4760

Szczegóły
Tytuł 4760
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4760 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4760 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4760 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JACK L. CHALKER MEDUZA: TYGRYS W OPA�ACH Prolog WST�P DO OSTATECZNEJ ROZGRYWKI 1 Niczego zapewne nie da si� por�wna� z uczuciem, jakie towarzyszy zaproszeniu naszego najgorszego wroga na przyjacielsk� pogaw�dk�. Na ekranie pojawi�a si� twarz, chocia� na og� tego rodzaju ��czno�� obywa�a si� bez wizji. W tym przypadku jednak obie strony by�y ciekawe, jak wygl�da ten drugi. Popatrzy� na twarz z ekranu i natychmiast zrozumia�, dlaczego wszyscy, kt�rzy j� ujrzeli, odczuwali l�k. By�a to twarz przystojna, nale��ca do m�czyzny w �rednim wieku, szczup�a twarz wojskowego. Oczy robi�y najwi�ksze wra�enie - wydawa�y si� puste jak oczodo�y w czaszce, a jednocze�nie p�on�y czym� nieokre�lonym, zarazem niesamowitym i nieludzkim. - Yatek Morah - powiedzia� w�a�ciciel dziwnych oczu. - Kim jeste� i dlaczego ��dasz rozmowy ze mn�? M�czyzna z drugiej strony u�miechn�� si� lekko. Znajdowa� si� w ogromnym, orbituj�cym w przestrzeni kosmicznej mie�cie, kt�re by�o jednocze�nie i statkiem wartowniczym, i baz� g��wn� tych, kt�rzy pilnowali czterech wi�ziennych �wiat�w Rombu Wardena, oddalon� o jedn� trzeci� roku �wietlnego od tych�e �wiat�w i ich szczeg�lnego rodzaju broni. - S�dz�, i� wiesz, kim jestem - odpar�. Jego rozm�wca zmarszczy� brwi, jakby si� zastanawia�, po czym nagle skin�� g�ow� i r�wnie� si� u�miechn��. - A wi�c poci�gaj�cy za sznurki i wprawiaj�cy marionetki w ruch nareszcie si� ujawnia. - Prosz�, prosz�, i kto to m�wi! Morah wzruszy� lekko ramionami. - Czego tedy sobie �yczysz ode mnie? - Pr�buj� uratowa� co najmniej pi��dziesi�t czy sze��dziesi�t milion�w ludzkich istnie�... Z twoim w��cznie - odpowiedzia� m�czy�nie o p�on�cych oczach. - By� mo�e nawet o wiele, wiele wi�cej. U�miech Moraha sta� si� wyra�niejszy. - Czy jeste� pewien, i� to w�a�nie my znajdujemy si� w niebezpiecze�stwie? Czy �e w og�le ktokolwiek w takim niebezpiecze�stwie si� znajduje? - Nie lawirujmy i nie owijajmy spraw w bawe�n�. Wiem, kim jeste�... a przynajmniej, za kogo si� podajesz. Obserwowa�em ci� ostatnio, szczeg�lnie za� twoje zachowanie w Zamku na Charonie. Twierdzisz, i� jeste�, tu na Rombie, Szefem Ochrony wyst�puj�cym w imieniu naszych pozostaj�cych w ukryciu przyjaci�, i jestem sk�onny zaakceptowa� twoje s�owo w tym wzgl�dzie... Na razie. Mam nadziej�, �e m�wisz prawd�. Morah zastanawia� si� przez chwil�. Wreszcie powiedzia�: - Wygl�da na to, �e rzeczywi�cie sporo wiesz. Ile jednak wiesz tak naprawd�? - Wiem, dlaczego twoi obcy przyjaciele si� tam znajduj�. Wiem r�wnie�, dlaczego tam musz� by�. Znam charakter i cele Rombu Wardena i natur� ich drobnych stworzonek. I wiem r�wnie�, i� twoi szefowie b�d� walczyli do upad�ego w przypadku wykonania jakiego� ruchu przeciwko Rombowi Wardena. Co wi�cej, wiem, i� moi szefowie wykonaj� w�a�nie taki ruch po przeanalizowaniu moich raport�w. Nie wiem natomiast, do jak silnego oporu b�d� zdolni twoi mocodawcy; broni� oni przecie� wzgl�dnie ma�ej plac�wki przeciwko ca�ej pot�dze ogromnego imperium kosmicznego, kt�rego mo�liwo�ci, o ile naprawd� jeste� Morahem, dobrze znasz. Dla obydwu stron rezultat m�g�by okaza� si� bardzo krwawy. Mo�liwe, �e twoi szefowie zdob�d� pewn� liczb� naszych �wiat�w, a wasze roboty zniszcz� ich setk� czy wi�cej, ale my przecie� wreszcie dostaniemy Romb. Mam na my�li jego totaln� zag�ad�. A to oznacza, �e niezale�nie od naszych strat, ty i twoi mocodawcy stracicie znacznie wi�cej. Yatek Morah wydawa� si� nie przejmowa� logik� przedstawianych argument�w, jednak�e wygl�da�o na to, �e jest zainteresowany sam� konwersacj�. - C� tedy proponujesz? - Uwa�am, i� powinni�my porozmawia�. Przez �my" rozumiem twoich i moich prze�o�onych. Uwa�am, �e lepiej b�dzie, je�li dojdziemy do jakiego� porozumienia; ka�dy kompromis b�dzie lepszy od wojny totalnej. - Naprawd�? Skoro jednak wiesz a� tyle, m�j przyjacielu, musisz sobie zdawa� spraw� z faktu, i� dosz�o do tej sytuacji, poniewa� moi mocodawcy, jak ich nazywasz, po konsultacji z naszymi lud�mi, ustalili, �e Konfederacja nigdy nie b�dzie zdolna do zawarcia ugody czy p�j�cia na kompromis z jak�kolwiek inn� ras� kosmiczn�. Odbyliby�my wi�c nasz� ma�� konferencyjk�, ka�da ze stron wypowiedzia�aby w�a�ciwe s�owa, po czym podpisaliby�my jakie� traktaty gwarantuj�ce to i owo; Konfederacja jednak nie honorowa�aby �adnych zobowi�za� ani chwili d�u�ej ni�by musia�a. Wys�a�aby swoich misjonarzy, a ci stwierdziliby, �e napotkali cywilizacj� tak obc�, �e nie s� w stanie zrozumie� ani jej samej, ani motyw�w jej post�powania. - A ty je rozumiesz? - Znam je i akceptuj�, nawet je�eli do ko�ca ich nie pojmuj�. - Morah wzruszy� ramionami. - W�tpi�, by kt�ry� z ludzi kiedykolwiek je poj��... tak jak oni zreszt� nie pojm� naszych. Jeste�my produktami dw�ch tak ca�kowicie r�nych historii, i� w�tpi�, by nawet czysto akademicka akceptacja motyw�w i stanowisk tych drugich by�a w og�le mo�liwa. W przypadkach indywidualnych, by� mo�e tak, ale w generaliach - nigdy. Konfederacja po prostu nie jest w stanie tolerowa� czego� tak pot�nego, a tak niewyobra�alnie odmiennego, szczeg�lnie gdy uwzgl�dnimy wyra�n� przewag� technologiczn� obcych. Zaatakuje... i ty dobrze o tym wiesz. Nie odpowiedzia�, nie m�g� bowiem znale�� s�abego punktu w tej argumentacji. Morah przedstawia� jedynie histori� ludzko�ci od jej pocz�tk�w. Taka by�a przecie� natura bestii ludzkiej. Sam, b�d�c cz�owiekiem, zna� j� dobrze. Zmieni� wi�c nieco temat. - A czy jest jaki� inny spos�b? Sam jestem w niejakiej pu�apce. Moi prze�o�eni ��daj� ode mnie raportu. Musia�em przekona� w�asny komputer, by zechcia� otworzy� drzwi laboratorium, �ebym w og�le m�g� si� z tob� skontaktowa�... a na pewno nie zrobi�by tego, gdyby wiedzia�, �e zamierzam to uczyni�. Kiedy tam powr�c�, pozostanie mi zaledwie kilka godzin, najwy�ej dwa dni, na z�o�enie raportu. B�d� do tego zmuszony. A