4026
Szczegóły |
Tytuł |
4026 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4026 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4026 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4026 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RAFAEL SABATINI
SZCZʌLIWA GWIAZDA KAPITANA BLOODA
Prze�o�y�: El�bieta Marsza�
ROZDZIA�1 � SMOCZA GARDZIEL
Z fregaty by� przepi�kny okr�t, od sylwetki po detale wypieszczony z najwi�ksz� matczyn� mi�o�ci�, jak�e cz�sto widoczn� w dzie�ach hiszpa�skich budowniczych. �eni�c pobo�no�� z wiernopodda�stwem, nadano mu imi� ��wi�ty Filip", a wyposa�ono z przepychem r�wnym urodzie jego linii. Bogato rze�bione sprz�ty, zielone zas�ony z adamaszku, z�ocone, spiralne ornamenty grodzi, wszystko to si� z�o�y�o na wykwintne wn�trze wielkiej kabiny sk�panej w promieniach s�o�ca, wpadaj�cych przez wysokie okna rufowe, szeroko teraz otwarte ponad spienionym kilwaterem.
W kabinie Piotr Blood, obecny w�a�ciciel okr�tu, chwilowo powr�ciwszy do swojej prawdziwej profesji medyka, nachyla� si� przy Hiszpanie z�o�onym na le�ance pod komor� rufow�. Kszta�tnymi, lecz mocnymi d�o�mi, kt�rym zr�czno�� nadawa�a delikatno�ci dotyku d�oni kobiecych, zmieni� Hiszpanowi opatrunek otwartego z�amania ko�ci udowej. Na koniec zaci�gn�� �upki opaskami usztywniaj�cymi, wyprostowa� si� i skinieniem g�owy odprawi� czarnego stewarda, pe�ni�cego rol� pomocnika.
- Jest bardzo dobrze, Don Ilario. - M�wi� lekkim tonem, bardzo p�ynn�, nawet wytworn� hiszpa�szczyzn�. - Mog� ju� zar�czy� s�owem, �e b�dzie pan zn�w chodzi� na dw�ch w�asnych nogach.
Blady u�miech troch� rozja�ni� cienie na zapadni�tym od bole�ci, szlachetnym obliczu pacjenta.
- Dzi�ki Bogu - rzek� - i panu. - Prawdziwy cud - �aden cud. Zwyk�y zabieg chirurgiczny.
- Ach! A osoba chirurga? To jest cud. Kt� by uwierzy�, �e zosta�em uzdrowiony przez kapitana Blooda?
Wysoki i gibki Piotr Blood odwija� ju� r�kawy cienkiej batystowej koszuli. Jego oczy, tak zadziwiaj�co niebieskie pod czarnymi brwiami i w opalonej na kolor mahoniu, orlej twarzy, z powag� mierzy�y rozm�wc�.
- Lekarzem zostaje si� na ca�e �ycie - zauwa�y� filozoficznie, jakby tytu�em wyja�nienia. - A ja by�em kiedy� lekarzem, jak chyba wiadomo panu.
- Jak przekona�em si� na w�asnej sk�rze, z po�ytkiem dla niej. Ale jaki� to alchemik losu zmienia lekarza w bukaniera? Kapitan Blood u�miechn�� si� w zadumie.
- Moje k�opoty wzi�y si� z my�lenia - podobnie jak w pa�skim przypadku - wy��cznie o obowi�zku lekarza, z tego, �e w rannym widzia�em tylko pacjenta, nie dbaj�c o to, sk�d pochodz� jego rany. By� nieszcz�snym buntownikiem, walcz�cym u boku ksi�cia, Mon-moutha. Kto opatruje buntownika, ten jest buntownikiem. Tak g�osi prawo chrze�cija�skich istot ludzkich. Przy�apano mnie z krwi� na r�kach, przy�apano na ohydnej zbrodni opatrywania ran buntownikowi i zosta�em za to skazany na �mier�. Z�agodzono mi kar�, bynajmniej nie z mi�osierdzia. W koloniach byli potrzebni niewolnicy. Z �adunkiem podobnych nieszcz�nik�w przewieziono mnie za morze i sprzedano na Barbadosie. Uciek�em i s�dz�, �e chirurg musia� umrze� mniej wi�cej w tej samej chwili, w kt�rej narodzi� si� kapitan Blood. Jednak duch lekarza nadal pokutuje w ciele bukaniera, o czym pan sam si� przekona�, don Ilario.
- Z wielkim dla siebie po�ytkiem i g��bok� wdzi�czno�ci�. A ten duch dalej praktykuje niebezpieczne mi�osierdzie, kt�re zabi�o lekarza?
- Ach!
�ywe oczy z przenikliwym b�yskiem obserwowa�y rumieniec pokrywaj�cy blade policzki Hiszpana i dziwny wyraz jego spojrzenia.
- Nie obawia si� pan, kapitanie, �e historia mo�e si� powt�rzy�?
- Ja ju� niczego si� nie obawiam.
Blood si�gn�� po kaftan z czarnej satyny, bogato obszytej srebrnym galonem. Poprawi� kaftan na ramionach, przed lustrem u�o�y� na szyi kosztowny ko�nierz z brabanckiej koronki, odrzuci� pukle czarnej peruki i, got�w do wyj�cia, przystan�� wytworny i m�ski w ka�dym calu, bardziej pasuj�c do antykamer Eskurialu ni� do rufowego pok�adu na pirackim okr�cie.
- Prosz� teraz odpocz��, najlepiej przespa� si� do wybicia o�miu szklanek. Nie ma objaw�w gor�czki. Niemniej zalecam spok�j. Pacjent jednak nie zdradza� ochoty do za�ywania spokoju.
- Jedn� chwilk�, don Pedro... Prosz� jeszcze nie odchodzi�... Ta sytuacja mnie zawstydza. Nie mog� tak k�ama�, maj�c ten wielki d�ug wdzi�czno�ci wobec pana. Ja �egluj� pod fa�szyw� bander�.
Ironiczny u�miech zago�ci� na w�skich wargach Blooda.
- Czasami to bardzo wygodne, jak sam mia�em okazj� si� przekona�.
- Och, to zupe�nie, co innego! Ja plami� sw�j honor. Dla pana
- podj�� nagle, nie spuszczaj�c czarnych oczu z kapitana - jestem tylko jednym z czw�rki hiszpa�skich rozbitk�w, kt�rych pan uratowa� z owej rafy przy Saint Yincent i wspania�omy�lnie podj�� si� wysadzi� w Santo Domingo. Moje poczucie honoru wymaga, aby pan pozna� ca�� prawd�.
Blood mia� lekko rozbawion� min�.
- W�tpi�, czy m�g�by pan wnie�� du�o nowego do mej wiedzy. Mam przyjemno�� z don Ilario de Saavedra, nowym kr�lewskim gubernatorem Hispanioli. Zanim si� rozbi� w wichurze, pa�ski okr�t wchodzi� w sk�ad eskadry markiza Riconete, z kt�rym otrzymali�cie wsp�lne zadanie oczyszczenia Morza Karaibskiego od tego wcielonego diab�a, pirata i bukaniera, nieprzyjaciela Boga i Hiszpanii imieniem Piotr Blood.
Bezbrze�ne zdumienie odmalowa�o si� na obliczu don Ilaria.
- Yirgen Santissima - Panno Przenaj�wi�tsza! To pan wie o tym?
- Z chwalebn� roztropno�ci� w�o�y� pan swoj� nominacj� do kieszeni tu� przed zatoni�ciem pa�skiego okr�tu. Z roztropno�ci� nie mniej chwalebn� ja j� sobie obejrza�em zaraz po wci�gni�ciu pana na pok�ad. W moim fachu nie przesadza si� z dobrymi obyczajami.
Ta szczera odpowied� tyle� wyja�ni�a, co na nowo zdumia�a Hiszpana.
- I mimo to nie tylko obszed� si� pan ze mn� �askawie, ale odwozi mnie, w rzeczy samej, do Santo Domingo. - Nagle zrzed�a mu mina.
- Ale, rozumiem. Pan liczy na moj� wdzi�czno�� i...
Kapitan Blood przerwa� mu w p� s�owa.
- Wdzi�czno��? - Za�mia� si�. - To ostatnie uczucie, na jakie bym liczy�. Ja licz� tylko na siebie, m�j panie, i na nic wi�cej. No i niczego si� nie obawiam, jak ju� wspomnia�em. A pan niczego nie jest d�u�ny bukanierowi, tylko lekarzowi, co oznacza d�ug zaci�gni�ty u ducha. Czyli umorzony. Prosz� si� nie trapi�, czy ma pan zobowi�zania wobec mnie, czy wobec kr�la. Zosta�em ostrze�ony. Dajcie sobie spok�j, don Ilario.
