13005
Szczegóły |
Tytuł |
13005 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13005 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13005 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13005 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anatolij Rybakow
Trzydziesty pi�ty i p�niej
Ksi�ga druga Strach
Strach - Tridcat� piatyj i drugije gody � kniga wtaraja
Prze�o�yli Micha� B. Jagie��o i Zofia Gadzinianka
1
Od A�fierowa Sasza poszed� na posterunek milicji i otrzyma� tam tymczasowy dow�d
to�samo�ci. Ma�a, z�o�ona na p� karteczka: nazwisko, imi�, imi� ojca,
narodowo��, rok i miejsce
urodzenia. Wydany na podstawie za�wiadczenia o odbyciu kary zes�ania
administracyjnego.
Podlega wymianie na dow�d osobisty w terminie sze�ciu miesi�cy.
Nazajutrz o �wicie Sasza opu�ci� Kie�m�.
Prz�d sa� zajmowa� brezentowy tob� z poczt�, z ty�u usadowi�a si� kobieta z
dwiema
c�reczkami. Dzieci by�y opatulone chustami po same oczy.
Walizka Saszy jecha�a na saniach, on sam maszerowa� za nimi. Ko� szed� r�wno,
przy�piesza� jedynie na pochy�o�ciach. Wo�nica wskakiwa� wtedy na kozio�, siada�
bokiem ze
zwieszonymi nogami, a Sasza trzymaj�c si� burty sa� bieg� truchtem, �eby nad��y�
za koniem.
Na brzegu Angary nier�wno�ci terenu zdarza�y si� jednak rzadko. Z prawej �
tajga, z lewej �
rzeka, po drugiej stronie rzeki te� tajga po sam horyzont. Przewo�nik nie
pogania� konia. Ze wsi
Dworiec, w kt�rej Sasza musia� sobie znale�� nowy �rodek lokomocji, do Tajszetu
by�o
siedemdziesi�t kilometr�w; dwa dni drogi, a dni kr�tkie, noc� nie pojedziesz, w
po�udnie trzeba
zrobi� przerw� � zje�� co� gor�cego, ogrza� si�, nakarmi� konie.
Przejechali pi�tna�cie kilometr�w, zatrzymali si� we wsi Niedokura u znajomk�w
przewo�nika, ci szybko przygotowali posi�ek, ale zanim kobieta wygramoli�a si� z
sa�, zanim
przenie�li do chaty �pi�ce dziewczynki, zanim obudzili je, rozebrali, nakarmili,
zn�w ubrali,
wsadzili do sa�, opatulili derkami � min�o p�torej godziny.
W chacie Sasza przyjrza� si� towarzyszce podr�y: m�oda, zadbana kobieta,
wygl�da�a na
urz�dniczk� albo �on� urz�dnika, mo�e nawet jakiego� naczelnika z rejonu �
pelisa, we�niana
sp�dnica. Przewo�nik zwraca� si� do niej z widocznym szacunkiem.
Starsza dziewczynka jad�a sama, m�odsz� karmi�a matka, r�ka z �y�k� dr�a�a,
kapu�niak
kapa� na st�, kobieta z zak�opotaniem zagryza�a wargi, wyciera�a blat
chusteczk� do nosa. Sasza
odwr�ci� wzrok. Jaka� stukni�ta albo chora: twarz blada, napi�ta, �ami�cy si�
g�os. Uprzejmie
podzi�kowa�a gospodarzom, ale nie wdawa�a si� w �adne rozmowy, a Saszy w og�le
nie
dostrzega�a. Chcia� jej pom�c, wzi�� na r�ce m�odsz� dziewczynk�, ale kobieta
nerwowo
powiedzia�a: �Nie, nie� i wyrwa�a mu dziecko.
Utwierdzi�o to Sasz� w przekonaniu, �e ma do czynienia z �on� jakiego�
naczelnika
z Kie�my � wiedzia�a lub domy�la�a si�, �e Sasza jest zes�a�cem, i dlatego
unika�a jego
towarzystwa. Co� nowego! Sasza nie styka� si� z lokalnymi bonzami i ich
ma��onkami: wiedzia�
jednak, �e w Kie�mie pracownicy administracji pa�stwowej nie traktuj� zes�a�c�w
jak
tr�dowatych. Tak m�wi� Wsiewo�od Siergiejewicz.
A ta kobieta unika Saszy. Pewnie jest �on� grubej ryby, sekretarza rajkomu albo
przewodnicz�cego rejonowego komitetu wykonawczego.
Je�li tak, to dlaczego podr�uje okazj�, zwyk�ymi saniami pocztowymi? Wszyscy
naczelnicy
tej rangi dysponuj� s�u�bowymi �rodkami transportu, maj� swoje sanie, swoje
konie, swoich
wo�nic�w. Poza tym, jak m�� m�g� pu�ci� j� sam� w tak� drog�, wys�a� na mr�z z
ma�ymi
dzie�mi? Powinien osobi�cie odwie�� �on� do Dworca.
Wyjechali z Niedokury. Do Okuniewki � osiemna�cie kilometr�w, tam przenocuj�,
trzeba
zd��y� przed zmrokiem. Wo�nica pop�dza� konia, nie wskakiwa� ju� na kozio�, nie
chcia�
m�czy� zwierz�cia. Bieg� z Sasz� obok sa�.
Ju� po ciemku wjechali do Okuniewki, male�kiej wioski zasypanej �niegiem, jak
gdyby
wymar�ej � �adnego dymu, �adnych �wiate�.
Niska ciemna cha�upa, ludzie �pi� na piecu, znalaz�o si� tam miejsce dla dzieci,
Sasza
ulokowa� si� w k�cie pod piecem, kto� rzuci� mu podarty ko�uch.
Sasza po omacku zdj�� walonki, postawi� je na piecu, �eby wysch�y, przytkn��
stopy do
ciep�ej gliny, po�o�y� si� na ko�uchu, okry� si� paltem i natychmiast zasn��.
To by� ci�ki dzie�. Trzydzie�ci trzy kilometry marszu po zrytym kopytami
�niegu,
w walonkach i zimowym ubraniu. Do tego dwana�cie kilometr�w drogi z M�zgowej do
Kie�my
� razem czterdzie�ci pi��. Wsta� o czwartej rano, taszczy� do Kie�my walizk� i
ksi��ki, nie chcia�
zostawi� ksi��ek, w Kie�mie wys�a� je poczt� do Moskwy.
Wydawa�o mu si�, �e tylko przymkn�� oczy, a ju� go obudzono. Migota�o �uczywo,
w p�mroku szykowa�a si� do drogi kobieta, pop�akiwa�y senne dziewczynki.
Przewo�nik
wyszed� zaprz�c konia, wr�ci�, zrzuci� ko�uch, zjad� �niadanie, wsta� i z derk�
w r�kach czeka� na
pozosta�ych. Kobieta ponagla�a dzieci � zatroskana, przygn�biona, unika�a wzroku
Saszy
i gospodarzy cha�upy.
Przed trzema laty, gdy Sasz� p�dzono etapem nad Angar�, ludzie byli rozmowni.
Kiedy
zes�a�cy uk�adali si� do snu, przewo�nik czy wo�nica do p�nej nocy prowadzili z
gospodarzami
niespieszne, ch�opskie pogaduszki. Teraz nikt nie wdawa� si� w �adne rozmowy.
Dlaczego? Ze
zm�czenia? Ludzie przemarzli, my�l� tylko o odpoczynku? A mo�e przez te trzy
lata stali si�
ma�om�wni?
Wreszcie ruszyli. Pogoda by�a dobra, mro�na, ale bezwietrzna. �wawo przeszli
dwadzie�cia
kilometr�w, zatrzymali si� w Sawie, zjedli obiad, nakarmili konia, poszli dalej
i ju� noc� dotarli
do Dworca.
W ciemno�ciach Sasza nie pozna� wsi. Nie pozna�by jej i w dzie�: sp�dzi� tu
jedn� noc trzy
lata temu, latem, pami�ta� jedynie brzeg, na kt�rym �egna� si� z
So�owiejczykiem.
Przewo�nik podwi�z� kobiet� z dzie�mi pod ciemn� chat�, zapuka�, w oknie
b�ysn�o m�tne
�wiate�ko, kto� otworzy� drzwi, kobieta wnios�a dziewczynki do �rodka.
Przewo�nik zani�s� jej
baga�e, wr�ci�, spyta� Sasz�:
� A ty gdzie?
� Chyba na poczt�. B�d� czeka� na okazj� do Tajszetu.
� Ani chybi zamkni�te.
Przewo�nik m�wi� p�g�bkiem, porz�dkowa� sanie, ubija� siano, uk�ada� derki.
� Zaczekam tu do rana.
� Zi�b tak czeka� � burkn�� przewo�nik nie patrz�c na Sasz�. Sasza i bez niego
zdawa� sobie
spraw�, �e w nocy zamarznie.
