4798

Szczegóły
Tytuł 4798
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4798 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4798 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4798 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanis�aw Witold Czarnecki Jedno zwyk�e polowanie - To� kurde, m�wi� ci do ciula, �e nie! - puco�owata twarz Jorga, kiedy wypowiada�, prawie wykrzykiwa� te s�owa, przybiera�a odcie� coraz bardziej czerwony. Zerwa� si� przy tym z pordzewia�ej beczki, na kt�rej siedzia�, potrz�sa� swoim mocno ju� wylenia�ym, rudoblond kucykiem i wymachiwa� r�kami. - Z dwudziestki dw�jki, to go mo�esz w dup� poca�owa� - kontynuowa� wyw�d, - tylko go wkurzysz i zdradzisz swoj� pozycj�. Jak szybko si� zdenerwowa�, tak szybko zacz�� si� uspokaja�. Ostatnie s�owa wypowiedzia� ju� prawie normalnym tonem. Alek, jego oponent, nerwowymi ruchami zebra� d�ugie kosmyki, kt�re wymkn�y si� spod gumki, spadaj�c mu na czo�o i zas�aniaj�c oczy. Na okr�g�ej twarzy z niegolonym od tygodnia zarostem zago�ci� wyraz z trudem hamowanego zniecierpliwienia. Wsta�, przeszed� dwa kroki w lewo, dwa w prawo, jakby daj�c sobie czas na uspokojenie nerw�w. Jednak nie wytrzyma�. Nagle odwr�ci� si� do Jorga, pochyli� lekko w jego stron� i wyci�gn�� przed siebie otwart� d�o�, jakby le�a�y na niej niepodwa�alne dowody, potwierdzaj�ce s�uszno�� jego s��w. - Sam widzia�em w sklepie u Biga wypchane sk�ry z ca�ymi czaszkami i bez dziur po kulach. Jedyny spos�b to wali� w oko z ma�okalibr�wki. Mo�e mi powiesz, jak inaczej je zdoby�? - stara� si� m�wi� spokojnie i stanowczo, ale wida� zdenerwowanie mocno trzyma�o go za gard�o, bo w g�osie s�ycha� by�o charakterystyczne, prawie metaliczne pobrz�kiwanie. - Po pierwsze, on je zdoby� bardzo �atwo, bo kupi� od jakiego� �owcy. Po drugie, w oko to tak, ale jak blisko musisz podej��, no i jak nie trafisz, to zanim si�gniesz po normaln� giwer�, za�atwi ci� tak, �e z podziwu nie wyjdziesz - Jorg by� pewien swojego. Uspokoi� si� ju� prawie zupe�nie i na nowo usadowi� na beczce, opieraj�c d�onie o uda. Reszta ch�opak�w z zaciekawieniem obserwowa�a sp�r. Do krzyk�w, gest�w i min ju� przywykli, ale praktyczny aspekt zagadnienia wszystkich zainteresowa�. Roz�o�eni w promieniu kilku metr�w, p�le��c lub siedz�c - jak tam komu by�o wygodnie, ju� kilka minut temu przerwali swoje zaj�cia. Z ca�ej si�demki obserwator�w tylko Noah udawa�, �e sprawa ma�o go obchodzi. Czyszczenie karabinka z wapiennego py�u, kt�ry dosta� si� do komory zamkowej podczas marszu przez ruiny, by�o o niebo wa�niejsze. No i dla niego wszelkie spory na tematy zawodowe mia�y aspekt presti�owy. Teraz uzna�, �e nadesz�a odpowiednia pora aby si� odezwa�. Niech pami�taj�, kto si� na tym naprawd� zna. - Ani nie trzeba podchodzi� a� tak blisko, ani nie trzeba wali� z ma�okalibr�wki.- Natychmiast wszystkie spojrzenia spocz�y na nim. Nie spieszy� si� z dalszymi wyja�nieniami. Nie unosz�c wzroku, polerowa� cz�ci roz�o�onej broni. W�a�ciwie by�y ju� czyste, ale lubi� to zaj�cie. - No to jak chcesz to robi�? - nie wytrzyma� Jorg. - A kto powiedzia�, �e chc�? - roze�mia� si� Noah - to przecie� g�upiego robota. Tak czy inaczej, wystarczy M- 16 z optykiem i stara ameryka�ska amunicja. Walniesz w oko, w g�owie pocisk si� rozleci, a te bydlaki maj� tak� tward� czaszk�, �e od�amki jej nie rusz�. A trafisz troch� obok, to i tak go po�o�ysz. Tyle, �e jak si� zaczniesz w lesie sk�ada� przez optyka i b�dziesz czeka�, a� si� jaki� wystawi na strza�, to w najlepszym wypadku upolujesz jednego, a reszta ucieknie. Ju� nie m�wi�, �e mog� ci� podej��, kiedy si� zapatrzysz w lunet�, ale masz jedn� ca�� sk�r� zamiast kilku przestrzelonych. To si� zwyczajnie nie op�aca. Trzask zaczepu magazynka i repetowanego mechanizmu zako�czy� wyw�d. Noah z czu�o�ci� popatrzy� na gotowego w tej chwili do strza�u, trzymanego w r�kach tantala i kciukiem przerzuci� bezpiecznik. Ch�opaki popatrzyli po sobie. Faktycznie. Op�acalno�� takiego przedsi�wzi�cia by�a w�tpliwa. Cena sk�r by�a uzale�niona od ilo�ci przestrzelin, ale i tak ca�a sk�ra nie mog�a by� warta wi�cej ni� dwie, no trzy postrzelane. A czaszki... Czaszek i tak by�o pod dostatkiem. No, jeszcze gdyby taka zabawa by�a troch� bezpieczniejsza, ale wszyscy zdawali