4760
Szczegóły |
Tytuł |
4760 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4760 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4760 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4760 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JACK L. CHALKER
MEDUZA:
TYGRYS W OPA�ACH
Prolog
WST�P DO OSTATECZNEJ ROZGRYWKI
1
Niczego zapewne nie da si� por�wna� z uczuciem, jakie towarzyszy zaproszeniu
naszego
najgorszego wroga na przyjacielsk� pogaw�dk�. Na ekranie pojawi�a si� twarz,
chocia� na og�
tego rodzaju ��czno�� obywa�a si� bez wizji. W tym przypadku jednak obie strony
by�y ciekawe,
jak wygl�da ten drugi.
Popatrzy� na twarz z ekranu i natychmiast zrozumia�, dlaczego wszyscy, kt�rzy j�
ujrzeli,
odczuwali l�k. By�a to twarz przystojna, nale��ca do m�czyzny w �rednim wieku,
szczup�a twarz
wojskowego. Oczy robi�y najwi�ksze wra�enie - wydawa�y si� puste jak oczodo�y w
czaszce, a
jednocze�nie p�on�y czym� nieokre�lonym, zarazem niesamowitym i nieludzkim.
- Yatek Morah - powiedzia� w�a�ciciel dziwnych oczu. - Kim jeste� i dlaczego
��dasz
rozmowy ze mn�?
M�czyzna z drugiej strony u�miechn�� si� lekko. Znajdowa� si� w ogromnym,
orbituj�cym
w przestrzeni kosmicznej mie�cie, kt�re by�o jednocze�nie i statkiem
wartowniczym, i baz� g��wn�
tych, kt�rzy pilnowali czterech wi�ziennych �wiat�w Rombu Wardena, oddalon� o
jedn� trzeci�
roku �wietlnego od tych�e �wiat�w i ich szczeg�lnego rodzaju broni.
- S�dz�, i� wiesz, kim jestem - odpar�.
Jego rozm�wca zmarszczy� brwi, jakby si� zastanawia�, po czym nagle skin�� g�ow�
i
r�wnie� si� u�miechn��.
- A wi�c poci�gaj�cy za sznurki i wprawiaj�cy marionetki w ruch nareszcie si�
ujawnia.
- Prosz�, prosz�, i kto to m�wi!
Morah wzruszy� lekko ramionami. - Czego tedy sobie �yczysz ode mnie?
- Pr�buj� uratowa� co najmniej pi��dziesi�t czy sze��dziesi�t milion�w ludzkich
istnie�...
Z twoim w��cznie - odpowiedzia� m�czy�nie o p�on�cych oczach. - By� mo�e nawet
o wiele,
wiele wi�cej.
U�miech Moraha sta� si� wyra�niejszy.
- Czy jeste� pewien, i� to w�a�nie my znajdujemy si� w niebezpiecze�stwie? Czy
�e w
og�le ktokolwiek w takim niebezpiecze�stwie si� znajduje?
- Nie lawirujmy i nie owijajmy spraw w bawe�n�. Wiem, kim jeste�... a
przynajmniej, za
kogo si� podajesz. Obserwowa�em ci� ostatnio, szczeg�lnie za� twoje zachowanie w
Zamku na
Charonie. Twierdzisz, i� jeste�, tu na Rombie, Szefem Ochrony wyst�puj�cym w
imieniu naszych
pozostaj�cych w ukryciu przyjaci�, i jestem sk�onny zaakceptowa� twoje s�owo w
tym
wzgl�dzie... Na razie. Mam nadziej�, �e m�wisz prawd�.
Morah zastanawia� si� przez chwil�. Wreszcie powiedzia�:
- Wygl�da na to, �e rzeczywi�cie sporo wiesz. Ile jednak wiesz tak naprawd�?
- Wiem, dlaczego twoi obcy przyjaciele si� tam znajduj�. Wiem r�wnie�, dlaczego
tam
musz� by�. Znam charakter i cele Rombu Wardena i natur� ich drobnych stworzonek.
I wiem
r�wnie�, i� twoi szefowie b�d� walczyli do upad�ego w przypadku wykonania
jakiego� ruchu
przeciwko Rombowi Wardena. Co wi�cej, wiem, i� moi szefowie wykonaj� w�a�nie
taki ruch po
przeanalizowaniu moich raport�w. Nie wiem natomiast, do jak silnego oporu b�d�
zdolni twoi
mocodawcy; broni� oni przecie� wzgl�dnie ma�ej plac�wki przeciwko ca�ej pot�dze
ogromnego
imperium kosmicznego, kt�rego mo�liwo�ci, o ile naprawd� jeste� Morahem, dobrze
znasz. Dla
obydwu stron rezultat m�g�by okaza� si� bardzo krwawy. Mo�liwe, �e twoi szefowie
zdob�d�
pewn� liczb� naszych �wiat�w, a wasze roboty zniszcz� ich setk� czy wi�cej, ale
my przecie�
wreszcie dostaniemy Romb. Mam na my�li jego totaln� zag�ad�. A to oznacza, �e
niezale�nie od
naszych strat, ty i twoi mocodawcy stracicie znacznie wi�cej.
Yatek Morah wydawa� si� nie przejmowa� logik� przedstawianych argument�w,
jednak�e
wygl�da�o na to, �e jest zainteresowany sam� konwersacj�.
- C� tedy proponujesz?
- Uwa�am, i� powinni�my porozmawia�. Przez �my" rozumiem twoich i moich
prze�o�onych. Uwa�am, �e lepiej b�dzie, je�li dojdziemy do jakiego�
porozumienia; ka�dy
kompromis b�dzie lepszy od wojny totalnej.
- Naprawd�? Skoro jednak wiesz a� tyle, m�j przyjacielu, musisz sobie zdawa�
spraw� z
faktu, i� dosz�o do tej sytuacji, poniewa� moi mocodawcy, jak ich nazywasz, po
konsultacji z
naszymi lud�mi, ustalili, �e Konfederacja nigdy nie b�dzie zdolna do zawarcia
ugody czy p�j�cia
na kompromis z jak�kolwiek inn� ras� kosmiczn�. Odbyliby�my wi�c nasz� ma��
konferencyjk�,
ka�da ze stron wypowiedzia�aby w�a�ciwe s�owa, po czym podpisaliby�my jakie�
traktaty
gwarantuj�ce to i owo; Konfederacja jednak nie honorowa�aby �adnych zobowi�za�
ani chwili
d�u�ej ni�by musia�a. Wys�a�aby swoich misjonarzy, a ci stwierdziliby, �e
napotkali cywilizacj� tak
obc�, �e nie s� w stanie zrozumie� ani jej samej, ani motyw�w jej post�powania.
- A ty je rozumiesz?
- Znam je i akceptuj�, nawet je�eli do ko�ca ich nie pojmuj�. - Morah wzruszy�
ramionami.
- W�tpi�, by kt�ry� z ludzi kiedykolwiek je poj��... tak jak oni zreszt� nie
pojm� naszych. Jeste�my
produktami dw�ch tak ca�kowicie r�nych historii, i� w�tpi�, by nawet czysto
akademicka
akceptacja motyw�w i stanowisk tych drugich by�a w og�le mo�liwa. W przypadkach
indywidualnych, by� mo�e tak, ale w generaliach - nigdy. Konfederacja po prostu
nie jest w stanie
tolerowa� czego� tak pot�nego, a tak niewyobra�alnie odmiennego, szczeg�lnie
gdy uwzgl�dnimy
wyra�n� przewag� technologiczn� obcych. Zaatakuje... i ty dobrze o tym wiesz.
Nie odpowiedzia�, nie m�g� bowiem znale�� s�abego punktu w tej argumentacji.
Morah
przedstawia� jedynie histori� ludzko�ci od jej pocz�tk�w. Taka by�a przecie�
natura bestii ludzkiej.
Sam, b�d�c cz�owiekiem, zna� j� dobrze. Zmieni� wi�c nieco temat. - A czy jest
jaki� inny spos�b?
Sam jestem w niejakiej pu�apce. Moi prze�o�eni ��daj� ode mnie raportu. Musia�em
przekona�
w�asny komputer, by zechcia� otworzy� drzwi laboratorium, �ebym w og�le m�g� si�
z tob�
skontaktowa�... a na pewno nie zrobi�by tego, gdyby wiedzia�, �e zamierzam to
uczyni�. Kiedy tam
powr�c�, pozostanie mi zaledwie kilka godzin, najwy�ej dwa dni, na z�o�enie
raportu. B�d� do
tego zmuszony. A w�wczas nie b�d� ju� mia� wp�ywu na ca�� t� spraw�. Zaczyna mi
brakowa�
czasu i dlatego zwr�ci�em si� do ciebie.
