13080
Szczegóły |
Tytuł |
13080 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13080 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13080 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13080 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
David Gemmell
KR�L POZA BRAM�
Prze�o�yli Barbara Kaminska, Zbigniew A. Krdlicki
Ksi��k� t� dedykuj� z wyrazami mi�o�ci
moim dzieciom, Kathryn i Luke 'owi,
jako skromny dow�d wdzi�czno�ci za ich towarzystwo.
PODZI�KOWANIA
Bez pomocy najbli�szych przyjaci� nie by�oby rado�ci tworzenia. Bardzo dzi�kuj�
Tomowi
Taylorowi za pomoc w budowaniu opowiadania, Stelli Graham za czytanie
pierwodruku oraz
Jean Maund za wydanie r�kopisu. Ponadto dzi�kuj� Gary'emu, Russowi, Barbarze,
Philipowi,
George'owi, Johnowi D., Jimmy'emu, Angeli, Jo, Lee oraz Ionie i ca�emu
personelowi �Hastings
Observer", kt�ry stworzy� te dobre lata.
A Rossowi Lempriere'owi dzi�kuj� za szturmowanie schod�w.
Prolog
�nieg pokry� ju� okoliczne drzewa i le��c� w dole puszcz�. Przez jaki� czas
Tenaka sta�
po�r�d ska� i g�az�w, przebiegaj�c wzrokiem zbocza. Bia�y puch gromadzi� si� na
jego
lamowanym futrem p�aszczu i kapeluszu o szerokim rondzie, lecz on nie zwa�a� na
to, podobnie
jak nie zwraca� uwagi na zimno przenikaj�ce cia�o a� do ko�ci. Czu� si� tak,
jakby by� ostatnim
�ywym mieszka�cem umieraj�cej planety.
Niemal pragn��, �eby tak by�o.
W ko�cu, upewniwszy si�, �e wok� nie ma �adnych patroli, zacz�� schodzi�
zboczem w d�,
ostro�nie stawiaj�c stopy na zdradliwym stoku. Porusza� si� wolno, wiedz�c, �e
zimno staje si�
coraz gro�niejsze. Potrzebowa� miejsca na ob�z i ognisko.
Za jego plecami majaczy� w g�stniej�cych chmurach �a�cuch g�r Delnoch. Przed nim
le�a�
las Skultik, miejsce zawiedzionych nadziei i dzieci�cych wspomnie�, owiane
wieloma
legendami.
Wok� panowa�a cisza, przerywana jedynie sporadycznymi trzaskami �cinanych lodem
suchych ga��zek i aksamitnym szelestem �niegu, zsuwaj�cego si� z przeci��onych
konar�w.
Tenaka odwr�ci� si� i spojrza� na swoje �lady, kt�rych ostre kraw�dzie
zamazywa�y si�,
nikn�c zupe�nie po kilku minutach. Ruszy� dalej, z g�ow� pe�n� smutnych my�li i
strz�p�w
wspomnie�.
Rozbi� ob�z w os�oni�tej od wiatru, p�ytkiej jaskini i rozpali� niewielkie
ognisko. P�omienie
skupi�y si� i uros�y, a na �cianach zata�czy�y czerwonawe cienie. Zdj�� we�niane
r�kawice i
rozgrza� d�onie nad ogniem; potem roztar� twarz, szczypi�c policzki, aby
pobudzi� kr��enie
krwi. Chcia�o mu si� spa�, lecz w jaskini nie by�o jeszcze do�� ciep�o.
Smok by� martwy. Tenaka potrz�sn�� g�ow� i zamkn�� oczy. Ananais, Decado, Elias,
Beltzer. Wszyscy zgin�li. Zdradzeni, poniewa� nade wszystko cenili honor i
obowi�zek. Zgin�li,
poniewa� wierzyli, �e Smok jest niepokonany, a dobro zawsze musi zwyci�y�.
Tenaka odp�dzi� senno�� i dorzuci� do ognia kilka wi�kszych polan.
- Smok nie �yje - powiedzia� g�o�no, a s�owa odbi�y si� echem od �cian jaskini.
Jakie to
dziwne, pomy�la�, s�owa s� prawdziwe, a jednak trudno w nie uwierzy�.
Zapatrzy� si� w migocz�ce p�omienie, oczami duszy widz�c obraz swego marmurowego
pa�acu w Ventrii. Tam nie by�o ognia na kominku, tylko �agodny ch��d
wewn�trznych
pomieszcze�, kt�rych kamienne �ciany nie wpuszcza�y do �rodka dr�cz�cego s�o�ca
pustyni.
Mi�kkie fotele i tkane dywany oraz s�u��cy, kt�ry podawa� dzbany ch�odzonego
wina i nosi�
kub�y drogocennej wody do jego r�anego ogrodu dla podtrzymania pi�kna
kwitn�cych drzew.
Pos�a�cem by� Beltzer. Wierny Beltzer - naj�wietniejszy wojownik w randze Bara w
ca�ym
skrzydle.
- Wzywaj� nas do domu, sir - powiedzia� zak�opotany, stan�wszy w obszernej
bibliotece, w
odzie�y nosz�cej �lady d�ugiej podr�y przez piaski pustyni. - Buntownicy
pokonali jeden z
oddzia��w Ceski na p�nocy i Baris osobi�cie wyda� ten rozkaz.
- Sk�d wiesz, �e to on?
- To jego piecz��, sir. Jego osobista piecz��. A wiadomo�� brzmi: �Smok wzywa".
- Nie widziano Barisa ju� od pi�tnastu lat.
- Wiem, sir. Jednak ta piecz��...
- Grudka wosku nie ma �adnego znaczenia.
- Dla mnie ma, sir.
- Wr�cisz wi�c do Drenaj�w?
- Tak, sir. A pan?
- Wr�ci� do czego, Beltzer? Kraj le�y w gruzach. Spojeni s� niepokonani, a kto
wie, jakie
z�e i tajemne moce zostan� u�yte przeciw buntownikom? Zrozum, cz�owieku! Smoka
rozwi�zano pi�tna�cie lat temu, a my wszyscy postarzeli�my si�. By�em jednym z
m�odszych
oficer�w, a teraz mam czterdzie�ci lat. Ty musisz mie� oko�o pi��dziesi�tki -
gdyby Smok
istnia�, by�by� ju� emerytem.
- Zdaj� sobie z tego spraw� - powiedzia� Beltzer, staj�c sztywno na baczno��. -
Jednak honor
wzywa. Przez ca�e �ycie s�u�y�em Drenajom i teraz nie mog� odm�wi�.
- A ja mog� - powiedzia� Tenaka. - Sprawa jest przegrana. Je�li damy Cesce
troch� czasu,
zniszczy si� w�asnymi r�kami. Jest szalony. Ca�e jego pa�stwo si� rozpada.
- Nie jestem dobrym m�wc�, sir. Przeby�em dwie�cie mil, �eby dostarczy� t�
wiadomo��.
Przyjecha�em odnale�� cz�owieka, kt�remu s�u�y�em, ale nie ma go tutaj.
Przepraszam za k�opot.
- Pos�uchaj, Beltzer! - powiedzia� Tenaka, gdy tamten odwr�ci� si� do drzwi. -
Gdyby
istnia�a najmniejsza szansa powodzenia, z przyjemno�ci� pojecha�bym z tob�.
Czuj� jednak, �e
sko�czy si� to kl�sk�.
- Czy my�lisz, �e ja o tym nie wiem? �e my wszyscy o tym nie wiemy? - powiedzia�
Beltzer,
po czym odszed�.
Wiatr zmieni� kierunek i dmuchn�� do wn�trza jaskini, zasypuj�c ognisko
�niegiem. Tenaka
zakl�� cicho. Dobywszy miecza wyszed� na zewn�trz, �ci�� dwa krzewy i wr�ci�,
zas�aniaj�c nimi
wej�cie.
Mija�y miesi�ce, a on zapomina� o Smoku. Musia� zarz�dza� maj�tkiem, zaj�� si�
wa�nymi,
rzeczywistymi problemami.
Potem zachorowa�a Illae. By� na p�nocy, organizuj�c ochron� karawan z
przyprawami,
kiedy doniesiono mu o tym. Pospieszy� do domu. Medycy orzekli, �e gor�czka minie
i nie ma
powodu do obaw. Jednak jej stan pogarsza� si�. Powiedzieli mu, �e to zapalenie
p�uc. Traci�a na
wadze z dnia na dzie�, a� w ko�cu le�a�a na szerokim �o�u, oddychaj�c nier�wno,
a w jej
pi�knych niegdy� oczach l�ni�a �mier�. Siedzia� przy niej ca�ymi dniami,
rozmawiaj�c, modl�c
si�, b�agaj�c, by nie umiera�a.
A� nagle jej si� polepszy�o, a jemu serce podskoczy�o z rado�ci. Zacz�a m�wi� o
przyj�ciu i
przerwa�a zastanawiaj�c si�, kogo zaprosi.
