4186
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4186 |
Rozszerzenie: |
4186 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4186 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4186 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4186 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Jerzy Niemczuk
Plaga
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Romanowi Czajkowskiemu
5
Wi�kszo�� ludzi zaczyna i ko�czy w szpitalu, mo�na wi�c uzna� szpital za naturaln� ram�
ludzkiego losu. Pocz�tek i koniec. Alfa i omega.
Je�liby wi�c co� mia�o by� pocz�tkiem w zgodzie z do�wiadczeniem wi�kszo�ci, to lecznica
nadaje si� do tego celu najbardziej, cho�by nie by�a centralna, uniwersalna, lecz zwyk�a,
powiatowa, do tego wymagaj�ca remontu.
Oczywi�cie, je�li kto� si� zacznie g��biej zastanawia� nad sensem takiego incipitu, to got�w
uzna�, �e kondycja ludzka zosta�a uznana za co� w rodzaju procesu chorobowego, i na tej
podstawie dopatrywa� si� przer�nych patologii czy nawet chorobliwych uog�lnie�.
Na t� niezdrow� sk�onno�� do wnikliwych docieka� nie wynaleziono tymczasem lekarstwa.
A tu, prawd� m�wi�c, szpital ma�o reprezentacyjny, nic specjalnego, zwyk�a plac�wka
zdrowia albo, jak kto woli, siedlisko chor�b. Karaluchy, trzeba przyzna�, wyst�puj�, ale ju�
rzekome szczury nale�y przypisa� wyobra�ni pacjent�w, ponad wszelk� w�tpliwo�� chorobliwej.
Chyba �e jest to jeden szczur dla potwierdzenia regu�y, �e w szpitalnictwie ten rodzaj
gryzoni nie wyst�puje i na d�um� nikt w Polsce nie umiera.
W rezultacie wszelkie z�o polega przecie� nie na tym, �e szpitale s� takie czy inne, ale na
tym, �e istniej� choroby. Wszelkie lecznice to z�o konieczne i mo�e nie powinno by� w nich
za dobrze, by organizm chcia� wr�ci� do poprzedniego stanu.
Ludzie sobie tu chorowali, przewa�nie bezp�atnie, na przer�ne choroby; nieuleczalne,
spo�eczne, zawodowe, a czasami na takie, �e nawet sami lekarze nie wiedzieli, co im jest.
Kto le�a� przewlekle, ten z czasem trafia� na sal� wieloosobow� albo i mniejsz�, jak ju� nie
by�o gdzie wi�cej ��ek dostawi�. Jak komu si� co nagle przytrafi�o, �e bez �adnej kolejki
musia� do szpitala, stawiali go w korytarzu i czeka� tu jak w czy��cu, a� go czyje� wyzdrowienie
lub, nie daj Bo�e, �mier� do sali przeniesie. Ciasnota by�a w tym nieszcz�ciu od dawna,
odk�d choroby szpitalne sta�y si� dost�pne dla ka�dego obywatela, a teraz doszed� do tego
remont nie licz�cy si� z dolegliwo�ciami.
Przed dwoma laty stwierdzono, �e jest on konieczny, ale nie by�o �rodk�w, a ostatnio
wreszcie go rozpocz�to przy zachowaniu ci�g�o�ci szpitalnego chorowania. Co� w rodzaju
eksperymentu. G�o�no nikt tego jednak w ten spos�b nie odwa�y� si� sformu�owa�, �eby nie
pomy�lano, �e w miejscowym szpitalu przeprowadza si� eksperymenty na ludziach. W zasadzie
kierowano si� bowiem dobrem pacjenta, zgodnie z �aci�sk� sentencj� �sanitas populi
suprema lex�, kt�r� pierwszy ordynator przed czterdziestu laty kaza� wyry� w korytarzu.
Pacjentom oczywi�cie z tym pieprzonym remontem dobrze nie by�o. Wr�cz przeciwnie.
Nikt jednak nie choruje dla przyjemno�ci, a z drugiej strony z powodu nieustannego kucia
niekt�rzy zapominali o b�lu, cierpieniu i chorobie.
Nawet g�uchoniemi na laryngologii kl�li przez sen.
Stuletni bez ma�a staruszek, nazywany przez wszystkich Ojcem, kt�ry po raz pierwszy w
�yciu trafi� na szpitaln� sal� ze z�aman� nog�, kiedy tynk z sufitu zacz�� mu si� sypa� na g�b�,
j�kn��, �eby z tym zasypywaniem zaczeka� przynajmniej, a� si� wyspowiada. Zdawa�o mu
si�, �e �ywcem go grzebi�, bo ju� nawet medycyna nie mo�e si� doczeka� jego �mierci. Sam
te� mia� ciche pretensje do �ycia, �e si� go tak trzyma, na przek�r metryce i niedostatkom
d�ugiego bytowania, w kt�rym przysz�o mu poza kolejno�ci� ogl�da� pogrzeb najstarszego
syna, co zmar� ze staro�ci maj�c blisko osiemdziesi�tk�. Odziedziczy� po nim mieszkanie.
Kiedy poczu� sypi�ce si� grudy, zacz�� bez �alu wita� si� ze �mierci�, troch� tylko zawiedziony,
�e przychodzi z pomini�ciem nale�nego ceremonia�u, a �e umiera�, bo przecie� zdawa�o
mu si�, �e umiera, wiadomo, po raz pierwszy w �yciu, to i nie bardzo wiedzia�, czy to ca�kiem
po czasie, czy jeszcze chwila mu zosta�a.
� Jeszcze nie. Ojciec � �yczliwie u�wiadomi� go m�ody operator d�wigu, wypluwaj�c na
po�ciel kawa�ek tynku. Operator trafi� tu z przyczyny �art�w na budowie. Kolega z koparki
6
sypn�� mu na �eb ton� zmarzni�tej ziemi. Cz�owieka w �y�ce wody mo�na utopi�, a co dopiero
m�wi� o takiej szufli. Nie licz�c wstrz�su m�zgu, po�ama�o mu �ebra, miednic�, podudzie i
lew� r�k�. Nie upada� na duchu, bo by� ubezpieczony. Wiadomo, wypadek przy pracy. Do
kolegi, kt�ry go tak dotkliwie przysypa� dla �artu, odczuwa� oczywi�cie pewne pretensje, ale
nie a� takie, �eby b�d� co b�d� niewinnego cz�owieka, kt�ry nikogo nie obrabowa� ani nie
napad�, skazywa� na wi�ziennictwo.
Gorsza od cierpie� by�a nuda. Gips spowija� go od st�p do g��w. Opowiada� ci�gle, co
zrobi, kiedy ju� rozbije t� bia�� skorup�, w kt�rej spoczywa od tygodni jak nie wyklute piskl�.
Dostanie przecie� urlop na rekonwalescencj�. Wielu rozrywek wymy�li� nie potrafi�.
,Pieprzenie i picie to spos�b na �ycie� � mawia�, a potem to szczeg�owo rozwija�.
Staruszek �yczliwie wys�uchiwa� tych opowiada�, a czasem u�miecha� si� nawet, wyra�nie
przypominaj�c sobie jakie� odleg�e epizody. Niekiedy sam te� zdobywa� si� na monolog. Liczy�
w�wczas wojny, jakie prze�y�. Z t� ostatni�, najnowsz�, wychodzi�o mu pi��. Pono�
najl�ejsza, a ju� jej chyba nie prze�yje, bo nie te lata.
� Prze�yje Ojciec � powiedzia� operator i gwizdn�� przez z�by na pana Stasia, kt�rego
wszyscy w szpitalu nazywali Perszyngiem. Pan Stasio by� popularny z paru powod�w. Po
pierwsze sp�dzi� w szpitalu kawa� czasu i zna� tu wszystkie przej�cia, doj�cia i uk�ady, a po
drugie z powodu amputacji obu n�g jak ma�o kto nadawa� si� do roli pocieszyciela. Do tego
mia� weso�e usposobienie i by� uczynny. Uczynno�� by�a trzecim powodem zas�u�onej popularno�ci
Perszynga. Dostarcza� alkohol cierpi�cym i spragnionym. Wydostawa� si� za bram�
szpitala na swoim w�zku i przemyca� p�litr�wki w nogawkach, kt�rych ca�ej d�ugo�ci ze
zrozumia�ych wzgl�d�w nie wykorzystywa�. Nie pobiera� �adnych op�at z tego tytu�u, ale
wszyscy zapraszali go do towarzystwa.
Dla Perszynga by�a to ju� druga amputacja obu ko�czyn dolnych. Pierwszej dokona� kiedy�
poci�g elektryczny Warszawa ??T�uszcz, gdy pan Stasio po pijanemu sforsowa� nasyp
kolejowy i zasn�� na torach.
� Ju� kiedy� na to chorowa�em � mawia�. � Wida� mam sk�onno�ci.
