2072

Szczegóły
Tytuł 2072
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2072 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2072 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2072 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Saba" autor: Jack Higins Prze�o�y� Tomasz Wy�y�ski Wydawnictwo PRIMA Warszawa 1995 W dwudziestym czwartym roku p.n.e. rzymski genera� Eliusz Gallus usi�owa� podbi� po�udniow� Arabi� i straci� wi�kszo�� swojej armii w�r�d z�owrogich piask�w Pustyni �mierci, Rab al-Chali. Jednym z nielicznych ocala�ych by� grecki awanturnik imieniem Aleksjasz, centurion Legionu Dziesi�tego; przeby� on pieszo pustyni�, poznawszy jedn� z najwi�kszych tajemnic staro�ytno�ci, r�wnie zdumiewaj�c� jak sekret kopalni kr�la Salomona. Pozostawa�a ona zapomniana przez dwa tysi�clecia, a� wreszcie... Marzec 1939 Berlin 1 Wieczorem ostatniego dnia marca, gdy Berlin ton�� w strugach deszczu, w stron� nowej siedziby Kancelarii Rzeszy, otwartej zaledwie w styczniu, pod��a� Wilhelmstrasse czarny elegancki mercedes. Hitler poleci� wznie�� gigantyczny budynek w ci�gu roku, a jego rozkaz wykonano dwa tygodnie przed terminem. Admira� Wilhelm Canaris, szef Abwehry, czyli niemieckiego wywiadu wojskowego, pochyli� si� do przodu i opu�ci� okno, by lepiej widzie�. - Niewiarygodne - rzek�, kr�c�c g�ow�. - Sam bok przylegaj�cy do Voss-Strasse ma czterysta metr�w d�ugo�ci, wie pan o tym, Hans? Obok Canarisa siedzia� jego adiutant Hans Ritter, m�ody kapitan Luftwaffe, kawaler Krzy�a �elaznego Drugiej Klasy i Krzy�a �elaznego Pierwszej Klasy. Ritter wygl�da� do�� przystojnie, dop�ki nie obr�ci� g�owy; na prawym policzku wida� by�o straszliw� blizn� po oparzeniu: pami�tk� po wojnie domowej w Hiszpanii, gdy s�u�y� w niemieckim Legionie "Condor" i zosta� zestrzelony przez ameryka�skiego pilota ochotnika. Na pod�odze limuzyny le�a�a jego laska. - Te marmury i kolumny kojarz� si� raczej z cudami staro�ytnego �wiata, panie admirale. - A nie z symbolem Nowego �adu? - Canaris wzruszy� ramionami i zamkn�� okno. - Wszystko przemija, Hans, i ten sam los czeka nawet Trzeci� Rzesz�, cho� nasz ukochany Fuhrer daje jej tysi�c lat. - Wyj�� papierosa, a Ritter poda� mu ogie�, jak zwykle nieco zaniepokojony ironicznym tonem starszego m�czyzny. - Tak jest, panie admirale. - Paradoksalna my�l, prawda? Pewnego dnia w�r�d szcz�tk�w Kancelarii b�d� spacerowa� tury�ci, podobnie jak w ruinach egipskiej �wi�tyni w Luksorze, zastanawiaj�c si� na g�os: "Ciekawe, jacy ludzie stworzyli t� budowl�". Mercedes wjecha� przez z�ocon� bram� na ogromny dziedziniec i pod��y� ku schodom wiod�cym do wej�cia. - Czy pan admira� wie, dlaczego nas wezwano? - spyta� Ritter, czuj�c si� coraz bardziej nieswojo. - Nie mam zielonego poj�cia, a zreszt� Hitler chce si� widzie� ze mn�, a nie z panem, Hans. Wol� po prostu mie� pana pod r�k� na wypadek, gdyby zdarzy�o si� co� niespodziewanego. - Mam zaczeka� w samochodzie? - spyta� oficer Luftwaffe, gdy zatrzymali si� u podn�a schod�w. - Nie, lepiej w recepcji. B�dzie panu wygodniej, a poza tym mo�e pan podziwia� monumentaln� sztuk� Trzeciej Rzeszy. Nieco ordynarna, ale imponuj�ca. Podoficer Kriegsmarine pe�ni�cy rol� szofera wysiad� z samochodu i obieg� go, by otworzy� drzwiczki. Canaris stan�� ko�o auta i czeka� kurtuazyjnie na Rittera, kt�ry porusza� si� ze znacznie wi�kszym trudem. Zamiast lewej nogi mia� protez� si�gaj�c� od kolana w d�, ale kiedy ju� zdo�a� si� wyprostowa�, chodzi� w miar� sprawnie, podpieraj�c si� lask�. Weszli razem po schodach. Dwaj stra�nicy stoj�cy przy drzwiach, esesmani z dywizji Leibstandarte "Adolf Hitler" w czarnych galowych mundurach z bia�ymi sk�rzanymi pasami, wyprostowali s�u�bi�cie ramiona w nazistowskim pozdrowieniu, gdy Canaris i Ritter wchodzili do gmachu. Przedsionek robi� imponuj�ce wra�enie: marmurowa posadzka, gigantyczne drzwi wysoko�ci pi�ciu metr�w, ogromne or�y ze swastykami w szponach. Przy z�ocistym biurku siedzia� m�ody Hauptsturmfuhrer w galowym mundurze, a za jego plecami sta�o dw�ch stra�nik�w. Hauptsturmfuhrer zerwa� si� na r�wne nogi i trzasn�� obcasami. - Fuhrer pyta� o pana dwukrotnie, panie admirale! - Otrzyma�em wezwanie zaledwie p� godziny temu, m�j drogi Hoffer - odpar� Canaris. - Zreszt� nie jest to �adne wyt�umaczenie. To m�j adiutant, kapitan Ritter. Prosz� si� nim zaopiekowa�. - Naturalnie, panie admirale. - Hoffer skin�� g�ow� w stron� jednego ze stra�nik�w. - Prosz� zaprowadzi� pana admira�a do sali recepcyjnej Fuhrera. Stra�nik pomaszerowa� szybkim krokiem, a Canaris pod��y� za nim. Hoffer obszed� biurko i zwr�ci� si� do Rittera: - Hiszpania? - Tak. - Ritter poklepa� r�k� protez�. - M�g�bym ci�gle lata�, ale nie chc� mi pozwoli�. - Szkoda - odezwa� si� Hoffer i zaprowadzi� kapitana do kanapy. - Straci pan wielki spektakl. - My�li pan, �e si� zacznie? - spyta� Ritter, po czym usiad� i wyj�� papiero�nic�. - A pan tak nie my�li? Ale, ale, nie wolno u nas pali�. Fuhrer osobi�cie tego zabroni�. - Do licha! - zakl�� Ritter, �agodz�cy nikotyn� ci�g�y b�l w nodze. - Przykro mi - rzek� ze wsp�czuciem Hoffer. - Mamy za to kaw�, i to znakomit�. Odwr�ci� si�, podszed� do biurka i podni�s� s�uchawk� telefonu. Kiedy stra�nik otworzy� gigantyczne drzwi do gabinetu Hitlera, Canaris zdziwi� si� na widok du�ej grupy zgromadzonych tam ludzi. Zauwa�y� trzech dow�dc�w poszczeg�lnych rodzaj�w si� zbrojnych: Goringa, Brauchitscha i Raedera, reprezentuj�cych Luftwaffe, armi� l�dow� oraz Kriegsmarine. W sali znajdowali si� r�wnie� Himmler, von Ribbentrop, a ponadto genera�owie Jodl, Keitel i Halder. W�r�d obecnych panowa�o ci�kie milczenie i wszystkie g�owy zwr�ci�y si� w stron� wchodz�cego Canarisa. - Teraz, gdy pan admira� raczy� do nas do��czy�, mo�emy przej�� do rzeczy - odezwa� si� Hitler. - B�d� si� streszcza�. Jak panowie wiecie, Brytyjczycy udzielili dzi� Polsce bezwarunkowych gwarancji na wypadek wojny. - Czy Francuzi p�jd� za ich przyk�adem, mein Fuhrer? - spyta� Goring. - Niew�tpliwie - odpar� Hitler. - Ale zachowaj� bierno��, gdy przyjdzie do starcia. - Do starcia z Polsk�? - zapyta� Halder, szef sztabu Oberkommando der Wehrmacht. - A Rosjanie? - Nie b�d� si� wtr�ca�. Mog� powiedzie� tylko, �e