2062
Szczegóły |
Tytuł |
2062 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2062 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2062 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2062 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
UMBERTO ECO
WYSPA
DNIA POPRZEDNIEGO
Prze�o�y�
Adam Szymanowski
Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1995
wydanie pierwsze
Jest �e mym celem Pacyfik?
(John Donne, Hymn do Boga, mego Boga...;
prze�. Stanis�aw Bara�czak)
G�upiec! Do kogo m�wi�? Nieszcz�sny! Co czyni�?
Cierpienie swe powierzam
Brzegowi nieczu�emu,
Skale niemej, g�uchemu wiatrowi...
Jedyn� odpowiedzi�
Ach, szum fal rozszemranych!
(Giovan Battista Marino, Echo; Lira, XIX)
Dafne
; A przecie� pyszni� si� swym upokorzeniem i skoro na taki przywilej
zostalem skazany, prawie radujg sig, �e nie przyszedl ratunek; wydaje mi
sig, �e jak daleko sigga ludzka pamig�, jestem jedyn� istot� naszego
rodzaju, kt�ra zostala rozbitkiem na opuszczonym okrgcie.
Tak napisa� zatwardzia�y w swej przesadzie Robert de la Grive,
przypuszczalnie mi�dzy lipcem a sierpniem 1643 roku.
Od ilu� dni unosi� si� na falach, przywi�zany w ci�gu dnia twarz�
w d� do deski, by nie o�lepi�o go s�o�ce, z szyj� nienaturalnie napi�t�,
' by nie napi� si� s�onej wody, z gard�em spalonym, z pewno�ci#
trawiony przez gor�czk�? Listy tego nie m�wi� i podsuwaj� my�#
o wieczno�ci, aczkolwiek chodzi zapewne o co najwy�ej dwa dni
inaczej bowiem nie prze�y�by pod biczem Feba (jak �ali� si� pewnic
w duchu) - on, tak u�omny, jak to opisa�, on, z przyrodzonej s�abo�c
zwierz� nocne.
Nie zdawa� sobie sprawy z up�ywu czasu, s�dz� jednak, �e morz#
uspokoi�o si� zaraz po tym, jak huragan zrzuci� go z pok�adu "Amary
lis", i na owej tratwie, obmy�lonej dla niego przez majtka na miar�
niesionej pasatami po jasnej toni, w porze roku, kiedy na po�udnie oi
r�wnika panuje nader �agodna zima - dryfowa� przez nie za wiele mil
nim pr�dy pchn�y go do zatoki.
By�a noc, zapad� w sen i nie wiedzia�, �e zbli�a si� do okr�tu, dop�k
"
deska nie uderzy�a o dzi�b "Dafne.
Kiedy za� ujrza� w �wietle ksi�yca w pe�ni, �e unosi si� na falac
pod bukszprytem, a nad nim wznosi si� kasztel dziobowy, z kt�regc
nie opodal kotwicznego �a�cucha, zwiesza si� drabinka sznurow
(drabina Jakubowa - powiedzia�by ojciec Kacper!), w jednej chwi
wr�ci� do zmys��w. Si� doda�a mu pewnie rozpacz: oblicza�, cz
starczy mu si�, by zakrzykn�� (ale w gardle czu� suchy ogie�), c#
raczej by uwolni� si� od sznur�w, kt�re pozostawi�y na ciele sine
bruzdy, i spr�bowa� wspinaczki. My�l�, �e w takich momentach
umieraj�cy staje si� Herkulesem, kt�ry dusi w kolebce w�e. Robert
opisuje to zdarzenie niezbyt jasno, skoro jednak w ko�cu znalaz� si�
w kasztelu dziobowym, trzeba nam przyj��, �e w ten czy inny spos�b
uczepi� si� drabinki. Mo�liwe, i� odpoczywa� co chwila, a potem
przetoczy� si� przez reling, przegramoli� przez takielunek, zobaczy�
otwarte drzwi kasztelu... Instynkt kaza� mu pewnie podpe�zn��
w mroku do beczki, przy niej d�wign�� si� jako� i znalaz� na wieku
kubek na �a�cuszku. Wypi�, ile zdo�a�, a p�niej zwali� si� nasycony,
by� mo�e w pe�ni �wiadom, �e koniec jest bliski, albowiem w tej
wodzie utopi�o si� tyle insekt�w, i� by�a naraz pokarmem i napitkiem.
Musia� spa� okr�g�� dobg, i ten rachunek jest trafny, obudzi� si�
bowiem noc�, ale jak nowo narodzony. By�a wi�c znowu, nie za�
jeszcze, noc.
On jednak pomy�la�, �e jest jeszcze noc, bo przecie� w ci�gu dnia
kto� musia�by go znale��. Ksi�ycowe �wiat�o, padaj�c z pok�adu,
o�wietla�o to miejsce, kt�re jawi�o si� jako kambuz, gdy� nad piecem
kuchennym zwiesza� si� kocio�ek.
Pomieszczenie mia�o dwoje drzwi, jedne wychodz�ce na bukszpryt,
drugie na pok�ad. A stan�wszy w tych drugich dojrza�, jakby to by�
dzie�, u�adzony takielunek, wind� kotwiczn�, maszty ze zwini�tymi
�aglami, par� dzia� wystaj�cych ze strzelnic w burcie i zarys kasztelu
rufowego. Narobi� ha�asu, ale wsz�dzie panowa�a g�ucha cisza. Opar�
si� o burt� i prosto przed sob�, w odleg�o�ci jakiej� mili, zobaczy�
kontur Wyspy i palmy poruszane bryz�.
Linia brzegowa tworzy�a jakby zakole obramowane wst��k� piasku,
l;t�ry ja�nia� w bladym p�mroku, ale, jak to bywa z rozbitkami,
Robert nie potrafi� powiedzie�, czy ma przed oczyma wysp�, czy l�d
sta�y.
Zataczaj�c si� podszed� do drugiej burty i zobaczy� - lecz tym razem
w oddali, prawie na linii horyzontu - g�rskie szczyty innego l�du,
tak�e ograniczonego dwoma cyplami. Wsz�dzie poza tym - morze;
mia�o si� wra�enie, �e okr�t stoi na redzie po przep�yni�ciu szerokiego
kana�u oddzielaj�cego dwa l�dy. Robert doszed� do wniosku, �e je�li
nie s� to dwie wyspy, ma przed sob� wysp� po�o�on� niedaleko
sta�ego l�du. Nie s�dz�, aby rozwa�a� inne hipotczy, jako �e nigdy nie
s�ysza� o zatokach tak wielkich, i� znalaz�szy si� w �rodku, mia�o si�
uczucie, jakby chodzi�o o dwa bli�niacze l�dy. Tak to, nie �naj�c
niezmierzonych kontynent�w, trafi� w sedno.
Wspania�a sytuacja dla rozbitka: pok�ad pod stopami i sta�y l�d
w najbli�szym zasi�gu. Ale Robert nie umia� p�ywa�, ju� wkr�tce mia�
odkry�, �e na okr�cie nie ma ani jednej szalupy, a pr�d zd��y�
tymczasem porwa� tratw�, na kt�rej on tu przyby�. Dlatego te� uldze
spowodowanej tym, �e unikn�� �mierci, towarzyszy� l�k, jaki wywo�y-
wa�a potr�jna samotno��: morza, pobliskiej Wyspy i okr�tu. "Hej
tam, na pok�adzie!" - pr�bowa� pewnie krzycze� we wszystkich
znanych sobie j�zykach, zyskuj�c przy tej sposobno�ci �wiadomo��,
jak bardzo jest os�abiony. Cisza. Jakby na pok�adzie nie pozosta� nikt
�ywy. I nigdy jeszcze - on, tak rozrzutny, je�li chodzi o analogie - nie
wyrazi� si� r�wnie dos�ownie. Lub prawie dos�ownie - lecz o tym
w�a�nie chcia�bym opowiedzie�, nie wiem tylko, od czego zacz��.
Dlatego ju� zacz��em. Cz�owiek p�ynie po oceanie i �yczliwa to�
rzuca go na okr�t, kt�ry robi wra�enie opuszczonego. Na okr�t pusty,
jakby dopiero co porzucony przez za�og� - gdy� Robert z trudem
wr�ci� do kambuza i znalaz� lamp� oraz krzesiwo, tam gdzie kucharz
od�o�y�by je przed udaniem si� na spoczynek. Ale obok komina by�y
dwa puste ��ka, jedno nad drugim. Robert zapali� lamp�, rozejrza� si�
doko�a i wypatrzy� mn�stwo jedzenia: suszon� ryb�, ledwie pobielony
wilgoci� suchar, kt�ry wystarczy�o troch� oskroba� no�em. Ryba by�a
bardzo s�ona, ale wody przecie� nie brakowa�o.
