3727

Szczegóły
Tytuł 3727
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3727 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3727 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3727 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrew Harman Lemingrad Prze�o�yli: Agnieszka Fuli�ska, Jakub Janicki Tytu� orygina�u: .e sorcerer�s appendix Andre Harman 1993 Dla Jenny, bez kt�rej� mi�o�� pozosta�aby tajemnic�. Middin 5 W p�mroku zasiad�y cztery postaci. Knu�y plany w ciemno�ci roz�wietlanej tylko przez nieliczne, migocz�ce w przeci�gu p�omyki �wiec. W sali tej pokolenia kr�l�w wymy�la�y szalone intrygi, z�owieszcze fortele i kompleksowe, rabunkowe plany podatkowe, maj�ce nape�nia� po brzegi kr�lewskie spi�arnie i utrzymywa� lud �elazn� r�k� w�adcy. By�a to Sala Konferencyjna zamku Rhyngill i z za�o�enia nie mia�a s�u�y� dostarczaniu rozrywki. Chyba �e by�o si� osob� potrafi�c� wynale�� trzydzie�ci dwa sposoby na zabaw� przy u�yciu zgniataczy kciuk�w, dostaj�c� rumie�c�w podniecenia podczas puszczania z dymem ma�ych wiosek i wpadaj�c� w stan euforycznej, rozkosznej ekscytacji po z�o�eniu ostatniego podpisu pod ra��co oszuka�czym aktem wymuszenia. Wielki d�bowy st� przez stulecia zasiedzia� si� w �rodku komnaty. To na nim rozrysowywano niezliczone plany, �amano porozumienia, to w niego wreszcie uderzano pi�ci� z frustracji, wzgl�dnie gniewu. Zza sto�u wy�ania� si� wysoki, czarny, monolityczny tron, kt�rego surowo�� i prostota emanowa�y g�stymi falami bezlitosnego okrucie�stwa. Wygl�da�, jakby by� wyciosany z litego bloku czarnego granitu. W rzeczy samej, by�. Mury Sali Konferencyjnej promieniowa�y, w zb�jeckiej komitywie z tronem, takim samym okrucie�stwem. Narz�dzia tortur u�o�ono w ponure geometryczne wzory, a bro� nios�ca b�l i zniszczenie nonszalancko wisia�a rz�dami wzd�u� przeciwleg�ej �ciany. Miecze s�siadowa�y z kopiami, �a�cuchy od pi�tnastofuntowych ki�cieni ociera�y si� o drzewce w��czni, a kusze pozostawa�y gotowe do miotania be�t�w w bitewne zbroje stoj�ce w rogach sali. Og�lny efekt by� jednocze�nie mroczny, gustownie ponury i bardzo, bardzo wyrazisty. Ujmijmy to tak: je�liby szalony mongolski w�dz, psychopatyczny morderca maj�cy s�abo�� do zas�onek od prysznica i wiktoria�ski zab�jca prostytutek wertowali drobne og�oszenia w poszukiwaniu czego� wsp�lnego do wynaj�cia, to pomieszczenie nadawa�oby si� idealnie. Podczas wyboru wystroju Sali Konferencyjnej kr�l Stigg, pierwszy i jak dotychczas 6 najokrutniejszy w�adca Rhyngill, odpowiedzia� na sugesti� dekoratora wn�trz: �Gobeliny? GOBELINY!? Ha! To dobre dla dziewcz�t!�. W chwil� potem dekorator dosta� wym�wienie. Na zawsze i od wszystkiego. Obecnie za�, wieki p�niej, cztery postaci siedzia�y zag��bione w dyskusji, a wok� nich Sala Konferencyjna niemal szemra�a stuleciami nagromadzonej pod�o�ci. � A gdyby�my tak opodatkowali jedzenie, sire? � zaproponowa� Bartosz, cz�onek Czarnej Stra�y zamku Rhyngill, w nag�ym, rzadkim przyp�ywie inteligencji. � Ju� to zrobili�my! � �e co? � spyta� Bartosz, powracaj�c do normalniejszego poziomu aktywno�ci umys�owej. Dzia�anie komnaty przemija�o. � Ju� opodatkowali�my �ywno��, je�opie! � odpar� lord kanclerz Snydewinder, kt�ry nie mia� cierpliwo�ci do niemrawego pa�acowego wykidaj�y. � O! � wyartyku�owa� Bartosz, nieco zmieszany tym, �e jego pomys�, jego �wietny pomys�, zosta� we wst�pnej fazie rozwoju potraktowany tak ostro. W sali zaleg�a g�sta cisza. Nagle, jak gdyby komnata nie zamierza�a podda� si� tak �atwo, w g�owie Bartosza zacz�o dzia� si� co� dziwnego. Tak jak niekt�re sale koncertowe wydobywaj� z wyst�puj�cych w nich muzyk�w wirtuozerskie popisy, czy niekt�re obiekty sportowe zawsze zapewniaj� rekordowe czasy i odleg�o�ci, tak dawna, osobliwa magia Sali Konferencyjnej dzia�a�a na stra�nika. Jego oczy otwar�y si� szerzej, pozwalaj�c promykom s�o�ca w�lizgn�� si� pod ci�kie powieki. Palec wskazuj�cy prawej d�oni drgn�� i wyprostowa� si�. R�ka zadr�a�a, a oczy unios�y si�, ci�gn�c za sob� ci�k� g�ow�. Semafor wstrzymuj�cy poci�g jego my�li podni�s� si� i pomys� nap�dzany wy�cigowymi silnikami natchnienia pop�dzi� z hukiem w d�, nieostro�nie i poza wszelk� kontrol�. Wyraz paniki przemkn�� po karmazynowej twarzy. Krople potu pojawi�y si� na pot�nym czole. Wargi zadr�a�y. Snydewinder spojrza� znad oprawionej w czarn� sk�r� ksi�gi. Panowa�a cisza (je�li nie liczy� drobnego szumu szale�stwa, o nat�eniu mniej wi�cej 50 imbecyli). Bartosz drgn��, gdy natchnienie obj�o ca�kowit� kontrol� nad jego praw� r�k�, kt�ra wznios�a si� ku niebiosom. � Wiem... By�o to niczym wybuch pary z ogromnego wulkanicznego gejzeru. Wszystkie pi�cioro oczu wlepione by�o w stra�nika... Czekano. � Mmm... ogliby�my � m�czy� si� nieprzyzwyczajony do pot�gi natchnienia. Pe�na oczekiwania cisza przyku�a pozosta�� tr�jk�. � Mogliby�my, mogliby�my o... opo... opoda... opodatkowa� jedzenie bardziej! � wyrzuci� z siebie, s�abn�c pod wp�ywem wysi�ku umys�owego. 7 � O rany! � wyszepta� Matusz, drugi z cz�onk�w Czarnej Stra�y. � Tiaa, wielka szkoda � powiedzia� Kr�l � Ostrzega�em go przed zbyt intensywnym my�leniem � szyderczo zauwa�y� Snydewinder. � Szkodzi mu, nie urodzi� si�, �eby my�le�! Bartosz j�kn��. � Mnie si� zdaje, �e to dobry pomys� � Matusz nie�mia�o wspar� koleg�. � Zamknij si�! � Ale... � Zamknij si�! � powt�rzy� Snydewinder, znacz�co machaj�c swymi okutymi �elazem buciorami. � Ale... auuu�! Matusz dosta� ostrze�enie. Siedzia� teraz i rozciera� paskudny siniak na goleni, wynik nieprzyjemnego, szybkiego d�gni�cia butem Snydewindera. Pod nosem mamrota� nieprzyzwoite wyrazy. Obuwie lorda kanclerza by�o zab�jcze. � Snydewinder! � warkn�� kr�l. � Jaki jest obecny poziom podatku od �ywno�ci? � M�g�by pan sprecyzowa�, sire? � Co? � C�, sire, czy ma pan na my�li Podatek Warzywny � 1. Zewn�trzny i jego podpunkty: a) od hodowli, b) od nawo�enia czy c) od �niw? A mo�e Podatek Warzywny � 2. Wewn�trzny z podpunktami: a) od czyszczenia, b) od obierania i skrobania, c) od przygotowania lub d) od konsumpcji? Czy by� mo�e Podatek Mi�sny � 1. Drobiowy, podpunkty: a) od ferm kurzych, b) od dowolnego... � Dosy�! � Sire? � Og�lna wysoko�� opodatkowania �ywno�ci? � Globalnie, sire? � Tak, dolny