Z tymi s�owy opu�ci� sko�owanego i oszo�omionego Hiszpana. Wychodz�c na �r�dokr�cie, gdzie kr�ci�o si� dobre osiem dziesi�tk�w pirat�w, jaka� po�owa za�ogi, Blood zauwa�y� m�tno�� w niedawno klarownym i czystym powietrzu. Pogoda wcale si� nie ustali�a na dobre po przej�ciu huraganu ponad tydzie� temu, kiedy to kapitan wzi�� na pok�ad don Ilaria i jego trzech towarzyszy ze skalistej wysepki, na kt�r� wyrzuci� ich sztorm. W�a�nie przez te przeciwne, do�� gwa�towne wiatry na przemian z okresami bezwietrznej ciszy, ��wi�ty Filip" wci�� nie osi�gn�� portu przeznaczenia, znajduj�c si� oko�o dwudziestu mil na po�udnie od Saony. Z �aglami to zwisaj�cymi, to wype�nionymi podmuchami wiatru, ledwie pe�zn�� teraz po �agodnie rozko�ysanej, po�yskliwej toni w kolorze najciemniejszego fioletu. Odleg�e wzg�rza Hispanioli niedawno jeszcze widoczne wyra�nie po prawej burcie, obecnie znikn�y w szarej mgie�ce. Nawigator Chaffinch, stoj�cy przy rumplu pod �cian� ruf�wki, zagadn�� przechodz�cego Blooda.
- Idzie nowa bieda, kapitanie. Zaczynam w�tpi�, czy w og�le dojdziemy do Santo Domingo. Mamy Jonasza na pok�adzie.
Co si� tyczy�o biedy, Chaffinch mia� racj�. W po�udnie dmuchn�� wiatr od zachodu, przynosz�c taki sztorm, �e ko�o p�nocy wszystkich na pok�adzie opad�a mimochodem wypowiedziana przez nawigatora w�tpliwo��, czy w og�le dojd� do Santo Domingo. Pod nawa�� ulewy, przy trzasku piorun�w i w�r�d wal�cych we� olbrzymich fal, okr�t stawia� czo�o wichurze, uparcie sztormuj�c na p�nocny zach�d. Dopiero o �wicie wyzion�wszy resztki tchu, wichura odst�pi�a ��wi�tego Filipa", kt�ry nurzaj�c si� w czarnej toni i w jej d�ugich, g�adkich wa�ach wodnych, rachowa� i liza� swoje rany. Wyrwana por�cz nadburcia pok�adu rufowego posz�a na dno razem z falkonetami. Morze zabra�o szalup� ze �r�dokr�cia, a pogruchotane kawa�ki drugiej le�a�y na desce rozprzowej, wczepione pomi�dzy wanty i paduny fokmasztu. Ze wszystkich zniszcze� nad pok�adem najpowa�niejsze by�o uszkodzenie, jakiemu uleg� grotmaszt. P�k� i nie do��, �e sta� si� bezu�yteczny, to jeszcze grozi� runi�ciem. Trzeba jednak odda� gwa�townej wichurze t� ma�� sprawiedliwo��, �e przenios�a ich prawie do samego celu podr�y. Na p�nocy, o nieca�e pi�� mil przed dziobem widnia�a El Rosario, za kt�r� le�a�o Santo Domingo. Don Ilario musia� w swoim w�asnym interesie zapewni� im nietykalno�� na wodach hiszpa�skiego portu i pod lufami dzia� portowej twierdzy kr�la Filipa.
By� jeszcze do�� wczesny, jasny ju� i promienny ranek po burzy, kiedy poobijany okr�t tylko pod bezanem i sko�nymi �aglami wyd�tymi �agodn� bryz�, ale bez skrawka p��tna na go�ym grotmaszcie, je�liby pomin�� bander� Kastylii pod jego jab�kiem, mozolnie min�� dawno temu naniesiony nurtami Ozamy naturalny falochron i wszed� w�skim wschodnim kana�em do przedporcia Santo Domingo. Wysondowawszy osiem s��ni przy samym brzegu mierzei, wznosz�cej si� na koralowym fundamencie niczym molo, ��wi�ty Filip" dobi� do owej szerokiej w�wczas na �wier� i d�ugiej na blisko mil� wyspy, przez ca�� d�ugo�� kt�rej bieg�a �rodkiem niska gra� zwie�czona k�pami sabali. Tutaj okr�t rzuci� kotwic� i wystrza�em z dzia�a odda� salut najwspanialszemu w Nowej Hiszpanii miastu po drugiej stronie zalewu. Ja�nia�o nieskaziteln� biel� i urod�, jak bezcenny klejnot w szmaragdowym pier�cieniu rozleg�ej sawanny, miasto plac�w, pa�acowych rezydencji i ko�cio��w jakby �ywcem przeniesionych z Kastylii, z g�ruj�c� nad wszystkim iglic� katedry, miejscem ostatniego spoczynku proch�w Krzysztofa Kolumba.
Przy bia�ym molo wszcz�� si� ruch i niebawem ku ��wi�temu Filipowi" po�pieszy�a gromada �odzi pod wodz� dwudziestowios�owej z�oconej barki, powiewaj�cej ��to-czerwon� flag� Hiszpanii. Pod czerwonym nettem ze z�otymi fr�dzlami, odziany w be�owe tafty i szerokoskrzyd�y kapelusz z pi�rem, siedzia� w barce gruby, smag�y dostojnik o nalanych, sinawych policzkach, kt�ry ju� wkr�tce poc�c si� t sapi�c, wkracza� po burtowym trapie na �r�dokr�cie fregaty.
Kapitan Blood ca�y w czarnej i srebrnej gali oczekiwa� go�cia przy wyniesionej na pok�ad le�ance z przykutym do niej don Ilariem. Rannemu dotrzymywali kompanii trzej wsp�rozbitkowie, za nimi za� szereg bukanier�w strojnych w moriony i kirysy hiszpa�skiej piechoty pr�y� si� z muszkietami u nogi. Don Clemente Pedroso, ust�puj�cy gubernator, na kt�rego miejsce przybywa� don Ilario, nie da� si� jednak zwie�� pozorom. Rok temu, u brzeg�w Puerto Rico, na pok�adzie zdobytego i z�upionego przez kapitana Blooda galeonu, Pedroso spotka� si� z piratem twarz� w twarz, a twarzy Blooda nie mo�na by�o zapomnie�. Don Clemente raptownie przystan�� w p� kroku. Na jego �niadym, gruszkowatego kszta�tu obliczu odmalowa�a si� mieszanina strachu i z�o�ci. Kapitan z�o�y� mu dworny uk�on, zamiataj�c pok�ad pi�rem kapelusza.
- My�l�, �e pami�� waszej ekscelencji przynosi mi zaszczyt. Prosz� jednak nie s�dzi�, �e �egluj� pod fa�szyw� bander�. - Wskaza� w g�r� na flag�, kt�ra umo�liwi�a ��wi�temu Filipowi" z�o�enie tej wizyty. - To z powodu obecno�ci na pok�adzie don Ilaria de Saavedra, nowego gubernatora Hispanioli z ramienia kr�la Filipa.
Don Clemente wlepi� wzrok w blade, szlachetne oblicze cz�owieka na le�ance, nie m�wi�c s�owa, tylko g�o�no sapi�c, podczas gdy don Ilario pokr�tce wyja�ni� sytuacj� i przed�o�y� kr�lewski dokument, nieco rozmyty od morskiej k�pieli, ale wci�� czytelny. Przedstawi� r�wnie� trzech uratowanych razem z nim Hiszpan�w oraz zapewni�, �e wszystko potwierdzi ostatecznie markiz Riconete, admira� wielkiego oceanu, kt�ry lada dzie� zawinie ze swoj� eskadr� do Santo Domingo.
Don Clemente w ponurym milczeniu wys�ucha� tych s��w i z ponur� min� obejrza� dokument. Sytuacja, oraz obecno�� kapitana Blooda budzi�y w nim w�ciek�o��, kt�r� przezornie stara� si� od tej chwili pokrywa� wynios�� postaw�. Jednak rzuca�o si� w oczy, �e spieszno mu by�o do po�egnania.
- Moja barka jest do dyspozycji waszej ekscelencji, don Ilario. Chyba nic nas tu nie zatrzymuje.
