4265

Szczegóły
Tytuł 4265
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4265 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4265 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4265 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andre Norton Magia Stali Prze�o�y� Pawe� Sakowski Tytu� orygina�u: Steel Magic Dla Stephena, Grega, Erica, Petera, Donalda, Aleksandra, Jeffreya oraz dla Kristen i Debory - kt�rzy uwielbiaj� ksi��ki ze �wiata fantastyki. Rozdzia� l Jezioro i zamek Wszystko zacz�o si� od piknikowego koszyka, kt�ry Sara Lowry wygra�a na Truskawkowym Festiwalu Stra�ak�w w Ternsport Yillage. Poniewa� po raz pierwszy dzieci Lowrych co� wygra�y, nie mog�y uwierzy� w�asnym uszom, gdy naczelnik Loomis poda� numer tego w�a�nie losu, kt�ry Sara przyczepi�a do jednego z rog�w swojej chusteczki. Grzegorz i Eryk musieli wepchn�� j� na podest, na kt�rym czeka� z megafonem naczelnik. Koszyk by� wspania�y. Ch�opcy zgodzili si� co do tego, gdy tylko dok�adnie go obejrzeli. Pod przewi�zan� kawa�kiem tasiemki pokrywk� znajdowa�y si� widelce, �y�ki i no�e z nierdzewnej stali, a tak�e komplet czterech fili�anek - niebieskiej, ��tej, zielonej i ognistoczerwonej - z dopasowanymi kolorystycznie plastikowymi talerzykami. Sara by�a wci�� tak oszo�omiona swoim szcz�ciem, �e wcale by si� nie zdziwi�a, gdyby koszyk znikn��, zanim by go donios�a do samochodu wuja Maca. Gdy wuj zwolni� nieco na ostrym zakr�cie przy zje�dzie na prywatn� szos� Tern Manor, Sara zacisn�a uchwyt na r�czce koszyka i mimo �e twardy �okie� Grzegorza wbi� jej si� w �ebra, nie pr�bowa�a zmieni� pozycji. W tej okolicy straszy�o w nocy i nie zdziwi�a si�, �e Grzegorz odsun�� si� od okna, gdy poskr�cane ga��zie nachyli�y si� do samochodu, jakby pr�buj�c zepchn�� auto z w�skiej drogi w k�ad�ce si� wzd�u� szosy cienie. Jad�c t�dy noc� cz�owiek zastanawia� si�, czy to wci�� stan Nowy Jork, z rzek� Hudson odleg�� zaledwie o dwa wzg�rza i trzy pola - czy te� jaka� niesamowita kraina z ba�ni rodem. W�a�nie przeje�d�ali obok ciemnego placu, gdzie kiedy� sta� du�y dom. Sp�on�� dwadzie�cia lat temu, du�o wcze�niej zanim wuj Mac kupi� star� przyczep� mieszkaln� i ziemi� z ogrodami, kt�r� nazywa� swoim schronieniem. Wuj Mac pisa� ksi��ki i potrzebowa� du�o ciszy i spokoju podczas pracy. Miejsce, gdzie kiedy� sta� dom, wci�� znaczy�y stare otwory piwniczne i m�odzi Lowry�owie zostali dok�adnie ostrze�eni, �eby ich nie penetrowa�. Poniewa� jednak wuj Mac by� bardzo liberalny i pozwala� im chodzi� po rozleg�ych ogrodach i ma�ym skrawku lasu - Lowry�owie w sumie byli zadowoleni. Wjechali na podw�rze starej stadniny. Gdy pi��dziesi�t lat temu zbudowano tutaj du�y dom, hodowano tu konie, a ludzie je�dzili �miesznym powozem, kt�ry dzieci znalaz�y wci�ni�ty w k�t starej stajni. Ale teraz wi�ksz� cz�� stajni zajmowa� samoch�d i nie by�o tu koni. Pani Steiner - gospodyni - czeka�a na stopniach przyczepy mieszkalnej i w momencie gdy wuj Mac wysiad� z wozu, zacz�a wymachiwa� w jego stron� specjaln� przesy�k� lotnicz�. Dzieciom natomiast rzuci�a jedno ze swoich wyj�tkowych spojrze� typu: �czas spa�, a wi�c po�pieszcie si�, bo przegapi� sw�j ulubiony program telewizyjny�. Pani Steiner roztacza�a wok� siebie autorytet, natomiast wuj Mac - szczeg�lnie gdy pisa� - m�g� si� czasami, nieobecny my�lami, zgodzi� na ciekaw� zmian� obowi�zuj�cych zasad i przepis�w. Wuj nie by� przyzwyczajony do dzieci. Pani Steiner by�a, i stanowi�a godnego szacunku przeciwnika, je�li chodzi�o o jakiekolwiek ust�pstwa. Mimo wszystko jednak dzieci pa�stwa Lowrych spodziewa�y si� beztroskich wakacji, bo niezale�nie od pani Steiner, pobyt w Tern Manor mia� swoje zalety. Nie byle jaka odpowiedzialno�� spoczywa�a te� na wuju Macu, bo tata zosta� wys�any ze specjaln� misj� do Japonii i zabra� ze sob� mam� na dwa miesi�ce. Komu�, kto ca�e �ycie mieszka� w mie�cie, a nie na wsi, resztki starego dworu mog�y si� wydawa� niesamowite i przera�aj�ce. Grzegorz by� wprawdzie ju� kiedy� na obozie harcerskim, a Eryk kilka razy wybra� si� na ca�onocn� w�dr�wk� do stanowego rezerwatu, gdy tata stacjonowa� w wielkiej bazie lotniczej w Kolorado. Ale dla Sary by� to pierwszy wyjazd poza dom, w miejsce, gdzie cz�owiek niemal nie ingerowa� w �ycie przyrody. L�ka�a si� du�ych, poszarpanych krzak�w i wysokich drzew i stara�a si� zawsze mie� kt�rego� z ch�opc�w przy boku, gdy tylko oddala�a si� zbytnio od podw�rka czy drogi. Pani Steiner m�wi�a co� o w�ach, ale ich Sara si� nie ba�a. Zdj�cia w�y, kt�re ogl�da�a w ksi��kach w bibliotece, by�y dla niej czym� interesuj�cym i uwa�a�a, �e obejrzenie takiego okazu na wolno�ci mog�o by� niez�� zabaw�. Za to truj�cy bluszcz i �te wstr�tne robaki�, o kt�rych pani Steiner wspomnia�a na ko�cu - to by�a inna sprawa. Sara nie chcia�a my�le� o robakach, szczeg�lnie o takich, kt�re mia�y mn�stwo n�g i lubi�y chodzi� po ludziach. Dawno ju� zdecydowa�a, �e paj�ki s� znacznie bardziej nieprzyjemne ni� w�e. Naprawd� si� ich ba�a, cho� wiedzia�a, �e to g�upie. Widok takiego stwora, p�dz�cego na nie wiadomo ilu nogach - to co� wstr�tnego! Gdy wchodzili po schodkach do ma�ych sypialni na pi�trze przyczepy, Eryk wskaza� na koszyk, kt�ry Sara wci�� trzyma�a w r�ku i powiedzia�: - Nape�nijmy go jutro i wybierzmy si� na wypraw�, na ca�y dzie�. - Niez�a my�l, poszukamy jeziora - zgodzi� si� Grzegorz. - Zapytamy wuja Maca przy �niadaniu, oczywi�cie po wypiciu trzeciej fili�anki kawy. - Pani Steiner m�wi, �e tam mog� by� w�e - powiedzia�a Sara i w g��bi ducha doda�a: �Prosz�, tylko �adnych du�ych paj�k�w, ma�e w zupe�no�ci wystarcz��. Grzegorz prychn��, a Eryk przystan�� na kolejnym schodku. - Pani Steiner wsz�dzie widzi w�e. Chyba �e zauwa�y co� jeszcze gorszego. Wodne w�e, na przyk�ad. O, nawet chcia�bym takiego w�a wodnego mie� na w�asno��. W ka�dym b�d� razie zawsze korci�o nas, by odnale�� jezioro, i to od chwili, jak tylko wuj Mac nam o nim opowiedzia�. Tak by�o istotnie. Spos�b, w jaki wuj Mac opowiada� legend� o zaginionym jeziorze, w zupe�no�ci