4212
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4212 |
Rozszerzenie: |
4212 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4212 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4212 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4212 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
PATRICK SHOUGHNESSY
PRZESIADKA W PRZEDPIEKLU
tytu� orygina�u: Jumper
Przek�ad: Gra�yna Paw�owska
wydanie oryg: 1990
wydanie polskie: 1991
Bezlitosny blask jarzeni�wek razi� wyczerpane bezsenno�ci� oczy, sprawiaj�c coraz wi�kszy b�l i powoduj�c uporczywe �zawienie. Zalew �wiat�a ujawni� wszystkie tajemnice stacji metra. Najwyra�niej jednak nie przeszkadza�o to dwom policjantom przechadzaj�cym si� wzd�u� �ciany. Wprost przeciwnie, ich miarowe kroki, przedziwnie spokojne, a jednocze�nie myszkuj�ce wsz�dzie oczy i idealny bezruch trzymanych w d�oniach pa�ek, zdawa�y si� harmonizowa� z doprowadzon� do skrajno�ci aseptyczno�ci� rozleg�ej sali.
Ukryty za filarem Lynn Fargo ostro�nie wychyli� g�ow�. Szerokie, okryte ciemnym materia�em plecy patrolowych oddala�y si� coraz bardziej. Usi�uj�c nie wywo�ywa� ha�asu, przemkn�� do w�skiego korytarza prowadz�cego na inny poziom. U jego wylotu tu� pod pokryt� �wie�� farb� �cian� sta�a �awka. Rozejrza� si� wok�. Nie, to nie jest dobre miejsce. Ruszy� w d�, zatrzymuj�c si� na ka�dym pode�cie wy�cie�anych schod�w, �eby da� odpocz�� dr��cym nogom. Perony poni�ej by�y o�wietlone r�wnie jasno, lecz du�o szersze i g�ciej ustawione s�upy dawa�y wi�cej cienia. Fargo stan�� pod jednym, obserwuj�c otoczenie. Nieliczni o tak p�nej porze podr�ni nie zwracali uwagi na obszarpa�ca o wp� przymkni�tych powiekach. Brak snu dokucza� mu coraz bardziej. Pokusa rzucenia si� pod najbli�sz� �cian� by�a bardzo silna, ale wiedzia�, �e nie mia�oby to najmniejszego sensu. Po dziesi�ciu minutach zmieni� miejsce, potem jeszcze raz i jeszcze. P� godziny p�niej mia� ju� jednak przynajmniej nadziej� na normalne sp�dzenie nocy. Tu� za du�ym, zamkni�tym ju� kioskiem i obwieszon� reklamami kratownic� sta�a d�uga, drewniana �awa. Fargo b�yskawicznie skoczy� w w�ski przesmyk mi�dzy filarami i po�o�y� si� na jedynej jeszcze wolnej przestrzeni pomi�dzy takimi jak on �achmaniarzami.
Naturalna os�ona �cian kiosku i kratownicy okaza�a si� jednak iluzoryczna Zdawa�o mu si�, �e ledwie po�o�y� g�ow� na zgi�tym ramieniu s�siada, gdy poczu� mocne uderzenie.
- Jazda!
Dw�ch policjant�w ko�cami d�ugich pa�ek szturcha�o le��cych.
- Jazda! Jazda st�d!
Fargo wsta� z trudem, krztusz�c si� w�asnym oddechem. B�l przenikaj�cy ca�e cia�o zdawa� si� kumulowa� w piek�cych oczach. Zgi�ty wp� dotar� do ruchomych schod�w, kt�re wynios�y go na g�r� i tam, w g��wnej hali podziemnego dworca spr�bowa� jeszcze raz. Po cichu, t�umi�c ataki suchego kaszlu, podszed� do drzwi toalet. Szansa by�a niewielka. Kiedy dotkn�� tafli nieprzezroczystego szk�a, mia� wra�enie, �e nie widzi go nikt z obs�ugi. Na palcach wszed� do �rodka i zatoczy� si� w kierunku kabin. Otworzy� jedn� i wszed� do �rodka, ale nie zd��y� nawet zabezpieczy� drzwi, kiedy na zewn�trz rozleg�y si� kroki.
- Hej, ty!
G�os kobiety nie zawiera� ani z�o�ci, ani agresji, ani nawet cienia zainteresowania. By� po prostu zm�czony.
- Id� umiera� gdzie indziej.
Zrezygnowany zapi�� sw�j ocieplany gazetami p�aszcz i nacisn�� klamk�. Nie podni�s� nawet g�owy, �eby na ni� spojrze�. Kolejny cz�owiek wykonuj�cy swoje obowi�zki. Podni�s� ko�nierz, przemierzy� hall i wyszed� w obj�cia ch�odu mrocznej ulicy. By� mo�e panuj�ce tu zimno dla normalnego obywatela by�o mi�ym urozmaiceniem po upalnym dniu. Jednak dla jego wycie�czonego organizmu by�o niemal arktycznym mrozem, przy kt�rym dr�twia�y palce, s�ab�y ramiona, a ka�dy oddech odzywa� si� k�uciem obola�ych p�uc. Taka temperatura powodowa�a jeszcze inn� dolegliwo��. Pusty, skurczony �o��dek coraz dokuczliwiej przypomina�, �e trawienie w�asnych sok�w nie jest jego podstawow� funkcj�.
Za rogiem o�wietlonej neonami ulicy Fargo skr�ci�, gin�c w labiryncie opuszczonych dawno, na p� rozwalonych, starych kamienic, warsztat�w i gara�y z czerwonej ceg�y. Dysz�c z wysi�ku, przelaz� przez p�ot ograniczaj�cy teren dawno nieczynnej fabryki i przykucn�� przy w�t�ym ognisku �ywi�cym si� kartonowymi pud�ami i cienkimi deskami transportowych skrzynek. Otaczaj�cy je ludzie, podobnie jak on, walczyli z senno�ci�, zdaj�c sobie spraw�, �e przy panuj�cej wilgoci ciep�o jest iluzoryczne i nie ogrzeje nieruchomego cz�owieka.
- Boli... - szepta� m�czyzna w rozdartej, marynarskiej kurtce, oparty o stos pustych kontener�w. - Boli...
- Pobili ci�? - spyta� Fargo tylko dlatego, aby wymaza� ze �wiadomo�ci wspomnienie wabi�cego ciep�a dworca.
Siwy marynarz skin�� g�ow�.
- Z�odzieje...
- Z�odzieje? Ciebie? - odezwa� si� kto� z boku. - Niby po co?
- Nie wiem. Pobili... - groteskowa sylwetka wygi�a si�, jakby chc�c uj�� w ten spos�b parali�uj�cemu j� b�lowi.
- Ludzie, ja umieram...
- Masz ca�y kr�gos�up? Gdzie ci dali?
Fargo zauwa�y� obok brudn�, samotn� dziewczyn�, na kt�r� zwr�ci� uwag� ju� poprzedniego dnia. Przysun�� si� do niej.
- Zimno?
By�o to idiotyczne pytanie, ale jego wym�czony m�zg ju� dawno nie dzia�a� jak nale�y. D�ugie, brudne i t�uste w�osy opad�y na twarz dziewczyny, kiedy przysuwa�a si� bli�ej.
- Masz co� do jedzenia?
Ona te� nie by�a w najlepszej formie.
- Mo�e... - prze�kn�� �lin� - ...mo�e czego� poszukamy? - zaproponowa�.
Ju� w momencie wypowiadania tych s��w, �a�owa� swego pomys�u, a kiedy dziewczyna skwapliwie potrz�sn�a g�ow�, poczu� z�o��. �rodek nocy nie by� dobr� por� na szukanie czegokolwiek, a widok rozbawionego miasta, pe�nych bar�w, klub�w i restauracji sprawia� niemal fizyczny b�l ludziom takim jak oni. Wszystkie te rozedrgane, beztroskie d�wi�ki, wsp�zawodnicz�ce ze sob� zapachy oraz pe�ni luzu i demoralizuj�cej pewno�ci siebie bywalcy tych miejsc byli tre�ci� koszmar�w, kt�re n�ka�y bezdomnych. Patrzenie na tamtych ludzi urealnia�o je, staj�c si� wr�cz tortur�. Dziewczyna jednak nie mia�a o tym �adnego poj�cia. Wiedzia�, �e by�a c�rk� bogatych, zaj�tych sob� rodzic�w, w kt�rych �yciu sta�o si� co�, w jej rozumieniu tak wa�nego, tak niszcz�cego, �e nie mog�a ju� z nimi �y�. Jej ucieczka by�a zaprzeczeniem ca�ego jej dotychczasowego �ycia... Znalaz�a si� na ulicy, bez pieni�dzy, bez �adnych rzeczy, ale za to z nieprawdopodobnym wprost szcz�ciem, kt�re przez ca�e dwa tygodnie chroni�o j� przed zgrajami gwa�cicieli, maniak�w czy zwyk�ych bandyt�w, od kt�rych roi�o si� miasto.
