5026
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5026 |
Rozszerzenie: |
5026 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5026 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5026 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5026 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
J�zefowicz Tadeusz
Go�cie z nieznanej planety
I
Jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki ulecia� obraz senny i Pawe� poczu�,
�e le�y
na swoim tapczanie. Jeszcze przez jaki� czas stara� si� zatrzyma� w krainie
marze� sennych,
jeszcze przez chwil� zaciska� powieki w nadziei, �e za�nie na nowo, ale by� to
daremny
wysi�ek. Wiedzia�, �e sen ju� go opu�ci�. Mechanicznie si�gn�� r�k� po zegarek
le��cy na
szafce nocnej i nacisn�� przycisk. G�os z zegarka oznajmi�, �e jest pi�� minut
po p�nocy. Tak
by�o prawie ka�dego dnia. Ko�o po�udnia odczuwa� zm�czenie, kt�re zwykle
ko�czy�o si�
kr�tk� lub d�u�sz� drzemk�. Wieczorami z regu�y by� tak �pi�cy, �e k�ad� si� do
snu na p�
drzemi�c. Najcz�ciej budzi� si� oko�o trzeciej w nocy i zasypia� nad ranem, a
bywa�o i tak, �e
po trzech godzinach wieczornego snu budzi� si�, jak tym razem, ko�o p�nocy i
nie spa� a� do
rana. Przewraca� si� z boku na bok, usi�uj�c zasn��. W��cza� radio lub
magnetofon, pr�bowa�
czyta�, wstawa� co jaki� czas, aby p�j�� do toalety lub napi� si� herbaty i zn�w
uk�ada� si� do
snu, by zdrzemn�� si� kilka minut nad ranem. R�wnie� i tym razem, strz�sn�wszy z
powiek
resztki snu, wsta� z wolna i poszed� do �azienki. W mieszkaniu by�o ciep�o i
przytulnie, tym
bardziej, �e za oknem po�wistywa� wiatr. Podszed� do okna i lekko je uchyli�. Na
dworze by�o
nieprzyjemnie. Wicher t�uk� si� pomi�dzy bezlistnymi ga��ziami, nios�c ze sob�
strugi
zimnego deszczu. Mimo to Pawe� sta� d�u�sz� chwil�, ws�uchuj�c si� w odwieczn�
muzyk�
�ywio��w. Lubi� gro�ne pomruki wichru, kt�rym towarzyszy� trzask suchych ga��zi,
to zn�w
�a�osne kwilenie i �wisty zm�czonej nawa�nicy, pragn�cej odpocz�� w�r�d
modlitewnego
szeptu pluskaj�cego deszczu. Z lubo�ci� czu� na twarzy zimny wilgotny powiew. Od
kiedy
straci� wzrok, rzadko opuszcza� mieszkanie. Ze swoj� uczelni�, z kt�r� by�
zwi�zany przez 40
lat najpierw jako student, potem jako asystent profesora, wreszcie jako
profesor, rozsta� si� po
przej�ciu na emerytur�, nie mia� wi�c potrzeby odbywania codziennej w�dr�wki.
P�ki �y�a
�ona, urz�dzali sobie ma�e przechadzki, a kiedy zmar�a, sko�czy�o si�
wychodzenie z domu.
Wprawdzie lekarz zaleca� mu spacery, ale on nie lubi� bez celu samotnie b��dzi�
po ulicach.
We wszystko, co mu by�o potrzebne, zaopatrywa�a go c�rka lub wnuki. R�wnie� nie
mia�
problemu z puj�ciem do lekarza czy fryzjera, ale nikt z cz�onk�w rodziny nie
mia� czasu na
spacery. Tote� z czasem ca�kiem si� od nich odzwyczai�. Lubi� natomiast sta� w
oknie i
wdycha� �wie�e, rze�kie powietrze. Nie przeszkadza�a mu nawet przykra pogoda.
Gdy tak
rozkoszowa� si� orze�wiaj�cym powietrzem, pos�ysza� nagle lekkie uderzenie
dzwonu na
wie�y pobliskiego ko�cio�a. Co to mog�o by�? Wiatr przyczai� si� w ga��ziach i
wko�o
panowa�a chwilowo g��boka cisza. Pawe� s�ysza� wyra�nie, nie m�g� si� myli�.
Czy�by kto�
zakrad� si� na wie��? ale po co? Trudno te� by�o przypuszcza�, �e na wie�y
przeprowadzano
jaki� remont. Gdy tak sta� i cierpliwie wyczekiwa� sam nie wiedz�c na co,
pos�ysza� jakby
trzepotanie skrzyde� nadlatuj�cych ptak�w. Zrobi�o mu si� nieswojo. Sk�d ptaki o
tej porze.
Pilnie nas�uchiwa�, a szum skrzyde� dolatywa� to z g�ry, to z boku. Pocz��
zamyka� okno,
kt�re jako� dziwnie si� zapiera�o. R�wnocze�nie us�ysza� przedzieraj�cy si�
przez szum
wiatru g�osik dzieci�cy. G�os ten wyda� mu si� tak nienaturalny w tych
warunkach, �e uzna�
go za halucynacj�. Sk�d g�os dzieci�cy o tej porze? Odg�os dzwonu, trzepotanie
skrzyde�,
wo�anie dziecka, co to wszystko mia�o znaczy�? Ponownie przyst�pi� do zamykania,
gdy
powt�rzy�o si� wo�anie. Tym razem g�os wyra�nie wdziera� si� przez uchylone
okno. Nie
by�o w�tpliwo�ci. Za oknem by� ma�y ch�opiec, kt�ry prosi�, by go wpu�ci� do
mieszkania.
Nie zastanawia� si�, sk�d si� tam wzi�� i jak si� tam dosta�. Jedno by�o wa�ne -
za oknem by�
ma�y ch�opiec, kt�remu w ka�dej chwili grozi� upadek z pierwszego pi�tra.
Mechanicznie
otworzy� okno i odsun�� si� na bok, by zrobi� miejsce niespodziewanemu go�ciowi.
Jak si�
zorientowa�, go�ci by�o dw�ch. W mgnieniu oka byli ju� w pokoju i zamkn�li za
sob� okno.
Teraz dopiero Pawe� czu�, jak mu bi�o serce. By�o w tym wszystkim co� tak
niezrozumia�ego,
�e czu� tylko jeden wielki zam�t. Mieszka� na pierwszym pi�trze. Doko�a nie by�o
�adnych
rusztowa�. Najbli�sze drzewa w pobliskim parku by�y oddalone od budynku o jakie�
200
metr�w. Praktycznie do okna dolecie� mog�y tylko ptaki, kt�re rzeczywi�cie
niekiedy
przylatywa�y. Po zewn�trznej stronie wzd�u� okien ci�gn�� si� murek szeroki na
20
centymetr�w. Zimow� por� Pawe� sypa� tam cz�sto okruchy dla ptak�w, kt�re
zlatywa�y do
tej jad�odajni, ale �eby ma�e dzieci, w nocy i w tak� pogod�?... Jak si� tam
dosta�y, jak
utrzyma�y si� na w�skim murku. Wszystkie te my�li wirowa�y w jego g�owie.
Zdumienie by�o
jeszcze wi�ksze, kiedy us�ysza�, �e ch�opcu towarzyszy�a dziewczynka i dzieci te
porozumiewa�y si� w obcej, nieznanej mu mowie. By� wyk�adowc� na katedrze
j�zyk�w
wschodnich, zna� te� kilka j�zyk�w europejskich, a je�li kt�rego� z nich nie
rozumia�, to
przynajmniej wiedzia�, do jakiej grupy go zakwalifikowa�. Ten, kt�rym m�wi�y
dzieci, nie
by� podobny do �adnego z nich. To nie by�a zwyk�a mowa. To by� szczebiot
sk�adaj�cy si� z
potoku wyra�nych, d�wi�cznych sylab zaczynaj�cych si� od sp�g�oski i ko�cz�cych
samog�osk�. Nie by�o grup sp�g�oskowych, jedynie niekt�re sp�g�oski powtarza�y
si�
podobnie jak w j�zyku w�oskim. Poza tym nie by�o �adnego podobie�stwa. Ca�a mowa
by�a
urozmaicona jakim� dziwnym przy�piewem. Nie wiedzia�, co robi�, co powiedzie� i
sta� jak
zahipnotyzowany. Z tej k�opotliwej sytuacji wyprowadzi� go ch�opiec, kt�ry
zako�czy�
rozmow� ze swoj� towarzyszk� i odezwa� si� najczystrz� polszczyzn�.
- Przepraszam, �e m�wi�em w obcym dla ciebie j�zyku, ale musia�em porozumie� si�
z moj�
�on�, a ona nie zna polskiego.