Gdy nauczy� si� je�dzi� na w�zku, wpad� pod samoch�d prowadzony przez pijanego kierowc�.
Nogi trzeba by�o skr�ci� jeszcze o kawa�ek. Perszyngowi nie zale�a�o na d�u�szych
kikutach, wi�c pobyt znosi� pogodnie.
Choroba chorob�, a praca prac�. Remont si� przed�u�a�. Ojciec przyzwyczai� si� do tynku
spadaj�cego na poduszk� i tylko tynkarze nie mogli przyzwyczai� si� do chor�b. Pili z tego
powodu. Wcze�niej te� pili, ale z innych przyczyn, bo pili, mo�na powiedzie�, systematycznie.
Mieli do tego zawodowe sk�onno�ci.
Perszyng mia� zamiar wyskoczy� na oddzia� �e�ski, �eby po�artowa� z damskich przypad�o�ci,
ale wycofa� si� w progu, bo na ko�cu korytarza spostrzeg� cz�owieka w kombinezonie
pchaj�cego z mozo�em taczk� wype�nion� po brzegi rzadk� cementow� zapraw�.
Perszyng patrzy� z zainteresowaniem. W szpitalu, poza lekarzami i piel�gniarkami, ma�o
kto pracuje, wi�c widok by� to niecodzienny. Chorzy wyci�gali szyje, gdy mija� ich w pochlapanych
cementem gumiakach, a w przekrwionych oczach mia� co� takiego, co przypomina�o
rozpacz poniedzia�kowego kaca. Zimny pot zalewa� mu czo�o. Wszyscy �ledzili jego wysi�ek
w skupieniu.
Taczka by�a pe�na jak oko. Gdy doszed� do zakr�tu, zawadzi� o r�g ��ka i zaprawa mlasn�a
metrowym j�zorem.
Chorzy z korytarza j�kn�li g�ucho, bo przez taki j�zor �adna salowa nie przeskoczy z basenem.
W normalnych warunkach si� nie spiesz�, a co dopiero z przeszkodami. Czy im za to
p�ac�? Czy one na budowie robi�, �eby si� z kaczkami gania� po zaprawie?
Dla sytuacji salowych by�o du�e zrozumienie. Praca ci�ka, nikt jej podj�� nie chce, wi�c
jak ju� kt�ra podejmie, to przewa�nie taka, co do �adnej roboty si� nie nadaje. W zwi�zku z
7
tym poruszeniom salowych towarzyszy� nieustanny brz�k blachy. Bilon d�wi�cza� jak dzwoneczek
na szyi barana, salowe zbiera�y bez po�piechu nale�ne im datki i z szorstk� oboj�tno�ci�
wype�nia�y swoje pos�ugi.
Cz�owiek w roboczym kombinezonie z rezygnacj� odstawi� taczk� i r�kawem otar� pot z
czo�a. Patrzy� w ot�pieniu na glejowat� szar� substancj� pe�zn�c� po korytarzu.
� Nie ma dzisiaj roboty � westchn��, a w jego g�osie brzmia� smutek i cichy zaw�d.
By� poniedzia�ek. Dziewi�ta pi�tna�cie. Henryk Bok, emerytowany kolejarz zatrudniony w
niepe�nym wymiarze godzin, by� jedynym pracownikiem brygady remontowej, kt�ry o tej
porze podj�� prac�. Sku� stary tynk na drugim pi�trze, przygotowa� zapraw� na pierwszym i
mia� przyst�pi� do tynkowania.
Nie m�g� jako� do tej pory przywykn�� do rytmu pracy w brygadzie. Tynkarze zjawiali si�
co kilka dni i z zapa�em przyst�powali do roboty. Przez kilka godzin z furi� bryzgali na �ciany,
zacierali tynk packami, betoniarki wy�y w chmurach cementu jak wilki we mgle, a potem
zwykle kt�ry� stawa� i z wyrazem ot�pienia i t�sknoty zaczyna� spogl�da� w jaki� martwy
punkt na �cianie. Rozmy�la� przewa�nie, czy praca o dzie�o daje cz�owiekowi szcz�cie i czy
do szcz�cia potrzeba rzeczywi�cie wi�cej, ni� mo�na osi�gn�� przeprowadzaj�c �ciep� na
piwo... Nie musia� dzieli� si� w�tpliwo�ciami, bo wszyscy zaczynali odczuwa� to samo. Pieni�dze
zbierano do beretu, a butelki do starej wys�u�onej torby, kt�ra jak sztandar w�drowa�a
z nimi z budowy na budow�.
Do powrotu pe�nych butelek pracowali jeszcze przez pewien czas, mo�na powiedzie�, wyczekuj�co,
a potem z namaszczeniem wycierali d�onie o spodnie i w skupieniu sp�ukiwali z
garde� wapienno-cementowy osad. Piwo, samo w sobie niewinne, budzi�o zwykle g��bsze
t�sknoty i oczekiwania, a tak�e w�tpliwo�ci, czy ci�k� prac� mo�na co� osi�gn�� w �yciu.
Henryk Bok nie odczuwa� na og� takich zw�tpie�. Na budowach pracowa� jeszcze przed
wojn�, we wczesnej m�odo�ci. Potem kleci� w�asny dom, wi�c nie mia� kiedy nabra� odpowiednich
nawyk�w. Na staro�� z niejasnych przyczyn zacz�� oszcz�dza� i gromadzi� got�wk�.
Dlatego dorabia� przy remontach.
Do szpitala je�dzi� poza tym codziennie ze wzgl�du na dobro �wini, kt�r� w tajemnicy
przed �wiatem trzyma� na dzia�kach pracownik�w PKP.
Pacjentom, zapewne z powodu chor�b, szpitalne jedzenie nie smakowa�o, �winia natomiast
by�a zdrowa i mia�a apetyt. Stary poradzi� sobie we w�asnym zakresie. Nawi�za� kontakt z
kuchni�, gdzie obieca� worek wapna, i zacz�� dostawa� po�ywne zwroty. W czasie remontu
przybra�a na wadze.
Czekaj�c na zwroty z obiadu Henryk Bok cz�sto wykonywa� r�ne prace remontowe, co
mia�o uzasadni� jego pobyt na terenie plac�wki s�u�by zdrowia. Koledzy patrzyli na to pocz�tkowo
podejrzliwie, ale po kilku tygodniach przyzwyczaili si�.
Pewnego dnia wpad� inspektor nadzoru i opieprzy� Boka z powodu absencji. By�o to niesprawiedliwe.
Nie mia� nic wsp�lnego z nieobecno�ci� brygady remontowej.
� Niech inspektor opieprza tych, co si� opieprzaj� � odpar� z godno�ci� i wzruszy� ramionami,
bo wiedzia�, �e jako tynkarza przyjm� go ch�tnie na ka�d� budow� nie pytaj�c o kwalifikacje.
Inspektor r�wnie� o tym wiedzia�, wi�c aby zatrze� nieprzyjemne wra�enie, wywo�ane
tak surowym nadzorem, pocz�stowa� go papierosem carmen. Ta brygada nie by�a gorsza
od innych.
Gdy inspektor odszed�, aby obejrze� sobie zast�j w renowacji domu kultury, Bok oderwa�
od papierosa carmen wypchan� wat� tutk�, kt�r� przyczepiaj�, �eby zaoszcz�dzi� na tytoniu, i
pali� rozmy�laj�c o �wini, w kt�rej ulokowa� swoje nadzieje.
Kraj pogr��a� si� w kryzysie, wszystko znikn�o. Zosta�o tylko to, co nie da si� ugry��,
zmydli� ani ud�wign��. Jedynie �winia rozwija�a si� i ros�a na przek�r wszystkiemu. By�a jak
opoka wsparta na czterech mocnych kopytach. Prawie jak jaki� symbol.
8
Bok wyobra�a� j� sobie dumnie rozpart� na czerwonym tle. Wydawa�o mu si� w g��bi ducha,
�e o wiele bardziej sobie na to zas�u�y�a od bia�ego or�a. Trudno by�oby �y� w tym kraju
bez wieprzowiny. I nie ma bardziej wszechstronnego zwierz�cia: sk�ra, podroby, szynka,
boczek, s�onina, n�ki, a nawet ryj mo�e zosta� wykorzystany dla dobra narodu. Ryj mo�e w
mniejszym stopniu. Henryk Bok w ramach oszcz�dno�ci postanowi� kiedy� sporz�dzi� potraw�
na bazie g�owizny. Kiedy jednak potrawa wyszczerzy�a na niego z�by spod pokrywki,
poczu� si� nieswojo i straci� apetyt.
Ilekro� zjawia� si� na dzia�kach, �winia wita�a go przyjaznym rechtaniem, a ma�e, ocienione
bladymi rz�sami oczka spogl�da�y z ufno�ci�. Przykro mu by�o, �e kiedy� b�dzie jej musia�
da� w �eb. Mia� nadziej�, �e ona si� jeszcze nie domy�la, cho� og�lnie rzecz bior�c, sprawia�a
wra�enie rozgarni�tej. Niekiedy zwierza� si� jej dyskretnie ze swoich k�opot�w z rodzin�.