- I czeg� ode mnie oczekujesz?
- Twojego stanowiska - odpowiedzia� temu dziwnemu, pot�nemu m�czy�nie. -
Rozwi�zanie zagadki dotycz�cej twojej osoby by�o do�� proste. Natomiast
rozwi�zanie tego
wi�kszego problemu przerasta moje mo�liwo�ci.
Wydawa�o si�, i� s�owa te zrobi�y g��bokie wra�enie na Morahu. Niemniej
powiedzia�:
- Zdajesz sobie spraw� z tego, �e m�g�bym ci� powstrzyma� od z�o�enia tego
raportu.
- By� mo�e - przyzna�. - Nic by to jednak nie da�o. Dane surowe zosta�y ju�
zapisane, a oni
posiadaj� mertonowskie odbicie mojego m�zgu. Mogliby wi�c, z ma�ymi k�opotami,
przej�� ca��
procedur� i uzyska� w ko�cu ten�e sam raport. Poza tym nie s�dz�, by uwierzyli,
�e zmar�em
przypadkowo... Tak wi�c, zabijaj�c mnie, odkry�by� wiele swych kart.
- Zabicie ciebie w spos�b dla mnie bezpieczny, a przekonywaj�cy dla innych, nie
by�oby
a� takim problemem, jednak�e to, co m�wisz, jest prawd�. Uczynienie tego da�oby
niewiele, je�li
chodzi o czas. Mimo wszystko nie jestem przekonany, �e rzeczywi�cie widzisz
pe�en obraz
sytuacji. Szkoda by�oby po�wi�ci� Romb Wardena, ale by�aby to jednak tylko
tragedia na skal�
lokaln�. Nie rozwa�y�e� bowiem wszystkich implikacji tego, czego si�
dowiedzia�e�. I prawd� jest
r�wnie�, �e sprawy by�yby niepewne, gdyby do tego dosz�o. Istnieje jednak�e
przynajmniej
czterdziestoprocentowa szansa, �e taki rezultat nie wp�yn��by ujemnie na plany i
oczekiwania
moich szef�w. Z ich punktu widzenia szansa, �e nie zako�czy si� to wszystko
ca�kowitym
fiaskiem, wynosi ponad dziewi��dziesi�t procent. To go nieco zaniepokoi�o.
- A ile potrzebuj� czasu, by zyska� stuprocentow� pewno�� sukcesu? Innymi s�owy,
o
jakim okresie rozmawiamy?
- By przeprowadzi� wszystko w�a�ciwie... potrzebne s� ca�e dekady. By� mo�e i
stulecie.
Wiem, o czym my�lisz. �e to za d�ugi okres. Alternatyw� jednak�e nie b�dzie
katastrofa mojej
strony, na co liczy�e�, a jedynie powa�niejsze k�opoty.
Skin�� ponuro g�ow�.
- A je�li sprawi si� im te... k�opoty? Jak� cen� ka�� zap�aci� Konfederacji?
- Straszliw�. Od pocz�tku mieli�my nadziej�, �e uda si� unikn�� przelewu krwi na
wielk�
skal�, chocia� przyznaj�, i� perspektywa wywo�ania wi�kszego zamieszania w
Konfederacji by�a
dla nas wielce kusz�ca. Zamieszania, a mo�e nawet - rozwalenia jej od wewn�trz,
owszem, jednak
nie wojny totalnej. Tego rodzaju perspektywa oczywi�cie nie poci�ga�a nikogo
rozs�dnego, cho�
by�a podniecaj�ca dla naiwniak�w i psychopat�w. - Zmarszczy� ponownie brwi. -
Zastanawiam si�,
jak du�� cz�� prawdy faktycznie znasz.
Usiad� wygodnie w fotelu i poda� Morahowi wszystkie podstawowe fakty, jednak nie
bardzo potrafi� przy tym zamaskowa� zadowolenia widocznego w g�osie i wyrazie
twarzy. Jego
s�owa zrobi�y wra�enie na Szefie Ochrony.
- Twoja teoria nie jest pozbawiona luk - powiedzia� do m�czyzny na statku. -
Ale mimo to
zaimponowa�e� mi. Niew�tpliwie wiesz... sporo. Wi�cej ni� sporo. Obawiam si�, �e
was nie
docenili�my. Nie tylko tych agent�w tu na dole, na Rombie, ale r�wnie� ich
szefa. Szczeg�lnie ich
szefa.
- Co oznacza, �e i wy macie jakie� luki w waszej wiedzy - odpar�. - A jedn�
szczeg�lnie
powa�n�. Mog� wam j� wype�ni�, i b�dzie to z mojej strony prezent... Wcze�niej
czy p�niej i tak
by�cie mogli na to wpa��, a w ten spos�b mo�e wam to by� ju� teraz pomocne przy
precyzowaniu
drogi post�powania. Ci czterej... wszyscy czterej... nie s� moimi agentami.
Wszyscy czterej s� mn�
w sensie jak najbardziej dos�ownym. Przypomnij sobie tzw. proces Mertona.
By�a to wielce z�o�ona i skomplikowana intryga ze strony Konfederacji, maj�ca na
celu
przeciwstawienie si�, przynajmniej cz�ciowe, jeszcze bardziej z�o�onej i
skomplikowanej intrydze
uknutej przez jej wrog�w. Konfederacja, obros�a w t�uszcz i samozadowolenie w
ci�gu wiek�w,
zosta�a nagle skonfrontowana z dowodami na to, i� obca pot�ga, przewy�szaj�ca j�
pod wzgl�dem
technologicznym, odkry�a j� pierwsza i wyprodukowa�a tak doskona�e roboty maj�ce
zast�pi� jej
kluczowe osobisto�ci, �e nie daj� si� one wykry� �adnymi znanymi metodami i �e
tym samym
Konfederacja w pewnym sensie ju� znalaz�a si� w sytuacji zaatakowanego. Celem
tego ataku sta�
si� przede wszystkim Romb Wardena, cztery zamieszka�e planety pe�ni�ce rol�
wi�zienia dla
najbardziej b�yskotliwych kryminalist�w i politycznych renegat�w. Wi�zienia
doskona�ego,
wszystkie te cztery �wiaty zara�one by�y bowiem organizmem, kt�ry w jaki� spos�b
od�ywia� si�
energi� dost�pn� jedynie w tym systemie, systemie Wardena. Organizm ten
przedostawa� si� do
wn�trza cia� l�duj�cych tam ludzi, powoduj�c ich mutacj� i daj�c im przedziwne
moce;
r�wnocze�nie jednak�e wi�zi� ich tam na sta�e, nie potrafi� on bowiem prze�y� z
dala od s�o�ca
systemu Wardena, a tym samym nie m�g� z dala od tego s�o�ca prze�y� nikt, w kim
�w organizm
zamieszka�.
Jednak�e umieszczenie i najlepszych umys��w przest�pczych, i politycznych
odszczepie�c�w razem na czterech �wiatach, gdzie mogli si� ze sob� kontaktowa�,
doprowadzi�o
do powstania najpot�niejszego o�rodka przest�pczego znanego w historii
ludzko�ci - o�rodka,
kt�rego macki si�ga�y daleko poza system Wardena i kt�ry zdalnie kierowa�
�wiatkiem
przest�pczym na tysi�cu planet, do tego znacznie skuteczniej ni� jakikolwiek
syndykat przed nim.
Jednak�e wszystkie te superumys�y znajdowa�y si� w pu�apce i dlatego
nienawidzi�y Konfederacji.
W takiej w�a�nie sytuacji pojawili si� obcy. Posiadali oni przewag�
technologiczn� nad
Konfederacj�, poniewa� jednak ich liczba by�a znacznie mniejsza i tak bardzo
r�nili si� oni od
ludzi, nie byli w stanie ani otwarcie, ani skrycie rzuci� cz�owiekowi wyzwania i
wygra�. W�wczas
napotkali Romb Wardena i zorientowali si�, kto zamieszkuje te cztery planety.
Zawarto uk�ad.
Przyw�dcom czterech �wiat�w, najpot�niejszym i najbardziej bezwzgl�dnym
przest�pczym
umys�om, jakie w og�le istnia�y - Czterem Lordom Rombu - przedstawiono
propozycj�. Maj� oni
u�y� swej pot�gi i, wykorzystuj�c technologi� obcych, a tak�e w�asn� wiedz� na
temat ludzko�ci i
Konfederacji, rozbi� t� ostatni� od wewn�trz. Maj� wywo�a� tak wiele k�opot�w,
tak wielki nie�ad,
by Konfederacja, zaj�ta w�asnymi problemami, nie by�a nawet w stanie my�le� o
Rombie Wardena.
