Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13100 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Sven Hassel
Genera� SS
Ksi��ki Svena Hassela wydane przez Polski Instytut Wydawniczy
Widzia�em, jak umieraj� Towarzysze broni Gestapo Monte Cassino Batalion marszowy
Sven Hassel
Genera� SS
T�umaczy� z francuskiego Juliusz Wilczur-Garztecki
POLSKI INSTYTUT WYDAWNICZY
Tytu� orygina�u General SS
T�umaczenie
Juliusz Wilczur-Garztecki
� Copyright by Sven Hassel
� Copyright for the Polish translation
by Juliusz Wilczur-Garztecki � Copyright for the Polish edition by Polski Instytut
Wydawniczy, Warszawa 2005
WYDANIE PIERWSZE
Polski Instytut Wydawniczy, Warszawa 2005
e-mail:
[email protected]
www.strefaksiazki.net
ul. Chmielna 5/7, 00-021 Warszawa
tel./faks (022) 826 92 96
ISBN 83-89700-17-4
Ksi��ka zosta�a wydana przy wsp�pracy z:
�L&L" Sp. z o.o.
80-445 Gda�sk, ul. Ko�ciuszki 38/3
e-mail: L&L@softel gda.pl
tel. (058) 520 35 57
Sk�ad: Studio Wydawniczo-Typograficzne �Typoscript" Alicja Rulewicz 53-006 Wroc�aw, ul. Wojszycka 15
Druk i oprav rnia Delta
50-444 Wroc�aw, ul. Pu�askiego 69-71 tel. (071)346 06 42 faks (071) 342 48 83
O �wicie wielkie bagno �mierdzia�o.
Wpatrywa�y si� w nas oczy martwe i zgni�e.
Nieopisany smutek p�yn�� z czaszek o pustych
oczodo�ach,
Lecz mimo wszystko trawa ��kowa
rozrasta�a si� wspaniale.
Dedykuj� t� ksi��k� memu synowi Michaelowi oraz jego m�odym r�wie�nikom, w nadziei, �e ich �ycie s�u�y� b�dzie ratowaniu ludzi, a nie ich unicestwianiu tak, jak to czyni�o moje pokolenie i ja sam.
Niemcy mia�y to szcz�cie, �e znalaz�y przyw�dc�, kt�ry umia� zjednoczy� wszystkie si�y kraju dla dobra wsp�lnoty.
�Daily Mail", Londyn, 10.07.1933
Sobota 3 czerwca 1934 r. by�a w Berlinie dniem najgor�tszym od lat. Historia za� uczyni�a go jednym z naj-krwawszych. Na d�ugo przed wschodem s�o�ca miasto otoczy� szczelny kordon oddzia��w zbrojnych: wszystkich prowadz�cych do miast dr�g strzegli ludzie genera�a Goeringa i Reichsfiihrera SS Himmlera.
O godzinie 5 rano wielki, czarny merdeces z napisem na przedniej szybie �SA Brigadenstandarte" zosta� zatrzymany na szosie mi�dzy Lubeka a Berlinem, jednym szarpni�ciem wyci�gni�to z niego i wrzucono do samochodu policyjnego genera�a brygady. Za� jego kierowcy, Truppenfuhrerowi SA Horstowi Ackermannowi, poradzono, aby znika� natychmiast. Pogna� wi�c na z�amanie karku do Lubeki, gdzie z�o�y� meldunek szefowi policji. Ten z pocz�tku nie chcia� mu uwierzy�. Z czo�em ociekaj�cym potem przemierza� wielkimi krokami sw�j gabinet, potem wezwa� swego starego przyjaciela, szefa policji kryminalnej. Obaj nale�eli do SA, starej gwardii narodo-wo-socjalistycznych oddzia��w szturmowych, lecz w zesz�ym roku, jak wszyscy oficerowie policji Trzeciej Rzeszy, zostali przeniesieni do SS.
9
- Griinert! To mo�e by� tylko pomy�ka! Przecie� nie mo�na ot tak aresztowa� jednego z najs�ynniejszych oficer�w SA!
- Tak sadzisz? - zachichota� radca policji kryminalnej.
- Mo�na zrobi� o wiele wi�cej! Radz� ci odej�� jak najda
lej od telefonu i obserwowa� ulic�. Masz klucz od tylnych
drzwi? Mam nadziej�, �e nikt o tym nie wie? Co do mnie,
od dawna przewidywa�em nadej�cie tego dnia i przygoto
wa�em si� do niego, obserwowa�em objawy. Eicke nie�le
sobie teraz daje rad�, a ob�z Bergemoor ewakuowano. Ale
nie jest powiedziane, �e ma pozosta� pusty. To esesmani
Eickego go przej�li, jego mordercy s� gotowi.
Genera� brygady Paul Hatzke zosta� umieszczony w celi w dawnej szkole podchor��ych w Gross Lichter-feld, obecnie to koszary ochrony Adolfa Hitlera. Wi�zie� pali� spokojnie siedz�c na stosie cegie�, wyci�gn�wszy przed siebie nogi w kawaleryjskich butach. Genera� brygady Paul Hatzke, naczelny dow�dca policji SA, z�o�onej z 50 000 ludzi, oraz ekskapitan gwardii Jego Cesarskiej Mo�ci, nie mia� �adnych powod�w do obaw. W og�le ich nie mia�. S�ycha� by�o ha�asy i to wszystko. Co chwila trzaska�y drzwi, od czasu do czasu rozlega� si� krzyk. Esesman, kt�ry odprowadzi� go do celi, mrukn�� s�owo �bunt". Co za idioci!
- Buntuj� sie cz�onkowie SA? Wiedzia�bym o tym!
- wrzasn�� genera�. - To potworna pomy�ka!
- Oczywi�cie - potwierdzili esesmani. - Oczywi�cie,
to zawsze pomy�ka.
Genera� podni�s� wzrok na zakratowane okienko i otworzy� czwart� paczk� papieros�w.
- �Bunt < z tego. SA nic mia�o n
potrzebnej do tego broni. Co do tego by� bardzo szczeg�
�owo poinformowany. Prawda, �e ludzie w SA nic apro-
li)
bowali rewolucji z roku 1933. Nie dotrzymano �adnych obietnic, danych dw�m milionom cz�onk�w SA, nawet tego, �e zapewni si� im prac�, czyli tego, czego ��da�o 90% z nich. Na pewien czas zrobiono z nich policj� pomocnicz� z n�dznym uposa�eniem, ni�szym, ni� zasi�ek dla bezrobotnych w czasach Republiki Weimarskiej. Prawie wszyscy zostali na lodzie. Niezadowoleni, to prawda, ale zbuntowani przeciw Fuhrerowi? Nigdy! Gdyby ludzie z SA podnie�li g�owy, by�oby to przeciw starej Armii Rzeszy, wrogowi numer jeden ludzi pracy.
Nastawi� uszu. Czy�by salwa? Silnik ci�ar�wki rycza� pe�n� moc�; strzela�a rura wydechowa. Ciekawe'. A przecie� zdawa�o mu si�, �e s�yszy strza� karabinowy. Ale jak�e�, salwy w samym �rodku Berlina, w czasie tej cudownej, letniej soboty? Gdy ludzie wyje�d�aj� na niedzielne urlopy?
D�onie mu zwilgotnia�y, jeszcze dwa strza�y... Na Odyna i Thora! Tak, wystrza�y. Silnik ci�ar�wki rycza� nieustannie. Czy po to, aby zag�uszy� inny ha�as? Zadr�a�. Co w�a�ciwie robi banda Himmlera? Przecie� nie rozstrzeliwuje si� ludzi z powodu zwyk�ego podejrzenia! Mo�e u tych dzikus�w po�udniowych Amerykan�w, ale nawet nie u Rosjan. Zrobili dobre wra�enie na nim ci Rosjanie gdy by� na sta�u oficera rezerwy w Moskwie, od 1925 do 1928 roku. Oficerowie radzieccy byli znakomici, instruktorzy r�wnie�; znali si� na walkach ulicznych i oficerowie niemieccy wiele im zawdzi�czali.
Jeszcze jedna salwa! Czy to by�y �wiczenia, czy te� rzeczywi�cie by�o co� z prawdy w tym, co mu powiedziano? Zbuntowani ludzie z SA mogli by� tylko szale�cami. Z reszt� stali si� zbyt liczni, zwerbowano do SA cz�onk�w konserwatywnego Stahlhelmu, kt�rego g�ow� by� ksi���. Co trzeba teraz zrobi� z t� zemst� szlachty?
