3862

Szczegóły
Tytuł 3862
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3862 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3862 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3862 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski Jak si� dawniej listy pisa�y � By�o to p�n� jesieni�. Podkomorzy Wereszczaka, powr�ciwszy z ma�ej w pole wycieczki dla obejrzenia posiew�w, jak si� one przed zim� prezentowa�y, chodzi� po wielkiej izbie go�cinnej, w kt�rej nigdy bardzo ciep�o nie bywa�o, a dnia tego szczeg�lniej przenikliwy ch��d czu� si� dawa�. Podkomorzy, kt�ry na cierpkim powietrzu i wietrze ostrym troch� ju� by� przemarz�, nogami tupa�, r�ce zaciera�, porusza� si�, wyci�ga�, a rozgrza� nie m�g�. Na dworze zmierzcha� zaczyna�o. Przed domem z okien wida� by�o dziedziniec szeroki, prawd� a Bogiem, dosy� niedbale utrzymywany. Z jednego boku przypiera�y do niego stajnie, przed kt�rymi zawsze co� sta�o, albo prosty w�z drabiasty, albo ze zwieszonymi na ziemi� smutnie ho�oblami odarta bieda. Nie m�wi� o tym, �e siano rozsypane, s�oma roztrz�siona i inne nieuchronne nast�pstwa pobytu koni zdobi�y cz�� podw�rza bli�sz� stajen. Z drugiej strony du�a oficyna s�u�y�a za dom folwarczny, czeladni, kuchni�, praczkarni� i na wszelki u�ytek, do kt�rego dom nie starczy�. Naturalnie te� okolice jej zbyt czysto utrzyma� si� nie mog�y. Tu r�bano drewka, szczepano ska�ki, wyrzucano w�gle i popio�y, pozosta�o�ci kuchenne, wylewano pomyje, a psy go�cze podkomorzego, ilekro� je wypuszczono, same podobno ten �mietnik z grubszego oporz�dza�y. Wprost naprzeciw okna by�y wrota stoj�ce tak na�ogowo otworem, i� byli ludzie, co pow�tpiewali, czyby je ju� zamkn�� mo�na. Nabra�y od tej nieruchomo�ci fizjognomii dziwnej, zdawa�y si� wali� � lecz sta�y tak ju� od bardzo dawna i wr�s�szy w ziemi� obiecywa�y trwa� lata. Gdy podkomorzy chodzi�, rozgrzewaj�c si� po izbie, tymi wrotami w�a�nie wje�d�a� konny, w kt�rym najniewprawniejsze oko mog�o pozna� pos�a�ca. Jest to posta� przedpotopowa, dzi� ju� zaginiona i z tradycji tylko znana, ale dawniej istnieli tacy ludzie, co przez ca�e �ycie sprawiali obowi�zki pos�a�c�w, by�o to ich powo�anie. Takiego ,,umy�lnego� pozna� by�o mo�na zaraz z fizjognomii. Cz�owiek to zwykle bywa� �mia�y, z lud�mi obyty, dr�g �wiadomy, zahartowany na wszystko i ch�tnie przewo��cy r�ne wiadomo�ci. Nie gardzi� on kieliszkiem w szynku i ko� jego miewa� zwyczaj nawet przed ka�dym si� zatrzymywa� proprio motu. Wi�ksi panowie mieli takich bojar�w wielu, szlachta wybiera�a zdolniejszych z w�o�cian. List, kt�ry zwyk� by� pos�aniec przywozi�, cz�sto do r�k w�asnych adresowany, zawijany by� w szmatk�, trzymany za nadr�, niekiedy pod koszul� na go�ym ciele, aby go czu� zawsze pose�, czasem zatyka� si� w barani� czapk�, mi�dzy dwie jej �ciany. Pismu niekiedy towarzyszy�o ustne pozdrowienie i jaki dodatek s�owny. Przyjmowano pos�a�ca r�nie, ale najcz�ciej i kieliszkiem, i misk�. Czasem gar�� jaka i konikowi si� dosta�a, kt�ry albo szed� do go�cinnej stajni lub � drzema� u p�otu. Podkomorzy Wereszczaka w nadje�d�aj�cym konno na srokatym koniu cz�owieku, kt�ry szkap� do ko�ka przywi�za� i nie zwa�aj�c na szczekanie ps�w odprowadzaj�cych go do dworu skierowa� si� ku gankowi, pozna� zaraz pos�a�ca. Od kogo? To by�o dla� tajemnic�, lecz b�d� co b�d� � zafrasowa� si�. Pos�aniec wi�z� list, kt�ry potrzeba by�o przeczyta� � a co gorzej � odpisa� na�. A trzeba wiedzie�, �e od czasu gdy go u jezuit�w w Lublinie m�czono pisaniem, podkomorzy, r�wnie manipulacji samej, jak tego wyt�enia my�li, kt�rego pisanie wymaga, cierpie� nie m�g�. �Ot� masz! � rzek� w duchu; � Pos�aniec i � list! A jejmo�ci w domu nie ma�. W istocie podkomorzyna by�a u c�rki... A Wereszczaka sam w domu. W sieniach ju� s�ycha� by�o, jak si� �w pos�aniec zacz�� targowa� ze s�u��cym Jakubem. Podkomorzy drzwi otworzy�. � Co tam? Z odkryt� g�ow� �ysaw� stoj�cy pose� szybko odpowiedzia�: �Z listem do ja�nie pana. � Od kogo? � Od podskarbiego. To m�wi�c i czapk� po�o�ywszy na �awie, pos�aniec si�gn�� za