W innym przypadku Pawe� uzna�by t� wypowied� za �art lub zabaw� ma�ych dzieci,
ale tu
nie by�o miejsca ani na �arty, ani na zabaw�. Zacz�� si� domy�la�, �e sta� si�
uczestnikiem
jakiego� niezwyk�ego wydarzenia, kt�re mo�e mu wyja�ni� ten ch�opiec, a mo�e
doros�y
m�czyzna, kt�ry ma tylko figur� i g�os ch�opca. Tymczasem nieznajomy m�wi�
dalej.
- Przede wszystkim �ona i ja pragniemy ci podzi�kowa�, �e� nie zamkn�� przed
nami okna i
wpu�ci�e� nas do mieszkania. A teraz musz� ci powiedzie�, jak si� nazywamy i
sk�d
przybywamy.
- Ch�tnie pos�ucham, bo nie wiem, kim jeste�cie, ale przede wszystkim zdejmijcie
p�aszcze,
bo na pewno przemokli�cie do suchej nitki.
- To nie takie proste. Najpierw musisz dowiedzie� si�, kim jeste�my, by� m�g�
zdecydowa�
czy zechcesz i czy b�dziesz m�g� nas przechowa� do nast�pnej nocy. Ja nazywam
si�
Doranno a moja �ona - Wirulla. Oboje jeste�my niskiego wzrostu i m�wimy g�osami
ma�ych
dzieci. Na pewno zdziwi�e� si�, co ma�e dzieci robi� o tej porze za twoim oknem
i jak si� tam
dosta�y. Ot� jeste�my przybyszami z innej planety i wbrew wszelkim pozorom
jeste�my
istotami doros�ymi.
Wszystko, co si� zdarzy�o do tej pory, by�o niezwyk�e i niezrozumia�e, ale
ostatnie s�owa,
jakie us�ysza� Pawe�, porazi�y go ca�kowicie. Nim jednak zdo�a� cokolwiek
zrozumie�,
nieznajomy m�wi� dalej.
- Nasze obserwatoria kr��� nad wasz� planet� od tysi�ca lat. O szczeg�ach
powiem p�niej,
oczywi�cie je�eli b�dziesz ciekawy i je�eli b�dziemy mogli tu poczeka� na nowy
pojazd.
Pawe� rzeczywi�cie by� ciekawy i cho� nie m�g� uwierzy� w to co us�ysza�,
zachowa� si�
tak, jak przysta�o na go�cinnego gospodarza.
- Mi�o mi was pozna�, cho� przyznaj�, �e nigdy w �yciu czego� takiego si� nie
spodziewa�em.
Ja na imi� mam Pawe�. Rad jestem, �e mog� przyjmowa� u siebie tak niezwyk�ych
go�ci.
- R�wnie� my jeste�my radzi, �e znale�li�my si� u ciebie, zw�aszcza �e mieli�my
pecha. Jaki�
z waszych satelit�w zboczy� z wyznaczonego toru i uderzy� w nasz pojazd.
Satelita rozpad�
si� w kawa�ki i sp�on�� w atmosferze. Nam przy okazji st�uk� �wietlik i pozbawi�
nas
powietrza. Ten przykry wypadek uniemo�liwi� nam poruszanie si� w przestrzeni.
Mogliby�my lata� na niewielkiej wysoko�ci, ale jak tu si� dosta� na nasz�
planet�. Na domiar
z�ego zauwa�yli nas z ziemi i zacz�li do nas strzela�. Wprawdzie nieraz widziano
nasze statki,
ko�czy�o si� to jednak na obserwacji, ale tym razem by�o co innego.
Zniszczyli�my
ziemskiego satelit�, a potem kr��yli�my nisko nad ziemi�. Nie byli�my sprawcami
tego
wypadku, ale sk�d wasi mieli o tym wiedzie�. Zreszt� lepiej jest og�osi�, �e
satelita zosta�
zniszczony przez nieznanego agresora, ni� �e co� si� w nim zepsu�o. Nic
dziwnego, �e wzi�li
nas za terroryst�w.
- Czy strzelali�cie r�wnie�?
- My nie u�ywamy karabin�w, armat ni �adnych �mierciono�nych narz�dzi. Przecie�
nie
jeste�my mordercami. Mogliby�my jeszcze przez d�u�szy czas utrzymywa� si� w
naszym
poje�dzie, ale by�aby to sytuacja bez wyj�cia. Musieliby�my porusza� si� tylko
na ma�ych
wysoko�ciach, gdzie nie brak�oby nam tlenu, a wi�c byliby�my pod sta��
obserwacj�, jak
zwierz�, na kt�re poluj�. Wreszcie nie mogliby�my powr�ci� na nasz� planet�.
Musieli�my
zatrze� �lad, a nie by�o to takie proste. Zderzenie z satelit� nast�pi�o nad
Francj�, a nad
Niemcami wys�ano w nasz� stron� kilka pocisk�w. Kr��yli�my nad Niemcami, a�
dotarli�my
nad Polsk�. Kiedy zrobi�o si� ciemno, wyl�dowali�my na bezludnym polu, pust�
rakiet�
wyprawili�my na nasz� planet�, a sami w ptasich ubraniach polecieli�my szuka�
schronienia.
Po drodze widzieli�my kilka samochod�w jad�cych w kierunku naszego l�dowania,
ale nas
nikt nie zauwa�y�. Sk�d mogli przypuszcza�, �e unosimy si� nad nimi. Macali
reflektorami po
niebie i ziemi, a my latali�my w ciemno�ci, bo widzimy w podczerwieni i
ultrafiolecie. Mo�e
odnajd� nasze �lady, ale po nich nie trafi�. B�d� my�leli, �e odlecieli�my, a my
tymczasem
przedostali�my si� na wie�� waszego ko�cio�a, a kiedy otworzy�e� okno,
przylecieli�my do
ciebie. Skoro ju� wszystko wiesz, powiedz szczerze czy b�dziesz m�g� udzieli�
nam
schronienia. U was teraz polowanie na terroryst�w. Gdyby nas znale�li u ciebie,
to m�g�by�
mie� du�e nieprzyjemno�ci, a my musieliby�my ucieka� lub zgin��, gdyby nam si�
nie uda�o
ukry�.
Pod wp�ywem opowiadania Pawe� pocz�� nabiera� przekonania, �e rzeczywi�cie ma do
czynienia z niezwyk�ymi istotami, tote� powiedzia� bez wahania:
- Wiem, �e nie jeste�cie terrorystami, bo nie szukaliby�cie u mnie schronienia,
tylko
zagroziliby�cie mi broni�. Tymczasem wy jej nie macie i, o ile mi wiadomo,
terrory�ci nie
potrafi� lata� jak ptaki. Kiedy mi zaufali�cie, to i ja was nie zawiod�, ale
dlaczego unikacie
spotkania z lud�mi?
- M�wi�em ci, jak nas powitali, kiedy zobaczyli nasz pojazd. Na pewno wzi�liby
nas za
terroryst�w, a gdyby si� wyja�ni�o, kim jeste�my, tym bardziej wasi military�ci
zaopiekowaliby si� nami. Wyobra�asz sobie, jak� �wietn� lataj�c� fortec� by�by
nasz pojazd?
- Rzeczywi�cie. O tym nie pomy�la�em. Dobrze znasz ziemskie obyczaje. Tu wam
jednak nic
nie grozi. Tak si� sk�ada, �e moja c�rka z m�em i dzie�mi wyjecha�a do rodziny
na kilka dni.
Przez ten czas nikt do mnie nie przyjdzie. Mo�ecie czu� si� jak u siebie w domu
i zawiadomi�
swoich, gdzie maj� was szuka�. Tylko jak wy to zrobicie?
- Z tym nie ma biedy. Mamy male�ki aparat nadawczo-odbiorczy. - To m�wi�c,
Doranno
pokaza� Paw�owi pude�ko wielko�ci tabliczki czekolady.
- Dzi�ki temu aparatowi mo�emy nawi�zywa� ��czno�� z nasz� planet�. O zderzeniu
ju�
powiadomili�my i poprosili�my o nowy pojazd. Teraz podamy tylko, gdzie maj� nas
szuka�.
Za chwil� b�dziemy mieli po��czenie. Tymczasem musz� powiedzie� �onie, �e
udzieli�e� nam
go�ciny i mo�emy �ci�gn�� nasze mokre ubrania.
Po tych s�owach Doranno pomanipulowa� co� przy aparacie, po�o�y� go na stoliku i
pocz��
zdejmowa� z siebie przemoczone ubranie. R�wnocze�nie poinformowa� widocznie
swoj�
�on�, o czym rozmawia� z Paw�em, bo i ona zacz�a pozbywa� si� ptasiego stroju.
