4813
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4813 |
Rozszerzenie: |
4813 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4813 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4813 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4813 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Erich von D�niken
Z POWROTEM DO GWIAZD
Przedmowa
Z powrotem do gwiazd!
Z powrotem? Czy�by�my z gwiazd przybyli?
Pragnienie pokoju, poszukiwanie nie�miertelno�ci, t�sknota do
gwiazd - wszystko to tli si� gdzie� w ludzkiej �wiadomo�ci, od zarania
dziej�w niepowstrzymanie pr�c ku urzeczywistnieniu.
Czy �w g��boko zakorzeniony w ludzkiej naturze p�d naprawd� jest
taki oczywisty? Czy naprawd� chodzi tylko o ludzkie "pragnienia"?
A mo�e za tymi d��eniami do ca�kowitego spe�nienia, za t� t�sknot� do
gwiazd, kryje si� co� innego?
Jestem przekonany, �e nasz� t�sknot� do gwiazd podsyca pozos-
tawiona na Ziemi przez "bog�w" spu�cizna. W naszej �wiadomo�ci
wsp�graj� ze sob� w r�wnym stopniu pami�� naszych ziemskich
przodk�w, jak te� pami�� naszych kosmicznych nauczycieli. Inteligen-
cja cz�owieka nie wydaje mi si� by� rezultatem nie ko�cz�cej si� ewolucji.
Zbyt raptownie si� ten proces dokona�. Uwa�am, �e nasi przodkowie
otrzymali inteligencj� od "bog�w", kt�rzy musieli dysponowa� wiedz�
umo�liwiaj�c� im szybkie zako�czenie tego transferu.
Oczywi�cie niewiele znajdziemy na to dowod�w na Ziemi, je�li
zadowolimy si� dotychczasowymi metodami bada� przesz�o�ci. W ten
spos�b skutecznie pomno�yliby�my jedynie ju� istniej�ce zbiory ludz-
ko-zwierz�cych znalezisk. Ka�de znalezisko otrzyma�oby tabliczk�
z numerem, odstawiono by je do muzealnej gabloty, a pracownicy
muzeum dbaliby, �eby si� nie zakurzy�o. Za pomoc� wy��cznie takich
metod nigdy jednak nie dotrzemy do sedna problemu, kt�ry w moim
przekonaniu zawiera si� w donios�ym pytaniu: Kiedy i w jaki spos�b
nasi przodkowie stali si� inteligentni?
Niniejsza ksi��ka stanowi pr�b� dostarczenia nowych argument�w
na poparcie mojej tezy. Ma pos�u�y� jako kolejny bodziec do przemy�-
le� na temat przesz�ych i przysz�ych dziej�w ludzko�ci. Zbyt d�ugo
zwlekali�my z badaniem naszej prehistorii narz�dziami �mia�ej wyobra-
�ni. Nie uda si� zebra� ostatecznych dowod�w za �ycia jednego
pokolenia, lecz mur, kt�ry dzi� jeszcze oddziela fantazj� od rzeczywisto-
�ci zaczyna si� kruszy�. Ja ze swej strony staram si� w tym dopom�c,
dziurawi�c go coraz to nowymi niewygodnymi pytaniami. Mo�e b�d�
mia� szcz�cie. Mo�e pytania, kt�re stawiaj� te� Louis Pauwels, Jacques
Bergier i Robert Charroux doczekaj� si� odpowiedzi jeszcze za mojego
�ycia.
Dzi�kuj� niezliczonej rzeszy czytelnik�w moich Wspomnie� z przy-
szlo�ci za listy i sugestie. Pragn��bym, aby potraktowali niniejsz�
ksi��k� jako moj� odpowied� na ich s�owa zach�ty.
Dzi�kuj� wszystkim, kt�rzy pomogli mi doprowadzi� do powstania
tej ksi��ki. Napisa�em j� w areszcie �ledczym kantonu Graubunden
w Chur.
Erich von Daniken
I. Gdy� nie mo�e by� prawd�,
co prawd� by� mo�e...
Gdy w roku 1879 Tomasz Alva Edison wynalaz� �ar�wk� z w��knem
w�glowym, z dnia na dzie� spad�y akcje gazowni. Brytyjska Izba Gmin
powo�a�a komisj� do zbadania perspektyw nowego rodzaju o�wietlenia.
Wyniki przedstawi� Izbie Gmin Sir William Preece, dyrektor poczty
i zarazem prezes komisji, o�wiadczaj�c, �e pod��czenie dom�w do
elektrycznego o�wietlenia to czysta utopia!
Dzisiaj �ar�wki pal� si� we wszystkich domach cywilizowanego
�wiata.
Ju� Leonardo da Vinci, op�tany pradawnym marzeniem ludzko�ci,
by wznie�� si� w powietrze, przez ca�e dziesi�ciolecia z pasj� pracowa�
nad konstruowaniem maszyn lataj�cych zdumiewaj�co przypominaj�-
cych pierwsze modele nowoczesnych �mig�owc�w. Z obawy przed
�wi�t� Inkwizycj� ukry� jednak swoje szkice. Kiedy opublikowano je
w roku 1797, reakcja by�a jednoznaczna: maszyna ci�sza od powietrza
nigdy nie b�dzie w stanie oderwa� si� od ziemi. Jeszcze na pocz�tku
naszego stulecia s�awny astronom Simon Newcomb twierdzi�, i� nie
spos�b wyobrazi� sobie si�y zdolnej sprawi�, by lataj�ce maszyny mog�y
pokonywa� w powietrzu d�u�sze dystanse.
Zaledwie kilka dziesi�cioleci p�niej samoloty przenosi�y ju� ogrom-
ne ci�ary przez morza i kontynenty.
Znane na ca�ym �wiecie naukowe czasopismo "Nature" w roku 1924
skomentowa�o ksi��k� profesora Hermanna Obertha Die Rakete zu den
Planetenraumen (Rakieta mi�dzyplanetarna) stwierdzeniem, i� plany
rakiety kosmicznej doczekaj� si� urzeczywistnienia prawdopodobnie
dopiero pod koniec istnienia ludzko�ci. A jeszcze w latach 40-tych,
kiedy pierwsze rakiety oderwa�y si� ju� od ziemi pokonuj�c po kilkaset
kilometr�w, specjali�ci od medycyny wykluczali jak�kolwiek mo�liwo��
za�ogowych lot�w kosmicznych, poniewa� ludzki metabolizm nie jest
zdolny przetrzyma� wielodniowego stanu niewa�ko�ci.
C�, rakiety od dawna sta�y si� czym� powszednim, ludzko�� nie
wymar�a, za� ludzki metabolizm wbrew wszelkim prognozom najwyra�-
niej ca�kiem nie�le wytrzymuje stan niewa�ko�ci.
Twierdz�, i� w okre�lonym momencie historycznym techniczne
mo�liwo�ci urzeczywistnienia ka�dej z nurtuj�cych ludzko�� idei s� "nie
do udowodnienia". U pocz�tku zawsze sta�y spekulacje tak zwanych
fantast�w, kt�rzy musieli znosi� gwa�towne ataki lub te� - co jest cz�sto
znacznie trudniejsze do prze�kni�cia - pe�ne politowania u�mieszki
wsp�czesnych.
Bez owijania w bawe�n� o�wiadczam, �e w tym w�a�nie sensie jestem
jednym z fantast�w. Z tym �e nie uciekam ze swoimi spekulacjami
w splendid isolation. Moje przekonanie, �e w odleg�ych epokach Ziemi�
odwiedzi�y istoty rozumne z innych planet, uwzgl�dniali ju� wcze�niej
w swoich rozwa�aniach liczni naukowcy tak na Zachodzie, jak i na
Wschodzie.
I tak na przyk�ad profesor Charles Hapgood powiedzia� mi w czasie
jednej z moich wizyt w USA, �e Albert Einstein, kt�rego zna� osobi�cie,
jak najbardziej przychylnie odnosi� si� do tezy o prehistorycznych
odwiedzinach pozaziemskich istot rozumnych.
W Moskwie profesor Josif Samoi�owicz Szk�owski, jeden z czo�o-
wych astrofizyk�w i radioastronom�w naszej epoki, zapewni� mnie,
i� jest przekonany, �e Ziemi� co najmniej raz odwiedzili przybysze
z Kosmosu.
Znany astrobiolog Carl Sagan (USA) r�wnie� nie wyklucza mo�liwo-
�ci, "�e w toku swoich dziej�w Ziemia co najmniej raz zosta�a
odwiedzona przez przedstawicieli pozaziemskiej cywilizacji".
Za� "ojciec rakiety", profesor Hermann Oberth, powiedzia� mi
dos�ownie: "Wizyt� pozaziemskiej rasy na naszej planecie uwa�am za
jak najbardziej prawdopodobn�".