- M�w dalej - powiedzia�. Jednak jej ju� nie by�o. Tak po prostu. Dziesi�� lat
wsp�lnych
wspomnie�, nadziei i rado�ci znikn�o jak woda na piasku pustyni.
Podni�s� j� z ��ka i owin�� w bia�y, we�niany szal. Potem, trzymaj�c w
obj�ciach, zani�s� j�
do r�anego ogrodu.
- Kocham ci� - powtarza�, ca�uj�c jej w�osy i ko�ysz�c jak dziecko. S�udzy
zebrali si� i
patrzyli w milczeniu. Po godzinie odci�gn�li go od niej i zaprowadzili �kaj�cego
do jego
komnaty. Znalaz� tam zapiecz�towany zw�j, zawieraj�cy opis bie��cego stanu jego
interes�w
oraz porady co do nowych inwestycji. Znajdowa� si� tam r�wnie� list od jego
ksi�gowego -
Estasa, kt�ry radzi�, w jakich regionach nale�y inwestowa�, a jakich nale�y
unika�, szczeg�lnie
wnikliwie omawiaj�c pod�o�e polityczne tej oceny.
Machinalnie otworzy� list i wzrokiem przebieg� opis stabilizacji w Vagrii,
pocz�tku
przemian w Lentrii i g�upoty Drenajow, a� doszed� do ostatnich linijek:
�Ceska otoczy� buntownik�w na po�udnie od R�wniny Sentrian. Pewnie zn�w b�dzie
si�
che�pi� swoj� przebieg�o�ci�. Wyda� rozkaz, wzywaj�cy starych weteran�w do
powrotu;
widocznie obawia� si� Smoka, od kiedy rozwi�za� go przed pi�tnastu laty. Teraz
pozby� si� obaw
- zabito wszystkich, co do jednego. Potwory Ceski s� przera�aj�ce. Na jakim
�wiecie �yjemy?"
- �yjemy? - powiedzia� Tenaka. - Nikt nie �yje - wszyscy s� martwi.
Wsta�, podszed� do zachodniej �ciany i stan�� przed owalnym lustrem, by spojrze�
na swoje
odbicie. Zobaczy� sko�ne, fioletowe, oskar�aj�ce go oczy, oraz zaci�ni�te wargi,
zdradzaj�ce
gorycz i gniew.
- Wr�� do domu - powiedzia�o odbicie - i zabij Cesk�.
Rozdzia� 1
Opuszczone baraki sta�y zasypane �niegiem, a ich wybite okna przypomina�y stare,
nie
zabli�nione rany. Wydeptany niegdy� przez dziesi�� tysi�cy ludzi plac by� teraz
wyboisty, a spod
pokrywaj�cego go �niegu przebija�y �d�b�a traw.
R�wnie brutalnie potraktowano samego Smoka: strzaskano mu kamienne skrzyd�a,
wybito
k�y, a oblicze pomazano czerwon� farb�. Stoj�cemu przed nim w milcz�cym ho�dzie
Tenace
wydawa�o si�, �e Smok p�aka� krwawymi �zami.
M�czyzna rozejrza� si� po placu, a pami�� podsun�a mu wyra�ne obrazy z
przesz�o�ci:
Ananais wykrzykuj�cy komendy - przeciwstawne rozkazy powoduj�ce, �e �wicz�cy
zderzali si�
ze sob� i z �omotem padali na ziemi�.
- �mierdz�ce szczury! - rycza� jasnow�osy olbrzym. - Nazywacie siebie
�o�nierzami?
Obrazy rozp�yn�y si� w zderzeniu z upiorn�, bia�� pustk� rzeczywisto�ci i
Tenaka zadr�a�.
Podszed� do studni, gdzie znalaz� stare wiadro, wci�� przywi�zane do zbutwia�ego
sznura.
Wrzuci� je do �rodka i us�ysza� trzask p�kaj�cego lodu. Po wyci�gni�ciu podszed�
z nim do
smoka.
Farba trudno si� zmywa�a, lecz pracowa� nad ni� prawie przez godzin�, no�em
zeskrobuj�c z
kamienia ostatnie �lady czerwieni.
Potem zeskoczy� na ziemi� i spojrza� na swoje dzie�o.
Nawet bez farby smok wygl�da� �a�o�nie, jak obraz kl�ski. Tenaka zn�w pomy�la� o
Ananaisie.
- Mo�e lepiej, �e nie �yjesz i nie musisz tego ogl�da�.
Zacz�o pada�, lodowate igie�ki siek�y go po twarzy. Tenaka zarzuci� na rami�
tobo�ek i
pobieg� w kierunku opuszczonych barak�w. Z rozmachem otworzy� drzwi i wszed� do
dawnych
kwater oficerskich. Spod n�g czmychn�� mu szczur, umykaj�c w ciemno��, Tenaka
zignorowa�
go, przechodz�c do obszerniejszych pomieszcze� na ty�ach budynku. W swoim starym
pokoju
zrzuci� tobo�ek, a potem roze�mia� si�, spojrzawszy na kominek, na kt�rym
zobaczy� u�o�ony
stos drewna, gotowy do podpalenia.
Ostatniego dnia, wiedz�c, �e wyje�d�aj�, kto� przyszed� do jego pokoju i
przygotowa�
palenisko. Decado, jego adiutant?
Nie. On nie mia� w sobie nic romantycznego. By� szalonym morderc�, trzymanym w
ryzach
jedynie przez �elazn� dyscyplin� Smoka oraz w�asne g��bokie poczucie lojalno�ci.
A wi�c kto?
Po chwili przesta� przypomina� sobie podsuwane przez pami�� twarze. Nigdy si�
nie dowie.
Po pi�tnastu latach drewno powinno by� wystarczaj�co suche, aby pali� si� bez
dymu -
powiedzia� sobie i umie�ci� pod bierwionami �wie�� hubk�. Wkr�tce pojawi�y si�
p�omyki i
polana zap�on�y �ywym ogniem.
Pod wp�ywem nag�ego impulsu Tenaka podszed� do wy�o�onej drewnem �ciany w
poszukiwaniu ukrytej niszy. Kiedy� otwiera�a si� b�yskawicznie, po lekkim
naci�ni�ciu guzika.
Teraz zaskrzypia�y zardzewia�e spr�yny. Delikatnie odsun�� p�yt�, za kt�r�
znajdowa�a si�
niewielka wn�ka, utworzona przez wyj�cie kamiennego bloku na wiele lat przed
rozpuszczeniem
wojska. Na tylnej �cianie widnia� napis w j�zyku Nadir�w:
Jeste�my Nadirami,
Dzie�mi m�odo�ci,
Rozlewem krwi,
Ciosem topora,
Niepokonani.
Po raz pierwszy od wielu miesi�cy Tenaka u�miechn�� si� i poczu� jak ci�ar
przygniataj�cy
mu dusz� nieco zel�a�. Minione lata cofn�y si� i raz jeszcze zobaczy� siebie
jako m�odego
cz�owieka, kt�ry przyby� wprost ze Step�w, aby obj�� stanowisko w oddziale
Smoka. Jeszcze
raz poczu� na sobie spojrzenia wsp�towarzyszy-oficer�w i ich ledwie skrywan�
wrogo��.
Ksi��� Nadir�w w�r�d �o�nierzy Smoka? To nie do pomy�lenia - a zdaniem
niekt�rych
wr�cz nieprzyzwoite. To by� jednak szczeg�lny przypadek.
Legion Smoka zosta� utworzony przez Magnusa Woundweavera po Pierwszej Wojnie
Nadiryjskiej przed stu laty, kiedy niezwyci�ony w�dz Ulryk poprowadzi� swe
hordy pod mury
Dros Delnoch, najpot�niejszej twierdzy �wiata, gdzie zosta� pokonany przez
Ksi�cia z Br�zu i
jego wojownik�w.
Smok mia� obroni� Drenaj�w przed przysz�ymi napadami Nadir�w.
I oto, jak koszmarny sen, kt�ry si� zi�ci� - gdy �wie�a jeszcze by�a pami�� o
Drugiej Wojnie
Nadiryjskiej - do regimentu przyj�to Nadira. Co gorsza, by� on w prostej linii
potomkiem
Ulryka. A jednak nie mieli wyboru - musieli pozwoli� mu nosi� pa�asz
kawalerzysty, poniewa�
by� Nadirem jedynie ze strony matki.
Ze strony ojca by� prawnukiem Regnaka W�drowcy: Ksi�cia z Br�zu, co dla tych,
kt�rzy
chcieli go nienawidzi�, stanowi�o pewien problem. W jaki spos�b mogli darzy�
nienawi�ci�
potomka najwi�kszego bohatera Drenaj�w? Nie by�o to �atwe, jednak udawa�o im
si�.
Jego poduszk� oblewano krwi� koz�a, do but�w wk�adano skorpiony. Podcinano
popr�gi
siod�a, a na koniec podrzucono mu do ��ka �mij�.