Pewnie szybko wr�ci� do si� albo ju� je odzyska�, kiedy o tym pisa�,
albowiem rozp�ywa si� dos�ownie nad rozkoszami podniebienia: nigdy
nie biesiadowano tak na Olimpie, oto ja, cz�ek znikomy, potw�r,
kt�remu �mier� jest �yciem, spijam s�odycz ambrozji... Ale takie
w�a�nie rzeczy wypisywa� Robert do Pani swojego serca:
Slorice mego cienia, �rviatlo mojej nocy,
czemu� niebo nie pogngbilo mnie w tej burzy, kt�r� z tak� zacieklo�ci�
rozpgtalo? Czemu� odebralo nienasyconemu morzu moje cialo, skoro
p�niej w tej srogiej, a jeszcze bardziej nieszczgsnej samotno�ci miala
okropnej ulec katastrof#e ma dusza?
Je�li lito�ciwe niebo nie ze�le mi wybawienia, nie przeczytasz nigd#,
listu, kt�ry w tej chw,ili pi.szg, i cho� plong niby pochodnia od �wiatel tych
m�rz, stang si� mroczny w, Twoich oczach jak Selene, co zbytnio,
niestetv, radowalu si� blaskiem swego slorica, a teraz, w miarg jak
dopelnia swej wgdr�wki poza #ajodleglejszy luk nuszej planety, po-
zbawiona wsparcia astralnych promieni swego wladcv, najpierw, chudnie
na obraz sierpu odbieraj�cego jej �ycie, a potem, nu podobie�stwo
gasn�cego kaganku, calkiem niknie po�r�d tej rozleglej jasnoblgkitnej
9
tarczy, gdzie pomyslowa natura ksztaltuje heroiczne czyny i tajemnicze
cmblematy swoich sekret�w. Usunigty poza Twoje spojrzenie jestem
.�lepcem, bo mnie nie widzisz, niemow�, bo do mnie nie m�wisz, cierpig
na niepamig�, bo o mnie nie pamigtasz.
W roz�arzonej nieprzejrzysto�ci i mrocznym plomieniu �yjejeno niewyra�-
na zjawa, kt�r� m�j umysl, ksztaltuj�c zawsze tak samo w owych zmaga-
niach przeciwieristw, chcialby przekaza� Twemu umyslowi. Ratuj�c swe �ycie
na tej drewnianej skale, w tym unoszonym nafalach bastionie, wigzieri morza
broni�cego mnie przed morzem, ukarany laskawo�ci� niebios, ukryty w tym
marnym sarkofagu otwartym na wszystkie slo�ca, w tym podziemnym
aerolocie, w tym bezlitosnym wigzieniu, kt�re pozwala uciec w dowoln�
strong, tracg nadziejg, �e kiedy�jeszcze Cig zobaczg.
Pani, piszg, jakby skladaj�c ci w darze, w niegodnym holdzie, przekwitl�
r�g mego przygngbienia. A przecie� pysznig si� swym upokorzeniem i skoro
na taki przywilej zostalem skazany, prawie radujg sig, i� nie przyszedl
ratunek; wydaje mi sig, �e jak daleko sigga ludzka pamig�, jestem jedyn�
istot� naszego rodzaju, kt�ra zostala rozbitkiem na opuszczonym okrgcie.
Czy jest to jednak mo�liwe? S�dz�c po dacie pierwszego listu, Robert
zacz�� pisa� natychmiast po przybyciu, gdy tylko znalaz� w kapita�skiej
kabinie papier i pi�ro, zanim jeszcze wyruszy� na wypraw� odkrywcz�
po okr�cie. A przecie� potrzebowa� troch� czasu, �eby odzyska� si�y, by�
bowiem s�aby niczym zranione zwierz�. A mo�e chodzi tu o niewinny
wybieg kochanka, kt�ry najpierw stara si� zbada�, dok�d trafi�, a po-
tem pisze, udaj�c jednak, �e zrobi� to wcze�niej. Jak�e to, wiedz�c,
a przynajmniej obawiaj�c si�, �e listy nie dotr� nigdy do adresatki, pisze
po to tylko, by si� dr�czy� (ukoi� przez udr�k�, jakby powiedzia�, ale nie
p#zw�lmy, by narzuci� nam sw�j styl)? Trudno zrekonstruowa� gesty
i emocje osoby, kt�ra z pewno�ci� p�onie prawdziw� mi�o�ci�, ale co do
kt�rej nigdy nie wiadomo, czy wyra�a uczucia, czy te� to, co narzucaj�
regu�y j�zyka mi�osnego, lecz z drugiej strony, co mo�emy wiedzie�
o r�nicy mi�dzy nami�tno�ci� prze�yt� a wyra�on�, i o tym, kt�ra
bierze g�r�? Pisa� wi�c dla siebie, nie by�a to literatura, naprawd�
siedzia� tam i pisa� jak m�odzieniaszek, kt�ry liniuj�c stroniczk� swymi
�zami, �ciga niemo�liwe do spe�nienia marzenie nie z powodu oddalenia
od kochanki, bo ta, nawet obecna, by�a czystym wyobra�eniem, ale
z rozczulenia nad sob�, jako kto� zakochany w swej mi�o�ci...
By�by to niezgorszy temat powie�ci, ale - powtarzam - od czego zacz��?
Osobi�cie uwa�am, �e pierwszy list napisa� p�niej, przedtem za�
rozejrza� si� doko�a - a co zobaczy�, opisa� w nast�pnych listach.
10
Jednak tak�e w tym wypadku jak przet�umaczy� diariusz kogo�, kto
chce przez przenikliwe metafory pokaza� to, co sam widzi �le, kr���c
w mroku i wyt�aj�c chore oczy?
Robert wyja�ni, �e na oczy cierpia� od czasu kuli, kt�ra musn�a mu
skro� podczas obl�enia Casale. Mog�o nawet tak by�, cho� w innym
miejscu sugeruje, �e wzrok mu os�ab� wskutek zarazy. Z pewno�ci�
mia� w�t�� kompleksj�, a domy�lam si�, �e by� tak�e hipochondrykiem
- aczkolwiek nie pozbawionym zdrowego rozs�dku. Fotofobi� za-
wdzi�cza� pewnie w po�owie czarnej ��ci, a w po�owie jakiemu�
podra�nieniu, by� mo�e doprowadzonemu do ostrego stanu wskutek
stosowania preparat�w pana Igby'ego.
Nie ulega, jak si� zdaje, w�tpliwo�ci, �e rejs na "Amarylis" od-
bywa�, nie wychodz�c na pok�ad, albowiem fotofobia, je�li nawet nie
stanowi�a bez reszty jego natury, to t� przynajmniej jej cz�stk�, kt�r�
musia� wykorzysta�, by mie� na oku wszystko, co dzia�o si� w �ado-
wni. Sp�dzi� wi�c par� miesi�cy w ciemno�ciach lub przy �wietle
lampki, a potem przyszed� czas sp�dzony na tratwie, kiedy o�lepia�o
go s�o�ce podzwrotnikowe lub tropikalne. Nic dziwnego, �e kiedy
przybi� do "Dafne", chory czy zdrowy, nienawidzi� �wiat�a; pierwsz�
noc sp�dzi� w kambuzie, odzyska� przytomno�� i drugiej nocy spr�bo-
wa� dokona� pierwszych ogl�dzin, potem za� sprawy toczy�y si� niemal
w�asnym torem. Blask dnia przera�a�, nie tylko bowiem nie mog�y go
znie�� oczy, ale Robert cierpia� zapewne z powodu poparzonych
plec�w - kry� si� wi�c w ciemno�ci�ch. Wspania�y ksi�yc, kt�ry
opisywa� w te noce, krzepi� go, w dzie� niebo jak niebo, za to noc�
odkrywa si� nowe konstelacje (w�a�nie owe heroiczne czyny i tajem-
nicze emblematy), jest zupe�nie jak w teatrze: Robert przekonuje si�,
�e jego �ycie b�dzie takie przez d�ugi czas, mo�e do samej �mierci,
odtwarza swoj� Pani� na papierze, gdy� boi si� j� utraci�, i wie, �e
niewiele straci� ponad to, czego ju� i tak nie mia�.
W tej sytuacji owe nocne waehty s� dla� jak matczyne �ono i tym
bardziej pragnie ucieka� przed s�o�cem. Mo�e czyta� o tych w�giers-
kich, inflanckich albo wo�oskich upiorach, kt�re si� krz�taj� od
zmroku do �witu, by potem ukry� si� w grobowcach, gdy ozwie si�
pierwszy kur: ta rola mog�a go oczarowae...
