3641
Szczegóły |
Tytuł |
3641 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3641 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3641 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3641 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Isaac Asimov
Tytul: Ma�y, brzydki ch�opiec
(The Ugly Little Boy)
Edith Fellowes poprawi�a fartuch, tak jak robi�a to
zawsze, zanim otworzy�a drzwi zaopatrzone w skomplikowany zamek
i przekroczy�a niewidzialn� lini� oddzielaj�c� bycie od
niebycia. Mia�a przy sobie notes i d�ugopis, cho� ju� od
jakiego� czasu nie sporz�dza�a �adnych notatek - chyba �e
wydarzy�o si� co� wyj�tkowo wa�nego.
Tym razem nios�a tak�e walizk�. ("Zabawki dla ch�opca",
wyja�ni�a z u�miechem stra�nikowi, kt�ry ju� dawno temu
przesta� j� kontrolowa�, i teraz te� machn�� tylko przyzwalaj�co
r�k�).
- Panna Fellowes! - wykrzykn�� p�aczliwie ma�y, brzydki
ch�opiec w charakterystyczny dla siebie, niewyra�ny spos�b i
jak zwykle pu�ci� si� p�dem w jej stron�.
- Witaj, Timmie. - Przesun�a d�oni� po zmierzwionych,
kasztanowych w�osach na jego niedu�ej, zdeformowanej g�owie. -
Co si� sta�o?
- Czy Jerry przyjdzie jeszcze, �eby si� ze mn� bawi�?
Bardzo mi przykro za to, co si� sta�o.
- Nie przejmuj si�, Timmie. Czy w�a�nie dlatego p�aka�e�?
Odwr�ci� wzrok.
- Nie tylko dlatego, panno Fellowes. Znowu mia�em sen.
- Ten sam? - zapyta�a i zacisn�a wargi. Nale�a�o
oczekiwa�, �e takie b�d� skutki awantury z Jerrym.
Ch�opiec skin�� g�ow�. Spr�bowa� si� u�miechn��, pokazuj�c
zbyt du�e, wystaj�ce z�by tkwi�ce w wysuni�tych do przodu
dzi�s�ach. - Panno Fellowes, kiedy b�d� ju� na tyle du�y, �eby
tam p�j��?
- Wkr�tce - odpar�a czuj�c, �e lada chwila p�knie jej
serce. - Wkr�tce.
Pozwoli�a mu wzi�� si� za r�k� - mia� grub�, przyjemnie
such� sk�r� - i poprowadzi� przez trzy pomieszczenia
sk�adaj�ce si� na Sekcj� Pierwsz�. Mimo �e stosunkowo wygodne,
by�y jego wi�zieniem.
Zatrzyma� si� przy jedynym oknie, kt�re wychodzi�o na
poro�ni�ty krzewami skrawek (chwilowo skryty w
ciemno�ciach), gdzie sta� p�ot opatrzony napisami
zabraniaj�cymi wst�pu niepowo�anym osobom.
- Tam, panno Fellowes? - zapyta� przyciskaj�c nos do
szyby.
- W r�ne inne miejsca, znacznie przyjemniejsze - odpar�a
ze smutkiem, spogl�daj�c na jego ustawion� profilem, biedn�,
zniekszta�con� twarz. Czo�o by�o bardzo p�askie, ca�kowicie
poro�ni�te zmierzwionymi w�osami, tylna cz�� czaszki
zdawa�a si� za� nienaturalnie rozd�ta, tak �e podtrzymuj�cy
g�ow� kark, a tak�e cia�o, musia�y by� mocno pochylone do
przodu. Nad oczami zacz�y si� ju� tworzy� wydatne �uki
brwiowe. Usta wysun�y si� do przodu znacznie dalej ni�
sp�aszczony, szeroki nos, za to nie by�o wcale podbr�dka,
przez co nie da�o si� wyznaczy� granicy mi�dzy doln� szcz�k�
a szyj�. Jak na sw�j wiek, ch�opiec z pewno�ci� nie
imponowa� wzrostem, a do tego mia� kr�tkie, potwornie krzywe
nogi.
Z ca�� pewno�ci� by� bardzo brzydkim, ma�ym ch�opcem i
Edith Fellowes ogromnie go kocha�a.
Nie m�g� teraz widzie� jej twarzy, wi�c pozwoli�a swoim
ustom zadr�e�.
Nie zabij� go. Zrobi wszystko, �eby temu zapobiec.
Wszystko. Otworzy�a walizk� i zacz�a wyjmowa� z niej ubranie.
Min�y ju� nieco ponad trzy lata od chwili, kiedy Edith
Fellowes po raz pierwszy przekroczy�a pr�g sp�ki akcyjnej
"Pole Statyczne". Nie mia�a w�wczas najmniejszego poj�cia,
co oznacza ta nazwa ani czym zajmuje si� sama firma. Nikt
tego nie wiedzia�, naturalnie z wyj�tkiem tych, kt�rzy tutaj
pracowali. �wiat mia� pozna� prawd� dopiero nast�pnego dnia.
Posz�a zainteresowana og�oszeniem, w kt�rym poszukiwano
kobiety dysponuj�cej pewn� wiedz� medyczn� i kochaj�cej dzieci.
Edith Fellowes pracowa�a jako piel�gniarka na oddziale
po�o�niczym, uzna�a wi�c, �e spe�nia te wymagania.
Gerald Hoskins - na tabliczce z jego nazwiskiem, kt�ra
sta�a na biurku, znajdowa�y si� tak�e literki "dr" - przez
d�u�sz� chwil� drapa� si� po policzku, taksuj�c j� uwa�nym
spojrzeniem. Edith natychmiast zesztywnia�a i poczu�a
nieprzyjemne dr�enie w k�ciku ust. Nagle u�wiadomi�a sobie z
ca�� ostro�ci�, �e ma skrzywiony nos i nieco zbyt obfite brwi.
On te� nie jest okazem urody, pomy�la�a z m�ciw�
satysfakcj�. Na pewno ma nadwag�, �ysieje i w og�le wygl�da na
cz�owieka obra�onego na ca�y �wiat. Jednak proponowane
wynagrodzenie znacznie przekracza�o jej oczekiwania, tote�
zacisn�a z�by i postanowi�a zobaczy�, co b�dzie dalej.
- A wi�c kocha pani dzieci, tak? - zapyta�
wreszcie Hoskins.
- Nie powiedzia�abym tego, gdyby tak nie by�o.
- A mo�e kocha pani tylko �adne dzieci? Takie, co bez
przerwy gaworz�, maj� �liczne noski i rumiane policzki?
- Dzieci to po prostu dzieci, doktorze Hoskins - odpar�a.
- Te, kt�re nie urodzi�y si� �adne, zazwyczaj najbardziej
potrzebuj� opieki.
- Przypu��my wi�c, �e zdecydowaliby�my si� pani�
zaanga�owa�...
- Czy mam to rozumie� jako ofert� pracy, doktorze?
Hoskins u�miechn�� si� lekko i przez chwil� jego twarz
wydawa�a si� nawet do�� sympatyczna.
- Zwykle szybko podejmuj� decyzje. Jednak na razie oferta
jest warunkowa - r�wnie szybko mog� doj�� do wniosku, �e
rezygnuj� z pani us�ug. Wi�c jak, decyduje si� pani podj��
ryzyko?
Panna Fellowes zacisn�a kurczowo r�ce na pasku torebki i
zacz�a szybko liczy� w pami�ci, ale zaraz da�a sobie z
tym spok�j i postanowi�a zda� si� na intuicj�.
- W porz�dku - powiedzia�a.
- Znakomicie. Dzi� wieczorem b�dziemy generowa� pole
statyczne i wydaje mi si�, �e powinna pani by� przy tym, �eby
od razu podj�� obowi�zki. Zaczynamy o �smej, wi�c by�oby
dobrze, gdyby zjawi�a si� pani tutaj p� godziny wcze�niej.
- Ale co...
- Znakomicie. Znakomicie. To na razie wszystko.
Na korytarzu panna Fellowes odwr�ci�a si� i przez d�u�sz�
chwil� spogl�da�a na zamkni�te drzwi gabinetu doktora Hoskinsa.
Co to jest pole statyczne? I co wsp�lnego z dzie�mi mo�e mie�
ten du�y, przypominaj�cy stodo�� budynek, pe�en ubranych na
bia�o pracownik�w z identyfikatorami, w kt�rym czu� �atwy do
rozpoznania zapach maszyn?
Przemkn�a jej my�l, czy mo�e powinna da� nauczk� temu
aroganckiemu m�czy�nie i nie stawi� si� na spotkanie, ale
szybko dosz�a do wniosku, �e nie da rady. Przyjdzie cho�by po
to, �eby uzyska� odpowied� na m�cz�ce j� pytania.
