13080

Szczegóły
Tytuł 13080
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13080 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13080 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13080 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

David Gemmell KR�L POZA BRAM� Prze�o�yli Barbara Kaminska, Zbigniew A. Krdlicki Ksi��k� t� dedykuj� z wyrazami mi�o�ci moim dzieciom, Kathryn i Luke 'owi, jako skromny dow�d wdzi�czno�ci za ich towarzystwo. PODZI�KOWANIA Bez pomocy najbli�szych przyjaci� nie by�oby rado�ci tworzenia. Bardzo dzi�kuj� Tomowi Taylorowi za pomoc w budowaniu opowiadania, Stelli Graham za czytanie pierwodruku oraz Jean Maund za wydanie r�kopisu. Ponadto dzi�kuj� Gary'emu, Russowi, Barbarze, Philipowi, George'owi, Johnowi D., Jimmy'emu, Angeli, Jo, Lee oraz Ionie i ca�emu personelowi �Hastings Observer", kt�ry stworzy� te dobre lata. A Rossowi Lempriere'owi dzi�kuj� za szturmowanie schod�w. Prolog �nieg pokry� ju� okoliczne drzewa i le��c� w dole puszcz�. Przez jaki� czas Tenaka sta� po�r�d ska� i g�az�w, przebiegaj�c wzrokiem zbocza. Bia�y puch gromadzi� si� na jego lamowanym futrem p�aszczu i kapeluszu o szerokim rondzie, lecz on nie zwa�a� na to, podobnie jak nie zwraca� uwagi na zimno przenikaj�ce cia�o a� do ko�ci. Czu� si� tak, jakby by� ostatnim �ywym mieszka�cem umieraj�cej planety. Niemal pragn��, �eby tak by�o. W ko�cu, upewniwszy si�, �e wok� nie ma �adnych patroli, zacz�� schodzi� zboczem w d�, ostro�nie stawiaj�c stopy na zdradliwym stoku. Porusza� si� wolno, wiedz�c, �e zimno staje si� coraz gro�niejsze. Potrzebowa� miejsca na ob�z i ognisko. Za jego plecami majaczy� w g�stniej�cych chmurach �a�cuch g�r Delnoch. Przed nim le�a� las Skultik, miejsce zawiedzionych nadziei i dzieci�cych wspomnie�, owiane wieloma legendami. Wok� panowa�a cisza, przerywana jedynie sporadycznymi trzaskami �cinanych lodem suchych ga��zek i aksamitnym szelestem �niegu, zsuwaj�cego si� z przeci��onych konar�w. Tenaka odwr�ci� si� i spojrza� na swoje �lady, kt�rych ostre kraw�dzie zamazywa�y si�, nikn�c zupe�nie po kilku minutach. Ruszy� dalej, z g�ow� pe�n� smutnych my�li i strz�p�w wspomnie�. Rozbi� ob�z w os�oni�tej od wiatru, p�ytkiej jaskini i rozpali� niewielkie ognisko. P�omienie skupi�y si� i uros�y, a na �cianach zata�czy�y czerwonawe cienie. Zdj�� we�niane r�kawice i rozgrza� d�onie nad ogniem; potem roztar� twarz, szczypi�c policzki, aby pobudzi� kr��enie krwi. Chcia�o mu si� spa�, lecz w jaskini nie by�o jeszcze do�� ciep�o. Smok by� martwy. Tenaka potrz�sn�� g�ow� i zamkn�� oczy. Ananais, Decado, Elias, Beltzer. Wszyscy zgin�li. Zdradzeni, poniewa� nade wszystko cenili honor i obowi�zek. Zgin�li, poniewa� wierzyli, �e Smok jest niepokonany, a dobro zawsze musi zwyci�y�. Tenaka odp�dzi� senno�� i dorzuci� do ognia kilka wi�kszych polan. - Smok nie �yje - powiedzia� g�o�no, a s�owa odbi�y si� echem od �cian jaskini. Jakie to dziwne, pomy�la�, s�owa s� prawdziwe, a jednak trudno w nie uwierzy�. Zapatrzy� si� w migocz�ce p�omienie, oczami duszy widz�c obraz swego marmurowego pa�acu w Ventrii. Tam nie by�o ognia na kominku, tylko �agodny ch��d wewn�trznych pomieszcze�, kt�rych kamienne �ciany nie wpuszcza�y do �rodka dr�cz�cego s�o�ca pustyni. Mi�kkie fotele i tkane dywany oraz s�u��cy, kt�ry podawa� dzbany ch�odzonego wina i nosi� kub�y drogocennej wody do jego r�anego ogrodu dla podtrzymania pi�kna kwitn�cych drzew. Pos�a�cem by� Beltzer. Wierny Beltzer - naj�wietniejszy wojownik w randze Bara w ca�ym skrzydle. - Wzywaj� nas do domu, sir - powiedzia� zak�opotany, stan�wszy w obszernej bibliotece, w odzie�y nosz�cej �lady d�ugiej podr�y przez piaski pustyni. - Buntownicy pokonali jeden z oddzia��w Ceski na p�nocy i Baris osobi�cie wyda� ten rozkaz. - Sk�d wiesz, �e to on? - To jego piecz��, sir. Jego osobista piecz��. A wiadomo�� brzmi: �Smok wzywa". - Nie widziano Barisa ju� od pi�tnastu lat. - Wiem, sir. Jednak ta piecz��... - Grudka wosku nie ma �adnego znaczenia. - Dla mnie ma, sir. - Wr�cisz wi�c do Drenaj�w? - Tak, sir. A pan? - Wr�ci� do czego, Beltzer? Kraj le�y w gruzach. Spojeni s� niepokonani, a kto wie, jakie z�e i tajemne moce zostan� u�yte przeciw buntownikom? Zrozum, cz�owieku! Smoka rozwi�zano pi�tna�cie lat temu, a my wszyscy postarzeli�my si�. By�em jednym z m�odszych oficer�w, a teraz mam czterdzie�ci lat. Ty musisz mie� oko�o pi��dziesi�tki - gdyby Smok istnia�, by�by� ju� emerytem. - Zdaj� sobie z tego spraw� - powiedzia� Beltzer, staj�c sztywno na baczno��. - Jednak honor wzywa. Przez ca�e �ycie s�u�y�em Drenajom i teraz nie mog� odm�wi�. - A ja mog� - powiedzia� Tenaka. - Sprawa jest przegrana. Je�li damy Cesce troch� czasu, zniszczy si� w�asnymi r�kami. Jest szalony. Ca�e jego pa�stwo si� rozpada. - Nie jestem dobrym m�wc�, sir. Przeby�em dwie�cie mil, �eby dostarczy� t� wiadomo��. Przyjecha�em odnale�� cz�owieka, kt�remu s�u�y�em, ale nie ma go tutaj. Przepraszam za k�opot. - Pos�uchaj, Beltzer! - powiedzia� Tenaka, gdy tamten odwr�ci� si� do drzwi. - Gdyby istnia�a najmniejsza szansa powodzenia, z przyjemno�ci� pojecha�bym z tob�. Czuj� jednak, �e sko�czy si� to kl�sk�. - Czy my�lisz, �e ja o tym nie wiem? �e my wszyscy o tym nie wiemy? - powiedzia� Beltzer, po czym odszed�. Wiatr zmieni� kierunek i dmuchn�� do wn�trza jaskini, zasypuj�c ognisko �niegiem. Tenaka zakl�� cicho. Dobywszy miecza wyszed� na zewn�trz, �ci�� dwa krzewy i wr�ci�, zas�aniaj�c nimi wej�cie. Mija�y miesi�ce, a on zapomina� o Smoku. Musia� zarz�dza� maj�tkiem, zaj�� si� wa�nymi, rzeczywistymi problemami. Potem zachorowa�a Illae. By� na p�nocy, organizuj�c ochron� karawan z przyprawami, kiedy doniesiono mu o tym. Pospieszy� do domu. Medycy orzekli, �e gor�czka minie i nie ma powodu do obaw. Jednak jej stan pogarsza� si�. Powiedzieli mu, �e to zapalenie p�uc. Traci�a na wadze z dnia na dzie�, a� w ko�cu le�a�a na szerokim �o�u, oddychaj�c nier�wno, a w jej pi�knych niegdy� oczach l�ni�a �mier�. Siedzia� przy niej ca�ymi dniami, rozmawiaj�c, modl�c si�, b�agaj�c, by nie umiera�a. A� nagle jej si� polepszy�o, a