pu�ap. � W��cznie z ZUS-em*, sire? � Tak. � Z regulacjami sezonowymi i klimatycznymi, sire? � TAK! � I z Dodatkiem za Zbiory z Trudnych Teren�w, sire? � Po prostu mi powiedz! � zagrzmia� kr�l. � Hmm... Og�lna wysoko�� opodatkowania �ywno�ci, ustanowiona przez wasz� wysoko�� kr�la Rhyngill 14 stycznia 1038 OG*, zgodnie z Kr�lewskimi Prawami wpro- *Zarobi� � Ui�ci� � Spo�ywa�. *OG � Oryginalnej Grawitacji. Ten system kalendarzowy wynalaz� filozof Grinuitsch, kieruj�c si� nast�puj�cym tokiem rozumowania. Je�li nieo�ywiony obiekt, na przyk�ad ceg��, wystawi si� za okno wysokiego budynku i upu�ci, stan� si� dwie rzeczy: po pierwsze, obiekt zacznie spada�; po drugie, b�dzie przyspiesza�. Obie te rzeczy, twierdzi�, maj� przyczyn� w grawitacji. Przyspieszenie wyja�ni� nast�puj�co: 8 wadzonymi przez Wasz... P�niej odkryto, �e zmiany w czasie zachodz�ce pod wp�ywem grawitacji s� tak �miesznie ma�e, �e niemal, cho� nie ca�kowicie, nieistotne. Przyci�ganie ziemskie szybko zosta�o usuni�te z wszystkich oblicze� czasowych, a skala czasu by�a odt�d, na cze�� filozofa, znana jako Czas Grinuitsch. � POWIEDZ MI NATYCHMIAST!!! � Siedemdziesi�t cztery procent, sire. � Dzi�kuj�. � Ale� prosz�, wasza niszczycielsko��, sire. � Przesta� mi si� narzuca�. � Wedle rozkazu, wasza kr�lewska wysoko��, sire. � Sza! � Sire... � wyszepta� jeszcze Snydewinder. Bartosz usiad�, ale wci�� by� blady i zmieszany. Wysi�ek umys�owy wyko�czy� go. Matusz w dalszym ci�gu masowa� siniec na goleni i pod nosem podawa� w w�tpliwo�� pochodzenie lorda kanclerza. � Siedemdziesi�t cztery procent podatku od �ywno�ci... � zaduma� si� kr�l. Bartosz spojrza� na� wyczekuj�co. � C�, s�dz�, �e siedemdziesi�t pi�� procent nieco u�atwi�oby rachunek. � Tak, sire. Stra�nik podrapa� si� po g�owie � Niech i tak b�dzie! � zdecydowa� w�adca. � Tak, sire. � Snydewinder doby� g�siego pi�ra i w�o�y� na g�ow� kapelusz doradcy podatkowego. � M�dra decyzja, sire � si�gn�� po atrament � doprawdy b�yskotliwa ocena sytuacji, je�li wolno mi si� tak wyrazi�, sire. � Zr�b to, z �aski swojej, ekspresowo! � Tak, sire! Matusz potar� nog� i spojrza� spode �ba na Snydewindera. Lord kanclerz otworzy� olbrzymi�, oprawn� w sk�r� ksi�g� Rozporz�dze� Ekspresowych, poprawi� czarn�, sk�rzan� opask� na oku, g�o�no wy�ama� palce i rozpocz�� pisanie. Bartosz u�miechn�� si�, s�ysz�c skrzypienie pi�ra sun�cego po chropowatym pergaminie. Jego pomys� znalaz� si� w ksi�dze. �...i tak ceg�a, byt bez przyczyny, nie mo�e nap�dza� si� sama i staje si� ofiar� wszechw�adnej si�y przyci�gania ziemskiego. Przyspieszenie jest zmian� pr�dko�ci w czasie. Ceg�a nie mo�e zmieni� pr�dko�ci z w�asnej woli. Jak z tego wynika, grawitacja nie pozostaje bez wp�ywu na czas. Odt�d wi�c przy odmierzaniu czasu u�ywana musi by� sta�a przyci�gania ziemskiego, wszelkie pomiary za� winny by� por�wnywane z tymi�, dokonanymi na poziomie morza w s�oneczny dzie�. Zasada ta b�dzie od dzi� znana jako Oryginalna Grawitacja�. 9 *** Wczesnym popo�udniem p�negojesiennego dnia m�ody ch�opiec dostrzeg� szans�, kt�rej oczekiwa�. Bez chwili wahania chwyci� Le�n� Nimf� �dziebe�ko, pot�n� r�k� ujmuj�c jej drobne cia�ko. Bez wysi�ku, brutalnie podni�s� ku niebu bezbronn� istot�. �dziebe�ko nie walczy�a. Nie mog�a walczy�. Le�na Nimfa nieuchronnie trafi�a do r�ki Firkina, do��czaj�c do swych si�str, Muszki i Wikliny. Firkin mia� ju� trzy, potrzebowa� jeszcze jednej. Pozby� si� Pasterza Murriona, odrzucaj�c go niedba�ym ruchem nadgarstka. Beczka obserwowa� upadaj�cego powoli i l�duj�cego na obszarpanym prze�cieradle Pasterza. Spojrza� spode �ba na Firkina, obejrza� si� w lewo i straci� swoj� tur�. Jutrzenka si�gn�a i podnios�a Pasterza z lekkim u�miechem. Zsun�a go z pozosta�ymi trzema, odrzuci�a Tkacza .ruma, i pokaza�a komplet Pasterzy swojemu bratu i jego najlepszemu przyjacielowi. � Wygra�am � o�wiadczy�a i silnie zakaszla�a. Kolory odp�yn�y jej z policzk�w, kiedy zgi�a si� wp� na ��ku. Firkin, nie mog�c pom�c, patrzy� ze wsp�czuciem na siostr�. Obejrza� jej karty i na nich skupi� rozgoryczenie. � By�em tak blisko! Jeszcze jedna cholerna Le�na Nimfa i... � Tak... ale to ja wygra�am! � odpar�a, na chwil� opanowuj�c kaszel. � Gramy jeszcze raz � zaskomla� Beczka, desperacko pragn�c wygra� parti�. � Ja rozdam. Zacz�� gorliwie zbiera� karty z ��ka Jutrzenki. � Nie, przepraszam, ale mam do�� na dzi� � powiedzia�a s�abo. � Mo�e p�niej, co? Beczka, podnosz�c Czarnego Stra�nika i par� Trefnisi�w, wzruszy� ramionami. � Chod� � powiedzia� Firkin, wyprowadzaj�c przyjaciela � Jutrzenka potrzebuje teraz odpoczynku. W odpowiedzi da� si� s�ysze� atak �a�o�nie s�abego kaszlu. *** Jutrzenka by�a najnowsz� ofiar� choroby rozprzestrzeniaj�cej si� w�r�d ma�ej spo�eczno�ci Middin, osady po�o�onej wysoko w G�rach Talpejskich. Wi�kszo�� pozosta�ych dzieci i niekt�rzy starsi ju� jej ulegli. Choroba nie by�a nieuleczalna, nic z tych rzeczy. Wystarcza�o tylko dobre od�ywianie i � w du�ym skr�cie � na tym w�a�nie polega� problem. Nowe, podwy�szone stawki podatkowe wprowadzone przez kr�la Rhyngill powa�nie wypaczy�y �ycie w wiosce. Wystarczaj�co trudno by�o wyhodowa� tyle, �eby starczy�o na prze�ycie, szczeg�lnie w tych ja�owych, us�anych wrzosami g�rach � konieczno�� wysy�ania w doliny trzech 10 czwartych zbior�w jako kr�lewskiej dziesi�ciny stawa�a si� wyj�tkowo nie�mieszna. U�ywano s�owa �dziesi�cina� przez wzgl�d na tradycj� i poniewa� brzmia�o lepiej ni� �podatek�. Poza tym op�aty zacz�y si� od w�a�ciwej dziesi�ciny, ale wiele lat temu przekroczy�y ju� oficjalne dziesi�� procent. Nazwy nie zmieniono, po cz�ci, �eby wprowadzi� zamieszanie, ale g��wnie dlatego, �e stra� mia�a problemy z wym�wieniem �pi��dziesi�cina� lub �trzypi�te�cina� przez gro�nie zaci�ni�te z�by. Jedzenia, w og�le �ywno�ci, bardzo teraz w wiosce brakowa�o, wi�kszo�� mieszka�c�w nie mia�a w ustach przyzwoitego posi�ku od tygodni, nawet miesi�cy. I zaczyna�o to by� widoczne. *** Dwaj ch�opcy, zazdro�nie obserwowani przez Jutrzenk�, biegli przez malutk� talpejsk� miejscowo�� Middin. W�a�ciwie �miejscowo�� to okre�lenie troch� na wyrost; n�dzne zbiorowisko prostych, drewnianych chatek przycupni�tych wysoko na talpejskich halach