tocz� si� w tej sprawie poufne rokowania. Panowie, musz� wam zakomunikowa� swoj� nieodwo�aln� decyzj�. Przyst�pujemy do przygotowa� operacji "Fall Weiss", ataku na Polsk� w dniu pierwszego wrze�nia. Po sali przeszed� szmer zdumienia. - Ale�, mein Fuhrer, przecie� to daje nam zaledwie p� roku! - zaprotestowa� genera� pu�kownik von Brauchitsch. - Mamy mn�stwo czasu - odpar� Hitler. - Je�li kto� jest przeciwny, niech to powie teraz. - W sali panowa�a g�ucha cisza. - Dobrze. W takim razie bierzcie si� do roboty, panowie. Jeste�cie wolni, z wyj�tkiem admira�a. Zebrani opu�cili sal�, a Canaris sta� bez ruchu, gdy tymczasem Hitler patrzy� przez okno na strugi deszczu. Wreszcie odwr�ci� si� w stron� admira�a. - Brytyjczycy i Francuzi wypowiedz� nam wojn�, ale nie uderz�. Zgadza si� pan? - Ca�kowicie - stwierdzi� Canaris. - Zmia�d�ymy Polsk� i zako�czymy kampani� w ci�gu kilku tygodni. Anglicy i Francuzi dojd� szybko do wniosku, �e nie ma sensu prowadzi� dalej wojny. B�d� nas b�aga� na kolanach o pok�j. - A je�li nie? Hitler wzruszy� ramionami. - W�wczas rozka�� rozpocz�� operacj� "Fall Gelb". Opanujemy Belgi�, Holandi� i Francj�, po czym zepchniemy Anglik�w do morza. Odzyskaj� wtedy rozs�dek. Nie s� w ko�cu naszymi naturalnymi wrogami. - Zgadzam si� - rzek� Canaris. - W zwi�zku z tym uwa�am, �e powinienem jak najszybciej uzmys�owi� naszym angielskim przyjacio�om, i� nie cofn� si� przed niczym. Canaris odchrz�kn��. - Co w�a�ciwie ma pan na my�li, mein Fuhrer? Hitler skin�� w stron� ogromnej mapy �wiata wisz�cej na �cianie. - Prosz� tu podej��, admirale. Poka�� panu. Kiedy Canaris wr�ci� po godzinie do przedsionka Kancelarii, Hoffer siedzia� za biurkiem pomi�dzy dwoma stra�nikami. Rittera nie by�o. Kapitan SS wsta� na widok Canarisa i ruszy� w jego stron�. - Panie admirale. - Gdzie si� podzia� m�j adiutant? - Hauptmann Ritter musia� zapali�. Wr�ci� do limuzyny pana admira�a. - Dzi�kuj� - odrzek� Canaris. - P�jd� do auta sam. Wyszed� przez ogromne drzwi i stan�� na szczycie schod�w, zapinaj�c p�aszcz i patrz�c na strugi deszczu. Zszed� po stopniach, otworzy� tylne drzwiczki mercedesa i usiad� ko�o Rittera, nim szofer zd��y� si� zorientowa�, co si� dzieje. - Do sztabu! - zawo�a� do kierowcy, po czym zamkn�� szklan� szybk�. Samoch�d ruszy�. Ritter zacz�� gasi� papierosa, a Canaris usiad� wygodnie na siedzeniu. - Prosz� si� nie kr�powa�. I niech pan mnie te� pocz�stuje. Mam ochot� zapali�. Ritter wyj�� papiero�nic� i pstrykn�� zapalniczk�. - Wszystko w porz�dku, panie admirale? Widzia�em, jak wszyscy wyszli, i zacz��em si� martwi�. - Fuhrer wyda� rozkaz ataku na Polsk� w dniu pierwszego wrze�nia, Hans. - M�j Bo�e! = zawo�a� Ritter. - "Fall Weiss". - Zgadza si�. Fuhrer prowadzi negocjacje z Rosjanami, a ci poszli na uk�ad. Nie b�d� si� wtr�ca� w zamian za wschodni� cz�� Polski. - A Brytyjczycy? - Och, wypowiedz� nam wojn�, a Francuzi zrobi� na pewno to samo. Jednak�e Fuhrer jest przekonany, �e nie rozpoczn� dzia�a� ofensywnych na froncie zachodnim i przynajmniej raz si� z nim zgadzam. B�d� siedzie� bezczynnie, gdy tymczasem my opanujemy Polsk�; Fuhrer uwa�a, �e p�niej mo�emy zasi��� wszyscy przy stole rokowa� i przywr�ci� status quo. Stwierdzi�, �e Wielka Brytania nie jest naszym naturalnym wrogiem. - Zgadza si� pan z tym, panie admirale? - Ma sporo racji, ale Brytyjczycy s� piekielnie uparci, a Chamberlain straci� popularno��. Po Monachium zacz�to nim gardzi� we w�asnym kraju. - Canaris zgasi� papierosa. - Kto wie, co mo�e si� zdarzy�, gdyby dosz�o do jakich� zmian na szczytach w�adzy i premierem zosta� na przyk�ad Churchill? - Wzruszy� ramionami. - Co wtedy zrobimy? - Rozpoczniemy operacj� "Fall Gelb". Opanujemy Holandi� i Francj�, a p�niej zepchniemy brytyjski korpus ekspedycyjny do morza. - Czy to mo�liwe? - spyta� Ritter po chwili milczenia. - Chyba tak, Hans, dop�ki Amerykanie nie b�d� si� wtr�ca�. Pod b�yskotliwym przyw�dztwem Fuhrera zaj�li�my Nadreni�, dokonali�my aneksji Austrii i Czechos�owacji i zagarn�li�my kilka mniejszych terytori�w. Nie mam w�tpliwo�ci, �e pokonamy Polsk�. - Ale co p�niej, panie admirale? Co z Francuzami i Brytyjczykami? - Ach, w ten spos�b dochodzimy do pytania, dlaczego Fuhrer zatrzyma� mnie po wyj�ciu reszty uczestnik�w narady. - Operacja specjalna, panie admirale? - Mo�na tak powiedzie�. Pierwszego wrze�nia, w dniu ataku na Polsk�, mamy zbombardowa� Kana� Sueski. - Wielki Bo�e! - zawo�a� Ritter, otwieraj�cy akurat papiero�nic�. Canaris wyj�� mu papiero�nic� z r�k i zn�w zapali�. - To pomys� pu�kownika Rommla, kt�ry dowodzi� batalionem ochrony osobistej Fuhrera podczas okupacji Sudet�w. Fuhrer s�usznie ma wysokie mniemanie o pu�kowniku Rommlu, a w samym pomy�le tkwi pewna zwariowana logika. Kana� Sueski to przecie� g��wna arteria komunikacyjna ��cz�ca Angli� z koloniami. Gdyby j� przeci��, statki p�yn�ce do Indii, na Daleki Wsch�d i do Australii musia�yby okr��a� Afryk� wok� Przyl�dka Dobrej Nadziei. Konsekwencje militarne takiego stanu rzeczy by�yby oczywiste. - Ale jak, u licha, przerzuci� w tamten rejon ludzi i wyposa�enie? Canaris pokr�ci� g�ow�. - Nie, Hans, nie o to chodzi. Nie m�wimy o bezpo�redniej akcji zbrojnej, tylko o sabota�u. Fuhrer chce, aby Abwehra zbombardowa�a Kana� Sueski w dniu ataku na Polsk�. Mamy uczyni� go niezdatnym do u�ytku, zablokowa� tak skutecznie, by naprawa potrwa�a co najmniej rok. - Co za triumf? Ca�y �wiat by�by wstrz��ni�ty! - odezwa� si� Ritter. - A co najwa�niejsze, wstrz��ni�ci byliby Anglicy: zrozumieliby, �e nie cofniemy si� przed niczym. Tak przynajmniej widzi to nasz umi�owany Fuhrer. - Canaris westchn��. - To, jak tego dokonamy, to naturalnie zupe�nie inna kwestia, ale musimy co� wymy�li�, przynajmniej na papierze, i w�a�nie na tym polega pa�ska rola, Hans. - Rozumiem, panie admirale. Limuzyna zatrzyma�a si� przy kraw�niku przed central� Abwehry przy Tirpitz Ufer numer 74-76. Szofer obieg� samoch�d, by otworzy� drzwiczki Canarisowi, a Ritter wygramoli� si� za admira�em. M�ody oficer Luftwaffe mia� zmarszczone brwi. - Dobrze si� pan czuje? - spyta� Canaris. - Znakomicie, panie admirale. Po prostu przypomnia�em sobie co�, co mog�oby nam si� przyda�. - Doprawdy? - Canaris