Mi�o jest widzie�, �e pod wra�eniem pomy�lnych lot�w kosmicznych
naukowcy zaczynaj� intesywnie zajmowa� si� ideami, kt�re jeszcze kilka
dziesi�cioleci temu bezlito�nie wyszydzano. Jestem te� przekonany, �e
z ka�d� rakiet�, jaka wylatuje w Kosmos, s�abn�� b�dzie dotychczasowy
op�r przeciwko mojej tezie o wizycie "bog�w".
Jeszcze dziesi�� lat temu szale�stwem by�o m�wi� o istnieniu w Kos-
mosie istot rozumnych innych ni� ludzie. Dzisiaj nikt ju� na serio nie
w�tpi, �e w Kosmosie jest �ycie. Kiedy w listopadzie 1961 roku
jedena�cie znakomito�ci �wiata nauki rozchodzi�o si� po tajnym posie-
dzeniu w Greenbank (Zachodnia Wirginia), pozostawi�y uzgodniony
wz�r, wedle kt�rego w samej tylko naszej galaktyce wyliczy� mo�na
istnienie nawet 50 milion�w cywilizacji. Roger A. MacGowan, wysoki
rang� pracownik NASA w Redstone (Alabama), po uwzgl�dnieniu
najnowszych zdobyczy nauki doszed� nawet do 130 milion�w hipo-
tetycznych o�rodk�w cywilizacji w Kosmosie. Te szacunkowe dane
oka�� si� stosunkowo skromne i ostro�ne, je�li potwierdzi si� przypusz-
czenie, i� "klucz do �ycia" czyli cztery podstawowe zasady organiczne:
adenina, guanina, cytozyna oraz tymina, wyst�puj� w ca�ym Kosmosie.
W tej sytuacji Wszech�wiat powinien si� wr�cz roi� od r�nych form
�ycia!
Pod naporem fakt�w naukowcy przyznaj� dzi� z niech�ci�, �e loty
kosmiczne w obr�bie Uk�adu S�onecznego s� jak najbardziej do
pomy�lenia, w tym samym jednak zdaniu dodaj� od razu, �e podr�e
mi�dzygwiezdne s� wykluczone ze wzgl�du na gigantyczne odleg�o�ci.
Prestidigitatorskim ruchem wydobywa si� przy tym z kapelusza stwier-
dzenie, �e skoro my nigdy nie b�dziemy mogli odbywa� podr�y
mi�dzygwiezdnych, to w �adnym okresie naszych dziej�w nie mog�a
mie� miejsca wizyta przedstawicieli obcych cywilizacji, kt�rzy musieliby
przemierzy� mi�dzygalaktyczn� przestrze�. Koniec, kropka!
A dlaczego tak w�a�ciwie podr� mi�dzygwiezdna ma by� niemo�-
liwa?
Opieraj�c si� na pr�dko�ciach, jakie mo�emy dzi� osi�gn��, wyliczo-
no, �e na przyk�ad lot do najbli�szej nam, odleg�ej o 4,3 lat �wietlnych
gwiazdy Alpha Centauri musia�by trwa� 80 lat, a wi�c �aden cz�owiek
nie prze�y�by drogi powrotnej. Czy ten rachunek jest prawid�owy? No
tak, przeci�tna d�ugo�� �ycia cz�owieka wynosi dzi� mniej wi�cej 70 lat.
Szkolenie kosmonaut�w jest skomplikowane, tak �e nawet najbardziej
inteligentny m�ody cz�owiek nie jest w stanie zda� mistrzowskiego
egzaminu na astronaut� przed uko�czeniem dwudziestego roku �ycia.
Trudno te� oczekiwa�, �e zostanie wys�any w podr� kosmiczn� maj�c
lat wi�cej ni� 60. Tak wi�c pozostaje mu co najwy�ej 40 lat w roli
astronauty. W tej sytuacji stwierdzenie, �e 40 lat to za ma�o na wypraw�
mi�dzygwiezdn� wydaje si� jak najbardziej logiczne!
Lecz jest to wniosek mylny! Ju� najbardziej prymitywny przy-
k�ad pokazuje dlaczego, demonstruj�c jednocze�nie, jak znacznie we
wszystkich naszych ideach odnosz�cych si� da przysz�o�ci skr�po-
wani jeste�my starymi kategoriami my�lenia: Oto otrzymuj� powie-
dzmy precyzyjne wyliczenie, kt�rego wynik ma dowodzi�, i� dla
�yj�cej w wodzie bakterii niemo�liwe jest przedostanie si� od punktu
A do punktu B, poniewa� mikrob �w mo�e si� porusza� jedynie
z pr�dko�ci� "x", przy czym ani pr�dy wodne ani r�nice poziom�w
nie s� w stanie podnie�� tej pr�dko�ci wi�cej ni� o "y" procent.
Wygl�da to nader przekonuj�co. Niemniej jednak w wyliczeniu
takim tkwi pewien b��d my�lowy! Wodna bakteria mo�e bowiem
przedosta� si� � A do B na bardzo r�ne sposoby. Mo�emy j� dajmy
na to zamrozi�, a potem kostka lodu z zamro�on� bakteri� zostanie
przetransportowana samolotem z punktu A do punktu B! L�d
zostaje rozpuszczony i bakteria znajduje si� u celu! Zgoda, pod
warunkiem, �e uda si� wy��czy� motor �ycia - s�ysz�. Mnie spos�b
ten wydaje si� jak najbardziej prawdopodobn�, a w dodatku nader
praktyczn� metod� transportowania mikrob�w - przy czym twier-
dz� jeszcze (i dlatego przytoczy�em ten w�a�nie przyk�ad), �e osi�g-
n�li�my dok�adnie ten punkt, kiedy przestarza�e metody trzeba
zast�pi� nowymi.
Moja prognoza, �e w niezbyt nawet odleg�ej przysz�o�ci, astronauci
b�d� na czas mi�dzygwiezdnej podr�y zamra�ani, by w okre�lonym
terminie mogli by� potem odmro�eni i przywr�ceni do �ycia, z pewno�-
ci� nie jest szale�stwem, nawet mimo zastrze�e�, jakie si� przeciwko niej
wysuwa. Profesor Alan Sterling Parkes, cz�onek National Institute for
Medical Research w Londynie, reprezentuje pogl�d, i� nauki medyczne
ju� na pocz�tku lat siedemdziesi�tych w pe�ni opanuj� metody nieo-
graniczonego w czasie konserwowania w niskich temperaturach narz�-
d�w do transplantacji.
Jak wiadomo, cz�ci zawsze kiedy� uk�adaj� si� w ca�o��, tote� jestem
przekonany co do s�uszno�ci mojej prognozy.
We wszystkich eksperymentach ze zwierz�tami niezmiennie pajawia
si� problem utrzymania przy �yciu szybko obumieraj�cych przy braku
tlenu kom�rek m�zgowych. O tym, jak powa�nie pracuje si� nad tym
zagadnieniem, �wiadczy ju� cho�by fakt, �e bezustannie zajmuj� si� nim
zespo�y badawcze nie tylko si� powietrznych i morskich USA, lecz tak�e
takich firm jak General Electric czy RAND Corporation. Pierwsze
doniesienia o pomy�lnych wynikach pochodz� z Western Reserve
Schaol of Medicine w Cleveland (Ohio): przez prawie 18 godzin uda�o
si� tam podtrzyma� funkcjonowanie pi�ciu oddzielonych od cia�
m�zg�w, w kt�rych stwierdzono ponad wszelk� w�tpliwo�� wyst�po-
wanie reakcji na bod�ce d�wi�kowe.
Badania te mieszcz� si� w szeroko zakrojonych ramach prac nad
skonstruowaniem "cyborga" (skr�t od angielskiego "cybernetic or-
ganism"). Niemiecki fizyk i cybernetyk Herbert W. Franke przed-
stawi� w jednej z rozm�w zakrawaj�ce dzi� jeszcze na sensacj�
twierdzenie, i� za kilka dziesi�tk�w lat w drog� ku obcym planetom, by
szuka� w Kosmosie �lad�w obcej inteligencji, wyrusz� statki kosmicz-
ne bez astronaut�w na pok�adzie. Patrole kosmiczne bez astronaut�w?
Herbert W. Franke zak�ada, �e elektroniczna aparatura sterowana
b�dzie przez oddzielony od ludzkiego cia�a m�zg. Ten zanurzony
w od�ywczym p�ynie zasilanym bez przerwy �wie�� krwi� m�zg
stanawi� b�dzie o�rodek steruj�cy statku kosmicznego. Franke przy-
puszcza, �e do takiego spreparowania najlepiej nadawa� si� b�dzie
m�zg nie narodzonego dziecka, poniewa� - nie obci��ony jeszcze
procesami my�lowymi - bez przeszk�d zdo�a wch�on�� niezb�dne do
wype�nienia specjalnej misji kosmicznej zasady dzia�ania i informacje.