sobie spraw�, �e zbyt cz�ste u�ywanie optyka �le si� ko�czy. W lesie nawet na muszk� i szczerbink� czasem nie starcza�o czasu. - No tak, kurwa, na ciula komu wypchana sk�ra - powiedzia� Siodmak i roze�mia� si� ha�a�liwie. Nikt mu nie zawt�rowa�, a on sam wkr�tce umilk� zdeprymowany. Siodmak do nich za bardzo nie pasowa�. Wszyscy to czuli, szczeg�lnie wyra�nie w takich momentach jak ten. Oni przecie� r�wnie� przeklinali. Niekt�rzy nawet cz�sto. A czasem wszyscy, wr�cz prze�cigaj�c si� w wymy�lno�ci wi�zanek, doprowadzali t� zabaw� do granic absurdu, kiedy nie by�o ju� w tym nic obscenicznego, tylko zwyk�a bufonada, wzbudzaj�ca salwy �miechu. Kiedy Rakne, z papierosem w k�ciku ust, czy�ci� ulubione M-16 i opowiada� jeden ze swoich brutalnych kawa��w z point� w stylu: "no i wtedy, kurwa, ten facet powiedzia�...", to wszyscy wybuchali �miechem. Tade m�g� opowiada� ze szczeg�ami, jak to po raz kolejny zrobi� dobrze swojej kolejnej kobiecie i najwy�ej kto� stwierdza�, �e to si� ju� robi niesmaczne. A kiedy Siodmak odzywa� si� tak jak w tej chwili, to mieli ochot� nie patrze� na niego i udawa�, �e nic nie s�yszeli. To si� rozci�ga�o r�wnie� na inne rzeczy. Ten "dupek"- jak go w prywatnych rozmowach nazywali Alek i Noah, po prostu nie mia� stylu ani klasy cechuj�cych pozosta�ych cz�onk�w ich grupy. Ale jednak mia� z nimi polowa�. On sam, chocia� cz�sto czu� si� nieswojo, bez przerwy zabiega� o ich towarzystwo. Byli przecie� jednymi z najlepszych. Mo�e nawet najlepszymi. Ich polowania zawsze si� op�aca�y. W knajpach pijali najlepsze piwo i nie brakowa�o im na papierosy. Siodmak te� tak chcia�, dlatego teraz zamiast zebra� manele i i�� w choler�, zacz�� udawa�, �e poprawia paski przy swojej ameryka�skiej uprz�y. Nikt jako� nie mia� nowego tematu do rozmowy. By� mo�e dlatego, �e przegl�d sprz�tu to co�, co tak czy inaczej zrobi� trzeba i lepiej zrobi� to dobrze. Jeszcze Sokolnikow, Tade i Rakne zamienili kilka s��w zapalaj�c papierosy, ale w ko�cu i oni zamilkli, �ciskaj�c skr�ty wargami, bo d�onie mieli zaj�te. Zbli�a�a si� jedenasta. Na polance, gdzie si� zatrzymali, robi�o si� coraz cieplej. G�ste, ale niewysokie krzaki i m�ode drzewka rosn�ce dooko�a nie dawa�y cienia. W powietrzu zaroi�o si� od owad�w, a blachy i od�amki betonowych p�yt na kt�rych siedzieli, zaczyna�y grza� w ty�ki. Dior, kt�ry ju� od d�u�szej chwili nie mia� nic do roboty i zabawia� si� grzebaniem patykiem w piachu, straci� cierpliwo��. Wsta� i popatrzy� na zegarek. - Dobra, to idziemy w ko�cu czy nie?! Bo jak chcemy tam by� na po�udnie, to ju� si� sp�nili�my. - Uspok�j si�, ju� idziemy, nie ma po�piechu. I tak najlepsza pora jest miedzy trzynast� a czternast� - g�os Kaza jak zwykle tchn�� spokojem. Jemu nigdy si� nie spieszy�o. I by� przy tym tak mi�y, �e nawet "odpierdol si�" m�wi� cichym, flegmatycznym tonem. Pasowa�o to do jego wysokiej, lekko pochylonej sylwetki, jasnych w�os�w i �agodnego u�miechu, kt�ry nie znika� z jego twarzy, tak jakby by� wiecznie napalony traw�. Zebrali si� w kilka minut. Mieli wpraw�. Mechanicznie nieomal dopinali paski uprz�y i plecak�w, przypinali kabury i pochwy, zaczepiali granaty i wsuwali w kieszenie zapasowe magazynki. Nie mieli formalnego przyw�dcy, ale organizowali si� bardzo sprawnie. Wszyscy wiedzieli, w kt�r� stron� zmierzaj� i co tam zastan�, a szyk mieli ustalony od lat. Szli parami. Na poczatku Jorg i Kaz z twarzami pomazanymi zielon� i czarn� farb�, z heklerami w obu d�oniach i w he�mach, spod kt�rych spada�y na plecy d�ugie, cienkie kucyki. Chocia� zupe�nie r�ni, je�li chodzi o tusz� i wzrost, oraz absolutnie ze sob� nie spokrewnieni, byli bardzo podobni. Czasem nawet brano ich za braci. "Kazjorgi"- nazywali ich cz�sto ludzie w mie�cie. Zazwyczaj chodzili na szpicy i byli nie�li w tej funkcji. Tu� za nimi posuwali si� Dior i Siodmak. Obaj lekko przygi�ci plecakami, w kt�rych d�wigali mas� kosztownych i zb�dnych dupereli. Na tym ich podobie�stwa si� ko�czy�y. Dior mia� g�ste czarne w�osy i brod� oraz pocz�tki brzuszka maskowane zielon� bluz� moro. Siodmak by� rudawy i chudy jak szczapa, a mundur nie wiedzie� czemu nosi� w barwach pustynnych. W lesie wyr�nia� si� tak, �e maskowanie Kaza i Jorga traci�o sens, ale oni po prostu lubili profesjonalnie wygl�da�. Siodmak