kojarzy�o si� raczej z pozosta�o�ciami po jakim� marnym pikniku na skraju drogi � i nie waha�bym si� przed tym por�wnaniem, gdyby nie zosta�o ju� wcze�niej literacko wyeksploatowane. Zreszt� nawet ono by�oby zdecydowanie zbyt pompatyczne. Gdyby mo�na by�o obejrze� Middin z lotu ptaka, mia�oby si� wra�enie, �e wielki i wyj�tkowo nieudolny kruk pr�bowa� tu kilkakrotnie zbudowa� swoje gniazdo. Bezskutecznie. �G��wn� ulic� Middin stanowi�o pasmo ziemi wolne od zalegaj�cego gruzu. Nie by�o ono rezultatem celowych dzia�a� in�ynieryjnych w dziedzinie budowy szos; wr�cz przeciwnie � kawa�kiem, do kt�rego nikt si� jeszcze nie zabra�. W tej chwili nawierzchnia by�a zno�na, ale kiedy pada�o... c�, okre�lenie b�otnista by�oby eufemizmem. Po obu stronach �ulicy� wznosi�y si� �domy�. W wi�kszo�ci wygl�da�y, jak gdyby sk�d� spad�y, a nie zosta�y wzniesione, zreszt� jest w tym przypuszczeniu sporo prawdy. Jednym z najlepszych przyk�ad�w ukochanego przez wszystkich mieszka�c�w stylu architektonicznego Stos Drewna Ustawiony Po�piesznie Po Przej�ciu Huraganu by�a stanowi�ca cel w�dr�wki ch�opc�w chata Francka. Otworzywszy jednym pchni�ciem chybotliwe drzwi chaty, trzymaj�ce si� g��wnie za spraw� szcz�cia, dwaj przyjaciele weszli do ciemnego i ponurego pomieszczenia. Zamrugali w ciemno�ci. Tajemnicze butelki sta�y rz�dami na chybotliwych p�kach, a mo�dzierz wype�niony dziwnie pachn�cym proszkiem wraz z t�uczkiem balansowa� niepewnie na skraju nadjedzonego przez korniki kredensu. By�y tu wszystkie utensylia czarodziejskiego fachu. Szklane s�oje, oznaczone dziwnymi nazwami wykaligrafowanymi dziwnym pismem, zawieraj�ce jeszcze dziwniej wygl�daj�ce, zapeklowane i zakonserwowane stworzenia, kt�rych los przypiecz�towany zosta� dawno temu (w odr�nieniu od niekt�rych s�oj�w � na �ciankach starzej wygl�daj�cych naczy� zastyga�y plamy lepkiej cieczy). W rogach sta�y tajemnicze metalowe konstrukcje, kt�rych przezna- 11 czenia ch�opcy mogli si� jedynie domy�li�: teodolity, sekstans, dwie rozga��zione r�d�ki i jeden przyrz�d, kt�ry wygl�da� jakby zosta� wykonany z dw�ch denek od zielonych butelek po piwie i kilku metr�w drutu. Kawa�ek krzemienia b�yska� z�otaw� iskierk�; kolorowe proszki tli�y si� w p�ytkich naczyniach ustawionych na wi�kszo�ci p�askich powierzchni, wydzielaj�c g�sty, oleisty dym, jak zawsze d�awi�cy obu przyjaci�. Kr�tko m�wi�c, ca�e pomieszczenie by�o tajemnicze i przy�mione. Swoj� drog�, ci�ko powiedzie�, jak g�upia lub szalona musia�aby by� �ma, cho�by przelotnie rozwa�aj�ca ewentualno�� bli�szego zetkni�cia si� z czym� nawet w najmniejszym stopniu zwi�zanym z chat� Francka. W najodleglejszym rogu czarodziejskiej chaty znajdowa� si� stos burych szmat, najwyra�niej narzuconych na st� i udrapowanych nad pod�og�. Ch�opcy zakas�ali w�r�d g�stej, suchej atmosfery, przerywaj�c ponur�, g�uch� cisz�. � Eeee... Co, co, co? � Cze��, Franek � rzuci� Firkin, rozgl�daj�c si� w poszukiwaniu �r�d�a g�osu. � Eeee... Co � co, co to? � Cze��, Franek? � odezwa� si� Beczka. � Eeee... c... co, co to za d�wi�k? � powt�rzy� stos szmat, powoduj�c pojawienie si� ma�ej chmurki kurzu. � Cze��, Franek, to ja, Firkin. � Co? ...eee... o! ...wi�c wejd�. � Ju� weszli�my. � Gdzie? � Tu. � Aha! Cisza. Nic si� nie poruszy�o. Wn�trze chaty przypomina�o szybko schn�cy obraz olejny � martw� natur� z ch�opcami stoj�cymi w oczekiwaniu na Francka. Beczka uleg� atmosferze i zani�s� si� pot�nym, rozrywaj�cym gard�o kaszlem. � O nie, nie nast�pny... eee... aaa. Aaa! � zaj�cza�y szmaty, sztywno unosz�c si� w chmurze kurzu i ods�aniaj�c czarodzieja Francka, wymachuj�cego szale�czo r�kami w celu op�dzenia si� od tysi�cy opadaj�cych go we �nie istot. � Kto kaszle? � zapyta�. � Wybacz, to Beczka � powiedzia� Firkin. � Beczka... czegoonce? � odpar� Franek, przecieraj�c zaspane oczy. � Przyszed� ze mn�. � Czegocecie? � Starzec ziewn�� imponuj�co. � Przyszli�my si� z tob� zobaczy�. � Aha... Po co? � spyta� Franek, ostatecznie otwieraj�c oczy. 12 � My�leli�my, �e opowiesz nam histori�. � Pozw�lcie mi si� obudzi� i... � �Nie nast�pny�, co? � przerwa� Beczka, w ko�cu opanowuj�c atak kaszlu. � Hmm? � Powiedzia�e� �nie nast�pny� i wtedy wsta�e�. � O, tak? � Franek najwyra�niej nie �apa�, o co chodzi. Kilka k�ak�w chaotycznie stercza�o mu z niechlujnej brody. �Nie nast�pny�? Zmru�y� oczy, usi�uj�c przywo�a� z powrotem sen. Setki ��tawych gryzoni, o oczach l�ni�cych w dzikim uniesieniu, cisn�y si� w jego stron� w kr�tkim nawrocie koszmaru, powoduj�c wyst�pienie zimnego potu na starczym czole. � No... Nie. Nie mam poj�cia � sk�ama�. � Zabawne. � A czy to by� magiczny sen? � dr��y� Beczka. � H�? � Franek i Firkin odezwali si� jednocze�nie, patrz�c na ma�ego, pulchnego ch�opca podskakuj�cego z podniecenia. � Sen, magiczny sen, sen o magii, z magi�... Lubi� magi�, magia jest pasjonuj�ca. Firkin nie wierzy w magi�. Ja tak, czy to by� magiczny sen? Hej, czy to by�... Auu! Firkin kopn�� Beczk� w gole�, tym samym uciszaj�c be�kocz�cego g��ba. Tak naprawd�, �Beczka� by�o tylko przezwiskiem. Billy Hopwood, na swoje nieszcz�cie, po prostu niezwykle przypomina� niewielk�, przysadzist� bary�k�. � Co jest, Firkin? � Eee... z czym, Franek? � Z tob� i magi�. � Eee... c�... � On nie wierzy w magi� � oznajmi� Beczka, pocieraj�c nog� i pokazuj�c Firkinowi j�zyk. � Tak mi dzisiaj powiedzia�. � Czy to prawda? � Franek bawi� si� swoimi okularami. � Tak � o�wiadczy� stanowczo Firkin. � Nigdy �adnej nie widzia�em i w ni� nie wierz�! Franek pochyli� si� nad sto�em, patrzy� na ch�opca i s�ucha�. � ...A wszystkie te historyjki zawieraj�ce magi� s� g�upie i pozwalaj� bohaterom wydosta� si� tarapat�w dzi�ki machni�ciu czarodziejskiej r�d�ki. To wszystko androny. Kosza�ki-opa�ki. Bzdury. Czary-mary. MAGIA NIE ISTNIEJE! � Sko�czy�e�? � spyta� Franek, spogl�daj�c na poczerwienia�ego m�odzie�ca. � Tak. � Pozw�l, �e opowiem ci o magii. � O nie! � j�kn�� Firkin. � Chc� us�ysze� co� prawdziwego. Opowiedz nam o... eee... o... Och, o czymkolwiek, byle bez magii. Beczka potrz�sn�� g�ow� z niedowierzaniem. Franek by� dobry w zmy�laniu historii, 13 ale bez magii by�yby nudne. Nic ciekawego nigdy si� nie dzia�o bez jej udzia�u. � ...i � ci�gn�� Firkin � nie chc� niczego wymy�lonego. Chc� prawdy. Fakt�w. Beczka wstrzyma� oddech. � O jejku, jejku � westchn�� Franek. � Fakt�w, co? Czy to oznacza, �e Firkin dorasta? � spyta� retorycznie. � Czy dobrze rozumiem, �e moje historie o rycerzach, magach, smokach i damach s� ju� niepotrzebne? � Nie... � zacz�� Beczka. � ...