3965

Szczegóły
Tytuł 3965
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3965 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3965 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3965 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Kotlica WRONIE OKO Copyright by Jacek Kotlica Wydawnictwo �Tower Press� 2001 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Powiedz, �e by�em zawsze rumiany, weso�y, �em ani wspomnia� nigdy o kochance, �e sobie gra�em w karty, pi�em z przyjacio�y... �e ta pijatyka... ta�ce... �e mi si� w ta�cu... ot, ( uderza nog�) skr�ci�a noga. Z tego umar�em... Adam Mickiewicz: Dziady. Cz�� IV 5 1. � � Ksi�niczka o Dobrym Sercu umrze niebawem � powiedzia�a z b�lem w g�osie. � Nie ma ju� w ca�ym kr�lestwie nikogo, kto m�g�by pospieszy� jej z pomoc�. Nie zdo�ano znale�� �mia�ka, m�odzie�ca honoru i odwagi, zdolnego dostarczy� ksi�niczce uzdrawiaj�cego zio�a, zwanego Wronie Oko. Nie ma ju� wida� szlachetnych i odwa�nych na tym �wiecie!... Kr�l zamierza jutro z samego rana uderzy� w Dzwon Zaczarowany, zbudzi� �pi�ce Wojsko i na jego czele a� do upad�ego walczy� o drogocenny lek dla swego dziecka. Oj, synku, wszyscy to wiedz�, �e nikt jeszcze si�� nie zdoby� Wroniego Oka i �e na nic zda si� ta pr�no przelana krew �pi�cych Rycerzy i ofiara z kr�lewskiej g�owy! I zanios�a si� �zami poczciwa praczka, i za�ama�a spracowane r�ce w rozpaczy, a Ole� z trudem tamowa� ogarniaj�ce go wzruszenie. Umys� jego by� jasny. Wola zdecydowana na wszystko. Serce buchn�o nieugaszonym p�omieniem i �arem. Poderwa� si� na r�wne nogi. Po�pieszy ratowa� ksi�niczk�! Zdob�dzie Wronie Oko! Wymaca� pod koszul� �w brylantowy kolczyk ksi�niczki, niezapomnian� pami�tk� pomy�lnego startu w Turnieju Wiedzy, kt�ry wygra� przed rokiem dystansuj�c syn�w najlepszych rod�w kr�lestwa � �w drogocenny kolczyk, kt�ry nosi� jak talizman zawieszony na �a�cuszku; szarpn�� nim, a� �a�cuszek rozerwa� si� w kawa�ki i wcisn�� kolczyk matce do r�ki. � We�, matko, ten kolczyk o wielkiej warto�ci i cenie � powiedzia� ca�uj�c matczyn� d�o�, w kt�rej jak w muszli zamkn�� �w talizman. � I je�li nie wr�c� do rana, sprzedaj go, a pieni�dze schowaj na czarn� godzin�. Aby�, gdy staro�� wysuszy ci r�ce, mia�a si� czym op�dza� biedzie bez trud�w i znoju. A je�li wr�c� rano zdr�w i ca�y � wieczorem u�o�ysz si� w wygodnym ��ku i ju� nigdy nie b�dziesz �ciera� r�k na tarze! Postanowione: Id� ratowa� ksi�niczk�! I wybieg� z izby nie trzaskaj�c za sob� drzwiami. I stawi� si� zdyszany przed kr�lewskim obliczem.� � Dlaczego nigdy nie opowiada mi pan Ba�ni o Wronim Oku od samego pocz�tku? � przerwa�a mu nagle zrzucaj�c jego d�o� z kolana. � I prosz� nie dotyka� mnie w to miejsce. � Zn�w zwracasz si� do mnie tym oficjalnym tonem. Powiedzia�em ci ju�, �e gdy jeste�my we dwoje, sam na sam, masz mi m�wi� po imieniu. Stanowczo tego sobie w�a�nie �ycz�, Agnieszko. Dziewczynka zmierzy�a go uwa�nym, lecz ch�odnym, jakby nie dowierzaj�cym spojrzeniem. Poj��, �e my�lami jest nieobecna w tym pokoju. Gdzie? Niepokoi� si� o stan jej nerw�w, o tre�� jej my�li. � Z�o�ci mnie, Agnieszko, �e wci�� jestem ci obcy i obcy � powiedzia� odgarniaj�c w�osy z jej policzka. � C� z tego, �e jestem starszy od ciebie o dziesi�� czy jedena�cie lat? To niczego nie zmienia. Jeste�my przyjaci�mi, czy to si� komu� podoba, czy nie. Wiesz, jak bardzo lubi� rozmawia� z tob�, lubi� twoj� muzyk�, lubi� wszystko, co grasz. Ba�� o Wronim Oku napisa�em tylko i wy��cznie dla ciebie. Zniszcz� j�, je�li tego sobie �yczysz! � Nie, to niemo�liwe... to niemo�liwe! � j�kn�a przestraszona nie na �arty. Odtr�ci�a jego r�k� muskaj�c� jej w�osy, ukry�a twarz w d�oniach i ze szlochem rzuci�a si� na oparcie fotela. 6 � Dlaczego, dlaczego mnie nie zabili!?... Nienawidz� was, wzi�li�cie mnie do szpitala! Dlaczego nie dali�cie mi umrze�!... Dlaczego?... P�aka�a, to jasne, a przez jej w�skie ramiona przebiega�y dreszcze jak uk�ucia komara. � Dobrze, je�li tego sobie �yczysz, dzi� jeszcze wrzuc� ba�� do pieca! � powiedzia� mn�c trzyman� w r�ku kartk� zapisanego drobniutkim pismem papieru. Dziewczynka poderwa�a si� z fotela, dr�a�y jej usta i podbr�dek, a oczy szkli�y si� matowym blaskiem. � Prosz� mi to odda�! � powiedzia�a stanowczym, cho� �ami�cym si� g�osem. � Kto daje i odbiera... � Odwaga, Agnieszko, to nie tylko akt woli, ruch serca. Wiesz mi, to aktywna, sprawcza my�l. Tak. � Tak � powiedzia�a dziewczynka u�miechaj�c si�. � A teraz opowiedz mi ba�� od samego pocz�tku. W przeciwnym razie uciekn� zn�w do Rudow�osych. � Agnieszko! Zabraniam ci nawet my�le� o tym. Pozw�l jednak, �e odnajd� ten w�a�nie fragment. Podszed� do biurka, otworzy� szuflad� i wyj�� z niej plik drobniutko zapisanych kartek. Rozprostowa� zmi�t� stroniczk� i ukry� j� mi�dzy kartkami ba�ni. � Nie do wiary � powiedzia� przygl�daj�c si� pierwszej stronie r�kopis�w. � A� dziw bierze, �e mog�em pisa� takim maczkiem. Gdyby nie fakt, �e znam ba�� na pami��, musia�bym j� czyta� co najmniej za pomoc� teleskopu. �Rz�dy w zadziwiaj�cym Kraju Sprawiedliwego Przymierza sprawowa� Kr�l o Pogodnym Obliczu. Kraj op�ywa� w dostatki, gdy� ziemia sprzyja�a ludziom, a ludzie mi�owali sw� prac� jak wdzi�czn� okras� �ycia. Od niepami�tnych czas�w Krain� Sprawiedliwego Przymierza nie n�ka�y wojny ani inne plagi, gdy� w g�rach skalistych o niedost�pnych szczytach i grotach mia�y swe obozowiska nieprzeliczone hufce �pi�cych Rycerzy gotowych przebudzi� si� z zakl�tego snu na ka�de uderzenie Dzwonu Zaczarowanego. Wrogowie woleli z dala omija� �cie�ki wiod�ce do granic Kraju Sprawiedliwego Przymierza, przyjaciele za� ch�tnie posy�ali tam swych kupc�w i m�odzie� ��dn� wiedzy. Kwit� wi�c handel mno��cy bogactwo i nauka doskonal�ca ludzkie charaktery i umiej�tno�ci. Kr�l pilnych nagradza�, utalentowanych wywy�sza�, a opiesza�ych otacza� trosk� i serdeczn� wyrozumia�o�ci�, nie pomijaj�c przy wyr�nieniach; baczy� przy tym stale, aby nikt w kraju nie poczu� si� poni�ony i zb�dny. Wiedzia� bowiem Kr�l o Pogodnym Obliczu, �e najwi�ksze nieszcz�cia trapi� ludzi w�wczas, gdy zw�tpi� w sw� jedyno�� i niepowtarzalno��, gdy do�wiadcz� na w�asnej sk�rze niesprawiedliwo�ci losu. W Kr�lestwie Sprawiedliwego Przymierza ka�dy