4008

Szczegóły
Tytuł 4008
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4008 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4008 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4008 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

NELSON DeMILLE Nad rzekami Babilonu Prze�o�y� MIROS�AW GO�DA PRIMA WARSZAWA 1994 Tytu� orygina�u: BY THE RIVERS OF BABYLON Copyright � Nelson DeMille 1978 Copyright � for the Polish edition by Wydawnictwo PRIMA 1994 Copyright � for the Polish translation by Miros�aw Gonda & Wydawnictwo PRIMA 1994 Cover illustration � Stanis�aw Fernandes 1989 Opracowanie graficzne ok�adki: Studio PRIMA Redakcja: Maria �ebro Redakcja techniczna: Janusz Festur ISBN 83-85855-26-2 Wydawnictwo PRIMA Warszawa 1994. Wydanie I Obj�to�� 24 ark. wyd., 23 ark. druk. Sk�ad w Zak�adzie Poligraficznym �Kolonel" Druk i oprawa w Wojskowej Drukarni w �odzi Ksi��k� t� dedykuj� Bernardowi Geisowi, kt�ry nie ba� si� zaryzykowa�, mojej �onie, kt�ra zaryzyko- wa�a troch� bardziej, oraz moim rodzicom, kt�rzy nie mieli innego wyj�cia. Pragn� podzi�kowa� kapitanowi Thomasowi Blo- ckowi za niezwykle cenn� wsp�prac� techniczn� oraz Bernardowi Geisowi i jego wsp�pracow- nikom z Bernard Geis Associates, a w szczeg�lno- �ci Judith Shafran i Jessie Crawford, za ich doskona�e rady wydawnicze. Nasza walka ledwie si� zacz�a. Najgorsze jeszcze przed nami. Powinni�my w�a�nie teraz ostrzec Europ� i Ameryk�, �e nie b�dzie pokoju. Nie- straszna nam jest wizja rozp�tania III wojny �wiato- wej. �wiat nas wykorzysta� i zapomnia� o nas. Najwy�szy czas, �eby sobie u�wiadomi�, �e ist- niejemy. Bez wzgl�du na cen�, jak� przyjdzie nam zap�aci�, nie zaprzestaniemy walki. Bez naszej zgody reszta Arab�w nic nie mo�e zrobi�... A my nigdy si� nie zgodzimy na pokojowe rozwi�zanie. To my jeste�my asem w talii. Dr George Habash przyw�dca Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny (LFWP) My, �ydzi, nie przestaniemy istnie�. Niezale�nie od tego jak brutalne i bezwzgl�dne moce skierowane s� przeciwko nam � wci�� trwamy. Mimo unices- twienia milion�w istnie� grzebanych �ywcem, �yw- cem palonych, nigdy nikomu nie uda�o si� z�ama� ducha narodu �ydowskiego. Golda Meir Bruksela, 19.02.1976 Druga Brukselska Konferencja na temat po�o�enia �yd�w radzieckich St. Nazaire, Francja Nuri Salameh, praktykant elektryk, jeszcze raz nerwowo poklepa� du�e kieszenie swego bia�ego kombinezonu. Stan�� lekko przygarbiony po�rodku ogromnej hali Aerospatiale. Nie wiedzia�, co ma robi� dalej. Wok� niego snuli si� inni francuskoj�zyczni imigranci z Algierii. Niecierpliwie odliczali minuty w oczekiwaniu na dzwonek, kt�ry mia� oznajmi� koniec ich zmiany. Przez wysokie okna wpada�y ciep�e z�ote promienie popo�udniowego s�o�ca. W powietrzu unosi�y si� tumany fabrycznego py�u. W s�abo ogrzanej hali wida� by�o wyra�nie par� wydobywaj�c� si� z ust Salameha. Na zewn�trz zapala�y si� �wiat�a portu lotniczego, a nad lotniskiem przelecia�a w szyku V eskadra b��kitnych samolot�w Mirage. Auto- busy zacz�y si� ju� ustawia� jeden za drugim, by zabra� pracownik�w Aerospatiale do ich dom�w w St. Nazaire. W hali zap�on�y dodatkowe rz�dy lamp jarzeniowych. Zaskoczony Algierczyk rozejrza� si� pospiesznie. Jaki� rodak uporczywie unika� spojrzenia jego niespokojnych oczu. Salameh ra�no ruszy� dalej. Na metalowym rusztowaniu przed nim sta� ogromny concorde. Jego kad�ub obejmowa�y �o�a monta�owe u�atwiaj�ce prac� monterom. Du�a cz�� poszycia by�a ods�oni�ta, a robotnicy na kad�ubie wygl�dali jak mr�wki pe�zaj�ce po nie dojedzonych zw�okach gigantycznej wa�ki. Salameh wszed� po schodach na najwy�sz� platform� rusztowania i wczo�ga� si� na �o�e monta�owe przebiegaj�ce pod dwunastomet- rowym ogonem. Na jednej z aluminiowych p�yt widnia� wymalowany numer produkcyjny: 4X-LPN. Algierczyk spojrza� na zegarek � jeszcze dziesi�� minut do ko�ca zmiany. Musia� to zrobi� teraz, zanim 9 nitowacze z nocnej zmiany zamkn� cz�� ogonow�. Chwyci� spis czynno�ci kontrolnych i szybko go przejrza�. Odwr�ci� si� przez rami� i zerkn�� w d�. Jaki� Algierczyk zamiataj�cy opi�ki spogl�da� przez chwil� w g�r�, po czym odwr�ci� g�ow�. Pomimo ch�odu panuj�cego w stalowo-betonowej hali Salameh poczu�, jak po twarzy sp�ywa mu lodowaty pot. Wytar� czo�o r�kawem. Opu�ciwszy