Silnik ci�ar�wki rycza� nieustannie. Zdj�ty groz� genera� poj��, �e nie idzie o �adne �wiczenia, sprawa stawa�a si� powa�na. Od kilku godzin strzela� pluton. Co u diab�a kry�o sie za t� hord� SS? Na przyk�ad �w straszliwy, ma�y bibliotekarz z Monachium to cz�owiek �miertelnie niebezpieczny, pr�ny i zgry�liwy, do tego, jak opowiadano, homoseksualista. A co zrobi� Fiihrer z tego Himmlera, cz�owieczka chorobliwie podejrzliwego?
Ha�as but�w przed drzwiami jego celi. Skrzypn�� zamek. W wej�ciu pojawi� si� Untersturmfuhrer SS i czterech esesman�w w b�yszcz�cych stalowych he�mach. Wszyscy nale�eli do dywizji
�Totenkopf" Eickego, kt�ra jako jedyna z esesowskich dywizji nie nosi�a na ko�nierzach wyhaftowanych liter runicznych SS, lecz trupie g��wki.
- Nareszcie! - warkn�� w�ciek�y Paul Hatzke. - To wam si� nie upiecze. Poczekajcie tylko, a� pogadam o tym z genera�em Roehmem, ten wam zada bobu!
Nie dosta� �adnej odpowiedzi, natomiast wypchni�to go brutalnie z celi, otoczy�o go czterech esesman�w, z Untersturmfuhrerem id�cym z ty�u, brz�cz�cym ostrogami. Mia� ledwie dwadzie�cia lat, wyraz m�odzie�czej twarzy twardy jak granit, spod he�mu wystawa�y mu z�otoblond w�osy, oczy mia� koloru niezapominajek. Twarz anio�a z doln� szcz�k� tak zaci�ni�t�, �e musia�o go to bole�. Ale tacy byli esesmani. Roboty, dok�adnie trzymaj�ce si� regulaminu.
Blask s�o�ca oblewa� brudne budynki koszar. Szli po ostrych kamieniach, tych samych p�ytach, kt�re ogl�da�y o�mioletnie, �wicz�ce tu musztr� dzieci. W tych koszarach przez ca�e lata przygotowywano mi�so armatnie dla cesarskich armii, mi�so armatnie z najlepszych niemiec-
\?
kich rodzin, ch�opc�w zrodzonych do s�u�by wojskowej. We wszystkich domach Rzeszy mo�na by�o zobaczy� wyblak�e zdj�cia szesnastoletnich dzieci, w he�mach, w pi�knych mundurach, wyruszaj�cych krokiem defiladowym ku polom Alzacji, pod ogie� francuskich armat siedemdziesi�tek pi�tek w 1914 roku. Nauczyli si� umiera�, to by�o zasad� w dobrych, pruskich rodzinach, a by� mo�e �mier� zdawa�a im si� rajem po o�miu latach nieludzkich �wicze� na kamiennym bruku Gross Lichter-feld.
Przeszli ko�o stajni w kt�rych roi�o si� od uzbrojonych po z�by �o�nierzy, nale��cych do ochrony Fiihrera i do dywizji �Totenkopf".
Teraz bardzo wyra�nie s�ycha� by�o warkot silnika. Genera� brygady zatrzyma� si�.
- Co wy zamierzacie? Gdzie mnie prowadzicie? - zapyta� nerwowo.
- Mam rozkaz zaprowadzenia pana do Standarten-fuhrera SS Eickego - kpi�co odpar� podoficer. - Prosz� nie robi� trudno�ci, to na nic si� nie zda.
Uspokojony genera� u�miechn�� si�. Oczywiste by�o, �e nie rozstrzeliwano bez s�du, tego rodzaju rzeczy nie wydarza�y si� w Niemczech. Tu panowa� porz�dek, dobry, pruski porz�dek i przecie� to dzi�ki temu porz�dkowi si�gn�li po w�adz�. Sam Fiihrer powiedzia� to starym kombatantom: - �Teraz koniec z demokratyczn� paplanin� i nieporz�dkiem. Od tej chwili w Niemczech panuje porz�dek, a ci, kt�rzy b�d� go sabotowa�, znikn�".
Min�li stajnie i weszli na ma�e podw�rko, ca�kowicie otoczone wysokimi murami. By�o to niegdy� podw�rko podchor��ych, skazanych na kar� aresztu. Sta�a tam ci�ar�wka, wielki diesel produkcji Kruppa. Za kierownic� siedzia� esesman w czarnym mundurze z odznakami
�Totenkopf" i spokojnie pali� papierosa, spogl�daj�c na nowo przyby�ych.
Grupa oficer�w w mundurach czarnych i wojskowych sta�a po �rodku podw�rka. Na jego ko�cu sta� dwunasto-osobowy pluton. Pierwszy szereg kl�cza� z karabinami trzymanymi pionowo, drugi sta� za nimi z broni� u nogi. Po stronie stajni czeka�y dwa inne plutony, gotowe jako zmiana. Dwadzie�cia egzekucji, a po nich zmiana. Ach, genera� Paul Hatzke zna� regulamin na pami��!
Na ziemi le�a� powalony cz�owiek w z�ocistobr�zo-wym mundurze SA, z twarz� wci�ni�t� w czerwony od krwi piasek. Na jego ramieniu widnia� z�oty epolet Ober-gruppenfiihrera SA, mo�na by�o te� dostrzec czerwone, generalskie wy�ogi. Paul Hatzke poczu�, �e wzd�u� kr�gos�upa sp�ywa mu zimny pot, zblad� jak �ciana i pomimo upalnego dnia zacz�� si� trz���.
Hauptsturmfuhrer SS z plikiem papier�w w d�oni podszed� do ma�ej grupy.
- Nazwisko? - krzykn��.
- Brigadenfiihrer SA Paul Egon Hatzke. Cz�owiek kiwn�� g�owa i przekre�li� co� na swym
papierze. Dwaj esesmani wrzucili rozci�gni�te na ziemi cia�o na ci�ar�wk�.
- Naprz�d! - warkn�� Hauptsturmfuhrer - Sta�cie tam pod murem, i to natychmiast.
- Ale chc� si� zobaczy� ze Standartenfilhrerem Eic-kem! - zawo�a� przera�ony genera�.
Kto� pchn�� go rewolwerem w nerki.
- Do�� g�upstw, to daremne. Wykonajcie rozkaz.
Genera� rozejrza� si� rozpaczliwie. Kamienne twarze
o nieprzeniknionym wyrazie pod stalowymi he�mami z literami SS. Dalej, ko�o stajni, mur ocieka� krwi� i ma�y jej strumyczek p�yn�� do �cieku.
i i
- Sta� tam dobrowolnie, zdrajco jeden! - wrzasn��
Hauptsturmfiihrer, machaj�c p�ikiem papier�w. - Albo
zabijemy ci� na miejscu1.
Genera� poczu� uderzenie w twarz, d�uga rysa, z kt�rej krew sp�ywa�a na z�oty naramiennik, przeci�a my twarz. Zrozumia�, �e to koniec, koniec marzenia o pa�stwie socjalistycznym i sprawiedliwym. Zrozumia�, �e esesmani, Heydrich, Goering, wzi�li g�r�, wi�c z r�kami skrzy�owanymi na piersi, bardzo spokojny, stan�� wyprostowany pod zakrwawionym murem.
Silnik ci�ar�wki zarycza�. Genera� bez l�ku i nienawi�ci wpatrywa� si� w wyloty luf esesma�skich karabin�w. By� m�czennikiem, bohaterem pa�stwa socjalistycznego o kt�rym �ni�. Paul Hatzke u�miechn�� si� do swej �mierci i z ca�ej si�y zawo�a�: - Niech �yj� Niemcy, niech �yje Adolf Hitler! - i pad� bezw�adnie na piasek.
Nast�pny oficer SA czeka� na swoj� kolej. Rze� trwa�a przez ca�y dzie� i prawie ca�� noc.
- Zabijajcie ich natychmiast po identyfikacji!
- krzykn�� Eicke gdy mu powiedziano, �e jeden z jego
starych kumpli chcia� si� z nim widzie�.
Ta orgia mord�w trwa�a w ca�ych Niemczech przez prawie tydzie�, a masakry z 30 czerwca walnie przyczyni�y si� do umocnienia w�adzy Himmlera, Heydricha i Eickego. Himmler, niegdy� nikomu nieznany, drobny biurokrata, pr�ny jak paw; Heydrich, zdegradowany oficer i Teodor Eicke, alzacki karczmarz.
W kilka dni p�niej �o�nierze pluton�w egzekucyjnych i wszyscy oficerowie z wyj�tkiem czterech zostali wykluczeni z SS, W sumie 6 000 ludzi. Zlikn 3 500 z nich pod r�nymi pretekstu i cem roku. By� to pomys� Eickego, kt�ry wielce ro szy� Goeringa. Ci, kt�rzy prze�yli, poszli gni� dv
i�
Borgemoor. Ale minister Propagandy Goebbels og�osi�, �e wszyscy ci ludzie zgin�li w walce z buntem SA, a Rudolf Hess uczci� ich jako m�czennik�w.