jemu serce podskoczy�o z rado�ci. Zacz�a m�wi� o przyj�ciu i przerwa�a zastanawiaj�c si�, kogo zaprosi. - M�w dalej - powiedzia�. Jednak jej ju� nie by�o. Tak po prostu. Dziesi�� lat wsp�lnych wspomnie�, nadziei i rado�ci znikn�o jak woda na piasku pustyni. Podni�s� j� z ��ka i owin�� w bia�y, we�niany szal. Potem, trzymaj�c w obj�ciach, zani�s� j� do r�anego ogrodu. - Kocham ci� - powtarza�, ca�uj�c jej w�osy i ko�ysz�c jak dziecko. S�udzy zebrali si� i patrzyli w milczeniu. Po godzinie odci�gn�li go od niej i zaprowadzili �kaj�cego do jego komnaty. Znalaz� tam zapiecz�towany zw�j, zawieraj�cy opis bie��cego stanu jego interes�w oraz porady co do nowych inwestycji. Znajdowa� si� tam r�wnie� list od jego ksi�gowego - Estasa, kt�ry radzi�, w jakich regionach nale�y inwestowa�, a jakich nale�y unika�, szczeg�lnie wnikliwie omawiaj�c pod�o�e polityczne tej oceny. Machinalnie otworzy� list i wzrokiem przebieg� opis stabilizacji w Vagrii, pocz�tku przemian w Lentrii i g�upoty Drenajow, a� doszed� do ostatnich linijek: �Ceska otoczy� buntownik�w na po�udnie od R�wniny Sentrian. Pewnie zn�w b�dzie si� che�pi� swoj� przebieg�o�ci�. Wyda� rozkaz, wzywaj�cy starych weteran�w do powrotu; widocznie obawia� si� Smoka, od kiedy rozwi�za� go przed pi�tnastu laty. Teraz pozby� si� obaw - zabito wszystkich, co do jednego. Potwory Ceski s� przera�aj�ce. Na jakim �wiecie �yjemy?" - �yjemy? - powiedzia� Tenaka. - Nikt nie �yje - wszyscy s� martwi. Wsta�, podszed� do zachodniej �ciany i stan�� przed owalnym lustrem, by spojrze� na swoje odbicie. Zobaczy� sko�ne, fioletowe, oskar�aj�ce go oczy, oraz zaci�ni�te wargi, zdradzaj�ce gorycz i gniew. - Wr�� do domu - powiedzia�o odbicie - i zabij Cesk�. Rozdzia� 1 Opuszczone baraki sta�y zasypane �niegiem, a ich wybite okna przypomina�y stare, nie zabli�nione rany. Wydeptany niegdy� przez dziesi�� tysi�cy ludzi plac by� teraz wyboisty, a spod pokrywaj�cego go �niegu przebija�y �d�b�a traw. R�wnie brutalnie potraktowano samego Smoka: strzaskano mu kamienne skrzyd�a, wybito k�y, a oblicze pomazano czerwon� farb�. Stoj�cemu przed nim w milcz�cym ho�dzie Tenace wydawa�o si�, �e Smok p�aka� krwawymi �zami. M�czyzna rozejrza� si� po placu, a pami�� podsun�a mu wyra�ne obrazy z przesz�o�ci: Ananais wykrzykuj�cy komendy - przeciwstawne rozkazy powoduj�ce, �e �wicz�cy zderzali si� ze sob� i z �omotem padali na ziemi�. - �mierdz�ce szczury! - rycza� jasnow�osy olbrzym. - Nazywacie siebie �o�nierzami? Obrazy rozp�yn�y si� w zderzeniu z upiorn�, bia�� pustk� rzeczywisto�ci i Tenaka zadr�a�. Podszed� do studni, gdzie znalaz� stare wiadro, wci�� przywi�zane do zbutwia�ego sznura. Wrzuci� je do �rodka i us�ysza� trzask p�kaj�cego lodu. Po wyci�gni�ciu podszed� z nim do smoka. Farba trudno si� zmywa�a, lecz pracowa� nad ni� prawie przez godzin�, no�em zeskrobuj�c z kamienia ostatnie �lady czerwieni. Potem zeskoczy� na ziemi� i spojrza� na swoje dzie�o. Nawet bez farby smok wygl�da� �a�o�nie, jak obraz kl�ski. Tenaka zn�w pomy�la� o Ananaisie. - Mo�e lepiej, �e nie �yjesz i nie musisz tego ogl�da�. Zacz�o pada�, lodowate igie�ki siek�y go po twarzy. Tenaka zarzuci� na rami� tobo�ek i pobieg� w kierunku opuszczonych barak�w. Z rozmachem otworzy� drzwi i wszed� do dawnych kwater oficerskich. Spod n�g czmychn�� mu szczur, umykaj�c w ciemno��, Tenaka zignorowa� go, przechodz�c do obszerniejszych pomieszcze� na ty�ach budynku. W swoim starym pokoju zrzuci� tobo�ek, a potem roze�mia� si�, spojrzawszy na kominek, na kt�rym zobaczy� u�o�ony stos drewna, gotowy do podpalenia. Ostatniego dnia, wiedz�c, �e wyje�d�aj�, kto� przyszed� do jego pokoju i przygotowa� palenisko. Decado, jego adiutant? Nie. On nie mia� w sobie nic romantycznego. By� szalonym morderc�, trzymanym w ryzach jedynie przez �elazn� dyscyplin� Smoka oraz w�asne g��bokie poczucie lojalno�ci. A wi�c kto? Po chwili przesta� przypomina� sobie podsuwane przez pami�� twarze. Nigdy si� nie dowie. Po pi�tnastu latach drewno powinno by� wystarczaj�co suche, aby pali� si� bez dymu - powiedzia� sobie i umie�ci� pod bierwionami �wie�� hubk�. Wkr�tce pojawi�y si� p�omyki i polana zap�on�y �ywym ogniem. Pod wp�ywem nag�ego impulsu Tenaka podszed� do wy�o�onej drewnem �ciany w poszukiwaniu ukrytej niszy. Kiedy� otwiera�a si� b�yskawicznie, po lekkim naci�ni�ciu guzika. Teraz zaskrzypia�y zardzewia�e spr�yny. Delikatnie odsun�� p�yt�, za kt�r� znajdowa�a si� niewielka wn�ka, utworzona przez wyj�cie kamiennego bloku na wiele lat przed rozpuszczeniem wojska. Na tylnej �cianie widnia� napis w j�zyku Nadir�w: Jeste�my Nadirami, Dzie�mi m�odo�ci, Rozlewem krwi, Ciosem topora, Niepokonani. Po raz pierwszy od wielu miesi�cy Tenaka u�miechn�� si� i poczu� jak ci�ar przygniataj�cy mu dusz� nieco zel�a�. Minione lata cofn�y si� i raz jeszcze zobaczy� siebie jako m�odego cz�owieka, kt�ry przyby� wprost ze Step�w, aby obj�� stanowisko w oddziale Smoka. Jeszcze raz poczu� na sobie spojrzenia wsp�towarzyszy-oficer�w i ich ledwie skrywan� wrogo��. Ksi��� Nadir�w w�r�d �o�nierzy Smoka? To nie do pomy�lenia - a zdaniem niekt�rych wr�cz nieprzyzwoite. To by� jednak szczeg�lny przypadek. Legion Smoka zosta� utworzony przez Magnusa Woundweavera po Pierwszej Wojnie Nadiryjskiej przed stu laty, kiedy niezwyci�ony w�dz Ulryk poprowadzi� swe hordy pod mury Dros Delnoch, najpot�niejszej twierdzy �wiata, gdzie zosta� pokonany przez Ksi�cia z Br�zu i jego wojownik�w. Smok mia� obroni� Drenaj�w przed przysz�ymi napadami Nadir�w. I oto, jak koszmarny sen, kt�ry si� zi�ci� - gdy �wie�a jeszcze by�a pami�� o Drugiej Wojnie Nadiryjskiej - do regimentu przyj�to Nadira. Co gorsza, by� on w prostej linii potomkiem Ulryka. A jednak nie mieli wyboru - musieli pozwoli� mu nosi� pa�asz kawalerzysty, poniewa� by� Nadirem jedynie ze strony matki. Ze strony ojca by� prawnukiem Regnaka W�drowcy: Ksi�cia z Br�zu, co dla tych, kt�rzy chcieli go nienawidzi�, stanowi�o pewien problem. W jaki spos�b mogli darzy� nienawi�ci� potomka najwi�kszego bohatera Drenaj�w? Nie by�o to �atwe, jednak udawa�o im si�. Jego poduszk� oblewano