Zmowa - McCLURE KEN

Szczegóły
Tytuł Zmowa - McCLURE KEN
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Zmowa - McCLURE KEN PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Zmowa - McCLURE KEN PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Zmowa - McCLURE KEN - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KEN McCLURE Zmowa Przeklad Tomasz Wilusz "KB" 1 Channing House, Kent Listopad 1990 Ksiezyc wylonil sie zza chmur, oswietlajac czarnego rovera, ktory wjezdzal w brame Channing House. Zachrzescil zwir i samochod sie zatrzymal. Kierowca wysiadl i pospiesznie otworzyl tylne drzwi. Z zatroskana mina patrzyl na pasazera, ktory opatulony w gruby plaszcz, nieporadnie wygramolil sie z wozu, sciskajac w reku ciezka teczke. Mezczyzna wyprostowal sie i kazal szoferowi zaczekac, po czym ruszyl chwiejnym krokiem ku schodom i frontowym drzwiom. Po szescdziesieciokilometrowej podrozy z Londynu nogi mial lekko zdretwiale.Drzwi otworzyl sluzacy. Poprosil mezczyzne o okazanie dowodu tozsamosci, choc najwyrazniej rozpoznal go od razu, bo zwracal sie do niego "sir James". Juz, juz - wymamrotal przybysz i zaczal grzebac w wewnetrznej kieszeni. - Nie przesadzajmy z formalnosciami, co? Ja tylko wykonuje polecenia pulkownika Warnera - wyjasnil sluzacy. Zamknal drzwi, wzial plaszcz od goscia i zaprowadzil go na gore. Otworzyl podwojne drzwi i oznajmil: - Sir James Gardiner. Wejdz, James - powiedzial mezczyzna o przystrzyzonych wasach i postawie oficera. - Dziekuje, ze przyjechales tak szybko. Po twojej wiadomosci nie mialem wyboru, Warner - odparl Gardiner. W pokoju bylo jeszcze trzech mezczyzn. Gardiner skinal im glowa i zajal miejsce przy stole. -Niestety, nie bylo innego wyjscia - powiedzial Warner. -Napisales, ze to wazne. I oby tak bylo. Mialem dzis jesc kolacje z krolowa i ministrem obrony. -Przykro mi, ale Crowe ma dla nas zle wiesci - powiedzial Warner. Znizyl glos i rzekl tonem przedsiebiorcy pogrzebowego rozmawiajacego z zalobnikami: - Zdarzyl sie wypadek, i to powazny. Nastepstwa moga byc katastrofalne. Gardiner spojrzal na Crowe'a. -Domyslam sie, ze skoro Crowe ma z tym cos wspolnego, sprawa musi miec zwiazek z Porton Down. Nie zlapiemy dzumy, ospy ani niczego takiego? -Nie, bron Boze - odparl Crowe. - Chodzi o szczepionke, ktora podajemy naszym zolnierzom przed wyjazdem w rejon Zatoki Perskiej. -A co to ma wspolnego z nami, do licha? Crowe, chorobliwie chudy czterdziestoparolatek o zrytej bruzdami twarzy i zoltawej cerze przypominajacej stary pergamin, spojrzal przez przyciemnione okulary na stol, jakby zbieral mysli. Podniosl wzrok. Szczepienia, odbywajace sie w szesciu etapach, maja zapewnic ochrone przed wieloma chorobami, zarowno tymi, ktore sa endemiczne w tamtych okolicach, jak i wywolanymi atakiem przy uzyciu broni biologicznej. Nadal nie rozumiem, co my mamy z tym wspolnego. Szczepionki zostaly skazone - powiedzial Crowe. Skazone - powtorzyl Gardiner, a nie doczekawszy sie dalszych wyjasnien, dodal: - Czym? Crowe wyjasnil. Gardinerowi opadla szczeka. Przez pol minuty wygladal jak zdechla ryba. Chyba zartujesz - powiedzial w koncu. Chcialbym. Ale jak to sie stalo, na litosc boska? Jeden z czlonkow mojego zespolu, doktor George Sebring, popelnil prosty blad, ktory mial przykre nastepstwa. Jak doskonale wiecie, dla dobra prowadzonych przez nas prac istnienie zespolu Beta musi zostac utrzymane w tajemnicy. Wlasciwy cel naszych badan jest znany tylko garstce osob, a ciekawskim naukowcom przedstawiamy oficjalna wersje: ze pracujemy nad nowa szczepionka. Jak na ironie, wlasnie z tego powodu poproszono nas o dostarczenie kompleksow genowych do wykorzystania w produkcji szczepionki dla wojska. Okazalo sie, ze producentom skonczyly sie, zapasy cytokin, ktore pobudzaja system immunologiczny i zwiekszaja skutecznosc szczepionek. Spytali nas wiec o alternatywne rozwiazania. Niestety, Sebring przekazal im nie to, co trzeba. Chyba nie zywego wirusa? Nie, sir James, to nie takie proste. Cholerny swiat - mruknal Gardiner i pokrecil glowa. - To nie do wiary. Wszystkim nam jest ogromnie przykro - powiedzial Crowe. Na litosc boska, przeciez ktorys z ludzi od szczepionek musial sprawdzic, co dostal? Niestety, srodki bezpieczenstwa wprowadzone przez wladze uderzyly takze w nas - wyjasnil Crowe. - Cztery skladniki szczepionki zostaly utajnione na mocy ustawy o tajemnicach panstwowych. Producentom nie wolno bylo o nie pytac ani ich badac. Nie mozemy wycofac tego cholerstwa? Niestety, jest juz za pozno. Szczepionka zostala uzyta. Dobry Boze - westchnal Gardiner. - Na ilu ludziach? - spytal z taka mina, jakby bal sie odpowiedzi. Crowe zajrzal do notatek. -Szacujemy, ze skazona szczepionke dostalo okolo pietnastu procent stanu osobowego wojsk sojuszniczych, wylaczajac Francuzow, ktorzy zrezygnowali ze szczepien. -Cholerny swiat! - krzyknal Gardiner. - To tysiace ludzi. Milczenie Crowe'a bylo az nadto wymowne. Gardiner wyjal duza biala chusteczke i otarl zroszone potem czolo. -Co proponujecie, naukowcy od siedmiu bolesci? - zapytal. Wszystkie oczy zwrocily sie na Crowe'a, ktory zachowywal kamienna twarz. Po pierwsze, chce zapewnic, ze ja i moj zespol bardzo zalujemy tego, co sie stalo - powiedzial. - Zwlaszcza doktor Sebring nie moze sie z tym pogodzic. Prosze odpowiedziec na pytanie - rzucil Gardiner lodowato. Byl wsciekly, ze Crowe znowu probuje zrzucic wine na kogos innego. To on byl szefem zespolu i odpowiadal za jego dzialania. Z uwagi na charakter naszej pracy jest to sprawa bez precedensu - rzekl Crowe. Gardiner zasepil sie. To znaczy, ze tak naprawde nie wiecie, jaki to wywrze skutek na naszych zolnierzach? - spytal. Dokladnie nie, ale mozemy... Sie domyslac? - wycedzil Gardiner tak, jakby to bylo przeklenstwo. Coz, przynajmniej na podstawie informacji, ktore mamy. - Crowe sprobowal sie usmiechnac, co nadalo jego twarzy jeszcze bardziej trupi wyglad. Gardiner spojrzal na niego obojetnym wzrokiem, w ktorym kryla sie pogarda. Po kolei - powiedzial cicho. - Czy to ich zabije? Na pewno nie - odparl Crowe. Obezwladni? Prawdopodobnie nie, choc trudno to stwierdzic z uwagi na brak szczegolowych badan... - Crowe urwal i zapadla niezreczna