- To tak w�a�nie pisze si� histori� - stwierdzi� weso�o Eicke, stukaj�c si� kieliszkiem z Goeringiem w jego kwaterze g��wnej przy Leipziger Platz.
Plan tej rzezi zosta� uzgodniony 24 czerwca z genera�em armii Waltherem von Reichenau, cz�onkiem Naczelnego Dow�dztwa Reichswehry. Goering i Heyd�ch usilnie nalegali, by Armia bra�a w tym udzia�, a genera�owie przy��czyli si� do SS. Natomiast Hitler, kt�ry wiedzia� o wszystkim, uda� si� na ten dzie� do Essen, na �lub Gauleitera Terbouena. Godzina masakry wybi�a w samym �rodku obchod�w weselnych.
Rozdzia� 1
Partyzant
Przed nami mo�na by�o odgadn�� zarysy Stalingradu. Wyszli�my wi�c z czo�gu, by popatrze� na unosz�c� sie nad miastem olbrzymi� chmur� dymu. P�on�o, jak m�wiono, od sierpnia, od pierwszych bombardowa� lotnictwa niemieckiego.
Ale w rzeczywisto�ci mogli�my dostrzec tylko srebrn� wst�g� Wo�gi, odbijaj�c� promienie jesiennego s�o�ca. Za sob� mieli�my wyczerpuj�cy marsz i zaciek�e walki.
Od czterech miesi�cy mieszkali�my wewn�trz czo�gu. Tam jedli�my i spali�my. Zatrzymywali�my si� tylko dla nabrania paliwa i amunicji, gdy dociera�y do nas opancerzone ci�ar�wki z zaopatrzeniem. Nerwy nie wytrzymywa�y, k��cili�my si� o byle co: Ma�y chcia� rozwali� �eb Heidemu z powodu kawa�ka chleba, a poniewa� wzi�li�my stron� Ma�ego, Heide musia� przez sto kilometr�w wisie� przywi�zany do tylnego wej�cia. Dopiero gdy na�yka� si� do syta tlenku w�gla i pad� zemdlony, wci�gn�li�my go do �rodka.
Przez ca�y dzie� czo�g posuwa� si� ku Wo�dze. O zachodzie s�o�ca dostrzegli�my inny czo�g, unieruchomiony na skraju lasu. Jego dow�dca siedzia� pal�c na wie�yczce i wsz�dzie panowa� tak cudowny spok�j, jakby�my byli na wielkich manewrach.
17
wMewasi;
- Nareszcie! - mrukn�� Stary z ulg�. - Ot�
i mamy towarzystwo. Ba�em si�, �e zab��dzi�em, te
rosyjskie mapy s� nieprawdopodobne.
Uszcz�liwiony Porta zatrzyma� si� o kilka metr�w od czo�gu, my za� otworzyli�my wszystkie w�azy, aby odetchn�� rze�kim, jesiennym powietrzem, ocieraj�c spocone i zakurzone twarze.
- Wszystko w porz�dku? - zawo�a� Stary. - Jesz
cze troch�, a min�liby�my si�! Gdzie jest dow�dca
kompanii?
Ale w chwili, gdy got�w by� skoczy� na ziemi�, dow�dca tamtego czo�gu wskoczy� do w�azu, zatrzaskuj�c klap�.
- To Iwan! - wrzasn�� Stary. - Na stanowiska
bojowe!
Zanim radziecki czo�g zdo�a� wycelowa� armat�, kumulacyjny granat podkalibrowy rozwali� mu wie�yczk�, kt�ra wybuch�a jak wulkan ognia.
Objechali�my to miejsce wielkim �ukiem i nagle, o kilka metr�w przed nami, pojawi�o si� dziewi�� stoj�cych nieruchomi T 34, kt�rych armaty wycelowane by�y wzd�u� drogi naszego przybycia. Za p�no, by wrzuci� wsteczny bieg! Ale Rosjanie nas nie zauwa�yli i oni te� cieszyli si� spokojem wieczoru.
Ujrzawszy w peryskopie dziewi�� potwor�w Porta mimo woli zahamowa�, ale Stary pozosta� oboj�tny. Wystawi� g�ow� przez w�az, a z daleka jego he�m m�g� si� zdawa� podobny do rosyjskiego.
- Pe�ny gaz naprz�d! - szepn�� do mikrofonu
interkomu. - Jedyny ratunek, to ich omin��.
Porta zaszar�owa� jak szalony. Pierwszy z brzegu idiota us�ysza�by r�nic� warkotu silnika, ale Rosjanie nie wykazywali �adnych oznak podejrze-
li
nia. Machali do nas przyjacielsko, na co Stary weso�o odpowiada�; min�li�my ich, a w godzin� p�niej po dw�ch stronach drogi ukaza�y si� domy. Na stacji sta� poci�g towarowy, wypuszczaj�c z gwizdem par�; obok ca�a wataha czo�g�w i roi�o si� od �o�nierzy, ale skry�y nas ciemno�ci i nikt nic nam nie powiedzia�. By� te� sztab w pe�ni aktywno�ci. Odgoni� nas �andarm, by zrobi� przej�cie dla opancerzonego wozu jakiej� wysokiej szychy.
- Dawajl I to ju�! - zawo�a�, wymachuj�c pa�k�.
Przez kawa�ek drogi jechali�my za stalinowskimi czo�gami. Na jednym ze skrzy�owa�, chronionym przez dzia�a przeciwpancerne, skierowano nas w stron� Stalingradu i przejechali�my przed kolumn� T 34, stoj�c� na poboczu drogi. Ich za�ogi spa�y za otwartymi pokrywami luk�w. Stary da� rozkaz otwarcia naszych, aby nie zwr�ci� na nas uwagi - �adna za�oga czo�gu nie podr�uje z zamkni�tymi tylnymi klapami. Batalion piechoty zajmowa� ca�� drog� i gdy przepychali�my si� naprz�d, run�� na nas deszcz przekle�stw. Kolejny objazd. Unikaj�c wje�d�ania do lasu dotarli�my na koniec do naszych pozycji.
W trzy dni p�niej znale�li�my si� nad brzegiem Wo�gi, o dwadzie�cia pi�� kilometr�w na p�noc od Stalingradu. Wszyscy tutaj zbiegali pospiesznie z wysokiego brzegu, by nape�ni� manierki �wie�� wod�. Ka�dy chcia� pierwszy napi� si� wody z Wo�gi, rzeki pi�ciokilometrowej szeroko�ci, po kt�rej pcha� si� holownik, ci�gn�c za sob� jak ogon wy�adowane barki. Nagle odzywa si� artyleria po�owa, tryskaj� gejzery wody, a nieszcz�sny holownik zygzakuje, by unikn�� trafienia. Nic z tego! Bior� go
10
w wid�y jeden pocisk z przodu, drugi z tylu, dwa trafiaj� w �rodek, a holownik prze�amuje si� na dwoje i tonie. Nast�pnie nadesz�a kolej barek, ko�ysz�cych si� w nurcie rzeki. W dziesi�� minut p�niej na powierzchni Wo�gi nic ju� nie by�o wida�.
Stalingrad p�onie. Dusz�cy od�r po�aru dolatuje a� do nas, wywo�uj�c md�o�ci. Powietrze pe�ne jest sadzy i popio�u; ten straszliwy smr�d lepi si� do sk�ry, do ubra�, do wszystkiego... Cuchn�cy smr�d, kt�ry nie opu�ci nas jeszcze przed d�ugie miesi�ce po bitwie.
Widzieli�my wiele p�on�cych miast, ale �aden od�r nigdy nie by� podobny do tamtego; �aden kombatant spod Stalingradu do ko�ca �ycia nie zapomni smrodu tego umieraj�cego miasta, kt�ry w niezrozumia�y spos�b r�wnocze�nie nas przyci�ga� i odpycha�.