Niby to mrucza� pod nosem, �eby nie wyj�� na takiego, co rozmawia bezpo�rednio z kim�
z chlewu. �winia, kt�rej nudno by�o na dzia�kach, z ryjem w gnoju przez okr�g�� dob�, wykazywa�a
�yczliwe zainteresowanie. Czu� wobec niej niejasne zobowi�zania, wi�c �eby by�
cho� troch� w porz�dku, opowiada� niekiedy og�lnie o nieuchronnym losie wszelkiej nierogacizny,
�eby oswoi� j� z my�l� o �mierci.
Mruga�a oczami w milczeniu, najwyra�niej pogodzona z losem.
Uprowadzenie nast�pi�o w kilka dni po wyst�pie Henryka Boka w telewizji, wi�c by� on
pocz�tkowo przekonany, �e ma zwi�zek z polityk� albo, zwyczajnie, z ludzk� zawi�ci�.
Telewizja w stanie wojennym by�a wprawdzie bojkotowana, ale nie w Szpecinach. Wydarzenia
na peronie stworzy�y jedyn� okazj� do wyst�pu. B�d� co b�d� s�awa.
Bok zdoby� s�aw� przypadkiem. Wraca� ze szpitala p�nym wieczorem, tu� przed godzin�
milicyjn�, wioz�c dwie torby wype�nione s�oikami z �arciem dla blondyny. Poci�g elektryczny
opu�ci� w towarzystwie znajomej baby, z kt�r� przez p� drogi, zanim zasn�li, rozmawia�
og�lnie na temat wy�ywienia.
Przed dworcem sta� czo�g, a doko�a chodzi�y patrole wojskowe w uszankach i grza�y si� na
zmian� przy koksowniku.
Na peronie sta�o kilka os�b przytupuj�c z zimna, a jedna le�a�a na �niegu i spa�a. Pod
oknem poczekalni pijak szcza� na �cian�. Ludzie w zasadzie udawali, �e nie zauwa�aj�, bo
pijak by� dobrze ubrany w odrzuty z eksportu, a poza tym poczekalnia niewiele si� r�ni�a od
toalety, kt�ra zreszt� i tak by�a zamkni�ta. Niby zachodzi�a obraza moralno�ci publicznej, ale
wiadomo, �e w takiej sytuacji nikt pijaka za r�k� nie �apie.
Baba jak to baba, lito�ciwa. Zainteresowa�a si� le��cym.
� Jak�e to � powiada � cz�owieka na takim mrozie zostawi�? Zdechnie jak pies.
Poci�g ruszy� powoli. Lej�cego jaka� si�a odci�gn�a od �ciany. Wydawa�o si�, �e zaraz
wpadnie pod poci�g i zabije si�, bo rzuca�o nim na wszystkie strony, ale gdzie tam, usta�.
Bok przyjrza� si� le��cemu i na odleg�o�� zawyrokowa�, �e te� pewnie pijany. Spa� z teczk�
pod g�ow�.
� Co� jakby siny � zauwa�y�a lito�ciwa baba.
� Z zimna.
� A mo�e on tylko troch� pijany, a reszta chory? � wyrazi�a przypuszczenie baba.
Przy��czy� si� do nich osobnik w p�aszczu z futrzanym ko�nierzem i zawyrokowa�, �e trzeba
zawiadomi� organy, �eby zabra�y le��cego do Izby Wytrze�wie�.
�pi�cy ockn�� si� nagle, otworzy� jedno oko i rykn��:
� Won!
Na to podlecia� ten drugi, nie dopi�ty, i popchn�� bab� tak, �e spad�a z peronu na torowisko,
a Boka uderzy� w brzuch teczk�.
� Melicja! Melicja! � krzykn�a baba przera�liwie. Noc by�a cicha i jej g�os nios�o pewnie
na par� kilometr�w.
9
A ci dwaj od tego krzyku dostali bia�ej gor�czki. Zacz�li lata� po stacji, gania� ludzi, a kogo
dopadli, tego bili.
Patrol przed dworcem waha� si�, bo wo�ano milicj�, a oni przecie� wojsko, ale kapral wyda�
rozkaz, �eby interweniowa�, wi�c ruszyli biegiem na miejsce zaj�cia. Wszyscy trzej byli z
kompanii zwiadowczej, tote� zamiast szuka� przej�cia, przewin�li si� przez siatk� i skokami
natarli na peron, zupe�nie jak na filmie wojennym, ale kiedy zobaczyli, �e to zwyczajne pijactwo
rozrabia, pospuszczali karabiny i po�apali, mo�na powiedzie�, bez u�ycia si�y, bo tamci
ju� byli os�abieni.
Wzi�to ich do poczekalni, �eby na gor�co przes�ucha� na okoliczno�� rozboju. Najpierw
szli na zaparte w �ywe oczy. Niby �e to baba napad�a pierwsza, oni za� j� tylko popchn�li
przypadkiem w obronie w�asnej, co by�o nie przemy�lane, bo �wiadk�w nie brakowa�o, a kobieta,
na pierwszy rzut oka wida�, �e s�abowita i bez powodu nikomu krzywdy nie zrobi. Kiedy
dow�dca patrolu zwr�ci� im uwag�, �eby nie pogarszali matactwem swojej zapapranej
sytuacji, odm�wili dalszych zezna�, o�wiadczaj�c, �e s� pihowcami na s�u�bie i z tego
wzgl�du nie podlegaj� wojsku nawet w stanie wojennym.
Wojsko, zamiast si� przej��, pozabiera�o im wypchane teczki, bo ulatnia� si� z nich spirytus
w du�ych ilo�ciach. Komisyjnie stwierdzono zawarto�� paru kilogram�w wyborowych
w�dlin, kilkunastu czekolad oraz, licz�c szyjki, o�miu butelek spirytusu.
W powietrzu pachnia�o przest�pstwem gospodarczym. Jak si� wkr�tce okaza�o, brali �ap�wki
w masarni i zak�adzie cukierniczym. Tak�e w naturze, bo posiadanie pieni�dzy nie
zwalnia od stania w kolejkach. Wzi�li, ile si� da�o ud�wign��, a reszt� wypili na miejscu.
Skazano ich za jednym zamachem za rozb�j, zak��canie porz�dku, wymuszanie �ap�wek,
obraz� moralno�ci publicznej w stanie wojennym, a na dodatek zrobiono im reporta� telewizyjny,
w kt�rym Henryk Bok wzi�� udzia� jako �wiadek, co uczyni�o go s�awnym w Szpecinach,
bo reszta �wiadk�w by�a przyjezdna, a baba wstydzi�a si� wyst�powa�. Bokowi powycinali
wi�kszo�� z tego, co m�wi�, ale i tak by�o wida�, �e to on, i wszyscy znajomi go rozpoznali.
� Nar�d nie ma umiaru � stwierdzi� Bok na zako�czenie swojej wypowiedzi, ale tego telewizja
te� nie pu�ci�a.
W kilka dni po emisji reporta�u nast�pi�o uprowadzenie. Bokowi porwano �wini� z dzia�ki,
gdy przeprowadza� remont w szpitalu. �lady przest�pstwa przysypa� �nieg.
Nie m�g� si� w tej sprawie zwr�ci� do milicji, bo �winia, cho� bez w�tpienia w�asno�ciowa,
by�a jednak z punktu widzenia prawa nielegalna. Na usprawiedliwienie mia� to, �e tak czy
owak s�u�y�a sprawie zwi�kszenia pog�owia i tym samym stopniowemu wychodzeniu z kryzysu.
Nielegalny kotlet te� ma swoj� wag�, ale z drugiej strony stan wojenny wprowadza�
obostrzenia meldunkowe. Przeciwko uprawianiu na dzia�ce nielegalnej hodowli te� jest pewnie
jaki� obostrzony paragraf.
Do tego nie by�a to zwyk�a kradzie�, lecz porwanie terrorystyczne, o jakich Bok s�ysza� do
tej pory tylko z telewizji. Terroryzm dotar� do Szpecin, gdzie Henryk Bok mieszka� z �on�,
starsz� c�rk� i jej m�em, i on sta� si� pierwsz� jego ofiar�. List porywacza nie pozostawia�
co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Przybito go pinezk� do �erdzi, �eby si� rzuca� w oczy. Litery
dla niepoznaki by�y powycinane z jakiej� gazety, zupe�nie jak na filmie kryminalnym. List by�
nast�puj�cej tre�ci: �Twoja chamska maciora wr�ci ca�a do chlewa jak zap�acisz 2 tysi�ce do
dziupli jednego drzewa za piekarni�. Nie id� na milicj� bo sam bekniesz za tego �ywca a jak
p�jdziesz to jej w �yciu nie zobaczysz.�
Tyle. Pod spodem by� jeszcze plan, jak trafi� do drzewa.