� Mo�e do komendantury � powiedzia� przewo�nik. � To robota dy�urnego zajmowa�
si�
takimi jak ty.
� Niby jakimi? � spyta� Sasza wyzywaj�co.
� No, znaczy si�, zes�atymi.
� Nie jestem �zes�aty�! Jestem wolny!
Nareszcie mo�e tak o sobie powiedzie�: nocuje � gdzie chce, jedzie � dok�d chce,
nikt go nie
zatrzymuje, nie pyta o dokumenty, nie sprawdza ich i nie b�dzie sprawdza�!
Pozby� si� pi�tna
niewolnika! P�j�� do komendantury, nocowa� tam czy cho�by przesiedzie� noc � to
uzna�, �e ma
co� wsp�lnego z t� instytucj�. O nie! Postawi walizk� przed drzwiami poczty i
b�dzie chodzi�
przez ca�� noc. Chodz�c nie zamarznie � przecie� nocni str�e nie zamarzaj�!
Przewo�nik szarpn�� lejce, gwizdn��, sanie ruszy�y, Sasza poszed� za nimi.
I zn�w kr�tki sen w ciasnej i n�dznej chacie, w kt�rej ulokowa� go przewo�nik i
gdzie
z biedy przyjmowano ka�dego � byleby zap�aci� cho� rubla.
Sasza zap�aci� rubla, przem�czy� si� do rana na w�skiej �awie, skoro �wit
pobieg� na poczt�
spyta� o sanie do Tajszetu. Dowiedzia� si�, �e sanie wyruszaj� jutro.
Podjecha� wczorajszy przewo�nik, zda� worki z listami, przesy�ki i paczki, po
nim zjawi� si�
nowy, kt�ry mia� jecha� do Tajszetu. By� to dawny znajomy Saszy, Ni�
�awrientiewicz, trzy lata
temu wi�z� Sasz� i So�owiejczyka z Boguczan do Dworca. Sasza pozna� go od razu:
zafrasowany
ch�opina o drobnych rysach i ruchliwej twarzy. Tak samo jak wtedy starannie
liczy� worki
i paczki, sprawdza� piecz�cie.
� Witajcie, Nile �awrientiewiczu � przywita� go Sasza.
Ucieszy� si� z tego spotkania. Zawsze to znajomy cz�owiek, razem szli w g�r�
Angary, razem
ci�gn�li ��d�, Sasza pami�ta� �on� Ni�a �awrientiewicza � schorowan�, milcz�c�
kobiet�
w chustce, siedzia�a na rufie. Pami�ta� te� opowie�ci o pracy w kopalniach
z�ota, o partyzantach
i pow�ci�gliwe, lecz wstrz�saj�ce relacje o rozku�aczonych, kt�rych przywieziono
do tajgi
w �rodku zimy na pewn� �mier�.
Ni� �awrientiewicz nie okaza� jednak �adnej rado�ci, wr�cz przeciwnie, uda�, �e
nie poznaje
Saszy, mo�e zreszt� naprawd� nie pozna�. Widzia� go latem, teraz jest zima,
Sasza ma na sobie
czapk�, palto, walonki, a poza tym, ilu� to ludzi przewi�z� Ni� �awrientiewicz
przez te trzy lata,
ilu� ludziom dostarcza� poczt�, od ilu przyjmowa� listy � kto by ich wszystkich
spami�ta�?
W odpowiedzi na powitanie nie podni�s� nawet g�owy, kiwn�� ni� tylko: �witaj,
dobry
cz�owieku, nie znam ci�, ale skoro m�wisz dzie� dobry, no to dzie� dobry�.
� Nile �awrientiewiczu, pami�ta mnie pan? Trzy lata temu p�yn�li�my w g�r�
Angary,
z Boguczan do Dworca, by� pan z �on�. Zatrzymywali�my si� w Goltiawinie, tam
gdzie mieszka�
Anatolij Grigoriewicz... I Maria Fiodorowna...
Ni� �awrientiewicz spojrza� na Sasz� z ukosa i spyta� opryskliwie:
� A ty czego?
� Musz� do Tajszetu � speszy� si� nagle Sasza. � Chodzi mi o walizk�, sam p�jd�
za
saniami...
� A przepustk� masz?
� Po co? Mam dow�d. Prosz�.
Sasza wyj�� dow�d, pokaza� go Nilowi �awrientiewiczowi. Tamten zerkn�� na
kartk�.
� Dow�d nie dokument, co to za dokument? A bo to w nim pisze, dok�d ci ka��
jecha�?
Przepustk� musisz mie� z komendantury: �e taki to a taki jedzie do Tajszetu albo
na ten przyk�ad
przez Tajszet.
� Nile �awrientiewiczu, prosz� zrozumie�, przepustk� dostaj� ci, kt�rzy wracaj�
z zes�ania.
� A ty niby sk�d? � ironicznie zapyta� Ni� �awrientiewicz.
� Ja te�, ale mam ju� dow�d. Przepustk� mia�em do Kie�my, w Kie�mie dosta�em
dow�d
i mog� jecha� dok�d zechc�.
Ni� �awrientiewicz �ypn�� na Sasz� niepewnie: nigdy nie widzia� ludzi, kt�rzy
mog� jecha�,
dok�d chc�, widzia� tylko takich, kt�rzy jad�, dok�d musz�.
� Id� do komendantury � zawyrokowa� i odwr�ci� si� w stron� swoich pakunk�w.
� Nile �awrientiewiczu � nalega� Sasza � w komendanturze nie b�d� ze mn�
rozmawia�.
Powiedz�: macie dow�d, jeste�cie wolni, r�bcie sobie, co chcecie.
Ni� �awrientiewicz milcza�.
Sasza poczu� nieprzyjemne ssanie pod sercem. Po raz pierwszy ze wstydem i
wstr�tem
u�wiadomi� sobie, �e ogarn�� go strach � wszechw�adny, upokarzaj�cy. Spoci�y mu
si� d�onie,
pot sp�ywa� po plecach. Utknie tu przez takie g�upstwo! Sanie odjad�, a on
zostanie, zostanie
w tej dziurze! Na jak d�ugo? Mo�e na zawsze? P�j�� do komendantury? Bez sensu,
po co
ryzykowa�? W najlepszym wypadku powiedz�: �Macie dow�d, mo�ecie jecha�, dok�d
chcecie,
rad�cie sobie sami!� W najgorszym � zatrzymaj� do wyja�nienia, zaczn� sprawdza�
u A�fierowa
albo w Krasnojarsku.
A�fierow chcia� mu zaoszcz�dzi� k�opot�w i niespodzianek, zwi�zanych z
wyrabianiem
dowodu w nieznanym mie�cie, ale nie wzi�� pod uwag�, �e w tajdze od Irkucka po
Krasnojarsk,
od Angary po Wielki Trakt Syberyjski dla ludzi, kt�rzy odbyli kar� zes�ania lub
przenosz� si�
z jednego miejsca zsy�ki do drugiego istnieje tylko jeden dokument � przepustka.
Bez niej ka�dy
zes�aniec jest zbiegiem. Nikt nie chce odpowiada� za zbiega. Zabierzesz takiego,
podwieziesz,
a potem wlepi� ci za wsp�udzia�, �e niby pomog�e� w ucieczce.
Niepotrzebnie przypomnia� si� Ni�owi �awrientiewiczowi! Gdyby milcza�, Nil
�awrientiewicz nawet by nie pomy�la�, �e Sasza jest zes�a�cem � ot, zwyczajny
podr�ny, mo�e
w delegacji, mo�e jaki� pe�nomocnik.
O nie, nie pomy�la�by tak Ni� �awrientiewicz, wiedzia�by od razu kto zacz! Oko
ma
wprawne, zreszt�, kt�ry urz�dnik czy pe�nomocnik podr�owa�by pocztowymi
saniami?
Wszystko wie, stary spryciarz, nie chce podpa��.
Za�enowany upokarzaj�c� sytuacj� Sasza poprosi� �a�o�nie:
� Nile �awrientiewiczu, naprawd� mnie pan tu zostawi?
G�os mu dr�a�, d�awi� si� w�asnym wstydem, poni�eniem, rozpacz�. Traci� grunt
pod nogami,
rozwiewa�y si� wszystkie plany i nadzieje, d�ugo oczekiwana wolno�� stawa�a si�
czym� innym
ni� sobie wyobra�a�.
� Nile �awrientiewiczu!
Ni� �awrientiewicz zawi�za� worek, uni�s� g�ow�, popatrzy� na Sasz�, odwr�ci�
si�. Na
u�amek sekundy wskaza� oczami urz�dniczk� za przepierzeniem. Sasza zrozumia�.
Podszed� do
dziewczyny, pokaza� jej dow�d.
� Prosz� pani, czy mog� si� zabra� z poczt� do Tajszetu? Urz�dniczka obejrza�a
dow�d,
zwr�ci�a go.