�e opowie�ci, kt�re prz�d�em, staj� si� stare i zu�yte... � Nie! � Oczy Beczki by�y szeroko otwarte. Uwielbia�, jak Franek opowiada swoje historie. � ...�e nie mam ju� tak gorliwych s�uchaczy...? � Nie, Franek � powiedzia� Firkin. � Lubi� twoje opowie�ci. Po prostu potrzebuj� czego� bardziej... hm... bardziej... � ...prawdziwego! � zako�czy� za niego czarodziej. � Tak � przytakn�� ch�opiec. � Niech i tak b�dzie � westchn�� Franek, udaj�c pokonanego. Obaj przyjaciele usadowili si� w oczekiwaniu na opowie��. � To tajemnica. Nikt poza mn� nie zna prawdy o ma��e�stwie ksi�cia Chandon. � Gdyby Franek potrafi� przy�miewa� �wiat�a, odgrywa� cich�, z�owieszcz� muzyk� i produkowa� spowijaj�c� wszystko mro�n� mg��, moment by�by idealny. � Oto historya barzo cudna: o przygodach, o losie, o rozmyarach obuwia. �renice ch�opc�w si� rozszerzy�y. Czarodziej popad� w pseudostaro�wieck� manier�, co zazwyczaj oznacza�o, �e b�dzie nie�le. Przez chwil� spogl�da� na ch�opc�w, �eby wzm�c nieco oczekiwanie, wzi�� g��boki oddech i rozpocz�� w u�wi�cony tradycj� spos�b. � Dawno, dawno temu, za siedmioma g�rami... *** Kroki kr�la Klaytha odbija�y si� echem od pustego korytarza. Brzmia�o to jak echo w pustym korytarzu, bo taki w�a�nie by�. Pusty. W zamku Rhyngill by�y setki mil takich korytarzy. Puste kamienne pod�ogi odgradza�y puste, ci�gn�ce si� milami kamienne �ciany, okazyjnie przerywane drzwiami prowadz�cymi do pustych pomieszcze�, lub krzy�uj�ce si� z innym korytarzem... tak, pustym. Ca�e to miejsce by�o puste. By�o takie, odk�d naprawd� co� pami�ta�. Kiedy� musia�o by� zupe�nie inne. 14 Potrafi� nawet przywo�a� mgliste wspomnienia z czas�w, kiedy ca�a ta przestrze� t�tni�a �yciem. �y�o tu ponad trzy i p� tysi�ca os�b, wszelkich kszta�t�w i rozmiar�w: od malutkich kominiarczyk�w, zawsze szarych od sadzy, przez pokoj�wki, kucharzy, s�u��cych, a� po gromad� zaro�ni�tych, odzianych w czer� stra�nik�w zamkowych. Sta� teraz w pustym korytarzu i nas�uchiwa�. Cisza. G�sta, g��boka, absolutna cisza. Cisza jak makiem zasia�. Cisza przed burz� w s�oneczny dzie�. We wspania�ych dniach jego dzieci�stwa nigdy nie by�o tak cicho. Martwa cisza. Tam gdzie s� �ywi ludzie, trudno m�wi� o martwej ciszy. Nawet w samym �rodku nocy musi brzmie� szum �ycia. Ponad trzy i p� tysi�ca ludzi nigdy nie mo�e by� ca�kowicie cicho. Zawsze pojawi si� jaki� d�wi�k: �agodny, zadowolony oddech m�odej dziewczyny st�umiony przez wonne poduszki; niespokojne oddechy �ni�cego, kt�ry walczy ze smokiem na szczycie g�ry; wreszcie przywodz�ce na my�l miech silnika parowego chrapanie kucharza � ci�g�y, jednostajny szum. Za dnia ha�as bywa� zapewne og�uszaj�cy, gdy ka�dy zaj�ty by� swymi dziennymi zadaniami, zbyt licznymi, by je wymieni�, nieodzownymi dla g�adkiego funkcjonowania zamku. Ostatnie dni mobilizacji do wojny z s�siednim kr�lestwem Cranachanu musia�y by� imponuj�ce. Ludzie biegaj�cy, gromadz�cy si�, sprawdzaj�cy � przygotowywali si�. Oczywi�cie, Klayth nie umia� wtedy nawet przeliterowa� s�owa �wojna�, nie wspominaj�c nawet o braku wiedzy, co s�owo to oznacza. Ludzie odje�d�ali, i tyle. By� zbyt m�ody, �eby wiedzie� dlaczego. Jak przez mg�� pami�ta�, jak w cichej konsternacji kroczy� w�r�d wrzawy, blisko, ale poza ni�, jak jesienny li�� na powierzchni strumyka. To podniecenie, elektryczne napi�cie w powietrzu � jakby jaki� wielki b�g potar� ca�ym zamkiem o monstrualny we�niany pulower i pr�bowa� przyczepi� go do sufitu. Ale to by�o inne od ca�ej reszty � to by�o dog��bne podniecenie. Ostateczne podniecenie. Podniecenie marynowane tygodniami w delikatnej mieszaninie smutku, rozpaczy i prostego, staromodnego strachu. I nagle wszystko ucich�o. W roku 1025 OG m�czy�ni odeszli. Kobiety pozosta�y jeszcze przez par� dni, nie maj�c co z sob� zrobi� po zako�czeniu gor�czkowych przygotowa�. Ma�e ich grupki znajdowano szlochaj�ce po k�tach. Stopniowo wszystkie odesz�y, zostawiaj�c tylko kilka do zajmowania si� zamkiem i bezpiecze�stwem kr�la. Sta�o si� to trzyna�cie lat temu, gdy Klayth mia� niewiele ponad cztery latka. Potem nie ruszy� si� st�d przez wszystkie te lata, gdy zamek pustosza�, a� w rezydencji zbudowanej dla czterech tysi�cy os�b pozosta�a tylko sz�stka. Nic wi�c dziwnego, �e przez wi�kszo�� czasu wi�ksza cz�� zamku by�a, w rzeczy samej, w wi�kszo�ci pusta. Teraz sta� na �rodku jednego z setek po�o�onych wy�ej korytarzy i rozmy�la� o ludziach, z kt�rymi go pozostawiono. Dwaj ochroniarze, Bartosz i Matusz, prawdopodobnie mieli do�� si�y fizycznej, ale brakowa�o im predyspozycji umys�owych, by ustrzec go 15 przed jakimkolwiek ch�tnym i zdolnym zamachowcem. Mimo to byli wierni. Oddani Klaythowi i gotowi za niego umrze�. Ale wierzy�, �e maj� nadziej�, i� do tego nie dojdzie. On zreszt� te�. By� ponadto kucharz, Val Jambon, kt�rego widywa� przy rzadkich okazjach i kt�ry zawsze dostarcza� najwspanialsze potrawy i przek�ski. Kucharz mia� c�rk�, Cukini�, m�od� i o wstrz�saj�co rudych w�osach. Klayth prawie nigdy nie spotka� si� z ni� twarz� w twarz, ale czasami szpiegowa� j�, gdy wykrada�a si� do pobliskiego lasu. No i by� jeszcze lord kanclerz, Snydewinder. Pe�ni� on nast�puj�ce, podane tu bez szczeg�lnego porz�dku, funkcje: g��wnego doradcy strategicznego, g��wnego ksi�gowego, szefa rachunkowo�ci, lorda kanclerza, doradcy podatkowego, nauczyciela... lista wydawa�a si� nie mie� ko�ca, jednak Klayth s�dzi�, �e to w�a�nie wchodzi w zakres obowi�zk�w lord�w kanclerzy. Wzruszywszy ramionami, ruszy� pustym korytarzem w stron� biblioteki. *** �� Ta, kt�rej uda si� umie�ci� stop� w tym oto sandale, jest prawowit� pani� mego kr�lestwa � oznajmi� na ca�e gard�o ksi��� Chandon. Wszyscy go�cie przybyli na bal ruszyli do przodu, domagaj�c si� jego uwagi. Ksi��� by� najlepsz� parti� w ca�ym kr�lestwie. Wysoki � g�rowa� nad wi�kszo�ci� m�czyzn nawet bez but�w turniejowych; Ciemny � grzywy czarnych w�os�w zazdro�cili mu wszyscy m�czy�ni, zar�wno rycerze i ludzie z gminu, jak i spory odsetek dam dworu; Bohaterski � mistrzem turniej�w, kt�ry m�g� w uczciwym pojedynku pokona� ka�dego. �piewano pie�ni o jego wyczynach na polach bitewnych. Ksi��� Chandon nachmurzy� si� i szepn�� co� do ucha dow�dcy stra�y. W�wczas nadeszli stra�nicy, pokrzykuj�c, popychaj�c i szturchaj�c, a� wszyscy m�czy�ni zostali odsuni�ci na bok. � Niechaj ka�da z was, kobiet, przymierzy ten sanda�, a ta, kt�rej b�dzie pasowa�, moj� �on� zostanie � zakrzykn�� ksi���, ol�niewaj�cy w swej paradnej zbroi. Wszyscy nie posiadali si� z rado�ci i podniecenia, a dwie damy zemdla�y. Lecz wkr�tce...