7592
Szczegóły |
Tytuł |
7592 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7592 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7592 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7592 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Ludlum
Transakcja Rhinemanna
Jeszcze w tym roku w Wydawnictwie AMBER nast�pna powie�� Roberta Ludluma
KRUCJATA BOURNE'A
AMBER
Prze�o�y� ARKADIUSZ NAKONIECZNIK
Tytu� orygina�u THE RHINEMANN EXCHANGE
Ilustracja na ok�adce BOB LARKIN
Opracowanie graficzne DARIUSZ CHOJNACKI
Redaktor RYSZARDA GRZYBOWSKA
Copyright (c) 1974 by ROBERT LUDLUM
For a cover lllustration Copyright (c) by BOB LARKIN
For the Polish Edition ' '
by Wydawnictwo AMBER Sp. Pozna� 1990
ISBN 83-85079-22-X
WST�P
20 marca 1944, Waszyngton, D. C.
- Dawid?
Dziewczyna wesz�a do pokoju i przez chwil� patrzy�a w milczeniu na wysokiego oficera, stoj�cego przy oknie hotelowym. Pada� zimny, marcowy deszcz, tworz�c na waszyngto�skim niebie zacieki z wiatru i mg�y.
Spaulding odwr�ci� si� �wiadom jej obecno�ci, cho� nie us�ysza� ani s�owa.
- Przepraszam, m�wi�a� co�?
Zauwa�y�, �e kobieta trzyma jego p�aszcz przeciwdeszczowy. Stwierdzi� te� trosk� w jej oczach... i strach, kt�ry stara�a si� ukry�.
- Ju� po wszystkim - powiedzia�a cicho.
- Ju� po wszystkim - powt�rzy�. - A raczej b�dzie po wszystkim,
za jak�� godzin�.
- Czy oni tam b�d� w komplecie? - zapyta�a, zbli�aj�c si� do niego
z wyci�gni�tym przed siebie p�aszczem, tak jakby to by�a tarcza.
- Owszem. Nie maj� wyboru. Ja zreszt� te�. - Lewe rami�
Spauldinga by�o zabanda�owane, r�ka za� spoczywa�a pod marynark� na
szerokim czarnym temblaku. - Czy mo�esz mi pom�c? Deszcz nadal
pada bez ustanku.
Jean Cameron oci�gaj�c si� poda�a mu p�aszcz.
Zatrzyma�a si� w p� kroku, spogl�daj�c na ko�nierz jego wojskowej koszuli, a nast�pnie na naramienniki munduru. Wszelkie dystynkcje zosta�y z nich usuni�te. Pozosta�y po nich tylko wyblak�e �lady.
Ani stopnia wojskowego, ani te� oznak przynale�no�ci do okre�lonego rodzaju broni. Nie by�o nawet z�oconych inicja��w kraju, kt�remu s�u�y�.
S�u�y� do tej pory.
Zauwa�y� jej spojrzenie.
- W�a�nie tak zaczyna�em - powiedzia� cicho. - Bez nazwiska, bez
stopnia, bez przesz�o�ci. Tylko numer i litera. Chc�, �eby o tym pami�tano.
Dziewczyna sta�a bez ruchu, �ciskaj�c p�aszcz w d�oniach.
- Zabij� ci�, Dawidzie - powiedzia�a ledwie s�yszalnym g�osem.
- Tego na pewno nie zrobi� - odpar� spokojnie. - Nie b�dzie
�adnych zab�jc�w, wypadk�w ani te� nag�ych rozkaz�w przenosz�cych
mnie do Birmy albo do Dar-es-Salaam. To ju� sko�czone. Nie mog�
dowiedzie� si� o tym, co zrobi�em.
U�miechn�� si� �agodnie i dotkn�� jej twarzy. Jej cudownej twarzy. Westchn�a g��boko, staraj�c si� zachowa� spok�j, kt�rego bynajmniej nie czu�a. Ostro�nie za�o�y�a mu p�aszcz na lewe rami�, a on tymczasem si�gn�� r�k� do prawego r�kawa. Przytuli�a na chwilk� twarz do jego plec�w. Poczu� lekkie dr�enie w jej g�osie.
- Nie b�d� si� ba�a. Obieca�am ci.
Wyszed� przez szklane drzwi hotelu Shoreham i sk�oni� g�ow� w kierunku stoj�cego pod daszkiem od�wiernego. Nie chcia� taks�wki, potrzebowa� spaceru. D�ugiego spaceru, �eby zd��y�y wypali� si� do ko�ca dogasaj�ce w nim p�omienie w�ciek�o�ci. By�aby to ostatnia godzina w jego �yciu, kiedy ma na sobie mundur.
Mundur bez dystynkcji, bez znak�w rozpoznawczych.
Wszed�by przez podw�jne drzwi do gmachu Ministerstwa Wojny i poda�by swoje nazwisko �andarmowi.
Dawid Spaulding.
Nic wi�cej nie powie, to wystarczy. Nikt nie b�dzie pr�bowa� go zatrzymywa� i przeszkadza� mu.
Bezimienni dow�dcy, nosz�cy jedynie wydzia�owe znaki rozpoznawcze, wydadz� rozkazy, kt�re pozwol� mu przej�� szarymi korytarzami a� do niczym nie oznaczonych drzwi pewnego pokoju.
Rozkazy b�d� pozostawione przy stanowisku s�u�by bezpiecze�stwa dlatego, �e wcze�niej zosta� wydany inny rozkaz, kt�rego �r�d�a nie spos�b ustali�, samego rozkazu za� nikt nie rozumia�.
W ka�dym razie tak stwierdz�. Ze w�ciek�o�ci�.
Ale ta w�ciek�o�� nie mo�e r�wna� si� z jego gniewem.
Bezimienni dow�dcy r�wnie� zdawali sobie z tego spraw�.
W nie oznakowanym pokoju b�d� na niego czekali ludzie o nazwiskach, kt�re jeszcze kilka miesi�cy temu nie mia�y dla niego �adnego znaczenia. O nazwiskach, kt�re obecnie stanowi�y dla niego symbol tak potwornego fa�szu, �e kiedy to sobie u�wiadomi�, zacz�� ca�kiem powa�nie obawia� si� o stan swojego umys�u.
Howard Oliver.
Jonathan Craft.
Walter Kendall.
Same nazwiska brzmia�y zupe�nie niewinnie. Mog�y nale�e� do kogokolwiek z setek tysi�cy ludzi. By�o w nich co� tak ameryka�skiego...
A mimo to te nazwiska, ci ludzie doprowadzili go niemal do szale�stwa.
B�d� na niego czeka� w nie oznakowanym pokoju, a on przypomni im o tych, kt�rych tam zabraknie.
Erich Rhinemann, Buenos Aires.
Alan Swanson, Waszyngton.
Franz Altmuller, Berlin.
Inne symbole. Inne skojarzenia...
Otch�a� fa�szu, w kt�r� zosta� wci�gni�ty przez... wrog�w.
Jak to si� sta�o, na Boga?
Jak to w og�le mog�o si� sta�?
Ale rzeczywi�cie sta�o si�. A on spisa� wszystkie fakty, kt�re zdo�a� pozna�.
Spisa� je i umie�ci�... �w dokument w teczce, zdeponowanej w skrytce bankowej w Kolorado.
Nikomu nie uda si� do niej dotrze�. Pozostanie zamkni�ta pod ziemi� na tysi�c lat... bo tak b�dzie lepiej.
Chyba �e ludzie, czekaj�cy na niego w nie oznakowanym pokoju, zmusz� go, aby post�pi� inaczej.
Je�li tak si� stanie... je�li go zmusz�... to odporno�� milion�w ludzi zostanie wystawiona na pr�b�. Powszechna odraza nie b�dzie zna�a ani granic, ani interes�w jakiegokolwiek plemienia na �wiecie. Przyw�dcy stan� si� pariasami.
Takimi, jak on jest teraz.
Numer, a po nim litera.
Stan�� przed schodami prowadz�cymi do Ministerstwa Wojny; ciemne, kamienne kolumny przesta�y mu si� kojarzy� z niezwyci�on� pot�g�, tylko z jasnobr�zow� cementow� zapraw�.
To nie mia�o ju� znaczenia.
Przeszed� przez podw�jne drzwi i stan�� przed stanowiskiem s�u�by bezpiecze�stwa, gdzie znajdowa� si� podpu�kownik w �rednim wieku, w towarzystwie dw�ch sier�ant�w.
- Spaulding, Dawid - powiedzia� po cichu.
- Pa�skie dokumenty... - Podpu�kownik zerkn�� na naramienniki
p�aszcza, a potem na ko�nierzyk. - ...Spaulding.
- Nazywam si� Dawid Spaulding. Pochodz� z Fairfax - powt�rzy� Dawid nie podnosz�c g�osu. - Sprawd� w papierach, �o�nierzu.
