3641

Szczegóły
Tytuł 3641
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3641 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3641 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3641 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Isaac Asimov Tytul: Ma�y, brzydki ch�opiec (The Ugly Little Boy) Edith Fellowes poprawi�a fartuch, tak jak robi�a to zawsze, zanim otworzy�a drzwi zaopatrzone w skomplikowany zamek i przekroczy�a niewidzialn� lini� oddzielaj�c� bycie od niebycia. Mia�a przy sobie notes i d�ugopis, cho� ju� od jakiego� czasu nie sporz�dza�a �adnych notatek - chyba �e wydarzy�o si� co� wyj�tkowo wa�nego. Tym razem nios�a tak�e walizk�. ("Zabawki dla ch�opca", wyja�ni�a z u�miechem stra�nikowi, kt�ry ju� dawno temu przesta� j� kontrolowa�, i teraz te� machn�� tylko przyzwalaj�co r�k�). - Panna Fellowes! - wykrzykn�� p�aczliwie ma�y, brzydki ch�opiec w charakterystyczny dla siebie, niewyra�ny spos�b i jak zwykle pu�ci� si� p�dem w jej stron�. - Witaj, Timmie. - Przesun�a d�oni� po zmierzwionych, kasztanowych w�osach na jego niedu�ej, zdeformowanej g�owie. - Co si� sta�o? - Czy Jerry przyjdzie jeszcze, �eby si� ze mn� bawi�? Bardzo mi przykro za to, co si� sta�o. - Nie przejmuj si�, Timmie. Czy w�a�nie dlatego p�aka�e�? Odwr�ci� wzrok. - Nie tylko dlatego, panno Fellowes. Znowu mia�em sen. - Ten sam? - zapyta�a i zacisn�a wargi. Nale�a�o oczekiwa�, �e takie b�d� skutki awantury z Jerrym. Ch�opiec skin�� g�ow�. Spr�bowa� si� u�miechn��, pokazuj�c zbyt du�e, wystaj�ce z�by tkwi�ce w wysuni�tych do przodu dzi�s�ach. - Panno Fellowes, kiedy b�d� ju� na tyle du�y, �eby tam p�j��? - Wkr�tce - odpar�a czuj�c, �e lada chwila p�knie jej serce. - Wkr�tce. Pozwoli�a mu wzi�� si� za r�k� - mia� grub�, przyjemnie such� sk�r� - i poprowadzi� przez trzy pomieszczenia sk�adaj�ce si� na Sekcj� Pierwsz�. Mimo �e stosunkowo wygodne, by�y jego wi�zieniem. Zatrzyma� si� przy jedynym oknie, kt�re wychodzi�o na poro�ni�ty krzewami skrawek (chwilowo skryty w ciemno�ciach), gdzie sta� p�ot opatrzony napisami zabraniaj�cymi wst�pu niepowo�anym osobom. - Tam, panno Fellowes? - zapyta� przyciskaj�c nos do szyby. - W r�ne inne miejsca, znacznie przyjemniejsze - odpar�a ze smutkiem, spogl�daj�c na jego ustawion� profilem, biedn�, zniekszta�con� twarz. Czo�o by�o bardzo p�askie, ca�kowicie poro�ni�te zmierzwionymi w�osami, tylna cz�� czaszki zdawa�a si� za� nienaturalnie rozd�ta, tak �e podtrzymuj�cy g�ow� kark, a tak�e cia�o, musia�y by� mocno pochylone do przodu. Nad oczami zacz�y si� ju� tworzy� wydatne �uki brwiowe. Usta wysun�y si� do przodu znacznie dalej ni� sp�aszczony, szeroki nos, za to nie by�o wcale podbr�dka, przez co nie da�o si� wyznaczy� granicy mi�dzy doln� szcz�k� a szyj�. Jak na sw�j wiek, ch�opiec z pewno�ci� nie imponowa� wzrostem, a do tego mia� kr�tkie, potwornie krzywe nogi. Z ca�� pewno�ci� by� bardzo brzydkim, ma�ym ch�opcem i Edith Fellowes ogromnie go kocha�a. Nie m�g� teraz widzie� jej twarzy, wi�c pozwoli�a swoim ustom zadr�e�. Nie zabij� go. Zrobi wszystko, �eby temu zapobiec. Wszystko. Otworzy�a walizk� i zacz�a wyjmowa� z niej ubranie. Min�y ju� nieco ponad trzy lata od chwili, kiedy Edith Fellowes po raz pierwszy przekroczy�a pr�g sp�ki akcyjnej "Pole Statyczne". Nie mia�a w�wczas najmniejszego poj�cia, co oznacza ta nazwa ani czym zajmuje si� sama firma. Nikt tego nie wiedzia�, naturalnie z wyj�tkiem tych, kt�rzy tutaj pracowali. �wiat mia� pozna� prawd� dopiero nast�pnego dnia. Posz�a zainteresowana og�oszeniem, w kt�rym poszukiwano kobiety dysponuj�cej pewn� wiedz� medyczn� i kochaj�cej dzieci. Edith Fellowes pracowa�a jako piel�gniarka na oddziale po�o�niczym, uzna�a wi�c, �e spe�nia te wymagania. Gerald Hoskins - na tabliczce z jego nazwiskiem, kt�ra sta�a na biurku, znajdowa�y si� tak�e literki "dr" - przez d�u�sz� chwil� drapa� si� po policzku, taksuj�c j� uwa�nym spojrzeniem. Edith natychmiast zesztywnia�a i poczu�a nieprzyjemne dr�enie w k�ciku ust. Nagle u�wiadomi�a sobie z ca�� ostro�ci�, �e ma skrzywiony nos i nieco zbyt obfite brwi. On te� nie jest okazem urody, pomy�la�a z m�ciw� satysfakcj�. Na pewno ma nadwag�, �ysieje i w og�le wygl�da na cz�owieka obra�onego na ca�y �wiat. Jednak proponowane wynagrodzenie znacznie przekracza�o jej oczekiwania, tote� zacisn�a z�by i postanowi�a zobaczy�, co b�dzie dalej. - A wi�c kocha pani dzieci, tak? - zapyta� wreszcie Hoskins. - Nie powiedzia�abym tego, gdyby tak nie by�o. - A mo�e kocha pani tylko �adne dzieci? Takie, co bez przerwy gaworz�, maj� �liczne noski i rumiane policzki? - Dzieci to po prostu dzieci, doktorze Hoskins - odpar�a. - Te, kt�re nie urodzi�y si� �adne, zazwyczaj najbardziej potrzebuj� opieki. - Przypu��my wi�c, �e zdecydowaliby�my si� pani� zaanga�owa�... - Czy mam to rozumie� jako ofert� pracy, doktorze? Hoskins u�miechn�� si� lekko i przez chwil� jego twarz wydawa�a si� nawet do�� sympatyczna. - Zwykle szybko podejmuj� decyzje. Jednak na razie oferta jest warunkowa - r�wnie szybko mog� doj�� do wniosku, �e rezygnuj� z pani us�ug. Wi�c jak, decyduje si� pani podj�� ryzyko? Panna Fellowes zacisn�a kurczowo r�ce na pasku torebki i zacz�a szybko liczy� w pami�ci, ale zaraz da�a sobie z tym spok�j i postanowi�a zda� si� na intuicj�. - W porz�dku - powiedzia�a. - Znakomicie. Dzi� wieczorem b�dziemy generowa� pole statyczne i wydaje mi si�, �e powinna pani by� przy tym, �eby od razu podj�� obowi�zki. Zaczynamy o �smej, wi�c by�oby dobrze, gdyby zjawi�a si� pani tutaj p� godziny wcze�niej. - Ale co... - Znakomicie. Znakomicie. To na razie wszystko. Na korytarzu panna Fellowes odwr�ci�a si� i przez d�u�sz� chwil� spogl�da�a na zamkni�te drzwi gabinetu doktora Hoskinsa. Co to jest pole statyczne? I co wsp�lnego z dzie�mi mo�e mie� ten du�y, przypominaj�cy stodo�� budynek, pe�en ubranych na bia�o pracownik�w z identyfikatorami, w kt�rym czu� �atwy do rozpoznania zapach maszyn? Przemkn�a jej my�l, czy mo�e powinna da� nauczk� temu aroganckiemu