si� mi�dzy dwiema pod�u�nicami, wszed� do tylnej cz�ci aluminiowego kad�uba, jeszcze nie ca�kiem zakrytej poszyciem. Cz�� ogonowa stanowi�a labirynt spawanych laserowo rozporek i wygi�tych zastrza��w. Opar� stopy na poprzecznicy tu� pod zbiornikiem wywa�enia numer 11. Przykucn�� i jak krab pope�zn�� z jednej rozporki na drug�, w kierunku nie wyko�czonej przegrody ci�nieniowej. Nad jego g�ow�, pod sufitem kabiny pasa�erskiej podwieszone by�y robocze �wietl�wki. �wiat�o by�o r�wnie� doprowadzone do cz�ci ogonowej, ale Salameh nie w��czy� go. Przesiedzia� kilka minut w cieniu nie zabudowanej przegrody. Po d�u�szej chwili odchrz�kn�� i zawo�a� w g��b kabiny pasa�erskiej: � Inspektorze Lavalle! Wysoki Francuz odwr�ci� si� od drzwi awaryjnych, kt�re w�a�nie sprawdza� i ruszy� w stron� przegrody ci�nieniowej. Poznawszy Algierczyka u�miechn�� si�. � Salameh, czemu chowasz si� w cieniu jak szczur? Na twarzy Algierczyka pojawi� si� wymuszony u�miech. Zamacha� przed oczami Francuza spisem kontrolnym, m�wi�c: � Mo�na zamyka�, no nie? Henri Lavalle pochyli� si� nad si�gaj�c� mu do piersi wr�g�, skierowa� strumie� silnego �wiat�a w g��b zw�aj�cej si� cz�ci ogonowej i pobie�nie j� skontrolowa�. Wzi�� od Araba spis i szybko przerzuci� kartki. Nie ufa� Algierczykom. Jeszcze raz sprawdzi� ka�d� stron�. Wszyscy kontrolerzy postawili ju� swoje znaki. Kontrola instalacji elektrycznej, hydraulicznej, kontrola zbiornika paliwa... Wszystko by�o w porz�dku. Ponownie sprawdzi� swoje znaki kontrolne i rzek�: � Taak... wszystkie kontrole przeprowadzone... � A moja, elektryczna? � spyta� Salameh. � Tak, tak... Nie�le si� spisa�e�, nic nie brakuje. � Odda� spis Algierczykowi i odszed�, �ycz�c mu dobrej nocy. � Dzi�kuj�, inspektorze. Salameh wetkn�� spis za pasek spodni, odwr�ci� si� i skulony ruszy� ostro�nie wzd�u� metalowych belek. Spojrzawszy ukradkiem przez rami�, upewni� si�, czy Lavalle na pewno poszed�. S�ysza�, jak instalatorzy pakuj� swoje narz�dzia, wychodz� z kad�uba samolotu i schodz� po rusztowaniu na d�. Kto� wy��czy� wi�kszo�� �wiate� roboczych w kabinie pasa�erskiej i w ogonie zrobi�o si� ciemno. 10 Algierczyk w��czy� latark� i skierowa� snop �wiat�a w g�r�, w pust� wn�k� ogona. Powoli wspi�� si� po rozporkach a� do miejsca, gdzie m�g� niemal dotkn�� po��czenia obu �cian. Z jednej z wypchanych kieszeni wyci�gn�� czarne pude�ko wielko�ci paczki papieros�w. Do pude�ka przymocowana by�a metalowa p�ytka z fikcyjnym numerem ewidencyjnym SFNEA CD-3265-21. Z g�rnej kieszeni wyj�� tubk� i wycisn�� troch� kleju epoksydowego na aluminiow� p�yt�. Mocno przycisn�� pude�ko i przytrzyma� przez kilka sekund, po czym wysun�� z niego rozk�adan� anten� i ustawi� j� tak, by nie dotyka�a �cian ogona. Ostro�nie zmieni� pozycj� cia�a, stan�� na poprzecznej belce, opar� si� plecami o rozp�rk�. Mimo �e nie by�o gor�co, po twarzy sp�ywa�y mu krople potu. Odci�� obc��kami kawa�ek zielonego przewodu w czarne pr��ki, kt�ry prowadzi� do �wiate� nawigacyjnych ogona. Z kieszeni wyj�� d�ugi kawa�ek identycznego przewodu. Na jednym jego ko�cu przymocowany by� miedziany drut bez izolacji. Pod��czy� drut do odci�tego przewodu i starannie owin�� z��cze ta�m� izolacyjn�. Salameh powoli ruszy� w d� po rusztowaniu. Schodz�c, przeci�ga� zielony kabel a� do miejsca, gdzie statecznik pionowy ��czy� si� z kad�ubem. Zrzuci� przew�d pomi�dzy skrzy�owane belki. Po�o�y� si� na nich twarz� w d� i wyci�gn�� r�ce, aby m�c si�gn�� zbiornika numer 11. Przez otw�r w poszyciu widoczne by�y czubki g��w przechodz�cych pod samolotem ludzi. Pot strumieniami la� si� z twarzy Salameha. Wydawa�o mu si�, �e kapie im na g�owy, jednak nikt nie spojrza� w g�r�. Z drugiej kieszeni wyj�� oko�o p� kilograma bia�ej masy podobnej do kitu. Starannie uformowa� j� na czubku zbiornika. Odszuka� zwisaj�cy zielony przew�d i przesun�wszy po nim palcami, trafi� na ma�y metalowy walec. Wcisn�� go w mi�kk� mas� i ugniataj�c j� mocno, dok�adnie uszczelni�. W tym momencie przestraszy� go dzwonek na koniec zmiany. Salameh szybko podni�s� si� i wytar� pot z twarzy i karku. Dr��c na ca�ym ciele, przeciska� si� mi�dzy ciasnymi zastrza�ami w stron� otwartej cz�ci ogona. Podci�gn�� si� na �o�e monta�owe, wydosta� z ciemnego ogona i wskoczy� na platform� rusztowania. Ca�a