y? � zainteresowa�a si� matka. � W przysz�ym tygodniu. � Mhm � mrukn�a matka. � Chyba b�d� musia�a sprawi� ci nowe ubranie. Przypomnij mi kochanie, bo zapomn�. � Po czym wr�ci�a do stukania w klawisze i wpatrywania si� w ekran monitora. � Co mam robi�? � powt�rzy�a Koralina. � Narysuj co�. � Matka wr�czy�a jej kartk� papieru i d�ugopis. Koralina pr�bowa�a narysowa� mg��. Po dziesi�ciu minutach wci�� mia�a przed sob� bia�� kartk� papieru. W jednym rogu lekko chwiejnymi literami wypisa�a: M A. � G Mrukn�a co� pod nosem i poda�a rysunek matce. � Mhm, bardzo nowoczesny, kochanie. Koralina zakrad�a si� do salonu i spr�bowa�a otworzy� stare drzwi w k�cie. Zn�w by�y zamkni�te na klucz. Przypuszcza�a, �e zrobi�a to matka. Wzruszy�a ramionami. Potem posz�a do ojca. Siedzia� ty�em do drzwi, stukaj�c w klawisze. � Odejd� � rzuci� weso�o, gdy przekroczy�a pr�g. � Nudz� si� � oznajmi�a. � Naucz si� stepowa� � powiedzia�, nie odwracaj�c si�. Koralina pokr�ci�a g�ow�. � Mo�e by� si� ze mn� pobawi�? � Jestem zaj�ty � rzek�. � Pracuj� � doda�. Wci�� na ni� nie patrzy�. � Mo�e p�jdziesz pozawraca� g�ow� pannom Spink i Forcible? Koralina w�o�y�a kurtk�, naci�gn�a kaptur i wysz�a z domu. Zbieg�a na d�. Nacisn�a dzwonek panien Spink i Forcible. Natychmiast us�ysza�a gor�czkowe szczekanie � to szkockie pieski wybieg�y do przedpokoju. Po chwili panna Spink otworzy�a drzwi. � A, to ty Karolino. Angusie, Hamishu, Bruce. Spokojnie, moje skarby, to tylko Karolina. Wejd�, kochanie. Napijesz si� herbatki? W mieszkaniu pachnia�o past� do mebli i psami. � Tak, poprosz� � odpar�a Koralina. Panna Spink poprowadzi�a j� do ma�ego, zakurzonego pokoju, kt�ry nazywa�a salonikiem. Na �cianach wisia�y czarno � bia�e zdj�cia �adnych kobiet i oprawione programy teatralne. Panna Forcible siedzia�a w jednym z foteli i szybko robi�a na drutach. Gospodynie nala�y Koralinie herbaty do ma�ej r�owej porcelanowej fili�anki ze spodeczkiem. Pocz�stowa�y j� te� suchym herbatnikiem. Panna Forcible spojrza�a na pann� Spink, zacz�a jeszcze szybciej macha� drutami i odetchn�a g��boko. � W ka�dym razie, April, jak ju� m�wi�am, musisz przyzna�, �e mamy jeszcze w sobie do�� �ycia. � Miriam, moja droga. Nie jeste�my ju� tak m�ode jak kiedy�. � Madame Arcati � odpar�a panna Forcible. � Piastunka mewo �Romeo i Julii�, lady Bracknell. Role charakterystyczne. Nigdy nie jest si� za starym na scen�. � Miriam, uzgodni�y�my to ju� przecie�. � Panna Spink westchn�a. Koralina zastanawia�a si�, czy nie zapomnia�y przypadkiem o jej obecno�ci. Dla niej ich rozmowa nie mia�a sensu. Uzna�a, �e kontynuuj� dawn� k��tni�, star� i wys�u�on� jak ich fotel, jedn� z tych, w kt�rych nikt nie wygrywa ani nie przegrywa i kt�re mog� trwa� wiecznie, je�li tylko obie strony maj� na to ochot�. Poci�gn�a �yk herbaty. � Je�li chcesz, powr�� ci z fus�w � zaproponowa�a panna Spink. � S�ucham? � rzek�a Koralina. � Z fus�w herbacianych, kochanie. Przepowiem ci przysz�o��. Koralina wr�czy�a pannie Spink swoj� fili�ank�. Starsza kobieta spojrza�a na czarne herbaciane fusy oczami kr�tkowidza. �ci�gn�a wargi. � Wiesz, Koralino � rzek�a po chwili. � Grozi ci straszliwe niebezpiecze�stwo. Panna Forcible prychn�a i od�o�y�a rob�tk�. � Nie b�d� niem�dra, April. Przesta� straszy� t� ma��. Chyba zaczynasz �lepn��. Podaj mi t� fili�ank�, dziecko. Koralina pos�usznie zanios�a j� pannie Forcible. Tamta uwa�nie zajrza�a do �rodka, pokr�ci�a g�ow� i ponownie spojrza�a w g��b fili�anki. � Ojej � mrukn�a � mia�a� racj�, April. Rzeczywi�cie grozi jej niebezpiecze�stwo. � Widzisz, Miriam? � rzuci�a tryumfalnie panna Spink. � Moje oczy s� r�wnie dobre, jak kiedy�... � Co dok�adnie mi grozi? � spyta�a Koralina. Panny Spink i Forcible spojrza�y na ni� pustym wzrokiem. � Nie wiadomo � oznajmi�a panna Spink. � Fusy nie przekazuj� tego typu informacji. Nie nadaj� si�. S� �wietne, je�li chodzi o sprawy og�lne, ale nie o szczeg�y. � Co wi�c mam robi�? � spyta�a Koralina, lekko tym wszystkim zaniepokojona. � Nie no� zieleni w garderobie � podsun�a panna Spink. � I nie wspominaj o szkockiej sztuce � doda�a panna Forcible. Koralina zastanawia�a si�, czemu jedynie nieliczni doro�li, kt�rych zd��y�a pozna�, potrafi� m�wi� z sensem. Czasami nie wiedzia�a, czy w og�le zdaj� sobie spraw� z tego, z kim rozmawiaj�. � I b�d� bardzo, bardzo ostro�na � doda�a panna Spink. Wsta�a z fotela i podesz�a do kominka. Na jego obramowaniu sta� niewielki s��j. Panna Spink zdj�a pokrywk� i zacz�a wyci�ga� z niego najr�niejsze przedmioty � male�k� porcelanow� kaczk�, naparstek, dziwn� ma�� mosi�n� monet�, dwa spinacze i kamie� z dziurk�. Wr�czy�a go Koralinie. � Do czego on s�u�y? � spyta�a Koralina. Dziurka przechodzi�a przez �rodek kamienia. Koralina unios�a go do okna i spojrza�a przez otw�r. � Mo�e pom�c � oznajmi�a panna Spink. � Czasami przydaj� si�, gdy jest �le. Koralina w�o�y�a kurtk�, po�egna�a si� z pannami Spink i Forcible oraz z psami i wysz�a na dw�r. Mg�a niczym �lepa �ciana otacza�a dom. Koralina podesz�a wolno do schod�w wiod�cych na g�r�. Potem zatrzyma�a si� i rozejrza�a. We mgle �wiat zamieni� si� w krain� duch�w. Niebezpiecze�stwo � pomy�la�a Koralina. To brzmia�o podniecaj�co. Wcale nie wydawa�o si� z�e. Nie tak naprawd�. Wr�ci�a na g�r�, mocno zaciskaj�c palce wok� swojego nowego kamienia. III. Nast�pnego dnia �wieci�o s�o�ce i matka Koraliny zabra�a j� do najbli�szego du�ego miasta, �eby kupi� str�j do szko�y. Podrzuci�y ojca na dworzec kolejowy. Wybiera� si� na ca�y dzie� do Londynu na spotkanie z jakimi� lud�mi. Koralina pomacha�a mu na po�egnanie. Razem wesz�y do sklepu. Koralina natychmiast znalaz�a jaskrawoseledynowe r�kawiczki, kt�re bardzo jej si� spodoba�y. Matka nie chcia�a ich jednak kupi�. Zamiast tego wybra�a bia�e skarpetki, granatowe szkolne rajstopy, cztery szare bluzy i ciemnoszar� sp�dnic�. � Ale mamo, wszyscy w szkole maj� szare bluzy i tak dalej. Nikt nie ma zielonych r�kawiczek. By�abym jedyna. Matka pu�ci�a jej s�owa mimo uszu. Rozmawia�a ze sprzedawczyni�. Dyskutowa�y o tym, jaki sweter kupi� Koralinie, i zgadza�y si�, �e najlepszy b�dzie okropnie wielki i obwis�y. Mia�y nadzieje, �e kt�rego� dnia do niego doro�nie. Koralina odesz�a na bok i zacz�a ogl�da� wystaw� pe�n� kaloszy w kszta�cie �ab, kaczek i kr�lik�w. Potem wr�ci�a. � Koralino? A, jeste�. Gdzie si� u licha podziewa�a�? � Porwali mnie obcy � oznajmi�a Koralina. � Przylecieli z kosmosu, mieli lasery, ale oszuka�am ich, bo za�o�y�am peruk� i �mia�am si� z obcym akcentem. Nie poznali mnie i uciek�am. � Tak, kochanie. My�l�, �e przyda�yby ci si� jeszcze spinki do w�os�w. Nie s�dzisz? � Nie. � Powiedzmy p� tuzina, tak na wszelki wypadek � mrukn�a matka. Koralina milcza�a. Ju� w samochodzie, w drodze do domu, Koralina spyta�a. � Co jest w pustym mieszkaniu? � Nie wiem. Pewnie nic. Zapewne wygl�da tak jak nasze, nim si� wprowadzili�my. Puste pokoje. � My�lisz, �e mogliby�my dosta� si� do niego z naszego mieszkania? � Nie, chyba �e potrafisz przenika� przez ceglane �ciany, kochanie. � Ach tak. Wr�ci�y do domu w porze lunchu. S�o�ce �wieci�o, lecz dzie� by� ch�odny. Matka Koraliny zajrza�a do lod�wki i znalaz�a smutnego, samotnego pomidora oraz kawa�ek sera poro�ni�tego czym� zielonym. W chlebaku zosta�a tylko sk�rka. � Lepiej skocz� do sklepu i kupi� paluszki rybne czy co� w tym stylu � powiedzia�a z westchnieniem matka. � Chcesz i�� ze mn�? � Nie � odpar�a Koralina. � Jak sobie �yczysz � mrukn�a matka i wysz�a. Po chwili wr�ci�a, zabra�a torebk� i kluczyki, i zn�w znikn�a. Koralina si� nudzi�a. Zacz�a przerzuca� kartki ksi��ki, kt�r� czyta�a matka. Ksi��ka traktowa�a o tubylcach z dalekiego kraju, o tym, jak co dnia bior� kawa�ki bia�ego jedwabiu, rysuj� na nim woskiem, potem zanurzaj� jedwabie w farbie, zn�w rysuj� woskiem, zn�w farbuj�. Nast�pnie usuwaj� wosk, gotuj�c jedwab w gor�cej wodzie, i w ko�cu wrzucaj� pi�kne tkaniny w ogie� i pal� je na popi�. Koralinie wszystko to wyda�o si� kompletnie bezsensowne. Mia�a jednak nadziej�, �e przynajmniej tamci ludzie dobrze si� bawi�. Wci�� si� nudzi�a, a matka nadal nie wraca�a. Koralina zabra�a krzes�o, przysun�a je do drzwi kuchennych. Wdrapa�a si� na siedzenie i wyci�gn�a r�k�. Zesz�a, ze schowka wyj�a szczotk�, wr�ci�a na krzes�o i si�gn�a szczotk�. Brz�k. Zesz�a z krzes�a i podnios�a klucze. U�miechn�a si� zwyci�sko. Potem odstawi�a szczotk� pod �cian� i ruszy�a do salonu. Rodzina nie korzysta�a z tego pokoju. Meble odziedziczyli po babce Koraliny, podobnie drewniany stolik kawowy, boczny stolik, ci�k� szklan� popielnic� i obraz olejny przedstawiaj�cy mis� z owocami. Koralina nie mog�a zrozumie�, czemu ktokolwiek mia�by chcie� malowa� mis� z owocami. Poza tym pok�j by� pusty � �adnych bibelot�w na kominku, figurek ani zegar�w. Nic, co sprawia�oby, �e wyda�by si� przytulniejszy, zamieszkany. Stary czarny klucz zdawa� si� zmniejszy ni� pozosta�e. Wepchn�a go do dziurki. Obr�ci� si� g�adko, z zadowalaj�cym szcz�kni�ciem. Koralina zamar�a, nas�uchuj�c. Wiedzia�a, �e robi co�, czego nie powinna, i nadstawia�a uszu, czy przypadkiem matka nie wr�ci�a. Niczego jednak nie us�ysza�a. Potem po�o�y�a d�o� na ga�ce, przekr�ci�a j� i w ko�cu otwar�a drzwi. Za nimi rozci�ga� si� ciemny korytarz. Ceg�y znikn�y, jakby nigdy ich tam nie by�o. Z otwartych drzwi wyp�ywa� lodowaty zapach wilgoci. Wo� ta przywodzi�a na my�l co� bardzo starego i bardzo powolnego. Koralina przesz�a przez drzwi. Zastanawia�a si�, jak b�dzie wygl�da�o puste mieszkanie � je�li to do niego prowadzi korytarz. Z ka�dym krokiem ogarnia� j� wi�kszy niepok�j. Korytarz