Na wp� obr�ci� si� do odej�cia, w swej niepohamowanej pysze ju� w og�le nie dostrzegaj�c kapitana Blooda,
- Nic - przyzna� don Tlario - poza z�o�eniem podzi�kowania memu wybawcy i sp�at� d�ugu wdzi�czno�ci.
- Mniemam, naturalnie, �e musimy pozwoli� mu swobodnie odp�yn�� - nie odwracaj�c si�, cierpko rzuci� don Clemente.
- Chyba nie mia�bym wstydu, odp�acaj�c si� tak� ma�� i n�dzn� monet� - rzek� don Ilario - zw�aszcza przy obecnym stanie jego okr�tu. I tak b�dzie to tylko drobnym zado��uczynieniem za oddan� mi wielk� przys�ug�, je�li pozwolimy kapitanowi zaopatrzy� si� tutaj w drewno i wod�, �wie�� �ywno�� i �odzie w zast�pstwie tych, kt�re straci�. Musi r�wnie� otrzyma� prawo azylu w Santo Domingo na dokonanie napraw.
- Naprawami nie potrzebuj� k�opota� Santo Domingo - wtr�ci� Blood. - Tutaj mi b�dzie wprost idealnie i za pa�skim pozwoleniem, don Clemente, chwilowo obejm� t� wysepk� w posiadanie.
Don Clemente, w kt�rym wszystko si� gotowa�o podczas wypowiedzi don Ilaria, obr�ci� si� i nagle wybuchn��.
- Za moim pozwoleniem?! - zawo�a�, ��kn�c na twarzy. - Dzi�kuj� Bogu i wszystkim �wi�tym, �e nie d�wigam tej ha�by, skoro to don Ilario jest gubernatorem.
Saavedra zmarszczy� brwi.
- Prosz� o tym nie zapomina� - wycedzi� zimno - i spu�ci� z tonu, don Clemente, je�li �aska.
- Och, s�uga uni�ony waszej ekscelencji - ust�puj�cy gubernator pok�oni� si� z jadowit� ironi�. - Pa�skie rozkazy, naturalnie, zadecyduj�, ile czasu ten wr�g Boga i Hiszpanii b�dzie korzysta� z go�ciny i protekcji Jego Katolickiej Kr�lewskiej Mo�ci.
- Tyle, ile b�dzie potrzebowa� na dokonanie napraw.
- Rozumiem. A kiedy ju� ich dokona, ma, naturalnie, odp�yn�� bez przeszk�d, aby dalej napada� i grabi� okr�ty Hiszpanii?
- Ma moje s�owo - odpar� Saavedra lodowatym tonem - �e mo�e swobodnie odp�yn��, i �e przez nast�pne czterdzie�ci osiem godzin nie podejmiemy po�cigu ani innych krok�w przeciwko niemu.
- I na to ma pa�skie s�owo? Na wszystkie kr�gi piek�a! On ma pa�skie s�owo...
- I on tak sobie my�li, �e przezornie b�dzie mie� r�wnie� pa�skie s�owo, przyjacielu - przerwa� mu Blood z szydercz� uprzejmo�ci�.
Nie kierowa� nim strach o w�asn� sk�r�, lecz wielkoduszno�� wobec don Ilaria - ponosz�c wsp�ln� odpowiedzialno��, don Clemente nie m�g�by p�niej wyst�pi� przeciw swemu nast�pcy, o co kapitan podejrzewa� by�ego gubernatora.
Don Clemente omal nie pad� trupem. Gwa�townie zamacha� r�kami.
- S�owo! Moje s�owo! - d�awi� si� ze z�o�ci. Twartnu nabrzmia�a, jakby mia�o j� rozsadzi�. - My�lisz, �e ja dam s�owo pirackiemu zb�jowi? My�lisz...
Och, jak pan sobie �yczy. Je�li pan woli, mog� zaku� pana w dyby pod pok�adem i zatrzyma� obu, pana i don Ilaria na okr�cie do czasu, gdy b�d� zn�w got�w wyj�� w morze.
- To gwa�t.
Kapitan Blood wzruszy� ramionami.
- Mo�e pan tak to nazwa�. Ja nazywam to braniem zak�adnik�w. Don Clemente z coraz wi�ksz� nienawi�ci� przeszywa� go spojrzeniem.
- Musz� zaprotestowa�. Pod przymusem...
- Pod �adnym przymusem. Albo gwarantuje mi pan bezpiecze�stwo, albo zakuwam pana w dyby Ma pan wolny wyb�r. I gdzie tu przymus?
Milczenie przerwa� don llario.
- Opami�taj si�, m�j panie! Pa�ski op�r jest wysoce nie na
miejscu. Je�li nie zar�czycie s�owem honoru, to poniesiecie konsekwencje, m�j panie.
Tak przyparty do muru don Clemente, mimo ca�ej zawzi�to�ci i wbrew sobie z�o�y� wymagane przyrzeczenie. Po czym z�y jak osa zszed� z pok�adu, w przeciwie�stwie do don Ilaria, kt�ry dopiero po dwornym po�egnaniu zosta� wraz z le�ank� spuszczony na stropach* do czekaj�cej barki. Don llario i kapitan Blood rozstali si� w�r�d zapewnie� o wzajemnym szacunku i przyja�ni, maj�c pe�n� �wiadomo��, �e po wyga�ni�ciu rozejmu bynajmniej nie powstrzymaj� one nowego gubernatora od podj�cia wrogich dzia�a�, podyktowanych s�u�bowymi obowi�zkami. Kapitan z u�miechem patrzy�, jak powiewaj�ca flag�, czerwona barka �yska wios�ami i pruje przez zalew w kierunku mola*. Kilka mniejszych �odzi pop�yn�o w �lad za ni�. Przy burcie ��wi�tego Filipa" pozostali handlarze w �odziach pe�nych owoc�w, warzyw, �wie�ych ryb i mi�sa, licz�c na sprzeda� swych towar�w i wcale si� nie przejmuj�c, �e kupiec jest piratem.
Wolverstone, jednooki olbrzym, nieodst�pny towarzysz Blooda od wsp�lnej ucieczki z Barbadosu, opar� si� przy nim o nadburcie.
- Mam nadziej�, �e nie b�dziesz zbytnio polega� na s�owie tej opas�osinej, gubernatorskiej g�by?
- Ajaj, Ned, to brzydko mie� tak� podejrzliw� natur�. Cz�owiek �lubuje pod s�owem honoru, a ty musisz wyrz�dza� mu krzywd�, pow�tpiewaj�c w jego szczero��? Wstyd, Ned, oj wstyd, ale mimo wszystko, aby nie nara�a� go na pokusy, ufortyfikujemy si� na naszej wyspie.
Nie zwlekaj�c, wzi�li si� po piracku, czyli szybko i fachowo, do roboty. Zbudowali schodnie ��cz�ce okr�t z wysp� i na ten skrawek piasku i korali wytoczyli dwadzie�cia cztery dzia�a ��wi�tego Filipa", tak je rozmieszczaj�c, �eby trzyma�y port pod ostrza�em. Wznie�li namiot z �aglowego p��tna, �ci�wszy palmy na podpory, za�o�yli ku�ni� i po�o�ywszy uszkodzony maszt, �ci�gn�li go na l�d do naprawy. Okr�towi cie�le przyst�pili tymczasem do reperacji nadbud�wek, a pirackie za�ogi trzech �odzi dostarczonych z rozkazu don
Ilaria zwozi�y pitn� wod�, drewno i niezb�dne zapasy, za kt�re Blood skrupulatnie p�aci� co do grosza.
Piraci pracowali dwa dni bez przerw i przeszk�d. Rankiem dnia trzeciego warta podnios�a alarm, jednak nie od strony portu ani miasta naprzeciwko mierzei, lecz od strony otwartego morza za plecami pirat�w. Pilnie wezwany kapitan Blood wyszed� na gra�, �eby ze szczytu wzniesienia rozpatrzy� si� w sytuacji. To warzy szli mu Wolverstone, Chaffinch, Hagthorpe, szlachcic z Kornwalii, dziel�cy z Bloodem koleje losu, oraz Ogle, by�y kanonier kr�lewskiej marynarki. W odleg�o�ci nieca�ej mili od wyspy ujrzeli eskadr� pi�ciu galeon�w, kt�re w glorii wimpli i bander sz�y pod wszystkimi �aglami, pe�nymi s�abej, lecz wzmagaj�cej si� morskiej bryzy. Na oczach grupki pirackiej starszyzny wykwit� bia�y ob�oczek dymu w kszta�cie kalafiora przy burcie prowadz�cego galeonu, a salut armatni na dobre rozbudzi� grzmotem jeszcze wp� u�pione miasto.