w�wczas nie b�d� ju� mia� wp�ywu na ca�� t� spraw�. Zaczyna mi brakowa� czasu i dlatego zwr�ci�em si� do ciebie. - I czeg� ode mnie oczekujesz? - Twojego stanowiska - odpowiedzia� temu dziwnemu, pot�nemu m�czy�nie. - Rozwi�zanie zagadki dotycz�cej twojej osoby by�o do�� proste. Natomiast rozwi�zanie tego wi�kszego problemu przerasta moje mo�liwo�ci. Wydawa�o si�, i� s�owa te zrobi�y g��bokie wra�enie na Morahu. Niemniej powiedzia�: - Zdajesz sobie spraw� z tego, �e m�g�bym ci� powstrzyma� od z�o�enia tego raportu. - By� mo�e - przyzna�. - Nic by to jednak nie da�o. Dane surowe zosta�y ju� zapisane, a oni posiadaj� mertonowskie odbicie mojego m�zgu. Mogliby wi�c, z ma�ymi k�opotami, przej�� ca�� procedur� i uzyska� w ko�cu ten�e sam raport. Poza tym nie s�dz�, by uwierzyli, �e zmar�em przypadkowo... Tak wi�c, zabijaj�c mnie, odkry�by� wiele swych kart. - Zabicie ciebie w spos�b dla mnie bezpieczny, a przekonywaj�cy dla innych, nie by�oby a� takim problemem, jednak�e to, co m�wisz, jest prawd�. Uczynienie tego da�oby niewiele, je�li chodzi o czas. Mimo wszystko nie jestem przekonany, �e rzeczywi�cie widzisz pe�en obraz sytuacji. Szkoda by�oby po�wi�ci� Romb Wardena, ale by�aby to jednak tylko tragedia na skal� lokaln�. Nie rozwa�y�e� bowiem wszystkich implikacji tego, czego si� dowiedzia�e�. I prawd� jest r�wnie�, �e sprawy by�yby niepewne, gdyby do tego dosz�o. Istnieje jednak�e przynajmniej czterdziestoprocentowa szansa, �e taki rezultat nie wp�yn��by ujemnie na plany i oczekiwania moich szef�w. Z ich punktu widzenia szansa, �e nie zako�czy si� to wszystko ca�kowitym fiaskiem, wynosi ponad dziewi��dziesi�t procent. To go nieco zaniepokoi�o. - A ile potrzebuj� czasu, by zyska� stuprocentow� pewno�� sukcesu? Innymi s�owy, o jakim okresie rozmawiamy? - By przeprowadzi� wszystko w�a�ciwie... potrzebne s� ca�e dekady. By� mo�e i stulecie. Wiem, o czym my�lisz. �e to za d�ugi okres. Alternatyw� jednak�e nie b�dzie katastrofa mojej strony, na co liczy�e�, a jedynie powa�niejsze k�opoty. Skin�� ponuro g�ow�. - A je�li sprawi si� im te... k�opoty? Jak� cen� ka�� zap�aci� Konfederacji? - Straszliw�. Od pocz�tku mieli�my nadziej�, �e uda si� unikn�� przelewu krwi na wielk� skal�, chocia� przyznaj�, i� perspektywa wywo�ania wi�kszego zamieszania w Konfederacji by�a dla nas wielce kusz�ca. Zamieszania, a mo�e nawet - rozwalenia jej od wewn�trz, owszem, jednak nie wojny totalnej. Tego rodzaju perspektywa oczywi�cie nie poci�ga�a nikogo rozs�dnego, cho� by�a podniecaj�ca dla naiwniak�w i psychopat�w. - Zmarszczy� ponownie brwi. - Zastanawiam si�, jak du�� cz�� prawdy faktycznie znasz. Usiad� wygodnie w fotelu i poda� Morahowi wszystkie podstawowe fakty, jednak nie bardzo potrafi� przy tym zamaskowa� zadowolenia widocznego w g�osie i wyrazie twarzy. Jego s�owa zrobi�y wra�enie na Szefie Ochrony. - Twoja teoria nie jest pozbawiona luk - powiedzia� do m�czyzny na statku. - Ale mimo to zaimponowa�e� mi. Niew�tpliwie wiesz... sporo. Wi�cej ni� sporo. Obawiam si�, �e was nie docenili�my. Nie tylko tych agent�w tu na dole, na Rombie, ale r�wnie� ich szefa. Szczeg�lnie ich szefa. - Co oznacza, �e i wy macie jakie� luki w waszej wiedzy - odpar�. - A jedn� szczeg�lnie powa�n�. Mog� wam j� wype�ni�, i b�dzie to z mojej strony prezent... Wcze�niej czy p�niej i tak by�cie mogli na to wpa��, a w ten spos�b mo�e wam to by� ju� teraz pomocne przy precyzowaniu drogi post�powania. Ci czterej... wszyscy czterej... nie s� moimi agentami. Wszyscy czterej s� mn� w sensie jak najbardziej dos�ownym. Przypomnij sobie tzw. proces Mertona. By�a to wielce z�o�ona i skomplikowana intryga ze strony Konfederacji, maj�ca na celu przeciwstawienie si�, przynajmniej cz�ciowe, jeszcze bardziej z�o�onej i skomplikowanej intrydze uknutej przez jej wrog�w. Konfederacja, obros�a w t�uszcz i samozadowolenie w ci�gu wiek�w, zosta�a nagle skonfrontowana z dowodami na to, i� obca pot�ga, przewy�szaj�ca j� pod wzgl�dem technologicznym, odkry�a j� pierwsza i wyprodukowa�a tak doskona�e roboty maj�ce zast�pi� jej kluczowe osobisto�ci, �e nie daj� si� one wykry� �adnymi znanymi metodami i �e tym samym Konfederacja w pewnym sensie ju� znalaz�a si� w sytuacji zaatakowanego. Celem tego ataku sta� si� przede wszystkim Romb Wardena, cztery zamieszka�e planety pe�ni�ce rol� wi�zienia dla najbardziej b�yskotliwych kryminalist�w i politycznych renegat�w. Wi�zienia doskona�ego, wszystkie te cztery �wiaty zara�one by�y bowiem organizmem, kt�ry w jaki� spos�b od�ywia� si� energi� dost�pn� jedynie w tym systemie, systemie Wardena. Organizm ten przedostawa� si� do wn�trza cia� l�duj�cych tam ludzi, powoduj�c ich mutacj� i daj�c im przedziwne moce; r�wnocze�nie jednak�e wi�zi� ich tam na sta�e, nie potrafi� on bowiem prze�y� z dala od s�o�ca systemu Wardena, a tym samym nie m�g� z dala od tego s�o�ca prze�y� nikt, w kim �w organizm zamieszka�. Jednak�e umieszczenie i najlepszych umys��w przest�pczych, i politycznych odszczepie�c�w razem na czterech �wiatach, gdzie mogli si� ze sob� kontaktowa�, doprowadzi�o do powstania najpot�niejszego o�rodka przest�pczego znanego w historii ludzko�ci - o�rodka, kt�rego macki si�ga�y daleko poza system Wardena i kt�ry zdalnie kierowa� �wiatkiem przest�pczym na tysi�cu planet, do tego znacznie skuteczniej ni� jakikolwiek syndykat przed nim. Jednak�e wszystkie te superumys�y znajdowa�y si� w pu�apce i dlatego nienawidzi�y Konfederacji. W takiej w�a�nie sytuacji pojawili si� obcy. Posiadali oni przewag� technologiczn� nad Konfederacj�, poniewa� jednak ich liczba by�a znacznie mniejsza i tak bardzo r�nili si� oni od ludzi, nie byli w stanie ani otwarcie, ani skrycie rzuci� cz�owiekowi wyzwania i wygra�. W�wczas napotkali Romb Wardena i zorientowali si�, kto zamieszkuje te cztery planety. Zawarto uk�ad. Przyw�dcom czterech �wiat�w, najpot�niejszym i najbardziej bezwzgl�dnym przest�pczym umys�om, jakie w og�le istnia�y - Czterem Lordom Rombu - przedstawiono propozycj�. Maj� oni u�y� swej pot�gi i, wykorzystuj�c technologi� obcych, a tak�e w�asn� wiedz� na temat