W opustosza�ej altanie pe�ni�cej obowi�zki chlewu Bok prze�y� szok. Trz�s�a nim bezsilna
furia. Potem przysz�o opami�tanie i zastanowienie. Strata by�a ogromna. �winia liczy�a sobie
w sumie bez ma�a tyle, ile wynosi� roczny przydzia� mi�sa dla ca�ej rodziny. Podejrzane i
10
dziwne wydawa�o si�, �e przest�pca nie zdecydowa� si� na ub�j i pok�tn� sprzeda�, lecz poszed�
na ryzyko szanta�u i ��da� niezbyt wyg�rowanej sumy.
Przysz�o mu natychmiast do g�owy, �e porwana ju� nie �yje i zosta�a zapeklowana, a bandyta
chce jeszcze wy�udzi� od niego dwa tysi�ce ekstra, ca�kiem za frajer. Zamiast pieni�dzy
zostawi� w dziupli list, �e zap�aci dopiero wtedy, gdy przekona si�, �e ofiara jeszcze �yje.
Rodzina przyj�a porwanie bez odrobiny wsp�czucia. C�rka i zi�� od dawna wstydzili si�
tej hodowli i nie chcieli karmi�, a �ona u�miecha�a si� ze m�ciw� satysfakcj�, bo przed tygodniem
pok��cili si� z powodu p�aszcza. Chcia�a, �eby jej do�o�y� par� tysi�cy, a on odm�wi�.
� Dobrze ci tak, chciwy dziadu! � stwierdzi�a bez lito�ci. � Siedzisz na pieni�dzach, a
twoja �ona z go�� dup� musi lata� po mie�cie.
Poprzysi�g� sobie, �e jej nie daruje, ale nie odezwa� si� ani s�owem.
Zi�� zaproponowa�, �eby opi� strat�, sam jednak nie mia� najmniejszej ochoty stawia�. Jak
zwykle, chcia� skorzysta� z nieszcz�cia, �eby si� napi� za cudze, bo c�rka zabiera�a mu pieni�dze
od razu przy wyp�acie.
Nast�pnego dnia zadzwoni� telefon. Podni�s� s�uchawk�. Chwila ciszy i po��czenie si�
przerwa�o. �Rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana� � powtarza� kobiecy g�os beznami�tnym
tonem. W minut� p�niej dzwonek telefonu rozleg� si� po raz drugi.
� Kto m�wi? � zapyta� Bok.
Us�ysza� ciche k�apni�cie, potem jakby odg�os uderzenia i rozpaczliwe kwiczenie. Jego
�winia wzywa�a pomocy. Zanim zd��y� cokolwiek powiedzie�, po��czenie zosta�o przerwane.
� �yje! � odruchowo zwr�ci� si� do �ony, kt�ra w kilka minut po telefonie od �wini wr�ci�a
do domu. Na chwil� zapomnia� o upokorzeniu.
� Jakby mnie porwa�o, to palcem by� nie kiwn��! Kaban dla ciebie wa�niejszy od rodziny
� sykn�a z nienawi�ci�, podtykaj�c mu pod nos star� jesionk�.
Kopn�� le��cy w progu kape� zi�cia i wyszed� do kuchni. Na rodzin� od dawna przesta� liczy�.
Nie by�o z niej �adnego po�ytku. Tylko pretensje i wyci�ganie pieni�dzy.
Ze z�o�ci poszed� do dworcowej i zam�wi� dwie setki. Na okoliczno�� podj�cia decyzji,
czy op�aca� przest�pstwo. Przysiad� si� do niego kapral Stasiak po cywilnemu, kt�rego zna�
od ma�ego, i zanim zosta� kapralem, Bok m�wi� do niego na ty. Potem stara� si� tego unika�,
bo Stasiak zwraca� si� do niego przez wy. Naprowadzi� rozmow� na zagini�cia i poszukiwania.
� Co� wam zgin�o? � zainteresowa� si� Stasiak.
� Dlaczego? � zapyta� ostro�nie Bok. Nie mia� zamiaru do niczego si� przyznawa�, bo taka
�winia w stanie wojennym mog�a podpada� pod nielegaln� struktur�. By�a przecie� nielegalna,
a struktur� mia�a solidn�.
� Jak zameldujecie, to mo�emy wszcz�� � stwierdzi� kapral.
� Jakby mi co� zgin�o, to si� zastanowi� � mrukn�� Henryk Bok dochodz�c do wniosku,
�e lepiej nie by� zamieszanym w spraw� z milicj�.
� Jak chcecie. P�ki co, oficjalnie nic mi nie wiadomo � powiedzia� Stasiak, kt�ry wychytrzy�
si� w tych dochodzeniach i najwyra�niej zaczyna� co� podejrzewa�. Rozmowa stawa�a
si� niebezpieczna, wi�c Bok zap�aci� i wyszed�.
Nawet jakby milicja j� wykry�a, to tak zabezpieczy, �e nawet ogona nie zobacz�. Taniej
ju� b�dzie p�j�� na szanta� � rozmy�la� Bok brn�c przez nie uprz�tni�ty �nieg. Id�c robi�
przegl�d wrog�w. Dybik, dyrektor szko�y podstawowej, mia� do niego pretensj� o zatruwanie
�rodowiska naturalnego, chocia� jego dzia�ka by�a w drugim k�cie i chlew dolatywa� tam tylko
przy niepomy�lnym wietrze. Dybik jako pedagog i dyrektor nie zni�y�by si� od razu do
terroryzmu. Zacz��by od urz�dowych skarg albo zbierania podpis�w. Poza tym zim� �wini nie
odczuwa, a teraz jest zaj�ty pilnowaniem dzieciak�w, �eby mu g�upstw na �cianach nie powypisywa�y.
11
Z Zybowiczem, najbli�szym s�siadem, pobi� si� przed trzema laty o w�giel, bo wozacy
wysypali w p� drogi i Zybowicz my�la�, �e to dla niego, a Bok przypuszczaj�c, �e to jawna
kradzie�, kopn�� go w ty�ek tak, �e tamten wpad� g�ow� do piwnicy. Potem sobie wszystko
wyja�nili i nie mieli do siebie �alu.
Dziesi�� lat temu Jelczyk podejrzewa� Boka, �e utrzymuje pozama��e�ski stosunek z jego
t�ust�, leniw� �on�, by�a to jednak prawda tylko cz�ciowa i ju� nieaktualna, bo w podejrzanym
okresie t�usta �ona Jelczyka zdradza�a go leniwie i bez wi�kszych emocji z Zadr� z melioracji.
Jelczyk jako wr�g wydawa� si� przedawniony.
Pozostawa�y dwa g�wniarze od Le�czak�w, kt�re ukrad�y motorower i zmiesza�y benzyn�
z olejem rzepakowym, a Bokowi podprowadzili kiedy� cze�etk�. Obaj mieli kuratora i nie
interesowali si� zwierz�tami, lecz wy��cznie motoryzacj�.
Zatrzyma� si� na rozje�d�onej jezdni w pobli�u kot�owni �Propolu� i nas�uchiwa� w ciemno�ci,
czy nie rozlegnie si� znajomy kwik albo chrz�kanie. �winia nie mog�a by� daleko. Nikt
nie odwa�y�by si� pokaza� z ni� na ulicy. Zbytnio rzuca�a si� w oczy.
Nagle wyda�o mu si�, �e s�yszy znajomy odg�os dobiegaj�cy zza drzwi kot�owni. Skoczy�
w t� stron� i nacisn�� klamk�. Drzwi ust�pi�y ze zgrzytem. W dole co� si� poruszy�o, jaki�
le��cy kszta�t, ledwo widoczny w przyt�umionym, pulsuj�cym nieregularnie �wietle dobywaj�cym
si� z pieca. Bok dozna� zawodu. To tylko palacz kot�owy spa� na stanowisku.
W sezonie grzewczym kot�ownia ,Propolu� stawa�a si� klubem emeryt�w. Bokowi te�
proponowano wst�pienie do klubu. Dzia�y si� tam r�ne �wi�stwa, odk�d dwie miejscowe
kurwy st�skni�y si� za przytulnym ciep�em, ale �wini nie by�o.
Wr�ci� do domu, po�o�y� si�, nie m�g� jednak zasn��. Zagini�cie nie dawa�o mu spokoju.
Czu�, �e wystarczy troch� si� napi��, wysili�, a rozwi�zanie samo przyjdzie mu do g�owy. Do
z�odziejstwa nie chcia� dok�ada�. Ju� nawet nie o pieni�dze mu chodzi�o, lecz o wierno��
wy�szym racjom moralnym. Zwierz� by�o przecie� znacznie wi�cej warte ni� dwa tysi�ce.