- Pi�kny widok - zauwa�y� Chaffinch.
- Dla poety albo kapitana okr�tu odpar� Blood. - A ja dzi� nie jestem ani jednym, ani drugim. S�dz�, �e to b�dzie admira� wielkiego oceanu kr�la Filipa, markiz Riconete.
- A on nie da� s�owa honoru, �e zostawi nas w spokoju - ponuro i zbytecznie przypomnia� Wolverstone.
- Ju� ja postaram si�, aby to uczyni�, zanim go przepu�cimy przez Smocz� Gardziel.
Blood obr�ci� si� na pi�cie i z�o�ywszy d�onie w tr�bk�, dono�nie i wyra�nie wyda� rozkazy kilkudziesi�ciu piratom przy stoj�cych w dole dzia�ach. Gromada natychmiast przyst�pi�a do wykonania polece� i przez najbli�sze pi�� minut wszyscy zwijali si� jak w ukropie, ci�gn�c i taszcz�c dwa rufowe dzia�a ��wi�tego Filipa" na szczyt wzniesienia. Ledwie ustawiono te u�ywane do ostrzeliwania �cigaj�cych, ci�kie kanony, o dono�no�ci p�torej mili, a ju� Ogle migiem wyrychtowa� jedn� z nich. Po komendzie Blooda przy�o�y� lont do zapa�u i pos�a� trzydziestofuntow� kul� pro�ciutko po trawersie przed oddalony o trzy �wierci mili dzi�b admiralskiego okr�tu. Nie istnieje �aden sygna� szybciej i skuteczniej k�ad�cy okr�t w dryf.
Zaskoczenie zaskoczeniem, ale ten trzydziestofuntowy grom z jasnego nieba zatrzyma� markiza Riconete niemal w miejscu. Ze sterem wychylonym do oporu okr�t admira�a wykona� zwrot na bakburt� i stan�� w �opocie. Na d�wi�k tr�bki, kt�rej nik�e tony dolecia�y ponad sk�pan� w s�o�cu toni� a� do pirat�w, cztery pozosta�e galeony powt�rzy�y ten sam manewr. Szalupa spuszczona z flagowego okr�tu pomkn�a w kierunku wyspy, �eby zbada� �r�d�o cudu.
Piotr Blood z Chaffinchem i jeszcze dziesi�tkiem swoich ludzi oczekiwa� przybicia szalupy do pla�y. Wolverstone i Hagthorpe zaj�li stanowiska po drugiej stronie mierzei, obserwuj�c zamar�y w napi�ciu port i molo. M�ody, wymuskany oficer wysiad� z szalupy na brzeg i w imieniu admira�a za��da� wyja�nie� wrogiego powitania. Otrzyma� je.
- Dokonuj� tutaj naprawy okr�tu, na co mi zezwoli� don Ilario de Saveedra w podzi�ce za pewn� drobn� przys�ug�, kt�r� mia�em honor mu odda�, kiedy rozbi� si� podczas niedawnej burzy. Admira� wielkiego oceanu musi potwierdzi� zezwolenie don Ilaria i z�o�y� w�asne �lubowanie, �e zostawi mnie w spokoju do zako�czenia niezb�dnych napraw, zanim zaryzykuj� wpuszczenie was do portu.
M�ody oficer zesztywnia� z oburzenia.
- Niezwyk�e to s�owa, m�j panie. Kim jeste�cie?
- Nazywam si� Blood. Kapitan Blood, do us�ug.
- Kapitan... Kapitan Blood! - m�odzieniec szeroko otworzy� oczy. - Ty jeste� kapitan Blood? - Znienacka parskn�� �miechem. - I ty masz czelno�� przypuszcza�, �e...
- Nie podoba mi si� ta �czelno��" - przerwa� mu Blood. - A je�li chodzi o to, co ja przypuszczam, prosz� za mn�. Oszcz�dzimy sobie ja�owej dyskusji.
Oci�gaj�c si�, Hiszpan pod��y� za nim w g�r� zbocza. Przystan�li na szczycie.
- Mia� mi pan w�a�nie powiedzie�, rzecz jasna - podj�� Blood - abym lepiej poleci� dusz� Bogu, bo armaty waszej eskadry zmiot� mnie z tej wyspy. Prosz� �askawie rzuci� okiem.
Ko�cem d�ugiej hebanowej laski wskaza� krz�tanin� u st�p wynios�o�ci, gdzie barwny zast�p pirat�w dwoi� si� i troi� przy �ci�gni�tych na l�d dzia�ach okr�towych. Sze�� przetaczano na nowe pozycje, sk�d ogniem na wprost mog�y niepodzielnie panowa� nad w�skim kana�em Smoczej Gardzieli. Gra� ca�kowicie os�ania�a t� bateri� przed ewentualnym ostrza�em od strony morza.
- Chyba si� pan orientuje w celu tego przedsi�wzi�cia. I by� mo�e s�ysza� pan, �e ogie� mojej artylerii jest wyj�tkowo celny. A gdyby nawet nie by�, mog� bez przechwa�ek zapewni�, a pan, jako cz�owiek inteligentny bez w�tpienia zgodzi si� ze mn�, �e pierwszy okr�t, kt�ry wysunie bukszpryt* zza tego tam cypelka, p�jdzie na dno, nim zd��y da� ognia ze swoich dzia�. - Z czaruj�cym wdzi�kiem wspar� si� na lasce. - Prosz� przekaza� pa�skiemu admira�owi wszystko, czego pan si� tu dowiedzia� oraz moje uk�ony i zapewnienie, �e mo�e wej�� do portu Santo Domingo, gdy tylko z�o�y obietnic�, o kt�r� prosz�, lecz ani chwili wcze�niej. -Odprawi� Hiszpana gestem. - B�g z wami, m�j panie. Chafflnch, odprowad� pana oficera do �odzi.
Za�lepiony z�o�ci� Hiszpan nie zdoby� si� na �adn� wymian� grzeczno�ci. Na po�egnanie zme�� w ustach jak�� hiszpa�sk� mieszanin� teologii ze spro�no�ci� i w�ciek�y zbieg� na d�. ��d� zabra�a go z powrotem do admira�a. Jednak albo niedok�adnie zda� spraw�, albo admira� nie nale�a� do ludzi, kt�rych �atwo przekona�. Bowiem godzin� p�niej salwy przeora�y gra�, a huk dzia� eskadry wstrz�sn�� powietrzem poranka.
Sp�oszone mewy poderwa�y si� i kr��y�y z wrzaskiem nad wysp�. Za to piraci nic sobie nie robili z kanonady, os�oni�ci naturalnym bastionem grani przed nawa�� �elaza. W okresie s�abszego ognia Ogle niczym w�� podpe�zn�� na g�r� do stanowisk kanon tak usadowionych, �e wysuwa�y tylko szyje ponad grani�. Pomale�ku, starannie wymierzy� jedno dzia�o. Nie m�g� chybi� do takiego celu, jaki stanowi�y ostrzeliwuj�ce mierzej�, oddalone o trzy czwarte mili hiszpa�skie okr�ty w szyku torowym. Z kanony, kt�rej istnienia nikt w�r�d Hiszpan�w nie podejrzewa�, Ogle wpakowa� trzydziesto-funtow� kul� w �rodkowy galeon, roztrzaskuj�c nadburcie �r�dokr�cia. Kula ostrzeg�a markiza, �e sko�czy�a si�-zabawa w bezkarne bombardowanie pirat�w. Zagra�y tr�bki, ca�a eskadra wykona�a zwrot przez sztag i odesz�a halsem pod przybieraj�cy na sile wiatr. Ogle po�egna� Hiszpan�w kul� z drugiego dzia�a, ju� bardziej na wiwat, lecz i tak nie�le pop�dzaj�c im kota. Gwizdn�� na swoich kanonier�w, aby bez po�piechu za�adowali dzia�a podczas sromotnej ucieczki wroga.
