4922
Szczegóły |
Tytuł |
4922 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4922 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4922 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4922 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wojciech Jerzy Grygorowicz.
Tryptyk o �yciu i �mierci
pocz�tku by�o S�owo, a S�owo by�o u Boga, a Bogiem by�o S�owo. Ono by�o na
pocz�tku u Boga. Wszystko przez nie powsta�o a bez niego nic nie powsta�o co
powsta�o.</i>
Ewangelia wed�ug �w. Jana.
<i>Nie masz na Mnie m�wi szczeni�, gdy pierwszy je tryumf omami, lecz wielka
jest d�ungla, a szczeni� jest ma�e. Niech j�zyk ma za z�bami.</i>
Rudyard Kipling "Ksi�ga D�ungli"
Gdy w�r�d grzmot�w i b�yskawic, jakich nikt dzi� nie potrafi sobie wyobrazi�
powstawa� wszech�wiat. Gdy z niematerialnej mocy rodzi�a si� materia, sta�o si�
to co da�o pocz�tek historii, kt�r� chc� opowiedzie�. Oto od materii, kt�ra
w�a�ciwie by�a jeszcze czym� po�rednim mi�dzy tworem, a duchow� moc� oderwa� si�
ma�y kawa�ek daj�c pocz�tek czemu� co trudno nazwa�. Ja nazwa�em to co�
"miejscem gry", cho� mo�e trafniej by�oby nie nadawa� owej rzeczy �adnej nazwy.
�wiat tworzony by� dalej, ten materialny i ten duchowy i "miejsce gry" b�d�ce
mi�dzy nimi. Tworzy�y si� galaktyki, gwiazdy i planety, powsta�y te� duchowe
si�y z�a, zbuntowane przeciw Wszechmocy. A potem powsta�o �ycie, a w chwil�
p�niej cz�owiek- dziwna istota, bo podobnie jak "miejsce gry", stoj�ca na
granicy �wiata materialnego i duchowego, lecz w przeciwie�stwie do "miejsca"
b�d�ca ostatnim, a nie pierwszym etapem tworzenia. Poniewa� cz�owieka stworzy�a
Wszechmoc zosta� on znienawidzony przez si�y z�a. Wezwa�y wi�c go do walki i
jako pole bitwy wyznaczy�y "miejsce gry". I cz�owiek przyj�� wyzwanie i wykona�
pierwszy ruch. Od tego czasu raz na sto lat najm�drzejszy z ludzi udaj� si� tam
by prowadzi� walk�. Nikt nie zna regu� gry, poza si�ami z�a i najm�drzejszym. I
nikt nie zna stawki o jak� si� gra toczy, poza sam� Wszechmoc�. Nikt jednak nie
w�tpi, �e jest ona najwi�ksz� stawk� o jak� kiedykolwiek gra� cz�owiek. Podobno
zbli�a si� czas zako�czenia rozgrywki. Podobno ostatni ruch jaki wykona�
najm�drzejszy by� bardzo z�y i tylko kilka lat dzieli ludzko�� od ostatecznej
przegranej. S� jednak ludzie, kt�rzy wierz�, �e to w�a�nie cz�owiek stoi przed
najwi�kszym w swej historii zwyci�stwem. Inni m�wi�, �e owszem koniec walki jest
bliski, lecz to jak si� ona sko�czy zale�e� b�dzie od tego kto wykona najbli�sze
posuni�cie. S� wreszcie tacy (lecz tych jest najmniej), kt�rzy m�wi�, �e minie
jeszcze wiele setek lat, a mo�e i tysi�cy zanim jedna ze stron odniesie sukces.
S�o�ce zachodzi�o powoli, chowaj�c si� za odleg�y las. Ko� nawet nie poganiany,
instynktownie przyspiesza� kroku. Nawet on wyczuwa�, czym mo�e sko�czy� podr�
po R�wninie Grozy. To w�a�nie w tym miejscu stoczono dwie krwawe bitwy, a po tej
ostatniej wojska ksi�cia Groninga wymordowa�y wszystkich wzi�tych je�c�w. Od
tego czasu miejsce to, ju� wcze�niej ciesz�ce si� z�� s�aw�, zacz�o by� unikane
przez ludzi. Podr�ni, kupcy, a nawet czarodzieje woleli nad�o�y� nawet kilka
dni drogi, ni� przechodzi�, lub co gorsz� sp�dzi� noc na owej r�wninie.
Czarownik z podziwem spojrza� na swego wierzchowca, kt�remu instynkt podpowiada�
to samo, co jemu rozum. Odruchowo sprawdzi� czy woreczek z amuletami jest na
swoim miejscu i klepn�� konia po zadzie, zmuszaj�c go do przej�cia w k�us.