Nad ranem przespa� niespokojnie dwie godziny i wsta� z b�lem g�owy.
Przy �niadaniu Bokowa z pogard� rzuci�a mu na kanapki z salcesonem anonim.
� Do ciebie � powiedzia�a ze z�o�liwym u�miechem.
Na kopercie widnia�y litery wyci�te z gazet: �Do starej sknery.� Zamiast adresata. �ona
sta�a z za�o�onymi r�kami, spogl�daj�c na niego wyczekuj�co. Rozerwa� papier. �Jak za nast�pn�
raz� nie wyp�acisz bedzie rombanka. Od dzisiaj cen� podnosz� do trzech tysi�c�w.�
??Gdzie to znalaz�a�?
??W skrzynce.
Wzruszy�a ramionami.
� Widzia�a� kogo�?
� Ta, widzia�am kurew, jak wsiada�a do samolotu. Kaza�a si� k�ania� � prychn�a Bokowa.
� Przecie� to nie zapa�ka � zastanawia� si� g�o�no. � Kupa �ywca, do kieszeni si� nie zmie�ci.
Kto� j� musia� widzie�. Do taks�wki nie wejdzie, nie przyzwyczajona, kwiku by narobi�a.
Przynajmniej �uka trzeba mie�...
� Id�, pytaj ludzi, czy nie widzieli, jak kto �wini� za r�k� prowadzi� � roze�mia�a si� �ona.
� Stary dure� � mrukn�a � pr�dzej pi��dziesi�t straci, ni� trzy wyda.
� Sk�d wiesz, �e trzy?! Czyta�a�? Koperta by�a zaklejona! � zachrypia� unosz�c si� zza
sto�u.
� Co z tego, �e zaklejona? � wzruszy�a ramionami. � Takie litery to pod �wiat�o mo�na
przeczyta�. Zwariowa� dziad do szcz�tu...
Straszliwe podejrzenie zapali�o si� we �bie starego jak b�ysk flesza i natychmiast wygas�o.
Baba boj�ca, nie posun�aby si� a� do takiego rozboju na w�asnym m�u, cho�by ze strachu
przed stanem wojennym, ze wstydu przed wi�zieniem albo internowaniem, bo przecie� taka
rzecz gorsza od polityki i mo�e tylko ze szpiegostwem da si� por�wna�.
12
� Dobra, niech to szlag! Zap�ac� temu bandycie � j�kn�� szarpi�c z�bami salceson. � Z�api�
go za ty�ek, jak b�dzie odbiera� moje pieni�dze.
� Przecie� musisz i�� do roboty.
� To nie p�jd�.
� Jak zobaczy, �e go szpiegujesz, to da tej twojej wychowanicy mi�dzy uszy i ani okiem
nie mrugnie � szydzi�a Bokowa.
W duszy przyzna� jej racj�. Nie wolno niepotrzebnie ryzykowa�. Wnosz�c z tonu listu, porywacz
by� ju� wystarczaj�co zniecierpliwiony. Przyszed� mu do g�owy inny plan.
Odliczy� trzy banknoty, zwin�� je starannie i w�o�y� do koperty po anonimie. Zgrzytaj�c
z�bami ruszy� w stron� piekarni, g�sty �nieg wirowa� wok� jego g�owy jak stado rozjuszonych
much.
Stoj�c pod drzewem rozejrza� si�, czy nikt go nie �ledzi, ale w zadymce nawet �ciana piekarni
by�a ledwie widoczna. Chwil� posta� niezdecydowany, po czym z nag�� determinacj�
ruszy� w kierunku ogr�dk�w dzia�kowych.
W�ama� si� do altany Drabinicza, kt�ra sta�a tu� przy wej�ciu. Drabinicz nie powinien mie�
pretensji, bo co mia� do ukradzenia, to ju� mu zgin�o. K��dka wisia�a na obluzowanym haku,
wystarczy�o j� lekko poci�gn��. W�a�ciwie nie by�o to nawet w�amanie, tylko formalno��.
Tu Bok mia� zamiar czeka� na porywacza a� do skutku. Po czterech godzinach bezskutecznego
wyczekiwania r�ce mia� tak przemarzni�te, �e przypalaj�c ostatniego papierosa po�ama�
dziewi�� zapa�ek. Wiatr wy�, sypi�c �nieg przez dziury mi�dzy deskami jak przez sito.
Potem �wist wiatru przeobrazi� si� w kwik.
Wyskoczy� z ukrycia. Wok�, jak okiem si�gn��, by�o bia�o i pusto. To pewnie z tego zi�bu
� pomy�la�.
A jednak wiatr kwicza�, zamiast �wiszcze� i wy�. By�o to najpewniej przywidzenie, ale
Bok postanowi� sprawdzi�. Dobrn�� przez kopny �nieg do obskurnej szopy, w kt�rej jego
�winia do�y�a szcz�liwie do stu kilogram�w, i zmagaj�c si� z wiatrem uchyli� drzwi.
By�a tam. Ca�a i zdrowa. Nie by�o nawet po niej wida� �lad�w przej�� z ostatnich czterdziestu
o�miu godzin.
Terrorysta dotrzyma� s�owa.
W dwa dni p�niej Bokowa kupi�a sobie ca�kiem przyzwoity p�aszcz z futrzanym ko�nierzem.
� Sk�d mia�a� pieni�dze? � zapyta�.
� S�siadom mog� m�wi�, �e dosta�am od m�a � odpar�a kpi�co i doda�a: � G�wno ci� to
obchodzi, lepiej pilnuj swojej �wini.
W jej g�osie by�o co� takiego, co kaza�o mu si� zastanowi�. Przypomnia� sobie, �e jak odbiera�
telefon od kidnapera, to �ony nie by�o w domu, a kiedy wychodzi� sk�ada� okup, ona
te� gdzie� wysz�a, cho� pogoda by�a wyj�tkowo pod�a, a nie mia�a przecie� jeszcze nowego,
ciep�ego p�aszcza. Wyrazy, kt�rych u�ywa� terrorysta, te� wyda�y mu si� nagle znajome z
czterdziestu lat wsp�lnego po�ycia. Brakowa�o dowodu rzeczowego. Zrobi�a to sprytnie, nie
zostawiaj�c �adnych �lad�w.
Znowu �le sypia� po nocach, gn�biony przez podejrzenia i niepewno��, a� wreszcie w p�nie
dozna� ol�nienia. Zerwa� si� z ��ka, odszuka� po omacku magnetofon kasetowy, kt�ry
podarowa� w �lubnym prezencie swojej c�rce i zi�ciowi przed paroma laty, i zamkn�� si� z
nim w �azience.
Pu�ci� ta�m�, na kt�rej by�y nagrane piosenki z festiwalu. �Daj mi t� noc� � domagali si�
wykonawcy. Bok siedzia� na sedesie i pal�c papierosa s�ucha� cierpliwie. Dam ja jej tak� noc, �e
jej si� ciemno w oczach zrobi � pomy�la� ze z�o�ci�. Ta�ma z mozo�em dojecha�a do ko�ca, ale
nie by�o na niej nic podejrzanego. Prze�o�y� j� dr��cymi r�kami na drug� stron�. Rozleg� si�
chrobot, chrz�kanie, odg�os brutalnego pla�ni�cia i znajomy, pe�en zaskoczenia i b�lu g�os.
Bok zerwa� si� z sedesu, wpad� do pokoju i pozapala� wszystkie �wiat�a.
13
� Dam ja wam, kurwa, t� noc! � wycedzi� przez z�by i przesun�� potencjometr do oporu.
Magnetofon brz�cza�, co sprawia�o wra�enie, �e piosenkarze �piewaj� na skrzynkach wype�nionych
gwo�dziami, ha�as by� jednak spory. W pokojach zacz�o si� rusza�.
Pierwszy wszed� zi�� przecieraj�c posklejane powieki
� Zwariowa� ojciec z tym piosenkarstwem? Jest druga w nocy!
Bok siedzia� w fotelu kiwaj�c kapciem i niby to s�ucha� utworu. Nim piosenka dobieg�a do
ko�ca, zeszli si� wszyscy i patrzyli na niego ponurym, pytaj�cym wzrokiem.
� Co ma znaczy� ta demonstracja? Czy tatusia cisza nocna nie obowi�zuje? A je�li nie cisza
nocna, to przynajmniej godzina milicyjna? � zapyta�a c�rka wykwintnie, bo czyta�a du�o
ksi��ek i zawsze stara�a si� wyra�a� starannie.
� �eby jeszcze by� pijany, tobym zrozumia� � zauwa�y� zi�� z wyrzutem.
Bok wcisn�� przycisk i cofn�� ta�m�.
� Niech tatu� dla dobra rodziny zostawi te nagrania w spokoju! � powiedzia�a c�rka.
� Rodziny? � Bok niemal zad�awi� si� tym s�owem. Potrz�sn�� magnetofonem, po czym z
furi� nacisn�� klawisz. G�os zakwicza�, brz�cz�c przy tym jak no�yce na stole.