Fargo nie wiedzia�, jak powiedzie� jej, �e nie ma mo�liwo�ci, kt�ra zapewni�aby jej prze�ycie trzeciego tygodnia. Wsta� powoli, prostuj�c zdr�twia�e nogi bynajmniej nie dlatego, �e spieszno mu by�o gra� ze z�udzeniami dziewczyny, ale dyskusja przy ognisku zacz�a przybiera� coraz ostrzejsze tony i d�u�sze przebywanie tu mog�o zako�czy� si� fatalnie.
- Chod�.
Ruszyli wzd�u� poro�ni�tych zielskiem ceglanych rumowisk, ulicami z potrzaskanymi d�wigarami, kt�re kiedy� przytrzymywa�y stalowe rury. Ich pordzewia�ych szcz�tk�w nie spos�b by�o odr�ni� od organicznych odpadk�w zalegaj�cych ca�y teren. Opuszczon� w latach kolejnej recesji fabryk� zamieniono na wysypisko �mieci, ale i ono ju� dawno przesta�o spe�nia� sw� funkcj�. Zachowuj�c ostro�no��, wspi�li si� na stert� pokrytych ziemi� starych opon.
- T�dy.
�wiat�o ksi�yca pozwala�o odnale�� drog�. Przeszli przez dziur� w za�omie muru, potem dziewczyna zatrzyma�a si� pod zbitym z nier�wnych desek parkanem.
- Mam do�� - szepn�a.
- Zm�czy�a� si�? - nie zrozumia� w pierwszej chwili.
Po�o�y�a mu r�k� na ramieniu. Popatrzy� na ni� zdziwiony, szukaj�c jakich� podtekst�w w tym ge�cie. Niestety, szybko zrozumia�, �e by� to tylko stary, niepotrzebny ruch wyniesiony z zupe�nie innej rzeczywisto�ci.
- Ju� nie mog�. Nie mog� w og�le... - jej cienki g�os za�ama� si� nagle.
G��d i napi�cie potrafi�y zmieni� wszystko. Posadzi� j� w kr�gu migotliwego �wiat�a rzucanego przez jedyn�, jakby zapomnian� latarni�.
- Czy mog� co� dla ciebie zrobi�?
Znowu u�wiadomi� sobie, �e jej obecno�� przywo�uje dawno zapomniane wzorce z zamierzch�ej przesz�o�ci. Wszystko co m�wi�, co m�g� powiedzie� brzmia�o niedorzecznie. Po�o�y�a mu g�ow� na ramieniu.
- Jeste� jaki� dziwny - szepn�a. - Mam wra�enie, jakby� mnie wch�ania�. Jakby�... - szuka�a s��w - ...przyjmowa� ca�� moj� osobowo��.
- Czy... - urwa� nagle. Zda� sobie spraw�, �e nie wie, o co chcia� zapyta�.
- Mog� rozmawia� tylko z tob�. Inni... - ona te� zamilk�a na d�u�sz� chwil�. - Nie wiem, jak to powiedzie�. Przez ca�y czas mam wra�enie, �e naprawd� m�g�by� przyj�� mnie ca��.
Zmru�y�a oczy, patrz�c w g�r� na migaj�c� w poszarpanym rytmie jarzeni�wk�.
- Wiesz - wyj�a nagle z kieszeni now� tali� kart. - Powr�ymy sobie.
W przyp�ywie chwilowego optymizmu zacz�a j� tasowa� z niezwyk�� sprawno�ci�.
- Najpierw tobie, dobrze?
Znu�ony skin�� g�ow�.
- Wierzysz w karty?
- Oczywi�cie - podsun�a tali� do prze�o�enia. - Lew� r�k�. Najpierw kim jeste� i co ci� czeka.
Jej drobne r�ce z ogromn� szybko�ci� rozk�ada�y kolorowe kartoniki.
- A wi�c narasta co�, z czym nie mog�e� sobie poradzi� od bardzo dawna. Rozwi�zanie jest w otoczeniu koloru czarnego. Same trefle i piki. A ty...
Zmusi� si� do u�miechu.
- Ty jeste�... - d�ugie palce zamar�y w bezruchu. Podnios�a oczy, w kt�rych nie by�o ju� iskierek udawanej weso�o�ci. - Nie wiem, kim jeste� - szepn�a.
- A co to za karta? - spyta�.
- Ta karta nie ma prawa tu by�.
Odwr�ci�a g�ow�, najwyra�niej my�l�c ju� o czym� innym. Rysy twarzy zdawa�y si� drga� w jakim� niezrozumia�ym, wewn�trznym rytmie.
- Czy co� si� sta�o?
Zerwa�a si�, rozsypuj�c ca�� t� kolorow� mozaik� przed jej nogami.
- Nie! Ju� nie wytrzymam. Ju� nie chc�!
Wsta� r�wnie�, ale ona odskoczy�a o kilka krok�w.
- Nie mog� tak �y�! Nie mog�, rozumiesz? - zrobi�a zamach, jakby chcia�a odrzuci� co� niewidzialnego, co tkwi�o w jej d�oni.
- Wracam do domu! - krzykn�a. - Ja mam dom! Wiesz? Dom, rodzin�, przyjaci�... A ty nie!
Wi�c nareszcie zrozumia�a - pomy�la�. Widzia� wiele takich za�ama�, ale tylko to mog�o znale�� w miar� szcz�liwy koniec.
- Wy wszyscy nic nie macie! Ja wracam... - odwr�ci�a si� szybko i pobieg�a nikn�c w mroku.
D�ugo jeszcze s�ysza� zamieraj�cy powoli odg�os jej st�p. Potem usiad� na ziemi, opieraj�c si� o parkan. Przyj�� wygodn� pozycj�, aby przygotowa� si� na spotkanie uczucia samotno�ci, kt�re czu�, �e za chwil� opanuje go z ca�� si��. Popatrzy� na rozrzucone karty i t�, kt�r� dziewczyna przedar�a w ostatniej chwili. �Ty jeste�...� - zabrzmia�o mu w uszach. Nie, sam nie wiedzia�, kim jest. Przez lata b��ka� si� po ulicach tego miasta, ale wszystko co by�o przedtem, tysi�czny ju� raz sprowadza� do kilku wers�w jakiej� piosenki.
Wi�c zabierz,
Zabierz mnie do ogrodu rozkoszy,
Gdzie sekretne poca�unki na g�rze wiatru
Nie rozprosz� drobnych okruch�w niewinnej m�odo�ci,
Nie zniszcz� bezimiennego pi�kna
Paj�czych twor�w nie chybiaj�cej nigdy pami�ci.
To by�o wszystko, co jego sko�atany umys� ocali� z g��bokiej amnezji. Co by�o jej przyczyn�? Nie wiedzia�. Nie pami�ta� niczego, co dzia�o si� przedtem, zanim nie ko�cz�ca si� tu�aczka wype�ni�a ca�� tre�� jego �ycia.
Wyj�� z�o�on� starannie szmatk�, w kt�rej trzyma� zbierany w parku tyto�. Powoli skr�ci� papierosa i zapali� go znalezionymi zapa�kami. Przecie� on te� powinien mie� jak�� rodzin� i jakich� przyjaci�. Gdyby tylko m�g� przebi� t� niewidzialn� zas�on�. Gdyby m�g� przypomnie� sobie sk�d... Zach�ysn�� si� gryz�cym dymem i d�ugo kaszla�, staraj�c si� odzyska� normalny oddech. Potem ostro�nie zgasi� papierosa, zawin�� w brudn� chustk� i schowa� do kieszeni p�aszcza. Wzruszy� ramionami. My�lenie o przesz�o�ci nie mia�o sensu. Sprawia�o jedynie b�l... Do��! Musi si� skupi� na czym� innym. Do �witu zosta�o jeszcze tyle godzin, �e got�w zamarzn��, siedz�c tu bez ruchu. Jednak nie wsta�. Z zakamark�w ubrania wyci�gn�� ostatni� zabawk�, jaka mu zosta�a. Pami�ta�, �e kiedy� mia� du�o nieznanych tu gadget�w. Sprzedawa� je kolejno, �eby mie� na jedzenie... Spojrza� na trzyman� w r�ce kart� kredytow�. Kiedy chwyta� j� za g�rny lewy r�g, barwny emblemat znika�, a w jego miejsce pojawia� si� napis: Posiadacz tej karty jest szefem brytyjskiego kontrwywiadu. Apeluje si� do wszystkich s�u�b, wszystkich organizacji i wszystkich obywateli o udzielenie mu wszelkiej pomocy, jakiej za��da. Je�li kart� trzyma�o si� za lewy dolny naro�nik, napis zmienia� si�, oferuj�c wysok� nagrod� za udzielon� pomoc. A je�li chwyci� za prawy r�g, pojawia�a si� gro�ba, �e ka�dy kto wejdzie w drog� posiadaczowi tej karty, zadrze z ca�ym wywiadem, kt�ry b�dzie go �ciga�, nie szcz�dz�c wysi�k�w.