wystarcza�, �eby ca�� tr�jk� Lowrych podekscytowa�. Ogrody stanowi�y teraz spl�tan� d�ungl�, ale zaplanowane by�y pierwotnie jako ozdobne otoczenie jeziora. Ziemi� tu kupi� ponad pi��dziesi�t lat temu niejaki pan Brosius, po��czywszy trzy nadrzeczne gospodarstwa, i straci� mas� czasu i pieni�dzy na rozbudow� tej posiad�o�ci. Pan Brosius by� legend�, w dodatku dziwn� legend�. �w d�ugobrody przybysz znik�d zap�aci� za wszystkie koszty budowy dworu z�otymi monetami. A potem zagin��, a dom sp�on��. Nikt nie by� ca�kowicie pewien, do kogo w�a�ciwie nale�a�a ta posiad�o��, a� wreszcie zosta�a sprzedana na licytacji Urz�du Podatkowego za zaleg�e podatki. Farmerzy kupili pola, a cz�� z ogrodami przesz�a w posiadanie handlarza nieruchomo�ciami, kt�ry w ko�cu sprzeda� j� wujowi Macowi. A wuj Mac nigdy nie pr�bowa� przedrze� si� przez je�yny i zaro�la, �eby sprawdzi�, czy jezioro wci�� jeszcze tam by�o. Prawd� m�wi�c powiedzia�, �e z ca�� pewno�ci� dawno temu wysch�o. Sara zastanawia�a si�, czy to prawda. Przesta�a si� na moment rozbiera�, �eby jeszcze tylko raz otworzy� koszyk i nasyci� oczy jego zawarto�ci�. Zada�a sobie teraz pytanie: Co by by�o, gdyby wuj Mac nie wzi�� ich dzi� wiecz�r na festiwal, albo gdyby nie mia�a swego kieszonkowego w portmonetce i nie mog�a kupi� tego losu? By� mo�e gdyby nie wygra�a koszyka, ch�opcy nie zabraliby jej na poszukiwanie jeziora. No c�, zapowiada�o si� wspania�e lato! Sara wy��czy�a �wiat�o i usiad�a na ��ku. Po raz pierwszy nie wystawa�a przy oknie, nas�uchuj�c dziwnych d�wi�k�w dochodz�cych z ciemno�ci. Nietrudno by�o wyobrazi� sobie, �e tam, na zewn�trz dziej� si� rzeczy, kt�rych w bia�y dzie� nie wida�, rzeczy tajemnicze, niczym jezioro, a mo�e nawet jeszcze bardziej niezwyk�e... Tego wieczora Sara my�la�a o pakowaniu koszyka na wycieczk�. I rozmy�laj�c o kanapkach z mas�em orzechowym, gotowanych na twardo jajkach, ciastkach i coca-coli, Sara wtuli�a si� w ko�dr� i zasn�a. Nast�pnego ranka wszystko posz�o zgodnie z planem. List do wuja Maca wzywa� go do Nowego Jorku, a pani Steiner obserwuj�c szybko znikaj�ce ze sto�u �niadanie, stwierdzi�a, �e we�mie si� za gruntowne sprz�tanie. Gdy Sara przygotowywa�a koszyk i poprosi�a o rzeczy potrzebne do urz�dzenia pikniku, nie napotka�a �adnego sprzeciwu. Pani Steiner zrobi�a im nawet termos zimnej lemoniady. Szcz�cie im dzi� sprzyja�o, a wi�c doskona�y dzie� na poszukiwanie jeziora. Grzegorz prowadzi� ich przy pomocy kompasu. Twierdzi�, �e id� we w�a�ciwym kierunku, by dotrze� w sam �rodek zdzicza�ych ogrod�w. Podczas marszu jednak coraz cz�ciej koszyk zacz�� si� dawa� we znaki. Szczeg�lnie w�wczas, kiedy musieli si� przedziera� na czworakach przez zaro�la. Wtedy koszyk podskakiwa� i uderza� o przeszkody. Sara dr�a�a, bo by�a pewna, �e ca�a zawarto�� si� przemieszcza. Zdecydowanie jednak protestowa�a przeciwko temu, by kto� pom�g� jej go nie��. Przecie� to w ko�cu by� jej koszyk.. G�o�no si� o to spierali, kiedy zupe�nie niespodziewanie stan�li na szczycie krusz�cych si�, pokrytych zielonym mchem schod�w i zobaczyli w dole jezioro... i co� jeszcze! - To Camelot! - krzykn�� Eryk pierwszy. - Pami�tacie rysunek w ksi��ce o dzielnym ksi�ciu? To Camelot, zamek kr�la Artura! Sara, kt�ra mia�a inne czytelnicze gusta, przysiad�a tymczasem na najwy�szym stopniu schod�w i pociera�a podrapan� kolcami dzikiej r�y r�k� o kolana. Jej oczy rozszerzy�y si� od radosnego zdziwienia, gdy na wp� wyszepta�a: - Oz! Greg nie powiedzia� ani s�owa. Tak, to naprawd� by� zamek. I by�o to najwspanialsze odkrycie, jakiego Lowry�owie kiedykolwiek dokonali. Ale co ten zamek tutaj robi� i dlaczego wuj Mac nigdy o nim nie wspomnia�, gdy m�wi� o zagubionym jeziorze? Kto go zbudowa� i dlaczego - bo prawdziwe zamki, nawet je�li by�y bardzo ma�e, nie wyrasta�y ot tak po prostu na wyspach na �rodku jeziora w dzisiejszych czasach! Cz�� przepowiedni wuja Maca, �e jezioro mog�o wyschn��, okaza�a si� prawd�. Zarys jego brzeg�w wskazywa� na to, �e bardzo si� skurczy�o, a pasmo piasku i �wiru utworzy�o nawet pomost mi�dzy wysp� a wybrze�em. Przygl�daj�c si� baczniej budowli, Grzegorz stwierdzi�, �e zamek jest ruin�. Cz�� jednej wie�y zawali�a si�, zasypuj�c ma�y dziedziniec. Ale mo�e uda im si� usun�� kamienie i odbudowa� wie��? Pod wra�eniem tego co zobaczyli, zacz�li powoli schodzi� w d� po schodach. Eryk spojrza� w ciemn� wod� - mog�a by� g��bsza ni� si� wydawa�a. Mia� nadziej�, �e nikt nie zaproponuje mu k�pieli, bo wtedy musia�by chyba wej�� do wody, a nie chcia�. W ka�dym razie nie do tego jeziora, a w�a�ciwie - �eby by� szczerym - do innego te� nie. Nagle wskaza� na wod�, bo zauwa�y� w niej co�. - Tam le�y zatopiona ��d�. By� mo�e kiedy� u�ywano jej, �eby dosta� si� na wysp�. - Kto to zbudowa�? - zastanawia�a si� Sara. - W Ameryce nigdy nie by�o rycerzy. Ludzie przestali mieszka� w zamkach przed przybyciem pierwszych osadnik�w. Grzegorz wspi�� si� na palce i z powrotem opad� na pe�ne stopy. - To musia� by� pan Brosius. Mo�e przyby� z kraju, w kt�rym by�y zamki, i dla lepszego samopoczucia kaza� i tutaj taki zamek zbudowa�. �mieszne jednak, �e wuj Mac nic nam o tym nie powiedzia�, a zdawa� by si� mog�o, �e ludzie o czym� takim b�d� pami�ta�, skoro pami�tali o jeziorze. Sara podnios�a koszyk. - W ka�dym b�d� razie mo�emy tam teraz p�j��. - Wygl�da�o na to, �e to naprawd� by�o Oz, a ona by�a Dorot� zd��aj�c� do Szmaragdowego Miasta. - Oczywi�cie, �e mo�emy! - Eryk przeskoczy� w�ski pas zielonkawej, spienionej wody i wyl�dowa� na piaszczystym gruncie. Potem wrzuci� kamie� do jeziora i obserwowa� rozchodz�ce si� po jego powierzchni ko�a. Wodzie nigdy nie mo�na ufa� - nie ma w niej nic pewnego ani bezpiecznego. Tym bardziej cieszy� si�, �e mieli przed sob� �wirow� �cie�k�. W toni jeziora odbija�o si� mn�stwo niesamowitych cieni, kt�re mog�y ukrywa� niejedn� tajemnic�. Zamek by� wprawdzie miniatur�, ale wcale nie zosta� zbudowany dla garnizonu o�owianych �o�nierzyk�w. Nawet wuj Mac - s�usznego wzrostu - m�g�by przej�� przez frontow� bram� nie schylaj�c