Ta prawie go zabi�a, zanurzaj�c z�by jadowe w jego udzie. Tenaka, si�gn�wszy
szybko po
sztylet le��cy na stoliku przy ��ku, zabi� w�a, a potem rozci�� miejsce
uk�szenia w nadziei, �e
up�yw krwi usunie jad. Le�a� potem zupe�nie nieruchomo, wiedz�c, �e jakikolwiek
ruch
rozprowadzi trucizn� w organizmie. Us�ysza� kroki na korytarzu. Wiedzia�, �e to
Ananais, do-
w�dca warty, wraca do swego pokoju po zako�czonej s�u�bie.
Nie chcia� od niego pomocy, bo wiedzia�, �e Ananais go nie lubi. Jednak nie
chcia� umiera�!
Wykrzykn�� wi�c jego imi�, drzwi otworzy�y si� i stan�� w nich jasnow�osy
olbrzym.
- Uk�si�a mnie �mija - powiedzia� Tenaka.
Ananais pochyli� g�ow� w wej�ciu i podszed� do ��ka, odpychaj�c nog� zabitego
w�a.
Potem obejrza� ran� w nodze Tenaki.
- Jak dawno? - zapyta�.
- Dwie, trzy minuty temu.
Ananais potakuj�co skin�� g�ow�. - Naci�cia nie s� do�� g��bokie.
Tenaka poda� mu sztylet. - Nie. Gdyby by�y g��bsze naruszy�yby g��wne mi�nie.
Pochyliwszy si�, Ananais przy�o�y� usta do rany i wyssa� trucizn�. Potem za�o�y�
opask�
uciskow� i poszed� sprowadzi� lekarza.
Nawet po usuni�ciu wi�kszo�ci trucizny m�ody ksi��� nadiryjski nieomal straci�
�ycie.
Zapad� w stan �pi�czki, kt�ra trwa�a cztery dni, a kiedy si� obudzi�, przy swoim
��ku zobaczy�
Ananaisa.
- Jak si� czujesz?
- Dobrze.
- Nie wygl�dasz najlepiej. Mimo to ciesz� si�, �e �yjesz.
- Dzi�ki za uratowanie mi �ycia - powiedzia� Tenaka, gdy olbrzym podni�s� si�,
by wyj��.
- Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. Mimo to nie pozwoli�bym ci po�lubi� mojej
siostry -
powiedzia�, u�miechaj�c si� szeroko. - A przy okazji, trzech m�odych oficer�w
wydalono
wczoraj ze s�u�by. My�l�, �e teraz ju� mo�esz spa� spokojnie.
- Nigdy tego nie zrobi� - powiedzia� Tenaka. - Dla Nadira to �mier�.
- Nic dziwnego, �e maj� sko�ne oczy - powiedzia� Ananais.
Renya pomog�a starcowi wsta�, a potem zgarn�a �nieg, gasz�c niewielkie ognisko.
Temperatura gwa�townie spada�a, a nad ich g�owami kot�owa�y si� ponure i gro�ne
burzowe
chmury. Dziewczyna ba�a si�, poniewa� staruszek przesta� dr�e� i sta� teraz przy
po�amanym
drzewie, pustym wzrokiem spogl�daj�c pod nogi.
- Chod�, Aulinie - powiedzia�a, obejmuj�c go ramieniem. - Blisko ju� do starych
barak�w
wojskowych.
- Nie! -j�kn�� cofaj�c si�. - Znajd� mnie tam. Wiem, �e mnie znajd�.
- Zimno zabije ci� na pewno - sykn�a. - Chod�.
Pokornie pozwoli� jej poprowadzi� si� poprzez �nieg. By�a wysoka i silna, lecz
marsz
zm�czy� j� i gdy dotarli do ostatniego szpaleru drzew przed placem Smoka, ci�ko
dysza�a.
- Jeszcze tylko chwila - powiedzia�a. - Potem odpoczniesz.
Wydawa�o si�, �e obietnica schronienia doda�a si� staremu, kt�ry nieco szybciej
zacz��
posuwa� si� naprz�d. Dwa razy prawie upad�, lecz dziewczyna przytrzyma�a go.
Kopni�ciem otworzy�a drzwi najbli�szego budynku i pomog�a mu wej�� do �rodka.
Zsun�a
z g�owy bia�y we�niany burnus i przesun�a d�oni� po kr�tko obci�tych czarnych
w�osach,
zlepionych teraz potem.
Z dala od mro�nego wiatru, gdy cia�o zacz�o dostosowywa� si� do nowych
warunk�w,
poczu�a, �e jej sk�ra p�onie. Odpi�a pas bia�ego ko�ucha z owczej sk�ry i
zsun�a go z szerokich
ramion. Ubrana by�a w bladob��kitn� we�nian� tunik� i czarne, obcis�e nogawice,
cz�ciowo
skryte pod si�gaj�cymi do po�owy uda butami, podbitymi owczym futrem. U boku
mia�a sztylet.
Staruszek opar� si� o �cian�, nie mog�c opanowa� wstrz�saj�cych nim dreszczy.
- Znajd� mnie. Na pewno! - skomla�. Renya zignorowa�a go i posz�a korytarzem.
Na drugim jego ko�cu pojawi� si� jaki� cz�owiek i zaskoczona dziewczyna
b�yskawicznie
si�gn�a po sztylet. By� to wysoki, ciemny i ubrany na czarno m�czyzna z
przypi�tym do pasa
mieczem. Porusza� si� wolno, jednak z pewno�ci� siebie, kt�r� Renya uzna�a za
wyzywaj�c�.
Kiedy podszed� bli�ej, dziewczyna przygotowa�a si� do odparcia ataku, obserwuj�c
jego oczy.
By�y one, jak zauwa�y�a, barwy najpi�kniejszego fioletu, sko�ne jak u ludzi z
nadiryjskich
plemion z p�nocy. Mia� jednak ostre rysy twarzy i gdyby nie zawzi�to��,
widoczna w linii
zaci�ni�tych ust, by�by nawet przystojny.
Chcia�a powstrzyma� go s�owami, powiedzie� mu, �e je�li podejdzie bli�ej, to
zginie. Jednak
nie mog�a. Otacza�a go aura si�y - w�adzy, kt�ra zmusza do uleg�o�ci.
Min�� j� i pochyli� si� nad Aulinem.
- Zostaw go! - krzykn�a. Tenaka odwr�ci� si� do niej.
- W moim pokoju pali si� w kominku. Troch� dalej na prawo - powiedzia�
spokojnie. -
Przenios� go tam. - Delikatnie podni�s� starca i zani�s� go do swojej kwatery, a
nast�pnie u�o�y�
na w�skim ��ku. Zdj�� z niego p�aszcz oraz buty i zacz�� rozciera� lekko jego
�ydki, posinia�e i
pokryte plamami. Odwr�ciwszy si�, rzuci� dziewczynie koc. - Nagrzej go przy
ogniu -
powiedzia� i powr�ci� do swego zaj�cia. Po chwili sprawdzi� oddech starego - by�
r�wny i
g��boki.
- �pi? - zapyta�a.
- Tak.
- Czy b�dzie �y�?
- Kto to wie? - powiedzia� Tenaka, wstaj�c i prostuj�c plecy.
- Dzi�ki, �e mu pomog�e�.
- Dzi�ki za to, �e mnie nie zabi�a� - odpowiedzia�.
- Co ty tu robisz? - spyta�a.
- Siedz� przy ogniu i czekam a� przejdzie burza. Chcesz co� zje��?
Usiedli przy kominku i jedli suszone mi�so i twarde placki z jego zapas�w,
niewiele przy
tym m�wi�c. Tenaka nie nale�a� do ludzi ciekawskich, a Renya intuicyjnie
wyczuwa�a jego
niech�� do rozmowy. Jednak panuj�ce milczenie nie ci��y�o im. Ona, po raz
pierwszy od
tygodni, czu�a spok�j i nawet gro�ba po�cigu wydawa�a si� mniej rzeczywista,
jakby te baraki
by�y przystani� strze�on� przez czarodziejskie moce - pot�ne, cho�
niewidzialne.
Tenaka wyprostowa� si� na krze�le i obserwowa� dziewczyn�, kt�ra wbi�a wzrok w
p�omienie. Jej twarz zwraca�a uwag�: owalna, o wysokich ko�ciach policzkowych i
szeroko
rozstawionych oczach, tak ciemnych, i� �renice zlewa�y si� z t�cz�wkami. Odni�s�
wra�enie, �e
jest siln� osobowo�ci�. Pod t� si�� wyczu� jednak skrywan� wra�liwo��, jakby
dr�czy�a j�
ukrywana s�abo�� lub strach. W innych okoliczno�ciach z pewno�ci� wzbudzi�aby
jego
zainteresowanie, lecz gdy wejrza� w siebie, nie znalaz� tam �adnych uczu�,
�adnej ��dzy...
Nawet �ycia - stwierdzi� ze zdziwieniem.
- �cigaj� nas - powiedzia�a w ko�cu.
- Wiem.
- Sk�d mo�esz wiedzie�?