Do inwentaryzacji Robert mia� przyst�pi� drugiego �#�#'#,##y-
krzykiwa� ju� wystarczaj�co d�ugo, �eby mie� pew c, �e na '#o-
k�adzie nikogo nie ma. M�g� jednak, i tego si� l� # znale#� #ak#��
zw�oki, jaki� znak, kt�ry wyja�ni�by pustk� na ok #e. #orusza� �i�#
z# # 11
ostro�nie i trudno na podstawie list�w wywnioskowa�, w jakim
kierunku: wymienia w spos�b niezbyt precyzyjny sam okr�t, jego
cz�ci i znalezione przedmioty. Niekt�re zna i s�ysza�, jak m�wili
o nich majtkowie, innych nie zna i opisuje tak, jak je widzi. Ale nawet
przedmioty znane, i jest to wskaz�wka, �e za�oga "Amarylis" sk�ada�a
si� z szubienicznik�w z siedmiu m�rz, nazywano przy nim to po
francusku, to po holendersku, to po angielsku. Tak wi�c pada czasem
s�owo.stuffe - kt�re s�ysza� zapewne od doktora Byrda - na okre�lenie
balisty; trudno poj��, jak raz jest na kasztelu rufowym, raz na
ruf�wce, u�ywa bowiem nazwy gaillard tylny, co wychodzi na to
samo, tyle �e po francusku; u�ywa s�owa sabord i wybaczam mu to bez
trudu, poniewa� przypomina mi ono czytane w m�odo�ci ksi��ki
o morzu; m�wi o parrocchetto, kt�ry u W�och�w jest �aglem fokmasz-
tu, poniewa� jednak u Francuz�w perruche to �agiel bezanmasztu, nie
wiadomo, co mia� na my�li, pisz�c, �e znalaz� si� pod parrucchetta. Nie
m�wi�c ju� o tym, �e czasem bezanmaszt nazywa z francuska artimone
i nie wiadomo wtedy, co ma na my�li, u�ywaj�c okre�lenia mizzana, co
u Francuz�w oznacza fokmaszt (ale niestety nie dla Anglik�w, dla
kt�rych mizzenmast oznacza, jak Pan B�g przykaza�, bezanmaszt).
A kiedy wspomina o okapie, prawdopodobnie chodzi mu o to, co my
nazwaliby�my szpigatem. Podj��em wi�c postanowienie: postaram si�
rozszyfrowa� jego intencje, a potem b�d� u�ywa� termin�w, z kt�rymi
najbardziej si� oswoili�my. Je�li nawet pope�ni� jaki b��d, nic strasz-
nego: opowie�� si� przez to nie zmieni.
To powiedziawszy, przyjmijmy, �e owej drugiej nocy Robert, po
znalezieniu w kambuzie zapas�w �ywno�ci, przyst�pi� do eksploracji
okr�tu przy �wietle ksi�yca.
Przypomnia� sobie dzi�b i p�katy kad�ub, kt�re widzia� niewyra�nie
poprzedniej nocy, i oceniaj�c okr�t na podstawie w�sko�ci pok�adu,
kszta�tu ruf�wki oraz smuk�ej, zaokr�glonej rufy, a tak�e por�wnuj�c
go z "Amarylis", doszed� do wniosku, �e "Dafne" to tak�e holender-
ski f7uy t, czyli fleuta albo flute, albo fluste, albo flyboat, albo f7iebote,
jak rozmaicie nazywaj� te statki handlowe o �rednim tona�u, uzbrojo-
ne tylko w dziesi�� dzia�, �eby dla spokoju sumienia odda� salw� na
wypadek ataku pirackiego, statki, do kt�rych obs�ugi wystarczy dwu-
nastu majtk�w i kt�re mog� zabra� sporo pasa�er�w, je�li ci zrczyg-
nuj� z wyg�d (i tak bardzo skromnych) i rozmieszcz� pos�ania w taki
spos�b, �e b�d� si� o nie potyka� - lecz wtedy tylko czeka� wielkiego
pomoru ze wzgl�du na rozmaite miazmaty, je�eli zabraknie wiader na
nieczysto�ci. By�a to wi�c fleuta, ale wi�ksza od "Amarylis", o po-
k�adzie prawie ca�kowicie z krat, jakby kapitan my�la� tylko o tym, by
nabra� wody przy ka�dej troch� wi�kszej fali.
Tak czy inaczej, okoliczno��, �e chodzi o fleut�, by�a sprzyjaj�ca,
gdy� Robert m�g� porusza� si� pewniej, bo zna� rozplanowanie
okr�tu. Na przyk�ad w po�owie d�ugo�ci powinna znajdowa� si�
wielka szalupa, w kt�rej mie�ci�aby si� ca�a za�oga, fakt za�, �e szalupy
nie by�o, pozwala� si� domy�la�, i� za�oga przebywa gdzie indziej.
Jednak i tak Robert nie m�g� wyzby� si� niepokoju: za�oga nigdy
przecie� nie zostawia okr�tu bez opieki, na �asce morza - nawet
zakotwiczonego, ze zwini�tymi �aglami i w spokojnej zatoce.
Tego wieczoru opu�ci� od razu kabin� rufow�, z wahaniem otworzy�
drzwi kasztelu, jakby z poczuciem, �e powinien poprosi� kogo� o po-
zwolenie... Umieszczona przy rumplu busola wyjawi�a mu, �e kana�
mi�dzy dwoma l�dami ci�gnie si� z pohzdnia na p�noc. Potem trafi�
w miejsce, kt�re dzisiaj nazwaliby�my mes�, do sali w ksztalcie lite-
ry "L", a nast�pne drzwi zaprowadzi�y go do kabiny kapita�skiej
z du�ym oknem nad sterem i bocznymi wyj�ciami na galeri�. Na
"Amarylis" kabina dowodzenia by�a oddzielona od kabiny, w kt�rej
kapitan sypia�, tutaj jednak mia�o si� wra�enie, �e chodzi o zaoszcz�dze-
nie miejsca w jakim� innym celu. I rzeczvwi�cie, wprawdzie po lewej
stronie przylega�y do mesy dwa pomieszczenia dla oficer�w, jednak po
prawej wygospodarowano inne pomieszczenie, mo�e nawet wi�ksze od
kabiny kapitana, ze skromn� koj� w g��bi, ale urz�dzone jak miejsce do
pracy.
St� by� zas�any mapami; ich zestaw wyda� si� Robertowi bogatszy
ni� ten, kt�ry potrzebny jest na okr�cie do wyznaczania kursu. Robi�o
to wra�enie pracowni cz�owieka nauki; opr�cz map wida� by�o roz-
�o�one to tu, to tam lunety, tak�e pi�kne miedziane noktolabium,
po�yskuj�ce rdzawo, jakby kry�o w swym wn�trzu �r�d�o �wiat�a, sfer�
armilarn� przymocowan� do blatu sto�owego, jakie� kartki pokryte
obliczeniami oraz pergamin z czarnymi i czerwonymi kolistymi wzora-
mi, kt�rych kopie widzia�, jak sobie przypomnia�, na "Amarylis"
(aczkolwiek tamte odznacza�y si� gorsz� jako�ci� wykonania) - stano-
wi�y one ilustracj� za�mie� ksi�ycowych wed�ug Regiomontana.
Wr�ci� do kabiny dowodzenia. Kiedy wyjdzie si� na galeri� - napisa�
potem - mo�na zobaczy� Wysp�, mo�na oczami pantery wpatrywa� si�
w jej milczenie. Tak czy owak, Wyspa tam by�a, tak samo jak przedtem.
Musia� dotrze� tutaj p�nagi. Poniewa� cia�o mia� pokryte morsk�
sol�, przy#mu#�, ze pierwsze, co zrobi�, to umy� si� w kuchni, nie
12 13
zastanawiaj�c si� nawet, czy nie jest to aby jedyna woda na pok�adzie,
a potem znalaz� w jakim� kufrze pi�kny mundur kapita�ski, oszcz�-
dzany zapewne na moment dotarcia do celu podr�y. Mo�e nawet
poczu� dum� z tego stroju, a wysokie buty sprawi�y, �e znowu by�
w swoim �ywiole. Dopiero w tym momencie, w stosownym ubraniu,
nie za� jako wyn�dznia�y rozbitek, cz�owiek honoru m�g� oficjalnie
obj�� w posiadanie opuszczony okr�t i nie postrzega� ju� jako gwa�t,
lecz jako co� prawowitego, gestu, kt�ry zrobi�; rozejrza� si� po stole
i zobaczy� obok g�siego pi�ra i ka�amarza dziennik pok�adowy - ot-
warty i jakby porzucony przed doko�czeniem zapisu. Z pierwszej
kartki dowiedzia� si�, jak� nazw� nosi okr�t, ale reszta stanowi�a
niezrozumia�� sekwencj� s��w w rodzaju anker, passer, sterre-kyker,
roer i niewiele mu przysz�o z domys�u, �e kapitan by� Flamandem.
Jednak ostatnia linijka zaopatrzona by�a w dat� sprzed kilku tygodni,
a po paru niezrozumia�ych s�owach zobaczy� podkre�lone wyra�enie
�aci�skie: pestis, quae dicitur bubonica.