d�wiga� te� pot�n� pompk� SPAS i to by�a rzecz, kt�rej mu wszyscy zazdro�cili. Nast�pn� par� stanowili Sokolnikow i Tade. Obaj wystrojeni w zdobyczne omonowskie mundury i czarne berety. Nie�li identyczne ruskie rkm-y z d�ugimi lufami i magazynkami na czterdzie�ci naboi. By�a to bro� piekielnie niepor�czna w gestym lesie, ale oni uparli si� jej u�ywa�. I czasem to si� op�aca�o, szczeg�lnie odk�d po kilku nieprzyjemnych przygodach nauczyli si� nie zaczepia� luf� o ga��zie i nie robi� ha�asu. Alek i Rakne to by�o kolejne "rodze�stwo". Obaj z ciemnymi w�osami si�gaj�cymi pasa, w czarnych glanach i cywilkach pofarbowanych na zielono, ale jeden prawie dwa razy wy�szy od drugiego. No i oni nie mieli plecak�w. Wszystko czego potrzebowali, mie�ci�o si� w sakwach uprz�y. Nie lubili d�wiga� ci�ar�w. Nie mieli w r�kach �adnej broni. M-16 wisia�o zabezpieczone na ramieniu Rakne, a Alek ni�s� swoje beretty w olbrzymich kaburach, zawieszonych na brzuchu. Na ko�cu dru�yny szed�, jak zwykle samotnie, Noah. "Starcza� za dw�ch" jak �miali si� ch�opcy. Faktycznie, robi� wra�enie. Rozro�ni�ty w ramionach, w ekwipunku US-Army, nosz�cym �lady cz�stego u�ywania i z odbezpieczonym tantalem w d�oni. Umia� z niego trafi� w co tylko chcia� w zasi�gu wzroku. Chocia� do miejsca, gdzie dwa dni temu widziano stado, by�a jeszcze co najmniej godzina marszu, nikt si� nie odzywa�, a stra� przednia i tylna mia�y odbezpieczon� bro�. Licho nie �pi. Kiedy�, kiedy byli jeszcze ma�o do�wiadczeni, noszenie odbezpieczonej broni mog�o si� �le sko�czy�, ale teraz... Bardziej byli pewni swoich palc�w ni� bezpiecznik�w. Droga, od kiedy po przej�ciu stu metr�w wyszli z m�odnika, nie by�a ci�ka. Wysokie drzewa ros�y z dala od siebie, a ni�sze krzewy jedynie w mijanych co jaki� czas zwartych grupach. W miar� jak szli, zaro�li robi�o si� coraz wi�cej i chc�c je omija�, musieli kluczy�. By�o oko�o dwadzie�cia minut po po�udniu, kiedy znale�li pierwsze �lady. Trop by� wyra�ny. "Dzisiejszy", zawyrokowa� Jorg. Plotki przyniesione przez zbieraczy nie k�ama�y. To by�o dziwne, niespotykane, a wr�cz niepokoj�ce. Po raz pierwszy, odk�d zajmowali si� polowaniem, znale�li tropy w tak niewielkiej odleg�o�ci od granic strefy miasta. Od tego momentu posuwali si� o wiele wolniej. Trzy pierwsze pary rozsypa�y si� w wachlarz, na kt�rego brzegach szli erkaemi�ci. Rakne, Alek i Noah posuwali si� w drugiej linii. Niskopienne chaszcze g�stnia�y. Ciche przemieszczanie si�, by�o praktycznie niemo�liwe. Krzaki nie si�ga�y prawie nigdzie powy�ej p�tora metra od ziemi, wi�c nie zas�ania�y widoczno�ci, ale by�y na tyle zwarte, �e je�li co� si� w nich kry�o, to z odleg�o�ci dwudziestu metr�w mog�o bez trudu uj�� wzrokowi. Nawet wyszkolonemu wzrokowi my�liwego. "Niedobrze, idziemy za blisko siebie, jakby co to druga linia nie mo�e strzela�."- pomy�la� Noah uwa�nie lustruj�c otoczenie, ale nic nie powiedzia�. Zawsze tak by�o. Do ch�opak�w po prostu nie dociera�o, �e maj� si� rozproszy�, bo w kupie stanowi� jeden du�y i wygodny cel. Zawsze, jak by�a o tym mowa, to przytakiwali, kiwali g�owami i obiecywali popraw�, a potem by�o to samo. W gromadzie czuli si� pewniej. Za to Noah nagle poczu� si� bardzo niepewnie. Przypad� do ziemi za najbli�szym drzewem i krzykn�� "Padnij!!!", prawie dziwi�c si� sam sobie, dlaczego to robi. �wist kul, strza� i oszczep�w, kt�re posypa�y si� z zaro�li przed nimi, za nimi i z bok�w, potwierdzi�, �e tak czy inaczej nie by�o to g�upie posuni�cie. Dali si� podej�� koncertowo. Noah zrzuci� plecak, k�tem oka zauwa�aj�c, �e tkwi� w nim dwie strza�y i oszczep. Chcia� si� troch� rozejrze�, ale kiedy seria od�upa�a z pnia pot�ny p�at kory, tu� obok jego g�owy, postanowi� si� na razie nie wychyla�. Nie by�o dobrze. Gdyby mutony umia�y lepiej strzela�, albo mia�y wi�cej broni palnej, to z grupy my�liwych nic by ju� nie zosta�o. No i kevlar, jaki wszyscy nosili pod bluzami, pewnie te� si� na co� przyda�. Przypadli do ziemi, jedni celowo, inni przewr�ceni pociskami, kt�re na szcz�cie w wi�kszo�ci trafi�y w plecaki i kamizelki kuloodporne. Ale ostrza� nie ustawa�, a nawet zdawa� si� przybiera� na sile. Mutki grza�y do nich z czterech stron, z dobrze ukrytych stanowisk, uniemo�liwiaj�c rozejrzenie si� i odpowiedzenie celnym