Tak spreparowany m�zg pozbawiony b�dzie �wiadomo�ci bycia
"cz�awiekiem". Herbert W. Franke twierdzi: "Emocje, jakie znamy,
by�yby takiemu cyborgowi obce. Nie zna�by on uczu�. Pojedynczy
m�zg ludzki awansuje do rangi wys�annika ca�ej naszej planety."
R�wnie� Roger A. MacGowan prognozuje u�ycie cyborga,
p�-cz�owieka, p�-maszyny. Zdaniem tego naukowego praktyka,
cyborg stanie si� jak najbardziej pe�n� elektroniczn� "istot�", kt�rej
funkcje zaprogramowane zostan� w wypreparowanym m�zgu, prze-
twarzaj�cym je potem na polecenia.
Frankfurcki jezuita, Paul Overhage, ciesz�cy si� s�aw� du�ej klasy
biologa, tak powiedzia� o tym "fantastycznym projekcie przysz�o�ci":
"Nie mo�e by� w zasadzie najmniejszych w�tpliwo�ci co do powodzenia
tega projektu, poniewa� gwa�towny rozw�j biocybernetyki coraz bar-
dziej upraszcza tego rodzaju eksperymenty". W ci�gu ostatnich dw�ch
dziesi�cioleci biologia molekularna oraz biochemia w niejako przy-
�pieszonym tempie zapocz�tkowa�y i zako�czy�y prace, kt�re dos�ownie
stawiaj� na g�owie istotne fragmenty dotychczasowej wiedzy i metod
z zakresu medycyny. W zasi�gu r�ki znajduje si� mo�liwo�� spowal-
niania, a nawet czasowego powstrzymywanaa procesu starzenia si�,
r�wnie� fantastyczna konstrukcja cyhorga przesta�a by� dzi� rodem
z czystej utopii."
Oczywi�cie projekty te nios� ze sob� problemy natury etycznej
i moralnej, kt�rych rozwi�zanie mo�e si� okaza� trudniejsze ni� sam
medyczno-techniczny aspekt zagadnienia. Wszystko to jednak prze-
stanie odgrywa� zasadnicz� rol�, je�li wzi�� pod uwag� ca�kiem
prawdopodobn� ewentualno��, �e pewnego dnia pojazdy mi�dzyplane-
tarne b�d� uzyskiwa� tak niewyobra�alne pr�dko�ci, i� kosmonauci
nawet przy normalnym biegu proces�w starzenia si� b�d� mogli
przebywa� odleg�o�ci kosmuczne. Rozwi�zanie tego zagadnienia tech-
nicznego zawiera si� w ca�kowicie uznanym ju� przez nauk� zjawisku
dylatacji czasu.
Musimy sobie u�wiadomi� i zrozumie�, �e dla uczestnik�w podr�y
mi�dzygwiezdnej "ziemskie lata" nie odgrywaj� w og�le �adnej roli!
Czas up�ywaj�cy w statku kosmicznym poruszaj�cym si� z pr�dko�ci�
blisk� pr�dko�ci �wiat�a "pe�za" powolutku w por�wnaniu z czasem,
kt�ry p�dzi na macierzystej planecie. Mo�na to dok�adnie wyliczy� za
pomoc� wzor�w matematycznych. Jakkolwiek niewiarygodnie to za-
brzmi, to w wyliczenia te wcale nie trzeba wierzy� - one s� po prostu
udowodnione.
Musimy si� uwolni� od naszego poj�cia czasu, mianowicie czasu
ziemskiego. Za pomoc� pr�dko�ci i energii mo�na manipulowa� czasem.
Nasze wyruszaj�ce w Kosmos prawnuki przebij� barier� czasu.
Osoby sceptycznie nastawione do kwestii technicznej mo�liwo�ci
podj�cia podr�y mi�dzygwiezdnych przytaczaj� pewien argument
zas�uguj�cy na dok�adniejsze zbadanie. Ot� nawet je�liby kt�rego�
dnia zbudowano silniki rakietowe, zdolne osi�gn�� pr�dko�� I50 tys.
km/s i wi�ce�, to podr� mi�dzygwiezdna i tak nadal by�aby niemo�-
liwa, poniewa� przy takiej pr�dko�ci ka�da najmniejsza nawet cz�s-
teczka, jaka zetkn�aby si� z zewn�trzn� pow�ok� statku, mia�aby
niszcz�c� moc bomby. Zastrze�enia tego z pewno�ci� nie da si� dzi� nie
uzna�. Ale jak d�ugo jeszcze? Zar�wno w USA, jak i w ZSRR trwaj�
ju� prace nad skonstruowaniem elektromagnetycznych pier�cieni
ochronnych, kt�rych zadanvem by�aby ochrona statk�w kosmicznych
przed poruszaj�cymi si� w pr�ni niebezpiecznymi drobinami. We
wspomnianych projektach badawczych zanotowano ju� nader istotne
rezultaty cz�stkowe.
Sceptycy twierdz� ponadto, �e pr�dko�� przekraczaj�ca 300 tys.
km/s jest czym� ca�kowicie utopijnym, poniewa� ju� Einstein wykaza�,
i� pr�dko�� �wiat�a stanowi absolutn� granic� mo�liwego przy�piesze-
nia... R�wnie� i ten argument jest do utrzymania jedynie wtedy, gdy
wyjdziemy z za�o�enia, �e statki kosmiczne przysz�o�ci tak jak
dotychczas odrywa� si� b�d� od Ziemi dzi�ki energii milion�w litr�w
paliwa i �e ta sama energia nap�dza�je b�dzie w Kosmosie. Urz�dzenia
radarowe operuj� dzi� falami o pr�dko�ci rozchodzenia wynosz�cej
300 tys km/s. Co jednak maj� fale do sprawy nap�du statk�w kos-
micznych przysz�o�ci?
Dwaj Francuzi, Louis Pauwels i Jacques Bergier, opisuj� w swojej
ksi��ce Der Planet der unmoglichen Moglichkeiten (Planeta niemo�-
liwych mo�liwo�ci) fantastyczny projekt badawczy radzieckiego nauko-
wca K.P. Staniukowicza, cz�onka Komisji Komunikacji Mi�dzyplane-
tarnej Akademii Nauk ZSRR. Staniukowicz zajmuje si� w swych
rozwa�aniach sond� kosmiczn� nap�dzan� antymateri�. Poniewa�
sonda uzyska przy�pieszenie tym wi�ksze, im szybsze b�d� emitowane
przez ni� cz�steczki, moskiewski profesor i jego zesp� wpadli na pomys�
"lataj�cej lampy", pracuj�cej na zasadzie emisji �wiat�a, zamiast
roz�arzonych gaz�w. Pr�dko�ci, jakie dadz� si� w ten spos�b osi�gn��,
s� niewyobra�alne. Bergier tak powiada na ten temat: "Za�oga takiej
lataj�cej lampy zupe�nie nic by nie dostrzega�a. Si�a ci��enia na statku
kosmicznym by�aby taka sama jak na Ziemi. Czas w odczuciu kosmo-
naut�w p�yn��by normalnie. Lecz w ci�gu niewielu lat mogliby dolecie�
do najodleglejszych gwiazd. Po 22 latach (ich czasu) znajdowaliby si�ju�
w g�stymj�drze naszej Drogi Mlecznej odleg�ym o 75 tys. lat �wietlnych
od Ziemi. Po 28 latach dotarliby do Mg�awicy Andromedy, czyli
najbli�szej nam galaktyki, kt�rej odleg�o�� od Ziemi wynosi 2 miliony
250 tys. lat �wietlnych."
Profesor Bergier, uznany na ca�ym �wiecie naukowiec, podkre�la, �e
wyliczenia te nie maj� nic ale to naprawd� nic wsp�lnego ze science
fiction, poniewa� Staniukowicz zweryfikowa� eksperymentalnie wz�r,
kt�rego prawdziwo�� mo�e sprawdzi� ka�dy, kto umie si� pos�ugiwa�
tablic� logarytmiczn�. Zgodnie z tym moskiewskim wzorem dla za�ogi
"lataj�cej lampy" mija zaledwie 65 lat "czasu kosmicznego", podczas
kiedy na naszej planecie up�ywa 4,5 miliona lat!