Fargo obraca� w d�oniach plastikowy prostok�t, obserwuj�c uwa�nie nast�puj�ce zmiany. Kiedy� Terry Duret, w�a�ciciel ma�ego baru, chcia� kupi� t� kart�. Niestety, kiedy dotyka� jej rog�w, napisy nie chcia�y si� pojawi�. C�, widocznie Duret nie by� szefem brytyjskiego kontrwywiadu.
* * *
To �e Fargo zdo�a� si� obudzi� nie by�o takie dziwne. Naprawd� dziwn� rzecz� by�o to, �e le�a� w mi�kkim, a przede wszystkim ciep�ym ��ku. Oszo�omiony rozejrza� si� wok�. W niewielkiej, stosunkowo jasno o�wietlonej salce sta�o prawie dwadzie�cia ��ek. Wszystkie by�y zaj�te przez m�czyzn w r�nym wieku i o r�nym wygl�dzie. Ka�da twarz nosi�a jednak charakterystyczne pi�tno, po kt�rym pozna�, �e le�y w�r�d takich samych jak on w��cz�g�w.
Potrz�sn�� g�ow�, usi�uj�c przypomnie� sobie, jak si� tu znalaz�. Pami�ta�, �e ca�y poprzedni dzie� ju� od rana naznaczony by� pechem. Ledwo umkn�� z r�k motocyklowego gangu, gdy dopad� go patrol i wypytywa� tak d�ugo, �e kiedy wreszcie wolny zg�osi� si� do garkuchni za magazynem Pastiera, okaza�o si�, �e lista tych, kt�rzy otrzymuj� darmowy posi�ek jest ju� zamkni�ta. Pami�ta� tak�e, �e p�niej kr��y� po pulsuj�cym ruchem centrum miasta, szukaj�c ju� nie po�ywienia, lecz jakiego� punktu zaczepienia, kt�ry pozwoli�by mu przetrwa�. Czy�by sta�o si� to wtedy? Nag�y skurcz i b�l brzucha czy mo�e serca...? Pami�ta� jeszcze parali�uj�cy p�uca, spazmatyczny kaszel i otaczaj�c� go ciemno��...
- Hej ty!
Otworzy� szerzej oczy.
- Zrozumia�e� nareszcie, �e ci�gle jeszcze jeste� po tej stronie?
Odwr�ci� g�ow�. Na s�siednim, oddalonym mo�e o trzydzie�ci centymetr�w ��ku le�a� zwalisty brodacz o d�ugich, skudlonych w�osach. Mimo �e opiera� si� na �okciu, potargane loki si�ga�y poduszki.
- Gdzie jestem? - spyta� Fargo.
- W szpitalu - g�sta broda sprawia�a, �e nie mo�na by�o dostrzec ust m�wi�cego.
Rzut oka na pokryte piecz�tkami, wykrochmalone firanki w oknach, rz�d nocnych szafek z identyfikacyjnymi numerami i na zdobi�ce ka�de ��ko tablice informuj�ce o przebiegu choroby wystarczy�, �eby stwierdzi�, �e brodacz m�wi prawd�. Nie wyja�nia�o to jednak niczego.
- A... Jak si� tu znalaz�em?
- W twoim pechowym �yciu zdarzy� si� jeden szcz�liwy traf - tamten wzruszy� ramionami. - Tw�j zdezelowany organizm raczy� zacz�� si� sypa� przed jakim� rz�dowym budynkiem - u�miechn�� si� cynicznie. - Policji nie pozosta�o nic innego, jak przywie�� ci� tutaj.
Brodacz potrz�sn�� g�ow�, moszcz�c si� w po�cieli.
- Nawet nie wiesz, jakie masz cholerne szcz�cie - ci�gn��. - To nie jest �aden pieprzony punkt opieki. To jest... - zawiesi� dramatycznie g�os - miejski szpital!
Do Fargo ci�gle nie dociera�a waga tej informacji.
- No to co?
S�kate ramiona zatrz�s�y si� od t�umionego �miechu.
- Zachowuj si� grzecznie, podpisuj wszystko, co podsun� i nigdy, pami�taj nigdy, nie pro� o dok�adki, a by� mo�e przetrzymaj� ci� tu nawet przez tydzie�!
Fargo poczu�, �e wreszcie zaczyna rozumie�. W czarnej dotychczas przysz�o�ci rysowa�a si� w�t�a nadzieja - szansa spokojnego prze�ycia cho� kilku dni.
- Jakich dok�adek mam nie ��da�? - spyta� szybko, czuj�c irracjonalny strach przed nag�ym wtargni�ciem na sal� os�b z kierownictwa szpitala, kt�re jego, cz�owieka pozbawionego podstawowych informacji, wezm� w krzy�owy ogie� pyta�, �eby dowie�� mu, �e kwalifikuje si� wy��cznie do wyrzucenia na bruk.
S�siednie ��ko zatrzeszcza�o pod ci�arem zmieniaj�cego pozycj� pot�nego cia�a.
- Oni tu pos�uguj� si� prost� logik�. Kto du�o je, znaczy zdrowy. Dostaje wi�c kopa w ty�ek i znowu l�duje na ulicy...
Cz�owiek le��cy przy drzwiach podni�s� nagle r�k� i zaraz opu�ci� j� z powrotem.
- Hej tam, cisza! - sykn��.
- Le�e�! - odezwa�o si� naraz dw�ch innych pacjent�w.
Ludzie wok� b�yskawicznie przykrywali si� ko�drami, poprawiali poduszki i prze�cierad�a. Fargo opu�ci� g�ow� akurat w momencie, kiedy dobieg� odg�os krok�w na korytarzu i szcz�kn�y otwierane drzwi. Starsza, powa�nie wygl�daj�ca piel�gniarka podesz�a wprost do jego ��ka.
- Ockn�li�my si� ju�? - zapyta�a.
Niezdarnie skrzywi� wargi.
- Chyba popad�em w k�opoty - prawie szepn��.
Podesz�a bli�ej.
- M�czyzna bez k�opot�w to tylko p� m�czyzny - powiedzia�a surowym g�osem. - A m�czyzna, kt�ry nigdy nie mia� k�opot�w nie jest cz�owiekiem - u�miechn�a si� nagle. By� to nawet ciep�y u�miech. - Prosz� si� nie martwi� - doda�a po chwili. - Zrobimy panu badania, a potem na pewno co� poradzimy.
Poda�a mu d�ugopis i formularz. Zgodnie z wcze�niejszymi radami podpisa� prawie bez czytania. Zd��y� jedynie w rubryce: Forma p�atno�ci, zauwa�y� piecz�tk�: Opieka spo�eczna.
- Niech pan odpoczywa - piel�gniarka z�o�y�a r�wnie� sw�j podpis. - Potem kto� si� panem zajmie.
Fargo prawie zszokowany patrzy�, jak odchodzi�a. Od dawna nikt nie zwraca� si� do niego �pan�. Ale dalsze dziwy mia�y dopiero nast�pi�.
Chwil� p�niej na sal� wtoczy� si� w�zek i zacz�to podawa� obiad. Najpierw by�a zupa, co prawda mleczna, ale za to z ry�em, potem zrazy z kartoflami obficie polanymi sosem. Fargo z niedowierzaniem przyjmowa� otaczaj�c� go rzeczywisto��. By� to pierwszy gor�cy posi�ek, jaki jad� od bardzo dawna i by� mo�e pierwszy prawdziwy obiad od lat. Potem rozdano kubki z gor�c� kaw�. Fargo korzystaj�c z nieuwagi salowej, nasypa� do kubeczka kilkana�cie �y�eczek cukru. Widz�c to brodacz, w poczuciu odruchowej solidarno�ci, zaj�� starsz� kobiet� rozmow�, wi�c zupe�nie ju� rozzuchwalony Fargo zaczerpn�� cukru pe�n� gar�ci�.