krwi� koz�a, do but�w wk�adano skorpiony. Podcinano popr�gi siod�a, a na koniec podrzucono mu do ��ka �mij�. Ta prawie go zabi�a, zanurzaj�c z�by jadowe w jego udzie. Tenaka, si�gn�wszy szybko po sztylet le��cy na stoliku przy ��ku, zabi� w�a, a potem rozci�� miejsce uk�szenia w nadziei, �e up�yw krwi usunie jad. Le�a� potem zupe�nie nieruchomo, wiedz�c, �e jakikolwiek ruch rozprowadzi trucizn� w organizmie. Us�ysza� kroki na korytarzu. Wiedzia�, �e to Ananais, do- w�dca warty, wraca do swego pokoju po zako�czonej s�u�bie. Nie chcia� od niego pomocy, bo wiedzia�, �e Ananais go nie lubi. Jednak nie chcia� umiera�! Wykrzykn�� wi�c jego imi�, drzwi otworzy�y si� i stan�� w nich jasnow�osy olbrzym. - Uk�si�a mnie �mija - powiedzia� Tenaka. Ananais pochyli� g�ow� w wej�ciu i podszed� do ��ka, odpychaj�c nog� zabitego w�a. Potem obejrza� ran� w nodze Tenaki. - Jak dawno? - zapyta�. - Dwie, trzy minuty temu. Ananais potakuj�co skin�� g�ow�. - Naci�cia nie s� do�� g��bokie. Tenaka poda� mu sztylet. - Nie. Gdyby by�y g��bsze naruszy�yby g��wne mi�nie. Pochyliwszy si�, Ananais przy�o�y� usta do rany i wyssa� trucizn�. Potem za�o�y� opask� uciskow� i poszed� sprowadzi� lekarza. Nawet po usuni�ciu wi�kszo�ci trucizny m�ody ksi��� nadiryjski nieomal straci� �ycie. Zapad� w stan �pi�czki, kt�ra trwa�a cztery dni, a kiedy si� obudzi�, przy swoim ��ku zobaczy� Ananaisa. - Jak si� czujesz? - Dobrze. - Nie wygl�dasz najlepiej. Mimo to ciesz� si�, �e �yjesz. - Dzi�ki za uratowanie mi �ycia - powiedzia� Tenaka, gdy olbrzym podni�s� si�, by wyj��. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. Mimo to nie pozwoli�bym ci po�lubi� mojej siostry - powiedzia�, u�miechaj�c si� szeroko. - A przy okazji, trzech m�odych oficer�w wydalono wczoraj ze s�u�by. My�l�, �e teraz ju� mo�esz spa� spokojnie. - Nigdy tego nie zrobi� - powiedzia� Tenaka. - Dla Nadira to �mier�. - Nic dziwnego, �e maj� sko�ne oczy - powiedzia� Ananais. Renya pomog�a starcowi wsta�, a potem zgarn�a �nieg, gasz�c niewielkie ognisko. Temperatura gwa�townie spada�a, a nad ich g�owami kot�owa�y si� ponure i gro�ne burzowe chmury. Dziewczyna ba�a si�, poniewa� staruszek przesta� dr�e� i sta� teraz przy po�amanym drzewie, pustym wzrokiem spogl�daj�c pod nogi. - Chod�, Aulinie - powiedzia�a, obejmuj�c go ramieniem. - Blisko ju� do starych barak�w wojskowych. - Nie! -j�kn�� cofaj�c si�. - Znajd� mnie tam. Wiem, �e mnie znajd�. - Zimno zabije ci� na pewno - sykn�a. - Chod�. Pokornie pozwoli� jej poprowadzi� si� poprzez �nieg. By�a wysoka i silna, lecz marsz zm�czy� j� i gdy dotarli do ostatniego szpaleru drzew przed placem Smoka, ci�ko dysza�a. - Jeszcze tylko chwila - powiedzia�a. - Potem odpoczniesz. Wydawa�o si�, �e obietnica schronienia doda�a si� staremu, kt�ry nieco szybciej zacz�� posuwa� si� naprz�d. Dwa razy prawie upad�, lecz dziewczyna przytrzyma�a go. Kopni�ciem otworzy�a drzwi najbli�szego budynku i pomog�a mu wej�� do �rodka. Zsun�a z g�owy bia�y we�niany burnus i przesun�a d�oni� po kr�tko obci�tych czarnych w�osach, zlepionych teraz potem. Z dala od mro�nego wiatru, gdy cia�o zacz�o dostosowywa� si� do nowych warunk�w, poczu�a, �e jej sk�ra p�onie. Odpi�a pas bia�ego ko�ucha z owczej sk�ry i zsun�a go z szerokich ramion. Ubrana by�a w bladob��kitn� we�nian� tunik� i czarne, obcis�e nogawice, cz�ciowo skryte pod si�gaj�cymi do po�owy uda butami, podbitymi owczym futrem. U boku mia�a sztylet. Staruszek opar� si� o �cian�, nie mog�c opanowa� wstrz�saj�cych nim dreszczy. - Znajd� mnie. Na pewno! - skomla�. Renya zignorowa�a go i posz�a korytarzem. Na drugim jego ko�cu pojawi� si� jaki� cz�owiek i zaskoczona dziewczyna b�yskawicznie si�gn�a po sztylet. By� to wysoki, ciemny i ubrany na czarno m�czyzna z przypi�tym do pasa mieczem. Porusza� si� wolno, jednak z pewno�ci� siebie, kt�r� Renya uzna�a za wyzywaj�c�. Kiedy podszed� bli�ej, dziewczyna przygotowa�a si� do odparcia ataku, obserwuj�c jego oczy. By�y one, jak zauwa�y�a, barwy najpi�kniejszego fioletu, sko�ne jak u ludzi z nadiryjskich plemion z p�nocy. Mia� jednak ostre rysy twarzy i gdyby nie zawzi�to��, widoczna w linii zaci�ni�tych ust, by�by nawet przystojny. Chcia�a powstrzyma� go s�owami, powiedzie� mu, �e je�li podejdzie bli�ej, to zginie. Jednak nie mog�a. Otacza�a go aura si�y - w�adzy, kt�ra zmusza do uleg�o�ci. Min�� j� i pochyli� si� nad Aulinem. - Zostaw go! - krzykn�a. Tenaka odwr�ci� si� do niej. - W moim pokoju pali si� w kominku. Troch� dalej na prawo - powiedzia� spokojnie. - Przenios� go tam. - Delikatnie podni�s� starca i zani�s� go do swojej kwatery, a nast�pnie u�o�y� na w�skim ��ku. Zdj�� z niego p�aszcz oraz buty i zacz�� rozciera� lekko jego �ydki, posinia�e i pokryte plamami. Odwr�ciwszy si�, rzuci� dziewczynie koc. - Nagrzej go przy ogniu - powiedzia� i powr�ci� do swego zaj�cia. Po chwili sprawdzi� oddech starego - by� r�wny i g��boki. - �pi? - zapyta�a. - Tak. - Czy b�dzie �y�? - Kto to wie? - powiedzia� Tenaka, wstaj�c i prostuj�c plecy. - Dzi�ki, �e mu pomog�e�. - Dzi�ki za to, �e mnie nie zabi�a� - odpowiedzia�. - Co ty tu robisz? - spyta�a. - Siedz� przy ogniu i czekam a� przejdzie burza. Chcesz co� zje��? Usiedli przy kominku i jedli suszone mi�so i twarde placki z jego zapas�w, niewiele przy tym m�wi�c. Tenaka nie nale�a� do ludzi ciekawskich, a Renya intuicyjnie wyczuwa�a jego niech�� do rozmowy. Jednak panuj�ce milczenie nie ci��y�o im. Ona, po raz pierwszy od tygodni, czu�a spok�j i nawet gro�ba po�cigu wydawa�a si� mniej rzeczywista, jakby te baraki by�y przystani� strze�on� przez czarodziejskie moce - pot�ne, cho� niewidzialne. Tenaka wyprostowa� si� na krze�le i obserwowa� dziewczyn�, kt�ra wbi�a wzrok w p�omienie. Jej twarz zwraca�a uwag�: owalna, o wysokich ko�ciach policzkowych i szeroko rozstawionych oczach, tak ciemnych, i� �renice zlewa�y si� z t�cz�wkami. Odni�s� wra�enie, �e jest siln� osobowo�ci�. Pod t� si�� wyczu� jednak skrywan� wra�liwo��, jakby dr�czy�a j� ukrywana s�abo�� lub strach. W innych okoliczno�ciach z pewno�ci� wzbudzi�aby jego zainteresowanie, lecz gdy wejrza� w