Kiedy zjawi�a si� ponownie o wp� do �smej wieczorem, nie
musia�a si� nikomu przedstawia�. Wygl�da�o na to, �e wszyscy
j� znaj� i wiedz�, jak� funkcj� pe�ni. Odnios�a wra�enie, jakby
bez udzia�u jej woli posadzono j� na sankach i zepchni�to w
d� ze stromego zbocza.
By� tam r�wnie� dr Hoskins, ale tylko spojrza� na ni� z
roztargnieniem i mrukn��: "A, witam, panno Fellowes". Nie
zaproponowa� nawet, �eby usiad�a.
Znajdowali si� na balkonie pomieszczenia wype�nionego
urz�dzeniami, kt�re wygl�da�y na skrzy�owanie tablicy
nawigacyjnej statku kosmicznego z p�yt� czo�ow� komputera.
Po jednej stronie ustawiono przepierzenia tworz�ce co� w
rodzaju kilku pozbawionych sufit�w pokoi - ogromny domek dla
lalek, do kt�rego mo�na by�o swobodnie zagl�da� z g�ry.
W jednym z pokoi Edith dostrzeg�a elektroniczn� kuchenk�
i lod�wk�, w drugim wyposa�enie �azienki, w trzecim za�
pojedyncze, niedu�e ��ko.
Hoskins rozmawia� z jakim� m�czyzn�. Na balkonie byli
tylko oni dwaj oraz panna Fellowes. Doktor nie pofatygowa�
si�, �eby przedstawi� swojego rozm�wc�, szczup�ego, do��
przystojnego, o kr�tko przyci�tych w�sach oraz bystrych
oczach, bez przerwy rozgl�daj�cego si� doko�a.
- Doktorze Hoskins, nawet nie zamierzam udawa�, �e
cokolwiek z tego rozumiem - powiedzia�. - To znaczy, �e
rozumiem wi�cej ni� mo�na oczekiwa� po laiku. Najmniej
jednak rozumiem spraw� selektywno�ci. Urz�dzenie ma
ograniczony zasi�g - zgoda. Im dalej si�gacie, tym mniej
wyra�ny obraz otrzymujecie - te� zgoda. Ale sk�d wzi�a si�
dolna granica zasi�gu?
- Je�eli pan pozwoli, Deveney, postaram si� wyja�ni�
panu za pomoc� analogii.
Panna Fellowes doskonale zna�a nazwisko Deveney. A wi�c
to by� specjalizuj�cy si� w sprawach nauki reporter
Telewiadomo�ci, kt�ry zawsze zjawia� si� tam, gdzie
dokonywano jakiego� znacz�cego odkrycia! Z pewnym
zdziwieniem stwierdzi�a, �e jego obecno�� nie pozostawia jej
zupe�nie oboj�tn�. Teraz nawet rozpozna�a jego twarz, kt�r�
wraz z milionami innych ludzi ogl�da�a w telewizji, kiedy
relacjonowano pierwsze l�dowanie na Marsie. Wszystko
wskazywa�o na to, �e doktor Hoskins kryje w zanadrzu co�
wa�nego.
- Ot�, je�li otworzy pan ksi��k� i po�o�y j� dwa metry od
siebie, z ca�� pewno�ci� nie zdo�a pan przeczyta� ani jednego
zdania. Je�eli ta sama ksi��ka znajdzie si� p� metra od
pa�skich oczu, nie b�dzie pan mia� najmniejszych k�opot�w z
lektur�. Jak na razie, wniosek jest prosty: im bli�ej, tym
lepiej. Gdyby jednak przysun�� j� pan na dwa centymetry, znowu
znalaz�by si� pan w kropce. Czasem co� jest tak blisko, �e a�
za blisko.
- Hmm... - mrukn�� Deveney.
- Albo we�my inny przyk�ad: pa�ski prawy bark znajduje si�
w odleg�o�ci mniej wi�cej siedemdziesi�ciu centymetr�w od
czubka �rodkowego palca pa�skiej prawej reki. Prawy �okie� jest
dok�adnie o po�ow� bli�ej, a wi�c wydawa�oby si�, �e tym
�atwiej powinien go pan dosi�gn��. Tymczasem, cho�by nie
wiadomo jak si� pan stara�, nie uda si� panu dotkn�� palcem
prawej r�ki swojego prawego �okcia. On te� znajduje si� za
blisko.
- Czy mog� wykorzysta� te analogie w reporta�u? - zapyta�
Deveney.
- Oczywi�cie. B�d� zaszczycony. Od dawna czeka�em na
kogo� takiego jak pan, kto poinformuje o wszystkim opini�
publiczn�. S�u�� panu wszelk� pomoc�. Nadesz�a pora, aby
pozwoli� �wiatu zajrze� nam przez rami�. Mamy do pokazania
wiele interesuj�cych rzeczy.
Nieco wbrew sobie panna Fellowes stwierdzi�a, �e imponuje
jej ch�odna pewno�� siebie doktora Hoskinsa.
- Jak daleko spr�bujecie si�gn��? - zapyta� Deveney.
- Czterdzie�ci tysi�cy lat.
Panna Fellowes z trudem st�umi�a okrzyk zdumienia.
Lat?
W powietrzu czu�o si� napi�cie. Ludzie siedz�cy przy
urz�dzeniach kontrolnych prawie si� nie poruszali. Jaki�
m�czyzna m�wi� p�g�osem do mikrofonu kr�tkie, urywane zdania,
z kt�rych panna Fellowes nie rozumia�a ani s�owa.
- Czy b�dziemy st�d co� widzie�, doktorze Hoskins? -
zapyta� Deveney, opieraj�c si� o barierk� i omiataj�c
pomieszczenie uwa�nym spojrzeniem.
- Prosz�? Nie, nic, a� do samego ko�ca. Rozpoznanie
prowadzimy za pomoc� czego� w rodzaju radaru, tyle tylko, �e
zamiast promieniowania u�ywamy mezon�w. W odpowiednich
warunkach mezony potrafi� biec pod pr�d czasu, a je�li
natrafi� na przeszkod�, w�wczas odbijaj� si� i wracaj� do
nas, a my analizujemy te odbicia.
- Brzmi to do�� zawile.
Hoskins u�miechn�� si�, jak zwykle przelotnie.
- Ma pan do czynienia z ko�cowym produktem, stanowi�cym
efekt pi��dziesi�ciu lat poszukiwa� i do�wiadcze�. Istotnie, to
jest skomplikowane.
M�czyzna siedz�cy przy mikrofonie podni�s� r�k�.
- Ju� od kilku tygodni mamy namierzony pewien punkt
czasowy - ci�gn�� doktor Hoskins. - Przez ca�y czas prowadzimy
obliczenia, ustalaj�c nasze po�o�enie wzgl�dem niego, by mie�
ca�kowit� pewno��, �e nie b�dzie �adnych niedok�adno�ci.
Mimo to na czo�o wyst�pi�y mu kropelki potu.
Edith Fellowes wsta�a z krzes�a i podesz�a do barierki,
ale nie widzia�a nic niezwyk�ego.
- Teraz - powiedzia� spokojnie cz�owiek z mikrofonem.
Przez sekund� lub dwie trwa�a ca�kowita cisza, potem za� z
domku dla lalek dobieg� krzyk przera�onego dziecka. Strach!
Okropny strach!
Panna Fellowes natychmiast zwr�ci�a si� w tamt� stron�.
Zupe�nie zapomnia�a, �e przecie� w tym wszystkim mia�o bra�
udzia� jakie� dziecko.
Doktor Hoskins uderzy� pi�ci� w por�cz.
- Uda�o si�! - powiedzia� g�osem dr��cym z emocji i
rado�ci.
Panna Fellowes sz�a szybko w d� kr�tymi schodami, czuj�c
na ramieniu ci�k� d�o� Hoskinsa. Doktor milcza� jak zakl�ty.
Kiedy ca�a tr�jka zesz�a z balkonu na pod�og� obszernej hali,
od strony domku dla lalek dobieg� delikatny d�wi�k dzwonka.
- Z wej�ciem w pole statyczne nie wi��e si� �adne
niebezpiecze�stwo - zwr�ci� si� Hoskins do reportera. - Robi�em
to ju� tysi�ce razy. Cz�owiek przez chwil� czuje si� troch�
dziwnie, ale szybko wraca do normy.
Przeszed� przez szeroko otwarte drzwi, a w chwil� p�niej
to samo uczyni� Deveney, u�miechaj�c si� niezbyt pewnie i
wstrzymuj�c oddech.