Tymczasem Pawe� wydoby� z szafy dwa wieszaki i, zwracaj�c si� do Doranna,
powiedzia�:
- Jak zapewne si� zorientowa�e�, ja nie widz� i nie wiem jak wy wygl�dacie i jak
wygl�da
wasz ptasi str�j. Wy, jak mi si� wydaje, dobrze orientujecie si� w ciemno�ci. Ty
co� m�wi�e�
na ten temat. Czy na tych wieszakach b�dziecie mogli zawiesi� wasze mokre
ubrania?
- Oczywi�cie. Mo�na je teraz zawiesi� jak firank� na oknie lub na drzwiach. Jak
wyschn�, to
ci poka�� jak wygl�daj�. One szybko wyschn�, bo s� podgrzewane elektrycznymi
bateriami.
Teraz zobacz jak my wygl�damy.
To m�wi�c, uj�� r�ce Paw�a i po�o�y� je na swojej g�owie, a potem na plecach i
ramionach.
Pawe� nie widzia� od wielu lat, ale nigdy nie przeprowadza� takich ogl�dzin,
tote� poczu� si�
skr�powany. Przez ca�y czas odnosi� wra�enie, �e stoi przed nim ma�y ch�opiec w
koszulce,
kt�rego niepotrzebnie dr�czy swym obmacywaniem. Kiedy jednak dotkn��
zaro�ni�tych
policzk�w Doranna i pog�adzi� jego kr�tk� br�dk�, kiedy Wirulla r�wnie� uj�a
jego r�ce i
pocz�a wodzi� nimi po swojej twarzy, ramionach, plecach i pe�nych, kobiecych
piersiach,
u�wiadomi� sobie, �e to naprawd� byli doro�li ludzie. Potem nasun�a si� inna
refleksja. By�a
to przecie� kobieta. Wprawdzie ma�ego wzrostu, ale prawdziwa doros�a kobieta. Co
odczuwa�a, kiedy ukazywa�a mu swoje kszta�ty. Wprawdzie mia�a na sobie jak��
koszul�, ale
tak cienk�, jakby utkan� z paj�czej nitki. Przecie� musia�a czu� przez ni� jego
dotyk, jak on
czu� ciep�o jej cia�a. Kobieta ziemska je�liby si� zdoby�a na co� takiego wobec
nieznajomego
m�czyzny, to chyba tylko we wiadomym celu, jako preludium do igraszki
seksualnej. W tym
wypadku nie wchodzi�o to w rachub�. Czy�by ci ludzie nie odczuwali poci�gu
seksualnego,
nie mieli poczucia jakiego� skr�powania? On kr�powa�by si� stan�� w koszuli przy
obcej
kobiecie. Co innego u doktora, w szpitalu. Dalsze rozwa�ania przerwa� mu
Doranno, kt�ry
w�a�nie zako�czy� s�uchanie jakiej� wiadomo�ci ze swojego ma�ego aparatu.
- Przekona�e� si� chyba, �e jeste�my doros�ymi lud�mi. R�wnie� nasze drogi
oddechowe,
pokarmowe, narz�dy p�ciowe s� takie jak wasze. Mamy te� podobn� budow� poza
pewnymi
szczeg�ami. Na przyk�ad nasze g�owy s� mo�e troch� za du�e w stosunku do ca�ego
cia�a.
Mamy te� daleko wi�ksz� si�� i inn� budow� ko�ci ni� wy.
- Sk�d wy to wszystko wiecie, znacie budow� naszego cia�a, sk�d znasz nasz
j�zyk, cho�
twoja �ona w�ada tylko waszym j�zykiem? To wszystko wygl�da na bajk�. Chwilami
wydaje
mi si�, �e to tylko m�j sen. Ale sen czy nie sen, jeste�cie chyba g�odni i
musicie si� przespa�.
Trzebaby wam te� wyszuka� jak�� odzie�, bo przecie� nie b�dziecie ca�y czas
chodzi� w
koszulach czy w waszych ptasich ubraniach. Przyda�aby mi si� pomoc twojej �ony.
Trzeba by
zajrze� do ubra� moich wnucz�t. Ch�opak ma 10, a dziewczynka 8 lat. W ich
ubrankach
powinno si� co� znale�� dla was. Popro� �on� o pomoc. Ja m�g�bym j� poprosi� po
chi�sku,
japo�sku, francusku, ale waszej mowy przecie� nie znam.
- Je�eli m�wisz po francusku, to porozumiesz si� z moj� �on�, bo ona zna ten
j�zyk. Ja znam
polski, rosyjski czeski i inne s�owia�skie. Francuski znam s�abo. Za to moja
�ona jest
specjalistk� od j�zyk�w roma�skich.
II
Wirulla m�wi�a po francusku jak rodowita pary�anka, a �e i Doranno, jak si�
okaza�o,
nie�le sobie radzi� w tym j�zyku, rozmawiali teraz wszyscy troje po francusku.
Przyczyni�o
si� to do wi�kszego zbli�enia mi�dzy nimi. Zw�aszcza o�ywi�a si� Wirulla. Nie
by�a ju� teraz
na uboczu, ale sta�a si� prawdziw� pani� domu. Spo�r�d ubranek dzieci�cych
wyszuka�a
jakie� spodnie i swetry dla siebie i m�a, znalaz�a te� pantofle domowe, a potem
poprosi�a
Paw�a, by pozwoli� jej zakrz�tn�� si� w kuchni. Po godzinie dzieci, jak w
dalszym ci�gu
Pawe� nazywa� w my�li swoich go�ci, wyk�pa�y si� i wszyscy siedzieli przy
zastawionym
stole. Pawe� dziwi� si�, �e taka ma�a dziewczynka potrafi�a tak szybko si�
uwin��. Po owych
szczeg�owych ogl�dzinach nie w�tpi� ju�, �e ma do czynienia z doros�ymi lud�mi,
jednak
jako cz�owiek pozbawiony wzroku i pos�uguj�cy si� s�uchem, odczuwa� mimo woli,
�e
znajduje si� w towarzystwie ma�ych, inteligentnych dzieci. Mia�o to t� dobr�
stron�, �e czu�
si� ca�kiem swobodnie. Wiedzia�, �e ich cywilizacja, ich technika jest o ca�e
niebo wy�sza od
naszej ziemskiej. Na pewno mieli inn� kultur�, kierowali si� innymi warto�ciami.
Cho� w ich
zachowaniu nie zauwa�y� niczego, co odbiega�oby od ziemskich norm, to jednak
niew�tpliwie czu�by si� skr�powany, gdyby siedzieli obok niego ludzie takiego
wzrostu jak
on sam. Mimo woli obawia�by si�, by nie pope�ni� jakiego� czynu, by nie
powiedzie� czego�,
co mog�oby ich urazi� lub mog�o by� �le przez nich zrozumiane. Byliby dla siebie
bardziej
obcy. Tymczasem wobec ma�ych os�b nic takiego nie odczuwa�. Toczy�a si� wi�c
przyjazna
rozmowa. Najaktywniejszy udzia� w niej bra� on sam. Jego go�cie zdawali si�
wiedzie� o
naszej planecie bardzo du�o. Tymczasem on nie wiedzia� o nich nic, poza tym �e
musieli
mie� wspania�� technik� i �e byli pacyfistami. Tote� pyta� o wszystko: sk�d
mieli wiadomo�ci
o ziemi i o jej mieszka�cach, jak dosz�o do tego, �e poznali nasze j�zyki, jak
wygl�da ich
planeta, gdzie si� znajduje i jak d�ugo na niej zamieszkuj�. Jaki jest
przeci�tny wiek ich �ycia
i tak dalej. Kiedy Pawe� przedstawi� ca�� litani� swoich pyta�, Doranno za�mia�
si� tylko i
powiedzia�, �e najlepiej by�oby, gdyby Pawe� wsiad� do pojazdu, kt�ry przyb�dzie
po nich, i
razem z nimi pojecha� na ich planet�. Wirulla gorliwie popar�a propozycj� m�a,
uznaj�c, �e
Paw�owi nale�y si� taka wycieczka cho�by w rewan�u za jego go�cinno��. Takiej
propozycji
Pawe� si� nie spodziewa�. Nigdy nawet w naj�mielszych marzeniach nie wyobra�a�
sobie, �e
mo�e znale�� si� na innej planecie, w�r�d innych ludzi, w zupe�nie obcym
�wiecie. Przeczyta�
kilka fantastycznych powie�ci o lotach mi�dzygwiezdnych, o dziwnych zjawiskach i
istotach
niepodobnych do ludzi. Traktowa� to jednak jak czyst� fantazj�. Nas�ucha� si�
wiadomo�ci o
lataj�cych talerzach, r�nych ufoludkach, ale i te wiadomo�ci zakrawa�y na
sensacje. Zawsze
te pozaziemskie istoty by�y jakie� inne, niezwyk�e. Nigdy nie twierdzi�, �e w
ca�ym
niezmierzonym wszech�wiecie tylko na naszej ziemi istnieje �ycie, ale jakie to
mog�o mie�
znaczenie dla ludzi. Je�eli doleci do ziemi jaki� sygna� od obcej cywilizacji,
kt�ra istnia�a
przed milionami lat, to dzi� jej ju� nie ma. Tymczasem spotyka istoty, kt�re
proponuj� mu
wycieczk� na swoj� planet�, a wi�c podr� na ni� nie mo�e trwa� tysi�ce czy
miliony lat.