Wprawdzie czarownik tej klasy co on nie musia� obawia� si� duch�w, ale upi�r
stanowi� wyzwanie nawet dla niego. Znajdowa� si� ju� prawie na skraju r�wniny,
gdy do jego uszu dolecia� t�tent ko�skich kopyt. Spojrza� w t� stron� i jego
bystre oczy od razu dostrzeg�y sylwetki dwu je�d�c�w. Przyjrza� si� im uwa�nie.
Na pewno nie byli duchami, lecz je�li byli lud�mi to co robili w tej przekl�tej
okolicy i to o tak niebezpiecznej porze. Obaj je�d�cy mieli na sobie he�my i
kolczugi, byli te� dobrze uzbrojeni, lecz nie tak jak wojowie z ksi���cej
dru�yny. Nie mieli te� �adnych herb�w ni oznak. Czy�by byli zb�jcami? Nie, oni
r�wnie� bali si� tego miejsca, zreszt� i tak nie mieliby tu kogo grabi�.
Niezale�nie jednak od tego kim byli, nale�a�o si� mie� na baczno�ci. Przesun��
wi�c na �rodek piersi sw�j talizman i sprawdzi� czy sztylet jest na swoim
miejscu. Z do�wiadczenia bowiem wiedzia�, �e magia dzia�a najskuteczniej gdy
wspierana jest przez si�� fizyczn�. Rycerze tymczasem podjechali na kilkana�cie
krok�w i zatrzymali si�.
- Wy jeste�cie czarownik Artur zwany Wielkim.- przem�wi� jeden z nich.
- Jam jest - odpowiedzia� wyczuwaj�c od przyby�ych agresj�.
Nie myli� si�. Oto pierwszy z przyby�ych doby� miecza, a drugi wycelowa� w niego
kusz�. Lecz on by� ju� gotowy do obrony. Dotkn�� talizmanu otaczaj�c si� polem
i szybko wypowiedzia� obalaj�ce zakl�cie. I spotka�a go niemi�a niespodzianka.
Be�t zamiast odbi� si� od pola tylko nieznacznie zmieni� tor lotu i przelecia�
kilka cali od jego ramienia. R�wnocze�nie precyzyjnie wypowiedziane zakl�cie nie
odnios�o �adnego skutku.
-To czarownicy - zrozumia� Artur i prawie wpad� w panik�. O ile w walce mi�dzy
dwoma wtajemniczonymi, prawie zawsze wygrywa� lepszy, to w starciu z dwoma
magami nie mia� szans nawet tej klasy czarownik co on. Napastnicy niezra�eni
pierwszym niepowodzeniem szli juz do kolejnego ataku. Dwa pot�ne zakl�cia
uderzy�y w niego prawie r�wnocze�nie. Pierwsze zd��y� sparowa�, lecz si�a
drugiego wyrzuci�a go z siod�a. Otaczaj�ce go pole zamortyzowa�o upadek
pozwalaj�c mu wyl�dowa� w pozycji stoj�cej. Lecz czarownicy zaatakowali znowu.
Druga strza�a, prawie otar�a si� o jego rami�, po czym obaj rycerze zaszar�owali
na niego z dobytymi mieczami.
-Nie dam rady, zabij� mnie- pomy�la� Artur. Lecz w�a�nie my�l o �mierci
podzia�a�a na� mobilizuj�co. Moc czarownika cho� uszczuplona przez wcze�niej
wypowiedziane zakl�cia uleg�a maksymalnemu skoncentrowaniu i Artur poczu�, �e w
tej chwili zdolny jest zrobi� co�, czego nie dokona� jeszcze nigdy. I
wypowiedzia� zakl�cie , kt�re do tej pory ba� si� powtarza� nawet w my�lach.
Poczu� straszliwy b�l, poczym zobaczy� jak wyrasta przed nim olbrzymia ognista
kula. Nim zemdlony osun�� si� na ziemie spostrzeg� jak kula poch�ania wrogich
czarownik�w. Nie dojrza� ju�, �e ogie� pulsuj�c rozszerza si� dalej, by w ko�cu
poch�on�� i jego.
Czarownik Galen u�miechn�� si� sam do siebie. Oto zbli�a�a si� najwa�niejsza
chwila jego �ycia - chwila �mierci. Kto by przypuszcza� �e z tak�
niecierpliwo�ci� b�dzie jej oczekiwa�. Oto nadchodzi� czas wybrania. Moment
gdy najm�drzejszy cz�owiek �wiata zostanie powo�any by stan�� na "miejscu gry".