Podpu�kownik podni�s� raptownie g�ow�, mierz�c go gniewnym spojrzeniem, ale w miar�, jak spogl�da� na Spauldinga stopniowo zacz�o ogarnia� go zdumienie. To bowiem, co us�ysza�, nie by�o powiedziane ani ostro, ani nawet niegrzecznie, tylko ca�kiem zwyczajnie.
Stoj�cy po jego lewej stronie sier�ant bez s�owa wskaza� na papier le��cy na biurku przed oficerem. Podpu�kownik spojrza� w tym kierunku.
Zerkn�� jeszcze raz na Dawida i skin�� przyzwalaj�co r�k�.
Id�c przez szare korytarze, z p�aszczem przewieszonym przez rami�, Spaulding czu� na sobie dziesi�tki spojrze�, lustruj�cych zw�aszcza mundur pozbawiony wszelkich dystynkcji i znak�w rozpoznawczych. Kilka os�b z wahaniem odda�o mu honory.
Nie zareagowa�.
Mijani m�czy�ni ogl�dali si� za nim, inni za� wychylali si� z otwartych drzwi.
To ten... oficer, m�wi�y ich spojrzenia. Dotar�y do nich plotki, powtarzane szeptem w najdalszych k�tach. To on.
Wydano rozkaz...
Oto ten cz�owiek.
PROLOG
8 wrze�nia 1939, Nowy Jork
Dwaj oficerowie w nienagannie odprasowanych mundurach, bez czapek, obserwowali grup� dowolnie ubranych m�czyzn i kobiet znajduj�c� si� po drugiej stronie szklanego przepierzenia. Pok�j, w kt�rym siedzieli oficerowie, by� pogr��ony w ciemno�ci.
Zapali�o si� czerwone �wiat�o i z g�o�nik�w umieszczonych po obu stronach szklanej tafli, stanowi�cej jedn� �cian� zaciemnionego pomieszczenia, rozleg�y si� d�wi�ki organ�w. W chwil� potem do��czy�o do nich szczekanie wielkich, krwio�erczych ps�w, a nast�pnie, na tle tych po��czonych d�wi�k�w, zabrzmia� g��boki, czysty, pos�pny g�os:
"Gdziekolwiek czai si� szale�stwo, gdziekolwiek s�ycha� bezsilne zawodzenie, tam z pewno�ci� dostrze�ecie wysok�, ukryt� w cieniu posta� Jonathana Tyne'a, czekaj�cego tylko na sposobno��, by zewrze� si� w boju z mocami piekielnymi, widzialnymi i niewidzialnymi..."
Nagle rozleg� si� przera�liwy, �widruj�cy w uszach krzyk. Aaaach! Korpulentna kobieta mrugn�a do niskiego m�czyzny w grubych okularach czytaj�cego tekst z kartki maszynopisu i �uj�c bez przerwy gum� odesz�a od mikrofonu.
Dono�ny g�os ci�gn�� dalej:
"Dzi� wieczorem b�dziemy �wiadkami, jak Jonathan Tyne przyjdzie z pomoc� przera�onej lady Ashcroft, kt�rej m�� znikn�� na zamglonych szkockich grz�zawiskach dok�adnie o p�nocy przed trzema tygodniami. Co dnia, o p�nocy, nad pogr��onymi w mroku polami rozlega si� wycie bezpa�skich ps�w. Wydaj� si� one szczeka� na cz�owieka, kt�ry skrada si� niepostrze�enie w ogarniaj�cej wszystko mgle. Jonathan Tyne, tropiciel z�a, nemesis Lucyfera, wybawiciel bezsilnych wi�ni�w ciemno�ci..."
D�wi�ki organ�w przybra�y ponownie na sile, a ujadanie ps�w sta�o si� jeszcze bardziej z�owieszcze.
Starszy oficer, pu�kownik, spojrza� na swego towarzysza, porucznika. M�odszy m�czyzna wpatrywa� si� z zatroskan� min� w grup� zachowuj�cych si� nonszalancko aktor�w, znajduj�cych si� w o�wietlonym studio.
Pu�kownik skrzywi� si�.
- Interesuj�ce, nieprawda�? - zapyta�.
- Co prosz�? Ach, tak, sir. Nawet bardzo interesuj�ce... Kt�ry to?
- Ten wysoki facet, w rogu. Czyta teraz gazet�.
- Czy to on gra Tyne'a?
- On? Nie, poruczniku. Ma jak�� r�lk�. Co� m�wi w kt�rym�
z hiszpa�skich dialekt�w, zdaje si�.
- Ma�� r�lk� w hiszpa�skim dialekcie... - Porucznik powt�rzy�
s�owa pu�kownika z nut� wahania w g�osie i ze zdziwionym spojrzeniem. -
Prosz� mi wybaczy�, sir, ale nic z tego nie rozumiem. Nie wiem, co my tu robimy ani te�, co on tu robi? S�dzi�em, �e jest in�ynierem
budowlanym.
- Bo jest.
Muzyka organowa przycich�a do pianissimo, a ujadanie ps�w umilk�o w oddali. Z g�o�nik�w rozleg� si� inny g�os - bardziej aksamitny, cieplejszy, niczym nie zwiastuj�cy niczym nadci�gaj�cego dramatu.
Pielgrzym. Myd�o, kt�re pachnie jak majowe kwiaty. Myd�o o zapachu majowym. Dzi�ki Pielgrzymowi s�uchacie kolejnych przyg�d Jonathana Tyne'a.
Otworzy�y si� grube, wy�o�one d�wi�koch�onnym materia�em drzwi i do pogr��onego w ciemno�ci pomieszczenia wszed� wyprostowany, �ysiej�cy m�czyzna, ubrany w tradycyjny garnitur wizytowy. Wyci�gn�� praw� d�o� do pu�kownika, a w lewej trzyma� szar� kopert�.
- Witaj, Ed - powiedzia� cicho, ale nie szeptem. - Mi�o, �e ci�
znowu widz�. Nie musz� chyba ci m�wi�, �e tw�j telefon troch� mnie
zaskoczy�.
- Te� tak my�l�. Jak si� masz, Jack. Poruczniku, to pan John Ryan,
jeszcze jaki� czas temu major John Ryan z Sz�stego Korpusu.
Oficer uni�s� si� z miejsca.
- Prosz� usi���, poruczniku - powiedzia� Ryan, u�cisn�wszy
jego d�o�.
- Mi�o mi pana pozna�. Dzi�kuj� panu.
Ryan obszed� rz�d czarnych sk�rzanych foteli i usiad� obok pu�kownika, tu� przed szklan� �cian� dzia�ow�. Muzyka organowa przybra�a ponownie na sile, podobnie jak przera�liwe wycie ps�w. Kilkoro aktor�w zgromadzi�o si� wok� dw�ch mikrofon�w i patrzy�o na m�czyzn�
znajduj�cego si� w innym, tak�e oddzielonym szklan� �cian�, ale o�wietlonym pomieszczeniu po drugiej stronie studia.
- Co s�ycha� u Jane i dzieci? - zapyta� Ryan.
- Nienawidzi Waszyngtonu, podobnie jak jej syn. Obydwoje najch�tniej
wr�ciliby do Oahu. Ale Cynthii bardzo tu si� podoba. Ma
osiemna�cie lat, lubi te wszystkie pota�c�wki w stolicy...
M�czyzna z o�wietlonego pomieszczenia po przeciwnej stronie studia da� znak r�k� i aktorzy rozpocz�li dialog.
- A ty? - kontynuowa� Ryan. - Waszyngton wygl�da �adnie na
li�cie przeniesie�.
- Przypuszczam, �e tak, ale to dla mnie ma�a pociecha, bo i tak nikt
nie wie, �e tutaj jestem.
- Naprawd�?
- G-2. A ty wygl�dasz kwitn�co, Jack.
- Wiem. - Ryan u�miechn�� si� z za�enowaniem. - Ale to
nie moja zas�uga. W firmie jest co najmniej dziesi�ciu facet�w, kt�rzy
mogliby robi� to samo, co ja, tyle tylko, �e... lepiej. Niestety, nie
potrafi� odda� tego w swoich opracowaniach. Sta�em si� symbolem
firmy, jej o�rodkiem i czynnikiem spajaj�cym. Klienci ju� si� do
tego przyzwyczaili.
Pu�kownik roze�mia� si�.
- G�wno prawda. Zawsze potrafi�e� sobie radzi�. Nawet prze�o�eni
zazwyczaj kierowali kongresmen�w w�a�nie do ciebie.
- Pochlebiasz mi. W ka�dym razie wydaje mi si�, �e mi pochlebiasz.
- Aaaa! - Pulchna aktorka, nie przestaj�c ani na chwil� �u� gumy,
wrzasn�a do drugiego mikrofonu. Cofn�a si�, potr�caj�c po drodze
szczup�ego aktora o zniewie�cia�ym wygl�dzie, kt�ry szykowa� si� w�a�nie
do wypowiedzenia swojej kwestii.