- Panno Fellowes, prosz�! - ponagli� j� niecierpliwie
uczony.
Edith skin�a g�ow� i przekroczy�a pr�g. Odnios�a
wra�enie, jakby po jej ciele przep�yn�a �askocz�ca fala, ale
kiedy rozejrza�a si� doko�a, nie dostrzeg�a nic nadzwyczajnego.
W powietrzu czu� by�o zapach drewna... i �wie�ej ziemi.
W ciszy, kt�ra panowa�a w domku dla lalek, rozleg�o si�
niepewne szuranie, potem odg�os drapania - jakby kto� przesuwa�
paznokciami po drewnie - a wreszcie cichy j�k.
- Gdzie ono jest? - zapyta�a panna Fellowes.
Ch�opiec by� w sypialni - to znaczy w pokoju, gdzie
znajdowa�o si� ��ko. Sta� zupe�nie nagi, jego drobna pier�
unosi�a si� i opada�a w rytmie szybkiego oddechu, wok�
br�zowych st�p wala�o si� troch� trawy i sporo ziemi.
Poza tym czu� by�o co� znacznie mniej przyjemnego.
Hoskins wzruszy� ze zniecierpliwieniem ramionami.
- Nie da si� wyrwa� dziecka z czasu nie zabieraj�c troch�
tego, co go otacza�o. A mo�e wola�aby pani zobaczy� go bez nogi
albo po�owy g�owy?
- Czy b�dziemy tak sta� i gapi� si� na niego? - zapyta�a
panna Fellowes, opanowuj�c odraz�. - To biedne dziecko jest
przera�one... i brudne!
Mia�a racj�. Ch�opiec by� nieprawdopodobnie umorusany, na
udzie za� mia� g��bokie, czerwone zadrapanie. Kiedy
Hoskins zbli�y� si� do niego, dzieciak - wygl�da� na nie wi�cej
ni� trzy lata - przysiad� i cofn�� si� gwa�townie, jednocze�nie
obna�aj�c z�by niczym kot, kt�ry pr�buje odstraszy�
przeciwnika. Hoskins chwyci� ch�opca za ramiona i podni�s�, nie
zwa�aj�c na wrzaski i wierzgania.
- Prosz� go przytrzyma� - powiedzia�a panna Fellowes. -
Przede wszystkim potrzebuje gor�cej k�pieli. Trzeba go domy�.
Macie tu wszystko, czego trzeba? Je�li tak, to przynie�cie to
tutaj. Kto� b�dzie musia� mi pom�c, bo na razie nie dam sobie z
nim rady. Aha, i posprz�tajcie te brudy, na mi�o�� bosk�!
Wydaj�c polecenia czu�a si� w swoim �ywiole, a poniewa�
wreszcie ze zdezorientowanego widza zamieni�a si� z powrotem w
doskonale wyszkolon� piel�gniark�, spojrza�a na dziecko
ch�odnym, profesjonalnym okiem... i niemal dozna�a szoku.
Zobaczy�a bowiem ch�opca takim, jakim by� naprawd�.
By� to najbrzydszy ma�y ch�opiec, jakiego w �yciu
widzia�a. Potwornie brzydki, od pa��kowato wygi�tych n�g
poczynaj�c, na szkaradnie zdeformowanej g�owie ko�cz�c.
Wyk�pa�a go przy pomocy trzech m�czyzn, a w tym samym
czasie inni w po�piechu starali si� doprowadzi� pok�j do
porz�dku. Pracowa�a w milczeniu, zirytowana oporem stawianym
przez dziecko oraz strumieniami wody, kt�re co chwila zalewa�y
jej nienagannie czysty kitel.
Doktor Hoskins wspomina� ju� wcze�niej, �e ch�opiec mo�e
nie by� naj�adniejszy, ale nie napomkn�� nic o tym, �e b�dzie
odra�aj�co zdeformowany. W dodatku roztacza� wok� siebie
nieprzyjemny zapach, z kt�rym myd�o i woda nie bardzo mog�y
sobie poradzi�.
Odczuwa�a ogromn� pokus�, �eby wepchn�� namydlonego
dzieciaka Hoskinsowi w obj�cia i wyj��, trzaskaj�c drzwiami,
ale nie pozwala�a jej na to zawodowa duma. Na pewno
popatrzy�by na ni� kpi�co, a w jego oczach bez trudu
wyczyta�aby pytanie: "Tylko �adne dzieci, panno Fellowes?"
Sta� teraz nieco z boku, przygl�daj�c si� z pob�a�liwym
p�u�miechem jej poczynaniom, jakby bawi�a go irytacja
kobiety. Postanowi�a wytrzyma� jeszcze troch�.
Potem, kiedy ch�opiec by� ju� suchy, r�owy i pachn�cy
myd�em, poczu�a si� troch� lepiej. Rozpaczliwe krzyki ust�pi�y
miejsca �a�osnemu pochlipywaniu. Przez ca�y czas uwa�nie
obserwowa� wszystko, co dzieje si� w pokoju, staraj�c si� nie
traci� z pola widzenia �adnej z os�b, kt�re si� tam znajdowa�y.
Umyty i dr��cy z zimna wydawa� si� jeszcze bardziej zabiedzony
ni� przed k�piel�.
- Prosz� przynie�� mu szlafrok! - poleci�a ostrym tonem
panna Fellowes.
Szlafrok zjawi� si� niemal natychmiast. Mo�na by�o odnie��
wra�enie, �e wszystko jest naszykowane, ale nic pod r�k�, jakby
czekano na jej decyzje, poddaj�c j� w ten spos�b pr�bie.
- Przytrzymam ch�opca, panno Fellowes - powiedzia�
Deveney. - Sama nie da sobie pani rady.
- Dzi�kuj� panu.
Rzeczywi�cie, musieli stoczy� prawdziw� bitw�, ale
wreszcie szlafrok znalaz� si� tam, gdzie powinien. Ch�opiec
natychmiast wykona� gest, jakby chcia� go podrze�, a wtedy
Edith uderzy�a go lekko w r�k�. Ch�opiec poczerwienia� na
twarzy, ale nie rozp�aka� si�. Nie spuszczaj�c wzroku z kobiety
ostro�nie przesun�� d�oni� po grubym materiale, jakby stara�
si� dociec, co to ma by�.
Co teraz? - zastanawia�a si� rozpaczliwie Edith Fellowes.
Wszyscy - nawet brzydki ch�opiec - zdawali si� czeka� na jej
polecenia.
- Pomy�leli�cie o jakim� jedzeniu dla niego? - zapyta�a.
Okaza�o si�, �e pomy�leli. Do pokoju wtoczy� si� w�zek z
minilod�wk� i kuchenk�. W lod�wce by�o mleko, na blacie obok
kuchenki wznosi�y si� za� fortyfikacje utworzone z
najr�niejszych od�ywek, witamin i syrop�w.
Postanowi�a zacz�� od mleka. Kuchenka podgrza�a porcj� w
ciagu dziesi�ciu sekund i wy��czy�a si�. Edith nala�a troch�
mleka na spodeczek, gdy� by�a pewna, �e ch�opiec nie poradzi�by
sobie z kubkiem.
- Pij - powiedzia�a, wykonuj�c gest, jakby podnosi�a
spodek do ust. Ch�opiec przygl�da� si� uwa�nie, ale nie wykona�
najmniejszego ruchu.
Piel�gniarka postanowi�a zastosowa� inn� metod�. Chwyci�a
ch�opca za r�k�, zanurzy�a j� w mleku, po czym przesun�a mokre
palce po jego ustach.
Dziecko najpierw pisn�o ze strachu, ale zaraz uspokoi�o
si� i obliza�o wargi. Panna Fellowes cofn�a si� o krok.
Ch�opiec podszed� ostro�nie do spodka, nachyli� si�,
rozejrza� uwa�nie doko�a, jakby w poszukiwaniu ukrytego wroga,
po czym zbli�y� twarz do naczynia i zacz�� ch�epta� jak kot.
Nawet nie spr�bowa� wzi�� spodka w r�ce.
Przez twarz panny Fellowes musia� przemkn�� wyraz
g��bokiego niesmaku, gdy� Deveney spojrza� na uczonego i
zapyta�:
- Czy piel�gniarka ju� wie, doktorze?
- O czym mam wiedzie�? - zareagowa�a natychmiast panna
Fellowes.
Deveney wyra�nie si� zawaha�.
- Dalej, prosz� jej powiedzie� - zach�ci� go Hoskins z
wci�� tym samym, pob�a�liwym p�u�miechem.