nadr�, wyj�� z niej czerwon� chustynk�, rozwin�� i dobywszy z niej na szarym, papierze z wielk� piecz�ci� list, z pokornym wr�czy� go uk�onem. Podkomorzy przyj�� go zmartwiony. Przewidywa� wida�, i� z odpowiedzi� ci�ko mu b�dzie, bo si� po chwili odezwa� �agodnie: � Niech Jakub powie, aby konia do stajni wzi�to, a pos�a�ca na folwark. I szepn�wszy co� staremu s�udze, podkomorzy drzwi zamkn��. W pokoju szaro ju� by�o, list po�o�y�, a raczej rzuci� na st�, kwa�ny. � Jezu m�j mi�osierny � st�kn�� � czego on znowu pisze? Pewnie o sejmik i swojego kandydata! Ale, niechby go z nim... Da�bym g�os i ja, i moi, �eby mnie listami nie nasy�a�. Co tu teraz robi� bez podkomorzyny?! Opr�cz starego Jakuba, kt�ry by� i s�ug�, i rodzajem majordoma, podkomorzy mia� ch�opca � Ja�ka, do tych us�ug pomniejszych, jak na przyk�ad: zdejmowanie but�w, nader zawsze mozolne, kt�remu przekle�stwa i st�kania towarzyszy�y, przynoszenie drewek na komin itp. Tym razem w�a�nie Jasiek wyprawiony by� po suche drewka i mia� na kominie zapali�. Poszed�, lecz by�a to rzecz znana powszechnie, �e mimo kuks�w, jakie za to odbiera�, Jasiek wszelkie poza oczyma odbywane funkcje � pe�ni� z niezmiern� czasu strat�. Co robi� w czasie tych wycieczek, nie by�o docieczono dok�adnie. Wedle pory roku i zmiennych okoliczno�ci dra�ni� indyka, niekiedy do najwy�szej doprowadzaj�c go pasji, p�dza� kury, d�uba� w nosie, wymyka� si� ku og�rkom itp. Dnia tego nie mo�na go by�o o co innego pos�dzi�, chyba o kaczany od kapusty, na kt�re by� te� �asy. Klucznica przysi�ga�a si�, �e marchew surow� jada�, c� dopiero s�odkie kaczany!... I nie by�o go, cho� drewka le�a�y na drewutni w szopce tu� oko�o kuchni; a podkomorzy kl�� i gdera�. Mia� ten z�y zwyczaj, chocia� skutkiem cz�stego powtarzania doz � nie robi�y skutku. Wo�a� p�g�osem: � Gdzie ta jucha Jasiek? Kiedy poszed�!... A dot�d nie wraca! A �eby go... Tu nast�powa�o wyliczenie wszystkich plag egipskich, kt�rych �yczy� Ja�kowi. Wchodzi�y w lik: deptanie kaczek � sczezni�cie marne � ski�ni�cie itp. Podkomorzy mia� wielk� tych wyra�e� obfito��. Jakkolwiek list zbyt ciekawym by� nie m�g� � dra�ni� jednak i niecierpliwi�, le��c zawarty. Podkomorzy bez �wiecy go czyta� nie m�g�, a nawet przy niej nie obchodzi� si� bez okular�w. Zawo�a� Jakuba, aby przy�pieszy� powr�t Ja�ka. Jakub, leniwy r�wnie jak poczciwy, pofatygowa� si� tylko na ganek i hukn�� na str�a, rozkazuj�c mu, aby dezertera przyprowadzi� za uszy. Lecz wtem i on sam ze �cierk� ogromn�, pe�n� drewek na plecach, uginaj�c si� pod jej ci�arem, ukaza� si� od strony drewutni. Wy�aja� go naprz�d str�, potem Jakub po drodze, na ostatek sam pan przypad�, kt�remu �ywo pocz�� co� Jasiek prawi� niezrozumia�ego � i rzuciwszy drewka, pobieg� po �wiece. �wiece te dla podkomorzego nie by�o �atwo tak na zawo�anie poda�. Rurkowe �ojowe, jakich na codzie� u�ywano, mia�a klucznica pod swym zawiadywaniem, trzeba wi�c by�o biec na folwark po nie, potem je w papier oprawi�, zapali�, lichtarz z umbrelk� oczy�ci� i szczypce, zawsze pe�ne, fundamentalnie z knot�w wczorajszych wych�do�y�. A �e Jasiek zwyk� to by� czyni� nie �piesz�c si�, zwlok�o si� zapalenie �wiec tak, �e podkomorzego niecierpliwo�� do tego stopnia uros�a, i� Ja�kowi wnosz�cemu �wiat�o i wedle zwyczaju odzywaj�cemu si� W progu: �niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus� � pi�ci� pogrozi�. Teraz nale�a�o krzes�o przysun��, poda� sto�eczek pod nogi. Podkomorzy usiad�. � Podaj okulary. Z okularami od niepami�tnych czas�w by�a zawsze turbacja nies�ychana. Wereszczaka dba� niezmiernie o te okulary, kt�re sobie do ocz�w dobra� z niema�� bied�, czasu swej bytno�ci w Warszawie; chowa� je, ale nigdy nie pami�ta�, gdzie po�o�y�. Mia�y one dwa czy trzy miejsca przeznaczone dla siebie, w kt�rych si� jednak nigdy nie znajdowa�y. Urz�dowe ich ulokowanie by�o w szufladce przy kartach od mariasza i kaba�y, niekiedy znajdowano je na komodzie oko�o niebieskiej fili�anki, czasem wala�y si� na du�ym stole, a raz nawet przydybano je na oknie, co podkomorzego