� Niech pan porozmawia z Ni�em �awrientiewiczem. Nile �awrientiewiczu,
zabierzecie
pasa�era?
� Sanie prze�adowane � mrukn�� Ni� �awrientiewicz.
� P�jd� pieszo � powiedzia� Sasza. � Wrzuc� tylko walizk�, jest lekka.
� Nasza robota s�ucha� � mrukn�� Ni� �awrientiewicz. � Wie�� to wie��, i�� to
i��.
Sprytna bestia! Tylko o to mu chodzi�o. Prosz� bardzo, wszyscy widzieli, �e
wzi�� tego
pasa�era jawnie, legalnie, nie z w�asnej woli, a za zgod� i pozwoleniem osoby
urz�dowej.
Urz�dowa osoba sprawdzi�a dokument, przy �wiadku sprawdzi�a, dokument jest w
porz�dku,
pasa�er z dowodem osobistym mo�e jecha�, dok�d chce.
Hura, za�atwione! Sasza poczu� ulg� i nagle ogarn�� go wstyd za tamten strach.
Czego si�
przestraszy�? W ostateczno�ci zostawi�by walizk� i po prostu poszed� za saniami.
Z drogi nikt by
go przecie� nie przep�dzi�.
Nie przysz�o mu do g�owy, �e bez walizki naprawd� wygl�da�by jak zbieg.
Wyruszyli taborem; troje sa�, w�r�d nich pocztowe sanie Ni�a �awrientiewicza.
W pierwszych jecha�a znana ju� Saszy kobieta z dzie�mi. Nie przywita�a si�,
nawet nie spojrza�a
na Sasz�, zreszt� na nikogo nie patrzy�a, z nikim nie rozmawia�a.
Trakt do Tajszetu by� do�� szeroki, po ubitym kopytami �niegu sz�o si� o wiele
�atwiej ni�
brzegiem Angary. No i weselej � liczne towarzystwo, cho� w zasadzie ka�dy jecha�
osobno.
Ni� �awrientiewicz cz�sto przysiada� na burcie sa�, widocznie baga� nie by� zbyt
ci�ki, ale
ani razu nie zaproponowa� miejsca Saszy.
Trzy lata temu, nie w zimie, lecz na wiosn�, innym traktem szed� Sasza nad
Angar�. Co si�
sta�o z lud�mi z tamtego etapu? Karcew umar�, So�owiejczyk z pewno�ci� zgin�� w
tajdze.
Wo�odia Kwaczadze dosta� nowy wyrok w Krasnojarsku, Iwaszkin nadal przebywa nad
Angara
albo zn�w przepad� w tej krwawej maszynce do mi�sa. A mo�e wyszed� na wolno��?
Chyba nie
� z wyrokiem z artyku�u 58 nie wychodzi si� tak �atwo...
A on, Sasza? Przecie� go zwolniono!
Dlaczego? Sk�d taki u�miech losu? Dlaczego w�a�nie on wyrwa� si� z tego piek�a?
A�fierow?
Czy uwolni�by Sasz�, gdyby nie wolno mu by�o tego zrobi�? Wbrew rozkazom? Czy
wzi��by
na siebie tak� odpowiedzialno��?
Na pewno nie!
Wi�c co? Przypadek? O nie, u nich, w ich robocie nie ma przypadk�w.
Czyja� interwencja? Budiagin? Mark?
Nie, skoro nie mogli pom�c wtedy, to tym bardziej nie byliby w stanie pom�c
teraz.
A wi�c jednak � A�fierow? Chyba tak.
Gdyby nie A�fierow, Sasza przepad�by na zawsze. Jak tamci.
Tak, przez ca�e trzy lata chroni�a go �yczliwo�� A�fierowa. Tamta historia z
wir�wk� �
ewidentny sabota�, wszystko jasne jak s�o�ce. Publiczna obraza przewodnicz�cego
ko�chozu �
mo�na co� takiego uzna� za akt terroru przeciwko przedstawicielowi w�adzy
radzieckiej. Nawet
Zida... A�fierow wiedzia� o ich romansie, mia� obowi�zek interweniowa�, na
przyk�ad przenie��
Sasz� do innej wsi. Nic nie zrobi�.
Ryzykowa�. Teraz te� ryzykowa�. Dlaczego? Czym si� kierowa�? Sympati�?
�miechu warte. A�fierow to kadrowy czekista, tacy nie bawi� si� w sentymenty. A
jednak
bez zgody obwodowego zarz�du NKWD zwolni� cz�owieka, skazanego artyku�u 58...
Kto
w dzisiejszych czasach odwa�y�by si� na tak� samowol�?! Wczoraj zwolni� Sasz�, a
jutro
przyjdzie decyzja o przed�u�eniu wyroku albo lecenie przekazania zes�anego
Pankratowa do
dyspozycji zarz�du obwodowego. Co zrobi A�fierow? Jak si� wyt�umaczy?
Co si� kryje za jego decyzj�?
Protest przeciwko temu, co dzieje si� w kraju? Nie, gdyby chcia� zaprotestowa�,
zrezygnowa�by z pracy w NKWD. Szlachetny gest? A�fierow to filozof, pisuje
ksi��ki, pewnie
marzy� o pracy naukowej, nie pozwolono mu na to, komendantura w Kie�mie niewiele
r�ni si�
od zes�ania, nie bez racji Wsiewo�od Siergiejewicz powtarza�: �Obawiam si�, �e
to nasz przysz�y,
�e tak powiem, kolega�. Mo�e w�a�nie jako �przysz�y kolega� zdaje sobie spraw�,
co go czeka,
i cho� przez ostatnie dni chce by� cz�owiekiem. Rozkaz w sprawie Saszy sp�ni�
si�, A�fierow
rozumia�, �e to przypadek, dlatego ponagla� Sasz�, wyda� mu dow�d w Kie�mie,
�eby
przynajmniej przez sze�� miesi�cy Sasza nie musia� mie� do czynienia z milicj�.
Da� mu te� do
zrozumienia, �e �ycie na wolno�ci nie b�dzie �atwe.
O tym, �e �ycie nie b�dzie �atwe, Sasza przekona� si� ju� w Dworcu. Jak
przewo�nik
rozpozna� w nim zes�a�ca? Widocznie mia� to wypisane na twarzy. A mo�e ludzie
wyczuwali
jego niepewno��, czujno��?
Tak rozmy�la� sobie Sasza, maszeruj�c za saniami. W pierwszych siedzia�a
milcz�ca kobieta
z Kie�my, jej saniami powozi� r�wnie milcz�cy wo�nica. �rodkowe, obci��one du�ym
baga�em,
prowadzili dwaj ch�opi � to przysiadali na saniach, to szli obok nich. Drugiego
dnia Ni�
�awrientiewicz przywi�za� do tych sa� konia, a sam przy��czy� si� do wo�nic�w:
szli teraz we
tr�jk�, droga szeroka, wolna, mo�na i�� i rozmawia�.
Z rozmowy wo�nic�w Sasza dowiedzia� si�, �e milcz�ca pasa�erka pierwszych sa�
jest �on�
sekretarza komitetu rejonowego partii w Kie�mie. Aresztowano go w Krasnojarsku
na zebraniu
partyjnym. �Wzi�y go prosto z sali� � opowiada� jeden z wo�nic�w. A teraz �ona
jedzie
z dzie�mi do Krasnojarska, a mo�e i do samej Moskwy wstawi� si� za m�em.
Wstawi� si� za
m�em albo ukry� si� u krewnych w Rosji: ucieka przed aresztowaniem. Tak,
rodziny te�
aresztuj�, a dzieci odbieraj�. Z rozmowy wynika�o, �e aresztowano nie tylko tego
sekretarza, lecz
tak�e innych; nie tylko w ich rejonie, ale we wszystkich rejonach; nie tylko
sekretarzy rajkom�w,
lecz r�wnie� wielu pracownik�w komitet�w wykonawczych, rad i rozmaitych urz�d�w.
Z Moskwy przyjecha� wa�ny naczelnik, zwo�a� w Krasnojarsku zebranie i na
zebraniu wskaza�
�onych wrog�w�. Wszystkich �onych wrog�w� od razu aresztowano. Prosto z zebrania
pojechali
do wi�zienia w Krasnojarsku.
Ch�opi m�wili o tym beznami�tnie, nie oburzali si�, nie cieszyli, ale te� nie
wsp�czuli
aresztowanym i nie litowali si� nad nimi. Wida� tak trzeba, tak kaza� towarzysz
Stalin, tak ju�
�tera� jest, �adna nowo��, ot, miot�a zamiata. W gazetach pisz� o wrogach,
znaczy wsz�dzie s�
wrogowie, gdzie nie spojrze� � wrogowie, szkodnicy, nic ino knuj�, szpieguj�,
niszcz� nar�d
rosyjski, a wie� to ju� dawno zniszczyli ze szcz�tem.