m�czy�nie i nie stawi� si� na spotkanie, ale szybko dosz�a do wniosku, �e nie da rady. Przyjdzie cho�by po to, �eby uzyska� odpowied� na m�cz�ce j� pytania. Kiedy zjawi�a si� ponownie o wp� do �smej wieczorem, nie musia�a si� nikomu przedstawia�. Wygl�da�o na to, �e wszyscy j� znaj� i wiedz�, jak� funkcj� pe�ni. Odnios�a wra�enie, jakby bez udzia�u jej woli posadzono j� na sankach i zepchni�to w d� ze stromego zbocza. By� tam r�wnie� dr Hoskins, ale tylko spojrza� na ni� z roztargnieniem i mrukn��: "A, witam, panno Fellowes". Nie zaproponowa� nawet, �eby usiad�a. Znajdowali si� na balkonie pomieszczenia wype�nionego urz�dzeniami, kt�re wygl�da�y na skrzy�owanie tablicy nawigacyjnej statku kosmicznego z p�yt� czo�ow� komputera. Po jednej stronie ustawiono przepierzenia tworz�ce co� w rodzaju kilku pozbawionych sufit�w pokoi - ogromny domek dla lalek, do kt�rego mo�na by�o swobodnie zagl�da� z g�ry. W jednym z pokoi Edith dostrzeg�a elektroniczn� kuchenk� i lod�wk�, w drugim wyposa�enie �azienki, w trzecim za� pojedyncze, niedu�e ��ko. Hoskins rozmawia� z jakim� m�czyzn�. Na balkonie byli tylko oni dwaj oraz panna Fellowes. Doktor nie pofatygowa� si�, �eby przedstawi� swojego rozm�wc�, szczup�ego, do�� przystojnego, o kr�tko przyci�tych w�sach oraz bystrych oczach, bez przerwy rozgl�daj�cego si� doko�a. - Doktorze Hoskins, nawet nie zamierzam udawa�, �e cokolwiek z tego rozumiem - powiedzia�. - To znaczy, �e rozumiem wi�cej ni� mo�na oczekiwa� po laiku. Najmniej jednak rozumiem spraw� selektywno�ci. Urz�dzenie ma ograniczony zasi�g - zgoda. Im dalej si�gacie, tym mniej wyra�ny obraz otrzymujecie - te� zgoda. Ale sk�d wzi�a si� dolna granica zasi�gu? - Je�eli pan pozwoli, Deveney, postaram si� wyja�ni� panu za pomoc� analogii. Panna Fellowes doskonale zna�a nazwisko Deveney. A wi�c to by� specjalizuj�cy si� w sprawach nauki reporter Telewiadomo�ci, kt�ry zawsze zjawia� si� tam, gdzie dokonywano jakiego� znacz�cego odkrycia! Z pewnym zdziwieniem stwierdzi�a, �e jego obecno�� nie pozostawia jej zupe�nie oboj�tn�. Teraz nawet rozpozna�a jego twarz, kt�r� wraz z milionami innych ludzi ogl�da�a w telewizji, kiedy relacjonowano pierwsze l�dowanie na Marsie. Wszystko wskazywa�o na to, �e doktor Hoskins kryje w zanadrzu co� wa�nego. - Ot�, je�li otworzy pan ksi��k� i po�o�y j� dwa metry od siebie, z ca�� pewno�ci� nie zdo�a pan przeczyta� ani jednego zdania. Je�eli ta sama ksi��ka znajdzie si� p� metra od pa�skich oczu, nie b�dzie pan mia� najmniejszych k�opot�w z lektur�. Jak na razie, wniosek jest prosty: im bli�ej, tym lepiej. Gdyby jednak przysun�� j� pan na dwa centymetry, znowu znalaz�by si� pan w kropce. Czasem co� jest tak blisko, �e a� za blisko. - Hmm... - mrukn�� Deveney. - Albo we�my inny przyk�ad: pa�ski prawy bark znajduje si� w odleg�o�ci mniej wi�cej siedemdziesi�ciu centymetr�w od czubka �rodkowego palca pa�skiej prawej reki. Prawy �okie� jest dok�adnie o po�ow� bli�ej, a wi�c wydawa�oby si�, �e tym �atwiej powinien go pan dosi�gn��. Tymczasem, cho�by nie wiadomo jak si� pan stara�, nie uda si� panu dotkn�� palcem prawej r�ki swojego prawego �okcia. On te� znajduje si� za blisko. - Czy mog� wykorzysta� te analogie w reporta�u? - zapyta� Deveney. - Oczywi�cie. B�d� zaszczycony. Od dawna czeka�em na kogo� takiego jak pan, kto poinformuje o wszystkim opini� publiczn�. S�u�� panu wszelk� pomoc�. Nadesz�a pora, aby pozwoli� �wiatu zajrze� nam przez rami�. Mamy do pokazania wiele interesuj�cych rzeczy. Nieco wbrew sobie panna Fellowes stwierdzi�a, �e imponuje jej ch�odna pewno�� siebie doktora Hoskinsa. - Jak daleko spr�bujecie si�gn��? - zapyta� Deveney. - Czterdzie�ci tysi�cy lat. Panna Fellowes z trudem st�umi�a okrzyk zdumienia. Lat? W powietrzu czu�o si� napi�cie. Ludzie siedz�cy przy urz�dzeniach kontrolnych prawie si� nie poruszali. Jaki� m�czyzna m�wi� p�g�osem do mikrofonu kr�tkie, urywane zdania, z kt�rych panna Fellowes nie rozumia�a ani s�owa. - Czy b�dziemy st�d co� widzie�, doktorze Hoskins? - zapyta� Deveney, opieraj�c si� o barierk� i omiataj�c pomieszczenie uwa�nym spojrzeniem. - Prosz�? Nie, nic, a� do samego ko�ca. Rozpoznanie prowadzimy za pomoc� czego� w rodzaju radaru, tyle tylko, �e zamiast promieniowania u�ywamy mezon�w. W odpowiednich warunkach mezony potrafi� biec pod pr�d czasu, a je�li natrafi� na przeszkod�, w�wczas odbijaj� si� i wracaj� do nas, a my analizujemy te odbicia. - Brzmi to do�� zawile. Hoskins u�miechn�� si�, jak zwykle przelotnie. - Ma pan do czynienia z ko�cowym produktem, stanowi�cym efekt pi��dziesi�ciu lat poszukiwa� i do�wiadcze�. Istotnie, to jest skomplikowane. M�czyzna siedz�cy przy mikrofonie podni�s� r�k�. - Ju� od kilku tygodni mamy namierzony pewien punkt czasowy - ci�gn�� doktor Hoskins. - Przez ca�y czas prowadzimy obliczenia, ustalaj�c nasze po�o�enie wzgl�dem niego, by mie� ca�kowit� pewno��, �e nie b�dzie �adnych niedok�adno�ci. Mimo to na czo�o wyst�pi�y mu kropelki potu. Edith Fellowes wsta�a z krzes�a i podesz�a do barierki, ale nie widzia�a nic niezwyk�ego. - Teraz - powiedzia� spokojnie cz�owiek z mikrofonem. Przez sekund� lub dwie trwa�a ca�kowita cisza, potem za� z domku dla lalek dobieg� krzyk przera�onego dziecka. Strach! Okropny strach! Panna Fellowes natychmiast zwr�ci�a si� w tamt� stron�. Zupe�nie zapomnia�a, �e przecie� w tym wszystkim mia�o bra� udzia� jakie� dziecko. Doktor Hoskins uderzy� pi�ci� w por�cz. - Uda�o si�! - powiedzia� g�osem dr��cym z emocji i rado�ci. Panna Fellowes sz�a szybko w d� kr�tymi schodami, czuj�c na ramieniu ci�k� d�o� Hoskinsa. Doktor milcza� jak zakl�ty. Kiedy ca�a tr�jka zesz�a z balkonu na pod�og� obszernej hali, od strony domku dla lalek dobieg� delikatny d�wi�k dzwonka. - Z wej�ciem w pole statyczne nie wi��e si� �adne niebezpiecze�stwo - zwr�ci� si� Hoskins do reportera. - Robi�em to ju� tysi�ce razy. Cz�owiek przez chwil� czuje si� troch� dziwnie, ale szybko wraca do normy. Przeszed� przez szeroko otwarte drzwi, a w chwil� p�niej