si�. Gdy min�li stos kamieni, kt�re spad�y z wie�y, stan�li przed pionow� �cian�. Grzegorz by� zaskoczony, bo podczas ogl�dzin zaniku ze szczytu schod�w zdawa�o mu si�, �e jest znacznie wi�kszy. - Ale oszustwo! - wybuchn�� Eryk. - My�la�em, �e to prawdziwy zamek. Wydawa� si� wi�kszy z brzegu. - Mo�emy udawa�, �e jest prawdziwy. - Sara nie czu�a rozczarowania. Nawet po�owa zamku by�a lepsza ni� �aden. - Je�li usuniemy st�d te wszystkie kamienie, b�dzie wygl�da� na wi�kszy. Eryk kopn�� nog� w ziemi�, piasek i �wir trysn�� spod jego buta. - Mo�e. Usuwanie tych kamieni wydawa�o mu si� prac� podobn� do koszenia trawy na rozleg�ym terenie ogrod�w, kt�re wuj Mac stara� si� doprowadzi� do porz�dku. Grzegorz przeszed� wolno wzd�u� �cian, zwracaj�c uwag� na spos�b ��czenia kamieni. Czy zamek zosta� zbudowany tylko dla ozdoby - tak jak letni domek stoj�cy niedaleko pastwiska, w kt�rym jednak nie mogli si� bawi� ze wzgl�du na przegni�� pod�og�? Cz�� �cian znajduj�ca si� na wprost wej�cia by�a g�sto pokryta pn�czami, kt�re przebija�y si� przez szczeliny i rozci�ga�y zas�on� na kamieniach. Gdy Grzegorz rozchyli� listowie w jednym miejscu, dokona� nowego odkrycia, kt�re pozwala�o mu przypuszcza�, �e jego pierwsze odczucie co do wielko�ci zamku mog�o mimo wszystko by� trafne. - Hej! Jest tu jeszcze jedno wej�cie, ale kto� je zamurowa�! R�ce Sary �cisn�y uchwyt koszyka tak mocno, �e drewno wbi�o jej si� w d�onie. - Mo�e... - zwil�y�a usta - ...mo�e w�a�nie tutaj si� ukry�. - Kto si� ukry�? - zapyta� Eryk. - Pan Brosius... po tym jak znikn�� i nigdy go nie znaleziono... Grzegorz roze�mia� si�. - To bzdura! Wiesz, co powiedzia� wuj Mac, �e pan Brosius uton�� w rzece. Znale�li jego ��d�. Dryfowa�a na rzece. - Ale nie znale�li jego - upiera�a si� Sara. - Nie, ale to by�a jego ��d�; cz�sto w niej wyp�ywa�. A rzeka w tamtym miejscu jest bardzo niebezpieczna - argumentowa� Grzegorz. - Pami�tasz, jak pani Steiner wci�� to powtarza�a, ju� pierwszego wieczoru, gdy tylko przyjechali�my, a wuj Mac kaza� obieca�, �e nigdy tam nie p�jdziemy? Eryk popar� Grzegorza. Oczywi�cie, �e tak w�a�nie by�o i pani Steiner nie omieszka�a im o tym powiedzie�. Tak, to by�o w�a�nie jedno z tych jej �okropnych� ostrze�e�. Wuj Mac nawet zawi�z� ich w tamto miejsce i pokaza�, gdzie pr�d by� wyj�tkowo silny i zdradliwy. Eryk potrz�sn�� teraz g�ow�, jakby usun�� chcia� sprzed oczu obraz wzburzonej wody. W zesz�ym roku latem i rok wcze�niej Eryk bra� lekcje p�ywania. Oczywi�cie, fajnie p�ywa�o si� z tat� czy ze Slimem - instruktorem na pla�y. Ale nawet wtedy nie lubi� wody i nie ufa� jej. I tak by�o do dzi�. Mo�e Grzegorz mia� podobne odczucie odno�nie do ciemno�ci, bo czasami zastyga� w bezruchu po�r�d ciemno�ci. Kiedy� zbili latark� schodz�c do piwnicy. Zamierzali wymieni� przepalony bezpiecznik. Grzegorz w�wczas nie ruszy� si� ani na krok, dop�ki ojciec nie zszed� na d�, �eby zobaczy�, co ich tak d�ugo zatrzymywa�o. C�, teraz nie by�o ani ciemno, ani nie musieli te� wchodzi� do mrocznego, starego jeziora. Po co wi�c my�le� o takich rzeczach? Grzegorz zrywa� pe�ne gar�cie pn�czy, zostawiaj�c �cian� nag�, upstrzon� tylko gdzieniegdzie skrawkami korzeni winoro�li. Ktokolwiek zamurowa� to wej�cie, zrobi� to szybko i niestarannie, poniewa� na samej g�rze brakowa�o jednego kamienia i wida� by�o ciemn� dziur�. Grzegorz wdrapa� si� na chwiejne zwa�y gruzu i wepchn�� r�k� w otw�r rozwalonej wie�y. Otw�r znajdowa� si� ponad jego g�ow�. - Zdaje mi si�, �e tam jest sporo przestrzeni - zakomunikowa� entuzjastycznie. - Mo�e jaka� komnata. - Czy s�dzisz, �e daliby�my rad� wyci�gn�� pozosta�e kamienie? - zapyta�a Sara. Nie by�a jednak zadowolona. Nie podoba� jej si� widok znikaj�cej r�ki Grzegorza. Wprawi�o j� to w l�k, cho� jednocze�nie ekscytowa�o. Grzegorz, nie czekaj�c na nic, wzi�� si� do pracy i zrywa� pn�cza. Wreszcie wskaza� na oczyszczony mur. - Potrzebuj� czego� do wyd�ubania zaprawy i poluzowania kamieni! Nikomu nie chcia�o si� wraca� do domu po narz�dzia. Eryk poprosi� Sar� o widelec z koszyka. - S� z nierdzewnej stali, prawda? C�, stal jest bardzo twarda. A poza tym nas jest tylko troje, a widelce s� cztery. Nic si� nie stanie, je�li z�amiemy jeden. Sara gor�co zaprotestowa�a, ale w gruncie rzeczy chcia�a zobaczy�, co si� kryje za �cian� i w ko�cu poda�a widelec. Ch�opcy pracowali na zmian� przy wybieraniu skrusza�ej zaprawy i ju� po chwili - - poniewa� widelec spisywa� si� �wietnie - mogli przekaza� wyci�gni�te kamienie siostrze, kt�ra odk�ada�a je na bok. Dokucza�y im natarczywe muchy, a niekt�re komary zdawa�y si� by� wyj�tkowo g�odne. Wyp�oszone ze swoich domostw wielkie, ow�osione paj�ki gna�y w�r�d pn�czy. Ich widok przyprawia� Sar� o md�o�ci. Po jakim� czasie Grzegorz podci�gn�� si� na r�kach, �eby spojrze� przez nieregularny otw�r, kt�ry uda�o im si� zrobi�. - Co jest w �rodku? - zapyta�a Sara i szarpn�a Grzegorza za zwisaj�c� po�� koszuli. Tymczasem Eryk zacz�� si� domaga�, �eby i jemu pozwolono popatrze�. Na opalonej twarzy Grzegorza pojawi� si� dziwny wyraz. - M�w wreszcie, dobra? Co tam jest? - Nie wiem... - Daj mi zobaczy�! - Eryk podpar� si� �okciem dla zachowania r�wnowagi i zaj�� miejsce brata. - A niech to! Tam jest zupe�nie szaro! - krzykn�� w chwil� potem. - Mo�e to taki zamaskowany pok�j bez okien, wiecie, do chowania skarb�w. Mo�e to tutaj pan Brosius trzyma� ca�e swoje z�oto. .My�l o skarbie usun�a cz�� w�tpliwo�ci Sary. To tak�e sk�oni�o ch�opc�w do wi�kszego wysi�ku, tak �e wkr�tce znacznie powi�kszyli otw�r i Sara mog�a te� tam zajrze�. Wewn�trz faktycznie by�o szaro - jakby przestrze� po drugiej stronie �ciany by�a wype�niona mg��. Nie podoba�o jej si� to, ale je�li tam by� skarb... Pan Brosius zawsze p�aci� z�otem w wiosce. Ta historia by�a prawdziwa - ludzie wci�� du�o o tym m�wili. - Ja jestem najstarszy - Grzegorz przerwa� milczenie stwierdzeniem, kt�re ju� wiele razy w przesz�o�ci wprowadzi�o ich w k�opoty, a czasami i z nich wyprowadzi�o. - P�jd� pierwszy. Przeskoczy� przez kilka kamieni i znikn��. Wygl�da�o