ogniem. Mogli jedynie pr�bowa� ostrzeliwa� si� na o�lep, czekaj�c a� kt�ry� pocisk trafi w niechronion� cz�� cia�a, jak szyja, lub twarz i zako�czy ca�� spraw�. Sytuacj� uratowali Alek i Siodmak, ka�dy na sw�j spos�b. Alek mia� pecha upa�� w miejscu, gdzie �adne drzewo ani krzak nie dawa�y mu os�ony przed ogniem z ty�u. Nie by� te� na tyle szybki, aby b�yskawicznie ewakuowa� si� za najbli�sz� zas�on�. Zrobi� wi�c co innego. Przetoczy� si� na plecy, wyrwa� pistolety z kabur i nie zwa�aj�c na cztery strza�y, kt�re wbi�y mu si� w kurtk� na piersiach i brzuchu, otworzy� ogie� wprost w zaro�la, z kt�rych nadlecia�y. Przy akompaniamencie upiornego jazgotu czterdzie�ci pocisk�w w dwie sekundy przeora�o spor� po�a� krzak�w. Na dwie sekundy ostrza� z ty�u prawie usta�. To wystarczy�o Noahowi, �eby przy�o�y� karabinek do ramienia i pos�a� d�ug� seri� w cienie, kt�re zamajaczy�y mu mi�dzy ga��zkami. W chwil� potem do��czy� do niego Rakne, kt�ry jednak nie strzela� zbyt celnie po tym, jak jeden z oszczep�w drasn�� mu lewy biceps. W tym czasie Alek ca�y i zdrowy wczo�ga� si� pomi�dzy dwa grube pnie i prze�adowa� bro�. Siodmak natomiast mia� w�asne wyobra�enie o odwadze i bardzo pragn�� udowodni� reszcie, jakim jest bohaterem. Przecie� chcia� z nimi polowa� na sta�e. Zerwa� si� z ziemi i wal�c na o�lep ze swojego SPAS'a pogna� przed siebie. Zdo�a� przebiec jakie� dwadzie�cia krok�w, a� oszczep w prawym udzie zatrzyma� go w miejscu. Wszystkie mutki celowa�y ju� tylko w niego, a kilka najbardziej krewkich wyskoczy�o z ukrycia i rzuci�o si� w jego stron�. Rkm-y �ci�y je w oka mgnieniu. W tym czasie Jorg i Kaz zd��yli ju� wypatrzy�, sk�d nadlatuj� pociski i ich heklery zagra�y trzystrza�owymi seriami. Tylko Dior nie strzela�, walcz�c ze swoj� oporn�, najnowsz� wunderwaffe, dobrze ukryty za g�stymi krzakami. - Alek! Przejmij! - krzykn�� Noah widz�c, �e tamten wymieni� ju� magazynki na pe�ne. Cofn�� si� za pie� i sam prze�adowa� bro�. Na ich odcinku by�o ju� spoko. - Jorg! Co u was? - krzykn�� g�o�no. - Ju� w porz�dku - odkrzykn�� zapytany - sytuacja pod kontrol�. Na trzy cztery? - w ostatnim zdaniu wyra�nie zabrzmia�o pytanie. - Niech b�dzie - roze�mia� si� w odpowiedzi Noah. - Trzy, czte-RY! - wykrzykn�li r�wnocze�nie, poderwali si� na nogi i ruszyli biegiem przed siebie, os�aniani przez towarzyszy. Te mutki, kt�re jeszcze �y�y, nie mia�y ju� ochoty walczy� i poderwa�y si� do panicznej ucieczki. Trafienie w plecy uciekaj�cych to nie by� problem. Noah celowo nie dostrzeli� jednego mutona. Pozwoli� mu si� nawet oddali� na ponad sto metr�w i zacz�� kry� si� za drzewami. Uciekaj�cy stw�r ogl�daj�c si� za siebie m�g� doj�� do przekonania, �e uszed� pogoni. My�liwy wiedzia�, co robi. Szansa by�a zazwyczaj bardzo ma�a, ale tyle mutk�w w jednym miejscu... W biegu wyci�gn�� bagnet z pochwy i trzymaj�c go w prawej d�oni, a karabin w lewej, co jaki� czas robi� naci�cia na korze. Mutek coraz bardziej skr�ca� w stron� g��bokiego lasu. Jakby co, to lepiej, �eby posi�ki nie musia�y go d�ugo szuka�. Ch�opcy obejrzeli Siodmaka. By� ca�kiem martwy. Nawet si� chyba za bardzo nie m�czy�. Gard�o mia� g��boko podci�te maczet�, a dziryt tkwi� g��boko w podbrzuszu. - Nie mogli�cie szybciej zestrzeli� tamtych, co do niego biegli?- zapyta� Rakne, patrz�c w stron� Sokolnikowa i Tade'a. - No nie mogli�my- odpar� Sokolnikow z ca�ym przekonaniem. - On nam zas�ania� - tr�ci� lekko butem le��ce cia�o. - Fakt - stwierdzi� Rakne po chwili zastanowienia i straci� zainteresowanie dla trupa. Zaj�� si� swoim bicepsem, kt�ry na szcz�cie nie krwawi� mocno. Nagle Jorg, kt�ry od kilku chwil szuka� czego� na ziemi, zacz�� si� �mia�. Najpierw roze�mia� si� raz, potem drugi, �eby w ko�cu wybuchn�� niepohamowanym rubasznym chichotem. - Co za debil - wykrztusi�, ocieraj�c lew� d�oni� �zy, kt�re od �miechu nap�yn�y mu do oczu. W prawej d�oni trzyma�, to co przed chwil� znalaz� na ziemi.