to samo uczyni� Deveney, u�miechaj�c si� niezbyt pewnie i wstrzymuj�c oddech. - Panno Fellowes, prosz�! - ponagli� j� niecierpliwie uczony. Edith skin�a g�ow� i przekroczy�a pr�g. Odnios�a wra�enie, jakby po jej ciele przep�yn�a �askocz�ca fala, ale kiedy rozejrza�a si� doko�a, nie dostrzeg�a nic nadzwyczajnego. W powietrzu czu� by�o zapach drewna... i �wie�ej ziemi. W ciszy, kt�ra panowa�a w domku dla lalek, rozleg�o si� niepewne szuranie, potem odg�os drapania - jakby kto� przesuwa� paznokciami po drewnie - a wreszcie cichy j�k. - Gdzie ono jest? - zapyta�a panna Fellowes. Ch�opiec by� w sypialni - to znaczy w pokoju, gdzie znajdowa�o si� ��ko. Sta� zupe�nie nagi, jego drobna pier� unosi�a si� i opada�a w rytmie szybkiego oddechu, wok� br�zowych st�p wala�o si� troch� trawy i sporo ziemi. Poza tym czu� by�o co� znacznie mniej przyjemnego. Hoskins wzruszy� ze zniecierpliwieniem ramionami. - Nie da si� wyrwa� dziecka z czasu nie zabieraj�c troch� tego, co go otacza�o. A mo�e wola�aby pani zobaczy� go bez nogi albo po�owy g�owy? - Czy b�dziemy tak sta� i gapi� si� na niego? - zapyta�a panna Fellowes, opanowuj�c odraz�. - To biedne dziecko jest przera�one... i brudne! Mia�a racj�. Ch�opiec by� nieprawdopodobnie umorusany, na udzie za� mia� g��bokie, czerwone zadrapanie. Kiedy Hoskins zbli�y� si� do niego, dzieciak - wygl�da� na nie wi�cej ni� trzy lata - przysiad� i cofn�� si� gwa�townie, jednocze�nie obna�aj�c z�by niczym kot, kt�ry pr�buje odstraszy� przeciwnika. Hoskins chwyci� ch�opca za ramiona i podni�s�, nie zwa�aj�c na wrzaski i wierzgania. - Prosz� go przytrzyma� - powiedzia�a panna Fellowes. - Przede wszystkim potrzebuje gor�cej k�pieli. Trzeba go domy�. Macie tu wszystko, czego trzeba? Je�li tak, to przynie�cie to tutaj. Kto� b�dzie musia� mi pom�c, bo na razie nie dam sobie z nim rady. Aha, i posprz�tajcie te brudy, na mi�o�� bosk�! Wydaj�c polecenia czu�a si� w swoim �ywiole, a poniewa� wreszcie ze zdezorientowanego widza zamieni�a si� z powrotem w doskonale wyszkolon� piel�gniark�, spojrza�a na dziecko ch�odnym, profesjonalnym okiem... i niemal dozna�a szoku. Zobaczy�a bowiem ch�opca takim, jakim by� naprawd�. By� to najbrzydszy ma�y ch�opiec, jakiego w �yciu widzia�a. Potwornie brzydki, od pa��kowato wygi�tych n�g poczynaj�c, na szkaradnie zdeformowanej g�owie ko�cz�c. Wyk�pa�a go przy pomocy trzech m�czyzn, a w tym samym czasie inni w po�piechu starali si� doprowadzi� pok�j do porz�dku. Pracowa�a w milczeniu, zirytowana oporem stawianym przez dziecko oraz strumieniami wody, kt�re co chwila zalewa�y jej nienagannie czysty kitel. Doktor Hoskins wspomina� ju� wcze�niej, �e ch�opiec mo�e nie by� naj�adniejszy, ale nie napomkn�� nic o tym, �e b�dzie odra�aj�co zdeformowany. W dodatku roztacza� wok� siebie nieprzyjemny zapach, z kt�rym myd�o i woda nie bardzo mog�y sobie poradzi�. Odczuwa�a ogromn� pokus�, �eby wepchn�� namydlonego dzieciaka Hoskinsowi w obj�cia i wyj��, trzaskaj�c drzwiami, ale nie pozwala�a jej na to zawodowa duma. Na pewno popatrzy�by na ni� kpi�co, a w jego oczach bez trudu wyczyta�aby pytanie: "Tylko �adne dzieci, panno Fellowes?" Sta� teraz nieco z boku, przygl�daj�c si� z pob�a�liwym p�u�miechem jej poczynaniom, jakby bawi�a go irytacja kobiety. Postanowi�a wytrzyma� jeszcze troch�. Potem, kiedy ch�opiec by� ju� suchy, r�owy i pachn�cy myd�em, poczu�a si� troch� lepiej. Rozpaczliwe krzyki ust�pi�y miejsca �a�osnemu pochlipywaniu. Przez ca�y czas uwa�nie obserwowa� wszystko, co dzieje si� w pokoju, staraj�c si� nie traci� z pola widzenia �adnej z os�b, kt�re si� tam znajdowa�y. Umyty i dr��cy z zimna wydawa� si� jeszcze bardziej zabiedzony ni� przed k�piel�. - Prosz� przynie�� mu szlafrok! - poleci�a ostrym tonem panna Fellowes. Szlafrok zjawi� si� niemal natychmiast. Mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e wszystko jest naszykowane, ale nic pod r�k�, jakby czekano na jej decyzje, poddaj�c j� w ten spos�b pr�bie. - Przytrzymam ch�opca, panno Fellowes - powiedzia� Deveney. - Sama nie da sobie pani rady. - Dzi�kuj� panu. Rzeczywi�cie, musieli stoczy� prawdziw� bitw�, ale wreszcie szlafrok znalaz� si� tam, gdzie powinien. Ch�opiec natychmiast wykona� gest, jakby chcia� go podrze�, a wtedy Edith uderzy�a go lekko w r�k�. Ch�opiec poczerwienia� na twarzy, ale nie rozp�aka� si�. Nie spuszczaj�c wzroku z kobiety ostro�nie przesun�� d�oni� po grubym materiale, jakby stara� si� dociec, co to ma by�. Co teraz? - zastanawia�a si� rozpaczliwie Edith Fellowes. Wszyscy - nawet brzydki ch�opiec - zdawali si� czeka� na jej polecenia. - Pomy�leli�cie o jakim� jedzeniu dla niego? - zapyta�a. Okaza�o si�, �e pomy�leli. Do pokoju wtoczy� si� w�zek z minilod�wk� i kuchenk�. W lod�wce by�o mleko, na blacie obok kuchenki wznosi�y si� za� fortyfikacje utworzone z najr�niejszych od�ywek, witamin i syrop�w. Postanowi�a zacz�� od mleka. Kuchenka podgrza�a porcj� w ciagu dziesi�ciu sekund i wy��czy�a si�. Edith nala�a troch� mleka na spodeczek, gdy� by�a pewna, �e ch�opiec nie poradzi�by sobie z kubkiem. - Pij - powiedzia�a, wykonuj�c gest, jakby podnosi�a spodek do ust. Ch�opiec przygl�da� si� uwa�nie, ale nie wykona� najmniejszego ruchu. Piel�gniarka postanowi�a zastosowa� inn� metod�. Chwyci�a ch�opca za r�k�, zanurzy�a j� w mleku, po czym przesun�a mokre palce po jego ustach. Dziecko najpierw pisn�o ze strachu, ale zaraz uspokoi�o si� i obliza�o wargi. Panna Fellowes cofn�a si� o krok. Ch�opiec podszed� ostro�nie do spodka, nachyli� si�, rozejrza� uwa�nie doko�a, jakby w poszukiwaniu ukrytego wroga, po czym zbli�y� twarz do naczynia i zacz�� ch�epta� jak kot. Nawet nie spr�bowa� wzi�� spodka w r�ce. Przez twarz panny Fellowes musia� przemkn�� wyraz g��bokiego niesmaku, gdy� Deveney spojrza� na uczonego i zapyta�: - Czy piel�gniarka ju� wie, doktorze? - O czym mam wiedzie�? - zareagowa�a natychmiast panna Fellowes. Deveney wyra�nie si� zawaha�. - Dalej, prosz� jej powiedzie� - zach�ci� go Hoskins z wci�� tym