otrzymywa� to, na co zas�u�y� w�asnym wk�adem pracy, niezale�nie od posiadanych talent�w i dziedziczonego imienia. Tak by�o z dawien dawna, trudno wi�c si� dziwi�, �e podw�adni Kr�la o Pogodnym Obliczu nie wyobra�ali sobie, aby mog�o by� inaczej. Pok�j, praca i przymierze � sta�y si� wi�c �r�d�em nieprzymuszonego szcz�cia i pomy�lno�ci. Kr�l osobi�cie dogl�da�, aby ta harmonia nie przeistoczy�a si� w b�ogi stan sielanki � kolebk� wszelkiego zw�tpienia i rezygnacji, zniewie�cia�o�ci i upadku szczytnych idea��w. Czyta� bowiem w zadziwiaj�cej ksi�dze historii, �e najwspanialsze nawet kraje rozsypywa�y si� w ruin�, ogarni�te chaosem i rozpacz�, gdy poddani pow�tpiewa� zaczynali w tre�� przyrzeczenia, w cele swego bytowania i pracy ni� ziemi, gdy zaj�ci byli ju� tylko sob�. Dba� wi�c kr�l, by j�zyk herold�w by� jasny i czysty, zawsze got�w sprosta� najsmutniejszej nawet prawdzie; by �wiat�o�� i wola czynu mia�y nieskr�powany przyst�p do komnaty tronowej, 7 gdzie zapada�y decyzje i rozstrzygano spory; by umys�y m�drc�w, dawc�w prawa i urz�dnik�w nie skostnia�y w rutynie. Lecz ka�dy, komu w�adza nad lud�mi nie uderza�a do g�owy, my�la� teraz nie o sprawach pa�stwa, lecz o tajemniczej chorobie pi�knej, otoczonej powszechn� adoracj� dziedziczki tronu, Ksi�niczki o Dobrym Sercu. Kraj okry� si� �a�ob� i smutkiem nie do opisania, a rozpacz i przygn�bienie znalaz�y przysta� w duszach jego mieszka�c�w. Ksi�niczka o Dobrym Sercu zapada�a w mrok nieodgadnionej choroby... Jej blade i czyste niczym p�atki rozkwitaj�cej lilii lica sta�y si� jeszcze bardziej blade i liliowe. Jej oczy b�yszcz�ce niczym kryniczne jeziorka pe�ne dobrotliwych ognik�w rado�ci i p�omiennego �aru budz�cej si� do �ycia jutrzenki � teraz b�yszcza�y bardziej jeszcze i bardziej, jakby �ar choroby mia� strzeli� p�omieniem i przepali� b��kitne jak czyste niebo �renice. Jej g�os tak d�wi�cznie oznajmiaj�cy pi�kno budz�cego si� poranka � by� teraz bardziej d�wi�czny i brzmia� jak strwo�ona sygnaturka, �piesz�ca pocieszy� umar�ych. Pogoda jej ducha, rozpromieniaj�ca serca smutnych i melancholik�w � znik�a na zawsze z jej oblicza. Jej wdzi�k, napawaj�cy uniesieniem dusze poet�w i malarzy � przygas� jak wyj�ty z ciemno�ci �wietlik. Gdy heroldowie obwie�cili t� przera�aj�c� wie�� � lud przep�dzi� herold�w z rynku, nie mog�c dos�ucha� do ko�ca komunikatu o tak niepoj�tej tre�ci. Gdy z pa�acowego kru�ganka przem�wi� przewodnicz�cy Wielkiego Konsylium Lekarzy i Mag�w � roznieci� tumult i wrzaw�. Gdy wreszcie pojawi� si� na dziedzi�cu sam Kr�l o Pogodnym Obliczu, w�asnymi r�kami toruj�cy sobie drog� w�r�d oszala�ej gawiedzi, tumult zel�a�, a wrzaski ucich�y. Lud rozst�pi� si� niczym kr�gi wody, w kt�r� rzucono kamie�. Sta� zrazu kr�l chwil� d�u�sz� milcz�cy, ze zwieszon� g�ow�, pocieraj�c wierzch d�oni d�oni�, a potem przem�wi� �ami�cym si�, lecz dono�nym i nie znaj�cym s�abo�ci g�osem: � Bracia � rzek� i w tym momencie uni�s� oczy wysoko, a� na wysoko�� oczu patrz�cych na�. � Bracia! Ksi�niczka o Dobrym Sercu jest coraz bardziej chora. Nieopisana dot�d choroba z jeszcze wi�ksz� moc� dokonuje niszcz�cego dzie�a. Ksi�niczka jest umieraj�ca. Wi�dnie w oczach, jak nierozkwit�y p�k ja�minu �ci�ty dla swego pi�kna z wiosennego krzaka. Przychodz� do was, jak ojciec przychodzi do ojc�w, brat do braci, kmotr do kmotr�w � po rad� i po ratunek dla mego dziecka. Trzeba pomocy. Wyt�cie wol� i pami��, zaradno�� i rozum � i niech przez was przem�wi do�wiadczenie wszystkich istniej�cych dot�d pokole�. I niech z tej krynicy wyp�ynie uzdrawiaj�cy strumie� ratunku dla Ksi�niczki o Dobrym Sercu. Tu kr�l przerwa�, a t�um sta� nieporuszony, jakby ogromna si�a str�ci�a go z otch�ani gniewu na ziemi� i przyci�ga�a ku niej niczym wszechpot�ny magnes. Nie unios�a si� �adna r�ka ni noga. � Id�cie teraz do waszych wiosek, do waszych trz�d i zagr�d i rad�cie pod przewodnictwem najstarszych i najm�drszych. Odszukajcie waszych pustelnik�w i waszych mag�w, wasze zielarki i wasze baby umiej�ce przyjmowa� porody. I niech oni radz� wraz z wami. Aby dzi� mo�na by�o jeszcze przedsi�wzi�� wszystko, co przedsi�wzi�� nale�y. T�um w milczeniu, jakby trawi�c �wie�o jeszcze w uszach d�wi�cz�ce s�owa, w grupach i pojedynczo opuszcza� przedpa�acowy podw�rzec, tak �e przed rezydencj� Kr�la o Pogodnym Obliczu pozostali jedynie kramarze i warta. Tu� przed p�noc�, gdy ju� wiele �wiate� w zamku wygaszono, gdy ju� tylko warty kr��y�y z zapalonymi pochodniami od baszty do baszty � ozwa� si� dono�ny jak bicie dzwonu stukot mosi�nej ko�atki u �elaznych d�wierzy pa�acowej bramy. Zgrzytn�y skoble i rygle i za chwil� stra�e wiod�y w �wiat�ach pochodni od�wi�tnie odzianego starca o d�ugiej i bia�ej jak �nieg brodzie przed oblicze kr�la. Wprowadzony do 8 rz�si�cie o�wietlonej sali tronowej starzec zmru�y� m�dre oczy, pok�oni� si� prastarym obyczajem przed majestatem Kr�la o Pogodnym Obliczu i poprosi� o pos�uchanie. � W�adco i panie � ozwa� si� wprost i bez �enady. � Nie jestem ja, kr�lu, uczony w mowie ani pi�mie. Nie umiem czyta� ani m�wi� g�adko i wyszukanie, a moja m�dro�� nie pochodzi z ksi�g, lecz z ciekawo�ci �wiata, ludzi i wszelkiego stworzenia. Ale mnie w�a�nie przys�a� do ciebie lud, abym ci w kr�tkich s�owach przedstawi�, co zrobi� trzeba, a�eby twoja c�rka, a nasza Ksi�niczka o Dobrym Sercu wr�ci�a do zdrowia i dawnej pogody ducha. Po tych s�owach wszyscy zebrani poruszyli si� na swych miejscach. Kr�l uciszy� ich skinieniem d�oni. Starzec m�wi� dalej: � Rada jest trudna, jak trudny by� orzech do zgryzienia. Jej choroba po�eraj�ca serce i zatruwaj�ca wn�trzno�ci bierze si� st�d, �e pal�ce, truj�ce jady nie znajduj� uj�cia z jej rozkwitaj�cego cia�a. Najstarsi ludzie pami�taj� nieliczne takie przypadki w�r�d najlepszych, starych rod�w. To, co mo�e j� uleczy�, to Wronie Oko. Kr�l nachyli� si� bardziej jeszcze w stron� przemawiaj�cego starca. � Tak, Wronie Oko � powt�rzy� ten, a zgromadzeni bezwiednie powt�rzyli za nim kilkakro� t� niecodzienn� i tajemnicz� nazw�. Starzec po chwili przemawia� dalej: � Wronie Oko � to cudowne zio�o. Ma moc otwierania wszelkich zabarykadowanych przej��, uliczek i zau�k�w, jakimi zwyk�o przechadza� si� zdrowie w ludzkim ciele. Zio�o to niedost�pne jest