- Co za debil - powt�rzy� jeszcze raz. Po chwili �miali si� wszyscy. G�o�ny rechot nape�ni� las. Za ka�dym razem, kiedy spogl�dali na d�o� Jorga, skr�ca�y ich kolejne paroksyzmy weso�o�ci. Przedmiot, podniesiony ze �ci�ki le�nej, to by�a �uska z pompki Siodmaka. �uska od naboju �rutowego. Na zaj�ce - w najlepszym wypadku. Potem, przetrz�saj�c jego baga�, znale�li pude�ko brenek�w. - Co, kurwa, chcecie, oszcz�dny by� ch�opak - skomentowa� Rakne wywo�uj�c kolejny wybuch �miechu. Kiedy Noah dotar� do gniazda, by�o ju� w stanie ewakuacji. Obszed� je dooko�a i podczo�ga� si� z tej strony, z kt�rej raczej si� go nie spodziewano. Przed sob� mia� trzydziestometrowy pas piachu pozbawiony ro�linno�ci, a za nim niewysok�, najwy�ej dwumetrow� skarp�, w kt�rej stwory wygrzeba�y sobie rz�d sze�ciu g��bokich nor. Musia�y by� g��bokie, bo cho� s�o�ce �wieci�o wprost w wej�cia, to dla oczu obserwatora by�y one czarnymi plamami. Gniazdo o nieca�e p� dnia od granic strefy! Oj, rozzuchwali�y si� bestie. Przed norami le�a�y ci�gle powi�kszaj�ce si� stosy pakunk�w. Dziesi�cioro m�odych sta�o zbite w gromad� pod opiek� jednej samicy. Kilkana�cie samic i kilka samc�w wynosi�o ostatnie zawini�tka z nor. "Za dziesi�� minut ich ju� tu nie b�dzie"- zdecydowa� Noah. Musia� dzia�a� sam, nie czekaj�c na wsparcie. Z kabury przy pasie wyj�� Wildey'a i po�o�y� przed sob� na �ci�ce. Ten grzmot prawie �ama� mu nadgarstek przy strzelaniu, ale tym razem by� chyba niezb�dny. Szybko po��czy� trzy magazynki od tantala ta�m� montersk� i osadzi� w karabinku. Wyczeka� moment, kiedy wi�kszo�� doros�ych stwor�w by�a w norach, podni�s� si� przyjmuj�c pozycj� kl�cz�c� i poci�gn�� za spust. D�ug� seri� z ca�ego magazynka przeci�gn�� po m�odych. Na szcz�cie ich sk�ra nie by�a tak twarda jak doros�ych. Posz�o szybko. Tak jak si� spodziewa�, samice, widz�c co si� dzieje, zaatakowa�y w�ciekle. Za nimi ruszy�y samce, chwytaj�c w biegu le��ce na ziemi dziryty i maczety. Sko�czy� trzeci magazynek, kiedy w jego stron� bieg�y jeszcze cztery sztuki z wysuni�tymi na ca�� d�ugo�� pazurami i wyszczerzonymi k�ami. Odrzuci� tantala i si�gn�� po pistolet. Celowa� mi�dzy oczy. "Dzikie koty" J.D.Jonesa by�y cholernie drogie i trudne do zdobycia, ale mo�na by�o na nich polega�. Ostatnia samica pad�a p�tora metra od niego, grzebi�c w piachu wszystkimi czterema ko�czynami. Przyjrza� si� uwa�nie le��cym stworom - po chwili �aden si� ju� nie rusza�. Z Wildey'em w prawej r�ce i Geigerem w lewej zbada� ca�e gniazdo i wszystkie pakunki. �wieci�y, ale tylko troch� powy�ej normy. Nie pozostawa�o nic innego do roboty, jak tylko usi��� i zaczeka� na ch�opak�w. Wsun�� licznik do odpowiedniej kieszeni, a d�o� z pistoletem opar� o kolano. Niby by�o bezpiecznie, ale... Zdj�� z g�owy czapk� marines i otar� pot z ogolonej g�owy zielon� bandan�, okr�con� dooko�a lewego nadgarstka. Patrz�c na stosy przedmiot�w, kt�re mutony w sobie tylko znanych celach wynosi�y ze �wiec�cych ruin, u�miecha� si� do swoich my�li. Z�ote obr�czki, nowa kwatera i przyj�cie na sto pi��dziesi�t os�b stawa�y si� coraz bardziej realne. Przy zbieraniu i liczeniu cia� Alek i Jorg oczywi�cie znowu si� pok��cili. Mutek le�a� ewidentnie w strefie ostrza�u Aleka i mia� dziury po dziewi�tce, ale jego szpiczaste uszy pasowa�y Jorgowi do kolekcji, kt�r� nosi� na rzemyku, na szyi. Obci�� je wi�c, nie pytaj�c nikogo o zgod�. W�a�ciwie uszy nie by�y nikomu do niczego potrzebne, ale zdaniem Aleka m�g� chocia� zapyta�. - W�a�nie. W imi� zasad.- Tade przy�o�y� do ramienia zdobycznego ka�asza. Usta wykrzywi� w karykaturalnym grymasie twardziela. Ch�ralny �miech przerwa� sp�r. Mieli powody do zadowolenia. Dziewi�tna�cie sztuk! Nawet ma�o podziurawione jak na kanonad�, jak� urz�dzili. Oceniali, �e sk�ry p�jd� po dobrej cenie. Po ostatnich plotkach, wieszcz�cych nadej�cie nowej fali opad�w, ka�dy chcia� mie� w domu przynajmniej jeden kombinezon antyradiacyjny. Zebrali te� poka�n� stert� broni, w tym trzy ka�asze z niewielkim zapasem amunicji. Dobre ostrza i bro� palna by�y zawsze w cenie, ale karabiny w �apach muton�w rzuca�y nieprzyjemny cie� na rado�� z sukcesu. Natrafiali na nie coraz cz�ciej, a co za tym idzie, ryzyko zawodowe wzrasta�o. Sokolnikow z zaciekawieniem ogl�da� dziryt i miotacz. Bezskutecznie usi�owa� po��czy� je rzemienn� p�tl�. - Ni cholery nie rozumiem, jak te bestie nauczy�y si� tym rzuca�. To o niebo trudniejsze od strzelania z �uku - powiedzia�, odk�adaj�c sprz�t na ziemi�. - A ju� w og�le sobie nie wyobra�am, jak one mog�y si� zamachn�� tymi d�ugimi �apskami w g�stych krzakach. - Zapytaj naszego dy�urnego eksperta od uzbrojenia - podpowiedzia� Alek. - A w�a�nie, gdzie jest Noah?