W mrocznym �onie przysz�o�ci rodzi si� co�, czego skutk�w nie
potrafi� sobie wyobrazi� nawet w naj�mielszej fantazji. W roku 1967
Gerald Feinberg, profesor fizyki teoretycznej na uniwersytecie Colum-
bia w Nowym Jorku apublikowa� w naukowym czasopi�mie "Physical
Review" swoj� teori� tachion�w (nazwa "tachion" pochodzi od grec-
kiego s�owa tachys szybki). Nie chodzi tu bynajmniej o jakie� utopijne
koncepcje, lecz o powa�ne naukowe badania. Na politechnice zuryskiej
prowadzi si� ju� na ten temat seminaria!
Oto skr�towa prezentacja teorii tachion�w. Wed�ug einsteinowskiej
teorii wzgl�dno�ci masa cia�a ro�nie proporcjonalnie do wzrostu
pr�dko�ci. Masa (czyli energia), kt�ra osi�gnie pr�dko�� �wiat�a, stanie
si� niesko�czenie wielka. Feinberg wyprowadzi� matematyczny dow�d
istnienia swoistego pendant do einsteinowskiej masy, a mianowicie
cz�steczki, kt�re poruszaj� si� niesko�czenie szybko ulegaj� jednak
dezintegracji, gdy zbli�� si� do pr�dko�ci �wiat�a. Wed�ug Feinberga
tachiony s� biliony razy szybsze od �wiat�a, lecz przestaj� istnie�, kiedy
spowolni si� je do pr�dko�ci �wiat�a b�d� poni�ej tej pr�dko�ci.
Tak jak teoria wzgl�dno�ci (bez kt�rej nie mo�e si� dzi� obej�� ani
fizyka, ani rnatematyka) przez ca�e dziesi�ciolecia dowiedziona by�a
jedynie metodami matematycznymi, tak te� istnienie tachion�w wyka-
za� mo�na dzi� jeszcze wy��cznie matematycznie, a nie eksperymen-
talnie. Profesor Feinberg w�a�nie pracuje nad dowodem eksperymen-
talnym.
Przy mojej wierze w przysz�o��, kiedy s�ysz� o tego rodzaju bada-
niach, ponosi mnie fantazja. A� nazbyt cz�sto w ci�gu ostatnich stu lat
otrzymywali�my rzecz uwa�an� niegdy� za niemo�liw� w postaci
wytwarzanego seryjnie produktu. Dlatego te� pozwol� sobie na roz-
wini�cie pewnej my�li, kt�ra jak ju� powiedzia�em, jest jeszcze w stadium
zal��kowym.
Co mo�e si� wydarzy�?
Je�liby si� uda�o sztucznie wytworzy� lub "schwyta�" tachiony,
mo�na by przetworzy� je na energi� nap�dzaj�c� sondy kosmiczne.
W�wczas, jak sobie wyobra�am, statek kosmiczny najpierw zosta�by
rozp�dzony za pomoc� silnika fotonowego do pr�dko�ci �wiat�a,
a z chwil� jej osi�gni�cia komputery prze��czy�yby silniki na nap�d
tachionowy. Zjak� pr�dko�ci� m�g�by w�wczas porusza� si� statek? Ze
stukrotn�, a mo�e tysi�ckrotn� pr�dko�ci� �wiat�a? Dzisiaj nikt tego
jeszcze nie wie, istniej� natomiast przypuszczenia, �e z chwil� prze-
kroczenia pr�dko�ci �wiat�a statek kosmiczny opu�ci�by tak zwan�
czasoprzestrze� Einsteina i zosta� wyrzucony w bli�ej nie zdefiniowany
wy�szy wymiar. W owym wymiarze dla lot�w kosmicznych czynnik
czasu b�dzie niemal�e bez znaczenia.
Znam wiele bada� z r�nych dziedzin, kt�rych rezultaty w ostatecz-
nym rozrachunku s�u�� g��wnie sprawie lot�w mi�dzygwiezdnych.
By�em w paru laboratoriach i rozmawia�em z naukowcami. Nikt nie
potrafi okre�li� liczby fizyk�w, chemik�w, biolog�w, fizyk�w atomo-
wych, parapsycholog�w, genetyk�w i in�ynier�w, kt�rzy pracuj� nad
zagadnieniami (okre�la si� je niejednokrotnie, cho� niezbyt fortunnie,
nazw� "badania futurologiczne"), kt�re umo�liwi� maj� cz�owiekowi
podr� z powrotem do gwiazd.
Wydaje mi si� zwyk�ym b��dem ludzkiej samooceny, je�li pod
naporem niepodwa�alnych fakt�w dostarczanych przez rozwijaj�c� si�
bezustannie technik� dopuszczamy wprawdzie mo�liwo�� bada� Kos-
mosu w jakiej� bli�ej nieokre�lonej przysz�o�ci, jednocze�nie za� upor-
czywie zaprzeczamy mo�liwo�ci istnienia w Kosmosie cywilizacji, kt�ra
ju� tysi�ce lat przed nami opanowa�a arkana lot�w mi�dzygwiezdnych
i dlatego mog�a odwiedzi� nasz� planet�.
Poniewa� z dawien dawna ju� w szkole wpaja si� uczniom dumne
przekonanie, jakoby cz�owiek by� "koron� stworzenia", rewolucyjn�
i widocznie niezbyt mi�� jest my�l, �e ju� przed wieloma tysi�cami lat
istnia�a obca cywilizacja znacznie przewy�szaj�ca "koron� stworzenia".
Niezale�nie od tego, jak nieprzyjemna mo�e by� ta my�l, trzeba si� z ni�
pogodzi�!
II. Na tropach �ycia
W swoich Wspomnieniach z przyszdo�ci (Erinnerungen an die Zukunft)
sformu�owa�em spekulatywn� my�l, i� "b�g" stworzy� cz�owieka na
w�asny obraz i podobie�stwo drog� sztucznych mutacji. Wyrazi�em
przypuszczenie, �e Homo sapiens zosta� wyodr�bniony spo�r�d ma�p
w drodze celowej mutacji. Twierdzenie to spotka�o si� z licznymi
atakami.
Poniewa� powstanie i rozw�j cz�owieka prze�ledzono dotychczas
jedynie na naszej planecie, moja hipoteza o ewentualnej ingerencji w ten
proces istot pozaziemskich jest istotnie �mia�a. Gdyby jednak w��czy� t�
my�l w obr�b rzeczy mo�liwych, zniszczy�oby to malownicze drzewo
genealogiczne: ma�py zesz�y z drzew, przesz�y proces stopniowej mutacji
i sta�y si� praprzodkami cz�owieka. Od czasu, kiedy Karol Darwin
(1809-1882) przedstawi� swoj� teori� doboru naturalnego, wszystkie
skamienia�o�ci poczynaj�c od szkieletu prehistorycznego ma�poluda po
przedstawiciela Homo sapiens zdawa�y si� by� niezbitymi argumentami
przemawiaj�cymi za darwinowsk� teori� ewolucji. Kiedy nauczyciel
Johann Carl Fuhlrott (1804-1877) znalaz� w miejscowo�ci Neander-
thal pod Dusseldorfem kilka starych ko�ci i zmontowa� z nich czaszk�
neandertalczyka, �yj�cego w ostatnim okresie mi�dzylodowcowym i na
pocz�tku zlodowacenia Wurm, czyli mniej wi�cej 80 do 120 tys. lat
temu, stworzy� te� na podstawie tego znaleziska teori� o ma�poludzie.
Wywo�a�o to niema�e oburzenie w �wiecie nauki. Sp�tani religijnym
dogmatem przeciwnicy teorii Fuhlrotta argumentowali ma�o przeko-
nuj�co, i� nie mo�e by� cz�owieka prehistorycznego, albowiem nie ma
prawa go by�.
Jest wielu r�nych przedstawicieli typu okre�lanego jako "cz�owiek
neandertalski". Pod E1 Fajum w pobli�u Kairu znaleziono �uchw�
ma�py z gatunku naczelnych. �uchw� t� datowano na okres oligoce�ski,
czyli jakie� 30-40 milion�w lat temu. Je�li nie ma w tym pomy�ki,
stanowi�oby to dow�d, �e istoty cz�ekopodobne musia�y istnie� na d�ugo
przed pojawieniem si� neandertalczyka. Skamienia�e szcz�tki homini-
d�w znajdowano r�wnie� w Anglii, Afryce, Australii, na Borneo
i w wielu innych cz�ciach �wiata.
Czego te znaleziska dowodz�?