jednak�e � jak ka�de ziele o cudownej mocy � ludziom ma�ej wiary, odwagi, sprytu i przebieg�o�ci. Wedle starych i wiarygodnych przekaz�w zdoby� je mo�e jedynie ten �mia�y m�odzieniec bez skazy i zmazy, kt�ry nie zl�knie si� znoju, nie ugnie si� pod trudami, nie struchleje w obliczu grozy i nie cofnie si� przed �adn� przeszkod�. I maj�cy g�ow� otwart� na karku. Kt�ry wie, �e na darmo nie p�yn� rzeki w posusze! M�odzieniec ten ma do wykonania zadanie nie byle jakie. Wronie Oko ro�nie bowiem za siedmioma g�rami i za siedmioma rzekami. Aby tam dotrze� i wr�ci� na czas trzeba dosi��� Rumaka Lataj�cego ze stajni �pi�cych Rycerzy z g�r. Nie�atwa to sprawa, gdy� �mia�ek �w musi znale�� spos�b na rozpoznanie spo�r�d tysi�cy stalowych koni jednego, kt�ry posiada moc szybowania pod firmamentem; nikt nie wie, po czym Rumaka Lataj�cego pozna� i jak go powozi�. Je�li jednak �w m�odzian upora si� roztropnie z tym zadaniem, czeka go nast�pna pr�ba nie lada: zio�a, zwanego Wronie Oko, dogl�da Kret-Ogrodnik w dzie� i w nocy. Jest �lepy na ludzkie nieszcz�cia i b�l, a jego wzrok zabija gniewem ka�dego, kogo dostrze�e, niezale�nie od pory dnia i stopnia widoczno�ci. Jest jednak�e spos�b i na Kreta Zaczarowanego: Trzeba mie� przy sobie Kruczy Kamie�, kt�ry zapewnia niewidzialno��. Kruczy Kamie� mo�na zdoby� wykradaj�c go Bia�ym Krukom wielce podst�pnym i karko�omnym sposobem. Je�li powiedzie si� niez�omnemu m�odzie�cowi i ta pr�ba, czeka go nast�pne zadanie nie byle jakie: Zio�o okalaj� ze wszystkich stron diamentowe szyby inspektu nie do st�uczenia. Nie ma takiej ludzkiej mocy, broni czy narz�dzia, z kt�rych pomoc� mo�na by strzaska� t� niezniszczaln� budowl�. Kamie� rozsypie si� w popi�, �elazo zmi�knie jak urobiona glina, stal skruszeje niczym zaj�czy udziec na wietrze � a diamentowy inspekt b�dzie nie poruszony. Lecz jest spos�b i na to. Potrzebne b�dzie Rozryw-Ziele. �d�b�o tej tajemniczej ro�liny rozsadza ska�y, kruszy �elazo, otwiera niezdobyte sezamy i �amie diamentowe tafle wszelkiej grubo�ci. Zdoby� Rozryw- Ziele mo�e jedynie ten �mia�ek, kt�ry nie zl�knie si� �ar-Ptaka i wytr�ci mu je z roz�arzonego dzioba, gdy ptak �w nadleci do swego gniazda z p�omieni, aby nakarmi� Rozryw- Zielem ogniste piskl�ta. 9 Je�li �w nieskazitelny m�odzieniec wywi��e si� pomy�lnie z tych nadludzkich zada� � Ksi�niczka o Dobrym Sercu b�dzie uratowana! Wystarczy, �e wypije napar z tego zio�a, a wr�ci jej niebawem zdrowie i rado�� �ycia. Oto, mi�o�ciwy kr�lu, nasza rada, wy�uszczona przeze mnie wiernie i w najdrobniejszych detalach. Spos�b, w jaki z niej skorzystasz, droga, jak� wy�onisz �mia�ka zdolnego sprosta� niebywa�emu zadaniu, nagroda, jak� za czyn ten wyznaczysz � nale�� ju� do twej i twych �wiat�ych doradc�w kompetencji i w�adzy. A teraz pozw�l, kr�lu i wy, panowie rada, abym was po�egna� z najwy�szym uszanowaniem i uda� si� do swej skromnej chatki na luby starcom spoczynek. I opu�ci� Starzec o Bia�ej jak �nieg Brodzie komnat� tronow�, odprowadzony przez kr�la do samych drzwi, a dalej przez szambelana a� do masywnej bramy zamku, gdzie ten � dzi�kczyni�c � wr�czy� mu z�ot� lask� na drog�. Starzec podzi�kowa� za ten wspania�y podarek i poku�tyka� do swej dalekiej chatki pustelnika. Kr�l i ca�a jego o�wiecona �wita pozostali w sali tronowej i radzili nad t� niecodzienn� rad� do bia�ego rana, a gdy wzesz�o poranne s�o�ce i rozpia�y si� wszystkie kury w mie�cie, heroldowie rozjechali si� po Stolicy i po kra�cach pa�stwa wyg�aszaj�c wszem i wobec i ka�demu z osobna kr�lewskie obwieszczenie, nie szcz�dz�c b�bn�w, tr�b i garde�, tak �e w bardzo szybkim czasie tre�� obwieszczenia znana by�a wszystkim obywatelom Kr�lestwa Sprawiedliwego Przymierza. 10 2. � To � powiedzia� i dziobn�� palcem poczt�wk� z m�odziutk� dziewczyn� na pierwszym planie, siedz�c� okrakiem na pniu zwalonego drzewa. Symetria z�b�w, bia�y biust przys�oni�ty smug� d�ugich w�os�w d�onie zaci�ni�te na nagim s�czku, g�owa w sk�onie lewa noga ledwie widoczna, prawa stopa zanurzona w trawie, z kwiatkiem stokrotki mi�dzy palcami, tajemniczy grymas twarzy, ust. W okolicy p�pka, ni�ej, ni�ej, o tu w�a�nie, otw�r wielko�ci grochu, techniczny szczeg�. Poczt�wka jest bowiem ud�wi�kowiona. Tytu�: G�osy mieszka�c�w le�nych dziupli. Po chwili poczt�wka znalaz�a si� na wiruj�cym kr��ku gramofonu i zad�wi�cza�a le�nym echem, popiskiwa�a wiatrem w starych wierzbach, ch�rami ptak�w i solowym �piewem w�a�cicieli le�nych gniazd, prawdziwych budowniczych g�osu natury. Ptasi gwar wsp�brzmia� z parafraz� preludium e-mol opus 28 Chopina. � Czy nikt nie dopytywa� si� o mnie? � spyta�. � Pan wybaczy, um�wiony by�em przed pana studio z pewn� kobiet�. � Przepraszam, nie dos�ysza�em nazwiska? � Agnieszka Dawyd. � Ach, nie. Nikt si� do mnie nie zg�asza� o tym nazwisku. � Nie zauwa�y� pan nikogo przed witryn�? Wie pan, nieco si� sp�ni�em... Szed�em pieszo... Mog�a czeka�. � Tak, rozumiem. Nie zauwa�y�em. Mo�liwe, �e po prostu nie zwr�ci�em uwagi. Zechcia�by pan przejrze� nasz najnowszy katalog? � Czy posiada pan telefon? � spyta� z trwog� w g�osie, patrz�c na wiruj�ce na adapterze zdj�cie, kt�re przed chwil� naby�. Piek�cy b�l powiek nie ustawa�. Powinien si� przespa�. My�l o Agnieszce Dawyd podzia�a�a jak elektryczny impuls. � Obok, w bistro, jest automat, je�li pan pozwoli � odpowiedzia� sprzedawca g�os�w natury wrzucaj�c dziewczyn� do obszernej koperty. � Odtwarza� prosz� ig�� szafirow�, w przeciwnym razie... � Pan wybaczy, �e b�d� szczery: od wczoraj nie zmru�y�em oka; zajmuj� si� ornitologi�. Z amatorska, ma si� rozumie�. Gdyby ta kobieta zapyta�a si� przypadkiem... Wyszarpn�� sprzedawcy kopert� z dziewczyn� i wcisn�� j� w kiesze� flanelowego p�aszcza. � Ten przekl�ty telefon zupe�nie wytr�ci� mnie z r�wnowagi � powiedzia� zirytowany. � Tym bardziej �e moja przyjaci�ka... Z przecznicy wytoczy� si� tramwaj. � Mam siedemnastk�! � krzykn�� wybiegaj�c ze sklepu. Nim dotar� do przystanku, us�ysza� przera�liwy pisk opon. Popatrzy� w stron� jezdni. M�zg jego przyst�pi� do natychmiastowego rejestrowania obraz�w, jakby chodzi�o o sporz�dzenie filmu dla telewizyjnej kroniki wypadk�w: Staruszka na jezdni, mi�dzy chodnikiem a skrajem wysepki tramwajowej. �wist