- zapyta� Tade. Zacz�li si� rozgl�da�, ale towarzysza nie by�o w zasi�gu wzroku. Las szumia� sobie jak gdyby nigdy nic. Jorg i Kaz popatrzyli na siebie. - Idziem szuka� �lad�w- powiedzia� Jorg repetuj�c automat. Dopiero po p� godzinie znale�li odgi�t� kor� na pniu drzewa. Wbrew powszechnej opinii Kazjorgi nie byli najlepszymi tropicielami od czas�w Winnetou. Przy zdobyczy zostali Dior i Rakne, a reszta posz�a szuka� Noaha. Noah poderwa� bro� z kolana, ale niemal natychmiast opu�ci� ja z powrotem, przerzucaj�c kciukiem bezpiecznik. Jego twarz rozja�ni�a si� mi�ym, szerokim u�miechem. - Cze�� ch�opcy, mi�o, �e wpadli�cie po drodze - powiedzia� w stron� koleg�w wychodz�cych z lasu. Rozgl�dali si�, taksuj�c wzrokiem trupy i paczki. - Ale� chwast�w nawyrywa�.- Tade nie kry�, �e jest pod wra�eniem. Zreszt� nie tylko on. Pochwa�om po�o�y�o kres dopiero otworzenie mutanckich pakunk�w. - O� w mord� - powiedzia� przeci�gle Alek. Reszta spojrza�a w jego stron� i z garde� wydoby�o si� zbiorowe "Oooo...". Na rozwini�tej macie le�a� stos elektronicznych cz�ci, wygl�daj�cy jak resztki kilku komputer�w, telewizor�w i radioodbiornik�w zebrane na kup�. Taki �up zdarza� si� naprawd� rzadko. W po�piechu rozrywali nast�pne paczki i nie zawiedli si�. Opr�cz nie nadaj�cych si� do niczego, popalonych i nadgni�ych �mieci, znale�li ca�e mn�stwo cz�ci elektronicznych i mechanicznych, troch� narz�dzi, sporo bi�uterii i nawet kilka ksi��ek. My�liwi segregowali zbiory krzycz�c g�o�no z entuzjazmu i podniecenia. Co chwila rozlega� si� gwizd podziwu. Czuli si� jak Ali Baba po przekroczeniu bram Sezamu. Od czasu do czasu kto� spogl�da� z zazdro�ci� na Noaha. Jemu, jako odkrywcy i zdobywcy gniazda, przys�ugiwa�a lwia cz�� zysku. Po co mutanty przeszukiwa�y �wiec�ce zgliszcza i gromadzi�y przedmioty, z kt�rych najwyra�niej nie umia�y robi� praktycznego u�ytku - nikt nie wiedzia�. Niekt�rzy twierdzili, �e te �mieci pe�ni� u nich tak� sam� rol�, jak� kiedy� w spo�ecze�stwie Papuas�w odgrywa�y muszle, ale pogl�d ten nie by� zbyt popularny. Przynajmniej nie na tyle, �eby m�wi� o tym g�o�no w obecno�ci �owc�w, zbieraczy b�d� handlarzy, kt�rych niema�e dochody pochodzi�y z polowania. Spo�eczny tryb �ycia, bro�, narz�dzia - to wszystko dawa�o si� ignorowa� w obliczu szerokiego strumienia rzadkich i poszukiwanych d�br, oraz sk�r b�d�cych surowcem nie do zast�pienia. W ko�cu wiele zwierz�t �yje w stadach, a strzela� z karabinu mo�na nauczy� nawet ma�p�. Pieni�dz - to by�o co� zarezerwowanego wy��cznie dla cz�owieka. Pomimo zmian, jakie zasz�y na �wiecie, idee politycznej poprawno�ci ci�gle jeszcze mia�y wielu wyznawc�w. "Mutony to niebezpieczne drapie�niki, pozbawione wrog�w naturalnych. Polowania to ekologiczna konieczno��."- Takie wnioski mo�na by�o znale�� w kilku powsta�ych pracach naukowych. A ich niewyt�umaczalny instynkt zbieracki? No c�, ludzie pami�tali jeszcze sroki. Analogia by�a oczywista. Noah oceni�, �e za chwil� powinien ujrze� �lady walki, jak� kilka godzin temu stoczyli z grup� samc�w. Otwiera� ju� usta, �eby zawo�a� Rakne i Diora, kiedy nagle przez li�cie i ga��zie przemkn�a smuga ognia, a pie� drzewa za jego plecami zadr�a� od pot�nego uderzenia. My�liwy przypad� do ziemi celuj�c w stron� grupy krzak�w, kt�re nagle zaszele�ci�y. Powoli wy�oni�a si� z nich najpierw czarna fryzura i roze�miana twarz okolona zarostem, a potem reszta sylwetki Diora. - Sorry - powiedzia� �miej�c si� g�upkowato. W d�oniach �ciska� d�ug� na p�tora metra rur�, dymi�c� z obu ko�c�w. "Jego pieprzona cudowna bro�!"- Noah zawrza� od gniewu. - "Jednak zadzia�a�a!". Obejrza� si� za siebie. Pie� przewiercony by� na wylot otworem o �rednicy dw�ch palc�w. Nadpalona kora dymi�a. - Ty pieprzni�ty skurwielu! Omal mnie nie zabi�e�! - wrzasn�� w stron� ci�gle u�miechni�tego Diora. Wsta� z ziemi i zacz�� otrzepywa� mundur. - A tam. Przeciez nie dosta�e�. My�la�em, �e to mutek. S�ysz�c "A tam" Noah poczu� jak oczy, zachodz� mu czerwon� mg��. W niepohamowanym przyp�ywie w�ciek�o�ci zapragn�� zobaczy�, jak ta obrzydliwa, roze�miana g�ba rozpryskuje si� na kawa�ki. Prawa d�o� spocz�a na kaburze Wildey'a, palce odnalaz�y zatrzask. W tym momencie nadszed� Rakne. - Co tak hukn�o?