- Sporo tu krzyku, prawda? - W ustach pu�kownika wcale nie
zabrzmia�o to jak pytanie.
- I szczekanie ps�w, i d�wi�ki rozstrojonych organ�w, i tyle j�k�w
oraz chrapliwych oddech�w. "Tyne" to nasz najbardziej popularny
program.
- Przyznam si�, �e go s�ucham. Tak jak ca�a rodzina, odk�d tu
powr�cili�my.
- Nie uwierzy�by�, gdybym powiedzia� ci, kto pisze wi�kszo��
scenariuszy.
- Czy�by?
- Pewien poeta, kt�ry zdoby� nagrod� Pulitzera. Pod pseudonimem,
rzecz jasna.
- To raczej dziwne.
- Bynajmniej. Instynkt samozachowawczy. My p�acimy, a za poezj� dostaje si� niewiele pieni�dzy.
- Czy dlatego i on tu jest? - Pu�kownik skin�� g�ow� w kierunku
wysokiego, ciemnow�osego m�czyzny, kt�ry tymczasem od�o�y� ju�
gazet�, ale ca�y czas sta� w rogu studia, z daleka od innych aktor�w,
opieraj�c si� o �cian� wy�o�on� bia�� wyk�adzin�.
- Diabli wiedz�. Nie mia�em poj�cia, kto to jest - to znaczy
wiedzia�em, "kto jest kto", ale nic o nim nie wiedzia�em, dop�ki nie
zadzwoni�e�. - Ryan wr�czy� pu�kownikowi szar� kopert�. - Oto lista
przedstawie� i s�uchowisk, w kt�rych bra� udzia�, i firm, dla kt�rych
pracowa�. Zadzwoni�em tu i �wdzie, daj�c do zrozumienia, �e chcemy
zaanga�owa� go do jakiej� wi�kszej roli. Hammertsi... cz�sto korzystaj�
z niego.
- Kto?
- To hurtownicy. Maj� oko�o pi�tnastu program�w, seriale i wieczorne
programy rozrywkowe. Twierdz�, �e jest solidny, �adnych problem�w
z nadu�ywaniem. Zdaje si�, �e korzystaj� z niego g��wnie ze wzgl�du na
j�zyki. Bieg�o�� j�zykowa, jak si� powiada.
- Niemiecki i hiszpa�ski. - Stwierdzenie.
- Zgadza si�.
- Tylko �e to nie hiszpa�ski, lecz portugalski.
- Kto to odr�ni? Wiesz przecie�, kim s� jego rodzice.
- Richard i Margo Spaulding. Piani�ci, bardzo znani w Anglii
i w Europie. Obecnie na cz�ciowej emeryturze w Costa del Santiago,
w Portugalii.
- Ale s� Amerykanami, prawda?
- Jak najbardziej. Dopilnowali, �eby ich syn urodzi� si� tutaj,
i wsz�dzie, gdzie mieszkali, posy�ali go do ameryka�skich szk�, a na
ostatnie dwa lata szko�y �redniej i do college'u przys�ali go do Stan�w.
- Wi�c sk�d si� wzi�a ta Portugalia?
- Kto to mo�e wiedzie�? Pierwsze swoje sukcesy odnie�li w Europie
i postanowili tam zosta�. S�dz�, �e powinni�my by� im za to wdzi�czni.
Przyje�d�aj� tu tylko na koncerty, ostatnio coraz rzadziej. Czy wiedzia�e�,
�e on jest in�ynierem budowlanym?
- Nie. Nie wiedzia�em. To interesuj�ce.
- "Interesuj�ce"? Nic wi�cej?
Ryan u�miechn�� si� i w jego oczach pojawi� si� cie� smutku.
- No, w ci�gu ostatnich sze�ciu lat niewiele si� budowa�o, prawda?
Nie ma specjalnego zapotrzebowania na in�ynier�w, je�li nie liczy�
Cywilnego Korpusu Konserwacji i Biura Odbudowy Narodowej. -
Wyci�gn�� praw� r�k� i zatoczy� ni� ko�o, obejmuj�c tym gestem ludzi
zgromadzonych w studiu. - Wiesz, kto tam jest? Adwokat, kt�rego klienci - je�eli w og�le uda mu si� ich znale�� - nie maj� mu z czego zap�aci�. Urz�dnik z Rolls-Royce'a, bezrobotny od trzydziestego �smego. Niegdysiejszy senator stanowy, kt�rego kampania wyborcza sprzed kilku lat kosztowa�a go nie tylko posad�, ale r�wnie� wielu potencjalnych pracodawc�w. Ludzie my�l�, �e on jest czerwony. Nie wyg�upiaj si�, Ed. Dobrze s�ysza�e�, kryzys jeszcze si� nie sko�czy�. Ci ludzie mieli szcz�cie, bo znale�li sobie uboczne zaj�cie, kt�re z czasem sta�o si� ich g��wn� prac�.
- Je�eli uda mi si� wykona� moje zadanie, to jego kariera nie
potrwa ju� nawet miesi�ca.
- Domy�li�em si�, �e o to chodzi. Nadci�ga burza, prawda? Wkr�tce
i my si� w niej znajdziemy. Pewnie ja te� powr�c�... Gdzie chcesz go
wykorzysta�?
- W Lizbonie.
Dawid Spaulding odsun�� si� od bia�ej �ciany studia, wyg�adzi� kartk� ze swoj� kwesti� i ruszy� w kierunku mikrofonu, szykuj�c si� do swego kawa�ka.
Pace przygl�da� mu si� z drugiej strony szklanej �ciany, zastanawiaj�c si�, jak zabrzmi g�os Spauldinga. Zwr�ci� uwag�, �e gdy Spaulding zbli�y� si� do grupy aktor�w skupionych wok� mikrofonu, nast�pi�o �wiadome, czy te� pozorowane �wiadome rozej�cie si� tej grupy, zupe�nie tak, jak gdyby nowy uczestnik by� jako� dla nich obcy, jakby zgromadzeni tam aktorzy celowo odsun�li si� od niego, wyczuwaj�c w nim obco��. Mo�e by�a to zwyk�a uprzejmo��, pozwalaj�ca nowemu wykonawcy zaj�� wygodne miejsce, ale pu�kownik by� innego zdania. �wiadcz�ce o za�y�o�ci u�miechy i spojrzenia, wymieniane mi�dzy pozosta�ymi aktorami, nie by�y kierowane do Spauldinga.
Nikt nie mrugn�� do� porozumiewawczo. Nawet korpulentna kobieta, kt�ra wrzeszcza�a, �u�a gum� i poszturchiwa�a swoich koleg�w, sta�a teraz bez ruchu i spogl�da�a na Spauldinga zapomniawszy na chwil� nawet o gumie do �ucia trzymanej w ustach.
I wtedy wydarzy�o si� co� dziwnego.
Spaulding u�miechn�� si� i wszyscy, nawet szczup�y, zniewie�cia�y m�czyzna, znajduj�cy si� w po�owie monologu, odpowiedzieli u�miechem. Oty�a kobieta mrugn�a.
Dziwne, pomy�la� pu�kownik Pace.
Z g�o�nik�w rozleg� si� g�os Spauldinga, niezbyt g��boki, dono�ny, o silnym akcencie. Rola zwariowanego lekarza, kt�r� odtwarza�, mia�a wiele akcent�w komediowych. W�a�ciwie by�aby ona komiczna, pomy�la� Pace, gdyby nie powaga, z jak� Spaulding wypowiada� swoj� kwesti�. Pace nie zna� si� na aktorstwie, ale potrafi� odr�ni�, czy kto� jest przekonywaj�cy czy nie. Spaulding by� przekonywaj�cy.
B�dzie mu to potrzebne w Lizbonie.
Po kilku minutach Spaulding zako�czy� swoj� kwesti�. Korpulentna kobieta znowu wrzasn�a, a on wr�ci� do swego k�ta, ostro�nie rozpostar� zmi�t� gazet�, po czym wyj�� z kieszeni o��wek i opar� si� ponownie
o �cian�. Najwyra�niej rozwi�zywa� krzy��wk� z "New York Timesa".
Pace ani na moment nie spuszcza� go z oka. Zawsze stara� si� dok�adnie przyjrze� tej osobie, z kt�r� zamierza� nawi�za� kontakt. Szczeg�ln� uwag� przywi�zywa� do drobnostek: sposobu chodzenia, trzymania g�owy, pewno�ci lub braku pewno�ci spojrzenia, a tak�e do ubrania, marki zegarka, spinek do mankiet�w, wypastowanych but�w, stopnia starcia obcas�w, stylu - lub jego braku - zachowania.
Pace usi�owa� oceni� cz�owieka opartego o �cian� i zaj�tego rozwi�zywaniem krzy��wki, kt�rego dossier znajdowa�o si� w jego waszyngto�skim biurze.