Bokowa wyd�a wargi i prychn�a pogardliwie.
� Co to jest? � zapyta� zi��. � Co nam tu ojciec kwiczy po nocy?
� Mamusiu, dlaczego tatu� to puszcza? O co mu chodzi? � dopytywa�a si� c�rka.
� O to chodzi, �e si� rozchodzimy! � wrzasn�� Bok. � Terrorystka! Czerwona Brygida! �
wykrzykn��, bo jak raz jego �ona mia�a na imi� Brygida. � Nie b�d� �y� pod jednym dachem
jak �yd z Arabem! Dosy� tego, kurwa!
�eby podkre�li� wag� decyzji, kopn�� stoj�cy na pod�odze magnetofon, nie licz�c si� zupe�nie
z kosztami naprawy.
� Mo�e si� ojciec rozchodzi�, z kim chce � warkn�� zi�� � ale mojego kopa� nie pozwol�!
� Niech si� tatu� opami�ta! To jest nasz prezent �lubny! � krzykn�a c�rka, podnosz�c
sponiewierany sprz�t.
Henryk Bok splun�� wprost na �rodek rodzinnego sto�u, co mia�o stanowi� ostateczne wyzwanie
wobec ca�ej rodziny, zabarykadowa� si� w kiblu i nie chcia� opami�ta�. Od czasu do
czasu �mia� si� szyderczo, a czystymi r�cznikami owin�� sobie nogi, bo mu by�o zimno.
� Mama to zrobi�a? Naprawd�? � pyta� z niedowierzaniem zi��.
� A zrobi�am. Inaczej bym si� tych pieni�dzy nie doprosi�a � odpar�a kobieta spokojnie.
� Mog�a mama na tym �wi�stwie wyci�gn�� co najmniej dziesi�� � kalkulowa� zi��.
� Potrzebuj� od niego tylko to, co mnie si� nale�y. Reszt� niech si� zad�awi.
� Ale gdzie mamusia tego wieprzka przechowa�a? � zainteresowa�a si� c�rka.
??U Maciak�w w sk�adziku. To pi��dziesi�t metr�w dalej. Na trzy dni Maciakowa si� zgodzi�a,
bo oni wybili kr�liki zaraz na pocz�tku zimy. Po czterdziestu latach ma��e�stwa nale�a�a
mi si� kapota, nie?
Bok tymczasem siedzia� na sedesie i me�� pod nosem przekle�stwa.
� Dosy� tego do�ywocia! � sycza� przez z�by. � Dzisiaj kradn� i szanta�uj�, to jutro cz�owiekowi
we �nie gard�o poder�n� za pi�� tysi�cy! Dam ja im wszystkim tak� rodzin�, �e si�
b�d� do grobu prosili!
�eby go zdradzi�a, jak jeszcze si� do tego nadawa�a, albo nawet pierzyn� przepi�a, to mo�e
by jej do tego czasu wybaczy� i �yliby na staro�� pod jednym dachem, maj�c od�o�one par�
z�otych na czarn� godzin�, ale co� takiego nie mie�ci�o mu si� w g�owie.
� Tatu� si� powinien cieszy�, �e w rodzinie zosta�o! � powiedzia�a c�rka zza drzwi, na co
Bok roze�mia� si� jak ci�ko ranny tygrys i splun�� w lustro, kt�re tyle lat odbija�o fa�sz jego
zak�amanego rodzinnego �ycia.
14
� A poza tym nudno by�o � powiedzia�a po namy�le Brygida Bokowa i ca�a tr�jka wybuchn�a
�miechem o trzeciej nad ranem.
Echo tego �miechu dotar�o do uszu starego i zatrz�s�o ca�ym jego jestestwem. Je�li do tej
pory mia� w�tpliwo�ci co do udzia�u w przest�pstwie reszty rodziny, to ten �miech by� czym�
gorszym od wsp�lnictwa w porwaniu i szanta�u.
� Ze wszystkimi si� rozejd� � mrukn�� m�ciwie.
� Jak ojciec musi, to niech si� rozchodzi � powiedzia� zi��, kt�ry najwidoczniej pods�uchiwa�
pod drzwiami � ale ja si� musz� odla�.
� A g�wno � odpowiedzia� twardo Bok, rozpieraj�c si� na sedesie.
� Tatusiu, chyba jakie� normy w domu rodzinnym obowi�zuj�� napomnia�a go c�rka.
� Nie ma domu rodzinnego � odpar� stary ze z�o�ci� � lejta sobie do zlewu.
� Rozw�d rozwodem, tatusiu, a nie zapominaj, �e jestem twoj� c�rk�.
� Nie mam c�rki! Bratob�jce!
� Zawzi�� si�. Nic nie poradzimy � szepn�a m�odsza kobieta.
Zi�� wr�ci� szcz�kaj�c z�bami, bo by� zmuszony w zamie� uda� si� na dw�r za potrzeb�
tylko w kapciach i pi�amie.
� I co?
� Nie chce wyj��.
� Ojciec, lepiej si� poddaj! � w g�osie zi�cia pojawi�a si� tonacja gro�by. � Jak nie wyjdziesz,
to ci� g�odem we�miemy.
� G�wno we�miecie! A ty �ach jeste� i z babami przeciwko mnie trzymasz!
� To ojca ostatnie s�owo?!
� Nie. Jeszcze co�... Poca�ujcie mnie w dup�!
� Ja ojca prosi�em, a teraz poczekam, a� ojciec mnie poprosi! � wychrypia� zi�� i rozkaza�
sobie przynie�� sznur do bielizny.
Zacisn�� na klamce �azienki kilka mocnych w�z��w, a drugi koniec przywi�za� do klamki
w drzwiach pokoju.
Zdradziecka rodzina wynios�a si� do kuchni. W korytarzu zaleg�a cisza. Bok nas�uchiwa�
przez d�u�sz� chwil�, po czym ostro�nie przekr�ci� klucz w zamku i nacisn�� klamk�. Drzwi
ust�pi�y zaledwie na centymetr. Wyjrza� przez szpar� i dostrzeg� mocno napr�ony sznur.
Zrozumia�, �e znalaz� si� w pu�apce. Przeliczy� papierosy i zacz�� rozgl�da� si� za czym� do
okrycia. W pralce znalaz� kalesony i dwie brudne flanelowe koszule. Naci�gn�� to na pi�am� i
owin�� si� w prze�cierad�o �ci�gni�te ze sznurka nad wann�.
Zanim si� podda�, min�o niedzielne przedpo�udnie. Skapitulowa� z powodu braku papieros�w
i og�lnej beznadziejno�ci sytuacji podw�jnego zamkni�cia, nie oznacza�o to jednak
zgody na jakikolwiek kompromis. Henryk Bok zdecydowa� si� na zerwanie z rodzin�.
Ca�e popo�udnie sp�dzi� na pisaniu podania. Zu�y� na to niemal po�ow� zeszytu szesnastokartkowego,
w kt�rym zapisywa� wydatki i przychody. Nie mia� wprawy w rozwodach.
Po wielu skre�leniach podanie przybra�o posta� nast�puj�c�:
�Zwracam si� z uprzejm� pro�b� o przydzielenie mi rozwodu z moj� dotychczas posiadan�
�on� Bok Brygid� (niech j� szlag trafi) � po namy�le usun�� ten wtr�t osobisty, bo wyda� mu
si� niestosowny w urz�dowym b�d� co b�d� pi�mie � z uwagi na to �e moja by�a �ona Bok
Brygida prowadzi�a wobec mnie dzia�alno�� terrorystyczn� i szanta� z�ot�wkowy. Ukrywaj�c
si� jako anonim podprowadzi�a mnie zwierz� domowe a raczej dzia�kowe kt�re trzyma�em
dla przyjemno�ci. Rasy zwierz�cia nie podaj� w podaniu bo nie ma ona zwi�zku ze spraw�
rozwodow�.
Jako obywatel nie mog� po czterdziestu latach wsp�y� z rzekom� �on� kt�ra prowadzi
przeciwko mnie karaln� dzia�alno�� w stanie wojennym. Wymieniona powy�ej nie daje nadziei
na popraw� bo jest na emeryturze.
15
Prosz� o szybkie i pozytywne za�atwienie mojej sprawy z Bok Brygid� z uwagi na to �e z
mo�liwo�ci rozwodu jeszcze nie skorzysta�em, co uwa�am �e mi si� nale�y po czterdziestu
latach wsp�ycia z wymienion�.
Emeryt kolejowy
Bok Henryk�
Pisanie podania by�o niezwykle wyczerpuj�ce, a mimo to stary czu�, �e roznosi go ch��
dzia�ania. Czu� si� tak, jakby zaczyna� �ycie od nowa. Zacz�� snu� plany.