Kompania okopa�a si� naprzeciw kurhanu Ma-maja, gdzie ca�y sztab radziecki broni� si� w starych jaskiniach. Noc� nasze miotacze min ry�y pag�rki, a gdy pociski pada�y zbyt kr�tko, podmuch tych straszliwych bomb prawie wyrzuca� nas z okop�w. Krycie si� w jamach przed takim ostrza�em musi by� przera�liwym prze�yciem. Czo�gi zaatakowa�y, ale bez powodzenia. Po tym w�ciek�y ostrza� zosta� wznowiony. Nast�pnie dokona�a natarcia 14. Dywizja Pancerna, toruj�c sobie drog� a� do grot, kt�re zosta�y oczyszczone miotaczami ognia, a nast�pnie bia�� broni�. Niewyobra�alna krwawa �a�nia! Komisarz polityczny z odznakami majora zostaje zlikwidowany przez oddzia� zbieraj�cy je�c�w, podobnie robi si� z cz�onkami Komsomo�u. Mo�na zgodnie z prawd� powiedzie�, �e w tej masakrze
je�c�w nawet esesmani nie dzia�ali z w�asnej woli. Wype�niali rozkaz Naczelnego Dow�dztwa Wehrmachtu, datuj�cy si� z roku 1942, jeden z owych niezliczonych idiotyzm�w, kt�re zach�ci�y Rosjan, by si� bili do ostatniej kropli krwi.
Lato mia�o si� ku ko�cowi, deszcz la� jak z cebra, wszystko zmienia�o si� w bagna, b�oto lepi�o si� do but�w. Trzy tygodnie nieustannego deszczu. Wszystko �mierdzia�o ple�ni�, sk�rzane oporz�dzenie i nasze w�asne sk�ry, pomimo jakiego� proszku, rozdawanego przez sanitariuszy i nies�u��cego do niczego. Zacz�li�my �a�owa� d�awi�cego letniego kurzu.
Po deszczu nast�pi�o zimno, z pierwszymi nocnymi przymrozkami, ale nadal obowi�zywa� zakaz wk�adania p�aszczy, zreszt� wielu w og�le ich nie mia�o. Wyrzucili je gdzie� na stepie, gdy temperatura wynosi�a 40 stopni w cieniu. Zimowa, futrzana odzie� mia�a jakoby nadej��, ale wcze�niej nadesz�y nowe oddzia�y.
D�ugie poci�gi z rezerwistami i z rekrutami o twarzach go�ow�s�w, kt�rzy z nierozwag� przera�liwie heroiczn� rzucali sie na nieprzyjacielskie karabiny maszynowe. Rze�, i jak�e niepotrzebna! Wi�kszo�� z nich zapl�ta�a si� w druty kolczaste podczas pierwszego natarcia, a my s�yszeli�my ich jak umieraj�. Wysy�ano ich bezpo�rednio z koszar a� do Stalingradu, bez �adnego do�wiadczenia wojennego, napchanych tylko k�amstwami propagandy.
Pierwszy ostrza� artyleryjski z�ama� im dusze i maszerowali z b��dnym wzrokiem wprost na rosyjsk� bro� automatyczn�. Mg�a wstaj�ca znad Wo�gi otula�a tych umieraj�cych lodowatym ca�unem.
T,
Te siedemnastoletnie dzieci nawet nie p�aka�y, dzieci, kt�re zmuszono do zg�oszenia si� na ochotnika. Niemiec nie p�acze, to tch�rzostwo. Wielu z nich, ze zmia�d�onymi p�ucami, umiera�o powoli z uduszenia. Uda�o nam si� przyprowadzi� z powrotem kilku, ale jak�e to by�o trudne! �lizgali�my si� na kawa�kach cia� i na trupach pokrytych glin�, ale gdy nieprzyjaciel nas us�ysza�, jakim �atwym celem byli�my! Niedawno siedmiu naszych zosta�o w ten spos�b zabitych. Obiecywano nam jeden dzie� urlopu za ka�dych dwudziestu przyprowadzonych rekrut�w. By�o to kusz�ce, ale trzeba by�o zrezygnowa� z akcji ratowniczych, kt�re przynosi�y zbyt wysokie straty w�r�d do�wiadczonych kombatant�w.
Zaciska� si� pier�cie� wok� Stalingradu, gdzie mia�y si� znajdowa� trzy armie rosyjskie. �Najwi�ksze od wiek�w zwyci�stwo" - zapewnia�a propaganda, ale zwyci�stw mieli�my po gard�o! Dosy� zwyci�stw! Niech sko�czy si� wojna i to wszystko! Tylko Unteroffizier Julius Heide, fanatyk, by� szcz�liwy.
- Dobra robota, nie ma co gada�. Teraz tylko
we�mie si� ten kawa�ek rzeki i w drog� na Mo
skw�!
Irytowa� nas.
Dow�dztwo w�oskiej 8. Armii za��da�o od niemieckiego Oberkommando Wehrmacht, by da� im pierwszym wkroczy� do Stalingradu. Flaga w�oska mia�a powiewa� nad fabryk� Krasnyj Oktiabr. Ale oto W�osi pok��cili si� z Rumunami, kt�rzy te� chcieli by� pierwsi.
- A niech ktokolwiek we�mie to kurewskie mia
sto! - za�artowa� Porta - pod warunkiem, �e ja b�d�
97
z ty�u. Ale dziwi mnie, �e makaroniarze nagle stali si� odwa�ni! Nigdy nie lubili miejsc, gdzie si� strzela!
W okolicy zacz�o si� wi�c roi� od W�och�w i od Rumun�w. Siedz�c w naszych okopach, przygl�dali�my si� d�ugim kolumnom ich �o�nierzy, maszeruj�cych ze �piewem na ustach, szczeg�lnie bersalie-rom i ich dziwnym, podskakuj�cym krokom. Ma�y przez par� metr�w bieg� obok nich, ale nie zdo�a� tego na�ladowa�. Trzeba ca�ych lat treningu, by pr�by si� uda�y. Natomiast Rumuni szli boso i z go�ymi �ydkami, a buty mieli zawieszone na sznurkach na plecach. Twierdzono, �e nienawidz� obuwia, jednak w zamian za nie dostawali�my wielkie kie�basy baranie.
Pewnego dnia, w oczekiwaniu na upadek Stalingradu, dano nam zadanie daleko za liniami radzieckimi. Sz�o o wysadzenie w powietrze bardzo wa�nego mostu, przez kt�ry dzie� i noc sz�o zaopatrzenie dla Rosjan. Ale uprzedzono nas, �e zanim tam dotrzemy, b�dziemy musieli przej�� przez olbrzymie bagno.
Bagno to przede wszystkim co� okropnego. Do tego ka�dy z nas, pr�cz swego zwyk�ego wyposa�enia, mia� nie�� na piersiach nie daj�cy odetchn��, pojemnik z trzydziestoma kilogramami dynamitu. We dnie ukrywali�my si� w g�stych zaro�lach, w nocy trzeba by�o maszerowa�. Ju� drugiego dnia ukaza�o si� bagno, w kt�re zapadali�my si� a� po kolana. Nic zdradliwszego ni� te rosyjskie bagni-ska, �mier� czyha na was pod zieleni�; ogromne �aby rechoc� z�owieszczo. Nagle jedna z nich skoczy�a przed nas i zacz�a nam sie przypatrywa� o�-
brzymimi oczami; by�o to tak zdumiewaj�ce, �e Gregorowi pu�ci�y nerwy i cisn�� w ni� granatem, kt�rego wybuch odbi� si� echem w ca�ym lesie. Natychmiast rozleg�y si� krzyki, gro�ny warkot silnika, zgrzyt g�sienic... Przera�eni padli�my plackiem na ziemi�.
- Iwan nas odkry� - szepn�� Porta.
- Uciekajmy! - proponuje Gregor.
Ale dok�d ucieka�? Wok� nas bagno zdradliwe i bezdenne, przed nami Rosjanie, kt�rych krzyki stawa�y si� coraz g�o�niejsze.
Mi�dzy drzewami ukaza� si� z�owrogi, oliwko-wozielony nos T 34. Z nastawion� armat� omin�� nas i skierowa� luf� w stron� bagniska. Trzy pociski... G�sienice zaskrzypia�y i czo�g wspi�� si� na stromy brzeg. Ale nagle wida� by�o, jak grz�nie, jak wyrywa si� z b�ota, �lizga si�, chwieje... W�r�d bulgotu b�ota czo�g znika w bezdennym bagnie.
Natychmiast pojawiaj� si� ogarni�ci panik� grenadierzy. W jaki spos�b ten czo�g m�g� ot tak sobie znikn��? Pistolet maszynowy Barcelony zmiata obce sylwetki. Niepokoj�ca cisza. Co robi�? Trzeba ucieka�, zanim otrz�sn� si� ci, kt�rzy prze�yli. Oto pojawia si� jeden! Sier�ant sztabowy zjawia si� na szczycie stromizny i ostro�nie rozgl�da. Za nim inni, roi si� od zielonych he�m�w. Deszcz granat�w r�cznych, woda i b�oto oblewaj� nas ze wszystkich stron.
- Dawaj, dawaj! - krzyczy sier�ant sztabowy,
ca�kiem niewysoki cz�owieczek z pa��kowatymi
nogami w za du�ych butach. - Dawaj!
- Ognia! - komenderuje Stary.