cisza. Gardiner znow popatrzyl na niego bez wyrazu, po czym odwrocil sie, zamyslony. Wreszcie rozejrzal sie po zgromadzonych i spytal;. -Czyli jesli nie padna trupem ani nie zaczna krztusic sie i rzygac, to co nam zostaje? Crowe wzruszyl ramionami. Jak mowilem, trudno powiedziec. Byc moze przez dluzszy czas beda wystepowac pewne objawy... Ale nie bedzie jednego, charakterystycznego, ktory wskazywalby na okreslony czynnik chorobotworczy? Nie sadze. Zadaniem zespolu bylo... Dziekuje, wszyscy wiemy, jakie mieliscie zadanie - przerwal mu Gardiner. - A teraz powiedzmy sobie jasno: twierdzisz, ze trudno bedzie znalezc jeden zewnetrzny czynnik odpowiedzialny za wszelkie choroby? Mozna tak to ujac - potwierdzil Crowe. - Rzecz jasna, to tez bylo czescia... zadania... co naturalnie juz wiecie. Dzieki Bogu chociaz za to - westchnal Gardiner. - Przynajmniej mamy jakies pole manewru. Kto z Porton o tym wie? Nikt - odparl Crowe. - Kazalem czlonkom zespolu milczec, az wszystko zalatwie. \ - To dobrze. Przynajmniej mamy szanse ograniczyc skale incydentu. Wszystkie spojrzenia zwrocily sie na niego. Wyczytal z nich wyrzut. Coz, skoro nikt nie umrze i nie wystapia objawy, ktore obciazylyby zespol Beta albo nas, pojawia sie wyjscie z sytuacji, zgodzicie sie ze mna? Zdaje sie, ze sugeruje pan, sir James, ze najlepszym rozwiazaniem jest siedziec cicho i nic nie robic - powiedzial milczacy do tej pory Rupert Everley, deweloper milioner i niedoszly polityk, majacy za soba trzy przegrane wybory do parlamentu. Ten przystojny, czterdziestoparoletni mezczyzna o chlopiecej urodzie i zaczesanych do tylu jasnych wlosach sprawial wrazenie, jakby bardziej dbal o swoj wyglad niz o to, co mowi. Pozostali uczestnicy spotkania nie uwazali go za tytana intelektu i dobrze znali repertuar jego min; miedzy soba mowili nawet, ze cwiczy je przed lustrem. W tej chwili jego twarz wyrazala szczere zatroskanie. -A masz lepszy pomysl, Everley? - powiedzial Gardiner. - Co, oglosisz publicznie, ze zolnierze dostali skazona szczepionke? I ze nie mamy pojecia, jak na nich zadziala? A potem ujawnisz, czym zostala skazona i skad to sie wzielo? Ciekawe, co media zrobilyby z taka informacja. Zapadla cisza. Everley naburmuszyl sie. Gardiner nie popuscil. A pomyslales, jak nasi zolnierze zareaguja na wiadomosc, ze w przeddzien wyjazdu na wojne zostali otruci? Chryste, czlowieku, rownie dobrze moglibysmy wyslac depesze z gratulacjami do Bagdadu i odwolac cala impreze. Masz racje, James - powiedzial Warner. - W takich chwilach trzeba zachowac zimna krew. Jesli tak na to spojrzec... - ustapil Everley. Inaczej sie nie da - powiedzial Gardiner. - Ten wypadek trzeba zachowac w tajemnicy. - Spojrzal w oczy wszystkim po kolei. - I zaraz ustalimy, jak to zrobic. Baza lotnicza Dhahran, Arabia Saudyjska 20 stycznia 1991 Kurde, i jak tu walczyc ramie w ramie z kims, kto tyle ryzykuje, majac tylko pare dwojek - powiedzial kapral Neil Anderson. Wylozyl karty na stol i zgarnal cala pule. Mial trojke. - To dowod braku zdrowego rozsadku. No, no, koles, zawahales sie, sam widzialem - odparowal kapral Co-lin Childs. - Prawie cie zalatwilem, sloneczko, a w ogole to pamietaj: kto nie ryzykuje, nie wygrywa. Dobra, dobra - rozesmial sie Anderson. Nie pieprz, tylko rozdawaj. Anderson potasowal karty i zaczal rozdawac. -Czuje moc - zazartowal. - Fortuna jest ze mna. I wlasnie sciagnela majtki. Childs juz mial cos odpowiedziec, kiedy zawyly syreny. Obaj zerwali sie od stolu i pobiegli przez pograzona w ciemnosciach baze na stanowiska bojowe. -Scud! - krzyknal Anderson i wskazal na niebo. -Gdzie te zasrane patrioty? - wsciekal sie Childs, usilujac jednoczesnie biec i rozgladac sie dookola. Jak na zawolanie, powietrze przecial swist amerykanskiej rakiety przechwytujacej typu Patriot odpalonej z baterii ustawionej na obrzezach bazy. Zolnierze wrzasneli z radosci. -Bierz skurwysyna, mala! - ryknal Anderson. -I wsadz go Saddamowi w dupe - dodal Childs. Cala baza rozbrzmiala wiwatami, kiedy patriot trafil nadlatujacego scuda, ktory zaczal spadac spiralnym torem czterysta metrow za ogrodzeniem. Anderson i Childs przypadli do ziemi i zatkali uszy w oczekiwaniu na huk eksplozji. Zapadla jednak niepokojaca cisza. Nagle rozleglo sie potepiencze wycie naiadow - wykrywaczy broni chemicznej i biologicznej - i rozpetal sie chaos. Nie wybuchla! To jakies pieprzone bakcyle! - Anderson zerwal sie na rowne nogi. Pobiegli do magazynu po kombinezony ochronne. Jezu, a jednak sie odwazyli - mruknal Anderson, wciskajac sie w kombinezon i podskakujac na jednej nodze. Slodki Jezu - powtarzal Childs, zmagajac sie z nieporecznymi zapieciami. Zoladek mial scisniety ze strachu, adrenalina krazyla mu w zylach. Setki razy przecwiczyli to, co mieli robic w takich sytuacjach, ale teraz to dzialo sie naprawde i, na Boga, nie tak to sobie wyobrazali. Przez dwadziescia minut siedzieli cicho. Przeszla im ochota na brawure i przechwalki, zreszta w maskach i tak nie mogli mowic. Zastanawiali sie, co jest grane. Nie mogli wiedziec, co wisi w powietrzu, byc moze tuz za szybka oslaniajaca ich oczy. Gaz trujacy? Wirus? Zarazki dzumy? A moze wszystko naraz? Anderson przypomnial sobie wyklady o rosyjskiej taktyce stosowania mieszanych ladunkow broni chemicznej i biologicznej, uniemozliwiajacej podjecie dzialan zapobiegawczych. Doskonale pamietal, jak instruktor mowil ze Rosjanie kumpluja sie z Saddamem. Odruchowo potarl ramie, w ktore-wstrzyknieto mu szczepionke. Zauwazyl, ze Childs ma zamkniete oczy. Pierwszy raz widzial, zeby jego kumpel sie modlil, ale coz, to byl dobry moment, by zaczac. Pomyslal o swojej zonie Jenny i o dwojce dzieci. Claire, mlodsza corka, urodzila sie miesiac przed terminem, na tydzien przed jego wyjazdem w rejon Zatoki. Musieli robic cesarskie ciecie. Claire byla taka mala, taka bezbronna... mniej wiecej tak samo Anderson czul sie w tej chwili. W upiorna cisze wdarl sie sygnal odwolujacy alarm. Andersonowi i Childsowi zrobilo sie slabo, kiedy miejsce adrenaliny zajela ulga. Powoli wstali i zaczeli zdejmowac kombinezony. Pewnie falszywy alarm - powiedzial Anderson. Ale moja sraczka jest prawdziwa - odparl Childs. - Chryste, nie cierpie nie widziec