Poza tym te istoty to nie jakie� potwory budz�ce groz�, ale zwykli ludzie, tacy
jak on sam.
Nawet bardzo mili, bo przypominaj�cy grzeczne, inteligentne dzieci. A przecie�
musz� mie�
pot�n� wiedz�, skoro przylecieli na ziemi�, skoro odwiedzaj� nas od tysi�ca
lat. Znaj� nasze
j�zyki, s� pokojowo nastawieni. Nie wiedzia�, co powiedzie�. Czy chcia�by
odwiedzi�? Jasne,
�e by chcia�. Tylko czy to mo�liwe. Znowu wy�oni�y si� w�tpliwo�ci. Mo�e to
ludzie z naszej
planety. Jacy� wynalazcy, kt�rzy przeprowadzaj� dziwne do�wiadczenia, pr�by
swoich
ptasich skrzyde�. Tylko po co udawaliby przybysz�w z kosmosu? Wreszcie jak
wyt�umaczy�
te zagadkowe okoliczno�ci. Ma�y wzrost, mo�no�� unoszenia si� w powietrzu, ta
dziwna,
nieznana mowa, swobodne poruszanie si� w ciemno�ci. On wprawdzie r�wnie� obywa�
si�
bez �wiat�a, ale to by�o co innego. Oni przecie� nie znali jego mieszkania, a
poruszali si� po
nim, jakby wszystko doko�a widzieli. Potajemnie nie mogliby w��czy� o�wietlenia,
bo po
ciemku nie dostrzegliby kontaktu. Zreszt� zauwa�y�by to, bo mia� poczucie
�wiat�a. Wreszcie
ten ma�y aparat nadawczo-odbiorczy, z kt�rego odzywa� si� mi�y g�osik
dziewcz�cy, kiedy
Doranno przy nim pomanipulowa�. Wszystkie te my�li biega�y po g�owie niczym
b�yskawice.
Pawe� tak si� pogr��y� w swych rozwa�aniach, �e nie zareagowa� na zaproszenie.
Dopiero
Wirulla doprowadzi�a go do przytomno�ci.
- Czemu tak si� zamy�li�e�? Czy�by� nie chcia� odwiedzi� naszej planety?
- Przeciwnie, chcia�bym jak najbardziej. Powiem jednak wam szczerze, �e trudno
mi w co�
takiego uwierzy�. Na temat istot pozaziemskich jest u nas wiele fantazji, ale co
innego
fantazjowa�, a co innego prze�y� takie spotkanie. Nie dziwcie si� wi�c, �e
zaniem�wi�em,
kiedy us�ysza�em wasz� propozycj�. Wy od dawna kr��ycie nad nasz� planet�, od
lat nas
obserwujecie, a ja tak naprawd� dowiaduj� si� o waszym istnieniu dopiero teraz.
Wszystko to
jest dla mnie zbyt nieprawdopodobne. Spotkanie z wami, wasz przylot do okna,
wasza
obecno�� i to �e znacie nasze j�zyki. Nie uwierzy�bym, gdybym sam tego nie
prze�ywa�.
Powiedzcie, jak to jest mo�liwe.
- Tego si� nie da wyt�umaczy� w kilku s�owach - odezwa�a si� Wirulla. - Poma�u
dowiesz si�
o wszystkim. Nasz� planet� poznasz, kiedy si� tam znajdziesz. Powiem ci tylko,
�e wbrew
waszym wiadomo�ciom znajduje si� ona w naszym uk�adzie s�onecznym i jest bardzo
ma�a.
Wam i nam �wieci to samo s�o�ce.
- Jak u�wiadomisz sobie - wtr�ci� Doranno, - �e znany nam wszech�wiat rozci�ga
si� na
przestrzeni kilkunastu miliard�w lat �wietlnych, to zrozumiesz, jak bliskimi
jeste�my
s�siadami i bardziej stanie si� zrozumia�e nasze podobie�stwo. Rakieta mo�e
przyby� po nas
w ci�gu trzydziestu godzin. Powinna by� tu jutro o tej porze, bo wys�ali j�
zaraz jak si�
dowiedzieli o naszym wypadku. Zabawimy wi�c u ciebie ca�y dzie� i kawa�ek nocy.
- Kiedy wracaj� twoi - spyta�a Wirula. - Chcia�abym ich pozna�.
- Moich spodziewam si� trzeciego dnia rano, a wi�c ju� po naszym odje�dzie. Nie
b�d� wi�c
m�g� zapozna� was z rodzin�. Tu jednak chodzi o wasze bezpiecze�stwo. Zam�wiony
pojazd
nie mo�e czeka�, a i wy b�dziecie czu� si� bezpieczniej w waszym statku
kosmicznym.
Zreszt� mo�e i lepiej, �e moi nie zd��� przed naszym wyjazdem.
- Dlaczego? czy�by� nie chcia�, �eby dowiedzieli si� o naszym pobycie w waszym
mieszkaniu?
- Nie o to chodzi. O moje dzieci i wnuki jestem spokojny, tylko oni baliby si� o
mnie. Mam
ju� swoje lata i...
Pawe� zaniem�wi�, jakby si� zastanawia� nad dalszymi s�owami. Nie czu� si�
ostatnio
dobrze. Co b�dzie, je�eli zas�abnie podczas tej niezwyk�ej podr�y. Tu na ziemi
by� pod
opiek� zaprzyja�nionego lekarza, a co b�dzie, jak zachoruje gdzie� w kosmosie, w
zupe�nie
innych warunkach. Dzieci na pewno nie pu�ci�yby go na tak� wypraw�. Wreszcie czy
ma
prawo nara�a� tych mi�ych ludzi na k�opoty. Jak on da sobie rad� w nieznanym
miejscu, w
nieznanych warunkach, bez przewodnika. B�dzie przecie� dla nich ci�arem. To
mi�e, �e mu
zaproponowali t� niezwyk�� przygod�, ale czy ma prawo si� na ni� zdecydowa�. Z
drugiej
strony czy mo�e odrzuci� tak� okazj�, jaka nie zdarzy�a si� nikomu na ziemi.
Wreszcie
Wirulla, kt�ra jakby czyta�a w jego my�lach, doko�czy�a za niego przerwan�
wypowied�.
- I boisz si�, �e nam gdzie� zas�abniesz po drodze. Ile w�a�ciwie ty masz lat.
- Sko�czy�em 70.
- To rzeczywi�cie nie nale�ysz ju� do m�odzie�y, ale nie jeste� jeszcze
staruszkiem. Przecie�
wielu ludzi na waszej planecie �yje d�u�ej. Nie musisz si� obawia�, damy sobie
rad�. My
�yjemy znacznie d�u�ej. Ja i Doranno mamy po 50 lat i zaliczamy si� do m�odych
ludzi,
kt�rzy dopiero wchodz� w �ycie, tak jak ziemscy ludzie, kt�rzy maj� oko�o 20
lat. Pobrali�my
si� przed miesi�cem. Wchodzimy w najpi�kniejszy okres naszego �ycia rodzinnego i
naszej
mi�o�ci. Ten lot nad ziemi� to nasza podr� po�lubna. Dostali�my j� w nagrod� za
wyniki
naukowe w naszych sekcjach. Przez najbli�sze 50, 70 lat zajmiemy si�
wychowywaniem
dzieci. Jak urodz� dzidziusia, b�d� mia�a 6 lat p�atnego urlopu macierzy�skiego.
Trzeba ci
wiedzie�, �e mamy du�e szcz�cie, bo dostali�my zezwolenie na dwoje dzieci, co
nie
wszystkim si� udaje. Tak wi�c ja b�d� mia�a 12 lat na wychowanie dzieci. Po tym
okresie
b�d� mog�a przyst�pi� do jakiego� nieczasoch�onnego zaj�cia. W tym czasie
r�wnie� i
Doranno nie b�dzie mia� pracy, kt�ra by go oddala�a od rodziny. Kiedy nasze
dzieci podrosn�
i si� usamodzielni�, b�dziemy znowu mogli wylecie� w kosmos. Mo�e wtedy nawet
si�
rozstaniemy. Jak my�lisz, Doranno, rozstaniemy si�?
- Kto to mo�e wiedzie�. Przed nami jeszcze przynajmniej 150 a mo�e 200 lat. W
tej chwili ani
mi to w g�owie.