Tymczasem skazany jest na wsp�lne mieszkanie z rodzin�, kt�ra podst�pnie porwa�a si� na
jego w�asno��, bo wyrzuci� si� nie dadz�, maj�c legalny meldunek, a on sam nie ma zamiaru
si� wynosi�, bo ten dom zbudowa� w�asnymi r�kami, nie po to, �eby zostawia� go najgorszym
wrogom. Zapisze go po �mierci wojsku. Z wojskiem nawet jego by�a rodzina nie wygra. Zanim
jednak nadejdzie dzie� m�ciwej �mierci, potrzebuje czego�, co ju� teraz pozwoli�oby
poczu� smak zemsty.
Do tego celu nic nie nadawa�o si� tak jak �winia. Ca�e szcz�cie, �e ocali� j� przed �ar�oczno�ci�
rodziny. Jako� ich przekona� przed �wi�tami, apeluj�c do patriotyzmu, �e tak i tak,
wojn� wywo�a�o, a oni chc� ostatni� �wini� ze�re�.
� E, co to za wojna � wyrazi� si� lekcewa��co zi�� � jak tylko jedno wojsko bierze udzia� i
nikt przeciwko nie walczy, bo sami swoi.
� Tym bardziej! � stwierdzi� z moc� Henryk Bok. � Jak jedni nasi przegraj�, a drudzy wygraj�,
to i tak b�dziemy trochu przegrani i jeszcze gorzej si� porobi.
To ich ostatecznie przekona�o.
Teraz jednak nadszed� dzie�, w kt�rym �winia mia�a si� sta� jedyn� ofiar� stanu wojennego
w Szpecinach.
� Trudno, wojna to wojna � westchn�� emeryt i zszed� do piwnicy ostrzy� no�e.
Potem poszed� om�wi� szczeg�y z Robercikiem od Maciak�w. Maciakowa wprawdzie
przechowywa�a �ywca w okresie porwania, czyni�a to jednak nie�wiadomie, bo s�siadka jej
we wszystko nie wtajemniczy�a. Robercik interesowa� Boka ze wzgl�du na transport, jako �e
by� w�a�cicielem o�mioletniej syrenki.
Na�wietli� og�lnie zapapran� sytuacj� rodzinn� i stwierdzi�, �e jego �winia musi zrobi� karier�
w stolicy, bo on jeszcze z okupacji pami�ta, co nale�y robi�, jak jest wojna.
� Znaczy, rozumiem, �e s�siad chce wykolegowa� rodzin� od r�banki � zauwa�y� Robercik.
� O, nie! � stary pokiwa� przecz�co palcem. � Nikt do niej nie ma prawa, tylko wy��cznie
ja. Ja si� z nimi rozwodz�, a nie dziel�. To jest moja osobista wieprzowina, kt�ra powsta�a na
emeryturze, na dzia�ce pracowniczej zapisanej na moje nazwisko!
� Idzie s�siad na ca�o��?
� Niech ich szlag trafi!... Potrzebny mi jest przew�z. Zap�ac� ci jak za taryf� i jeszcze p�
litra postawi�.
� Tu nie chodzi o pieni�dze � powiedzia� Robercik masuj�c na czole pr�g� po czapce. �
Wola�bym r�bank�...
� R�banka i p� litra � zaproponowa� Bok wyci�gaj�c d�o�.
� Tu nie o to chodzi � stwierdzi� Robercik po namy�le. � Wypi� to nie sztuka, tylko jak t�
�wini� przewie��. Wsz�dzie wojsko, milicja, sztrajfy na wszystkich drogach. Rekwiruj�, co
nielegalne...
� A co wolno twoim zdaniem do miasta wozi�? � zapyta� Bok.
� Bo ja wiem?... Chyba tylko ludzi � odpar� niepewnie Robercik.
� To pojedzie jak cz�owiek, na siedzeniu � stwierdzi� stary.
Robercikowi, kt�ry by� jeszcze m�ody i przejawia� sk�onno�� do ryzyka, pomys� ten bardzo
si� spodoba�, chcia� si� czym� zas�u�y� w stanie wojennym, bo jak si� uda, to b�dzie o czym
16
opowiada�, a nawet jakby z�apali i zamkn�li na jakim� internowaniu, to i tak b�dzie ciekawiej
ni� w Szpecinach. Molestowicz za ulotki przesiedzia� miesi�c na Bia�o��ce, to si� za darmo w
karty nagra�, a teraz dziewczynom opowiada i wszystkie do niego lez�, bo ka�da chce mie�
osobno opowiedziane.
� Umowa stoi � powiedzia� wyci�gaj�c r�k�. � Szykuj� skarpet�, a s�siad charakteryzuje
�ywca na cz�owieka, �eby nam wstydu przed wojskiem nie zrobi�.
Plan Boka zwi�zany by� z osob� niejakiego Muszy�skiego, kt�ry by� jedynym naprawd�
dobrym znajomym w Warszawie. Kiedy pracowali razem na g�rce rozrz�dowej, ten Muszy�ski
bra� du�e ilo�ci ciel�ciny. Na pewno zna wielu ludzi, kt�rzy jedz� r�ne rodzaje mi�s.
Zaprasza� go wielokrotnie do siebie na Ursyn�w, ale Bok nie mia� dot�d powodu, �eby go
odwiedza�.
W poniedzia�ek wys�a� do Muszy�skiego list nast�puj�cej tre�ci:
�Kochany Stefku! Pragn� Ci� odwiedzi� w pi�tek na kr�tko z uwagi na to co mam w posiadaniu.
W li�cie nie mog� pisa� co i jak bo to niespodzianka, ale jak powiem, �e jest tego z
metr to si� dokapujesz. Jak by� nie m�g� ze wzgl�du na stan zdrowia czy co to pchnij telegram.
Ale my�l�, �e nie b�dziesz taka � w i n i a.
Ca�uj� ci� po r y j u
Bok Henryk�
Poniewa� listy by�y cenzurowane. Bok wola� pos�u�y� si� aluzjami, a sw�j podpis sprytnie
zako�czy� zawijasem, kt�ry wygl�da� jak �wi�ski ogon. Dziecko by si� domy�li�o, a co dopiero
Muszy�ski, kt�ry za ciel�cin� kupi� sobie mieszkanie w Warszawie.
Do czwartku telegram nie nadszed�, wi�c Bok da� �wini w �eb i zacz�� j� przygotowywa�
do ostatniej drogi.
Ustalili z Robercikiem, �e termin pi�tkowy b�dzie najdogodniejszy, bo z powodu wolnej
soboty najwi�cej ludzi kr�ci si� po drogach a i cz�� wojska rozpuszcza si� na przepustki,
wi�c kontrole nie s� tak dok�adne.
Gdy Maciak podjecha� syrenk� pod ogr�dki dzia�kowe, �winia by�a dos�ownie zapi�ta na
ostatni guzik. Bok ubra� j� w star� jesionk� �ony, postawi� ko�nierz, ryj obwi�za� chust�. Podobie�stwo
do ma��onki, kt�r� uwa�a� nieodwo�alnie za by��, sprawia�o mu m�ciw� satysfakcj�.
� No jak? � zapyta� prezentuj�c podr�n�. Robercik z uznaniem gwizdn�� przez z�by.
� Nigdy bym na ni� nie zwr�ci� uwagi.
� O to nam chodzi. Dow�d osobisty te� ma w porz�dku.
Robercik uni�s� brwi, gdy Bok podsun�� mu pod nos dokumenty �ony.
� O kurde! � wykrztusi�. � Posadzimy j� z przodu i przypniemy pasami.
Przymiarka wypad�a niepomy�lnie. Wieprzowa tusza podszywaj�ca si� pod Bok Brygid�
nie wchodzi�a na siedzenie, ryj utkn�� pod dachem.
� To nic, panie s�siad � zdecydowa� Robercik, kt�rego zacz�o ogarnia� podniecenie. �
Przer�biemy Brygidzie kawa� dupy od plec�w, przygniemy i jako� si� na pasach utrzyma do
Warszawy. B�dzie wygl�da�o, jakby siedzia�a.
Gdy zimowy mrok zg�stnia�, mogli wyruszy� w drog�. Ciemno�� mia�a sprzyja� szmuglowi.
Za oblodzon� szyb� prezentowa�a si� zupe�nie przyzwoicie, a jej og�lny wygl�d nie
zach�ca� do rozmowy, co te� stanowi�o okoliczno�� sprzyjaj�c�. Konstrukcja mechaniczna
pod nazw� syrena sun�a w�r�d o�nie�onych p�l, ci�gn�c za sob� smug� truj�cych spalin.
Aleksander Bok, sceptyczny publicysta kulturalny rozwi�zanego tygodnika, nie mia� najmniejszego
poj�cia o swoim imienniku wioz�cym �wini� rozpart� na przednim siedzeniu.