tego, z czym mam walczyc. Kiedy poszli zaniesc kombinezony do szafek, zobaczyli, ze ktos biegnie w ich strone. Facet w stroju ochronnym krzyczal cos i wymachiwal rekami, ale oslona na twarz tlumila glos. Dopiero gdy sie zblizyl, Anderson poznal Gusa Macleana, sierzanta i czlonka piecioosobowego zespolu obslugujacego wykrywacze broni biologicznej i chemicznej. -Wkladajcie to z powrotem! - krzyczal. - To nie koniec. Wszedzie tu pelno gazu. Jak znajde kretyna, ktory odwolal alarm, jaja mu urwe. Anderson i Childs wlozyli kombinezony. Po kilku minutach znow rozbrzmialy naiady. Przez nastepnych osiem godzin obowiazywal czarny stan zagrozenia NBC; innymi slowy, baza byla celem ataku chemicznego i biologicznego. Nastepnym razem zobaczyli Gusa Macleana dwa dni pozniej. Siedzial sam w kantynie i grzebal w jedzeniu, ktore wyraznie mu nie smakowalo. -No to co jest grane? - spytal Anderson, siadajac przy nim. Maclean wzruszyl ramionami, rozejrzal sie i odparl: Oficjalnie nikt nie potwierdza, ze baza zostala zaatakowana bronia chemiczna. - Polozyl nacisk na slowo "potwierdza". Myslalem, ze wy to potwierdziliscie - powiedzial Childs. Potwierdzaly to wszystkie zasrane wykrywacze, ale gora udaje, ze nic sie nie stalo. Po cholere nas tu sciagneli, skoro i tak nam nie wierza? Kto inny moze to "potwierdzic", jesli nie my, na litosc boska? O w morde - mruknal Childs. - Nie robisz sobie jaj? Dziadek opowiadal mi, jak armia dawala dupy w jego czasach - powiedzial Anderson. - Osly dowodzily lwami i tak dalej. Jak widac, nic sie nie zmienilo. -Acoz odwolaniem alarmu? - spytal Childs. -To juz inna historia - odparl Maclean. - Nikt sie do tego nie przyzna je. Setki naszych chlopakow niepotrzebnie wystawiono na dzialanie gazow trujacych i wszyscy zgrywaja niewiniatka. Jakby nic wielkiego sie nie stalo. -Nie dosc, ze musimy bic sie z Irakijczykami, to jeszcze nasi daja nam w dupe - podsumowal Childs. 32. Szpital Polowy, Wadi al Batin 23 stycznia 1991 Naczelny chirurg James Morton patrzyl na helikopter ladujacy w klebach kurzu. Boczne drzwi otworzyly sie i trzej sanitariusze podbiegli pochyleni do maszyny, by pomoc wyjac rannego. Byl to mechanik, ktoremu prawie urwalo prawa reke; pracowal przy gasienicy transportera opancerzonego, kiedy jego nieuwazny pomocnik, siedzacy za kierownica nagle zapalil silnik i ruszyl. Chlopak tracil tyle krwi, ze nie bylo czasu przewiezc go do normalnego szpitala. Wadi al Batin byl najblizsza placowka z odpowiednim wyposazeniem. Morton patrzyl na nieprzytomnego zolnierza i sluchal, jak jeden z sanitariuszy odczytuje wskazania przyrzadow, gdy pacjenta przenoszono z noszy na stol operacyjny. Mial nie wiecej niz dwadziescia lat. Cale zycie powinno byc przed nim. Krew? - spytal Morton. Juz niosa - odparl jeden z pielegniarzy. Zobaczmy - Morton ostroznie zdjal bandaze z reki pacjenta. - Jak sie nazywa? Jackson, panie doktorze. Szeregowy Robert Jackson. Coz, szeregowy Jackson - powiedzial Morton - obawiam sie, ze wiecej sobie nie powojujesz. I mam nadzieje, ze jestes mankutem, bo prawa reka na nic ci sie juz nie przyda. Przygotujcie sie do amputacji. Co z nim? Pytanie bylo adresowane do anestezjologa, mlodego porucznika sluzb medycznych, ktory stal za glowa pacjenta i podawal Mortonowi odczyty podlaczanych wlasnie monitorow. Kiepsko. Jest bardzo slaby. Nie mamy wyjscia - powiedzial Morton. Nie sadzi pan, ze mozna by sprobowac ustabilizowac j ego stan i przewiezc chlopaka na oddzial intensywnej terapii z prawdziwego zdarzenia? - spytal porucznik. Morton pokrecil glowa. Nie dam rady go ustabilizowac, dopoki to diabelstwo tkwi mu w ramieniu. Poza tym lada chwila moze sie wdac zakazenie. Amputacja to jego jedyna nadzieja, wiec bierzmy sie do rzeczy. Gdzie ta krew, do cholery? Juz jest - odparl jeden z pielegniarzy, kiedy pod szpitalem polowym zatrzymal sie samochod. Dwadziescia minut pozniej sanitariusze zawineli odcieta reke w gaze i wyniesli ja. Morton spytal o stan pacjenta, wzial dwa platy skory, ktore zostawil, by uformowac zgrabny kikut, po czym zaczal je zszywac. Nadal z nim kiepsko - powiedzial anestezjolog. Postaram sie jak najszybciej skonczyc. Nagle zawyly syreny i reka Mortona drgnela. Zaklal, gdy igla zadrapala skore pacjenta. Tylko tego brakowalo - mruknal anestezjolog. - Nalot. To scudy - powiedzial ktos inny. - Sluchajcie. Wsluchali sie w odglos nadlatujacego pocisku. Chyba przejdzie gora - powiedzial jakis optymista ulamek sekundy przed tym, gdy rozleglo sie donosne lupniecie. Wszyscy popatrzyli po sobie znad masek. Chryste, nie bylo eksplozji, to musi byc wybuch powietrzny - jeknal nawrocony optymista. Morton nie przerywal szycia, a wszyscy wokol niego nerwowo przebierali nogami i zerkali po sobie z niepokojem. Po chwili rozbrzmialy naiady i z glosnikow poplynal komunikat: -NBC czarny. To nie cwiczenia! - A potem slychac juz bylo tylko raz po razie powtarzane slowa: - To nie cwiczenia. -No dobra, ludzie, wiecie, co robic - powiedzial Morton, nie podnoszac oczu, wciaz skupiony na pracy. - Wskakujcie w kombinezony. Nikt nie zaprotestowal, ale anestezjolog stwierdzil: Nie moge go tak zostawic. Umrze. A jesli tego nie zrobisz, ty umrzesz. Pojde wtedy, kiedy pan. Morton usmiechnal sie pod maska. Niech ci bedzie. Zabieg skonczyl sie po siedmiu minutach, ktore wydawaly sie siedmioma godzinami. -Idz zalozyc kombinezon - powiedzial Morton, sciagajac rekawiczki. - I przynies respirator. Przypilnujesz go, kiedy bede sie przebieral. Na razie niech spi. Anestezjologowi nie trzeba bylo tego powtarzac. Trzy godziny pozniej, mimo wysilkow Mortona i jego zespolu, mechanik Robert Jackson zmarl, nie odzyskawszy przytomnosci. Po kolejnych dwoch godzinach Morton i anestezjolog poczuli sie zle. Mieli silne bole glowy i zoladka i przez cala noc wymiotowali. -Wiedza juz, co to bylo? - wystekal Morton w przerwie miedzy atakami torsji. Pytanie skierowal do wspolpracownika, ktory wlasnie ocieral mu twarz. Slonce wschodzilo nad baza. W biurze komendanta powiedzieli tylko, ze nieprzyjaciel uzyl niezidentyfikowanej broni chemicznej - odparl mlody lekarz. A co mowia ludzie z monitoringu? Ze to byl sarin, ale to jeszcze niepotwierdzone. Co o nim pisza w