Tego, �e nie mo�na powiedzie� nic na pewno, poniewa� niemal
z ka�dym nowym znaleziskiem trzeba weryfikowa� dopiero co wprowa-
dzone do podr�cznik�w daty. Pomimo du�ej liczby tych znalezisk nale�y
jasno powiedzie�, �e nie daj� one dostatecznych punkt�w zaczepienia,
by mo�na by�o m�wi� o historycznej ci�g�o�ci pochodzenia i rozwoju
rodzaju ludzkiego. Wprawdzie drzewo genealogiczne od pierwszych
hominid�w po gatunek Homo sapiens daje si� jednoznacznie prze�ledzi�
na przestrzeni milion�w lat, ale je�li idzie o powstanie in-
teligencji, nie da si� nic konkretnego powiedzie�. Istniej� minima-
lne �lady z zamierzch�ej przesz�o�ci, kt�re jednak w �adnym wypadku
nie uk�adaj� si� w sp�jn� ca�o��. Jak dot�d nie mia�em szcz�cia spotka�
cho�by tylko w miar� przekonuj�cego wyja�nienia problemu powstania
inteligencji u cz�owieka. Liczba proponowanych koncepcji i teorii na
temat, jak dokona� si� mia� �w "cud", jest wielka. Dlatego uwa�am, �e
moja teoria ma takie samo prawo oczekiwa� uznania i weryfikacji.
Wygl�da na to, �e w toku miliard�w lat istnienia �ycia na Ziemi
ludzka inteligencja "pojawi�a si�" niejako z dnia na dzie�. W skali
miliard�w lat mo�na m�wi� o "nag�ym" wyst�pieniu tego zjawiska.
Ledwie co wyszed�szy ze stadium antropoid�w nasi przodkowie w toku
zdumiewaj�co kr�tkiego procesu ewolucji stworzyli to, co nazywamy
ludzk� kultur�. W tym celu jednak musia�o doj�� do nag�ego pojawienia
si� inteligencji! Min�o kilkaset milion�w lat, zanim wskutek natural-
nych mutacji pojawi�y si� antropoidy, za to p�niej nast�pi� b�yskawicz-
ny rozw�j do hominid�w i dalej. Ni st�d, ni zow�djakie� 40 tys. lat temu
nast�pi� niesamowity skok w rozwoju: odkrycie maczugi jako broni,
�ukujako narz�dzia polowa�, u�ycie ogniajako pomocnej si�y, wprowa-
dzenie kamiennych t�uk�w jako narz�dzi, na �cianach jaski� pojawiaj�
si� pierwsze malowid�a. Ale pierwsze �lady dzia�alno�ci technicznej, czyli
garncarstwo, dzieli od pierwszych znalezisk z koczowisk hominid�w
dystans 500 tysi�cy lat! Loren Eiseley, profesor antropologii Uniwer-
sytetu Pensylwania pisze, �e cz�owiek wyodr�bnia� si� ze �wiata zwierz�t
przez miliony lat, bardzo wolno nabieraj�c ludzkich cech. "Z jednym
tylko wyj�tkiem od tej regu�y: wszystko wskazuje na to, �e jego m�zg
pod koniec tego procesu przeszed� gwa�towny wzrost i dopiero wskutek
tego cz�owiek ostatecznie oderwa� si� od swoich zwierz�cych krew-
niak�w", pisze profesor. Kto nauczy� nas my�lenia?
Jakkolwiek nader szanuj� wysi�ki antropolog�w, chcia�bym otwarcie
przyzna�, �e niezbyt mnie interesuje, na jakie to zamierzch�e lata
pozwalaj� datowa� moment pojawienia si� pierwszych z�b�w trzono-
wych u antropoid�w b�d� hominid�w skamienia�e znaleziska. Nie jest te�
dla mnie zbyt wa�ne, kiedy pierwszy pracz�owiek zacz�� u�ywa�
kamiennych narz�dzi. Jest dla mnie rzecz� oczywist�, �e pracz�owiek by�
najinteligentniejsz� istot� �yw� na naszej planecie, tak jak jest dla mnie
logiczne, �e "bogowie" wybrali do sztucznej mutacji w�a�nie t�
istot�. Bardzieji interesuje mnie, kiedy pracz�owiek po raz pierwszy
wprowadzi� do swojej wsp�lnoty takie poj�cia obyczajowe jak wierno��,
mi�o�� czy przyja��. Pod czyim wp�ywem dokona�a si� w nim taka
przemiana? Kto wpoi� ludzim uczucia takie jak pokora? Kto nauczy� ich
wstydzi� si� aktu p�ciowego?
Czy istnieje jakie� wiarygodne wyja�nienie faktu, �e dzikie istoty
zacz�y si� nagle przyodziewa�? Niekt�rzy wskazuj� na zmiany klimatu
b�d� jego wahania, ale wcale mnie to nie przekonuje, bowiem ju�
wcze�niej takie wahania z pewno�ci� wyst�powa�y. M�wi si� te�, �e
antropoidy chcia�y si� w ten spos�b przyozdobi�! Gdyby to by�a prawda
to �yj�ce dziko goryle, szympansy i orangutany te� powinny stopniowo
zacz�� obwiesza� si� ozdobami czy nak�ada� spodnie.
Dlaczego antropoidy, ledwie wyszed�szy z ca�kowitej dziko�ci, nagle
zacz�y grzeba� cia�a swoich pobratymc�w?
Kto doradzi� dzikim istotom, aby si�gn�y po nasiona konkretnych
dziko rosn�cych ro�lin, rozdrabnia�y je, rozciera�y, doda-
wa�y wody i wypieka�y z tej masy po�ywienie?
Po prostu intryguje mnie pytanie, dlaczego antropoidy, hominidy
i praludzie przez ca�e miliony lat niczego si� nie nauczy�y i dlaczego
potem pracz�owiek nagle tak du�o sobie przyswoi�. Czy�by dot�d zbyt
ma�o si� nad tym istotnym pytaniem zastanawiano?
Dziedzina bada�, kt�ra postawi�a sobie za zadanie wyja�nienie
sprawy pochodzenia cz�owieka jest bardzo ciekawa i warta zaan-
ga�owania.
Co najmniej tak samo interesuj�ca wydaje mi si� jednak kwestia
dlaczego, po co, w jaki spos�b i kiedy cz�owiek sta� si� inteligentny.
Loren Eiseley pisze: "Dzisiaj natomiast musimy przyj��, �e cz�owiek
pojawi� si� stosunkowo niedawno, poniewa� dopiero niedawno tak
�ywio�owo zaznaczy� swoje istnienie. Mamy wszelkie powody przypusz-
cza�, i� niezale�nie od si�, jakie mog�y mie� sw�j udzia� w kszta�towaniu
ludzkiego m�zgu, jest rzecz� niemo�liw�, aby tak znaczne zdolno�ci
umys�owe, jak te obserwowane dzi� w�r�d wszystkich lud�w na Ziemi,
wykszta�ci�y si� wy��cznie wskutek za�artej i d�ugotrwa�ej walki o byt
pomi�dzy licznymi ludzkimi gromadami. Musia�o istnie� co� innego,
jaki� inny czynnik rozwoju, kt�ry umkn�� ja�k na razie uwadze
teoretyk�w ewolucji."
Tak w�a�nie przypuszczam. We wszystkich rozwa�aniach pomini�to
jak dot�d decyduj�cy aspekt. Prawdopodobnie nie uda si� wype�ni�
wszystkich luk w koncepcji rozwoju cz�owieka, je�li nie uwzgl�dni si�
teorii o wizycie przedstawicieli obcej cywilizacji na naszej planecie i nie
sprawdzi, czy te obce istoty nie s� aby odpowiedzialne za wprowadzenie
sztucznych zmian w czynnikach dziedzicznych, za manipulacje kodem
genetycznym i raptownie nabyt� inteligencj� cz�owieka... Postaram si�
przeprowadzi� tutaj kilka wywod�w na poparcie mojej tezy, i� cz�owiek
jest tworem pozaziemskich "bog�w".
W roku 1847 Justus von Liebig napisa� w 23. z kolei "li�cie
chemicznym": "Je�li ktokolwiek zajmowa� si� kiedy� kwa�nym w�g-
lanem amonowym, fosforkiem wapniowym czy potasowym, ten od razu
uzna za rzecz wykluczon�, by z tych substancji wskutek dzia�ania ciep�a,
elektryczno�ci czy innej si�y naturalnej kiedykolwiek m�g� powsta�
zdolny do dalszego rozrodu i wy�szego rozwoju zal��ek..." Wielki
chemik pisa� dalej, �e tylko dyletant mo�e przyj��, i� �ycie powsta�o
z materii nieo�ywionej. Dzi� ju� wiemy, �e tak jednak by�o w istocie.
Wsp�czesna nauka przyjmuje, i� pierwsze �lady �ycia pojawi�y si� na
Ziemi 1,5 miliarda lat temu. Profesor Hans Vogel pisze: "Nagie l�dy
i rozleg�y praocean otoczone by�y atmosfer� pozbawion� jeszcze tlenu.