- I mnie nie. Chcia�am tylko powiedzie� Paw�owi, �e u nas po usamodzielnieniu
si� dzieci
ma��e�stwa nieraz rozchodz� si� i to w zupe�nej zgodzie i zawi�zuj� nowe zwi�zki
ma��e�skie. Natomiast rzadko bywa tak, by ma��e�stwa rozchodzi�y si�, zanim ich
dzieci nie
zaczn� samodzielnego �ycia. Wtedy jest du�o k�opotu. Zdarza si� te�, �e ludzie,
kt�rzy nie
mog� lub nie chc� mie� dzieci, ��cz� si� i rozchodz� bez �adnych formalno�ci i
nie uwa�a si�
tego za post�powanie godne pot�pienia. Nikt nikomu nie broni si� kocha�,
natomiast nikt nie
uznaje u nas p�atnej mi�o�ci. R�ne domy publiczne czy agencje towarzyskie nie
maj� u nas
racji bytu. Po co p�aci� za co�, co mo�na mie� za darmo. Z drugiej strony po co
oddawa� si�
za pieni�dze, kiedy ka�dy mo�e mie� odpowiedni� prac� i nie musi zarabia� w taki
poni�aj�cy spos�b. U nas kochaj� si� z mi�o�ci, a nie dla pieni�dzy.
Pawe� z zainteresowaniem przys�uchiwa� si� s�owom Wirulli. Wi�c ci mali
przybysze s�
m�odsi od niego o 20 lat, a jak sami m�wi�, zaczynaj� najpi�kniejszy okres
swojej m�odo�ci.
S� zakochani i szcz�liwi, cho� nie wykluczaj� mo�liwo�ci rozwodu. Tymczasem
Wirulla
przesta�a opowiada� i po chwili oznajmi�a:
- Od��my na jutro dalsz� rozmow�, bo teraz chce mi si� spa�.
To m�wi�c, zabra�a ze sto�u talerze i wysz�a z pokoju.
III
Doranno r�wnie� pod��y� za Wirull�. Wkr�tce jednak powr�ci�, gdy� niespodzianie
rozleg�
si� w aparacie dono�ny gwizd. Doranno natychmiast go wy��czy� i uruchomi�
kr�tki, urywany
sygna�. Potem wyja�ni�:
- To nasi chc� nam przes�a� jak�� wiadomo��. Ja potwierdzi�em, �e ich s�ysz�.
Teraz musimy
poczeka� pewien czas, a� sygna� doleci do nich, a ich wiadomo�� doleci do nas.
Takie
przerwy w ��czno�ci to prawdziwa udr�ka, ale na to nie ma rady. Ciekawe, co tam
si�
wydarzy�o.
Pawe� r�wnie� by� ciekawy. Interesowa�o go jednak co innego.
- Jak to si� dzieje - spyta�, - �e waszych sygna��w radiowych dotychczas nie
zauwa�ono na
ziemi.
Doranno jakby spodziewa� si� tego pytania, bo natychmiast po�pieszy� z
wyja�nieniem.
- Nasza radiofonia nasta�a zanim wylecieli�my w kosmos. U was zreszt� by�o tak
samo, tylko
o ponad 1000 lat p�niej. Ot� przez ten czas mogli�my nadawa� bez obaw. Kiedy
ruszy�a
wasza radiofonia, �atwo mogli�cie nas wytropi�. Musieli�my wi�c zastosowa�
pewnego
rodzaju kod, dzi�ki czemu wszelkie audycje brzmi� jak trzaski atmosferyczne,
kt�rych jest
pe�no w tak zwanym eterze. W naszych aparatach s� dekodery przetwarzaj�ce owe
szumy na
w�a�ciwe d�wi�ki.
- Czy uda�o si� wam przechwyci� jakie� sygna�y z kosmosu?
- Owszem i to nie raz, ale co z tego. By�y to sygna�y regularne, jakby przez
kogo�
opracowane, tylko nie wiadomo, co oznacza�y, sk�d by�y wys�ane i kiedy to by�o.
Tote� nasze
badania posz�y w innym kierunku. Wys�ali�my kilka sond w okolice najbli�szej
gwiazdy i
odkryli�my tam pi�kn� planet�, na kt�rej b�dzie mo�na zamieszka�. Jest na niej
powietrze i
woda, planeta wielka jak wasza ziemia, poro�ni�ta jest bujn� ro�linno�ci�, w
morzach i
rzekach po�yskuj� ryby, a w lasach roi si� od zwierzyny. Jednym s�owem planeta
do
zasiedlenia, zw�aszcza �e nie ma na niej tak zwanych istot wy�szego rz�du i
�mia�o mo�emy
uzna� j� za nasz� w�asn�. Po wielu latach przygotowali�my ju� statek do wyprawy.
Mo�esz
sobie wyobrazi�, jakie musi by� jego wyposa�enie. To nie marny pojazd, jakie
kr��� po
naszym uk�adzie s�onecznym. To po prostu ma�e osiedle z elektrowni�,wodoci�giem
i stacj�
uzdatniania wody, a nawet ogrodem sztucznie o�wietlanym. Zupe�nie co innego
wys�a� kilku
�mia�k�w, a co innego wyprawi� mi�dzygwiezdny statek z osiedle�cami, kt�rzy po
10 latach
bez s�o�ca maj� wyl�dowa� na planecie, gdzie im za�wiec� dwa s�o�ca, inne
gwiazdy, gdzie
b�dzie inny czas, inna doba, gdzie b�d� im towarzyszy� inne ro�liny i zwierz�ta.
S�owem,
gdzie zacznie si� ca�kiem nowe �ycie i wszystko b�d� musieli poznawa� od nowa.
Trzeba
wys�a� przynajmniej 50 os�b, kt�rym nale�y zapewni� na drog� pod dostatkiem
powietrza i
jedzenia. Musz� to by� ludzie do�wiadczeni, wszechstronnie wyszkoleni, tak aby
mogli na
nowym miejscu odbudowa� to wszystko, co musieli zostawi� w starej ojczy�nie, ale
zarazem
musz� to by� osoby m�ode i obojga p�ci, zdolne do za�o�enia rodziny na nowym
miejscu i w
ca�kiem odmiennych warunkach. Ca�e szcz�cie, �e �yjemy dosy� d�ugo.
- Czy ustalono dat� wyprawy i wyznaczono, kto ma lecie�? i czy w og�le warto
ryzykowa�?
- My r�wnie� zastanawiali�my si� nad tym, lecz nie mamy wyj�cia. Do tej pory
unikali�my
spotkania z wami, ale przecie� i tak kiedy� odkryjecie nasz� planet�. Wci��
wysy�acie w
kosmos swoje sondy. Zaczniecie nas cywilizowa�, nawraca� na wasze religie,
wprowadza�
wasze obyczaje. My wiemy co� na ten temat. Nasze pojazdy lata�y ju� nad ziemi�,
kiedy bia�y
cz�owiek odkry� Ameryk�. Mogliby�my si� broni�, ale musieliby�my z wami walczy�,
a to
jest niemo�liwe. Jest nas ma�o, bo i nasza planeta jest male�ka. Najwy�ej
mogliby�my
zniszczy� �ycie na ziemi bombami atomowymi i po kilku tysi�cach lat sami j�
zagospodarowa�, ale nikt by si� nie odwa�y� na tak� zbrodni�. Jak ju� chyba si�
zorientowa�e�, prowadzenie wojny, nawet zwyci�skiej, nie le�y w naszym
charakterze.
Pawe� by� przekonany, �e ci mali przybysze nie byli wojowniczo nastawieni i
wstyd mu
by�o, �e woleli omija� spotkania z lud�mi. Przyznawa� te� Dorannowi racj�, �e do
takiego
spotkania wcze�niej czy p�niej musia�oby doj��. Dziwi� si� nawet, jak do tej
pory mog�a
skry� si� przed lud�mi ich planeta. Tote� zada� Nowe pytanie.
- Powiedz mi, Doranno, gdzie znajduje si� ta wasza planeta, �e dot�d nie
zauwa�ono jej z
ziemi i jak to jest, �e nie utraci�a atmosfery, skoro jest taka male�ka.
- To �e �yjemy na naszej ma�ej planetce od niepami�tnych czas�w, jest prawdziwym
cudem.