operacja, kt�ra zdawa�a si� trwa� wiecznie, zaj�a mu zaledwie cztery minuty. W chwili gdy dwaj nitowacze z drugiej zmiany weszli na platform�, Salameh wci�� dr�a�. Przygl�dali mu si� ze zdziwieniem. Jeden z nich by� Francuzem, drugi Algierczykiem. Algierczyk odezwa� si� po francusku: � Zrobione? � Wyci�gn�� r�k�. Przez moment Salameh sta� zaskoczony. Dopiero po chwili spos- 11 trzeg�, �e obaj m�czy�ni patrz� na spis czynno�ci kontrolnych, kt�ry wci�� mia� za paskiem. Wyj�� go pospiesznie i poda� im m�wi�c: � Tak, tak. Zrobione. Elektryczno��, konstrukcja, uk�ad hyd- rauliczny. Wszystko sprawdzone. Mo�na zamyka�. Obaj m�czy�ni pokiwali g�owami i zabrali si� do przygotowywania aluminiowych p�yt, nit�w i pistolet�w pneumatycznych. Przez chwil� Salameh przygl�da� si� ich pracy. Po chwili opanowa� dr�enie kolan, po drabinie jednak schodzi� chwiejnym krokiem. Na dole skasowa� w zegarze swoj� kart�. Nuri Salameh wszed� do jednego z autobus�w i w milczeniu usiad� mi�dzy robotnikami. Podczas jazdy do St. Nazaire przygl�da� si�, jak popijali wino z butelek. Wysiad� w centrum miasta i kr�tymi ulicami wy�o�onymi kostk� dotar� do swego mieszkania nad sklepem mi�snym, w kt�rym a� si� roi�o od karaluch�w. Przywita� po arabsku �on� i czworo dzieci. Oznajmi�, �e z obiadem maj� czeka� do jego powrotu z wa�nego spotkania. Wyprowadzi� rower z ciemnej w�skiej kom�rki na p�- pi�trze i wyjecha� na ulic�. Dojecha� do pobrze�a, gdzie Loara wpada�a do Zatoki Biskajskiej. Sapa� z wysi�ku, a k��by pary unosi�y si� z jego ust. Przeklina� s�abo napompowane opony, przez kt�re rower podskakiwa� na nier�wnych kocich �bach. W ciemnych uliczkach za zat�oczonym pobrze�em ruch by� zna- cznie mniejszy. Salameh skierowa� si� ku opuszczonym terenom, gdzie jeszcze podczas drugiej wojny �wiatowej Niemcy wybudowali wielkie betonowe schrony dla U-boot�w. Z czarnej wody wyrasta�y brzydkie i pokiereszowane pociskami budowle. Promienie zachodz�cego s�o�ca o�wietla�y g�ruj�ce nad dokami wysokie bomy za�adunkowe. Salameh podprowadzi� rower do zardzewia�ych schod�w i wepchn�� go w k�p� dzikich krzew�w laurowych. Ostro�nie zszed� po trzesz- cz�cych schodach na sam brzeg i pod��y� wzd�u� pokrytego mchem skorupiakami muru do jednego ze schron�w. Zapach ropy i wody morskiej wype�ni� mu nozdrza. Na betonie widnia� niszcz�cy si� wyblak�y napis ACHTUNG! kilka s��w po niemiecku i numer 8. Salameh powoli otworzy� zardzewia�e drzwi i wszed� do schronu dla okr�t�w podwodnych. W �rodku s�ycha� by�o delikatne pluskanie wody o �ciany. Przez otwarty wjazd z przeciwleg�ego brzegu rzeki wpada�o troch� s�abego �wiat�a, poza tym by�o ciemno. Salameh szed� po omacku pomostem 12 roboczym w stron� otwartego ko�ca tunelu. Wilgotne, nieruchome powietrze przyprawia�o go o dreszcze. Kilkakrotnie t�umi� kaszel. Nagle �wiat�o latarki b�ysn�o mu w oczy � zas�oni� twarz. � Rish? � wyszepta�. � Rish? Ahmed Rish zgasi� latark� i rzek� cicho po arabsku: � Zrobione, Salameh. � By�o to raczej stwierdzenie ni� pytanie. Nuri wyczuwa� obecno�� innych m�czyzn na pomo�cie. � Tak. � Tak � powt�rzy� Ahmed Rish. � Tak. � W jego g�osie brzmia�o jakie� z�o�liwe zadowolenie. Salameh przypomnia� sobie wzrok Algierczyka, kt�ry czu� na sobie przez ca�y dzie�. Algierczyk nitowacz i inni spogl�dali na niego z dyskretnym przyzwoleniem. � Kontrole zako�czone? Ogon b�dzie zamkni�ty dzi� wieczorem? � Rish sprawia� wra�enie cz�owieka, kt�ry zna� ju� odpowied�. � Tak. � Umie�ci�e� radio w najwy�szym punkcie wewn�trz ogona, blisko poszycia? � Bezpo�rednio na poszyciu, Ahmed. � Dobra. A antena? � Wyci�gni�ta. � Z��cze? Radio b�dzie ca�y czas zasilane z akumulator�w samolotu, tak? Salameh wiele razy powtarza� to sobie w my�li. � Z��cze dochodzi do �wiate� nawigacyjnych ogona. Przew�d ��cz�cy nie do odr�nienia, nawet przy dok�adnej kontroli. Dopaso- wa�em nawet kolor izolacji. Zielony. Nikt nigdy nie zobaczy radia. A nawet gdyby kto� je zauwa�y�, umie�ci�em na nim p�ytk� z numerem cz�ci stosowanych przez Aerospatiale. Tylko in�ynier elektryk nie da�by si� na to nabra�. Ka�dy inny z obs�ugi albo tego nie zobaczy, albo pomy�li, �e to ma tam by�. Wydawa�o si�, �e Rish skin�� g�ow� w ciemno�ci. � Doskonale. Doskonale. Przez chwil� nic nie m�wi�. Salameh s�ysza� w ciemno�ciach