- spyta� swoim zwyczajnym, zblazowanym g�osem, rozgl�daj�c si� spod daszka czapki. Dymi�ca bro� Diora sama rzuca�a si� w oczy. Bez trudu odnalaz� wzrokiem nadpalony pie� i oceni� wzrokiem dystans pomi�dzy drzewem a Noahem. - Aha, jak zwykle.- stwierdzi� i zacz�� si� �mia�. I ten �miech nie po raz pierwszy uratowa� Diorowi �ycie. - Bierzcie manele i ruszajcie po �ladach. S� wyra�ne. A ty pieprzony wynalazco, nie zapomnij swojej magicznej skrzynki. Ja popilnuj� mutk�w - powiedzia� Noah zrezygnowanym tonem. Nie by�o sensu d�u�ej si� w�cieka�. Nie by� to wcale najwi�kszy z dotychczasowych wyczyn�w Diora. Tajemnic� by�o, jak mo�e by� najlepszym w mie�cie pirotechnikiem przy swojej sk�onno�ci do strzelania byk�w i psucia wszystkiego, co mu wpadnie w r�ce. - A ty w�a�ciwie gdzie, kurwa, przepad�e�? I gdzie reszta?- spyta� Rakne. - Pakuj�, chowaj� i zabezpieczaj�. W�a�nie do tego dynamitard tam potrzebny. Ty te� si� przydasz, bo znale�lim troch� fachowego sprz�tu. Zreszt�, sami zobaczycie. - Noah machn�� r�k�. - Dwa dni jak nic tu posiedzimy- doda� jeszcze patrz�c w stron� s�o�ca, kt�re ju� zaczyna�o czerwienie�. "W ko�cu jaki� niedostrzelony sukinsyn z maczet� w �apie nas dogoni i sko�cz� jak Mackowicz", pomy�la� Noah. G�o�ne rozmowy, szuranie, tupanie i sapanie ch�opak�w id�cych przed nim zag�usza�y wszelkie odg�osy lasu. Gdyby kto� lub co� chcia�o go podej�� od ty�u, nie mia�oby wielkich k�opot�w. Szczeg�lnie, gdyby to by�o co� tak cicho chodz�cego po lesie jak muton. Tak naprawd� nie by� z�y, chocia� obraz Mackowicza znalezionego z kolumbijskim krawatem na szyi zmusi� go do obejrzenia si� za siebie. Szed� na ko�cu jako stra� i nie m�g� mie� skr�powanych ruch�w. A to oznacza�o, �e jako jedyny nie by� obci��ony �adunkiem. Zdzieranie sk�r zaj�o im ca�y dzie�. Nast�pny sp�dzili na ich wst�pnym wyprawieniu i podzieleniu ca�ego �upu na to, co zabior� od razu, i to, co ukryj� w jamach wygrzebanych w skarpie przez stwory. Potem Dior zabezpieczy� je sprytnymi �adunkami i pu�apkami, kt�re mia�y radykalnie odstraszy� wszelkich ciekawskich, nie niszcz�c przy okazji zawarto�ci sk�ad�w. W drog� powrotn� wyruszyli nast�pnego ranka. W mie�cie pewnie ju� o nich gadali, a mo�e nawet i zak�adali si� o to, co ich zatrzymuje czwarty dzie�. W normalnym wypadku to nie by�o d�ugo, ale oni nie wybierali si� daleko. Mieli spenetrowa� obszar o kilka godzin od granic strefy. Zw�oka mog�a oznacza�, �e wr�c� ob�owieni jak nigdy, albo, �e... nie wr�c� ju� nigdy - mutki zazwyczaj zjada�y cia�a my�liwych. Wszyscy z wyj�tkiem Noaha uginali si� pod obci��eniem, ale nie narzekali. Kto by si� obra�a� na plecak pe�en pieni�dzy? Tylko Rakne i Kaz mieli kwa�ne miny, bo w losowaniu to im w�a�nie przypad� do niesienia Siodmak, przywi�zany za r�ce i nogi do ga��zi, kt�r� za�o�yli na ramiona. Zaczyna� ju� troch� �mierdzie�, ale zwyczaj nakazywa� przynosi� swoich poleg�ych z powrotem. Na szcz�cie ten sam zwyczaj nakazywa� towarzyszom dzieli� si� sprz�tem zabitego. "Byli�my przyjaci�mi Siodmaka", powiedzieli ch�rem, siedz�c dooko�a stosu z jego ekwipunkiem, po czym rzucili si� �apa� to, co si� komu najbardziej spodoba�o. Spory wzbudzi�a strzelba SPAS. �wietna, p�automatyczna bro� z du�ym magazynkiem i celownikiem laserowym, kt�ry w szybkim ogniu z bliska bardzo si� przydawa�. Po d�ugich naradach, w uznaniu zas�ug przyznali j� Alekowi. Jorg kr�ci� nosem, ale nic nie powiedzia�. Pomimo szczerych ch�ci nie m�g� zaprzeczy�, �e to Alek uratowa� ich ty�ki, po tym jak on, id�c na szpicy, nie zauwa�y� zasadzki. S�o�ce sta�o jeszcze nisko na niebie. Do po�udnia planowali dotrze� do polany z kt�rej wyruszyli. Obiad mieli ju� zje�� w mie�cie. Dobre nastroje sprzyja�y rozmowom. - Powiedz Noah, jak to jest z tym rzucaniem oszczepem w krzakach?- zapyta� Sokolnikow, potrz�saj�c zdobycznym dzirytem. Kolekcjonowa� mutanck� bro�, a ten egzemplarz mia� pi�kne obsydianowe ostrze. - To proste - odpar� Noah.- Krzaki tylko z boku wygl�da�y na g�ste i zbite. Nasi przyjaciele kilkoma machni�ciami maczet� wyci�li sobie nisko nad ziemi� wolne przestrzenie, takie w sam raz na kr�tki, szybki zamach. To wystarczy. A te ich patyki s� na tyle ci�kie, �e jak lec� przez li�cie i cienkie ga��zki, to prawie nie zbaczaj� z kursu. - Czy wy nie macie ciekawszych temat�w?