Od czasu gdy ze starej ksi�gi dowiedzia� si� o tocz�cej si� walce, zrobi�
wszystko by w momencie powo�ania by� owym najm�drzejszym. Kosztowa�o go to wiele
trudu, jeszcze wi�cej z�ota i kilku zdolnych uczni�w w tym dwu najlepszych,
zabitych przez czarownika Artura na R�wninie Grozy. Lecz teraz gdy nadchodzi�a
chwila powo�ania by� najm�drzejszym cz�owiekiem �wiata. Musia�o tak by�, usun��
przecie� wszystkich m�drzejszych i tych, kt�rzy m�drzejsi by� mogli. Dzie� i
godzin� w kt�rej mia�a nast�pi� �mier� obliczy� du�o wcze�niej.- P�noc z
trzeciego na czwarty dzie� po zimowym przesileniu. Teraz do tego momentu
pozosta�o ju� bardzo niewiele czasu. Czas ten odmierza�a stoj�ca na stole
klepsydra. Dziesi�� obrot�w klepsydry, pi�� obrot�w, dwa obroty, jeden obr�t. Za
oknem pracowni przeci�gle zahucza�a sowa.
- P�noc. - pomy�la� Galen. Lecz nic si� nie sta�o. Nic nie zapowiada�o jego
szybkiej �mierci. Teraz czas pop�yn�� szybko. Zacz�y rodzi� si� w�tpliwo�ci.
Mo�e to nie ta chwila, mo�e �le obliczy� moment. Nie to chyba niemo�liwe, liczy�
przecie� tyle razy. Mimo napi�cia zasiad� za sto�em by sprawdzi� obliczenia.
Liczy� nerwowo i wolniej ni� za zwyczaj. Na wschodzie zacz�o ju� szarze� gdy
sko�czy�. B��du nie by�o. A wi�c co? Mo�e nale�a�o pom�c przeznaczeniu.-
pomy�la� nagle. No jasne, przecie� w ksi�dze nie wspomniano ani razu, �e
powo�any umiera naturaln� �mierci�. Jak to mo�liwe �e nie pomy�la� o tym
wcze�niej? On najm�drzejszy w�r�d m�drych. Mo�e jeszcze nie jest za p�no. Nie
zastanawia� si� d�ugo. Otworzy� okiennice swej komnaty. Wyskoczy� w tej samej
chwili, by roztrzaska� si� o ubite klepisko zamkowego podw�rza. Nim skona�
zd��y� jeszcze zobaczy� nad sob� posta� w ciemnym habicie z pustk� zamiast
twarzy.
S�o�ce wschodzi�o powoli o�wietlaj�c wysokie szyty palm i schodz�c ku ni�szym
drzewom, by w ko�cu nape�ni� nieprzebyty g�szcz zielonym p�mrokiem. Wschodz�cy
dzie� nie ucieszy� jednak plemienia, kt�re ca�� noc czuwa�o wok� chaty narad.
Gdy �wiat�o�� wzesz�a ponad korony drzew, z chaty wyszed� m�ody w�dz wioski i
wznosz�c r�ce ku z�otej tarczy zawo�a� dono�nym g�osem.
- Ojcze S�o�ce, przyjmij do naszych przodk�w, najm�drszego w�r�d m�drych, kt�ry
opu�ci� nas udaj�c si� w dalek� drog�.
Wielki okrzyk rozpaczy jaki wyda�o plemi� sp�oszy� stado kolorowych papug, kt�re
skrzecz�c odlecia�y ku s�o�cu.
***
- A czym�e jest �ycie? Co od niego zale�y?
Wi�kszo�� religii przypisuje mu fundamentalne znaczenie i wp�yw na to co b�dzie
z nami p�niej. Mo�e jednak ... - Patryk zamy�li� si� na chwil� po czym zacz��
jakby z innej beczki.
- Cz�owiek rodzi si�. Po pewnym czasie idzie do przedszkola, a w zale�no�ci od
osi�gni�tych tam sukces�w idzie do szko�y lub do szko�y specjalnej. I zn�w si�
zaczyna, ci gorsi id� do gorszych mniej wymagaj�cych uczelni, a ci lepsi do
lepszych. A po ich sko�czeniu cykl powtarza si� znowu. By� mo�e nasze ziemskie
�ycie jest tylko przedszkolem jakiego� d�u�szego procesu.
- Czy zatem trzeba si� w tym �yciu tak trudzi�, je�li zale�y od niego tak
niewiele.- wtr�ci� si� do wywodu Patryka drugi m�odszy m�czyzna.
- Jak to niewiele. To jak wypadniesz w przedszkolu rzutuje przecie� na ca�e
twoje p�niejsze �ycie. Je�li po przedszkolu, p�jdziesz do szko�y specjalnej,
najprawdopodobniej nigdy nie dostaniesz si� na studia.
- Przepraszam �e si� wtr�cam- powiedzia�a �mier� wchodz�c do pokoju przez
zamkni�te drzwi.- Rozmowa pan�w, dotyczy�a w pewnym stopniu mnie, a ponadto
zawiera�a sporo b��d�w, wi�c jako istota wiedz�ca poczu�am si� w obowi�zku
sprostowa� niekt�re fakty.