samym, pob�a�liwym p�u�miechem. - Prosz� przygotowa� si� na co� zaskakuj�cego - zwr�ci� si� reporter do Edith - jest pani pierwsz� wsp�czesn� kobiet�, kt�ra ma okazj� opiekowa� si� ma�ym neandertalczykiem. Skierowa�a na Hoskinsa mia�d��ce spojrzenie. - M�g� mnie pan uprzedzi�, doktorze! - A po co? C� to za r�nica? - M�wi� pan o dziecku. - A czy to nie jest dziecko? Mia�a pani kiedy� kotka albo pieska? Czy bardziej przypomina�y cz�owieka ni� ten ch�opiec? A gdyby chodzi�o o ma�ego szympansa, czy czu�aby pani do niego odraz�? Jest pani piel�gniark�, panno Fellowes. Przez trzy lata pracowa�a pani na oddziale po�o�niczym. Czy kiedykolwiek odm�wi�a pani zaj�cia si� kalekim dzieckiem? Edith poczu�a, �e inicjatywa wymyka si� jej z r�k. - Mimo wszystko m�g� mnie pan uprzedzi� - powt�rzy�a ze znacznie mniejszym przekonaniem. - A w�wczas pani odrzuci�aby moj� propozycj�? W takim razie, czy odrzuca j� pani teraz? Mierzy� j� ch�odnym spojrzeniem. Deveney przygl�da� si� jej z drugiego ko�ca pomieszczenia i nawet ma�y neandertalczyk, kt�ry w�a�nie upora� si� z mlekiem, podni�s� g�ow� i popatrzy� na ni� �a�o�nie szeroko otwartymi oczami. Zaraz potem niespodziewanie wskaza� na pusty spodeczek i wyda� ca�� seri� gard�owych, bez w�tpienia artyku�owanych odg�os�w, przerywanych czym� w rodzaju mlaskania i kl�skania j�zykiem. - On m�wi! - stwierdzi�a ze zdumieniem panna Fellowes. - Naturalnie - odpar� Hoskins. - Homo neanderthalensis w gruncie rzeczy nie stanowi odr�bnego gatunku, lecz jest podgatunkiem Homo sapiens. Dlaczego mia�by nie m�wi�? Prawdopodobnie prosi o wi�cej mleka. Edith odruchowo si�gn�a po butelk�, lecz Hoskins szybkim ruchem z�apa� j� za r�k�. - Zanim posuniemy si� cho�by o krok dalej, musz� wiedzie� jedno: zostaje pani, czy nie? Panna Fellowes wyszarpn�a r�k�. - A co, nie daliby�cie mu je��, gdybym ja tego nie zrobi�a? Zostaj� - przynajmniej na razie. Ponownie nape�ni�a spodek. - Teraz zostawimy pani� sam na sam z ch�opcem - powiedzia� doktor Hoskins. - Te drzwi stanowi� jedyne po��czenie mi�dzy polem statycznym a normaln� przestrzeni�. S� strze�one i zaopatrzone w specjalny zamek, kt�ry, ma si� rozumie�, b�dzie rozpoznawa� pani linie papilarne tak samo, jak rozpoznaje moje. Tam, z g�ry - ruchem g�owy wskaza� nie istniej�cy sufit - przez ca�y czas prowadzona jest obserwacja. W razie jakich� k�opot�w zostan� niezw�ocznie powiadomiony. - A wi�c b�dzie pan �ledzi� ka�dy m�j ruch - stwierdzi�a cierpko. - Nic podobnego - zaprotestowa�. - Zajm� si� tym sterowane komputerowo urz�dzenia elektroniczne. A teraz, do rzeczy: dzisiaj zostanie pani z ch�opcem, podobnie jak ka�dej nast�pnej nocy, a� do odwo�ania. W dzie� mo�e pani wychodzi�, kiedy uzna pani za stosowne, ale prosz� zawczasu nas o tym zawiadamia�. Najlepiej, �eby przygotowa�a pani jaki� grafik albo co� w tym rodzaju. Panna Fellowes rozejrza�a si� doko�a ze zdziwion� min�. - Ale po co to wszystko, doktorze? Czy ch�opiec jest niebezpieczny? - Chodzi o energi�, prosz� pani. Nie wolno mu opuszcza� tych pomieszcze�. Nigdy. Ani na chwil�. Nawet wtedy, gdyby od tego zale�a�o jego �ycie... albo pani �ycie, panno Fellowes. Czy wyrazi�em si� wystarczaj�co jasno? Edith podnios�a dumnie g�ow�. - Owszem, doktorze Hoskins. Jako piel�gniarka przywyk�am do tego, �e przede wszystkim musz� mie� na uwadze dobro pacjenta. - To dobrze. Prosz� da� zna�, gdyby pani czego� potrzebowa�a. Panna Fellowes odwr�ci�a si� do ch�opca. Obserwowa� j� uwa�nie, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na mleko. Zademonstrowa�a mu, w jaki spos�b nale�y podnie�� spodek i zbli�y� go do ust; opiera� si�, ale nie krzycza� ju�, kiedy go dotkn�a. Przez ca�y czas nie spuszcza� z niej wzroku. �eby go uspokoi�, wyci�gn�a powoli r�k� i delikatnie pog�aska�a go po g�owie. - Teraz poka�� ci, jak nale�y zachowywa� si� w �azience - powiedzia�a. - My�lisz, �e uda ci si� tego nauczy�? Przemawia�a naj�agodniej jak potrafi�a, zdaj�c sobie doskonale spraw�, �� jej nie zrozumie, ale liczy�a na to, �e koj�ce brzmienie g�osu odniesie zamierzony skutek. Ch�opiec zagulgota� co� w odpowiedzi. - Mog� wzi�� ci� za r�k�? - zapyta�a. Wyci�gn�a swoj�, a ch�opiec popatrzy� na ni� nieufnie. Czeka�a cierpliwie, nie wykonuj�c �adnego ruchu. Po chwili r�ka ch�opca zacz�a pe�zn�� w kierunku jej d�oni. - Bardzo dobrze - zach�ci�a go Edith. Kiedy ich palce dzieli�a odleg�o�� dw�ch centymetr�w, odwaga opu�ci�a ch�opca i szybko cofn�� r�k�. - Nast�pnym razem na pewno nam si� uda - powiedzia�a spokojnie panna Fellowes. Poklepa�a materac ��ka. - Mo�e by� tu usiad�? Powoli mija�y godziny, a post�py nie by�y zachwycaj�ce. Nie uda�o jej si� ani nauczy� go korzystania z toalety, ani zach�ci� do po�o�enia si� na ��ku. Kiedy wreszcie zmorzy�a go senno��, po�o�y� si� na pod�odze, a nast�pnie wturla� pod ��ko. Kiedy tam zajrza�a, zobaczy�a jego b�yszcz�ce oczy i us�ysza�a kilka szybkich mla�ni��. - W porz�dku - powiedzia�a. - �pij tam sobie, je�li uwa�asz, �e tam jeste� najbezpieczniejszy. Zamkn�a za sob� drzwi sypialni i po�o�y�a si� na kozetce w najwi�kszym pokoju. Na jej stanowcze ��danie nad pos�aniem rozpi�to co� w rodzaju prowizorycznego baldachimu. Je�eli ci g�upi m�czy�ni chc�, �ebym zostawa�a tu na noc, musz� powiesi� gdzie� lustro, postawi� jak�� szafk� i przygotowa� oddzieln� �azienk�, pomy�la�a. Nie mog�a zasn��, gdy� pod�wiadomie nas�uchiwa�a, czy z s�siedniego pokoju nie dobiegaj� jakie� odg�osy. Chyba nie uda mu si� stamt�d wydosta�? Co prawda, �ciany by�y g�adkie i bardzo wysokie, ale co b�dzie, je�li oka�e si�, �e ch�opak umie wspina� si� jak ma�pa? C�, Hoskins powiedzia�, �e wszystkie pomieszczenia znajduj� si� pod sta�� obserwacj�. Nagle przysz�a jej do g�owy niepokoj�ca my�l: a je�eli dzieciak jest niebezpieczny? C� za pomys�! Przecie� Hoskins nie zostawi�by jej tutaj samej, gdyby... Spr�bowa�a roze�mia� si� ze swoich obaw, ale nie bardzo jej to wysz�o. Przecie� on ma zaledwie trzy albo cztery lata! Jednak z drugiej strony nie uda�o jej si� obci�� mu