Na pierwszy �lad Spauldinga natrafiono w aktach Wojskowego Korpusu In�ynierskiego. Dawid Spaulding zg�osi� si� tam... nie, nie jako ochotnik,,tylko �eby dowiedzie� si� o perspektywy s�u�by. Jakie b�dzie mia� mo�liwo�ci? Czy s� prowadzone jakie� interesuj�ce prace budowlane? Jak d�ugo mia�by pozosta� w Korpusie? Podobne pytania stawia�y tysi�ce wykwalifikowanych ludzi, kt�rzy zdawali sobie spraw� z tego, �e Ustawa o Rozszerzonym Obowi�zku S�u�by Wojskowej zostanie uchwalona w ci�gu najbli�szego tygodnia lub dw�ch. Je�eli, zg�aszaj�c si� wcze�niej, mogliby uzyska� skr�cenie okresu s�u�by lub mo�liwo�� pracy w wyuczonym zawodzie, to lepiej by�o si� na to zdecydowa�, ni� znale�� p�niej w t�umie rekrut�w.
Spaulding wype�ni� wszystkie potrzebne formularze i us�ysza�, �e wojsko si� z nim skontaktuje. Min�o sze�� tygodni bez �adnego odzewu. Nie dlatego, �e Korpus nie by� zainteresowany - by�. Wed�ug przeciek�w z bezpo�redniego otoczenia Roosevelta ustawa mia�a zosta� uchwalona lada dzie� i w zwi�zku z nadspodziewanie masow� rozbudow� koszar i innych urz�dze� wojskowych in�ynier, a szczeg�lnie in�ynier budowlany o kwalifikacjach Spauldinga, stanowi� niezwykle cenny przedmiot zainteresowania.
Jednak dow�dztwo Korpusu In�ynierskiego wiedzia�o o poszukiwaniach prowadzonych przez Wydzia� Wywiadu Po��czonych Szef�w Sztabu
i przez Ministerstwo Wojny. O poszukiwaniach prowadzonych powoli,
bez rozg�osu i bez ryzyka pope�nienia b��du.
Dow�dztwo Korpusu przekaza�o wi�c akta Dawida Spauldinga do G-2 i otrzyma�o rozkaz, �eby zostawi� go w spokoju.
Cz�owiek, kt�rego poszukiwa� Wydzia� Wywiadu, musia� dysponowa� trzema podstawowymi umiej�tno�ciami. Po ustaleniu, �e spe�nia te trzy wymagania, mo�na by�o przyst�pi� do szczeg�owego badania, maj�cego na celu ustalenie, czy odznacza si� r�wnie� innymi, tak�e po��danymi cechami. Ju� jednak trzy pierwsze by�y wystarczaj�co trudne: pierwsza, to bezb��dna znajomo�� portugalskiego; druga, to analogiczna bieg�o�� w pos�ugiwaniu si� niemieckim; trzecia, to do�wiadczenie in�ynierskie, pozwalaj�ce na bezb��dne orientowanie si� w planach, zdj�ciach, a nawet w ustnych charakterystykach najr�niejszych konstrukcji przemys�owych. Od most�w i fabryk do magazyn�w i kompleks�w kolejowych.
Cz�owiek z Lizbony powinien dysponowa� tymi w�a�nie umiej�tno�ciami. B�d� mu potrzebne w czasie wojny, w kt�rej pr�dzej czy p�niej musz� si� tak�e znale�� Stany Zjednoczone.
Zadaniem cz�owieka z Lizbony b�dzie utworzenie siatki wywiadowczej, zajmuj�cej si� przede wszystkim niszczeniem instalacji przemys�owych na g��bokim zapleczu wroga.
Niekt�rzy ludzie podr�owali tam i z powrotem przez tereny nieprzyjaciela, koncentruj�c sw� nie okre�lon� bli�ej dzia�alno�� w pa�stwach neutralnych. Ich w�a�nie mia� wykorzysta� cz�owiek z Lizbony... Zanim zrobi to kto� inny.
Ich, a tak�e innych, kt�rych sam wyszkoli w celach infiltracji. Oddzia�y szpiegowskie. Zespo�y dwu- i tr�jj�zycznych agent�w, kt�rych wy�le przez terytorium Francji do Niemiec, �eby korzysta� z ich obserwacji, a czasem pos�u�y� si� nimi do bezpo�rednich dzia�a� niszczycielskich.
Anglicy uznali, �e taki Amerykanin jest nieodzownie potrzebny w Lizbonie. Wywiad brytyjski zdawa� sobie spraw� ze swojej s�abo�ci na tym terenie - Anglicy byli tam ju� po prostu zbyt d�ugo i dzia�ali w spos�b nader oczywisty. Poza tym w samym Londynie dosz�o do kilku bardzo powa�nych potkni�� w zakresie bezpiecze�stwa; do MI 5 przedosta�y si� obce wtyczki.
Lizbon� powinni byli przej�� Amerykanie.
O ile uda im si� znale�� odpowiedniego cz�owieka.
Wype�niaj�c formularze przyj�cia Dawid Spaulding poda� wszystkie trzy niezb�dne umiej�tno�ci. Od dzieci�stwa w�ada� trzema j�zykami. Jego rodzice, powszechnie znani pa�stwo Richard i Margo Spaulding, utrzymywali trzy domy: niewielkie, eleganckie mieszkanie w Londynie, zimow� dacz� w Baden-Baden w Niemczech i obszern�, wzniesion� nad brzegiem oceanu w dzielnicy artyst�w, will� w Costa del Santiago w Portugalii. Spaulding wychowywa� si� w�a�nie w tych trzech domach. Kiedy sko�czy� szesna�cie lat, jego ojciec - mimo sprzeciw�w matki -
postanowi�, �e ich syn doko�czy wykszta�cenie �rednie w Stanach Zjednoczonych, a nast�pnie wst�pi na jaki� uniwersytet ameryka�ski.
Andover w Massachusetts, Dartmouth w New Hampshire, wreszcie Camegie Institute w Pensylwanii.
Oczywi�cie Wydzia� Wywiadu nie dowiedzia� si� tego wszystkiego z ankiet wype�nionych przez Spauldinga. Dodatkowych informacji i jeszcze znacznie wi�cej dostarczy� mieszkaj�cy w Nowym Jorku cz�owiek o nazwisku Aaron Mandel.
Pace, ca�y czas nie spuszczaj�c wzroku z wysokiego, szczup�ego m�czyzny, kt�ry od�o�y� gazet� i z lekkim rozbawieniem przypatrywa� si� st�oczonym wok� mikrofon�w aktorom, przypomnia� sobie swoje jedyne spotkanie z Mandlem. Po raz kolejny stara� si� dopasowa� uzyskane w�wczas informacje do cz�owieka, kt�rego teraz mia� przed oczami.
Nazwisko Mandla figurowa�o w ankiecie w rubryce REFERENCJE. "Pe�nomocnik, impresario rodzic�w". Adres: apartament w budynku Chryslera. Mandel, rosyjski �yd, by� wzi�tym agentem artystycznym, rywalizuj�cym o klientel� z Solem Hurokiem, chocia� ani nie cieszy� si� takim rozg�osem, ani te� o to nie zabiega�.
- Dawida traktuj� jak rodzonego syna - powiedzia� Pace'owi. -
Zreszt�, pan na pewno o tym wie.
- Dlaczego pan tak przypuszcza? Wiem tylko to, co znajduje si�
w ankiecie. Poza tym jeszcze kilka przypadkowych szczeg��w, wyniki
podczas studi�w i opinie pracodawc�w.
- Powiedzmy, �e tak sobie pana wyobra�a�em. Lub kogo� takiego
jak pan.
- No, prosz�!
- Och, niech�e pan da spok�j. Dawid sp�dzi� wiele lat w Niemczech.
Mo�na nawet powiedzie�, �e tam prawie wydoro�la�.
- W swojej ankiecie... podobnie jak w formularzu paszportowym
poda� nam r�wnie� Londyn i miejsce o nazwie Costa del Santiago
w Portugalii.
- Powiedzia�em przecie� "prawie", cho� on m�wi biegle po niemiecku.
- Zdaje si�, �e r�wnie� po portugalsku.
- Tak jest. I po hiszpa�sku, bo to pokrewny j�zyk. Nie s�dzi�em, �e
ka�dym, kto chce si� znale�� w Korpusie In�ynierskim, interesuj� si�
pu�kownicy. I urz�dnicy z Wydzia�u Paszport�w. - Mandel u�miechn��
si�, mru��c oczy.
- Nie by�em przygotowany na pana przyj�cie - stwierdzi� spokojnie
Pace. - Wi�kszo�� ludzi uwa�a to za normalne. Albo dochodz� p�niej
do takiego wniosku... z nasz� niewielk� pomoc�.
- Wi�kszo�� ludzi nie �y�a tak jak �ydzi w carskim Kijowie. Czego
pan ode mnie oczekuje?