Planeta znajduje si� w�r�d planetoid, kt�re kr��� po orbicie biegn�cej mi�dzy
jowiszem a
marsem. By� mo�e jest to jeden z okruch�w po du�ej planecie, jaka podobno kiedy�
znajdowa�a si� na tym torze. Mo�e na tym okruchu zachowa�y si� i rozwin�y
szcz�tki
dawnego �ycia. R�ni r�nie m�wi�. Faktycznie nikt nie wie, kiedy i jak
znale�li�my si� na
naszej planecie. Jest male�ka, ale ma nieproporcjonalnie wielk� si��
przyci�gania, tak �e nie
tylko trzyma atmosfer� przy sobie, ale i wi�ksz� cz�� promieni s�onecznych,
kt�re si� od niej
nie odbijaj�. Je�eli jeszcze we�miesz pod uwag�, �e ca�a powierzchnia pokryta
jest drzewami
i krzakami o listowiu prawie granatowego koloru, �e powierzchnia naszego morza
ma
granatowy kolor nieba, to b�dziesz mia� odpowied� na swoje pytanie. Po prostu
ma�a nasza
planeta jest niezauwa�alna na tle nieba.
Doranno przerwa� na chwil�, jakby sam zastanawia� si� nad fenomenem istnienia
swojej
planety i histori� swojego ludu. Tymczasem Pawe� dozna� niezwyk�ego ol�nienia.
Przecie�
wszystko, co s�ysza�, by�o niezwyk�e. �ycie od niepami�tnych czas�w na takim
skrawku
wszech�wiata. Jak bardzo zahartowane musia�o by� to spo�ecze�stwo, jak
zdyscyplinowane,
by przeciwstawi� si� tym trudno�ciom i doj�� do takiej kultury. Jak oni si�
zorganizowali, jaki
stworzyli ustr�j? Z tym pytaniem zwr�ci� si� do Doranna. Ten jednak nie od razu
odpowiedzia� na pytanie, lecz kontynuowa� rozpocz�ty temat.
- Jest jeszcze inna okoliczno��, kt�ra zmusza nas do poszukiwania nowej
ojczyzny. Ot� na
naszej planecie �yje si� nam wspaniale. I nic dziwnego. Od tysi�cy lat nasi
przodkowie
pracowali nad ulepszaniem warunk�w bytowych, prawodawstwa, nauki i obyczaj�w.
Wojen
nie prowadzili�my, wi�c nie musieli�my co jaki� czas zaczyna� od nowa. Nie ma
bogaczy, ale
i nie ma ubogich. Nie ma w�adc�w i nie ma poddanych. Wszyscy s� r�wni. Ca�e
nasze
spo�ecze�stwo �yje dostatnio, a osi�gn�li�my to dzi�ki wsp�lnemu wysi�kowi
wszystkich
mieszka�c�w. Mo�na powiedzie�, �e ca�� organizacj� naszego ma�ego pa�stwa
urz�dzili nasi
przodkowie, a my tylko przestrzegamy z dawna ustalonych praw i wprowadzamy
aktualnie
potrzebne zmiany. Trzeba ci bowiem wiedzie�, �e obowi�zuj� u nas prawa, kt�rych
naruszenie grozi ca�kowit� zag�ad�. Musimy dba� o czysto�� atmosfery, wody, o
wykorzystanie ka�dego kawa�ka ziemi, wszelkich surowc�w, a nawet odpad�w. Tego
powinni�cie zreszt� przestrzega� i wy, ale wasza planeta du�a, wi�c nie
�pieszycie si� z
reformami. Oby�cie tylko si� nie sp�nili z ich wprowadzeniem. Nas nasza ma�a
planeta
nauczy�a, �e trzeba j� szanowa� i za to jej chwa�a. C� kiedy �yjemy na niej,
jak na wulkanie.
Zawsze mo�e w ni� trafi� jaka� planetoida. Dop�ki nie mieli�my rakietowego
systemu
ochronnego, nieraz ucierpieli�my od meteor�w. Teraz jeste�my bezpieczni, ale
r�nie mo�e
by�. Przy tym nie mamy mo�liwo�ci rozwoju, a takie ma�e spo�ecze�stwo, kt�re nie
mo�e si�
rozwija�, musi zgin��. Nie mo�emy powi�kszy� liczby narodzin, bo nie mieliby�my
�ywno�ci
dla wszystkich. W pewnych okresach mamy na przydzia� niekt�re artyku�y
spo�ywcze, bo
urodzaj nie dopisa�, a zapas�w nie by�o z czego zrobi�. Pr�bujemy wi�c szuka�
szcz�cia na
nieznanej planecie. Kto i kiedy poleci, mo�emy dowiedzie� si� w ka�dej chwili.
Jak si� uda
wyprawa, za pionierami polec� inni i w ci�gu jakiego� czasu mo�e uda si� nam
ca�kowicie
opu�ci� star� planet�. Dla nas jest to sprawa �ycia i �mierci.
Pawe� z uwag� s�ucha� s��w Doranna. Pod ich wp�ywem czu� coraz wi�kszy szacunek
i
podziw dla tych male�kich bohaterskich ludzi, kt�rzy potrafili zorganizowa�
swoje �ycie
niemal nad brzegiem przepa�ci. Ciekawe, w jaki spos�b rozwi�zali wa�n� kwesti�
narodzin i
zgon�w. Za du�y przyrost naturalny grozi zag�ad�, za ma�y przyrost - r�wnie�. Na
nowej
planecie b�d� mieli warunki, ale to sprawa dalekiej przysz�o�ci i olbrzymiego
wysi�ku. Jak
sobie radz� teraz. Ta my�l nie dawa�a Paw�owi spokoju, tote� spyta� Doranna.
- Powiedz mi jeszcze, jak regulujecie spraw� urodzin i czemu nale�y przypisa�,
�e �yjecie bez
por�wnania d�u�ej ni� my. Czy�by�cie rozmna�ali si� przez klonowanie, lub w
jaki� inny
sztuczny spos�b?
- Na pewno �yjemy tak d�ugo dzi�ki naszej s�u�bie zdrowia, odpowiednim warunkom
�ycia,
odpowiedniej diecie i dzi�ki prawdziwemu sportowi, nie takiemu za pieni�dze, jak
u was. W
�adnym wypadku nie rozmna�amy si� w sztuczny spos�b. Po co mieliby�my to robi�.
Po co
sobie utrudnia� �ycie, kiedy zap�adnianie naturalne jest najprostsze, no i
daleko
przyjemniejsze od sztucznego. Chyba co do tego nie masz w�tpliwo�ci. U nas
narodziny
dziecka to rado�� i szcz�cie w rodzinie. S�ysza�e�, jak Wirulla si� ucieszy�a,
�e mamy
zezwolenie na dwoje dzieci. Niekt�rzy nie chc� lub nie mog� mie� dzieci, wi�c
odst�puj�
sw�j przydzia�. Jak ci m�wi�em, przyrost naturalny jest regulowany.
- A jak kto� przekroczy norm�?
- To pogarsza sobie warunki materialne. Je�eli jest co� na przydzia�, to na
dziecko
nadplanowe trzeba reglamentowan� �ywno�� nabywa� po wy�szej cenie. Ale nie jest
tak �le.
Ludzie s� zdyscyplinowani i tych nadprogramowych dzieci nie jest tak du�o, wi�c
jako� si�
u�ywi�. Ponadto tym wielodzietnym rodzicom przychodzimy z pomoc� w ten spos�b,
�e
wysy�amy na ziemi� specjalne brygady zaopatrzeniowc�w, kt�re dostarczaj� nam z
ziemi
potrzebn� �ywno��. Oczywi�cie niczego nie kradniemy. Co si� da, kupuj� nasze
wielkoludy
gdzie� na g�uchej prowincji. Najcz�ciej polujemy w niedost�pnych puszczach lub
�owimy
ryby na morzach arktycznych i w ten spos�b uzupe�niamy brakuj�c� �ywno��, tak �e
nie
musimy stosowa� aborcji czy przymusowej sterylizacji. Oczywi�cie s� wyj�tki.
Bardzo
rzadko, ale zdarza si�, �e kobieta zostanie zgwa�cona i nie chce mie� tego
dziecka. W�wczas
nikt jej nie zmusi do przenoszenia ci��y. Je�eli si� znajdzie inna ch�tna
kobieta, to
przeszczepia si� jej embrion i wychowuje dziecko na koszt gwa�ciciela. Jak
widzisz, dzieci z
prob�wki u nas nie ma. Zreszt� czy poprawianie natury lub jak kto woli - boga
jest takie
dobre... Czy nie zdziwi�o ci� to, �e na planecie, na kt�r� zamierzamy lecie�,
kwitnie bujnie
�ycie, a nie ma istot rozumnych.
Dla Paw�a by�o to rzeczywi�cie dziwne, ale by� tak przyt�oczony opowiadaniem
Doranna,
�e nie mia� czasu zastanawia� si� nad tym. Tymczasem Doranno m�wi� dalej.