Sasza zn�w przypomnia� sobie opowie�ci Ni�a �awrientiewicza o �rozku�aczonych�,
kt�rych
tu zes�ano. Przed trzema laty Ni� �awrientiewicz udawa�, �e rozumie post�powanie
w�adz, ale
jego g�os zdradza� wsp�czucie dla nieszcz�snych ludzi, wy�uskanych z ojcowizny,
wygnanych
nie wiadomo dok�d i nie wiadomo za co, skazanych na poniewierk� i m�czarnie.
Litowa� si� nad
dzie�mi, umieraj�cymi na �niegu, zdawa� sobie spraw�, �e je�li spotka go ten sam
los, to nigdzie
nie znajdzie obro�cy. Jego i jemu podobnych powinna broni� w�adza radziecka,
swoja, ludowa,
ale to w�a�nie ona wy�uskuje ludzi z rodzinnych stron, zsy�a, wyp�dza z dzie�mi
na �nieg, na
�mier�. Teraz, po trzech latach, Sasza nie dostrzega� w Nile �awrientiewiczu ani
lito�ci, ani
sprzeciwu, nie widzia� nawet cienia wsp�czucia dla kobiety z dwiema c�reczkami,
dla jej m�a,
dla wszystkich aresztowanych w Krasnojarsku, o kt�rych m�wili ch�opi, a kt�rych
Ni�
�awrientiewicz na pewno zna�. Sk�d ta przemiana? Mo�e st�d, �e tamta tragedia
dotyczy�a
ch�op�w, a ta � urz�dnik�w, odpowiedzialnych za ich �mier�? Zamykali innych,
teraz sami id�
do wi�zie�. Kto mieczem wojuje...
Nie, to nie by�a cicha satysfakcja. Wo�nice rozmawiali o aresztowaniach z
ca�kowit�
oboj�tno�ci�. Dlaczego?
Jechali d�ugo, prawie ca�y tydzie�, zatrzymywali si� w wioskach na noclegi, na
posi�ki,
wiosek przy trakcie by�o o wiele wi�cej ni� przy drodze, kt�r� trzy lata temu
Sasza szed� nad
Angar�. Przerwy trwa�y po kilka godzin, jedli bez po�piechu, nikt nikogo nie
pogania�.
O aresztowanych, uwi�zionych, �wy�uskanych� nie rozmawiali, cho� wiedzieli o
nich: im bli�ej
Tajszetu, tym cz�ciej spotykali wi�ni�w. Sasza s�ysza� o �agrach tajszeckich,
o zbiegach
w tajdze, droga stawa�a si� niebezpieczna, wo�nice byli podenerwowani. Do ich
taboru do��cza�y
inne sanie, utworzy�a si� d�uga kolumna, kolumn� co pewien czas wyprzedza�y
kibitki,
zaprz�one w wypocz�te, spasione, nie ko�chozowe konie, w ka�dych takich saniach
siedzia�
�o�nierz albo dw�ch oraz cz�owiek w cywilnym ubraniu � wi�zie�. Na widok kibitki
kolumna
zje�d�a�a na pobocze, sanie grz�z�y w �niegu, kibitka �miga�a obok nich,
przewo�nicy z trudem
wyci�gali sanie z zasp, kl�li na czym �wiat stoi.
Ostatni nocleg przed Tajszetem. Ci, kt�rzy mieszkali w Tajszecie, nie zatrzymali
si�,
pojechali do miasta, Ni� �awrientiewicz za�, dwaj jego znajomkowie, �ona
aresztowanego
sekretarza, Sasza i jeszcze kilku przewo�nik�w zanocowali w ma�ej wiosce, Sasza
nawet nie
spyta� o jej nazw�. Od gospodarzy dowiedzieli si�, �e miasto jest pe�ne ludzi,
wsz�dzie t�umy.
Opu�cili wiosk� wczesnym rankiem, ka�de sanie osobno: do Tajszetu zosta�o tylko
dwana�cie kilometr�w.
Tu� przed miastem, w miejscu, gdzie od traktu odchodzi�a jaka� le�na droga,
zatrzymali ich
dwaj konni � karabiny przez plecy, w r�kach nahajki.
� Id�, zobacz co tam � powiedzia� Ni� �awrientiewicz.
Na trakcie sta�o mn�stwo sa� i sanek, zajmowa�y ca�� szeroko�� drogi. �eby je
omin��,
Sasza musia� brn�� przez �nieg na poboczu. Sk�d ten zator? Szukaj� kogo�?
Kontrola
dokument�w?
Podchodz�c do pierwszych sa� wszystko zrozumia�: od strony Tajszetu zbli�a�a si�
kolumna
wi�ni�w � d�uga, czarna, milcz�ca. Z obu stron kroczyli konwojenci z
karabinami, ujada�y
wilczury.
Na rozwidleniu dr�g kolumna stan�a, Sasza zobaczy� wi�ni�w z bliska. Waciaki,
wystrz�pione p�aszcze, zwyk�e szmaty, tylko nieliczni mieli na nogach walonki,
prawie wszyscy
szli w dziurawych trzewikach, powi�zanych sznurkami, w �apciach. Twarze
wyn�dznia�e,
zapad�e, obro�ni�te, w oczach g��d, na g�owach czapki, jakie� kaptury. Sasza
nigdy w �yciu nie
widzia� czego� podobnego.
Konwojenci rzucili si� ku wi�niom:
� Pokry�, wyr�wna�!... ma�!... ma�!... ma�! Wzi�� si� za r�ce! ma�!... ma�!...
ma�!
Kolumna skurczy�a si�, zmala�a, zwar�a w sobie.
Ochryple szczeka�y wilczury, konwojenci poganiali ludzi kolbami, ci przywierali
do siebie �
le�na droga by�a w�sza od traktu i konw�j musia� st�oczy� wi�ni�w w zbit�
mas�.
Pad�a komenda, kolumna ruszy�a, skr�caj�c w stron� lasu.
Sasza naliczy� pi��dziesi�t dwie tr�jki � stu pi��dziesi�ciu ludzi.
Wi�niowie znikn�li mi�dzy drzewami. Za kolumn� pod��ali konni.
Na trakcie zapanowa� normalny ruch.
A Sasza sta� nieruchomo i wpatrywa� si� w le�n� drog�, dop�ki nie podjecha� do
niego Ni�
�awrientiewicz.
2
�smego stycznia 1937 roku Stalin przyj�� na Kremlu niemieckiego pisarza, Liona
Feuchtwangera.
C�, tw�rca mniejszego formatu ni� Romain Rolland czy Bernard Shaw, ale znawcy
zapewniaj�, �e na Zachodzie bardzo popularny. Przeciwnik faszyzmu. Przebywa na
emigracji we
Francji.
Wydali�my niekt�re z jego dzie�. ON zd��y� przeczyta� ��yda S�ssa�, rzuci� okiem
na
�Rodze�stwo Oppenheim� i przekartkowa� �Brzydk� ksi�niczk�. Nie�le pisze.
Przewa�nie
o �ydach, dlatego nienawidzi Hitlera. Sympatyzuje ZSRR, widzi w nim najwi�kszego
wroga
faszystowskich Niemiec. A wi�c mo�e powinien w�a�ciwie na�wietli� proces Radka �
Piatakowa.
W�a�nie po to jest potrzebny. Nale�y urobi� �wiatow� opini� publiczn�. Zach�d
domaga� si�
dawnego procesu � prosz� bardzo, otrzyma� go: Zinowiewa i Kamieniewa s�dzono
publicznie.
Nie pomog�o. Zach�d zn�w nie wierzy. Dobrze, niech nast�pny proces obserwuje
cz�owiek
stamt�d, ich cz�owiek. Niech popatrzy, niech os�ucha, niech za�wiadczy.
Stalin jeszcze raz przeczyta� notatk� o Feuchtwangerze. Pi��dziesi�t dwa lata.
Urodzi� si�
w Monachium, w bur�uazyjnej rodzinie �ydowskiej, uko�czy� uniwersytet, walczy�
na wojnie.
Bur�uazyjny inteligent. Do notatki za��czono d�ug� list� tytu��w ksi��ek
Feuchtwangera. Je�li
p�jdzie na proces, je�li prawid�owo go na�wietli, wydamy wszystkie jego dzie�a.
I dobrze
zap�acimy. Ka�dy lubi pieni�dze. Zw�aszcza bur�uazyjni inteligenci.