- Po pierwsze, czy powiedzia� pan Spauldingowi, �e si� pan nas
spodziewa? A mo�e komu� innemu...
- Oczywi�cie, �e nie - przerwa� mu delikatnie Mandel. - Ju� panu
m�wi�em, �e traktuj� go jak syna. Nawet przez my�l by mi nie przesz�o,
aby podsuwa� mu takie pomys�y.
- To dobrze. Zreszt�, i tak mo�e z tego nic nie wyj��.
- Mimo to ma pan nadziej�, �e jednak wyjdzie.
- Szczerze m�wi�c, tak. Ale jest par� pyta�, na kt�re musz� znale��
odpowied�. Jego przesz�o�� jest niezwyk�a, ale i pe�na sprzeczno�ci. Przede
wszystkim, rzadko si� zdarza, �eby syn znanych muzyk�w, to znaczy...
- Artyst�w - Mandel podsun�� Pace'owi brakuj�ce s�owo.
- W�a�nie, artyst�w. Rzadko si� zdarza, �eby dzieci takich ludzi
zostawa�y in�ynierami. Czy na przyk�ad ksi�gowymi, je�li wie pan, co
mam na my�li. A potem, kiedy ich syn jest ju� in�ynierem, wydaje si�
do�� niezwyk�e, �e wi�kszo�� swoich dochod�w uzyskuje jako... jako
artysta radiowy. To wszystko wskazuje na pewien brak stabilno�ci. Mo�e
nawet na ca�kiem du�y brak stabilno�ci.
- Cierpi pan na typowo ameryka�sk� mani� sp�jno�ci. Nie jest to
bynajmniej zarzut pod pa�skim adresem. Ja raczej nie sprawdzi�bym si�
jako neurochirurg. Pan z kolei m�g�by by� nawet niez�ym pianist�, ale
w�tpi�, czy uda�oby mi si� wepchn�� pana do Covent Garden... �atwo
mog� rozwia� pa�skie w�tpliwo�ci. Mo�liwe, �e na ko�cu dotrzemy
nawet do owej "stabilno�ci", o kt�rej by� pan uprzejmy wspomnie�. Czy
wie pan, czy wyobra�a pan sobie, jak wygl�da �ycie koncertuj�cych
artyst�w?. To czyste szale�stwo. Dawid �y� w tym szale�stwie przez
niemal dwadzie�cia lat. Podejrzewam... Nie, nie podejrzewam. Wiem, �e
mu to obrzyd�o. A ludzie bardzo cz�sto nie dostrzegaj� pewnych cech,
kt�rymi nierzadko odznaczaj� si� muzycy. Cech dziedzicznych. Na
przyk�ad, talent matematyczny. We�my chocia�by Bacha... Geniusz
w matematyce.
Wed�ug Aarona Mandla, Dawid Spaulding odkry� swoje powo�anie na drugim roku studi�w. Solidno�� i sta�o�� tw�rczo�ci strukturalnej po��czona z dok�adno�ci� przy projektowaniu detali sta�a si� dla niego ucieczk� od p�ynnego �wiata sceny. Jednocze�nie dosz�y w nim do g�osu pewne odziedziczone cechy: mia� rozbudowane ego i silne poczucie niezale�no�ci. Potrzebowa� uznania i aprobaty, o co raczej trudno by�o m�odemu in�ynierowi, zatrudnionemu u schy�ku lat trzydziestych. Mia� po prostu niewielkie szanse, a jednocze�nie brakowa�o mu kapita�u, z kt�rym m�g�by cokolwiek przedsi�wzi��.
Hft - Rozsta� si� z t� firm� - opowiada� Mandel - i przyj�� sporo indywidualnych zam�wie� konstruktorskich, z kt�rych, jak s�dzi�, m�g� uzyska� szybciej wi�ksze profity i pracowa� na w�asne konto. Nie by� niczym zwi�zany, wi�c m�g� podr�owa�. Kilka bud�w na �rodkowym Zachodzie, jedna... nie, dwie w Ameryce �rodkowej i chyba cztery w Kanadzie. Pierwsze prace otrzyma� z og�osze� w gazetach, a potem wszystko potoczy�o si� ju� samo. Wr�ci� do Nowego Jorku oko�o p�tora roku temu. Tak jak si� spodziewa�em, nie zarobi� zbyt wiele, a jego projekty autorskie mia�y raczej znaczenie lokalne, prowincjalne.
- I dlatego w�a�nie trafi� do radia?
Mandel roze�mia� si� i odchyli� do ty�u w fotelu.
- Jak pan zapewne wie, panie pu�kowniku, znacznie rozszerzy�em
profil swojej dzia�alno�ci. Koncertowe estrady i wojna w Europie, kt�ra
lada moment ogarnie tak�e i ten kraj, nie pasuj� zbytnio do siebie. Moi
klienci coraz cz�ciej korzystaj� z innych mo�liwo�ci wyst�p�w, tak�e
w radiu, kt�re bardzo dobrze p�aci. Dawid szybko dostrzeg� tu dla siebie
szans�, a ja przyzna�em mu racj�. Radzi sobie znakomicie.
- Chocia� nie jest profesjonalist�.
- Rzeczywi�cie, nie jest. Ale ma co�, co jest warte o wiele wi�cej,
a co ma wi�kszo�� dzieci znanych artyst�w, polityk�w albo ludzi bardzo
zamo�nych: pewno�� siebie albo tupet, je�li pan woli, ca�kowicie niezale�ne
od ich prawdziwych obaw i l�k�w. Nic w tym dziwnego, bo przecie�
niemal od chwili urodzenia s� ci�gle wystawiani na widok publiczny.
Dawid z pewno�ci� taki w�a�nie jest. Poza tym ma dobry s�uch,
odziedziczony bez w�tpienia po rodzicach, dobr� pami�� muzyczn�,
szybko chwyta melodi� j�zyka. On nie gra, on czyta, niemal wy��cznie
w r�nych dialektach i j�zykach obcych, kt�rymi p�ynnie w�ada.
Pojawienie si� Dawida Spauldinga w radiu by�o zwi�zane wy��cznie ze sprawami finansowymi: zd��y� si� ju� przyzwyczai� do wysokiego poziomu �ycia. W czasie, gdy w�a�ciciele wielkich firm budowlanych z trudem wyci�gali do stu dolar�w tygodniowo, Spaulding zarabia� trzysta lub czterysta wy��cznie dzi�ki pracy dla radia.
- Jak mo�e si� pan domy�la� - kontynuowa� Mandel - celem,
kt�ry obecnie stawia przed sob� Dawid, jest zgromadzenie funduszy na
za�o�enie w�asnej firmy. U�y�em s�owa "obecnie", cel �w bowiem mo�e
ulec zmianie pod wp�ywem r�nych czynnik�w zewn�trznych i wewn�trznych.
Dawid nie jest �lepy, a ka�dy, kto potrafi przeczyta� gazet�, widzi, �e coraz szybciej jeste�my wci�gani w wojn�.
- S�dzi pan, �e tak by� powinno?
- Jestem �ydem. Je�li o mnie chodzi, to ju� si� sp�nili�my.
- Wr��my jednak do Spauldinga. Z tego, co pan powiedzia�,
wynika, �e jest on bardzo zaradnym cz�owiekiem.
- Powiedzia�em panu tylko to, czego i tak dowiedzia�by si� pan
z innych �r�de�. Pan wyci�gn�� z tego wnioski. Ale to nie jest pe�en obraz.
Pace pami�ta� dok�adnie, �e Mandel w tym momencie podni�s� si� z fotela i zacz�� przechadza� po swoim gabinecie, unikaj�c wzroku rozm�wcy. Szuka� negatywnych cech, stara� si� dobra� s�owa, kt�re odwiod�yby rz�d od pok�adania jakichkolwiek nadziei w "jego synu". Pu�kownik Pace doskonale zdawa� sobie z tego spraw�.
- Z ca�� pewno�ci� uderzy�o pana, jak wiele uwagi Dawid po�wi�ca
swojej osobie, czy te� wygodzie, je�li pan woli. Gdyby�my m�wili
o interesach, wypada�oby to tylko pochwali�. Dlatego w�a�nie stara�em
si� rozwia� pa�skie obawy co do jego "niestabilno�ci". By�bym jednak
nieuczciwy, gdybym nie poinformowa� pana o jego nieprawdopodobnym
uporze. Nie potrafi podporz�dkowa� si� �adnemu autorytetowi. M�wi�c
inaczej, jest po prostu egocentrykiem, nie uznaj�cym dyscypliny. Przykro
mi, �e tak jest, bo traktuj� go jak w�asnego syna, ale...
Im d�u�ej Mandel gada�, tym wyra�niej pu�kownik Pace widzia� ju� s�owo ZGODA na teczce z papierami Spauldinga. Ani przez chwil� nie wierzy� w te kra�cowe zachowania, kt�re nagle Mandel zacz�� przypisywa� swojemu ulubie�cowi; gdyby by�o to prawd�, Spaulding z ca�� pewno�ci� nie potrafi�by dzia�a� tak efektywnie i "stabilnie". Gdyby by�o to prawd� tylko w po�owie, nale�a�oby to uzna� za zalet�, a nie wad�.