Przez ca�y dzie� Hiszpanie le�eli w dryfie poza zasi�giem dzia� Ogle'a, oddaleni na bezpieczn�, ich zdaniem, odleg�o�� p�torej mili. Korzystaj�c z okazji, Blood poleci� wci�gn�� pod gra� jeszcze sze�� armat i umocni� przedpiersie baterii, na co po�owa palm posz�a pod top�r. G��wne si�y pirat�w, odzianych jedynie w lu�ne sk�rzane portki, migiem uwin�y si� z t� robot�, a tymczasem pozostali, pod kierunkiem cie�li, najspokojniej w �wiecie robili swoje, usuwaj�c uszkodzenia. Ogie� buzowa� w kowalskim ognisku, m�oty dzwoni�y na kowad�ach. T� scen� mr�wczej krz�taniny nawiedzi� pod wiecz�r, przep�yn�wszy zalew w swojej barce, don Clemente Pedroso, arcyod-wa�ny z miny, cho� ziemisty na twarzy, jak nigdy. Zaprowadzony na gra�, gdzie kapitan Blood z pomoc� Ogle'a nadal dyrygowa� budow� przedpiersia, jego ekscelencja, pieni�c si� ze z�o�ci, zapyta� jak bukanierzy sobie wyobra�aj� koniec tej ca�ej zabawy.
- Je�eli kto� �ywi co do tego jakie� w�tpliwo�ci, to niech si� nie �udzi - rzek� kapitan Blood. - Koniec nast�pi z chwil�, kiedy admira� zagwarantuje mi nietykalno��, o kt�r� prosi�em.
Czarne oczka don Clemente'a wyra�a�y wrogo�� i wrogo�� by�a w zmarszczce u nasady jego haczykowatego nosa.
- Pan nie zna markiza Riconete.
- Jest jeszcze gorzej, bo markiz nie zna mnie. Ale my�l�, �e wkr�tce obaj poznamy si� bli�ej.
- To pan si� �udzi. Obietnica z�o�ona przez don Ilaria w niczym nie wi��e admira�a. On nigdy nie p�jdzie z panem na ugod�. Blood roze�mia� mu si� w nos.
- Przeb�g, w takim razie mo�e tkwi� tam, gdzie jest, dop�ki nie ujrzy dna w bary�kach z wod�. Potem mo�e umiera� z pragnienia, albo odp�yn�� na poszukiwanie wody. Prawd� m�wi�c, chyba nie b�dziemy musieli czeka� tak d�ugo. Pewnie pan zauwa�y�, �e wiatr przybiera na sile od po�udnia. Kiedy zacznie dmucha� na dobre, pa�ski markiz mo�e mie� k�opoty w s�siedztwie brzegu.
Don Clemente ul�y� sobie, ciskaj�c kilka zawoalowanych blu�nierstw. Blood sprawia� wra�enie, jakby si� dobrze bawi�.
- Rozumiem pa�sk� m�k�. Pan ju� mnie widzia�, jak dyndam na szubienicy.
- Niewiele rzeczy w �yciu sprawi�oby mi wi�ksz� przyjemno��.
- Niestety! Przykro mi, ale chyba b�d� musia� rozczarowa� wasz� ekscelencj�. Mo�e zje pan ze mn� kolacj� na okr�cie?
- Nie jadam z piratami, m�j panie.
- A jadaj pan sobie cho�by i z diab�em - odpar� Blood.
I don Clemente w gniewie pocz�apa� na swych kr�tkich, grubiutkich n�kach z powrotem do barki. Wolverstone odprowadzi� go zas�pionym okiem.
- Boga� tam, Piotrze, m�drzej by�oby zatrzyma� tego hiszpa�skiego pajaca. Przysi�ga kr�puje go nie mocniej ni� paj�czyna. Podst�pna glista do�o�y wszelkich stara�, �eby nam zaszkodzi�, nie bacz�c na przysi�gi.
- Zapominasz o don Ilario.
- My�l�, �e don Clemente te� mo�e zapomnie� o nim.
- B�dziemy mie� si� na baczno�ci - obieca� Blood z pewno�ci� siebie. Tej nocy piraci spali jak zwykle na okr�cie, pozostawiwszy jednak obs�ug� przy dzia�ach i wacht� w �odzi zakotwiczonej po�rodku Smoczej Gardzieli, na wypadek, gdyby admira� wielkiego oceanu pr�bowa� przej�� ryzykowny przesmyk pod os�on� nocnych ciemno�ci. Przez ca�y nast�pny dzie�, a by�a to niedziela, wszystko dalej tkwi�o w martwym punkcie. Za to w poniedzia�kowy ranek rozw�cieczony admira� ponownie zasypa� mierzej� gradem ku� i po tym przygotowaniu �mia�o wszed� do cie�niny, zamierzaj�c przebi� si� si��.
Bateria Ogle'a nic nie ucierpia�a, poniewa� Hiszpanie nie znali ani jej rozmiar�w, ani dok�adnej pozycji. Ani te� Ogle nie zdradzi� si� wcze�niej ni� dopiero w�wczas, gdy mia� wroga o p� mili. Wtedy da� salw� z czterech dzia� do prowadz�cego galeonu. Dwa pociski chybi�y, trzeci gruchn�� w wysoki kasztel dziobowy, a czwarty trafi� na linii wody i wywali� w kad�ubie dziur�, przez kt�r� zacz�o si� wdziera� morze. Trzy pozosta�e okr�ty hiszpa�skie czym pr�dzej wykona�y zwrot z wiatrem i uciek�y prawym halsem na wsch�d. Przechylony na bok, uszkodzony galeon chwiejnie pod��y� za nimi, w ogromnym po�piechu wyrzucaj�c za burt� dzia�a i wszelki ci�ki sprz�t, jakiego m�g� si� pozby�, aby podnie�� dziur� w burcie ponad lini� wody.
Tak si� zako�czy�a ta pr�ba sforsowania cie�niny, za� Hiszpanie, zawr�ciwszy na wiatr i �egluj�c lewym halsem, oko�o po�udnia znale�li si� na swej poprzedniej pozycji w odleg�o�ci p�torej mili. Znajdowali si� tam nadal, kiedy z Santo Domingo wyp�yn�a szalupa wioz�ca list, w kt�rym nowy gubernator don Ilario nakazywa� markizowi Riconete przyj�� warunki kapitana Blooda. Szalupa musia�a walczy� ze wzburzonym morzem, jako �e wiatr ponownie przybra� na sile, a z�owieszcze czarne chmury zaci�gn�y po�udniowy horyzont. Zapewne obawa przed zmian� pogody w po��czeniu z listem don Ilaria sk�oni�y markiza do ust�pstwa w sytuacji, gdy up�r zdawa� si� obiecywa� jedynie upokorzenie.
Tak wi�c znany ju� piratom hiszpa�ski oficer znowu odwiedzi� wysepk� u wej�cia do zalewu, przywo��c Bloodowi ��dane przyrzeczenie admira�a na pi�mie, w wyniku czego galeony mog�y si� wieczorem schroni� w porcie przed nadci�gaj�c� gwa�town� wichur�. Nie napastowane przep�yn�y Smocz� Gardziel i rzuci�y kotwic� pod miastem po drugiej stronie zatoki. Markiz Riconete by� do �ywego zraniony w swej dumie, tote� bardzo zajad�y sp�r rozgorza� owego wieczoru w pa�acu gubernatora. Niebezpieczna doktryna, wy�o�ona przez admira�a i poparta przez don Clemente'a, �e s�owo dane pod gro�bami nie wi��e honorowo, �ciera�a si� do upad�ego ze zdecydowanym, szlachetnym stanowiskiem don Ilaria, �e warunki musz� by� dotrzymane.
Zaufanie Blooda do danego mu s�owa honoru stanowi�o �r�d�o rosn�cej irytacji Wolverstone'a, kt�ry nie wierzy� w istnienie czego� takiego jak hiszpa�skie sumienie i honor. Bynajmniej nie uznawa� te� podj�tych �rodk�w bezpiecze�stwa za dostateczne, cho� do strze�enia Smoczej Gardzieli pozostawiono tylko sze�� dzia�, a ca�a reszta zosta�a teraz przetoczona i wycelowana na port. Kilka nast�pnych spokojnych dni wcale nie u�pi�o czujno�ci w jednym lecz bystrym oku olbrzyma, jednak dopiero w pi�tkowy ranek, kiedy maj�c ju� naprawiony maszt, byli prawie gotowi do wyj�cia w morze, Wolverstone wypatrzy� wreszcie co�, jak mu si� wydawa�o, godnego uwagi. Pod wp�ywem tej obserwacji wezwa� Blooda na ruf� ��wi�tego Filipa".
- Jaki� dziwny ruch szalup odchodzi tam w t� i we w t�, pomi�dzy hiszpa�sk� eskadr� a molem. Sam popatrz. I tak to ju� leci dobre p� godziny. �odzie pe�ne ludzi p�yn� do mola, a wracaj� puste do okr�t�w. Mo�e mi powiesz, co tam jest grane?