to tak, jakby szara substancja owin�a si� wok� niego. - Grzegorz! - krzykn�a Sara, ale Eryk ju� siei przepycha� obok niej. - Uwaga! Ju�! - zawo�a� Eryk i znik�, daj�c do zrozumienia, �e ma�a, bo roczna, r�nica w wieku nie ma �adnego znaczenia, je�li chodzi o odwag�, si�� i umiej�tno�� radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Sara prze�kn�a �lin� i cofn�a si� o kilka krok�w. Wycofuj�c si� z szarej strefy, potkn�a si� o koszyk. Chwyci�a go za obie r�czki, unios�a nad kraw�dzi� i przelaz�a przez otw�r, zdecydowana na to, by za nic na �wiecie nie straci� ch�opc�w. Rozdzia� 2 Za �cian� Sara czu�a si� tak, jakby wchodzi�a do wn�trza chmury, chocia� szara substancja wok� niej nie by�a ani mokra, ani zimna. Nie mog�a dostrzec ani swoich st�p, ani r�k, czy czegokolwiek. Doko�a siebie widzia�a jedynie wiruj�c� mg�� i przyprawia�o j� to o zawr�t g�owy. Zamkn�a oczy i sz�a dalej. - Grzegorz! Eryk! - Chcia�a krzykn�� na ca�y g�os, ale zabrzmia�o to tylko jak s�aby szept. Wstrzyma�a oddech, zadr�a�a i zacz�a biec. Koszyk obija� jej si� o nogi. Nagle rozleg� si� �piew ptaka i ni st�d ni zow�d zmieni� si� grunt pod nogami. Sara zwolni�a, wreszcie stan�a nieruchomo i otworzy�a oczy. Mg�a znikn�a. Gdzie Sara si� znajdowa�a? Na pewno nie w komnacie ma�ego zaniku. Boja�liwie wyci�gn�a r�k�, �eby dotkn�� pnia drzewa i przekona�a si�, �e jest prawdziwy. Potem odwr�ci�a si� w kierunku �ciany i drzwi. Wsz�dzie drzewa, same drzewa, wszystkie wielkie i stare, a doko�a nich na ziemi mi�kko �ciele si� gruba warstwa br�zowych li�ci. Przez ga��zie drzew przedzieraj� si� postrz�pione promyki s�o�ca. - Eryk! Grzegorz! - Sara znowu krzykn�a i tym razem jej g�os zabrzmia� jak trzeba, g�o�no i dono�nie. Zza drzewa wychyn�o jakie� stworzenie. Sara rozwar�a usta do ponownego krzyku. Rudo-czarno-bia�e zwierz�, z puszystym ogonem i spiczastym nosem, przysiad�o i przygl�da�o si� Sarze z wielkim zaciekawieniem. Sara odwzajemni�a to spojrzenie. Jej strach szybko topnia�, a po chwili upewni�a si�, �e zwierz� �mieje si� z niej. Teraz rozpozna�a, �e to lis. Ogarn�o j� jednak zdziwienie. Czy lisy zawsze by�y tak du�e? Te, kt�re widzia�a w zoo, wydawa�y si� znacznie mniejsze. Ten za� by� tak wielki jak dog, kt�rego cz�sto widywa�a w s�siedztwie, gdy jeszcze mieszkali w Kolorado. Stwierdzi�a, �e by� bardzo podobny do lisa z ilustracji z jej ulubionej ksi��ki z bajkami. - Cze�� - odwa�y�a si� powiedzie�. Lis otworzy� pysk i wysun�� sw�j spiczasty j�zyk. Nast�pnie k�apn�� z�bami na zuchwa�� much�, kt�ra mu dokucza�a. Sara postawi�a koszyk. Mo�e lis mia�by ochot� na kanapk� z mas�em orzechowym? Mia�a jeszcze kanapki z szynk�, ale tylko trzy. Zanim si� jednak zd��y�a ruszy�, lis podni�s� si� i machn�wszy puszystym ogonem uciek�. - Sara! Gdzie jeste�! Sara! Grzegorz kr�ci� si� mi�dzy drzewami. Gdy j� zauwa�y�, zamacha� niecierpliwie r�k�. - Chod�! Znale�li�my rzek�! Sara westchn�a lekko i znowu podnios�a sw�j koszyk. Wiedzia�a, �e lis nie wr�ci, zw�aszcza je�li, Grzegorz b�dzie tak wrzeszcza�. Potem zacz�a si� zastanawia� nad tym, co on powiedzia�. Po co rzeka na tak ma�ej wyspie? Kiedy ogl�dali ten skrawek l�du ze szczytu stopni, nie by�o tam ani wielkich drzew, ani tym bardziej rzeki. - Gdzie my jeste�my? Sk�d si� wzi�y te wszystkie drzewa i rzeka na ma�ej wyspie? - zapyta�a Grzegorza, gdy go dogoni�a. Grzegorz wygl�da� na zak�opotanego. - Nie wiem. Wydaje mi si�, �e nie jeste�my ju� na wyspie, Saro. - Wzi�� od niej koszyk i obj�� j� drug� r�k�. - Chod�. Sama si� przekonasz, co mam na my�li. W�drowali po�r�d drzew, a las z czasem coraz to bardziej rzed�. Na otwarte po�acie le�ne poro�ni�te traw� i drobnymi ro�linkami zlewa�y si� z�ote promienie s�o�ca. - Motyle! Nigdy nie widzia�am tyle motyli! - Sara oderwa�a si� od brata. To, co na pocz�tku wzi�a za kwiaty, wznosi�o si� teraz na po�yskliwych skrzyde�kach w g�r� i odlatywa�o. - Tak. Jest tu te� du�o ptak�w - powiedzia� Grzegorz, zwalniaj�c nieco kroku. - Powinna� zobaczy� je w dole, nad rzek�. By�a tam czapla na �owach. Widzieli�my, jak z�apa�a �ab�. - Z�o�y� dwa palce razem, na�laduj�c ruchy czapli. - Chwyci�a j� dziobem, o tak. M�wi� ci, to wspania�a kraina. Schodz�c w d� po �agodnym zboczu dotarli do miejsca, gdzie pasmo piasku zalewa� p�ytki strumie�. Le�a� tam Eryk i pluska� w wodzie. Gdy do niego podeszli, usiad�. Na jego twarzy malowa�o si� podekscytowanie. - Ryby! - wyja�ni�. - Dos�ownie wsz�dzie Popatrzcie tylko! �awice p�otek przemyka�y wzd�u� skraj�w mielizn, podczas gdy komary �lizga�y si� po powierzchni wody, a wa�ki to sta�y w miejscu, to unosi�y si�. - Widzia�am w lesie lisa - powiedzia�a Sara. - Siedzia� i patrzy� na mnie, i wcale si� nie ba�. Ale gdzie my jeste�my? Eryk po�o�y� si� teraz na plecy i - wci�� maj�c jedn� r�k� w wodzie - spogl�da� w b��kit bezchmurnego nieba. - Nic mnie to nie obchodzi. Tutaj mamy borne miejsce, lepsze ni� jakikolwiek stary park czy te� ob�z harcerski - doda�, patrz�c na Grzegorza. - A teraz jestem g�odny. Zobaczmy, co jest w tym koszyku, kt�ry wlekli�my ze sob� ca�e przedpo�udnie. Przenie�li si� w cie� stoj�cych nad brzegiem rzeki wierzb, kt�rych w�skie li�cie szele�ci�y przy l�ejszym nawet podmuchu wiatru. Podczas gdy Sara rozpakowywa�a koszyk, Grzegorz zauwa�y�, �e �le policzy�a i powiedzia�: - Hej, nas jest tylko troje. Czemu wyj�a� cztery nakrycia? Faktycznie, wyj�a wszystkie cztery plastikowe talerze, przy ka�dym postawi�a te� fili�ank� i w�a�nie rozdziela�a kanapki. Grzegorz dosta� talerz czerwony, Eryk ��ty, a niebieski by� dla niej. Dlaczego wystawi�a te� zielony? Kto wie, mo�e si� przyda! - Mo�emy przyj�� go�cia - powiedzia�a. - Jakiego go�cia? Tu nie ma nikogo opr�cz nas - zawo�a� Eryk i roze�mia� si� g�o�no. Sara przykucn�a. - No dobrze, panie M�drali�ski - warkn�a. - Je�li wiesz tak du�o, to mo�e powiesz mi, gdzie jeste�my! Bo na pewno nie na ma�ej wyspie na jeziorze! Sk�d mo�esz wiedzie�, �e nie ma tu nikogo pr�cz nas? Eryk przesta� si� �mia�. Spojrza� niepewnie na siostr� i na Grzegorza. A