Proces Radka � Piatakowa powinien p�j�� g�adko. Od czego zale�y prawid�owy efekt
procesu pokazowego? Przede wszystkim od w�a�ciwego doboru skar�onych. Przed
s�dem staj�
wy��cznie ci, kt�rzy podpisali swoje zeznania, przyczyny, dla kt�rych podpisali
� przymus
fizyczny, za�amanie psychiczne, obawy o los najbli�szych, ch�� ocalenia �ycia,
pr�ba
udowodnienia wierno�ci partii nawet na �awie oskar�onych � nie maj�
najmniejszego znaczenia,
spo�ecze�stwo daje wiar� zeznaniom. Wiarygodno�� procesu znacznie zwi�kszaj�
b��dy
polityczne, pope�nione przez oskar�onych w przesz�o�ci, zw�aszcza je�li kajali
si� ju� za nie
publicznie. Oskar�eni podpisali wszystko co mieli podpisa� i on wyznaczy�
rozpocz�cie procesu
na dwudziestego trzeciego stycznia. Osobi�cie sprawdzi� protoko�y przes�ucha�,
w�asnor�cznie
nani�s� niezb�dne poprawki, uzupe�nienia i korekty, u�ci�li� pod�o�e polityczne
i w zale�no�ci od
tego okre�li� stopie� winy ka�dego uczestnika procesu. Prawnicy chc� si� popisa�
swoj� wiedz�,
bawi� si� w retoryk�, o co? Po co te ceregiele? W�a�nie to powiedzia�
Wyszy�skiemu: �Nie
pozwala�, aby za du�o m�wili!... Bez gl�dzenia!�
Sokolnikow skapitulowa� od razu. Na pierwszym przes�uchaniu jeszcze pr�bowa� si�
broni�,
ale ON w�asn� r�k� dopisa� na protokole: �Sokolnik�w by� wsp�pracownikiem
wywiadu
angielskiego�. Pokazano to Sokolnikowowi. Natychmiast zrozumia�, jak si� ma
zachowywa�,
zrozumia�, �e ON nie ma zamiaru �artowa�, �e nie daruje. Tak, rozs�dny cz�owiek.
Przekona� si�,
�e op�r nie ma sensu, wyci�gn�� w�a�ciwe wnioski z JEGO s��w i z procesu
Zinowiewa �
Kamieniewa, poj��, �e nie ocali g�owy. A mo�e zl�k� si� �ledztwa, wiedzia�, co
to takiego. Albo
ba� si� o los swojej m�odej �ony, odbi� j� Sieriebriakowowi, o i prosz�,
zostanie kobieta wdow�.
Zreszt�, czy to wa�ne, dlaczego si� przyzna�? Grunt, �e pom�g� �ledztwu, poszed�
na r�k�. B�d�
co b�d� jest najwa�niejsz� postaci� w tym procesie. Piatakow i Radek s� bardziej
znani, ale
Sokolnik�w pe�ni� naprawd� odpowiedzialne funkcje. To on podpisywa� pok�j
brzeski, w�a�nie
jemu powierzono tak wa�ne zadanie. Niew�tpliwy autorytet dla pozosta�ych
oskar�onych. Nie
zawiedzie. Zgodzi� si� nawet na konfrontacj� z Bucharinem. ON nie chcia� bra�
udzia�u w tej
konfrontacji, niech Bucharin ma nadziej�, �e mo�e na NIEGO liczy�, niech si� na
razie �udzi.
Konfrontacj� zorganizowa� Kaganowicz. No i spotkali si� przyjaciele z m�odo�ci.
Sokolnik�w
bez zmru�enia oka obci��a� Bucharina, a Bucharin, biedaczek, powtarza� tylko:
Grisza, Grisza,
co ty wygadujesz? Grisza!� Istna komedia!
Piatakow trzyma� si� tylko trzydzie�ci trzy dni. ON nie w�tpi�, �e tak b�dzie:
jeszcze przed
aresztowaniem Piatakow zadeklarowa�, �e pragnie osobi�cie rozstrzela� wszystkich
skazanych na
kar� �mierci, nawet swoj� by�� �on�, prosi�, �eby opublikowa� to w prasie.
Cz�owiek, kt�rego
Lenin w swoim �testamencie� wyznaczy� na najwy�sze stanowisko, b�aga o funkcj�
zwyk�ego
kata! A wi�c jest sko�czony, z�amany, got�w na wszystko. Skoro sam chce by�
katem,
wykonawc�, to nie my�li ju� o w�adzy. Pragnie ocali� sk�r� i zrobi, co mu si�
ka�e. B�dzie
pos�uszny. Do ko�ca.
Sergo Ord�onikidze nie da� wiary zeznaniom Piatakowa. �Jak to? Moi
wsp�pracownicy,
specjali�ci, dyrektorzy fabryk, ludzie, kt�rych sam wychowa�em, maj� by�
szpiegami
i sabota�ystami? Niemo�liwe! Nie wierz�! ��dam konfrontacji!� � �Ach tak? Nie
wierzysz?
��dasz konfrontacji? Prosz� bardzo! Wezwij te� Bucharina, niech pos�ucha!�
Przywieziono
Piatakowa: elegancki, w czarnym garniturze, w krawacie, jak zawsze pewny siebie,
pali�
papierosa, nawet nie spyta� o pozwolenie. �Tak, spotyka�em si� z Trockim, jestem
trockist��.
Sergo wyba�uszy� oczy, zatka�o go: �Ilu swoich ludzi masz w aparacie Narkomatu?�
A Piatakow:
�Wi�cej ni� ty swoich!� Idzie MU na r�k�, rozumie JEGO stosunek do Serga. To
Piatakow, a nie
weterynarz Sergo by� faktycznym szefem przemys�u ci�kiego. ON traktowa�
Piatakowa do��
�yczliwie, w zesz�ym roku odwiedzi� go nawet w szpitalu. Teraz Piatakow �udzi
si�, �e
pomagaj�c w �ledztwie ocali �ycie. Jest w b��dzie, wszyscy, wymienieni w
�testamencie�
Lenina, musz� zgin��. No c�, niech si� �udzi, niech sk�ada zeznania. Przyzna�
si� ju� do terroru,
szpiegostwa i sabota�u. Wczoraj ON kaza� dopisa� do zezna� Piatakowa planowanie
zab�jstwa
Kosiora, Postyszewa i Eichego. Dlaczego? Postyszew, Eiche i Kosior byli
przeciwni
aresztowaniu Bucharina i Rykowa. Ratowali w�asne g�owy, bali si�, �e b�d�
nast�pni na li�cie.
A tymczasem na procesie wyjdzie na jaw, �e mieli by� ofiarami terroryst�w;
uspokoj� si�,
odetchn� i w nast�pnym g�osowaniu popr� wniosek o aresztowanie Bucharina i
Rykowa. Potem
oczywi�cie podziel� ich los. Czubar, Rudzutak i Pietrowski te� stawali okoniem w
sprawie
Bucharina � Rykowa. Pietrowskiego nie trzeba rusza�, wystarczy rozstrzela� jego
syn�w, starego
ulokowa� na jakim� podrz�dnym stanowisku. Niech zostanie jako przedstawiciel
starej gwardii
leninowskiej�, jako by�y cz�onek Dumy. Gdyby Piatakow wymieni� ca�� sz�stk�,
wygl�da�oby to
podejrzanie. Trzy nazwiska brzmi� bardziej przekonywaj�co. Nale�y bi� na
pewniaka. Nie wolno
dopu�ci� do takiej wpadki jak z hotelem �Bristol�. Ten b��d musi by� naprawiony.
Naprawi go
Piatakow. Spotyka� si� z Trockim za granic�, niech poda szczeg�y, niech wymy�li
sensown�
wersj�, jest przecie� inteligentny, wykszta�cony, zna j�zyki.
Radek... Niew�tpliwie kluczowa posta� procesu. Znany na Zachodzie. Feuchtwanger
b�dzie
go s�ucha� ze szczeg�ln� uwag�. Tym bardziej �e Radek opowie o sprawach, o
kt�rych nie
powiedz� inni.
Radek to spryciarz, ale jest �miertelnie przera�ony, stara si�, jak mo�e, bez
wahania wyda�
Bliumkina, kt�ry przywi�z� list od Trockiego, przeklina Trockiego na ka�dym
kroku. Co
najwa�niejsze, �ci�le wykonywa� JEGO dyrektywy. Bardzo delikatne dyrektywy.
Stalin przerzuci� teczki na biurku, znalaz� sprawozdanie Radka z rozm�w z
Niemcami,
a konkretnie z radc� ambasady niemieckiej von Twardowskym dwudziestego i
dwudziestego
czwartego pa�dziernika 1933 roku oraz z profesorem Oberlanderem i attache
prasowym
Baumanem w dniu dwudziestego czwartego sierpnia 1934 roku. By�y to rozmowy
sonda�owe,
Radek prowadzi� je z JEGO rozkazu. Na sprawozdaniach figuruje podpis Radka, nie
ma
natomiast �adnego dowodu, �e rozmowy podj�to z JEGO inicjatywy. Niech wi�c Radek
opowie
przed s�dem o swoich konszachtach z Niemcami, niech ujawni, �e dzia�a� na
polecenie
Trockiego, niech potwierdzi jego � i w�asn� � zdrad�. B�dzie zaprzecza� �
przedstawimy s�dowi
sprawozdania. Powie, �e ON by� inicjatorem rozm�w � nikt nie uwierzy, ludzie
uznaj� to za
k�amstwo, a wtedy Radek nie uratuje w�asnej g�owy. Je�li z�o�y w�a�ciwe zeznania
� ujdzie
z �yciem, obiecano mu to. Wie, co ma m�wi�. Aktor pierwszej klasy. Zagra swoj�
rol� tak, �e
ka�dy Feuchtwanger uwierzy. Rozmowy z Berlinem prowadzi teraz Kandelaki,
pertraktuje
z przyw�dcami Reichu, z Goeringiem, z Schachtem, a nie podrz�dnymi pracownikami
ambasady.