odrzutowca. Staruszka odwraca g�ow� wraz z nieruchomym karkiem ku niebu. P�dz�cy motocyklista z pasa�erk� w ��tym kasku na drugim planie. Po�yskuj�ca ka�u�ami tafla jezdni. Nat�aj�cy si� z ka�dym u�amkiem sekundy pisk opon i hamulc�w. 11 Przera�ona twarz dziewczyny na tylnym siode�ku motocykla. Sp�dnica zsuni�ta niemal do samych bioder, ostro zgi�te kolana. Sekunda, i gwa�towny sk�on do przodu. Uderzenie opon o kraw�nik. Kierowca przenurkowuje lew� stron� kierownicy i sunie twarz� po jezdni; pasa�erka praw� stron� pada plecami na chodnik. Fa�da jej b��kitnoszarej sp�dniczka z teksasu pu�ci�a w szwach i ukazuje biel ud a� po samo krocze, z kt�rego wysun�� si� strz�p przybrudzonej opaski. Kto� pochyla si� nad kobiet�, kl�ka nad jej g�ow�, rozpina kurtk� z ortalionu, kask, uderza kobiet� w twarz. Kr�g gapi�w. Kobieta zrywa si� na r�wne nogi, pochyla si� do przodu, jakby zamierza�a sama siebie podejrze�, zwiera kolana, manipuluje tam, dyskretnie wsuwa to na swoje miejsce. Nie interesowa� go dalszy przebieg incydentu. Zapi�� �rodkowy guzik, skierowa� wzrok w drug� stron�. Niemal w biegu wskoczy� do tramwaju, przydeptuj�c nog� automatycznie zatrzaskuj�ce si� drzwi. T�oczno. Wcisn�� si� mi�dzy dwie starsze panie, kt�re natychmiast okleszczy�y go siatkami pe�nymi zakup�w. Posta� d�u�sz� chwil� na jednej nodze. � Prosz� mi kupi� bilet � zwr�ci� si� w dogodnej dla siebie chwili do szczup�ego m�odzie�ca o pogodnym obliczu, podtykaj�c mu pod nos monet� jednoz�otow�. � Nie ucieknie, zd��y pan � powiedzia�a jedna z kobiet dysz�c astmatycznie prosto w twarz rozm�wcy. � Co to za przyjemno�� je�dzi� tramwajem?!... No, jeszcze par� centymetr�w, bo si� podusimy. � To prawda. Tego by brakowa�o, abym wypad� � odpowiedzia� mi�ej osobie, przywieraj�c ca�ym cia�em do metalowej �erdzi. � Z n�g lec�, niech mi pani wierzy. Ot� za naiwniutkim g�osem natury trzeba przeprawia� si� w drugi koniec miasta. W dodatku nie bardzo jestem pewien, czy jad� we w�a�ciwym kierunku. Wi�c �egnam pani�. I do zobaczenia. � Pe�no dziwak�w � zatriumfowa�a druga starsza kobieta z tego tajemniczego sprzysi�enia. � Zgoda � powiedzia� pojednawczo. � Musi si� pani ze mn� zgodzi�, �e jeste�my narodem potrzebuj�cym snu. Nie dosypiamy. Narody, kt�re szanuj� sen, ju� nas dawno prze�cign�y. We�my na przyk�ad Szwecj�. Czy Francj�. Tam rzadko kto rozpoczyna prac� przed godzin� �sm�. Poeta �pi � poeta pracuje. Ja osobi�cie zajmuj� si� ornitologi�, badaniem los�w ptasich rodzin i pojedynczych sztuk, studiuj� ich �ycie. I sporo poczyni�em obserwacji. C� z tego?!... Jedna z kobiet zachichota�a porozumiewawczo w stron� drugiej. � Jest pan wi�c uczonym chi�skim � pogratulowa�a interlokutorowi. Tramwaj pokona� kilka przystank�w, uwalniaj�c si� na ka�dym z nich z nadmiaru pasa�er�w, mi�dzy innymi i z dw�jki starszych kobiet, kt�re poszturchuj�c si� i chichocz�c wygramoli�y si� na zewn�trz, obrywaj�c przy sposobno�ci siatk� pe�n� zakup�w najporz�dniej przyszyty do jego p�aszcza guzik. �al mu si� zrobi�o tego guzika, wi�c postanowi� odszuka� go mi�dzy zab�oconymi butami. Gdy ju� go d�wiga� z pod�ogi, mi�kka podeszwa zamszowego mokasyna wskoczy�a nagle na manipuluj�cy guzikiem nadgarstek, wciskaj�c go lekcewa��co i bole�nie w b�oto. � M�j guzik! � krzykn�� wniebog�osy, wyszarpuj�c przydeptan� d�o� z uwi�zienia. � Od guzika g�owa nie boli � rzuci� tenorem starzec w futrzanej czapce. � Kto rano wstaje, guzik dostaje. � U�anowi jednemu odskoczy� z wra�enia raz guzik od spodni: regulaminowy, na cztery dziurki � uzupe�ni� t�gi pan w oficerskich butach. � I traf chce, �e si� dosta� jednej paniusi tam, gdzie nie powinien: nie mog�a wprost, hi-hi, robi� siusiu... tylko czterema nitkami!... � Co pan m�wi... To si� przydarzy�o w miejscowo�ci Petrykozy. � Tak jest, w Lubelskiem. 12 � U nasz, pani, na wiosce opowiadali, �e si� jednej pasiecznikarce, pasiecznika �onie, urodzi�o na �wiat dziecko m�skiego potomstwa. Babka po�o�na po��g odebra�a, wszystko jak si� patrzy. Uk�pa� dziecka si� bior�. Wody nagrzali, k�adz� niemowl� do balii. A ten ci nad�� si�, nat�y�, sine mu �y�y wyst�pili i prast, szast, prast � na dw�ch nogach stan�� i si� r�cami balii trzyma, �e nie chce odpu�ci�...! Patrz� kobiety, strach je oblecia�. Matka w krzyk. Polecieli po zamawiaczk�. Przysz�a, zamawia, zamawia... Nic. Ten ruskie prysiudy w balii prysiuda. Nic innego, m�wi zamawiaczka, tylko nieczyste dzie�o: diabe� si� wcieli�!... I go r�a�cem poradzi�a zadusi�. Zadusi si� � szatan; nie zadusi si� � b�dzie Cyganiewicz, si�acz. Ale si� zadusi�. Mia� trzy �ebra zro�ni�te. � Ciemnota, pani, zabobon. � Ciemnota ciemnot�, a kiedy� ludzie zdrowsze byli!... � Nie dalej jak przed miesi�cem czyta�em, �e kie�bas� robili z papieru toaletowego. U �yda to� pani przynajmniej mia�a wyb�r, r�ne gatunki, co si� chce, pomaca�, posmakowa�, a i na kredyt jak klient z powag�. Trzeba m�wi�, jak jest. � Wsz�dzie dobrze, gdzie nas nie ma. � Tak, tak, �wi�ta prawda. A najlepiej w Kanadzie. Przynajmniej... � � propos, panie, z u�anami... Schowa� spiesznie guzik w obszern� kiesze� p�aszcza, nie wydmuchuj�c nawet b�ota z jego czterech dziurek. Obawia� si�, �e sytuacja guzika jest zbyt dwuznaczna. By� pe�en uznania dla swej fizycznej sprawno�ci: m�g� swobodnie porusza� wszystkimi palcami przydeptanej przed chwil� d�oni. Poku�tyka� w stron� wyj�cia, by d�u�ej nie igra� z ogniem. � Och, pan jest inwalid� � spostrzeg� uprzejmie kulturalny cz�owiek w m�odym wieku. � Pan wybaczy: t�ok. Ludzie s� dzi� bardzo nerwowi, a� za. �miechy i przygwarki zel�a�y jako�. T�gi pan w oficerskich butach dygn�� prostuj�c krzywe nogi; pod futrzan� czapk� starca zar�owi� si� md�y u�miech na niewinnym obliczu. � Inwalidom polskim nale�� si� najwy�sze oznaki szacunku i wsp�czucia. Polacy maj� powody, by szanowa� swych inwalid�w � przem�wi� t�gi but oficerski. � Przecie� nawet pa�stwo szanuje inwalid�: kalecy maj� pierwsze�stwo w urz�dach, w sklepach, w kinach; w tramwajach s� dla nich specjalne miejsca. Ka�dy mo�e sobie p�j�� i zaj�� fotelik. Obywatele s� r�wni. Nawet specjalne olimpiady sportowe s� dla inwalid�w!... Jeden m�j znajomy inwalida bez obu n�g jest bardzo silny na lew� r�k�; o ka�dy zak�ad p�jdzie, �e roz�o�y najzdrowszego; jest