Przyk�ad przedszkola bardzo mi si� podoba, aczkolwiek nie mog� go potwierdzi�
ani te� jemu zaprzeczy�. Gdy� zawieszona jestem tylko mi�dzy �wiatami, a w
tamtym �wiecie wesz�am tylko do przedsionka i nie wiem co jest zanim. Przyk�ad
ten jest jednak o tyle trafny, �e ka�da uczelnia zar�wno studia , przedszkole
jak i �ycie posiada pewien program. Zasady s� nast�puj�ce. Ka�da istota musi
do�wiadczy� w �yciu tyle samo rozkoszy i cierpienia i mie� szans� na zdobycie
wiedzy i czynienia dobra. Je�li w jednym �yciu nie zostanie wype�niony kt�ry� z
tych warunk�w, dostaj� si� nowe �ycie, kt�re dope�nia programu. Oczywi�cie mo�e
si� zdarzy�, �e program zostanie wykonany ju� za pierwszym razem. Mo�e te� si�
okaza�, ze potrzebne b�dzie trzecie �ycie.
Obaj m�czy�ni pocz�tkowo przera�eni pojawieniem niespodziewanego go�cia, wraz z
wywodem �mierci zacz�li zwolna si� uspokaja�. A gdy �mier� zako�czy�a starszy z
nich powiedzia�.
- Rozumiem �e skoro pokaza�a� si� nam i m�wisz nam o takich rzeczach to nadszed�
nasz czas.
- W zasadzie tylko t�dy przechodzi�am, ale skoro ju� wesz�am, a co gorsze
powiedzia�am musz� przedsi�wzi�� pewne kroki. Pozostawi� jednak panom mo�liwo��
wyboru. Albo wyrazicie ch�� zapomnienia wszystkiego co przed chwil�
us�yszeli�cie, albo- Tu �mier� u�miechn�a si� - p�jdziecie ze mn�.
Obaj m�czy�ni decyzj� podj�li od razu, lecz by�y one r�ne.
- Chc� i�� z tob� - odpowiedzia� starszy. W �yciu spotka�y go tylko
rozczarowania, zdrady i upokorzenia. By� ju� zm�czony. Je�li wi�c w perspektywie
by�o jakie� lepsze �ycie, kt�re mog�o odmieni� jego dol�...
Dobrze- rzek�a �mier� - A ty?- zwr�ci�a si� do m�odszego.
- Zostaj�- odpowiedzia�.
- Zatem dobrze.- powiedzia�a �mier� i podnios�a r�k� w kt�rej trzyma�a kos�.
W tej chwili starszy cz�owiek poczu� bolesne uk�ucie w piersiach, po czym
zrobi�o mu si� ciemno przed oczami. Po chwili jednak b�l ust�pi� i ponownie
zobaczy� wn�trze pokoju. w kt�rym na pod�odze le�a� on sam. A jego m�odszy
towarzysz najpierw pr�bowa� cucenia, a potem reanimacji. Posta� �mierci sta�a
niezmiennie w tym samym miejscu.
- Co teraz? - zapyta� stary cz�owiek.
- Otwieram przed tob� wrota do nast�pnego �wiata. - odpowiedzia�a �mier�.
W tej samej chwili Patryk ujrza� jak przednim otwiera si� co� na kszta�t
tunelu. Wygl�da�o to jakby na celuloidowym prze�roczu ze zdj�ciem pokoju kto�
wypali� czym� gor�cym otw�r. Lecz �w otw�r zia� nieprzebyt� czerni� i przyci�ga�
go jak�� niewidzialn� si��. Po chwili Patryk uleg� tej mocy i wolno, lecz ze
stale rosn�c� pr�dko�ci� ruszy� w stron� czarnej dziury.
- Cz�owieku wype�ni�e� ju� program swego �ycia. Dozna�e� wszystkich rozkoszy i
wszystkich zmartwie�. Dosta�e� szans� poznania i wykorzysta�e� j�. W czasie
swych dwu �y�, czy to w szcz�ciu, czy cierpieniu nie splami�e� si� zbrodni�.
Mimo przeciwno�ci by�e� wierny swym idea�om. I m�g�by� rozpocz�� now�
egzystencje, gdyby nie jedna rzecz. Czy pami�tasz gdy pod koniec twego
pierwszego �ycia dobrowolnie przysta�e� na jego zako�czenie. Takie rozstanie si�
z egzystencj� to ci�ki wyst�pek. Wprawdzie s�d nie uzna� go za samob�jstwo,
jednak b�dziesz musia� ponie�� za niego kar�. Otrzymasz zadanie na �wiecie kt�ry
opu�ci�e�. Je�li chcesz mo�esz by� �mierci� i dane ci b�dzie prawo przerywania
ludzkiego �ycia. Mo�esz te� zosta� �yciem i zostanie ci dane prawo jego
nadawania. Pami�taj jednak �e b�d�c �yciem lub �mierci� w swym dzia�aniu nie
mo�esz kierowa� si� uczuciem, sprawiedliwo�ci� lub rozs�dkiem. Zar�wno �ycie jak
i �mier� s� tylko przypadkiem.