- To chyba zupe�nie jasne - rzek� Blood. - Wysadzaj� za�ogi
na l�d.
- Tyle i ja wyg��wkowa�em. Ale czy m�g�by� mnie o�wieci�, jaki jest sens albo cel tej operacji? Gdzie nie ma sensu, tam zwykle si� kryje co� z�ego. Nie zaszkodzi tej nocy postawi� na wyspie ludzi pod broni�.
Chmura na czole Blooda wskazywa�a, �e Wolverstone'owi uda�o si� zasia� ziarno podejrzenia.
- Diablo to dziwne, w rzeczy samej. A jednak... Przeb�g, nie uwierz�, �eby don Ilario zdradzi�.
- Nie chodzi o don Ilaria, tylko o don Clemente'a. S�owo honoru nie powstrzyma tej pe�nej ��ci ma�py od �adnego �wi�stwa. A je�li z Riconete'a jest drugi taki gagatek, na co wygl�da...
- Don Ilario ma teraz w�adz�.
- Nie przecz�. Ale opr�cz w�adzy jeszcze ma z�aman� nog� i siedzi w ��ku, wi�c tamci dwaj mog� go �mia�o olewa�, wiedz�c, �e sam kr�l Filip da�by im rozgrzeszenie.
- Je�eli dybi� na nasz� zgub�, to po co wysadzaj� za�ogi na l�d?
- Liczy�em, �e kto jak kto, ale ty, Piotrze, potrafisz mi rozwi�za� t� zagadk�.
- Skoro nie potrafi�, b�d� musia� p�j�� i poszuka� rozwi�zania. W�a�nie przybi� do burty barkas* handlarza owocami. Blood wychyli� si� przez por�cz nadburcia.
- Hej, cz�owieku! - zawo�a�. - Dajcie te bataty na pok�ad.
Obr�ciwszy si�, wezwa� kilku pirat�w ze �r�dokr�cia i rzuci� im kr�tkie polecenie, zanim sprzedawca owoc�w z koszami batat�w na g�owie wspi�� si� po trapie. Poproszony do kabiny kapita�skiej, poszed� nie podejrzewaj�c, �e zawieruszy si� do ko�ca dnia. Jego metyski pomocnik zosta� podobnie zwabiony na pok�ad i zamkni�ty ze swoim patronem w �adowni. A w�wczas brudnawy, bosy, opalony jegomo�� w zat�uszczonej koszuli, lu�nych perkalowych spodniach i w chu�cie portowego handlarza na g�owie zszed� z pok�adu ��wi�tego Filipa" do barkasu i odprowadzany niespokojnymi spojrzeniami zgromadzonych przy nadburciu pirat�w powios�owa� przez zalew w kierunku hiszpa�skiej eskadry. Dobiwszy do admiralskiego galeonu, pokrzykiwa� przez jaki� czas, wychwalaj�c swoje towary po pr�nicy. Wreszcie zadudni�y kroki na pok�adzie. Wartownik w morionie stan�� przy relingu i kaza� mu si� zabiera� razem z owocami do diab�a, dorzucaj�c niedyskretn�, ale ju� zb�dn� informacj�, �e nikogo nie ma na okr�cie, czego tylko taki g�upek m�g� nie zauwa�y�. Pomostuj�c ordynarnie, handlarz odp�yn�� do mola, wysiad� z barkasu i poszed� ugasi� pragnienie w portowej tawernie, gdzie by�o rojno od marynarzy hiszpa�skiej eskadry. Przy dzbanie wina wkupi� si� w �aski gromady Hiszpan�w swoj� niezwyk�� opowie�ci� o morzu krzywd doznanych z r�k pirat�w i zajad�� krytyk� admira�a za to, �e pozwala piratom panoszy� si� na mierzei u wej�cia do portu, zamiast wyprawi� ich najkr�tsz� drog� do piek�a. P�ynny hiszpa�ski handlarza nie budzi� �adnych podejrze�, a wojowniczo�� i jawna nienawi�� do morskich rozb�jnik�w zyska�y mu powszechne uznanie.
- To nie nasz admira� - zapewni� go jaki� bosman. - Markiz nigdy by nie poszed� na uk�ady z t� ho�ot�. To wina tego mi�czaka, gubernatora Hispanioli. To on da� im zezwolenie na napraw� okr�tu.
- Gdybym to ja by� admira�em Kastylii - rzek� handlarz - kln� si� na Naj�wi�tsz� Panienk�, �e za�atwi�bym si� z nimi, nie pytaj�c nikogo o zdanie.
W�r�d og�lnego �miechu t�gawy Hiszpan klepn�� go w plecy.
- Admira� te� tak my�li, m�j ty zuchu.
- Na przek�r jego gubernatorskiej mi�czakowo�ci - dorzuci� drugi Hiszpan.
- W�a�nie dlatego my wszyscy jeste�my na l�dzie - przytakn�� trzeci.
I tak ze strz�p�w informacji, kt�re wystarczy�o po prostu z�o�y� w ca�o��, wysz�a na jaw prawda o szykowanej piratom zgubie. Tak bardzo przypadli Hiszpanie handlarzowi do serca i tak bardzo handlarz przypad� do serca Hiszpanom, �e by�o ju� dobrze po po�udniu, kiedy si� wreszcie wytoczy� z tawerny i powr�ci� do swego barkasu i handlu. Interesy zawiod�y go ponownie na drug� stron� zalewu, a w ko�cu pokaza� si� przy ��wi�tym Filipie", holuj�c drugi, bardzo pojemny barkas za sob�. Zacumowa� pod trapem i wszed� na pok�ad �r�dokr�cia, prosto na Wolverstone'a, kt�ry z ulg�, acz nie bez oburzenia powita� przebiera�ca.
- Nie by�o mowy o schodzeniu na brzeg. Po jak� choler� �e� tam polaz�? Kiedy� w�o�ysz palec mi�dzy drzwi o jeden raz za du�o. Blood roze�mia� si�.
- Wcale nie pcha�em palca mi�dzy drzwi. A je�li nawet, to ryzyko si� op�aci�o. S�usznie darzy�em don Ilaria zaufaniem. Tylko dzi�ki temu, �e on dotrzymuje danego s�owa, nie poder�n� nam wszystkim garde� dzisiejszej nocy. Bo gdyby wyrazi� zgod� na u�ycie �o�nierzy garnizonu, jak chcia� don Clemente, nigdy by�my si� nie dowiedzieli o niczym, zanim nie by�oby ju� za p�no. Poniewa� don Ilario odm�wi�, don Clemente spikn�� si� z admira�em, drug� tak� krzywoprzysi�sk� kanali�. Wsp�lnie wykombinowali �liczny plan za plecami don Ilaria. Dlatego markiz �ci�gn�� swoje za�ogi na l�d i trzyma je w pogotowiu. Maj� cichaczem odbi� w �odziach o p�nocy, przep�yn�� nie strze�ony, p�ytki przesmyk zachodni i niejako tylnymi drzwiami zaj�� nas od strony morza, zaskoczy� u�pionych na pok�adzie ��wi�tego Filipa" i wyr�n�� w pie�. B�d� ich przynajmniej cztery setki. Niemal wszelka �ywa dusza z eskadry. Markiz Riconete chce sobie zapewni� przewag�.
- A nas tutaj wszystkiego osiemdziesi�ciu ch�opa! - Wolverstone wzni�s� swoje jedyne oko do nieba. - Zostali�my jednak uprzedzeni. Mo�emy przerzuci� dzia�a i rozbi� ich w drzazgi podczas l�dowania.
Blood pokr�ci� g�ow�.
- Nie zrobisz tego niepostrze�enie. Zobacz�, jak przetaczamy dzia�a i b�d� wiedzieli, �e zw�chali�my pismo nosem. I zmieni� plany, co by mi wcale nie pasowa�o.
- Tobie by to nie pasowa�o! A ta ich nocna napa�� ci pasuje?
- Widz�c zastawion� na mnie pu�apk�, by�oby co najmniej dziwne, gdybym nie z�owi� w ni� my�liwego. Zauwa�y�e�, �e przyholowa�em drugi barkas? Czterdziestu ludzi wejdzie do tych dw�ch �odzi, reszta pop�ynie w naszych czterech szalupach.
- Pop�ynie? Dok�d? Chcesz ucieka�?
- Oczywi�cie. Ale nie dalej, ni� mi si� op�aci.