- Prosz� przygotowa� si� na co� zaskakuj�cego - zwr�ci� si�
reporter do Edith - jest pani pierwsz� wsp�czesn� kobiet�,
kt�ra ma okazj� opiekowa� si� ma�ym neandertalczykiem.
Skierowa�a na Hoskinsa mia�d��ce spojrzenie.
- M�g� mnie pan uprzedzi�, doktorze!
- A po co? C� to za r�nica?
- M�wi� pan o dziecku.
- A czy to nie jest dziecko? Mia�a pani kiedy� kotka albo
pieska? Czy bardziej przypomina�y cz�owieka ni� ten ch�opiec?
A gdyby chodzi�o o ma�ego szympansa, czy czu�aby pani do niego
odraz�? Jest pani piel�gniark�, panno Fellowes. Przez trzy lata
pracowa�a pani na oddziale po�o�niczym. Czy kiedykolwiek
odm�wi�a pani zaj�cia si� kalekim dzieckiem?
Edith poczu�a, �e inicjatywa wymyka si� jej z r�k.
- Mimo wszystko m�g� mnie pan uprzedzi� - powt�rzy�a ze
znacznie mniejszym przekonaniem.
- A w�wczas pani odrzuci�aby moj� propozycj�? W takim
razie, czy odrzuca j� pani teraz?
Mierzy� j� ch�odnym spojrzeniem. Deveney przygl�da� si�
jej z drugiego ko�ca pomieszczenia i nawet ma�y
neandertalczyk, kt�ry w�a�nie upora� si� z mlekiem, podni�s�
g�ow� i popatrzy� na ni� �a�o�nie szeroko otwartymi oczami.
Zaraz potem niespodziewanie wskaza� na pusty spodeczek i wyda�
ca�� seri� gard�owych, bez w�tpienia artyku�owanych odg�os�w,
przerywanych czym� w rodzaju mlaskania i kl�skania j�zykiem.
- On m�wi! - stwierdzi�a ze zdumieniem panna Fellowes.
- Naturalnie - odpar� Hoskins. - Homo neanderthalensis w
gruncie rzeczy nie stanowi odr�bnego gatunku, lecz jest
podgatunkiem Homo sapiens. Dlaczego mia�by nie m�wi�?
Prawdopodobnie prosi o wi�cej mleka.
Edith odruchowo si�gn�a po butelk�, lecz Hoskins szybkim
ruchem z�apa� j� za r�k�.
- Zanim posuniemy si� cho�by o krok dalej, musz� wiedzie�
jedno: zostaje pani, czy nie?
Panna Fellowes wyszarpn�a r�k�.
- A co, nie daliby�cie mu je��, gdybym ja tego nie
zrobi�a? Zostaj� - przynajmniej na razie.
Ponownie nape�ni�a spodek.
- Teraz zostawimy pani� sam na sam z ch�opcem - powiedzia�
doktor Hoskins. - Te drzwi stanowi� jedyne po��czenie mi�dzy
polem statycznym a normaln� przestrzeni�. S� strze�one i
zaopatrzone w specjalny zamek, kt�ry, ma si� rozumie�, b�dzie
rozpoznawa� pani linie papilarne tak samo, jak rozpoznaje moje.
Tam, z g�ry - ruchem g�owy wskaza� nie istniej�cy sufit -
przez ca�y czas prowadzona jest obserwacja. W razie jakich�
k�opot�w zostan� niezw�ocznie powiadomiony.
- A wi�c b�dzie pan �ledzi� ka�dy m�j ruch - stwierdzi�a
cierpko.
- Nic podobnego - zaprotestowa�. - Zajm� si� tym sterowane
komputerowo urz�dzenia elektroniczne. A teraz, do rzeczy:
dzisiaj zostanie pani z ch�opcem, podobnie jak ka�dej
nast�pnej nocy, a� do odwo�ania. W dzie� mo�e pani
wychodzi�, kiedy uzna pani za stosowne, ale prosz� zawczasu
nas o tym zawiadamia�. Najlepiej, �eby przygotowa�a pani
jaki� grafik albo co� w tym rodzaju.
Panna Fellowes rozejrza�a si� doko�a ze zdziwion� min�.
- Ale po co to wszystko, doktorze? Czy ch�opiec jest
niebezpieczny?
- Chodzi o energi�, prosz� pani. Nie wolno mu opuszcza�
tych pomieszcze�. Nigdy. Ani na chwil�. Nawet wtedy, gdyby od
tego zale�a�o jego �ycie... albo pani �ycie, panno
Fellowes. Czy wyrazi�em si� wystarczaj�co jasno?
Edith podnios�a dumnie g�ow�.
- Owszem, doktorze Hoskins. Jako piel�gniarka przywyk�am
do tego, �e przede wszystkim musz� mie� na uwadze dobro
pacjenta.
- To dobrze. Prosz� da� zna�, gdyby pani czego�
potrzebowa�a.
Panna Fellowes odwr�ci�a si� do ch�opca. Obserwowa� j�
uwa�nie, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na mleko.
Zademonstrowa�a mu, w jaki spos�b nale�y podnie�� spodek i
zbli�y� go do ust; opiera� si�, ale nie krzycza� ju�, kiedy go
dotkn�a.
Przez ca�y czas nie spuszcza� z niej wzroku. �eby go uspokoi�,
wyci�gn�a powoli r�k� i delikatnie pog�aska�a go po g�owie.
- Teraz poka�� ci, jak nale�y zachowywa� si� w �azience -
powiedzia�a. - My�lisz, �e uda ci si� tego nauczy�?
Przemawia�a naj�agodniej jak potrafi�a, zdaj�c sobie
doskonale spraw�, �� jej nie zrozumie, ale liczy�a na to, �e
koj�ce brzmienie g�osu odniesie zamierzony skutek.
Ch�opiec zagulgota� co� w odpowiedzi.
- Mog� wzi�� ci� za r�k�? - zapyta�a.
Wyci�gn�a swoj�, a ch�opiec popatrzy� na ni� nieufnie.
Czeka�a cierpliwie, nie wykonuj�c �adnego ruchu. Po chwili r�ka
ch�opca zacz�a pe�zn�� w kierunku jej d�oni.
- Bardzo dobrze - zach�ci�a go Edith.
Kiedy ich palce dzieli�a odleg�o�� dw�ch centymetr�w,
odwaga opu�ci�a ch�opca i szybko cofn�� r�k�.
- Nast�pnym razem na pewno nam si� uda - powiedzia�a
spokojnie panna Fellowes. Poklepa�a materac ��ka. - Mo�e by�
tu usiad�?
Powoli mija�y godziny, a post�py nie by�y zachwycaj�ce.
Nie uda�o jej si� ani nauczy� go korzystania z toalety, ani
zach�ci� do po�o�enia si� na ��ku. Kiedy wreszcie zmorzy�a go
senno��, po�o�y� si� na pod�odze, a nast�pnie wturla� pod
��ko.
Kiedy tam zajrza�a, zobaczy�a jego b�yszcz�ce oczy i
us�ysza�a kilka szybkich mla�ni��.
- W porz�dku - powiedzia�a. - �pij tam sobie, je�li
uwa�asz, �e tam jeste� najbezpieczniejszy.
Zamkn�a za sob� drzwi sypialni i po�o�y�a si� na kozetce
w najwi�kszym pokoju. Na jej stanowcze ��danie nad pos�aniem
rozpi�to co� w rodzaju prowizorycznego baldachimu. Je�eli ci
g�upi m�czy�ni chc�, �ebym zostawa�a tu na noc, musz� powiesi�
gdzie� lustro, postawi� jak�� szafk� i przygotowa� oddzieln�
�azienk�, pomy�la�a.
Nie mog�a zasn��, gdy� pod�wiadomie nas�uchiwa�a, czy z
s�siedniego pokoju nie dobiegaj� jakie� odg�osy. Chyba nie uda
mu si� stamt�d wydosta�? Co prawda, �ciany by�y g�adkie i bardzo
wysokie, ale co b�dzie, je�li oka�e si�, �e ch�opak umie
wspina� si� jak ma�pa? C�, Hoskins powiedzia�, �e wszystkie
pomieszczenia znajduj� si� pod sta�� obserwacj�.
Nagle przysz�a jej do g�owy niepokoj�ca my�l: a je�eli
dzieciak jest niebezpieczny?
C� za pomys�! Przecie� Hoskins nie zostawi�by jej tutaj
samej, gdyby... Spr�bowa�a roze�mia� si� ze swoich obaw, ale
nie bardzo jej to wysz�o. Przecie� on ma zaledwie trzy albo
cztery lata! Jednak z drugiej strony nie uda�o jej si� obci��
mu d�ugich i ostrych niczym szpony paznokci. Gdyby zaskoczy� j�
we �nie...