Wzruszy� ramionami i dorzuci� drew do ognia. - Znajdujecie si� na pustkowiu, bez
koni i
zapas�w, ale wasze szaty s� drogie, a zachowanie wskazuje na dobre urodzenie.
St�d wniosek,
�e uciekacie przed kim� lub przed czym�, a zatem kto� was �ciga.
- Czy to ci przeszkadza? - zapyta�a.
- A powinno?
- Je�eli zostaniesz z�apany razem z nami, to r�wnie� zginiesz.
- A wi�c nie z�api� mnie razem z wami - stwierdzi�.
- Czy mam ci powiedzie�, dlaczego jeste�my �cigani? - zapyta�a znowu.
- Nie. To wasze �ycie. Nasze �cie�ki przeci�y si� tutaj, lecz za chwil� ka�de z
nas pod��y
swoj� drog�. Nie ma potrzeby, aby�my si� poznawali.
- Dlaczego? Czy boisz si�, �e mog�oby ci� to obchodzi�? Starannie rozwa�y� to
pytanie,
dostrzegaj�c gniew w jej oczach.
- Mo�e. Jednak najbardziej l�kam si� s�abo�ci, kt�ra si� z tym wi��e. Mam
zadanie do
wykonania i nie potrzebuj� innych k�opot�w. Nie, to nie tak - nie chc� �adnych
innych
k�opot�w.
- Czy to nie samolubne?
- Oczywi�cie, �e tak. Jednak pomaga przetrwa�.
- A czy to takie wa�ne? - warkn�a.
- Chyba tak, bo inaczej nie uciekaliby�cie.
- To jest wa�ne dla niego - powiedzia�a, wskazuj�c na cz�owieka na ��ku. - Nie
dla mnie.
- On nie zdo�a uciec �mierci. A ponadto niekt�rzy mistycy twierdz�, �e po
�mierci trafimy
do raju.
- On w to wierzy. W�a�nie tego si� boi.
Tenaka wolno potrz�sn�� g�ow� i przetar� oczy.
- To troch� za du�o dla mnie - powiedzia� z wymuszonym u�miechem. - Chyba p�jd�
ju�
spa�. - Podni�s� koc, roz�cieli� go na pod�odze i rozci�gn�� si� na nim,
opieraj�c g�ow� na
tobo�ku.
- Nale�ysz do Smoka, prawda? - spyta�a Renya.
- Sk�d wiesz? - zapyta�, uni�s�szy si� na �okciu.
- Wywnioskowa�am to ze sposobu, w jaki powiedzia�e� �m�j pok�j".
- Jeste� spostrzegawcza. - Po�o�y� si� znowu i zamkn�� oczy.
- Mam na imi� Renya.
- Dobranoc, Renya.
- Nie powiesz mi jak si� nazywasz?
Zwa�ywszy na sytuacj�, powinien odm�wi�.
- Tenaka Khan - powiedzia�. I zasn��.
�ycie to farsa - pomy�la� Scaler, wisz�c czterdzie�ci st�p nad kamiennym
dziedzi�cem,
uczepiony muru koniuszkami palc�w. Pod nim w�szy� ogromny potw�r, ko�ysz�c z
boku na bok
kud�at� g�ow�, a szponiastymi paluchami obejmuj�c r�koje�� miecza o z�batym
ostrzu. Zamie�
gwa�townymi podmuchami wbija�a lodowate p�atki �niegu w oczy Scalera.
- Serdeczne dzi�ki - wyszepta�, spogl�daj�c w kierunku ciemnych, brzemiennych
�niegiem
chmur burzowych. By� cz�owiekiem religijnym. Bog�w postrzega� jako zgrzybia�ych
Starc�w -
Nie�miertelnych, nieustannie p�ataj�cych ludzko�ci figle w kosmicznie z�ym
gu�cie.
Spojony schowa� sw�j miecz do pochwy i pok�usowa� w ciemno��. Scaler odetchn��
g��boko
i podci�gn�wszy si� na parapet okna, wsun�� si� mi�dzy ci�kie aksamitne
zas�ony. Znalaz� si�
w niewielkim gabinecie, na kt�rego umeblowanie sk�ada�o si� biurko, trzy d�bowe
krzes�a, kilka
kom�d oraz rz�d rega��w na ksi��ki i manuskrypty. Pok�j by� schludny -
obsesyjnie schludny,
zdaniem Scalera, kt�ry zauwa�y� trzy pi�ra, r�wno u�o�one na samym �rodku
sekretarzyka.
Czeg� innego m�g� si� spodziewa� po s�dzim Siliusie.
Na przeciwleg�ej �cianie wisia�o srebrne lustro w mahoniowych ramach. Scaler
podszed� do
niego, wypr�y� si� i wyprostowa� ramiona. Czarna maska na twarzy, ciemna tunika
i obcis�e
spodnie nadawa�y mu gro�ny wygl�d. Wyj�� sztylet i przykucn�� w pozie
atakuj�cego
wojownika. Efekt mrozi� krew w �y�ach.
Idealnie - powiedzia� do swego odbicia. - Nie chcia�bym ci� spotka� w ciemnej
ulicy!
Wsun�wszy sztylet do pochwy, podszed� do drzwi gabinetu i ostro�nie nacisn��
klamk�.
Za nimi znajdowa� si� w�ski kamienny korytarz z czworgiem drzwi - po parze na
obu
stronach. Scaler wybra� ostatnie po lewej i powoli sforsowa� �elazny zamek.
Uchyli�y si�
bezd�wi�cznie. Wsun�� si� do �rodka i przytuli� do �ciany. W pokoju by�o ciep�o,
mimo i�
polana w kominku jedynie si� �arzy�y, a s�aby czerwony blask o�wietla� zas�ony
wok� du�ego
�o�a. Scaler podszed� cicho, �eby spojrze� na t�ustego Siliusa i jego r�wnie
t�ust� pani�. On le�a�
na brzuchu, a ona na plecach; oboje chrapali.
Po co ja si� skradam? - zapyta� w duchu. - M�g�bym tu wmaszerowa�, przygrywaj�c
sobie
na b�bnie. St�umiwszy chichot, odnalaz� szkatu�k� z kosztowno�ciami w ukrytej
pod oknem
niszy, otworzy� j� i przesypa� jej zawarto�� do lnianej sakiewki u pasa.
Prawdziwa warto��
bi�uterii pozwoli�aby mu �y� w luksusie jakie� pi�� lat. Sprzedana jednak z
konieczno�ci
pok�tnemu handlarzowi w p�nocnej dzielnicy, zapewni mu utrzymanie na niewiele
ponad trzy
miesi�ce - no, mo�e sze��, je�li zaniecha hazardu. Rozwa�y� t� mo�liwo��, lecz
wyda�a mu si�
nie do przyj�cia. Trzy miesi�ce, zadecydowa�.
Zawi�za� sakiewk�, wycofa� si� w stron� drzwi, odwr�ci� si� i...
Stan�� twarz� w twarz ze s�u��cym, wysok� i chud� postaci� w we�nianej nocnej
koszuli.
M�czyzna wrzasn�� i uciek�.
Scaler te� wrzasn�� i uciek�. Gnaj�c w d� spiralnymi schodami, wpad� na dw�ch
wartownik�w. Obaj z krzykiem run�li na ziemi�. Scaler zwinnie przetoczy� si� po
pod�odze,
wsta� i ruszy� dalej. Po prawej dostrzeg� nast�pne schody. Zbieg� po nich,
skacz�c po trzy stopnie
na raz, a d�ugie nogi nios�y go z zatrwa�aj�c� pr�dko�ci�.
Dwukrotnie nieomal straci� r�wnowag�, zanim dotar� na ni�szy poziom. Przed nim
wyros�a
�elazna krata - zamkni�ta, jednak tu� obok, na drewnianym ko�ku, wisia� klucz.
Dolatuj�cy zza
niej od�r przywr�ci� go do rzeczywisto�ci i Scaler poczu� paniczny strach.
Stajnia Spojonych!
Za plecami s�ysza� tupot zbiegaj�cych po schodach wartownik�w. Zdj�� klucz,
otworzy�
furtk� i wszed� do �rodka zamykaj�c j� za sob�. Wszed� w ciemno��, modl�c si� do
Starc�w, by
pozwolili mu prze�y� jeszcze kilka swoich dowcip�w.
Gdy oczy przyzwyczai�y si� do ciemno�ci korytarza, dostrzeg� po obu jego
stronach kilka
nisz; wewn�trz, na s�omie spa�y bestie Siliusa.
Id�c w stron� bramy, na przeciwleg�ym ko�cu korytarza, �ci�gn�� mask� z twarzy.
By� ju� prawie u celu, gdy rozleg�o si� za nim dudnienie i st�umione g�osy
wartownik�w
przerwa�y cisz�. Z jednego legowiska podni�s� si� Spojony i wbi� swe
krwistoczerwone oczy w
Scalera; mia� prawie siedem st�p wzrostu, szerokie bary i muskularne ramiona
pokryte czarnym
futrem. Przednia cz�� jego czaszki by�a wyd�u�ona i zako�czona wyposa�on� w
ostre k�y
paszcz�. Dudnienie nasila�o si�. Scaler g��boko wci�gn�� powietrze.