Marek Kreegan, w�adca Lilith, by�y agent Konfederacji, opracowa� szczeg�owy
plan
zast�powania kluczowych os�b na terenie Konfederacji przez nieprawdopodobnie
wr�cz
wyrafinowane roboty. Za po�rednictwem Waganta Laroo z Cerbera roboty wyposa�ano
w umys�y
ludzi, kt�rych mia�y one zast�pi�. Cerberyjczycy bowiem potrafili dokonywa�
wymiany umys��w,
co stanowi�o zreszt� efekt uboczny dzia�ania tamtejszego organizmu Wardena, ale
mieli tak�e u
siebie dr Merton, tw�rczyni� procesu �mechanicznej wymiany umys��w", kt�ry to
proces zosta� ju�
eksperymentalnie zastosowany przez sam� Konfederacj�. Aeolia Matuze z Charona
rz�dzi�a
�wiatem, na kt�rym mo�na by�o ukry� praktycznie wszystko; s�u�y� on wi�c jako
miejsce spotka�
agent�w i obcych, a tak�e jako baza operacyjna Moraha. Wreszcie Talant Ypsir,
w�adca Meduzy,
kt�ry dostarcza� maszyny, surowce i zapewnia� wewn�trzsystemowy transport dla
obcej technologi,
a by� mo�e tak�e dla nich samych. Poza tym ka�dy z w�adc�w kontrolowa�
organizacje przest�pcze
na terenie samej Konfederacji.
Kreegan mia� nadziej� unikni�cia potwornej wojny, zamierza� jednak z�ama� pot�g�
Konfederacji i doprowadzi� do jej rozcz�onkowania i os�abienia, co pozwoli�oby
jemu i pozosta�ym
lordom przej�� kontrol� nad podzielonymi �wiatami. Obcy obiecali im tak�e - w
zamian za
zlikwidowanie zagro�enia ze strony Konfederacji - zapewnienie sposobu ucieczki z
Rombu
Wardena, to znaczy ucieczki przed jego podst�pnym �organizmem".
Kiedy jednak sprawa robot�w o nieprawdopodobnych wr�cz mo�liwo�ciach wysz�a na
jaw,
Konfederacja szybko wpad�a na trop intrygi i przeciwstawi�a jej sw� w�asn�.
Wys�anie agenta na
�wiaty Wardena nie by�o jednak posuni�ciem wystarczaj�cym. Lordowie kontrolowali
swe �wiaty;
poza tym ka�dy wys�any tam agent automatycznie wpada� w pu�apk� organizmu
Wardena i do��
wcze�nie decydowa� si�, z kt�r� stron� op�aca mu si� zwi�za� sw� przysz�o��.
Jednak�e dzi�ki zastosowaniu tzw. procesu Mertona umieszczono umys� najlepszego
agenta
Konfederacji w cia�ach czterech skazanych kryminalist�w z d�ug� przest�pcz�
histori�; ka�dego z
nich wys�ano na jeden ze �wiat�w Rombu Wardena. W m�zg ka�dego wszczepiono ma�e
urz�dzenie pozwalaj�ce przes�a� wszystko, co widz� i s�ysz�, do oryginalnego
agenta,
pozostaj�cego na orbituj�cym statku wartowniczym. �ywiono nadziej�, i� �w agent,
wspomagany
wyrafinowanym komputerem analitycznym, b�dzie w stanie u�o�y� elementy
�amig��wki, jak�
przedstawia� w chwili obecnej Romb Wardena. Jednocze�nie jego osobowo�� mia�a
wspom�c
psychologicznie, wydany agentom na dole, rozkaz zabicia czterech w�adc�w,
zniszczenia
harmonogramu ich dzia�a� i tym samym zyskania nieco czasu dla Konfederacji.
Kiedy jednak agent g��wny obserwowa�, a nawet do�wiadcza� osobi�cie prze�y�
swych
odpowiednik�w na Lilith, Cerberze i Charonie, zauwa�y�, jak jego odpowiednicy -
on sam -
odrzucaj� podstawowe warto�ci, kt�re dot�d wyznawali: lojalno��, zasady
Konfederacji, to
wszystko, co on/oni zaakceptowali i czemu po�wi�cili swe ca�e �ycie. Teraz za�,
przekonany, i�
wykry� ju� ca�� intryg� - a znajduj�c si� pod naciskiem w�asnego komputera i
swych prze�o�onych
- opowiada� to wszystko Morahowi. Przekazywanie tego sekretu tajemniczemu
Szefowi Ochrony
obcych nie wynika�o z pewno�ci siebie agenta; mia�o ono raczej da� szans� do
nawi�zania
pewnego rodzaju wzajemnego zaufania. Morah zna� osobi�cie i mia� w swoim pobli�u
co najmniej
jednego z jego �sobowt�r�w", Parka Lacocha z Charona. Wiedzia� wi�c, z kim ma w
tej chwili do
czynienia. Szef Ochrony by� wyra�nie poruszony.
- Oni wszyscy... tob�? Fascynuj�ce. W pewnym sensie to krok do przodu w stosunku
do
tych robot�w Rreegana. W porz�dku... zgadzam si�. By� mo�e mogliby�my zawrze�
jaki� uk�ad.
Podejrzewam jednak, �e skoro prze�y�e� wraz z nimi ich do�wiadczenia, nie jeste�
ju� ca�kiem tym
samym cz�owiekiem, kt�rego tu wys�ali... i twoi mocodawcy o tym wiedz�. Tego
pierwszego
jestem pewny, skoro w og�le dosz�o do naszej rozmowy. Drugie wnioskuj� na
podstawie twych
wypowiedzi. Wygl�da na to, �e nie spodziewasz si� wyj�� ca�o z nast�pnej
potyczki w swoim
laboratorium. A to zostawi�oby mnie przecie� na lodzie. Jakikolwiek bowiem
zawarty mi�dzy nami
uk�ad niewiele b�dzie znaczy� dla twoich szef�w. Niemniej jestem pod wra�eniem
twych
wysi�k�w... i twojego po�wi�cenia. Ale... nie musisz przecie� wraca� do tego
laboratorium.
Agent patrzy� wprost w ekran, prosto w te niesamowite oczy, w kt�re nikt nie by�
w stanie
spojrze�.
- Je�li mnie znasz, to wiesz, �e musz�. Cho� oficjalnie zw� mnie skrytob�jc�, to
nie jestem
jednak morderc� do wynaj�cia. Mam po prostu prac� do wykonania... O ile jej
podo�am.
- Za��my, tak hipotetycznie, �e je�li uda ci si� przetrwa� to ostatnie wej�cie
i prze�lesz
sw�j raport, to co w�wczas uczynisz? Dok�d si� udasz? Bo na pewno nie wr�cisz do
Konfederacji.
- Czy jest to hipotetyczna oferta zatrudnienia? - U�miechn�� si�.
- By� mo�e. Mam nadziej�, �e prze�yjesz. D�u�sza rozmowa z tob� by�aby dla mnie
wielce
interesuj�ca.
- Wystarczy, �e porozmawiasz z Parkiem. - Roze�mia� si�. - Albo z Calem Tremonem
czy
z Qwin Zhang. Lub... hmm... a niech to diabli, nie wiem, jak si� nazywam na
Meduzie. Jeszcze do
tego nie dotar�em.
S�owa te wywar�y du�e wra�enie na Morahu.
- Doszed�e� do swych wniosk�w bez materia�u z Meduzy? Posiadasz wyj�tkowy umys�.
- Wychowano mnie do tej pracy. - Westchn��. - Je�li prze�yj�, spotkamy si�. I to
wkr�tce.
Je�li za� nie, w�wczas ci pozostali, tak r�ni teraz ode mnie, sami poci�gn� to
dalej.
- By�oby rzecz� fascynuj�c� mie� tak was wszystkich pi�ciu razem. Warto nad tym
si�
zastanowi�.
- Owszem, mog�oby to by� fascynuj�ce, jednak�e jestem przekonany, �e nie by�bym
najbardziej popularn� osob� w tej ma�ej grupie.
- By� mo�e. By� mo�e. Podejrzewam, i� mieliby�my tam cztery jednakowo
inteligentne,
jednakowo ambitne, cho� ca�kiem r�ne indywidualno�ci. Niemniej dzi�ki za
ostrze�enie i za tw�
propozycj�. Przeka�� szczeg�y odpowiednim w�adzom. Ja r�wnie� mam nadziej�, �e
uda si�
unikn�� wojny totalnej... Potrzebne jednak do tego b�d� g�owy m�drzejsze od
mojej. - Przerwa�. -
Powodzenia, m�j nieprzyjacielu - doda� zupe�nie szczerze i przerwa� po��czenie.