siebie, nie znalaz� tam �adnych uczu�, �adnej ��dzy... Nawet �ycia - stwierdzi� ze zdziwieniem. - �cigaj� nas - powiedzia�a w ko�cu. - Wiem. - Sk�d mo�esz wiedzie�? Wzruszy� ramionami i dorzuci� drew do ognia. - Znajdujecie si� na pustkowiu, bez koni i zapas�w, ale wasze szaty s� drogie, a zachowanie wskazuje na dobre urodzenie. St�d wniosek, �e uciekacie przed kim� lub przed czym�, a zatem kto� was �ciga. - Czy to ci przeszkadza? - zapyta�a. - A powinno? - Je�eli zostaniesz z�apany razem z nami, to r�wnie� zginiesz. - A wi�c nie z�api� mnie razem z wami - stwierdzi�. - Czy mam ci powiedzie�, dlaczego jeste�my �cigani? - zapyta�a znowu. - Nie. To wasze �ycie. Nasze �cie�ki przeci�y si� tutaj, lecz za chwil� ka�de z nas pod��y swoj� drog�. Nie ma potrzeby, aby�my si� poznawali. - Dlaczego? Czy boisz si�, �e mog�oby ci� to obchodzi�? Starannie rozwa�y� to pytanie, dostrzegaj�c gniew w jej oczach. - Mo�e. Jednak najbardziej l�kam si� s�abo�ci, kt�ra si� z tym wi��e. Mam zadanie do wykonania i nie potrzebuj� innych k�opot�w. Nie, to nie tak - nie chc� �adnych innych k�opot�w. - Czy to nie samolubne? - Oczywi�cie, �e tak. Jednak pomaga przetrwa�. - A czy to takie wa�ne? - warkn�a. - Chyba tak, bo inaczej nie uciekaliby�cie. - To jest wa�ne dla niego - powiedzia�a, wskazuj�c na cz�owieka na ��ku. - Nie dla mnie. - On nie zdo�a uciec �mierci. A ponadto niekt�rzy mistycy twierdz�, �e po �mierci trafimy do raju. - On w to wierzy. W�a�nie tego si� boi. Tenaka wolno potrz�sn�� g�ow� i przetar� oczy. - To troch� za du�o dla mnie - powiedzia� z wymuszonym u�miechem. - Chyba p�jd� ju� spa�. - Podni�s� koc, roz�cieli� go na pod�odze i rozci�gn�� si� na nim, opieraj�c g�ow� na tobo�ku. - Nale�ysz do Smoka, prawda? - spyta�a Renya. - Sk�d wiesz? - zapyta�, uni�s�szy si� na �okciu. - Wywnioskowa�am to ze sposobu, w jaki powiedzia�e� �m�j pok�j". - Jeste� spostrzegawcza. - Po�o�y� si� znowu i zamkn�� oczy. - Mam na imi� Renya. - Dobranoc, Renya. - Nie powiesz mi jak si� nazywasz? Zwa�ywszy na sytuacj�, powinien odm�wi�. - Tenaka Khan - powiedzia�. I zasn��. �ycie to farsa - pomy�la� Scaler, wisz�c czterdzie�ci st�p nad kamiennym dziedzi�cem, uczepiony muru koniuszkami palc�w. Pod nim w�szy� ogromny potw�r, ko�ysz�c z boku na bok kud�at� g�ow�, a szponiastymi paluchami obejmuj�c r�koje�� miecza o z�batym ostrzu. Zamie� gwa�townymi podmuchami wbija�a lodowate p�atki �niegu w oczy Scalera. - Serdeczne dzi�ki - wyszepta�, spogl�daj�c w kierunku ciemnych, brzemiennych �niegiem chmur burzowych. By� cz�owiekiem religijnym. Bog�w postrzega� jako zgrzybia�ych Starc�w - Nie�miertelnych, nieustannie p�ataj�cych ludzko�ci figle w kosmicznie z�ym gu�cie. Spojony schowa� sw�j miecz do pochwy i pok�usowa� w ciemno��. Scaler odetchn�� g��boko i podci�gn�wszy si� na parapet okna, wsun�� si� mi�dzy ci�kie aksamitne zas�ony. Znalaz� si� w niewielkim gabinecie, na kt�rego umeblowanie sk�ada�o si� biurko, trzy d�bowe krzes�a, kilka kom�d oraz rz�d rega��w na ksi��ki i manuskrypty. Pok�j by� schludny - obsesyjnie schludny, zdaniem Scalera, kt�ry zauwa�y� trzy pi�ra, r�wno u�o�one na samym �rodku sekretarzyka. Czeg� innego m�g� si� spodziewa� po s�dzim Siliusie. Na przeciwleg�ej �cianie wisia�o srebrne lustro w mahoniowych ramach. Scaler podszed� do niego, wypr�y� si� i wyprostowa� ramiona. Czarna maska na twarzy, ciemna tunika i obcis�e spodnie nadawa�y mu gro�ny wygl�d. Wyj�� sztylet i przykucn�� w pozie atakuj�cego wojownika. Efekt mrozi� krew w �y�ach. Idealnie - powiedzia� do swego odbicia. - Nie chcia�bym ci� spotka� w ciemnej ulicy! Wsun�wszy sztylet do pochwy, podszed� do drzwi gabinetu i ostro�nie nacisn�� klamk�. Za nimi znajdowa� si� w�ski kamienny korytarz z czworgiem drzwi - po parze na obu stronach. Scaler wybra� ostatnie po lewej i powoli sforsowa� �elazny zamek. Uchyli�y si� bezd�wi�cznie. Wsun�� si� do �rodka i przytuli� do �ciany. W pokoju by�o ciep�o, mimo i� polana w kominku jedynie si� �arzy�y, a s�aby czerwony blask o�wietla� zas�ony wok� du�ego �o�a. Scaler podszed� cicho, �eby spojrze� na t�ustego Siliusa i jego r�wnie t�ust� pani�. On le�a� na brzuchu, a ona na plecach; oboje chrapali. Po co ja si� skradam? - zapyta� w duchu. - M�g�bym tu wmaszerowa�, przygrywaj�c sobie na b�bnie. St�umiwszy chichot, odnalaz� szkatu�k� z kosztowno�ciami w ukrytej pod oknem niszy, otworzy� j� i przesypa� jej zawarto�� do lnianej sakiewki u pasa. Prawdziwa warto�� bi�uterii pozwoli�aby mu �y� w luksusie jakie� pi�� lat. Sprzedana jednak z konieczno�ci pok�tnemu handlarzowi w p�nocnej dzielnicy, zapewni mu utrzymanie na niewiele ponad trzy miesi�ce - no, mo�e sze��, je�li zaniecha hazardu. Rozwa�y� t� mo�liwo��, lecz wyda�a mu si� nie do przyj�cia. Trzy miesi�ce, zadecydowa�. Zawi�za� sakiewk�, wycofa� si� w stron� drzwi, odwr�ci� si� i... Stan�� twarz� w twarz ze s�u��cym, wysok� i chud� postaci� w we�nianej nocnej koszuli. M�czyzna wrzasn�� i uciek�. Scaler te� wrzasn�� i uciek�. Gnaj�c w d� spiralnymi schodami, wpad� na dw�ch wartownik�w. Obaj z krzykiem run�li na ziemi�. Scaler zwinnie przetoczy� si� po pod�odze, wsta� i ruszy� dalej. Po prawej dostrzeg� nast�pne schody. Zbieg� po nich, skacz�c po trzy stopnie na raz, a d�ugie nogi nios�y go z zatrwa�aj�c� pr�dko�ci�. Dwukrotnie nieomal straci� r�wnowag�, zanim dotar� na ni�szy poziom. Przed nim wyros�a �elazna krata - zamkni�ta, jednak tu� obok, na drewnianym ko�ku, wisia� klucz. Dolatuj�cy zza niej od�r przywr�ci� go do rzeczywisto�ci i Scaler poczu� paniczny strach. Stajnia Spojonych! Za plecami s�ysza� tupot zbiegaj�cych po schodach wartownik�w. Zdj�� klucz, otworzy� furtk� i wszed� do �rodka zamykaj�c j� za sob�. Wszed� w ciemno��, modl�c si� do Starc�w, by pozwolili mu prze�y� jeszcze kilka swoich dowcip�w. Gdy oczy przyzwyczai�y si� do ciemno�ci korytarza, dostrzeg� po obu jego stronach kilka nisz; wewn�trz, na s�omie spa�y bestie Siliusa. Id�c w stron� bramy, na przeciwleg�ym ko�cu korytarza, �ci�gn�� mask� z twarzy. By� ju� prawie u celu, gdy rozleg�o si� za nim dudnienie i st�umione g�osy wartownik�w