oburzy�o, cho� sam je tam po�o�y�. W kieszeni od kapoty ekstra rzadko si� trafia�y. Pocz�o si� poszukiwanie okular�w, macanie po ciemku, bo du�e �oj�wki z umbrelk� niedaleko �wiat�o rzuca�y � i kl�twy. Szuka� podkomorzy sam, Jasiek, zawo�ano Jakuba. Rozst�p si�, ziemio! Okular�w ani s�ychu. Powsta�a burza. Przybieg�a stara Dorota ze stoczkiem w r�ku na pomoc i uda�o si� jej, prawdziwym cudem albo dziwn� domy�lno�ci� niewie�ci�, odkry� je utkwione... Pomi�dzy komod� a �cian�. Tu dopiero potrzeba by�o pos�ucha� docieka�, czyj� win� one si� tam dosta�y, bo, rzecz oczywista � same one, jak powiada� podkomorzy, wle�� tam nie mog�y, ale kto� sprz�taj�cy na komodzie z lekcewa�eniem karygodnym sprz�t ten drogi � nie do��, �e zrzuci�, lecz nawet wyst�pku tego nie by� �wiadom... Lub... Mog�a w tym by� niepoczciwa z�o�liwo��. Przekonawszy si� dopiero, �e zsuni�cie si� za komod� okularom nie zaszkodzi�o i futera� ich tylko szwankowa� nieco, podkomorzy w�o�y� je na nos, kopert� rozci��, list doby�, zbli�y� go do �wiec i z uwag� rozpocz�� czytanie od intytulacji. �Ja�nie Wielmo�ny Podkomorzy Dobrodzieju, a mnie Wielce Mi�o�ciwy Panie a Bracie�. Zwyk�e listy, tylko dla formalno�ci pisywane, na �wiartce papieru rzadko zajmowa�y wi�cej ni� jedn� stronic� i obrachowywane bywa�y tak, �e podpis w pewnym odst�pie od do�u si� mieszcz�cy wypada� jeszcze nie na samym skraju. Z przera�eniem dostrzeg� naprz�d podkomorzy, i� na pierwszej tej stronie nie tylko nie by�o podpisu, ale ani nawet formu� go poprzedzaj�cych, odwr�ci� niespokojnie papier i przekona� si�, i� list mia� trzy ca�e stronice, a opatrzony by� jeszcze � postscriptem. Oczywi�cie kuso na� odpisa�, per dominum pstrum, nie godzi�o si�, zw�aszcza podskarbiemu; sprawa by� musia�a magni momenti, wa�na. Opad�y mu r�ce. �Masz tobie! � rzek� w duchu � nie m�wi�em?� Podkomorzy w istocie nie m�wi� nic, lecz zwyk� by� wyra�enia tego u�ywa�, pocieszaj�c si� w ka�dym k�opocie przenikliwo�ci� swoj�. B�d� co b�d�, potrzeba by�o zacz�� czyta�. Operacja ta, niewprawnemu podkomorzemu, kt�ry i z powodu ocz�w, i dla wstr�tu do papieru zawsze si� kim� pos�ugiwa� � nie przychodzi�a �atwo z drukowanego � a c� dopiero z tych zygzak�w kancelarii podskarbiego, kt�rego amanuensis grzeba� jak kura. Wereszczaka, kt�remu przed chwil� by�o zimno, potnie� zaczyna�; a nie sta�o si� to od ognia rozpalonego na kominie, bo Jasiek ledwie go rozdmucha�, lecz z niezmiernego wysi�ku wszystkich w�adz umys�owych, jakiego odczytywanie i sylabizowanie wymaga�o. Przerywa� sobie tylko. � A niech�e go! O, to pisze!... C� to znowu jest? Nie ma ko�ca. Sprawa by�a skomplikowana dosy�. Nie sz�o o sejmik, ale o dawny proces z powodu zbieg�ego poddanego, kt�rego to�samo�ci Fleming dowodzi�, a podkomorzy przeczy�. Rzecz ta u�pion� by�a przez czas jaki�, teraz j� wznawiano. Pomijaj�c to, �e sama rzecz niemi�e czyni�a wra�enie i grozi�a procesem, potrzeba by�o odpisa�. Przenikliwy podkomorzy odgadywa�, �e wznowienie pretensji by�o tylko sztuk�, a�eby kosztem umorzenia jej, pozyska� sobie na sejmiku poparcie. Nale�a�o wi�c tak odpisa�, aby i nie da� pozna�, �e si� zw�cha�o pismo nosem � wyrazi� si� podkomorzy � i podro�y� si�... A potem... Podpar�szy si� na �okciu Wereszczaka duma� i wzdycha� d�ugo. Zwleka� z odpowiedzi� i po dniu albo dw�ch dopiero wys�a� j� drugim umy�lnym do Terespola � nie wypada�o. Dowiod�oby to, �e si� zbyt namy�lano i strwo�ono. Stante pede nale�a�o odpowiedzie�. W tym by� s�k. Nadchodzi� czas wieczerzy, po jedzeniu za� mia� Wereszczaka za sta�e prawid�o wstrzymywa� si� od wszelkiej pracy umys�owej, opr�cz wieczornego pacierza. Trzyma� si� te� regu�y staro�ytnej: mille passus meabis, i chodzi�, pisa� wi�c nie m�g�. Musia� natychmiast zasi��� do listu, wieczerz� odroczy�, kieliszkiem tylko ratafii si� pokrzepi� i � zby� si� tego licha. Zawo�a� Jakuba, kt�ry stan�� u progu. � S�yszysz stary � rzek� � ten list przekl�ty od podskarbiego! Oto mi w por�! Musz� zaraz odpisa�... A tu � wieczerza, a po wieczerzy nie mog�. Niech z t� kolacj� zaczekaj�, czy co? Jakub