- Wiadomo, �e ka�dy nieczynny organ s�abnie, a je�li to b�dzie si� powtarza�, z
pokolenia na
pokolenie, to ca�kiem zaginie. Tak samo jest z ka�d� czynno�ci�. Ot� u nas
panuje hipoteza,
�e na tej tajemniczej planecie �y�y niegdy� bardzo inteligentne istoty, kt�re
by�y tak leniwe,
�e trosk� o rodzenie i wychowanie dzieci powierzy�y specjalnym zak�adom. Na
skutek tego
istoty te zatraci�y instynkt i zdolno�ci rodzicielskie. Kiedy okaza�o si� po
jakim� czasie, �e
metoda prob�wkowa daje coraz gorsze wyniki, za p�no by�o wraca� do naturalnych
metod
rozmna�ania i tak wygin�o spo�ecze�stwo, kt�re chcia�o przechytrzy� natur�. Nam
grozi to
samo. Wprawdzie nie z niech�ci, ale z niemo�no�ci rodzenia dzieci.
Dalsz� rozmow� przerwa� delikatny g�os dziewcz�cy wydobywaj�cy si� z aparatu.
Doranno
s�ucha� w skupieniu, po czym powiedzia� kilka s��w w swoim j�zyku i odstawi�
aparat. Pawe�
nie zadawa� pyta�, ale Doranno sam mu powiedzia�, �e doniesiono mu o pojawieniu
si�
jakiego� cia�a niebieskiego, kt�re zbli�a si� z olbrzymi� szybko�ci�.
Dok�adniejsze
wiadomo�ci nadejd� za 8 - 10 godzin. Doranno jakby o�ywi� si� pod wp�ywem tej
nowiny, co
Paw�owi wyda�o si� dziwne, ale nie zatrzymywa� d�u�ej swego go�cia.
IV
W p� godziny p�niej w mieszkaniu zapanowa�a cisza. Doranno i Wirulla widocznie
szybko zasn�li, bo z ich pokoju nie dochodzi�y �adne odg�osy. Pawe� si� nie
po�o�y�.
Wiedzia�, �e ju� nie za�nie. Za du�o wra�e� jak na jeden raz. Poszed� do kuchni,
by
pozmywa� po kolacji, ale okaza�o si�, �e uprzedzi�a go Wirulla w tej czynno�ci.
Pomyte
talerzyki i szklanki sta�y na suszarce. Wr�ci� do pokoju i podszed� do okna, by
je otworzy�.
Wtedy natrafi� na ptasi str�j. By� ju� ca�kowicie suchy jak to przepowiada�
Doranno. Wi�c to
dzi�ki takiemu kombinezonowi ci przybysze unosili si� w powietrzu. Prawda, �e
byli ma�ego
wzrostu, ale najl�ejszy i najmniejszy ziemski cz�owiek nie potrafi�by lata� jak
ptak.
Delikatnie pog�adzi� tajemniczy str�j i zauwa�y�, �e nie sk�ada� si� z samego
materia�u. Pod
cienkim p��tnem da�y si� wyczu� jakie� pr�ty, a w jednym miejscu by�a p�ytka
d�uga mo�e na
10 centymetr�w. By�o te� kilka ma�ych p�askich kwadracik�w. Nie ogl�da� d�u�ej.
Ostro�nie
zdj�� oba wieszaki z okna i zawiesi� w szafie. Kiedy ponownie podszed� do okna,
us�ysza�
odg�os samochodu zatrzymuj�cego si� przed bram�. Z auta kto� wychodzi�, bo by�o
s�ycha�
trzask zamykanych drzwiczek. Kto by to m�g� by�. Odruchowo wycofa� si� w g��b
pokoju.
Na g�rze mieszka� tylko on z rodzin�. Na dole by�o dw�ch lokator�w. Samotny
emeryt,
�urczyk, wraca� nieraz p�niej z pobliskiego baru, gdzie spotyka� si� z
kolegami, ale o tej
porze zawsze by� w domu. R�wnie� nikt z cz�onk�w rodziny zajmuj�cej drugie
mieszkanie
nie wraca� tak p�no. Czy�by po kogo� przyjecha�o pogotowie? A mo�e to
niespodziewani
go�cie. Byle nie do niego. W tej chwili go�cie byli jak najmniej po��dani. A
jednak wprawne
ucho us�ysza�o odg�osy krok�w. Kto� wspina� si� po schodach i to nie sam. Przez
moment
za�wita�a mu nadzieja, �e to mo�e z jakiego� powodu wraca�y dzieci, ale
natychmiast
u�wiadomi� sobie niedorzeczno�� takiego przypuszczenia. Dzieci wyjecha�y po
po�udniu i
teraz musia�y ju� by� na miejscu. Zreszt� mia�y klucz od mieszkania i nie
potrzebowa�y
dzwoni�. To by� kto� obcy. Wkr�tce obawa jego przemieni�a si� w prawdziwe
przera�enie,
kiedy us�ysza� u drzwi ostry d�wi�k dzwonka. Co robi�? Mo�e uda�, �e nikogo nie
ma w
domu. Kiedy nadjecha� samoch�d, nie otwiera� okna. Nikt go nie widzia�. Mo�e si�
uda. Sta�
tak niezdecydowany, �udz�c si�, �e nieproszeni go�cie odejd�. A je�li si� nie
oddal�? Gdzie
ma ukry� swoich podopiecznych? Z tego odr�twienia wyrwa� go jednak ponowny
dzwonek i
�omotanie do drzwi. Nie by�o rady. Podszed� cicho do przedpokoju, by zorientowa�
si� w
sytuacji, zanim podejmie jak�� decyzj�. Nagle opad�y wszelkie emocje, a miejsce
obawy
zaj�a ciekawo��. Ku swemu zdziwieniu i zadowoleniu us�ysza� g�os s�siada z
do�u.
- Dobrze m�wi�em, �e mu si� co� przytrafi�o. Trzeba by wywali� drzwi.
Pawe� nie czeka� d�u�ej. Zorientowa� si�, �e s�siad przychodzi mu z pomoc�. Nie
rozumia�
tylko, dlaczego uwa�a�, �e jemu, Paw�owi, co� si� przydarzy�o i przychodzi� w
�rodku nocy i
to nie sam. Kim m�g� by� ten drugi. Nie by�o jednak czasu na dalsz� zw�ok�.
Podszed� do
drzwi i sennym g�osem zapyta�:
- Kto tam si� tak dobija po nocy?
- S�siedzie, to pan �yje? - ochryp�ym, be�kotliwym g�osem i troch� niewyra�nie
odezwa� si�
�urczyk. - A ja tu w�adz� sprowadzi�em, �eby i�� panu na pomoc.
- Dlaczego bym mia� nie �y�? Jak� w�adz�? Co niby mia�o mi si� sta�?
Z ca�ej tej gadaniny Pawe� niewiele zrozumia�, poza tym �e s�siad nie �a�owa�
sobie trunku
tej nocy, co mo�na by�o pozna� po jego be�kotliwej mowie.
- Panie profesorze, poznaje mnie pan? Maliniak Wojtek, pa�ski student. Teraz
jestem w
s�u�bie jako policjant. Jest ze mn� jeszcze jeden kolega. Pa�ski s�siad, pan
�urczyk
zawiadomi� policj�, �e by� napad na pa�skie mieszkanie. Czy kto� si� do pana
dobija�?
Te s�owa jeszcze bardziej zadziwi�y i uspokoi�y Paw�a. A wi�c ta niespodziewana
wizyta w
niczym nie zagra�a�a jego go�ciom. Nawet by�o w tym co� zabawnego, a przy tym
Pawe� w
dalszym ci�gu nic z tego nie rozumia�. Wreszcie Maliniak, kt�rego nie widzia� od
wielu lat,
by� kiedy� jego najpilniejszym studentem, tote� by�oby niegrzecznie rozmawia� z
nim przez
zamkni�te drzwi. Nie m�g� jednak od razu otworzy�, bo by� ca�kowicie ubrany, co
mog�oby
wywo�a� zdziwienie przyby�ych. Dlatego, ziewn�wszy lekko, powiedzia�:
- Zaczekajcie panowie chwil�, niech si� troch� przyodziej�.
To m�wi�c, wycofa� si� do pokoju, gdzie czeka� ju� na niego Doranno.
- Co si� sta�o - spyta�, kiedy Pawe� przymkn�� drzwi do przedpokoju.
- Nie ma obawy. S�siad z do�u sobie popi� i nie wiem, dlaczego umy�li�, �e co�
mi si� sta�o i
zawo�a� policj�. Na szcz�cie znam tego policjanta. By� kiedy� moim uczniem. Id�
teraz do
Wirulli i �pijcie spokojnie. Ja wszystko za�atwi� jak trzeba.
Kiedy Doranno zamkn�� za sob� drzwi, Pawe� odczeka� jeszcze pewien czas, jaki
przypuszczalnie powinien mu by� potrzebny na ubranie si� i wpu�ci�
nieoczekiwanych go�ci.