jego oddech. Rish znowu rzek�: � Detonator elektryczny pod��czy�e� prawid�owo do drugiego ko�ca? � Oczywi�cie. � A plastik? Salameh wyrecytowa� wyuczon� formu�k�: � Ukszta�towa�em go na czubku zbiornika paliwa. W tym miejscu zbiornik jest lekko zaokr�glony. Detonator wcisn��em dok�adnie 13 w �rodek tylnej cz�ci �adunku. W rezultacie jest to naturalny profilowany �adunek, kt�ry wybuchnie do wewn�trz zbiornika. Salameh obliza� wargi. Ani do tych ludzi, ani do ich sprawy nie czu� najmniejszej sympatii i zdawa� sobie spraw�, �e pope�ni� ci�ki grzech. Pocz�tkowo nie chcia� by� w to zamieszany. Jednak wed�ug Risha ka�dy Arab by� partyzantem. Od Casablanki w Maroku, poprzez pi�� tysi�cy kilometr�w rozpalonej pustyni, do Bagdadu � wszyscy byli partyzantami, wszyscy byli bra�mi. Razem by�o ich ponad sto milion�w. Salameh nie wierzy� w ani jedno s�owo, ale jego rodzice i siostry wci�� jeszcze byli w Algierze i to go przekona�o. � Jestem dumny, �e mog�em si� przys�u�y� sprawie � rzek�, by przerwa� cisz�, ale wiedzia�, �e jego los by� ju� przypiecz�towany w momencie, gdy ci ludzie zbli�yli si� do niego. Rish zdawa� si� tego nie s�ysze�. Jego my�li kr��y�y wok� innych spraw. � Plastik... Jeste� pewien, �e przylega dok�adnie do powierzchni zbiornika? Mo�e nale�a�o spryska� go aluminiow� farb�... � powie- dzia� w zamy�leniu. Staraj�c si� rozproszy� demony zw�tpienia, Salameh skwapliwie przekazywa� dobre, uspokajaj�ce wiadomo�ci. � Nikt nie wchodzi do tego przedzia�u. Od kabiny ci�nieniowej odizolowany jest wzmocnion� wr�g�. Wszystkie urz�dzenia hyd- rauliczne i elektryczne obs�ugiwane s� z zewn�trz przez tablice rozdzielcze, do kt�rych dost�p jest bardzo ograniczony. Przynitowane p�yty mog� by� zdj�te tylko w razie awarii jakiego� elementu. Ludzkie oczy nie powinny ju� nigdy wi�cej ogl�da� tej strony zbiornika. S�ysza� niecierpliwe oddechy przynajmniej trzech innych m�czyzn ukrytych w cieniu za Rishem. W tunelu zrobi�o si� ju� ca�kiem ciemno. Od czasu do czasu po rzece albo po zatoce przep�ywa� statek i w schronie rozlega�o si� przyt�umione buczenie syren. Rish wymamrota� co� pod nosem. Salameh spodziewa� si� najgorszego. Dlaczego spotkali si� w tym mrocznym miejscu, a nie w wygodnym bistro czy w mieszkaniu? W g��bi serca zna� odpowied�, ale desperacko stara� si� broni� przed z g�ry ju� przes�dzonym losem. � Z�o�y�em podanie o przeniesienie do Tuluzy. Tak jak sobie �yczy�e�. Za�atwi� pozytywnie. By�bym zaszczycony, gdybym tam m�g� zrobi� to samo � powiedzia� z nadziej� w g�osie. Rish jakby si� za�mia� i dreszcz przebieg� Salamehowi po plecach. Zabawa ju� nie potrwa d�ugo. �� Nie, m�j przyjacielu � odezwa� si� g�os w ciemno�ci. � Tym ju� si� zaj�li�my. Tw�j ostatni atut jest ju� na stole. 14 Salameh z trudem prze�kn�� �lin�. � Ale... na pewno... � Us�ysza� jaki� ha�as. Rish klasn�� w d�onie. Czyje� r�ce szybko i sprawnie przypar�y Salameha do o�liz�ego muru. Zimna stal przejecha�a po jego gardle, ale nie m�g� nawet krzykn��, bo czyja� d�o� zakrywa�a mu usta. Czu� bolesne uk�ucia w klatce piersiowej. Napastnicy pr�bowali trafi� go w serce, ale dzia�ali zbyt nerwowo i tylko podziurawili mu p�uca. Ciep�a krew sp�ywa�a mu po sk�rze. Kolejny cios dosi�gn�� karku. Walczy� odruchowo, bez przekonania. Wiedzia�, �e zab�jcy chcieli szybko za�atwi� spraw�, ale w podnieceniu pieprzyli robot�. Pomy�la� o �onie i dzieciach czekaj�cych z obiadem. Wreszcie ostrze dotar�o do serca i Nuri osun�� si� na ziemi�. Rish szepta� co�, podczas gdy cienie pochyla�y si� nad Salamehem. Wzi�li jego portfel i zegarek, wywr�cili kieszenie i zdj�li mu z n�g solidne buty. Zsun�li cia�o przez kraw�d� pomostu i przytrzymuj�c za kostki, zwiesili nad czarn� wod�, kt�ra rytmicznie pluska�a o �ciany schronu. Szczury wodne, od kt�rych tu si� roi�o, zamar�y w oczeki- waniu. Ociekaj�ca stru�kami krwi twarz Salameha dotkn�a wody i mordercy pu�cili jego nogi. Znikn�� z ledwie s�yszalnym pluskiem. D�ugi chodnik wype�ni� si� szmerem szczur�w skacz�cych z pomost�w do cuchn�cej, zanieczyszczonej wody. Robotnicy w maskach ostatni raz przejechali pneumatycznymi pistoletami lakierniczymi. Rozpylacze wy��czy�y si� z sykiem. W ogrom- nej lakierni b�yszcza� bia�y concorde. W hali, jeszcze przed chwil� pe�nej ha�asu i ruchu, zapanowa�a