Znu�ony lektur� maszynopisu zdrzemn�� si� na p� godziny i �ni�o mu si�, �e g�odny wieprz
pokaleczy� mu usta. Sen by� nadzwyczaj nieprzyjemny.
17
Aleksander dla intelektualnej zabawy interpretowa� sny, traktuj�c je jako twory estetyczne
posiadaj�ce symbolik�, kt�rej wyk�adni� stanowi� zesp� wra�e� i do�wiadcze�, prze�ywanych
przez �ni�cego na kr�tki czas przed lub po. Owe impresyjne wyja�nienia nie mia�y wiele
wsp�lnego z Freudem czy Jungiem, interesowa�a go raczej p�wiadomo�� ni� pod�wiadomo��
i archetypy.
Uzna�, �e obecno�� we �nie zg�odnia�ego wieprza jest skutkiem lektury maszynopisu poronionej
powie�ci. Odk�d �ycie kulturalne zosta�o zawieszone na czas nieograniczony, Aleksander
Bok utrzymywa� si� z wydawniczej �padliny�, czytaj�c kilogramy prozy produkowanej
przez czambu� notorycznych grafoman�w, kt�rzy w niepoj�ty spos�b zdobywali trudno
dost�pny papier i z pasj� obracali go w makulatur�. Obcowanie z tasiemcami dziarskiego
idiotyzmu dawa�o w miar� przyzwoite podstawy utrzymania i pozostawia�o d�ugotrwa�y niesmak.
To zapewne ostrze�enie przed duchowym obcowaniem ze �wi�stwem estetycznym � pomy�la�.
� Nied�ugo utrac� zdolno�� wypowiadania si� na pi�mie.
Czyta� do�� szybko, mniej wi�cej trzy strony na minut�, i cho� wi�kszo�� z tych twor�w
m�g�by od�o�y� z czystym sumieniem po lekturze kilku stron, uczciwo�� nigdy mu na to nie
pozwoli�a i zgrzytaj�c z�bami z obrzydzenia zag��bia� si� w bagno wyobra�ni nieszcz�liwc�w,
wci�� ulegaj�c z�udzeniu, �e b�y�nie nik�e �wiate�ko nadziei, �e zdarzy si� cud albo nawet
zwyk�y przypadek i w tej mierzwie s��w pojawi si� scena warta zapami�tania.
Za sprawiony zaw�d i stracony na bezowocn� lektur� czas m�ci� si� potem na grafomanach,
pisuj�c zjadliwe opinie, kt�re roz�miesza�y znudzonych redaktor�w, dzi�ki czemu dawano
mu ch�tnie nowe transporty �padliny�.
Umys�owo�� mia� analityczn� i �yw�, wi�c przy okazji tego wyja�awiaj�cego zaj�cia poczyni�
wiele zastanawiaj�cych i niepotrzebnych obserwacji. Po pierwsze, zdumiewaj�cy by�
p�d ludzi, ca�kowicie pozbawionych talentu, do pisania. Nudziarzy, niezrozumialc�w, niedouk�w,
hochsztapler�w bez inteligencji, ponurych sensat�w, bigot�w, tanich moralist�w ,
urz�das�w... T�pak�w bez wyobra�ni by�o najwi�cej. Uwa�a�, �e ludzie ci nie tylko nie potrafi�
pisa�, ale i czyta�.
W grafoma�stwie przez kilkadziesi�t lat nast�pi� znaczny, a nawet dwuznaczny post�p, a
zarazem znamienne wyobcowanie. Przestawa�o ono schlebia� niskim gustom czytelniczej
t�uszczy i powiela� prymitywne schematy i bajeczne nieprawdopodobie�stwa. Nowy grafoman
odrzuca� pokor� i �wiadomo�� w�asnej drugorz�dno�ci. Uwa�a� si�, ni mniej, ni wi�cej,
tylko za geniusza. Wyczuwa� instynktownie, �e sukces czytelniczy mo�e okaza� si� w perspektywie
rzecz� wstydliw�, wi�c odrzuca� fabu��, przyczyny, skutki oraz wszelkie konsekwencje,
czerpi�c bezczelnie ze strumienia �wiadomo�ci, kt�ry w jego wydaniu stawa� si�
�ciekiem obskurantyzmu. By� przekonany najwyra�niej, �e w tej m�tnej wodzie wszystko
staje si� mo�liwe i dozwolone, bo nie ma piek�a krytyki.
Stadna krytyka mia�a w powstaniu owych mutant�w znaczny udzia�, frymarcz�c od lat
warto�ciami, wspieraj�c urojone wielko�ci. Domaga�a si� szczero�ci, uczciwo�ci, obiektywizmu,
by potem cmoka� nad minoderi� i fa�szem, wmawia� og�upia�ym czytelnikom, �e bezsilno��
kreacyjna to odpowiednik magmowatej rzeczywisto�ci, a nudny, koturnowy be�kot to
nowa forma ekspresji. Z marnego materia�u majstrowa�a drabin�, kt�r� nast�pnie uznawa�a za
obowi�zuj�c� hierarchi�.
Aleksander Bok mia� podstawy, �eby to twierdzi�, bo sam bra� czynny udzia� w machinacjach
krytycznych i przyczyni� si� do wyniesienia na g�rne szczeble kilku pomijanych prozaik�w
m�odszego pokolenia. Gdy si�� bezw�adu koledzy po pi�rze z zadziwiaj�c� indolencj�
zacz�li powiela� jego opinie, przesta� si� interesowa� wyniesionymi. Powsta�a bowiem nowa
hierarchia, r�wnie fa�szywa jak poprzednia, a on nie mia� najmniejszej ochoty bra� udzia�u w
zbiorowym odprawianiu obrz�d�w.
18
R�wnie� i jego gn�bi�o pytanie, dlaczego nie mo�e powsta� powie�� na miar� pragnie� i
oczekiwa� odbiorc�w, krytyk�w, na miar� czas�w i w og�le na miar�... Mo�e gdzie� tkwi�
nie zauwa�any przez nikogo b��d? Mo�e pu�apk� jest powszechne prze�wiadczenie, �e akt
tworzenia ju� na progu samej inicjacji powinien by� ambitny i mierzy� wysoko? Autor musi
obj�� ca�okszta�t i zaatakowa� rzeczywisto�� brutaln� si�� talentu, nad�� si�, a na koniec
cho�by powiesi�, �eby udowodni� niedowiarkom, �e atak nie by� pozorowany i �e w gr�
wchodzi�a najwy�sza warto��, jak� jest ludzkie �ycie.
A dlaczego w�a�ciwie nie oddolnie, z niska, z cyniczn� samo�wiadomo�ci�, z premedytacj�,
na obstalunek potrzeb, kt�re mo�na sobie wyobrazi�, wypreparowa� i zanalizowa�? Dlaczego
nie zwyczajnie: dla pieni�dzy i s�awy, lecz ob�udnie, by rzekomo cierpie� z powodu
niezrozumienia?
Z obawy przed trywialno�ci�?
Rzeczy i sprawy niskie, uznane za ma�o znacz�ce i przez arbitralny os�d skazane na nieistotno��.
Przecie� po latach mo�e si� okaza�, �e owe s�dy przepojone pewno�ci� siebie poch�onie
sprawiedliwy i bezwzgl�dny wyrok zapomnienia, a inny werdykt nobilituje sprawy
odsuni�te na dalszy plan, bo s�dz�cy, s�dzeni i przedmiot domniema� s� tylko elementami nie
ko�cz�cej si� gry ruchomych znacze�, kt�rej regu� nie mo�na pozna� do ko�ca, tak jak nikt
nie zna czasu depcz�cego to, co ustanowione.
Dziwactwo Aleksandra Boka polega�o na tym, �e do�wiadcza� trywialno�ci w spos�b nasilony
i owo wyczulenie podsyca� absurdaln� analiz�, zupe�nie jakby chodzi�o o rzeczy istotnie
maj�ce znaczenie. Wi�za� i budowa� z drugorz�dnych fakt�w interpretacyjne dekoracje,
wyci�gaj�c przy tym wnioski, kt�re znacznie wykracza�y poza ramy, jakie r�nym rzeczom,
nie wiadomo zreszt� dlaczego, przys�uguj�.
Pewnego dnia spotka� na wysypisku �mieci dziwn� par�. By� to usmotruchany kogut, rodzaj
miejskiego �mietnikowego mutanta z oblepionym dziobem i do tego o wyra�nie wrednym
wejrzeniu, oraz r�wnie chuderlawa i niska, flejowata kaczka uliczna, niegdy� zapewne
bia�a. Wszystko wskazywa�o na to, �e wbrew naturze chodz� ze sob�, bo potem pod��a� ich
tropem dziesi�tki razy, aby upewni� si�, �e nie da� si� zwie�� przypadkowej zbie�no�ci. Kogut
�ypa� nieufnie przekrwionym oczkiem drobnego przest�pcy, a kaczka koleba�a si� tu� za