Metan, wod�r, amoniak, para wodna, mo�e jeszcze acetylen i cyjano-
wod�r, tworzy�y pow�ok� wok� pozbawionej jeszcze �ycia Ziemi.
W takim w�a�nie �rodowisku mia�o powsta� pierwsze �ycie."
W swoich staraniach, by natrafi� na trop powstania �ycia, naukowcy
pr�bowali wytworzy� materi� organiczn� z nieorganicznej w warun-
kach imituj�cych pierwotn� atmosfer� Ziemi.
Arneryka�ski laureat nagrody Nobla, profesor Harold Clayton Urey
przypuszcza�, �e pierwotna atmosfera Ziemi by�a niepor�wnanie bar-
dziej przepuszczalna dla promieni ultrafioletowych ni� nasza obecna
atmosfera. Dlatego te� zach�ci� on swojego wsp�pracownika, dra
Stanleya Millera, aby ten sprawdzi� do�wiadczalnie, czy po na�wietleniu
wytworzonej w retorcie mieszanki imituj�cej pierwotn� atmosfer� Ziemi
uda si� uzyska� niezb�dne dla powstania wszelkiego �ycia aminokwasy.
W roku 1953 dr Stanley Miller przyst�pi� do eksperyment�w.
Skonstruowa� on szklany pojemnik, w kt�rym z amoniaku, wodoru,
metanu i pary wodnej wytworzy� imitacj� pierwotnej atmosfery Ziemi.
Aby eksperyment odby� si� w warunkach ja�owych, przez 18 godzin
wygrzewa� swoj� dzi� ju� przys�owiow� "aparatur� Millera" w tem-
peraturze 180 stopni Celsjusza. W g�rnej po�owie szklanej kuli zatopio-
ne by�y dwie elektrody, mi�dzy kt�rymi bez przerwy przeskakiwa�y
iskry. W ten spos�b za pomoc� pr�du wysokiej cz�stotliwo�ci o napi�ciu
60 tys. wolt�w wytwarzano nieustaj�c� "praburz�". W mniejszej kuli
podgrzewano wyja�owion� wod�, kt�rej pary doprowadzano za pomo-
c� rurki do kuli z pierwotn� atmosfer�. Sch�odzone sk�adniki sp�ywa�y
z powrotem do kuli z wyja�owion� wod�, by�y tam ponownie pod-
grzewane i znowu przedostawa�y si� do kuli z pierwotn� atmosfer�.
W ten spos�b Miller wytworzy� w warunkach laboratoryjnych obieg,
kt�ry od zarania dziej�w wyst�puje na Ziemi. Eksperyment odbywa� si�
bez przerwy przez tydzie�.
Co powsta�o z pierwotnej atmosfery pod wp�ywem bezustannych
piorun�w praburzy? W upichconym tym sposobem "prabulionie"
stwierdzono obecno�� aminokwasu mas�owego, asparaginowego, alani-
ny oraz glicyny, czyli aminokwas�w niezb�dnych do budowy system�w
biologicznych. Z materii nieorganicznej powsta�y w toku eksperymentu
Millera skomplikowane zwi�zki organiczne.
W nast�pnych latach przeprowadzono niezliczon� ilo�� takich eks-
peryment�w przy zmieniaj�cych si� warunkach pocz�tkowych. W su-
mie uda�o si� uzyska� dwana�cie aminokwas�w. Wtedy ju� nikt nie
m�g� w�tpi�, �e z pierwotnej atmosfery panuj�cej na Ziemi mog�y
powsta� niezb�dne dla wszelkiego �ycia aminokwasy.
Niekt�rzy uczeni zastosowali zamiast amoniaku azot, zamiast meta-
nu formaldehyd, a nawet dwutlenek w�gla. Wy�adowania elektryczne
Millera zast�piono ultrad�wi�kami lub te� zwyk�ym �wiat�em. Rezul-
taty pozosta�y te same! Ze wszystkich tych jak�e r�ny sk�ad maj�cych
praatmosfer za ka�dym razem powstawa�y m.in. aminokwasy oraz
bezazotowe organiczne kwasy w�glowe. W kilku eksperymentach
uzyskano nawet cukry.
Jak nale�y rozumie� to zjawisko?
Od kiedy cz�owiek nauczy� si� my�le�, zawsze d��y do tego, aby
wszystko, co go otacza, zawsze rozpatrywa� dwubiegunowo: �wiat�o
stoi w opozycji do cienia, gor�ce do zimnego, �mier� do �ycia. W tymjak
najszerzej rozumianym polu przeciwie�stw mie�ci si� te� okre�lanie
wszelkiej materii �ywej mianem "organicznej", a wszelkiej materii
nieo�ywionej mianem "nieorganicznej". Tak jak mi�dzy ekstremalnymi
okre�leniami istnieje wiele stopni po�rednich, tak samo od dawna ju� nie
spos�b zakre�li� jednoznacznej granicy mi�dzy chemi� organiczn�
a nieorganiczn�.
Kiedy nasza planeta zacz�a si� och�adza�, z lekkich zwi�zk�w,
kt�rych gazowe cz�steczki miesza�y si� chaotycznie ze sob� utworzy�o
si� to, co nazywamy "pierwotn� atmosfer�" Ziemi. Sk�ada�a si� ona
przewa�nie z tych zwi�zk�w, z kt�rych Miller ugotowa� w toku
laboratoryjnych eksperyment�w "prabulion". Wskutek wysokich po-
cz�tkowo temperatur panuj�cych na Ziemi i niewielkiej si�y przyci�ga-
nia, lekkie gazy takie jak hel i wolny wod�r ulotni�y si� w Kosmos,
podczas kiedy ci�kie cz�steczki gazowe, takie jak azot, tlen, dwutlenek
w�gla a tak�e ci�kie atomy gaz�w szlachetnych zosta�y zatrzymane.
Wod�r w swojej postaci pierwiastkowej w�a�ciwie w obecnej atmosferze
nie wyst�puje, znajdujemy go tylko w postaci sk�adnika innych zwi�z-
k�w chemicznych. Dwa atomy wodoru z jednym atomem tlenu tworz�
na przyk�ad niezwykle wa�ny dla �ycia na Ziemi zwi�zek - wod� (wz�r
chemiczny H2O).
I tak zacz�� si� obieg sk�adnik�w: woda parowa�a unosz�c si� w g�r�
wraz z pr�dami ciep�a, by zebrana w chmury och�odzi� si� w wy�szych
partiach atmosfery i opa�� z powrotem w postaci deszczu. Ten
pierwotny deszcz wyp�ukiwa� z gor�cej kamiennej skorupy najr�niejsze
zwi�zki nieorganiczne, unosz�c je do praoceanu. Z praatmosfery
r�wnie� oddziela�y si� zwi�zki nieorganiczne, takie jak amoniak czy
cyjanowod�r, i przedostawszy si� do praoceanu bra�y udzia� w za-
chodz�cych tam reakcjach chemicznych. W ci�gu milion�w lat atmo-
sfera Ziemi stopniowo wzbogaca�a si� w tlen.
Proces ten dokonywa� si� bardzo powoli. Nauka jest dzi� zgodna co
do tego, �e przemiana pierwotnej atmosfery redukuj�cej w nasz�
utleniaj�c� dokona�a si� w ci�gu mniej wi�cej 1,2 miliarda lat. U pocz�t-
k�w tego procesu by�a wspomniana prazupa, w kt�rej liczne rozpusz-
czone zwi�zki stanowi�y doskona�� po�ywk� dla pierwszych prymityw-
nych form �ycia.
Przyj�o si� uwa�a�, �e �ycie musi by� zwi�zane zjakim� organizmem,
w najprostszym przypadku tym organizmem jest pojedyncza kom�rka.
O tym, �e jaki� organizm �yje, �wiadczy zachodz�ca w nim przemiana
materii i energii, �wiadczy te� jego rozwaj. O �yciu stanowi� funkcje.
Czy wszystkie te uznawane dzi� kryteria rzeczywi�cie musz� by�
spe�nione? Je�li tak, to wirus nie �yje, poniewa� sam jako taki nie
wykazuje przemiany energii i materii, nie spo�ywa i nie wydala. Wirus
tylko rozmna�a si� w obr�bie obcych kom�rek przez reprodukcj� - jest
paso�ytem.
Czym w takim razie jest �ycie? Czy uda nam si� je zdefniowa�?