wtedy ca�a tr�jka odwr�ci�a si� i utkwi�a wzrok w cienistym lesie, z kt�rego niedawno wyszli. Grzegorz zaczerpn�� g��boki oddech, a Sara zacz�a m�wi� dalej: - I jak teraz - wr�cimy? Czy kt�rykolwiek z was, du�e sprytne ch�opaki, pomy�la� o tym? - Si�gn�a po koszyk, jakby dotkni�cie go mog�o j� przenie�� z powrotem do rzeczywistego �wiata. Grzegorz zmarszczy� brwi i spojrza� na rzek�. - Mo�emy wr�ci� tam, sk�d przyszli�my - powiedzia�. - Stara�em si� drog� oznakowa�, nacinaj�c drzewa swoim no�em harcerskim. - Sara by�a zdziwiona, a w chwil� potem dumna ze swego brata, bo okaza� si� na tyle inteligentny, �e w og�le o tym pomy�la�. Tak wi�c wiedz�c, �e maj� oznaczon� drog� do zamkowej �ciany i bramy, poczu�a si� swobodniej. Zebra�a teraz kanapki z wszystkich talerzy i wsadzi�a je z powrotem do koszyka. Skoro Grzegorz m�g� by� przewiduj�cy, ona nie chcia�a by� gorsza od niego. - Chwileczk�! Zaczekaj! - protestowa� gwa�townie. - Dlaczego je chowasz? Jestem g�odny! - Mo�esz by� g�odniejszy - odparowa�a. - Je�li nie wr�cimy na czas na kolacj�. Grzegorz w�a�nie otwiera� termos, gdy nagle zerwa� si� na r�wne nogi i wpatrzy� w punkt za sob�. Wyraz jego twarzy sprawi�, �e Sara si� odwr�ci�, a Eryk przesta� prze�uwa� kanapk�. R�wnie bezszelestnie jak przedtem w lesie jawi� si� lis, teraz inna istota pojawi�a si� w polu widzenia. Z t� jednak r�nic�, �e Sara zaakceptowa�a lisa jako naturalnego mieszka�ca las�w, a istoty podobnej do tej, kt�ra si� pojawi�a, �adne z nich nigdy nie widzia�o. By� to m�odzieniec. Znacznie jednak starszy Grzegorza, pomy�la�a Sara. Mia� �adn� twarz, o pi�knych rysach, chocia� widnia�o na niej zm�czenie i smutek. Jego d�ugie br�zowe w�osy, mieni�ce w s�o�cu, opada�y niemal na ramiona. Z przodu przyci�te by�y r�wno w g�st� grzyw� si�gaj�c czarnych brwi. No i ten str�j! Mia� ciasno dopasowane buty mi�kkiej br�zowej sk�ry ze spiczastymi noskami i nosi� co�, co wygl�da�o jak d�ugie po�czochy, czy mo�e rajstopy - r�wnie� br�zowe. Na koszuli mia� kamizelk� bez r�kaw�w - tak samo zielon� jak li�cie na drzewach - z wyszytym na piersi z�otym haftem. Kamizelka by�a ciasno �ci�ni�ta biodrach szerokim pasem, z kt�rego zwiesza�a si� pochwa sztyletu i sakiewka. W r�ku trzyma� d�ugi �uk, kt�rym podtrzymywa� ga��zie wierzby. Wzrok utkwi� na rodze�stwie Lowrych i patrzy� na nich z r�wnym zdziwieniem, jak oni na niego. Sara podnios�a si�, strzepuj�c ga��zki i piasek ze spodni. - Prosimy bardzo - powiedzia�a i doda�a zaraz - prosz� pana - poniewa� wydawa�o si� jej to jako� w�a�ciwe i odpowiednie, zupe�nie jakby obcy by� pu�kownikiem sprawdzaj�cym posterunki. - Czy zje pan lunch? M�ody cz�owiek wci�� wygl�da� na zdezorientowanego. Ale wyraz nieufno�ci, jaki wida� by�o na pocz�tku, znikn�� z jego twarzy. - Lunch? - powt�rzy� s�owo z zaciekawieniem, nadaj�c mu obcy akcent. Eryk prze�kn�� to co mia� w ustach, wskaza� na talerze i rzek�: - Jedzenie! - O, prosz�! - Sara si�gn�a po zielony talerzyk i wyci�gn�a go w ge�cie zaproszenia. - Otw�rz lemoniad�, Grzegorzu, zanim Eryk zakrztusi si� na �mier�. - Widocznie ostatni k�s trafi� w niew�a�ciw� dziurk� w gardle Eryka, i to sprawi�o, �e zacz�� kaszle�. Nagle m�ody cz�owiek roze�mia� si� i podszed� bli�ej. Pochyli� si�, �eby klepn�� Eryka w plecy. Ch�opiec krzykn�� i wreszcie prze�kn��. Grzegorz nala� teraz troch� lemoniady do fili�anki i poda� j� bratu. - �akomczuch! - rzuci� oskar�ycielskim tonem. - Nast�pnym razem nie pr�buj po�kn�� p� kanapki od razu. - Potem kucn��, �eby nape�ni� pozosta�e trzy fili�anki. Zielon� poda� obcemu. Przybysz wzi�� fili�ank� i obraca� j� w palcach, jakby plastik by� dla niego czym� nieznanym. Wreszcie wypi� jej zawarto��, a potem skomentowa�: - Dziwne wino. Ch�odzi znakomicie gard�o, ale wydaje si�, jakby by�o zrobione z winogron, kt�re ros�y w �niegu. - To nie wino, prosz� pana - po�pieszy�a z wyja�nieniem Sara. - To zwyk�a mro�ona lemoniada. A to mas�o orzechowe - wskaza�a na kanapki. - A to jest szynka. Tu s� gotowane na twardo jajka, pikle i troch� ciastek. Pani Steiner robi naprawd� dobre ciastka. M�ody m�czyzna zgarn�� na sw�j talerz wszystkiego po trochu, na ko�cu podni�s� jajko. - Oto s�l... - Grzegorz popchn�� w jego kierunku solniczk�. Eryk przesta� wprawdzie kaszle�, ale wci�� by� czerwony na twarzy. Z�apa� jednak dech na tyle, �eby zada� pytanie. - Czy mieszka pan gdzie� tu w okolicy? - Mieszka� tutaj? Nie, nie tak blisko granicy. Nie jeste�cie st�d? - Przyszli�my przez bram� w �cianie - wyja�ni� Grzegorz. - Tam by� zamek... - Ma�y zamek na wyspie - przerwa�a mu Sara. - I w jego �cianie by�a brama ca�a wype�niona kamieniami. Ch�opcy je stamt�d wydobyli i mogli�my przej��. S�ucha� jej r�wnie uwa�nie, jak wcze�niej patrzy� na jedzenie. - Ch�opcy? - powt�rzy� zdziwiony. - Ale czy wy wszyscy nie jeste�cie ch�opcami? Sara spojrza�a na swoich braci i na siebie. Ich spodnie faktycznie wygl�da�y podobnie, tak samo koszulki. Ale jej w�osy... nie, jej w�osy by�y o wiele kr�tsze ni� w�osy m�odego m�czyzny. - Nazywam si� Sara Lowry i jestem dziewczynk� - oznajmi�a lekko zawstydzona i po raz pierwszy w �yciu zirytowana tym, �e wzi�to j� za ch�opca, gdy� jak dot�d taka pomy�ka zawsze j� raczej bawi�a. - To m�j starszy brat Grzegorz - wskaza�a palcem, zupe�nie nie troszcz�c si� o dobre maniery. - A to jest Eryk. M�ody cz�owiek po�o�y� r�k� na swej piersi i uk�oni� si�. By� to bardzo dworny gest, ale Sara nie poczu�a si� bynajmniej z tego powodu g�upio czy nieswojo. Utwierdzi�o j� to raczej w tym, �e wzi�to j� za osob� doros�� i bardzo wa�n�. - A ja jestem Huon, Stra�nik Zachodu - jego palec - wskazuj�cy nakre�li� wz�r wyszyty z�ot� nitk� na zielonym odzieniu. Sara spostrzeg�a �uski zwini�tego w k��bek smoka z gro�nymi pazurami i szeroko otwart� paszcz�. - Zielony Smok, Artur bowiem jest Czerwonym Smokiem Wschodu. Grzegorz od�o�y� kanapk�, kt�r� mia� w�a�nie rozpakowa�. Wpatrzy� si� przenikliwie w Huona, a jest usta z�o�y�y si� w w�sk� lini�. Tak zachowywa� si� zawsze, gdy my�la�, �e kto� sobie z niego �artuje. - Masz