po prostu w �apie Cyganiewicz, zabi� mo�e. Prze�kn�� �lin� suchym gard�em. � Z tym �e ja nie jestem inwalid� � usi�owa� wyprowadzi� ich w pole, wybroni� swej pozycji. � Nie pobieram �adnych zasi�k�w, utykam minimalnie. Uwa�am, �e jestem pe�nowarto�ciowym obywatelem. Tropi� bezinteresownie ptactwo i jest mi z tym dobrze, a nauka ma po�ytek... � Nie chcieli�my panu wyrz�dzi� przykro�ci. Po prostu pana przepraszamy. A n�ka si� do wesela zagoi... Wierz pan nauce! � S�usznie, prosz� pana, bardzo s�usznie � odpowiedzia� oficerowi o krzywych nogach. � Cz�owiek rozs�dny powinien jak ognia strzec si� przykro�ci; ka�dej przykro�ci i ka�dej negacji. � Jest ca�a gama delikatnych wyra�e� � wtr�ci� si� kulturalny trzydziestolatek. � Z tym �e ja osobi�cie nie przepadam za stylem gazetowym, pan wybaczy. �atwiej dzi� chwali�, ni� mie� racje bytu. Ja nie mam z�udze�. Pan wybaczy szczero��. Po�yjemy, zobaczymy. � Lecz bez wysi�ku z naszej strony raz na zawsze mo�emy straci� realny kontakt z realnym czasem, z histori�, ze �wiatem. Po prostu �wiat mo�e nam si� wyda� zb�dny. A to zguba. Brak harmonii, przesadny indywidualizm... � Czy� pan nie przesadza? Sk�onny jestem by� umiarkowanym sceptykiem. Wracam z Orbisu. �ycie jest nudne przyzna pan. 13 � Quod dolore vacat, non quod suave est, persequitur vir prudens, jak mawiali perypatetycy. Unikajmy raczej cierpie� zamiast goni� za przyjemno�ciami... M�odzieniec poczerwienia� na ca�ej okr�g�ej twarzy. Jego kulturalny wyraz oczu przyszkli� si� mg�� uni�onej zadumy. � Ach, tak, ksi�dz ma niew�tpliwie racj�. Wiara katolicka uczy nas wyrzeczenia i nadziei. Poplecznicy m�odego inteligenta zgotowali �wie�o wy�wi�conej jesionce ceremonialn� owacj�. � Tak mi przykro, �e ju� wysiadam. Tak si� z ksi�dzem ciekawie rozmawia�o, niech mi ksi�dz wierzy. W tym momencie tramwaj przyhamowa� gwa�townie. � Ach, tak � powiedzia� i wypad� z tramwaju na ulic�. Dobrze, �e mi pan przypomnia�, �e powinienem wysi��� � podzi�kowa� g�o�no m�odemu cz�owiekowi, szukaj�c go w�r�d grupki ludzi z przystanku. � O, jest pan! Dogoni� m�odzie�ca przed sklepem z witryn� pe�n� puszek arachidowych orzeszk�w, ustawionych w piramid�. � Jako humani�ci nie mo�emy zapomina�, drogi panie, �e doskonalenie �wiata jest zadaniem, a nie tylko pobo�nym �yczeniem hedonist�w. Quod factum est, tege, quod futurum, rege. M�odzieniec nie oderwa� oczu od wysokiej piramidy orzeszk�w. � Ch�tnie z panem przespaceruj� si� kawa�ek, je�li to pana oczywi�cie nie nudzi � powiedzia� z nadziej�, �e oderwie m�odzie�ca od kontemplowania piramidy. � Musz� si� bowiem dosta� do najbli�szej budki telefonicznej. Chod�my wi�c. M�odzieniec odwr�ci� wreszcie twarz od swego lustrzanego odbicia w wystawowej szybie i ca�� uwag� skoncentrowa� na partnerze tramwajowego dialogu. Nawisie rozwag� powieki prze�widrowa�y czaszk� Oskara na wylot. � Ksi�ulo si� odpieprzy � wysycza� zza przymkni�tych oczu. � Nie ze mn� takie sztuczki. Rozumiemy si�? � Chcia�em panu wyja�ni� nieporozumienie. Ot� nie jestem ksi�dzem, za kt�rego mnie pan wzi��. W og�le odrzucam idealizm � wyja�ni� z ca�� stanowczo�ci�. � Niewa�ne. Interpretator g�os�w natury spostrzeg�, �e jest sam w obcym zak�tku miasta, dwuwymiarowym jak ekran telewizora. Szklana �ciana nieobecno�ci odgrodzi�a go tak�e od g�os�w natury wy��obionych wok� p�pka z dziurk�, przez kt�r� dojrza� zab�ocony kraw�nik trotuaru z fragmentem krat kana�u burzowego. Przestraszy� si�, �e zb��dzi� w tym labiryncie. Pierwsza rzecz � to telefon do Agnieszki. Uszczypn�� si� z ca�ej si�y w udo, odszuka� w kieszeni pi��dziesi�ciogrosz�wk�, wbieg� do budki automatu � i dobrze zatrzasn�� za sob� drzwi. Wykr�ci� numer telefonu Agnieszki. Po chwili us�ysza� d�ugi, przerywany co pewien czas sygna� � wi�c czeka� w napi�ciu. Przenikaj�cy d�wi�k spustoszy� jego wyobra�ni� do tego stopnia, �e nie m�g� sobie jasno przedstawi�, czy Agnieszka istnieje w spos�b naturalny, czy te� stanowi jedynie elektroniczny impuls, co� na kszta�t sygna�u, poprzez kt�ry usi�owa� si� z jej g�osem skontaktowa� i po��czy�. Nie rozstrzygn�� tego zawi�ego problemu nawet w�wczas, gdy jaka� olbrzymka z dzieckiem na r�ku wyrzuci�a go z budki telefonicznej. A po drugiej stronie telefonicznego kabla dwie natr�tne muchy prowadzi�y w powietrzu, tu� nad g�ow� Agnieszki, ha�a�liw� gr� mi�osn�, nim wyl�dowa�y, po��czone bzycz�cym aktem, na 141 stronicy powie�ci o losach artysty imieniem Adrian Leyerk�hn, kt�ry ginie w tajemniczych okoliczno�ciach. Kto wierzy w niemieck� metafizyk�, szalbierstwo talentu, demoniczne wcielenie sztuki, w �mier� i syfilis � ten zabrnie w ponur� histori� Adriana dalej nawet i g��biej ni� Agnieszka Dawyd, kt�ra czyta t� perwersyjn� scen� kopulacji z nud�w i 14 dla zabicia czasu. Mo�na za�o�y�, �e scen� w burdelu zna ju� na pami��, tote� nie bardzo potrafi si� nad innymi rozdzia�ami ksi��ki skupi�. My�li jej ulatuj� gdzie� dalej i dalej, dalej ni� koniuszki jej palc�w u n�g, kt�rymi porusza w pantoflach; dalej ni� sutki jej obna�onych piersi, dotykaj�ce grzbietu ksi��ki, a nawet dalej ni� kr�tkowzroczna my�l o czym� mglistym i nierealnym. Gdy dwie zaj�te sob� muchy wyl�dowa�y na dobre na 141 stronicy mrocznej ksi��ki i kontynuowa�y rozpocz�ty w powietrzu akt mi�osny � Agnieszka zatrzasn�a raptownie ksi��k� i a� sapn�a z podniecenia. Owady za-chrz�ci�y we wn�trzu satanicznego dramatu niemieckiej sztuki muzycznej. Ta filozoficzno-teologiczna przypowie�� o pakcie artysty z diab�em � od pocz�tku do ko�ca wydawa�a si� jej grubo naci�ganym fa�szem literackiej natury. Postanowi�a wi�c ponownie zajrze� do zatrza�ni�tego tomiska, by si� naocznie przekona�, jaki los spotka� uwi�zion� w jego wn�trzu, a dok�adnie na 141 stronicy, par� owadzich kochank�w. Z przera�eniem stwierdzi�a, �e jeden z owad�w �y� jeszcze i rozprostowywa� zgruchotane skrzyd�o, a nawet usi�owa� wzbi� si� w powietrze; by� to akt szale�stwa, gdy� p�k� mu odw�ok; partner zgin�� niew�tpliwie na miejscu i nie okazywa� znaku �ycia. Czytelniczka zaduma�a si� chwil� nad t� drastyczn� scen�. Si�gn�a po papiero�nic� z nocnej szafki, zatrzaskuj�c przy tym ksi��k� po raz wt�ry, tym razem z odrobin� melancholii w oczach. Wydoby�a z pude�eczka papieros i wsun�a go g��boko mi�dzy wargi. Strzeli�a p�omykiem zapalniczki i zaci�gn�a si� aromatycznym dymem H & B. Czy owady s� wys�annikami kosmosu? Gdy ponownie uchyli�a wieko ksi��ki, jeden z owad�w przeni�s� si� nieoczekiwanie na stron� 140, zaintrygowa�o to egzekutork�, tropiciela w�tk�w �ycia i �mierci Adriana Leverk�hna i niemieckiej mistyki. Strzepn�a obydwie muchy do popielniczki, taranuj�c je ko�cem roz�arzonego papierosa � i usi�owa�a czyta� powie�� dalej, a wi�c od s��w: �W Merseburgu ko�o Konstancji...