r�k� zamachn��. � A to� kaczka na ro�nie � rzek� � to si� wniwecz spali. � Bodajby go z tym listem � zamrucza� podkomorzy i doda� z heroizmem: � No � to niech si� spali. Kat j� bierz... Daj mi kieliszek ratafii, z wieczerz� czeka�. Wereszczace, gdy tym tonem m�wi�, niepodobna by�o ju� �adnych czyni� uwag. Jakub poszed� po ratafi�. Podkomorzy mentalnie przygotowywa� odpowied� sw�, nie sz�a mu... Natchnienia nie mia�. Da� je mog�a ratafia, ale r�nie i z tym si� trafia. Bywa, �e co ma pokrzepi�, to w g�owie zam�t sprawi. Jakub przyni�s� chleb, s�l i flaszk� owej ratafii, kt�r� podkomorzy badawczym okiem zmierzy�, bo mu si� co� zdawa�o, �e ostatni� raz� we flaszce jej zostawi� wi�cej. Podejrzenie pad�o na Jakuba, lecz czasu nie by�o si� o to spiera�. W chwilk� potem, zak�siwszy chlebem, w istocie uczu� podkomorzy, i� w g�owie mu si� wyklarowa�o... Wyrazy i wyra�enia ustawia�y mu si� jako� zr�cznie, przybiega�y na zawo�anie, wi�za�y z sob� pi�knie; u�miecha� si� niekt�rym z nich. A chocia� list by by� m�g� w takiej chwili natchnienia zaimprowizowa� �mia�o; poniewa� sz�o o spraw� z podskarbim, bezpieczniej by�o i namy�la� si�, i brulion sobie zostawi�. Raptularz taki przyda� si� mo�e. Sz�o wi�c ju� tylko o � pisanie. St�kn�� biedny Wereszczaka, bo r�ce mia� zawsze troch� nabrz�k�e i pi�ro bra� ze wstr�tem. Lecz dura ne cessitas. Otworzy� szuflad�, w kt�rej zawsze bywa�o kilka arkuszy papieru, je�li nie ryga�owego, to wcale przyzwoitego... Spojrza�, wpu�ci� r�k� � doby�, ale zamiast bia�ego � siny, prosty, gruby, rejestrowy, na kt�rym wstyd by�o odpisywa�. Gor�czkowe wypr�nienie szuflady z �ona jej wydoby�o: no�yczki stare, k��buszek wypork�w nawini�ty na asa kierowego, kawa�ek wosku, naparstek podkomorzyny, dwie stare koperty, ju� na kwitki do arendy poobrzynane � i linea�. Papieru bia�ego � ani �ladu. Krzykn�� podkomorzy: � Jakub! � a� na drugim ko�cu domu wszystko si� poruszy�o � Jakub! Stary, kt�rego ju� odroczenie wieczerzy podra�ni�o, wszed� nad�sany. � Gdzie papier? Papieru nie ma? Gdzie si� m�g� podzia�? Kto �mia� ruszy�? Sze�� arkuszy tu, w tej szufladzie, sam w�o�y�em. Jakub o papierze nie wiedzia� wcale, pobieg� po Dorot�. Dorota zaklina�a si� wcze�nie, �e z papierem nie mia�a do czynienia nigdy; a na Wielkanoc pod placki, opr�cz starych rejestr�w, �adnego innego nie brano. By� wszak�e mog�o, i� pani podkomorzyna, obawiaj�c si� nadu�ycia, zamkn�a go do swojej komody, kt�rej klucz wzi�a z sob�. Wereszczaka w tak� ju� wpad� rozpacz, i� Ja�ka natychmiast wykomenderowa� na wie� po �lusarza, aby komod� otworzy� gwa�tem � Dorota protestowa�a � nie pomog�o. Jasiek ju� rusza�, gdy Jakub, powa�ny i milcz�cy, z drugiego pokoju przyni�s� znalezione prawdziwym jasnowidzeniem trzy arkusze papieru, kt�re w stoliku samej podkomorzyny spoczywa�y. By�o ich tylko trzy... Lecz mog�o si� to p�niej wyja�ni�, podkomorzy och�on�� i siad�... Rozkaza� Ja�kowi przynie�� ka�amarz. Sprz�t ten, rzadko bardzo b�d�cy w u�yciu, szeroki u do�u, z szyjk� zw�on�, zwykle zatykany korkiem, sta� zawsze, od czas�w niepami�tnych, na komodzie w sypialni. Jako� znalaz� si� w swym miejscu, zapylony, ale bez korka... Pomimo szk�a ciemnoszafirowego, z kt�rego by� odlany, przeciw �wiecy okaza� si� pr�nym � atramentu nie by�o w nim ani kropli. Lecz na to znany by� spos�b, wlewa�o si� troch� wody .ciep�ej, a osad na dnie przysch�y dawa� wcale przyjemnej barwy ciecz szaraw�, z pr�szynkami py�u, kt�ra na papierze przybiera�a kolor niezdecydowany, lecz czytelny. Dorota podj�a si� wskrzeszenia inkaustu. Teraz dopiero Wereszczaka przypomnia� sobie, �e opr�cz papieru i atramentu potrzeba by�o koniecznie pi�ra do pisania. Jakub poszed� ich szuka� i znalaz� dwa. Jedno z d�ugim ogonem bia�ym, poka�ne na oko, lecz gdy mu si� Wereszczaka przy �wiecy przypatrzy�, okaza�o si� tragicznie rozdarte na dwie cz�ci i ka�da z nich wykr�con� by�a tak, jakby zaprzysi�g�a, �e papieru nigdy nie dotknie. Drugie pi�ro ma�o obci�te, jak wi�niom g�owy strzyg�, by�o d�ugie, wygl�da�o na daj�ce si� zu�ytkowa�, lecz