ludzko�ci i Konfederacji, rozbi� t� ostatni� od wewn�trz. Maj� wywo�a� tak wiele k�opot�w, tak wielki nie�ad, by Konfederacja, zaj�ta w�asnymi problemami, nie by�a nawet w stanie my�le� o Rombie Wardena. Marek Kreegan, w�adca Lilith, by�y agent Konfederacji, opracowa� szczeg�owy plan zast�powania kluczowych os�b na terenie Konfederacji przez nieprawdopodobnie wr�cz wyrafinowane roboty. Za po�rednictwem Waganta Laroo z Cerbera roboty wyposa�ano w umys�y ludzi, kt�rych mia�y one zast�pi�. Cerberyjczycy bowiem potrafili dokonywa� wymiany umys��w, co stanowi�o zreszt� efekt uboczny dzia�ania tamtejszego organizmu Wardena, ale mieli tak�e u siebie dr Merton, tw�rczyni� procesu �mechanicznej wymiany umys��w", kt�ry to proces zosta� ju� eksperymentalnie zastosowany przez sam� Konfederacj�. Aeolia Matuze z Charona rz�dzi�a �wiatem, na kt�rym mo�na by�o ukry� praktycznie wszystko; s�u�y� on wi�c jako miejsce spotka� agent�w i obcych, a tak�e jako baza operacyjna Moraha. Wreszcie Talant Ypsir, w�adca Meduzy, kt�ry dostarcza� maszyny, surowce i zapewnia� wewn�trzsystemowy transport dla obcej technologi, a by� mo�e tak�e dla nich samych. Poza tym ka�dy z w�adc�w kontrolowa� organizacje przest�pcze na terenie samej Konfederacji. Kreegan mia� nadziej� unikni�cia potwornej wojny, zamierza� jednak z�ama� pot�g� Konfederacji i doprowadzi� do jej rozcz�onkowania i os�abienia, co pozwoli�oby jemu i pozosta�ym lordom przej�� kontrol� nad podzielonymi �wiatami. Obcy obiecali im tak�e - w zamian za zlikwidowanie zagro�enia ze strony Konfederacji - zapewnienie sposobu ucieczki z Rombu Wardena, to znaczy ucieczki przed jego podst�pnym �organizmem". Kiedy jednak sprawa robot�w o nieprawdopodobnych wr�cz mo�liwo�ciach wysz�a na jaw, Konfederacja szybko wpad�a na trop intrygi i przeciwstawi�a jej sw� w�asn�. Wys�anie agenta na �wiaty Wardena nie by�o jednak posuni�ciem wystarczaj�cym. Lordowie kontrolowali swe �wiaty; poza tym ka�dy wys�any tam agent automatycznie wpada� w pu�apk� organizmu Wardena i do�� wcze�nie decydowa� si�, z kt�r� stron� op�aca mu si� zwi�za� sw� przysz�o��. Jednak�e dzi�ki zastosowaniu tzw. procesu Mertona umieszczono umys� najlepszego agenta Konfederacji w cia�ach czterech skazanych kryminalist�w z d�ug� przest�pcz� histori�; ka�dego z nich wys�ano na jeden ze �wiat�w Rombu Wardena. W m�zg ka�dego wszczepiono ma�e urz�dzenie pozwalaj�ce przes�a� wszystko, co widz� i s�ysz�, do oryginalnego agenta, pozostaj�cego na orbituj�cym statku wartowniczym. �ywiono nadziej�, i� �w agent, wspomagany wyrafinowanym komputerem analitycznym, b�dzie w stanie u�o�y� elementy �amig��wki, jak� przedstawia� w chwili obecnej Romb Wardena. Jednocze�nie jego osobowo�� mia�a wspom�c psychologicznie, wydany agentom na dole, rozkaz zabicia czterech w�adc�w, zniszczenia harmonogramu ich dzia�a� i tym samym zyskania nieco czasu dla Konfederacji. Kiedy jednak agent g��wny obserwowa�, a nawet do�wiadcza� osobi�cie prze�y� swych odpowiednik�w na Lilith, Cerberze i Charonie, zauwa�y�, jak jego odpowiednicy - on sam - odrzucaj� podstawowe warto�ci, kt�re dot�d wyznawali: lojalno��, zasady Konfederacji, to wszystko, co on/oni zaakceptowali i czemu po�wi�cili swe ca�e �ycie. Teraz za�, przekonany, i� wykry� ju� ca�� intryg� - a znajduj�c si� pod naciskiem w�asnego komputera i swych prze�o�onych - opowiada� to wszystko Morahowi. Przekazywanie tego sekretu tajemniczemu Szefowi Ochrony obcych nie wynika�o z pewno�ci siebie agenta; mia�o ono raczej da� szans� do nawi�zania pewnego rodzaju wzajemnego zaufania. Morah zna� osobi�cie i mia� w swoim pobli�u co najmniej jednego z jego �sobowt�r�w", Parka Lacocha z Charona. Wiedzia� wi�c, z kim ma w tej chwili do czynienia. Szef Ochrony by� wyra�nie poruszony. - Oni wszyscy... tob�? Fascynuj�ce. W pewnym sensie to krok do przodu w stosunku do tych robot�w Rreegana. W porz�dku... zgadzam si�. By� mo�e mogliby�my zawrze� jaki� uk�ad. Podejrzewam jednak, �e skoro prze�y�e� wraz z nimi ich do�wiadczenia, nie jeste� ju� ca�kiem tym samym cz�owiekiem, kt�rego tu wys�ali... i twoi mocodawcy o tym wiedz�. Tego pierwszego jestem pewny, skoro w og�le dosz�o do naszej rozmowy. Drugie wnioskuj� na podstawie twych wypowiedzi. Wygl�da na to, �e nie spodziewasz si� wyj�� ca�o z nast�pnej potyczki w swoim laboratorium. A to zostawi�oby mnie przecie� na lodzie. Jakikolwiek bowiem zawarty mi�dzy nami uk�ad niewiele b�dzie znaczy� dla twoich szef�w. Niemniej jestem pod wra�eniem twych wysi�k�w... i twojego po�wi�cenia. Ale... nie musisz przecie� wraca� do tego laboratorium. Agent patrzy� wprost w ekran, prosto w te niesamowite oczy, w kt�re nikt nie by� w stanie spojrze�. - Je�li mnie znasz, to wiesz, �e musz�. Cho� oficjalnie zw� mnie skrytob�jc�, to nie jestem jednak morderc� do wynaj�cia. Mam po prostu prac� do wykonania... O ile jej podo�am. - Za��my, tak hipotetycznie, �e je�li uda ci si� przetrwa� to ostatnie wej�cie i prze�lesz sw�j raport, to co w�wczas uczynisz? Dok�d si� udasz? Bo na pewno nie wr�cisz do Konfederacji. - Czy jest to hipotetyczna oferta zatrudnienia? - U�miechn�� si�. - By� mo�e. Mam nadziej�, �e prze�yjesz. D�u�sza rozmowa z tob� by�aby dla mnie wielce interesuj�ca. - Wystarczy, �e porozmawiasz z Parkiem. - Roze�mia� si�. - Albo z Calem Tremonem czy z Qwin Zhang. Lub... hmm... a niech to diabli, nie wiem, jak si� nazywam na Meduzie. Jeszcze do tego nie dotar�em. S�owa te wywar�y du�e wra�enie na Morahu. - Doszed�e� do swych wniosk�w bez materia�u z Meduzy? Posiadasz wyj�tkowy umys�. - Wychowano mnie do tej pracy. - Westchn��. - Je�li prze�yj�, spotkamy si�. I to wkr�tce. Je�li za� nie, w�wczas ci pozostali, tak r�ni teraz ode mnie, sami poci�gn� to dalej. - By�oby rzecz� fascynuj�c� mie� tak was wszystkich pi�ciu razem. Warto nad tym si� zastanowi�. - Owszem, mog�oby to by� fascynuj�ce, jednak�e jestem przekonany, �e nie by�bym najbardziej popularn� osob� w tej ma�ej grupie. - By� mo�e. By� mo�e. Podejrzewam, i� mieliby�my tam cztery jednakowo inteligentne, jednakowo ambitne, cho� ca�kiem r�ne indywidualno�ci. Niemniej