wydawa� si� bardzo znajomy. Wyk�adzina pod jej stopami by�a t� sam� wyk�adzin�, kt�ra le�a�a u nich w mieszkaniu. Tapeta t� sam� tapet�. Wisz�cy w holu obraz by� tym samym obrazem, kt�ry wisia� u nich w domu. Wiedzia�a, gdzie si� znalaz�a: we w�asnym mieszkaniu. W og�le z niego nie wysz�a. Oszo�omiona, pokr�ci�a g�ow�. Zacz�a wpatrywa� si� w wisz�cy na �cianie obraz: nie, nie by� dok�adnie taki sam. Ten u nich w domu przedstawia� ch�opca w staro�wieckim ubraniu, patrz�cego na ba�ki mydlane. Teraz jednak ch�opak mia� zupe�nie inny wyraz twarzy � patrzy� na ba�ki, jakby zamierza� zrobi� z nimi co� paskudnego. W jego oczach kry�o si� co� dziwnego. Koralina przygl�da�a si� uwa�nie, pr�buj�c ustali�, czym r�ni� si� obrazy. Niemal jej si� uda�o, gdy nagle kto� powiedzia�: � Koralina? Brzmia�o to zupe�nie jak g�os jej matki. Koralina wesz�a do kuchni, z kt�rej dobiega�. Sta�a w niej kobieta, zwr�cona do niej plecami. Przypomina�a nieco matk� Koraliny, tyle �e... Tyle �e sk�r� mia�a bia�� jak papier. Tyle �e by�a wy�sza i chudsza. Tyle �e palce mia�a za d�ugie i ca�y czas nimi porusza�a, a jej ciemnoczerwone paznokcie by�y ostre i zakrzywione. � Koralina? � powt�rzy�a kobieta. � To ty? A potem si� odwr�ci�a. Zamiast oczu mia�a wielkie czarne guziki. � Czas na lunch, Koralino � oznajmi�a kobieta. � Kim jeste�? � spyta�a Koralina. � Jestem twoj� drug� matk�. Id�, powiedz twojemu drugiemu ojcu, �e lunch ju� gotowy. � Otworzy�a drzwiczki piekarnika. Nagle Koralina u�wiadomi�a sobie, jak bardzo jest g�odna. Jedzenie pachnia�o cudownie. � No, dalej. Koralina ruszy�a korytarzem w stron� pokoju, w kt�rym mie�ci� si� gabinet ojca. Otworzy�a drzwi. Przy komputerze siedzia� m�czyzna, zwr�cony do niej plecami. � Cze�� � zagadn�a. � Ja... To znaczy, ona kaza�a powiedzie�, �e lunch jest ju� gotowy. M�czyzna odwr�ci� si�. Zamiast oczu mia� guziki, wielkie, czarne i b�yszcz�ce. � Cze��, Koralino � powiedzia�. � Umieram z g�odu. Wsta� i wraz z ni� wr�ci� do kuchni. Usiedli przy stole. Druga matka Koraliny przynios�a im lunch � wielkiego, z�ocistobr�zowego pieczonego kurczaka, pieczone ziemniaki, ma�y zielony groszek. Koralina zacz�a pa�aszowa�. Wszystko smakowa�o wspaniale. � Bardzo d�ugo na ciebie czekali�my � oznajmi� drugi ojciec Koraliny. � Na mnie? � Tak � potwierdzi�a druga matka. � Bez ciebie nie by�o tu tak samo. Ale wiedzieli�my, �e kt�rego� dnia si� zjawisz i staniemy si� prawdziw� rodzin�. Jeszcze kurczaka? To by� najlepszy kurczak, jakiego kiedykolwiek jad�a. Jej matka czasami tak�e piek�a kurczaka, zawsze jednak pochodzi� z paczki albo z zamra�arki, by� bardzo suchy i smakowa� zupe�nie nijako. Gdy to ojciec Koraliny przyrz�dza� kurczaka, kupowa� prawdziwego, ale robi� z nim dziwne rzeczy, na przyk�ad dusi� w winie albo nadziewa� suszonymi �liwkami czy zapieka� w cie�cie i Koralina z zasady odmawia�a nawet spr�bowania. Wzi�a dok�adk� kurczaka. � Nie wiedzia�am, �e mam jeszcze drug� matk� � rzek�a ostro�nie. � Oczywi�cie, �e masz. Ka�dy ma. � Czarne guzikowe oczy drugiej matki b�ysn�y. � Mo�e po lunchu b�dziesz chcia�a pobawi� si� w swoim pokoju ze szczurami? � Ze szczurami? � Z g�ry. Koralina nigdy nie widzia�a szczura, wy��cznie w telewizji. Ju� nie mog�a si� doczeka�. Wygl�da�o na to, �e dzie� b�dzie jednak bardzo interesuj�cy. Po lunchu drudzy rodzice pozmywali, a Koralina posz�a do swej drugiej sypialni. R�ni�a si� od sypialni w domu. Po pierwsze, pomalowano j� na zielono, w ohydnym odcieniu, oraz w r�wnie dziwacznym odcieniu r�owego. Koralina uzna�a, �e nie chcia�aby tu sypia�, ale same kolory s� zdecydowanie ciekawsze ni� w jej w�asnej sypialni. W pokoju znalaz�a mn�stwo niesamowitych rzeczy, kt�rych nigdy wcze�niej nie ogl�da�a: nakr�cane anio�y, fruwaj�ce po sypialni niczym sp�oszone wr�ble, ksi��ki z obrazkami, kt�re wi�y si�, pe�za�y i migota�y, ma�e czaszki dinozaur�w; gdy przechodzi�a, k�apa�y na ni� z�bami. Ca�� skrzynk� pe�n� cudownych zabawek. Tak ju� lepiej � pomy�la�a Koralina. Wyjrza�a przez okno. Na zewn�trz widok by� taki sam, jak z jej w�asnej sypialni: drzewa, pola, a dalej za nimi na horyzoncie odleg�e, fioletowe wzg�rza. Co� czarnego przebieg�o przez pod�og� i znikn�o pod ��kiem. Koralina ukl�k�a i zajrza�a w mrok. Z ciemno�ci spojrza�o na ni� pi��dziesi�cioro ma�ych czerwonych oczu. � Cze�� � powiedzia�a Koralina. � Czy jeste�cie szczurami? W�wczas wysz�y spod ��ka, mrugaj�c, o�lepione �wiat�em. Mia�y kr�tkie, czarne jak sadza futerko, ma�e czerwone oczy, r�owe �apki przypominaj�ce male�kie d�onie, i r�owe bezw�ose ogony, podobne do d�ugich, g�adkich d�d�ownic. � Umiecie m�wi�? � zapyta�a. Najwi�kszy, najczarniejszy ze szczur�w pokr�ci� g�ow�. Nieprzyjemnie si� u�miecha � pomy�la�a Koralina. � Co zatem potraficie? Szczury utworzy�y kr�g. Zacz�y wdrapywa� si� na