Ostatnie z wymaga�.
Je�eli bowiem w ca�ej armii Stan�w Zjednoczonych mia� si� znale�� jaki� �o�nierz, oboj�tne, czy w mundurze, czy te� bez, od kt�rego oczekiwa�oby si� dzia�ania ca�kowicie na w�asn� r�k�, bez zwalniaj�cych od odpowiedzialno�ci rozkaz�w' bez przynosz�cej ulg� �wiadomo�ci, �e wszelkie decyzje nale�� do dow�dc�w, to mia� nim by� oficer Wywiadu dzia�aj�cy na terenie Portugalii.
Cz�owiek w Lizbonie.
1
8 pa�dziernika 1939, Fairfax, Wirginia
-" �adnych nazwisk. Tylko cyfry i litery. " Najpierw cyfry, potem litera.
Dwa-Sze��-B. Trzy-Pi��-Y. Pi��-Jeden-C.
�adnych not biograficznych, rys�w osobowych, notatek o �onach, dzieciach, rodzicach... �adnych nazw pa�stw, miast, szk�, wy�szych uczelni. Tylko cia�a, umys�y i poszczeg�lne, szybko reaguj�ce intelekty.
Miejsce wybrano w g��bi my�liwskich teren�w Wirginii, 220 akr�w p�l, wzg�rz i g�rskich strumieni. G�sto zalesione obszary graniczy�y bezpo�rednio z rozleg�ymi, poro�ni�tymi traw� r�wninami; gro�ne bagna, kt�rych niepewny grunt m�g� poch�on�� niejedn� ofiar�, roj�ce si� od gad�w i owad�w, graniczy�y ze wspinaj�cymi si� stromo w niebo ska�ami.
Miejsce wybrano starannie i precyzyjnie, a nast�pnie ogrodzono wysokim na pi�tna�cie st�p, solidnym parkanem przeciwwietrznym, przez kt�ry p�yn�� nieprzerwanie pr�d o parali�uj�cym, ale nie �mierciono�nym nat�eniu. Co dwana�cie st�p znajdowa� si� znak ostrzegaj�cy zab��kanych przechodni�w, �e ca�y ten teren - las, bagno, r�wnina i wzg�rza - stanowi wy��czn� w�asno�� rz�du Stan�w Zjednoczonych. Informowa� r�wnie� ewentualnych ciekawskich, �e wst�p jest nie tylko zakazany, ale grozi powa�nym niebezpiecze�stwem. Poni�ej, obok liczby okre�laj�cej napi�cie p�yn�cego w przewodach pr�du, podano numery poszczeg�lnych paragraf�w, potwierdzaj�cych zgodno�� owych zakaz�w z prawem.
By� to najbardziej urozmaicony teren, jaki uda�o si� znale�� w rozs�dnej odleg�o�ci od Waszyngtonu. W mniejszym lub wi�kszym stopniu jego ukszta�towanie przypomina�o topografi� rejon�w, w kt�re zamierzano wys�a� tych, kt�rzy przechodzili tu szkolenie.
Cyfry, a po nich litera.
�adnych nazwisk.
W �rodkowej cz�ci p�nocnego rewiru znajdowa�a si� jedyna brama, do kt�rej prowadzi�a boczna, terenowa droga. Nad ni�, mi�dzy dwiema budkami stra�niczymi, widnia� du�y napis:
KWATERA G��WNA WYDZIA�U OPERACYJNEGO, FAIRFAX
I ani s�owa wi�cej.
Na budkach stra�niczych znajdowa�y si� takie same tabliczki, jak na p�ocie, z zakazem, ostrze�eniem, wysoko�ci� napi�cia i numerami paragraf�w.
Nie spos�b by�o si� pomyli�.
Dawid Spaulding otrzyma� now� to�samo��, to�samo�� z Fairfax. Teraz by� Dwa-Pi��-L.
Nie mia� nazwiska. By� liczb�, po kt�rej nast�powa�a litera.
Dwa-Pi��-L.
Znaczy�o to, �e jego szkolenie ma si� zako�czy� pi�tego dnia drugiego miesi�ca. Miejsce przeznaczenia - Lizbona.
To by�o nieprawdopodobne. W ci�gu czterech miesi�cy nale�a�o przyswoi� sobie nowy spos�b �ycia, tak zupe�nie inny, �e a� trudno by�o w to uwierzy�.
- Najprawdopodobniej nie uda si� to panu - powiedzia� pu�kownik Edmund Pace.
- Nie jestem pewien, czy w og�le mam ochot� spr�bowa� - brzmia�a odpowied� Spauldinga.
Ale jednym z cel�w przeszkolenia by�o wyrobienie motywacji. G��bokiej, solidnej, niezachwianej, mieszcz�cej si� jednak w granicach mo�liwo�ci psychicznych i percepcyjnych kandydata.
Rz�d Stan�w Zjednoczonych nie wymachiwa� przed Dwa-Pi��-L sztandarem ani te� nie tr�bi� o patriotycznych powinno�ciach. Takie metody nie by�y efektywne, jako �e lata, podczas kt�rych formowa�a si� jego osobowo��, kandydat sp�dzi� poza granicami kraju w mi�dzynarodowym, wyrafinowanym otoczeniu. W�ada� j�zykiem przysz�ych wrog�w, zna� ich jako ludzi - taks�wkarzy, sprzedawc�w, bankier�w, adwokat�w - wi�kszo�� za� tych Niemc�w, kt�rych pozna�, nie podda�a si� dzia�aniom machiny propagandowej. Byli to - co w�a�nie stanowi�o doskona�y punkt zaczepienia dla ludzi z Fairfax - cholerni g�upcy, kt�rymi rz�dzili psychopaci i kryminali�ci, autentyczni fanatycy; ich zbrodnie w �wietle nap�ywaj�cych dowod�w nie budzi�y ju� �adnych w�tpliwo�ci, a by�y to: maltretowanie, morderstwa, tortury i ludob�jstwo.
Ponad wszelk� w�tpliwo��.
Zbrodniarze. Psychopaci.
Opr�cz tego by� jeszcze Adolf Hitler.
Adolf Hitler zabija� �yd�w. Na razie tysi�cami, ale wkr�tce, je�li uda mu si� doprowadzi� do "ostatecznego rozwi�zania", te tysi�ce zamieni� si� w miliony.
Aaron Mandel by� �ydem. Jego "drugi ojciec" by� �ydem, "drugi ojciec", kt�rego kocha� bardziej od prawdziwego. A ci cholerni szale�cy tolerowali wykrzyknik po s�owie Juden!
Bior�c pod uwag� okoliczno�ci, nie trzeba by�o specjalnej perswazji, �eby Dawid Spaulding zacz�� nienawidzi� tych cholernych szale�c�w. Taks�wkarzy, sprzedawc�w, bankier�w i adwokat�w.
Opr�cz tej bardzo rzeczowej argumentacji, Fairfax korzysta�o tak�e ze standardowej broni psychologicznej: wobec jednych w wi�kszym, wobec innych w mniejszym stopniu, ale nie omija�o to nikogo.
Wszyscy kandydaci mieli jedn� wsp�ln� zalet�, lub wad�, zale�nie od punktu widzenia. Musia� j� wi�c mie� ka�dy, bez wyj�tku.
By�a to niepohamowana ��dza wsp�zawodnictwa. P�d do zwyci�stwa.
Co do tego nie mog�o by� w�tpliwo�ci: w Fairfax arogancj� uwa�ano za pozytywn� cech� charakteru.
Analiza psychologicznych cech Dawida Spauldinga doprowadzi�a dow�dztwo Fairfax do wniosku, �e kandydat na plac�wk� w Lizbonie ma mi�kkie serce, ale w warunkach operacyjnych mo�e okrzepn�� - i na pewno tak si� stanie, je�li odpowiednio d�ugo po�yje - lecz im wi�cej uda si� osi�gn�� w okresie szkolenia, tym lepiej. Szczeg�lnie dla niego.
Spaulding by� pewny siebie, niezale�ny, potrafi� wspaniale dostosowa� si� do otoczenia; wszystko to nale�a�o zapisa� po stronie plus�w, ale Dwa-Pi��-L mia� tak�e pewn� s�abo��. W jego psychice istnia�a blokada, uniemo�liwiaj�ca mu ca�kowite i bezwzgl�dne wykorzystanie swojej przewagi, a� do unicestwienia przeciwnika. I to zar�wno w sensie przeno�nym, jak i dos�ownym.