- Chce by� �yciem - powiedzia� ten co kiedy� zwa� si� Patrykiem.
- Dobrze - powiedzia�a m�wi�ca do niego posta� bez twarzy - Id� zatem na
ziemi� i we� to. - i istota poda�a mu co� co wygl�da�o jak worek wype�niony
szklanymi kulkami.
- To ludzkie dusze- wyja�ni�a- ale tylko takie kt�re nie zazna�y jeszcze �adnego
cia�a. S� nie�wiadome i bezbronne, ale przecie� �ywe i nie�miertelne. By� ich
siewc� to naprawd� pi�kna pokuta.
Przez wiele lat niczym maniakalny podgl�dacz spieszy� gdy wyczuwa� wibracje
m�wi�ce o fizycznej mi�o�ci, a gdy stawa� nad kochaj�c� si� par� spuszcza� w
d� jedn� ze swych kulek. Czasami kulka nik�a w ciele kobiety i nie pokazywa�a
si� ju� wi�cej. Znacznie cz�ciej niczym bumerang wraca�a do worka. Pocz�tkowo
wstrzymywa� si� przed rzucaniem kulek gdy mia� podstawy przypuszcza�, �e
urodzone dziecko z takimi rodzicami nie zazna szcz�cia. Szybko jednak da� temu
spok�j. Wiedzia� przecie� �e dusza zazna� musi tyle samo rado�ci jak i smutku.
Wiedzia� te�, �e im pr�dzej wykona sw� pokut� tym pr�dzej ruszy ku nowej
rzeczywisto�ci, kt�rej by� ciekaw coraz bardziej. Kulek wi�c zacz�o ubywa�
szybciej, a� w ko�cu zosta�a tylko jedna. Patryk wiele razy rzuca j� w rozgrzane
mi�osnym u�ciskiem cia�a, a ta za ka�dym razem wraca�a. Dziesi�tki razy, setki
razy, tysi�ce. Ciska� j� stale z t� sam� nadziej� i odbiera� z coraz wi�kszym
rozczarowaniem i gniewem. Dlaczego jedna uparta dusza blokuj� mu drog� do
nowego �ycia? Mia� coraz wi�ksz� ochot� by zostawi� gdzie� upart� kulk�.
Powstrzymywa� si� jednak, porzucenie duszy oznacza�o by tu�aczk� bez sensu, a
tak zawsze zostawa�a nadzieja. Tymczasem �wiat zmienia� si� coraz bardziej.
Patryk coraz cz�ciej rzuca� pozosta�� kulk� nie kochaj�ce si� cia�a lecz w
inkubatory w kt�rych nast�powa�o sztuczne zap�odnienie. Z pocz�tku mia� nadzieje
�e �w zmieniony spos�b rozmna�ania zach�ci upart� dusz� do �ycia, ta jednak
wraca�a tak samo. A �wiat zmienia� si� jeszcze bardziej, z Ziemi jedna za
drug� wylatywa�y wyprawy kosmiczne, wioz�c kolonist�w ku nowym �wiatom. Planet�
za� coraz bardziej zape�nia�y maszyny, coraz bardziej skomplikowane i
doskonalsze. A� w ko�cu gdy z ta�my monta�owej zje�d�a� kolejny typ robota,
Patryk wyczu� od niego ten sam sygna�, kt�rym kiedy� przyzywa�a go kochaj�ca si�
para. Zacz�� wi�c ciska� pozosta�� kulk� w powstaj�ce w fabrykach maszyny, lecz
nawet w tej pow�oce uparta dusza nie chcia�a si� zadomowi�. Ludzi tymczasem by�o
coraz mniej, a� w ko�cu znikli zupe�nie. A i Patryk da� za wygran�. Uzna� �e
skoro nie mo�e wykona� swojej misji musi znale�� dla siebie inny cel.