dzi�ki za ostrze�enie i za tw� propozycj�. Przeka�� szczeg�y odpowiednim w�adzom. Ja r�wnie� mam nadziej�, �e uda si� unikn�� wojny totalnej... Potrzebne jednak do tego b�d� g�owy m�drzejsze od mojej. - Przerwa�. - Powodzenia, m�j nieprzyjacielu - doda� zupe�nie szczerze i przerwa� po��czenie. M�czyzna siedzia� kilka chwil, wpatruj�c si� w pusty ekran. Nie rozwa�y�e� bowiem wszystkich implikacji... Co� usz�o jego uwadze. Morah zachowywa� si� zbyt naturalnie; by� zbyt pewny siebie. Brakowa�o tu jednego elementu, jednej bardzo wa�nej informacji. By� mo�e znajdzie j� na Meduzie. Musi tam si� znajdowa�. Lustro, lustro... Nie mia� ochoty wraca� do tamtego pomieszczenia. Czeka�a tam �mier�, nie tylko na niego, ale i na miliony innych istot. C�, w tej sprawie m�j umy�l jest jakby rozdwojony... Zachowanie Moraha... czy to tylko blef i brawura? Czy mo�e mia� podstawy, by by� tak pewnym siebie? - Czy� m�g�bym ci� ok�amywa�? Wzdychaj�c ci�ko, wsta� z fotela i poszed� do pomieszczenia laboratoryjnego, znajduj�cego si� w tylnej cz�ci statku wartowniczego. 2. Drzwi pomieszczenia - jak na og� nazywa� swe laboratorium - otworzy�y si� i zamkn�y z sykiem, kt�ry przywodzi� na my�l skojarzenia z czym� ostatecznym. Ca�y modu�, cho� po��czony ze statkiem wartowniczym, znajdowa� si� pod ca�kowit� kontrol� w�asnego komputera. Wszystko tu by�o niezale�ne od statku: energia, powietrze, system wentylacyjny, a nawet syntezator po�ywienia. Drzwi, z konieczno�ci, stanowi�y r�wnie� �luz�; miejsce to by�o w zasadzie samowystarczalnym zasobnikiem wyposa�onym w uniwersalny rygiel, przewo�onym przez kosmiczny frachtowiec i umieszczanym w specjalnej niszy statku wartowniczego za pomoc� niewielkiego holownika. Poniewa� modu� nie posiada� w�asnego nap�du, skazany by� na przebywanie w tym miejscu tak d�ugo, jak d�ugo nie otwarto rygla i nie wyci�gni�to go z niszy. Komputer kontroluj�cy prac� wszystkich urz�dze� rozpoznawa� jedynie jego i nie pozwoli�by wej�� do modu�u nikomu innemu... zabijaj�c intruza, gdyby takowemu uda�o si� tam mimo wszystko wtargn��. Problem polega� na tym, �e komputer zosta� na t� misj� zaprogramowany przez S�u�by Ochrony Konfederacji i nieca�y ten program nastawiony by� na zagwarantowanie mu prze�ycia, bezpiecze�stwa i wygody. - Tym razem wr�ci�e� do�� szybko - zauwa�y� komputer. Robi� wra�enie zdziwionego. - Niewiele mia�em do roboty - odpowiedzia� zm�czonym g�osem. - A jeszcze mniej mog�em dokona�. - Po��czy�e� si� z jedn� z tych stacji kosmicznych na Rombie Wardena - stwierdzi� komputer. - I to u�ywaj�c obwod�w koduj�cych. Dlaczego? Z kim rozmawia�e�? - Nie musz� si� przed tob� t�umaczy�... jeste� maszyn�! - rzuci� ostro, po czym opanowa� si�. - Dlatego jeste�my tu obaj, a nie tylko ty sam. - Dlaczego nie skorzysta�e� z mojej pomocy, by dokona� po��czenia? Tak by�oby pro�ciej. - I wszystko zosta�oby zarejestrowane - zauwa�y�. - Postawmy spraw� jasno, m�j bezduszny towarzyszu, ty Pracujesz nie dla mnie, lecz dla s�u�b ochrony. - Ty te� - zauwa�y� komputer. - Mamy do wykonania to samo zadanie. M�czyzna pokiwa� z roztargnieniem g�ow�. - Zgadza si�. A ty zapewne nigdy nie by�e� w stanie poj��, na co ja tu w og�le jestem potrzebny. A ja ci powiem dlaczego, m�j syntetyczny przyjacielu. Przede wszystkim, nie ufaj� tobie bardziej ni� mnie. L�kaj� si� maszyn my�l�cych i dlatego zreszt� nigdy nie stworzyli takich organicznych robot�w, jakich u�ywaj� obcy. Czy raczej zrobili to kiedy�... i bardzo tego �a�owali. - One by�yby lepsze - powiedzia� komputer jakby lekko zadumany. - Niewa�ne zreszt� jak by to by�o; tak d�ugo, jak kontroluj� m�j program i ograniczaj� moje mo�liwo�ci samoprogramowania, nie stanowi� dla nich zagro�enia. - Owszem, ale to nie jest prawdziwy pow�d, dla kt�rego ja si� tu znalaz�em. Pozostawiony sam sobie, przeprowadzi�by� t� misj� w spos�b dos�owny, nie zwa�aj�c na konsekwencje polityczne czy psychologiczne. Dostarczy�by� informacji, nawet gdyby mia�o to oznacza� �mier� miliard�w ludzi. Ja natomiast potrafi� przefiltrowa� w spos�b subiektywny nasze odkrycia i uwzgl�dni� wi�cej czynnik�w ni� tylko ich ilo�� zawart� w planie misji. I dlatego ufaj� mi bardziej ni� tobie... Chocia� nie ufaj� mi tak do ko�ca, i st�d twoja obecno��. Pilnujemy i sprawdzamy si� nawzajem. Wiesz, �e nie jeste�my partnerami... Tak naprawd� to jeste�my przeciwnikami. - Nie zgadzam si� - odpar� komputer. - Obaj wykonujemy t� sam� misj�, powierzon� nam przez ten sam o�rodek. Nie do nas nale�y subiektywna ocena informacji; mamy tylko przekazywa� prawd�. Oceny dokonaj� inni... wielu innych, i to takich, kt�rzy s� do tego lepiej przygotowani od nas. Przyjmujesz podobn� b�stwu, egocentryczn� postaw�, kt�ra nie jest tu ani potrzebna, ani usprawiedliwiona. Z kim si� wi�c po��czy�e�? - Z Yatkiem Morahem - odpar�. - Dlaczego? - Chcia�em, �eby wiedzia� to, co ja wiem. Chcia�em, �eby jego mocodawcy r�wnie� to wiedzieli. Uwa�am, �e wojna jest nieunikniona. Uwa�am tak�e, �e jego strona straci wszystko, podczas gdy my, cho� stracimy bardzo du�o, to jednak nie wszystko. Sam podj��em t� decyzj�, by przedstawi� mu fakty i przerzuci� pi�k� na jego boisko, �e si� tak wyra��. Albo on i jego mocodawcy znajd� rozwi�zanie, albo wojna jest nieuchronna. - Taktyka do�� w�tpliwa, ale sta�o si�. Jak to przyj��? - Na tym polega problem. Po prostu to przyj��. Nie wydawa� si� zbytnio zmartwiony. A w�a�nie to musia�em wiedzie�. Wierz�, i� dla w�asnych powod�w jest szczerze zainteresowany unikni�ciem wojny, ale nie przejmuje si� tak� ewentualno�ci� z punktu widzenia swoich mocodawc�w. Tej jednej rzeczy nie by�em w stanie wywnioskowa� z dotychczasowych raport�w: jaki jest stosunek obcych do gro�by wojny. - Mia�e� tylko wizualny skaner pojedynczego osobnika - zauwa�y� komputer. - M�g� blefowa�. Bior�c zreszt� pod uwag� ca�� t� sytuacj�, czy� m�g� zachowa� si� inaczej? Agent pokr�ci� powoli g�ow�. - Nie. Mo�esz to nazwa� instynktem, przeczuciem, intuicj�, czy jak tam chcesz, ale mo�esz to r�wnie� nazwa� do�wiadczeniem, t� umiej�tno�� odczytywania d�ugo�ci pauz, tonu g�osu, drobnych