M�czyzna siedzia� kilka chwil, wpatruj�c si� w pusty ekran. Nie rozwa�y�e�
bowiem
wszystkich implikacji...
Co� usz�o jego uwadze. Morah zachowywa� si� zbyt naturalnie; by� zbyt pewny
siebie.
Brakowa�o tu jednego elementu, jednej bardzo wa�nej informacji. By� mo�e
znajdzie j� na
Meduzie. Musi tam si� znajdowa�.
Lustro, lustro...
Nie mia� ochoty wraca� do tamtego pomieszczenia. Czeka�a tam �mier�, nie tylko
na niego,
ale i na miliony innych istot.
C�, w tej sprawie m�j umy�l jest jakby rozdwojony...
Zachowanie Moraha... czy to tylko blef i brawura? Czy mo�e mia� podstawy, by by�
tak
pewnym siebie?
- Czy� m�g�bym ci� ok�amywa�?
Wzdychaj�c ci�ko, wsta� z fotela i poszed� do pomieszczenia laboratoryjnego,
znajduj�cego si� w tylnej cz�ci statku wartowniczego.
2.
Drzwi pomieszczenia - jak na og� nazywa� swe laboratorium - otworzy�y si� i
zamkn�y z
sykiem, kt�ry przywodzi� na my�l skojarzenia z czym� ostatecznym. Ca�y modu�,
cho� po��czony
ze statkiem wartowniczym, znajdowa� si� pod ca�kowit� kontrol� w�asnego
komputera. Wszystko
tu by�o niezale�ne od statku: energia, powietrze, system wentylacyjny, a nawet
syntezator
po�ywienia. Drzwi, z konieczno�ci, stanowi�y r�wnie� �luz�; miejsce to by�o w
zasadzie
samowystarczalnym zasobnikiem wyposa�onym w uniwersalny rygiel, przewo�onym
przez
kosmiczny frachtowiec i umieszczanym w specjalnej niszy statku wartowniczego za
pomoc�
niewielkiego holownika. Poniewa� modu� nie posiada� w�asnego nap�du, skazany by�
na
przebywanie w tym miejscu tak d�ugo, jak d�ugo nie otwarto rygla i nie
wyci�gni�to go z niszy.
Komputer kontroluj�cy prac� wszystkich urz�dze� rozpoznawa� jedynie jego i nie
pozwoli�by wej�� do modu�u nikomu innemu... zabijaj�c intruza, gdyby takowemu
uda�o si� tam
mimo wszystko wtargn��. Problem polega� na tym, �e komputer zosta� na t� misj�
zaprogramowany przez S�u�by Ochrony Konfederacji i nieca�y ten program
nastawiony by� na
zagwarantowanie mu prze�ycia, bezpiecze�stwa i wygody.
- Tym razem wr�ci�e� do�� szybko - zauwa�y� komputer. Robi� wra�enie
zdziwionego.
- Niewiele mia�em do roboty - odpowiedzia� zm�czonym g�osem. - A jeszcze mniej
mog�em dokona�.
- Po��czy�e� si� z jedn� z tych stacji kosmicznych na Rombie Wardena -
stwierdzi�
komputer. - I to u�ywaj�c obwod�w koduj�cych. Dlaczego? Z kim rozmawia�e�?
- Nie musz� si� przed tob� t�umaczy�... jeste� maszyn�! - rzuci� ostro, po czym
opanowa�
si�. - Dlatego jeste�my tu obaj, a nie tylko ty sam.
- Dlaczego nie skorzysta�e� z mojej pomocy, by dokona� po��czenia? Tak by�oby
pro�ciej.
- I wszystko zosta�oby zarejestrowane - zauwa�y�. - Postawmy spraw� jasno, m�j
bezduszny towarzyszu, ty Pracujesz nie dla mnie, lecz dla s�u�b ochrony.
- Ty te� - zauwa�y� komputer. - Mamy do wykonania to samo zadanie.
M�czyzna pokiwa� z roztargnieniem g�ow�.
- Zgadza si�. A ty zapewne nigdy nie by�e� w stanie poj��, na co ja tu w og�le
jestem
potrzebny. A ja ci powiem dlaczego, m�j syntetyczny przyjacielu. Przede
wszystkim, nie ufaj�
tobie bardziej ni� mnie. L�kaj� si� maszyn my�l�cych i dlatego zreszt� nigdy nie
stworzyli takich
organicznych robot�w, jakich u�ywaj� obcy. Czy raczej zrobili to kiedy�... i
bardzo tego �a�owali.
- One by�yby lepsze - powiedzia� komputer jakby lekko zadumany. - Niewa�ne
zreszt� jak
by to by�o; tak d�ugo, jak kontroluj� m�j program i ograniczaj� moje mo�liwo�ci
samoprogramowania, nie stanowi� dla nich zagro�enia.
- Owszem, ale to nie jest prawdziwy pow�d, dla kt�rego ja si� tu znalaz�em.
Pozostawiony
sam sobie, przeprowadzi�by� t� misj� w spos�b dos�owny, nie zwa�aj�c na
konsekwencje
polityczne czy psychologiczne. Dostarczy�by� informacji, nawet gdyby mia�o to
oznacza� �mier�
miliard�w ludzi. Ja natomiast potrafi� przefiltrowa� w spos�b subiektywny nasze
odkrycia i
uwzgl�dni� wi�cej czynnik�w ni� tylko ich ilo�� zawart� w planie misji. I
dlatego ufaj� mi bardziej
ni� tobie... Chocia� nie ufaj� mi tak do ko�ca, i st�d twoja obecno��. Pilnujemy
i sprawdzamy si�
nawzajem. Wiesz, �e nie jeste�my partnerami... Tak naprawd� to jeste�my
przeciwnikami.
- Nie zgadzam si� - odpar� komputer. - Obaj wykonujemy t� sam� misj�, powierzon�
nam
przez ten sam o�rodek. Nie do nas nale�y subiektywna ocena informacji; mamy
tylko przekazywa�
prawd�. Oceny dokonaj� inni... wielu innych, i to takich, kt�rzy s� do tego
lepiej przygotowani od
nas. Przyjmujesz podobn� b�stwu, egocentryczn� postaw�, kt�ra nie jest tu ani
potrzebna, ani
usprawiedliwiona. Z kim si� wi�c po��czy�e�?
- Z Yatkiem Morahem - odpar�.
- Dlaczego?
- Chcia�em, �eby wiedzia� to, co ja wiem. Chcia�em, �eby jego mocodawcy r�wnie�
to
wiedzieli. Uwa�am, �e wojna jest nieunikniona. Uwa�am tak�e, �e jego strona
straci wszystko,
podczas gdy my, cho� stracimy bardzo du�o, to jednak nie wszystko. Sam podj��em
t� decyzj�, by
przedstawi� mu fakty i przerzuci� pi�k� na jego boisko, �e si� tak wyra��. Albo
on i jego
mocodawcy znajd� rozwi�zanie, albo wojna jest nieuchronna.
- Taktyka do�� w�tpliwa, ale sta�o si�. Jak to przyj��?
- Na tym polega problem. Po prostu to przyj��. Nie wydawa� si� zbytnio
zmartwiony. A
w�a�nie to musia�em wiedzie�. Wierz�, i� dla w�asnych powod�w jest szczerze
zainteresowany
unikni�ciem wojny, ale nie przejmuje si� tak� ewentualno�ci� z punktu widzenia
swoich
mocodawc�w. Tej jednej rzeczy nie by�em w stanie wywnioskowa� z dotychczasowych
raport�w:
jaki jest stosunek obcych do gro�by wojny.
- Mia�e� tylko wizualny skaner pojedynczego osobnika - zauwa�y� komputer. - M�g�
blefowa�. Bior�c zreszt� pod uwag� ca�� t� sytuacj�, czy� m�g� zachowa� si�
inaczej?
Agent pokr�ci� powoli g�ow�.
- Nie. Mo�esz to nazwa� instynktem, przeczuciem, intuicj�, czy jak tam chcesz,
ale mo�esz
to r�wnie� nazwa� do�wiadczeniem, t� umiej�tno�� odczytywania d�ugo�ci pauz,
tonu g�osu,
drobnych zmian uk�adu cia�a w reakcji na z�e wie�ci czy na bezb��dn�
argumentacj�. Ci�gle nam
czego� brakuje w tej naszej informacji. Praktycznie sam mi to powiedzia�.
- To ciekawe. Czy potwierdzi� nasze podstawowe informacje?