- Chcesz? - zapyta� s�siada, kiedy w�zek znikn�� za ogromnymi drzwiami.
Brodacz podsun�� sw�j kubek. Dok�adnie wytrzasn�� wszystkie bia�e kryszta�ki, nawet te kt�re przylepi�y si� do d�oni. Pili upiornie s�odk� kaw�, czuj�c jak glukoza rozpuszcza si� w ich krwi.
Zapowiadanych bada� nie realizowano, wi�c Fargo spa� do wieczora, budz�c si� co jaki� czas, by sprawdzi� czy rzeczywi�cie wci�� le�y w mi�kkim ��ku i naprawd� nikt nie zamierza na niego napa��. Przysz�o�� zapowiada�a si� zbyt optymistycznie. Kiedy podano kolacj� - grube kromki chleba z mas�em i d�emem - poczu�, �e co� musi si� zmieni�. Jego wy�wiczona latami walki intuicja podpowiada�a, �e nic tak pi�knego nie mo�e trwa� d�ugo.
Wieczorem musia� wyj�� z sali. Nie czu� niczego szczeg�lnego poza lekkim k�uciem gdzie� pod p�ucami. Pomy�la�, �e mog�o by� wynikiem zbyt obfitego posi�ku. Zdo�a� doj�� do ko�ca korytarza, kiedy zaczaj si� atak. Charakterystyczny b�l i kaszel z pocz�tku nie by�y zbyt silne, p�niej jednak pod�oga zako�ysa�a si� pod nim gwa�townie. Czu� jakby wicher czy mo�e zmienna si�a ci��enia znosi�a go na bok, wprost na drzwi z cienkiego tworzywa. Wywali� je ci�arem cia�a, padaj�c na pod�og� tu� przed rz�dem b�yszcz�cych umywalek. Nie wiedzia�, �e �ycie zawdzi�cza jakiemu� pijakowi s�cz�cemu w jednej z toalet przemycony przez rodzin� alkohol. On w�a�nie przez szpar� w drzwiach swojej kabiny zobaczy� le��ce nieruchomo cia�o Farga. Pieczo�owicie ukry� p�ask� butelk�, dla zabicia zapachu possa� mi�t�wk� i przep�uka� usta wod�, a potem wszcz�� alarm. Ca�a bieganina, okrzyki, urywaj�ce si� telefony, sanitariusze z noszami nie dotar�y ju� do �wiadomo�ci Fargo.
Ockn�� si� dopiero na sali reanimacyjnej. Z pewnym zdziwieniem obserwowa� oplataj�ce go przewody, pod��czone do �y� plastikowe rurki, kt�rymi s�czy�y si� jakie� p�yny oraz ustawione przy ��ku mrugaj�ce leniwie lampkami aparaty. Jedynym �r�d�em �wiat�a by�a tu ma�a jarzeni�wka pod sufitem. W pomieszczeniu nie by�o nikogo poza nim. Sk�d� dochodzi� delikatny szum pracuj�cego klimatyzatora.
Cisz� przerwa�o skrzypni�cie otwieranych drzwi. Kto� jedynie popatrzy� na owini�t� w bia�e prze�cierad�a posta�, potem cofn�� si�, nie zamykaj�c drzwi. Przez pozostawion� szpar� s�czy�o si� ostrzejsze �wiat�o.
- Co mu w�a�ciwie jest? - us�ysza� dochodz�cy z s�siedniego pomieszczenia m�ski g�os.
- Nie mamy kompletu bada�.
- Siostro, m�g�bym dosta� kaw�? - g�os przycich� na chwil�, najprawdopodobniej m�wi�cy odwr�ci� g�ow�, potem znowu zabrzmia� z poprzedni� si��. - Kiedy go przyj�to?
Odpowied� zag�uszy� brz�czyk interkomu.
- Co?! Chcecie, �eby organizacje spo�eczne znowu napu�ci�y na nas pras�?
- Personel jest zbyt obci��ony...
- Nie, bez cukru.
- ...stosujemy zwyk�� procedur�.
Rozleg� si� zgrzyt wysuwanej szuflady, potem szelest przewracanych kartek.
- I to ma by� historia choroby?
- My...
- Wi�c dobrze. Co do tej pory zrobiono?
Fargo nie dos�ysza� odpowiedzi. Czyja� r�ka zatrzasn�a drzwi i teraz dociera�y do niego st�umione odg�osy k��tni. Po pewnym czasie sal� reanimacyjn� zala�o ostre �wiat�o i w polu widzenia jego przymru�onych oczu pojawi� si� lekarz z dwiema piel�gniarkami. Najwyra�niej nie byli �wiadomi, �e ju� oprzytomnia�.
- I co pan s�dzi, doktorze?
Mody cz�owiek przegl�da� popstrzone wykresami papierowe ta�my.
- Fatalnie - mrukn��.
- Dam sobie r�k� uci��, �e w po�udnie czu� si� bardzo dobrze - powiedzia�a starsza piel�gniarka.
- A ja dam sobie obci�� wszystkie paznokcie, �e nie do�yje do rana.
To zdanie wstrz�sn�o chorym. Fargo nie przypuszcza�, �e jest z nim a� tak �le. Czu�, �e znowu ogarnia go ciemno�� i skoncentrowa� wszystkie si�y, �eby si� temu przeciwstawi�. Lekarz podszed� do stojak�w z aparatur�.
- My�l�... - zacz�� niepewnie. - My�l�, �e ci�ko b�dzie co� tutaj zrobi�.
Fargo poczu� panik�. B�yskawiczne my�li kr��y�y w jego umy�le, nie mog�c skrystalizowa� si� w nic konkretnego ani wyprze� obezw�adniaj�cego uczucia samotno�ci i opuszczenia.
- Panie doktorze... - przestraszona nagle piel�gniarka wskaza�a jeden z ekran�w.
M�ody cz�owiek pochyli� si� nad ogromnym rejestratorem.
- Wezwijcie zesp�! - krzykn��. - To agonia!
M�odsza piel�gniarka skoczy�a do ��ka.
- Panie doktorze, on jest przytomny!
Lekarz b�yskawicznie uni�s� g�ow�, patrz�c w otwarte oczy lez�cego.
Agonia? Nie! Fargo nie chcia� umiera�. Nie teraz. Jeszcze nie teraz! Co� dziwnego dzia�o si� z jego cia�em. Mia� wra�enie, �e niewidzialne macki zaciskaj� si� wok� niego. Co� szarpa�o nim a� do b�lu wychodz�cych z orbit oczu. Ciemno�� zg�stnia�a nagle. Poczu�, �e w absolutnym mroku spada z szale�cz� pr�dko�ci� z ogromnej wysoko�ci...
Kiedy przysz�o uspokojenie, nie od razu zorientowa� si�, �e co� nie jest w porz�dku. By� nadal w sali intensywnej terapii, poznawa� znajome sprz�ty i urz�dzenia, ale co� zmieni�o si� w samej perspektywie. Po prostu obserwowa� j� z innej strony. Tu� przed nim, na spowitym przewodami ��ku kto� le�a�... Chryste! To by�o nieruchome cia�o. Jego w�asne cia�o! A on sta� z boku i patrzy� na znane mu przecie� w�asne rysy. Gdzie� czyta� o pierwszych objawach �mierci klinicznej, o tym co si� dzieje z cz�owiekiem po... �yciu!
To jest �mier�? Ale... dlaczego ja? Dlaczego teraz? Czy ju� nic nie da si� zrobi�?!
- Ja nie chc�! - krzykn��. - Bo�e, ja nie chc� umiera�! Ratunku!!!
Znowu ogarn�a go ciemno�� i poczucie potwornego p�du... Z przera�liwym krzykiem ockn�� si� znowu na ��ku. W irracjonalnym odruchu szarpi�c bezwiednie opasuj�ce go rurki, sprawdza� gor�czkowo czy w�ada wszystkimi cz�ciami swojego cia�a. Zach�ystuj�c si� nadmiarem powietrza, dysza� ci�ko jak sprinter po d�ugim biegu. Uspokaja� si� bardzo powoli. Dopiero po d�u�szej chwili zda� sobie spraw�, �e wok� nie widzi nikogo. Kiedy uni�s� si� na �okciach dostrzeg�, jak pochylone piel�gniarki cuc� le��cego na pod�odze lekarza. Kto� wpad� do pokoju, mocno trzaskaj�c drzwiami.