Oto �lad, zwiastun wyja�nienia. Na pok�adzie wybuch�a zaraza. Nie
zaniepokoi�o to Roberta: przeszed� d�um� trzyna�cie lat wcze�niej,
a wszyscy wiedz�, �e ten, kto raz na ni� chorowa�, zyskuje swoiste
u�askawienie, jakby ta �mija nie �mia�a wtargn�� po raz drugi w l�d�-
wie osoby, kt�ra przedtem j� ujarzmi�a.
Z drugiej strony, ta wskaz�wka niewiele wyja�nia�a i pozostawia�a
do�� miejsca na innego rodzaju trwogi. Powiedzmy, �e wszyscy roz-
stali si� z �yciem. Ale wtedy w r�nych miejscach okr�tu le�a�yby
w nie�adzie trupy ostatnich, tych, kt�rzy zd��yli sprawi� bogobojny
morski poch�wek poprzednim ofiarom.
Brakowa�o wszak�e szalupy. Ci ostatni, albo i wszyscy, musieli
cdp�yn��. Co sprawia, �e okr�t zad�umiunych staje si� miejscem
straszliwie gro�nym? Mo�e szc�ury? Robertowi wydawa�o si�, �e w ost-
rogockim pi�mie kapitana odczyta� s�owo rottenest (myszy, szczury
rynsztokowe?) i natychmiast odwr�ci� si�, unosz�c kaganek, przygoto-
wany na to, �e zobaczy co� przemykaj�cego pod �cianami albo us�yszy
pisk, kt�ry mrozi� mu krew w �y�ach na "Amarylis". Wzdrygn�� si� na
wspomnienie pewnego wieczoru, kiedy to w�ochate stworzenie musn�o
go po twarzy, a on wyda� z siebie okrzyk przera�enia, kt�ry sprowadzi�
doktora Byrda. Wszyscy si� potem z niego wy�miewali: nie potrzeba
d�umy, �eby szczur�w by�o na okr�cie tyle, ile ptak�w w lesie, a je�li
kto� chce w�drowa� po morzach, musi si� z nimi oswoi�.
Jednak tutaj nie by�o ani �ladu szczur�w - przynajmniej w kasztelu.
Mo�e, czekaj�c na �wie�e mi�so, zgromadzi�y si� w z�zie i tam
czerwieniej� w mroku ich �lepia. Robert pomy�la�, �e trzeba to
natychmiast sprawdzi�. Je�eli chodzi tu o zwyk�e szczury i ich liczba
nie odbiega od normy, da si� to znie��. A zreszt�, jakie niby mia�yby
by�? Zada� sobie to pytanie, ale wola� nie szuka� odpowiedzi.
Znalaz� strzelb�, szpad� i n�. Sta� si� �o�nierzem: strzelba by�a typu
caliver - jak m�wili Anglicy - to znaczy mo�na by�o z niej mierzy� bez
wide�ek; upewni� si�, �e wszystko jest w porz�dku - bardziej dla
dodania sobie ducha ni� z tego powodu, �e zamierza� rozgromi� stado
szczur�w; zatkn�� nawet za pas n�, kt�ry w starciu ze szczurami jest
or�em ma�o przydatnym.
Postanowi� zwiedzi� kad�ub od dzioba po ruf�. Wr�ci� do kambuza
i po drabinie schodz�cej za jarzmem bukszprytu dosta� si� na pentry
(czyli, jak mniemam, do spi�arni), gdzie zgromadzono zapasy �ywno-
�ci na d�ugi rejs. A poniewa� nie da si� ich przechowywa� przez ca��
podr�, za�oga uzupe�ni�a je niedawno na go�cinnym l�dzie.
By�y tu kosze pe�ne �wie�o uw�dzonych ryb. piramidy orzech�w
kokosowych, bary�ki z bulwami nieznanego kszta�tu, ale z wygl�du
jadalnymi i zapewne daj�cymi si� d�ugo przechowywa�. A poza tym
owoce, kt�re Robert widzia� ju� na pok�adzie "Amarylis", kiedy tylko
okr�t znalaz� si� nie opodal tropikalnych l�d�w, i kt�re te� by�y
odporne na odmiany p�r roku, naje�one kolcami i �uskami, lecz
o ostrym zapachu obiecuj�cym dobrze chroniony mi��sz i ukryte,
s�odkie jak cukier soki. A z jakich� uprawianych na wyspach ro�lin
zrobiono zapewne t� szar� m�k� o zapachu tufu, kt�ra sta�a w workach
i z kt�rej pewnie wypiekano chleb przypominaj�cy w smaku md�e
korzeniowe zgrubienia zwane przez lndian z Nowego �wiata patatami.
W g��bi dostrzeg� r�wnie� z dziesi�� bary�ek zaopatrzonych w kurki.
Odkr�ci� pierwszy z brzegu i okaza�o si�, �e w beczce jest nie st�ch�a
jeszcze woda, zgromadzona tu zapewne niedawno i zasiarkowana,
�eby d�u�ej nadawa�a si� do picia. Nie by�o jej zbyt wiele, ale
zwa�ywszy, �e tak�e owoce dobrze gasz� pragnienie, m�g� prze�y�
d�ugo na tym okr�cie. A jednak te odkrycia, kt�re m�wi�y wszak, �e
nie umrze tu z g�odu, wzmog�y tylko jego niepok�j - jak to si� zdarza
duszom melancholijnym, kt�rym ka�dy u�miech fortuny zwiastuje
zgubne konsekwencje.
Ju� fakt, �e jako rozbitek znalaz� si� na opuszczonym okr�cie, by�
czym� nienaturalnym, gdyby jednak �w okr�t zosta� opuszczony przez
Boga i ludzi jako niezdatny do niczego wrak, pozbawiony wszelkich
rzeczy naturalnych czy wytwor�w ludzkiej r�ki, kt�re czyni�yby ze�
poci�gaj�ce miejsce schronienia, mie�ci�oby si� to w porz�dku rzeczy
14 15
i pasowa�o do �eglarskich kronik, lecz znale�� go w takim stanie,
przygotowany na przyj�cie mi�ego i oczekiwanego go�cia - to za-
czyna�o zalatywa� siark�, nie za� wod�. Robert przypomnia� sobie
rozmaite bajki opowiadane przez babcie i te, ubrane w pi�kniejsze
s�owa, bajki, kt�re czytywano w paryskich salonach, a w kt�rych by�a
mowa o ksi�niczkach zab��kanych w lesie i wchodz�cych do twier-
dzy, gdzie znajdowa�y pe�ne przepychu komnaty, w nich za� �o�a
z baldachimami, szafy pe�ne wspania�ych szat albo po prostu za-
stawione sto�y... I wiadomo, �e w ostatniej sali czeka�o diabelskie
objawienie: niegodziwy umys�, kt�ry zastawi� pu�apk�.
Wzi�� orzech z do�u, naruszaj�c r�wnowag� piramidy, i szczecinias-
te kule run�y lawin� jak szczury, kt�re zaczai�y si� przy ziemi (albo
jak nietoperze uczepione g�ow� w d� belki sufitu), a teraz run�y, by
pn�c si� po jego ciele, obw�cha� zlan� potem twarz.
Trzeba by�o si� upewni�, �e nie wchodzi tu w gr� �aden urok,
a Robert nauczy� si� podczas podr�y, co mo�na zrobi� z zamorskimi
owocami. Pos�uguj�c si� no�em jak siekier�, otworzy� jednym uderze-
niem orzech, a potem rozkruszy� skorup� i zacz�� wyjada� kaszk�,
kt�ra znajdowa�a si� wewn�trz. By�a s�odka i tak smakowita, �e
poczucie, i� znalaz� si� w pu�apce, jeszcze si� wzmog�o. By� mo�e
- powiedzia� sobie - pad�em ju� ofiar� z�udzenia, mo�e jedz�c kokos,
w istocie bra�em do ust te gryzonie, a teraz wch�aniam ich esencj� i ju�
wkr�tce moje d�onie stan� si� male�kie, zakrzywione, z palc�w
wyrosn� mi pazury, cia�o pokryje wylenia�y meszek, grzbiet wygnie si�
w pa��k i zostan� przyj�ty do nieszcz�snej apoteozy szczeciniastych
mieszka�c�w tej �odzi unosz�cej si� na falach Acherontu.
Jednak nim pierwsza noc dobieg�a ko�ca, naszego eksploratora
mia�o zaskoczy� inne jeszcze, przera�aj�ce ostrze�enie. Spoza przepie-
rzenia oddzielaj�cego spi�arni� od reszty przestrzeni podpok�adowej
jego uszu dobieg� mo�e nie pisk, lecz lament, szmer, szuranie �ap,
jakby runi�cie piramidy orzech�w zbudzi�o jakie� �pi�ce istoty. A wi�c
naprawd� ma do czynienia z czarami i w jakiej� norze odbywa si� w tej
chwili zgromadzenie nocnych stwor�w.