Zacz�a szybciej oddycha�. Mo�e to g�upie, ale...
Wyt�y�a s�uch i tym razem rzeczywi�cie co� us�ysza�a.
Ch�opczyk p�aka�.
Nie krzycza� ze strachu, nie wrzeszcza�, tylko po cichutku
p�aka�, tak jak potrafi p�aka� tylko bardzo samotne dziecko.
Edith Fellowes po raz pierwszy poczu�a bolesne uk�ucie w
sercu. Biedactwo!
Oczywi�cie, �e to tylko dziecko. Jakie znaczenie ma
kszta�t jego g�owy? Dziecko osierocone w taki spos�b, w jaki
nigdy do tej pory to si� nie zdarzy�o. Nie tylko straci�o matk�
i ojca, ale zosta�o jedynym �yj�cym przedstawicielem swojego
gatunku! Wyrwano je z czasu, w kt�rym si� urodzi�o, i
przeniesiono do zupe�nie obcego �wiata.
Zrobi�o jej si� go okropnie �al, a jednocze�nie poczu�a
wyrzuty sumienia z powodu swojej grubosk�rno�ci. Wsta�a z
��ka, obci�gn�a ukradkiem koszul� nocn� (jutro koniecznie
musz� przynie�� podomk�! - przemkn�o jej przez g�ow�) i wesz�a
do s�siedniego pokoju.
- Hej, ch�opczyku! - szepn�a. - Ch�opczyku!
Mia�a zamiar si�gn�� pod ��ko, ale przypomnia�a sobie
ostre z�by dziecka i zmieni�a zamiar. W��czy�a nocn� lampk�, po
czym odsun�a ��ko.
Biedna istotka kuli�a si� pod �cian� z kolanami
przyci�ni�tymi do piersi, spogl�daj�c na ni� za�zawionymi,
nieufnymi oczami. W przy�mionym �wietle nie by� nawet a� tak
bardzo brzydki.
- Biedactwo... - szepn�a. Pog�adzi�a go po g�owie
czuj�c, jak najpierw napina wszystkie mi�nie, a potem
stopniowo si� odpr�a. - Mog� ci� jako� pocieszy�?
Usiad�a obok niego na pod�odze, a nast�pnie zacz�a
delikatnie g�aska� go po policzku, karku i plecach, nuc�c
�agodn�, spokojn� melodi�.
Ch�opiec podni�s� g�ow� i wlepi� wzrok w jej usta,
jakby zastanawiaj�c si�, sk�d bior� si� te koj�ce odg�osy.
Przysun�a si� bli�ej, zaczeka�a, a� po�o�y jej g�ow� na
ramieniu, potem za� wsun�a drugie rami� pod skulone nogi i
p�ynnym, �agodnym ruchem podnios�a go z pod�ogi. Ca�y czas
nuc�c t� sam� melodi� ko�ysa�a go powoli, a� wreszcie
szlochanie ucich�o, a ch�opiec zasn��.
Bardzo ostro�nie, �eby go nie obudzi�, przepchn�a ��ko z
powrotem pod �cian� i po�o�y�a go na nim. Nast�pnie przykry�a
dziecko kocem i przez chwil� przygl�da�a mu si� w milczeniu.
Pogr��one we �nie, wygl�da�o po prostu jak ma�e dziecko. To, �e
by�o takie brzydkie, nie mia�o �adnego znaczenia.
Ruszy�a na palcach w kierunku drzwi, ale nagle stan�a jak
wryta. Co b�dzie, je�li si� obudzi?
Wr�ci�a, przez kilka sekund toczy�a ze sob� beznadziejn�
walk�, po czym westchn�a i u�o�y�a si� obok dziecka.
��ko by�o na ni� za ma�e. Le�a�a skulona w
niewygodnej pozycji, czuj�c si� do�� nieswojo bez baldachimu
nad g�ow�, ale potem ch�opczyk wsun�� swoj� ma�� r�czk� do jej
d�oni i Edith nawet nie wiedzia�a, kiedy zapad�a w sen.
Obudzi�a si� gwa�townie i niewiele brakowa�o, �eby zacz�a
przera�liwie krzycze�, ale zdo�a�a zapanowa� nad sob�, dzi�ki
czemu wyda�a tylko zduszony j�k. Ch�opiec wpatrywa� si� w ni�
szeroko otwartymi oczami. Trzeba by�o d�u�szej chwili, �eby
przypomnia�a sobie, sk�d si� tu wzi�a; powoli i ostro�nie,
by go nie przestraszy�, wyprostowa�a jedn� nog�, opu�ci�a j� na
pod�og�, a zaraz potem to samo uczyni�a z drug�. Pos�a�a gro�ne
spojrzenie w g�r�, ku nie istniej�cemu sufitowi, uk�adaj�c sobie
w my�li kr�tk� przemow�, jak� uraczy doktora Hoskinsa, kiedy
spotka si� z nim, by poinformowa� o tym, �e odchodzi.
Jednak w tej samej chwili ch�opiec wyci�gn�� r�k�,
delikatnie dotkn�� palcami jej ust i co� powiedzia�.
Odruchowo cofn�a si� przed nim. Teraz, w blasku dnia, by�
wr�cz przera�aj�co brzydki.
Ch�opiec ponownie przem�wi�, po czym dotkn�� swoich ust i
wykona� gest, jakby co� z nich wyci�ga�. Panna Fellowes
wreszcie domy�li�a si�, o co mu chodzi.
- Chcesz, �ebym ci za�piewa�a? - zapyta�a dr��cym g�osem.
Nie odpowiedzia�, tylko nadal wpatrywa� si� w jej usta.
Nieco fa�szuj�c ze zdenerwowania, zacz�a nuci� t� sam�
melodi� co minionego wieczoru, a wtedy ch�opiec u�miechn��
si�, pocz�� ko�ysa� si� w prz�d i w ty�, a z jego gard�a
wydoby� si� gulgocz�cy odg�os przypominaj�cy �miech.
Panna Fellowes westchn�a w duchu. Podobno za pomoc�
muzyki dawa�o si� ujarzmi� nawet najbardziej krwio�ercze
bestie, wi�c mo�e...
- Zaczekaj tutaj - powiedzia�a. - Ubior� si�, a potem
przygotuj� ci �niadanie. Wracam za minut�.
Zwija�a si� jak w ukropie, ca�y czas pami�taj�c, �e nad
g�ow� nie ma sufitu. Ch�opiec siedzia� w ��ku. Za ka�dym
razem, kiedy pojawia�a si� w jego polu widzenia, u�miecha�a
si� do niego i macha�a r�k�, a� za kt�rym� razem on tak�e
jej pomacha�. By�a tym zachwycona.
- Lubisz p�atki owsiane na mleku? - zapyta�a.
Przygotowanie tej niewyszukanej potrawy nie trwa�o d�ugo.
Kiedy �niadanie by�o gotowe, Edith skin�a na ch�opca. Trudno
powiedzie�, czy zrozumia� ten gest, czy po prostu zwabi� go
zapach, ale zszed� z ��ka.
Usi�owa�a nauczy� go pos�ugiwania si� �y�k�, ale on tylko
cofa� si� ze strachem. (Nie szkodzi, pomy�la�a. Mamy czas).
Uda�o si� jednak przekona� go, �eby wzi�� talerz w obie
r�ce i podni�s� do ust. Cho� cz�� owsianki znalaz�a si� na
stoliku i pod�odze, wi�kszo�� jednak trafi�a tam, gdzie
powinna.
Mleko tym razem nala�a do szklanki. Ch�opiec zapiszcza�
p�aczliwie, kiedy przekona� si�, �e nie mo�e si�gn�� j�zykiem
do �rodka. Wzi�a go za r�k�, u�o�y�a mu palce wok� szklanki i
pomog�a zbli�y� j� do ust. Zaowocowa�o to jeszcze
wi�kszym nieporz�dkiem na stole i w okolicach, co na pannie
Fellowes nie zrobi�o wra�enia, zw�aszcza �e wi�kszo��
mleka znalaz�a drog� do �o��dka.
Ku jej zaskoczeniu i uldze okaza�o si�, �e z toalet� nie
ma �adnych problem�w. Tym razem ch�opiec w lot poj��, czego si�
od niego oczekuje.
- Grzeczny ch�opiec - pochwali�a go, g�aszcz�c po
g�owie, on za� u�miechn�� si� do niej, sprawiaj�c jej tym
ogromn� rado��.
Kiedy si� �mieje, wcale tak �le nie wygl�da, pomy�la�a.
Naprawd�.
Nieco p�niej zjawili si� panowie z prasy.