- Co tu si� sta�o?
- Ja... On... - piel�gniarka nie potrafi�a dobra� s��w. - Pan doktor nachyli� si� nad chorym... On...
- Co on? Co mu si� sta�o?
- Nagle drgn�� tak dziwnie...
- I?
Piel�gniarka potrz�sn�a g�ow�.
- ...i zacz�� krzycze�. To straszne.
- Doktor zacz�� krzycze�? - starszy m�czyzna wyj�� z kieszeni ma�� latark� i odchylaj�c powieki, o�wietli� kolejno oczy oszo�omionego lekarza.
- Tak... Dos�ownie wy�, �e nie chce umiera�. Wzywa� pomocy...
- On?
Przygarbiona posta� pochyli�a si� znowu nad zdrowym, wysportowanym cia�em lekarza. Sprawne palce dotkn�y szyjnej t�tnicy.
Fargo opad� na poduszki. Nie rozumia�, co dzieje si� wok�. Nie stara� si� analizowa� �adnych fakt�w. Intuicja m�wi�a mu, �e najbli�sz� noc sp�dzi w�r�d �ywych.
* * *
Kiedy stan zdrowia Fargo polepszy� si� na tyle, �e mo�na by�o odrzuci� obaw� wyst�pienia ataku, przeniesiono go z powrotem do wsp�lnej sali. Po kilku dniach sp�dzonych w cieple i poczuciu bezpiecze�stwa poczu� si� na tyle dobrze, �e pozwolono mu chodzi� po szpitalu. Kr�ci� si� wi�c bez celu po jednakowych w ka�dej cz�ci budynku korytarzach, pokrytych wsz�dzie tak� sam�, jednakow� l�ni�c�, bia�� farb�. Mija� oboj�tnych ludzi, wiecznie spiesz�cy si�, zaaferowany personel, szukaj�c kogo�, z kim m�g�by porozmawia�. Kogo jednak mog�y interesowa� jego sprawy? Sp�dza� wi�c wi�ksz� cz�� dnia, le��c w ��ku i usi�uj�c poradzi� sobie z targaj�cymi nim, sprzecznymi uczuciami. Wiedzia�, �e w kr�tkim czasie podlecz� go na tyle, by m�g� podj�� sw� w�dr�wk� po ulicach. Wiedzia� r�wnie�, �e nie pozosta�o mu wiele czasu. �elazne prawa natury nie okaza�y si� bezsilne wobec jego organizmu. Chroniczne niedo�ywienie, �ycie w ci�g�ym stresie, brak snu i opieki sprawia�o, �e jego cia�o nie mia�o wi�kszych szans w walce z post�puj�c� chorob�. Stara� si� nie my�le� o tym, co zasz�o w sali reanimacyjnej. Jego umys� przyjmowa� postaw� obronn� wobec wszystkich fakt�w, unikaj�c ich analizy. Co� si� sta�o, by� mo�e otar� si� o jak�� tajemnic�, ale broni� si� przed jej zg��bieniem.
Personel szpitala wy�wiczony w bojach ze wszystkim, co wykracza poza rutyn�, zapomnia� o tym szybko. Raz tylko, czekaj�c przed pokojem piel�gniarskim Fargo us�ysza�, jak m�ody lekarz zwierza� si� komu�, �e wtedy poczu� ogarniaj�c� go ciemno��. Nie przypomina� sobie, �eby krzycza�. Ockn�� si�, siedz�c na pod�odze.
Fargo zamkn�� oczy. Przera�aj�cy brak perspektyw, jakichkolwiek realnych widok�w na najbli�sz� przysz�o�� sprawia�, �e narasta�o w nim uczucie osamotnienia. Teraz wi�cej my�la� o przesz�o�ci. Cholerna amnezja! Czu� a� do b�lu ch�� powrotu do dawnych lat, do ludzi, kt�rzy musieli gdzie� istnie�, kt�rzy znali go i akceptowali, do m�odo�ci zagubionej w mrokach okaleczonej pami�ci. Nagle zrozumia�, �e musi podj�� walk�, musi prze�ama� otaczaj�cy go mur, lecz nie tak jak dotychczas, walcz�c o �ycie na wyszlifowanych brukach miasta. Wiedzia� te�, �e skrajno�� obecnej sytuacji zmusza go do po�piechu.
Zerwa� si� z ��ka, pospiesznie nak�adaj�c gruby szlafrok. Wybiegi z sali i wymijaj�c snuj�cych si� po korytarzach pacjent�w, dotar� do tablicy informacyjnej. Szybko przebieg� wzrokiem r�wne rz�dy liter. Nie, to nie to. Zatrzyma� przechodz�c� piel�gniark�.
- Przepraszam pani� - z podniecenia pl�ta� mu si� je�yk. - Czy... czy jest tu jaki� doktor... Kto� od spraw pami�ci?
- Pami�ci? - spojrza�a zdziwiona. - W jakim sensie?
- No... Jaki� psycholog czy psychiatra...
Zmarszczone brwi unios�y si� nagle.
- Ach, doktor Hogg. To w innej cz�ci szpitala - wskaza�a r�k� za okno. - Musi pan zej�� na d�. To w drugim budynku.
- Dzi�kuj�.
Zbieg� po schodach na najni�szy poziom, potr�caj�c kogo� w wyj�ciu. Przestronny wewn�trzny dziedziniec ocienia� starannie przystrzy�ony, wysoki �ywop�ot. Kilka drzew szumia�o w lekkich podmuchach wiatru. Rzadka w tych stronach fala ch�od�w ju� min�a, stoj�ce wysoko s�o�ce zwiastowa�o powr�t upalnej pogody.
Fargo wpad� w uchylone drzwi budynku. Skr�ci� na skrzy�owaniu korytarza, uwa�nie �ledz�c napisy na �cianach. Wreszcie zatrzyma� si� przed odpowiedni� tabliczk�. Jest. Frank Hogg. Boj�c si�, �e co� mog�oby zmieni� jego decyzj�, zapuka� szybko i nacisn�� klamk�.
- Tak? - w powsta�ej szparze widzia� tylko standardowe wyposa�enie gabinetu.
- Czy mo�na? - pchn�� silniej drzwi, wchodz�c do �rodka.
- Prosz� - oty�a posta� poruszy�a si� w g��bokim fotelu. - Prosz�, niech pan siada.
Poza tusz�, doktor wyr�nia� si� absolutnie oboj�tnym, niezmiennym wyrazem twarzy.
- W czym m�g�bym pom�c?
Fargo rozejrza� si� niepewnie po przestronnym, prawie pustym, je�li nie liczy� biurka i kilku szaf, gabinecie. Zaj�� miejsce w wy�cie�anym krze�le pod oknem.
- Chcia�bym zasi�gn�� porady - powiedzia� cicho.
- Pan jest pacjentem tego szpitala - na p� stwierdzi�, na p� spyta� lekarz, patrz�c na sprany szlafrok i podniszczone kapcie.
- Tak.
- Z opieki spo�ecznej? - ci�gle ten sam wyraz nieruchomych, jakby zastyg�ych rys�w twarzy dzia�a� deprymuj�co.
- Tak.
- No c�... - starannie modulowany g�os zdawa� si� zawiera� aluzj�. - S�ucham pana.
Fargo przygryz� wargi. Nie wiedzia�, jak zacz��.
- Ja... Cierpi� na amnezj�, panie doktorze. Pami�tam wszystko kilka lat wstecz, ale przedtem...
- Jaki� wypadek? - podsun�� Hogg.
- Nie. To znaczy, nie wiem. Po prostu nie pami�tam, co si� sta�o.
- A co by�o wcze�niej?
- No w�a�nie. Ja... ja nie...
Na twarzy doktora pojawi� si� dr�twy u�miech.
- Niech pan b�dzie powa�ny. Co� musi pan pami�ta� - po�o�y� nacisk na ostatnie s�owa.
Fargo potrz�sn�� g�ow�.
- A dzieci�stwo? Rodzice? Mo�e szko�a? - musia�y to by� rutynowe pytania, Hogg nie zadawa� sobie trudu, �eby ukry� znudzenie.
- Niestety nic.
- Jakie� obrazy? Cho�by zamazane - st�umi� ziewni�cie.
- Nie.
- Z jakiego kraju pan pochodzi? - nagle zmieni� ton.
- Nie wiem.
U�miech powoli znika� z twarzy Hogga.
- To si� po prostu nie zdarza - mrukn��. - Czy pan nie symuluje?