Pu�kownik Edmund Pace zda� sobie spraw� z tej niedoskona�o�ci pod koniec trzeciego tygodnia szkolenia. Abstrakcyjny kodeks honorowy, kt�rym kierowa� si� Dwa-Pi��-L, nigdy nie sprawdzi�by si� w Lizbonie. Pu�kownik Pace wiedzia�, jak temu zaradzi�.
Dzia�anie fizyczne musi pr�dzej czy p�niej doprowadzi� do zmian w psychice.
"Chwyty, ciosy i uniki" - tak�, pozbawion� wszelkiego polotu, nazw� nadano temu kursowi. Kry�y si� pod ni� najbardziej mordercze �wiczenia, jakie przechodzili kandydaci podczas ca�ego pobytu w o�rodku w Fairfax: walka wr�cz. N�, �a�cuch, drut, sznur, palce, kolana, �okcie... Wszystko, tylko nie rewolwer.
Refleks, refleks, refleks.
Z wyj�tkiem tych chwil, kiedy przechodzi�o si� do ataku.
Dwa-Pi��-L radzi� sobie bardzo dobrze. By� du�ym postawnym m�czyzn�, ale mia� dobr� koordynacj� ruchow�, kt�ra najcz�ciej cechuje osoby o drobniejszej posturze. Nale�a�o hamowa� jego post�py i upokarza� go jak najcz�ciej. Musia� na w�asnej sk�rze do�wiadczy�, ile zyskuje si� brudn� walk�.
Mieli go tego nauczy� m�czy�ni mniejsi od niego, ale bardziej aroganccy.
Pu�kownik Edmund Pace "po�yczy�" od komandos�w brytyjskich najlepszych ludzi, jakich tylko mieli. Trzech nieco zaskoczonych "specjalist�w" przewieziono do Fairfax na pok�adzie specjalnego bombowca i powiedziano im, co maj� robi�.
Nakopa� w dup� Dwa-Pi��-L.
Robili to. Przez kilka tygodni.
A potem ju� nie mogli czyni� tak dalej bezkarnie.
Dawid Spaulding nie potrafi�by znie�� upokorzenia; sta� si� r�wnie dobry, jak owi "specjali�ci".
Cz�owiek, kt�ry mia� zosta� wys�any do Lizbony, czyni� post�py.
W swoim biurze w Ministerstwie Wojny pu�kownik Edmund Pace czyta� kolejne raporty.
Wszystko toczy�o si� zgodnie z planem.
Tygodnie zamieni�y si� w miesi�ce. Kandydaci zgromadzeni w Fairfax poznali wszystkie rodzaje broni, zaczepnej i obronnej, oraz wszystkie metody ataku i obrony. Szyfry sta�y si� dla nich r�wnie �atwe jak ojczysty j�zyk, a natychmiastowe fa�szerstwa - ich drug� natur�. Dwa-Pi��-L wci�� pi�� si� do g�ry. Kiedy tylko wychwytywano jak��, najmniejsz� cho�by, s�abo��, "specjali�ci" do spraw "chwyt�w, cios�w i unik�w" otrzymywali dodatkowe polecenia. Klucz psychiczny le�a� w kontrolowanym dawkowaniu upokorzenia fizycznego.
A� wreszcie nie trzeba ju� by�o go stosowa�. Komandosi wr�cili do macierzystych jednostek.
Wszystko zgodnie z planem.
- Mo�e jednak ci si� to uda - powiedzia� pu�kownik.
- Tyle tylko, �e nie bardzo wiem co - odpar� Dawid. Siedzia�
w nowiutkim mundurze porucznika w barze Mayflower z drinkiem
w d�oni. Nagle roze�mia� si� cicho. - Przypuszczam, �e gdyby przyznawano
stopnie naukowe ze znajomo�ci Zaawansowanych Umiej�tno�ci
Przest�pczych, to na pewno nadawa�bym si� do tego.
Szkolenie Dwa-Pi��-L mia�o zako�czy� si� za dziesi�� dni. Dobowa przepustka, kt�r� otrzyma�, stanowi�a odst�pstwo od przyj�tych regu�, ale Pace si� upar�. Musia� porozmawia� ze Spauldingiem.
- Przeszkadza ci to? - zapyta�.
Spaulding spojrza� na pu�kownika.
- Gdybym mia� czas si� nad tym zastanowi�, to na pewno by mi
przeszkadza�o. A panu?
- Nie. Ja rozumiem powody.
- To dobrze, bo ja nie.
- Poznasz je na miejscu.
- Jasne - przytakn�� kr�tko Dawid.
Pace przygl�da� mu si� uwa�nie. Jak nale�a�o oczekiwa�, m�ody m�czyzna bardzo si� zmieni�. Znikn�� jego delikatny, troch� nonszalancki wdzi�k ruch�w i gest�w, zast�pi�a je zwarto��, precyzja i opanowanie w ruchach i w mowie. Przeistoczenie jeszcze si� nie zako�czy�o, ale by�o bardzo zaawansowane.
Zaczyna�a by� widoczna patyna profesjonalizmu. Lizbona mia�a j� tylko utrwali�.
- Nie zrobi�o na tobie wra�enia, jak bardzo pobyt w Fairfax
przyspieszy� tw�j awans? Ja na t� srebrn� belk� czeka�em p�tora roku.
- Nad tym te� jeszcze nie mia�em czasu si� zastanowi�. Dzisiaj
pierwszy raz w �yciu mam na sobie mundur. Moim zdaniem jest diablo
niewygodny. - Przejecha� d�oni� po marynarce.
- To dobrze. Nie przyzwyczajaj si� za bardzo do niego.
- Troch� to dziwne, �e...
- Jak si� czujesz? - przerwa� mu Pace.
Dawid spojrza� na pu�kownika. Na chwil� wr�ci�y dawny wdzi�k, �agodno��, nawet ironia.
- Nie jestem pewien. Chyba tak, jakby wyprodukowano mnie na
ta�mie monta�owej przesuwaj�cej si� w ekspresowym tempie. Albo
jakbym by� zaprz�ony do szybkoobrotowego kieratu.
- W pewnym sensie masz racj�. Z tym, �e wnios�e� niema�o w�asnego
wk�adu.
Spaulding obraca� delikatnie szklank� z drinkiem. Przez chwil� przygl�da� si� wiruj�cym kostkom lodu, po czym podni�s� wzrok na pu�kownika Pace.
- Chcia�bym uzna� to za komplement, ale chyba nie mog� -
powiedzia� spokojnie. - Zd��y�em pozna� tych, kt�rzy szkolili si� razem
ze mn�, to niez�a zbieranina.
- Ale maj� siln� motywacj�.
- Ci Europejczycy s� r�wnie zwariowani jak ci, z kt�rymi chc�
walczy�. To prawda, maj� swoje powody, w kt�re nie mog� w�tpi�, ale...
- Mamy tu za ma�o Amerykan�w - przerwa� mu Pace. - Jeszcze za ma�o.
- Ci, kt�rych macie, kwalifikuj� si� od razu do wi�zienia.
- Nie s� wojskowymi.
- Nie wiedzia�em o tym - u�miechn�� si� Spaulding.
Pace poczu� z�o�� na samego siebie. Niedyskrecja nie by�a zbyt wielka, ale pozostawa�a niedyskrecj�.
- To nie ma znaczenia. Za dziesi�� dni ko�czysz przeszkolenie
w Wirginii i natychmiast wyskakujesz z munduru. Szczerze m�wi�c,
niepotrzebnie w og�le ci go dawano. Wci�� jeszcze mamy ma�o do�wiadczenia
w tego rodzaju sprawach, a odwieczne przepisy bardzo trudno jest zmieni�.
Pace napi� si�, unikaj�c wzroku Spauldinga.
- S�dzi�em, �e b�d� attache wojskowym przy ambasadzie. Jednym
z wielu.
- Oficjalnie, tak. Przygotuj� ci dokumenty z t� jednak r�nic�,
�e to tylko cz�� kamufla�u. Nie masz sentymentu do munduru
i chyba nie powiniene� go nosi�. Ju� nigdy. - Pace odstawi�
szklank� i spojrza� na Dawida. - Dzi�ki rodzinnym koneksjom
i znajomo�ci j�zyk�w uda�o ci si� za�atwi� wygodn�, bezpieczn�
posadk�. Spieszy�e� si� jak diabli, �eby j� dosta�, zanim dopadnie
ci� prawdziwe wojsko.
Spaulding zamy�li� si� na chwil�.
- To brzmi ca�kiem logicznie - powiedzia� wreszcie. - Co, w takim
razie, niepokoi pana?
- Tylko jeden cz�owiek w ambasadzie b�dzie zna� prawd�. Zg�osi si�
do ciebie. Inni na pewno zaczn� podejrzewa�, ale niepr�dko. Nikt z nich
nie b�dzie wiedzia�. Ani ambasador, ani nikt z personelu. Kr�tko
m�wi�c, nie b�dziesz tam zbytnio lubiany.
Dawid roze�mia� si� cicho.
- Mam nadziej�, �e odwo�acie mnie, nim zostan� zlinczowany?