Robili zdj�cia przez otwarte drzwi, a ona trzyma�a ch�opca
w ramionach. Przywar� do niej kurczowo, potem nawet
zacz�� p�aka�, ale dopiero po dziesi�ciu minutach pozwolono jej
zanie�� go do s�siedniego pokoju.
Kiedy ponownie wysz�a z domku dla lalek (po raz pierwszy
od osiemnastu godzin), szybko zamkn�a za sob� drzwi i
obrzuci�a dziennikarzy nieprzychylnym spojrzeniem.
- My�l�, �e wam wystarczy. Teraz d�ugo nie b�dzie m�g� si�
uspokoi�. Id�cie ju�, prosz�.
- Jasne, jasne - odpar� reporter z "Times-Heralda". - Czy to
naprawd� neandertalczyk, czy tylko jaka� sztuczka?
- Zapewniam pana, �e nie ma mowy o �adnej sztuczce -
rozleg� si� za plecami dziennikarzy g�os Hoskinsa. - Dziecko
jest autentycznym przedstawicielem gatunku Homo
Neanderthalensis.
- Czy to ch�opiec, czy dziewczynka?
- Ch�opiec - odpar�a lakonicznie panna Fellowes.
- Ch�opiec-ma�pa - poprawi� j� przedstawiciel "News". -
Widzieli�my ch�opca-ma�p�. Jak on si� zachowuje, siostro?
- Dok�adnie tak samo jak ka�dy ma�y ch�opiec! - parskn�a
piel�gniarka. - I nie ma nic wsp�lnego z ma�p�! Nazywa si�...
Timothy, Timmie, i zachowuje si� zupe�nie normalnie.
Powiedzia�a "Timothy", gdy� akurat to imi� przysz�o jej
pierwsze na my�l.
- Timmie ma�piszonek... - mrukn�� dziennikarz z "News" i
�wiat pozna� ch�opca w�a�nie pod tym imieniem-przezwiskiem.
- Doktorze, co zamierza pan z nim zrobi�? - zapyta�
Hoskinsa wys�annik "Globe".
Uczony wzruszy� ramionami.
- Za�o�ony cel osi�gn��em ju� w chwili, kiedy uda�o mi si�
go tutaj sprowadzi�. Przypuszczam jednak, �e antropolodzy i
lekarze b�d� nim bardzo zainteresowani. B�d� co b�d�, mamy do
czynienia z istot�, kt�r� tylko drobny krok dzieli od
cz�owiecze�stwa. Dzi�ki niemu mogliby�my dowiedzie� si� sporo o
nas samych oraz o naszym pochodzeniu.
- Jak d�ugo b�dziecie go trzyma�?
- Dop�ki b�dzie trzeba. My�l�, �e do�� d�ugo.
- Czy mo�na wyprowadzi� go na zewn�trz, �eby zrobi� z nim
program na �ywo? - zainteresowa� si� przedstawiciel "News".
- Przykro mi, ale dziecko nie mo�e opuszcza� pola
statycznego.
- Co to w�a�ciwie jest pole statyczne?
- Ach... - Przez twarz Hoskinsa przemkn�� jeden z jego
przelotnych u�miech�w. - Musia�bym to bardzo d�ugo
wyja�nia�, panowie. W polu statycznym czas nie istnieje - to
znaczy, taki czas, z jakim wszyscy mamy na co dzie� do
czynienia. Te pomieszczenia znajduj� si� we wn�trzu
niewidocznego b�bla, kt�ry nie nale�y do naszego wszech�wiata.
Tylko dzi�ki temu uda�o si� wyrwa� dziecko z przesz�o�ci.
- Zaraz, chwileczk�! - zaprotestowa� reporter "News". - Co
pan nam tu wciska? Przecie� siostra wchodzi i wychodzi, kiedy
zechce!
- Podobnie m�g�by zrobi� ka�dy z was - odpar� Hoskins. -
Poruszaliby�cie si� w�wczas r�wnolegle do linii pola czasowego,
dzi�ki czemu r�nica nat�enia energii by�aby minimalna. Jednak
dziecko zosta�o wyrwane z odleg�ej przesz�o�ci i przemieszcza�o
si� w poprzek tych linii, nabieraj�c ogromnego
potencja�u czasowego. Gdyby teraz nagle wkroczy�o do naszego
wszech�wiata, zwr�ci�oby ca�� t� energi�, co doprowadzi�oby
prawdopodobnie do zniszczenia sieci energetycznej nie tylko w
tym budynku, ale w ca�ym Waszyngtonie. Nawet traw� i ziemi�,
kt�ra przyby�a razem z nim, musimy przechowywa� w specjalnych
warunkach i pozbywa� si� ich stopniowo, z zachowaniem ogromnych
�rodk�w ostro�no�ci.
Dziennikarze pilnie notowali wyja�nienia Hoskinsa. Nie
rozumieli z nich ani s�owa i wiedzieli, �e tak samo b�dzie z
czytelnikami, ale wszystko brzmia�o bardzo naukowo, a to
by�o najwa�niejsze.
- Czy dzi� wieczorem we�mie pan udzia� w transmitowanej na
�ywo konferencji prasowej? - zapyta� wys�annik "Times-Heralda".
- Przypuszczam, �e tak - odpar� Hoskins i
usatysfakcjonowani dziennikarze ruszyli w kierunku wyj�cia.
Panna Fellowes odprowadzi�a ich zatroskanym spojrzeniem. Z
wyja�nie� Hoskinsa zrozumia�a r�wnie ma�o co oni, ale jedno
nie ulega�o dla niej w�tpliwo�ci: Timmie musia� pozosta�
wi�niem bynajmniej nie ze wzgl�du na kaprys doktora. Nigdy nie
b�dzie m�g� wyj�� poza pole statyczne.
Biedne dziecko.
Panna Fellowes nie obejrza�a konferencji prasowej doktora
Hoskinsa, mimo �e audycja by�a transmitowana do ka�dego zak�tka
kuli ziemskiej, a nawet na Ksi�yc. �adne fale nie mog�y
przedosta� si� przez niewidzialn� granic� do trzypokojowego
apartamentu, w kt�rym mieszka�a z ch�opcem.
Jednak nazajutrz z samego rana uczony pojawi� si�
osobi�cie, zadowolony i rozpromieniony.
- Jak posz�a konferencja? - zapyta�a panna Fellowes.
- Znakomicie. A jak miewa si�... Timmie?
- Ca�kiem nie�le - odpar�a, zadowolona, �e u�y� imienia,
kt�re nada�a ch�opcu. - Chod� tu, Timmie! Ten mi�y pan nie
zrobi ci krzywdy.
Jednak Timmie pozosta� w drugim pokoju. Tylko od czasu do
czasu zza futryny wychyla� si� kosmyk jego zmierzwionych w�os�w
i spogl�daj�ce badawczo oko.
- Szczerze m�wi�c, przystosowuje si� w zdumiewaj�cym
tempie - doda�a piel�gniarka. - Jest bardzo inteligentny.
- Dziwi to pani�?
Zawaha�a si� przez chwil�.
- Chyba tak. Pocz�tkowo uwa�a�am go za ma�poluda albo co�
w tym rodzaju.
- C�, ma�polud czy nie ma�polud, ogromnie nam si�
przys�u�y�. Dzi�ki niemu trafili�my na pierwsze strony gazet.
Uda�o nam si�, panno Fellowes. Uda�o nam si�!
By� tak szcz�liwy, �e musia� podzieli� si� z kim� swoj�
rado�ci�, nawet je�li tym kim� mia�aby by� zwyk�a piel�gniarka.
- Doprawdy? - mrukn�a wiedz�c, �e nie oczekuje od niej
nic wi�cej.
- Przez dziesi�� lat pracowali�my jak szaleni, zdobywaj�c
pieni�dze wsz�dzie, gdzie tylko si� da�o - ciagn�� z r�kami
wbitymi g��boko w kieszenie. - Postawili�my wszystko na jedn�
kart�. Prosz� mi wierzy�, wiem, o czym m�wi�. Ten projekt
poch�on�� wszystkie fundusze, jakie uda�o nam si� wyb�aga�,
po�yczy� albo ukra��. Tak, niekt�re ukradli�my, bo by�y
przeznaczone na inne badania, a my wykorzystali�my je bez
pozwolenia. Gdyby eksperyment si� nie powi�d�, by�bym
sko�czony.
- Czy w�a�nie dlatego nie ma sufit�w? - zapyta�a panna
Fellowes.
Hoskins z trudem otrz�sn�� si� z zamy�lenia.
- Prosz�?
- Czy zabrak�o pieni�dzy na sufity?