Je�li prze�ledzimy najwa�niejsze etapy powstania �ycia na Ziemi,
nasuwa si� pytanie: Jak to by�o z pierwsz� �yw� kom�rk�? Fundamen-
talne w tym wzgl�dzie by�y badania Theodora Schwanna (1810 - 1882)
i Matthiasa Schleidena (1804-1881). Schwann dowi�d�, �e zwierz�ta
i ro�liny zbudowane s� z kom�rek, Schleiden z kolei zrozumia�
znaczenie j�dra kom�rkowego. Potem przeor zakonu augustian�w
Gregor Johann Mendel (1822-1884), wyk�adowca przyrodoznawstwa
i fizyki w Brunn (Brno), przeprowadzi� swoje do�wiadczenia z krzy�o-
wym zap�odnienvem grochu i fasoli. Post�powy duchowny, kt�ry na
podstawie swoich uporczywych do�wiadcze� doszed� do sformu�owania
trzech praw dziedziczenia cech, sta� si� ojcem nauki o dziedziczeniu.
Jego prawa uznaje si� dzi� za bezsporne w odniesieniu zar�wno do
cz�owieka, jak te� zwierz�t i ro�lin.
W po�owie XIX wieku dowiedziono, �e kom�rka jest no�nikiem
wszystkich funkcji �yciowych. Dow�d ten sta� si� fundamentem wszyst-
kich wielkich odkry� biologii. Dopiero nowe metody techniczne (rent-
genologia, elektroforeza, ultramikroskopia, mikroskopia fazowo-kon-
trastowa itd.) umo�liwi�y badania kom�rki i j�dra kom�rkowego.
W kom�rkach i j�drach kom�rkowych upatruje si� centra infor-
macyjne do przechowywania i przekazywania zespo�u cech. Stosun-
kowo niedawno podj�te badania w tej dziedzinie wykaza�y ju� dla
ka�dego gatunku istot �ywych inn� sta�� liczb� i form� chromosom�w.
Chrornosomy s� no�nikami informacji genetycznej. Kom�rki orga-
nizmu ludzkiego maj� na przyk�ad 23 pary, czyli 46 chromosom�w,
organizmu pszczo�y 8 par czyli 16 chromosom�w, a owcy 27 par czyli 54
chromosomy...
Cz�steczki bia�ka w kom�rkach sk�adaj� si� z �a�cuch�w amino-
kwas�w. Po dokonaniu tej naukowej konstatacji wy�oni�o si� nowe
pytanie: W jaki spos�b z aminokwas�w powstaj� �ywe kom�rki?
W zwi�zku z nie do ko�ca jeszcze rozwi�zan� kwesti�, w jaki spos�b
mog�o powsta� bia�ko zanim jeszcze istnia�y �ywe korn�rki, Rutherford
Platt przedstawia teori� dr. George'a Walda z Harvardu. Ot� Wald
zak�ada�, �e w okre�lonych warunkach naturalnych aminokwasy same
musz� da� na to odpowied�. Dr S.W. Fox z Instytutu Ewolucji
Molekularnej w Miami sprawdzi� t� tez� wysuszaj�c zwi�zki amino-
kwas�w. Fox i jego wsp�pracownicy zobaczyli, �e aminokwasy przy-
bieraj� form� d�ugich, nitkowatych twor�w submikroskopowych two-
rz�c �a�cuchy zawieraj�ce setki cz�steczek aminokwas�w. Dr Fox
nazwa� je "proteidami", czyli zwi�zkami bia�kopodobnymi.
W uzupe�nieniu bada� profesor�w J. Or� i A. P. Kimballa chemikom
dr. Matthew'owi i dr. Moserowi uda�o si� w roku 1961 wytworzy�
bia�ko ze �r�cego kwasu pruskiego i wody. Trzej naukowcy
z Salk-Institute, Robert Sanchez, James Ferris i Leslie Orgel dokonali
sztucznej syntezy niezb�dnych w przemianie materii i rozmna�aniu
kwas�w nukleinowych czyli wyst�puj�cych w j�drze kom�rkowym
zwi�zk�w sk�adaj�cych si� z zasad nukleinowych, wodorotlenk�w
i kwasu fosforowego.
Wa�ne jest, aby�my po tej wycieczce przez chemi� i biologi� poj�li, i�
tworzenie �ywego organizmu jest procesem chemicznym. "�ycie"
mo�na stworzy� w laboratorium. Co jednak kwasy nukleinowe maj�
wsp�lnego z �yciem?
Kwasy nukleinowe decyduj� o skomplikowanym procesie dziedzicze-
nia. Kolejno�� ustawienia czterech podstawowych zasad: adeniny,
guaniny, cytozyny oraz tyminy tworzy kod genetyczny wszelkiego �ycia.
Z chwil� dokonania tego odkrycia, chemia pozbawi�a misterium �ycia
znacznej cz�ci jego tajemniczo�ci.
S� dwie grupy kwas�w nukleinowych, kt�rych skr�towe nazwy RNA
(kwas rybonukleinowy) i DNA (kwas dezoksyrybonukleinowy) s� ju�
znane ka�demu uwa�nemu czytelnikowi prasy ostatnich lat. Obydwa te
kwasy, zar�wno DNA jak i RNA, s� niezb�dne do syntezy bia�ka
w kom�rkach. Jest rzecz� stwierdzon�, �e cz�stki bia�kowe wszystkich
przebadanych do dzi� organizm�w zbudowane s� z 20 aminokwas�w
i �e kolejno��, uporz�dkowanie aminokwas�w w cz�steczce proteino-
wej, wyznaczana jest przez kolejno�� ezterech g��wnych zasad w DNA
( = kod genetyczny).
Chocia� wiemy, jak tworzy si� kod genetyczny, to jednak daleko nam
jeszcze do odczytania informacji zawartej w pojedynczym chromo-
somie. Niemniej jednak my�l, �e 20 aminokwas�w stanowi no�nik
wszelkiego �ycia i �e ich uporz�dkowanie w cz�steczce bia�ka wy-
znaczone jest przez kod genetyczny, otwiera zupe�nie nieznane �wiaty.
Gordon Rattray Taylor w swojej ksi��ce Die biologische Zeitbombe
(Biologiczna bomba zegarowa) przytacza w kontek�cie tych niewyob-
ra�alnych mo�liwo�ci pogl�dy laureat�w nagrody Nobla, dr. Maxa
Perutza i profesora Marshala W. Nierenberga.
Dr Max Perutz: "W jednej ty�ko ludzkiej kom�rce znajduje si� oko�o
1000 milion�w zasadowych par �ukleotydowych rozdzielonych mi�dzy
46 chromosom�w. Jak mogliby�my zatem wyeliminowa� lub doda�
jaki� jeden okre�lony gen konkretnego chromosomu czy te� naprawi�
dan� par� nukleotydow�? Wydaje mi si� to ma�o realne."
Profesor Marshall W. Nierenberg, kt�ry w zasadniczy spos�b
przyczyni� si� do odkrycia kodu genetycznego, jest zupe�nie innego
zdania: "Nie mam w�a�ciwie w�tpliwo�ci, �e pewnego dnia trudno�ci
uda si� przezwyci�y�. Jedyne pytanie, to kiedy to nast�pi. Przypusz-
czam, �e ju� w ci�gu najbli�szych 25 lat uda si� programowa� kom�rki
za pomoc� syntetycznych infarmacji genetycznych."
I wreszcie wspomnijmy profesora genetyki Uniwersytetu Stanforda
w Kalifornii, Joshu� Lederberga, kt�ry uwa�a, i� ju� za �0 czy 20 lat
b�dziemy potrafili manipulowa� naszym materia�em genetycznym.
W ka�dym razie wiemy przynajmniej tyle, �e mo�liwy jest wgl�d
w czynniki dziedziczenia i dakonywanie w nich zmian. A poniewa�
wiemy to ju� my, ludzie, nie widz� powodu, dla kt�rego nie mia�a by
o tym wiedzie� pozaziemska cywilizacja, radz�ca sobie z podr�ami
mi�dzygwiezdnymi a wi�c wyprzedzaj�ca nas w badaniach o tysi�ce
lat.
Fizyk i matematyk Herman Kahn, kierownik Hudson Institute
w Nowym Jorku oraz Anthony J. Wiener, doradca ameryka�skich
instytucji rz�dowych i wsp�pracownik tego� instytutu, w swojej ksi��ce
Ihr werdel es erleben (Zobaczycte to na wlusne oczy) cytuj� publikacj�
z "Washington Post" z 31. 10. 1966 roku, w kt�rej przedstawiono
efektywne mo�liwo�ci manipulacji kodem genetycznym:
"Zajedyne 10-15 lat mo�e by� tak, �e kobieta p�jdzie do odpowied-
niego sklepu, obejrzy sobie r�ne paczuszki, podobne do tych,
w jakich sprzedaje si� dzi� nasiona ro�lin, i w ten spos�b wybierze
sobie dziecko, wedle opi�u na etykietce. Ka�da paczuszka b�dzie
zawiera� zamro�ony jednodniowy embrion, za� etykietka poinfor-
muje nabywc� o kolorze w�os�w i oczu, przypuszczalnym wzro�cie
i ilorazie inteligencji. B�dzie te� do��czona gwarancja, �e embrion nie
jest obci��ony �adnymi wadami dziedzicznymi. Kobieta p�jdzie
z wybranym embrionem do lekarza, kt�ry jej go wszczepi. Od tego
momentu dziecko przez dziewi�� miesi�cy rozwija� si� b�dzie w jej
�onie jak jej w�asne."