Pierwszym kt�ry pada jest sier�ant z pa��kowatymi nogami. Pozostali wal� si� na ziemi� i bagni-
t�
sko ogarnia cisza. �adnego d�wi�ku. Przez ca�� godzin� czekamy rozp�aszczeni, nieruchomi i nagle ponowny ha�as g�sienic... Czo�g wdrapuje si� na skarp�, robi to powoli, wida� g�rn� cz�� wie�yczki kt�ra z wolna si� obraca, wielki wylot miotacza ognia obni�a si�. Mi�dzy drzewa si�ga d�ugi j�zyk czerwonego ognia. Gor�co jest nie do zniesienia. Oczywi�cie Rosjanie my�l�, �e nadal jeste�my w tym samym miejscu, kt�re zmienia si� w morze p�omieni.
Wie�yczka si� obraca, ogie� zalewa b�ocko. Wszystko p�onie. Po raz trzeci z tej pot�pie�czej rury wylatuje piek�o. Rozp�aszczamy si� w b�ocie. Je�li miotacz ognia wyceluje w nasz� stron�, jeste�my trupami.
Ale spod klapy w�azu wynurza si� br�zowy he�m czo�gisty i okopcona twarz uwa�nie obserwuje okolic�. Porta unosi sw�j miotacz ognia. Zapiera nam dech. Je�li chybi, niech B�g si� nad nami zmi�uje! Rysy twarzy ma �ci�gnie, nie czas na �arty; celuje starannie... Trzy wytryski i p�on�ca ciecz wlewa si� do otwartej wie�yczki! Powietrze rozdzieraj� trzy straszliwe eksplozje, daleko odrzucaj�c strz�py stali i martwe cia�a... Tym razem to ju� koniec.
Idziemy dalej. Teraz Porta kroczy na czele, prowadzi po podwodnej �cie�ce z powi�zanych ze sob� pniach drzew, le��cych p� metra poni�ej b�otnistej powierzchni. Cz�owiek mo�e po nich przej��, ale to niebezpieczne! W razie ze�lizgni�cia si� to ju� koniec, bagno nigdy nie wypuszcza swej zdobyczy. Do tego wiemy z do�wiadczenia, �e na takiej �cie�ce roi si� od pu�apek, najwymy�lniejszych pu�apek. Odsu� na bok ga��zk�, a grunt zapadnie ci si� pod
nogami; podnie� ga��zk�, a wpadniesz na powi�zane w p�k bagnety. Z drzewa zwisa niewinne pn�cze, wystarczy je dotkn��, a salwa strza�ek zabija ca�� kolumn�.
Porta posuwa si� z wycelowanym miotaczem ognia. Zatrzymuje si� co krok... rozgl�da si�... nast�pny krok mo�e okaza� si� �miertelny. Przechodz�c, nie dotykamy �adnej ro�liny; w jednym z miejsc trzeba by�o przej�� jak po r�wnowa�ni po pniu, by unikn�� bagnet�w ukrytych w jakim� gnij�cym ciele; zwyk�e zadrapanie i ju� t�ec. Dochodzimy do je�a, na kt�rego widok prawie umieramy ze strachu. Bywa, �e te zwierz�tka przywi�zane s� do pu�apek.
Za Porta idzie Ma�y, z luf� rewolweru wycelowan� do g�ry przeciw strzelcom ukrytym na drzewach. Je�li podejrzewa si� obecno�� strzelca, trzeba samemu wystrzeli� pierwszy, a trudno ich zauwa�y�. W zakresie kamufla�u nikt Rosjanom nie dorasta do pi�t: dwadzie�cia cztery godziny bez ruchu w koronie drzewa, Sybirak to potrafi, widywali�my to. Nawet ptaki si� nabieraj�. Cz�owiek staje si� cz�ci� drzewa, a one siadaj� na nim.
Nagle, bez ostrze�enia, Porta k�adzie si� do wody. Tylko g�owa z niej wystaje. Na jego znak bierzemy do ust rurki do oddychania, czapki maskuj�ce zapewniaj� nam prawie niewidzialno�� na powierzchni wody. Up�ywa pi�� minut. Nic... Wobec tego powoli unosimy g�owy.
Zielony z ��tym ptaszek siedzi na spr�chnia�ej ga��zi. Dziwny ptaszek. Kiwa zielonym ogonem, pochyla g�ow�, gwi�d�e, mru�y oczy. Ten pi�kny ptak jest oczywi�cie niebezpieczny, on sygnalizuje.
Nasz instynkt drapie�nych bestii nas uprzedzi�: nieprzyjaciel jest tu�. Porta posuwa si� na kolanach, tylko nieznaczny ruch wody wskazuje jego obecno��. Pr�cz �piewu ptaka ani d�wi�ku, ale ptak kr�ci g�ow� jakby wiedzia�, �e Porta zbli�a si� pod wod�.
Ma�y Legionista trzyma sw�j n� w z�bach. Porta wynurza si�, rozgl�da i z wahaniem wyci�ga r�k� do ptaka. Dwa cienie rzucaj� si� na niego, ale szczekn�� pistolet maszynowy, a Legionista wbi� n� w plecy jednej z zielonych sylwetek. Raz jeszcze to koniec.
Ptaszek zrywa si� popiskuj�c, skrywa si� w�r�d krzak�w i przez pewien czas s�yszymy jego dziwny g�os.
- Co za okropno��! - mruczy Stary, kt�ry o ma�y
w�os przewr�ci�by si� o pie� drzewa.
- Uwa�aj, nieszcz�niku! - ryczy Legionista.
Nitki przywi�zane do jednej z ga��zi ��cz�
spr�chnia�y pie� z �adunkiem wybuchowym, ukrytym pod �cie�k�. Stary blednie jak �ciana.
- Uda�o ci si� - mruczy Legionista. - Ale co to za
�ycie!
Barcelona przewraca si� z przejmuj�cym krzykiem, r�ka Ma�ego wci�ga go na chwiej�ce si� zdradliwie deski. Wydaje si�, jakby ca�e bagno nas�uchiwa�o, nawet �aby zamilk�y. Tak, co za �ycie!
W kilka godzin p�niej. Chatka zbudowana z konar�w. S� tam trzej m�czy�ni i dwie kobiety, ubrani w odra�aj�ce stroje bagiennych partyzant�w. Zielone maski podnie�li na g�owy, kr��y w�dka i s� tak pijani, �e nawet nie us�yszeli, jak si� zbli�amy.
Poduszeni bez ha�asu naszymi stalowymi garo-tami partyzanci zostaj� wrzuceni do bagna. Ale w chatce s� te� skrzynki! Amunicja, bro�, w�dka i suszone ryby. C� za uczta, te rosyjskie, suszone ryby!
Noc sp�dzamy w chacie na odpoczynku i piciu w�dki. A nazajutrz docieramy do mostu. Jest kolosalny, wi�kszy i wy�szy ni� jakikolwiek widziany przez nas.
Na jego samym �rodku, w budce, po�o�ywszy pistolet automatyczny na balustradzie czuwa wartownik pal�c papierosa. Most okryty jest siatk� maskuj�c�. W�a�nie wtacza si� na niego d�uga kolumna ci�ar�wek, za ni� kompania T 34. Wartownik staje w �ci�le regulaminowej postawie ko�o przeje�d�aj�cych oddzia��w, a po tym gdy tylko znikaj�, przyjmuje zn�w sw� leniw� pozycj�. Podobnie jak nam wszystkim, temu cz�owiekowi s� zupe�nie oboj�tne losy tocz�cej si� wojny, pewnie marzy o swojej wiosce. Z daleka dolatuje nas zapach machorki, owego rosyjskiego tytoniu. Wartownik jest cz�owiekiem niem�odym, nosi ogromne, smutne w�sy, kt�rych ko�ce zwisaj� na chi�sk� mod��. W k�cie ust trzyma �le zwini�tego papierosa, ubrany jest w zielon�, letni� bluz�, na g�owie ma futrzan� czapk�. Dziwne umundurowanie!
- Im tak�e musi brakowa� zimowych mundur�w - m�wi Ma�y. - Zupe�nie jak u nas. Je�li otrzymuje si� futrzan� czapk�, trzeba si� zadowoli� letni� bluz�, a je�li ma si� zimowy p�aszcz, sam sie postaraj o przykrywk� �ba!
By za�o�y� �adunki wybuchowe trzeba w�lizgn�� si� pod most. Legionista wspina si� jak ma�pa
po betonowych filarach. Gregor i Heide ci�gn� przewody. Ma�y i Porta k��c� si�, kt�ry z nich naci�nie detonator.
Nowa kolumna ci�ar�wek przetacza si� mostem, ale przed ni� jedzie d�ip z czerwon� chor�giewk�. To wozy amunicyjne.