u�miechn�� si�, wszed� po stopniach i zatrzyma� si� przy drzwiach. - C�, to dobra wiadomo��. Prosz� to sobie uprzytomni�, i to im wcze�niej, tym lepiej - stwierdzi�, po czym wszed� do budynku. W jak�� godzin� p�niej, gdy Canaris siedzia� za biurkiem, studiuj�c stosy dokument�w, rozleg�o si� pukanie do drzwi i do gabinetu wszed� Ritter z teczk� akt w r�ku i zwini�t� map� pod pach�. W rogu pokoju spa�y w koszyku dwa ulubione jamniki Canarisa. M�ody oficer poku�tyka� do przodu, podpieraj�c si� lask�. - Czy m�g�bym zamieni� z panem kilka s��w na temat sprawy Kana�u Sueskiego, panie admirale? Canaris wyprostowa� si�. - Tak wcze�nie, Hans? - Jak powiedzia�em, zacz�o co� mi �wita�, i gdy wr�ci�em do swego gabinetu, wreszcie przypomnia�em sobie, o co chodzi. O raport, kt�ry otrzyma�em miesi�c temu od profesora archeologii Uniwersytetu Berli�skiego, Otto Mullera. Wr�ci� niedawno z po�udniowej Arabii i zamierza tam wkr�tce znowu pojecha�. Potrzebuje dodatkowych subwencji. - I co to ma wsp�lnego z nami? - spyta� Canaris. - Jak pan admira� doskonale wie, wszyscy obywatele niemieccy pracuj�cy za granic� musz� meldowa� w sztabie Abwehry o niezwyk�ych zdarzeniach i faktach, z jakimi si� zetkn�li. - A zatem? - Prosz� spojrze�, panie admirale. - Ritter podszed� do stojaka, rozwin�� map� trzyman� pod pach� i zawiesi� j�. Przedstawia�a Egipt, Kana� Sueski, po�udniow� cz�� Arabii, Morze Czerwone i Zatok� Ade�sk�. - Jak pan widzi, panie admirale, Brytyjczycy s� obecnie w Adenie, Jemenie, r�nych pa�stewkach arabskich nad Zatok� Ade�sk� i Oceanem Indyjskim, w D�ofarze i Omanie. - Co dalej? - spyta� Canaris, patrz�c na map�. - Chcia�bym zwr�ci� uwag� na Dahrajn, miasto portowe na wybrze�u Zatoki Ade�skiej. W�a�nie tam znajdowa�a si� baza Mullera. Dahrajn nale�y do Hiszpanii, podobnie jak Goa w Indiach. Hiszpanie okupuj� go od czterystu lat. - Wyobra�am sobie wygl�d tego portu - stwierdzi� Canaris. - Na p�nocy, na terenie Arabii Saudyjskiej, le�y Rab al-Chali, Pustynia �mierci, jedna z najstraszliwszych pusty� �wiata. - I w�a�nie tam podr�owa� Muller? - Tak jest, panie admirale. - A co, u licha, tam robi�? - Na tym obszarze mo�na odnale�� zabytki wielu staro�ytnych kultur, inskrypcje wyryte w ska�ach. Muller to znawca j�zyk�w staro�ytnych. Wykonuje lateksowe odlewy owych inskrypcji, po czym przywozi je do Berlina. - I co to ma wsp�lnego z Kana�em Sueskim, Hans? - Za chwil� do tego dojd�, panie admirale. Jest tam miejscowo�� o nazwie Szabua, kojarzona z kr�low� Sab�. - M�j Bo�e, dochodzimy zatem do Biblii?! - rzek� Canaris, wr�ci� do biurka i wyj�� papierosa ze srebrnej kasetki. - Zawsze s�dzi�em, �e nie istniej� �adne konkretne dowody, i� Saba to posta� historyczna. - Ale� istniej�, zapewniam pana, panie admirale! - stwierdzi� Ritter. - Wedle legendy kr�lowa Saba by�a kap�ank� babilo�skiej boginii Isztar, odpowiednika Wenus, i wznios�a jej �wi�tyni� na Pustyni �mierci. - Wedle legendy - zauwa�y� sceptycznie Canaris. - Muller odnalaz� ruiny tej �wi�tyni, panie admirale. Naturalnie utrzyma� swe odkrycie w tajemnicy. Ma ono r�wnie wielkie znaczenie jak odnalezienie grobowca Tutenchamona w Dolinie Kr�l�w. Natychmiast zjechaliby si� tam archeologowie z ca�ego �wiata. Jak ju� wspomnia�em, Muller wr�ci� do Berlina, by stara� si� o fundusze na dalsze prace i zameldowa� o swoim odkryciu Abwehrze. Canaris zmarszczy� brwi. - Ale co nas to wszystko obchodzi? - Ruiny znajduj� si� w g��bi pustyni i nikt o nich nie wie, panie admirale. Mog� s�u�y� jako baza zaopatrzeniowa i l�dowisko, pozwalaj�ce zaatakowa� kana�. Canaris wsta� i podszed� do mapy. Przyjrza� si� jej i popatrzy� na Rittera. - Ruiny znajduj� si� co najmniej tysi�c sze��set kilometr�w od Kana�u Sueskiego. - Raczej dwa tysi�ce, ale na pewno znajd� jaki� spos�b, by pokona� t� trudno��, panie admirale. - Zwykle si� to panu udaje; Hans - u�miechn�� si� Canaris. - W porz�dku, prosz� przyprowadzi� do mnie Mullera. - Kiedy, panie admirale? - Naturalnie, �e jeszcze dzi�. I tak zamierzam spa� w sztabie. Zaj�� si� z powrotem dokumentami, a Ritter wyszed�. Profesor Otto Muller okaza� si� niskim, �ysiej�cym m�czyzn� z pomarszczon� twarz� spalon� przez pustynne s�o�ce. Kiedy Ritter wprowadzi� go do gabinetu Canarisa, Muller u�miechn�� si� nerwowo, obna�aj�c garnitur z�otych z�b�w. - Dzi�kuj�, Hans - odezwa� si� Canaris. Ritter wyszed�, a admira� zapali� papierosa. - Prosz� mi opowiedzie� o swoim niezwyk�ym odkryciu, profesorze. Podenerwowany Muller sta� po�rodku gabinetu jak student zdaj�cy egzamin. - Mia�em du�o szcz�cia, panie admirale. Pracowa�em od jakiego� czasu w rejonie Szabui, gdy pewnego wieczoru do mojego obozu dowl�k� si� stary Beduin umieraj�cy z pragnienia. Uratowa�em mu �ycie. - Rozumiem. - Beduini to dziwni ludzie. Nie mog� znie�� my�li, �e co� komu� zawdzi�czaj�, wi�c ten, kt�rego uratowa�em, wyr�wna� ze mn� rachunek, zdradzaj�c mi po�o�enie ruin �wi�tyni Saby. - Niezwyk�y spos�b wyr�wnywania rachunk�w. Prosz� m�wi� dalej, profesorze. - Na pocz�tku zauwa�y�em tylko samotn� czerwon� ska�� stercz�c� w�r�d piaskowych wydm ci�gn�cych si� a� po horyzont. Niekt�re z wydm na Pustyni �mierci maj� po sto metr�w wysoko�ci, panie admirale. - Zadziwiaj�ce. - Zbli�ywszy si� weszli�my do stromego w�wozu. Towarzyszy�o mi dw�ch Beduin�w: przybyli�my na wielb��dach. W w�wozie ujrzeli�my kolumnad�. - A �wi�tynia? Prosz� mi o niej opowiedzie�. Muller spe�ni� polecenie i m�wi� przez przesz�o p� godziny. Canaris s�ucha� z zainteresowaniem, wreszcie skin�� g�ow�. - Fascynuj�ce. Kapitan Ritter twierdzi, �e sporz�dzi� pan dla nas szczeg�owy raport na ten temat. - Spe�ni�em sw�j obowi�zek, panie admirale. Jestem cz�onkiem partii. - Istotnie - zauwa�y� sucho Canaris. - Wobec tego niew�tpliwie wr�ci pan ch�tnie do Arabii z odpowiednimi funduszami i wykona nasze polecenia. Przygotowujemy operacj�, kt�r� interesuje si� osobi�cie sam Fuhrer. Muller stan�� na baczno��. - Jestem na pa�skie rozkazy, panie admirale! - �wietnie. - Canaris nacisn�� guzik na biurku. - B�dziemy z panem w kontakcie. Do gabinetu wszed� Ritter. - Panie admirale? - Prosz� zaczeka� na zewn�trz, profesorze - rzek� Canaris, po czym zwr�ci� si� do Rittera: - Wydaje