Robert zastanowi� si�, czy powinien uj�� w d�o� strzelb� i ruszy� bez
zw�oki do walki z tym Armageddonem. Serce bi�o mu jak m�ot,
oskar�a� si� o tch�rzostwo, m�wi� sobie, �e wcze�niej czy p�niej, te,j
czy innej nocy, b�dzie musia� stawi� im czo�o. Zwleka� jednak, wyszed�
na pok�ad i na szcz�cie zobaczy�, �e �wiat powleka woskiem lufy
dzia�, dotychczas muskane ksi�ycowymi b�yskami. Wstaje dzie� - po-
my�la� z ulg�, cho� przecie� musia� ucieka� przed �wiat�em.
Niby w�gierski wilko�ak pobieg� do kasztelu na rufie, wpad� do
izdebki, kt�ra sta�a si� jego mieszkaniem, zabarykadowa� drzwi,
zamkn�� wyj�cia na galeri�, u�o�y� or� w zasi�gu r�ki i j�� przygoto-
wywa� si� do snu, aby nie zobaczy� S�o�ca, kata, toporem swych
promieni ucinaj�cego szyj� cieniom.
Spa� niespokojnie, �ni�c o katastrofie, a by� to sen cz�owieka wy-
kszta�conego, kt�ry nawet we �nie, i zw�aszcza wtedy, musi post�powa�
tak, a�eby teorematy upi�ksza�y koncepcj�, podkre�lenia j� o�ywia�y,
a tajemnicze powi�zania nadawa�y konsystencj�, pog��bia�y zastrze�e-
nia, uwznio�la�y patos, skrywa�y aluzje i subtelne transmutacje.
My�l�, �e w tamtych czasach i na tamtych morzach wi�cej okr�t�w
ulega�o rozbiciu, ni� wraca�o do portu; je�li jednak komu� zdarzy�o si�
to po raz pierwszy, prze�ycie musia�o prowadzi� do powtarzania si�
koszmar�w sennych, kt�re nawyk wyobra�ni czyni� pewnie malow-
niczymi niby S�d Ostateczny.
Ju� poprzedniego wieczoru powietrze by�o jak zakatarzone i mia�o
si� wra�enie, �e oko niebios, brzemienne �z�, nie mo�e znie�� d�u�ej
widoku sfalowanej przestrzeni. P�dzel natury zd��y� odbarwi� lini�
horyzontu i szkicowa� w dali niewyra�ne prowincje.
Robert, kt�remu trzewia zapowiada�y zbli�anie si� trz�by ziemnej,
rzuci� si� na pos�anie, ko�ysany przez nia�k� cyklop�w, zapad� w nie-
spokojne sny cz�owieka, kt�ry �ni w �nie, o kt�rym m�wi, i kosmopea
zadziwie� przyjmuje go w swe �ono. Obudzi�a Roberta orgia grzmo-
t�w i okrzyk�w marynarzy, a potem potoki wody zala�y jego pos�anie,
doktor Byrd zajrza� przebiegaj�c i krzykn��, by wyszed� na pok�ad
i chwyci� si� mocno czego�, co by�oby cho� troch� trwalsze ni�li on
sam.
Na pok�adzie zam�t, lamenty, cia�a unoszone jakby bosk� r�k�
i ciskane w morze. Przez chwil� Robert trzyma� si� �agla grotmarsla (o
ile zrozumia�em), p�ki nie podar�y go pioruny, maszt nie ruszy�
wykr#ywionym szlakiem gwiazd, i Robert nie znalaz� si� u st�p
g��wnego masztu. Jaki� poczciwy majtek, kt�ry przywi�za� si� do
masztu, nie mog�c ju� zrobi� miejsca, rzuci� mu lin� i krzykn��, by
przywi�za� si� do drzwi wyrwanych z kasztelu, i dobrze si� sta�o dla
Roberta, �e owe drzwi wraz z nim, parazytem, przenios�o ku burcie,
gdy� maszt z�ama� si� w po�owie i roz�upa� na dwoje g�ow� tak trafnie
doradzaj�cego.
Przez wyszczerbienie w nadburciu Robert, przy b�yskawicach prze-
biegaj�cych to tu, to tam sfalowan� r�wnin�, zobaczy�, albo �ni�o mu
16
si�, �e zobaczy�, Cyklady cieni, co wydaje mi si� nadmiern� podatno�-
ci� na wyszukane cytaty. Tak czy inaczej, "Amarylis" przechyli�a si�
na t� stron�, gdzie przebywa� potencjalny rozbitek, i Robert wraz ze
swoj� desk� ze�lizgn�� si� w otch�a�, nad kt�r� spostrzeg� spadaj�c
Oceanusa swobodnie wspinaj�cego si� na owe urwiska, w omdlewaniu
powiek zobaczy�, jak wypi�trzaj� si� zwalone piramidy, i odnalaz�
spojrzeniem wodn� komet� umykaj�c� po orbicie tego wiru mokrych
kr�g�w niebieskich. A flukta rozb�yskiwa�y z po�yskuj�c� niesta�o�ci�,
tu falowa� si� jaki� wapor, tam wir bulgota� i otwiera� otch�a�.
Powaby szale�czego meteoru s� kontrapunktem dla buntowniczej
i przerywanej grzmotami melodii, niebo jest na zmian� odleg�ymi
b�yskami i uderzeniami mrok�w; Robert powiada, �e widzia� spienio-
ne Alpy po�r�d spro�nych bruzd, kt�rych szumowiny staj� si� plo-
nem, i ukwiecon� Ceres po�r�d szafirowych l�nie�, i czasem wal�ce si�
z rykiem opale, jakby telluryczna c�ra Prozerpina przej�a rz�dy,
wyganiaj�c owocorodn� matk�.
Robert, otoczony wyj�cymi i b��kaj�cymi si� to tu, to tam bestiami,
w�r�d kipi�cych i burz�cych si� s�onych srebrzysto�ci, przesta� nagle
podziwia� spektakl, w kt�rym by� nieczu�ym aktorem, straci� przytom-
no�� i niczego ju� o sobie nie wiedzia�. Dopiero p�niej domy�li� si� we
�nie, �e deska, z jakiego� litosnego nakazu lub zgodnie z odruchem
rzeczy p�ywaj�cej, dostosewa�a si� do tej gigi i, jak spad�a, tak
w naturalny spos�b wy�oni�a si� na powierzchni�, dopasowuj�c swe
ruchy do powolnej sarabandy - p�niej, gdy gniew element�w obali�
regu�y wszelkiej grzesznej sekwencji ta�c�w - i z coraz rozleglejszymi
peryfrazami oddalaj�c go od ombilika karuzeli, szelmowskiej frygi
w r�kach syn�w Eola, kt�ra poch�on�a nieszcz�sn� "Amarylis", do
ostatniej chwili celuj�c� w niebo swym bukszprytem. A wraz z okr�-
tem posz�o na dno wszystko, co �y�o w jego wn�trzu, �yd, kt�ry z woli
przeznaczenia odnajdzie w Jeruzalem niebia�skim nieosi�galne ju� dla
siebie Jeruzalem ziemskie, kawaler malta�ski na zawsze rozdzielony ze
sw� wysp� Escondida, doktor Byrd wraz ze swymi akolitami - wresz-
cie uwolniony przez dobrotliw� natur� od pociechy, jak� daje sztuka
medyczna - i �w biedny pies ca�y we wrzodach, o kt�rym nie mia�em
okazji wspomnie�, poniewa� Robert napisa� o nim dopiero p�niej.
W gruncie rzeczy jednak przypuszczam, �e senne marzenia i burza
sprawi�y, i� sen Roberta mia� tendencj� do daleko id�cego skr�cenia,
po nim za� mia�o przyj�� wojownicze czuwanie. Rzeczywi�cie, Robert,
godz�c si� z my�l�, �e na zewn�trz jest dzie�, ukojony faktem, i� przez
matowe okna kasztelu przenika niewiele �wiat�a, ufaj�c, �e uda mu si�
18
zej�� pod pok�ad po jakich� wewn�trznych schodach, uj�� znowu or�
w d�onie i, w nastroju l�kliwej zuchwa�o�ci, wyruszy� na poszukiwanie
�r�d�a nocnych d�wi�k�w.
A w�a�ciwie wyruszy�, ale nie od razu. Prosz� o wybaczenie, sam
Robert jednak w listach do swej Pani popada w sprzeczno�ci - znak, �e
snuje sw� opowie�� bez zag��biania si� w szczeg�y, lecz stara si� raczej
nada� listowi kszta�t opowie�ci, wi�cej, kszta�t notatek do czego�, co ma
si� dopiero sta� listem i opowie�ci�, i zapisuje wszystko, nie wiedz�c
jeszcze, jakiego dokona wyboru, rysuje, by tak rzec, figury szachowe,
nie od razu wiedz�c, jak je rozstawi i jakie ruchy ka�e im wykona�.
W jednym z list�w pisze, �e wyruszy�, by zapu�ci� si� pod pok�ad.