- Id� i zobacz co to za ha�as - powiedzia� do bestii.
- Kto ty? - sykn�� stw�r, zniekszta�caj�c s�owa wywieszonym j�zykiem.
- Nie st�j tak - id� i zobacz czego chc� - ostrym g�osem rozkaza� Scaler.
Bestia ruszy�a do przodu, a za ni� pod��y�y inne, ca�kowicie ignoruj�c Scalera.
Podbieg� do
wyj�cia i wsun�� klucz do zamka. Kiedy go przekr�ci� i furtka otworzy�a si� na
o�cie�, w g��bi
korytarza rozleg� si� nag�y, dudni�cy ryk. Scaler odwr�ci� si� i ujrza�,
p�dz�cych ku niemu
w�ciekle wyj�cych Spojonych. Trz�s�cymi si� palcami wyci�gn�� klucz i skoczy� na
drug�
stron�, po czym ponownie zatrzasn�� furt� i zamkn�� j� na klucz.
Owia�o go rze�kie nocne powietrze, gdy zbiega� po schodach na zachodni
dziedziniec i dalej
w stron� zdobnego muru, na kt�ry wspi�� si� zwinnie, l�duj�c na wyk�adanej
kostk� ulicy po
drugiej stronie.
By�o ju� po godzinie policyjnej, wi�c przez ca�� drog� do gospody trzyma� si� w
cieniu.
Wspi�� si� po zewn�trznej kracie do swojego pokoju i ostro zastuka� w okiennice.
Belder otworzy� okno i pom�g� mu wej�� do �rodka.
- No i co? - zapyta� stary �o�nierz.
- Mam klejnoty - stwierdzi� Scaler.
- Doprowadzasz mnie do rozpaczy - powiedzia� Belder. - Przez tyle lat stara�em
si� zrobi� z
ciebie cz�owieka, a ty kim zosta�e�? Z�odziejem!
- Mam to we krwi - powiedzia� Scaler z szerokim u�miechem. - Pami�tasz Ksi�cia z
Br�zu?
- To Legenda - odpar� Belder. - I nawet je�li jest prawdziwa, to �aden z jego
potomk�w nie
prowadzi� niegodnego �ycia. Nawet ten nadiryjski pomiot Tenaka!
- Nie m�w o nim �le - powiedzia� cicho Scaler. - By� moim przyjacielem.
Rozdzia� 2
Tenaka spa�, �ni�c powtarzaj�ce si�, prze�laduj�ce go wizje.
Stepy rozst�powa�y si� przed nim jak zielony, nieruchomy ocean ci�gn�cy si� a�
po kra�ce
�wiata. Jego rumak stan�� d�ba, gdy �ci�gn�� mu rzemienne wodze, a potem pomkn��
na
po�udnie, b�bni�c kopytami po stwardnia�ej glinie.
Tenaka u�miechn�� si�, czuj�c na twarzy suchy wiatr. Tutaj, tylko tutaj by�
naprawd� sob�.
Na p� Nadir, na p� Drenaj, w sumie wielkie nic - produkt wojny, uciele�niony
symbol
kruchego pokoju. Wsp�plemie�cy traktowali go z ch�odn� uprzejmo�ci�,
przys�uguj�c�
jednemu z potomk�w Ulryka. Nie darzyli go jednak przyja�ni�. Ju� dwukrotnie
Drenajowie
powstrzymali poch�d plemion z p�nocy. Raz, dawno temu, legendarny Ksi��� z
Br�zu obroni�
Dros Delnoch przed hordami Ulryka. Dwadzie�cia lat temu Legion Smoka
zdziesi�tkowa�
wojska Jongira.
A oto Tenaka, �ywe wspomnienie pora�ki.
Dlatego pozosta� samotny, spe�niaj�c wszystkie wyznaczane mu zadania. Miecz,
�uk,
w��cznia, top�r - ka�d� z tych broni pos�ugiwa� si� lepiej ni� inni, poniewa� w
czasie, gdy oni
przerywali �wiczenia, �eby odda� si� zabawom dzieci�stwa, on nieustannie
�wiczy�. S�ucha�
m�drc�w - kt�rzy widzieli wojny i bitwy w innej perspektywie - a jego bystry
umys� przyswaja�
ich nauki. Pewnego dnia zaakceptuj� go. Je�li b�dzie cierpliwy.
Pojecha� do rodzinnego obozowiska i zobaczy� matk� stoj�c� u boku Jongira.
P�aka�a.
Wiedzia� dlaczego.
Zeskoczy� z siod�a i sk�oni� si� Khanowi, nie zauwa�aj�c jej, tak jak nakazywa�
zwyczaj.
- Czas aby� wr�ci� do domu - powiedzia� Jongir. Nie odpowiedzia�, tylko skin��
g�ow�.
- Maj� dla ciebie miejsce w wojskach Smoka. Masz do niego prawo jako syn
Ksi�cia. - Khan
najwidoczniej czu� si� niezr�cznie, gdy� nie odwzajemnia� spokojnego spojrzenia
Tenaki. - No,
powiedz co�! - fukn��.
- Niechaj b�dzie tak, jak sobie �yczysz, panie.
- Nie prosisz, aby zosta�?
- Je�li tego chcesz.
- Niczego od ciebie nie chc�.
- Zatem kiedy mam wyjecha�?
- Jutro. Otrzymasz eskort� - dwudziestu je�d�c�w, jak przystoi mojemu wnukowi.
- To dla mnie zaszczyt, panie.
Khan sk�oni� g�ow�, spojrza� na Shillat i odszed�. Kobieta odsun�a po�� namiotu
i Tenaka
wszed� do ich domu. Wesz�a za nim. Tenaka odwr�ci� si� i wzi�� j� w ramiona.
- Och, Tani - szepn�a poprzez �zy. - Co jeszcze ci� czeka?
- Mo�e w Dros Delnoch odnajd� prawdziwy dom - powiedzia�. Jednak nadzieja umar�a
w
nim wraz z wypowiedzianymi s�owami, nie by� przecie� g�upcem.
Tenaka obudzi� si�, s�ysz�c szum burzy i �omot wichru w okiennice. Przeci�gn��
si� i
spojrza� na palenisko - ogie� przygas� do �arz�cych si� g�owni. Dziewczyna spa�a
na krze�le,
oddychaj�c g��boko. Usiad�, a potem przysun�� si� do kominka i dorzuci� �wie�ego
drewna,
dmuchaj�c przy tym lekko, by przywr�ci� �ycie p�omykom. Spojrza� na starego
m�czyzn�: nie
podoba� mu si� kolor jego sk�ry. Wzruszy� ramionami i wyszed� z pomieszczenia.
Na korytarzu
panowa�o lodowate zimno, a pod stopami zaskrzypia�y deski pod�ogi. Uda� si� do
kuchni i pod-
szed� do znajduj�cej si� w niej studni z pomp�. Ci�ko by�o j� uruchomi�, lecz z
przyjemno�ci�
rozrusza� ko�ci i wkr�tce jego trud zosta� nagrodzony - woda pop�yn�a
strumieniem do drew-
nianego wiadra. Zdj�� ciemny kaftan oraz szar� we�nian� koszul� i umy� g�rn�
po�ow� cia�a.
Rozkoszowa� si� granicz�c� niemal z b�lem przyjemno�ci�, jak� sprawia�a zimna
woda,
sp�ywaj�ca po rozgrzanej snem sk�rze.
Pozbywszy si� reszty odzienia, Tenaka przeszed� do niewielkiej sali �wicze�.
Obr�ci� si� i
podskoczy�, po czym wyl�dowa�, lekko przecinaj�c powietrze najpierw praw�, a
potem lew�
r�k�. Pochyli� si� do ziemi, wygi�� plecy w �uk, a nast�pnie skoczy� na r�wne
nogi.
Przez otw�r w drzwiach obserwowa�a go Renya, ukryta w cieniu korytarza. Sta�a
zafascynowana. Porusza� si� jak tancerz.
Mia� jednak w sobie co� z barbarzy�cy, jaki� pierwotny �ywio�, pi�kny, cho�
�miertelnie
gro�ny. Jego stopy i d�onie zamieni�y si� w bro�, b�yskawicznie ra��c�
niewidzialnego
przeciwnika. Ale twarz pozosta�a surowa i wyzuta z wszelkich emocji.
Renya zadr�a�a, pragn�c ukry� si� w sanktuarium jego pokoju, lecz nie mog�a si�
poruszy�.
Jego mi�kka i ciep�a sk�ra mia�a barw� roz�wietlonego s�o�cem z�ota, lecz
pr꿹ce si� pod ni�
mi�nie nabrzmiewa�y jak srebrna stal. Zamkn�a oczy i chwiejnie wycofa�a si�,
pragn�c, aby
nigdy nie by�o jej dane go zobaczy�.
Tenaka obmy� cia�o z potu, a potem ubra� si� szybko, poniewa� zacz�� mu
doskwiera� g��d.