- Gdyby�my tylko byli gotowi! - wzdycha Porta.
- Jakie� ognie sztuczne!
- Bez g�upstw! - karci go Stary. - Podmuch wy
s�a�by nas do piek�a wraz z nimi.
O �wicie wszystko by�o gotowe, i oto pojawia si� nowa kolumna.
- Wysadz� ich w powietrze w samym �rodku
- chichocze, zacieraj�c r�ce, Ma�y.
- Nie ma mowy. P�ac� nam za wysadzenie mo
stu i za nic wi�cej. Gotowi do wysadzania? - pyta
Stary, gdy tylko kolumna znik�a. - No to ognia!
Wszyscy k�adziemy si� plackiem za ska�ami. Sp�nialskich rzuca na ziemie dmuchni�cie olbrzyma. Ale co...? Ale co...? Przecieramy oczy. Filary oczywi�cie znik�y, stalowa konstrukcja ulotni�a si�, tylko betonowa nawierzchnia w jednym kawa�ku zanurzy�a sie pod powierzchni� wody. Nawierzchnia pop�ka�a, ale nic nie przeszkodzi przejecha� tamt�dy pojazdom! Stworzyli�my najsolidniejszy na �wiecie most... �aden lotnik go teraz nie wypatrzy!
Teraz ogarn�� nas szale�czy �miech. Przebiegli�my rzek� po mo�cie i w samym jego �rodku woda si�ga�a nam ledwie do kolan.
- Nie da si� tu nawet pop�ywa�! - wybuchn�� �miechem Gregor.
- Do�� - rzek� Stary - i dajemy nog�. Za pi�� minut b�dzie koniec ze �miechem.
-
I oto zn�w jeste�my w lesie. �cie�ki, strumienie i zawsze, zawsze las. Bez w�tpienia zab��dzili�my. Nagle drwal! Stary cz�owiek, r�bi�cy drzewo przed sw� chat�.
- Zdrawstwuj, towariszcz - m�wi Porta z uprzejm�
min�.
Zaskoczony drwal podnosi g�ow�. Jest stary, jak�e stary. Ma niezwykle niebieskie oczy, zapadni�te pod g�stymi brwiami. Upu�ciwszy siekier� spogl�da na nas ciekawie, a po tym najnaturalniej w �wiecie zwraca si� do Porty.
- Ach, to ty! Gdzie u diab�a podziewa�e� si� tak d�ugo?
- By�em na wojnie - odpowiada tym samym tonem Porta. - Niemcy wr�cili, nie wiedzia�e�?
- Tak? No to trzeba ich wyrzuci� - m�wi stary drwal, roz�upuj�c na dwoje kawa� drewna. - A jak si� ma twoja matka? - pyta, patrz�c na Porte.
- Dzi�kuj�, stara ma si� dobrze.
- Dobra. Zabi�e� wielu Niemc�w?
- Zapewne troch� - odpowiada skromnie Porta, podaj�c staremu machork�.
- �o�nierski tyto� - orzeka uroczy�cie drwal,
wracaj�c do swej roboty i wi�cej si� nami nie zajmu
j�c.
Znikamy w�r�d sosen i d�ugo jeszcze dobiegaj� do naszych uszu odg�osy uderze� siekiery. Od tak dawna kr�cili�my si� w k�ko, �e nagle znale�li�my si� zn�w przed s�awetnym mostem.
W�wczas Stary zdecydowa�, �e p�jdziemy z biegiem rzeki, pomimo ryzyka, �e wpadniemy na oddzia�y rosyjskie. Mia� racj�. W dwa dni p�niej wr�cili�my na linie niemieckie, a Stary zameldo-
wa�: - Zadanie wykonane - nie wchodz�c w szczeg�y.
By�o coraz zimniej, zaczyna�a sie zima. Pewnej nocy nadlecia�a pierwsza burza �nie�na. A poniewa� nie mieli�my p�aszczy zimowych, powsadzali-�my pod mundury papier. Nikt ju� nie wierzy� w �Wielkie Zwyci�stwo Stalingradzkie". Poci�gi z wojskiem ju� nie przybywa�y, zaopatrzenie zrzucano na spadochronach, kr��y�y przera�aj�ce plotki; m�wiono, �e mamy Rosjan z ty�u za nami, zmniejszono racje �ywno�ciowe i otrzymali�my rozkaz, by nie marnowa� amunicji.
Co za zimno! Co za zimno! M�wiono ju� o odmro�onych ko�czynach, niekt�rych naumy�lnie. Dw�ch facet�w z naszej kompanii w�o�y�o na noc mokre skarpetki i zosta�o rozstrzelanych w Tatarskim Lesie.
iiiiiiti
HIEftiSi
Standartenfiihrer SS z wyra�na przyjemno�ci� rzuci� na st� przed Sturmabannfiihrerem SS Lippertem �ci�le tajny telegram.
- Godzina wybi�a, Michel. Rozkaz, by sko�czy� ze
zdrajcami! Likwiduje si� tych �wintuch�w z Armii!
Wielki samoch�d porsche z proporczykiem Eickego opu�ci� Dachau, by skierowa� si� do Monachium; Eicke i Lippert siedzieli rozwaleni na tylnym siedzeniu. Po drodze zabrali Hauptsturmfiihrera Schmaussera. Trzej oficerowie SS przybyli o 15.00 do gabinetu Kocha, dyrektora wi�zienia centralnego i rozkazali, by im wydano szefa sztabu, Roehma..
Koch kategorycznie odm�wi�, prosz�c, by trzej esesmani, do tego p�pijani, natychmiast znikn�li, pod gro�b�, �e sami zostan� aresztowani. Uderzy� w biurko pi�ci� tak mocno, �e ka�amarz podskoczy�, po czym chwyci� telefon i za��da� po��czenia z Ministrem Sprawiedliwo�ci. Minister ze swej strony odmawia wydania szefa sztabu i zabrania wpuszczenia Eickego i jego bandy do wi�zienia. Wtedy mo�na by�o ujrze� Eickego jak wyrywa telefon z r�k zdumionego dyrektora wi�zienia.
- Jestem tutaj na rozkaz Fuhrera! - ryczy do mikro
fonu - i spieszy mi si�! Nie mam czasu, by op�ni� mnie
idiotyczny regulamin, bo je�li nie, uprzedzam pana, �e
w Dachau s� wolne miejsca!
Poblad�y dyrektor wi�zienia s�ucha� wyj�kanej odpowiedzi Ministra Sprawiedliwo�ci. Dr��c� r�k� od�o�y�
o
s�uchawk�, wezwa� stra�nika i poleci� wpu�ci� Eickego i jego akolit�w.
Cela 474. Na drewniane �awce siedzi wi�zie�, szef sztabu SA Ernst Roehm z nagim torsem zlanym potem. Eicke u�miecha si� do niego mi�o i jak weso�y kolega �ciska r�k� szefa sztabu.
- Jak si� czujesz, Ernst?
- Tle - odpowiada Rohm ze zm�czonym u�mie
chem.
Eicke siada obok niego i palcem pokazuje ma�e okienko, przez kt�re wida� b��kit lipcowego nieba. Upa� by� ogromny.
- Pi�kna pogoda, Ernst. Dziewcz�ta spaceruj� bez
majteczek pod sukienkami, a kiedy schodz� do piwnicy
Olego, wzrok si�ga a� do si�dmego nieba! Do tego on
podni�s� ceny. Co by� powiedzia� na p� godziny w fote
lu pod schodami piwnicy Olego? To wspania�e widowi
sko.
Rohm potrz�sn�� g�ow� i otar� czo�o brudn� chusteczk�.
- Przyszed�e� po mnie, Teo? Naprawd� nie rozu
miem, czemu jestem w wi�zieniu! Fuhrer musia� o tym
wiedzie�. Stra�nicy m�wi� o buncie, wi�c o co tu cho
dzi? Nic z tego nie rozumiem. Czy ta przekl�ta Armia
narobi�a g�upstw?
Eicke wzruszy� ramionami. Zdj�� sw� czarn� czapk� z trupi� g��wk�, osuszy� wn�trze chustk� i zn�w wsadzi� sobie na g�ow� tak daleko do ty�u, jak tylko si� da�o. Trupia g�owa patrzy�a w sufit.
- Ernst, m�j stary, wszystko to razem, to g�wno!
Przychodz� od Fuhrera i pr: ci co� od niego.
- Wyci�gn�� reiuo�wer i po�o�y� go mi�dzy nimi dwoma
na drewnianej �awce. - Fuhrer zawsze jest dobry, uwa-
T4
�asz, gdy z towarzyszem jest �le. Daje ci szans�, Ernst, i tak sko�czy si� z t� histori�. Wszystko pu�ci si� w niepami��.