- Teraz mo�emy porozmawia�. Witam pan�w i chcia�bym wiedzie�, czemu zawdzi�czam
te
odwiedziny o takiej porze. Szczeg�lnie ciesz� si�, panie Wojtku, ze spotkania z
panem. Jak
si� pan znalaz� w policji?
- To ca�a historia, ale nie na t� por�. Widz�, �e niepotrzebnie zak��cili�my
panu spok�j. Nie
by�o napadu, to nie jeste�my potrzebni i mo�emy ko�czy� s�u�b�.
Pawe� by� ju� ca�kiem spokojny, w dalszym ci�gu jednak nie wiedzia�, czemu
�urczyk
wezwa� policj�. Przecie� nie uczyni� tego bez powodu. Ta my�l nie dawa�a mu
teraz spokoju,
tote� postanowi� j� wy�wietli�. Nie chodzi�o o Maliniaka i jego towarzysza, ale
�urczyk
musia� mie� jakie� podejrzenie, kt�re nale�a�o z miejsca rozwia�. Postanowi�
wi�c
zaimprowizowa� ma�e towarzyskie spotkanie.
- Skoro jednak ju� jeste�cie i to po s�u�bie, nie b�dzie dziury w niebie, jak
wst�picie na
kieliszek chleba i ma�� herbat�. Przy okazji dowiem si�, co to by�o z tym
napadem, panie
�urczyk. Prosz� tu do kuchni. B�dzie pod r�k� wszystko, co trzeba.
Mimo woli pomy�la�, �e przyda�aby si� teraz Wirulla. Co by oni te� powiedzieli,
gdyby j�
ujrzeli. Wszyscy zasiedli przy stole i potoczy�a si� swobodna rozmowa. Pawe�
tymczasem
wydoby� z lod�wki w�dk� i zak�sk� oraz nastawi� czajnik na herbat�, z czego
najbardziej
uradowa� si� �urczyk. R�wnie� Maliniak i jego kolega z zadowoleniem przyj�li
pocz�stunek,
bo wymarzli podczas pe�nienia czynno�ci s�u�bowych. Pawe� m�g� teraz popyta�
�urczyka,
co go sk�oni�o do wezwania policji.
- Nie wiem, jaki napad mia� mi grozi�, �e pan, panie s�siedzie, wezwa� policj�,
ale �e nie ma
z�ego, co by na dobre nie wysz�o, to dzi�ki tej pomy�ce nadarzy�a si� okazja
zobaczy� mojego
dawnego studenta. Jak to by�o z tym napadem?
- Niech si� pan nie �mieje, bo jakby pan widzia� to co ja, to te� by si� pan
przestraszy�. Panu
dobrze si� �mia�, bo pan nic nie widzi. Trzeba panom wiedzie�, �e lubi�
wieczorkiem wpa��
do baru. Spotykam si� tam z kolegami przy piwku. Pogadamy i jako� czas leci.
Dzisiejszego
wieczoru te� poszed�em. Popili�my nie�le, nie powiem. Ale przecie� nie by�em
pijany. Zi�b,
ciemnica, a tu jak na z�o�� nogi odmawiaj� pos�usze�stwa. Dobrze, �e znalaz�em
si� przy
ko�ciele. Opar�em si� o parkan, �eby troch� odpocz��. My�l� sobie, jak ju�
jestem przy
ko�ciele, trzeba si� prze�egna� i zm�wi� wieczny odpoczynek za dusze w czy��cu
cierpi�ce.
Nagle zrobi�o si� cicho, jakby kto makiem posia� i odezwa� si� dzwon na wie�y.
Raz tylko
zadzwoni�, cichute�ko, jakby go kto� lekko tr�ci�, a potem co� zaszumia�o w
g�rze, jakby
przelecia�o ogromne ptaszysko. Taki strach mnie ogarn��, �e sam nawet nie wiem,
kiedy
znalaz�em si� ko�o domu. Panie profesorze, mo�na jeszcze po kielichu, bo mi w
gardle
zasch�o.
- Ale� tak. Po to postawi�em flaszk�, �eby j� opr�ni�. I co dalej by�o, gdzie
ci bandyci?
- Zaczekaj no pan. Stoj� przy bramie i s�ysz�, �e kto� szarpie za pa�skie okno.
Patrz� ja do
g�ry i widz�, �e jakie� cienie skradaj� si� do okna. My�l� sobie, nic tylko
z�odzieje chc�
obrobi� naszego profesorka. Jak mnie zauwa��, to jeszcze spuszcz� mi co� na
g�ow�, �eby
pozby� si� �wiadka. Czym pr�dzej wpad�em do domu, za s�uchawk� i zadzwoni�em na
policj�. Czeka�em przy oknie na w�adz� chyba ze trzy godziny.
Po tych s�owach Pawe� poczu� lekki dreszczyk na my�l, co by by�o, gdyby �urczyk
zatrzyma� si� pod bram� i zobaczy�, jak otwiera si� okno i owe cienie dostaj�
si� do
mieszkania. Jak to dobrze, �e policja mia�a inne zaj�cie. Tymczasem Maliniak
usprawiedliwia� si�, dlaczego nie przybyli od razu na wezwanie.
- My�my je�dzili po okolicy w poszukiwaniu terroryst�w. W komisariacie by� tylko
dy�urny.
Jak przyjechali�my, zameldowa� nam o napadzie. My�my si� martwili, �e
przyb�dziemy za
p�no, a tymczasem przyjechali�my niepotrzebnie. Co� chyba jednak za du�o kufli
pan
przechyli� i st�d takie widziad�a.
- Niech i tak b�dzie, nie b�d� si� sprzecza� z w�adz�, ale tak ca�kiem na pr�no
nie
przyjechali�cie. Siedzimy tu jak u pana boga za piecem. Pojadamy, popijamy,
gaw�dzimy i
dobrze jest. Tylko pa�ski kolega nie przep�uka� gard�a. Pewnie pan prowadzi w�z.
Ale
kielicha m�g� pan kropn��. Kto tam w nocy b�dzie sprawdza� i to policjanta.
- Mam ju� taki zwyczaj, �e jak siadam za kierownic�, nie wezm� do ust ani grama
alkoholu i
to nie dlatego, �e m�g�bym podpa��, ale po prostu tak� mam zasad�. Je�eli
wymagamy od
innych, by nie pili, kiedy prowadz� w�z, to musimy sami tego przestrzega�.
- To si� chwali, cho� ja bym nie by� taki boja�liwy. No jak pan nie pije, to
pa�ska strata, ale
mo�e by pan pojecha� ze mn� po p� litra. Musz� si� przecie� zrewan�owa� mojemu
s�siadowi i pan�w przeprosi� za t� pomy�k�.
- To kiedy� innym razem. My jeste�my po ci�kiej s�u�bie i chcemy zobaczy�, jak
�yj� nasze
rodziny.
- Szkoda. To mo�e jutro, bo jak boga kocham, przychodz� do pana, s�siedzie, z
flach�.
Pawe� przerazi� si� nie na �arty. Co b�dzie, je�eli �urczyk zechce go
rzeczywi�cie
odwiedzi�. Mo�e nie potrzebnie urz�dzi� to spotkanie. Cho� mieszkali w jednym
budynku od
wielu lat i utrzymywali dobros�siedzkie stosunki, to nie spotykali si� przy
butelce. Pawe�
nigdy nie my�la� o takim zbli�eniu, tym bardziej teraz. Tote� pomin�� milczeniem
zapowied�
s�siada i zwr�ci� si� do Maliniaka z zapytaniem.
- Jak to si� sta�o, panie Wojtku, �e pan zosta� policjantem. Pan mia� takie
zdolno�ci
filologiczne. My�la�em, �e pan mnie zast�pi na uczelni.
- Na uczelni reorganizacja, jak wsz�dzie i nie by�o etatu, a trzeba by�o z
czego� �y�. By�o
miejsce w policji, wi�c si� za�apa�em. Ale to beznadziejna praca. Jak si� z�apie
gro�nego
przest�pc�, to sprawa ci�gnie si� latami, a cz�owiek �yje w strachu, by go
gdzie� nie za�atwili
kumple tego bandyty. Staniesz w obronie napadni�tego, to musisz uwa�a�, �eby nie
skrzywdzi� bandyty, bo zamiast niego, ukarz� ciebie. Tacy kieszonkowcy i inni
drobni
z�odziejaszkowie w og�le nie boj� si� kary. Tu grasuje kilku takich, co s�
zaka�� dla
spo�ecze�stwa, a nie ma na nich rady. Schwytasz takiego na gor�cym uczynku, to
ci si� w nos
�mieje i pyta, po co si� trudz�. On si� zajmuje kradzie�� o ma�ej szkodliwo�ci
spo�ecznej.
Teraz ca�a praca nastawiona jest na terr