�. � Dlaczego? � zapyta� Beczka. � Co? � odpar� Franek. � Dlaczego zemdla�y? � Mia�y za ciasno zasznurowane gorsety. A teraz nie przerywaj mi, bo przestan� opowiada�. Zaraz, na czym to ja stan��em? � Oczy zasz�y mu mg��, mocno poci�gn�� swoj� brod�. � Ach, tak. �Lecz wkr�tce ka�da stopa zosta�a umieszczona w sandale. Na �adn� nie pasowa�. Nawet na m�atki. Ksi��� nasro�y� si� i...�. � Co to znaczy? � szepn�� Beczka. 16 � By� w�ciek�y � cicho odpowiedzia� Firkin. Franek nie przerywa�: �...tak wi�c pos�a� do czarodzieja Merlota zarz�dzenie, by tu i teraz stawi� si� u niego. Dwaj stra�nicy wyruszyli z rozkazem, by czarodziej dopom�g� usychaj�cemu z mi�o�ci ksi�ciu�. � Wydaje mi si�, �e powiedzia�e�, �e nie b�dzie w tym �adnej magii � przerwa� Firkin. � Nno... no... tak, ale... � Franek wpad� w panik�. � Zawsze to robisz! Zawsze wprowadzasz Merlota, �eby wymagiowa� bohatera z k�opotu albo znalaz� ukryty skarb czy co� takiego. To oszustwo. Nie ma czego� takiego jak magia. To nieprawda! � Firkin, to tylko historia, podoba mi si�, pozw�l wi�c Franckowi doko�czy� � powiedzia� Beczka, zdenerwowany protestami przyjaciela. � W porz�dku, za�o�� si�, �e i tak wiem, jak si� ko�czy � odpar� Firkin, krzy�uj�c ramiona i robi�c nad�san� min�. � Magia jest prawdziwsza, ni� ci si� wydaje, m�ody Firkinie! � G�os Francka dziwnie spowa�nia�, a czarodziej przenikliwie wpatrywa� si� w oczy ch�opca. � Przekonasz si� ju� nied�ugo. Jest wsz�dzie wok� ciebie. Zobaczysz j�, je�li si� rozejrzysz. A teraz powiedz mi, jak si� sko�czy opowie��? � doda� l�ejszym tonem. � C� � Firkin zacz�� zarozumia�� odpowied� � Merlot przybywa i u�ywaj�c swojej magicznej mocy, znajduje dziewczyn�, na kt�r� pasuje sanda�, ksi��� si� z ni� �eni i �yj� d�ugo i szcz�liwie. � A kim jest ta dziewczyna? � spyta� Beczka. � Proste! To ta, kt�ra musia�a zosta� w domu i wyczy�ci� kominek! � Ch�opiec wyszczerzy� z�by i zadowolony z siebie usiad� z powrotem. Franek pog�adzi� si� po podbr�dku i rzek�: � Powiedz mi, Firkin, jak my�lisz � jak interesuj�ca wyda si� przysz�emu kr�lowi, kt�rego umiej�tno�ci rycerskie i my�liwskie s� legendarne, dziewczyna, kt�ra sp�dza �ycie na czyszczeniu komink�w, cerowaniu skarpet i �ciereczek do naczy�? No? � C�... tego... prawdopodobnie, niezbyt... � Aha! Tak wi�c nie b�d� �yli szcz�liwie, czy� nie? � Tego... chyba nie. � Wi�c twoje zako�czenie jest niew�a�ciwe, a mo�e nie jest? � Hmm... chyba nie. � Firkin wygl�da� na zak�opotanego. � A jakie jest odpowiednie zako�czenie, Franek? � spyta� Beczka, chc�c wiedzie� wi�cej. � Prosz�, powiedz mi! � Pami�tacie zarz�dzenie wys�ane do Merlota? � Tak � powiedzia� Beczka. 17 � Tak � przytakn�� Firkin podejrzliwie, zastanawiaj�c si�, co tym razem ma zamiar wymy�li� Franek. � Wiecie, co w nim napisa� ksi���? � Nie, nie powiedzia�e� nam � szybko odpar� Firkin. � Zawiera�o wiadomo�� i pogr�k�. Merlot przyby� na dw�r ksi���cy i by� pos�uszny, gdy� lubi� uszcz�liwia� ludzi. Wyj�tkowo gruba i zach�anna kobieta podar�a sanda�, bo pr�bowa�a trzykrotnie wcisn�� we� swoj� stop�. Merlot naprawi� go tak, �eby idealnie pasowa� na stop� ksi�niczki Daviny, kt�r� ksi��� kocha�, poniewa� by�a pi�kna, inteligentna i bogata, a jej tata posiada� najlepszy plac turniejowy w okolicy. Pobrali si� i urz�dzili wielkie przyj�cie dla wszystkich. � A co si� sta�o z t� drug� dziewczyn�? � Eee... no... ona... by�a druhn�. Firkin popatrzy� na Francka i potrz�sn�� g�ow�. � Nie potrafisz, prawda? Nie potrafisz opowiedzie� historii bez magii. Nie potrzebowa�e� w niej magii. Krawiec m�g� naprawi� sanda�. Jak ju� powiedzia�em, nie wierz� w magi� i wiele by trzeba, �eby mnie przekona�. Franek skrzy�owa� r�ce, rozsiad� si� na swoim krze�le i u�miechn�� szeroko do samego siebie. � Zobaczymy � mrukn�� � zobaczymy. O dziwo, Firkin poczu� si� nieswojo. *** P�niej tego samego dnia, po tym jak Franek opowiedzia� im jeszcze kilka historii o zmiennym stopniu prawdopodobie�stwa, Firkin pchn�� drzwi chaty, w kt�rej mieszka�, i wszed� do �rodka. W nozdrza uderzy� go zapach gulaszu z rzepy. � Cze��, mamo! � zawo�a�. � O, cze��, kochanie! Gdzie by�e�? � U Francka. � Umyj r�ce, kochanie, obiad gotowy. � Opowiada� nam o wampirach, o tym, �e nie mog� wychodzi� na �wiat�o dzienne i �e nie lubi� czosnku... � No ju�, po�piesz si�. To gulasz z rzepy, tw�j ulubiony. � ...i �e wysysaj� ludziom krew z szyi i lataj� jak nietoperze, i... � No chod�. Umy�e� ju� r�ce? Jedzenie gotowe. � W porz�dku � powiedzia� bez specjalnego entuzjazmu. � Jak si� ma dzisiaj Jutrzenka? � Niezbyt dobrze, kochanie. M�wi�c szczerze, tak jak wczoraj. Jego matka wolnym ruchem zamiesza�a w garnku. Zawiesisty gulasz z rzepy bulgo- 18 ta� na p�ycie piecyka, w kt�rym przez ca�y dzie� buzowa� ogie�. Shurl, mama Firkina, nie by�a specjalnie pomys�ow� kuchark�, ale z drugiej strony, w Middin nie by�o szczeg�lnie du�ego wyboru produkt�w spo�ywczych. � Zaraz p�jd� si� z ni� zobaczy�. � Ju� prawie gotowe. Wo�aj tat�. Firkin chcia� spyta�: �Jak mam go wo�a�?