przerwa�y cisz�. Z jednego legowiska podni�s� si� Spojony i wbi� swe krwistoczerwone oczy w Scalera; mia� prawie siedem st�p wzrostu, szerokie bary i muskularne ramiona pokryte czarnym futrem. Przednia cz�� jego czaszki by�a wyd�u�ona i zako�czona wyposa�on� w ostre k�y paszcz�. Dudnienie nasila�o si�. Scaler g��boko wci�gn�� powietrze. - Id� i zobacz co to za ha�as - powiedzia� do bestii. - Kto ty? - sykn�� stw�r, zniekszta�caj�c s�owa wywieszonym j�zykiem. - Nie st�j tak - id� i zobacz czego chc� - ostrym g�osem rozkaza� Scaler. Bestia ruszy�a do przodu, a za ni� pod��y�y inne, ca�kowicie ignoruj�c Scalera. Podbieg� do wyj�cia i wsun�� klucz do zamka. Kiedy go przekr�ci� i furtka otworzy�a si� na o�cie�, w g��bi korytarza rozleg� si� nag�y, dudni�cy ryk. Scaler odwr�ci� si� i ujrza�, p�dz�cych ku niemu w�ciekle wyj�cych Spojonych. Trz�s�cymi si� palcami wyci�gn�� klucz i skoczy� na drug� stron�, po czym ponownie zatrzasn�� furt� i zamkn�� j� na klucz. Owia�o go rze�kie nocne powietrze, gdy zbiega� po schodach na zachodni dziedziniec i dalej w stron� zdobnego muru, na kt�ry wspi�� si� zwinnie, l�duj�c na wyk�adanej kostk� ulicy po drugiej stronie. By�o ju� po godzinie policyjnej, wi�c przez ca�� drog� do gospody trzyma� si� w cieniu. Wspi�� si� po zewn�trznej kracie do swojego pokoju i ostro zastuka� w okiennice. Belder otworzy� okno i pom�g� mu wej�� do �rodka. - No i co? - zapyta� stary �o�nierz. - Mam klejnoty - stwierdzi� Scaler. - Doprowadzasz mnie do rozpaczy - powiedzia� Belder. - Przez tyle lat stara�em si� zrobi� z ciebie cz�owieka, a ty kim zosta�e�? Z�odziejem! - Mam to we krwi - powiedzia� Scaler z szerokim u�miechem. - Pami�tasz Ksi�cia z Br�zu? - To Legenda - odpar� Belder. - I nawet je�li jest prawdziwa, to �aden z jego potomk�w nie prowadzi� niegodnego �ycia. Nawet ten nadiryjski pomiot Tenaka! - Nie m�w o nim �le - powiedzia� cicho Scaler. - By� moim przyjacielem. Rozdzia� 2 Tenaka spa�, �ni�c powtarzaj�ce si�, prze�laduj�ce go wizje. Stepy rozst�powa�y si� przed nim jak zielony, nieruchomy ocean ci�gn�cy si� a� po kra�ce �wiata. Jego rumak stan�� d�ba, gdy �ci�gn�� mu rzemienne wodze, a potem pomkn�� na po�udnie, b�bni�c kopytami po stwardnia�ej glinie. Tenaka u�miechn�� si�, czuj�c na twarzy suchy wiatr. Tutaj, tylko tutaj by� naprawd� sob�. Na p� Nadir, na p� Drenaj, w sumie wielkie nic - produkt wojny, uciele�niony symbol kruchego pokoju. Wsp�plemie�cy traktowali go z ch�odn� uprzejmo�ci�, przys�uguj�c� jednemu z potomk�w Ulryka. Nie darzyli go jednak przyja�ni�. Ju� dwukrotnie Drenajowie powstrzymali poch�d plemion z p�nocy. Raz, dawno temu, legendarny Ksi��� z Br�zu obroni� Dros Delnoch przed hordami Ulryka. Dwadzie�cia lat temu Legion Smoka zdziesi�tkowa� wojska Jongira. A oto Tenaka, �ywe wspomnienie pora�ki. Dlatego pozosta� samotny, spe�niaj�c wszystkie wyznaczane mu zadania. Miecz, �uk, w��cznia, top�r - ka�d� z tych broni pos�ugiwa� si� lepiej ni� inni, poniewa� w czasie, gdy oni przerywali �wiczenia, �eby odda� si� zabawom dzieci�stwa, on nieustannie �wiczy�. S�ucha� m�drc�w - kt�rzy widzieli wojny i bitwy w innej perspektywie - a jego bystry umys� przyswaja� ich nauki. Pewnego dnia zaakceptuj� go. Je�li b�dzie cierpliwy. Pojecha� do rodzinnego obozowiska i zobaczy� matk� stoj�c� u boku Jongira. P�aka�a. Wiedzia� dlaczego. Zeskoczy� z siod�a i sk�oni� si� Khanowi, nie zauwa�aj�c jej, tak jak nakazywa� zwyczaj. - Czas aby� wr�ci� do domu - powiedzia� Jongir. Nie odpowiedzia�, tylko skin�� g�ow�. - Maj� dla ciebie miejsce w wojskach Smoka. Masz do niego prawo jako syn Ksi�cia. - Khan najwidoczniej czu� si� niezr�cznie, gdy� nie odwzajemnia� spokojnego spojrzenia Tenaki. - No, powiedz co�! - fukn��. - Niechaj b�dzie tak, jak sobie �yczysz, panie. - Nie prosisz, aby zosta�? - Je�li tego chcesz. - Niczego od ciebie nie chc�. - Zatem kiedy mam wyjecha�? - Jutro. Otrzymasz eskort� - dwudziestu je�d�c�w, jak przystoi mojemu wnukowi. - To dla mnie zaszczyt, panie. Khan sk�oni� g�ow�, spojrza� na Shillat i odszed�. Kobieta odsun�a po�� namiotu i Tenaka wszed� do ich domu. Wesz�a za nim. Tenaka odwr�ci� si� i wzi�� j� w ramiona. - Och, Tani - szepn�a poprzez �zy. - Co jeszcze ci� czeka? - Mo�e w Dros Delnoch odnajd� prawdziwy dom - powiedzia�. Jednak nadzieja umar�a w nim wraz z wypowiedzianymi s�owami, nie by� przecie� g�upcem. Tenaka obudzi� si�, s�ysz�c szum burzy i �omot wichru w okiennice. Przeci�gn�� si� i spojrza� na palenisko - ogie� przygas� do �arz�cych si� g�owni. Dziewczyna spa�a na krze�le, oddychaj�c g��boko. Usiad�, a potem przysun�� si� do kominka i dorzuci� �wie�ego drewna, dmuchaj�c przy tym lekko, by przywr�ci� �ycie p�omykom. Spojrza� na starego m�czyzn�: nie podoba� mu si� kolor jego sk�ry. Wzruszy� ramionami i wyszed� z pomieszczenia. Na korytarzu panowa�o lodowate zimno, a pod stopami zaskrzypia�y deski pod�ogi. Uda� si� do kuchni i pod- szed� do znajduj�cej si� w niej studni z pomp�. Ci�ko by�o j� uruchomi�, lecz z przyjemno�ci� rozrusza� ko�ci i wkr�tce jego trud zosta� nagrodzony - woda pop�yn�a strumieniem do drew- nianego wiadra. Zdj�� ciemny kaftan oraz szar� we�nian� koszul� i umy� g�rn� po�ow� cia�a. Rozkoszowa� si� granicz�c� niemal z b�lem przyjemno�ci�, jak� sprawia�a zimna woda, sp�ywaj�ca po rozgrzanej snem sk�rze. Pozbywszy si� reszty odzienia, Tenaka przeszed� do niewielkiej sali �wicze�. Obr�ci� si� i podskoczy�, po czym wyl�dowa�, lekko przecinaj�c powietrze najpierw praw�, a potem lew� r�k�. Pochyli� si� do ziemi, wygi�� plecy w �uk, a nast�pnie skoczy� na r�wne nogi. Przez otw�r w drzwiach obserwowa�a go Renya, ukryta w cieniu korytarza. Sta�a zafascynowana. Porusza� si� jak tancerz. Mia� jednak w sobie co� z barbarzy�cy, jaki� pierwotny �ywio�, pi�kny, cho� �miertelnie gro�ny. Jego stopy i d�onie zamieni�y si� w bro�, b�yskawicznie ra��c� niewidzialnego przeciwnika. Ale twarz pozosta�a surowa i wyzuta z wszelkich emocji. Renya zadr�a�a, pragn�c ukry� si� w sanktuarium jego pokoju, lecz nie mog�a si� poruszy�. Jego mi�kka i ciep�a sk�ra mia�a barw� roz�wietlonego