si� do�� nieszkodliwy, lecz mam ci�gle pewne w�tpliwo�ci, Hans. Je�li wykorzystamy to miejsce jako baz�, bombowiec b�dzie musia� przelecie� a� dwa tysi�ce kilometr�w, a zreszt�... czy jeden bombowiec mo�e wyrz�dzi� powa�ne szkody Kana�owi Sueskiemu? Poza tym czy w og�le dysponujemy samolotem o takim zasi�gu? - Mam pewien pomys�, ale przed przedstawieniem go panu admira�owi wola�bym jeszcze nad tym popracowa�. Canaris zmarszczy� brwi. -- Czy to co� sensownego, Hans? - Mam nadziej�, panie admirale. - Dobrze. - Canaris skin�� g�ow�. - Prosz� wydoby� od Mullera wszystkie szczeg�y na temat Dahrajnu i jego hiszpa�skiej administracji. Hiszpanie s� naszymi sojusznikami, co mo�e si� okaza� u�yteczne. - Zajm� si� tym, panie admirale. - Niech pan si� po�pieszy, Hans. Pe�ny raport z ocen� szans powodzenia operacji ma si� znale�� na moim biurku za trzy dni. Ritter odwr�ci� si� i wyku�tyka� z pokoju, a Canaris pogr��y� si� z powrotem w lekturze. 2 W �rod� rano Canaris, kt�ry zn�w sp�dzi� noc na ��ku polowym w rogu gabinetu, goli� si� w �azience, gdy rozleg�o si� pukanie do drzwi. - Wej��! - zawo�a�. - To ja, panie admirale - odpar� Ritter. - A tak�e �niadanie. Canaris wytar� twarz i poszed� do gabinetu, pe�nego aromatu dobrej kawy. Ordynans zdejmowa� naczynia z tacy, a Ritter sta� ko�o okna. - Mo�ecie odej�� - zwr�ci� si� Canaris do ordynansa, a po jego wyj�ciu wzi�� do r�ki fili�ank�. - Zje pan ze mn� �niadanie, Hans? - Ju� je jad�em, panie admirale. - Musia� pan wcze�nie wsta�. Jest pan bardzo obowi�zkowy. - Nieszczeg�lnie, panie admirale. Po prostu mam k�opoty ze snem. - Jakie� to g�upie z mojej strony, �e o tym nie pomy�la�em, Hans! - odpar� ze wsp�czuciem Canaris. - Cz�sto zapominam o pa�skich k�opotach z nog�. - Zmienne koleje wojny, panie admirale - rzek� Ritter i po�o�y� na biurku teczk� z aktami. - Co to takiego? - spyta� Canaris, przerywaj�c smarowanie mas�em kromki chleba i unosz�c wzrok. - Operacja "Saba", panie admirale. - Znalaz� pan jakie� rozwi�zanie? - Chyba tak. - Uwa�a pan to za wykonalne? - Nie tylko wykonalne, wr�cz konieczne, panie admirale. - Skoro tak, prosz� zapali� papierosa i napi� si� kawy, gdy tymczasem ja przestudiuj� pa�skie materia�y - odrzek� Canaris i nape�ni� pust� fili�ank�. Ritter spe�ni� polecenie i poku�tyka� do okna. Trzeci kwietnia. Zbli�a�a si� Wielkanoc, a mimo to la�o jak w listopadzie. Straszliwie bola�a go noga, ale postanowi� za wszelk� cen� nie ucieka� si� do pomocy morfiny. Wypi� kaw� i zapali� papierosa. Nagle us�ysza� za plecami odg�os podnoszonej s�uchawki telefonu. - Prosz� mnie po��czy� z Kancelari� Rzeszy, z sekretariatem Fuhrera. Dzie� dobry, tu Canaris. Musz� si� spotka� z Fuhrerem. Tak, to bardzo pilne. - Zapad�o d�u�sze milczenie. - �wietnie. O jedenastej. Ritter odwr�ci� si�. - Panie admirale? - Pa�ski plan jest doprawdy znakomity, Hans. Pojedzie pan ze mn� i zreferuje go Fuhrerowi osobi�cie. Ritter zna� jak dot�d tylko przedsionek Kancelarii i podziwia� jej monumentaln� architektur�. Szczeg�lne wra�enie zrobi�y na nim masywne pi�ciometrowe drzwi odlane z br�zu i stupi��dziesi�ciometrowa Marmurowa Galeria, dwukrotnie d�u�sza od Sali Zwierciadlanej w Wersalu, z czego Fuhrer by� wyj�tkowo dumny. Kiedy Canaris i Ritter weszli do gigantycznego gabinetu wodza, Hitler, siedz�cy za biurkiem, obrzuci� ich ch�odnym spojrzeniem. - Ufam, �e to co� wa�nego? - Tak mi si� zdaje, mein Fuhrer - odpar� Canaris. - To m�j adiutant, kapitan Ritter. Hitler zauwa�y� szramy na twarzy lotnika, lask� i rz�d order�w; wsta�, obszed� biurko i u�cisn�� Ritterowi r�k�. - Jako �o�nierz sk�adam ho�d pa�skiej odwadze. Wr�ci� na fotel, a wzruszony Ritter wyj�ka�: - To dla mnie wielki zaszczyt, mein Fuhrer. - Chodzi o spraw� Kana�u Sueskiego - wtr�ci� Canaris. - Kapitan Ritter opracowa� niezwyk�y plan. Niezwyk�y, a przy tym wyj�tkowo prosty. - Po�o�y� na biurku Hitlera teczk� z aktami. - Nosi on kryptonim "Operacja Saba". Hitler odchyli� si� do ty�u i w charakterystyczny spos�b spl�t� ramiona na piersiach. - Przeczytam akta p�niej. Prosz� zreferowa� sw�j plan, kapitanie. Ritter obliza� zaschni�te wargi. - A zatem, mein Fuhrer, plan opiera si� na niezwyk�ym odkryciu, jakiego dokona� w po�udniowej Arabii niejaki Otto Muller, profesor archeologii Uniwersytetu Berli�skiego. - Fascynuj�ce - stwierdzi� z b�yszcz�cymi oczyma Hitler, nami�tny mi�o�nik architektury. - Wiele bym da�, by zobaczy� t� �wi�tyni�. - Usiad� wygodnie w fotelu. - Prosz� kontynuowa�, kapitanie. Zamierza pan wykorzysta� ruiny jako baz�, ale co to da? - Istot� planu jest jego absurdalna prostota. Nonsensem by�aby pr�ba zbombardowania kana�u przez jeden bombowiec, gdy� nie dawa�oby to �adnej gwarancji celno�ci. - A wi�c? - spyta� Hitler. - Ameryka�ski dwusilnikowy wodnosamolot typu "Catalina" mo�e l�dowa� zar�wno na ziemi, jak i na wodzie. Ma zasi�g przesz�o trzech tysi�cy kilometr�w i jest w stanie zabra� �adunek bomb o wadze oko�o siedmiuset kilogram�w. - Ciekawe - stwierdzi� Hitler. - A jak chcia�by pan wykorzysta� taki samolot? - Jak ju� powiedzia�em, m�j plan jest absurdalnie prosty. Catalina wyl�dowa�aby w naszej bazie na pustyni i wzi�a na pok�ad nie bomby, tylko miny morskie. P�niej polecia�aby do Egiptu i usiad�a na powierzchni Kana�u Sueskiego, a za�oga zrzuci�aby miny do morza, by pop�yn�y z pr�dem. Moim zdaniem, najw�a�ciwszym miejscem l�dowania by�by rejon Kantary. Nast�pnie za�oga zatopi�aby samolot wraz z �adunkiem materia�u wybuchowego typu "Helikon", kt�rego eksplozja powa�nie uszkodzi�aby kana�, miny za� zniszczy�yby co najmniej kilka statk�w p�yn�cych na p�noc od strony jeziora Timsah. Ich wraki, a tak�e skutki wybuchu samolotu, doprowadzi�yby do d�ugotrwa�ej blokady toru wodnego i Kana� Sueski sta�by si� bezu�yteczny. Zapad�o milczenie. Hitler siedzia� przy biurku, spogl�daj�c nie widz�cym wzrokiem w przestrze�, po czym uderzy� pi�ci� w otwart� d�o�. - Znakomite i rzeczywi�cie absurdalnie proste. - Zmarszczy� brwi. - Ale czy dysponujemy samolotem typu "Catalina"? - W tej chwili jedn� z takich maszyn wystawiono na sprzeda� w Lizbonie. Mo�emy j� zakupi� i za�o�y� w Dahrajnie hiszpa�sk� lini� lotnicz� specjalizuj�c� si� w przewozie towar�w w rejonie Zatoki