Skin�� g�ow�.
- Mamy ca�kowit� racj�. I to by� drugi pow�d, dla kt�rego przeprowadzi�em t�
rozmow�.
Jednak nie odczuwam w zwi�zku z tym �adnej rado�ci. Bo skoro mamy ca�kowit�
racj�, to gdzie
jest ten czynnik, kt�ry przeoczyli�my? Potwierdzenie wszystkich naszych dedukcji
i wniosk�w jest
wielce satysfakcjonuj�ce. Jednak odkrycie, i� ma si� racj� w przypadkach na
pograniczu logiki, a
przegapia si� czynnik, kt�ry inni uwa�aj� za decyduj�cy... to dopiero jest
frustruj�ce.
- Chyba ci� rozumiem. To w�a�nie spowodowa�o, �e wr�ci�e�, prawda? L�kasz si�
Konfederacji i mnie tak samo jak obcych... A by� mo�e nawet bardziej. A przecie�
wr�ci�e�. Takie
post�powanie, w obliczu twoich b�yskotliwych dedukcji, posiada swoj� wag�.
Zgoda.
Przeoczyli�my jaki� czynnik. C� to takiego?
- Nie domy�limy si� tego. Morah powiedzia� mi wyra�nie, �e nie doprowadzi�em
swych
dedukcji do ich logicznych konkluzji. - Westchn�� i zacz�� b�bni� palcami o blat
biurka. - Musi to
by� co�, co jest zwi�zane z sam� natur� obcych. Nazwa� ich niezrozumia�ymi, a
przecie�
powiedzia� te�, i� rozumie to, co robi�. Oznacza to wi�c problem nie czyn�w,
lecz ich motywacji. -
Waln�� pi�ci� w biurko. - Ale my przecie� znamy ich motywy, do diab�a! To musi
by� to! -
Ponownie uczyni� wysi�ek, by si� uspokoi�.
- Jest jeszcze jedna rzecz, kt�ra utrudnia nam zadanie - zauwa�y� komputer. -
Ci�gle nie
mieli�my okazji spotka� si� z obcymi czy chocia�by ich zobaczy�. Ci�gle nie
wiemy o nich nic
poza tym, �e oddychaj� atmosfer� odpowiadaj�c� ludzkim normom i czuj� si� dobrze
w
normalnym zakresie temperatur.
Agent skin�� g�ow�.
- W tym ca�y problem. I tego te� prawdopodobnie nie dowiem si� na Meduzie, chyba
�e
zdarzy si� jaki� cud. Morderca - psychopata, kt�ry ich zobaczy�, nazwa� ich
z�em. Lord -
psychopata uwa�a za�, i� wygl�daj� dziwnie, ale nie s� �li, a tylko
pragmatyczni. Intelekty tej klasy
co Kreegan i Morah widz� w nich si�� pozytywn�. I w�a�ciwie tylko tyle wiemy,
prawda? Po tym
wszystkim...
- �adna rasa nie przetrwa wystarczaj�co d�ugo, nie si�gnie gwiazd i nie osi�gnie
tego
wszystkiego, co oni osi�gn�li, o ile nie b�dzie dzia�a� pragmatycznie i we
w�asnym interesie -
zauwa�y� komputer. - Zapewne mo�emy odrzuci� t� koncepcj� z�a, i to z wielu
r�nych powod�w;
jednym z nich, zreszt� najbardziej prawdopodobnym, jest fakt, i� z subiektywnego
punktu widzenia
obcy ci mog� wygl�da� przera�aj�co, obrzydliwie cuchn��, czy co� w tym sensie.
Ich ewolucja,
mimo ewentualnie podobnych pocz�tk�w, przebiega�a prawdopodobnie ca�kiem inaczej
od
ludzkiej.
- Nie mog� przesta� my�le� o nieludzkich wr�cz oczach Moraha. - Skin�� g�ow�. -
Twierdzi, �e nie jest robotem i �e jest tym samym Yatkiem Morahem, kt�rego
zes�ano na Romb
przesz�o czterdzie�ci lat temu. Nie musimy mu wierzy�, i nie powinni�my, ale
przyjmijmy na
moment, i� to, co m�wi, jest prawd�. Je�li jest tym, kim utrzymuje, �e jest...
to dlaczego ma takie
oczy?
- Jaka� modyfikacja wardenowska, mo�liwe �e wprowadzona celowo dla osi�gni�cia
wi�kszego efektu. Na Charonie m�g� tego dokona� bez trudu.
- By� mo�e. By� mo�e jednak te oczy oznaczaj� co� wi�cej. Co on nimi widzi? I
jak? A
mo�e w szerszym zakresie widma? Nie s�dz�, by mia�y jedynie wywo�ywa� na innych
wra�enie. A
mo�e chodzi o ochron�? Zastanawiam si�...
- Mimo to o wszystkim zadecyduje tw�j raport - zauwa�y� komputer. - Przyznam, �e
i ja
sam jestem zaciekawiony, cho� przecie� posiadam podstawowe fakty.
- Wpierw Meduza. Musimy mie� komplet. By� mo�e znajdziemy tam to brakuj�ce
ogniwo.
A mo�e to, czego tam do�wiadcz�, dostarczy memu umys�owi bod�ca i pozwoli mu
ujrze� te
niewidoczne teraz implikacje. Nie zaszkodzi aprobowa�.
- Przecie� Talant Ypsir �yje. Misja nie zosta�a tam jeszcze wype�niona.
- S�dz�, �e dla nas Lordowie Rombu przestali by� teraz najwa�niejsi, chyba �e
odgrywaj�
jak�� rol� w ostatecznym rozwi�zaniu, je�eli takowe w og�le jest mo�liwe.
Potrzebuj� wi�cej
informacji. Meduza posiada zapewne najbardziej bezpo�rednie kontakty z obcymi.
Mo�esz mi ju�
da� te informacje.
- Niezale�nie jednak od tego, czy znajdziesz tam to brakuj�ce ogniwo, czy te�
nie, sw�j
raport przedstawisz? Skin�� g�ow�.
- Z�o�� raport. - Wsta�, podszed� do konsolety centralnej, usiad� w du�ym,
mi�kkim fotelu i
ustawi� go maksymalnie wygodnie. - Jeste� got�w?
- Tak. - Komputer opu�ci� sondy, kt�re agent przymocowywa� ostro�nie do swego
czo�a.
Nast�pnie odchyli� si� do ty�u, u�o�y� wygodnie i odpr�y�, nie odczuwaj�c
niemal podanej mu
przez komputer iniekcji, kt�ra rozja�ni�a jego umys� i wprowadzi�a go w stan
pozwalaj�cy
w�a�ciwie odbiera� i filtrowa� przekazywan� informacj�.
Dzi�ki organicznemu przeka�nikowi znajduj�cemu si� w m�zgu jego odpowiednika na
Meduzie, wszystko, co przydarzy�o si� tamtemu, przesy�ane by�o do komputera w
postaci
surowych, nie obrobionych danych. Dane te zostan� wprowadzone do m�zgu
siedz�cego w fotelu
agenta, przefiltrowane, dane podstawowe i nieistotne b�d� odrzucone, a jego
drugie �ja" przeka�e
sw�j raport zar�wno agentowi, jak i komputerowi, jak gdyby wszyscy znajdowali
si� w jednym
pomieszczeniu, co, w pewnym najog�lniejszym sensie, by�o zreszt� prawd�.
�rodki farmakologiczne i male�kie sondy wykona�y swoje zadanie. Jego w�asny
umys� i
osobowo�� ust�pi�y miejsca podobnym, a jednak zupe�nie innym.
- Agent ma si� zg�osi� na rozkaz - poleci� komputer, przesy�aj�c t� komend�
g��boko w
jego umys�, w umys�, kt�ry ju� nie by� jego w�asno�ci�.
W��czy�y si� urz�dzenia rejestruj�ce. M�czyzna w fotelu kilkakrotnie
odchrz�kn��. Z jego
ust zacz�y wydobywa� si� pomruki, j�ki, dziwaczne d�wi�ki, sylaby i pojedyncze
s�owa, podczas
gdy jego umys� odbiera� i kodowa� olbrzymie ilo�ci danych, sortuj�c je
nieustannie i klasyfikuj�c.
W ko�cu m�czyzna zacz�� m�wi�, wyra�nie i p�ynnie.