� Gdy te s�owa dotar�y do jej �wiadomo�ci, zauwa�y�a, �e dwa naprzeciw siebie usytuowane zdania, jedno ze strony 140, a drugie ze strony 141, kt�re umkn�y poprzednio jej uwadze, teraz po��czy�y si� w ca�o��. Odczyta�a wi�c na g�os i z uwag�: �A jednak trudno by�o ustali� granic� pomi�dzy pokus� a grzechem, bo czy� pokusa nie by�a ju� pulsowaniem grzechu w naszej krwi i czy w samej po��dliwo�ci nie kry�o si� ju� wiele oddania z�u?� �Przyk�adem tego by�a owa ma��onka, kt�ra w obecno�ci ufnie �pi�cego m�a zadawa�a si� by�a z incubem, i to przez lata ca�e. Istniej� zreszt� nie tylko incubi, lecz i seccubi i rzeczywi�cie pewien upad�y m�odzieniec �y� w owym wieku klasycznym z takim idolem, chocia� w ko�cu do�wiadczy� skutk�w jego szata�skiej zazdro�ci.� Ol�ni�y j� te zdania wyrwane z kontekstu. W jej pr�nym teraz ciele kr��y�o nieprzyzwoite d��enie do wyrwania si� z side� nami�tno�ci, kt�ra zawsze czyha na jej wyrafinowan� wyobra�ni�, by j� op�ta� upaln� krz�tanin� piek�a, leniwym nurtem podsk�rnej rzeki dreszcz�w, gonitw� oszala�ych koni, biczowaniem muskularnych cia� gladiator�w i kl�cz�cych Amazonek, po�eraniem si� dzikich bestii, niedostrzegalnym rozsuwaniem ud i nadgarstk�w przyci�ni�tych do siebie jak dwa zespolone ze sob� s�owa, nazywaj�c rzeczy po imieniu. Oddawa�a si� incubowi patrz�c w sufit, gdy wtem zaha�asowa� telefon podw�jn� seri� dzwonk�w. Mi�nie gladiatora okleszczy�y bez reszty kl�cz�c� Amazonk�, jej kolana rozjecha�y si� na szklistej posadzce, upad�a na twarz, zakrywaj�c g�ow� wiotkimi jak l�k ramionami; lepkie od krwi i potu w�osy wrzyna�y si� w gigantyczny tors biczowanego oprawcy, skutego �a�cuchami, naznaczonego pi�tnem zwyci�skich kohort rzymskich, gotuj�cych �mier� na arenie cyrku; z konaj�cych w ekstazie ust wyrwa� si� t�umiony szloch, d�wi�cz�cy w pustym wn�trzu jak studzienne echo barbarzy�skiej owacji, g�usz�c nadci�gaj�c� w�a�nie procesj� niewinnych p�tnik�w, ledwie odrastaj�cych od ziemi, poszarpuj�cych miarowo 15 srebrne sznurki dzwonk�w umieszczonych na szyi. Napieraj�cy z wszystkich stron ha�as poderwa� z kolan umieraj�c� Amazonk�, jej uszy nape�ni�y si� ostrym sykiem dzwonk�w, kt�re podw�jnymi seriami atakowa�y membrany b�benk�w, napieraj�c na nie coraz bardziej i bardziej, wyciskaj�c pi�tno oszo�omienia na twarzy, pustosz�c wyobra�ni�. Gdy wreszcie ha�as dzwonk�w przebi� si� przez ten zakl�ty kr�g i dotar� do jej �wiadomo�ci, spostrzeg�a, �e wszystko jest cierpieniem, mi�o�ci� i �mierci�. Z wyj�tkiem jej w�asnego �ja�. Agnieszka Dawyd mia�a wi�c niezwyk�� okazj�, by sobie uzmys�owi� mo�liwo�� ucieczki z jednego �wiata w drugi, gdy tylko jej �wiadomo�� znajdzie si� w niebezpiecze�stwie, a jej w�asnemu �ja� grozi zag�ada. My�l ta jednak�e przygn�bi�a j� nieco, cho� nie pozbawi�a wiary w siebie. Ulitowa�a si� nad sw� s�ab� wol� i podesz�a do telefonu, kt�ry ju� od minuty milcza� jak gr�b. Unios�a s�uchawk� z wide�ek i powiedzia�a �halo�, chocia� po tamtej stronie �wiata nikt j� ju� o nic nie spyta�. Po�o�y�a s�uchawk� i uda�a si� do �azienki. W rozmy�laniach nad znikomo�ci� podzia�u gatunku ludzkiego na p�cie i �miertelne osoby � jej tkliwa i krzepi�ca pami�� zaprowadzi�a j� na manowce aforyzmu, �e rozum nie nakazuje niczego, co by�oby przeciwne naturze, a wi�c �e kto kroczy pod jego przewodem, przeciwstawia si� uczuciu nienawi�ci i pogardy dla samego siebie � jak to wyczyta�a z male�kiej ksi��eczki z serii �Panteon�, wci�ni�tej jej przez niezaradnego wielbiciela z okazji jej kwietniowych imienin. Dlaczego tak ch�tnie podda�a si� niepewnej siebie obecno�ci cz�owieka tak bardzo nieobecnego? Istotnie, nie przestaje dr�czy� mnie pytanie, czy tre�� tych notatek nie wkracza na terytorium zbyt intymnych wynurze�. By�am narz�dziem w r�kach jego najbli�szych, rodziny � i nic wi�cej. By� cz�owiekiem niezwyk�ym w ka�dym calu, fascynowa� mnie. Nie wiem czemu � jest to by� mo�e nieskromno�� lub blu�nierstwo � ale zdarza�o mi si� doznawa� w jego towarzystwie uczucia prawdziwej ekstazy, wyzwolenia si� z pow�oki cia�a. W tych stanach uto�samia�am si� z Mari� Magdalen�, a on by� Nim. Nie zwierza�am si� jednak z tych przywidze� na g�os. Jednak�e ogrom drzemi�cych w nim kompleks�w i furii odtr�ca� mnie od niego. By� mo�e nie kocha�am go, a w ka�dym b�d� razie nie mog�o to by� jednocz�ce nas uczucie. Ton�� w alkoholu z demonicznie trwo�n� dyskrecj�. Cz�sto powtarza�, �e klasa, z kt�rej si� wywodzi i w kt�rej tkwi korzeniami � ginie. Z wyroku idei, kt�rej s�u�y�, skaza� sam siebie na samotno��. Poszukiwa� jednak�e sposob�w zmierzenia si� z historyczn� rzeczywisto�ci�. Stworzy� w�asn� koncepcj� �my�li sprawczej�, jednocz�cej wol� dzia�ania z jasno�ci� celu. Najdobitniej wyrazi� to w przejrzystej i pokrzepiaj�cej Ba�ni o Wronim Oku. Porwa� si� na zadanie nie do wykonania: rozwik�ania zagadki �ycia i �mierci. Metafizyk� traktowa� bardzo konkretnie, jako rozumowe przed�u�enie rzeczywisto�ci. Odrzuca� idealizm, zachwyca� si� reizmem. Plan zbawienia kre�li� wi�c niczym map� sztabow�, z wyra�nymi kierunkami natarcia. Alkohol zagrzewa� go do boju. Owego pami�tnego dnia mieli�my istotnie spotka� si� przed sklepikiem z poczt�wkami d�wi�kowymi. W dniu tym jednak�e rozpada� si� deszcz. By�am w fatalnym nastroju, podnios�a mi si� gor�czka, a nawet wyst�pi�y nieokre�lone halucynacje (cz�sto w taki w�a�nie spos�b moja choroba dawa�a znaki o sobie). Wierzy�am, �e zatelefonuje niezw�ocznie lub odwiedzi mnie. Mia� jeszcze w�wczas klucze od mego mieszkania. Czeka�am na� z niecierpliwo�ci�. Od kilku miesi�cy czyni�am starania o wyjazd do sztokholmskiego szpitala ginekologicznego w celu poddania si� skomplikowanej operacji. Nadarza� si� wi�c dogodny moment � 16 to zreszt� pomys� jego matki � nam�wienia go