Najch�tniej zrobi�by co� dla ludzi. Tych jednak ju� nie by�o. Pami�ta� jednak,
�e kiedy� Ziemie opuszcza�y statki. Postanowi� wi�c ruszy� ich �ladem. By�
duchem i szybowanie w przestrzeni nie sprawia�o mu k�opotu.. Szybko jednak
przekona� si� �e jego mo�liwo�ci by�y ograniczone. Nie m�g� lecie� dowolnie
szybko. Najwyra�niej dusza te� podlega�a jakim� fizycznym prawom. Mo�e zawiera�a
w sobie jakie� elementy materii? W ka�dym razie Patryk zorientowa� si�, �e nie
mo�e podr�owa� szybciej ni� z pr�dko�ci� �wiat�a. Zanim przybywa� do kolejnej
gwiazdy mija�y wi�c lata. Wizytowa� gwiazd�, za gwiazd�. Czasami na jaki�
planetach spotyka� ruiny ziemskich baz, lecz nigdy �yj�cych ludzi. Niezra�ony
rusza� wi�c ku nowym �wiatom. W�dr�wki w przestrzeni by�y jednak nu��ce. Jako
duch nie czu� wprawdzie zm�czenia, jednak nuda coraz bardziej dawa�a si� we
znaki. Wreszcie, w czasie jednej z podr�y odkry�, �e mo�e oddzia�ywa� na
materie. Jako �e w czasie d�ugiego lotu nie mia� nic innego do roboty zacz��
rozwija� t� umiej�tno�� i w czasie kolejnych setek lat dochodzi� do coraz
wi�kszej wprawy. Zmienia� tor lotu napotkanych w przestrzeni drobin, a z czasem
komet i planetoid. Nauczy� si� wyzwala� i kontrolowa� j�drowe reakcj�. Dla
hecy, a mo�e z zemsty za sprawiony zaw�d, powodowa� wybuchy gwiazd w uk�adach
kt�re ju� sprawdzi�. Cho� jednak zatacza� coraz wi�ksze kr�gi nie znajdowa�
ludzi. A� w ko�cu, gdy przemierza� odleg�e kra�ce galaktyki, natrafi� na s�aby
dawno ju� nieodczuwalny sygna�. Sygna� jakim kiedy� przyzywa�y go cia�a w
mi�osnym uniesieniu. By� on s�aby , lecz pozwala� okre�li� kierunek, z kt�rego
dobiega�. Ruszy� wi�c w tamt� stron�. Wkr�tce w miar� zbli�ania si� do jednej z
gwiazd sygna� zacz�� si� nasila�, a gdy Patryk znalaz� si� w pobli�u planety,
by� ju� ca�kiem wyra�ny. Nie dochodzi� jednak z jej powierzchni. Na orbicie
natkn�� si� na stary ziemski frachtowiec, jakim kiedy� wylatywali z Ziemi
koloni�ci pragn�cy zasiedla� nowe �wiaty. Statek by� prawie nienaruszony,
jedynie sterownie musia� rozbi� niewielki meteor. Sprawdzi� pojazd dok�adnie,
lecz nie znalaz� nikogo �ywego. Zar�wno za�oga jak i koloni�ci byli martwi od
wiek�w. Sygna� jednak nie dochodzi� z przedzia��w dla za�ogi. Dolatywa� z
�adowni, gdzie w pojemnikach sta�y zamro�one embriony ludzkie, a obok nich
aparatura w kt�rej kiedy� rozwija�y i rodzi�y si� dzieci. Najwyra�niej by�o to
potomstwo kolonist�w. Mimo d�ugiego czasu oczekiwania, wi�kszo�� embrion�w by�a
�ywa. Jednak tylko jeden z nich wysy�a� sygna� �wiadcz�cy �e oczekuje na dusze.
Pozosta�e swoje "kulki" musia�y otrzyma� dawno temu i teraz sta�y w p� drogi
mi�dzy �yciem a �mierci�. Patryk nie namy�laj�c si� doby� ostatni� znienawidzon�
dusz� i cisn�� j� w pojemnik z embrionem. A ten wch�on�� j� i ju� jej nie
odda�. R�wnocze�nie przed Patrykiem otwar� si� czarny otw�r, tak samo mocno
zapraszaj�cy do wej�cia jak ten, kt�ry ujrza� po swojej �mierci. Co� jednak go
wstrzymywa�o. Z jednej strony nie m�g� sobie nic zarzuci�. Przecie� ta dusza
wi�zi�a go na tym �wiecie przez tysi�ce lat. Dlaczego on nie m�g� odp�aci� jej
i zrobi� z ni� to samo. Wystarczy�o tylko da� si� wessa� w �w przyci�gaj�cy go