Zwleka� do ostatniej chwili. Dopiero godzin� przed p�noc� wsadzi� swoj� za�og� do sze�ciu �odzi. A nawet w�wczas nie �pieszy� si� z wyp�yni�ciem. Zaczeka�, a� cisz� nocn� zak��ci�o odleg�e poskrzypywanie dulek, �wiadcz�ce o tym, �e Hiszpanie ju� maj� za sob� kawa� drogi do p�yciutkiej cie�niny po zachodniej stronie mierzei. Wtedy kaza� wreszcie odbija�, wydaj�c ��wi�tego Filipa" na pastw� wrog�w skradaj�cych si� ku niemu po nocy.
Wyl�dowawszy dobr� godzin� p�niej, Hiszpanie cicho niczym duchy przeszli gra� i zakradli si� pod bateri� dzia� i okr�towe schodnie. W grobowym milczeniu wtargn�li na pok�ad ��wi�tego Filipa". Tutaj wreszcie pozwolili sobie na ch�ralny wrzask, starym dobrym zwyczajem zagrzewaj�c si� do boju. Ku ich zdumieniu, ten og�uszaj�cy ryk nie obudzi� pirackiej ho�oty, kt�ra najwyra�niej pospala si� kamiennym snem i tak ufnie, �e nawet nie wystawi�a wart. G�upie uczucie pomini�cia czego� w rachubach zacz�o dociera� do �wiadomo�ci zbarania�ych Hiszpan�w, nie mog�cych nijak zrozumie�, dlaczego na zdobytym okr�cie nie ma �ywej duszy. Wtem j�zyki ognia niespodziewanie rozdar�y nocne ciemno�ci od strony portu i burtowa salwa dwudziestu dzia� z hukiem gromu rzygn�a lawin� �elaza w kad�ub ��wi�tego Filipa". Ci, co mieli zaskoczy� pirat�w, sami zaskoczeni rzucili si� do ucieczki z nabieraj�cej wody fregaty, wype�niaj�c noc krzykiem i przekle�stwami. Niepomni towarzyszy ranionych mordercz� salw�, Hiszpanie z ob��dnym przera�eniem ludzi, na kt�rych dybi� si�y przechodz�ce wszelkie ludzkie rozumienie, tratowali si� na schodniach, byle tylko osi�gn�� zbawczy l�d. Wysoki i chudy jak tyka markiz Riconete miota� si� na brzegu, zagarniaj�c uciekinier�w do szeregu.
- Ani kroku w ty�! Ani kroku, psubraty, niech was B�g �wi�nie!
Dwoj�c si� i troj�c, nie szcz�dz�c raz�w i wyzwisk, oficerowie jako tako sprawili szyki. Podczas gdy ��wi�ty Filip" pogr��a� si� w o�mio-s��niowej toni, Hiszpanie ju� w pewnym ordynku stali na pla�y i czekali z broni� w pogotowiu. Na co czekali, nie wiedzieli ani oni, ani sam markiz, kt�ry doprowadzony do bia�ej gor�czki ��da� od nieba i piek�a wyja�nienia tego cudu. Niebawem je otrzyma�.
W mroku zamajaczy�a czarna sylwetka wielkiego okr�tu, powoli zbli�aj�cego si� ku Smoczej Gardzieli. Plusk wiose� i zgrzytanie dulek �wiadczy�y o przeci�ganiu okr�tu pod wyj�cie z portu, a wkr�tce wizg blok�w i skrzypienie omasztowania donios�y wyt�onym hiszpa�skim uszom o stawianiu �agli.
Wlepiaj�c razem z don Clementem spojrzenie w ciemno��, markiz pierwszy rozwi�za� zagadk�. Kiedy prowadzi� swoich ludzi przeciwko, jak mniema�, u�pionej za�odze pirackiej fregaty, piraci, po�apawszy si�, �e ogo�oci� swoje galeony z za��g, przeprawili si� �odziami przez zalew, zaw�adn�li hiszpa�skim okr�tem i z jego dzia� ostrzelali w�asn� fregat� z Hiszpanami na pok�adzie. Zdobytym okr�tem, flagowym galeonem admira�a, wspania�� �Nadobn� Mari�" o czterdziestu dzia�ach i z admiralskim skarbcem w �adowni, ci przekl�ci piraci wychodzili sobie teraz w morze pod nosem wykiwanych Hiszpan�w.
Gorzkie by�y te s�owa markiza i gorzka by�a jego bezsilna w�ciek�o��, kt�r� przez d�ug� chwil� prze�ywa� wsp�lnie z don Clementem, dop�ki niedawnemu gubernatorowi nie za�wita�a w g�owie my�l o dzia�ach Blooda wycelowanych na przesmyk, wci�� na stanowiskach i niechybnie nabitych, skoro nie zosta�y u�yte. Gor�czkowo poinformowa� admira�a, w jaki spos�b mo�na jeszcze pobi� pirat�w ich w�asn� broni�, a Riconete uchwyci� si� pomys�u niczym ton�cy brzytwy.
- �lubuj� niebiosom, �e sukinsyny nie opuszcz� Santo Domingo, cho� musz� zatopi� m�j w�asny okr�t. Hej, tam! Dzia�a! Do dzia�!
Potykaj�c si� w mroku, p� setki ludzi pobieg�o za nim do nadbrze�nej baterii. Dotarli tam w chwili, gdy �Nadobna Maria" wchodzi�a w Smocz� Gardziel. Za nieca�e pi�� minut mia�a si� znale�� na linii strza�u bezpo�redniego. Nie spos�b by�o chybi� z tak bliskiej odleg�o�ci i z sze�ciu ju� wyrychtowanych dzia�.
- Kanoniera! - wrzasn�� markiz. - Natychmiast dawa� tu kanoniera, �eby mi pos�a� tego pirackiego diab�a na dno piek�a.
Kto� �wawo wyst�pi� naprz�d. W tylnych szeregach rozb�ys�o �wiat�o i podawana z r�k do r�k latarnia dotar�a do kanoniera. Ten z�apa� latarni�, odpali� od niej lont i podszed� do najbli�szego dzia�a.
- St�j! - rozkaza� markiz. - Zaczekaj, a� b�dziesz ich mia� na wprost.
Przy �wietle latarni kanonier w mig si� jednak zorientowa�, �e czekanie nic mu nie da. Z przekle�stwem na ustach skoczy� do drugiego dzia�a, o�wietli� otw�r zapa�owy i pobieg� dalej. Przelecia� tak ca�� bateri�, po ostatnie dzia�o. Ko�ysz�c latarni� w jednej r�ce, a skwiercz�cym lontem w drugiej, zawr�ci� tak wolnym krokiem, �e doprowadzi� markiza do szale�stwa. W odleg�o�ci nieca�ych stu jard�w przesuwa� si� pomale�ku czarny cie� kad�uba, nad kt�rym szarza�y �agle �Nadobnej Marii".
- Pr�dzej, durniu! Pr�dzej! Odpalaj! - rykn�� admira� wielkiego oceanu.
- Prosz� samemu spojrze�, ekscelencjo. - Kanonier postawi� latarni� na dziale tak, �e jej �wiat�o pada�o prosto na otw�r zapa�u. - Zagwo�d�ona. Mi�kki gw�d� wbity do samego ko�ca. Tak jak we wszystkich pozosta�ych.
Admira� wielkiego oceanu zakl�� obrazowo i z i�cie hiszpa�sk� pasj�.
- O niczym nie zapomina, ten syn psa i czarownicy. Z nadburcia przep�ywaj�cego galeonu pad� strza� i dok�adnie wymierzona kula z pirackiego muszkietu roztrzaska�a latarni�. Szydercza owacja i wybuch jeszcze bardziej szyderczego �miechu dolecia� Hiszpan�w od �Nadobnej Marii" majestatycznie wychodz�cej Smocz� Gardziel� na pe�ne morze.
ROZDZIA� 2 - KOMEDIANT
Ruchliwo��, jak powszechnie wiadomo, to czynnik od zarania dziej�w decyduj�cy o zwyci�stwie w przypadku wi�kszo�ci wielkich dow�dc�w na l�dzie i na morzu. R�wnie� w przypadku kapitana Blooda. Bywa�o, �e Blood pojawia� si� i uderza� tak nagle, jak jastrz�b pikuj�cy na zdobycz. I by� te� taki czas, u szczytu pirackiej s�awy kapitana, kiedy ta jego ruchliwo�� przybra�a rozmiary granicz�ce z wszechobecno�ci�, a Hiszpanie zacz�li �wi�cie wierzy� i g�osi�, �e jedynie pakt z diab�em mo�e da� cz�owiekowi tego rodzaju nadprzyrodzon� moc unicestwiania przestrzeni.