- Panie doktorze! Prosz� mi wierzy�...
Hogg przerwa� ruchem r�ki.
- Po pa�skim sposobie m�wienia poznaj�, �e jest pan cz�owiekiem wykszta�conym. Co pan studiowa�?
- Nie mam poj�cia.
Lekarz westchn�� zniecierpliwiony.
- Nie o to mi chodzi. Czy zdaje pan sobie spraw� z jakich� specyficznych umiej�tno�ci, wiadomo�ci, specjalizacji, kt�re nie s� dost�pne zwyk�ym ludziom?
- Panie doktorze, ja...
- W��czy� si� pan? - Hogg z podziwu godn� systematyczno�ci� ucina� wszystkie wypowiedzi, kt�re mog�yby okaza� si� zbyt d�ugie.
- Tak. Chyba nie mia�em okazji...
Hogg znowu powstrzyma� go ruchem r�ki. Pochyli� si� nad biurkiem, opieraj�c �okcie o pokryty suknem blat.
- Prosz� pana - zaczaj cicho - po pierwsze, nigdy nie spotka�em si� z tak g��bokim zanikiem pami�ci. My�l�, �e...
- Ale... - Fargo ponowi� rozpaczliw� pr�b� powiedzenia czego� wi�cej.
- Prosz� mi nie przerywa� - twarz lekarza znowu zmieni�a si� w zastyg�� w grymasie zniech�cenia mask�.
- Po drugie, jak widz�, jakiekolwiek badania, kt�re musia�bym przeprowadzi�, by�yby drastyczn�, powtarzam, drastyczn� ingerencj� w pana umys�. Trzeba zej�� zbyt g��boko, a tego nie wolno robi� - westchn�� ci�ko. - To nieetyczne. Niemoralne.
- Ale ja musz�! Musz� wiedzie�!
Hogg odchyli� si� w fotelu. Jego olbrzymie cia�o z trudem mie�ci�o si� mi�dzy por�czami. Ma�e, ukryte w fa�dach t�uszczu oczy spogl�da�y z ogromn� przenikliwo�ci�.
- Prosz� pana. Co� takiego by�oby sprzeczne z moim �wiatopogl�dem - starannie akcentowa� ka�de s�owo. - Powtarzam, �e pewne rzeczy w medycynie, nawet mo�liwe technicznie, s� niemoralne - Hogg podni�s� g�ow�. - Pewnych rzeczy nie zrobi� nigdy! - powiedzia� twardo. - To niezgodne z moj� etyk�.
- Panie doktorze...
- Nie. Radz� podda� si� wyrokom boskim.
Fargo gwa�townie potrz�sn�� g�ow�.
- Niech mi pan pomo�e.
- Stanowczo nie!
Hogg wyj�� z szuflady b�yszcz�ce pi�ro i zacz�� co� pisa�, przegl�daj�c jednocze�nie le��ce przed nim papiery. Rozmow� uwa�a� za zako�czon�. Fargo podni�s� si� oci�ale. Powoli wyszed� z gabinetu, przemierzy� pusty korytarz i opu�ci� budynek. Wizyta u doktora pozbawi�a go wszelkiej nadziei na rozwi�zanie zagadki swojej przesz�o�ci.
* * *
Szatnia dla pacjent�w z opieki spo�ecznej nie przypomina�a w niczym pozosta�ych pomieszcze� szpitala. Stare, zniszczone ubrania wisia�y na podci�gni�tych a� pod sufit uniwersalnych wieszakach, os�oni�tych wsp�ln� metalow� siatk�. Portier czy wo�ny przyczepia� do nich karteczki z nazwiskami, a potem sprawdza� je kolejno, �ci�gaj�c w d� ka�dy zestaw i pracowicie studiuj�c napisy. Poniewa� nie istnia� tu �aden katalog ani nawet system numerk�w, ceremonia mog�a ci�gn�� si� bardzo d�ugo. Fargo nie spieszy� si�. Z pewn� przykro�ci� wk�ada� sw�j p�aszcz, z kt�rego kto� wyci�gn�� ocieplaj�ce gazety i stan�� niezdecydowany nie wiedz�c, czy ma co� podpisa�.
Wo�ny podni�s� sw� starcz� g�ow�.
- Co� jeszcze?
- Nie. Nie, ja...
- Tamt�dy - ruchem r�ki wskaza� kierunek.
Fargo otworzy� ogromne drzwi i przystan�� na zewn�trz oszo�omiony ha�asem ulicy. Za ceglanym murem pozostawi� w miar� bezpieczny, szpitalny �wiat. Wiedzia�, �e ponownie musi przyzwyczai� si� do �wiadomo�ci, �e jest nikim, �e jego �ycie, jego sprawy i problemy znowu nale�� wy��cznie do niego i nikt, absolutnie nikt nie wyci�gnie w jego stron� pomocnej d�oni.
Wzruszy� ramionami. Do kuchni dla w��cz�g�w nie by�o po co i��, ruszy� wi�c w stron� centrum, by oswoi� si� z odkrytym na nowo ci�arem samotno�ci. Ignorowa� ogarniaj�ce go spojrzenia przechodni�w. Fala upa��w sprawi�a, �e koszulki i lu�ne bluzy wydawa�y si� szczytem po�wi�cenia na rzecz moralno�ci. Jego d�ugi do po�owy �ydek, ci�ki p�aszcz i widoczny pod nim czarny sweter budzi�y powszechne zdumienie. Zatrzyma� si� przed l�ni�c� szyb� sklepowej wystawy. W szpitalu ogolono go tylko pierwszego dnia i teraz kilkunastodniowy zarost dope�nia� obrazu zb�ja, kt�ry tak irytowa� mieszka�c�w tej dzielnicy.
Spojrza� na napis pod witryn�: �Nie zastanawiaj si�. Wykorzystaj swoj� szans�!�
- �eby szlag trafi� was wszystkich - szepn��.
Powl�k� si� na ocieniony li�ciastymi drzewami skwer. Otar� pot z czo�a i usiad� na niewielkiej �awce ustawionej naprzeciwko nowoczesnej fasady banku po przeciwleg�ej stronie ulicy. Przesun�� wzrokiem po �wie�o wyczyszczonych, l�ni�cych w s�o�cu szk�ach elewacji. �ebym m�g� si� tam znale�� - przemkn�o mu przez g�ow�. - �eby by� tam cho� przez chwil�... Zauwa�y� kogo� stoj�cego w oknie na pierwszym pi�trze. Kogo� sytego, spokojnego, pewnego siebie i otoczonego przez rzeczy, kt�rych mu brakowa�o. Opu�ci� g�ow�. Na szeroki podjazd przed drzwiami banku wje�d�a�a w�a�nie luksusowa, ciemna limuzyna. Warkotu silnika nie s�ysza�. Do miejsca, w kt�rym siedzia�, dochodzi� jedynie delikatny szum opon.
- Szlag!
Szofer w idealnie dopasowanej do koloru lakieru liberii otworzy� drzwiczki, pomagaj�c wysi��� wysokiej, elegancko ubranej kobiecie. Podzi�kowa�a mu zdawkowym ruchem g�owy i ruszy�a w g�r� po l�ni�cych, marmurowych schodach.
Fargo na swojej �awce kl�� pod nosem, nie mog�c zrozumie�, dlaczego to w�a�nie on jest po drugiej stronie, po stronie ludzi przegranych, kiedy kobieta zatrzyma�a si� nagle w po�owie schod�w. Wiedziona jakim� irracjonalnym impulsem odwr�ci�a si� i spojrza�a w kierunku �awki, na kt�rej siedzia�. Ich oczy spotka�y si�. Fargo przepe�niony nienawi�ci� do obcej kobiety nie m�g� jej darowa� beztroskiego wyrazu twarzy. Ch�� bycia na jej miejscu opanowa�a go z nieprawdopodobn� si��. Nie potrafi� siedzie� spokojnie, ale nie m�g� te� zerwa� si� z �awki. Nagle ogarn�a go ciemno��. Nie by� to jednak nawr�t choroby. Tajemniczy mrok sprawi�, �e co� osun�o si� pod nim. Czu�, �e spada gdzie� w potwornym, wstrz�saj�cym ka�d� kom�rk� cia�a p�dzie. Kiedy przera�ony otworzy� zamkni�te w szoku oczy, co� diametralnie zmieni�o si� w sposobie widzenia.
- Czy co� si� sta�o? - szofer w mgnieniu oka przeby� po�ow� marmurowych schod�w.
Fargo patrzy� na swoje nieruchome cia�o siedz�ce na �awce po drugiej stronie ulicy.