siebie, ostro�nie, lecz szybko. Po chwili ustawi�y si� w piramid� z najwi�kszym szczurem na szczycie. I wtedy za�piewa�y wysokimi szepcz�cymi g�osami: Mamy ogony, uszy jak li�cie, Mamy z�biska, gry�� umiemy, Byli�my tu, nim upadli�cie, B�dziemy tu, gdy powstaniemy. Nie by�a to �adna piosenka. Koralina mia�a nieodparte wra�enie, �e s�ysza�a j� ju� kiedy�, b�d� co� bardzo podobnego. Nie potrafi�a jednak sobie przypomnie�, gdzie. A potem piramida si� rozpad�a i szczury, szybkie i czarne, pomkn�y w stron� drzwi. Na progu sta� drugi szalony starzec z g�ry. W d�oniach trzyma� czarny cylinder. Szczury wbieg�y po nim, wciskaj�c si� do kieszeni, pod koszul�, pod nogawki, na plecy. Najwi�kszy szczur wdrapa� si� na ramiona starego cz�owieka, chwyci� si� d�ugich szarych w�s�w, min�� oczy z wielkich czarnych guzik�w i wyl�dowa� na czubku g�owy. Po kilku sekundach jedynym �ladem obecno�ci szczur�w pozosta�y ruchliwe wybrzuszenia na ubraniu starca, poruszaj�ce si� nieustannie. A tak�e najwi�kszy szczur, kt�ry spogl�da� z czubka jego g�owy na Koralin� b�yszcz�cymi czerwonymi oczami. Stary cz�owiek za�o�y� cylinder i ostatni szczur znikn��. � Witaj, Koralino � rzek� drugi staruszek z g�ry. � S�ysza�em, �e tu jeste�. Czas, by szczury zjad�y obiad. Ale je�li chcesz, mo�esz p�j�� ze mn� i popatrze�. W oczach z guzik�w pojawi� si� g��d, kt�ry sprawi�, �e Koralina poczu�a si� niepewnie. � Nie, dzi�kuj� � odpar�a. � Id� na dw�r pobada�. Stary cz�owiek powoli skin�� g�ow�. Koralina us�ysza�a szczury � szepta�y co� do siebie, cho� nie potrafi�a stwierdzi�, co. Nie by�a pewna, czy chcia�aby to wiedzie�. Jej drudzy rodzice stali w wej�ciu do kuchni. Min�a ich w drodze na zewn�trz. U�miechali si� identycznie i wolno machali r�kami. � Baw si� dobrze na dworze � powiedzia�a druga matka. � Zaczekamy tu, a� wr�cisz � doda� drugi ojciec. Gdy Koralina dotar�a do drzwi frontowych, odwr�ci�a si� i spojrza�a na nich. Wci�� j� obserwowali. Machali i u�miechali si�. Koralina wysz�a na zewn�trz. Zbieg�a po schodach. IV. Z zewn�trz dom wygl�da� dok�adnie tak samo � czy niemal dok�adnie tak samo. Wok� drzwi panien Spink i Forcible wisia�y niebieskie i czerwone �ar�weczki, kt�re rozb�yskiwa�y, tworz�c kolejne wyrazy. �wiate�ka �ciga�y si� wok� drzwi, b�yska�y i przygasa�y. Kr��y�y bez chwili wytchnienia. ZDUMIEWAJ�CE! A po nim WYDARZENIE! i TEATRALNE!!! By� ch�odny, s�oneczny dzie�, dok�adnie taki sam jak wcze�niej. Za plecami us�ysza�a uprzejme chrz�kni�cie. Obejrza�a si� przez rami�. Na murku obok niej siedzia� du�y czarny kot, identyczny jak du�y czarny kot, kt�rego widywa�a w pobli�u swego domu. � Dzie� dobry � powiedzia�. Jego g�os brzmia� niczym ten, kt�ry Koralina s�ysza�a we w�asnym umy�le, g�os, kt�rym my�la�a, tyle �e nale�a� do m�czyzny, nie do dziewczynki. � Cze�� � odpar�a Koralina. � Widzia�am takiego samego kota w ogrodzie przy domu. Ty musisz by� drugim kotem. Kot pokr�ci� g�ow�. � Nie � rzek� � nie jestem drugim kotem, tylko sob�. � Lekko przekrzywi� g�ow�, zielone oczy rozb�ys�y. � Wy, ludzie rozmieniacie si� na drobne, natomiast koty trzymaj� si� w gar�ci, je�li rozumiesz, co mam na my�li. � Chyba tak. Je�eli jednak jeste� tym samym kotem, kt�rego widzia�am w domu, to sk�d umiesz m�wi�? Koty nie maj� ramion, nie takie jak ludzie. Jednak�e ten kot wzruszy� ramionami � jednym szybkim gestem, kt�ry rozpocz�� si� od czubka ogona, a sko�czy� uniesieniem w�sik�w. � Umiem m�wi�. � W domu koty nie m�wi�. � Nie? � spyta� kot. � Nie � potwierdzi�a Koralina. Kot zeskoczy� wdzi�cznie z murka na traw� obok st�p Koraliny. Uni�s� wzrok i spojrza� na ni�. � C�, zapewne mam do czynienia z ekspertem � powiedzia� sucho. � Ostatecznie, co ja wiem? Jestem tylko kotem. Zaczaj si� oddala�, unosz�c dumnie g�ow� i ogon. � Wr��, prosz�! � zawo�a�a Koralina. � Przepraszam, naprawd�. Kot zatrzyma� si�, usiad� i rozpocz�� starann� toalet�, jakby nie dostrzegaj�c obecno�ci Koraliny. � My... no wiesz, mogliby�my si� zaprzyja�ni� � doda�a Koralina. � Mogliby�my te� zamieni� si� w rzadkie okazy egzotycznej rasy afryka�skich ta�cz�cych s�oni � odpar� kot. � Ale nimi nie jeste�my. A przynajmniej � doda� cierpko, zerkaj�c znacz�co na Koralin� � ja nim nie jestem. Koralina westchn�a. � Prosz�, jak masz na imi�? � zapyta�a. � Ja jestem Koralina. Kot ziewn�� powoli, starannie, ukazuj�c wn�trze pyszczka i j�zyk zdumiewaj�co r�owej barwy. � Koty nie maj� imion � odpar�. � Nie? � spyta�a Koralina. � Nie � potwierdzi� kot. � Wy, ludzie, macie imiona. To dlatego, �e nie wiecie, kim jeste�cie. My wiemy, kim jeste�my, wi�c nie potrzebujemy imion. Samozadowolenie kota powoli zaczyna�o j� irytowa�. Zachowywa� si� zupe�nie, jakby wed�ug niego na ca�ym �wiecie tylko on si� liczy�, tylko jego zdanie mia�o jakiekolwiek znaczenie. Po�owa