�, ale wiedzia�, �e matka nie zwr�ci�aby na to uwagi. W tej chwili jej �wiat ogranicza� si� do rondla, w kt�rym gotowa� si� gulasz z rzepy, i plan�w rozdystrybuowania posi�ku w�r�d cz�onk�w rodziny. Niewiele poza tym si� liczy�o. Na razie. Firkin wyszed� przez drugie drzwi i wkroczy� do ogrodu. � Cze��, tato. Mama kaza�a mi zawo�a� ci� na obiad. � Uff, ech! W sam raz jeste�. Podasz mi r�k�? Albo lepiej nie. Odrobina ogrodnictwa, tego ci trzeba. Zrobi�oby to z ciebie m�czyzn�. Jego ojciec by� zawsze taki sam, kiedy przebywa� w ogrodzie. Frustracj� wynikaj�c� z przerzucania kilku ton lepkiej, czarnej ziemi, uparcie odmawiaj�cej rodzenia czegokolwiek poza cienk� warstw� mulistej ple�ni, cz�sto wy�adowywa� na Firkinie. Wyllf, ojciec ch�opca, uporczywie trzyma� si� my�li, �e to co� na ty�ach ich chaty jest gleb�. Znajdowa�o si� na ziemi, mo�na by�o po tym chodzi�. Nie by� to dywan, wi�c musia�a to by� gleba. Miewa� jednak�e w�tpliwo�ci. Czasem wydawa�o mu si�, �e osi�gn��by wi�kszy botaniczny sukces, pr�buj�c uprawia� kawa�ek dobrze nawodnionej w�ochatej wyk�adziny pod�ogowej �redniej jako�ci. � Przyszed�em po prezent dla Jutrzenki. � Bra�, bra�, bra�! Tylko to potraficie! Co by� powiedzia� na odrobin� potu i trudu? Och, nie! Nawet raz. Kiedy ja by�em w twoim wieku, musieli�my... Ojciec kontynuowa� w tym samym stylu, kiedy Firkin, chlupocz�c, przeszed� przez zagon lepkiego b�ocka. Ju� to wszystko s�ysza�: �e nie buduj� ju� nic trwa�ego, �e wszystko dzieje si� w zbyt du�ym po�piechu i �e w kie�baskach jest dzisiaj mniej mi�sa. Pozornie wbrew wszelkiemu prawdopodobie�stwu w ciemnym b�ocie zakwit�y dwa przebi�niegi. By�y pi�kne. Ch�opiec czu�, �e powinien potraktowa� je jako symbol, ale nie m�g�. Na razie. Wiedzia�, �e spodobaj� si� Jutrzence. Si�gn�� w d�, zerwa� je i ostro�nie wni�s� do �rodka. Kwiaty na urodziny siostrzyczki. Wiedzia�, �e jej si� spodobaj�, ale jednocze�nie chcia� da� jej co� wi�cej. �eby tylko poczu�a si� lepiej. Zapuka� do drzwi Jutrzenki i cicho wszed�. � Cze��, jak si� czujesz? � B�eeee! � odpowiedzia�a wymownie. � Przynios�em ci to. Wszystkiego najlepszego � powiedzia� i wr�czy� jej dwa niepozorne kwiatuszki. Czu�, �e to niezbyt wiele. � Och, Firkin, s� �liczne! Dzi�kuj�. 19 Mi�� w palcach koszul� i patrzy� na go�� pod�og�. � Tylko to znalaz�em... Chcia�em przynie�� ci wi�cej... ale... c�... przepraszam � sko�czy� bez�adnie, wzruszaj�c ramionami. Jego m�odsza siostra u�miechn�a si� s�abo. � W porz�dku � zachrypia�a. � Rozumiem. Firkin spogl�da� na ni� ze smutkiem. Tak bardzo chcia� jej pom�c, powstrzyma� chorob�. T�skni� za Jutrzenk� W�a��c� Na Drzewa, Jutrzenk� Wbiegaj�c� Na Wzg�rze i nawet troch� za Jutrzenk� �miej�c� Si� Histerycznie Podczas Zbiegania Ze Wzg�rza. Brakowa�o mu wsp�lnych zabaw. Chcia�, �eby wydobrza�a. Chcia� m�c jej pom�c. Potrzebowa�a tylko kilku dobrych posi�k�w, �eby ozdrowie�. Co wi�cej, ca�e Middin potrzebowa�o tylko kilku dobrych posi�k�w. Mieli tak niewiele, a wi�kszo�� tego i tak w�drowa�a do kr�la. Ten kr�l! Ten kr�l! Gniew wygra� pojedynek na r�ce z melancholi� i dzia�a� destrukcyjnie na emocje Firkina. To wszystko by�o win� kr�la. Nienawidzi� kr�la. Obrazy t�oczy�y mu si� w g�owie. T�usta, nalana twarz, g�ba opychaj�ca si� winogronami, podczas gdy reszta kraju g�oduje. Olbrzymie stosy �ywno�ci strze�one zazdro�nie za niewzruszonymi murami. Nienawidzi� kr�la. Co on robi? Po co tu jest? Szkodnik! Gniew zszed� ze sceny, w �wietle reflektor�w zostawiaj�c frustracj� i niemoc, wsp�lnym, ch�ralnym g�osem zadaj�ce swoje ulubione pytanie: �C� my mo�emy na to poradzi�?�. Firkin czu� si� bezu�yteczny. Wiedzia�, czego chce. Marzy� o grupie ludzi pod wodz� l�ni�cego rycerza, wyzwalaj�cej kraj od tyranii. Marzy� o lepszych czasach. Ale co on m�g� zrobi�? Co m�g� zrobi�? U�miechn�� si� s�abo do siostry i wyszed� z pokoju. Co m�g� zrobi�? *** Wysoko po�r�d ni�szego pog�rza G�r Talpejskich z�odziej przygl�da� si� w skupieniu swojej upatrzonej ofierze. Obserwowa� j� ju� od jakiego� czasu. Przykucn�� za ska�� i czeka� na w�a�ciwy moment. D�ugo przemyka� za omsza�ymi kamieniami, nast�pnie czo�ga� si� na brzuchu w d�ugiej trawie, a� dotar� do tego miejsca. Ostatni krok zawsze by� najgorszy. Ca�e nagromadzone napi�cie i podniecenie uwalnia�o si� w jednym, szalonym susie do przodu w stron� �upu. Ale dopiero gdy nadejdzie w�a�ciwy czas, nie teraz, jeszcze nie. Nogi bola�y go od kucania. Musia� wkr�tce ruszy�. Gdyby tylko ofiara spojrza�a w inn� stron�, m�g�by wybiec, wyrwa� i uciec. Ofiara stan�a i gapi�a si� na dolink�, niemal zupe�nie bez ruchu. 20 Z�odziej zmieni� nieco niewygodn� pozycj�. Ofiara obr�ci�a si� i spojrza�a w ty�. Tylko na to czeka�. Ju�! Wsta� i pobieg� szybko przez wrzosy, schyli� si�, chwyci� �up i ju� mkn�� co si� w nogach, zanim ofiara w og�le zda�a sobie spraw� z niebezpiecze�stwa. � Mam, mam! � krzycza� z�odziej, zbiegaj�c z g�ry. Obejrza� si� przez rami�, spodziewaj�c si� ujrze� za sob� �cigaj�c� go posta�. Nie by�o jej. Nieco sobie odpu�ci�, nast�pnie za� mocno si� zmiesza�. Dlaczego mnie nie �ciga? � my�la�. Zatrzyma� si� i popatrzy� w g�r�. To by�o nie w porz�dku. Zawsze go �cigano. Sta� chwil�, po czym zawr�ci� powoli pod g�r�. Badawczo wyjrza� zza g�azu. Posta� wci�� sta�a, patrz�c na dolin�. Nie poruszy�a si�. Musia� mnie zauwa�y�. Dlaczego mnie nie �ciga? � zastanawia� si� z�odziej. Wsta� i ruszy� w stron� ofiary. � Dlaczego si� nie bawisz? � Hm? � spyta� Firkin marzycielsko. � Mam �up. Wygra�em � powiedzia� Beczka, podrzucaj�c w r�ku l�ni�ce kamyki. � Och... dobra robota � odpar� Firkin oboj�tnie. � Co si� sta�o? Nie cierpisz, kiedy wygrywam. � Wybacz, nie mam nastroju do zabawy. � Dlaczego? � To przez Jutrzenk�. Przykro mi patrze� na ni� w takim stanie. Chc� jej jako� pom�c, ale nie wiem jak. Usiad� ci�ko na kamieniu i �cisn�� kolana. Beczka zamy�li� si� g��boko. � Co zrobi�by ksi��� Chandon? � spyta� po kilku minutach. � To powa�na sprawa � zdenerwowa� si� Firkin. � Moja siostra, podobnie jak wi�kszo�� mieszka�c�w wioski, jest chora, a ty my�lisz o bajkach! � Ja tylko spyta�em... my�la�em, �e to nam pomo�e my�le�... to znaczy, on zawsze ratuje Damy w Opresji... a my�l�, �e twoja siostra ma niez��... tego... opresj�... i jestem pewien, �e �apie si� jako dama. Nie wiem dok�adnie, jakie warunki trzeba spe�nia� dla prawdziwej damowato�ci, ale... � Zamknij si� z �aski swojej... ja my�l�. � Och! � Tak... Beczka niemal s�ysza� zgrzytanie k� z�batych w umy�le przyjaciela. Najwyra�niej uk�ada� plan. � Tak. To mo�e zadzia�a�! � powiedzia� do siebie Firkin. � Mo�e zadzia�a�. Ha! Wsta� i zbieg� w d� wzg�rza. Beczka popatrzy� za nim, podni�s� si� krzykn��: � Firkin?... Hej, zaczekaj na mnie! 21 *** � Jeste� ca�kowicie pewny, �e to si� uda? � Oczywi�cie, �e