otw�r. Zamiast tego Patryk opu�ci� si� nad planet� i przelecia� nad jej
powierzchni�. Bardzo przypomina�a Ziemi�. By�y tam oceany i morza , a p�nocny
i po�udniowy biegun przykrywa�y lodowe czapy. Na najwi�kszym z kontynent�w
Patryk dostrzeg� wysokie g�ry. Wok� planety kr��y�y dwa ksi�yce. Jeden
wielko�ci ziemskiego, drugi znacznie mniejszy. �ycie tutaj musia�o jednak pobiec
innym torem, a mo�e te� mia�o mniej czasu. Niekt�re z porastaj�cych l�d ro�lin
przypomina�y bowiem te jakie kiedy� widzia� na ilustracjach przedstawiaj�cych
ro�linno�� dawnych epok. Zwierz�t na l�dzie prawie nie by�o, je�li nie liczy�
niewielkich lataj�cych owad�w. Za to oceany wr�cz kipia�y od �ycia. Patryk
patrzy� to statek, to na ziej�cy niezg��bion� czerni� otw�r. By� niczym Syzyf ,
kt�remu po wielu pr�bach uda�o si� wynie�� g�az na szczyt g�ry. Lecz teraz �w
Syzyf zastanawia� si� czy nie zepchn�� g�azu i nie zacz�� pracy od nowa. Nagle
podj�� decyzje. Otoczy� statek polem i ostro�nie sprowadzi� go na powierzchnie
planety. Miejsce kt�re wybra� zas�ugiwa�o w pe�ni na miano raju. W ka�dym razie
on w�a�nie tak wyobra�a� sobie raj gdy by� dzieckiem. Moc� kt�r� dysponowa�
uruchomi� inkubatory. Obawia� si�, �e rozmro�ony embrion zwr�ci dusz�, lecz tak
si� nie sta�o i wisz�cy nad nim otw�r dalej zaprasza� go do wej�cia. On jednak
przez miesi�ce dogl�da� rosn�ce embriony. Nast�pnie przez lata patrzy� jak ros�y
dzieci. Niewidzialny opieku�czy duch uczy� je, leczy� gdy chorowa�y, ustanawia�
przyw�dc�w i prawa, kara� i nagradza�. A dzieci ros�y coraz bardziej, a� pewnego
dnia z czekaj�cego na niego otworu wy�oni�y si� dwie postacie: jedna trzyma�a
tak dobrze znany Patrykowi worek prze�roczystych kulek, druga nios�a kos�.
Wyszed� im na spotkanie, lecz te nie zwr�ci�y na niego uwagi, a mo�e w og�le go
nie dostrzeg�y. I Patryk zamy�li� si�. Zostawiaj�c dusz� w zamro�onym embrionie
m�g� mie� naprawd� w�tpliwo�ci, ale teraz ... Dzieci, kt�re wychowa� by�y ju�
doros�e. Wiedzia� ze zachowaj� w pami�ci swego niewidzialnego opiekuna i prawa
kt�re im nada�. By� zreszt�, niezale�nie czy w �yciu , czy ju� po �mierci,
zawsze skromny i religijny, a to co robi� zaczyna�o coraz bardziej przypomina�
zabaw� w Boga. Chyba wi�c nadszed� ju� czas by...
- Czy pami�tasz s�owa, kt�re wym�wi�e� zanim przysz�a po ciebie �mier�? -
zwr�ci�a si� do Patryka stoj�ca posta� bez twarzy. - Mia�e� wtedy racj� - �ycie
rzeczywi�cie przypomina szko��, a ty w�a�nie przeszed�e� do nast�pnej klasy.
Zreszt� cz�� programu owej klasy, uda�o ci si� wykona� ju� w poprzedniej. Przed
tob� teraz nowa egzystencja. �ycie stworzyciela i niszczyciela �wiat�w.
- A co by�oby gdybym zostawi� ostatni� dusz� w zamro�onym embrionie? - zapyta�
Patryk.
- Nic, tak samo zda�by� do nast�pnej klasy - odpowiedzia�a tajemnicza istota -
S�dz� jednak, �e to, co zrobi�e� b�dzie ci policzone jako zas�uga do nast�pnego
�ycia.
- Tego jako stworzyciela �wiat�w? - zapyta� Patryk.
- Nie. Do �ycia kt�re nast�pi po nim. - odpowiedzia�a posta�.
- A jakie ono b�dzie? - zn�w zapyta� Patryk.
- Nie wiem. Do tamtego �wiata mam prawo wej�� tylko do poczekalni ...