d�ugich i ostrych niczym szpony paznokci. Gdyby zaskoczy� j� we �nie... Zacz�a szybciej oddycha�. Mo�e to g�upie, ale... Wyt�y�a s�uch i tym razem rzeczywi�cie co� us�ysza�a. Ch�opczyk p�aka�. Nie krzycza� ze strachu, nie wrzeszcza�, tylko po cichutku p�aka�, tak jak potrafi p�aka� tylko bardzo samotne dziecko. Edith Fellowes po raz pierwszy poczu�a bolesne uk�ucie w sercu. Biedactwo! Oczywi�cie, �e to tylko dziecko. Jakie znaczenie ma kszta�t jego g�owy? Dziecko osierocone w taki spos�b, w jaki nigdy do tej pory to si� nie zdarzy�o. Nie tylko straci�o matk� i ojca, ale zosta�o jedynym �yj�cym przedstawicielem swojego gatunku! Wyrwano je z czasu, w kt�rym si� urodzi�o, i przeniesiono do zupe�nie obcego �wiata. Zrobi�o jej si� go okropnie �al, a jednocze�nie poczu�a wyrzuty sumienia z powodu swojej grubosk�rno�ci. Wsta�a z ��ka, obci�gn�a ukradkiem koszul� nocn� (jutro koniecznie musz� przynie�� podomk�! - przemkn�o jej przez g�ow�) i wesz�a do s�siedniego pokoju. - Hej, ch�opczyku! - szepn�a. - Ch�opczyku! Mia�a zamiar si�gn�� pod ��ko, ale przypomnia�a sobie ostre z�by dziecka i zmieni�a zamiar. W��czy�a nocn� lampk�, po czym odsun�a ��ko. Biedna istotka kuli�a si� pod �cian� z kolanami przyci�ni�tymi do piersi, spogl�daj�c na ni� za�zawionymi, nieufnymi oczami. W przy�mionym �wietle nie by� nawet a� tak bardzo brzydki. - Biedactwo... - szepn�a. Pog�adzi�a go po g�owie czuj�c, jak najpierw napina wszystkie mi�nie, a potem stopniowo si� odpr�a. - Mog� ci� jako� pocieszy�? Usiad�a obok niego na pod�odze, a nast�pnie zacz�a delikatnie g�aska� go po policzku, karku i plecach, nuc�c �agodn�, spokojn� melodi�. Ch�opiec podni�s� g�ow� i wlepi� wzrok w jej usta, jakby zastanawiaj�c si�, sk�d bior� si� te koj�ce odg�osy. Przysun�a si� bli�ej, zaczeka�a, a� po�o�y jej g�ow� na ramieniu, potem za� wsun�a drugie rami� pod skulone nogi i p�ynnym, �agodnym ruchem podnios�a go z pod�ogi. Ca�y czas nuc�c t� sam� melodi� ko�ysa�a go powoli, a� wreszcie szlochanie ucich�o, a ch�opiec zasn��. Bardzo ostro�nie, �eby go nie obudzi�, przepchn�a ��ko z powrotem pod �cian� i po�o�y�a go na nim. Nast�pnie przykry�a dziecko kocem i przez chwil� przygl�da�a mu si� w milczeniu. Pogr��one we �nie, wygl�da�o po prostu jak ma�e dziecko. To, �e by�o takie brzydkie, nie mia�o �adnego znaczenia. Ruszy�a na palcach w kierunku drzwi, ale nagle stan�a jak wryta. Co b�dzie, je�li si� obudzi? Wr�ci�a, przez kilka sekund toczy�a ze sob� beznadziejn� walk�, po czym westchn�a i u�o�y�a si� obok dziecka. ��ko by�o na ni� za ma�e. Le�a�a skulona w niewygodnej pozycji, czuj�c si� do�� nieswojo bez baldachimu nad g�ow�, ale potem ch�opczyk wsun�� swoj� ma�� r�czk� do jej d�oni i Edith nawet nie wiedzia�a, kiedy zapad�a w sen. Obudzi�a si� gwa�townie i niewiele brakowa�o, �eby zacz�a przera�liwie krzycze�, ale zdo�a�a zapanowa� nad sob�, dzi�ki czemu wyda�a tylko zduszony j�k. Ch�opiec wpatrywa� si� w ni� szeroko otwartymi oczami. Trzeba by�o d�u�szej chwili, �eby przypomnia�a sobie, sk�d si� tu wzi�a; powoli i ostro�nie, by go nie przestraszy�, wyprostowa�a jedn� nog�, opu�ci�a j� na pod�og�, a zaraz potem to samo uczyni�a z drug�. Pos�a�a gro�ne spojrzenie w g�r�, ku nie istniej�cemu sufitowi, uk�adaj�c sobie w my�li kr�tk� przemow�, jak� uraczy doktora Hoskinsa, kiedy spotka si� z nim, by poinformowa� o tym, �e odchodzi. Jednak w tej samej chwili ch�opiec wyci�gn�� r�k�, delikatnie dotkn�� palcami jej ust i co� powiedzia�. Odruchowo cofn�a si� przed nim. Teraz, w blasku dnia, by� wr�cz przera�aj�co brzydki. Ch�opiec ponownie przem�wi�, po czym dotkn�� swoich ust i wykona� gest, jakby co� z nich wyci�ga�. Panna Fellowes wreszcie domy�li�a si�, o co mu chodzi. - Chcesz, �ebym ci za�piewa�a? - zapyta�a dr��cym g�osem. Nie odpowiedzia�, tylko nadal wpatrywa� si� w jej usta. Nieco fa�szuj�c ze zdenerwowania, zacz�a nuci� t� sam� melodi� co minionego wieczoru, a wtedy ch�opiec u�miechn�� si�, pocz�� ko�ysa� si� w prz�d i w ty�, a z jego gard�a wydoby� si� gulgocz�cy odg�os przypominaj�cy �miech. Panna Fellowes westchn�a w duchu. Podobno za pomoc� muzyki dawa�o si� ujarzmi� nawet najbardziej krwio�ercze bestie, wi�c mo�e... - Zaczekaj tutaj - powiedzia�a. - Ubior� si�, a potem przygotuj� ci �niadanie. Wracam za minut�. Zwija�a si� jak w ukropie, ca�y czas pami�taj�c, �e nad g�ow� nie ma sufitu. Ch�opiec siedzia� w ��ku. Za ka�dym razem, kiedy pojawia�a si� w jego polu widzenia, u�miecha�a si� do niego i macha�a r�k�, a� za kt�rym� razem on tak�e jej pomacha�. By�a tym zachwycona. - Lubisz p�atki owsiane na mleku? - zapyta�a. Przygotowanie tej niewyszukanej potrawy nie trwa�o d�ugo. Kiedy �niadanie by�o gotowe, Edith skin�a na ch�opca. Trudno powiedzie�, czy zrozumia� ten gest, czy po prostu zwabi� go zapach, ale zszed� z ��ka. Usi�owa�a nauczy� go pos�ugiwania si� �y�k�, ale on tylko cofa� si� ze strachem. (Nie szkodzi, pomy�la�a. Mamy czas). Uda�o si� jednak przekona� go, �eby wzi�� talerz w obie r�ce i podni�s� do ust. Cho� cz�� owsianki znalaz�a si� na stoliku i pod�odze, wi�kszo�� jednak trafi�a tam, gdzie powinna. Mleko tym razem nala�a do szklanki. Ch�opiec zapiszcza� p�aczliwie, kiedy przekona� si�, �e nie mo�e si�gn�� j�zykiem do �rodka. Wzi�a go za r�k�, u�o�y�a mu palce wok� szklanki i pomog�a zbli�y� j� do ust. Zaowocowa�o to jeszcze wi�kszym nieporz�dkiem na stole i w okolicach, co na pannie Fellowes nie zrobi�o wra�enia, zw�aszcza �e wi�kszo�� mleka znalaz�a drog� do �o��dka. Ku jej zaskoczeniu i uldze okaza�o si�, �e z toalet� nie ma �adnych problem�w. Tym razem ch�opiec w lot poj��, czego si� od niego oczekuje. - Grzeczny ch�opiec - pochwali�a go, g�aszcz�c po g�owie, on za� u�miechn�� si� do niej, sprawiaj�c jej tym ogromn� rado��. Kiedy si� �mieje, wcale tak �le nie wygl�da, pomy�la�a. Naprawd�. Nieco p�niej zjawili si� panowie z prasy. Robili zdj�cia przez otwarte drzwi, a ona trzyma�a ch�opca w ramionach. Przywar� do niej kurczowo, potem nawet zacz�� p�aka�, ale