- Ach... Owszem, ale to nie by� jedyny pow�d. W gruncie
rzeczy nie mieli�my pewno�ci, jak b�dzie si� zachowywa� nasz
neandertalczyk. Istnia�a mo�liwo��, i� oka�e si� tak
niebezpieczny, �e trzeba b�dzie trzyma� go z dala od ludzi jak
zwierz� w klatce.
- Ale teraz, kiedy wiadomo ju�, �e tak nie jest, chyba
mo�na po�o�y� sufity?
- Oczywi�cie. Nie musimy oszcz�dza�, bo wszyscy sami
wciskaj� nam pieni�dze. Czy� to nie wspania�e, panno Fellowes?
Obdarzy� j� szerokim u�miechem, po czym odwr�ci� si� i
odszed�. By� tak szcz�liwy, �e nawet jego plecy wydawa�y
si� u�miecha�.
To nawet ca�kiem mi�y cz�owiek, pomy�la�a. Przez chwil�
zastanawia�a si�, czy jest �onaty, ale zaraz potem skarci�a
si� w duchu za niem�dre my�li.
Wraz z ka�dym mijaj�cym miesi�cem panna Fellowes czu�a, �e
coraz bardziej staje si� integraln� cz�ci� firmy "Pole
Statyczne". Otrzyma�a w�asny gabinet z niewielk� tabliczk� z
nazwiskiem na drzwiach, w pobli�u domku dla lalek, jak w
dalszym ci�gu nazywa�a kwater� ch�opca. Dosta�a te� spor�
podwy�k�. Nad domkiem dla lalek pojawi� si� sufit, jego
wyposa�enie za� wyra�nie si� wzbogaci�o. Urz�dzono drug�
�azienk�, mimo �e Edith dysponowa�a teraz tak�e w�asnym
mieszkaniem na terenie Instytutu i cz�sto wraca�a tam na noc.
��czno�� mi�dzy mieszkaniem a domkiem zapewnia� interkom,
kt�rym Timmie bardzo szybko nauczy� si� pos�ugiwa�.
Panna Fellowes z kolei szybko przyzwyczaja�a si� do
dziecka. Po jakim� czasie przesta�a nawet zauwa�a� jego
brzydot�. Pewnego dnia przy�apa�a si� na tym, �e obserwuj�c na
ulicy zwyczajne dziecko dziwi si�, czemu ma takie wypuk�e czo�o
i wystaj�c� brod�.
Przywyk�a tak�e - i to chyba by�o najprzyjemniejsze ze
wszystkiego - do odwiedzin doktora Hoskinsa. Nie ulega�o
w�tpliwo�ci, �e uczony traktuje je jako okazj� do oderwania
si� cho� na chwil� od licznych obowi�zk�w oraz �e w
szczeg�lny spos�b interesuje si� losem dziecka, kt�re
pomog�o mu osi�gn�� tak wysok� pozycj�.
(Uda�o jej si� sporo o nim dowiedzie�. Wynalaz� metod�
analizowania odbi� strumienia mezonowego przenikaj�cego w
przesz�o��; wynalaz� metod� tworzenia pola statycznego; jego
ch��d by� tylko pr�b� ukrycia �yczliwej ludziom natury; tak,
by� �onaty).
Nie mog�a natomiast przyzwyczai� si� do tego, �e sama
uczestniczy w eksperymencie naukowym. Czu�a si� osobi�cie
zaanga�owana do tego stopnia, �e cz�sto ostro sprzeciwia�a
si� lekarzom.
Pewnego razu Hoskins zasta� j� tak rozw�cieczon�, jak
nigdy do tej pory. Nie mieli prawa! I co z tego, �e jest
neandertalczykiem? Ale nie zwierz�ciem!
Ogarni�ta furi� wpatrywa�a si� w otwarte drzwi, przez
kt�re wyszli. Ch�opiec pochlipywa� cichutko. Dopiero po
d�u�szej chwili zauwa�y�a stoj�cego przed drzwiami Hoskinsa.
- Mog� wej��? - zapyta�.
Skin�a g�ow�, po czym pospieszy�a do ch�opca, kt�ry
natychmiast przywar� do niej kurczowo, obejmuj�c jej nog�
r�kami i cienkimi, pa��kowato wygi�tymi n�kami.
- Nie wydaje si� zbyt szcz�liwy - zauwa�y� powa�nie
Hoskins.
- Wcale mu si� nie dziwi� - odpar�a panna Fellowes. -
Codziennie pobieraj� mu krew i m�cz� r�nymi badaniami, a w
dodatku trzymaj� na diecie, kt�r� ja waha�abym si� przepisa�
nawet psu.
- Chyba zdaje sobie pani spraw�, �e nie mogliby
przeprowadzi� tych bada� na ludziach.
- Nie powinni te� przeprowadza� ich na ch�opcu, doktorze.
Sam mi pan powiedzia�, �e to dzi�ki niemu odni�s� pan tak
wielki sukces. Je�eli czuje pan jak�kolwiek wdzi�czno��,
musi pan sprawi�, �eby zostawili go w spokoju przynajmniej
do czasu, kiedy troch� doro�nie i zacznie wi�cej rozumie�.
Po ka�dym seansie ma k�opoty z za�ni�ciem, a kiedy ju�
za�nie, krzyczy przez sen, bo dr�cz� go koszmary. Ostrzegam
pana, �e wi�cej ich tu nie wpuszcz�!
Dopiero teraz u�wiadomi�a sobie, �e ju� nie m�wi, tylko
krzyczy. Z trudem zapanowa�a nad wzburzeniem i obni�y�a g�os.
- Wiem, �e to neandertalczyk, ale wiem te�, �e nie
powinni�my traktowa� ich lekcewa��co. Sporo o nich
czyta�am. Stworzyli w�asn� kultur�. Zawdzi�czamy im wiele
wynalazk�w, z kt�rych korzystamy do tej pory: na przyk�ad
ko�o i r�ne techniki obr�bki kamienia. To oni udomowili
zwierz�ta. Stworzyli nawet zal��ek kultury. Grzebali swoich
zmar�ych wraz z dobytkiem, z czego wynika, �e wierzyli w
�ycie pozagrobowe. Nale�y przypuszcza�, �e to w�a�nie oni
stworzyli pierwsz� religi�. Czy w zwi�zku z tym dziecku nie
nale�y si� odrobina ludzkiego szacunku?
Delikatnie poklepa�a ch�opca i zaprowadzi�a go do jego
pokoju. Kiedy otworzy�a drzwi, Hoskins nie m�g� powstrzyma�
u�miechu na widok mn�stwa zabawek.
- To wszystko, co ten biedak posiada - powiedzia�a panna
Fellowes takim tonem, jakby pr�bowa�a si� usprawiedliwi�. -
Zas�u�y� sobie na te zabawki, pozwalaj�c si� codziennie
dr�czy�.
- Nie mam nic przeciwko temu - zapewni� j� po�piesznie
uczony. - Pomy�la�em sobie tylko, jak bardzo zmieni�a si� pani
od tego pierwszego dnia, kiedy ma�o nie rozszarpa�a mnie pani
za to, �e kaza�em jej zajmowa� si� neandertalczykiem.
- Przypuszczam, �e wtedy... - zacz�a panna Fellowes, ale
urwa�a w p� zdania.
Hoskins szybko zmieni� temat.
- Jak pani my�li, ile on mo�e mie� lat?
- Trudno powiedzie�, bo przecie� nie wiemy, w jakim tempie
rozwijali si� neandertalczycy. S�dz�c po wzro�cie, da�abym mu
jakie� trzy lata, ale oni byli z natury drobniejszej budowy, a
on w dodatku chyba nie ro�nie, bo daj� mu jakie� paskudztwa. Z
kolei, je�eli wzi�� pod uwag�, jak szybko uczy si�
m�wi�... Powiedzia�abym, �e ma dobrze ponad cztery lata.
- Naprawd�? W raportach nie znalaz�em ani s�owa na temat
nauki m�wienia.
- Bo on rozmawia tylko ze mn�. Potwornie boi si� innych
ludzi i w�a�ciwie trudno mu si� dziwi�. Potrafi jednak
poprosi� o co� do jedzenia, da� wyraz swoim potrzebom, a przede
wszystkim rozumie wszystko, co si� m�wi do niego. - Przez ca�y
czas obserwowa�a uwa�nie doktora, zastanawiaj�c si�, jak
przyjmie to, co za chwil� us�yszy. - Niestety, jego rozw�j w
nied�ugim czasie mo�e ulec zahamowaniu.
- Dlaczego?
- Ka�de dziecko potrzebuje bod�c�w, on za� �yje w
odosobnieniu. Robi�, co mog�, ale przecie� nie przebywam z nim
przez ca�y czas, a poza tym i tak nie da�abym rady. On
potrzebuje r�wie�nika, z kt�rym m�g�by si� bawi�.