Koraliny pragn�a potraktowa� go bardzo nieuprzejmie, druga chcia�a by� grzeczna i pe�na szacunku. Grzeczna po�owa zwyci�y�a. � Powiedz, prosz�, co to za miejsce? Kot rozejrza� si� wok�. � To tutaj � oznajmi�. � Widz�. Jak si� tu dosta�e�? � Tak jak ty. Przyszed�em � odpar� kot. � O, tak. Koralina patrzy�a, jak kot przechodzi powoli przez trawnik. Znikn�� za drzewem i nie wyszed� z drugiej strony. Podesz�a bli�ej i zajrza�a za pie�. Kota nie by�o. Wr�ci�a w stron� domu. Za plecami us�ysza�a kolejne uprzejme chrz�kni�cie. Kot. � A przy okazji � rzek� � to bardzo rozs�dne, �e zabra�a� co� do ochrony. Na twoim miejscu nie rozstawa�bym si� z nim. � Do ochrony? � To w�a�nie powiedzia�em � odpar� kot. � A poza tym... Urwa�, wpatruj�c si� uwa�nie w co�, czego nie by�o. Nagle przypad� do ziemi, ruszy� wolno naprz�d � krok, dwa, trzy kroki. Zdawa�o si�, �e skrada si� ku niewidzialnej myszy. Niespodziewanie odwr�ci� si� i �mign�� mi�dzy drzewa. Znikn�� w�r�d pni. Koralina zastanawia�a si�, co mia� na my�li. Zastanawia�a si� te�, czy tam, sk�d przyby�a, wszystkie koty potrafi� m�wi�, tyle �e po prostu nie chc�, czy mo�e umiej� m�wi� tylko tutaj � gdziekolwiek jest tutaj. Pow�drowa�a ceglanymi schodami do frontowych drzwi panien Spink i Forcible. Czerwone i niebieskie �ar�weczki mruga�y niestrudzenie. Drzwi by�y otwarte, lekko uchylone. Zapuka�a, lecz pierwsze stukni�cie sprawi�o, �e otwar�y si� szerzej. Koralina wesz�a do �rodka. Znalaz�a si� w ciemnym pomieszczeniu, w kt�rym pachnia�o kurzem i aksamitem. Drzwi zatrzasn�y si� za ni�. Zapad�a ciemno��. Koralina ostro�nie ruszy�a naprz�d do ma�ej sieni. Jej twarz musn�o co� mi�kkiego � materia�. Wyci�gaj�c r�k�, pchn�a tkanin�, kt�ra si� rozdzieli�a. Koralina zamruga�a gwa�townie. Sta�a po drugiej stronie aksamitnej zas�ony w s�abo o�wietlonym teatrze. Po przeciwnej stronie pomieszczenia wznosi�a si� wysoka drewniana scena, pusta i naga. O�wietla� j� zawieszony wysoko s�aby reflektor. Pomi�dzy Koralina a scen� sta�y fotele. Ca�e rz�dy foteli. Us�ysza�a szuranie i zobaczy�a zbli�aj�ce si� �wiate�ko, ko�ysz�ce si� z boku na bok. Wkr�tce si� przekona�a, �e pada z latarki trzymanej w z�bach przez wielkiego czarnego szkockiego psa o posiwia�ym ze staro�ci pysku. � Cze�� � powiedzia�a Koralina. Pies od�o�y� latark� na pod�og�. � W porz�dku, poprosz� o bilet � powiedzia� szorstko. � Bilet? � To w�a�nie powiedzia�em. Bilet. Nie mam ca�ego dnia. Nie mo�esz ogl�da� przedstawienia bez biletu. Koralina westchn�a. � Nie mam biletu � przyzna�a. � Jeszcze jedna � mrukn�� ponuro pies. � Wchodzi tu sobie ot tak. Szczyt bezczelno�ci. �Gdzie tw�j bilet?�. �Nie mam�. No nie wiem. � Pokr�ci� g�ow� i wzruszy� barkami. � Chod� zatem. Chwyci� w z�by latark� i potruchta� w ciemno��. Koralina ruszy�a za nim. Dotar� w pobli�e sceny i przystan��, o�wietlaj�c pusty fotel. Koralina usiad�a. Pies odszed� w mrok. Gdy jej oczy przywyk�y do ciemno�ci, zorientowa�a si�, �e na widowni zasiadaj� same psy. Nagle zza sceny dobieg� gwa�towny syk. Koralina uzna�a, �e to zapewne stara podrapana p�yta umieszczana na adapterze. Syk zast�pi�a fanfara i na scen� wysz�y panna Spink i panna Forcible. Panna Spink jecha�a na jednoko�owym rowerze, �onglowa�a pi�eczkami. Panna Forcible bieg�a za ni�, unosz�c wysoko nogi. W r�kach trzyma�a kosz kwiat�w. Rozsypywa�a przed sob� p�atki. Dotar�y na skraj sceny. Tam panna Spink zeskoczy�a zr�cznie z rowerka i obie stare kobiety uk�oni�y si� nisko. Wszystkie psy zacz�y klepa� ogonami o pod�og� i powarkiwa� z entuzjazmem. Koralina nagrodzi�a wyst�p uprzejmymi oklaskami. A potem kobiety odpi�y swe obszerne puchate p�aszcze i je rozchyli�y. Jednak�e na p�aszczach si� nie sko�czy�o: obie twarze tak�e si� otwar�y, niczym puste pow�oki, i ze starych pustych pulchnych cia� wynurzy�y si� dwie m�ode kobiety, szczup�e, blade i do�� �adne. W ich twarzach tkwi�y czarne oczy � guziki. Nowa panna Spink mia�a zielone nogawice i wysokie br�zowe buty, si�gaj�ce a� do ud. Nowa panna Forcible by�a ubrana w bia�� sukni�; w d�ugie ��te w�osy wpi�a kwiaty. Koralina usadowi�a si� g��biej w fotelu. Panna Spink zesz�a ze sceny i g�os fanfary urwa� si� z nag�ym piskiem, gdy ig�a gramofonu przejecha�a po p�ycie. � To m�j ulubiony kawa�ek � szepn�� siedz�cy obok piesek. Druga panna Forcible wyj�a ze skrzynki w k�cie sceny n�. � Czyli� to sztylet widz� przede mn�? � spyta�a. � Tak! � wykrzykn�y wszystkie pieski. � To sztylet! Panna Forcible dygn�a i psy zn�w zacz�y ha�asowa�. Tym razem Koralina nie zada�a sobie nawet trudu, by klaska�. Panna Spink wr�ci�a na scen�. Klepn�a si� w udo i pieski zaszczeka�y. � A teraz � oznajmi�a � wraz z Miriam chcia�y�my przedstawi� nowy, fascynuj�cy dodatek do naszego dramatycznego przedstawienia. Czy znajdzie si� ochotnik? Siedz�cy obok