Rohm wpatrywa� si� niczego nie rozumiej�c, w czarny, b�yszcz�cy od o�eju rewolwer. Kawa� bezlitosnego �elaza.
- Ale� to szale�stwo, Teo! Znasz mnie! Wiesz, �e jestem najwierniejszy z wiernych. Postawi�em Parti� ponad wszystko, po�wieci�em jej moj� �on�, moje dzieci... Czy� nie uratowa�em Fuhrera dwa razy, gdy rewolucja mia�a nas zmia�d�y�? Pami�tasz t� noc w Sztutgarcie? To by�a kwestia sekund... Wollweber i jego komuni�ci triumfowali i to ja uratowa�em Fuhrera! Ty uciek�e� wraz z innymi dow�dcami dru�yn!
- Pos�uchaj, Ernst, to wszystko przesz�o��. By� mo�e na chwil� opu�ci� ci� rozum, gdy wyci�gn��e� r�k� po Armi� i to wszystko, nic wi�cej nie wiem. Na nieszcz�cie zosta�e� wykluczony z Partii, przykro mi za ciebie z tego powodu, m�j biedny stary!
Wsta� i wyprostowa� sw�j pendent.
- Poczekam na zewn�trz. Nie utrudniaj sprawy sta
remu towarzyszowi i pospiesz si� z tym sko�czy�.
A zreszt� popatrz!
Wyci�gn�� z kieszeni egzemplarz �Voelkischer Be-obachter" i poda� go Rohmowi. Na pierwszej stronie ogromnymi literami napisano: �Szef sztabu Rohm aresztowany. Totalna czystka w SA na rozkaz Fuhrera. Wszyscy zdrajcy musz� umrze�".
- Ale�, czy wy�cie po prostu zwariowali? To morderstwo!
- Wszelka polityka to k�amstwo, Ernst, po prostu nie mia�e� szcz�cia i to wszystko. Kto wie? By� mo�e jutro b�dzie moja kolej.
34
Eicke zawr�ci� na pi�cie i wyszed� na korytarz, do��czaj�c do dw�ch oficer�w SS, rozmawiaj�cych o widokach, jakie umo�liwia piwnica Olego. Min�� kwadrans, ale nie us�yszano �adnego ha�asu. Eicke straci� cierpliwo��, wyci�gn�� sw�j rewolwer i kopni�ciem otworzy� drzwi do celi. Rohm nie ruszy� si� z miejsca. Nadal siedzia� na �awce obok rewolweru, kt�ry dal mu Eicke.
- Stabschef Ernst Rohm! Powsta�, baczno��!
�api�c z trudem oddech Rohm wsta� i stan�� pod
okienkiem, plecami do �ciany. Eicke podni�s� r�k� i z zimn� krwi� wycelowa� w p�nagiego wi�nia.
- M�j Fuhrerze! M�j Fuhrerze! - wyszepta� Rohm
zanim upad�.
Nie by� ca�kiem martwy i skr�ca� si� z b�lu na brudnej pod�odze celi. Jeszcze trzy miesi�ce temu jeden z najpot�niejszych ludzi w Niemczech, teraz krwawi�ce cia�o w ponurym wi�zieniu monachijskim. Eicke, z twarz� nieruchom� jak kamienna maska, kopn�� go brutalnie. Co odczuwa� celuj�c jeszcze raz do umieraj�cego kolegi? Nic, absolutnie nic. Dobi� go strza�em, od kt�rego rozpad�a si� czaszka.
Stabschef Ernst Rohm, najbli�szy przyjaciel Adolfa Hitlera, najpot�niejszy rywal Armii zosta� w taki spos�b zamordowany w wi�zieniu centralnym w Monachium dok�adnie o godzinie 18.00, 1 lipca 1934. W tej samej chwili w Poczdamie przygotowywano wielki bankiet, na kt�ry Hitler zaprosi� najlepsze towarzystwo Niemiec. �wi�to, jakiego nie widziano od czas�w panowania Wilhelma II. Wszyscy zaproszeni przybyli i cieszyli si� niezmiernie, �e iv Niemczech odrodzi� si� porz�dek, a rewolt� zgnieciono.
Rozdzia� 2
Sanie motorowe
Od kilku dni nasze �ycie na ty�ach sta�o si� nie do zniesienia. Co noc dwie godziny pracy w okopach, ale to dla starych brudas�w z pierwszej linii by�o �miechu warte. Natomiast trzeba przyzna�, �e dla nowych by�o okropno�ci�. My wiedzieli�my jak si� skry�, gdy teren omiata�y karabiny maszynowe. Nawet mo�dzierze nie robi�y na nas ju� wra�enia, bo s�yszeli�my ich granaty ju� w chwili, gdy wylatywa�y z luf, a Porta doszed� do tego, �e potrafi� przewidzie�, w kt�rym miejscu wybuchn�. To nies�ychane, do jakiego stopnia wojna potrafi nauczy� cz�owieka sprytu. Przez ca�� noc grali�my w karty, w dwadzie�cia jeden, a Porta wygrywa� dziewi�� razy na dziesi��. Dzia�o si� to w oborze, gdzie Porta odsiadywa� trzy dni aresztu �cis�ego, ale �atwo by�o tam wej��, pe�zn�c przez dziur� dla drobiu. Porte i Ma�ego przykuto �a�cuchami do ��ob�w, co by�o bezsensowne, bo po c� my�leliby o ucieczce? Jakie to cudowne odsiadywa� kar� pud�a! �adnej s�u�by, wypoczynek przez ca�y bo�y dzionek, kumple do gry w karty. Czy mo�na by�o mie� nadziej� na co� lepszego w tym pieskim �yciu? Ale dopiero od niedawna traktowano nas tak dobrze. Dawniej przywi�zywano cz�owieka do drzewa z r�kami zwi�zanymi na plecach. Dwana�cie godzin st�jki, trzy godziny odpoczynku i tak w k�ko przez osiem dni. Nawet Ma�y �le to znosi�.
"!,-.
Dwaj kole�kowie zostali skazani za pobicie pewnego kawalerzysty, ale niestety kara ko�czy�a si� jutro, co smuci�o Ma�ego.
- Trzeba by�o mu wla� znacznie mocniej, to by
kosztowa�o co najmniej trzy miesi�ce twierdzy!
Wielka szkoda!
Na zewn�trz s�ycha� kroki. Stary spogl�da przez ma�e, zakurzone okienko.
- Zmiana - zawiadamia nas. - Zobaczycie, teraz
b�d� �upa�.
Kiedy Stary m�wi, �e zacznie si� �upanina, nigdy si� nie myli. Tego rodzaju rzeczy potrafi zw�szy� z daleka. W tym czasie Ma�y oszukuje w grze pomimo wrzask�w Heidego. Olbrzym grozi, �e go zat�ucze, ale zapomina, �e jest przykuty za kostk� u nogi i wali si� na nos.
Wszyscy wrzeszcz� na siebie, karty lec� w powietrze, kto� kradnie pieni�dze korzystaj�c z mroku w oborze i w ko�cu awantura wygasa wraz z brz�kiem �a�cuch�w.
Poniewa� jestem najm�odszy, musz� p�j�� poszuka� kawy w kuchni polowej. By� najm�odszym to bardzo bolesne! Zawsze przydzielaj� nas do wszystkich rob�t. Cho� jestem podchor��ym, musz� galopowa� po kaw� dla ca�ej dru�yny do kuchni polowej, gdzie ruga mnie parzygnat, gruby Unteroff Wilkie, kt�ry nieznosi podchor��ych. Bywaj� takie dni, �e przeklinamy te dwa srebrne sznureczki na naszych naramiennikach. Wracaj�c nie mam szcz�cia. Potykam si� na jakim� niewybuchu i wal� si� pyskiem na ziemi�, wylewaj�c prawie ca�� kaw�. Oby tamci nie po�apali si�!
Z�udna nadzieja. Heide oskar�a mnie, �e j� wypi�em po drodze i wszyscy z w�ciek�o�ci� zn�w
mnie wysy�aj� do kuchni, gdzie parzygnat rzuca mi �y�k� w g�ow�. Musia�em przekupi� jego pomocnika, by nape�ni� mi garnek.
Nazajutrz rano koniec ze �miechem. Rozkaz przygotowania sa� motorowych: trzeba przewie�� na pierwsz� lini� nowy kontyngent.
Ale przedtem rozdaj� poczt� i jest tylko jeden list, dla Starego. Czytamy go wszyscy po kolei; pochodzi od �ony, kt�ra jest motorniczym tramwaju numer 12 w Berlinie.