W innym pisze jednak, �e kiedy obudzi� go poranny brzask, zaraz
us�ysza� dochodz�ce z oddali d�wi�ki orkiestry. Muzyka rozbrzmiewa-
�a z pewno�ci� od strony Wyspy. W pierwszej chwili Robert wyobrazi�
sobie gromad� tubylc�w, kt�rzy t�ocz� si� u d�ugich cz�en, by
podp�yn�� do okr�tu, i mocniej �cisn�� w r�kach strzelb�, ale p�niej
muzyka wyda�a si� mnie bojowa.
�wita�o, s�o�ce nie pad�o jeszcze na szyby. Wyszed� na galeri�,
wci�gn�� w nozdrza zapach morza, uchyli� nieco okno i przez na p�
przymkni�te oczy spojrza� w stron� brzegu.
Na "Amarylis" Robert nie pokazywa� si� w ci�gu dnia na pok�adzie
i tylko s�ysza�, jak pasa�erowie opowiadaj� o jutrzenkach tak p�omie-
nistych, jakby s�o�ce niecierpliwi�o si�, pragn�c zaatakowa� �wiat
swoimi promieniami, ale teraz widzia� oczyma, kt�re zgo�a nie �zawi�y,
kolory pastelowe, niebo spienione ciemnymi chmurami, ledwie wy-
strz�pionymi perlisto�ci�, i blask, wspomnienie r�u. pn�cy si� spoza
Wyspy, jakby zabarwionej turkusem na chropowatej karcie.
Jednak ta prawie p�nocna paleta pozwoli�a Robertowi zrozumie�,
�e kontur, kt�ry w nocy wyda� mu si� jednolity-, by� zarysem lesistego
wzg�rza opadaj�cego stromym zboczem, poro�ni�tym wynios�ymi
drzewami, ku bia�ej, zwie�czonej palmami pla�y.
Piasek powoli nabiera� �wietlisto�ci, a przy brzegu wida� by�o po
bokach jakby wielkie nas�czaj�ce si� balsamami paj�ki, kt�re poru-
sza�y w wodzie cienkimi ko�czynami. Robert rozpozna� w nich z dale-
ka "w�drowne ro�liny", ale w tym momencie zbyt ju� jasny odblask
na piasku zmusi� go do odwr�cenia wzroku.
Odkry�, �e tam gdzie nie dopisuje mu w-zrok, s�uch go nie zawodzi,
zawierzy� mu wi�c, przymkn�� oko i nastawi� ucha na odg�osy do-
chodz�ce z l�du.
19
Cho� przywyk� do porank�w na swym rodzimym wzg�rzu, spo-
strzeg� si�, �e po raz pierwszy w �yciu naprawd� s�yszy �piew ptak�w,
a w ka�dym razie �e nigdy nie s�ysza� ich tylu i tak rozmaitych.
Tysi�cami wita�y wsch�d s�o�ca. Wydawa�o mu si�, �e w�r�d
okrzyk�w papug rozpoznaje te� s�owika, kosa, skowronka, niesko�-
czone mn�stwo jask�ek, a nawet ostr� muzyk� cykad i �wierszczy,
i zastanawia� si�, czy w istocie s�yszy te gatunki stworze� b�d� te�
jakich� ich krewniak�w z Antypod�w... Wyspa by�a daleko, a jednak
mia� wra�enie, �e te d�wi�ki nios� mu zapach kwiat�w pomara�czy
i bazylii, jakby w ca�ej zatoce powietrze by�o nas�czone woniami
- a z drugiej strony pan Igby opowiada� mu, jak podczas jedrej ze
swych podr�y blisko�� l�du wyczu� dzi�ki przyniesionym przez wiat-
ry wonnym atomom. . .
Kiedy jednak, wdychaj�c zapachy, nastawia� ucha na t� niewidocz-
n� mnogo��, jakby z zamkowych blank�w albo przez otwory strzel-
nicze jakiego� bastionu spogl�da� na armi�, kt�ra w�r�d zgie�ku
ustawia si� w p�kole mi�dzy stokiem wzg�rza, rozci�gaj�c� si�
naprzeciwko r�wnin� i rzek� chroni�c� mury, mia� wra�enie, �e
widzia� ju� to, co s�ysz�c sobie wyobra�a�, i w obliczu ogromu
osaczaj�cego go ze wszech stron, poczu� si� oblegany i odruchowo
chcia� unie�� do oka strzelb�. By� w Casale, a przed nim rozwin�a
szyki armia hiszpa�ska; s�ysza� �oskot furgon�w, szcz�k or�a, wyso-
kie g�osy Kastylijczyk�w, wrzaski neapolita�czyk�w, chrapliwe okrzy-
ki lancknecht�w, a w tle st�umione d�wi�ki tr�b i �ciszone odg�osy
strza��w z arkebuz�w, bach, paf, tara-bum, jakby strzelano na wiwat
w dniu jakiego� �wi�tego.
Prawie tak, jakby jego �ycie przebiega�o mi�dzy dwoma obl�enia-
mi, przy czym jedno by�o obrazem drugiego - z t� tylko r�nic�, �e
teraz w miejscu, gdzie zamyka� si� kr�g dw�ch szczodrych pi�cioleci,
rzeka by�a zbyt szeroka i zbyt dok�adnie zamyka�o go jej kolisko,
uniemo�liwiaj�c ucieczk� - Robertowi stan�y przed oczyma czasy
Casale.
Monferracie
Robert niewiele przekaza� wiadomo�ci o siedemnastu latach, jakie
prze�y� przed owym latem 1630 roku. Epizody z przesz�o�ci przytacza
tylko wtedy, gdy ujawniaj� jaki� zwi�zek z prze�yciami na "Dafne",
i kronikarz jego opornej kroniki musi szpera� w zakamarkach tekstu.
Gdyby uleg� jego kaprysom, by�by jak autor, kt�ry chc�c op�ni�
ujawnienie zab�jcy, sk�pi czytelnikowi wskaz�wek. Wy�apuje wi�c
tropy, by je wykorzysta�.
Pozzo di San Patrizio to drobnoszlachecka rodzina, kt�ra mia�a
rozleg�� posiad�o�� Griva nie opodal Alessandrii (w owych czasach
w obr�bie Ksi�stwa Mediola�skiego, a wi�c terytorium hiszpa�s-
kiego), ale ze wzgl�du na geografi� polityczn� albo pogl�dy uznawa�a
si� za wasaln� wobec markiza Monferratu. Ojciec - kt�ry rozmawia�
po francusku z ma��onk�, w miejscowym dialekcie z wie�niakami i po
w�osku z cudzoziemcami - przy Robercie wys�awia� si� rozmaicie
i zale�nie od tego, czy uczy� go robienia szpad�, czy te� galopowa�
z nim po polach, kln�c ptaki niszcz�ce zbiory. Poza tym ch�opak
sp�dza� czas bez przyjaci�, w��cz�c si� po winnicach i snuj�c fantazje
o dalekich l�dach, o sokolnictwie, kiedy polowa� na jask�ki, o wal-
kach ze smokiem, kiedy bawi� si� z psami, o ukrytych skarbach, kiedy
zwiedza� pokoje rodzinnego zameczku czy, je�li kto� woli, zamczyska.
Do tych wypraw rozpala�y mu wyobra�ni� rycerskie romanse i po-
ematy, kt�re pokryte kurzem znalaz� w po�udniowej wie�y.
Nie brakowa�o mu wi�c wykszta�cenia, a nawet miewa� preceptora,
aczkolwiek tylko sezonowo. Pewien karmelita, kt�ry chwali� si� swymi
podr�ami na Wsch�d, gdzie - szepta�a matka, robi�c znaki krzy�a
- pono� przerobi� si� na muzu�manina, zjawia� si�. raz do roku, wraz ze
s�ug� i czterema mu�ami objuczonymi ksi�gami i r�nymi notatkami,
w posiad�o�ci, gdzie go�ci� tr�y miesi�ce. Nie wiem, czego uczy�
21
ch�opaka, ale kiedy Robert przyby� do Pary�a, nie mia� powod�w do
wstydu, a w ka�dym razie przyswaja� sobie szybko wszystko, co
us�ysza�.
O tym karmelicie wiadomo tylko jedno, i nie jest zgo�a przypad-
kiem, �e Robert o tej sprawie napomkn��. Pewnego dnia stary Pozzo
skaleczy� si� przy czyszczeniu szpady i b�d� przez to, �e bro� by�a
zardzewia�a, b�d� przez to, �e chodzi�o o wra�liwe miejsce d�oni albo
palc�w, rana okaza�a si� bardzo bolesna. W�wezas karmelita wzi��
ostrze, przypr�szy� je proszkiem, kt�ry przechowywa� w szkatu�ce,
i Pozzo przysi�ga�, �e zaraz poczu� ulg�. Faktem jest, �e nast�pnego
dnia rana zacz�a si� zabli�nia�.