***
<i>Je�li� dobry by� za �ycia, wszyscy kt�rym dobro uczyni�e� u twego boku stan�
w ostatecznej walce. Je�li za� z�y by�e�, to sam walczy� b�dziesz.</i>
Od kiedy w starej ksi�dze przeczyta� o bitwie, jak� stacza ka�dy cz�owiek po
swojej �mierci, nie potrafi� my�le� o niczym innym. Jeszcze tej samej nocy
przy�ni� mu si� sen, w kt�rym on sam w srebrnej zbroi p�dzi� na czele swych
przyjaci�, na widmowe czarne szeregi wrog�w. Od tej pory �ni� ci�gle ten sam
sen. Cho� za ka�dym razem by� on troch� inny . Widmowe szeregi raz by�y stadem
dzikich zwierz�t, kiedy indziej potokami b�otnej lawy, lub na wp�
prze�roczystymi duchami o zwiewnych szatach. Zmienia� si� i on sam. Miejsce
srebrnej zbroi zast�pi�y purpurowe szaty kr�la, potem przez jaki� czas
wyst�powa� w bitwach zupe�nie nago, by w ko�cu zn�w przywdzia� pancerz. Widzia�
ow� bitw� we �nie i wyobra�a� j� sobie na jawie. I gdyby kto� zapyta� si� go
jaki jest cel jego �ycia, odpowiedzia� by zapewne "Celem jest bitwa jak� stocz�
po �mierci". A� wreszcie pewnego dnia ujrza� we �nie (cho� mo�e nie by� to sen),
�e stoi nad szerok� i pust� r�wnin�. Za ni� rozpo�ciera�y si� dalekie wzg�rza
poro�ni�te lasem. By�y pi�kne i mocno przyci�ga�y wzrok. Co� jednak kaza�o mu
obejrze� si� za siebie. Zrobi� to i ujrza� inne g�ry. Wysokie, nagie i
postrz�pione, na tle upiornego czerwonego nieba. By�o w nich co� odpychaj�cego i
z miejsca odwr�ci� g�ow�. Wola� patrze� w przeciwn� stron�, w stron� zieleni.
Wtedy jednak do jego uszu dobieg�y krzyki i j�ki ludzkie, a nozdrza z�owi�y
zapach spalenizny i siarki.
- To piek�o - pomy�la� przera�ony. Chcia� zatka� uszy lecz w tej samej chwili
koszmarne d�wi�ki umilk�y. Podni�s� g�ow� i zobaczy�, �e przed nim stoi wysoka
posta� w brunatnym habicie z kapturem, lecz w miejscu gdzie powinna znajdowa�
si� twarz nie by�o niczego.
- Kim jeste� ?- zapyta� niespokojnie.
- Jestem s�dzi� w twojej bitwie - odpowiedzia�a istota bez twarzy.
- Czy to znaczy, �e umar�em?
- Tak. Umar�e�.
- A ty jeste� Bogiem?
- Jestem s�dzi� w twojej bitwie - powt�rzy�a posta�..
- Gdzie jest wr�g z kt�rym mam walczy�? - pyta� dalej.
- Wkr�tce go ujrzysz.
- A moi przyjaciele?
- Ich te� ujrzysz, cho� nie s�dz� by by�o ich zbyt wielu.
- Dlaczego?- zaniepokoi� si�.
- Do�� ju� pyta�. - uci�a istota bez twarzy - we� swoj� bro� i walcz, musisz
dostrzec do zielonych wzg�rz.
O kilka krok�w od niego pojawi� si� wielki top�r. Podni�s� go i us�ysza� za
sob� znajomy g�os. Odwr�ci� si� i zobaczy� swoj� dziewczyn�, kt�ra wprawdzie
odesz�a od niego gdy zacz�� my�le� tylko o bitwie, lecz teraz stan�a u jego
boku dzier��c w d�oniach top�r podobny do tego , kt�ry trzyma� on sam.
- Pomo�emy ci w twojej walce - powiedzieli jego rodzice staj�c za dziewczyn�.
Za nimi stan�� ch�opiec kt�remu jeszcze w szkole udziela� korepetycji i jaka�
kobieta, kt�rej nie m�g� pozna�, cho� twarz wyda�a mu si� znajoma. R�wnym
szeregiem stan�li ch�opcy z harcerskiego zast�pu. Za� jego n�g zaszczeka�
wierny pies.
- Niewiele - pomy�la� z rozczarowaniem. Zaraz jednak zapomnia� o tym. Oto bowiem
dostrzeg� przeciwnika. Szed� od strony zielonych wzg�rz, w d�ugich czarnych
szeregach. Id�ce postacie nie nios�y jednak broni, a jedynie wielkie tarcze.
Ogarn�o go uniesienie. Oto spe�nia si� to o czym marzy� przez tyle lat.
Uderzeniem ci�kiego topora powali� pierwszego z nieprzyjaci�, potem drugiego i
trzeciego. W miar� jednak gdy walczy� uniesienie przechodzi�o w zapami�tanie, a
zapami�tanie we w�ciek�o��. Powalonych wrog�w zast�powali nowi, podczas gdy on
walczy� ju� sam. Nawet nie zorientowa� si� kiedy to si� sta�o. Ogarn�a go
gorycz bo oto zrozumia�, �e wiedz�c ca�y czas o czekaj�cej go bitwie nie
zrobi� nic by si� do niej przygotowa�. Walczy� jednak dalej, zadaj�c ciosy
toporem, kt�ry stawa� si� coraz ci�szy, spychany przez czarne postacie ku
ogniu, ze wzrokiem utkwionym w zielone wzg�rza.