rozesch�e, starte na ko�cu � nie spuszcza�o wcale i pierwszym jego owocem by� �yd, kt�rego podkomorzy, papieru �a�uj�c, po studencku j�zykiem zliza�. Splun�� zaraz, lecz smak mu pozosta� potem tak niemi�y, �e musia� sobie kaza� da� kapk� ratafii i chleba z soli pr�szynk�. Dopiero to przesz�o. Zamachn�� si� ju� poczyna� raptularz � i Jakub uspokojony szed� do progu, gdy krzyk si� da� s�ysze�, kt�ry podkomorzy tylko w chwilach zupe�nego zapomnienia si� wydawa�. � A! Wciornastki by ci�... Jakub stan��. � Nie pisze � szelma! I cisn�� w st� pi�rem tak, �e gdyby nawet potem chcia�o mu si� akomodowa�, nie mog�oby, gdy� zdruzgota� je w kawa�ki. � Biegaj mi zaraz do ekonoma na folwark... Pi�ra! Na rany ludzkie, pi�ra! �eby te� w domu jednego poczciwego pi�ra nie by�o! A to skaranie � a to nieszcz�cie jakie�... Jakub wyprawi� Ja�ka po pi�ra, a ch�opiec nie mia� zwyczaju si� �pieszy�. Przy tym sprawa z ekonomem przedstawia�a, mimo prostoty swej, niekt�re trudno�ci wykonania. Ekonoma nie by�o w domu. O tych absencjach jego wieczornych, poniewa� nie by� �onaty, chodzi�y wie�ci r�ne; zwyczajnie plotki. Oficjalnie za� ekonom mia� si� znajdowa� u arendarza z powodu w�tpliwo�ci o w�dk� znajduj�c� si� w beczce. Pos�dzano go o dolewanie po kryjomu sprowadzanej. Jasiek wi�c musia� biec do karczmy, a karczma znajdowa�a si� o dobry kawa� od dworu. Przyszed�szy tu, ekonoma nie zasta�; tylko co si� oddali�, lecz gdzie by�, nie wiedziano. Tymczasem podkomorzy kl��, a �e up�ywa�y kwadranse, wpad� na pomys� genialny pisania raptularza o��wkiem. Egzystencja o��wka w domu, mityczna troch�, nie dawa�a si� dowie��. Dorota przysi�ga�a, �e raz tylko male�ki kawa�ek jego widzia�a, kt�rym, �lini�c go mocno, dese� na perkalu panna Petronela rysowa�a. Nie wiadomo jednak by�o, czy o��wek ten jej by� w�asno�ci� czy skarbow�. Jakub m�wi� odwa�nie, �e o��wka nie zna� �adnego, bo nikt go tu nie potrzebowa�. Podkomorzy przypomina� sobie, �e co� walaj�cego si� w szufladce, podobnego do o��wka, na swe oczy widzia�. Strz�siono wszelkie mo�liwe kryj�wki, w kt�rych o��wek mia�by prawo spoczywa� � nie znaleziono nic. Tymczasem co si� dzia�o z ow� kaczk� ju� na ro�nie b�d�c�, strach pomy�le�. Jasiek wr�ci� w dobre p� godziny, ze trzema pi�rami, u�ywanymi, zamazanymi, z kt�rych jedno zaleca� ekonom szczeg�lniej, jako pisz�ce dobrze, lecz zawczasu zastrzega� si�, �e on sam nigdy pi�r temperowa� nie umia�, scyzoryka po temu nie mia� i zwykle pi�ro dostawa� od krewnego swego dominikana w Brze�ciu. Przeciwko �wiecy wzi�te pi�ro owo, polecone jako dobrze pisz�ce, zdawa�o si� mie� wszelkie warunki wymagalne. Ani zbyt spisane, ani zbyt �wie�e, z nosem troch� przytartym, roz�upane miernie, wygl�da�o sobie na przyzwoite pi�ro ekonomskie. Podkomorzy umoczy� je, otrz�sn��, przy�o�y� do papieru � pisa�o! Odetchn��. Cienkich rys�w nie mo�na by�o nim nakre�li�, ale z gruba, r�wno maza�o zno�nie. Natychmiast Wereszczaka wystylizowa�: �Ja�nie Wielmo�ny Podskarbi Dobrodzieju, mnie wielce Mi�o�ciwy Panie a Bracie!� Lecz tu by� s�k. Fleminga niekt�rzy zwali � grafem, inni, ze wzgl�du, i� w Polsce r�wno�� szlachecka tytu�om si� przeciwi�a, tego sasko-niemieckiego atrybutu odmawiali mu. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, i� graf musia� Flemingowi smakowa�, z drugiej strony by�o to � przylizywanie si� magnatowi, o kt�re nie chcia� by� pos�dzonym Wereszczaka. Po�o�y� pi�ro � i � uderzy� w palce. � Niech go kaczki, da� mu grafa, kiedy mu to mi�e. Skasowawszy wi�c intytulacj�, napisa� na nowo: ,,Ja�nie Wielmo�ny Grafie, Panie Podskarbi Dobrodzieju, mnie wielce...� Znowu s�k. Mia�li grafa nazwa� bratem? Ten tytu� nie dopuszcza� ju� braterstwa. Wereszczaka wsta� zm�czony i przeszed� si� par� razy po izbie. Potnia� � na zegarze by�o p� do dziewi�tej. Kaczka � nie chcia� my�le� o kaczce, cho� by�a to cyranka, po kt�rej palce sobie oblizywa�. Musia�a si� spali� na w�giel. Siad� do pisania, lecz spraw� tytu�u, braterstwa itd. odk�adaj�c na p�niej, pocz�� uk�ada� raptularz dalej. My�li, kt�re w pierwszej chwili po ratafii tak �wawo i ochoczo mu przychodzi�y � znik�y gdzie�, pochowa�y si�, sz�o jak z kamienia. ,,Zaszczycony szacownym listem J.W.Pana, dla kt�rego estymacji mojej i wysokiej weneracji zawsze...