Zdumienie wszystkich sprawi�o karmelicie przyjemno�� i powie-
dzia�, �e tajemnic� owej substaneji wyjawi� mu pewien Arab i �e jest to
remedium znacznie pot�niejsze od tego, kt�re chrze�cija�scy spagiry-
ci nazywaj� unguentum armarium. Kiedy zapytano go, czemu proszku
nie stosuje si� do rany, lecz do broni, kt�ra ow� ran� zada�a, odpar�,
�e tak w�a�nie dzia�a natura, albowiem mi�dzy jej najwi�kszymi si�ami
panuje powszechna sympatia kieruj�ca dzia�aniami na odleg�o��. I do-
da�, �e gdyby komu� trudno by�o w to uwierzy�, wystarczy przypo-
mnie� sobie magnes, �w kamie�, kt�ry przyci�ga do siebie opi�ki
�elaza, albo wielkie �elazne g�ry, co pokrywaj� p�nocn� cz�� naszej
planety i przyci�gaj� ig�� busoli. Podobnie balsam na or�, przywiera-
j�c mocno do szpady, przyci�ga ku sobie te przedmioty �elazne, kt�re
szpada pozostawi�a w ranie, przeszkadzaj�c w jej wyleczeniu.
Cz�owiek, kt�ry w dzieci�stwie by� �wiadkiem takieh rzeczy, musi
by� ju� naznaczony nimi do ko�ca �ycia, i wkr�tce zobaczymy, jak
przeznaczenie Roberta zosta�o okre�lone jego poci�giem do atrakcyj-
nych si� proszk�w i balsam�w.
Z drugiej jednak strony nie ten zgo�a epizod najmocniej naznaczy�
dzieci�stwo Roberta. By�o co� innego, cho� prawd� m�wi�e, nie
spos�b nazwa� tego epizodem, lecz pewnego rodzaju refrenem, kt�ry
ch�opak zachowa� w podejrzliwej pami�ci. Zdaje si� wi�c, �e ojciec,
kt�ry z pewno�ci� kocha� syna, aczkolwiek niewiele z nim rozmawia�
i traktowa� go szorstko, jak to jest w zwyczaju ludzi zamieszkuj�eych
tamte strony, czasem - w ci�gu pierwszych pi�ciu lat �ycia ch�opca
- podnosi� go wysoko i wykrzykiwa� z dum�: "Ty� moim pierworod-
nym!" Nie by�o w tym nie dziwnego (poza powszednim grzechem
przesady), jako �e Robert by� jedynakiem. Jednakowo� wzrastaj�c
zacz�� przypomina� sobie (albo wm�wi� sobie to wspomnienie), i� przy
tych przejawach ojcowskiej rado�ci twarz matki przybiera�a wyraz
po�redni mi�dzy niepokojem a weso�o�ci�, jakby ojciec czyni� dobrze
wypowiadaj�c te s�owa, ale s�uchanie ich rozbudza�o u�piony ju� l�k.
Wyobra�nia Roberta dhzgo harcowa�a wok� tonu owego okrzyku,
uznaj�c, �e nie brzmia� on jak zwyczajne stwierdzenie, lecz jak nieznana
inwestytura, nacisk by� bowiem po�o�ony na zaimek "ty�", jakby ojciec
chcia� powiedzie�: "Ty�, nie kto inny, moim synem pierworodnym."
Kto inny czy ten inny? W listach Roberta ci�gle pojawiaj� si�
obsesyjne napomknienia o "tamtym" i zdaje si�, �e my�l zrodzi�a si�
w�a�nie w chwili, kiedy wm�wi� w siebie (nad czym bowiem m�g�
�ama� sobie g�ow� ch�opiec b��kaj�cy si� po basztach pe�nych nietope-
rzy, po winnicach, �yj�cy w�r�d jaszczurek i koni, wstydz�cy si�
rozmawia� z ni�szymi stanem r�wie�nikami, synami wie�niak�w,
i s�uchaj�cy baja� babki albo karmelity?), i� gdzie� w �wiecie �yje
nieznany brat, kt�ry musi by� z�y z natury, skoro ojciec go od siebie
odepehn��. Robert by� najpierw za ma�y, a potem zbyt wstydliwy, �eby
zastanawia� si�, czy ten brat by� bratem przez ojca, czy przez matk� (a
w obu wypadkach na jedno z nich spada� grzech odwieczny i niewyba-
czalny). Mia� brata, kt�ry w pewien spos�b (by� mo�e nadnaturalny)
ponosi� win� za swoje odrzucenie i z tej przyczyny nienawidzi� bez
w�tpienia jego, Roberta, faworyta.
Cie� tego brata-wroga (kt�rego chcia�by przecie� zna�, by kocha�
go i by� przez �iego kochanym) dr�czy� go w dzieci�stwie po nocach;
p�niej, jako m�odzieniec, Robert szpera� w bibliotece w starych
woluminach, by znale�� tam co�, jaki� portret, akt chrztu, wyznanie
uchylaj�ce r�bek tajemnicy. B��ka� si� po poddaszach, otwiera� stare
kufry z ubraniami pradziadk�w, zardzewia�ymi medalami lub maure-
ta�skim sztyletem i obmacywa� niespokojnymi palcami koszule z deli-
katnego p��tna, noszone z pewno�ci� przez jakie� dziecko, lecz lata
czy wieki temu - nie wiadomo.
Po jakim� czasie nada� temu zaginionemu bratu imi� Ferrante
i pocz�� przypisywa� mu drobne wykroczenia, o kt�re nies�usznie
oskar�ano jego, Roberta, jak znikni�cie �akoci albo spuszczenie psa
z �a�cucha. Ferrante, dzi�ki swemu wykre�leniu z grona domowni-
k�w, dzia�a� za jego plecami, on za� kry� si� za nim. W ten spos�b
stopniowo obarezanie nie istniej�cego brata win� za to, czego on sam,
Robert, uczyni� nie m�g�, sta�o si� nawykiem obci��ania go r�wnie�
tym, co Robert zrobi� naprawd� i czego �a�owa�.
Chodzi nie o to, �e Robert k�ama�, ale o to, �e przyjmuj�c w mil-
czeniu i ze �zami w oczach kar� za w�asne wyst�pki, umia� wm�wi�
sobie samemu, i� jest niewinny i spotka�a go krzywda.
#2 23
Na przyk�ad pewnego razu Robert, pragn�c wypr�bowa� now�
siekier� dostarczon� dopiero co przez kowala, a cz�ciowo tak�e
zrobi� na z�o��, bo uzna�, �e pad� ofar� nie wiadomo ju� jakiej
niesprawiedliwo�ci, zr�ba� drzewko owocowe, kt�re ojciec niedawno
posadzi� z wielk� nadziej� na obfito�� owoc�w w nast�pnych latach.
Kiedy zrozumia� w ko�cu, jak g�upio post�pi�, wyobrazi� sobie strasz-
liw� kar�, jaka go czeka: co najmniej sprzedadz� go Turkom, u kt�-
rych do ko�ca �ycia b�dzie siedzia� w jakiej� galerze przy wios�ach.
W tej sytuacji postanowi� uciec z domu i prowadzi� �ycie bandyty
czyhaj�cego w�r�d wzg�rz na ofiar�. Szukaj�c usprawiedliwienia,
rych�o doszed� do wniosku, �e drzewo �ci�� z ca�� pewno�ci� Ferrante.
Ojciec jednak, odkrywszy przest�pstwo, zwo�a� wszystkich ch�opa-
k�w z posiad�o�ci i oznajmi�, �e je�li chc� unikn�� jego �lepego
gniewu, winowajca ma si� przyzna� do swego czynu. Robert poczu�
w sercu lito�� i szlachetno��: gdyby oskar�y� Ferranta, biedaczek raz
jeszcze zosta�by wyp�dzony, a przecie� w gruncie rzeczy nieszcz�sny
pope�ni� sw�j czyn, by zrekompensowa� sobie poczucie sierocego
opuszczenia, bola�o go bowiem to, �e rodzice obsypuj� pieszczotami
kogo� innego... Robert zrobi� krok do przodu i, dr��c ze strachu
i dumy, o�wiadczy� �e nie chce, by kto� inny zosta� obwiniony za jego
post�pek. S�owa te zosta�y uznane za przyznanie si� do winy, aczkol-
wiek takim przyznaniem przecie� nie by�y. Ojciec, podkr�caj�c w�sy
i zerkaj�c w stron� matki oraz odchrz�kuj�c eo chwila, powiedzia�, �e
wprawdzie chodzi o powa�ny wyst�pek, kt�ry musi poci�gn�� za sob�
kar�, ale on nie mo�e nie doceni� faktu, i� "panicz na Grivie" przynosi
zaszczyt rodowej tradycji, i zawsze winien zachowywa� si� jak na
szlachcica przysta�o, nawet je�li ma ledwie osiem lat. Potem og�osi�
wyrok: Robert nie pojedzie w sierpniu do kuzyn�w z San Salvatore, co
by�o z pewno�ci� kar� dotkliw� (w San Salvatore by� Quirino,
winogradnik, kt�ry umia� podsadzi� Roberta na osza�amiaj�co wyso-
kie drzewo figowe), ale bez w�tpienia czym� lepszym ni� su�ta�skie
galery.