Odpowied� Pace'a by�a kr�tka i zwi�z�a:
- Odwo�amy innych. Ty zostaniesz.
- Nie rozumiem.
- Niestety, nie mog� powiedzie� ci wszystkiego. - Pu�kownik
postawi� szklank� na stoliku. - B�dziesz musia� zaczyna� niezwykle
ostro�nie i powoli. Brytyjski MI 5 poda� nam kilka nazwisk. Niewiele, ale
zawsze jest to jaki� punkt zaczepienia. Musisz jednak zorganizowa�
w�asn� siatk� - ludzi, kt�rzy b�d� si� kontaktowa� tylko z tob�,
i z nikim innym. Oznacza to konieczno�� cz�stych wyjazd�w. Naszym
zdaniem, powiniene� d��y� ku p�nocnej cz�ci kraju, blisko granicy
z Hiszpani�, a potem jeszcze dalej, na p�noc. Do Kraju Bask�w, gdzie
zdecydowana wi�kszo�� ludzi to przeciwnicy Falangi. W�a�nie tamt�dy,
przez tereny na po�udnie od Pirenej�w, przebiega� b�dzie trasa przerzut�w
ludzi i informacji. Nie mamy co si� oszukiwa�: Linia Maginota nic nie
da i Francja przegra...
- O Jezu - przerwa� mu delikatnie Dawid. - Snujecie dalekosi�ne
prognozy.
- W�a�nie tym si� zajmujemy. Po to istnieje Fairfax.
Spaulding odchyli� si� do ty�u na krze�le, ponownie bawi�c si� szklank�.
- Rozumiem spraw� tej siatki, w ko�cu, mi�dzy innymi, w�a�nie
tego dotyczy�o szkolenie. Ale nikt wcze�niej nie wspomina� o Kraju
Bask�w. Znam te tereny.
- Mo�emy si� myli�. Na razie to tylko teoria. By� mo�e uznasz, �e
szlak wodny przez Morze �r�dziemne, Malag� albo Zatok� Biskajsk�
oka�e si� bardziej odpowiedni. B�dziesz musia� podj�� decyzj� i zacz�� dzia�a�.
- W porz�dku, rozumiem. Co to ma wsp�lnego z moim odwo�aniem?
Pace u�miechn�� si�.
- Jeszcze nie znalaz�e� si� na swojej plac�wce, a ju� chcesz prosi� o urlop?
- To pan poruszy� ten temat. Dosy� niespodziewanie, powiedzia�bym.
- To prawda.
Pu�kownik poprawi� si� na krze�le. Spaulding by� bardzo szybki; dobiera� zwi�z�e, tre�ciwe s�owa i wypowiada� je b�yskawicznie, �eby zwi�kszy� ich efektywno��. B�dzie si� znakomicie nadawa� do kr�tkich, ostrych przes�ucha�. W terenie.
- Postanowili�my, �e pozostaniesz w Portugalii przez d�u�szy czas,
a swoje urlopy i "urlopy" b�dziesz sp�dza� na po�udniu. Na wybrze�u jest
tam pe�no miejscowo�ci wypoczynkowych...
- W�r�d nich Costa del Santiago - przerwa� mu w p� s�owa
Spaulding. - Kurorty dla zagranicznych bogaczy.
- Zgadza si�. Tam w�a�nie przygotuj kamufla�. Daj si� cz�sto
widywa� w towarzystwie swoich rodzic�w, zawieraj znajomo�ci. - Pace
ponownie u�miechn�� si�, tym razem jakby z wahaniem. - �atwo
m�g�bym sobie wyobrazi� du�o gorsze zadanie.
- Nie zna pan tych miejscowo�ci, pu�kowniku... Je�li dobrze pana
pojmuj�, jak mawiamy tutaj, w Fairfax, to chce pan powiedzie�, �eby
kandydat Dwa-Pi��-L przyjrza� si� jeszcze raz dobrze ulicom Nowego
Jorku i Waszyngtonu, bo potem d�ugo ich nie zobaczy.
- Nie mo�emy ryzykowa� twojego powrotu w�wczas, kiedy ju� uda
ci si� zorganizowa� siatk�, zak�adaj�c oczywi�cie, �e tak si� rzeczywi�cie
stanie. Je�eli z jakichkolwiek przyczyn przemie�cisz si� z Lizbony do
kraju znajduj�cego si� pod wp�ywami aliant�w, to nieprzyjaciel natychmiast
we�mie ci� pod mikroskop i prze�ledzi ka�dy tw�j ruch kilka
miesi�cy wstecz. Wszystko wzi�oby wtedy w �eb. Zar�wno dla ciebie, jak
i dla naszych interes�w najlepiej b�dzie, je�li pozostaniesz tam na sta�e.
Nauczyli nas tego Brytyjczycy. Bywa�o, �e ich ludzie siedzieli tam przez
ca�e lata.
- Nie brzmi to zbyt pocieszaj�co.
- Nie jeste� w MI 5. Twoje zadanie jest obliczone na okre�lony czas,
a przecie� wojna nie b�dzie trwa�a wiecznie.
Teraz przysz�a kolej na Spauldinga, �eby si� u�miechn��; by� to
u�miech cz�owieka postawionego oko w oko z sytuacj�, na kt�r� nie mia�
�adnego wp�ywu.
- Jest co� szalonego w tym, co pan powiedzia�: "Wojna nie
b�dzie trwa�a wiecznie..."
- Dlaczego?
- Przecie� dla nas ta wojna nawet si� jeszcze nie zacz�a.
- Dla nas mo�e nie, ale dla ciebie ju� tak - odpar� Pace.
8 wrze�nia 1943, Peenemunde, Niemcy
Cz�owiek w garniturze w drobne pr��ki, uszytym przez krawc�w z Altestrasse, spogl�da� z niedowierzaniem na trzech m�czyzn, siedz�cych po przeciwnej stronie sto�u. Nie wierzy�by w�asnym oczom, gdyby trzej eksperci nie mieli przypi�tych plakietek do �nie�nobia�ych klap laboratoryjnych marynarek. Plakietki te by�y czerwone, prostok�tne, wykonane z metalu i uprawnia�y do wst�pu wsz�dzie tam, gdzie mia�a dost�p sama elita Peenemunde. On r�wnie� mia� identyczn� plakietk� przy klapie swego garnituru - tymczasow� przepustk�, co do kt�rej wcale nie by� pewien, czy chcia� j� posiada�.
Z ca�� pewno�ci� nie chcia� jej w tej chwili.
- Nie mog� si� zgodzi� z waszymi wyliczeniami - powiedzia�
spokojnie. - S� niedorzeczne.
- Wi�c prosz� p�j�� z nami - stwierdzi� naukowiec siedz�cy
po�rodku.
- Nie ma sensu tego odwleka� - doda� trzeci z m�czyzn.
Wszyscy czterej wstali z krzese� i podeszli do stalowych drzwi,
stanowi�cych jedyne wyj�cie z pokoju. Ka�dy z nich po kolei odpina� swoj� plakietk� i przyciska� j� do szarej p�ytki znajduj�cej si� w �cianie. W tym momencie zapala�a si� na dwie sekundy ma�a, jasna �ar�weczka; automat wykonywa� zdj�cie. M�czyzna id�cy na ko�cu, nale��cy do sta�ego personelu Peenemunde, otworzy� drzwi i wszyscy wyszli na korytarz.
Gdyby by�o ich tylko trzech albo pi�ciu, lub jakakolwiek inna liczba, nie odpowiadaj�ca liczbie sfotografowanych os�b, kt�re wesz�y do pokoju, natychmiast zosta�by wszcz�ty alarm.
Szli w milczeniu d�ugim, nieskazitelnie bia�ym korytarzem: na przedzie berli�czyk w towarzystwie naukowca, kt�ry siedzia� po�rodku przy stole i kt�ry, najwyra�niej, by� tym g��wnym; dwaj pozostali kroczyli za nimi.
Przy windach odprawili ponownie rytua� czerwonych plakietek, szarych p�ytek i ma�ych �ar�weczek, zapalaj�cych si� dok�adnie na dwie sekundy. Poni�ej szarej p�ytki za�wieci�a si� cyfra 6.
Z windy numer sze�� rozleg� si� st�umiony odg�os dzwonka. Stalowe drzwi rozsun�y si� i m�czy�ni kolejno weszli do �rodka.
Zjechali osiem pi�ter, z czego cztery pod ziemi�, na najni�szy poziom Peenemunde. Znale�li si� w identycznym, bia�ym korytarzu, gdzie czeka� na nich wysoki m�czyzna w dopasowanym, zielonym kombinezonie; u szerokiego, br�zowego pasa wisia�a pot�nych rozmiar�w kabura, w kt�rej znajdowa� si� Luger Sternlicht - specjalnie opracowany pistolet maszynowy z teleskopowym celownikiem. S�dz�c po wysokiej cza