dopiero po dziesi�ciu minutach pozwolono jej zanie�� go do s�siedniego pokoju. Kiedy ponownie wysz�a z domku dla lalek (po raz pierwszy od osiemnastu godzin), szybko zamkn�a za sob� drzwi i obrzuci�a dziennikarzy nieprzychylnym spojrzeniem. - My�l�, �e wam wystarczy. Teraz d�ugo nie b�dzie m�g� si� uspokoi�. Id�cie ju�, prosz�. - Jasne, jasne - odpar� reporter z "Times-Heralda". - Czy to naprawd� neandertalczyk, czy tylko jaka� sztuczka? - Zapewniam pana, �e nie ma mowy o �adnej sztuczce - rozleg� si� za plecami dziennikarzy g�os Hoskinsa. - Dziecko jest autentycznym przedstawicielem gatunku Homo Neanderthalensis. - Czy to ch�opiec, czy dziewczynka? - Ch�opiec - odpar�a lakonicznie panna Fellowes. - Ch�opiec-ma�pa - poprawi� j� przedstawiciel "News". - Widzieli�my ch�opca-ma�p�. Jak on si� zachowuje, siostro? - Dok�adnie tak samo jak ka�dy ma�y ch�opiec! - parskn�a piel�gniarka. - I nie ma nic wsp�lnego z ma�p�! Nazywa si�... Timothy, Timmie, i zachowuje si� zupe�nie normalnie. Powiedzia�a "Timothy", gdy� akurat to imi� przysz�o jej pierwsze na my�l. - Timmie ma�piszonek... - mrukn�� dziennikarz z "News" i �wiat pozna� ch�opca w�a�nie pod tym imieniem-przezwiskiem. - Doktorze, co zamierza pan z nim zrobi�? - zapyta� Hoskinsa wys�annik "Globe". Uczony wzruszy� ramionami. - Za�o�ony cel osi�gn��em ju� w chwili, kiedy uda�o mi si� go tutaj sprowadzi�. Przypuszczam jednak, �e antropolodzy i lekarze b�d� nim bardzo zainteresowani. B�d� co b�d�, mamy do czynienia z istot�, kt�r� tylko drobny krok dzieli od cz�owiecze�stwa. Dzi�ki niemu mogliby�my dowiedzie� si� sporo o nas samych oraz o naszym pochodzeniu. - Jak d�ugo b�dziecie go trzyma�? - Dop�ki b�dzie trzeba. My�l�, �e do�� d�ugo. - Czy mo�na wyprowadzi� go na zewn�trz, �eby zrobi� z nim program na �ywo? - zainteresowa� si� przedstawiciel "News". - Przykro mi, ale dziecko nie mo�e opuszcza� pola statycznego. - Co to w�a�ciwie jest pole statyczne? - Ach... - Przez twarz Hoskinsa przemkn�� jeden z jego przelotnych u�miech�w. - Musia�bym to bardzo d�ugo wyja�nia�, panowie. W polu statycznym czas nie istnieje - to znaczy, taki czas, z jakim wszyscy mamy na co dzie� do czynienia. Te pomieszczenia znajduj� si� we wn�trzu niewidocznego b�bla, kt�ry nie nale�y do naszego wszech�wiata. Tylko dzi�ki temu uda�o si� wyrwa� dziecko z przesz�o�ci. - Zaraz, chwileczk�! - zaprotestowa� reporter "News". - Co pan nam tu wciska? Przecie� siostra wchodzi i wychodzi, kiedy zechce! - Podobnie m�g�by zrobi� ka�dy z was - odpar� Hoskins. - Poruszaliby�cie si� w�wczas r�wnolegle do linii pola czasowego, dzi�ki czemu r�nica nat�enia energii by�aby minimalna. Jednak dziecko zosta�o wyrwane z odleg�ej przesz�o�ci i przemieszcza�o si� w poprzek tych linii, nabieraj�c ogromnego potencja�u czasowego. Gdyby teraz nagle wkroczy�o do naszego wszech�wiata, zwr�ci�oby ca�� t� energi�, co doprowadzi�oby prawdopodobnie do zniszczenia sieci energetycznej nie tylko w tym budynku, ale w ca�ym Waszyngtonie. Nawet traw� i ziemi�, kt�ra przyby�a razem z nim, musimy przechowywa� w specjalnych warunkach i pozbywa� si� ich stopniowo, z zachowaniem ogromnych �rodk�w ostro�no�ci. Dziennikarze pilnie notowali wyja�nienia Hoskinsa. Nie rozumieli z nich ani s�owa i wiedzieli, �e tak samo b�dzie z czytelnikami, ale wszystko brzmia�o bardzo naukowo, a to by�o najwa�niejsze. - Czy dzi� wieczorem we�mie pan udzia� w transmitowanej na �ywo konferencji prasowej? - zapyta� wys�annik "Times-Heralda". - Przypuszczam, �e tak - odpar� Hoskins i usatysfakcjonowani dziennikarze ruszyli w kierunku wyj�cia. Panna Fellowes odprowadzi�a ich zatroskanym spojrzeniem. Z wyja�nie� Hoskinsa zrozumia�a r�wnie ma�o co oni, ale jedno nie ulega�o dla niej w�tpliwo�ci: Timmie musia� pozosta� wi�niem bynajmniej nie ze wzgl�du na kaprys doktora. Nigdy nie b�dzie m�g� wyj�� poza pole statyczne. Biedne dziecko. Panna Fellowes nie obejrza�a konferencji prasowej doktora Hoskinsa, mimo �e audycja by�a transmitowana do ka�dego zak�tka kuli ziemskiej, a nawet na Ksi�yc. �adne fale nie mog�y przedosta� si� przez niewidzialn� granic� do trzypokojowego apartamentu, w kt�rym mieszka�a z ch�opcem. Jednak nazajutrz z samego rana uczony pojawi� si� osobi�cie, zadowolony i rozpromieniony. - Jak posz�a konferencja? - zapyta�a panna Fellowes. - Znakomicie. A jak miewa si�... Timmie? - Ca�kiem nie�le - odpar�a, zadowolona, �e u�y� imienia, kt�re nada�a ch�opcu. - Chod� tu, Timmie! Ten mi�y pan nie zrobi ci krzywdy. Jednak Timmie pozosta� w drugim pokoju. Tylko od czasu do czasu zza futryny wychyla� si� kosmyk jego zmierzwionych w�os�w i spogl�daj�ce badawczo oko. - Szczerze m�wi�c, przystosowuje si� w zdumiewaj�cym tempie - doda�a piel�gniarka. - Jest bardzo inteligentny. - Dziwi to pani�? Zawaha�a si� przez chwil�. - Chyba tak. Pocz�tkowo uwa�a�am go za ma�poluda albo co� w tym rodzaju. - C�, ma�polud czy nie ma�polud, ogromnie nam si� przys�u�y�. Dzi�ki niemu trafili�my na pierwsze strony gazet. Uda�o nam si�, panno Fellowes. Uda�o nam si�! By� tak szcz�liwy, �e musia� podzieli� si� z kim� swoj� rado�ci�, nawet je�li tym kim� mia�aby by� zwyk�a piel�gniarka. - Doprawdy? - mrukn�a wiedz�c, �e nie oczekuje od niej nic wi�cej. - Przez dziesi�� lat pracowali�my jak szaleni, zdobywaj�c pieni�dze wsz�dzie, gdzie tylko si� da�o - ciagn�� z r�kami wbitymi g��boko w kieszenie. - Postawili�my wszystko na jedn� kart�. Prosz� mi wierzy�, wiem, o czym m�wi�. Ten projekt poch�on�� wszystkie fundusze, jakie uda�o nam si� wyb�aga�, po�yczy� albo ukra��. Tak, niekt�re ukradli�my, bo by�y przeznaczone na inne badania, a my wykorzystali�my je bez pozwolenia. Gdyby eksperyment si� nie powi�d�, by�bym sko�czony. - Czy w�a�nie dlatego nie ma sufit�w? - zapyta�a panna Fellowes. Hoskins z trudem otrz�sn�� si� z zamy�lenia. - Prosz�? - Czy zabrak�o pieni�dzy na sufity? - Ach... Owszem, ale to nie by� jedyny pow�d. W gruncie rzeczy nie mieli�my pewno�ci, jak b�dzie si� zachowywa� nasz neandertalczyk. Istnia�a