na wyjazd do N. Wierzy�am w �w b�ogos�awiony ratunek poprzez kontakt z przyrod�, natur� i jej g�osami. D�ugo mi przysz�o czeka� na jego odwiedziny. Czas wl�k� si� w zatrwa�aj�co wolnym tempie. Za�y�am �rodki uspokajaj�ce, by doda� sobie odwagi. Przyszed� zzi�bni�ty i przemoczony, gdy ju� by�am u kresu si�. By�a godzina dziewi�ta minut trzydzie�ci, wiecz�r. Poda�am mu gor�cej herbaty ze spor� dawk� rumu. Ba�am si�, �e dostanie zapalenia p�uc. Wypi� duszkiem. Nakierowa�am rozmow� na �w fatalny temat terapii. W pewnym momencie zamilk� i nie odezwa� si� ju� wi�cej. By�am zbyt senna, zbyt wyczerpana, aby poj�� sens tego milczenia. Poprosi�am go, aby przenocowa� u mnie. Wierzy�am, �e nast�pny dzie� b�dzie dla mnie �askawszy, �e doda mi si�. Sta�o si� inaczej. Wiem, �e znienawidzi� mnie od tego momentu, �e zw�tpi� w sw�j plan. Domy�la si�, �e przeznaczenie uczyni�o nas nierozerwaln� ca�o�ci�, ale nie jest ju� w stanie w to wierzy� i na tym budowa�. Ruina � to jest jego ulubiony dzi� fragment architektury!... Wiedzia�am, �e domy�li� si� regu� tej gry i mego w niej udzia�u. Kto m�g� przypuszcza�, �e to nie alkoholizm trapi� go, lecz � przeb�stwienie, kategoryczny imperatyw ofiary z siebie samego. Ba�ni o Wronim Oku w �aden spos�b nie m�g� stworzy� kto� rozkojarzony. Jest to utw�r niezwyk�y pod ka�dym wzgl�dem, cho� u�omny. Zgodnie z �yczeniem autora, wyra�onym w li�cie do mnie, Ba�� o Wronim Oku ukazuje si� nie w ca�o�ci, a jedynie w postrz�pionych fragmentach. Skre�lenia i zmiany, kt�rych dokonano, id� wyra�nie w pewnym kierunku: s�u�� zatarciu wszelkich �lad�w aluzji, zwi�zk�w i podobie�stw z rzeczywisto�ci� � �lad�w z�owieszczego zdarzenia. Chodzi o niewyja�nione dot�d okoliczno�ci aktu inicjacji, dokonanego na nieletniej Agnieszce W., kt�ra to zbrodnia � wraca� do tego wspomnienia wiele razy � wstrz�sn�a ca�ym jego jestestwem. Klarowno�� tej ba�ni, jej przemy�lana konstrukcja i walory j�zyka �wiadcz� o zal��kach pisarskiego talentu niebanalnego formatu. Nigdy nie zwierza� mi si� co prawda z plan�w w tym zakresie i z uporem g�osi� upadek tego rzemios�a � wiem jednak, �e uprawia� poezj�: wpad� mi kiedy� do r�ki szary zeszyt szesnastokartkowy zapisany maczkiem werset�w o dziwnej tematyce i zaskakuj�cych metaforach. Gdy mu wspomnia�am o tym, ogarn�a go w�ciek�o��, wr�cz furia. Nigdy ju� wi�cej nie ogl�da�am tego zeszytu na oczy. Nie podejmuj� si� analizy tre�ci ani formy Ba�ni... Zamiast wst�pu czy komentarza przytocz� fragment wspomnianego listu do mnie na ten temat: Nie jest to bajka dziecinna, wi�c tym bardziej nie mo�e by� adresowana do doros�ych � nakazuje bowiem traktowanie siebie i otoczenia serio. Wzmacnia wiar� w prost� realno�� �wiata, kt�r� dotkn�� mo�na go�� d�oni� i si� nie sparzy�. Ma�o w niej fantazji, a wiele ofiary. Brak bohatera, cho� dzia�a bohaterstwo. Jest to optymistyczny traktat o chorobie duszy i sposobach jej leczenia. Wiem, �e najdoskonalszy czyn przepoczwarz� si� w gest upiora, gdy rozp�tamy maskarad� wciele� i uto�samie�. Jak�e ci�ko wr�ci� w krain� niespe�nionego dzieci�stwa! Jaka� to pokusa wierzy�, �e �wiat b�dzie lepszy bez naszego w tym udzia�u. Dlaczego intelekt bezwiednie czyni z nas niepraktycznych tch�rzy? 17 3. Wierz�, �e tej nocy nie mog�o przydarzy� si� nic nadzwyczajnego. A mimo to nie by�em w stanie zmru�y� oka. Ciep�o oddechu Agnieszki przenika�o poprzez nask�rek szyi, kark i w�osy a� do mego m�zgu. Nie by�em w stanie zebra� my�li. Ani ich oddali� na pewn� bezpieczn� odleg�o��. Agnieszka oczywi�cie �pi w najlepsze. Na dodatek w tak nieskromnej pozycji, �e lada moment run� na pod�og�. M�g�bym ostatecznie popr�bowa� drzemki z otwartymi oczami. Lecz i w takim �nie istnia�oby prawdopodobie�stwo nawrotu koszmar�w. Zn�w jaki� sp�niony kretyn trzasn�� z ca�ych si� drzwiami windy. Wysiadaj� mi nerwy. Je�li nie usn� w ci�gu najbli�szego kwadransa, p�knie mi z pewno�ci� jakie� naczynie w m�zgu. W zasadzie powinienem wsta�, wzi�� ostatni� w tym mieszkaniu k�piel, ubra� si� i p�j�� najzwyczajniej do domu. Prawdopodobnie ju� dawno przygotowa�em tu swoj� zb�dno��. Usi�owa�em podnie�� g�ow� z poduszki, ale poniecha�em tego manewru. D�o� Agnieszki zaci�ni�ta by�a na guziku mej pi�amy tak kurczowo, �e nie mog�em nawet obr�ci� szyj�. Nigdy nie s�dzi�em, �e mo�na cokolwiek dzier�y� przez sen z tak� moc�. A mo�e ona po prostu nie �pi? Mo�e przez ten niby-sen �ledzi moje reakcje? Moje my�li? Mo�e jestem pod jej o b s e r w a c j �? Nie mo�na tego wykluczy�. W �wietle tego, co mi wyzna�a wczoraj, wszystko staje si� prawdopodobne. A nawet logiczne w pewnym sensie. Do�� na tym, �e jej s�owa, zachowanie, drapie�no�� intonacji i sformu�owa� zaliczy� by nale�a�o do arsena�u klasycznych sztuczek prowokatora. A wi�c jest to najczystszej wody prowokacja. Chyba �e istotnie Agnieszka ma jakie� powa�ne k�opoty. Cz�sto si� zdarza, �e m�ode naiwne dziewcz�ta wpl�tuj� si� w jakie� sytuacje bez wyj�cia, jak si� to m�wi. P�e� i polityka to spory magnes. Wybucha jaka� afera plakatowa. Co to znaczy? Przemyt plakat�w za granic�? Czy mo�e nielegalny ich druk? Od tego jednak�e nie znika si� na p� roku! Gdzie? Artyst�w plastyk�w cz�sto ponosi po prostu najzwyklejsza fantazja. Agnieszk� szczeg�lnie, gdy� z fantazji utka�a sobie ca�e niemal �ycie. Na przyk�ad napis na ko�drze �Pos�uchaj g�osu natury!� W tym momencie niewidoczny w pe�ni, gdy� spora cz�� ko�dry tkwi w�a�nie mi�dzy jej udami. To jej najzwyczajniejsza poza w czasie snu: prawy bok pod ko�dr�, a lewe rami� i ca�a lewa noga � na ko�drze. Ca�e szcz�cie, �e w przeciwie�stwie do Agnieszki mam zwyczaj ubiera� si� na noc w pi�am�, inaczej zmarz�bym na ko��. Gdyby to nie by�o tak oczywiste, m�g�bym powiedzie �e ma bardzo zgrabn� i estetycznie opalon� nog�. Na ko�drze o delikatnie szmaragdowym odcieniu robi to nawet spore wra�enie. Dla malarza, powiedzmy Renoira, by�by to podniecaj�cy temat malarski. Nie wnikam w szczeg�y. Kocham j� czy jest to tylko kwestia instynkt�w? Pytanie to zadaj� sobie ostatnio do�� cz�sto, powiedzia�bym nawet, �e � wbrew mojej woli � tkwi ono w mym m�zgu niezale�nie od stanu mego uczucia do Agnieszki. Nawet w momentach, gdy jej nienawidz�, tkwi w mym m�zgu ten banalny dylemat. Nawet g�os jej dzia�a mi na wyobra�ni�. 