podrecznikach? Jedyne informacje, jakie zdobylem, pochodza z badan przeprowadzonych przed laty na ochotnikach. Wynika z nich, ze ma pan objawy wystawienia na gaz o niskim stezeniu. Wole nie wiedziec, co sie dzieje przy wysokim - jeknal Morton. - Wiadomo, jakie sa dlugofalowe nastepstwa? W podreczniku o tym nie pisza. Radza, zeby w ogole tego nie wdychac. Kto by pomyslal? - powiedzial Morton. Znow chwycily go skurcze zoladka. Kiedy bol zelzal, opadl na poduszke i zebrawszy sily, spytal: - Chyba robili jakies dalsze badania na tych ochotnikach? Na to wyglada. - No i? Nie uwierzy pan, ale ich wyniki zostaly utajnione. Uwierze - burknal Morton. - Wszystko tu to jeden wielki burdel. Nastepnego dnia Morton czul sie na tyle dobrze, ze mogl wziac udzial w oficjalnej odprawie dotyczacej incydentu ze scudem. Zebranych powiadomiono, ze nic nie wskazuje, by doszlo do ataku przy uzyciu broni chemicznej. Chmura zaobserwowana przez licznych swiadkow po zniszczeniu rakiety powstala w wyniku zaplonu paliwa. Personel nie powinien dawac posluchu plotkom. Nie ma najmniejszego powodu do niepokoju. Morton spojrzal na anestezjologa i lekarza, ktory opiekowal sie nim w nocy. Zza ich plecow dobiegl pomruk szkockiego mechanika: -Taa, jasne. 2 Baza lotnicza Dhahran, Arabia SaudyjskaLuty 1991 Podpulkownik James Blamire przyszedl do studia telewizyjnego wczesniej, zeby miec czas na rozmowe ze swoim amerykanskim odpowiednikiem, tak jak sie umawiali. Pulkownik marines Max Schumacher, nieco nizszy od tyczkowatego Blamire'a, ale szerszy w barach i ostrzyzony na jeza kontrastujacego z rzedniejacymi wlosami Anglika, wstal i podal mu reke. -Moze wyjdziemy? - zaproponowal z usmiechem. Wzial teczke z krzesla. Technicy robili duzo halasu, przygotowujac sprzet do konferencji prasowej. Blamire rzucil okiem po studiu, skrzywil sie i skinal glowa. Skierowali sie do bocznego wyjscia, przestepujac nad kablami i omijajac urzadzenia do transmisji satelitarnej; zapewnili kierownika planu - ktory w jednej rece sciskal tabliczke, a druga pokazywal cos specowi od oswietlenia - ze wroca przed rozpoczeciem konferencji. Podobno pewni dziennikarze zamierzaja zadac niewygodne pytania o bron biologiczna i chemiczna Saddama - powiedzial Blamire, gdy wyszli. Slyszalem o tym i wcale mnie to nie cieszy. Co wlasciwie wiedza? Niestety nie mam pojecia. Pytalem informatorow i nic. Miejmy nadzieje, ze slyszeli tylko jakies plotki, choc trzeba przyznac, ze krazy ich duzo. Przez chwile szli w milczeniu, ktore przerwal Schumacher. Wywiad wojskowy zameldowal o odnalezieniu sladow waglika w King Khalid City - powiedzial. - Pomyslalem, ze ta wiadomosc cie zainteresuje. Jedno z naszych laboratoriow polowych wykrylo zarazki dzumy w Wadi al Batin - odparl Blamire. Jezu. Ale oficjalne stanowisko sie nie zmienia - dodal Blamire. Czyli siedzimy okrakiem na drucie kolczastym - zauwazyl Schumacher. Powtarzamy te same bzdury jak papugi - mruknal Blamire i wyrecytowal: - "Nie ma dowodow na celowe uzycie przez Saddama broni chemicznej i biologicznej". Kluczem jest slowo "celowe" - prychnal Schumacher. - Bronia Irakijczykow jest dzuma, a nasza semantyka. Z drugiej strony, w niektorych ONZ-owskich kregach pewnie uznano by to za postep. Komitet Polaczonych Wywiadow sugeruje, ze jesli ktorys z tajnych raportow mimo wszystko trafi do mediow, mamy mowic, ze to, co sie stalo, jest skutkiem zbombardowania laboratoriow Saddama. Schumacher usmiechnal sie. -Niefortunny, ale nieunikniony wyciek rozniesiony przez pustynny wiatr? Otoz to. Te obiekty stanowily powazne zagrozenie dla cywilizowanego swiata i musialy zostac zniszczone. Wszelkie straty uboczne spowodowane przez uwolnione mikroorganizmy sa godne pozalowania. Myslisz, ze media to lykna? Chcialbym, zeby polkneli te bakcyle i dali mi spokoj. Dosc juz mam podlizywania sie swietoszkowatym pismakom tylko po to, zeby ludzie mogli sobie poogladac wojne. Rozumiem, co czujesz - przytaknal Schumacher. Niepokoi mnie jedno - powiedzial Blamire. - Nie wiem, dlaczego ciagle wmawiamy ludziom, ze Saddam nie uzywa broni chemicznej i biologicznej, skoro to robi. Schumacher spojrzal na niego z ukosa. -Naprawde nie wiesz? - Nie. To my sprzedalismy Saddamowi te bron, James. Wuj Sam dostarczyl mu bakcyle niecale szesc lat temu i George Bush uwaza, ze Amerykanow ta wiadomosc raczej srednio by ucieszyla, zwlaszcza gdyby nasi chlopcy zaczeli ginac od dzumy wymalowanej w nasze barwy narodowe. Szamoczemy sie we wlasnej sieci - westchnal Blamire. - Co wlasciwie mu daliscie? Z tego, co wiem, prawie wszystko, o co prosil. Waglik, dzume, jad kielbasiany, bruceloze, do wyboru, do koloru. Aha, i jeszcze sarin na dokladke. Chryste! A wiesz, co jest najlepsze? Amerykanska Narodowa Kolekcja Kultur Bakterii dostarczala mu te cholerstwa po cenie, jaka bierze od naszych krajowych laboratoriow. Niecale szescdziesiat dolarow za sztuke. Dobry Boze. Dran nawet nie zaplacil. Wiec teraz moze wyprodukowac tyle bakterii, ile zechce. Tak - potwierdzil Schumacher, - Na szczescie nie ma odpowiednich srodkow przenoszenia, bo mielibysmy jeszcze bardziej przechlapane. Rownie dobrze moglby zastapic stare scudy taczkami, skutki bylyby podobne. Dobrze choc, ze szczepionki okazaly sie skuteczne. Nie slyszalem o wybuchu zadnej epidemii. Fakt. Ale z gazem moga byc wieksze klopoty. Moglibysmy i to wyjasnic skutkami zniszczenia laboratoriow, gdyby nie swiadkowie, ktorzy widzieli kilka scudow wybuchajacych w powietrzu. Slyszalem o tym - powiedzial Schumacher. A w jednym przypadku odwolano alarm, zanim cholerstwo sie rozproszylo. Mozna by pomyslec, ze ktos chcial wystawic zolnierzy na jego dzialanie. Dobrze, ze o tym wspomniales. - Schumacher przystanal i zapalil papierosa. - Niepokoja mnie tabletki PB, ktore podaje sie zolnierzom. Wiesz, co w nich jest? Dla mnie to prochy jak kazde inne. - Blamire wzruszyl ramionami. - Nie znam sie na tym. Zdaje sie, ze maja przeciwdzialac skutkom uzycia gazow bojowych? Z pewnymi zastrzezeniami - odparl Schumacher. - Po pierwsze, substancja, ktora zawieraja, bromek pirydostygminy, jest sama w sobie trujaca, zwlaszcza w duzych dawkach. Wlasnie dlatego zolnierzom kaze sie lykac je tylko bezposrednio przed