�Drogi Willie,
Czemu piszesz tak rzadko? Od o�miu tygodni �adnych wiadomo�ci i tak bardzo si� niepokoimy! Codziennie dowiadujemy sie o �mierci kogo� znajomego; teraz w gazetach jest po pi�� stronic nekrolog�w, wi�c nerwy ju� nie wytrzymuj�, a w zesz�ym tygodniu mia�am wypadek... Zobacz�, czy nie uda mi si� zamieni� z konduktorem, prowadzenie tramwaju jest zbyt m�cz�ce, szczeg�lnie teraz, gdy musimy pracowa� po dwana�cie godzin, bo wsz�dzie brak r�k do pracy. M�czyzn ju� si� w og�le nie widzi; ci co zostali maj� kontakty pozwalaj�ce im unika� wszystkiego. Hans Hilmert zgin�� w Charkowie. Dwaj ludzie z Partii przyszli zawiadomi� o tym Ann�, kt�ra zemdla�a i zosta�a odwieziona do szpitala. Dzieci s� w przedszkolu, chocia� wi�kszo�� z nas z tej ulicy ch�tnie by si� nimi zaj�a, ale blokowy na to si� nie zgodzi�, bo teraz Partia decyduje o wszystkim. Nasz s�siad Socke zosta� ci�ko ranny w Grecji. Trud� zawiadomiono, �e gdy on lepiej si� poczuje, zostanie przewieziony do Berlina. Jochem dobrze pracuje, zosta� przeniesiony do innej szko�y, bo dawna zosta�a zbombardowana w zesz�ym tygodniu
i wiele dzieci zosta�o zabitych. Przez ca�� noc uprz�ta
no gruzy; wariowa�am z niepokoju, ale dzi�ki Bogu
dzieciak jest zdr�w i ca�y i teraz dzieci chodz� do szko
�y w Griinewaldzie. Musz� tylko wstawa� godzin�
wcze�niej by je odprowadzi�, a Gerda, Ilse i ja robimy
to na zmian�; po drodze s� trzy przesiadki, a one mog�
pomyli� stacj� na Schlesinger, a przecie� w tej chwili
r�nie si� zdarza. Dziewczyn�, kt�ra znik�a we wrze
�niu znaleziono w Tiergarten, ale ani �ladu jej morder
cy. Dali�my powi�kszy� i pokolorowa� twoj� fotogra
fi�, w ten spos�b wygl�da, jakby� by� w�r�d nas. Czy
szybko b�dziesz mia� urlop? Ju� od roku nie wracasz!
I gdzie si� znajdujesz? Du�o m�wi si� o Stalingradzie,
mam nadziej�, �e ci� tam nie ma, opowiadaj�, �e to jest
przera�aj�ce! Hohne z czwartego pi�tra przyjecha� na
urlop, ale po dw�ch dniach zosta� wezwany telegra
mem od swego pu�ku. W�a�nie mia� odjecha�, gdy
przyszli po niego �andarmi a jego narzeczona prawie
wariuje z niepokoju zastanawiaj�c si�, czy nie wda� si�
w jak�� paskudn� histori�. Nikt nie chcia� powiedzie�
o co chodzi, nawet w Komendanturze, gdzie sp�dzi�a
ca�y dzie� w oczekiwaniu. M�j Bo�e, jak ta wojna jest
okrutna! Znowu zmniejszyli racje; w zesz�ym tygo
dniu m�wiono, �e sprzedaj� bez kartek konin� na Ta-
iinzienstrasse, ale przyjecha�am za p�no; spr�buj� na
Moritz Platz; dzieciom tak bardzo potrzeba �wie�ego
mi�sa, a to pozwoli zaoszcz�dzi� kartki. Willie kocha
nie, b�agam ci�, dbaj o siebie! Co si� z nami stanie je�li
nie wr�cisz? Znowu syreny... Alarm! To Anglicy, oni
zawsze przylatuj� mi�dzy pi�t� i �sm�, ale na szcz�cie
mieli�my trzy dni spokoju. Napisz szybko, kochanie,
ca�ujemy ci� wszyscy. Liselotte
PS Nie niepok�j si� o nas, dajemy sobie rad�".
W chwili odjazdu by�o jeszcze ciemno. Lodowaty wiatr podrywa� �nieg, a niebo przyt�acza�o ziemi� jak ogromna, szara d�o�. W Jerzowce grzmia�a armata, ostrzeliwano Stalingrad. M�wiono, �e jedna dywizja rosyjska zosta�a otoczona na rynku, �e fabryka traktor�w w dzielnicy Barykady zosta�a zniszczona; opowiadano tak�e, �e rumu�ska 100. Dyzwizja Strzelc�w oraz ich 1. Dywizja Czo�g�w zosta�y unicestwione, ale czeg� jeszcze nie opowiadano! Niedawno rumu�ska 2. Dywizja Piechoty natkn�a si� na Rosjan i wi�kszo�� Rumun�w pad�a od niemieckich strza��w w plecy gdy zbiegali z wysokiego brzegu Wo�gi. Trupy zostawiono na miejscu by sterroryzowa� innych, a dow�dc� dywizji rumu�skiej powieszono g�ow� w d� przed fabryk� imienia Spartakusa. Jest tam nadal, ko�ysz�c si� na wietrze.
Przemarzni�ci, k��tliwi, wsiadamy do sa� motorowych. Trzeba by� na froncie z przewo�on� zmian� przed godzin� 11.00. Ci dranie s� tak punktualni, �e mo�na regulowa� zegarki co do minuty, a nawet je�li jedzie si� saniami bardzo szybko, trzeba czasu by min�� Selawnow i Serafimowicz. Przy najmniejszej nieuwadze wje�d�a si� wprost na rosyjskie pozycje. Zdarza�o sie ju�, �e sanie mkn�ce z szybko�ci� 120 kilometr�w na godzin� rozbija�y si� ca�kowicie, nie zdo�awszy unikn�� przejazdu za jednym zamachem przez linie niemieckie i rosyjskie.
- Wpychajcie si�, niedojdy! - krzykn�� Stary do przemarzni�tych i zmordowanych rekrut�w, wspinaj�cym si� do pancernych sa�.
Trzydziestu pi�ciu ludzi na jedne sanie. Ober-leutnant Wenk wchodzi do amunicyjnych. To jeden z naszych, prawdziwy oficer frontowy. Sanie amu-
tfl
nicyjne s� trzecie w kolumnie, na miejscu najmniej nara�onym na miny partyzant�w.
Porta bierze czo�owe. Ma instynkt kobry do unikania min zakopanych na drodze. Obok niego na przednim siedzeniu jest Ma�y, z karabinem maszynowym umocowanym przy przedniej szybie i stosem granat�w ze zdj�tymi zakr�tkami obok siebie. Barcelona i ja wsiadamy za Porta, maj�c karabin maszynowy wycelowany w niebo, bo w czasie transportu cz�sto si� zdarza, �e napadaj� na nas my�liwce radzieckie.
- Marsz! - komenderuje Oberleutnant Wenke.
-1 utrzymujcie odleg�o�� miedzy saniami.
Kolumna rusza, wprawiaj�c w dr�enie ca�� wie�, p�ozy skrzypi� na nier�wnym pod�o�u, ludzie trzymaj� si� bocznych pr�t�w. Porta prowadzi jak wariat. Trzytonowe sanie wlatuj� na pag�rek jak pocisk, na szczycie wzlatuj� w powietrze i zn�w opadaj� na drog�. Jeste�my ju� w po�owie drogi do nast�pnego pag�rka i trzymamy sie wszystkiego czego si� da w obawie przed zbli�aj�cym si� wstrz�sem.
- Trzymajcie si�, g�upole! - chichocze Porta, po
chylaj�c si� na kierownic�.
Sanie wylatuj� w powietrze i podskakuj� jeszcze raz, nim Porta odzyskuje panowanie nad pojazdem.
- To ostatni raz gdy wsiadam razem z tob�, chu
ju jeden! - wrzeszczy przera�ony Heide.
- Tym lepiej! - odwrzaskuje Porta, wypluwa
j�c haust w�dki, kt�ry wiatr znosi na twarz Heidemu.
Wydano nam dodatkowe racje w�dki, p� litra na g�ow�, ale Porta oczywi�cie przyw�aszczy� sobie potr�jn� racj�. Tyle r�nych rzeczy wie o ka�dym, �e wszyscy boj� si� go jak zarazy, a nasza dru�yna dobrze na tym wychodzi.
A-i
- Dok�d jedziemy? - pyta bardzo m�ody Unter-offizier, �wie�o wypuszczony z koszar.
- Na wojn�, m�j ma�y przyjacielu - chichocze protekcjonalnie Legionista. - W drodze po Krzy� �elazny lub krzy� drewniany.
- O tym wiem - odpowiada ura�onym tonem Unteroffizier. - Ale gdzie?
- Dowiesz si