- O Bo�e!
- Czy mog� pani w czym� pom�c?
Przesun�� d�oni� po twarzy, chwiej�c si� na nogach. D�ugie, polakierowane paznokcie na jego palcach...? Nie mia� poj�cia, co si� sta�o. Jego sko�owanym umys�em wstrz�sa�y sprzeczne my�li i skojarzenia. Jedno tylko nie ulega�o w�tpliwo�ci. Jakim� cudem znalaz� si� w ciele eleganckiej kobiety, kt�ra sz�a do banku... Bank! Nag�a my�l rozja�ni�a mu g�ow�. To w�a�nie nazywa si� chwytaniem okazji. To w�a�nie jest korzystanie z w�asnej, jedynej szansy!
- Czy mog� pani w czym� pom�c? - szofer przest�powa� z nogi na nog�.
- Nie, do cholery.
Fargo odwr�ci� si� i zostawiaj�c tamtego z zaskoczonym wyrazem twarzy, ruszy� w stron� przeszklonych drzwi.
- Przepraszam, gdzie tu jest toaleta? - spyta� stoj�cego tu� za nimi portiera.
- Tam, prosz� pani - ruch r�ki zamar� w po�owie gestu.
Fargo ruszy� szybkim krokiem, ale zaraz musia� zwolni�. Cholerna, w�ska sp�dnica! Na domiar z�ego o ma�o nie po�ama� n�g, wykr�caj�c kostki na wysokich obcasach. Uj�� d�oni� z�ocon� klamk� i ju� mia� za ni� szarpn��, kiedy zda� sobie spraw�, �e odruchowo wybra� m�sk� toalet�. Szybko zrobi� kilka krok�w i wszed� do w�a�ciwej.
- O rany... - spojrza� na swoje odbicie w lustrze.
Obca twarz, obce rysy, oczy, w�osy, wszystko... Pami��
jednak zachowa�. Potrz�sn�� g�ow�, burz�c mistern� fryzur�. Nie mia� czasu analizowa� tego, co si� sta�o. Gor�czkowo wyrzuci� na pulpit przed umywalk� zawarto�� torebki. Dr��cymi r�kami podni�s� ksi��eczk� czekow� i wy�uska� z etui pi�ro. Ile ona mo�e mie� pieni�dzy? Sto tysi�cy? Dwie�cie? Zaraz, a nazwisko? Nerwowo przegl�da� porozrzucane rzeczy. Jaka� karta, p�k magnetycznych kluczy, klubowa legitymacja... Otworzy� j� spotnia�ymi d�o�mi. Rita MacLeish. Szybko wype�ni� odpowiednie rubryki i z pod�u�n� kartk� w r�ce wr�ci� do g��wnej sali. Spok�j! - nakaza� sobie w duchu, usi�uj�c utrzyma� r�wnowag� na wysokich obcasach. Powoli podszed� do wolnego okienka.
- Chcia�bym... - prze�kn�� �lin�. - Chcia�abym pobra� pieni�dze - po�o�y� czek na ladzie.
Urz�dnik podni�s� go, u�miechaj�c si� przyja�nie.
- S�u�� uprzejmie - wystuka� co� na klawiaturze komputerowej ko�c�wki. - Zaraz - urwa� w p� s�owa. - Ale...
- Nie mam takiej sumy na koncie? - Fargo przestraszy� si� swojej zach�anno�ci. - Wie pan - usi�owa� si� t�umaczy� - dawno nie sprawdza�am stanu...
- Nie, to drobiazg - twarz urz�dnika wyra�a�a najwy�sze zdziwienie. - Ale to nie jest pani podpis.
Cholera, tego nie przewidzia�em - Fargo odruchowo potar� brod�, wbijaj�c sobie bole�nie w policzek d�ugi paznokie�.
- Chyba mog� pobra� w�asne pieni�dze - powiedzia� g�o�no. - Tak czy nie, do cholery?
Zdziwienie na twarzy urz�dnika przerodzi�o si� w podejrzliwo��. - Ja...
- No, co jest? Nie poznaje mnie pan?
- Ja zawo�am dyrektora - jego r�ka dotkn�a przycisku pod biurkiem.
Fargo st�umi� w sobie ch�� ucieczki.
- Ale� prosz� pana... - si�gn�� po czek, ale urz�dnik sprawnie usun�� go z zasi�gu jego d�oni.
- Dyrektor ju� idzie - wskaza� na przepychaj�cego si� mi�dzy pulpitami obs�ugi starszego, siwego m�czyzn�.
- Przecie� ja tylko...
Tamten nie da� mu doko�czy�.
- S�ucham, o co chodzi?
Urz�dnik pokaza� mu komputerowy wydruk i czek. Fargo gor�czkowo zastanawia� si�, co zrobi�.
- Prosz� pozwoli� za mn� - powiedzia� dyrektor.
- Przecie� ja tylko...
- Prosz� do mojego gabinetu - u�miechn�� si� z pewn� doz� surowo�ci. - Bardzo prosz�.
Co za �winia - Fargo w panice usi�owa� znale�� jakie� wyj�cie. Nerwowo rozejrza� si� wok�.
- Prosz� pani!
Ich oczy spotka�y si� na moment. Jaki� ukryty g��boko w pod�wiadomo�ci impuls wstrz�sn�� jego umys�em. Fargo poczu� ogarniaj�c� go ciemno�� i znane ju� uczucie spadania z przera�aj�c� szybko�ci�.
- Nie! - krzykn�� odruchowo.
Kiedy otworzy� oczy, znajdowa� si� po drugiej stronie blatu. Przed nim, oddzielona pancern� szyb�, sta�a wodz�ca wok� os�upia�ym wzrokiem pani MacLeish. Tu� obok siedzia� przera�ony urz�dnik. Chryste, jestem teraz dyrektorem - przemkn�o mu przez g�ow�.
- Ratunku... - szepn�a kompletnie zdezorientowana kobieta. - Co ja tutaj robi�?
- Prosz� jej wyp�aci� - powiedzia� Fargo. - Albo nie... - czu�, �e zaczynaj� go zawodzi� nerwy. - Prosz� otworzy� sejf - przez g�ow� przebiega�y mu b�yskawicznie tysi�ce pomys��w.
- S�ucham?
- Prosz� otworzy� sejf!
- Ale... ale� to niemo�liwe - oczy urz�dnika wychodzi�y z orbit.
Zniecierpliwiony Fargo machn�� r�k�. Czuj�c, �e ca�y dygocze ruszy� w kierunku zaplecza. Min�� kilka zdziwionych urz�dniczek, a� natkn�� si� na powa�nie wygl�daj�cego cz�owieka.
- Prosz� otworzy� sejf! - warkn��.
- Podr�czny? - r�ka tamtego z trudem wprawi�a w ruch ci�kie, metalowe drzwi w �cianie.
- Nie, g��wny - Fargo dopiero teraz spojrza� w bok. Widok r�wno u�o�onych paczek banknot�w sprawi�, �e zmieni� zdanie. - Albo nie. Ten wystarczy - znowu rozejrza� si� wok�. - Potrzebuj� jakiej� torby.
- Co si� sta�o, Max? - stoj�cy obok m�czyzna by� wida� w bliskich stosunkach z szefem.
Fargo chwyci� le��cy obok pocztowy worek i gor�czkowo zacz�� pakowa� do niego opasane banderolami banknoty.
- Max, o co chodzi? - w g�osie tamtego brzmia�o zaniepokojenie.
- Napad - wykrztusi� Fargo. W jego dr��cych r�kach banknoty rozsypywa�y si� na wszystkie strony. - To jest napad! Pani MacLeish grozi ogromne niebezpiecze�stwo!
Kto� wychyli� si� przez balustrad�. Portier odprowadza� w�a�nie s�aniaj�c� si� na nogach kobiet� w stron� foteli pod �cian�.
- Panie dyrektorze...
- Max, o co ci chodzi?! - w g�osie m�czyzny zasz�a zasadnicza zmiana.
Bo�e, jak to wolno idzie! Fargo opr�ni� dopiero po�ow� metalowych p�ek. K�tem oka zauwa�y� podchodz�cego z boku stra�nika.
- Nie w��czajcie alarmu! - krzykn��.
Nadstawi� worek i zaczaj zgarnia� pieni�dze ca�ym ramieniem. Wi�kszo�� spada�a jednak na pod�og�. - Max!
- On zwariowa�! - krzykn�� kto� z ty�u. - Trzeba zawiadomi� lekarza!
Jaka� kobieta rzuci�a si� w stron� telefonu.