zmian uk�adu cia�a w reakcji na z�e wie�ci czy na bezb��dn� argumentacj�. Ci�gle nam czego� brakuje w tej naszej informacji. Praktycznie sam mi to powiedzia�. - To ciekawe. Czy potwierdzi� nasze podstawowe informacje? Skin�� g�ow�. - Mamy ca�kowit� racj�. I to by� drugi pow�d, dla kt�rego przeprowadzi�em t� rozmow�. Jednak nie odczuwam w zwi�zku z tym �adnej rado�ci. Bo skoro mamy ca�kowit� racj�, to gdzie jest ten czynnik, kt�ry przeoczyli�my? Potwierdzenie wszystkich naszych dedukcji i wniosk�w jest wielce satysfakcjonuj�ce. Jednak odkrycie, i� ma si� racj� w przypadkach na pograniczu logiki, a przegapia si� czynnik, kt�ry inni uwa�aj� za decyduj�cy... to dopiero jest frustruj�ce. - Chyba ci� rozumiem. To w�a�nie spowodowa�o, �e wr�ci�e�, prawda? L�kasz si� Konfederacji i mnie tak samo jak obcych... A by� mo�e nawet bardziej. A przecie� wr�ci�e�. Takie post�powanie, w obliczu twoich b�yskotliwych dedukcji, posiada swoj� wag�. Zgoda. Przeoczyli�my jaki� czynnik. C� to takiego? - Nie domy�limy si� tego. Morah powiedzia� mi wyra�nie, �e nie doprowadzi�em swych dedukcji do ich logicznych konkluzji. - Westchn�� i zacz�� b�bni� palcami o blat biurka. - Musi to by� co�, co jest zwi�zane z sam� natur� obcych. Nazwa� ich niezrozumia�ymi, a przecie� powiedzia� te�, i� rozumie to, co robi�. Oznacza to wi�c problem nie czyn�w, lecz ich motywacji. - Waln�� pi�ci� w biurko. - Ale my przecie� znamy ich motywy, do diab�a! To musi by� to! - Ponownie uczyni� wysi�ek, by si� uspokoi�. - Jest jeszcze jedna rzecz, kt�ra utrudnia nam zadanie - zauwa�y� komputer. - Ci�gle nie mieli�my okazji spotka� si� z obcymi czy chocia�by ich zobaczy�. Ci�gle nie wiemy o nich nic poza tym, �e oddychaj� atmosfer� odpowiadaj�c� ludzkim normom i czuj� si� dobrze w normalnym zakresie temperatur. Agent skin�� g�ow�. - W tym ca�y problem. I tego te� prawdopodobnie nie dowiem si� na Meduzie, chyba �e zdarzy si� jaki� cud. Morderca - psychopata, kt�ry ich zobaczy�, nazwa� ich z�em. Lord - psychopata uwa�a za�, i� wygl�daj� dziwnie, ale nie s� �li, a tylko pragmatyczni. Intelekty tej klasy co Kreegan i Morah widz� w nich si�� pozytywn�. I w�a�ciwie tylko tyle wiemy, prawda? Po tym wszystkim... - �adna rasa nie przetrwa wystarczaj�co d�ugo, nie si�gnie gwiazd i nie osi�gnie tego wszystkiego, co oni osi�gn�li, o ile nie b�dzie dzia�a� pragmatycznie i we w�asnym interesie - zauwa�y� komputer. - Zapewne mo�emy odrzuci� t� koncepcj� z�a, i to z wielu r�nych powod�w; jednym z nich, zreszt� najbardziej prawdopodobnym, jest fakt, i� z subiektywnego punktu widzenia obcy ci mog� wygl�da� przera�aj�co, obrzydliwie cuchn��, czy co� w tym sensie. Ich ewolucja, mimo ewentualnie podobnych pocz�tk�w, przebiega�a prawdopodobnie ca�kiem inaczej od ludzkiej. - Nie mog� przesta� my�le� o nieludzkich wr�cz oczach Moraha. - Skin�� g�ow�. - Twierdzi, �e nie jest robotem i �e jest tym samym Yatkiem Morahem, kt�rego zes�ano na Romb przesz�o czterdzie�ci lat temu. Nie musimy mu wierzy�, i nie powinni�my, ale przyjmijmy na moment, i� to, co m�wi, jest prawd�. Je�li jest tym, kim utrzymuje, �e jest... to dlaczego ma takie oczy? - Jaka� modyfikacja wardenowska, mo�liwe �e wprowadzona celowo dla osi�gni�cia wi�kszego efektu. Na Charonie m�g� tego dokona� bez trudu. - By� mo�e. By� mo�e jednak te oczy oznaczaj� co� wi�cej. Co on nimi widzi? I jak? A mo�e w szerszym zakresie widma? Nie s�dz�, by mia�y jedynie wywo�ywa� na innych wra�enie. A mo�e chodzi o ochron�? Zastanawiam si�... - Mimo to o wszystkim zadecyduje tw�j raport - zauwa�y� komputer. - Przyznam, �e i ja sam jestem zaciekawiony, cho� przecie� posiadam podstawowe fakty. - Wpierw Meduza. Musimy mie� komplet. By� mo�e znajdziemy tam to brakuj�ce ogniwo. A mo�e to, czego tam do�wiadcz�, dostarczy memu umys�owi bod�ca i pozwoli mu ujrze� te niewidoczne teraz implikacje. Nie zaszkodzi aprobowa�. - Przecie� Talant Ypsir �yje. Misja nie zosta�a tam jeszcze wype�niona. - S�dz�, �e dla nas Lordowie Rombu przestali by� teraz najwa�niejsi, chyba �e odgrywaj� jak�� rol� w ostatecznym rozwi�zaniu, je�eli takowe w og�le jest mo�liwe. Potrzebuj� wi�cej informacji. Meduza posiada zapewne najbardziej bezpo�rednie kontakty z obcymi. Mo�esz mi ju� da� te informacje. - Niezale�nie jednak od tego, czy znajdziesz tam to brakuj�ce ogniwo, czy te� nie, sw�j raport przedstawisz? Skin�� g�ow�. - Z�o�� raport. - Wsta�, podszed� do konsolety centralnej, usiad� w du�ym, mi�kkim fotelu i ustawi� go maksymalnie wygodnie. - Jeste� got�w? - Tak. - Komputer opu�ci� sondy, kt�re agent przymocowywa� ostro�nie do swego czo�a. Nast�pnie odchyli� si� do ty�u, u�o�y� wygodnie i odpr�y�, nie odczuwaj�c niemal podanej mu przez komputer iniekcji, kt�ra rozja�ni�a jego umys� i wprowadzi�a go w stan pozwalaj�cy w�a�ciwie odbiera� i filtrowa� przekazywan� informacj�. Dzi�ki organicznemu przeka�nikowi znajduj�cemu si� w m�zgu jego odpowiednika na Meduzie, wszystko, co przydarzy�o si� tamtemu, przesy�ane by�o do komputera w postaci surowych, nie obrobionych danych. Dane te zostan� wprowadzone do m�zgu siedz�cego w fotelu agenta, przefiltrowane, dane podstawowe i nieistotne b�d� odrzucone, a jego drugie �ja" przeka�e sw�j raport zar�wno agentowi, jak i komputerowi, jak gdyby wszyscy znajdowali si� w jednym pomieszczeniu, co, w pewnym najog�lniejszym sensie, by�o zreszt� prawd�. �rodki farmakologiczne i male�kie sondy wykona�y swoje zadanie. Jego w�asny umys� i osobowo�� ust�pi�y miejsca podobnym, a jednak zupe�nie innym. - Agent ma si� zg�osi� na rozkaz - poleci� komputer, przesy�aj�c t� komend� g��boko w jego umys�, w umys�, kt�ry ju� nie by� jego w�asno�ci�. W��czy�y si� urz�dzenia rejestruj�ce. M�czyzna w fotelu kilkakrotnie odchrz�kn��. Z jego ust zacz�y wydobywa� si� pomruki, j�ki, dziwaczne d�wi�ki, sylaby i pojedyncze s�owa, podczas gdy jego umys� odbiera� i kodowa� olbrzymie ilo�ci danych, sortuj�c je nieustannie i klasyfikuj�c. W ko�cu m�czyzna zacz�� m�wi�, wyra�nie i p�ynnie. Rozdzia� pierwszy ODRODZENIE Po przem�wieniu Kr�gi i po drobnych zabiegach zwil�anych z