piesek szturchn�� Koralin� przedni� �ap�. � To ty � sykn��. Koralina wsta�a i po drewnianych stopniach wspi�a si� na scen�. � Prosz� o gor�ce oklaski dla naszej m�odej ochotniczki � rzuci�a panna Spink. Psy zacz�y szczeka�, skomle� i t�uc ogonami w obszyte aksamitem siedzenia. � A teraz, Koralino � zacz�a panna Spink � jak si� nazywasz? � Koralina � odpar�a Koralina. � I wcale si� nie znamy, prawda? Koralina spojrza�a na szczup�� m�od� kobiet� o oczach z czarnych guzik�w i powoli pokr�ci�a g�ow�. � Teraz � ci�gn�a druga panna Spink � sta� o tu. � Zaprowadzi�a Koralin� do deski z boku sceny i po�o�y�a jej na g�owie balon. Panna Spink wr�ci�a do panny Forcible. Przewi�za�a jej guzikowe oczy czarn� chustk�, w d�o� w�o�y�a n�. Potem obr�ci�a j� doko�a trzy b�d� cztery razy i ustawi�a twarz� do Koraliny. Koralina wstrzyma�a oddech, mocno zaciskaj�c pi�stki. Panna Forcible cisn�a no�em w balon, kt�ry p�k� g�o�no. N� wbi� si� w desk� tu� nad g�ow� Koraliny. Przez chwil� dr�a� z cichym d�wi�kiem. Koralina wypu�ci�a powietrze z p�uc. Psy oszala�y. Panna Spink wr�czy�a jej male�k� bombonierk� i podzi�kowa�a za odwag�. Koralina wr�ci�a na miejsce. � By�a� bardzo dobra � pogratulowa� piesek. � Dzi�kuj�. Panny Forcible i Spink zacz�y �onglowa� wielkimi drewnianymi pa�kami. Koralina otworzy�a bombonierk�. Pies spojrza� t�sknie na jej zawarto��. � Chcia�by� si� pocz�stowa�? � spyta�a. � O tak, prosz� � szepn�� piesek. � Byle nie toffi, zawsze si� po nich �lini�. � S�dzi�am, �e czekoladki s� niezdrowe dla ps�w. � Koralina przypomnia�a sobie co�, o czym kiedy� wspomnia�a panna Forcible. � Mo�e tam, sk�d przybywasz � odszepn�� piesek. � Tu �ywimy si� tylko nimi. W ciemno�ci Koralina nie potrafi�a dostrzec gatunku czekoladek. Eksperymentalnie nadgryz�a jedn�. Okaza�o si�, �e to kokos. Nie lubi�a kokosa, tote� odda�a j� psu. � Dzi�kuj� � mrukn��. � Bardzo prosz� � odpar�a. Panny Forcible i Spink odgrywa�y jak�� scen�. Panna Forcible siedzia�a na drabinie, panna Spink sta�a poni�ej. � Czym�e jest nazwa? � spyta�a panna Forcible. � To, co zowiem r�, pod inn� nazw� r�wnie by pachnia�o. � Masz jeszcze czekoladki? � spyta� piesek. Koralina wr�czy�a mu nast�pn�. � Nie m�g�bym tobie powiedzie�, kto kim jestem � rzek�a panna Spink do panny Forcible. � Ten kawa�ek nied�ugo si� sko�czy � szepn�� piesek � potem zaczn� ta�ce ludowe. � Jak d�ugo to trwa? � spyta�a Koralina. � Ta sztuka? � Ca�y czas. Zawsze, wiecznie. � Prosz� � powiedzia�a Koralina. � Zatrzymaj czekoladki. � Dzi�kuj� � odpar� pies. Koralina wsta�a. � Do zobaczenia wkr�tce � po�egna� j�. � Pa � odpar�a. Wysz�a z teatru i wr�ci�a do ogrodu. O�lepiona dziennym �wiat�em, d�ugo mruga�a. Jej drudzy rodzice czekali razem w ogrodzie. U�miechali si�. � Dobrze si� bawi�a�? � spyta�a druga matka. � To by�o ciekawe � przyzna�a Koralina. We tr�jk� wr�cili do drugiego mieszkania Koraliny. Druga matka pog�adzi�a j� po g�owie d�ugimi bia�ymi palcami. Koralina potrz�sn�a g�ow�. � Nie r�b tego � rzuci�a. Druga matka cofn�a r�k�. � A zatem? � spyta� drugi ojciec. � Podoba ci si� tutaj? � Chyba tak � rzek�a Koralina. � Jest znacznie ciekawiej ni� w domu. Weszli do �rodka. � Ciesz� si� �e ci si� podoba � powiedzia�a matka Koraliny � bo chcieliby�my, by to miejsce sta�o si� twoim domem. Mo�esz tu zosta� na wieki, na zawsze. Je�li tylko chcesz. � Hm. � Koralina wsun�a d�o� do kieszeni, zastanawiaj�c si� z powag�. Jej palce musn�y kamie�, kt�ry dosta�a poprzedniego dnia od prawdziwych panien Spink i Forcible, ten z dziurk� po�rodku. � Je�li chcesz zosta� � oznajmi� drugi ojciec � musimy zrobi� tylko jedno. To drobiazg. W�wczas mo�esz pozosta� tu na zawsze. Na wieki. Wr�cili do kuchni. Na stole, na porcelanowym talerzu le�a�a szpulka czarnych bawe�nianych nici i d�uga srebrna ig�a, a obok nich dwa wielkie czarne guziki. � Raczej nie � powiedzia�a Koralina. � Ale my tak bardzo chcemy � zaprotestowa�a druga matka. � Chcemy, �eby� zosta�a. To tylko drobiazg. � Nie b�dzie bola�o � doda� drugi ojciec. Koralina wiedzia�a, �e gdy doro�li m�wi�, �e co� nie b�dzie bola�o, to niemal zawsze boli. Pokr�ci�a g�ow�. Jej druga matka u�miechn�a si� promiennie. W�osy na jej g�owie zako�ysa�y si� niczym ro�liny pod wod�. � Chcemy tego, co dla ciebie najlepsze. Po�o�y�a d�o� na ramieniu Koraliny. Koralina si� cofn�a. � Id� ju� � o�wiadczy�a. Wsun�a r�ce do kieszeni, jej palce zacisn�y si� na kamieniu z dziurk� po�rodku. R�ka drugiej matki cofn�a si� gwa�townie z ramienia Koraliny, niczym sp�oszony paj�k. � Skoro tego pragniesz... � Tak � potwierdzi�a Koralina. � Mimo wszystko wkr�tce si� zobaczymy � powiedzia� jej drugi ojciec. � Kiedy wr�cisz. � Uhm � mrukn�a Koralina. � I b�dziemy jedn� wielk� szcz�liw� rodzin� � doda�a jej druga matka. � Na zawsze. Na wieki. Koralina wycofa�a