cisza. Podczerwone lampy grzewcze zacz�y �arzy� si� tajemniczym �wiat�em. Opary lakieru zawis�y nad samolotem w nieziemskiej atmosferze. Czerwone �wiat�a lamp odbija�y si� w l�ni�cym kad�ubie. Wentylatory obraca�y si� przez jaki� czas, po czym znieruchomia�y. Lampy ciemnia�y powoli, a� wreszcie zgas�y. Ciemna hala wype�ni�a si� nagle bia�oniebieskim �wiat�em setek jarzeni�wek. Do lakierni wkroczyli jeden za drugim m�czy�ni w bia�ych kombinezonach. Weszli w milczeniu jak do jakiej� �wi�tyni. Przez kilka sekund przygl�dali si� temu d�ugiemu, pe�nemu wdzi�ku ptakowi. Wydawa�o si�, �e samolot stoi dumnie na wyprostowanych nogach i pogardliwie spogl�da na nich z g�ry, pe�en ptasiej wynios�o�ci i oboj�tno�ci jak �wi�ty ibis znad Nilu. M�czy�ni przynie�li ze sob� szablony i rozpylacze. Ustawili rusztowanie, wtoczyli dwustulitrowe beczki z niebiesk� farb�, rozwin�li d�ugie szablony. Pracowali w milczeniu. Jeden przy�o�y� sw�j szablon do miejsca, gdzie pod bia�ym lakierem wci�� jeszcze widoczny by� 15 blady zarys numeru produkcyjnego. Stanie si� on teraz na sta�e mi�dzynarodowym numerem rejestracyjnym. Namalowa� znak 4X � symbol kraju, kt�ry b�dzie w�a�cicielem samolotu, potem jeszcze litery LPN, indywidualny symbol rejestracyjny samolotu. Nad nim, na wy�szej platformie rusztowania, dw�ch robotnik�w odlepi�o od ogona czarny winylowy szablon. Na bia�ym tle ukaza�a si� b��kitna sze�cioramienna gwiazda Dawida, a pod ni� s�owa El AL Ksi�ga pierwsza IZRAEL: NIZINA SHARON Usi�uj� zaradzi� katastrofie mojego narodu, m�wi�c beztrosko: ,.Pok�j, pok�j", a tymczasem nie ma pokoju. Jeremiasz 6;14 Oto wprowadzili m�j lud w b��d, m�wi�c: �Pok�j", podczas gdy pokoju nie by�o. Ezechiel 13;10 ROZDZIA� I Wzg�rza Samarii nad nizin� Sharon ogarnia� jeszcze mrok. Na jednym ze wzniesie� sta�o w milczeniu czterech m�czyzn. Na nizinie, o nieca�e dziewi�� kilometr�w st�d, jarzy�y si� smugi �wiate� mi�dzy- narodowego lotniska w Lod. Za lotniskiem miga�y bardziej zamglone �wiat�a Tel Awiwu i Herzlii, a dalej Morze �r�dziemne odbija�o blask zachodz�cego ksi�yca. Do wybuchu wojny sze�ciodniowej miejsce to znajdowa�o si� na terytorium Jordanii. W roku 1967 � po�o�one na wysoko�ci prawie p� kilometra nad nizin� Sharon, na granicy wyznaczonej w czasie zawieszenia broni w roku 1948 � wzniesienie stanowi�o punkt strategiczny. Linia graniczna wrzyna�a si� tu w terytorium Izraela. W 1967 roku nie by�o pozycji jorda�skiej po�o�onej bli�ej lotniska w Lod. Artyleria jorda�ska i mo�dzierze zd��y�y wystrzeli� st�d kilka pocisk�w w kierunku lotniska, zanim zosta�y uciszone przez izraelskie samoloty. Legion Arabski opu�ci� pozycj� podobnie jak wszystkie inne na Zachodnim Brzegu Jordanu. Teraz ten wysuni�ty punkt nie mia� �adnego znaczenia militarnego. Znajdowa� si� w g��bi terytorium Izraela. Znikn�y bunkry patrz�ce na siebie nawzajem poprzez ziemi� niczyj�; znikn�y r�wnie� kilometry drutu kolczastego, kt�ry je oddziela�. Co wa�niejsze � znikn�y izraelskie patrole graniczne. W 1967 roku Legion Arabski pozostawi� tu cz�� swojej artylerii wraz z obs�ug�. By�y to trzy studwudziestomilimetrowe mo�dzierze z pociskami, a obs�uga sk�ada�a si� z czterech Palesty�czyk�w, kiedy� cz�onk�w Palesty�skich Korpus�w Pomocniczych przy Legionie Arabskim. Byli jeszcze m�odymi �o�nierzami, kiedy pozostawiono ich tu, aby czekali na rozkazy. Takie pozostawienie ludzi i sprz�tu na terenie wroga to stary fortel stosowany przez ka�d� wycofuj�c� si� nowoczesn� armi�. Mog� si� przyda� w razie ponownego natarcia. 19 Owi czterej Palesty�czycy byli tubylcami z pobliskiej wioski Budris okupowanej przez Izrael. Min�o dwana�cie lat, a mo�e i wi�cej. Zapomnieli ju� prawie o mo�dzierzach i pociskach, gdy pewna wiadomo�� przypomnia�a im o z�o�onych dawno �lubach. Wiadomo�� nadesz�a w przeddzie� konferencji pokojowej i nie zaskoczy�a ich. Ludzie, kt�rzy z oddali kierowali ich �yciem, nie chcieli tego pokoju. Palesty�czycy byli �o�nierzami i nie mieli wyboru � musieli by� pos�uszni rozkazom. Teraz kl�cz�c w�r�d jerozolimskich sosen, grzebali r�koma w mi�k- kiej, suchej ziemi. Wreszcie natrafili na du�y worek, w kt�rym znajdowa� si� tuzin pocisk�w mo�dzierzowych w tekturowych pude�- kach. Przysypali worek piachem i sosnowym igliwiem i usiedli pod drzewami. Niebo