Ade�skiej. Hitler wsta�, obszed� biurko i poklepa� Rittera po plecach. - Doskonale. Podoba mi si� pa�ski adiutant, admirale. Prosz� natychmiast rozpocz�� przygotowania do operacji. Ma pan moje pe�ne poparcie. Canaris podszed� do drzwi, odwr�ci� si� i prze�amuj�c niech�� uni�s� r�k� w nazistowskim pozdrowieniu. - Chod�my - szepn�� do Rittera, po czym obaj opu�cili gabinet i ruszyli Marmurow� Galeri�. - �wietnie panu posz�o, Hans. Naturalnie zadysponuj� przygotowanie odpowiednich funduszy na zakup cataliny, cho� obawiam si�, �e mo�emy mie� problemy ze skompletowaniem odpowiedniej za�ogi. Z drugiej strony nie ma chyba �adnych przeszk�d, by w hiszpa�skiej linii lotniczej pracowali niemieccy piloci. - Hiszpanie byliby znacznie lepsi - odpar� Ritter. - Tylko sk�d ich wzi��? - W SS s�u�y wielu hiszpa�skich ochotnik�w, panie admirale. - Naturalnie - odpar� Canaris. - Doskona�e rozwi�zanie. - Znalaz�em ju� odpowiedniego pilota. Zdoby� du�e do�wiadczenie bojowe podczas wojny domowej w Hiszpanii. Obecnie s�u�y w SS i pilotuje samoloty kurierskie. Um�wi�em si� z nim za godzin� na lotnisku Gatow. - Dobrze. Pojad� z panem i obejrz� go sobie osobi�cie - stwierdzi� Canaris i ruszy� w d� marmurowymi schodami. Dwudziestosiedmioletni Carlos Romero, syn zamo�nego handlarza win z Madrytu, by� przystojnym, krewkim m�odym cz�owiekiem. Nauczy� si� pilotowa� samolot w wieku szesnastu lat, po czym wst�pi� do szko�y lotniczej i zosta� pilotem my�liwca. Po wybuchu wojny domowej stan�� po stronie genera�a Franco, cho� nie uczyni� tego jako zdeklarowany faszysta: po prostu tak zrobi�a wi�kszo�� ludzi z jego sfery. Zestrzeli� jedena�cie samolot�w i �wietnie si� bawi�. Po jakim� czasie wst�pi� jako pilot do niemieckiego Legionu "Condor". Nagle wojna si� sko�czy�a i Romero straci� zaj�cie, lecz dowiedzia� si�, �e SS prowadzi werbunek ochotnik�w narodowo�ci hiszpa�skiej. Pilota tej klasy przyj�to rzecz prosta z otwartymi ramionami i Romero otrzyma� przydzia� do s�u�by kurierskiej, gdzie zajmowa� si� g��wnie transportem niemieckiej generalicji. Siedzia� w tej chwili w kabinie niewielkiego samolotu rozpoznawczego typu "Stork" lec�cego trzysta metr�w nad Berlinem i wioz�cego Brigadefuhrera SS. Po��czy� si� z wie�� kontroln� w Gatow, poprosi� o pozwolenie na l�dowanie i skr�ci� w stron� lotniska, �miertelnie znudzony. - Matko Bo�a! - szepn�� po hiszpa�sku. - Spraw, bym zacz�� wreszcie robi� co� bardziej interesuj�cego! Matka Bo�a wys�ucha�a jego pr�b, a Romero dowiedzia� si� o tym w kasynie. Zdj�� kombinezon lotniczy i pozosta� w dobrze skrojonym mundurze SS. O jego narodowo�ci �wiadczy�a niewielka naszywka na lewym r�kawie; nosi� hiszpa�ski Order Zas�ugi i niemiecki Krzy� �elazny Pierwszej Klasy, otrzymany za wyczyny bojowe w Legionie "Condor". Najpierw zauwa�y� Canarisa, nosz�cego mundur admiralski, a po chwili pozna� Rittera i ruszy� z u�miechem w jego stron�. - Na Boga! To� to przecie� Hans Ritter! Ritter wsta�, by go powita�. Wspar� si� na lasce i u�cisn�� Hiszpanowi r�k�. - Dobrze wygl�dasz, Carlos. Jak za dawnych czas�w w Hiszpanii. - S�ysza�em o twojej nodze. Bardzo mi przykro. - Admira� Canaris, szef Abwehry - przedstawi� Ritter. Romero trzasn�� obcasami i zasalutowa�. - To dla mnie prawdziwy zaszczyt, panie admirale! - Zapraszamy do naszego stolika. Herr Hauptsturmfuhrer - odezwa� si� Canaris i skin�� d�oni� na stewarda. - Butelka szampana marki "Bollinger" i trzy kieliszki. - Zwr�ci� si� do Romera: - Pracuje pan w s�u�bie kurierskiej, prawda? Lubi pan to? - Szczerze m�wi�c, nudz� si� jak mops, panie admirale. Wola�bym robi� co� ciekawszego. - C�, mo�e uda nam si� zaspokoi� pa�skie pragnienie - stwierdzi� Canaris, gdy steward przyni�s� szampana. - Niech pan mu powie, Hans. Romero sko�czy� czyta� i zamkn�� teczk�. Na jego poblad�ej twarzy malowa�o si� podniecenie. - Interesuje to pana? - spyta� Canaris. - Interesuje?! - Romero przyj�� dr��c� d�oni� papierosa podanego przez Rittera. - Jestem got�w b�aga� na kolanach, by pozwolono mi uczestniczy� w tej operacji! - Nie ma potrzeby - roze�mia� si� Canaris. - Nie b�dziesz mia� k�opot�w z catalin�? - spyta� Ritter. - Wielki Bo�e, nie! To znakomity samolot! - A za�oga? Romero zastanawia� si� przez chwil�. - Potrzebuj� drugiego pilota i mechanika. - Gdzie mogliby�my ich znale��? - spyta� Canaris. - W Legionie Hiszpa�skim SS. W�r�d moich koleg�w, panie admirale. Mam ju� zreszt� dw�ch kandydat�w: pilota Javiera Novala i mechanika Juana Condego. Obaj s� znakomitymi fachowcami. Ritter zanotowa� nazwiska Hiszpan�w. - �wietnie. Ka�� ich odkomenderowa� do Abwehry wraz z tob�. - A co z materia�em wybuchowym i minami? - spyta� Romero. - Przetransportujemy je do Dahrajnu frachtowcem - wyja�ni� Ritter. - Nie powinno by� wi�kszych k�opot�w z celnikami. Naturalnie zanim nadejdzie wrzesie�, musisz sobie wyrobi� w Dahrajnie dobr� opini� jako w�a�ciciel linii lotniczej. Przewozy towarowe, czarter i tak dalej. Romero skin�� powoli g�ow�. - Mam pewn� propozycj�. Mogliby�my wy�adowa� miny ze statku na pe�nym morzu. Wyl�duj� ko�o frachtowca, a p�niej polec� bezpo�rednio do bazy, co znacznie upro�ci transport. - �wietny pomys�. - Canaris wsta�. - My�l�, �e powinien pan pozna� naszego przyjaciela profesora Mullera. Pojedziemy razem do miasta, ja wysi�d� przy Tirpitz Ufer, a panowie udacie si� razem na uniwersytet. Za ca�o�� przygotowa� organizacyjnych do operacji odpowiada kapitan Ritter. - Wedle rozkazu, panie admirale! - Bardzo dobrze - odezwa� si� Canaris, odwr�ci� si� i wyszed� z kasyna. Wydzia� Archeologii Uniwersytetu Berli�skiego mie�ci� si� w ogromnym gmachu pe�nym najr�niejszych zabytk�w. By�o tam wszystko: egipskie mumie, pos�gi z Grecji i Rzymu, amfory wydobyte z �adowni staro�ytnych wrak�w spoczywaj�cych na dnie Morza �r�dziemnego. Ritter i Romero przygl�dali si� zebranym eksponatom, gdy tymczasem Muller siedzia� przy biurku w swoim przeszklonym gabinecie i czyta� teczk� z nadrukiem Operacja "Saba". Wreszcie wsta� i podszed� do dw�ch oficer�w. - I co pan o tym s�dzi, profesorze? - spyta� Ritter. Muller, g��boko wytr�cony z r�wnowagi, bez powodzenia usi�owa� si� zdoby� na u�miech. - Znakomity pomys�, panie kapitanie, ale zastanawiam