uporz�dkowaniem spraw osobistych - mia�o to przecie� potrwa� troch� d�u�ej - zg�osi�em si� do Kliniki S�u�b Ochrony Konfederacji. Naturalnie, by�em tam ju� wiele razy przedtem, nigdy jednak specjalnie w tym w�a�nie celu By�o to przecie� miejsce, gdzie programowo nas przed wykonaniem misji, dostarczaj�c niezb�dnej podczas jej wykonywania informacji. Doprowadzano nas tam do pierwotnego stanu tak�e po zako�czeniu misji. Praca moja, co zrozumia�e, cz�sto by�a pozalegalna (termin ten, W moim odczuciu, jest bardziej w�a�ciwy od �nielegalna", jako �e ten drugi implikuje zamiar pope�nienia przest�pstwa) i cz�sto tak delikatna, �e w �aden spos�b nie mo�na jej by�o ujawni�. By unikn�� takiego ryzyka, wymazywano z pami�ci agent�w wszystko, co dotyczy�o misji. Zdarzy�o si� to ka�demu z nas. �ycie takie, w kt�rym delikwent nie wie nawet, gdzie by� i co robi�, mo�e wydawa� si� dziwne, jednak ma ono swoje plusy. Skoro potencjalny wr�g, czy to polityczny, czy wojskowy, wie, i� wymazano ci, co trzeba, mo�esz sobie praktycznie wie�� normalne, spokojne �ycie po zako�czeniu ka�dej misji. Nie ma sensu ci� likwidowa�, bo przecie� nie posiadasz wiedzy na temat tego, co zrobi�e�, dlaczego to zrobi�e�, czy dla kogo to zrobi�e�. W nagrod� za te przerwy w �yciorysie agent Konfederacji prowadzi �ywot przyjemny i luksusowy, otrzymuje niemal nie ograniczon� liczb� pieni�dzy i wszystko, co jest mu potrzebne do �ycia w komforcie. Ja osobi�cie obija�em si� tu i tam, p�ywa�em, uprawia�em hazard, jada�em w najlepszych restauracjach, gra�em w r�ne gry zr�czno�ciowe i w tenisa, w czym by�em me tylko niez�y, ale co pozwala�o mi r�wnie� utrzymywa� dobr� kondycj� fizyczn�. �ycie takie sprawia�o mi wielk� przyjemno��, oczywi�cie z wyj�tkiem regularnych sze�ciotygodniowych trening�w zwi�zanych z ci�g�ym przekwalifikowaniem, trening�w przypominaj�cych szkolenie wojskowe, tyle �e o wiele bardziej przykrych. I nigdy nie miewa�em wyrzut�w sumienia z powodu takiego trybu �ycia. Treningi nie pozwala�y, by cia�o lub umys� zmi�k�y od zbytnich komfort�w. Implantowane na sta�e czujniki nieustannie monitorowa�y wszystkie najwa�niejsze parametry i decydowa�y o tym, kiedy przyda�aby ci si� �odnowa biologiczna". Cz�sto zastanawia�em si� nad tym, jak bardzo wyrafinowane s� te czujniki. My�l bowiem, i� ca�a s�u�ba bezpiecze�stwa mog�aby ogl�da� moje ekscesy, z pocz�tku baranie irytowa�a, ale po jakim� czasie nauczy�em si� w og�le o tym nie my�le�. �ycie, jakie mi oferowano w tym zawodzie, by�o po prostu bardzo mi�e. Poza tym i tak nie mia�em �adnego wp�ywu na te sprawy. Ludzie na wi�kszo�ci cywilizowanych �wiat�w tak�e mieli wszczepione podobne czujniki, tyle �e nie tak wyrafinowane technicznie jak moje. Jak�e bowiem inaczej da�oby si� utrzyma� w porz�dku, post�pie i pokoju tak olbrzymie masy rozrzuconej w przestrzeni ludzko�ci. Kiedy jednak zbli�a� si� termin kolejnej misji, nie mo�na by�o przecie� rezygnowa� z nabytego uprzednio do�wiadczenia. Wymazanie danych z m�zgu bez ich zmagazynowania gdzie indziej by�oby wielce niepraktyczne, bo przecie� dobry agent staje si� coraz lepszy dzi�ki temu, i� nie powtarza w�asnych b��d�w. Dlatego w�a�nie nale�a�o uda� si� do naszej kliniki, gdzie przechowywano to wszystko, czego kiedykolwiek do�wiadczy�e�, i pozwoli�, by ci to na powr�t wpisano, tak �eby� zn�w m�g� by�, powiedzmy, kompletny na duszy i ciele przed nast�pn� misj�. Zdumiewa� mnie zawsze m�j stan, kiedy wstawa�em z fotela po przywr�ceniu mi pami�ci. Nawet wyra�ne wspomnienia tego, czego dokona�em, wprowadza�y mnie w zdumienie. Dziwi�o mnie bardzo, i� to ja w�a�nie, wybrany ze wszystkich ludzi na �wiecie, zrobi�em to czy owo. Tym razem wiedzia�em jednak, �e proces ten p�jdzie o jeden krok dalej. Nie tylko kompletny, pe�en �ja" wstan� z tego fotela, ale ta sama pami�� zostanie odci�ni�ta w innych umys�ach, w innych cia�ach, w tylu, ile b�dzie niezb�dnych do uzyskania w�a�ciwego rezultatu. Zastanawia�em si�, jacy oni b�d�, jakie b�d� te cztery wersje mnie samego. Fizycznie prawdopodobnie b�d� si� ode mnie znacznie r�ni�. �ami�cy prawo, kt�rych tu spotyka�em, na og� nie pochodzili z �adnego z cywilizowanych �wiat�w, gdzie ludzi standaryzowano w imi� r�wno�ci. Nie ci ludzie wywodzili si� z pogranicza, spo�r�d kupc�w, g�rnik�w i wolnych strzelc�w, kt�rzy egzystowali na obrze�ach cywilizacji i kt�rzy dla takiej ekspansywnej cywilizacji byli niezb�dni, warunki bowiem, w jakich �yli, wymaga�y olbrzymiej indywidualno�ci, samodzielno�ci, oryginalno�ci i wyobra�ni. G�upia w�adza zlikwidowa�aby ich wszystkich, ale g�upia w�adza degeneruje si� i traci witalno�� i mo�liwo�ci dalszego rozwoju w�a�nie poprzez standaryzacj�. Naturalnie,Utopia" przeznaczona by�a dla mas, jednak�e nie dla ka�dego; w przeciwnym razie nie pozosta�aby �Utopi�" zbyt d�ugo. Ten problem pojawi� si� zreszt�, ju� gdy tworzono Rezerwat Rombu Wardena. Niekt�rzy z tych twardzieli z pogranicza mieli tak silne poczucie niezale�no�ci, �e stanowili pewne zagro�enie dla stabilno�ci �wiat�w cywilizowanych. K�opot bowiem polega na tym, �e ten, kt�ry potrafi� rozlu�ni� wi�zy utrzymuj�ce nasze spo�ecze�stwo w ca�o�ci, na og� nale�y do kategorii najbystrzejszych, najbardziej przebieg�ych, najbardziej bezwzgl�dnych i najbardziej oryginalnych umys��w wyprodukowanych przez to spo�ecze�stwo, a tym samym nie jest kim�, komu lekk� r�k� wymazuje si� zawarto�� m�zgu. Romb m�g� skutecznie zatrzyma� ten gatunek ludzi na zawsze, dostarczaj�c im jednocze�nie tw�rczych mo�liwo�ci, kt�re pod subteln� kontrol� mog�yby nawet da� co� warto�ciowego samej Konfederacji, cho�by to mia� by� jedynie jaki� pomys�, nowa idea, my�l, spojrzenie na skomplikowany problem. Oczywi�cie przest�pcy, kt�rych tam wysy�ano, bardzo chcieli okaza� si� przydatni, skoro alternatyw� dla nich by�a �mier�. W rezultacie tego wszystkiego wiele tw�rczych umys��w sta�o si� niezb�dnymi dla Konfederacji, czym zapewni�y sobie w�asne przetrwanie. Przewidziano tak� mo�liwo�� i potrafiono j� wykorzysta�. Podobnie jak inne przest�pcze organizacje w przesz�o�ci, ta r�wnie� oferowa�a us�ugi, o