Radek nie nadawa� si� do rozm�w na wysokim szczeblu, nie mo�na go by�o wys�a� do
Niemiec.
Owszem, raz pojecha�. Incognito. Dla niepoznaki zgoli� swoje s�ynne baczki,
wr�ci� bez baczk�w
� ca�a Moskwa o tym plotkowa�a. Wywiad musia� rozpu�ci� s�uchy, �e to choroba
sk�ry, �e
kaprys kochanki, a Radek, kretyn, rozpowiada� na lewo i na prawo, jakoby
przebywa� w Polsce.
Wielu ludzi domy�la�o si� jednak prawdy. Z raport�w wynika�o, �e Radek za du�o
gada�,
zachwyca� si� zdolno�ciami organizacyjnymi faszyst�w, si�� ich ruchu,
entuzjazmem narodu
niemieckiego, ba � nawet szturmowcami. Nie umia� zachowa� umiaru. Polityka nie
polega na
zachwytach, lecz na realizmie. Obce pa�stwo mo�e budzi� sympati� tylko w jednym
wypadku:
kiedy jest wiernym i pewnym sojusznikiem. Niemcy na razie nie s� sojusznikiem.
Jeszcze nie.
Radek przy Niemcach krytykowa� Litwinowa. Kto go o to prosi�? Litwinow nic nie
wie o tych
pertraktacjach, nie mo�e wiedzie� i nie dowie si�. Radek nie powinien by� udawa�
wa�niaka,
przedstawia� siebie jako szefa radzieckiej polityki zagranicznej, a po prostu
wykonywa�
polecenia. Nie jest dyplomat�. Kandelaki to co innego. Radek sta� si� zb�dny.
Niemcy GO
zrozumiej�. Radek te� zrozumia�. Nie przyznawa� si� przez dwa miesi�ce i
osiemna�cie dni, ale
gdy obiecano mu �ycie � zrozumia�. Czwartego grudnia zacz�� sk�ada� potrzebne
zeznania.
Tego samego dnia zacz�li zeznawa� najbardziej oporni � Mura�ow i Sieriebriakow.
Mura�ow trzyma� si� najd�u�ej, siedem i p� miesi�ca. Twarde bydl�, �o�nierz,
�bohater
wojny domowej�, wierny kompan Trockiego.
Sieriebriakow. Te� twardy, te� uparty, milcza� przez cztery miesi�ce. �Genialny
robotnik�,
jak mawia� Lenin. Lubi� W�odzimierz Iljicz prawi� takie komplementy robotnikom i
ch�opom.
�Ka�da kucharka powinna umie� rz�dzi� pa�stwem� � �adnie powiedziane. Bzdura,
czy
jakakolwiek kucharka mo�e rz�dzi� pa�stwem? Kucharka powinna rz�dzi� kuchni�.
Ale has�o
jest dobre. Chwytliwe. I korzystne politycznie: wystarczy par� robotnic w
prezydium rz�du,
a wszystkie kobiety b�d� mia�y wra�enie, �e rz�dz� pa�stwem. Trzeba wprowadzi�
wi�cej
dojarek i tkaczek do Rady Najwy�szej. �Genialny robotnik� Sieriebriakow!
Wykszta�cenie �
dwie klasy szk�ki parafialnej, ni to �lusarz, ni to tokarz, no i prosz�:
geniusz, do KC go! ON
zetkn�� si� z Sieriebriakowem na Froncie Po�udniowym, owszem, ch�opak do rzeczy,
zmy�lny,
poj�tny, ale kr�tkowzroczny, bez wyczucia. ON ufa� Sieriebriakowowi, chcia� go
mie� po swojej
stronie, a Sieriebriakow popar� Trockiego. Zgoda, mo�na zrozumie�, �e popar�,
gdy Trocki by�
silny, wtedy Sieriebriakow m�g� jeszcze na co� liczy�. Ale p�niej, po rozbiciu
opozycji? ON
zn�w da� mu szans�. Na XIV Zje�dzie, jeszcze w 1925 roku, ON powiedzia�:
�Proponuj�, by
wasza frakcja pomog�a nam rozgromi� opozycj� zinowiewowsk��. Powiedzia�
szczerze, jak do
frontowego przyjaciela. I co us�ysza� w odpowiedzi? �Nie jeste�my frakcj�,
przecie� wiesz, �e
frakcje zosta�y rozwi�zane�. Bezczelna odpowied�, k�amliwa odpowied�! Mimo to ON
nie straci�
cierpliwo�ci: �Leonidzie, m�wi� powa�nie. Przeka� moj� propozycj� staremu�.
Starym nazywali
Trockiego, cho� mia� w�wczas czterdzie�ci sze�� lat. ON te� powiedzia� o Trockim
stary,
powiedzia� pojednawczo, familiarnie, proponowa� Trockiemu wsp�ln� walk� z
Zinowiewem
i Kamieniewem, chcia� zapobiec ich sojuszowi z Trockim. Trocki oczywi�cie
przejrza� JEGO
zamiary, wiadomo, Trocki to Trocki. Nawet nie raczy� odpowiedzie�. Na zje�dzie w
og�le si� nie
odzywa�, siedzia� w prezydium jak ko�ek, a po roku zawar� pakt z tamtymi. No
c�, mo�na go
zrozumie� � nie mia� innego wyj�cia. Ale Sieriebriakow? Dlaczego popar�
przegran� spraw�?
Te� mi �genialny robotnik�! Nie doceni� okazanego mu zaufania. Nie wie, �e
prokurator
Wyszy�ski zagarn�� ju� jego dacz� na G�rze Nikoli�skiej. Szybki ten Wyszy�skie
jedn� r�k�
podpisywa� nakaz aresztowania Sieriebriakowa, drug� � podanie o przydzia� daczy
po
aresztowanym wrogu ludu Sieriebriakowie. Dosta� j�.
Stalin od�o�y� sprawozdanie Radka, si�gn�� po raport Je�owa. Bardzo szczeg�owy
raport.
Dacz� Sieriebriakowa � smaczny k�sek � przekazano Wyszy�skiemu, star� dacz�
Wyszy�skiego
za� przej�� Borodin. Borodin zap�aci� za ni� Wyszy�skiemu trzydzie�ci osiem
tysi�cy dziewi��set
dziewi��dziesi�t rubli. Pieni�dze powinny trafi� do kasy sp�dzielni, ale
Wyszy�ski po prostu
przyw�aszczy� je sobie, a poprzez prokuratur� za�atwi� przydzia� nowej daczy za
darmo. Kr�tacz,
oszust i sukinsyn. Kryminalista. Ale solidny i godny zaufania. C�, zdarzaj� si�
takie paradoksy.
Prawdziwy Europejczyk. Wywrze znakomite wra�enie na Feuchtwangerze i innych
zagranicznych zasra�cach.
W polityce nie ma miejsca na uczciwo��. �Uczciwo�� to jedna z tak zwanych
og�lnoludzkich warto�ci moralnych � nie do przyj�cia dla ka�dego rasowego
polityka, a tym
bardziej dla wodza. W�dz wykorzystuje wszelki przydatny materia� ludzki, jedynie
w ten spos�b
mo�e spe�nia� sw� historyczn� misj�. Dla wodza istnieje tylko jedno kryterium
oceny ludzi:
lojalno�� i gotowo�� wykonywania JEGO woli. Wykonawca musi si� wyrzec w�asnych
ambicji,
aspiracji i poczucia, �e jest niezast�piony. Poza tym mo�e by� fa�szywy,
amoralny i wyzuty
z wszelkiej uczciwo�ci. Im bardziej za� jest fa�szywy, amoralny i nieuczciwy,
tym �atwiej si� go
pozby�.
3
Do gabinetu wszed� Poskriebyszew, przymkn�� za sob� drzwi.
� Przyszed� Tal i ten pisarz z Niemiec, Feuchtwanger.
� Przecie� m�wi�em, �eby wpu�ci� bez meldowania!
Na twarzy Poskriebyszewa odmalowa�o si� zmieszanie. Nie odwa�y� si� powiedzie�,
�e
Stalin nie wyda� takiego polecenia.