si�, obr�ci�a na pi�cie i pospieszy�a do salonu. Otworzy�a drzwi w k�cie. Ceglany mur znikn�� � pozosta�a jedynie ciemno��, g��boka czer� podziemi. Zdawa�o si�, �e poruszaj� si� w niej jakie� stwory. Koralina si� zawaha�a. Odwr�ci�a g�ow�. Druga matka i drugi ojciec szli ku niej, wyci�gaj�c r�ce. Patrzyli na ni� oczami z czarnych guzik�w, a przynajmniej tak jej si� wydawa�o. Nie mia�a pewno�ci. Druga matka wyci�gn�a r�k� i �agodnie kiwn�a bia�ym palcem. Jej bia�e wargi wym�wi�y: �wr�� szybko�, cho� nie powiedzia�a tego g�o�no. Koralina odetchn�a g��boko i wesz�a w ciemno��, w kt�rej szepta�y obce g�osy i zawodzi�y odleg�e wiatry. By�a pewna, �e w mroku za jej plecami co� si� kryje: co� bardzo starego i bardzo powolnego. Serce bi�o jej tak mocno i g�o�no, i� ba�a si�, �e za chwil� wyskoczy z piersi. Zamkn�a oczy, chroni�c si� przed mrokiem. W ko�cu wpad�a na co� i, zaskoczona, unios�a powieki. Zderzy�a si� z fotelem w swoim salonie. W drzwiach za plecami ujrza�a szorstkie czerwone ceg�y. By�a w domu. V. Koralina zamkn�a drzwi w salonie zimnym czarnym kluczem. Wr�ci�a do kuchni i wdrapa�a si� na krzes�o. Pr�bowa�a odwiesi� p�k kluczy z powrotem na framug�. Po czterech, pi�ciu pr�bach musia�a zaakceptowa� fakt, �e jest za niska, i od�o�y�a je na lad� obok drzwi. Matka wci�� jeszcze nie wr�ci�a z zakup�w. Koralina podesz�a do zamra�arki, wyj�a zapasowy bochenek zamro�onego chleba, tkwi�cy w dolnej szufladzie, zrobi�a sobie grzanki z d�emem i mas�em fistaszkowym i wypi�a szklank� wody. Czeka�a na powr�t rodzic�w. Gdy zacz�o si� �ciemnia�, odgrza�a w mikrofal�wce mro�on� pizz�. Potem Koralina ogl�da�a telewizj�. Zastanawia�a si�, czemu doro�li przeznaczaj� dla siebie wszystkie najlepsze programy, pe�ne krzyk�w i bieganiny. Po jakim� czasie ogarn�a j� senno��. W ko�cu rozebra�a si�, umy�a z�by i po�o�y�a si� do ��ka. Rano posz�a do sypialni rodzic�w, lecz ��ko zasta�a nienaruszone, a ich samych nigdzie nie by�o. Na �niadanie zjad�a spaghetti z puszki. Na lunch mia�a blok czekolady do pieczenia i jab�ko. Jab�ko by�o ��te i lekko pomarszczone, ale smakowa�o s�odko i pysznie. Na podwieczorek posz�a z wizyt� do panien Spink i Forcible. Dosta�a trzy herbatniki z otr�bami, szklank� lemoniady i fili�ank� s�abej herbaty. Lemoniada okaza�a si� bardzo interesuj�ca, zupe�nie nie przypomina�a w smaku limonek, by�a zielona i nieco chemiczna. Koralina wypi�a j� z ogromnym smakiem, �a�uj�c, �e nie maj� w domu czego� takiego. � Jak si� miewaj� twoja droga mama i ojciec? � spyta�a panna Spink. � Zagin�li � odpar�a Koralina. � Nie widzia�am ich od wczoraj. Jestem sama. Chyba zosta�am samotnym dzieckiem. � Powiedz matce, �e znalaz�y�my wycinki z Glasgow Empire, o kt�rych jej opowiada�y�my. Gdy Miriam o nich wspomnia�a, wydawa�a si� bardzo zainteresowana. � Znikn�a w tajemniczych okoliczno�ciach � oznajmi�a Koralina. � I my�l�, �e m�j ojciec tak�e. � Obawiam si�, �e jutro nie b�dzie nas ca�y dzie�, Karolino, s�onko � o�wiadczy�a panna Forcible. � Zamierzamy przenocowa� u siostrzenicy April, w Royal Tunbridge Wells. � Pokaza�y Koralinie album ze zdj�ciami, pe�en fotografii siostrzenicy panny Spink. Potem Koralina wr�ci�a do domu. Otworzy�a skarbonk� i pow�drowa�a do supermarketu. Kupi�a dwie du�e butelki lemoniady, ciasto czekoladowe i now� torb� jab�ek, po czym wr�ci�a do domu, by zje�� je na kolacj�. Umy�a z�by, posz�a do gabinetu ojca, w��czy�a komputer i napisa�a opowiadanie. POWIADANIE KORALINY BY�A SOBIE DZIEWCZYNKA, NAZYWA�A SI� JAB�KO. DU�O TA�CZY�A. TA�CZY�A I TA�CZY�A, A� JEJ STOPY ZAMIENI�Y SI� W KIEUBASKI. Wydrukowa�a opowiadanie i wy��czy�a komputer. Potem tu� pod tekstem narysowa�a obrazek przedstawiaj�cy ma�� ta�cz�c� dziewczynk�. Przygotowa�a sobie k�piel z du�� ilo�ci� p�ynu. B�belki przela�y si� przez kraw�d� i pokry�y ca�� pod�og�. Potem wytar�a siebie i pod�og�, jak umia�a najlepiej, i posz�a do ��ka. Koralina obudzi�a si� w �rodku nocy. Zajrza�a do sypialni rodzic�w, lecz ��ko by�o wci�� zas�ane i puste. L�ni�ce zielone cyfry na zegarze uk�ada�y si� w godzin�: 3.12. Samotna w �rodku nocy Koralina zacz�a p�aka�. W pustym mieszkaniu by� to jedyny s�yszalny d�wi�k. Wskoczy�a na ��ko rodzic�w i po jakim� czasie zasn�a. * * * Obudzi�y j� zimne �apki, uderzaj�ce w twarz. Unios�a powieki. Spogl�da�y na ni� wielkie zielone oczy. Kot. � Cze�� � rzuci�a Koralina. � Jak si� tu dosta�e�? Kot nie odpowiedzia�. Koralina wsta�a. Mia�a na sobie d�ug� koszulk� i spodnie od pi�amy. � Przyszed�e� mi co� powiedzie�? Kot ziewn��, jego zielone oczy b�ysn�y. � Wiesz, gdzie s� mama i tato? Kot mrugn��. � To znaczy tak? Kot ponownie zamruga�. Koralina uzna�a, �e to rzeczywi�cie potwierdzenie. � Zabierzesz mnie do ruch? Kot przygl�da� si� jej przez chwil�, potem ruszy� na korytarz. Pod��y�a za