atakiem gazowym. Zgadza sie, ale nie bardzo wiem, jak mozna ustalic wlasciwy moment. Fakt. Trudno sie dziwic, ze chlopaki siegaja po te prochy, ile razy leci nad nimi samolot. A to moze byc niebezpieczne. Nie wiadomo, jakie sa dlugofalowe skutki przedawkowania PB. Widze, ze znasz sie na tym. Wystarczajaco - przyznal Schumacher. - Spedzilem troche czasu w Fort Dietrich. A wiesz, co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? PB nie tylko nie chroni przed wszystkimi rodzajami gazow, ale w polaczeniu z jednym z nich powoduje nasilenie objawow. Zgadniesz, o ktory chodzi? Sarin? - Tak. Jedyny gaz, ktory Saddam ma na pewno? Wlasnie. PB jest skuteczny przeciwko somanowi i tabunowi, ale w polaczeniu z sarinem tworzy zabojcza mieszanke. Nawet przy malym stezeniu sarinu w powietrzu gosc, ktory bral PB, moze miec klopoty. Mowiles o tym komus? Zartujesz? Fajnie jest byc pulkownikiem. W mundurze szeregowca byloby mi nie do twarzy. Nikt nie moze wiedziec, ze dalismy Saddamowi sarin. Pamietasz? No tak, to bylo glupie pytanie - przyznal Blamire. - Wiec nasi wodzowie sa gotowi niepotrzebnie narazic zolnierzy tylko po to, zeby uniknac kompromitacji? Na to wychodzi. Staneli i popatrzyli na dzipy, ktore zatrzymaly sie trzysta metrow dalej, pod budynkiem studia. Wysiadlo z nich kilku wysokich ranga oficerow. Nawet z tej odleglosci w oczy rzucala sie zwalista sylwetka generala Normana Schwarzkopfa. Mam nadzieje, ze Norman szybko skonczy te zabawe i do konca miesiaca juz nas tam nie bedzie - powiedzial Schumacher. Ja tez - westchnal Blamire. - Wracajmy, zaraz zacznie sie show. Blamire i Schumacher zajeli miejsca na przeciwleglych koncach dlugiego stolu ustawionego przed rzedami skladanych krzesel dla dziennikarzy. Obiektywy kamer i swiatla reflektorow skierowaly sie na generala Schwarzkopfa, ktory stanal na srodku podium za lasem mikrofonow z logo stacji telewizyjnych i radiowych. Otaczali go amerykanscy i brytyjscy dowodcy, ale to do niego adresowane bylo pierwsze pytanie. Schwarzkopf jak zawsze emanowal pewnoscia siebie i poczuciem humoru, wiec dziennikarze reagowali na jego odpowiedzi smiechem, a nawet od czasu do czasu brawami. General, twardy i nieprzebierajacy w slowach, byl ulubiencem mediow; wlasnie takich ludzi chcieli ogladac widzowie - i to po obu stronach Atlantyku. Kiedy glos zabierali brytyjscy dowodcy, mialo sie wrazenie, ze swiatla gasna, a do mikrofonu przemawia robot. Blamire juz zaczynal myslec, ze niepotrzebnie bal sie pytan o bron chemiczna i biologiczna, gdy wstala drobna kobieta mowiaca z francuskim akcentem, ktora przedstawila sie jako dziennikarka francuskiej stacji radiowej. Spytala, czy prawdziwa jest plotka, ze laboratorium polowe wykrylo w Dhahranie zarazki waglika. Schwarzkopf zaczekal, az ucichnie tumult, po czym powiedzial: O niczym takim nie slyszalem, mloda damo. A ty, Max? Max Schumacher pokrecil glowa. Nie, panie generale. -A czy w Wadi al Batin wykryto zarazki dzumy? - ciagnela dzienni karka. Schumacher zerknal na Blamire'a, ten zas odpowiedzial: Nie wiadomo nam o zadnym przypadku zamierzonego uzycia jakichkolwiek mikroorganizmow przeciwko silom sojuszniczym. A co z przypadkami uzycia niezamierzonego? - spytala kobieta, kladac nacisk na ostatnie slowo, co wywolalo salwe smiechu pozostalych dziennikarzy. Jej akcent sprawil, ze slowo to zabrzmialo wrecz seksownie. -Wbrew pozorom, nie jest to glupie pytanie - odparl Blamire i, wykorzystujac znana sztuczka PR-owcow, usmiechnal sie rozbrajajaco, jakby chcial zdradzic sluchaczom jakas tajemnice. - Faktem jest, ze naszym lotnikom udalo sie zniszczyc kilka placowek badawczych, w ktorych Saddam prowadzil badania mikrobiologiczne. - Zawiesil glos, zeby dzienni karze sami domyslili sie dalszego ciagu. - Niestety, nie mozna wykluczyc, ze ze zniszczonych laboratoriow wydostala sie pewna ilosc niebezpiecznych zarazkow i choc rzecz jasna bardzo nam z tego powodu przykro, pozostaje faktem, ze nawet przy uzyciu ladunkow wybuchowych o duzej mocy nie da sie zniszczyc wszystkiego. Blamire mial nadzieje, ze jego odpowiedz zadowoli Francuzke, ona jednak nie dala sie zbyc. Wciaz stala prosto, wyraznie byla pewna swego, jakby wiedziala, ze jest na wlasciwym tropie. Wlosy miala spiete w konski ogon, a swiatla kamer odbijaly sie w jej okularach bez oprawek. Wiec co moze byc w powietrzu, ktorym oddychamy? - spytala. Akurat to nie jest powodem do niepokoju - odparl Blamire. - Przypuszczamy, ze wszelkie uwolnione organizmy ulegajarozproszeniu w odleglosci trzech kilometrow od zrodla. Jesli zas chodzi o ich identyfikacje, coz, tego oczywiscie nie jestesmy w stanie zrobic. Jest pan pewien, pulkowniku? - nie ustepowala dziennikarka. Blamire pomyslal, ze za chwile ta kobieta oskarzy ich o to, ze doskonale wiedza, do jakich organizmow Saddam mial dostep i skad je wzial. Na szczescie w tym momencie wstal jakis mezczyzna i powiedzial: -Tom Coogan, NBC News; moze i inni dziennikarze chca o cos spytac? Francuzka wreszcie dala za wygrana i usiadla. Coogan zapytal Schwarzkopfa, czy zamierza zajac Bagdad. -Jestem zolnierzem. Wykonuje rozkazy. Ide, gdzie mi kaza - odparl general i powrocila mila atmosfera. Po konferencji Blamire podszedl do Schumachera. -Tak dluzej nie mozna - powiedzial. - Ta Francuzka wie, co jest grane. Moze wkrotce problem sam sie rozwiaze - odparl Schumacher. - Bombowce zniszczyly Saddamowi tyle sprzetu, ze jak tak dalej pojdzie, to w marcu Irakijczycy beda mieli juz tylko katapulty. Moze nawet nie wytrzymaja do marca, jesli Schwarzkopf rozpocznie ofensywe ladowa. Wiele moze sie jeszcze zdarzyc - zauwazyl Blamire. - Mamy do czynienia z przypartym do muru megalomanem. Saddam moze zaatakowac Izrael bronia chemiczna albo biologiczna. Schumacher pokrecil glowa. -Izraelczycy rozumieja, ze musza trzymac sie z dala od wojny. Wiedza, ze nasi arabscy sojusznicy nie mogliby walczyc ramie w ramie z Izraelem przeciwko innemu krajowi arabskiemu. Gdybyjednak stalo sie najgorsze, nic na to nie poradzimy. Izraelczycy obroca Bagdad w kupke radioaktywnego pylu, nie ogladajac sie na innych. Blamire skrzywil sie na te mysl. -Norman skopie Saddamowi tylek - powiedzial Schumacher. - Glowa do gory. Na