mo�liwo��, i� oka�e si� tak niebezpieczny, �e trzeba b�dzie trzyma� go z dala od ludzi jak zwierz� w klatce. - Ale teraz, kiedy wiadomo ju�, �e tak nie jest, chyba mo�na po�o�y� sufity? - Oczywi�cie. Nie musimy oszcz�dza�, bo wszyscy sami wciskaj� nam pieni�dze. Czy� to nie wspania�e, panno Fellowes? Obdarzy� j� szerokim u�miechem, po czym odwr�ci� si� i odszed�. By� tak szcz�liwy, �e nawet jego plecy wydawa�y si� u�miecha�. To nawet ca�kiem mi�y cz�owiek, pomy�la�a. Przez chwil� zastanawia�a si�, czy jest �onaty, ale zaraz potem skarci�a si� w duchu za niem�dre my�li. Wraz z ka�dym mijaj�cym miesi�cem panna Fellowes czu�a, �e coraz bardziej staje si� integraln� cz�ci� firmy "Pole Statyczne". Otrzyma�a w�asny gabinet z niewielk� tabliczk� z nazwiskiem na drzwiach, w pobli�u domku dla lalek, jak w dalszym ci�gu nazywa�a kwater� ch�opca. Dosta�a te� spor� podwy�k�. Nad domkiem dla lalek pojawi� si� sufit, jego wyposa�enie za� wyra�nie si� wzbogaci�o. Urz�dzono drug� �azienk�, mimo �e Edith dysponowa�a teraz tak�e w�asnym mieszkaniem na terenie Instytutu i cz�sto wraca�a tam na noc. ��czno�� mi�dzy mieszkaniem a domkiem zapewnia� interkom, kt�rym Timmie bardzo szybko nauczy� si� pos�ugiwa�. Panna Fellowes z kolei szybko przyzwyczaja�a si� do dziecka. Po jakim� czasie przesta�a nawet zauwa�a� jego brzydot�. Pewnego dnia przy�apa�a si� na tym, �e obserwuj�c na ulicy zwyczajne dziecko dziwi si�, czemu ma takie wypuk�e czo�o i wystaj�c� brod�. Przywyk�a tak�e - i to chyba by�o najprzyjemniejsze ze wszystkiego - do odwiedzin doktora Hoskinsa. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e uczony traktuje je jako okazj� do oderwania si� cho� na chwil� od licznych obowi�zk�w oraz �e w szczeg�lny spos�b interesuje si� losem dziecka, kt�re pomog�o mu osi�gn�� tak wysok� pozycj�. (Uda�o jej si� sporo o nim dowiedzie�. Wynalaz� metod� analizowania odbi� strumienia mezonowego przenikaj�cego w przesz�o��; wynalaz� metod� tworzenia pola statycznego; jego ch��d by� tylko pr�b� ukrycia �yczliwej ludziom natury; tak, by� �onaty). Nie mog�a natomiast przyzwyczai� si� do tego, �e sama uczestniczy w eksperymencie naukowym. Czu�a si� osobi�cie zaanga�owana do tego stopnia, �e cz�sto ostro sprzeciwia�a si� lekarzom. Pewnego razu Hoskins zasta� j� tak rozw�cieczon�, jak nigdy do tej pory. Nie mieli prawa! I co z tego, �e jest neandertalczykiem? Ale nie zwierz�ciem! Ogarni�ta furi� wpatrywa�a si� w otwarte drzwi, przez kt�re wyszli. Ch�opiec pochlipywa� cichutko. Dopiero po d�u�szej chwili zauwa�y�a stoj�cego przed drzwiami Hoskinsa. - Mog� wej��? - zapyta�. Skin�a g�ow�, po czym pospieszy�a do ch�opca, kt�ry natychmiast przywar� do niej kurczowo, obejmuj�c jej nog� r�kami i cienkimi, pa��kowato wygi�tymi n�kami. - Nie wydaje si� zbyt szcz�liwy - zauwa�y� powa�nie Hoskins. - Wcale mu si� nie dziwi� - odpar�a panna Fellowes. - Codziennie pobieraj� mu krew i m�cz� r�nymi badaniami, a w dodatku trzymaj� na diecie, kt�r� ja waha�abym si� przepisa� nawet psu. - Chyba zdaje sobie pani spraw�, �e nie mogliby przeprowadzi� tych bada� na ludziach. - Nie powinni te� przeprowadza� ich na ch�opcu, doktorze. Sam mi pan powiedzia�, �e to dzi�ki niemu odni�s� pan tak wielki sukces. Je�eli czuje pan jak�kolwiek wdzi�czno��, musi pan sprawi�, �eby zostawili go w spokoju przynajmniej do czasu, kiedy troch� doro�nie i zacznie wi�cej rozumie�. Po ka�dym seansie ma k�opoty z za�ni�ciem, a kiedy ju� za�nie, krzyczy przez sen, bo dr�cz� go koszmary. Ostrzegam pana, �e wi�cej ich tu nie wpuszcz�! Dopiero teraz u�wiadomi�a sobie, �e ju� nie m�wi, tylko krzyczy. Z trudem zapanowa�a nad wzburzeniem i obni�y�a g�os. - Wiem, �e to neandertalczyk, ale wiem te�, �e nie powinni�my traktowa� ich lekcewa��co. Sporo o nich czyta�am. Stworzyli w�asn� kultur�. Zawdzi�czamy im wiele wynalazk�w, z kt�rych korzystamy do tej pory: na przyk�ad ko�o i r�ne techniki obr�bki kamienia. To oni udomowili zwierz�ta. Stworzyli nawet zal��ek kultury. Grzebali swoich zmar�ych wraz z dobytkiem, z czego wynika, �e wierzyli w �ycie pozagrobowe. Nale�y przypuszcza�, �e to w�a�nie oni stworzyli pierwsz� religi�. Czy w zwi�zku z tym dziecku nie nale�y si� odrobina ludzkiego szacunku? Delikatnie poklepa�a ch�opca i zaprowadzi�a go do jego pokoju. Kiedy otworzy�a drzwi, Hoskins nie m�g� powstrzyma� u�miechu na widok mn�stwa zabawek. - To wszystko, co ten biedak posiada - powiedzia�a panna Fellowes takim tonem, jakby pr�bowa�a si� usprawiedliwi�. - Zas�u�y� sobie na te zabawki, pozwalaj�c si� codziennie dr�czy�. - Nie mam nic przeciwko temu - zapewni� j� po�piesznie uczony. - Pomy�la�em sobie tylko, jak bardzo zmieni�a si� pani od tego pierwszego dnia, kiedy ma�o nie rozszarpa�a mnie pani za to, �e kaza�em jej zajmowa� si� neandertalczykiem. - Przypuszczam, �e wtedy... - zacz�a panna Fellowes, ale urwa�a w p� zdania. Hoskins szybko zmieni� temat. - Jak pani my�li, ile on mo�e mie� lat? - Trudno powiedzie�, bo przecie� nie wiemy, w jakim tempie rozwijali si� neandertalczycy. S�dz�c po wzro�cie, da�abym mu jakie� trzy lata, ale oni byli z natury drobniejszej budowy, a on w dodatku chyba nie ro�nie, bo daj� mu jakie� paskudztwa. Z kolei, je�eli wzi�� pod uwag�, jak szybko uczy si� m�wi�... Powiedzia�abym, �e ma dobrze ponad cztery lata. - Naprawd�? W raportach nie znalaz�em ani s�owa na temat nauki m�wienia. - Bo on rozmawia tylko ze mn�. Potwornie boi si� innych ludzi i w�a�ciwie trudno mu si� dziwi�. Potrafi jednak poprosi� o co� do jedzenia, da� wyraz swoim potrzebom, a przede wszystkim rozumie wszystko, co si� m�wi do niego. - Przez ca�y czas obserwowa�a uwa�nie doktora, zastanawiaj�c si�, jak przyjmie to, co za chwil� us�yszy. - Niestety, jego rozw�j w nied�ugim czasie mo�e ulec zahamowaniu. - Dlaczego? - Ka�de dziecko potrzebuje bod�c�w, on za� �yje w odosobnieniu. Robi�, co mog�, ale przecie� nie przebywam z nim przez ca�y czas, a poza tym i tak nie da�abym rady. On potrzebuje r�wie�nika, z kt�rym m�g�by si� bawi�. Hoskins