powoli si� rozja�nia�o, ptaki zacz�y �piewa�... Jeden z Palesty�czyk�w, Sabah Khabbani, wsta� i skierowa� si� na szczyt wzg�rza, aby stamt�d spojrze� w d�, na nizin�. Przy odrobinie szcz�cia i je�li Allach ze�le wschodni wiatr, pociski si�gn� lotniska; sze�� �adunk�w burz�cych i sze�� fosforowych powinno zniszczy� g��wny terminal i ramp� parkingow� dla samolot�w. Jakby w od- powiedzi na te my�li gor�cy podmuch wiatru uderzy� go w plecy i owin�� kufle wok� twarzy. Zako�ysa�y si� jerozolimskie sosny i powietrze zapachnia�o �ywic�. Nadszed� chamsin. W Herzlii, w mieszkaniu na trzecim pi�trze, w oknach wydyma�y si� zas�ony. Jedna z �aluzji zamkn�a si� z trzaskiem. Genera� brygady si� powietrznych Teddy Laskov podni�s� si� i si�gn�� do stolika nocnego. W �wietle wpadaj�cym przez okno zobaczy� tylko ko�ysz�ce si� �aluzje. Usiad� wygodnie, ale r�k� wci�� trzyma� na automatycznym pistolecie kaliber 45. Po�ciel obok Laskova poruszy�a si�, wyjrza�a spod niej g�owa. � Co� nie tak? Laskov chrz�kn�� i odpar�: � Wieje szaraw. � U�y� nazwy hebrajskiej � Jest wiosna. Nadchodzi pok�j. Co mog�oby by� nie tak? Pu�ci� bro� i poszpera� w szufladzie, szukaj�c papieros�w. Zapali�. Miriam Bernstein wpatrywa�a si� w roz�arzon� ko�c�wk� papierosa. � Dobrze si� czujesz? � W porz�dku � odpowiedzia�. Zapali� nocn� lampk� i odrzuci� z kobiety ko�dr�. � Teddy � powiedzia�a lekko zirytowana. � Chcia�em na ciebie popatrze� � rzek� z u�miechem. � Do�� ju� si� napatrzy�e� � gwa�townie si�gn�a po ko�dr�, lecz on odrzuci� j� jeszcze dalej. 20 � Jest zimno � powiedzia�a rozdra�niona i zwin�a si� w k��bek. � Jest ciep�o. Nie czujesz? J�kn�a zirytowana i przeci�gn�a si�, kusz�co prostuj�c ramiona i nogi. Laskov patrzy� na to opalone nagie cia�o. Jego d�o� pow�drowa�a wzd�u� jej uda przez g�ste ow�osienie �onowe i spocz�a na piersi. � Dlaczego si� u�miechasz? Przetar�a oczy. � My�la�am, �e to sen, ale nie... � Konferencja? � jego g�os �wiadczy�, �e ma do�� tego tematu. � Tak. � Po�o�y�a r�k� na jego d�oni i zamkn�a oczy z wes- tchnieniem. � Sta� si� cud. Nie tak jak w latach siedemdziesi�tych. Zacz�li�my now� dekad� i oto Izraelczycy i Arabowie si�d� razem, aby zawrze� pok�j. � Aby rozmawia� o pokoju. � Nie b�d� sceptyczny. To �le wr�y. � Lepiej zacz�� od sceptycyzmu, �eby potem si� nie rozczarowa�. � Trzeba spr�bowa�. Spojrza� na ni� z g�ry. � Oczywi�cie. � Musz� wsta�. � Ziewn�a i zn�w si� przeci�gn�a. � Jestem um�wiona na �niadanie. � Z kim? � zapyta� mimowolnie, cofaj�c r�k�. � Z Arabem. Zazdrosny? � Nie. Po prostu przezorny. � Abdel Majid Jabari. Cz�owiek mojego ojca. Znasz go? Skin�� g�ow�. Jabari by� jednym z dw�ch izraelskich Arab�w � cz�onk�w Knesetu i delegat�w na konferencj� pokojow�. � Gdzie? � �U Michela" w Lod. Jestem ju� sp�niona. Czy mog� si� ubra�, generale? � U�miechn�a si�. Laskov zauwa�y�, �e u�miechn�y si� tylko jej usta. Ciemne oczy pozosta�y bez wyrazu. Te pe�ne, wydatne wargi umia�y doskonale wyra�a� wszelkie emocje, podczas gdy oczy pozostawa�y bez wyrazu. Nie by�y �oknem jej duszy". Widocznie, pomy�la�, nie �yczy sobie, aby ktokolwiek wiedzia�, co ona naprawd� dostrzega. Wyci�gn�� r�k� i dotkn�� d�ugich, g�stych, czarnych w�os�w. By�a wyj�tkowo �adna, ale te oczy... � Nigdy si� nie u�miechasz? Wiedzia�a, co mia� na my�li. Ukry�a twarz w poduszce i niewyra�nie wyszepta�a* � Mo�e gdy wr�c� z Nowego Jorku... Mo�e wtedy. 21 Laskov cofn�� d�o�. Czy mia�a na my�li powodzenie misji poko- jowej, czy te� dobre wiadomo�ci o swym m�u, Josefie, oficerze si� powietrznych, kt�ry trzy lata temu zagin�� nad Syri�? Laskov by� jego dow�dc� i widzia� na radarze, jak tamten spada�. By� niemal pewien, �e Josef nie �yje. B�d�c pilotem bojowym przez tyle lat, Laskov mia� sporo wyczucia w tych sprawach. Postanowi� u�wiadomi� jej prawd�. Musia� przecie� wiedzie�, na czym stoi, zanim ich roz��czy jej wyjazd do Nowego Jorku. By� mo�e nie zobaczy si� z ni� przez wiele miesi�cy. � Miriam... Rozleg�o si� g�o�ne pukanie do drzwi. Laskov gwa�townie wyskoczy� z ��ka. By� masywnym m�czyzn� o budowie nied�wiedzia. Twarz mia� bardziej s�owia�sk� ni� semick�, a g�ste brwi zbiega�y mu si� nad nosem. � Teddy. We� pistolet. � Terrory�ci palesty�scy nie maj� zwyczaju puka�roze�mia� si�. � Wi�c chocia� w�� spodnie. Wiesz, �e