Wielkanoc bedziemy w domu. Ministerstwo Obrony, Londyn Wrzesien 1991 Bbc prosi, zebysmy przyslali kogos, kto odpowie na zarzuty, ze wielu naszych zolnierzy rozchorowalo sie po powrocie z Zatoki Perskiej. Co mam im powiedziec? Przeklete BBC! Po czyjej oni sa stronie? Wygrywamy wojne, a ci marudza, bo kilku chlopcow zlapalo grype. Gdzie sie podzial patriotyzm? Slyszalem, ze Amerykanie maja podobne klopoty, panie ministrze. - Nieszczesny sekretarz juz nieraz slyszal podobne tyrady. - Nazwali to "syndromem wojny w Zatoce". Nonsens - odparowal minister. - Stek bzdur i tyle. Na litosc boska, co sie z nami dzieje? W podrecznikach historii nie ma ani slowa o syndromie bitwy pod Agincourt, zgadza sie? Tak, panie ministrze. No wlasnie. Ani o syndromie Crecy czy Waterloo. W tamtych czasach nasi zolnierze byli prawdziwymi mezczyznami. -Tak, panie ministrze. Czyli mam splawic BBC? Minister pokrecil glowa. Nie, lepiej nie - westchnal. - Popros Jeffreya, zeby do nich zajrzal. Niech ich zapewni, ze trzymamy reke na pulsie i konsultujemy sie z najlepszymi specjalistami. Dobro naszych zolnierzy jest dla nas najwazniejsze i tak dalej. Jeffrey wie, co i jak. Tak jest, panie ministrze. Kiedy sekretarz wyszedl, minister wyjal z szuflady biurka teczke. Na okladce widnial napis Scisle tajne: Syndrom wojny w Zatoce Perskiej. Channing House, Kent, Anglia 18 wrzesnia 1991 Nie ma to jak Anglia jesienia, co, Warner? Nasza Anglia. Kto chcialby byc gdziekolwiek indziej? - Sir James Gardiner patrzyl przez wykuszowe okno na drzewa w ogrodzie. - Pora mgiel, dojrzalego urodzaju i tak dalej. Smutne to, nie sadzisz? Minal kolejny rok naszego zycia. Za to zwiencza go piekne requiem. Warner mruknal potakujaco. Gdyby tylko wiecej ludzi to zauwazalo. Moze wtedy nie siedzieliby z zalozonymi rekami, podczas gdy kraj schodzi na psy. Przy odrobinie szczescia nasze zwyciestwo w Zatoce Perskiej podniesie ich morale - powiedzial Gardiner. Ze stosu spalonych wczesnym popoludniem lisci wciaz unosily sie smuzki dymu. W powietrzu wisial swad spalenizny. -Chodzmy do pozostalych - powiedzial Gardiner. Jak zwykle na tego rodzaju spotkaniach, zajal miejsce u szczytu stolu. -Uznalem, ze powinnismy sie spotkac z uwagi na publikacje prasowe dotyczace przypadlosci, ktora nazwano "syndromem wojny w Zatoce Perskiej" - powiedzial. - Czy ma to cos wspolnego z tym, co w ubieglym roku zdarzylo sie w Porton? A jesli tak, jak powaznych klopotow moze my oczekiwac? Pytanie bylo skierowane do doktora Donalda Crowe'a, kierownika zespolu Beta z bazy w Porton Down. Musimy zakladac, ze zeszloroczny wypadek nie jest tu bez winy - powiedzial Crowe. - Trzeba jednak uwzglednic wiele innych czynnikow, ktore, smiem twierdzic, sa dla nas korzystne. Prosze jasniej. U weteranow wojny w Zatoce zaobserwowano roznorodne objawy. - Crowe zajrzal do notatek. - Chroniczne przemeczenie, powracajaca goraczka, pocenie nocne, bol glowy, wysypka, wzdecia, biegunka i tak dalej: lista praktycznie nie ma konca. Nie sposob przypisac wszystkich objawow jednej przypadlosci. Ale przyczyna ich wszystkich jest skazona szczepionka? - spytal Gardiner. Skadze znowu - zachnal sie Crowe. - Powinnismy podziekowac Saddamowi za nieudolne proby uzycia broni biologicznej i chemicznej. Niechcacy zapewnil nam oslone dymna. To mile z jego strony. Wiec niektore dolegliwosci mogly zostac spowodowane uzyciem tej broni, a nie naszego czynnika? -To prawie pewne. Gardiner lekko sie odprezyl, pozostali tez. Pomogli nam tez amerykanscy przyjaciele, bo nie mowili zbyt otwarcie o stosowaniu PB jako antidotum na atak gazowy 4 powiedzial Cecil Mowbray, elegancki mezczyzna po piecdziesiatce. Bystre, ale zimne oczy i sklonnosc do sluchania raczej niz mowienia czynily z niego naturalnego kandydata do pracy w wywiadzie. Zatrudnil sie w MI-5 przed dwudziestoma piecioma laty, zaraz po ukonczeniu filologii klasycznej. - Sporo zolnierzy go przedawkowalo, a niektorzy doswiadczyli polaczonych skutkow dzialania PB i sarinu. Zaslona dymna gestnieje - rzekl Warner. Szkoda tylko, ze nie mozna ujawnic opinii publicznej faktu uzycia przez Saddama broni chemicznej i biologicznej - powiedzial Crowe. Opinia publiczna niejedno ma oblicze - odparl Warner. - W rejonie Zatoki krazylo wiele plotek. Pojawilo sie tyle spiskowych teorii, ze nasi przyjaciele z mediow, ktorzy je uwielbiaja, beda sie uganiac za swoimi ogonami, zamiast weszyc wokol wlasnych domow. Za kilka lat wyjdzie na jaw, ze to Amerykanie dostarczyli Saddamowi te bron, ale wtedy wojna bedzie juz tylko mglistym wspomnieniem, wiec nikt sie tym za bardzo nie zainteresuje - powiedzial Mowbray. Sugerujesz, ze nie musimy sie obawiac zainteresowania prasy syndromem wojny w Zatoce? - spytal Gardiner. Takie jest moje zdanie - odparl Mowbray. Zgadzam sie - rzekl Crowe. Gratulacje bylyby niestosowne, Crowe, bo do takiej sytuacji w ogole nie powinno bylo dojsc, ale wyglada na to, ze sprawy mogly sie ulozyc znacznie gorzej. Zakladam, ze ta wpadka nie bedzie miala zadnych dlugofalowych nastepstw? Zapadla cisza. Po dluzszej chwili Crowe, ostroznie dobierajac slowa, powiedzial: Taka mamy nadzieje, sir James. To byla wczesna wersja czynnika, nad ktorym pracowalismy, wiec nie mielismy okazji dokladnie go przebadac, ale sadze, ze mozemy zapomniec o calej sprawie. Wszystko dobre, co sie dobrze konczy. Zakladam, ze nikt z Porton nie zadawal niewygodnych pytan, a wy, ze tak powiem, posprzataliscie po sobie? Crowe odkaszlnal, jakby zaskoczony pytaniem. -Prace nad projektem zostaly przerwane i wszystko zniszczylismy, tak jak pan kazal - zapewnil. - Nikt o nic nie pytal. A co z czlonkami panskiego zespolu? - spytal Gardiner. Doktorowi Sebringowi trudno bylo pogodzic sie z tym, co sie stalo. Czul sie odpowiedzialny. I slusznie. Gardiner na chwile odwrocil wzrok, by ukryc niesmak. Crowe wciaz bezczelnie probowal zrzucic wine na innych. Potrzebowal pomocy medycznej - ciagnal Crowe. - Poszedl na dlugi urlop zdrowotny, a po powrocie stwierdzil, ze nie chce kontynuowac badan i odszedl z instytutu. Tak chyba bylo najlepiej. A co z innymi? Odszedl jeszcze jeden pracownik; pozostalych dwoch przydzielilismy do pracy przy innych projektach. Rozumiem, ze wszyscy