Takie wizje przysz�o�ci nie s� ca�kowit� utopi�, poniewa� DNA
zawiera genetyczne informacje na temat budowy kom�rki oraz wszyst-
kich pozosta�ych czynnik�w dziedzicznych. �a�cuch DNA to idealna
karta perforowana umo�liwiaj�ca stworzenie wszelkiego �ycia, ponie-
wa� nie tylko zawiera 20 aminokwas�w, lecz tak�e - podobnie jak
przygotowana dla wsp�czesnego komputera karta perforowana - zg�a-
sza komend� "start" lub "stop" pocz�tek i koniec �a�cucha protein.
I tak jak wjednostce centralnej elektronicznej maszyny licz�cej zapisany
jest "bit kontrolny" maj�cy za zadanie sprawdzenie ka�dej operacji
obliczeniowej, tak samo �a�cuchy DNA poddawane s� w kom�rkach
sta�ej kontroli pod k�tem prawid�owo�ci funkcjonowania.
James D. Watson, kt�ry w wieku 24 lat w rozstrzygaj�cy spos�b
przyczyni� si� do odkrycia budowy DNA, zd��y� ju� opisa� koleje swej
pracy w ksi��ce Die Doppel-Helix (Podw�jn spirala). Za 900 s��w,
kt�rymi Watson opisa� w czasopi�mie "Nature" dziwaczne kr�cone
schodki, czyli form� budowy cz�steczki DNA, otrzyma� on wraz ze
swoimi wsp�pracownikami Francisem H.C. Crickiem oraz Mauricem
H.F. Wilkinsem nagrod� Nobla w roku 1962. Jego ksi��ka o ma�y w�os
by si� nie ukaza�a: dyrekcja uniwersyteckiego wydawnictwa na Harvar-
dzie by�a przeciwna otwarto�ci tego teksu obawiaj�c si�, �e swoboda
wywod�w Watsona zniszczy mit o ascetyzmie bada� naukowych.
Watson przyznaje bowiem z absolutn� otwarto�ci�, �e sw�j sukces
zawdzi�cza przede wszystkim temu, czego dokonano ju� przed nim oraz
b��dom koleg�w naukowc�w.
W grudniu 1967 roku mia�o miejsce w Ameryce spektakularne
wydarzenie. �wczesny prezydent USA Lyndon B. Johnson osobi�cie
zaanonsowa� na konferencji prasowej pewne osi�gni�cie naukowe
takimi oto s�owy: "B�dzie to najciekawszy artyku�, jaki kiedykolwiek
zdarzy�o si� pa�stwu czyta�! Budz�ce szacunek osi�gni�cie! Otwiera
nam ono drzwi do nowych odkry� oraz pozwala wejrze� w fundamental-
ne tajemnice �ycia."
Jakie to odkrycie by�o a� tak wa�ne, i� zaj�y si� nim najwy�sze sfery
polityczne?
Naukowcom Stanford University z Palo Alto w Kalifornii uda�o si�
zsyntetyzowa� biologicznie aktywne j�dro wirusa. Opieraj�c si� na
genetycznym wzorze wirusa typu Phi X 174 zbudowali z nukleotyd�w
jedn� z owych wielkich moleku� steruj�cych wszelkimi procesami
�yciowymi, mianowicie DNA. Nast�pnie wszczepili sztuczne j�dra
wirus�w do kom�rek-gospodarzy. Sztuczne wirusy zacz�y si� tam
rozwija� zupe�nie jak prawdziwe! Jak przysta�o na paso�yty zmusi�y
zara�one kom�rki do wyprodukowania milion�w nowych wirus�w
wed�ug wzoru Phi X 174. Tak jak si� to dzieje w organizmie zara�onym
infekcj� wirusow� sztuczne wirusy wydosta�y si� potem z kom�-
rek-gospodarzy po wyeksploatowaniu ich energii �yciowej.
Infortnacje zawarte w DNA sprawiaj�, �e kom�rka wytwarza
cz�steczki bia�ka z aminokwas�w ��czonych w milionowe kombinacje.
Ka�da nowa kombinacja odpowiada dok�adnie zaprogramowanemu
wzorcowi. Kalifornijscy uczeni wyliczyli, �e w procesie powstawania
oko�o 100 milion�w kom�rek mo�e si� zdarzy� zaledwiejeden "genety-
czny b��d drukarski".
Do tego donios�ego odkrycia dosz�o zaledwie w 15 lat po wyja�nieniu
struktury DNA przez Watsona, Cricka i Wilkinsa. Laureat nagrody
Nobla, profesor Arthur Kornberg wsp�lnie ze swoimi wsp�pracow-
nikami przebada� niezliczone tysi�ce kombinacji odcyfrowuj�c kod
genetyczny wirusa Phi X 174. W laboratoriach Kalifornii "wyproduko-
wano" �ycie.
Ten i �w czytelnik zadaje sobie pewnie pytanie, co te wszystkie
biochemiczne dywagacje maj� wsp�lnego z tematem mojej ksi��ki. Od
chwili pojawienia si� pierwszych doniesie� �ledzi�em wspomniane
badania z wielk� ciekawo�ci�. Dlaczego?
Rezultaty tych bada� wr�cz zmuszaj� mnie do wyci�gni�cia pewnego
konsekwentnego wniosku, wniosku, kt�ry tak oto sformu�owa� Sir
Bernard Lovell, tw�rca i dyrektor obserwatorium radioteleskopowego
w Jodrell Bank w Wielkiej Brytanii: "Wydaje si�, �e w ci�gu ostatnich
dw�ch lat dyskusja nad pytaniem, czy istnieje �ycie poza Ziemi�,
nabra�a powagi i donios�o�ci. Powaga ta jest konsekwencj� dzisiejszych
pogl�d�w naukowych, wedle kt�rych powstanie Uk�adu S�onecznego
oraz �ycia organicznego na Ziemi prawdopodobnie nie s� jedynymi tego
typu przypadkami w Kosmosie."
Latem 1969 roku "Physical Review Letters" poinformowa�o, �e
ameryka�skim naukowcom uda�o si� wykry� za pomoc� radioteleskopu
w Greenbank w Zachodniej Wirginii �lady formaldehydu w gazowych
i py�owych ob�okach w przestrzeni kosmicznej. Formaldehyd, kt�ry
nasza chemia stosuje m.in. do konserwowania i dezynfekowania, to
bezbarwny gaz o nieprzyjemnym, gryz�cym zapachu. Ten, jak dot�d
najbardziej z�o�ony ze wszystkich zwi�zk�w wyst�puj�cych w Kosmo-
sie, wykryty przez ameryka�skich naukowc�w w 15 spo�r�d 23 �r�de�
promieniowania, uzupe�nia list� prasubstancji wykorzystywanych przez
aminokwasyjako cegie�ki �ycia. Powy�sza wiadomo�� dostarcza nowej
po�ywki przypuszczeniom, �e w Kosmosie istnieje �ycie.
Je�li jednak na innych planetach istnieje �ycie, to uwa�am za rzecz
bardzo prawdopodobn�, �e obcy kosmonauci przywie�li ze sob� na
Ziemi� t� wiedz�, kt�r� my dopiero zdobywamy i za pomoc� manipula-
cji kodem genetycznym sprawili, �e nasi przodkowie stali si� inteligen-
tni. W starszym z biblijnych opis�w dzie�a stworzenia �wiata czytamy (I
Moj�. 5, 1-2):
"[...] Kiedy B�g stworzy� cz�owieka, na podobie�stwo Bo�e uczyni�
go.
Jako m�czyzn� i niewiast� stworzy� ich oraz b�ogos�awi� im i nazwa�
ich lud�mi, gdy zostali stworzeni."
Mog�o to nast�pi� - takie jest moje przypuszczenie - w drodze
sztucznej mutacji kodu genetycznego euhominid�w dokonanej przez
przedstawicieli cywilizacji pozaziemskiej. Wskutek tego nowi ludzie od
razu otrzymali swoiste cechy, takie jak �wiadomo��, pami��, inteligencj�
czy umiej�tno�ci rzemie�lni