Rozdzia� pierwszy
ODRODZENIE
Po przem�wieniu Kr�gi i po drobnych zabiegach zwil�anych z uporz�dkowaniem spraw
osobistych - mia�o to przecie� potrwa� troch� d�u�ej - zg�osi�em si� do Kliniki
S�u�b Ochrony
Konfederacji. Naturalnie, by�em tam ju� wiele razy przedtem, nigdy jednak
specjalnie w tym
w�a�nie celu By�o to przecie� miejsce, gdzie programowo nas przed wykonaniem
misji,
dostarczaj�c niezb�dnej podczas jej wykonywania informacji. Doprowadzano nas tam
do
pierwotnego stanu tak�e po zako�czeniu misji. Praca moja, co zrozumia�e, cz�sto
by�a pozalegalna
(termin ten, W moim odczuciu, jest bardziej w�a�ciwy od �nielegalna", jako �e
ten drugi implikuje
zamiar pope�nienia przest�pstwa) i cz�sto tak delikatna, �e w �aden spos�b nie
mo�na jej by�o
ujawni�. By unikn�� takiego ryzyka, wymazywano z pami�ci agent�w wszystko, co
dotyczy�o
misji. Zdarzy�o si� to ka�demu z nas.
�ycie takie, w kt�rym delikwent nie wie nawet, gdzie by� i co robi�, mo�e
wydawa� si�
dziwne, jednak ma ono swoje plusy. Skoro potencjalny wr�g, czy to polityczny,
czy wojskowy,
wie, i� wymazano ci, co trzeba, mo�esz sobie praktycznie wie�� normalne,
spokojne �ycie po
zako�czeniu ka�dej misji. Nie ma sensu ci� likwidowa�, bo przecie� nie posiadasz
wiedzy na temat
tego, co zrobi�e�, dlaczego to zrobi�e�, czy dla kogo to zrobi�e�. W nagrod� za
te przerwy w
�yciorysie agent Konfederacji prowadzi �ywot przyjemny i luksusowy, otrzymuje
niemal nie
ograniczon� liczb� pieni�dzy i wszystko, co jest mu potrzebne do �ycia w
komforcie. Ja osobi�cie
obija�em si� tu i tam, p�ywa�em, uprawia�em hazard, jada�em w najlepszych
restauracjach, gra�em
w r�ne gry zr�czno�ciowe i w tenisa, w czym by�em me tylko niez�y, ale co
pozwala�o mi r�wnie�
utrzymywa� dobr� kondycj� fizyczn�. �ycie takie sprawia�o mi wielk� przyjemno��,
oczywi�cie z
wyj�tkiem regularnych sze�ciotygodniowych trening�w zwi�zanych z ci�g�ym
przekwalifikowaniem, trening�w przypominaj�cych szkolenie wojskowe, tyle �e o
wiele bardziej
przykrych. I nigdy nie miewa�em wyrzut�w sumienia z powodu takiego trybu �ycia.
Treningi nie
pozwala�y, by cia�o lub umys� zmi�k�y od zbytnich komfort�w. Implantowane na
sta�e czujniki
nieustannie monitorowa�y wszystkie najwa�niejsze parametry i decydowa�y o tym,
kiedy
przyda�aby ci si� �odnowa biologiczna".
Cz�sto zastanawia�em si� nad tym, jak bardzo wyrafinowane s� te czujniki. My�l
bowiem,
i� ca�a s�u�ba bezpiecze�stwa mog�aby ogl�da� moje ekscesy, z pocz�tku baranie
irytowa�a, ale po
jakim� czasie nauczy�em si� w og�le o tym nie my�le�.
�ycie, jakie mi oferowano w tym zawodzie, by�o po prostu bardzo mi�e. Poza tym i
tak nie
mia�em �adnego wp�ywu na te sprawy. Ludzie na wi�kszo�ci cywilizowanych �wiat�w
tak�e mieli
wszczepione podobne czujniki, tyle �e nie tak wyrafinowane technicznie jak moje.
Jak�e bowiem
inaczej da�oby si� utrzyma� w porz�dku, post�pie i pokoju tak olbrzymie masy
rozrzuconej w
przestrzeni ludzko�ci.
Kiedy jednak zbli�a� si� termin kolejnej misji, nie mo�na by�o przecie�
rezygnowa� z
nabytego uprzednio do�wiadczenia. Wymazanie danych z m�zgu bez ich
zmagazynowania gdzie
indziej by�oby wielce niepraktyczne, bo przecie� dobry agent staje si� coraz
lepszy dzi�ki temu, i�
nie powtarza w�asnych b��d�w. Dlatego w�a�nie nale�a�o uda� si� do naszej
kliniki, gdzie
przechowywano to wszystko, czego kiedykolwiek do�wiadczy�e�, i pozwoli�, by ci
to na powr�t
wpisano, tak �eby� zn�w m�g� by�, powiedzmy, kompletny na duszy i ciele przed
nast�pn� misj�.
Zdumiewa� mnie zawsze m�j stan, kiedy wstawa�em z fotela po przywr�ceniu mi
pami�ci.
Nawet wyra�ne wspomnienia tego, czego dokona�em, wprowadza�y mnie w zdumienie.
Dziwi�o
mnie bardzo, i� to ja w�a�nie, wybrany ze wszystkich ludzi na �wiecie, zrobi�em
to czy owo.
Tym razem wiedzia�em jednak, �e proces ten p�jdzie o jeden krok dalej. Nie tylko
kompletny, pe�en �ja" wstan� z tego fotela, ale ta sama pami�� zostanie
odci�ni�ta w innych
umys�ach, w innych cia�ach, w tylu, ile b�dzie niezb�dnych do uzyskania
w�a�ciwego rezultatu.
Zastanawia�em si�, jacy oni b�d�, jakie b�d� te cztery wersje mnie samego.
Fizycznie
prawdopodobnie b�d� si� ode mnie znacznie r�ni�. �ami�cy prawo, kt�rych tu
spotyka�em, na
og� nie pochodzili z �adnego z cywilizowanych �wiat�w, gdzie ludzi
standaryzowano w imi�
r�wno�ci. Nie ci ludzie wywodzili si� z pogranicza, spo�r�d kupc�w, g�rnik�w i
wolnych
strzelc�w, kt�rzy egzystowali na obrze�ach cywilizacji i kt�rzy dla takiej
ekspansywnej cywilizacji
byli niezb�dni, warunki bowiem, w jakich �yli, wymaga�y olbrzymiej
indywidualno�ci,
samodzielno�ci, oryginalno�ci i wyobra�ni. G�upia w�adza zlikwidowa�aby ich
wszystkich, ale
g�upia w�adza degeneruje si� i traci witalno�� i mo�liwo�ci dalszego rozwoju
w�a�nie poprzez
standaryzacj�. Naturalnie,Utopia" przeznaczona by�a dla mas, jednak�e nie dla
ka�dego; w
przeciwnym razie nie pozosta�aby �Utopi�" zbyt d�ugo.
Ten problem pojawi� si� zreszt�, ju� gdy tworzono Rezerwat Rombu Wardena.
Niekt�rzy z
tych twardzieli z pogranicza mieli tak silne poczucie niezale�no�ci, �e
stanowili pewne zagro�enie
dla stabilno�ci �wiat�w cywilizowanych. K�opot bowiem polega na tym, �e ten,
kt�ry potrafi�
rozlu�ni� wi�zy utrzymuj�ce nasze spo�ecze�stwo w ca�o�ci, na og� nale�y do
kategorii
najbystrzejszych, najbardziej przebieg�ych, najbardziej bezwzgl�dnych i
najbardziej oryginalnych
umys��w wyprodukowanych przez to spo�ecze�stwo, a tym samym nie jest kim�, komu
lekk� r�k�
wymazuje si� zawarto�� m�zgu. Romb m�g� skutecznie zatrzyma� ten gatunek ludzi
na zawsze,
dostarczaj�c im jednocze�nie tw�rczych mo�liwo�ci, kt�re pod subteln� kontrol�
mog�yby nawet
da� co� warto�ciowego samej Konfederacji, cho�by to mia� by� jedynie jaki�
pomys�, nowa idea,
my�l, spojrzenie na skomplikowany problem.
Oczywi�cie przest�pcy, kt�rych tam wysy�ano, bardzo chcieli okaza� si�
przydatni, skoro
alternatyw� dla nich by�a �mier�. W rezultacie tego wszystkiego wiele tw�rczych
umys��w sta�o si�
niezb�dnymi dla Konfederacji, czym zapewni�y sobie w�asne przetrwanie.