s�o�cem z�ota, lecz pr꿹ce si� pod ni� mi�nie nabrzmiewa�y jak srebrna stal. Zamkn�a oczy i chwiejnie wycofa�a si�, pragn�c, aby nigdy nie by�o jej dane go zobaczy�. Tenaka obmy� cia�o z potu, a potem ubra� si� szybko, poniewa� zacz�� mu doskwiera� g��d. Znalaz�szy si� na powr�t w swej komnacie, wyczu� zmian� atmosfery. Renya siedzia�a przy boku starca i g�adzi�a jego siwe w�osy, unikaj�c wyra�nie wzroku wojownika. - Burza cichnie - powiedzia� Tenaka. - Tak. - Co si� dzieje? - Nic... opr�cz tego, �e Aulin nie oddycha prawid�owo. Jak my�lisz, czy wyjdzie z tego? Tenaka stan�� obok niej przy ��ku starca. Uj�� jego kruchy nadgarstek i poszuka� pulsu. By� s�aby i nieregularny. - Kiedy ostatnio jad�? - zapyta�. - Dwa dni temu. Pogrzeba� w tobo�ku i wyj�� z niego worek suszonego mi�sa i drugi, mniejszy z owsem. - Szkoda, �e nie mam cukru - powiedzia� - ale to musi wystarczy�. Id�, przynie� troch� wody i kocio�ek do gotowania. Renya wysz�a bez s�owa. Tenaka u�miechn�� si�. A wi�c o to chodzi - widzia�a go w sali gimnastycznej i z jakiego� powodu wyprowadzi�o j� to z r�wnowagi. Potrz�sn�� g�ow�. Wr�ci�a, nios�c �elazny kocio� pe�en wody. - Wylej po�ow� - rozkaza�. Chlusn�a j� na korytarz, a on zani�s� garnek do paleniska, sztyletem pokroi� mi�so i wrzuci� je do �rodka, po czym ostro�nie ustawi� sagan nad ogniem. - Dlaczego nie odezwa�a� si� do mnie rano? - zapyta� odwr�cony do niej plecami. - Nie wiem, o czym m�wisz. - Kiedy widzia�a� jak �wicz�. - Nie widzia�am ci�. - Wi�c sk�d wiedzia�a�, gdzie znale�� wod� i garnek? Nie przechodzi�a� ko�o mnie w nocy. - Kim jeste�, �e uwa�asz, i� masz prawo mnie przepytywa�? - warkn�a. Odwr�ci� si�. - Jestem obcy. Nie musisz przede mn� udawa� ani k�ama�. Tylko przed przyjaci�mi potrzebujesz maski. Siedzia�a przy kominku, wyci�gaj�c swe d�ugie nogi w stron� ognia. - Jakie to smutne - powiedzia�a cicho. - Przecie� tylko w�r�d przyjaci� mo�na czu� si� swobodnie. - Z obcymi jest �atwiej, gdy� dotykaj� twego �ycia tylko przez chwil�. Nie rozczarujesz ich, bo niczego im nie zawdzi�czasz i niczego od ciebie nie oczekuj�. Przyjaci� �atwo zrani�, bo oczekuj� od ciebie wszystkiego. - Dziwnych mia�e� przyjaci� - powiedzia�a. Tenaka pomiesza� ros� ostrzem sztyletu. Nagle poczu� si� nieswojo. Wiedzia�, �e nieoczekiwanie straci� kontrol� nad rozmow�. - Sk�d jeste�? - zapyta�. - Wydawa�o mi si�, �e to ci� nie interesuje. - Dlaczego si� nie odezwa�a�? Zmru�y�a oczy i odwr�ci�a g�ow�. - Nie chcia�am zak��ci� twojej koncentracji. Sk�ama�a i oboje o tym wiedzieli, lecz mimo to napi�cie zel�a�o, a milczenie zbli�y�o ich do siebie. Na zewn�trz burza zamiera�a i jej niedawny ryk zmieni� si� w s�aby skowyt. Gdy gulasz zg�stnia�, Tenaka wrzuci� do� nieco owsa, zag�szczaj�c go jeszcze bardziej, a na koniec wydoby� ze swych skromnych zapas�w szczypt� soli. - Pachnie nie�le - powiedzia�a Renya pochylaj�c si� nad ogniem. - Co to za mi�so? - Przewa�nie wo�owina - odpar�. Poszed� przynie�� z kuchni kilka starych, drewnianych talerzy, a kiedy wr�ci�, Renya pomaga�a usi��� staremu, kt�rego zd��y�a obudzi�. - Jak si� czujesz? - zapyta� Tenaka. - Jeste� wojownikiem? - zapyta� Aulin ze strachem w oczach. - Tak. Jednak nie musisz si� mnie obawia�. - Nadir? - Mieszaniec. Ugotowa�em dla ciebie gulasz. - Nie jestem g�odny. - Mimo to zjedz - poleci� Tenaka. Starzec znieruchomia�, s�ysz�c rozkazuj�cy ton, a potem odwr�ci� oczy i przytakn�� skinieniem g�owy. Renya karmi�a go powoli, a wojownik siedzia� przy ogniu. By�o to marnowanie �ywno�ci, jako �e stary cz�owiek i tak umiera�. Jednak�e Tenaka nie �a�owa� tego marnotrawstwa, cho� sam nie rozumia� dlaczego. Po posi�ku m�oda kobieta zebra�a talerze i garnek. - M�j dziadek chce z tob� porozmawia� - powiedzia�a i wysz�a z pokoju. Tenaka podszed� do ��ka i spojrza� w d� na umieraj�cego. Szare oczy Aulina b�yszcza�y z rosn�cej gor�czki. - Nie jestem silny - powiedzia� starzec. - Nigdy nie by�em. Zawiod�em wszystkich, kt�rzy mi zaufali. Opr�cz Renyi... jej nigdy nie zawiod�em. Wierzysz mi? - Tak - odpowiedzia� Tenaka. Dlaczego tak bywa, �e ludzie s�abi zawsze czuj� potrzeb� zwierze�? - Czy zaopiekujesz si� ni�? - Nie. - Mog� zap�aci�. - Aulin chwyci� r�k� Tenaki. - Zabierz j� tylko do Sousy. Miasto le�y nie dalej ni� pi��, sze�� dni drogi na po�udnie. - Jeste� dla mnie nikim, nic ci nie jestem winien. Nie jeste� te� w stanie wynagrodzi� mnie wystarczaj�co dobrze. - Renya m�wi, �e nale�a�e� do wojsk Smoka. Gdzie twoje poczucie honoru? - Pogrzebane w piaskach pustyni. Zagubione w wiruj�cych otch�aniach czasu. Nie chc� z tob� rozmawia�, starcze. Nie masz mi nic do powiedzenia. - Pos�uchaj, prosz� - b�aga� Aulin. - Kiedy by�em m�ody, zasiada�em w Radzie. Popiera�em Cesk�, pracowa�em na jego zwyci�stwo. Wierzy�em w niego. Jestem wi�c przynajmniej cz�- �ciowo odpowiedzialny za straszliwy terror, jaki panuje w tym kraju. By�em kiedy� kap�anem �r�d�a. Moje �ycie up�ywa�o w harmonii. Teraz umieram i niczego ju� nie wiem na pewno. Nie mog� jednak pozwoli� na to, by po mojej �mierci Reny� oddano Spojonym. Nie mog�. Rozumiesz? Ca�e moje �ycie by�o pora�k� - moja �mier� musi czemu� pos�u�y�. Tenaka uwolni� si� z uchwytu starca i wsta�. - A teraz ty pos�uchaj - powiedzia�. - Jestem tutaj, by zabi� Cesk�. Nie oczekuj�, i� prze�yj� sw�j czyn. Nie mam wi�c ani czasu, ani ch�ci, by bra� na siebie twoje zobowi�zania. Je�eli zale�y ci, aby dziewczyna dotar�a do Sousy, to wyzdrowiej. U�yj si�y woli. Nagle starzec u�miechn�� si�. Wygl�da�o na to, �e opu�ci� go strach i napi�cie. - Zamierzasz zabi� Cesk�? - wyszepta�. - Mog� ci zaproponowa� co� lepszego. - Lepszego? Co mo�e by� lepsze? - Obali� go. Zako�czy� jego panowanie. - Osi�gn� to, zabijaj�c go. - Tak, to prawda, ale w�adz� po nim przejmie jeden z jego genera��w. Mog� ci ofiarowa� tajemnic�, kt�ra zniszczy jego imperium i uwolni Drenaj�w. - Je�li ma to by� opowiadanie o zaczarowanych mieczach lub tajemniczych zakl�ciach, to nie tra� czasu. Wszystkie ju� s�ysza�em. - Nie. Obiecaj, �e zaopiekujesz si� Reny� a� do Sousy. - Przemy�l� to - powiedzia� Tenaka. Ogie� znowu