powoli skin�� g�ow�. - A tymczasem jest sam jak palec. Biedny dzieciak. Panna Fellowes natychmiast poczu�a przyp�yw sympatii do doktora. - Pan te� go lubi, prawda? Mi�o by�o wiedzie�, �e kto� my�li podobnie jak ona. - Naturalnie - odpar� uczony. Edith dostrzeg�a w jego oczach ogromne znu�enie. Natychmiast powiedzia�a z autentyczn� trosk� w g�osie: - Wygl�da pan na bardzo zm�czonego, doktorze Hoskins. - Naprawd�? C�, w takim razie b�d� musia� do�o�y� stara�, �eby nie da�o si� tego tak �atwo zauwa�y�. - Przypuszczam, �e to z powodu mn�stwa zaj��, jakie wi��� si� z zarz�dzaniem firm�? - S�usznie pani przypuszcza. Jestem ogromnie zaj�ty, ale za to mamy znakomite wyniki. Widzia�a pani najnowsze wska�niki? - Niestety, nie... Bro� Bo�e, nie dlatego, �eby mnie to nie interesowa�o, ale ja te� by�am ostatnio bardzo zaj�ta. - Ale teraz pani nie jest - powiedzia� niespodziewanie dla samego siebie. - Przyjd� po pani� jutro o jedenastej i osobi�cie oprowadz� po ca�ym terenie. Co pani na to? Obdarzy�a go u�miechem. - Z przyjemno�ci�. On tak�e si� u�miechn��, skin�� g�ow� i wyszed�. Przez reszt� dnia panna Fellowes cichutko nuci�a weso�e melodie. Wiedzia�a, �e nie powinna tak my�le� - c� to za g�upota! - ale czu�a si� prawie tak, jakby um�wi�a si� na randk�. Doktor Hoskins, u�miechni�ty i szarmancki, zjawi� si� punktualnie co do minuty. Panna Fellowes zamiast bia�ego fartucha za�o�y�a sukienk� - niezwykle skromn�, ma si� rozumie� - ale, prawd� m�wi�c, ju� od wielu lat nie czu�a si� tak kobieco. Powiedzia� jej, �e pi�knie wygl�da, a ona podzi�kowa�a za komplement. Znakomity wst�p, przemkn�o jej przez g�ow�. A zaraz potem: je�li wst�p, to do czego? Odegna�a od siebie te my�li i posz�a po�egna� si� z ch�opcem oraz obieca� mu, �e nied�ugo do niego wr�ci. Hoskins zaprowadzi� j� do nowego skrzyd�a budynku, gdzie nigdy do tej pory nie by�a. Wci�� jeszcze czu� tam by�o zapach �wie�o�ci, a dobiegaj�ce z oddali odg�osy �wiadczy�y o tym, �e rozbudowa trwa w dalszym ci�gu. - Oto nasze najcenniejsze okazy, przedstawiciele �wiata zwierz�cego - powiedzia� uczony. Rozleg�� przestrze� podzielono na mn�stwo ma�ych pomieszcze�, w ka�dym dzia�a�o inne pole statyczne. Zajrza�a przez szyb� do jednego z nich. W pierwszej chwili pomy�la�a, �e widzi jakiego� pokrytego �uskami, ogoniastego kurczaka. Biega� na dw�ch cienkich nogach, mia� delikatn� ptasi� g�ow� zwie�czon� ko�cian� naro�l� przypominaj�c� nieco grzebie� koguta i bez przerwy rozgl�da� si� na wszystkie strony, to zaciskaj�c, to zn�w prostuj�c palce, kt�rymi by�y zako�czone kr�tkie przednie ko�czyny. - To nasz dinozaur - poinformowa� j� Hoskins. - Mamy go ju� od kilku miesi�cy. - Dinozaur? - A co, spodziewa�a si� pani czego� wi�kszego? U�miechn�a si�. - Raczej tak, chocia� oczywi�cie wiem, �e zdarza�y si� te� ma�e. - I w�a�nie na takim nam zale�a�o, prosz� mi wierzy�. Zwykle kr�ci si� doko�a niego mn�stwo specjalist�w, ale teraz chyba maj� wolne. Dokonali ju� kilku interesuj�cych odkry�. Mi�dzy innymi okaza�o si�, �e wcale nie jest zupe�nie zmiennocieplny, gdy� dysponuje prymitywnym sposobem utrzymywania temperatury cia�a na wy�szym poziomie ni� temperatura otoczenia. Niestety, to samiec. Przez ca�y czas staramy si� zdoby� samic� tego samego gatunku, ale jak na razie bez powodzenia. - A po co wam samica? Hoskins zmierzy� j� szybkim spojrzeniem. - �eby�my mogli uzyska� zap�odnione jaja, a by� mo�e nawet wyhodowa� m�ode dinozaury. - Tak, oczywi�cie... Przeszli do dzia�u trylobit�w. - To profesor Dwayne z Uniwersytetu Waszyngto�skiego. Jest chemikiem nuklearnym. O ile sobie przypominam, zajmuje si� mierzeniem zawarto�ci poszczeg�lnych izotop�w tlenu w wodzie. - Po co? - Woda, kt�r� pani widzi, liczy sobie co najmniej p� miliarda lat. Dzi�ki tej metodzie mo�na ustali� temperatur�, jak� mia� w�wczas ocean. Profesor nie zwraca najmniejszej uwagi na trylobity, natomiast pozostali badaj� je prawie bez przerwy. Maj� sporo szcz�cia, bo potrzebuj� do tego tylko skalpeli i mikroskop�w, natomiast Dwayne za ka�dym razem musi od nowa montowa� spektrograf. - Dlaczego? Czy nie m�g�by... - Nie. On tak�e nie mo�e niczego wynosi� z tego pomieszczenia. Edith dostrzeg�a wiele okaz�w prehistorycznych ro�lin i ska�. Nad ka�dym pochyla� si� jaki� uczony. Pomieszczenie przypomina�o troch� muzeum, ale takie muzeum, kt�re nagle o�y�o, by pe�ni� funkcj� kipi�cego �yciem o�rodka naukowego. - Czy pan musi to wszystko nadzorowa�, doktorze? - Tylko po�rednio, panno Fellowes. Dzi�ki Bogu mam podw�adnych. Mnie osobi�cie interesuje wy��cznie teoria zwi�zana z tym zagadnieniem: natura czasu, sposoby mezonowej detekcji intertemporalnej i tak dalej. Wszystko, co pani widzi, odda�bym bez wahania za metod� wykrywania obiekt�w po�o�onych w odleg�o�ci mniejszej ni� dziesi�� tysi�cy lat od nas. Gdyby uda�o nam si� przenikn�� w czasy historyczne... Przerwa�, gdy� przy jednym z po�o�onych nieco dalej pomieszcze� wybuch�o jakie� zamieszanie. Dobiega� stamt�d czyj� piskliwy, podniesiony g�os. Hoskins zmarszczy� brwi. - Przepraszam na chwil� - powiedzia�, po czym ruszy� w tamt� stron�. Panna Fellowes prawie bieg�a, �eby dotrzyma� mu kroku. - Naprawd� nie jest pan w stanie zrozumie�, �e ju� tylko krok dzieli mnie od zako�czenia bardzo wa�nego eksperymentu? - pyta� podniesionym g�osem czerwony na twarzy m�czyzna o rzadkiej siwej br�dce. Technik w kombinezonie z monogramem PS na piersi (Pole Statyczne), odwr�ci� si� w kierunku nadchodz�cego Hoskinsa. - Doktorze, na samym pocz�tku ustalili�my z profesorem Ademewskim, �e okaz b�dzie m�g� zosta� tu najwy�ej dwa tygodnie... - Sk�d mia�em wtedy wiedzie�, ile czasu b�d� potrzebowa� na badania? - przerwa� mu Ademewski. - Przecie� nie jestem jasnowidzem! - Ale chyba rozumie pan, profesorze, �e dysponujemy ograniczon� przestrzeni�, w zwi�zku z czym musimy dokonywa� okresowej wymiany okaz�w - odpar� Hoskins. - Ten kawa�ek chalkopirytu musi wr�ci� tam, sk�d przyby�. - W takim razie, dlaczego nie mog� go zabra�, �eby spoko