� Niech wejd�.
Poskriebyszew otworzy� drzwi, wpu�ci� Feuchtwangera i naczelnika wydzia�u prasy
Tala.
Stalin wyszed� go�ciowi na spotkanie, u�cisn�� mu d�o�, obrzuci� pisarza szybkim
spojrzeniem, wskaza� mu fotel, sam te� usiad�, opu�ci� powieki. Zachowywa� si�
powa�nie,
pow�ci�gliwie, nawet z rezerw�. Jeszcze nie czas na u�miechy, u�miechy b�d�
p�niej, w miar�
rozkr�cania si� rozmowy. Najpierw narzuci� dystans, nawet troszeczk� nastraszy�,
potem
oczarowa� � wypr�bowany spos�b, niezawodny.
�redniego wzrostu, typowo �ydowska twarz, okulary bez oprawy, rudawe w�osy, ciut
wyd�ta
dolna warga.
Zadanie: pozyska� przychylno�� tego cz�owieka i przekona� go, �eby wybra� do
Domu
Zwi�zk�w na proces. Je�li p�jdzie, to napisze, co trzeba. Gdyby pisa� �le o
procesie,
zdyskredytowa�by JEGO, g��wnego przeciwnika Hitlera, tego Feuchtwanger nie
zrobi.
Najwa�niejsze, �eby si� nie wykr�ci�, �eby baczy� proces na w�asne oczy. Stalin
skin�� g�ow� na
znak, �e jest got�w do rozmowy.
� Pan Stalin s�ucha pana � powiedzia� Tal po niemiecku i dwoma palcami lewej
d�oni
pog�adzi� swoj� w�sk� br�dk�. Jak si� taka br�dka nazywa? Stalin nie pami�ta�.
Feuchtwanger zacz�� m�wi�. M�wi� d�ugo i du�o, z pauzami, niekt�re s�owa
powtarza�.
Tal przet�umaczy� zwi�le:
� Pan Feuchtwanger pyta, co pan s�dzi o roli pisarza w spo�ecze�stwie
socjalistycznym?
I zn�w pog�adzi� br�dk�.
Do diab�a, jak ona si� nazywa?! I po co wzgl�dnie m�odemu cz�owiekowi broda?
W�sy �
owszem, oznaka m�sko�ci, ozdoba, ale broda... Wszyscy ju� zgolili brody, a ten
nosi. Bucharin,
Rykow, Kamieniew te� mieli brody, na�ladowali Lenina i Trockiego. Aha, jeszcze
Kalinin �
pozuje na ch�opa. A Kaganowicz, spryciarz, zgoli� brod�, zostawi� tylko w�sy. ON
popatrzy�
kiedy� na t� brod� Kaganowicza, Kaganowicz w lot zrozumia� � i zgoli�.
� Pisarze odgrywaj� ogromn� rol� w ka�dym spo�ecze�stwie � Stalin m�wi� cichym,
spokojnym g�osem. � Doceniamy t� rol� i zdajemy sobie spraw� z jej znaczenia.
Wszystko
zale�y od tego, po czyjej stronie opowiada si� pisarz i jakim si�om s�u�y �
reakcyjnym czy
post�powym.
Feuchtwanger co� powiedzia�, Stalin us�ysza� nazwisko Gogola i od razu
zorientowa� si�,
o co chodzi.
� A Gogol? By� przecie� pisarzem reakcyjnym, a mimo to w Zwi�zku Radzieckim
wydaje
si� jego dzie�a, jest bardzo popularny � przet�umaczy� Tal.
Stalin zauwa�y�, �e Tal g�adzi br�dk� tylko w rozmowie z Niemcem, zwracaj�c si�
do
NIEGO zostawia j� w spokoju. Jak si� taka br�dka, do cholery, nazywa?
� Pogl�dy pisarza to jedno, a obiektywne znaczenie jego dzie� to co innego.
Pisarze rzadko
bywaj� dobrymi filozofami � powiedzia� Stalin.
� To�stoj � wtr�ci� Feuchtwanger.
Stalin nie zareagowa�. Niemiec powinien sobie u�wiadomi�, �e JEMU si� nie
przerywa.
� Pisarze rzadko bywaj� dobrymi filozofami � powt�rzy�. � I odwrotnie:
�filozofowie rzadko
bywaj� dobrymi pisarzami. Dla nas wa�ne jest obiektywne baczenie tw�rczo�ci
Gogola, a nie
jego pogl�dy. Tw�rczo�� Gogola to bezlitosna krytyk� obszarniczo-
pa�szczy�nianego ustroju
carskiej Rosji, krytyka post�powa, zlikwidowali�my ten ustr�j i stworzyli�my
nowy. Nasi
obywatele, zw�aszcza m�odzi, musz� wiedzie�, dlaczego to zrobili�my.
Przypomnia� sobie, jak nazywa si� ta przekl�ta br�dka � �hiszpa�ska�! Oto
jakiego klina
zabi� mu Tal. Fircyk!
� Gogol by� genialnym krytykiem dawnego ustroju. Krytykowa� go niejako filozof,
lecz jako
artysta, jako pisarz. Dlatego nasz lud lubi, ceni i czyta Gogola.
Stalin zamilk�. Siedzia� z przymkni�tymi powiekami. Feuchtwanger chcia� co�
powiedzie�,
ale Tal dyskretnie pokr�ci� g�ow�: Niemiec zrozumia�, �e Stalin jeszcze nie
sko�czy�.
� Filozofia To�stoja � podj�� po chwili Stalin � okaza�a si� nieprzydatna. Czy
niemieccy
antyfaszy�ci albo republikanie w Hiszpanii mog� zastosowa� zasad�
niesprzeciwiania si� z�u
si��? Nie, nie mog�. To�stoj by� wielkim pisarzem, wspaniale opisywa� �ycie
ludu, jego
patriotyczny zryw w czasie najazdu Napoleona. Na takich przyk�adach, na
przyk�adach
bohaterstwa, po�wi�cenia dla ojczyzny powinna si� wychowywa� m�odzie�. Nie
interesuje nas
natomiast filozofia To�stoja i jego dzie�a filozoficzne. Zreszt� r�wnie� w
powie�ciach cz�sto
teoretyzuje, poucza i tym samym obni�a warto�� artystyczn� tych utwor�w.
Uni�s� powieki. Tal t�umaczy�. Feuchtwanger s�ucha� uwa�nie, od czasu do czasu
przytakiwa� ze zrozumieniem. Gdy Tal sko�czy�, Niemiec popatrzy� na Stalina,
prosz�c
wzrokiem o zgod� na nast�pne pytanie. W JEGO twarzy, w JEGO spojrzeniu wyczyta�
t� zgod�.
Nawi�zali kontakt. ON umia� to robi�, umia� okaza�, czy chce s�ucha�, czy nie
chce, czy pozwala
m�wi�, czy nie pozwala.
Tal przet�umaczy�, �e Feuchtwanger ca�kowicie podziela punkt widzenia Stalina,
jednak�e
chcia�by zapyta� o sytuacj� wsp�czesnych pisarzy radzieckich: czy musz�
wywodzi� si� z klasy
rz�dz�cej, czy musz� by� komunistami lub wyznawa� �wiatopogl�d komunistyczny,
jak wygl�da
kwestia wolno�ci s�owa i wolno�ci literatury w Zwi�zku Radzieckim.
� Pisarze nale�� do inteligencji � odpowiedzia� Stalin � inteligencja za� nie
jest klas�,
a warstw� spo�eczn� pomi�dzy bur�uazj� a proletariatem. Czasem s�u�y bur�uazji,
czasem
proletariatowi. Powt�rz� raz jeszcze: prywatne pogl�dy pisarza to jedno,
obiektywne za�
znaczenie jego tw�rczo�ci to ca�kiem co� innego. S� w naszym kraju pisarze,
kt�rzy werbalnie
popieraj� w�adz� radzieck�, nawet nale�� do partii, ale w swoich ksi��kach nie
potrafi� wyrazi�
interes�w klasy robotniczej. Ich pozorna lewicowo��, ich fa�szywe zaanga�owanie
jest
przejawem mentalno�ci drobnobur�uazyjnej. Z drugiej strony mamy pisarzy
pochodzenia
bur�uazyjnego, a nawet szlacheckiego, kt�rzy sw� tw�rczo�ci� dobrze s�u��
sprawie proletariatu.
Dzi�ki talentowi zrozumieli istot� proces�w historycznych. Nie trzeba daleko
szuka�. Na
przyk�ad To�stoj, nie tamten, inny � Aleksiej To�stoj, hrabia, emigrant, nie od
razu popar�
rewolucj�, a jak s�u�y wsp�lnej sprawie? Dobrze s�u�y, dlatego nasi czytelnicy
ceni� go
i szanuj�.