� Znowu s�k. Czy weneracja powinna by�a by� g��bok� czy wysok�? Podkomorzy zacieka� si�, spl�ta� � i zacz�o mu si� robi� na przemiany zimno i gor�co. Rozstrzygni�cie mi�dzy wysok� a g��bok� m�g� tylko stanowi� usus, potrzeba wi�c by�o szuka� w listach. Wereszczace zrobi�o si� zimno � wola� ju� ca�y ten pocz�tek obr�ci� inaczej. Zmazawszy wi�c � rozpocz�� na nowo. Nie dalej jak w czwartym wierszu zasz�a trudno�� nowa � utkn��. Po�o�y� pi�ro, westchn��, wtem wszed� Jakub i chrz�kn��. � C� b�dzie z kolacj�? � spyta�. Wygl�da�o to na ur�gowisko � krew si� w nim poruszy�a. � A id��e ty mnie, trutniu, do kro� sto tysi�cy... Nie przeszkadzaj, s�yszysz. M�ny Jakub nie waha� si� jednak doda�: � Blisko dziewi�tej. � Cho�by i dwunasta by�a! � zawo�a� podkomorzy i pochyli� si� nad sto�em. Lecz przerwa w pracy umys�owej � ci�g my�li rozbity � przy tym samo poruszenie gniewne dzia�a zwykle fatalnie. Podkomorzy pogubi� wszystko, co mia� ju� przygotowanym, po�apa� si� nie m�g�, odczyta�, co napisa� � dalej ani rusz. Jednym zamachem przekre�li� ca�� robot� swoje i zniszczy� j�. Musia� pocz�� raz jeszcze na nowo. Sz�o nadzwyczaj t�po, sta�o przecie� p�czwarta wiersza uko�nie i fantastycznie nagryzmolonych, tak �e jedne od drugich ucieka� si� zdawa�y � bo podkomorzy pojechawszy zanadto do g�ry, posuwa� si� potem nadto w d� � powraca� do pierwszego itd. Wtem odczytuj�c redakcj� t�, kt�ra mu si� now� wydawa�a � postrzeg� si�, �e powt�rzy� tylko najpierwszy sw�j koncept. Zdumia�o go to � bo nie mia� poczucia plagiatu pope�nionego na samym sobie. Rozmy�la� wi�c, jakim trybem si� to sta� mog�o? � a czas up�ywa�. Listu jak nie by�o, tak nie by�o � bo to, co raz si� wyda�o z�ym � pomimo recydywy � znajdowa� podejrzanym. Pot kroplami spada� mu z czo�a � czyni� wym�wki Opatrzno�ci, kt�ra go narazi�a na tak nieprzyjemny wysi�ek. Czeka� natchnienia � nie przychodzi�o. Upokorzony, ze smutkiem w duszy, pochyli� si� i rozpocz�� czwarty raz, daj�c sobie s�owo, �e b�d�-co-b�d� wypadnie � nie b�dzie si� ju� wysila� nadaremnie, i praeter propter odpowiedziawszy � wy�le podskarbiemu, co B�g da. Tym razem po s�owie z wolna stawi�c, kre�l�c, zmieniaj�c, o p� do dziesi�tej doko�czy� mozolnie sklejon� odpowied�. Odczytuj�c, chocia� nie by� ni� zaspokojony, znajdowa� uchodz�c�. Jasn� nie by�a, ale interes wymaga�, aby w�tpliwo�ci rzuci� umy�lnie. W kilku miejscach styl do �yczenia co� zostawia� � lecz do pi�kno�ci wys�owienia podkomorzy nie mia� �adnej pretensji. Sz�o o to, aby czarno na bia�ym przeciw sobie nie wyda� �wiadectwa. � Pal go licho! � rzek�, wzdychaj�c � je�eli nie zrozumie, niech g�ow� �amie. Moja rzecz odpisa�, a jego � t�umaczy� sobie i ci�gn�� z tego konsekwencje, jakie chce. Sz�o tedy teraz ju� tylko o przepisanie. Podkomorzy obci�� trz�s�c� si� r�k� papier niezupe�nie r�wno � poprawi� linie krzywe i zasiad�, trzymaj�c w lewej r�ce raptularz za �wiec�, a praw� rozpoczynaj�c: �Ja�nie...� Papier nie przytrzymywany, poruszeniem r�ki prawej poci�gni�ty zjecha� w d�, a �Ja�nie Wielmo�ny� niepostrze�enie ruszy� tak szpetnie w g�r�, �e opar� si� na samej kraw�dzi. Wereszczaka zaj�ty kaligrafowaniem nie widzia�, co robi�, i pi�ro dopiero spadaj�ce na pod�o�ony arkusz, oznajmi�o mu, �e si� zaawanturowa�. �wiartka papieru by�a zepsut�. Wprawi�o to podkomorzego w tak� rozpacz, �e nie zwa�aj�c na to, i� si� przyda� mog�a na notatki, kwitki, na pomniejsze listy, zdusi� j� w gar�ci nami�tnie i cisn�� w komin. Papier, jak wiadomo, jest rzecz� zapaln�. W zetkni�ciu z ogniem zaj�� si� p�omieniem i stoczy� na posadzk� tak nieszcz�liwie, �e, nim podkomorzy ruszy� si� z krzes�a, zapali� zwieszon� ku ziemi serwet� na stole. Ogie� ten pot�n� gar�ci� zdusi� zaraz Wereszczaka, ale co si� z nim dzia�o � niepodobna opisa�. Szala� po prostu. R�ce si� mu tak trz�s�y, �e obci�cie drugiego p�arkuszka przysz�o z wi�ksz� jeszcze trudno�ci� ni� pierwszego, a po brzegach by� powyk�sywany obrzydliwie. �Niech sobie kancelaria si� �mieje � m�wi� w duchu � nie jestem tak wielkim panem, �ebym trzyma� gryzipi�rk�w, skryptor�w, darmozjad�w...