Hoskins powoli skin�� g�ow�.
- A tymczasem jest sam jak palec. Biedny dzieciak.
Panna Fellowes natychmiast poczu�a przyp�yw sympatii do
doktora.
- Pan te� go lubi, prawda?
Mi�o by�o wiedzie�, �e kto� my�li podobnie jak ona.
- Naturalnie - odpar� uczony.
Edith dostrzeg�a w jego oczach ogromne znu�enie.
Natychmiast powiedzia�a z autentyczn� trosk� w g�osie:
- Wygl�da pan na bardzo zm�czonego, doktorze Hoskins.
- Naprawd�? C�, w takim razie b�d� musia� do�o�y� stara�,
�eby nie da�o si� tego tak �atwo zauwa�y�.
- Przypuszczam, �e to z powodu mn�stwa zaj��, jakie wi���
si� z zarz�dzaniem firm�?
- S�usznie pani przypuszcza. Jestem ogromnie zaj�ty, ale
za to mamy znakomite wyniki. Widzia�a pani najnowsze wska�niki?
- Niestety, nie... Bro� Bo�e, nie dlatego, �eby mnie to nie
interesowa�o, ale ja te� by�am ostatnio bardzo zaj�ta.
- Ale teraz pani nie jest - powiedzia� niespodziewanie dla
samego siebie. - Przyjd� po pani� jutro o jedenastej i
osobi�cie oprowadz� po ca�ym terenie. Co pani na to?
Obdarzy�a go u�miechem.
- Z przyjemno�ci�.
On tak�e si� u�miechn��, skin�� g�ow� i wyszed�.
Przez reszt� dnia panna Fellowes cichutko nuci�a weso�e
melodie. Wiedzia�a, �e nie powinna tak my�le� - c� to za
g�upota! - ale czu�a si� prawie tak, jakby um�wi�a si� na
randk�.
Doktor Hoskins, u�miechni�ty i szarmancki, zjawi� si�
punktualnie co do minuty. Panna Fellowes zamiast bia�ego
fartucha za�o�y�a sukienk� - niezwykle skromn�, ma si�
rozumie� - ale, prawd� m�wi�c, ju� od wielu lat nie czu�a si�
tak kobieco.
Powiedzia� jej, �e pi�knie wygl�da, a ona podzi�kowa�a za
komplement. Znakomity wst�p, przemkn�o jej przez g�ow�. A
zaraz potem: je�li wst�p, to do czego?
Odegna�a od siebie te my�li i posz�a po�egna� si� z
ch�opcem oraz obieca� mu, �e nied�ugo do niego wr�ci.
Hoskins zaprowadzi� j� do nowego skrzyd�a budynku, gdzie
nigdy do tej pory nie by�a. Wci�� jeszcze czu� tam by�o zapach
�wie�o�ci, a dobiegaj�ce z oddali odg�osy �wiadczy�y o tym, �e
rozbudowa trwa w dalszym ci�gu.
- Oto nasze najcenniejsze okazy, przedstawiciele �wiata
zwierz�cego - powiedzia� uczony.
Rozleg�� przestrze� podzielono na mn�stwo ma�ych
pomieszcze�, w ka�dym dzia�a�o inne pole statyczne.
Zajrza�a przez szyb� do jednego z nich. W pierwszej chwili
pomy�la�a, �e widzi jakiego� pokrytego �uskami, ogoniastego
kurczaka. Biega� na dw�ch cienkich nogach, mia� delikatn�
ptasi� g�ow� zwie�czon� ko�cian� naro�l� przypominaj�c� nieco
grzebie� koguta i bez przerwy rozgl�da� si� na wszystkie
strony, to zaciskaj�c, to zn�w prostuj�c palce, kt�rymi by�y
zako�czone kr�tkie przednie ko�czyny.
- To nasz dinozaur - poinformowa� j� Hoskins. - Mamy go
ju� od kilku miesi�cy.
- Dinozaur?
- A co, spodziewa�a si� pani czego� wi�kszego?
U�miechn�a si�.
- Raczej tak, chocia� oczywi�cie wiem, �e zdarza�y si� te�
ma�e.
- I w�a�nie na takim nam zale�a�o, prosz� mi wierzy�.
Zwykle kr�ci si� doko�a niego mn�stwo specjalist�w, ale teraz
chyba maj� wolne. Dokonali ju� kilku interesuj�cych odkry�.
Mi�dzy innymi okaza�o si�, �e wcale nie jest zupe�nie
zmiennocieplny, gdy� dysponuje prymitywnym sposobem
utrzymywania temperatury cia�a na wy�szym poziomie ni�
temperatura otoczenia. Niestety, to samiec. Przez ca�y czas
staramy si� zdoby� samic� tego samego gatunku, ale jak na razie
bez powodzenia.
- A po co wam samica?
Hoskins zmierzy� j� szybkim spojrzeniem.
- �eby�my mogli uzyska� zap�odnione jaja, a by� mo�e nawet
wyhodowa� m�ode dinozaury.
- Tak, oczywi�cie...
Przeszli do dzia�u trylobit�w.
- To profesor Dwayne z Uniwersytetu Waszyngto�skiego. Jest
chemikiem nuklearnym. O ile sobie przypominam, zajmuje si�
mierzeniem zawarto�ci poszczeg�lnych izotop�w tlenu w wodzie.
- Po co?
- Woda, kt�r� pani widzi, liczy sobie co najmniej p�
miliarda lat. Dzi�ki tej metodzie mo�na ustali� temperatur�,
jak� mia� w�wczas ocean. Profesor nie zwraca najmniejszej uwagi
na trylobity, natomiast pozostali badaj� je prawie bez przerwy.
Maj� sporo szcz�cia, bo potrzebuj� do tego tylko skalpeli i
mikroskop�w, natomiast Dwayne za ka�dym razem musi od nowa
montowa� spektrograf.
- Dlaczego? Czy nie m�g�by...
- Nie. On tak�e nie mo�e niczego wynosi� z tego
pomieszczenia.
Edith dostrzeg�a wiele okaz�w prehistorycznych ro�lin i
ska�. Nad ka�dym pochyla� si� jaki� uczony. Pomieszczenie
przypomina�o troch� muzeum, ale takie muzeum, kt�re nagle
o�y�o, by pe�ni� funkcj� kipi�cego �yciem o�rodka naukowego.
- Czy pan musi to wszystko nadzorowa�, doktorze?
- Tylko po�rednio, panno Fellowes. Dzi�ki Bogu mam
podw�adnych. Mnie osobi�cie interesuje wy��cznie teoria
zwi�zana z tym zagadnieniem: natura czasu, sposoby
mezonowej detekcji intertemporalnej i tak dalej. Wszystko, co
pani widzi, odda�bym bez wahania za metod� wykrywania obiekt�w
po�o�onych w odleg�o�ci mniejszej ni� dziesi�� tysi�cy lat od
nas. Gdyby uda�o nam si� przenikn�� w czasy historyczne...
Przerwa�, gdy� przy jednym z po�o�onych nieco dalej
pomieszcze� wybuch�o jakie� zamieszanie. Dobiega� stamt�d czyj�
piskliwy, podniesiony g�os. Hoskins zmarszczy� brwi.
- Przepraszam na chwil� - powiedzia�, po czym ruszy� w
tamt� stron�. Panna Fellowes prawie bieg�a, �eby dotrzyma�
mu kroku.
- Naprawd� nie jest pan w stanie zrozumie�, �e ju� tylko
krok dzieli mnie od zako�czenia bardzo wa�nego eksperymentu? -
pyta� podniesionym g�osem czerwony na twarzy m�czyzna o
rzadkiej siwej br�dce.
Technik w kombinezonie z monogramem PS na piersi (Pole
Statyczne), odwr�ci� si� w kierunku nadchodz�cego Hoskinsa.
- Doktorze, na samym pocz�tku ustalili�my z profesorem
Ademewskim, �e okaz b�dzie m�g� zosta� tu najwy�ej dwa
tygodnie...
- Sk�d mia�em wtedy wiedzie�, ile czasu b�d� potrzebowa�
na badania? - przerwa� mu Ademewski. - Przecie� nie jestem
jasnowidzem!
- Ale chyba rozumie pan, profesorze, �e dysponujemy
ograniczon� przestrzeni�, w zwi�zku z czym musimy dokonywa�
okresowej wymiany okaz�w - odpar� Hoskins. - Ten kawa�ek
chalkopirytu musi wr�ci� tam, sk�d przyby�.
- W takim razie, dlaczego nie mog� go zabra�, �eby
spoko