to mo�e by� kto� do mnie... s�u�bowo. Laskov wci�gn�� bawe�niane spodnie koloru khaki. Zrobi� krok w kierunku drzwi, ale pomy�la�, �e brawura by�aby tu nie na miejscu. Ze stolika nocnego wyj�� automatycznego colta 45 i wcisn�� go za pasek spodni. � Nie �ycz� sobie, aby� m�wi�a swym pracownikom, gdzie sp�dzasz noc. Tym razem pukanie by�o g�o�niejsze. Przeszed� boso po orientalnym dywanie do salonu. � Kto tam? Spojrza� za siebie i spostrzeg�, �e nie zamkn�� drzwi do sypialni, gdzie Miriam wci�� jeszcze le�a�a naga na ��ku. Abdel Majid Jabari sta� na tarasie kawiarni �U Michela" w Lod. Lokal prowadzony przez Araba chrze�cijanina znajdowa� si� na rogu ulic nie opodal ko�cio�a �w. Jerzego. Jabari spojrza� na zegarek. Kawiarnia powinna by� ju� otwarta, ale w �rodku nie by�o wida� najmniejszego ruchu. Schowa� si� w cieniu. Jabari by� klasycznym przyk�adem rasy zamieszkuj�cej P�wysep Arabski: ciemny, z orlim nosem. Mia� na sobie �le dopasowany ciemny garnitur s�u�bowy i tradycyjne nakrycie g�owy w czarao-bia�� kratk� przytrzymane czarnymi sznurkami. Od dnia, gdy postanowi� zawrze� osobisty, prywatny pok�j z �y- dami nowo utworzonego pa�stwa Izrael, czyli od trzydziestu lat, 22 Jabari rzadko wychodzi� sam podczas godzin nocnych. Od tamtego dnia jego nazwisko widnia�o na wszystkich palesty�skich czarnych listach. Kiedy dwa lata temu zosta� wybrany do izraelskiego Knesetu, znalaz� si� na czo�owych miejscach tych list. Raz ju� byli blisko: dor�czono mu list-bomb�, kt�rej wybuch urwa� mu palce lewej d�oni. Przejecha� uzbrojony patrol izraelski � rzucili mu podejrzliwe spojrzenia, ale nie zatrzymali si�. Zn�w spojrza� na zegarek. Przyby� za wcze�nie na spotkanie z Miriam Bernstein. Trudno mu by�o wyobrazi� sobie, aby ktokolwiek inny, m�czyzna czy kobieta, zmusi� go do um�wienia si� w tak odludnym miejscu. Kocha� j�, lecz wierzy�, �e to mi�o�� wy��cznie platoniczna. Wed�ug standard�w europejskich by�o to dziwne, ale jemu odpowiada�o. Miriam wype�nia�a t� pustk�, kt�ra istnia�a w jego �yciu od czasu, gdy w 1948 roku jego �ona, dzieci i najbli�si krewni uciekli na Zachodni Brzeg Jordanu. Gdy w 1967 roku Zachodni Brzeg Jordanu przeszed� w r�ce Izraela, Jabari nie m�g� my�le� o niczym innym, jak tylko o bliskim spotkaniu z nimi. Ruszy� wi�c w �lad za armi� izraelsk� i dotar� do obozu uchod�c�w, w kt�rym mia�a znajdowa� si� jego rodzina. Dowiedzia� si�, �e siostra nie �yje, a pozostali uciekli do Jordanii. Kr��y�y po- g�oski, �e synowie s�u�� w palesty�skiej armii partyzanckiej. Odna- laz� tylko rann� kuzynk� w jakim� szpitalu objazdowym. Jabariego zdumia� ogrom nienawi�ci, kt�r� przepe�nieni byli jego rodacy � ku- zynka nawet w obliczu �mierci nie chcia�a przyj�� pomocy lekarskiej od Izraelczyk�w. Ani przedtem, ani potem Jabari nie spotka� si� z ta- k� desperacj�. Ten dzie� w czerwcu 1967 roku by� o wiele gorszy od pierwszego rozstania w 1948 roku. Doszed� jednak do siebie i od tego czasu przeby� dalek� drog�. ^ Na ulicy nie by�o bezpiecznie i Jabari wiedzia�, �e powinien by� ostro�niejszy. Zaszed� ju� zbyt daleko, �eby si� to mia�o zako�czy� tutaj. B�dzie rozmawia� o pokoju przy stole konferencyjnym w Nowym Jorku. Chamsin podrywa� z placu �mieci i mi�t� nimi po chodniku. Nie by�y to gwa�towne porywy, lecz jeden nieprzerwany d�ugi podmuch, jakby kto� zostawi� otwarte drzwiczki w piecu hutniczym. Ka�da przeszkoda na drodze wiatru dzia�a�a jak stroik w instrumencie d�tym. Powstawa�y d�wi�ki o rozmaitej wysoko�ci, nat�eniu i barwie. Jak zawsze wzbudza�o to jaki� niepok�j. Z cienia budynku po drugiej stronie ulicy wyszli trzej m�czy�ni i skierowali si� ku niemu. W �wietle poranka dostrzeg� d�ugie karabiny, kt�re trzymali pod pachami. Je�li to patrol �andarmerii, poprosi ich, aby postali z nim przez chwil�. Je�li nie... Przesun�� palcami po ma�ej niklowanej beretcie, kt�r� mia� w kieszeni. Tak czy owak wiedzia�, �e mo�e zabi� przynajmniej jednego z napastnik�w. 23 Sabah Khabbani pom�g� trzem innym Palesty�czykom przetoczy� ci�ki kamie�. Sp�oszone jaszczurki rozbieg�y si� na wszystkie strony. Dziura wykopana pod g�azem mia�a oko�o stu dwudziestu milimetr�w �rednicy. Sabah wsun�� r�k� w otw�r i obmaca� przedmiot, kt�ry znajdowa� si� wewn�trz. Po nadgarstku przeszed� mu krocion�g. � Jest w dobrym