- zawo�a� zniecierpliwiony Tade.- Wracaj� do miasta po ci�kiej pracy i zamiast o czym� przyjemnym, to oni w k�ko o tych zielonych bestiach z piek�a rodem. Ja tam nie mog� si� ju� doczeka�, kiedy wr�cimy. Czeka na mnie moja nowa, atomowa kobieta. M�wi� wam - w jego g�osie coraz g�o�niej pobrzmiewa�o samcze zadowolenie - jak mi wieczorem wsunie j�zyczek w ... - Nie b�d� obsceniczny, dobra?- przerwa� mu Alek, kt�ry takie przechwalanki uwa�a� za "zwyczajne fornalstwo".- Obsceniczno��... - ...to woda na m�yn nieprzyjaciela - doko�czy� ze �miechem Noah. Pozostali r�wnie� si� roze�mieli. - A swoj� drog�, atomowa kobieta w dzisiejszych czasach to znaczy co� zupe�nie innego ni� kiedy� - stwierdzi� po namy�le Rakne.- Ty, Tade, lepiej, kurwa, uwa�aj, bo ona ci mo�e d�ugo nie poci�gn��. Tym razem wsp�lny �miech zabrzmia� bardziej jak obrzydliwy rechot. - No co� ty - z udawan� powag� odpowiedzia� Tade.- Taka kobieta to same atrakcje - zawsze przy �wietle. - Jak z ni� jeszcze troch� pob�dziesz, to w nocy zamiast zapala� latark�, b�dziesz rozpina� rozporek - wtr�ci� si� do rozmowy Dior. Rechot ca�ej kompanii sta� si� obrzydliwy do granic mo�liwo�ci. Zaczerwieniona od �miechu twarz Jorga lekko spowa�nia�a. - Jak my�lisz Rakne, Matt we�mie nasz z�om? - zapyta�, sprowadzaj�c rozmow� na temat interes�w. - Z�om jest na oko pierwsza klasa - odpowiedzia� zapytany ekspert od elektroniki.- Zgarniemy za niego tyle, co za sk�ry. - A nie jest aby przepalony na amen?- zaniepokoi� si� Kaz. - To ju� nie nasza sprawa, sprzedamy to na wag� jak leci.- Rakne nie widzia� problemu. - Matt jest zawsze spragniony nowych cz�ci, a jego klienci s� dziani i spragnieni sprz�tu, wiec zap�aci, ile zechcemy, bez targowania. - A s�yszeli�cie, �e podobno uda�o mu si� niedawno odpali� pentiaka?- zapyta� Alek, przerywaj�c na chwil� ogl�dziny swojej nowej zabawki, kt�r� nie m�g� si� nacieszy�. - Nie tylko s�ysza�em, ale i widzia�em - Noah pokr�ci� g�ow� na wspomnienie wizyty w warsztacie, tydzie� temu.- Pentiak faktycznie dzia�a, tylko monitor implodowa�, zanim si� system za�adowa�, innego nie ma pod r�k�, a w drukarce sko�czy� si� toner. Chwilowo mo�na sobie tylko postuka� w klawiatur� i popatrze� jak miga kontrolka od twardziela. - No to fest dzia�a, jak maszynka, kt�ra robi "ping"- roze�mia� si� po raz kolejny Rakne i reszta po raz kolejny posz�a w jego �lady. - A w�a�ciwie po co komu pentiak w dzisiejszych czasach?- zastanowi� si� na g�os Dior. - Jak to po co?- dla Tade'a odpowied� by�a oczywista.- �eby zagra� w dooma. Tym razem �miali si� bardzo d�ugo, a� doszli do polanki, na kt�rej zrobili kr�tki odpoczynek. Z j�kni�ciami ulgi zrzucali na ziemi� pakunki i rozcierali obola�e ramiona. - S�uchajcie, ale jest jedna sprawa, kt�r� trzeba obgada� - powiedzia� Kaz powa�nie, patrz�c na pozosta�ych. - No, o co chodzi?- zapyta� za wszystkich Noah. - Chodzi o to, czy bierzemy kogo� na miejsce Siodmaka, bo wiecie, tego... - Chodzi o to, �e Kuba kupi� sobie G11 z workiem amunicji i pyta� niedawno, czy m�g�by z nami polowa� - doko�czy� Jorg za Kaza. Po kr�tkiej ciszy pierwszy odezwa� si� Rakne. - Jo?- powiedzia�, charakterystycznie wypychaj�c j�zykiem doln� warg� i patrz�c na lekko nadpsutego Siodmaka zwisaj�cego z dr�ga.- Jak chce niech poluje. - G11 to �wietna bro� - zamrucza� Noah, po czym r�wnie� spojrza� na trupa i oczy mu si� za�wieci�y. - Kuba ma w og�le niez�y sprz�t.- doda� Alek. Przez moment wszyscy patrzyli na cia�o Siodmaka. Potem popatrzyli na siebie nawzajem. Trudno powiedzie�, kto roze�mia� si� pierwszy tym razem, ale ju� po chwili wszyscy trzymali si� za brzuchy i ocierali �zy z oczu. Niekt�rzy przysiedli, nie mog�c utrzyma� si� na nogach. Po kilku minutach, nie przestaj�c si� �mia�, ruszyli w dalsz� drog�, wiod�c� przez gruzy. "W stepie szerokim, kt�rego okiem..."- ponios�o si� nad rumowiskami betonowych p�yt. Cia�o Siodmaka weso�o ko�ysa�o si� w rytm krok�w. Tylko Noah nie �piewa�. "Im wi�cej zachodzi zmian, tym bardziej nic si� nie zmienia."- wspomina� sobie cytat z filmu, jaki ogl�da� w dawnych, dobrych czasach, kiedy jeszcze by�a telewizja. "Ich nie zmieni�a nawet wymiana taktycznych uderze� j�drowych"- pomy�la�, patrz�c na ch�opak�w, kt�rzy w�a�nie zaczynali wyrykiwa� ostatni� zwrotk�.