nim. Na samym ko�cu, po drugiej stronie, zatrzyma� si� przed du�ym lustrem. Kiedy�, dawno temu, stanowi�o ono wewn�trzn� cz�� drzwi szafy. Wisia�o ju� na �cianie, gdy si� wprowadzili. I cho� matka Koraliny od czasu do czasu wspomina�a, �e warto by kupi� nowe, jak dot�d tego nie zrobi�a. Koralina zapali�a �wiat�o. W lustrze widzia�a korytarz za swymi plecami. Niczego innego nie oczekiwa�a. Odbijali si� w nim jednak tak�e jej rodzice. Stali zgarbieni w odbitym korytarzu. Wydawali si� smutni i samotni. Koralina patrzy�a bez s�owa, a oni pomachali do niej wolno, z trudem unosz�c r�ce. Ojciec Koraliny obejmowa� ramieniem matk�. W lustrze matka i ojciec Koraliny przygl�dali si� jej. Ojciec otworzy� usta i co� powiedzia�, lecz niczego nie s�ysza�a. Matka chuchn�a na wewn�trzn� stron� zwierciadlanego szk�a i szybko, nim mgie�ka znikn�a, napisa�a czubkiem palca wskazuj�cego: Po chwili mgie�ka na szkle znikn�a, podobnie jej rodzice. Teraz lustro odbija�o tylko korytarz, Koralin� i kota. � Gdzie oni s�? � spyta�a Koralina. Kot nie odpowiedzia�. Koralina jednak wyobrazi�a sobie jego g�os, suchy niczym martwa mucha na zimowym parapecie, m�wi�cy: �no i jak s�dzisz?�. � Oni tu nie wr�c�, prawda? � zapyta�a. � Nie o w�asnych si�ach. Kot zamruga�. Koralina uzna�a to za potwierdzenie. � Rozumiem � mrukn�a. � Wygl�da wi�c na to, �e pozosta�o mi tylko jedno. Posz�a do gabinetu ojca, usiad�a za biurkiem, potem podnios�a s�uchawk�, otworzy�a ksi��k� telefoniczn� i zadzwoni�a na miejscowy posterunek. � Policja � us�ysza�a szorstki m�ski g�os. � Halo � odpar�a. � Nazywam si� Koralina Jones. � Czy nie powinna� ju� spa�, m�oda damo? � spyta� policjant. � Mo�liwe � odpar�a Koralina, kt�ra nie zamierza�a da� si� zbi� z panta�yku. � Ale dzwoni�, �eby zg�osi� przest�pstwo. � A jakie to przest�pstwo? � Porwanie, u-pro-wa-dze-nie. Moi rodzice zostali porwani do �wiata po drugiej stronie lustra w naszym korytarzu. � Wiesz mo�e, kto ich porwa�? � spyta� policjant. Koralina us�ysza�a w jego g�osie rozbawienie, tote� do�o�y�a wszelkich si�, by jej s�owa zabrzmia�y doro�le, by potraktowa� j� powa�nie. � My�l�, �e wpadli w sid�a mojej drugiej matki. Mo�liwe, �e chce ich zatrzyma� i przyszy� im oczy z czarnych guzik�w. Albo mo�e po prostu uwi�zi�a ich, aby z powrotem zwabi� mnie w zasi�g swych szpon�w. Nie jestem pewna. � Ach tak. Z�owieszcze sid�a szata�skich szpon�w. Zgadza si�? Co� pani zaproponuj�, panno Jones. � Co takiego? � spyta�a Koralina. � Popro�, by matka przyrz�dzi�a ci wielki kubek gor�cej czekolady, a potem mocno ci� przytuli�a. Nic tak jak gor�ca czekolada i u�cisk nie pomaga na nocne koszmary. A gdyby chcia�a ci� ukara� za to, �e budzisz j� w �rodku nocy, powiedz po prostu, �e kaza� ci to zrobi� policjant. � Jego g�os by� niski, dodaj�cy otuchy. Ale nie Koralinie. � Kiedy j� zobacz� � oznajmi�a Koralina � to jej to opowiem. Odwiesi�a s�uchawk�. Czarny kot, kt�ry podczas ca�ej rozmowy siedzia� na pod�odze, myj�c futerko, teraz wsta� i poprowadzi� j� na korytarz. Koralina wr�ci�a do swej sypialni, w�o�y�a kapcie i niebieski szlafrok. Zajrza�a pod umywalk� w poszukiwaniu latarki i znalaz�a j�, lecz baterie ju� dawno si� wyczerpa�y i �ar�weczka �wieci�a jedynie s�abiutkim ��tym blaskiem. Koralina od�o�y�a latark�, odszuka�a pude�ko bia�ych �wiec, przechowywanych na wszelki wypadek, i wepchn�a jedn� z nich do �wiecznika. Do ka�dej kieszeni wsun�a jab�ko. Podnios�a k�ko i zdj�a z niego stary czarny klucz. Potem pomaszerowa�a do salonu. Spojrza�a na drzwi. Mia�a wra�enie, �e one tak�e na ni� patrz�. Doskonale zdawa�a sobie spraw� z tego, �e to niem�dre, lecz gdzie� w g��bi wiedzia�a, �e to r�wnie� prawda. Wr�ci�a do sypialni, zacz�a grzeba� w kieszeni d�ins�w. Znalaz�a kamie� z dziurk� i wsadzi�a go do kieszonki szlafroka. Zapa�k� zapali�a knot �wiecy. Patrzy�a, jak p�omyk rozpala si� jasno. Wzi�a czarny klucz, by� bardzo zimny. Wsun�a go w dziurk�, ale nie przekr�ci�a. � Kiedy by�am ma�a � powiedzia�a, zwracaj�c si� do kota � gdy mieszkali�my jeszcze w naszym starym domu, dawno, dawno temu, tato zabra� mnie na spacer na pole mi�dzy naszym domem i sklepami. Prawd� m�wi�c, nie by�o to najlepsze miejsce do spacer�w. Wsz�dzie wok� le�a�y wyrzucone przez ludzi �mieci � stare kuchenki, pot�uczone talerze, lalki bez r�k i n�g, puste puszki, kawa�ki butelek. Mama i tato kazali mi przyrzec, �e nie b�d� urz�dza� tam wypraw badawczych, bo wko�o le�a�o zbyt wiele ostrych rzeczy. Mog�am z�apa� t�ca czy co� takiego. Ale ja ca�y czas powtarza�am, �e chc� zbada� to miejsce. Wi�c pewnego dnia tato w�o�y� wielkie br�zowe kalosze i r�kawiczki, ja te� w�o�y�am kalosze, d�insy i sweter, i poszli�my na spacer. Szli�my jakie� dwadzie�cia minut w d� zbocza, na dno kotlinki, kt�r� p�yn�� strumie�, gdy nagle ojciec powied