Stalin m�wi� jak zwykle powoli, cicho, z przerwami, w czasie kt�rych Tal
t�umaczy� ostatnie
zdanie. Siedzia� na krze�le bokiem, nieco pochylony, �eby nie uroni� ani jednego
s�owa Stalina.
� Czy nale�y przez to rozumie�, �e pisarze, kt�rych tw�rczo�� nie s�u�y sprawie
proletariatu,
nie mog� publikowa� swoich utwor�w?
� Nie � odpar� Stalin. � Nie nale�y tego tak rozumie�, to b��dne rozumowanie.
Stoimy
w obliczu realnej gro�by wojny z faszyzmem. Jest rzecz� naturaln�, �e w
literaturze na pierwszy
plan wysuwa si� w�tek heroizmu, odpowiada on duchowi narodu, nastrojom narodu,
jego
oczekiwaniom. A jednak niekt�rzy pisarze w og�le nie podejmuj� tematu
bohaterstwa, nie my�l�
o czytelniku, nie licz� si� z czytelnikiem, z jego potrzebami, gustami,
oczekiwaniami. Mamy
takiego wybitnego poet�, liryka. Pisze wiersze, kt�re nie tylko nie s�u��
interesom ludu, ale s� po
prostu niezrozumia�e. Czy zabraniamy publikacji tych wierszy? Ale� nie, wydajemy
je. Inna
sprawa, �e nikt ich nie czyta. Ludzie nie czytaj�, a wi�c nie kupuj� � Stalin
u�miechn�� si�,
ukazuj�c drobne, po��k�e od tytoniu z�by. � Czy u was, na Zachodzie, wydaje si�
ksi��ki, na
kt�re nie ma popytu?
I odpowiedzia� sam sobie.
� Nie, nie wydaje si� takich ksi��ek, bo nie przynosz� zysku. A my wydajemy,
cho� dla
wydawc�w oznacza to strat�. Ale wydajemy. Dla amator�w. Dla mi�o�nik�w wra�e�,
�e tak
powiem, metafizycznych.
� A jednak gdy Andre Gide � powiedzia� Feuchtwanger � o�mieli� si� skrytykowa�
Zwi�zek
Radziecki, wasza prasa ods�dzi�a go od czci i wiary.
Stalin wsta�, mi�kko st�paj�c po dywanie przespacerowa� si� tam i z powrotem,
przystan��
przed Feuchtwangerem i wymierzy� w niego palec wskazuj�cy.
� Nikt mu nie zamyka� ust. Chodzi o co� innego. Kiedy Andre Gide by� u nas,
wszystko
chwali�, a po powrocie do siebie zmieni� front, wszystko oczerni�. Nasz nar�d
nie lubi
dwulicowo�ci. Nasz nar�d za cen� nies�ychanych wyrzecze� i ofiar stworzy�
wielkie pa�stwo
i ma nadziej�, �e cudzoziemcy b�d� m�wi� prawd�, �e potwierdz� wielko�� dokona�.
Jak wi�c
nar�d ma traktowa� tych, kt�rzy nie dostrzegaj� jego osi�gni��, tych, kt�rzy
neguj� je
i oczerniaj�?
Feuchtwanger wzruszy� ramionami, zmiesza� si�.
� Bardzo dok�adnie przedstawi� pan psychik� cz�owieka radzieckiego. Ludzie na
Zachodzie
maj� jednak inn� mentalno��, s� przyzwyczajeni do wolno�ci my�li, do swobodnej
wymiany
r�nych pogl�d�w.
Stalin zn�w przeszed� si� po gabinecie, zn�w przystan�� przed swoim go�ciem.
� �Swobodna wymiana pogl�d�w�... Czeg� wi�c pan chce od naszych krytyk�w? Andre
Gide wypowiedzia� sw�j pogl�d, nasi krytycy � sw�j. Zwyczajna polemika
literacka. Czy na
Zachodzie nie ma polemik? S�, i to jakie! Tu chodzi o co� innego... Mniej wi�cej
przed
miesi�cem wprowadzili�my now� konstytucj�. M�wi ona nie o tym, co chcemy
osi�gn��, lecz
o tym, co ju� osi�gn�li�my, przede wszystkim stworzyli�my pa�stwo
socjalistyczne.
Zlikwidowali�my antagonizmy klasowe, wyzysk cz�owieka przez cz�owieka,
powszechn� n�dz�,
bezrobocie, urzeczywistnili�my prawo ka�dego cz�owieka do pracy, wypoczynku,
o�wiaty,
opieki zdrowotnej i tak dalej, zapewnili�my pe�n� r�wno�� ras i narodowo�ci,
zbudowali�my
prawdziw� demokracj�. Podkre�lam: prawdziw�!
Stalin tkn�� palcem w pier� Feuchtwangera, przyjrza� mu si� spod zmru�onych
powiek.
� Na Zachodzie m�wi si� o r�wno�ci obywateli, ale czy� robotnik i kapitalista
mog� by�
sobie r�wni? Na Zachodzie m�wi si� o wolno�ci s�owa, zgromadze�, druku, ale to
frazesy, has�a
bez pokrycia, skoro robotnicy nie maj� sal na zebrania, drukarni, papieru. Nasza
konstytucja
gwarantuje im �rodki na te cele. Oto nasza socjalistyczna demokracja, nasze
pojmowanie
wolno�ci. Teraz, gdy faszyzm rzuca wyzwanie demokratycznym d��eniom post�powej
ludzko�ci,
nasza konstytucja staje si� aktem oskar�enia przeciwko faszyzmowi. Bur�uazyjna
wolno�� to
fikcja! Czy wasz system parlamentarny zdo�a� powstrzyma� Hitlera? Nie, nie
zdo�a�! Zamiast
walczy� z faszyzmem, wasi ministrowie tracili czas, odpowiadaj�c na bzdurne
interpelacje
pos��w. Czy mam racj�?
� Oczywi�cie � przyzna� Feuchtwanger � i wielu ludzi na Zachodzie zdaje sobie z
tego
spraw�. Czy mog� by� wobec pana szczery?
Tal przet�umaczy�.
� Powiedzcie mu, �eby m�wi�, co my�li, niech pyta, o co tylko zechce.
Wyja�nijcie mu to
bardzo dok�adnie. I jak najuprzejmiej!
G�adz�c br�dk� Tal z namaszczeniem przet�umaczy� s�owa Stalina.
� Dzi�kuj� � rozpromieni� si� Niemiec. � Powiem wprost: wielu pa�skich
sympatyk�w,
kt�rzy w systemie spo�ecznym Zwi�zku Radzieckiego widzieli idea� humanizmu
socjalistycznego, zaskoczy� proces Zinowiewa i Kamieniewa. Uwa�aj�, �e wraz z
Zinowiewem
i Kamieniewem rozstrzelano nowy �wiat. Przecie� ci ludzie dokonali rewolucji,
walczyli
o sprawiedliwy ustr�j.
Stalin spodziewa� si� tego pytania, ale wzdrygn�� si�, gdy je us�ysza�.
Feuchtwanger spojrza�
na niego ze zdumieniem, zaskoczony t� niespodziewan� reakcj�.
Stalin odwr�ci� si�, przemierzy� gabinet i nie patrz�c na go�cia powiedzia�:
� Bohaterowie, kt�rzy sprawdzili si� w walce, nie zawsze sprawdzaj� si� w
czasach pokoju.
Mimo to ze wzgl�du na dawniejsze zas�ugi otrzymali wysokie stanowiska. Okazali
si� kiepskimi
dzia�aczami. Co mieli�my robi�? Przenie�li�my ich na stanowiska zgodne z
kwalifikacjami,
zdolno�ciami i mo�liwo�ciami. Obrazili si�, zacz�li wyst�powa� przeciwko linii
partii, a w ko�cu
podj�li otwart� wojn� z parti�, z pa�stwem, z narodem.
Zamilk� na chwil�.
� To jedna kategoria ludzi. Jest te� druga � ludzie zdolni, utalentowani. Nale�y
do nich
Trocki. Nigdy nie by� bolszewikiem. M�wi� o tym i pisa� Lenin. Owszem,
przy��czy� si� do
rewolucji, by� przydatny w walce, nikt nie mo�e temu zaprzeczy�. Nie nadawa� si�
jednak do
spokojnej i systematycznej pracy, historia go odtr�ci�a, usi�owa� sprzeciwi� si�
jej wyrokom
i wyl�dowa� za burt�, nar�d przep�dzi� go z kraju, a przecie� Trocki uwa�a� si�
za wodza... Za
granic� wszed� na drog� awanturnictwa politycznego, co zreszt� odpowiada�o jego
naturze.
Wr�ci�, zagarn�� w�adz� � oto, jaki cel sobie wyznaczy�. Daleko ju� zaszed�...
Stalin zn�w przystan�� przed Feuchtwangerem, uni�s� palec i powt�rzy�:
� Da-le-ko...
Spos�pnia�, po czym m�wi� dalej:
� Dawni