- Niech kto� go powstrzyma!
Fargo chwyci� worek obiema r�kami. Roztr�caj�c ludzi, ruszy� w stron� przej�cia dla personelu.
- Panie dyrektorze!
Odwr�ci� g�ow�. R�ka stra�nika dotkn�a kolby przywieszonego u pasa rewolweru. Fargo przyspieszy�, ale tamten ruszy� za nim.
- Panie dyrektorze! - krzykn�� ostrzej, wyszarpuj�c bro�. - Sta�!
Fargo zatrzyma� si� momentalnie, z trudem utrzymuj�c r�wnowag�. Odwr�ci� si�, trzymaj�c wype�niony pieni�dzmi worek jak tarcz�. Wi�kszo�� os�b z otaczaj�cego ich t�umu zacz�a chowa� si� za biurkami.
- Panie dyrektorze, prosz�...
Ich oczy spotka�y si� na u�amek sekundy i Fargo wiedzia� ju�, co nast�pi: nag�a ciemno�� i uczucie spadania, do kt�rego powoli zaczyna� si� przyzwyczaja�. Ju� jako stra�nik skoczy� do przodu, wyrwa� os�upia�emu dyrektorowi worek i wymachuj�c broni�, rzuci� si� do ucieczki.
Nie wiedzia�, w jaki spos�b opu�ci� bank, jak przedosta� si� przez ruchliw� ulic� i jak znalaz� drog� do w�skich zau�k�w na zapleczu wielkich sklep�w. Dopiero my�l, �e musi wr�ci� zatrzyma�a go, pozwalaj�c chwyci� g��bszy oddech. Wrzuci� worek do jednego z wype�nionych w po�owie kub��w na �mieci i w du�o wolniejszym tempie rozpocz�� drog� powrotn�. Z pewnym niepokojem zbli�a� si� do swojego, zastyg�ego na �awce cia�a, ale ponowne zaw�adni�cie wszystkimi jego funkcjami okaza�o si� bardzo �atwe. Wystarczy�o jedno spojrzenie na w�asne, p�przymkni�te oczy, �eby poczu� ogarniaj�c�, znajom� ju� ciemno�� i szale�czy p�d. Kiedy podni�s� zaci�ni�te odruchowo powieki, ujrza� s�aniaj�cego si� w szoku stra�nika.
Fargo r�wnie� nie by� spokojny ani pewny siebie. Jak sparali�owany siedzia� na �awce, kiedy z ty�u rozleg�o si� wycie policyjnych syren. Nie niepokojony przez nikogo wsta� ci�ko i min�wszy stra�nika wci�� potrz�saj�cego uporczywie g�ow�, ruszy� w stron� zau�k�w. Nie potrafi� w �aden spos�b wyja�ni� tego, co zasz�o, ale nie usi�owa� te� analizowa� wszystkich fakt�w. Kiedy odnalaz� ukryty w kuble worek, wiedzia� tylko, �e nie by� to sen ani przywidzenie. Dzia�aj�c jak we �nie, kupi� zgrabn� walizk� i w jakiej� ciemnej bramie przepakowa� do niej pieni�dze. Ci�gle oszo�omiony ukry� worek w kontenerze na odpadki i pobieg� w stron� najbli�szej stacji metra. Dopiero w wagonie, jad�c na drugi koniec miasta, jako tako zebra� my�li. A wi�c mo�e �wstrzeliwa� si� w innych ludzi, tak? Czy to ma jaki� zwi�zek z jego amnezj�? Potrz�sn�� g�ow�. Czy mo�e robi� to zawsze? Bez wzgl�du na sytuacj�? W�a�ciwie... Pierwszy raz musia�o to si� zdarzy� w sali reanimacyjnej. Ten lekarz... Nie, to nie by�a �mier� kliniczna. Otar� r�kawem czo�o, uwa�aj�c przy tym, �eby nie wypu�ci� z r�k walizki. Chryste, przecie� jego w�a�ciwo�ci dawa�y mu... Nie wiedzia�, jak to wyrazi�. Tego nie da si� uj�� �adnymi s�owami. Nie mia� ochoty �ama� sobie d�u�ej g�owy nad nierozwi�zalnymi problemami. Czu� tylko, jak sk�d� pojawia si� coraz wi�ksza pewno�� siebie. Totalne, obezw�adniaj�ce poczucie zagubienia znik�o gdzie� tak szybko, �e mia� wra�enie, jakby w�a�nie obudzi� si� z koszmarnego snu.
Kiedy wagonik zatrzyma� si� na jednej z ko�cowych stacji, Fargo by� ju� innym cz�owiekiem. Powoli wyszed� na zewn�trz, u�miechaj�c si� na wspomnienie stresu, jakiemu poddany by� podczas akcji w banku. W willowym osiedlu, w kt�rym si� teraz znajdowa� nie by�o centrum handlowego, musia� wi�c przej�� znaczny szmat drogi, zanim znalaz� luksusowy sklep z odzie��. Nie targa�y nim �adne w�tpliwo�ci, ju� z g�ry wiedzia�, co ma powiedzie�. Nie zd��y� rozejrze� si� po niewielkim wn�trzu, kiedy z boku podesz�a ekspedientka.
- Czego pan szuka?
W jej opryskliwym tonie brzmia�y nutki niepewno�ci. W historii sklepu Fargo by� zapewne jedynym w��cz�g�, kt�ry zdecydowa� si� wej�� do �rodka.
- Chcia�bym kupi� ubranie - wyja�ni�.
- Ale... - niespokojnym wzrokiem mierzy�a jego posta�. - Poprosz� w�a�ciciela.
Zawr�ci�a na pi�cie, znikaj�c za os�oni�tymi kotar� drzwiami. Jej nieobecno�� by�a bardzo kr�tka. Ju� po chwili ponownie zaj�a swoje miejsce za lad�, a po kilkunastu sekundach pojawi� si� siwy, drobny m�czyzna.
- S�ucham?
- Widzi pan - Fargo narzuconym ca�� si�� woli ruchem wzi�� go pod rami� i poci�gn�� w g��b sklepu. - Ju� w dwa dni po przybyciu do tego miasta spotka�a mnie przykra przygoda. Rozumie pan, chcia�em si� zabawi�, a potem... - z ca�ym przekonaniem gra� amatora pa� lekkich obyczaj�w obrobionego przez alfons�w. - Okradziono mnie. I... no wie pan, �ona... Interesy mojej firmy... S�owem, potrzebuj� kompletu ubra�, bielizny i wszystkich tych drobiazg�w. Gdyby moja �ona po powrocie...
W�a�ciciel u�miechn�� si� w poczuciu m�skiej solidarno�ci.
- Ale my nie przyjmujemy czek�w - w jego tonie nie by�o nieufno�ci, jedynie ch�� usprawiedliwienia.
- Ach, nie jestem a� tak nierozwa�ny. W�a�nie zrealizowa�em w banku czeki podr�ne.
U�miech ma�ego, siwego cz�owieka �wiadczy�, �e wszelkie w�tpliwo�ci nale�� ju� do przesz�o�ci.
- Panna Stacy zajmie si� wszystkim. Czy mamy dostarczy� r�wnie� walizk�?
- Tak, tylko... Chcia�bym, �eby wszystkie rzeczy by�y pochodzenia europejskiego.
- Och - w�a�ciciel zgi�� si� w pe�nym szacunku uk�onie. - Oczywi�cie.
Perspektywa pozbycia si� znacznej cz�ci zalegaj�cych p�ki, nies�ychanie drogich, europejskich ciuch�w wprawi�a go w doskona�y humor. By� to z pewno�ci� najlepszy interes, jaki uda�o mu si� ubi� w ci�gu jednego dnia, dlatego te� przez ca�y czas kr�ci� si� wok�, przeszkadza� ekspedientce i bez przerwy zasypywa� klienta coraz to nowymi propozycjami.
Kiedy prawie godzin� p�niej Fargo wychodzi� z powrotem na ulic�, opr�cz nesesera z pieni�dzmi d�wiga� ci�k� walizk� wypchan� najdro�szymi ubraniami, jakie by�y na sk�adzie. Bia�a, szeroka bluza, jak� mia� na sobie, jasne spodnie i sportowe buty sprawia�y, �e nikt z nielicznych przechodni�w nie ogl�da� si� ju� za nim. Do�� szybko odnalaz� zak�ad fryzjerski, gdzie sp�dzi� nast�pne p� godziny, zerkaj�c nerwowo na pozostawione w przej�ciu walizki. Zabiegi cz�owieka w ni