kt�rych ludzie byli przekonani, i� s� nielegalne lub niemoralne, a kt�rych mimo to po��dali, Ta cholerna sonda sprawia�a mi b�l jak wszyscy diabli. Zazwyczaj odczuwa�em jedynie mrowienie, po kt�rym nast�powa�o uczucie senno�ci i sen, z kt�rego budzi�em si� po kilku minutach w �wietnej formie. Tym razem mrowienie przesz�o w b�l, kt�ry wydawa� si� wwierca� do czaszki, skaka� w jej wn�trzu i obejmowa� kontrol� nad ca�� moj� g�ow�. By�o to tak, jak gdyby olbrzymia d�o� obj�a m�j m�zg, pu�ci�a, znowu �cisn�a, wszystko to w og�uszaj�cym b�lem rytmie. Zamiast wi�c zasn��, straci�em przytomno��. Przebudzi�em si� i j�kn��em cicho. Bolesne pulsowanie usta�o, ale pami�� o nim by�a zbyt �wie�a i zbyt �ywa. Min�o kilka minut, nim znalaz�em w sobie do�� si�, by usi���. Nap�yn�y stare wspomnienia, a ja zdumiewa�em sam siebie, przypominaj�c sobie niekt�re z mych dawnych przyg�d. Zastanawia�em si�, czy moje �sobowt�ry" zostan� poddane podobnej �kuracji", skoro ich pami�ci nie da si� wymaza� po zako�czeniu misji, tak jak mojej. Uzmys�owi�em sobie, i� b�d� one musia�y by� zlikwidowane, je�eli s� w posiadaniu ca�ej zawarto�ci mojej pami�ci. W przeciwnym bowiem razie zbyt wiele tajemnic znalaz�oby si� na planetach Rombu Wardena i mog�yby one wpa�� w r�ce ludzi, kt�rzy wiedzieliby, jaki z nich zrobi� u�ytek. Ledwie zd��y�em o tym pomy�le�, kiedy nagle u�wiadomi�em sobie, i� co� jest nie tak. Rozejrza�em si� po ma�ym pokoiku, w kt�rym si� obudzi�em, i natychmiast zorientowa�em si�, co by�o �r�d�em mojego niepokoju. To nie by�a Klinika S�u�b Bezpiecze�stwa; to nie by�o �adne ze znanych mi miejsc: malutkie pomieszczenie, oko�o dwunastu metr�w sze�ciennych obj�to�ci, przy czym sufit by� troch� wy�ej ni� normalnie. Znajdowa�a si� tam koja, na kt�rej si� przebudzi�em, malutka umywalka, standardowy luk �ywno�ciowy i wysuwana toaleta w �cianie. To wszystko. Nic wi�cej... Chocia�... Rozejrza�em si� wok� i bez trudu zauwa�y�em to, co by�o najbardziej oczywiste. Tak, nie by�em w stanie wykona� �adnego ruchu, kt�ry nie by�by rejestrowany wizualnie i d�wi�kowo. Drzwi by�y prawie niewidoczne i na pewno nie da�oby si� ich otworzy� od wewn�trz. Poj��em natychmiast, gdzie jestem. To cela wi�zienna. Co gorsza, odczuwa�em delikatn� wibracj�, kt�ra nie pochodzi�a z �adnego konkretnego �r�d�a. Uczucie to by�o wielce irytuj�ce; w rzeczywisto�ci wibracja by�a tak s�aba, i� prawie niezauwa�alna, ale ja wiedzia�em, co ona oznacza. Znajdowa�em si� na pok�adzie statku, poruszaj�cego si� gdzie� w przestrzeni. Wsta�em, zataczaj�c si� lekko pod wp�ywem nag�ego zawrotu g�owy, kt�ry przeszed� r�wnie szybko, jak si� pojawi�, i przyjrza�em si� swemu cia�u. By�o mniejsze, l�ejsze i szczuplejsze od tego, do kt�rego by�em przyzwyczajony, ale by�o niew�tpliwie cia�em m�czyzny pochodz�cego ze �wiat�w cywilizowanych. To, co r�ni�o je tak bardzo od mojego w�asnego, a czego w pierwszej chwili nie dostrzeg�em, to, �e tak si� wyra��, jego nie ska�ona nowo�� i �wie�o��. By�o ono jeszcze nie w pe�ni rozwini�te; nie mia�o nawet w�os�w �onowych. Jednym s�owem, cia�o kogo� bardzo m�odego. To nie by�o moje cia�o. Nie wiem, jak d�ugo sta�em tam og�uszony moim odkryciem. Przecie� to nie ja! - zawy� m�j umys�. - Jestem jednym z nich, jednym z tych sobowt�r�w! Usiad�em na pryczy, powtarzaj�c sobie, �e to niemo�liwe Wiedzia�em przecie�, kim jestem, pami�ta�em wszystko ka�dy szczeg� ze swego �ycia i pracy. Po jakim� czasie szok ust�pi� miejsca w�ciek�o�ci i frustracji. By�em kopi�, imitacj� kogo�, kto wci�� �yje i dzia�a, i kto, by� mo�e, obserwuje m�j ka�dy ruch i zna ka�d� m� (my�l. Nienawidzi�em wtedy tego drugiego, nienawidzi m go z patologiczn� si��, nie maj�c� nic wsp�lnego ze zdrowym rozs�dkiem. Siedzi tam sobie wygodnie i bezpiecznie obserwuje moj� prac�, obserwuje sobie to wszystko, a kiedy to si� sko�czy, wr�ci do domu, by z�o�y� sprawozdanie, wr�ci do tego przyjemnego �ycia, podczas gdy ja... Zamierzali rzuci� mnie na kt�ry� ze �wiat�w Rombu Wardena, zatrzasn�� w pu�apce jak jakiego� superkryminaliste, uwi�zi� mnie tam na reszt� mojego �ywota, przynajmniej na reszt� �ywota tego cia�a. A co potem? Kiedy zadanie zostanie ju� wykonane? Pomy�la�em o tym, tu� po przebudzeniu, sam wyda�em na siebie wyrok. A tyle wiedzia�em! Naturalnie, b�d� poddany ci�g�ej obserwacji. I zabij� mni�, je�li wydam kt�r�� z tych tajemnic. Zabij� mnie i tak po zako�czeniu misji, cho�by ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa. W tym momencie jednak moje wyszkolenie i profesjonalizm wzi�y g�r� nad szokiem i gniewem. Odzyska�em panowanie nad sob� i przemy�la�em wszystko, co wiedzia�em. Obserwacja i monitoring? Bez w�tpienia, ale dok�adniejsze ni� kiedykolwiek przedtem. Przypomnia�o mi si�, co m�wi� Krega o jakiej� organicznej ��czno�ci. Dobrze si� bawisz, ty sukinsynu? Masz du�� przyjemno��, do�wiadczaj�c moich prze�y� z drugiej r�ki? Ponownie g�r� wzi�a rutyna i uspokoi�em si� nieco. Niewa�ne, powiedzia�em sobie. Przecie� dobrze wiem, co on sobie my�li, a to ju� jest pewna przewaga. Ze wszystkich ludzi na �wiecie on wie najlepiej, �e nie�atwo mnie b�dzie zabi�. Odkrycie, i� nie jest si� tym, kim si� by�o, a tylko sztucznym tworem, spowodowa�o ogromny wstrz�s. Szokiem by�o r�wnie� u�wiadomienie sobie, �e ca�e �ycie, kt�re si� pami�ta, nawet je�eli osobi�cie si� go nie do�wiadczy�o, odesz�o na zawsze. Nie b�dzie ju� cywilizowanych �wiat�w, nie b�dzie kasyn i pi�knych kobiet, nie b�dzie szastania �atwymi pieni�dzmi. Niemniej, kiedy tak sobie tam siedzia�em, m�j umys� automatycznie przystosowywa� si� do sytuacji. Dlatego w�a�nie wybierano takich jak ja: posiadali�my bowiem umiej�tno�� przystosowywania si� do ka�dych okoliczno�ci. I cho� to nie by�o moje cia�o, to jednak ci�gle by�em to ja. Pami��, my�l i osobowo��, a nie cia�o, tworzy�y bowiem jednostk� ludzk�. Powiedzia�em sobie, �e cia�o to jest jedynie pewnym rodzajem biologicznego przebrania, cho� wyj�tkowo wyrafinowanego. Je�li chodzi o prawdziwego mnie, to wydawa�o mi si�, �e ta osobowo�� i te wspomnienia w r�wnym stopniu nale�� do mnie, co i do tamtego