dobrze znaja ustawe o tajemnicy panstwowej? Crowe juz mial zapewnic, ze jak najbardziej, kiedy wtracil sie Mow-bray. Sadze, ze pod tym wzgledem nie mamy sie czego obawiac. Od rozpadu zespolu sa pod obserwacja, na razie wszystko wydaje sie w najlepszym porzadku. Sebring zostal wykladowca na uniwersytecie w Leice-ster. Michael D'Arcy pracuje w firmie farmaceutycznej tu, w hrabstwie Kent, a Lowry i Rawlings, rzecz jasna, nadal sa w Porton. Prowadza badania nad malaria - dodal Crowe. To dobrze - powiedzial Gardiner. Oczywiscie, jesli liczba chorych weteranow wzrosnie, moze to miec powazne konsekwencje dla budzetu panstwa - rzekl Rupert Everley z zatroskana mina. - To zas moze sprawic, ze syndrom wojny w Zatoce pozostanie w centrum zainteresowania. Chodzi ci o zadania odszkodowan? - spytal Gardiner. - Miejmy nadzieje, ze rzad zajmie twarde stanowisko. Dasz pieniadze jednemu, to zaraz zleca sie cale chmary nierobow. James, jestes za surowy - powiedzial Warner. - Po tym wszystkim, co dzialo sie w Zatoce, niektorzy rzeczywiscie sie rozchorowali, Panstwo troszczy sie o naprawde chorych - odparowal Gardiner. - Nie ma potrzeby poszerzania listy chorob, zwlaszcza o syndrom, ktory nie istnieje. Zaciagajac sie do wojska, podejmujesz ryzyko. Tak bylo, jest i bedzie. Ale tylko kiedy lataja kule, moj chlopcze, kiedy lataja kule - powiedzial Warner. - Co prawda - dodal, gladzac wasy kciukiem i palcem wskazujacym - zwykle musielismy walczyc tylko z wrogiem... Przeciez dopiero co zapewniono nas, ze to cholerstwo nie wywola zadnych dlugofalowych nastepstw - warknal Gardiner. -Gleboko w to wierze - powiedzial Crowe, uswiadamiajac sobie z niepokojem, ze to na jego zapewnienia powolywal sie Gardiner. - Ale nie mozemy byc tego w stu procentach pewni... 3 Downing Street, Londyn Luty 1997 Wojna w Zatoce skonczyla sie prawie szesc lat temu - stwierdzil premier z wyrazna irytacja - dlaczego wiec ciagle sie mowi o syndromie wojny w Zatoce. Dlaczego jeszcze nie rozwiazano tej kwestii?Z calym szacunkiem, panie premierze - odparl jeden z urzednikow ministerstwa zdrowia - ale sprawa jest bardziej zlozona, niz sie wydaje. Przez caly ten czas rzad oficjalnie zaprzeczal istnieniu syndromu, po szeroko zakrojonych konsultacjach ze specjalistami od medycyny, a mimo to coraz wiecej ludzi nie przyjmuje tego do wiadomosci i zada odszkodowan. "Wiecej" to znaczy ile? - spytal premier. Wedlug najnowszych szacunkow, okolo pietnastu procent powracajacych zolnierzy wojsk sojuszniczych uskarza sie na dolegliwosci, ktore przypisuja swojemu udzialowi w konflikcie - odparl urzednik. A ile to bedzie w liczbach bezwzglednych? Okolo cwierci miliona, panie premierze. Rozumiem, ze mowimy o zolnierzach wszystkich armii sojuszniczych? Tak jest, panie premierze. Ilu zmarlo? Dziesiec, moze nawet dwanascie tysiecy. Nastapila dluga chwila ciszy. Az tylu? - spytal premier cicho. Z calym szacunkiem, panie premierze - powiedzial minister obrony - ale tak duza liczbe nalezy przypisac ogolnej histerii. Niektorzy zolnierze zweszyli okazje na uzyskanie odszkodowania i chodza do lekarzy po przepustki do slodkiego, milego zycia. A zmarli? Tez symuluja? Jak sam pan raczyl zauwazyc, od zakonczenia wojny minelo szesc lat. Przez tyle czasu wiele moze sie zdarzyc, a ludzie umieraja z najprzerozniejszych powodow. Nie ulega watpliwosci, ze duza liczba objawow wykazanych w aktach medycznych wyklucza istnienie jednej przyczyny zachorowan. Mimo to weterani sa zdeterminowani jak nigdy - zauwazyl premier. - Czytalem pisma od ich stowarzyszen. Utworzyli dobrze zorganizowana i przekonujaca grupe nacisku. Ale fakty pozostaja faktami - nie ustepowal minister obrony. Chyba nie musze wam przypominac, ze za pare miesiecy wybory - powiedzial premier. - Mowiac wprost, nie mozemy pozwolic, by postrzegano nas jako dreczycieli chorych. Moze ministerstwo skarbu zlagodzi stanowisko w kwestii odszkodowan? - zasugerowal jeden z doradcow premiera. Urzednik z ministerstwa zdrowia potrzasnal glowa. Abstrahujac od liczby osob, ktorych mogloby to dotyczyc, potrzebna bylaby jakas metoda weryfikacji, czy przyczyna okreslonych dolegliwosci rzeczywiscie byl udzial w wojnie. Nie trzeba jasnowidza, zeby zauwazyc, ze bylby z tym duzy klopot, a co gorsza, ci, ktorym odmowiono by odszkodowania, poczuliby sie pokrzywdzeni, co zmusiloby nas do powolania komisji apelacyjnych i tak dalej. Moim zdaniem bylby to biurokratyczny koszmar. Ma pan racje - przyznal minister obrony. - Moim zdaniem prasa nie bedzie nas zbyt ostro atakowac. Za duzo jest tych wszystkich objawow. Nawet glupiec zauwazy, ze nie da sie ich przypisac jednej chorobie. Czyli sugerujesz, zebysmy nic nie robili i przeczekali burze, gdyby nadeszla? - spytal premier. Nie sadze, zeby nadeszla - odparl minister. - Opinia publiczna ma juz dosc tego tematu. W pismach od weteranow cos mnie zdziwilo - powiedzial premier. - Twierdza ze ich przypadlosc jest zakazna. Ze choruja ich zony i dzieci. Absurd - rzekl minister obrony. - To tylko potwierdza moje slowa. Ile razy jakis ciura budzi sie z kacem, zwala to na sluzbe w rejonie Zatoki Perskiej. O jakich chorobach wspominali, panie premierze? - spytal doradca. -Nie wyrazali sie zbyt precyzyjnie - odparl premier. - Chodzilo o chroniczne przemeczenie, zwiekszona podatnosc na przeziebienie i grype i tym podobne. Dobry Boze - prychnal minister obrony. - Tylko tego nam brakowalo, zakazna grypa japiszonska! Rzeczywiscie brzmi to raczej niewiarygodnie - przyznal premier. Brednie i tyle - skwitowal minister obrony. - Jesli jednak uwaza pan, ze stowarzyszenia weteranow moga naglosnic te sprawe w czasie kampanii wyborczej, mozemy podjac srodki zaradcze. Na przyklad dac do gazet przeciek, ze Saddam uzywal broni chemicznej i biologicznej. Kilka z nich juz o tym wspominalo - powiedzial premier. - Zwlaszcza jedna z nadzwyczajna luboscia wskazywala, skad Saddam te bron wzial. I, o ile sobie przypominam, nie wzbudzilo to wiekszego zainteresowania - rzekl minister obrony. Dzieki Bogu - przytaknal premier. Wczorajsze wiadomosci - dodal doradca. - Dzis mozna w nie co najwyzej ryby zawinac. Mimo wszystko - powiedzial minister obrony - dobrze by bylo poruszyc te kwestie, bo