Dochodz�ce do� raz po raz wie�ci o jego czarnoksi�skich mocach kapitan Blood nie tylko przyjmowa� z rozbawieniem, ale �eruj�c na hiszpa�skich przes�dach, przy ka�dej sposobno�ci wykorzystywa� bez skrupu��w ten dodatkowy atut w postaci zabobonnej trwogi, jak� budzi� ju� samym swoim imieniem. Jednak kiedy wkr�tce po tym, gdy w Santo Domingo zdoby� �Nadobn� Mari�", pot�ny, wy�adowany skarbami okr�t flagowy hiszpa�skiego admira�a wielkiego oceanu, markiza Riconete'a, zdarzy�o mu si� wys�ucha� szczeg�owej i z wielkim przekonaniem opowiedzianej historii, jak to nast�pnego dnia �upi� oddalon� o dwie�cie mil Cartagen�, przysz�o Bloodowi na my�l, �e ta i par� innych fantastycznych opowie�ci o jego wyczynach, kt�re ostatnio obi�y si� kapitanowi o uszy, by� mo�e posiadaj� podstawy mniej mgliste ni� zabobonna wyobra�nia.
Rzecz mia�a miejsce w Chnstianstadt na wyspie Santa Cruz, gdzie �Nadobna Maria", zuchwale przechrzczona na �Andaluzyjsk� Dziewk�" i r�wnie zuchwale powiewaj�ca flag� brytyjsk�, zawin�a po drewno i wod�, i gdzie Blood w portowej tawernie pods�ucha� relacj� o okropno�ciach, jakich dopuszczali si� jego piraci i on sam podczas tej�e napa�ci. Tawern� wypatrzy� Blood, w��cz�c si�, swoim zwyczajem, bez okre�lonego celu po mie�cie. Takie przybytki wilk�w morskich stanowi�y najodpowiedniejsze miejsca pod s�o�cem do zbierania okruch�w informacji, kt�re potrafi� dobrze wykorzysta�. Nie pierwszy te� raz wys�uchiwa� informacji o samym sobie, aczkolwiek nigdy z wi�kszym zdumieniem. O krwawej rzezi i gwa�tach opowiada� zwalisty, krewki w g�bie i rudow�osy Holender imieniem Klaus, kapitan handlowego statku z Scheldt, zabawiaj�c dw�ch miejscowych kupc�w z Francuskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej. �eby dowiedzie� si� czego� wi�cej, Blood podszed� do nich nie proszony, kt�re to naj�cie zosta�o przyj�te nie tylko z wyrozumia�o�ci�, lecz potraktowane przychylnie za spraw� elegancji ubioru i w�adczej swobody obej�cia nieznajomego.
- Witam, messieurs.
W�ada� francuskim swobodnie, cho� nie tak biegle jak hiszpa�skim, kt�rym m�wi� z p�ynno�ci� rodowitego Hiszpana, nabyt� w ci�gu dw�ch lat sp�dzonych w sewilskim wi�zieniu �wi�tej Inkwizycji. Przysun�� sobie zydel, usiad� bez ceregieli i zastuka� knykciami w zaplamiony, sosnowy blat sto�u, przyzywaj�c szynkarza.
- Powiada pan, �e kiedy to si� dzia�o?
- Dziesi�� dni temu - odpar� Holender.
- Niemo�liwe. - Blood potrz�sn�� lokami peruki. - Jak mi wiadomo z wiarygodnego �r�d�a, dziesi�� dni temu kapitan Blood by� w Santo Domingo. Poza tym, takie �otrostwa, o jakich tu s�ysz�, to nie w jego stylu.
Jako prosty cz�owiek o krewkim nie tylko obliczu, ale r�wnie� usposobieniu, Klaus nie lubi�, kiedy mu zaprzeczano.
- Piraci to piraci, �otry co do jednego.
Ostentacyjnie splun�� na wypiaskowan� pod�og�, jak gdyby podkre�laj�c tym swoje obrzydzenie.
- Przeb�g, nie zamierzam ich broni�. Po prostu wiem, �e dziesi�� dni temu kapitan Blood przebywa� w Santo Domingo, wi�c nie m�g� w tym samym czasie znajdowa� si� w Cartagenie.
- Taki� pan pewny, co? - skrzywi� si� Holender. - No to rac. przyj�� do wiadomo�ci, panie szanowny, �e ja tylko powtarzam to, c dwa dni temu w San Juan de Puerto Rico opowiedzia� mi kapitai. hiszpa�skiego galeonu, jednego z dw�ch, kt�re przewozi�y sztabu srebra i zdrowo oberwa�y podczas napa�ci pirat�w na Cartagen� Prosz� mi nie wmawia�, �e pan wie lepiej od Hiszpan�w. Oba galeon> znalaz�y schronienie w San Juan. By�y �cigane przez ca�e Morze Karaibskie i nigdy by nie usz�y pogoni, gdyby szcz�liwa dla nich kula nie uszkodzi�a Bloodowi fokmasztu, co zmusi�o piekielnika do skr�cenia �agli.
Przytoczone fakty nie wywar�y na Bloodzie wra�enia. Kapitan zby� je wzruszeniem ramion.
- Trele morele! Hiszpanie wzi�li kogo� za Blooda. I tyle. Kupcy zerkali na siebie, speszeni ch�odnym politowaniem w jego
oczach, wprost niesamowicie niebieskich pod czarnymi brwiami i przy �niadej twarzy. Pojawienie si� szynkarza w sam� por� za�egna�o gotow� awantur�, a Blood udobrucha� rozsierdzonego Holendra, zapraszaj�c ca��, zazwyczaj ci�gn�c� rum kompani� na wytworniejsze bia�e wino z Wysp Kanaryjskich.
- Mi�y panie - obstawa� Klaus przy swoim. - Tu nie mog�o by� �adnej pomy�ki. Wielki, czerwony okr�t Blooda, �Arabella", nikomu si� nie pomyli z innym.
- Je�li opowiadali, �e �ciga�a ich �Arabella", tym bardziej nie mo�na im wierzy�. Albowiem, jak znowu mi wiadomo z wiarygodnego �r�d�a, �Arabella" jest na Tortudze, przechylona do czyszczenia i remontu kad�uba.
- Sporo panu wiadomo - zgry�liwie zauwa�y� Holender.
- Dochodz� mnie wiadomo�ci - pad�a szczera i grzeczna odpowied�. - Ma to swoje dobre strony.
- Owszem, je�li wiadomo�ci s� prawdziwe. Tym razem to jaka� wierutna bzdura. Prosz� mi wierzy�, m�j panie, �e kapitan Blood bawi teraz gdzie� w tej okolicy.
Kapitan Blood u�miechn�� si�.
- W to uwierz� bez trudu. Tylko nie pojmuj�, na czym pan opiera swoje przypuszczenia.
Holender wyr�n�� wielk� pi�ci� w st�.
- Czy� nie m�wi�em, �e opodal Puerto Rico nadwer�y� sobie fokmaszt w walce z Hiszpanami? Potrzebny lepszy pow�d? B�dzie musia� przybi� do kt�rej� z tutejszych wysp, �eby go naprawi�. To pewne.
- Co jest o wiele pewniejsze, to �e pa�scy Hiszpanie ze strachu przed kapitanem Bloodem widz� �Arabell�" w ka�dym napotkanym �aglu na horyzoncie.
Podano im wino i chyba tylko dlatego Holender jako� �cierpia� ten up�r przy oczywistym braku racji. Poci�gn�wszy �yk, skierowa� rozmow� na srebrne galeony. Ma�o, �e rzuci�y kotwic� u brzeg�w Puerto Rico dla dokonania napraw, to po ostatniej przeprawie w og�le nie zamierza�y ponownie wyj�� z tak cennym �adunkiem w morze do przybycia eskorty.
Akurat ta sprawa tak bardzo zainteresowa�a kapitana Blooda, �e straci� ch�� do dalszego sporu zar�wno o bestialstwa przypisywane mu w Cartagenie, jak o drugie k�amstwo, dotycz�ce starcia �Arabelli" ze srebrnymi galeonami.
Tego� wieczoru w kabinie �Andaluzyjskiej Dziewki", po�r�d przepychu adamaszk�w i aksamit�w, rze�bionych i z�oconych �cian, kryszta��w i sreber �wiadcz�cych o bogactwie hiszpa�skiego admira�a, jej niedawnego pana i w�adcy, kapitan Blood zwo�a� wojenn� narad�. W naradzie udzia� wzi�li jednooki olbrzym W