Znalaz�szy si� na powr�t w swej komnacie, wyczu� zmian� atmosfery. Renya
siedzia�a przy
boku starca i g�adzi�a jego siwe w�osy, unikaj�c wyra�nie wzroku wojownika.
- Burza cichnie - powiedzia� Tenaka.
- Tak.
- Co si� dzieje?
- Nic... opr�cz tego, �e Aulin nie oddycha prawid�owo. Jak my�lisz, czy wyjdzie
z tego?
Tenaka stan�� obok niej przy ��ku starca. Uj�� jego kruchy nadgarstek i
poszuka� pulsu. By�
s�aby i nieregularny.
- Kiedy ostatnio jad�? - zapyta�.
- Dwa dni temu.
Pogrzeba� w tobo�ku i wyj�� z niego worek suszonego mi�sa i drugi, mniejszy z
owsem. -
Szkoda, �e nie mam cukru - powiedzia� - ale to musi wystarczy�. Id�, przynie�
troch� wody i
kocio�ek do gotowania.
Renya wysz�a bez s�owa. Tenaka u�miechn�� si�. A wi�c o to chodzi - widzia�a go
w sali
gimnastycznej i z jakiego� powodu wyprowadzi�o j� to z r�wnowagi. Potrz�sn��
g�ow�.
Wr�ci�a, nios�c �elazny kocio� pe�en wody.
- Wylej po�ow� - rozkaza�. Chlusn�a j� na korytarz, a on zani�s� garnek do
paleniska,
sztyletem pokroi� mi�so i wrzuci� je do �rodka, po czym ostro�nie ustawi� sagan
nad ogniem.
- Dlaczego nie odezwa�a� si� do mnie rano? - zapyta� odwr�cony do niej plecami.
- Nie wiem, o czym m�wisz.
- Kiedy widzia�a� jak �wicz�.
- Nie widzia�am ci�.
- Wi�c sk�d wiedzia�a�, gdzie znale�� wod� i garnek? Nie przechodzi�a� ko�o mnie
w nocy.
- Kim jeste�, �e uwa�asz, i� masz prawo mnie przepytywa�? - warkn�a.
Odwr�ci� si�. - Jestem obcy. Nie musisz przede mn� udawa� ani k�ama�. Tylko
przed
przyjaci�mi potrzebujesz maski.
Siedzia�a przy kominku, wyci�gaj�c swe d�ugie nogi w stron� ognia.
- Jakie to smutne - powiedzia�a cicho. - Przecie� tylko w�r�d przyjaci� mo�na
czu� si�
swobodnie.
- Z obcymi jest �atwiej, gdy� dotykaj� twego �ycia tylko przez chwil�. Nie
rozczarujesz ich,
bo niczego im nie zawdzi�czasz i niczego od ciebie nie oczekuj�. Przyjaci�
�atwo zrani�, bo
oczekuj� od ciebie wszystkiego.
- Dziwnych mia�e� przyjaci� - powiedzia�a.
Tenaka pomiesza� ros� ostrzem sztyletu. Nagle poczu� si� nieswojo. Wiedzia�, �e
nieoczekiwanie straci� kontrol� nad rozmow�.
- Sk�d jeste�? - zapyta�.
- Wydawa�o mi si�, �e to ci� nie interesuje.
- Dlaczego si� nie odezwa�a�?
Zmru�y�a oczy i odwr�ci�a g�ow�.
- Nie chcia�am zak��ci� twojej koncentracji.
Sk�ama�a i oboje o tym wiedzieli, lecz mimo to napi�cie zel�a�o, a milczenie
zbli�y�o ich do
siebie. Na zewn�trz burza zamiera�a i jej niedawny ryk zmieni� si� w s�aby
skowyt.
Gdy gulasz zg�stnia�, Tenaka wrzuci� do� nieco owsa, zag�szczaj�c go jeszcze
bardziej, a na
koniec wydoby� ze swych skromnych zapas�w szczypt� soli.
- Pachnie nie�le - powiedzia�a Renya pochylaj�c si� nad ogniem. - Co to za
mi�so?
- Przewa�nie wo�owina - odpar�.
Poszed� przynie�� z kuchni kilka starych, drewnianych talerzy, a kiedy wr�ci�,
Renya
pomaga�a usi��� staremu, kt�rego zd��y�a obudzi�.
- Jak si� czujesz? - zapyta� Tenaka.
- Jeste� wojownikiem? - zapyta� Aulin ze strachem w oczach.
- Tak. Jednak nie musisz si� mnie obawia�.
- Nadir?
- Mieszaniec. Ugotowa�em dla ciebie gulasz.
- Nie jestem g�odny.
- Mimo to zjedz - poleci� Tenaka. Starzec znieruchomia�, s�ysz�c rozkazuj�cy
ton, a potem
odwr�ci� oczy i przytakn�� skinieniem g�owy. Renya karmi�a go powoli, a wojownik
siedzia�
przy ogniu. By�o to marnowanie �ywno�ci, jako �e stary cz�owiek i tak umiera�.
Jednak�e
Tenaka nie �a�owa� tego marnotrawstwa, cho� sam nie rozumia� dlaczego.
Po posi�ku m�oda kobieta zebra�a talerze i garnek. - M�j dziadek chce z tob�
porozmawia� -
powiedzia�a i wysz�a z pokoju.
Tenaka podszed� do ��ka i spojrza� w d� na umieraj�cego. Szare oczy Aulina
b�yszcza�y z
rosn�cej gor�czki.
- Nie jestem silny - powiedzia� starzec. - Nigdy nie by�em. Zawiod�em
wszystkich, kt�rzy mi
zaufali. Opr�cz Renyi... jej nigdy nie zawiod�em. Wierzysz mi?
- Tak - odpowiedzia� Tenaka. Dlaczego tak bywa, �e ludzie s�abi zawsze czuj�
potrzeb�
zwierze�?
- Czy zaopiekujesz si� ni�?
- Nie.
- Mog� zap�aci�. - Aulin chwyci� r�k� Tenaki. - Zabierz j� tylko do Sousy.
Miasto le�y nie
dalej ni� pi��, sze�� dni drogi na po�udnie.
- Jeste� dla mnie nikim, nic ci nie jestem winien. Nie jeste� te� w stanie
wynagrodzi� mnie
wystarczaj�co dobrze.
- Renya m�wi, �e nale�a�e� do wojsk Smoka. Gdzie twoje poczucie honoru?
- Pogrzebane w piaskach pustyni. Zagubione w wiruj�cych otch�aniach czasu. Nie
chc� z
tob� rozmawia�, starcze. Nie masz mi nic do powiedzenia.
- Pos�uchaj, prosz� - b�aga� Aulin. - Kiedy by�em m�ody, zasiada�em w Radzie.
Popiera�em
Cesk�, pracowa�em na jego zwyci�stwo. Wierzy�em w niego. Jestem wi�c
przynajmniej cz�-
�ciowo odpowiedzialny za straszliwy terror, jaki panuje w tym kraju. By�em
kiedy� kap�anem
�r�d�a. Moje �ycie up�ywa�o w harmonii. Teraz umieram i niczego ju� nie wiem na
pewno. Nie
mog� jednak pozwoli� na to, by po mojej �mierci Reny� oddano Spojonym. Nie mog�.
Rozumiesz? Ca�e moje �ycie by�o pora�k� - moja �mier� musi czemu� pos�u�y�.
Tenaka uwolni� si� z uchwytu starca i wsta�.
- A teraz ty pos�uchaj - powiedzia�. - Jestem tutaj, by zabi� Cesk�. Nie
oczekuj�, i� prze�yj�
sw�j czyn. Nie mam wi�c ani czasu, ani ch�ci, by bra� na siebie twoje
zobowi�zania. Je�eli
zale�y ci, aby dziewczyna dotar�a do Sousy, to wyzdrowiej. U�yj si�y woli.
Nagle starzec u�miechn�� si�. Wygl�da�o na to, �e opu�ci� go strach i napi�cie.
- Zamierzasz
zabi� Cesk�? - wyszepta�. - Mog� ci zaproponowa� co� lepszego.
- Lepszego? Co mo�e by� lepsze?
- Obali� go. Zako�czy� jego panowanie.
- Osi�gn� to, zabijaj�c go.
- Tak, to prawda, ale w�adz� po nim przejmie jeden z jego genera��w. Mog� ci
ofiarowa�
tajemnic�, kt�ra zniszczy jego imperium i uwolni Drenaj�w.
- Je�li ma to by� opowiadanie o zaczarowanych mieczach lub tajemniczych
zakl�ciach, to
nie tra� czasu. Wszystkie ju� s�ysza�em.
- Nie. Obiecaj, �e zaopiekujesz si� Reny� a� do Sousy.
- Przemy�l� to - powiedzia� Tenaka.
Ogie� znowu przygasa�, wi�c podrzuci� do� resztki drewna, zanim wyruszy� na
poszukiwanie dziewczyny. Znalaz� j�, siedz�c� w zimnej kuchni.