Przewidziano tak�
mo�liwo�� i potrafiono j� wykorzysta�. Podobnie jak inne przest�pcze organizacje
w przesz�o�ci, ta
r�wnie� oferowa�a us�ugi, o kt�rych ludzie byli przekonani, i� s� nielegalne lub
niemoralne, a
kt�rych mimo to po��dali,
Ta cholerna sonda sprawia�a mi b�l jak wszyscy diabli. Zazwyczaj odczuwa�em
jedynie
mrowienie, po kt�rym nast�powa�o uczucie senno�ci i sen, z kt�rego budzi�em si�
po kilku
minutach w �wietnej formie. Tym razem mrowienie przesz�o w b�l, kt�ry wydawa�
si� wwierca�
do czaszki, skaka� w jej wn�trzu i obejmowa� kontrol� nad ca�� moj� g�ow�. By�o
to tak, jak gdyby
olbrzymia d�o� obj�a m�j m�zg, pu�ci�a, znowu �cisn�a, wszystko to w
og�uszaj�cym b�lem
rytmie. Zamiast wi�c zasn��, straci�em przytomno��.
Przebudzi�em si� i j�kn��em cicho. Bolesne pulsowanie usta�o, ale pami�� o nim
by�a zbyt
�wie�a i zbyt �ywa. Min�o kilka minut, nim znalaz�em w sobie do�� si�, by
usi���. Nap�yn�y stare
wspomnienia, a ja zdumiewa�em sam siebie, przypominaj�c sobie niekt�re z mych
dawnych
przyg�d. Zastanawia�em si�, czy moje �sobowt�ry" zostan� poddane podobnej
�kuracji", skoro ich
pami�ci nie da si� wymaza� po zako�czeniu misji, tak jak mojej. Uzmys�owi�em
sobie, i� b�d� one
musia�y by� zlikwidowane, je�eli s� w posiadaniu ca�ej zawarto�ci mojej pami�ci.
W przeciwnym
bowiem razie zbyt wiele tajemnic znalaz�oby si� na planetach Rombu Wardena i
mog�yby one
wpa�� w r�ce ludzi, kt�rzy wiedzieliby, jaki z nich zrobi� u�ytek.
Ledwie zd��y�em o tym pomy�le�, kiedy nagle u�wiadomi�em sobie, i� co� jest nie
tak.
Rozejrza�em si� po ma�ym pokoiku, w kt�rym si� obudzi�em, i natychmiast
zorientowa�em si�, co
by�o �r�d�em mojego niepokoju.
To nie by�a Klinika S�u�b Bezpiecze�stwa; to nie by�o �adne ze znanych mi
miejsc:
malutkie pomieszczenie, oko�o dwunastu metr�w sze�ciennych obj�to�ci, przy czym
sufit by�
troch� wy�ej ni� normalnie. Znajdowa�a si� tam koja, na kt�rej si� przebudzi�em,
malutka
umywalka, standardowy luk �ywno�ciowy i wysuwana toaleta w �cianie. To wszystko.
Nic
wi�cej... Chocia�...
Rozejrza�em si� wok� i bez trudu zauwa�y�em to, co by�o najbardziej oczywiste.
Tak, nie
by�em w stanie wykona� �adnego ruchu, kt�ry nie by�by rejestrowany wizualnie i
d�wi�kowo.
Drzwi by�y prawie niewidoczne i na pewno nie da�oby si� ich otworzy� od
wewn�trz. Poj��em
natychmiast, gdzie jestem.
To cela wi�zienna.
Co gorsza, odczuwa�em delikatn� wibracj�, kt�ra nie pochodzi�a z �adnego
konkretnego
�r�d�a. Uczucie to by�o wielce irytuj�ce; w rzeczywisto�ci wibracja by�a tak
s�aba, i� prawie
niezauwa�alna, ale ja wiedzia�em, co ona oznacza. Znajdowa�em si� na pok�adzie
statku,
poruszaj�cego si� gdzie� w przestrzeni.
Wsta�em, zataczaj�c si� lekko pod wp�ywem nag�ego zawrotu g�owy, kt�ry przeszed�
r�wnie szybko, jak si� pojawi�, i przyjrza�em si� swemu cia�u. By�o mniejsze,
l�ejsze i szczuplejsze
od tego, do kt�rego by�em przyzwyczajony, ale by�o niew�tpliwie cia�em m�czyzny
pochodz�cego ze �wiat�w cywilizowanych. To, co r�ni�o je tak bardzo od mojego
w�asnego, a
czego w pierwszej chwili nie dostrzeg�em, to, �e tak si� wyra��, jego nie
ska�ona nowo�� i
�wie�o��. By�o ono jeszcze nie w pe�ni rozwini�te; nie mia�o nawet w�os�w
�onowych. Jednym
s�owem, cia�o kogo� bardzo m�odego. To nie by�o moje cia�o. Nie wiem, jak d�ugo
sta�em tam
og�uszony moim odkryciem.
Przecie� to nie ja! - zawy� m�j umys�. - Jestem jednym z nich, jednym z tych
sobowt�r�w!
Usiad�em na pryczy, powtarzaj�c sobie, �e to niemo�liwe Wiedzia�em przecie�, kim
jestem,
pami�ta�em wszystko ka�dy szczeg� ze swego �ycia i pracy.
Po jakim� czasie szok ust�pi� miejsca w�ciek�o�ci i frustracji. By�em kopi�,
imitacj� kogo�,
kto wci�� �yje i dzia�a, i kto, by� mo�e, obserwuje m�j ka�dy ruch i zna ka�d�
m� (my�l.
Nienawidzi�em wtedy tego drugiego, nienawidzi m go z patologiczn� si��, nie
maj�c� nic
wsp�lnego ze zdrowym rozs�dkiem. Siedzi tam sobie wygodnie i bezpiecznie
obserwuje moj�
prac�, obserwuje sobie to wszystko, a kiedy to si� sko�czy, wr�ci do domu, by
z�o�y�
sprawozdanie, wr�ci do tego przyjemnego �ycia, podczas gdy ja...
Zamierzali rzuci� mnie na kt�ry� ze �wiat�w Rombu Wardena, zatrzasn�� w pu�apce
jak
jakiego� superkryminaliste, uwi�zi� mnie tam na reszt� mojego �ywota,
przynajmniej na reszt�
�ywota tego cia�a. A co potem? Kiedy zadanie zostanie ju� wykonane? Pomy�la�em o
tym, tu� po
przebudzeniu, sam wyda�em na siebie wyrok. A tyle wiedzia�em! Naturalnie, b�d�
poddany ci�g�ej
obserwacji. I zabij� mni�, je�li wydam kt�r�� z tych tajemnic. Zabij� mnie i tak
po zako�czeniu
misji, cho�by ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa.
W tym momencie jednak moje wyszkolenie i profesjonalizm wzi�y g�r� nad szokiem
i
gniewem. Odzyska�em panowanie nad sob� i przemy�la�em wszystko, co wiedzia�em.
Obserwacja i monitoring? Bez w�tpienia, ale dok�adniejsze ni� kiedykolwiek
przedtem.
Przypomnia�o mi si�, co m�wi� Krega o jakiej� organicznej ��czno�ci. Dobrze si�
bawisz, ty
sukinsynu? Masz du�� przyjemno��, do�wiadczaj�c moich prze�y� z drugiej r�ki?
Ponownie g�r� wzi�a rutyna i uspokoi�em si� nieco. Niewa�ne, powiedzia�em
sobie.
Przecie� dobrze wiem, co on sobie my�li, a to ju� jest pewna przewaga. Ze
wszystkich ludzi na
�wiecie on wie najlepiej, �e nie�atwo mnie b�dzie zabi�.
Odkrycie, i� nie jest si� tym, kim si� by�o, a tylko sztucznym tworem,
spowodowa�o
ogromny wstrz�s. Szokiem by�o r�wnie� u�wiadomienie sobie, �e ca�e �ycie, kt�re
si� pami�ta,
nawet je�eli osobi�cie si� go nie do�wiadczy�o, odesz�o na zawsze. Nie b�dzie
ju� cywilizowanych
�wiat�w, nie b�dzie kasyn i pi�knych kobiet, nie b�dzie szastania �atwymi
pieni�dzmi. Niemniej,
kiedy tak sobie tam siedzia�em, m�j umys� automatycznie przystosowywa� si� do
sytuacji. Dlatego
w�a�nie wybierano takich jak ja: posiadali�my bowiem umiej�tno��
przystosowywania si� do
ka�dych okoliczno�ci.
I cho� to nie by�o moje cia�o, to jednak ci�gle by�em to ja. Pami��, my�l i
osobowo��, a nie
cia�o, tworzy�y bowiem jednostk� ludzk�. Powiedzia�em sobie, �e cia�o to jest
jedynie pewnym
rodzajem biologicznego przebrania, cho� wyj�tkowo wyrafinowanego. Je�li chodzi o
prawdziwego
mnie, to wydawa�o mi si�, �e ta osobowo�� i te wspomnienia w r�wnym stopniu
nale�� do mnie, co
i do tamtego osobnika. I tak przecie� by�em kim� innym do momentu, w kt�rym
podnios�em si� z
fotela w klinice. Wtedy ju� cz�� mojej pami�ci i moich do�wiadcze� przesta�a
istnie�. Ten stary
ja, z okresu pomi�dzy misjami, by� tworem sztucznym, przynajmniej wed�ug mnie.