� Tym razem tytu� wyszed�, z opuszczeniem jednej litery, niedostrze�onym, jako tako. Podkomorzy spieszy� si�, bo nawyk�y do regularnego �ycia, obdarzony apetytem znakomitym � czu� g��d nie �artem. W �o��dku odzywa�y si� g�osy � owo charakterystyczne burczenie, kt�re by�o jakby przem�wieniem natury do sumienia! Trzeba by�o jednak naprz�d raz koniec po�o�y� temu nieszcz�liwemu pisaniu. Do po�owy sz�o jako tako, gdy zmuszony uciec si� do chustki do nosa i przerwa� kopiowanie � Wereszczaka ani si� opatrzy�, jak p� wiersza, ju� napisanego, powt�rzy� iterum... Dopiero ko�cz�c ten duplikat powzi�� podejrzenie. � Masz tobie! Nast�pi�a chwila zw�tpienia takiego, �e kto by by� na�wczas poczciwego Wereszczak� zobaczy�, mia�by lito�� nad nim. Przepisywa� raz jeszcze? � nie mia� ju� si�y. Przemaza� te wyrazy by�o to przyzna� si� do b��du i obrazi� podskarbiego wys�aniem pisma tak niedbale wykonanego. Podkomorzy powiedzia� sobie, �e m�g� to � ignorowa�. Zreszt� powt�rzenie wyraz�w, �ci�le wzi�te, nie by�o tak wielkim grzechem. Jednak�e siadaj�c pisa� dalej Wereszczaka narzeka� na los, kt�ry mu si� da� rodzi� w epoce, gdy listy pisa� ludzie musieli. Wra�enie tego usterku tak podzia�a�o na r�k� jego, �e prawie wyrazu jednego nie m�g� napisa� teraz, kt�ry by co� do �yczenia nie mia�. Jednym brak�o liter, drugie nadto sta�y �ci�ni�te, inne zbyt lu�ne. O interpunkcji mowy nie by�o, gdy� podkomorzy zawsze j� uwa�a� za zbyteczn�. Pie�ci� tak czytelnika, �eby mu pokazywa�, gdzie si� mia� strzyma�, gdzie g�os zawiesi�, gdzie si� my�l jedna ko�czy�a, druga poczyna�a � znajdowa� Wereszczaka rodzajem rozpusty. Do ko�ca pierwszej stronicy dojechawszy, odetchn��. Spojrza� na dokonane dzie�o. Nie wygl�da�o ono wprawdzie lepiej nad inne wsp�czesne � ale te� nie gorzej. �Ujdzie � rzek� w duchu � pal go tam... Z elegancj�...� Wzi�� pi�ro w r�k� i razem p�arkuszek dla odwr�cenia go, spostrzeg�szy dopiero, �e grubego pi�ra rysy nie by�y jeszcze suche. Tak ju� si� czu� zn�kanym i by� nieprzytomnym, i� jakim� studenckim dawnym zwyczajem bezmy�lnym, jak gdyby piaseczniczk� mia� przed sob�, z najzimniejsz� krwi� atrament wyla� na papier. Postrzeg� za p�no sw�j b��d i krzykn��. Z ka�amarza wytoczy�a si� rzeczu�ka czarna � i kre�l�c kilka meandr�w na papierze, a s�uchaj�c prawa ci�ko�ci, z arkusza listowego pola�a si� na czysty, a z niego na kolana podkomorzego... Wereszczaka d�onie za�ama�, podni�s� oczy, Jakub skrzywiony sta� przed nim. Pokaza� mu, co si� za nieszcz�cie przytrafi�o, lecz niepodobie�stwo by�o temu zaradzi�, bo pod r�k� mia� tylko Jakub serwet�, a wiadomo, jakiej reputacji za�ywaj� plamy atramentowe. Ruszy� po �cierk�. Wereszczaka zdr�twia�y i zrezygnowany siedzia� � czekaj�c. Jasiek ze �cierk�, i to star�, Jakub dla dozoru, a Dorota przez ciekawo��, ze stoczkiem w r�ku, zjawili si� przy stoliku. Tymczasem Wereszczaka w stoliku dopyta� kawa�ka bibu�y i list ni� uwalnia� od resztek powodzi atramentowej, zdecydowany trzeci p�arkuszek obcina� i pisa� na nowo. Nikt nie zaprzeczy, �e dawa� dowody anielskiej cierpliwo�ci. Ju� mia� zabra� si� do pisania, gdy Dorota, jak wszystkie niewiasty przewiduj�ca, wzi�a do r�k ka�amarz i naprzeciw �wiecy patrz�c, przekona�a si�, i� � suchute�ki by�, atrament z niego wyla� si� do kropli... � A co? � zapyta� z obaw� podkomorzy. � Nie ma nic... � Dola� wody... Ciep�ej � rzek� Wereszczaka � albo z listem na folwark do ekonoma pos�a� po atrament. � Gdzie u niego atrament! � zamrucza�a zostaj�ca w niedobrych z nim stosunkach panna Dorota i wysz�a. Podkomorzy mia� czas odetchn��. Zegar wybija� dziesi�t�. Tymczasem papier zosta� ostrzy�ony na nowo � podkomorzy nie trac�c chwili, usiad� tak got�w, �e mu nic nie pozostawa�o, tylko pi�ro umoczy�. Jako� zanurzy� je natychmiast, lecz by� to dzie� feralny (kalendarz stary, stuletni �wiadczy� o tym): panna