przygasa�, wi�c podrzuci� do� resztki drewna, zanim wyruszy� na poszukiwanie dziewczyny. Znalaz� j�, siedz�c� w zimnej kuchni. - Nie potrzebuj� twojej pomocy - powiedzia�a, nie podnosz�c wzroku. - Jeszcze jej nie zaproponowa�em. - Nie dbam o to, czy mnie zabij�, czy nie. - Jeste� zbyt m�oda na tak� oboj�tno�� - powiedzia� kl�kaj�c przed ni� i unosz�c jej podbr�dek. - Dopilnuj�, aby� bezpiecznie dotar�a do Sousy. - Jeste� pewien, �e on mo�e ci wystarczaj�co du�o zap�aci�? - M�wi, �e tak. - Nie bardzo ci� lubi�, Tenako Khanie. - Witaj w�r�d wi�kszo�ci! - powiedzia�. Opu�ciwszy j�, powr�ci� do pokoju i starca. Nagle roze�mia� si� g�o�no i podszed� do okna, otwieraj�c je szeroko na zimowy wiatr. Przed nim rozpo�ciera� si� bia�y bezmiar las�w. Za nim le�a� martwy starzec. S�ysz�c jego �miech, Renya wr�ci�a do pokoju. R�ka Aulina zsun�a si� z ��ka, a jego ko�ciste palce wskazywa�y teraz pod�og�. Mia� zamkni�te oczy i spokojn� twarz. Podesz�a do niego i delikatnie dotkn�a jego policzka. - Koniec ucieczki, Aulinie. Koniec strachu. Niechaj twe �r�d�o przyjmie ci� do siebie! Zakry�a mu twarz kocem. - Na tym ko�czy si� twoje zobowi�zanie - powiedzia�a cicho do Tenaki. - Jeszcze nie - odpar� i przyci�gn�� do siebie okiennic�. - Powiedzia� mi, �e wie, jak po�o�y� kres panowaniu Ceski. Czy wiesz, co mia� na my�li? - Nie. - Odwr�ci�a si� od niego i podnios�a p�aszcz, czuj�c nag�� pustk� w sercu. Nagle znieruchomia�a i p�aszcz wysun�� jej si� z r�k. Wpatruj�c si� w dogasaj�cy ogie�, potrz�sn�a g�ow�. Rzeczywisto�� straci�a znaczenie. Jaki sens �y� dalej? �adnego. Na czym mog�o jej teraz zale�e�? Na niczym. Ukl�k�a przy ogniu i utkwi�a w nim nieruchome spojrzenie, a pustk� w jej sercu wype�ni� przejmuj�cy b�l. �ycie Aulina by�o nieprzerwanym pasmem drobnych uprzejmo�ci, czu�o�ci i troski. Nigdy nie by� �wiadomie okrutny czy z�o�liwy, nigdy sk�py. A zako�czy� �ycie w opuszczonych koszarach, �cigany jak przest�pca, zdradzony przez przyjaci� i opuszczony przez boga. Tenaka obserwowa� j�, jednak w jego fio�kowych oczach nie zab�ys�a nawet iskierka wsp�czucia. Przywyk� do �mierci. Cicho spakowa� sw�j ekwipunek do p��ciennego worka, postawi� dziewczyn� na nogi, zapi�� jej p�aszcz i popchn�� �agodnie w stron� wyj�cia. - Poczekaj tutaj - powiedzia�. Podszed�szy do ��ka, zerwa� z cia�a koc. Oczy starca otworzy�y si� i zdawa�y si� wpatrywa� w wojownika. - �pij spokojnie - szepn�� Tenaka. - Zaopiekuj� si� ni�. Zamkn�� oczy zmar�emu i zwin�� koc. Na zewn�trz owia�o ich rze�kie powietrze. Wiatr ucich� i na czystym niebie pojawi� si� s�aby kr�g s�o�ca. Tenaka wzi�� powoli g��boki oddech. - To ju� koniec - szepn�a Renya. M�czyzna obejrza� si�. Ze szpaleru drzew wyszli czterej wojownicy i zbli�ali si� do nich z mieczami w d�oniach. - Zostaw mnie - powiedzia�a. - B�d� cicho. Zdj�� tobo�ek, rzucaj�c go w �nieg, a potem uwolni� si� z p�aszcza, ods�aniaj�c pochw� miecza i my�liwski n�. Zrobi� dziesi�� krok�w do przodu i przystan��, wyczekuj�co mierz�c wzrokiem ka�dego z wojownik�w. Mieli na sobie czerwono-br�zowe napier�niki �o�nierzy z Delnoch. - Czego szukacie? - zapyta� Tenaka, gdy tamci podeszli bli�ej. �aden z �o�nierzy nie odezwa� si�, co oznacza�o �e s� weteranami. Zamiast tego rozsun�li nieco szyk - gotowi na atak ze strony przeciwnika. - M�wcie, bo inaczej wasz w�adca otrzyma wasze g�owy! - powiedzia� Tenaka. Przystan�li, zerkaj�c na wojownika o ostrych rysach, stoj�cego po lewej. Ten wyst�pi�, a jego zimne oczy b�ysn�y z�owrogo. - Od kiedy to dzikus z p�nocy czyni obietnice w imieniu w�adcy? - sykn��. Tenaka u�miechn�� si�. Teraz wszyscy stali, czekaj�c na odpowied� - stracili impet. - Mo�e powinienem wyt�umaczy� - odrzek�, nie przestaj�c si� u�miecha� i podchodz�c do �o�nierza. - Chodzi o to, �e... - Jego r�ka strzeli�a w prz�d i w g�r�, a wyprostowane palce zmia�d�y�y nos przeciwnika. Cienka chrz�stka wbi�a si� w m�zg i uderzony pad� bez j�ku. Wtedy Tenaka obr�ci� si� i wyskoczy� w powietrze, a jego obuta w ci�ki but stopa wyl�dowa�a na szyi drugiego �o�nierza. Skacz�c w g�r�, wyci�gn�� n� z pochwy. Wyl�dowa� na lekko ugi�tych nogach, okr�ci� si�, odparowa� pchni�cie i zatopi� ostrze w szyi przeciwnika. Czwarty �o�nierz bieg� z uniesionym mieczem w stron� Renyi. Sta�a nieruchomo, przygl�daj�c mu si� bez zainteresowania. Tenaka cisn�� w niego no�em, kt�ry uderzy� r�koje�ci� w kark tamtego, tu� pod okapem he�mu. �o�nierz straci� r�wnowag� i run�� w �nieg, wypuszczaj�c miecz z r�k. Mieszaniec podbieg� do niego w momencie, gdy tamten pr�bowa� wsta�. Rzuci� mu si� na plecy i ponownie przygwo�dzi� do ziemi. He�m spad� z g�owy �o�nierza. Tenaka z�apa� go za w�osy, odci�gn�� w ty� g�ow�, a potem chwyci� go za podbr�dek i przekr�ci� gwa�townie w lewo. Kr�gi szyjne trzasn�y jak suche drewno. Odszukawszy n�, Tenaka otar� go i w�o�y� do pochwy. Przepatrzy� dok�adnie prze�wit mi�dzy drzewami. Woko�o panowa�a cisza. - My Nadirowie - szepn�� zamykaj�c oczy. - Idziemy? - zapyta�a Renya. Zdumiony uj�� j� pod rami� i spojrza� w d� w jej oczy. - Co z tob�? Czy chcesz umrze�? - Nie - odpowiedzia�a z roztargnieniem. - A wi�c dlaczego si� nie broni�a�? - Nie wiem. Idziemy? W jej ciemnych jak noc oczach wezbra�y i wyp�yn�y na policzki �zy, lecz jej blada twarz pozosta�a beznami�tna. Podni�s� r�k� i star� jedn� z nich. - Nie dotykaj mnie, prosz� - szepn�a. - Pos�uchaj. Ten starzec chcia�, �eby� �y�a, zale�a�o mu na tobie. - To nie ma ju� znaczenia. - Dla niego mia�o. - A dla ciebie? - Pytanie uderzy�o go jak cios obuchem. Przyj�� je i pr�dko poszuka� w sercu w�a�ciwej odpowiedzi. - Tak, ma to dla mnie znaczenie. - K�amstwo przysz�o mu z �atwo�ci� i dopiero gdy je wypowiedzia�, poj��, �e wcale nie sk�ama�. Spojrza�a mu g��boko w oczy i skin�a g�ow�. - P�jd� z tob� - powiedzia�a. - Jednak wiedz jedno: jestem przekle�stwem dla wszystkich, kt�rzy mnie kochaj�. Prze�laduje mnie �mier�, nigdy bowiem nie powinnam by�a zazna� �ycia. - �mier� prze�laduje ka�dego z nas i nigdy nie ustaje - powiedzia�. Poszli razem na po�udnie, przystaj�c przy kamiennym smoku. Marzn�cy deszcz przylgn�� do