- Nie potrzebuj� twojej pomocy - powiedzia�a, nie podnosz�c wzroku.
- Jeszcze jej nie zaproponowa�em.
- Nie dbam o to, czy mnie zabij�, czy nie.
- Jeste� zbyt m�oda na tak� oboj�tno�� - powiedzia� kl�kaj�c przed ni� i unosz�c
jej
podbr�dek. - Dopilnuj�, aby� bezpiecznie dotar�a do Sousy.
- Jeste� pewien, �e on mo�e ci wystarczaj�co du�o zap�aci�?
- M�wi, �e tak.
- Nie bardzo ci� lubi�, Tenako Khanie.
- Witaj w�r�d wi�kszo�ci! - powiedzia�. Opu�ciwszy j�, powr�ci� do pokoju i
starca. Nagle
roze�mia� si� g�o�no i podszed� do okna, otwieraj�c je szeroko na zimowy wiatr.
Przed nim rozpo�ciera� si� bia�y bezmiar las�w.
Za nim le�a� martwy starzec.
S�ysz�c jego �miech, Renya wr�ci�a do pokoju. R�ka Aulina zsun�a si� z ��ka, a
jego
ko�ciste palce wskazywa�y teraz pod�og�. Mia� zamkni�te oczy i spokojn� twarz.
Podesz�a do niego i delikatnie dotkn�a jego policzka. - Koniec ucieczki,
Aulinie. Koniec
strachu. Niechaj twe �r�d�o przyjmie ci� do siebie!
Zakry�a mu twarz kocem.
- Na tym ko�czy si� twoje zobowi�zanie - powiedzia�a cicho do Tenaki.
- Jeszcze nie - odpar� i przyci�gn�� do siebie okiennic�. - Powiedzia� mi, �e
wie, jak po�o�y�
kres panowaniu Ceski. Czy wiesz, co mia� na my�li?
- Nie. - Odwr�ci�a si� od niego i podnios�a p�aszcz, czuj�c nag�� pustk� w
sercu. Nagle
znieruchomia�a i p�aszcz wysun�� jej si� z r�k. Wpatruj�c si� w dogasaj�cy
ogie�, potrz�sn�a
g�ow�. Rzeczywisto�� straci�a znaczenie. Jaki sens �y� dalej?
�adnego.
Na czym mog�o jej teraz zale�e�?
Na niczym.
Ukl�k�a przy ogniu i utkwi�a w nim nieruchome spojrzenie, a pustk� w jej sercu
wype�ni�
przejmuj�cy b�l. �ycie Aulina by�o nieprzerwanym pasmem drobnych uprzejmo�ci,
czu�o�ci i
troski. Nigdy nie by� �wiadomie okrutny czy z�o�liwy, nigdy sk�py. A zako�czy�
�ycie w
opuszczonych koszarach, �cigany jak przest�pca, zdradzony przez przyjaci� i
opuszczony przez
boga.
Tenaka obserwowa� j�, jednak w jego fio�kowych oczach nie zab�ys�a nawet
iskierka
wsp�czucia. Przywyk� do �mierci. Cicho spakowa� sw�j ekwipunek do p��ciennego
worka,
postawi� dziewczyn� na nogi, zapi�� jej p�aszcz i popchn�� �agodnie w stron�
wyj�cia.
- Poczekaj tutaj - powiedzia�. Podszed�szy do ��ka, zerwa� z cia�a koc. Oczy
starca
otworzy�y si� i zdawa�y si� wpatrywa� w wojownika.
- �pij spokojnie - szepn�� Tenaka. - Zaopiekuj� si� ni�. Zamkn�� oczy zmar�emu i
zwin��
koc.
Na zewn�trz owia�o ich rze�kie powietrze. Wiatr ucich� i na czystym niebie
pojawi� si� s�aby
kr�g s�o�ca. Tenaka wzi�� powoli g��boki oddech.
- To ju� koniec - szepn�a Renya. M�czyzna obejrza� si�. Ze szpaleru drzew
wyszli czterej
wojownicy i zbli�ali si� do nich z mieczami w d�oniach.
- Zostaw mnie - powiedzia�a.
- B�d� cicho.
Zdj�� tobo�ek, rzucaj�c go w �nieg, a potem uwolni� si� z p�aszcza, ods�aniaj�c
pochw�
miecza i my�liwski n�. Zrobi� dziesi�� krok�w do przodu i przystan��,
wyczekuj�co mierz�c
wzrokiem ka�dego z wojownik�w.
Mieli na sobie czerwono-br�zowe napier�niki �o�nierzy z Delnoch.
- Czego szukacie? - zapyta� Tenaka, gdy tamci podeszli bli�ej.
�aden z �o�nierzy nie odezwa� si�, co oznacza�o �e s� weteranami. Zamiast tego
rozsun�li
nieco szyk - gotowi na atak ze strony przeciwnika.
- M�wcie, bo inaczej wasz w�adca otrzyma wasze g�owy! - powiedzia� Tenaka.
Przystan�li,
zerkaj�c na wojownika o ostrych rysach, stoj�cego po lewej. Ten wyst�pi�, a jego
zimne oczy
b�ysn�y z�owrogo.
- Od kiedy to dzikus z p�nocy czyni obietnice w imieniu w�adcy? - sykn��.
Tenaka u�miechn�� si�. Teraz wszyscy stali, czekaj�c na odpowied� - stracili
impet.
- Mo�e powinienem wyt�umaczy� - odrzek�, nie przestaj�c si� u�miecha� i
podchodz�c do
�o�nierza. - Chodzi o to, �e... - Jego r�ka strzeli�a w prz�d i w g�r�, a
wyprostowane palce
zmia�d�y�y nos przeciwnika. Cienka chrz�stka wbi�a si� w m�zg i uderzony pad�
bez j�ku.
Wtedy Tenaka obr�ci� si� i wyskoczy� w powietrze, a jego obuta w ci�ki but
stopa wyl�dowa�a
na szyi drugiego �o�nierza. Skacz�c w g�r�, wyci�gn�� n� z pochwy. Wyl�dowa� na
lekko
ugi�tych nogach, okr�ci� si�, odparowa� pchni�cie i zatopi� ostrze w szyi
przeciwnika.
Czwarty �o�nierz bieg� z uniesionym mieczem w stron� Renyi. Sta�a nieruchomo,
przygl�daj�c mu si� bez zainteresowania.
Tenaka cisn�� w niego no�em, kt�ry uderzy� r�koje�ci� w kark tamtego, tu� pod
okapem
he�mu. �o�nierz straci� r�wnowag� i run�� w �nieg, wypuszczaj�c miecz z r�k.
Mieszaniec
podbieg� do niego w momencie, gdy tamten pr�bowa� wsta�. Rzuci� mu si� na plecy
i ponownie
przygwo�dzi� do ziemi. He�m spad� z g�owy �o�nierza. Tenaka z�apa� go za w�osy,
odci�gn�� w
ty� g�ow�, a potem chwyci� go za podbr�dek i przekr�ci� gwa�townie w lewo. Kr�gi
szyjne
trzasn�y jak suche drewno.
Odszukawszy n�, Tenaka otar� go i w�o�y� do pochwy. Przepatrzy� dok�adnie
prze�wit
mi�dzy drzewami. Woko�o panowa�a cisza.
- My Nadirowie - szepn�� zamykaj�c oczy.
- Idziemy? - zapyta�a Renya.
Zdumiony uj�� j� pod rami� i spojrza� w d� w jej oczy.
- Co z tob�? Czy chcesz umrze�?
- Nie - odpowiedzia�a z roztargnieniem.
- A wi�c dlaczego si� nie broni�a�?
- Nie wiem. Idziemy?
W jej ciemnych jak noc oczach wezbra�y i wyp�yn�y na policzki �zy, lecz jej
blada twarz
pozosta�a beznami�tna. Podni�s� r�k� i star� jedn� z nich.
- Nie dotykaj mnie, prosz� - szepn�a.
- Pos�uchaj. Ten starzec chcia�, �eby� �y�a, zale�a�o mu na tobie.
- To nie ma ju� znaczenia.
- Dla niego mia�o.
- A dla ciebie? - Pytanie uderzy�o go jak cios obuchem. Przyj�� je i pr�dko
poszuka� w sercu
w�a�ciwej odpowiedzi.
- Tak, ma to dla mnie znaczenie. - K�amstwo przysz�o mu z �atwo�ci� i dopiero
gdy je
wypowiedzia�, poj��, �e wcale nie sk�ama�.
Spojrza�a mu g��boko w oczy i skin�a g�ow�.
- P�jd� z tob� - powiedzia�a. - Jednak wiedz jedno: jestem przekle�stwem dla
wszystkich,
kt�rzy mnie kochaj�. Prze�laduje mnie �mier�, nigdy bowiem nie powinnam by�a
zazna� �ycia.
- �mier� prze�laduje ka�dego z nas i nigdy nie ustaje - powiedzia�.