na my�li Artura Pendragona. Ale to tylko legenda. Ba��. - Tak, w�a�nie Artur Pendragon - m�ody cz�owiek kiwn�� zach�caj�co g�ow�. - A wi�c s�ysza�e� o Czerwonym Smoku? Ale nie o Zielonym? - Huon! Huon z Rogiem - ku ogromnemu zdziwieniu Sary powiedzia� Eryk. - I s�dz�, �e gdzie� tam jest Roland? - doda�, wskazuj�c w kierunku lasu. Ale teraz m�ody cz�owiek potrz�sn�� smutno g�ow�, a jego u�miech znikn��. - Nie. Roland poleg� pod Roncesvalles, na d�ugo zanim zacz�a si� moja s�u�ba tutaj. Szkoda, �e nie ma drugiego takiego jak on. Przyda�by si�, �eby wzmocni� teraz nasze szeregi. Ale nazwa�e� mnie w�a�ciwie, m�ody cz�owieku. Kiedy� by�em Huonen z Rogiem. Teraz jednak jestem Huonem bez Rogu i z�� jest rzecz�, �e tak si� sta�o. Ale jestem r�wnie� Stra�nikiem Zachodu i dlatego musz� zapyta� was, co tutaj robicie. Nie wzywali�my was. Brama, o kt�rej m�wicie, zosta�a otwarta, a potem zamkni�ta, gdy Merlin Ambrosius wr�ci� z informacj�, �e nasze �wiaty zbytnio oddali�y si� od siebie czasie i przestrzeni, by ludzie mogli odpowiedzie� nasze wo�anie. Jednak wy przyszli�cie... - zn�w zmarszczy� brwi. - Czy�by nieprzyjaciel mia� tym co� wsp�lnego? - Chcia�abym, �eby kto� mi to wyja�ni� - powiedzia�a cicho Sara. Bardziej ni� kiedykolwiek pragn�a wiedzie�, gdzie si� znajduj�. M�ody cz�owiek chyba j� zrozumia�, gdy� teraz m�wi� bezpo�rednio do niej. - Do tej krainy - rzek� i zatoczy� r�k� szerokie p�kole - wiod�y niegdy� cztery bramy. Brama Nied�wiedzia na p�nocy od dawna jest dla nas niedost�pna, gdy� nieprzyjaciel od wielu lat okupuje Ziemi�, na kt�rej ona si� znajduje. Bram� Lwa na po�udniu sami zamkn�li�my pot�nym zakl�ciem, a wi�c jest bezpieczna. Brama Dzika, kt�ra le�y na wschodzie, zosta�a zapomniana tak dawno temu, �e nawet Merlin Amibrosius nie potrafi powiedzie� nam, gdzie dok�adnie by�a - a mo�e wci�� jeszcze jest. A Brama Lisa jest tu, na zachodzie. Jaki� czas temu Merlin otworzy� j� na nowo tylko po to, aby si� - przekona�, �e nie mo�e ju� wi�cej dotrze� do ludzkich umys��w. Wtedy nasze obawy wzros�y... - Huon przerwa� i usiad� spogl�daj�c do wn�trza fili�anki, jakby widzia� tam nie lemoniad�, ale inne, nieprzyjemne rzeczy. - I brama zosta�a zamkni�ta, a� do momentu, gdy wy j� otworzyli�cie - doko�czy� i zamilk�. - Widzia�am tam lisa... - Sara nie bardzo wiedzia�a, czemu to powiedzia�a. Huon u�miechn�� si� do niej. - Tak, Rufus to dobry wartownik. Obserwowa� wasze przyj�cie. To on mnie wezwa�. Mieszka�cy lasu ch�tnie nam pomagaj�, odk�d nasze losy zacz�y kroczy� wsp�lnymi �cie�kami. - Ale co to za kraina i kto jest waszym wrogiem? - zapyta� zniecierpliwiony Grzegorz. - Ma ona wiele nazw w waszym �wiecie... Awalon, Awanan, Atlantyda. Prawie tak du�o, ilu jest ludzi, kt�rzy wymieniaj� jej nazw�. Nigdy o niej nie s�yszeli�cie? Musieli�cie s�ysze�, je�li znacie legend� o Arturze Pendragonie! - i tu uprzejmie sk�oni� g�ow� w stron� Eryka. - I o mnie, Huonie, niegdy� z Rogiem. Poniewa� to jest kraina, do kt�rej zar�wno Artur jak i ja zostali�my wezwani. A mo�e zapomniano ju� o tym w �wiecie ludzi? - zako�czy� troch� smutno. Artur Pendragon - to by� Kr�l Artur od Okr�g�ego Sto�u - przypomnia�a sobie teraz Sara. Ale Huon? Nie s�ysza�a nic o nim i ch�tnie zapyta�aby o niego Eryka. Grzegorz tymczasem utkwi� wzrok - nie w Huonie - lecz w skrawku ziemi mi�dzy jego nogami, gdzie za pomoc� �y�ki z piknikowego koszyka kopa� do�ek. - Ale� to niemo�liwe - wymamrota�. - Kr�l Artur jest tylko legend�. Prawdziwy Artur by� Brytem, kt�ry walczy� z Sasami. Nigdy nie mia� Okr�g�ego Sto�u ani �adnych rycerzy! Pan Legard opowiada� nam o nim na historii w zesz�ym semestrze..Ca�a reszta - Okr�g�y St� i rycerze - zosta�a wymy�lona w �redniowieczu. Takie legendy opowiadano sobie na ucztach - tak jak teraz w telewizji. Huon potrz�sn�� g�ow�. - By� mo�e, �e w waszym �wiecie jest to tylko legenda. Ale teraz naprawd� jeste�cie w Awalonie. Tak jak ja jem wasz pokarm i pij� to dziwne, cho� od�wie�aj�ce wino. No i Rufus przepu�ci� was przez Bram� Lisa bez sprzeciwu. A zatem tak sta� si� mia�o, musieli�cie tutaj przyj��. Rozdzia� 3 Zimne �elazo - To, �e przeszli�cie przez bram� cali i zdrowi - ci�gn�� Huon - znaczy, �e nie zostali�cie wys�ani ani wezwani przez nich - podni�s� r�k� w szybkim ruchu, kre�l�c w powietrzu znak, kt�rego dzieci nie zrozumia�y. - Przez nich? - zapyta�a Sara, zanim ugryz�a kanapk�. Ta rozmowa o bramie by�a bardzo uspokajaj�ca, poniewa� znaczy�a, �e mog� wr�ci� t� sam� drog�, kt�r� przyszli. - Przez nieprzyjaci� - odpar� Huon. - Przez Si�y Ciemno�ci, kt�re tocz� wojn� z wszystkim co dobre, szlachetne i sprawiedliwe. Czarni magowie, wied�my, czarownicy, wilko�aki, upiory, ogry - wr�g ma co najmniej tyle imion i twarzy co Awalon, ma wiele kszta�t�w i postaci, czasami pi�knych, ale przewa�nie pod�ych i wstr�tnych dla oka. S� one jak cienie w�r�d mroku. Ju� od dawna usi�uj� zniszczy� Awalon, a przez to odnie�� zwyci�stwo nad innymi �wiatami - mi�dzy innymi nad waszym. Pomy�lcie o tym, czego si� boicie i nienawidzicie najbardziej, a b�dzie to cz�� wrogich nam Si� Ciemno�ci. Grozi nam tutaj wielkie niebezpiecze�stwo, gdy� przez zakl�cia i zdrad� utracili�my trzy talizmany: Ekskalibur, pier�cie� Merlina i r�g - wszystkie w ci�gu trzech dni. A je�li p�jdziemy w b�j bez nich... - Huon potrz�sn�� g�ow� - ...b�dziemy walczy� jak ludzie zakuci w ci�kie kajdany. - Nagle zada� im pytanie: - Czy posiadacie przywilej zimnego �elaza? Gdy spojrzeli na niego ze zdumieniem, wskaza� na jeden z no�y z koszyka. - Z jakiego jest zrobiony metalu? - Z nierdzewnej stali - odpowiedzia� Grzegorz. - Ale co to ma wsp�lnego... - Z nierdzewnej stali - przerwa� mu Huon. - Ale nie macie �elaza, zimnego �elaza, wykutego przez �miertelnika w �wiecie ludzi? A mo�e wam r�wnie� jest potrzebne srebro? - W�a�ciwie to mamy troch� srebra - odezwa�a si� Sara. Wyci�gn�a z kieszonki swojej koszuli zwi�zan� chusteczk�, w kt�r� zawini�ta by�a reszta jej tygodni�wki, monety dziesi�cio - i pi�tnastocentowa. - O co tu chodzi, z ca�ym tym �elazem i