jego bok�w, nadaj�c im diamentowy poblask. Oddech uwi�z� w krtani Tenaki, gdy zajrza� w pysk smoka - sp�ywaj�ca po zniszczonych k�ach g�rnej szcz�ki woda utworzy�a nowe z�by z l�ni�cego lodu, przydaj�c jej wspania�o�ci, przywracaj�c moc. Skin�� g�ow�, jakby odebra� jak�� poufn� wiadomo��. - Jest pi�kny - powiedzia�a Renya. - Wi�cej ni� pi�kny - odpar� cicho Tenaka. - Jest �ywy. - �ywy? - Tak, tutaj - odpowiedzia�, dotykaj�c serca. - Wita mnie w domu. Przez ca�y d�ugi dzie� pod��ali na po�udnie. Tenaka m�wi� niewiele, koncentruj�c si� na wyszukiwaniu zasypanej �niegiem drogi i czujnie wypatruj�c patroli. Nie wiedzia�, czy ci czterej �o�nierze stanowili ca�y oddzia� po�cigowy, czy te� byli jedn� z wielu wys�anych za dziewczyn� grup. Nie dba� o to, cho� sam si� sobie dziwi�. Narzuci� szybkie tempo marszu, ogl�daj�c si� rzadko, �eby zobaczy�, czy Renya nad��a. Zawsze jednak kiedy przystawa� dla sprawdzenia nieba lub kiedy si� rozgl�da� po otwartym terenie, by�a tu� za nim. M�oda kobieta pod��a�a za nim cicho, ze wzrokiem wbitym w jego plecy, dostrzegaj�c pewno�� jego ruch�w i ostro�no��, z jak� wybiera� marszrut�. W my�lach wci�� na nowo powraca�y do niej dwa obrazy: taniec w opuszczonej sali gimnastycznej i taniec �mierci z �o�nierzami na �niegu. Obrazy nak�ada�y si� na siebie... zlewa�y. Ten sam taniec. G�adkie, prawie p�ynne ruchy, wyskok w g�r� i obr�t. W por�wnaniu z nim �o�nierze wydawali si� nieruchawi i niezdarni jak lentryjskie kuk�y na spl�tanym sznurku. A teraz nie �yli. Czy mieli rodziny? Prawdopodobnie. Czy kochali swoje dzieci? Zapewne. Weszli na polank� jako pewni siebie ludzie. A jednak w ci�gu kilku lodowatych chwil przestali istnie�. Dlaczego? Poniewa� ruszyli w tany z Tenak� Khanem. Zadr�a�a. Zmierzcha�o i spo�r�d drzew wype�z�y d�ugie cienie. Tenaka wybra� na ognisko miejsce pod wystaj�c� ska��, os�oni�te od wiatru. Lekko nieckowaty teren, otoczony kar�owatymi d�bami, dobrze ochrania� ogie�. Renya przy��czy�a si� do wojownika, zbieraj�c suche ga��zie i pieczo�owicie uk�adaj�c je w stos. Ogarn�o j� poczucie nierzeczywisto�ci. Ca�y �wiat powinien by� w�a�nie taki, pomy�la�a, pokryty lodem i oczyszczony: u�pione ro�liny wyczekuj�ce na z�ocist� doskona�o�� wiosny, ca�e z�o gin�ce pod oczyszczaj�cym lodem. Ceska i jego sp�odzone przez czarty legiony rozp�yn�yby si� jak koszmary z dzieci�stwa, a do Dren�j�w powr�ci�aby rado�� jak dar zorzy porannej. Tenaka wyj�� ze swego tobo�ka kocio�ek, umie�ci� go nad ogniem i gar�ciami zacz�� wrzuca� do� �nieg, a� zape�ni� go do po�owy podgrzewaj�c� si� wod�. Potem z ma�ego p��ciennego worka wsypa� do niej spor� gar�� owsa i odrobin� soli. Renya obserwowa�a go w milczeniu, zatrzymuj�c spojrzenie na jego sko�nych, fio�kowych oczach. Siedz�c z nim przy ogniu, znowu odczuwa�a spok�j. - Z jakiego powodu jeste� tutaj? - zapyta�a. - �eby zabi� Cesk� - odpowiedzia�, mieszaj�c owsiank� drewnian� �y�k�. - Dlaczego tutaj jeste�? - powt�rzy�a. Min�o kilka chwil, wiedzia�a jednak, �e nie ignoruje jej pytania i czeka�a, ciesz�c si� ciep�em i jego blisko�ci�. - Nie mam dok�d p�j��. Moi przyjaciele nie �yj�. Moja �ona... nic mi nie zosta�o. Prawda jest taka, �e nigdy... niczego nie mia�em. - Mia�e� przyjaci�... �on�. - Tak. Trudno to wyt�umaczy�. By� kiedy� w Ventrii pewien m�drzec. Mieszka� w pobli�u. Wielokrotnie rozmawiali�my o �yciu, o mi�o�ci i przyja�ni. �aja� mnie cz�sto, gniewa�. Opowiada� o diamentach w glinie. - Tenaka potrz�sn�� g�ow� i zamilk�. - Diamentach w glinie? - zapyta�a. - Niewa�ne. Opowiedz mi o Aulinie. - Nie wiem, co mia� zamiar ci powiedzie�. - Wierz� ci - opowiedz mi tylko o nim. Za pomoc� dw�ch kijk�w zdj�� kocio�ek z ognia i po�o�y� na ziemi, �eby ostyg�. Ona pochyli�a si� do przodu i rzuci�a w p�omienie kilka nowych ga��zek. - By� spokojnym cz�owiekiem, kap�anem �r�d�a. By� r�wnie� Poszukiwaczem i niczego nie lubi� bardziej, ni� przemierza� kraj w poszukiwaniu pozosta�o�ci po Starszych. Zdoby� nawet s�aw� w tej dziedzinie. Powiedzia� mi, �e gdy Ceska doszed� do w�adzy, w pierwszej chwili popar� go, uwierzy� we wszystkie jego obietnice lepszej przysz�o�ci. Potem zacz�� si� terror. I Spojeni... - Ceska zawsze uwielbia� czary - powiedzia� Tenaka. - Zna�e� go? - Tak. M�w dalej. - Aulin by� jednym z pierwszych, kt�rzy zbadali Graven. Odnalaz� drzwi ukryte pod lasem oraz znajduj�ce si� tam machiny. Opowiada�, �e jego badania dowiod�y, i� machiny te stworzono po to, by pomaga�y leczy� choroby, na kt�re cierpieli Starsi. Zamiast jednak wykorzysta� je w tym samym celu, powolni Cesce uczeni u�yli ich do stworzenia Spojonych. Pocz�tkowo przeznaczano ich tylko na areny, gdzie rozrywali si� wzajemnie na strz�py, dostarczaj�c rozrywki gawiedzi; wkr�tce jednak zacz�li si� pojawia� na ulicach Drenanu, odziani w zbroje i liberie wartownik�w Ceski. Aulin obwinia� o to siebie - kontynuowa�a - i pojecha� do Delnoch pod pretekstem zbadania Izby �wiat�a, znajduj�cej si� w podziemiach twierdzy. Tam przekupi� stra�nika i pr�bowa� uciec przez ziemie Sathuli. Rozpocz�� si� ju� jednak po�cig i musieli�my skierowa� si� na po�udnie. - A jakie jest twoje miejsce w tej historii? - zapyta�. - Nie pyta�e� o mnie, tylko o Aulina. - W takim razie teraz pytam. - Czy mog� dosta� troch� owsianki? Przytakn��, sprawdzi� temperatur� garnka i poda� go jej. Zjad�a w milczeniu, po czym odda�a mu naczynie. Sko�czywszy posi�ek, wojownik opar� si� o zimn� ska��. - Otacza ci� tajemnica, pani. Nie b�d� pr�bowa� jej zg��bi�. �wiat by�by smutnym miejscem bez tajemnic. - �wiat jest smutnym miejscem - powiedzia�a - pe�nym �mierci i przera�enia. Dlaczego szatan jest o tyle silniejszy od mi�o�ci? - A kto m�wi, �e jest? - odpowiedzia�. - Nie �y�e� w�r�d Drenaj�w. Ludzie tacy jak Aulin s� tutaj �cigani jak kryminali�ci, a farmerzy zabijani za niedostarczenie jakich� absurdalnie wysokich kontyngent�w zbo�a. Areny zape�niaj� si� wyj�cymi t�umami, kt�re �miej� si�, gdy dzikie bestie rozszarpuj� kobiety i dzieci. To jest straszne! - To minie - powiedzia� �agodnie. - A teraz czas spa�. - Wyci�gn�� do niej r�k�, na co ona szarpn�a si