jestem � odpowiedzia� Firkin ochryp�ym szeptem kilka minut p�niej. � Kiedy w�z ju� st�d odje�d�a, nikt go nie sprawdza. � Sk�d wiesz? � To logiczne, nie? � A co b�dzie, je�li kr�l si� dowie? Wy�le tu Czarn� Stra� i wszyscy b�dziemy... � Beczka urwa�, a jego szept przeszed� w pisk. � Kr�l nigdy nie zauwa�y, bo nie wezm� du�o. Poza tym to i tak jest nasze! Chod�. Firkin skrada� si� naprz�d, trzymaj�c si� blisko ty�u szopy pe�ni�cej niegdy� funkcj� suszarni i wypatruj�c obluzowanej deski, o kt�rej wiedzia�, �e gdzie� tu si� znajduje. Trzyna�cie lat przymusowego zaniedbania obluzowa�o wiele desek, ale Firkin wiedzia� tylko o tej tu� przy ziemi. Wi�kszo�� dzieci z Middin bawi�a si� w szopie do czasu, gdy og�oszono j� stref� zakazan�. Oficjalna decyzja g�osi�a, �e miejsce to jest �niebezpieczne i nikt, powtarzam, nikt, z wyj�tkiem dostarczaj�cych dziesi�cin�, nie ma tam prawa wst�pu�. Ale jak ze wszystkim, co zakazane, szopa sta�a si� przez to tylko atrakcyjniejsza dla najm�odszych mieszka�c�w wioski. Firkin ostro�nie przesun�� desk� i w�lizgn�� si� przez otw�r do ciemnego wn�trza. Za nim wszed� Beczka, zaraz potem umie�ci� desk� z powrotem na miejscu. Ch�opcy poczekali, a� ich oczy przywykn� do ciemno�ci. Snopy �wiat�a wpada�y do �rodka przez dziury w dachu i py�ki kurzu l�ni�y chwilk�, gdy przypadkowo je poruszyli. �ciany szopy pokrywa�y liczne rz�dy wisz�cych p�ek, a w przeciwleg�ym ko�cu wida� by�o resztki pieca. Wi�kszo�� jego cz�ci zosta�a rozgrabiona do remontowania piec�w w okolicznych chatach. Firkin i Beczka ju� to wszystko widzieli, wi�c przygl�dali si� bez zainteresowania. Ich oczy zwr�cone by�y na w�z stoj�cy po�rodku szopy. Spora p�achta, pewnie przymocowana do bok�w wozu, przykrywa�a �adunek. Ty� by� wci�� otwarty i cz�� dziesi�ciny znajdowa�a si� na zewn�trz. Nagle strumie� jasnego �wiat�a wla� si� do �rodka przez otwarte drzwi frontowe. Do szopy wesz�y trzy postaci. Firkin rozpozna� sylwetki. � ...W porz�dku � powiedzia� wo�nica Angus � po prostu dajcie to na ty�. Mam nadziej�, �e tym razem s� czyste! Spojrza� na spis i odfajkowa� co� na kawa�ku pergaminu, spe�niaj�c swe oficjalne obowi�zki. Dwaj inni wie�niacy umie�cili swoj� dziesi�cin� pod ci�k� p�acht� i odeszli, zrz�dz�c. Angus obliczy� odfajkowane pozycje. � Czterdzie�ci trzy! � mrukn�� do siebie. � Nie mogliby lepiej sk�adowa� rzepy?! Fee! � Strzepn�� kilka tuzin�w maciupkich owad�w �ywi�cych si� rzep�, mia�d��c 22 przy okazji niekt�re, nast�pnie za� odszed� po swojego konia. Gdy drzwi si� zamkn�y i trzasn�a k��dka, Firkin ruszy� przed siebie. Poszpera� pod p�acht�, wyci�gn�� skrzynk� i odbieg�. � Nie podoba mi si� to � wyszepta� Beczka. � To kradzie�. � Jasne. A jak nazwiesz dziesi�cin�? � No... tego... � Jak wzi�cie czego�, co od pocz�tku by�o nasze, mo�e by� kradzie��, co? Chod�. Gdy Angus po raz kolejny otworzy� drzwi i wszed� do nieu�ywanej suszarni ze swoim starym, zm�czonym koniem, dwie postaci wydosta�y si� na zewn�trz, maj�c przy sobie wi�cej, ni� gdy tu wchodzi�y. *** Oczy Jutrzenki otworzy�y si� szeroko z podniecenia i zaskoczenia, kiedy Firkin zas�oni� jej r�k� usta i po�o�y� sobie palec na wargach. Dawa� jej znak, �eby by�a cicho. Ostro�nie po�o�y� skrzynk� na ��ku i zdj�� r�k� z ust dziewczynki. Jutrzenka spojrza�a na pude�ko, potem na Firkina, i wyda�a z siebie ciche. � Coo?... � Wszystkiego najlepszego � wyszepta� ch�opiec i u�miechn�� si�. � Ale... � To dla ciebie. � Jak?... gdzie?... � Nie zadawaj tyle pyta�, bo pomy�l�, �e nie chcesz. � Och, chc�, chc�, chc�. Kurczowo �cisn�a pude�ko, zanosz�c si� atakiem kaszlu. � W takim razie po�piesz si� i otw�rz � namawia� Beczka, nerwowo spogl�daj�c na drzwi. By� temu wszystkiemu przeciwny, ale kiedy ju� si� zacz�o, pali�a go piekielna ciekawo��, co si� stanie. Mia�o to chyba co� wsp�lnego z pierwszym stopniem do nieba (czy gdzie tam indziej). Twarz Jutrzenki l�ni�a od wzrastaj�cego zniecierpliwienia, gdy dziewczynka zagl�da�a do skrzynki. Jej ma�y palec w�lizgn�� si� do �rodka i zanurzy� w ma�ym garnuszku, a nast�pnie powr�ci� z �adunkiem pienistej bia�ej masy na czubku. � Czy to jest?... � spyta�a dziewczynka ze �renicami rozszerzonymi ze zdumienia i wzrastaj�cej ekscytacji. Firkin wzruszy� ramionami. � My�l�, �e to jest... Och, Firkin! � wyszepta�a i wetkn�a sobie palec do buzi. To by�. Promieniej�ca rado�ci� Jutrzenka z powrotem si�gn�a palcem do garnczka. To by� jej ulubiony pudding, miejscowy przysmak przyrz�dzany z mleka tutejszych gryzoni 23 z dodatkiem ma�o znanych zi� i wrzos�w do smaku. Potrawa ta by�a niezwykle rzadka z powodu trudno�ci, jakich nastr�cza�o zdobycie mleka. Paluszek dziewczynki ni�s� trzeci� porcj� Lemingowego Musu w stron� jej szeroko roze�mianych ust. *** Kilka dni p�niej kr�l Rhyngill siedzia� bez ruchu w Sali Konferencyjnej. Jego nabijane �wiekami czarne szaty po�yskiwa�y, gdy s�ucha� swego doradcy, lorda Snydewindera. � Sire, czy� nie warto by�oby uczyni� tego dla przyk�adu? Czy� nie by�oby m�drze zgnie�� niepos�usze�stwo w zarodku? Zmia�d�y�. St�umi�! � Jeste� pewien, �e zrobili to umy�lnie? � Tak, wasza cesarska wysoko��. � Ale ca�� wiosk�? � Zachowanie kontroli jest konieczno�ci�. Je�li w innych wioskach dowiedz� si�, �e usz�o im to na sucho, wtedy dopiero si� zacznie. Gdzie b�dzie koniec? Nasze spichlerze opustoszej�. Zaczniemy g�odowa�! Kr�lewskie szaty zaskrzypia�y, gdy ich w�a�ciciel pochyli� si� do przodu. � Zatem co sugerujesz, lordzie Snydewinderze? � Pu�ci� wiosk� z dymem! � wykrzycza� odpowied� doradca, uderzaj�c jednocze�nie pi�ciami w ci�ki d�bowy st�. � Pu�ci� z dymem wiele wiosek! � Nie ma innego wyj�cia? � Mogliby�my, mogliby�my o... opo... opoda... opodatkowa� ich bardziej! � eksplodowa� Bartosz, wci�� pozostaj�cy pod wra�eniem swojego poprzedniego sukcesu. � Zamknij si�! � wrzasn�� lord Kanclerz, zgrabnie manewruj�c butem. Olbrzymi stra�nik zawy� gniewnie. � Snydewinder, ile mamy jeszcze czasu, zanim zaczniemy g�odowa�? � M�g�by pan sprecyzowa�, sire? � Co? � C�, czy ma pan na my�li... � O nie, tylko nie to! Powiedz mi, ile mamy �ywno�ci w naszych spichlerzach. � W��cznie z warzywami, sire? � Wszystkiego? � Wliczaj�c ubytek naturalny i wi�dni�cie? � Tak � westchn�� kr�l ze