zdaje sie, ze stowarzyszeniom weteranow glownie o to chodzi. W zeszlym tygodniu hrabina Mar spytala w Izbie Lordow, czy ministerstwo obrony dysponuje dokumentami dowodzacymi uzycia broni chemicznej podczas wojny w Zatoce. Co powiedzial Howe? Ze badania przeprowadzone przez ministerstwo wskazuja, iz broni takiej nie uzyto. Wlasnie wtedy przyszlo mi do glowy, ze gdybysmy dali oficjalny przeciek, ze Saddam jednak ja zastosowal, prasa krajowa polknie haczyk, co w kluczowym momencie odwroci uwage opinii publicznej od rzadu - powiedzial minister obrony. Zwazywszy, ze Saddam od czasu zakonczenia wojny stara sie odbudowac swoj arsenal, nie jest to glupi pomysl. Gdyby znow uznano go za zagrozenie, mogloby to nam pomoc w czasie wyborow, biorac pod uwage nasze sukcesy na Falklandach i w Zatoce. To prawda, panie premierze - powiedzial doradca. - Gdyby Saddam zaczal szalec, wyborcy raczej nie chcieliby byc rzadzeni przez lewicowych mieczakow. Udzielajacych azylu i darmowych porad wszystkim, ktorzy sie napatocza - prychnal minister obrony. No to doszlismy do porozumienia - podsumowal premier. - Nie zmieniamy stanowiska odnosnie syndromu wojny w Zatoce i stosujac chwyty PR, nie dopuszczamy, zeby ta kwestia wyplynela podczas kampanii wyborczej. Moze napomknac, ze to Saddam powinien zaplacic chorym zolnierzom, skoro uzyl broni biologicznej i chemicznej? - zasugerowal doradca. Czemu nie - zgodzil sie premier. Channing House, Kent Marzec 1997 Spojrzmy prawdzie w oczy, Warner, wkrotce spelnia sie nasze najgorsze obawy - powiedzial sir James Gardiner do gospodarza, pulkownika Petera Warnera, kiedy po kolacji pili porto przy kominku. -Moze czesc wyborcow zmieni zdanie w ostatniej chwili? - zastana wial sie Warner. - Fakt, nie jestesmy swieci, ale przynajmniej wiedza, czego sie po nas spodziewac. Gardiner pokrecil glowa z kwasnym usmiechem. Nie licz na to. No, chyba zeby nagle sie okazalo, ze Blair i Brown sa kochankami czy cos w tym stylu. Tak, jak sie sprawy maja, zanosi sie na ich triumf. Boze, ale mnie to wkurza - mruknal Warner. - Wszystko przez brudasow z workami pieniedzy i slaboscia do dziwek, ktore nie potrafia trzymac geby na klodke. Skompromitowali nam partie. Nie chodzi tylko o partie - powiedzial Gardiner. - Trzeba myslec o kraju. Wkrotce ewolucja zacznie sie cofac. Zapamietaj moje slowa. Dobor naturalny stanie sie przezytkiem. Slabi i kulawi odziedzicza ziemie. Wszyscy beda zwyciezcami, bo nikomu nie bedzie wolno przegrywac. A co z nami? - spytal Warner. - Co zrobimy? A co mozemy zrobic? Zaczekamy, Warner. Bedziemy mieli oczy i uszy otwarte i zaczekamy na wlasciwy moment. Na razie naszym priorytetem jest dopilnowanie, zeby nieprzychylny nam rzad za bardzo sie nami nie interesowal. - ~ Zawsze ostroznie dobieralismy ludzi - powiedzial Warner. - Nie sadzisz chyba, ze cos nam grozi? Niepokoi mnie to zamieszanie w Porton - odparl Gardiner. Chodzi o te szczepionke? Myslalem, ze Crowe wszystko zalatwil. I to skutecznie. O Crowe'a sie nie martwie, jest jednym z nas. Chodzi raczej o ludzi, ktorzy pracowali przy projekcie, o zespol. Byli przekonani, ze pracuja na zlecenie rzadu, a w gruncie rzeczy tak nie bylo. Finansowanie zespolu odbywalo sie na dosc luznych zasadach, bo politykom nie chcialo sie dociekac, co dzieje sie w Porton. Pieniadze pochodzily ze srodkow na "projekty specjalne". Rozumiem. - Warner napelnil kieliszek Gardinera z krysztalowej karafki stojacej na stoliku przy krzesle. - Nowy minister obrony i nowi ludzie w Porton moga zaczac zadawac niewygodne pytania. Mowbray bedzie trzymal reke na pulsie, od czasu tej cholernej wpadki dyskretnie obserwuje czlonkow zespolu; gdyby ktoremus nagle zachcialo sie spisac pamietniki, musielibysmy cos z tym zrobic. Na razie sie na to nie zanosi, ale trzeba uwazac. Przeciez podpisali zobowiazanie do zachowania tajemnicy. Wiedzieli, ze wszystko, co robili w Porton, bylo scisle tajne - powiedzial Warner. Gardiner usmiechnal sie pod nosem. Zauwazylem, ze ostatnimi czasy ustawa o tajemnicy panstwowej nie robi juz takiego wrazenia jak kiedys. I za odpowiednia sume... To tez znak czasow, do diabla. Ale co wazniejsze, gdyby ci ludzie dowiedzieli sie, ze ich prace nie mialy oficjalnej aprobaty wladz i ze rzad Jej Wysokosci nie zostal poinformowany o klopotach ze szczepionka, Bog raczy wiedziec, co by sie stalo. Pamietaj, ze Sebring, ten naukowiec, na ktorego Crowe uporczywie zwalal wine, nie jest jednym z nas. Trzeba na niego uwazac. Co wiec twoim zdaniem powinnismy zrobic? - spytal Warner, patrzac na Gardinera znad kieliszka. Porozmawiam z Mowbrayem. Powiem mu o naszych obawach. Poprosze, zeby zwrocil szczegolna uwage na Sebringa, gdyby doszlo do jakichs przetasowan w Porton albo Ministerstwo Obrony zaczelo zadawac niewygodne pytania o specjalne budzety. Warner skinal glowa. Myslisz, ze cale to gadanie o syndromie wojny w Zatoce moze byc dla nas zagrozeniem? - Wstal z krzesla i dorzucil do ognia. - Dzis rano znow mowili o tym w telewizji. Nasi ludzie z Ministerstwa Obrony powiedzieli mi w zaufaniu, ze rzad Jej Wysokosci nie zmieni stanowiska w tej sprawie. Mnie to wystarczy. Dla nich zaden syndrom nie istnieje. A co z mieczakami, ktorzy po wyborach obejma rzady? I ciagnacymi sie za nimi hordami pracownikow opieki spolecznej? Mieczaki do rzadu nie trafia - odparl Gardiner. - To robota dla politykow, a ci sa o wiele bardziej przewidywalni. Nie zaczna nagle rozdawac pieniedzy. Zaloze sie, ze utrzymaja nalozone przez torysow ograniczenia wydatkow, zeby mozna bylo za wszystko winic odchodzaca administracje. A weteranow z Zatoki Perskiej odesla do Brytyjskiego Stowarzyszenia Medycznego, ktore utrzymuje, ze syndrom wojny w Zatoce nie istnieje. Ale ci ludzie nie daja za wygrana, zadaja coraz to nowych dochodzen. -Moze i tak, mysle jednak, ze jestesmy w miare bezpieczni. Na szczescie w tej cholernej wojnie popelniono tyle bledow, ze nie trzeba podrzucac mediom tematow zastepczych, bo i tak co i rusz cos nowego wychodzi na jaw. Warner oparl glowe na skorzanej poduszce i spojrzal w plomienie. Piec lat w cieniu, niezbyt zachecajaca perspektywa. Na pieciu moze sie nie skonczyc - powiedzial Gardiner. Myslisz? Szkoda, ze Bl