srebrem? - chcia� wiedzie� Eryk. - O to! - Huon wyj�� sztylet z pochwy u pasa. W cieniu wierzb ostrze zal�ni�o tak jasno, jakby trzymano je w pe�nym s�o�cu. A gdy obr�ci� go w palcach, metal b�ysn�� ognistymi p�omykami, zupe�nie jak pal�ca si� k�oda drewna strzelaj�ca woko�o iskrami. - To robota krasnali, srebro - nie zimne �elazo. Gdy� nikt kto urodzi� si� w Awalonie, nie mo�e trzyma� �elaznego ostrza, inaczej sp�onie mu r�ka. Grzegorz uni�s� �y�k�, kt�r� grzeba� w ziemi. - Stal to te� �elazo, a mnie nie pali. - Ach! - Huon u�miechn�� si�. - Ale ty nie jeste� przecie� z Awalonu. Tak jak nie jestem st�d ja ani Artur. Kiedy� w�ada�em �elaznym mieczem, a do bitwy szed�em w kolczudze z �elaza. Ale tutaj, w Awalonie, musia�em si� ich pozby�, gdy� bole�nie rani�y tych, kt�rzy szli za mn�. A wi�c nosz� wykute przez, krasnoludy srebrne ostrze i srebrn� zbroj�, tak samo Artur. Tutaj �elazo przekre�la dobre wr�by, dla elf�w jest to trucizna powoduj�ca g��bokie, nie goj�ce si� rany. W ca�ym Awalonie by�y kiedy� tylko dwa kawa�ki prawdziwego �elaza. A teraz zosta�y nam odebrane... prawdopodobnie na nasz� zgub�. - Ponownie obr�ci� l�ni�cy sztylet w palcach, pora�aj�c ich oczy jego blaskiem. - Co to za dwa �elazne przedmioty, kt�re stracili�cie? - zapyta�a palona ciekawo�ci� Sara. - Czy s�yszeli�cie o mieczu zwanym Ekskalibur? - To miecz Artura, ten, kt�ry wyci�gn�� ze ska�y - powiedzia� Grzegorz i zauwa�y�, �e Huon �mieje si� z niego po cichu. - Ale Artur to tylko legenda. Sam tak m�wi�e�. Jednak co� mi si� zdaje, �e dobrze znasz t� legend�. - Pewnie - wtr�ci� niecierpliwie Eryk. - Wszyscy wiedz� o kr�lu Arturze i jego mieczu. O rety, sam o tym czyta�em, kiedy by�em ma�y. Ale to nie znaczy, �e to prawda - zako�czy� troch� wojowniczo. - I Ekskalibur jest jedn� z rzeczy, kt�re stracili�cie? - zapyta�a znowu Sara. - Nie stracili�my. Jak powiedzia�em, zosta� nam skradziony za pomoc� czar�w i ukryty innym zakl�ciem, kt�rego nawet Merlin nie potrafi z�ama�. Ekskalibur znikn��, tak jak pier�cie� Merlina. To by� r�wnie� przedmiot wykonany z �elaza i posiadaj�cy wielk� moc, gdy� jego w�a�ciciel m�g� wydawa� rozkazy zwierz�tom i ptakom, rz�dzi� drzewami i ziemi�. Miecz, pier�cie� i r�g... - Czy on r�wnie� by� z �elaza? - Nie. Ale to magiczny przedmiot. Ofiarowa� mi go kr�l elf�w Oberon, niegdy� wielki w�adca tej ziemi. Przedmiot ten mo�e zar�wno pomaga�, jak i niszczy�. Kiedy� o ma�o mnie nie zabi�, wiele razy przychodzi� mi z pomoc�. Ale teraz nie mam rogu i straci�em przez to wiele ze swojej mocy, co mo�e si� okaza� z�� rzecz� dla Awalonu! - Kto te przedmioty ukrad�? - zapyta� Eryk. - Wr�g, kt� by inny? Gromadzi teraz wszystkie swe si�y, �eby nas zaatakowa� i zniszczy� nasze zabezpieczenia swoimi czarami. U �witu Dziej�w postanowiono, �e Awalon ma stan�� jako �ciana pomi�dzy ciemno�ci� a waszym �miertelnym �wiatem. Gdy zwyci�amy z�o i trzymamy je mocno w gar�ci, wtedy pok�j panuje w waszym �wiecie. Ale niech tylko ciemna fala si� ruszy i zacznie odnosi� zwyci�stwa, zaraz wy odczuwacie, co to s� k�opoty, wojny, z�o. Awalon i wasz �wiat s� dla siebie w jaki� spos�b zwierciad�ami i nawet Merlin Ambrosius nie potrafi tego zrozumie�, chocia� zna serce Awalonu i jest najwi�kszym cz�owiekiem, jaki si� kiedykolwiek zrodzi� z �miertelnej kobiety i kr�la elf�w. To, co dzieje si� z nami, musi i was dotkn��. A teraz ciemno�� ro�nie w si��. Na pocz�tku s�czy�a si� cicho, prawie niedostrzegalnym strumieniem, dzi� o�miela si� wyzywa� nas do otwartej walki. A bez naszych talizman�w, kt� - czy cz�owiek, czy czarodziej - mo�e przewidzie�, co si� stanie z Awalonem i jego bratnim �wiatem? - Ale dlaczego chcia�e� wiedzie�, czy mo�emy dotyka� �elaza? - zapyta� Grzegorz. Przez chwil� Huon si� waha�, podczas gdy jego wzrok w�drowa� z ch�opc�w na Sar�. Wreszcie zaczerpn�� g��boki oddech, jakby mia� wskoczy� do wody, i powiedzia�: - Kiedy kto� przechodzi przez kt�r�� z bram, dzieje si� tak dlatego, bo zosta� wezwany i oczekuje tu na niego jakie� przeznaczenie. Tylko bardzo pot�na magia mo�e na nowo otworzy� dla niego drog� wyj�cia z Awalonu. A zimne �elazo jest w�a�nie wasz� magi�, tak jak my mamy inne czary dla siebie. Eryk zerwa� si� na r�wne nogi. - Nie wierz� ci. To wszystko jest tylko wymy�lon� histori�, a my w tej chwili wracamy tam, sk�d przyszli�my. Chod�cie, Grzegorzu, Saro, idziemy! Grzegorz podni�s� si� powoli. Sara w og�le si� nie ruszy�a. - Znaczy�e� szlak od bramy, prawda? - krzykn�� Eryk i szarpn�� brata za rami�. - Poka� mi gdzie. Chod�, Saro! Dziewczynka zacz�a pakowa� koszyk. - W porz�dku. Id� pierwszy. Eryk odwr�ci� si� i pobieg�. Sara spojrza�a prosto w br�zowe oczy Huona i zapyta�a: - Czy brama naprawd� jest zamkni�ta? Czy nie mo�emy st�d odej��, dop�ki wasza magia nam nie pozwoli? - Sara nie mia�a poj�cia, sk�d to wie, ale by�a pewna, �e m�wi prawd�. - Ja nie mog� wam w �aden spos�b pom�c - powiedzia� smutno Huon. - Chocia� w�adam r�nymi mocami, �adna z nich nie ma kontroli nad bram�. S�dz�, �e nawet Merlin nie potrafi jej dla was otworzy�, je�li faktycznie zostali�cie wezwani i dop�ki sami nie dokonacie wyboru... Grzegorz podszed� do Huona. - Jakiego wyboru? Chodzi ci o to, �e musimy tu zosta�, a� czego� nie zrobimy? Ale czego? Mo�e mamy odzyska� Ekskalibur, czy ten pier�cie� albo r�g? Huon wzruszy� ramionami. - Nie mnie o tym decydowa�. Prawdy mo�emy dowiedzie� si� tylko w Caer Siddi, Czworobocznym Zamku. - Czy to daleko st�d? - zaciekawi�a si� Sara. - Je�li si� idzie pieszo, to mo�e, ale dla Rumaka ze Wzg�rz to �adna podr�. Huon wyszed� z cienia wierzby w pe�ne s�o�ce na brzeg rzeki. Przy�o�y� palec do ust i przenikliwie zagwizda�. Odpowied� nadesz�a z nieba ponad nimi. Sara otworzy�a szeroko oczy, a Grzegorz krzykn�� ze zdumienia. Rozleg� si� plusk rozpryskiwanej pod kopytami wody i trzepot olbrzymich skrzyde�. Dwa czarne konie stan�y w p�ytkiej rzece, kt�rej zimne wody obmywa�y ich nogi. Ale c� to by�y za konie! �ebrowate skrzyd�a - takie jak u nietoperzy - z�o�y�y si� wzd�u� mocarnych bok�w, gdy