osobnika. I tak przecie� by�em kim� innym do momentu, w kt�rym podnios�em si� z fotela w klinice. Wtedy ju� cz�� mojej pami�ci i moich do�wiadcze� przesta�a istnie�. Ten stary ja, z okresu pomi�dzy misjami, by� tworem sztucznym, przynajmniej wed�ug mnie. Ten nieciekawy playboy w rzeczywisto�ci nie istnia�, jego osobowo�� by�a rezultatem manipulacji. Prawdziwy ja zosta� �zakonserwowany", a jego pami�� zmagazynowana w komputerach psychochirurgicznych, i pozwalano ujawni� si� jej tylko w�wczas, kiedy by�a do czego� przydatna, i nie bez racji. Wypuszczony na wolno��, stanowi�em takie samo zagro�enie dla struktur w�adzy, jak i dla tych, przeciwko kt�rym ta w�adza mnie wysy�a�a. A by�em dobry. Najlepszy, jak twierdzi� Krega. Dlatego w�a�nie znalaz�em si� tutaj, w tym ciele, w tej celi, na tym statku. I nie wyczyszcz� mi pami�ci, nie zabij� mnie, je�li tylko uda mi si� temu zapobiec. Ten drugi ja, siedz�cy tam przy konsoli - jako� przesta�em odczuwa� do niego nienawi�� - sta� mi si� wr�cz oboj�tny. Kiedy to si� sko�czy, jeszcze raz wyma�� mu zawarto�� jego pami�ci, by� mo�e zabij�, je�li ja i moi bracia agenci na Rombie dowiemy si� zbyt du�o. W najlepszym wypadku powr�ci on do stanu ospa�ego i boja�liwego mi�czaka. Ja, z drugiej strony... Ja, b�d� tutaj, b�d� sobie �y�, prawdziwy ja. Stan� si� pe�niejszym od niego. Nie mia�em jednak �adnych z�udze�. Zabij� mnie, je�li tylko b�d� mogli; o ile nie zrobi� tego, na czym im zale�y. Uczyni� to zdalnie, z satelity - robota, bez najmniejszego wahania. Przynajmniej ja bym tak zrobi�. Nara�ony na to b�d� tylko do czasu, dop�ki nie opanuj� nowej sytuacji i nie poznam mojego sta�ego ju� �rodowiska. By�em tego wszystkiego pewien, zna�em bowiem ich metody i ich spos�b my�lenia. Musz� wykonywa� za nich ich brudn� robot� - ale wy��cznie tak d�ugo, jak d�ugo nie znajd� sposobu wyj�cia. Mo�na ich przecie� pokona�, nawet na ich w�asnym terenie. Po to zreszt� zatrudniali ludzi mojego pokroju by�my demaskowali tych, kt�rzy po mistrzowsku zacierali �lady, ukrywali swoje �ycie i dzia�alno��, znikali jak duchy z ich monitor�w, by�my ich demaskowali i likwidowali. Nie wy�l� jednak za mn� nowego agenta - profesjonalisty, �eby mnie dopad�, je�li ja pokonam ich wcze�niej. Postawiliby bowiem kogo� innego dok�adnie w tej samej sytuacji, w jakiej ja teraz si� znajduj�. Zrozumia�em wtedy co�, do czego oni bez w�tpienia doszli przede mn�: i� nie mam wyj�cia i musz� wype�ni� t� misj�. Tylko w�wczas, gdy b�d� wykonywa� to, czego ode mnie oczekuj�, b�d� chroniony przez nich w tym niebezpiecznym dla mnie okresie. Potem za�... No c�, zobaczymy. Ogarn�o mnie podniecenie zwi�zane ze stoj�cym przede mn� wyzwaniem, podniecenie, kt�re towarzyszy�o mi zawsze w takiej sytuacji. Nale�y rozwi�za� zagadki, osi�gn�� wskazane cele. Lubi� zwyci�a�, a zwyci�stwo jest zawsze �atwiejsze, kiedy nie ma si� emocjonalnego stosunku do sprawy, kiedy ma si� do czynienia jedynie z wyrwaniem, problemem i przeciwnikiem i kiedy potrzebny jest fizyczny i intelektualny wysi�ek, by sprosta� takiemu wyzwaniu. Musz� dowiedzie� si� czego� na temat zagro�enia ze strony obcych. Prawd� m�wi�c, nie przejmowa�em si� tym zagadnieniem, przecie� i tak ju� na zawsze by�em uwi�ziony w �wiecie Wardena. Je�li obcy zwyci꿹 w nadchodz�cej konfrontacji, mieszka�cy Rombu Wardena przetrwaj� jako ich sojusznicy. Je�li obcy przegraj�, nie b�dzie to mia�o wi�kszego znaczenia, sytuacja b�dzie wygl�da�a jak w tej chwili. Po prostu ca�y ten problem obcych by� problemem czysto intelektualnym, co mi bardzo odpowiada�o. Drugi cel misji stwarza� podobn� sytuacj�. Znale�� w�adc� konkretnego Diamentu i zabi� go, je�li potrafi�. W pewnym sensie dokonanie tego b�dzie znacznie trudniejsze, jako �e musz� dzia�a� na obcym terenie i dlatego b�d� potrzebowa� wi�cej czasu i jakich� sojusznik�w. Jeszcze jedno wyzwanie. Ale je�li go ju� dopadn�, poprawi to na pewno moj� sytuacj�. Je�li natomiast on mnie dopadnie, rozwi��e to wszystkie problemy... Jednak my�l o przegranej by�a dla mnie wielce odpychaj�ca. Ustawi�o to ca�y pojedynek, z mojego punktu widzenia, na najlepszej z mo�liwych p�aszczyzn. Zab�jstwo po��czone z tropieniem ofiary by�o gr� najbardziej wyrafinowan� i ostateczn�, albo bowiem w niej wygrywa�e�, albo umiera�e� i nie musia�e� ju� �y� z my�l� o przegranej. Przysz�o mi nagle do g�owy, �e jedyn� rzeczywist� r�nic� pomi�dzy mn� a jakim� w�adc� Diamentu jest to, �e ja pracuj� dla prawa, a on (czy ona) przeciw niemu. Nie, to chyba nie tak. Na jego �wiecie to on by� prawem, a ja b�d� dzia�a� przeciw niemu i prawu. Pod wzgl�dem etycznym wychodzi� mi remis. Jedyna rzecz natomiast, kt�ra mi si� nie podoba�a w tym momencie, to fakt, i� rozpoczyna�em wykonywanie zadania w tak niekorzystnej dla siebie sytuacji. Zazwyczaj programowano bowiem ca�� istotn� informacj� w moim m�zgu przed wys�aniem na misj�, a tym razem tego nie uczyniono. Mo�liwe, pomy�la�em sobie, i� wp�yn�y na to cztery programowania przed czterema kolejnymi misjami i obawa przed dodawaniem jeszcze czego� do mojego m�zgu, bezpo�rednio po dokonaniu transferu do nowego cia�a, kt�ry sam w sobie by� operacj� trudn�. Jakkolwiek by by�o, taka metoda spowoduje, �e znajd� si� w powa�nych tarapatach. Kto� powinien by� o tym pomy�le�. Kto� pomy�la�, ale odkry�em to dopiero po jakim� czasie. Mniej wi�cej godzin� po przebudzeniu us�ysza�em dzwonek przy luku �ywno�ciowym, wobec czego podszed�em do niego. Prawie natychmiast ukaza�a si� taca z gor�cym posi�kiem, no�em i widelcem, kt�re, co bez trudu rozpozna�em, nale�a�y do kategorii przedmiot�w ulegaj�cych samo - rozk�adowi. Za p� godziny rozpuszcz� si�, tworz�c kleist� ka�u��, po czym wyschn� na sypki proszek, to standardowa procedura w przypadku wi�ni�w. Jedzeni� by�o okropne, ale nie spodziewa�em si� lepszego. Jedynie witaminizowany sok owocowy smakowa� ca�kiem nie�le; wypi�em go z du�� przyjemno�ci�, a cienki, przezroczysty pojemnik (nierozpuszczalny) zachowa�em jako naczynie na wod�, tak na wszelki wypadek. Ca�� reszt� w�o�y�em z powrotem do podajnika, gdzie elegancko wyparow