18 Nie m�wi�c ju� o tym, �e przez ca�y ten czas � ile� to ju� miesi�cy: siedem, nie, czterna�cie! � schud�em o dobrych kilka kilogram�w, wida� to. Tak�e m�j doktorat antyszambruje sobie w najlepsze przed czystymi kartami bia�ego papieru. L�kam si�, �e chwilami ca�kiem trac� dla niej g�ow� i w �aden spos�b nie mog� si� skupi�? Nic mi nie przychodzi na my�l, sytuacja moja staje si� nie do zniesienia. Miewam jakie� niesamowite sny, od kt�rych nie spos�b si� uwolni�, na og� na pod�o�u erotycznym. Przedwczoraj na przyk�ad o ma�o co nie posiad�em we �nie w�asnej siostry, kt�ra raptem wyskoczy�a zza trzcinowego parawanu, op�tana lunatycznym ta�cem w jakiej� obszernej sali operacyjnej. W r�owych figach, bluzka rozpi�ta, bez stanika, w jakim� cudacznym kapeluszu z pi�r i tiuli na g�owie i bardzo rudej, czerwonej niemal etoli na ramionach. Zaklina�em j� po stokro�, aby przywdzia�a lekarski fartuch naszego ojca, walaj�cy si� po pod�odze i nie czyni�a z siebie po�miewiska w tak niesamowitym miejscu. Lecz ona nie us�ucha�a mnie. Ta�czy�a nadal, szalej�c w rozwi�z�o�ci do taktu jakiej� histerycznej muzyki z piek�a rodem. Potem zamar�a nagle w bezruchu i zacz�a szlocha�, a w�a�ciwie pocz�y dygota� jej ramiona i du�e bia�e piersi, kt�re wysun�y si� spod etoli, jakby chc�c zaczerpn�� tchu. Zrozumia�em, �e trawi j� nieszcz�cie lub samotno��. A mimo to si�gn��em po ten zwid, nie panowa�em nad swymi sennymi urojeniami. Po�o�y�em d�o� na jej podbrzuszu, cho�, na Boga! nigdy nie widzia�em go na w�asne oczy. Pomaga�a mi �ci�ga� figi, jako� tak poruszaj�c ramionami, jakby te figi przytwierdzone by�y do niewidzialnego szlafroka w tureckie wzory. Gdy je zdj�a wraz z owym niewidzialnym szlafrokiem, gdy nast�pnie na kancie parawanu powiesi�a �w b�aze�ski kapelusz, �e zosta�a w samej niemal�e etoli � okaza�o si�, �e nie ma niczego z kobiety i kobieco�ci. Przestraszy�em si� tej androgyne. Ona za�mia�a si� histerycznie, przycinanym rechotem. Lecz zaraz twarz jej z�agodnia�a, wr�ci� pierwotny, spazmatyczny szloch. Zakry�a r�kami biust i oczy i niczym porcelanowy manekin z wystawy drogich futer run�a na posadzk�. Zdo�a�em si� przebudzi�. Dziwny to by� sen zwa�ywszy, �e w istocie jest jaka� przepa�� mi�dzy nami, mi�dzy mn� a moj� siostr�, i �e w�a�ciwie nigdy przedtem nie interesowa�a mnie ona jako kobieta. Wyj�wszy pewne praktyki z okresu dzieci�stwa, kt�re zawsze potem wspomina�em z najwy�szym za�enowaniem, nie usi�owa�em nawet jej podejrze�, co jest w ko�cu naturalnym w pewnym okresie dojrzewania odruchem ciekawo�ci. Jej rzeczy osobiste budzi�y we mnie niesmak. Cierpia�em ilekro� mieli�my min�� si� w �azience. Wiem, �e nie przepada za m�czyznami. W og�le bardzo to dziwne, zamkni�ta w sobie osoba, traktuje mnie jak powietrze, daje to si� zauwa�y� na ka�dym kroku. Nie mam zreszt� do niej pretensji, przeciwnie, w pewnym sensie jest mi to na r�k�. Nie znosz� poufa�o�ci. Ojciec nasz, gdy �y� jeszcze, potrafi� jako� nawi�za� z ni� kontakt, rozmawiali czasem d�u�sz� chwil� podczas kolacji lub nawet w ci�gu dnia. Ojciec, nawiasem m�wi�c, bardzo rzadko bywa� w domu, ci�gle zaj�ty prac� na oddziale, ma�o by�o w�wczas lekarzy tej specjalno�ci, a gru�lik�w co niemiara, stale jakie� konieczne odmy i usuwanie p�at�w p�uc lub nag�e, pourazowe operacje klatek piersiowych. Ojciec nasz cieszy� si� w�wczas w pe�ni zas�u�on� s�aw� specjalisty w zakresie chirurgii klatki piersiowej, jego specjalno�ci� wyuczon� by�a ftyzjatria. Zmar� na serce, nagle, w autobusie Krak�w�Zakopane, nie dojechawszy na tygodniowy urlop. Sta� ca�� drog� podparty ramieniem swej asystentki, p�ki si� nie osun��. Taka jest oficjalna wersja, zdaje si� najbardziej wiarygodna, kt�r� kilka razy w ci�gu roku wys�ucha� mo�na w moim rodzinnym domu z pogodnych ust matki, kt�r� ta bezsensowna �mier� wtr�ci�a na samo dno cierpienia, p�niej nawet szykan. Wok� mego pogodnie nostalgicznego, rozsypuj�cego si� w smutek i niedostatek domu zacz�y narasta� niedorzeczne plotki i upiorne wr�cz spekulacje co do t�a i okoliczno�ci �mierci mego ojca. Bra�y si� one st�d, �e przy okazji jakiego� procesu zbrodniarzy wysz�o na jaw, �e ojciec nasz w czasie swego kilkunastomiesi�cznego pobytu w obozie koncentracyjnym O�wi�cim-Brzezinka by� in- 19 strumentariuszem czy te� asystentem pewnego lekarza o przera�aj�cej s�awie. Przes�uchiwano niekt�rych poszkodowanych �wiadk�w. Nie obci��ali oni wprost mego ojca, a nawet jeden �wiadek, notabene kobieta, zezna�, �e przetrwanie zawdzi�cza asystentowi zbrodniarza. Proces nie toczy� si� jednak�e w Polsce, wi�c wie�ci o nim dociera�y do nas niekompletne i czasem ma�o precyzyjne. Stanowi�y idealne lepiszcze wszelkich najohydniejszych bredni i oszczerstw. Dzi� wiem, �e ow� kobiet�, kt�ra tak dzielnie broni�a na procesie imienia mego ojca, by� nie kto inny, lecz w�a�nie jego d�ugoletnia asystentka, pani Barbara, dla kt�rej chowam niezniszczalne uczucie szacunku. Pami�tam te korowody starych babinek, m�czyzn w czarnych ubraniach i lamentuj�ce niewiasty o obrz�k�ych oczach, dreptaj�ce w miejscu jak kto�, komu w�a�nie ogie� trawi sypialni�. Gdyby �y�... Lecz c� mnie, na lito�� bosk�, napad�o z tymi rodzinnymi wynurzeniami! Wczoraj Agnieszka o�wiadczy�a mi, �e ta dzisiejsza noc b�dzie ostatni� noc�, jak� sp�dzimy razem. Potem ma nast�pi� roz��ka. Moje, rzekomo, dobro i dobro jej rzekomych �spraw nie do ujawnienia teraz� nakazuj� rozstanie �bez zb�dnych i niepotrzebnych pyta�, kt�re musz� pozosta� bez odpowiedzi�. Ona znika na pewien czas: Kilka miesi�cy, mo�e d�u�ej. Proponuje wi�c, bym opu�ci� Warszaw� i uda� si� na d�u�szy wypoczynek do le�nicz�wki N., intymnego uroczyska naszych najgorszych wspomnie�. Dobre sobie! Chyba kpi po prostu ze mnie. Nie�atwo mnie jednak, wbrew pozorom, zwie�� na manowce. Oboje dobrze wiemy, �e po tych ubieg�orocznych wyczynach u stryjostwa w N. nie mam si� tam po co pokazywa� przez co najmniej dziesi��, pi�tna�cie lat, to znaczy do czasu a� zupe�nie wymrze pokolenie �wiadk�w mego upadku. I Agnieszki w tym udzia�u. No i ona teraz najspokojniej w �wiecie radzi mi powr�t do miejsc ha�by! Szkoda, �e �pi, bo m�g�bym jej na poczekaniu odtworzy� kilka niezapomnianych epizod�w i wspomnie� utrzymuj�cych si� n