Dorota przepe�ni�a ju� poprzednio sp�ukanego staruszka i miasto atramentu � sta� si� barszcz, jak m�wi� podkomorzy. Dorota utrzymywa�a nad�sana, �e w�a�nie taki blady atrament najlepiej czernieje � zreszt� innego nie by�o. Siad� pisa� Wereszczaka, chocia� pismo zaledwie by�o znaczne. �Pal go, niech sobie oczy psuje! Co mi tam! � rzek� w duchu podkomorzy � pisa� moja rzecz, jego czyta�. Tym razem sz�o nier�wnie lepiej, r�ka nieco naby�a wprawy przez poprzedzaj�ce pr�by � przy odwracaniu stronicy zachowa� wszelkie nale�yte ostro�no�ci, dobi� si� a� do respektu i estymacji, z kt�r� zostawa�, zakre�li� zygzak ku do�owi, podpisa� si� z tytu�em i manu propria � po�o�y� dat� � odetchn��... Odczyta� list nie by�o sposobu, lecz nie czu� si� te� podkomorzy w obowi�zku. Teraz sz�o ju� tylko o skrojenie koperty, kt�rej teoria by�a znan� podkomorzemu, lecz w praktyce nastr�cza�o si� trudno�ci nieprzewidzianych mn�stwo. Stare no�yczki, kt�rych bez mi�osierdzia wszyscy nadu�ywali, kraja�y jeszcze, nie tak jednak g�adko i r�wno, jak by by�y powinny. Koperta wysz�a fantastycznie i krzywo, lecz tym si� ju� podkomorzy nie frasowa�. Sygnet herbowy na krwawniku, ut decet, r�ni�ty, mia� na palcu. Sz�o o lak. Klasn�� w r�ce na Jakuba. Stary przywl�k� si� z pos�pn� twarz�. � Nie wiesz, gdzie lak? � Jaki? � G�upi! A jaki� ma by�? Lak do piecz�towania... Ba�wan! � Laku u nas dawno nie ma � odpar� Jakub spokojnie. � Jak to; nie ma! � Bo wyszed� � m�wi� s�uga. � Pani podkomorzyna ostatni raz, gdy chcia�a piecz�towa� list do kanonika, to wiem, �e odrobin� znalaz�szy na pi�ro nasadzi�a, �eby palc�w nie popiek�a, i pi�ro osmoli�a... A na piecz�tk� nie starczy�o... Dzie� by� najdowodniej feralny. Podkomorzy za��da� op�atka. By� to jedyny surogat mo�liwy � Dorota znalaz�a szcz�tki czerwonego na komodzie i Wereszczaka si� wzi�� do zalepiania koperty... Dzie�o to niezupe�nie si� szcz�liwie powiod�o, lecz sz�o o to, aby si� do Terespola trzyma�y z sob� ko�ce. Dr��c� r�k� po�o�y� adres podkomorzy i g�osem grzmi�cym zawo�a� o wieczerz�. List do jutra rana mia� pozosta� na stoliku, gdy� atrament by� tak blady, i� nale�a�o po dniu sprawdzi�, czy sczernieje, wedle zapewnienia Doroty. Kluseczki na mleku, przydymione, zjad� Wereszczaka z apetytem, po nich nast�pi�a wysuszona cyranka, kt�r� na g�odny z�b przyj�� by�o potrzeba. Podkomorzy wsta�, prze�egna� si� i z przera�eniem spostrzeg�, �e on, co regularnie po pacierzach o godzinie dziewi�tej bywa� w ��ku, mia� jeszcze przed sob� mille passus i pacierze; a na zegarze p�noc dochodzi�a... Ano! dobrze, �e si� jeszcze i tak sko�czy�o. Wr�ciwszy do pokoju, w kt�rym list le�a� na stoliku, chc�c si� przekona� o czernieniu atramentu � Wereszczaka wzi�� go do r�k i � dostrzeg� tylko, �e... Przeciwnie, atrament jakby poblad�... Ale � nie mog�o to by� � po dniu si� on musia� wyda� inaczej. Jak potem zasn�� znu�ony, jak okrutnie chrapa�, ja mia� sny, w kt�rych przypomina�o si� owo pisanie � opowiada� nie widzimy potrzeby. Obudziwszy si� rano, pierwsz� my�l� by�o odprawi� pos�a�ca... Zaledwie si� prze�egnawszy, pobieg� do pokoju, chwyci� przygotowane pismo i z nim po�pieszy� do okna. Okulary wzi��, na�o�y�... Patrzy... Adresu po�o�onego ani �ladu... Atramentu ani znaku � papier przybrukany, wi�cej nic. Uni�s� si� niepotrzebnie podkomorzy i w drobne kawa�ki podar� wczorajsz� prac�. � Jakub, Jakub! Jakub z nieodst�pnym Ja�kiem biegli oba... � Pos�a�ca z Terespola mi wo�aj! � On tu ju� w kredensie czeka od rana... Podkomorzy w palcach dusi� dobytego z sakiewki najpaskudniejszego tynfa, jakiego mia�. U drzwi sta�, k�aniaj�c si� pose�. � K�aniaj si�, moja duszko, panu podskarbiemu i � powiedz, �e ja z odpowiedzi� ustn� sam przyjad�... To m�wi�c, wr�czy� tynfa pos�a�cowi i doda�: � Ka��e sobie da� p�kwaterek gorza�ki!... Tak sko�czy�a si� ta historia, w �yciu pana Wereszczaki pami�tna, listu do podskarbiego � a gdy pani podkomorzyna wr�ci�a � mia�a czego s�ucha�, bo wszystkie tragiczne jej przej�cia opowiedzia� �onie i d�ugo, d�ugo wydycha� jej nie m�g�. 1882