konie wstrz�sn�y g�owami i zadr�a�y na powitanie m�czyzny, kt�ry je wezwa�. Nie mia�y siode� ani uzd, ale by�o jasne, �e przyby�y, aby s�u�y� Huonowi. Jeden parskn�� i schyli� g�ow�, �eby si� napi�, a w chwil� potem podni�s� ociekaj�cy wod� pysk. Drugi podbieg� k�usem do brzegu i wyci�gn�� g�ow� w kierunku Grzegorza, przypatruj�c mu si� z inteligentnym zainteresowaniem. - To jest Khem, a to Sitta - rzek� Huon, a gdy wymawia� ich imiona, oba konie skin�y g�owami i zar�a�y rado�nie. - Podniebne �cie�ki s� im r�wnie dobrze znane co ziemskie drogi. Zanios� nas do Caer Siddi przed zachodem s�o�ca. - Grzegorz! Sara! - krzykn�� Eryk, wybiegaj�c z lasu. - Tam nie ma bramy. S� tylko dwa drzewa stoj�ce blisko obok siebie! - Czy� nie m�wi�em, �e czas powrotu jeszcze nie nadszed�? - powiedzia� Huon. - Musicie najpierw znale�� w�a�ciwy klucz. Sara �cisn�a mocniej koszyk. Uwierzy�a w to od pocz�tku, ale to co powiedzia� Eryk, by�o w jaki� spos�b niepokoj�ce. - W porz�dku - rzek� Grzegorz i podszed� do uskrzydlonych rumak�w. - Ruszajmy wi�c. Chc� dowiedzie� si� czego� o kluczu i o tym, jak si� dosta� z powrotem do domu. Eryk ruszy� za Sar�, tr�caj�c r�k� koszyk i powiedzia�: - Nie mo�esz go ze sob� ci�gn��. Zostaw koszyk tutaj. Huon przyszed� jej z pomoc�. - Ona m�drze czyni, Eryku. Poniewa� to jest r�wnie� jeden z czar�w Awalonu: ci, kt�rzy jedz� wy��cznie tutejszy pokarm, pij� tylko miejscowe wina i wod� - nie mog� �atwo opu�ci� granic tej krainy, chyba �e poddadz� si� powa�nym zmianom. Strze�cie reszty swojej �ywno�ci i napoju i dodawajcie je do naszych potraw, gdy b�dziecie co� jedli. Grzegorz i Eryk dosiedli Sitty. Eryk obj�� brata mocno w pasie, a Grzegorz wczepi� si� r�koma w ko�sk� grzyw�. Huon posadzi� Sar� przed sob� na Khemie. Konie zacz�y k�usowa�, potem przesz�y do galopu, a� wreszcie ich skrzyd�a rozpostar�y si� na ca�� szeroko��. Wznie�li si� wtedy wysoko ponad sk�pan� w s�o�cu wod� i koronkow� ziele� drzew. Khem zatoczy� ko�o i skierowa� si� na po�udniowy wsch�d, Sitta trzyma�a si� go skrzyd�o w skrzyd�o. Stadko du�ych czarnych ptak�w poderwa�o si� z pola i lecia�o z nimi przez chwil�, wydaj�c skrzecz�ce, przenikliwe g�osy, p�ki konie nie zostawi�y ich w tyle. Z pocz�tku Sara ba�a si� spojrze� w kierunku ziemi. Zacisn�a mocno powieki, zadowolona z obejmuj�cego j� ramienia Huona i z solidnego oparcia, jakie stanowi�o jego cia�o. Sama my�l o tym, co le�a�o pod nimi, przyprawia�a j� o zawroty g�owy... Nagle us�ysza�a �miech i s�owa Huona. - Hej�e, pani Saro, to nie jest taki z�y spos�b podr�owania. Ludzie od dawna zazdro�cili ptakom wolno�ci, kt�r� im daj� skrzyd�a, a to jest szczyt osi�gni�� �miertelnika, je�li chce lata� tak jak one, chyba �e zostanie na niego rzucony urok i nie b�dzie ju� wi�cej cz�owiekiem. Nie powierzy�bym ci� jakiemu� niedo�wiadczonemu �rebakowi nie znaj�cemu podniebnych pastwisk. Ale Khem to niezawodny wierzchowiec i nie b�dzie nam p�ata� �adnych figli. Czy� nie mam racji, Ojcze Chy�ych Rumak�w? Ko� zar�a�, a Sara odwa�y�a si� otworzy� oczy. Ogl�danie przemykaj�cej pod spodem zielonej krainy okaza�o si� nawet ca�kiem przyjemne. Wreszcie w przodzie przed sob� zobaczyli b�ysk �wiat�a, przypominaj�cy nieco iskry rzucane przez sztylet Huona, ale znacznie, znacznie silniejszy. To by�o s�o�ce odbijaj�ce si� od dach�w czterech wysokich wie�, po��czonych w kwadrat przez �ciany z szarozielonego kamienia. - To jest Caer Siddi, Czworoboczny Zamek. Jest on zachodni� stra�nic� Awalonu, podczas gdy Kamelot strze�e naszych granic na wschodzie. No, Khem, uwa�aj przy l�dowaniu! Widz� jakie� zgromadzenie wewn�trz mur�w! Zatoczyli ko�o wysoko ponad czterema wie�ami zamku. Sara spojrza�a w d�. Pod nimi poruszali si� ludzie. Na najwy�szej wie�y trzepota�a chor�giew - r�wnie zielona jak odzienie Huona. Na niej tak�e widnia� wyszyty w z�ocie smok. Nagle wok� nich wyros�y wysokie �ciany i Sara ponownie szybko zamkn�a oczy. W tej samej chwili r�ka Huona �cisn�a j� mocniej, a Khem przeszed� z lotu w k�us. Byli na ziemi. Dooko�a t�oczy�o si� tak wiele ludzi, �e z pocz�tku Sara zauwa�y�a tylko ich dziwaczne ubrania. Stan�a na nogach, zadowolona, �e Grzegorz i Eryk przy��czyli si� do niej. - A niech to! Ale podr�! - wyrzuci� z siebie Eryk. - Chocia� za�o�� si�, �e odrzutowiec by je pokona�! Grzegorza bardziej interesowa�o to, co ich aktualnie otacza�o. - �ucznicy! Sp�jrzcie tylko na te �uki! Sara pod��y�a za wskaz�wk� brata. Wszyscy �ucznicy byli ubrani podobnie, prawie tak samo jak Huon, ale nosili r�wnie� kolczugi zrobione z wielu po��czonych ze sob� srebrnych k�ek, a na nich mieli szare narzuty z zielono-z�otymi smokami na piersiach. Ich srebrne he�my przylega�y ciasno do twarzy, tak �e ci�ko by�o rozr�ni� ich rysy. Ka�dy mia� �uk dopasowany do swojego wzrostu i przewieszony przez rami�. Mia� te� wype�niony strza�ami ko�czan. Za lini� �ucznik�w zgromadzi� si� kolejny zast�p m�czyzn. Oni r�wnie� nosili kolczugi i bluzy ze znakiem smoka. Nosili te� - spi�te pod szyj� - d�ugie, zielone peleryny. �uki natomiast zast�powa�y im przypasane u boku miecze, a ich he�my by�y zwie�czone ma�ymi, zielonymi pi�rkami. Za m�czyznami uzbrojonymi w miecze sta�y kobiety. Na ich widok Sara u�wiadomi�a sobie sw�j wygl�d. Mia�a na sobie d�insy i koszulk�, kt�ra rano by�a wprawdzie czysta, ale teraz lepi�a si� od brudu, a w paru miejscach by�a rozdarta. Nic dziwnego, �e Huon wzi�� j� za ch�opca, skoro kobiety w Awalonie ubiera�y si� w tak wytworny spos�b! Wi�kszo�� z nich mia�a w�osy splecione w d�ugie warkocze, poprzetykane skrz�cymi si� ni�mi. D�ugie by�y tak�e ich kwieciste suknie, �ci�gni�te w talii zdobnymi w klejnoty paskami. Lu�ne r�kawy ich stroj�w zwiesza�y si� a� do ziemi. Jedna z dam - z ciemnymi w�osami faluj�cymi wok� jej twarzy, ubrana w b��kitnozielon� sukni� marszcz�c� si� przy ka�dym ruchu - zbli�y�a si� do nich. Na g�owie nosi�a diadem ze z�ota i pere�, a wszyscy rozst�powali si� przed ni�, jakby by�a kr�low�. Huon podszed� do niej i rzek�: - Pani Awalonu, oto ta tr�jka, kt�ra wesz�a prz