Wydaje si� nam, �e ca�a ta historia jest bardzo prosta: oto ojciec,
dumny z latoro�li nie kalaj�cej warg k�amstwem, spogl�da ze �le
ukrywan� satysfakcj� na matk� i wymierza kar� �agodn�, byleby
zachowa� pozory. Ale Robert mia� d�ugo jeszcze snu� barwne roz-
wa�ania o tym wydarzeniu i w ko�cu doj�� do konkluzji, i� rodzice
z pewno�ci� domy�lili si�, �e winowajc� by� Ferrante, docenili brater-
ski heroizm ukochanego syna i poczuli ulg�, gdy� nie musieli ujawni�
rodzinnego sekretu.
24
By� mo�e to ja ubarwiam wszystko, wychodz�c od sk�pych wskaz�-
wek, ale te� obecno�� nieobecnego brata zaci��y na tej opowie�ci.
�lady tej dzieci�eej zabawy odnajdziemy w zachowaniach doros�ego
Roberta - a przynajmniej Roberta z czasu, kiedy spotykamy go na
"Dafne" w tarapatach, kt�re, prawd� m�wi�c, ka�dego zbi�yby z pan-
ta�yku.
W ka�dym razie zapuszczam si� w dywagacje, a przecie� trzeba
ustali�, w jaki spos�b Robert znalaz� si� w obl�onym Casale. Tutaj
za� musimy pu�ci� wodze fantazji i wyobrazi� sobie, jak mog�o do tego
doj��.
Wiadomo�ci dociera�y do Grivy nierych�o, ale od co najmniej
dw�ch lat wiedziano, �e sprawa sukcesji w Ksi�stwie Mantui przynios-
�a wiele szk�d Monferratowi i dosz�o nawet do po�owicznego ob-
l�enia. Kr�tko m�wi�c - a chodzi tu o histori� opowiedzian� ju�
przez innych, aczkolwiek w spos�b bardziej fragmentaryczny - w gru-
dniu 1627 roku zmar� ksi��� Mantui Wincenty II i wok� �o�a �mierci
tego rozpustnika, kt�ry nie umia� p�odzi� syn�w, odby� si� balet
czterech pretendent�w, ich przedstawicieli i protektor�w. Wygra�
markiz de Saint-Charmont, kt�remu uda�o si� przekona� Wincentego,
�e dziedzictwo nale�y si� kuzynowi z ga��zi franeuskiej, Karolowi
Gonzadze, ksi�ciu Nevers. Stary Wincenty mi�dzy jednym a drugim
rz�eniem sprawi� czy raczej przyzwoli�, by ksi��� Nevers po�lubi�
w wielkim po�piechu jego bratanic�, Mari� Gonzag�, i odda� ducha,
osierocaj�c ksi�stwo.
Problem jednak polega� na tym, �e ksi��� Nevers by� Francuzem,
a ksi�stwo obejmowa�o mi�dzy innymi ziemie Monferratu ze stolic�
Casale, najpot�niejsz� fortec� w p�nocnej Italii. Monferrato, le��ce
mi�dzy hiszpa�skim Mediolanem a ziemiami sabaudzkimi, zapewnia�o
kontrol� g�rnego biegu Padu, szlak�w z Alp na po�udnie, drogi
Mediolan-Genua i wciska�o si� niby zderzak mi�dzy Francj� i Hisz-
pani�, przy czym �adna z dw�ch potencji nie mog�a zaufa� drugiemu
zderzakowi, Ksi�stwu Sabaudzkiemu, gdzie Karol Emanuel I prowa-
dzi� gr�, kt�rej nazwanie podw�jn� �wiadczy�oby o bardzo du�ej
pob�a�liwo�ci. Gdyby Monferrato przypad�o Neversowi, przypad�oby
tym samym Richelieumu, tak wi�c Hiszpania wola�a oczywi�cie, �eby
przypad�o komu� innemu, powiedzmy, ksi�ciu Guastalli. Pomijaj�c
fakt, �e pewne prawa do sukcesji mia� tak�e ksi��� Sabaudii. Poniewa�
jednak istnia� testament wskazuj�cy Neversa, innym pretendentom
pozostawa�o trzyma� si� nadziei, �e �wi�ty i rzymski cesarz narodu
25
niemieckiego, kt�rego wasalem by� formalnie ksi��� Mantui, nie
zechce ratyfikowa� przej�cia w�adzy.
Hiszpanie byli jednak niecierpliwi i zanim cesarz podj�� decyzj�,
Casale by�o oblegane po raz pierwszy - przez Gonzalesa z Kordoby.
Potem pod murami stan�a pot�na armia Hiszpan�w i poddanych
cesarskich, dowodzona przez Spinol�. Garnizon francuski gotowa� si�
do obrony, czekaj�c na odsiecz armii francuskiej, kt�ra na razie by�a
zaj�ta na p�nocy i B�g jeden wiedzia�, czy zd��y na czas.
Sprawy by�y w tym mniej wi�cej punkcie, kiedy w po�owie kwietnia
stary Pozzo zebra� przed zamkiem najm�odszych ze s�u�by i najbyst-
rzejszych z wie�niak�w, rozda� im ca�� bro�, jaka znajdowa�a si�
w posiad�o�ci, wezwa� Roberta i wyg�osi� mow�, kt�r� przygotowa�
zapewne w ci�gu nocy.
- Pos�uchajcie, ludzie. Ziemie Grivy zawsze p�aci�y danin� mar-
kizowi Monferratu, kt�ry od niedawna sta� si�jakby ksi�ciem Mantui,
kt�rym z kolei zosta� pan de Nevers, i je�li kto� powie mi, �e nie jest
on ani Mantua�czykiem, ani Monferratczykiem, dam kopniaka w ty-
�ek, albowiem jeste�cie ciemnymi robakami nie rozeznaj�cymi si� ani
troch� w tych sprawach. Lepiej wi�c, �eby�cie trzymali j�zyk za z�bami
i s�uchali swojego pana, kt�ry wie przynajmniej, co to takiego honor.
Poniewa� jednak wy macie honor wiadomo gdzie, na wypadek gdyby
cesarscy weszli do Casale, musicie wiedzie�, �e ci ludzie nie s� zbyt
delikatni i wasze winnice p�jd� na zmarnowanie, a wasze kobiety
- lepiej nie m�wi�. Dlatego idziemy broni� Casale. Nikogo nie
zmuszam. Je�li jest w�r�d was jaki� wa�ko�, kt�remu si� to nie
podoba, niech si� zaraz zg�osi, �ebym powiesi� go na tym d�bie.
�aden z obecnych nie m�g� jeszcze widzie� akwafort Callota z gro-
nami takich samych ludzi jak oni, wisz�cymi na innym d�bie, ale co�
musia�o by� w powietrzu, gdy� ka�dy podni�s� to muszkiet, to pik�, to
kij z przywi�zanym sierpem, i wszyscy wykrzykn�li: niech �yje Casale,
precz z cesarskimi. Jak jeden m��.
- Synu m�j - powiedzia� Pozzo Robertowi, kiedy jechali konno
przez wzg�rza ze swoj� ma�� piesz� armi� za plecami - ten Nevers jest
g�upi jak moje jaja, a Wincentemu, kiedy przekazywa� mu ksi�stwo,
ptaszek nie �echta� ju� m�zgu, jak nie �echta� zreszt� i przedtem. Ale
odda� je Neversowi, a nie tej ofermie z Guastalli, my za�, z rodu Pozzo
di San Patrizio, jeste�my wasalami prawowitych pan�w Monferratu
od dawnych, dobrych czas�w. Zd��amy wi�c do Casale i w razie
potrzeby oddamy �ycie, gdy�, do diaska, nie mo�na sta� przy kim�,
p�ki wszystko idzie jak z p�atka, a pu�ci� go w tr�b�, kiedy znajdzie si�
po szyj� w �ajnie. A je�li nas nie zabij�, tym lepiej, miej si� wi�c na
baczno�ci.
Marsz ochotnik�w od granic alessandryjskich do Casale nale�a�
z pewno�ci� do najd�u�szych, jakie zna historia. Stary Pozzo prze-
prowadzi� rozumowanie bez zarzutu.
- Znam Hiszpan�w - oznajmi� - lubi� wygodne �ycie. Pomaszeru#�
na Casale po�udniow� r�wnin�, bo to �atwiejszy szlak dla furgon�w,
armat i innych podw�d. Je�li wi�c tu� przed Mirabello skr�cimy na
zach�d i pokonamy wzg�rza, stracimy ze dwa dni, ale dotrzemy na
miejsce bez k�opot�w i przed nimi.
Na nieszcz�cie Spinola mia� bardziej pokr�tne pogl�dy na spos�b
prowadzenia obl�enia i wprawdzie na po�udn