Poszli razem na po�udnie, przystaj�c przy kamiennym smoku. Marzn�cy deszcz
przylgn�� do
jego bok�w, nadaj�c im diamentowy poblask. Oddech uwi�z� w krtani Tenaki, gdy
zajrza� w
pysk smoka - sp�ywaj�ca po zniszczonych k�ach g�rnej szcz�ki woda utworzy�a nowe
z�by z
l�ni�cego lodu, przydaj�c jej wspania�o�ci, przywracaj�c moc.
Skin�� g�ow�, jakby odebra� jak�� poufn� wiadomo��.
- Jest pi�kny - powiedzia�a Renya.
- Wi�cej ni� pi�kny - odpar� cicho Tenaka. - Jest �ywy.
- �ywy?
- Tak, tutaj - odpowiedzia�, dotykaj�c serca. - Wita mnie w domu.
Przez ca�y d�ugi dzie� pod��ali na po�udnie. Tenaka m�wi� niewiele, koncentruj�c
si� na
wyszukiwaniu zasypanej �niegiem drogi i czujnie wypatruj�c patroli. Nie
wiedzia�, czy ci czterej
�o�nierze stanowili ca�y oddzia� po�cigowy, czy te� byli jedn� z wielu wys�anych
za dziewczyn�
grup.
Nie dba� o to, cho� sam si� sobie dziwi�. Narzuci� szybkie tempo marszu,
ogl�daj�c si�
rzadko, �eby zobaczy�, czy Renya nad��a. Zawsze jednak kiedy przystawa� dla
sprawdzenia
nieba lub kiedy si� rozgl�da� po otwartym terenie, by�a tu� za nim.
M�oda kobieta pod��a�a za nim cicho, ze wzrokiem wbitym w jego plecy,
dostrzegaj�c
pewno�� jego ruch�w i ostro�no��, z jak� wybiera� marszrut�. W my�lach wci�� na
nowo
powraca�y do niej dwa obrazy: taniec w opuszczonej sali gimnastycznej i taniec
�mierci z
�o�nierzami na �niegu. Obrazy nak�ada�y si� na siebie... zlewa�y. Ten sam
taniec. G�adkie,
prawie p�ynne ruchy, wyskok w g�r� i obr�t. W por�wnaniu z nim �o�nierze
wydawali si�
nieruchawi i niezdarni jak lentryjskie kuk�y na spl�tanym sznurku.
A teraz nie �yli. Czy mieli rodziny? Prawdopodobnie. Czy kochali swoje dzieci?
Zapewne.
Weszli na polank� jako pewni siebie ludzie. A jednak w ci�gu kilku lodowatych
chwil przestali
istnie�.
Dlaczego?
Poniewa� ruszyli w tany z Tenak� Khanem.
Zadr�a�a. Zmierzcha�o i spo�r�d drzew wype�z�y d�ugie cienie.
Tenaka wybra� na ognisko miejsce pod wystaj�c� ska��, os�oni�te od wiatru. Lekko
nieckowaty teren, otoczony kar�owatymi d�bami, dobrze ochrania� ogie�. Renya
przy��czy�a si�
do wojownika, zbieraj�c suche ga��zie i pieczo�owicie uk�adaj�c je w stos.
Ogarn�o j� poczucie
nierzeczywisto�ci.
Ca�y �wiat powinien by� w�a�nie taki, pomy�la�a, pokryty lodem i oczyszczony:
u�pione
ro�liny wyczekuj�ce na z�ocist� doskona�o�� wiosny, ca�e z�o gin�ce pod
oczyszczaj�cym lodem.
Ceska i jego sp�odzone przez czarty legiony rozp�yn�yby si� jak koszmary z
dzieci�stwa, a
do Dren�j�w powr�ci�aby rado�� jak dar zorzy porannej.
Tenaka wyj�� ze swego tobo�ka kocio�ek, umie�ci� go nad ogniem i gar�ciami
zacz��
wrzuca� do� �nieg, a� zape�ni� go do po�owy podgrzewaj�c� si� wod�. Potem z
ma�ego
p��ciennego worka wsypa� do niej spor� gar�� owsa i odrobin� soli. Renya
obserwowa�a go w
milczeniu, zatrzymuj�c spojrzenie na jego sko�nych, fio�kowych oczach. Siedz�c z
nim przy
ogniu, znowu odczuwa�a spok�j.
- Z jakiego powodu jeste� tutaj? - zapyta�a.
- �eby zabi� Cesk� - odpowiedzia�, mieszaj�c owsiank� drewnian� �y�k�.
- Dlaczego tutaj jeste�? - powt�rzy�a.
Min�o kilka chwil, wiedzia�a jednak, �e nie ignoruje jej pytania i czeka�a,
ciesz�c si�
ciep�em i jego blisko�ci�.
- Nie mam dok�d p�j��. Moi przyjaciele nie �yj�. Moja �ona... nic mi nie
zosta�o. Prawda
jest taka, �e nigdy... niczego nie mia�em.
- Mia�e� przyjaci�... �on�.
- Tak. Trudno to wyt�umaczy�. By� kiedy� w Ventrii pewien m�drzec. Mieszka� w
pobli�u.
Wielokrotnie rozmawiali�my o �yciu, o mi�o�ci i przyja�ni. �aja� mnie cz�sto,
gniewa�.
Opowiada� o diamentach w glinie. - Tenaka potrz�sn�� g�ow� i zamilk�.
- Diamentach w glinie? - zapyta�a.
- Niewa�ne. Opowiedz mi o Aulinie.
- Nie wiem, co mia� zamiar ci powiedzie�.
- Wierz� ci - opowiedz mi tylko o nim.
Za pomoc� dw�ch kijk�w zdj�� kocio�ek z ognia i po�o�y� na ziemi, �eby ostyg�.
Ona
pochyli�a si� do przodu i rzuci�a w p�omienie kilka nowych ga��zek.
- By� spokojnym cz�owiekiem, kap�anem �r�d�a. By� r�wnie� Poszukiwaczem i
niczego nie
lubi� bardziej, ni� przemierza� kraj w poszukiwaniu pozosta�o�ci po Starszych.
Zdoby� nawet
s�aw� w tej dziedzinie. Powiedzia� mi, �e gdy Ceska doszed� do w�adzy, w
pierwszej chwili
popar� go, uwierzy� we wszystkie jego obietnice lepszej przysz�o�ci. Potem
zacz�� si� terror. I
Spojeni...
- Ceska zawsze uwielbia� czary - powiedzia� Tenaka.
- Zna�e� go?
- Tak. M�w dalej.
- Aulin by� jednym z pierwszych, kt�rzy zbadali Graven. Odnalaz� drzwi ukryte
pod lasem
oraz znajduj�ce si� tam machiny. Opowiada�, �e jego badania dowiod�y, i� machiny
te stworzono
po to, by pomaga�y leczy� choroby, na kt�re cierpieli Starsi. Zamiast jednak
wykorzysta� je w
tym samym celu, powolni Cesce uczeni u�yli ich do stworzenia Spojonych.
Pocz�tkowo
przeznaczano ich tylko na areny, gdzie rozrywali si� wzajemnie na strz�py,
dostarczaj�c
rozrywki gawiedzi; wkr�tce jednak zacz�li si� pojawia� na ulicach Drenanu,
odziani w zbroje i
liberie wartownik�w Ceski. Aulin obwinia� o to siebie - kontynuowa�a - i
pojecha� do Delnoch
pod pretekstem zbadania Izby �wiat�a, znajduj�cej si� w podziemiach twierdzy.
Tam przekupi�
stra�nika i pr�bowa� uciec przez ziemie Sathuli. Rozpocz�� si� ju� jednak po�cig
i musieli�my
skierowa� si� na po�udnie.
- A jakie jest twoje miejsce w tej historii? - zapyta�.
- Nie pyta�e� o mnie, tylko o Aulina.
- W takim razie teraz pytam.
- Czy mog� dosta� troch� owsianki?
Przytakn��, sprawdzi� temperatur� garnka i poda� go jej. Zjad�a w milczeniu, po
czym odda�a
mu naczynie. Sko�czywszy posi�ek, wojownik opar� si� o zimn� ska��.
- Otacza ci� tajemnica, pani. Nie b�d� pr�bowa� jej zg��bi�. �wiat by�by smutnym
miejscem
bez tajemnic.
- �wiat jest smutnym miejscem - powiedzia�a - pe�nym �mierci i przera�enia.
Dlaczego
szatan jest o tyle silniejszy od mi�o�ci?
- A kto m�wi, �e jest? - odpowiedzia�.
- Nie �y�e� w�r�d Drenaj�w. Ludzie tacy jak Aulin s� tutaj �cigani jak
kryminali�ci, a
farmerzy zabijani za niedostarczenie jakich� absurdalnie wysokich kontyngent�w
zbo�a. Areny
zape�niaj� si� wyj�cymi t�umami, kt�re �miej� si�, gdy dzikie bestie rozszarpuj�
kobiety i dzieci.
To jest straszne!
- To minie - powiedzia� �agodnie. - A teraz czas spa�. - Wyci�gn�� do niej r�k�,
na co ona
szarpn�a si