si�, czy mam niezb�dne kwalifikacje. Nie jestem przecie� szpiegiem, tylko archeologiem. - Rozkaz przeprowadzenia operacji wyda� osobi�cie sam Fuhrer. Kwestionuje pan jego polecenia? Muller zblad� jak kreda. - Wielkie nieba, nie! Romero poklepa� go po plecach. - Niech pan si� nie martwi, profesorze. Zaopiekuj� si� panem. - Wobec tego wszystko uzgodnione - stwierdzi� Ritter. - Po zakupie cataliny poleci pan z Hauptsturmfuhrerem Romerem z Lizbony do Dahrajnu, wi�c prosz� poczyni� stosowne przygotowania. B�d� z panem w kontakcie. Ritter poku�tyka� korytarzem, stukaj�c lask� w marmurow� posadzk�. Kiedy zmierzali w stron� g��wnego wyj�cia, Hiszpan odezwa� si�: - Nerwowy ma�y szczurek. - Podporz�dkuje si�, a to najwa�niejsze. - Wyszli z gmachu i stan�li na szczycie schod�w. - Jeszcze dzi� za�atwi� tobie, Novalowi i Condemu przeniesienie do Abwehry. Jutro polecicie do Lizbony rejsowym samolotem Lufthansy, naturalnie po cywilnemu. Je�li idzie o zakup cataliny, waszym bankierem b�dzie rezydent A przy poselstwie niemieckim. Sprawd�cie samolot od strony technicznej i z��cie mi meldunek, korzystaj�c z szyfrowanego telefonu ambasady. Oczekuj� na wiadomo�� najp�niej do czwartku. - Co za tempo! Zawsze by�e� szybki, prawda, Hans? - Tak� ju� mam natur� - odpar� Ritter i ruszy� schodami w stron� mercedesa. Sercem Lizbony i �r�d�em jej pot�gi jest rzeka Tag, kt�rej rozlewiska stanowi� naturalny port morski, �wietnie zabezpieczony przed sztormami. To w�a�nie st�d wyp�ywa�y niegdy� do Ameryki po z�oto pot�ne galeony i to w�a�nie tutaj Carlos Romero odnalaz� catalin�, zacumowan� do dw�ch boi oko�o p�tora kabla od brzegu. Przyby� do portu na dziesi�� minut przed um�wion� por� spotkania z portugalskim agentem, niejakim da Gam�; towarzyszyli mu Javier Noval i Juan Conde. Wszyscy trzej stan�li na nabrze�u i spogl�dali na wodnosamolot. - Wygl�da nie�le - stwierdzi� Noval, kr�py m�ody cz�owiek w wieku Romera, ubrany w wytart� sk�rzan� kurtk� lotnicz�. Conde, t�gi trzydziestopi�cioletni m�czyzna, r�wnie� nosz�cy kurtk� lotnicz�, spojrza� na samolot, zas�aniaj�c oczy przed jaskrawym s�o�cem. - Poradzisz z nim sobie, Juan? - Spokojna g�owa. Do nabrze�a przybi�a motor�wka, na kt�rej rufie sta� m�czyzna w br�zowym garniturze i panamie. - Senor Romero? - zawo�a� po hiszpa�sku, machaj�c r�k�. - Nazywam si� da Gama. Zapraszam na pok�ad. Trzej lotnicy zeszli po schodkach i wskoczyli do motor�wki. Da Gama skin�� g�ow� do sternika, kt�ry pop�yn�� w stron� samolotu. - Wygl�da nie�le, prawda? - spyta� Portugalczyk. - Wygl�da fantastycznie - odpar� Romero. - Sk�d si� w�a�ciwie tu wzi��? - Miejscowa linia �eglugowa postanowi�a stworzy� regularne po��czenie lotnicze z Mader�. W zesz�ym roku jej w�a�ciciele zakupili catalin� w Stanach Zjednoczonych. Sprawowa�a si� �wietnie, lecz przewo�ono ni� g��wnie pasa�er�w, a liczba miejsc jest zbyt ograniczona, by dawa�o si� na tym zarobi�. Wolno spyta�, jakie maj� panowie plany? - Chcemy za�o�y� przedsi�biorstwo transportowe dzia�aj�ce w rejonie Morza Czerwonego i Zatoki Ade�skiej. Przewozy towarowe, mo�e nawet do Goi. - Znam ten obszar - stwierdzi� da Gama. - Catalina by�aby idealna. Motor�wka przybi�a do samolotu. Sternik zgasi� silnik, a Noval i Conde uwi�zali cum� do jednej z boi. Da Gama otworzy� drzwi i czterej m�czy�ni weszli na pok�ad cataliny. Romero rozejrza� si� z b�yskiem w oczach po kabinie pilota, a nast�pnie usiad� w fotelu i uj�� manetk�. Noval zaj�� miejsce w drugim fotelu i zacz�� si� przygl�da� tablicy przyrz�d�w. - Pi�kna robota. Da Gama, stoj�cy obok Condego, otworzy� skoroszyt zawieraj�cy dokumentacj� samolotu. - Podam panom podstawowe dane techniczne. D�ugo�� dziewi�tna�cie metr�w dwadzie�cia centymetr�w; wysoko�� cztery metry dziesi�� centymetr�w; rozpi�to�� skrzyde� trzydzie�ci jeden metr�w siedemdziesi�t centymetr�w. Dwa silniki "Pratt-Whitney", ka�dy o mocy tysi�c dwustu koni mechanicznych. Pr�dko�� podr�na dwie�cie dziewi��dziesi�t kilometr�w na godzin�. Niezwykle du�y zasi�g. Bez �adunku mo�e przelecie� sze�� tysi�cy kilometr�w. Nie znam drugiego samolotu o podobnych parametrach. - Ja tak�e - odpar� Romero i wsta� z fotela. - Mo�e pan nas odwie�� na brzeg. Kiedy wygramolili si� z powrotem do motor�wki, da Gama uzna�, �e pora om�wi� kwestie finansowe. - Naturalnie mamy wielu zainteresowanych... - zacz��. Motor�wka ruszy�a. - Nie targujmy si�, przyjacielu, prosz� po prostu przygotowa� umow�. Podam panu nazwisko swojego adwokata, a jutro podpiszemy dokumenty i otrzyma pan czek na ��dan� sum�. Satysfakcjonuje to pana? Da Gama zrobi� zdumion� min�. - Ale� oczywi�cie, senor! Romero wyj�� papierosa i przyj�� ogie� podany przez Novala. Obejrza� si� na catalin� i wydmuchn�� k��b dymu. Szef niemieckiego poselstwa w Lizbonie, baron Oswald von Hoyningen-Heune, zawodowy dyplomata starej szko�y, nie by� nazist� i podobnie jak wi�kszo�� personelu misji cieszy� si�, �e przebywa jak najdalej od Berlina. Z pocz�tku nie ufa� dziwnemu Hiszpanowi przys�anemu z Niemiec i b�d�cemu jednocze�nie Hauptsturmfuhrerem SS, jednak z czasem przyjemnie si� rozczarowa� i polubi� Romera. Hiszpan wszed� do gabinetu, a von Hoyningen-Heune wsta� zza biurka. - Wszystko posz�o g�adko, m�j drogi Romero? - Jak po ma�le. Da Gama skontaktuje si� z adwokatem, a jutro podpiszemy umow�. P�atno�� czekiem z konta za�o�onego przez pana barona. Nawiasem m�wi�c, powinienem si� natychmiast skontaktowa� z kapitanem Ritterem ze sztabu Abwehry. - Naturalnie. - Baron podni�s� s�uchawk� czerwonego szyfrowanego telefonu stoj�cego na biurku i zam�wi� rozmow�. - To na pewno nie potrwa d�ugo. Mo�e koniaku? - Ch�tnie. Romero zapali� papierosa i usiad� na kanapie. Baron zaj�� miejsce naprzeciwko i poda� mu kieliszek. - Bardzo intryguj�ca sprawa - rzek�. - A tak�e �ci�le tajna. - Ma si� rozumie�. Nie jestem w�cibski. W istocie rzeczy wol� nawet nie wiedzie�, o co chodzi. - Uni�s� kieliszek. - Ale i tak chcia�em wypi� za pa�ski sukces. W tym momencie zadzwoni� czerwony telefon. - Mog� odebra�? - spyta� Romero. - Ale� oczywi�cie. Pozostawiam to panu. Baron wyszed�, a Romero podni�s� s�uchawk� telefonu. - To ty, Hans? - A kogo si� spodziewa�e�? - spyta� Ritter. - Jak posz�o? - Znakomicie - odpar� Romero. - Doskona�a maszyna. Jestem bardzo zadowolony. Przeka� admira�owi, �e wszystko idzie zgodnie z planem. Ritter zapuka� do drzwi i wszed� do gabinetu. Canaris pi� herbat�, trzymaj�c na kolanach jamnika. Popatrzy� na oficera Luftwaffe. - Co takiego, Hans? - Przed chwil� dzwoni� z Lizbony Romero, panie admirale. Catalina jest w doskona�ym stanie technicznym. Jutro j� kupi. - �wietnie. - Canaris skin�� g�ow�. - Prosz� sporz�dzi� dodatkowy raport na temat post�p�w operacji, a ja um�wi� nas z Fuhrerem. - Raport b�dzie got�w za p� godziny, panie admirale. Ritter poku�tyka� do drzwi, a Canaris zawo�a� za nim: - Ach, jeszcze jedno, Hans! - Tak, panie admirale? - We�miemy ze sob� Mullera. Wezwanie nadesz�o szybciej, ni� Canaris si� spodziewa�: Hitler wyznaczy� im audiencj� o dziesi�tej wiecz�r. Po drodze zatrzymali si� ko�o uniwersytetu i zabrali do samochodu Mullera, kt�ry oniemia� na wie��, �e udaj� si� na audiencj� u samego Wodza. Kiedy dotarli do gabinetu Hitlera, powita� ich dy�urny adiutant, kt�ry wstawszy zza biurka zapyta�: - Jak rozumiem, pan admira� ma raport dla Fuhrera? - Zgadza si� - odpar� Canaris. - Fuhrer �yczy sobie go przeczyta� przed rozmow� z panami. - Naturalnie. Canaris wr�czy� adiutantowi teczk� z aktami, a oficer otworzy� drzwi i wszed� do gabinetu. Canaris, Ritter i Muller zaj�li miejsca w poczekalni. Archeolog dygota� lekko i Canaris spyta�: - Dobrze si� pan czuje, profesorze? - Na lito�� bosk�, czy� to takie dziwne, �e jestem troch� zdenerwowany? Przecie� mamy si� spotka� z samym Fuhrerem! Co mam m�wi�?! - Prosz� m�wi� jak najmniej - odpar� Canaris i doda� ze szczypt� ironii: - Niech pan po prostu pami�ta, �e stoi pan w obliczu wielkiego cz�owieka. Otworzy�y si� drzwi i ukaza� si� adiutant. - Fuhrer oczekuje pan�w - oznajmi�. W gabinecie panowa� p�mrok. Hitler siedzia� za ogromnym biurkiem i czyta� raport przy �wietle mosi�nej lampy. Wreszcie zamkn�� teczk� i spojrza� na przyby�ych. - Pierwszorz�dna robota, admirale. To niew�tpliwie jedna z naszych b�yskotliwszych operacji. - Wszystkie pochwa�y nale�� si� w istocie kapitanowi Ritterowi, mein Fuhrer. - Nie, admirale; majorowi Ritterowi. Z pewno�ci� zas�uguje na awans Musz� zreszt� pana ostrzec: powa�nie si� zastanawiam, czy go panu nie ukra�� i nie przenie�� do swojego sztabu. Hitler wsta�, a speszony Ritter wyb�ka�: - To dla mnie zbyt wielki zaszczyt, mein Fuhrer. Hitler obszed� biurko i zbli�y� si� do Mullera. - Profesor Muller, prawda? Pragnie pan po�wi�ci� swoje zdumiewaj�ce odkrycia dla Rzeszy? Muller, dygoc�cy na ca�ym ciele, zdo�a� jednak znale�� w�a�ciwe s�owa: - Dla Fuhrera! Hitler poklepa� go po ramieniu. - Zbli�a si� wielki dzie�, panowie, najwi�kszy dzie� w historii Niemiec. - Odszed� powoli od biurka i na mapie �wiata, zajmuj�cej du�� cz�� �ciany, wyr�s� jego ogromny cie�. Stan�� przed map� ze splecionymi ramionami. - Mo�ecie odej��, panowie. Canaris skin�� g�ow� w stron� Rittera i Mullera, trzasn�� obcasami i opu�ci� gabinet. P�niej, wysadziwszy Mullera przy uniwersytecie, Canaris poleci� kierowcy wr�ci� na Tirpitz Ufer. Kiedy limuzyna skr�ci�a w boczn� uliczk�, dostrzeg� na rogu kawiarni� z o�wietlonymi oknami i pochyli� si� ku szoferowi. - Prosz� si� zatrzyma� - rozkaza�, po czym zwr�ci� si� do Rittera: - Napijemy si� kawy i koniaku. Trzeba obla� pa�ski awans, majorze. - Z przyjemno�ci�, panie admirale. Kawiarnia by�a prawie pusta. Zaszczycony w�a�ciciel podbieg� w lansadach do Canarisa, zaprowadzi� obu oficer�w do stolika pod oknem i czym pr�dzej przyj�� zam�wienie. Canaris wyj�� papiero�nic� i pocz�stowa� Rittera, kt�ry poda� prze�o�onemu ogie�. - Fuhrer by� zadowolony - stwierdzi� Canaris, wydmuchuj�c dym. - Jednak�e Muller sprawi� mi zaw�d. Nie jest dostatecznie silny. - Zgadzam si� - odpar� Ritter. - Potrzebujemy zawodowca, kt�ry m�g�by go wesprze�. W�a�ciciel przyni�s� na tacy kaw� i butelk� koniaku, a Canaris podzi�kowa� mu skinieniem d�oni. - Musi pan znale�� kogo� godnego zaufania, starego pracownika Abwehry. - To nie b�dzie trudne, panie admirale. - Wie pan? Pa�ski plan jest tak prosty, �e mo�e si� nawet uda� - stwierdzi� Canaris i nape�ni� kieliszki. - Ja te� tak s�dz�. Canaris skin�� g�ow�. - Jest tylko jeden problem. - Co takiego, panie admirale? - I tak nie wygramy tej wojny, przyjacielu. To po prostu niemo�liwe. Zmierzamy do piek�a, Hans, ale na razie wypijmy za pa�ski awans. Uni�s� kieliszek i opr�ni� go jednym �ykiem. Sierpie� 1939 Dahrajn 3 Kane sta� na pok�adzie kutra i nas�uchiwa�, czuj�c na twarzy podmuchy wiatru wiej�cego od strony Afryki i wci�� nios�cego ciep�o upalnego dnia. Noc by�a bezksi�ycowa, lecz niebo nad Zatok� Ade�sk� l�ni�o od milion�w gwiazd. Kane odetchn�� g��boko, wype�niaj�c p�uca �wie�ym powietrzem, po czym spojrza� na �awic� lataj�cych ryb, kt�re wyskakiwa�y ponad powierzchni� morza, otoczone bryzgami fosforyzuj�cej wody. Otworzy�y si� drzwi do salonu i pok�ad zala�o na moment �wiat�o. Po chwili na szczycie zej�ci�wki pojawi� si� Piroo, marynarz hinduski, nios�c kubek paruj�cej kawy. - W�a�nie tego mi by�o trzeba! - rzek� Kane, wypiwszy kilka �yk�w. - "Kantara" si� sp�nia, sahib - zauwa�y� Piroo. Kane skin�� g�ow� i zerkn�� na zegarek. - Druga w nocy. Ciekawe, co te� tym razem wymy�li� ten stary diabe� O'Hara? - Mo�e to znowu whisky? - Bardzo prawdopodobne - odrzek� z u�miechem Kane. Kiedy dopi� kaw�, Piroo dotkn�� go lekko w rami�. - Chyba nadp�ywa, sahib. Kane wyt�y� s�uch. Z pocz�tku s�ysza� tylko plusk fal o burt� kutra i szum wiatru, a� wreszcie zdo�a� uchwyci� przyt�umiony, cichy warkot silnika, a w dali rozb�ys�o zielone �wiat�o nawigacyjne na sterburcie "Kantary". - W sam� por� - mrukn��. Wszed� do ster�wki, zapali� �wiat�a nawigacyjne, po czym nacisn�� starter, uruchamiaj�c motor. Odczeka�, a� parowiec si� zbli�y, a nast�pnie otworzy� �agodnie przepustnic� i ruszy� w jego stron� zbie�nym kursem, by oba statki stan�y burta w burt�. Stary frachtowiec p�yn�� z szybko�ci� zaledwie dw�ch lub trzech w�z��w, a gdy kuter znalaz� si� blisko niego, Piroo wy�o�y� za burt� odbijacze. Przy relingu "Kantary" ukaza� si� hinduski marynarz i rzuci� cum�, kt�r� Piroo szybko okr�ci� wok� pacho�k�w. Po chwili