znu�eniem. � Po prostu odpowiedz mi, w porz�dku? � 434 tony warzyw, na co sk�adaj� si�: 34 tony rzepy, 27 ton marchwi, 14 ton ka�dego typu ziemniak�w, 6 ton... � Wystarczy! � Kr�l wzni�s� znu�one oczy ku niebu. � Sire? 24 � Po prostu powiedz mi, na jak d�ugo ca�ej �ywno�ci w naszych spichlerzach � wszystkie warzywa, �ywy inwentarz, kurczaki, WSZYSTKO � na jak d�ugo nam wystarczy? � Nam wszystkim? � Ca�ej za�odze zamku. � W��cznie ze s�u�b� kuchenn�? � Tak. � Obojgiem? � Tak! � Echo g�osu kr�la roznios�o si� po komnacie. Snydewinder ucich� i zacz�� z zapa�em gryzmoli� na kawa�ku pergaminu. Bartosz mrucza� pod nosem obsceniczno�ci. Wi�kszo�� dotyczy�a naruszania nietykalno�ci osobistej, wszystkie za� dotyczy�y Snydewindera. Po kilku minutach pisanina usta�a i lord kanclerz podni�s� wzrok. � Sire, ju� mam. Ca�a �ywno�� w naszych spichlerzach, konsumowana na obecnym poziomie przez obecnych tu, oraz przez s�u�b� kuchenn� (nieobecn�), wystarczy w przybli�eniu na sze��set czterdzie�ci siedem lat, osiem miesi�cy i dwa dni, sire. � CO?!? � Sze��s... � Tak, tak s�ysza�em. Po prostu jestem zaskoczony. � Je�li wasza wysoko�� s�dzi, �e to za ma�o... � Nie... nie... hmm... daj mi pomy�le�. � Zapad�a cisza. � Twierdzisz, �e wystarczy nam �ywno�ci na ponad sze��set lat... � Sze��set czterdzie�ci osiem, sire � przerwa� Snydewinder. � ...my w�a�nie zn�w podnie�li�my podatki, a ty chcesz, �ebym spali� ca�� wiosk�, bo jej dziesi�cina by�a niepe�na!? � To by� ca�y garnek Lemingowego Musu, sire � po raz kolejny poprawi� doradca. � Wiem, wiem. � Jeden z pa�skich przysmak�w, sire. � I moich, doda� w my�lach. � Tak, wiem, ale... � Musi pan co� w tej sprawie zrobi�, sire. Utrzymanie porz�dku le�y w naszym �ywotnym interesie. Jak ju� wspomnia�em, je�li jednej wiosce co� takiego ujdzie na sucho, kto wie, czym si� to sko�czy! � Nie rozka�� spali� ca�ej wioski tylko dlatego, �e dziesi�cina by�a ciut za ma�a. Rozumiemy si�, prawda? Zdrowe oko Snydewindera zaiskrzy�o, ostro kontrastuj�c z czarn� opask� na drugim. � Czy pan przypadkiem nie �agodnieje, sire? � Lord kanclerz straci� nad sob� panowanie. 25 � �AGODNIEJE!? Jak �miesz tak m�wi�? � zagrzmia� kr�l. Bartosz u�miechn�� si�. Lubi�, jak kr�l denerwowa� si� na Snydewindera. � C�, sire, w czasach Twych Przodk�w wioska i trzy inne, najbli�sze, sp�on�yby, gdyby w dziesi�cinie brakowa�o cho� jednej marchewki! Czy wyst�pisz, panie, przeciw starej tradycji swego Ojca? � Nie potrzebujemy �ywno�ci. Mamy jej tony... � Pa�ski Ojciec nigdy by czego� takiego nie powiedzia�! � Ja... my... � Kr�l zacz�� si� pl�ta�. As z r�kawa Snydewindera zn�w zadzia�a�. Klayth w odr�nieniu od niego nigdy naprawd� nie zna� swojego Ojca. Stary Kr�l Khardeen... wyruszy� na bitw� trzyna�cie lat temu wraz ze wszystkimi m�czyznami wystarczaj�co silnymi i ch�tnymi, �eby walczy� przeciwko kr�lestwu Cranachanu. Pozostawi� swego syna na tronie, dw�ch ochroniarzy, Bartosza i Matusza, oraz strupiesza�� s�u�b� kuchenn�. M�czy�ni nie wr�cili. Tajemnic� pozosta�o, dok�d odeszli. Tajemnic� pozosta�o, dlaczego wr�g nigdy nie najecha� kraju. Wszystko to rzuci�o na m�ode barki Klaytha ci�ar w�adzy. Musia� utrzymywa� pozory � by� kr�lem. Musia� sprawowa� rz�dy terroru � by� kr�lem Rhyngill. Musia� panowa� �elazn� r�k� � to w�a�nie robili kr�lowie Rhyngill! Tak w ka�dym razie utrzymywa� Snydewinder. � Oka� mi, �e jeste� jego synem! Defrauduj�cych dziesi�cin� trzeba ukara�! Natychmiast! � Piskliwy g�os tego wysokiego, ko�cistego, szczup�ego m�czyzny brutalnie przywr�ci� Klaytha na ziemi�. � Co zamierzasz zrobi�? � piszcza� Snydewinder. � Spali� ich � wyszczerzy� si� Matusz. � Tak, spali�! � przytakn�� Bartosz. � Natychmiassst! � popar� ich Snydewinder, �mia�o wpatruj�c si� w kr�la. � P�o�, p�o�, p�o�, hej! � zachichota� Matusz, zaczynaj�c czu� bluesa. � P�o�, p�o�, p�o�, hej! P�... Kr�l uderzy� pi�ci� w st� i zerwa� si�, dygocz�c z gniewu. � Nie, nie, nie! Nie zgodz� si� na bezsensowne puszczanie z dymem! � Jego sk�rzany str�j w�ciekle skrzypia�. Bartosz zamkn�� usta. � Co wi�c pan rozka�e... sire? � Snydewinder u�miechn�� si� szyderczo, niemal wypluwaj�c ostatnie s�owo. � Ty! � Kr�l dr��cym palcem odzianym w sk�rzan� r�kawic� wskaza� okolice nosa doradcy. � Wydasz dekret gro��cy, �e wioska zostanie spalona, je�li dziesi�cina jeszcze raz b�dzie niepe�na. Gro�ba � rozumiesz!? � Rozumiem, sire. 26 � To dobrze. � Uwa�am to tylko za nieco s�abe, bior�c pod uwag�... � Co?! � krzykn�� kr�l. Bartosz nie�mia�o bawi� si� zbroj�. Kr�l potrafi� krzycze� bardzo g�o�no. � ...bior�c pod uwag� polityk� ��elaznej r�ki� pa�skiego Ojca, sire. � Ja jestem kr�lem! Ty � dekret � w tej chwili! � Klayth podkre�la� kolejne wykrzykiwane s�owa uderzeniami pi�ci w st�. Snydewinder przybra� czerwonawy odcie�, g�o�no prze�kn�� i powiedziawszy: �Tak, sire�, opu�ci� kr�lewsk� komnat�. S� chwile � my�la� Klayth � kiedy nie ma wyboru i trzeba pomiata� lud�mi, wykorzystuj�c swoje stanowisko. A je�li to nie zadzia�a, du�o krzycze�. Bartosz i Matusz stali cicho w rogu, nie wiedz�c, co pocz��, i licz�c na to, �e by� mo�e s� niewidzialni. � A co do was dw�ch... Jestem zniesmaczony. �P�o�, p�o�, p�o�, hej!?�. Co wy sobie wyobra�acie?! � Przepraszam... � wydusi� z siebie Matusz. � Przepraszamy... sire � popar� go nieco pewniej Bartosz. � Posiedzenie jest odroczone. Zostawcie mnie samego. W komnacie szybko zapad�a cisza. Kr�l, skrzypi�c ubraniem, wsta� zza sto�u i wolno ruszy� w g��b Sali Konferencyjnej. Min�� gustown� ozdob� z kopii i wyszed� ma�ymi, ukrytymi g��boko za tronem drzwiczkami. � Posiedzenie odroczone � mrucza� do siebie znu�ony. *** �Firkin chcia�by dobrze zje��. Obr�t. Zechce zn�w, podskok, teraz chce. Obr�t. Pasztet m�j. Podskok. Pasztet tw�j. Obr�t. Pasztetniku, daj mi...�. Firkin zatrzyma� si� w po�owie podskoku na jednej nodze i zachwia� niepewnie. Beczka podni�s� wzrok znad bia�ych kamieni u�o�onych w dziesi�� zgrabnych prostok�tnych p�l i spojrza� zezem w stron� �r�d�a d�wi�ku. Niewielka grupka ludzi, kt�rzy zebrali si�, by popatrze� na s�up og�oszeniowy, rozpycha�a si�, wskazywa�a co� i podnosi�a g�osy w tonie skrzywdzonych niewini�tek. S�up by� to wysoki, cienki patyk, pewnie osadzony w b�ocie, s�u