Ten nieciekawy
playboy w rzeczywisto�ci nie istnia�, jego osobowo�� by�a rezultatem
manipulacji. Prawdziwy ja
zosta� �zakonserwowany", a jego pami�� zmagazynowana w komputerach
psychochirurgicznych, i
pozwalano ujawni� si� jej tylko w�wczas, kiedy by�a do czego� przydatna, i nie
bez racji.
Wypuszczony na wolno��, stanowi�em takie samo zagro�enie dla struktur w�adzy,
jak i dla tych,
przeciwko kt�rym ta w�adza mnie wysy�a�a.
A by�em dobry. Najlepszy, jak twierdzi� Krega. Dlatego w�a�nie znalaz�em si�
tutaj, w tym
ciele, w tej celi, na tym statku. I nie wyczyszcz� mi pami�ci, nie zabij� mnie,
je�li tylko uda mi si�
temu zapobiec. Ten drugi ja, siedz�cy tam przy konsoli - jako� przesta�em
odczuwa� do niego
nienawi�� - sta� mi si� wr�cz oboj�tny. Kiedy to si� sko�czy, jeszcze raz wyma��
mu zawarto��
jego pami�ci, by� mo�e zabij�, je�li ja i moi bracia agenci na Rombie dowiemy
si� zbyt du�o. W
najlepszym wypadku powr�ci on do stanu ospa�ego i boja�liwego mi�czaka.
Ja, z drugiej strony... Ja, b�d� tutaj, b�d� sobie �y�, prawdziwy ja. Stan� si�
pe�niejszym od
niego.
Nie mia�em jednak �adnych z�udze�. Zabij� mnie, je�li tylko b�d� mogli; o ile
nie zrobi�
tego, na czym im zale�y. Uczyni� to zdalnie, z satelity - robota, bez
najmniejszego wahania.
Przynajmniej ja bym tak zrobi�. Nara�ony na to b�d� tylko do czasu, dop�ki nie
opanuj� nowej
sytuacji i nie poznam mojego sta�ego ju� �rodowiska. By�em tego wszystkiego
pewien, zna�em
bowiem ich metody i ich spos�b my�lenia. Musz� wykonywa� za nich ich brudn�
robot� - ale
wy��cznie tak d�ugo, jak d�ugo nie znajd� sposobu wyj�cia. Mo�na ich przecie�
pokona�, nawet na
ich w�asnym terenie. Po to zreszt� zatrudniali ludzi mojego pokroju by�my
demaskowali tych,
kt�rzy po mistrzowsku zacierali �lady, ukrywali swoje �ycie i dzia�alno��,
znikali jak duchy z ich
monitor�w, by�my ich demaskowali i likwidowali. Nie wy�l� jednak za mn� nowego
agenta -
profesjonalisty, �eby mnie dopad�, je�li ja pokonam ich wcze�niej. Postawiliby
bowiem kogo�
innego dok�adnie w tej samej sytuacji, w jakiej ja teraz si� znajduj�.
Zrozumia�em wtedy co�, do czego oni bez w�tpienia doszli przede mn�: i� nie mam
wyj�cia
i musz� wype�ni� t� misj�. Tylko w�wczas, gdy b�d� wykonywa� to, czego ode mnie
oczekuj�,
b�d� chroniony przez nich w tym niebezpiecznym dla mnie okresie. Potem za�... No
c�,
zobaczymy.
Ogarn�o mnie podniecenie zwi�zane ze stoj�cym przede mn� wyzwaniem,
podniecenie,
kt�re towarzyszy�o mi zawsze w takiej sytuacji. Nale�y rozwi�za� zagadki,
osi�gn�� wskazane
cele. Lubi� zwyci�a�, a zwyci�stwo jest zawsze �atwiejsze, kiedy nie ma si�
emocjonalnego
stosunku do sprawy, kiedy ma si� do czynienia jedynie z wyrwaniem, problemem i
przeciwnikiem i
kiedy potrzebny jest fizyczny i intelektualny wysi�ek, by sprosta� takiemu
wyzwaniu. Musz�
dowiedzie� si� czego� na temat zagro�enia ze strony obcych. Prawd� m�wi�c, nie
przejmowa�em
si� tym zagadnieniem, przecie� i tak ju� na zawsze by�em uwi�ziony w �wiecie
Wardena. Je�li
obcy zwyci꿹 w nadchodz�cej konfrontacji, mieszka�cy Rombu Wardena przetrwaj�
jako ich
sojusznicy. Je�li obcy przegraj�, nie b�dzie to mia�o wi�kszego znaczenia,
sytuacja b�dzie
wygl�da�a jak w tej chwili. Po prostu ca�y ten problem obcych by� problemem
czysto
intelektualnym, co mi bardzo odpowiada�o.
Drugi cel misji stwarza� podobn� sytuacj�. Znale�� w�adc� konkretnego Diamentu i
zabi�
go, je�li potrafi�. W pewnym sensie dokonanie tego b�dzie znacznie trudniejsze,
jako �e musz�
dzia�a� na obcym terenie i dlatego b�d� potrzebowa� wi�cej czasu i jakich�
sojusznik�w. Jeszcze
jedno wyzwanie. Ale je�li go ju� dopadn�, poprawi to na pewno moj� sytuacj�.
Je�li natomiast on
mnie dopadnie, rozwi��e to wszystkie problemy... Jednak my�l o przegranej by�a
dla mnie wielce
odpychaj�ca. Ustawi�o to ca�y pojedynek, z mojego punktu widzenia, na najlepszej
z mo�liwych
p�aszczyzn. Zab�jstwo po��czone z tropieniem ofiary by�o gr� najbardziej
wyrafinowan� i
ostateczn�, albo bowiem w niej wygrywa�e�, albo umiera�e� i nie musia�e� ju� �y�
z my�l� o
przegranej.
Przysz�o mi nagle do g�owy, �e jedyn� rzeczywist� r�nic� pomi�dzy mn� a jakim�
w�adc�
Diamentu jest to, �e ja pracuj� dla prawa, a on (czy ona) przeciw niemu. Nie, to
chyba nie tak. Na
jego �wiecie to on by� prawem, a ja b�d� dzia�a� przeciw niemu i prawu. Pod
wzgl�dem etycznym
wychodzi� mi remis.
Jedyna rzecz natomiast, kt�ra mi si� nie podoba�a w tym momencie, to fakt, i�
rozpoczyna�em wykonywanie zadania w tak niekorzystnej dla siebie sytuacji.
Zazwyczaj
programowano bowiem ca�� istotn� informacj� w moim m�zgu przed wys�aniem na
misj�, a tym
razem tego nie uczyniono. Mo�liwe, pomy�la�em sobie, i� wp�yn�y na to cztery
programowania
przed czterema kolejnymi misjami i obawa przed dodawaniem jeszcze czego� do
mojego m�zgu,
bezpo�rednio po dokonaniu transferu do nowego cia�a, kt�ry sam w sobie by�
operacj� trudn�.
Jakkolwiek by by�o, taka metoda spowoduje, �e znajd� si� w powa�nych tarapatach.
Kto� powinien
by� o tym pomy�le�.
Kto� pomy�la�, ale odkry�em to dopiero po jakim� czasie. Mniej wi�cej godzin� po
przebudzeniu us�ysza�em dzwonek przy luku �ywno�ciowym, wobec czego podszed�em
do niego.
Prawie natychmiast ukaza�a si� taca z gor�cym posi�kiem, no�em i widelcem,
kt�re, co bez trudu
rozpozna�em, nale�a�y do kategorii przedmiot�w ulegaj�cych samo - rozk�adowi. Za
p� godziny
rozpuszcz� si�, tworz�c kleist� ka�u��, po czym wyschn� na sypki proszek, to
standardowa
procedura w przypadku wi�ni�w.
Jedzeni� by�o okropne, ale nie spodziewa�em si� lepszego. Jedynie witaminizowany
sok
owocowy smakowa� ca�kiem nie�le; wypi�em go z du�� przyjemno�ci�, a cienki,
przezroczysty
pojemnik (nierozpuszczalny) zachowa�em jako naczynie na wod�, tak na wszelki
wypadek. Ca��
reszt� w�o�y�em z powrotem do podajnika, gdzie elegancko wyparow