o kad�ub frachtowca zagrzechota�a drabinka sznurowa, a Kane zgasi� motor i wyszed� na pok�ad. Burta "Kantary", pokryta rdzawymi zaciekami, wznosi�a si� ponad kutrem, a pojedynczy komin rysowa� si� czarnym cieniem na tle nocnego nieba. Kane zastanawia� si�, i to nie po raz pierwszy, w jaki w�a�ciwie spos�b ta kupa z�omu wci�� unosi si� na wodzie. - Gdzie kapitan? - spyta� w j�zyku hindi, przeszed�szy przez reling i stan�wszy na pok�adzie. Hinduski marynarz wzruszy� ramionami. - W swojej kajucie. Kane wdrapa� si� szybko po drabinie na g�rny pok�ad i zastuka� do drzwi kajuty kapita�skiej. Nikt nie odpowiedzia�. Po chwili otworzy� je i wszed� do �rodka. W kajucie, pogr��onej w ciemno�ci, panowa� straszliwy smr�d. Kane odszuka� kontakt i w��czy� �wiat�o. O'Hara, ubrany tylko w podkoszulek i gacie, le�a� z rozdziawionymi ustami na koi, szczerz�c zepsute ��te z�by. Po pod�odze turla�y si� w rytm ko�ysania statku puste butelki po whisky. Kane zmarszczy� z niesmakiem nos i wyszed� na pok�ad. Czeka� tam na� inny marynarz hinduski. - Bosman prosi pana na mostek - powiedzia�. Kane wdrapa� si� pr�dko po �elaznej drabince na mostek.Przy kole sta� bosman Guptas w bia�ym turbanie, z twarz� pod�wietlon� widmowo przez busol�. Kane opar� si� o framug� drzwi i zapali� papierosa. - Od jak dawna to trwa? Guptas u�miechn�� si� szeroko. - Odk�d wyp�yn�li�my z Adenu. Ode�pi to wszystko za dwie doby. - Ale kapitan! - westchn�� Kane. - Co si� tym razem sta�o? Dlaczego podczas rejsu z Bombaju nie zawin�li�cie jak zwykle do Dahrajnu? - P�yn�li�my z �adunkiem do Mombasy, a p�niej do Adenu - wyja�ni� Guptas. - Skiros nie by� zbyt zadowolony. Mam nadziej�, �e towar jest w porz�dku? Guptas kiwn�� g�ow�. - Na pewno ju� go wynosz�. Ale, ale, mamy pasa�erk�. - Pasa�erk�?! - spyta� z niedowierzaniem Kane. - Na tej starej balii?! - Amerykank�. Chcia�a czym pr�dzej opu�ci� Aden. Byli�my jedynym statkiem maj�cym wyj�� w morze, a catalina odlatywa�a dopiero za tydzie�. Kane cisn�� papierosa w mrok, gdzie zakre�li� on ognist� parabol�. - Wobec tego nie b�d� si� tu kr�ci�. Nie ma sensu jej budzi�. Mog�aby zacz�� co� podejrzewa�. Guptas skin�� g�ow�. - Tak chyba by�oby m�drzej. Wczoraj tu� przed �witem zdarzy�o si� co� dziwnego. - Co takiego? - Jakie� trzydzie�ci mil od brzegu zauwa�yli�my na horyzoncie catalin� Romera. Wyl�dowa�a ko�o portugalskiego frachtowca. Prze�adowano na ni� kilkadziesi�t skrzynek. - W ko�cu my zajmujemy si� tym samym, prawda? - wzruszy� ramionami Kane. - C� z tego, �e Romero te� zajmuje si� szmuglem? Trzeba jako� �y�. Zobaczymy si� w przysz�ym miesi�cu - doda� i zszed� zej�ci�wk� na pok�ad. Wychyli� si� przez reling i obserwowa� dw�ch marynarzy hinduskich, spuszczaj�cych metalow� ba�k� na pok�ad kutra, na kt�rym sta� Piroo. Nagle z ty�u rozleg� si� cichy g�os: - Ma pan ogie�? Obr�ci� si� pr�dko. Sta�a przed nim wysoka kobieta o kr�g�ej g�adkiej twarzy, kt�ra mog�aby sugerowa� s�abo�� charakteru, gdyby nie uparty zarys warg. Nosi�a lekki p�aszcz i chustk� na g�owie. Kane poda� jej zapalon� zapa�k�, os�aniaj�c j� z�o�onymi d�o�mi. - Troch� p�no jak na spacer po pok�adzie. Wydmuchn�a dym i opar�a si� o reling. - Nie mog�am zasn��. Pasa�erowie nie maj� na tym statku zanadto komfortowych warunk�w. - �atwo mi w to uwierzy�. - Ja te� jestem Amerykank�. Dziwne miejsce jak na spotkanie z rodakiem. Kane u�miechn�� si� szeroko. - W dzisiejszych czasach Amerykanie pojawiaj� si� w najdziwniejszych miejscach. Opar�a si� o reling i patrzy�a na kuter. - To pa�ska ��d�, prawda? Kane skin�� g�ow�. - Jestem rybakiem z Dahrajnu. Z�apa� mnie sztorm i sko�czy�o mi si� paliwo. Mia�em szcz�cie, �e spotka�em "Kantar�". - Chyba tak. Kane czu� niepokoj�c� wo� perfum Amerykanki i z jakiego� powodu nie przysz�o mu do g�owy nic; co m�g�by powiedzie�. Nagle zawo�a� go z kutra Piroo. - Musz� p�yn�� - rzek� z u�miechem. - Taki jest los �eglarza - odpar�a nieznajoma. Kane zszed� szybko po drabince sznurowej, a Piroo rzuci� cum�. Frachtowiec natychmiast ruszy� w drog�. Kane widzia� Amerykank� w ��tawej po�wiacie �wiate� pok�adowych; opiera�a si� o reling i patrzy�a na kuter, dop�ki "Kantara" nie znikn�a w ciemno�ci. Niebawem przesta� o niej my�le�, bo mia� w tej chwili wa�niejsze rzeczy na g�owie. Na pok�adzie sta� ci�gle dwugalonowy pojemnik po nafcie. Kane obejrza� go szybko, po czym zszed� do salonu. Piroo przygotowa� ju� akwalung. Kane rozebra� si�, zostaj�c tylko w szortach, Hindus za� pom�g� mu w�o�y� butl� na plecy. Wyszli na pok�ad. Piroo znikn�� w ster�wce i przyni�s� pot�ny reflektor podwodny po��czony d�ugim przewodem z generatorem kutra. Do bocznych �cianek ba�ki po nafcie przyspawano metalowe k�ka, a Piroo przeci�gn�� przez nie grub� konopn� lin�. Tymczasem Kane w�o�y� mask� do nurkowania i �cisn�� mocno mi�dzy z�bami ustnik rury oddechowej. Nast�pnie chwyci� reflektor i skoczy� za burt�. Znalaz�szy si� w wodzie, wyregulowa� dop�yw tlenu i pop�yn�� w d�, a� znalaz� si� pod kad�ubem kutra. Przebywa� samotnie w podwodnym �wiecie i mia� niezwyk�e poczucie niewa�ko�ci, podkre�lone przez fosforyczne l�nienie wody, w kt�rej jarzy�y si� nieziemsko przejrzyste ryby, przywabione �wiat�em reflektora. Po chwili w wodzie pojawi� si� metalowy pojemnik, wyrzucony za burt� przez Piroo. Kane chwyci� konopn� lin� i przewl�k� j� pr�dko przez dwa �elazne k�ka przymocowane do kila kutra. Zacisn�wszy w�ze�, odwr�ci� si� i zawis� nieruchomo w wodzie, zafascynowany pi�knem otoczenia. Wok� p�ywa�y �awice l�ni�cych ryb, kt�re przywodzi�y na my�l �wiece p�on�ce w mroku. W pobli�u przemkn�y jak srebrzyste b�yskawice dwie barakudy, a po chwili w �wietle reflektora pojawi� si� dwuip�metrowy rekin, kt�ry zastyg� w bezruchu, obserwuj�c Kane'a. Kiedy j�� si� zbli�a�, Amerykanin wyj�� z ust rur� oddechow� i wyrzuci� z p�uc strumie� srebrzystych b�belk�w. Rekin poruszy� b�yskawicznie ogonem, zmieniaj�c kurs, i znikn�� w ciemno�ci. Kane wyp�yn�� szybko na powierzchni�, a Piroo przeci�gn�� go przez niski reling. - Wszystko w porz�dku, sahib? Kane skin�� g�ow� i zdj�� akwalung. - �adnych problem�w. Tylko jeden rekin, kt�ry chcia� si� ze mn� pobawi�. Hindus u�miechn�� si� szeroko, b�yskaj�c bia�ymi z�bami. Poda� K