stanie. Rdzy nie ma � stwierdzi� Khabbani. Wytar� palce w spodnie i utkwi� wzrok w ma�ej, niewinnie wygl�daj�- cej dziurze. By�a to stara partyzancka sztuczka. Pierwszy zastosowa� j� Viet Cong, potem przej�y inne armie partyzanckie i organizacje terrorystyczne. W du�ym dole wykopanym w ziemi nale�y umie�ci� mo�dzierz. Przy pr�bnym strzelaniu nakierowa� go na wybrany cel, na przyk�ad lotnisko, fort lub baz� ci�ar�wek. Zapisa� k�t podniesienia, odchylenie i zasi�g mo�dzierza. Szybko przysypa� mo�dzierz ziemi� i kamieniami uwa�aj�c, by nie zmieni� namiaru, a wylot lufy przykry� kamieniami. Partyzanci wycofuj� si� pod naporem regularnej armii, a zamaskowana bro�, przygotowana do strza�u, zostaje. Gdy b�d� chcieli jej u�y� � nast�pnego dnia, za tydzie� albo i dziesi�� lat p�- niej � wystarczy tylko odkry� wylot lufy. Niepotrzebna b�dzie ci�ka p�yta oporowa ani ca�y ponad stukilowy osprz�t. Lufa mo�dzierza jest ju� nastawiona na cel � czeka tylko, aby w jej wylot wsuni�to pocisk. Khabbani wzi�� nas�czon� rozpuszczalnikiem szmat�, si�gn�� w g��b d�ugiej lufy i wytar� jej wn�trze. Ba� si� o te zakopane mo�dzierze. Czy w 1967 roku zosta�y dok�adnie wycelowane? Czy od tego czasu nie obsun�o si� pod�o�e? Czy �adunki zosta�y odpowiednio zabezpieczone? Czy teren nie zar�s� drzewami? Na szmacie pozosta�y nie�ywe owady, brud, troch� wilgoci i zaledwie odrobina rdzy. Ju� wkr�tce b�dzie mia� okazj� si� przekona�, czy mo�dzierze nadal s� zdatne do u�ytku. � Richardson. � G�os by� st�umiony, ale Laskov by� pewien, �e to on. Przesun�� zasuw�. Miriam Bernstein wysz�a naga z ��ka i sta�a oparta o framug� drzwi sypialni jak paryska kr�lowa nocy o lamp� uliczn�. Nie rozbawi�o to Laskova. Powoli otworzy� drzwi. Do pokoju wkroczy� Tom Richardson, attache wojskowy Stan�w Zjednoczonych. W tym samym momencie Laskov us�ysza�, jak zam- kn�y si� drzwi do sypialni. Spojrza� na twarz Richardsona. Widzia� j�? Trudno powiedzie�. � S�u�bowo czy towarzysko? Richardson roz�o�y� ramiona. � Jestem w pe�nym umundurowaniu i nawet nie wzesz�o jeszcze s�o�ce. 24 Laskov przyjrza� si� m�odemu oficerowi. By� to wysoki m�czyzna o rudawych w�osach. Wybrany zosta� na attache lotniczego bardziej ze wzgl�du na pe�en wdzi�ku spos�b bycia ni� umiej�tno�ci latania. Dyplomata w mundurze. � To nie jest odpowied� na moje pytanie. � Co robi to �elastwo w twojej kieszeni? W ten spos�b nie otwieramy drzwi nawet w D.C. * � A powinni�cie. Dobra, siadaj. Kawy? � Mo�e by�. � Turecka, w�oska, ameryka�ska czy izraelska? � spyta� Laskov, id�c do kuchni. � Ameryka�ska. � Mam tylko izraelsk�, i do tego rozpuszczaln�. Richardson usiad� w klubowym fotelu. � To co, znowu mamy ci�ki dzie�? � Czy kiedykolwiek by�o inaczej? � Wczuj si� w to, Laskov. Ma by� pok�j. � Mo�e... � Postawi� czajnik na palniku. Zza �ciany dobiega� szum wody z prysznica. Richardson spojrza� na zamkni�te drzwi do sypialni. � Przeszkadzam w czym�? Zawar�e� separatystyczny pok�j z sios- tr� miejscowego Araba? � Za�mia� si�, po czym rzek� powa�nie: � Mo�emy spokojnie porozmawia�? Laskov wyszed� z kuchni. � Tak. Miejmy to z g�owy. Mam przed sob� ci�ki dzie�. � Ja te�. � Richardson zapali� papierosa. � Musimy wiedzie�, jak zaplanowa�e� ochron� powietrzn� dla concorde'�w. Laskov podszed� do okna i podni�s� �aluzje. W dole bieg�a g��wna droga z Hajfy do Tel Awiwu. W prywatnych willach nad Morzem �r�dziemnym jarzy�y si� �wiat�a. Herzlija by�a znana jako getto attache lotniczych. By�a r�wnie� izraelskim Hollywood i Riwier�. Mieszkali tu pracownicy El Alu i lotnictwa wojskowego, je�li tylko by�o ich na to sta�. Suchy wiatr wschodni, kt�ry zast�pi� zachodni� bryz�, ni�s� wo� drzew pomara�czowych i migda�owych kwitn�cych na wzg�rzach Samarii. W pierwszych promieniach s�o�ca Laskov dostrzeg� dw�ch m�czyzn; stali przed wej�ciem do sklepu po drugiej stronie ulicy. Cofn�li si� w cie�. Laskov odwr�ci� si� od okna i podszed� do krzes�a obrotowego z wysokim oparciem. Usiad�. * D.C. (District of Columbia) � okr�g Kolumbii ze stolic� USA, Waszyngtonem (przyp. t�um.). 25 � Wydaje mi si�, �e kto� obserwuje to mieszkanie. Chyba �e przyszed�e� z szoferem i lokajem. Richardson wzruszy� ramionami. � Kimkolwiek s�, wykonuj� tylko swoj� prac�. A my mamy swoj�. � Nachyli� si� nad Laskovem. � B�dzie nam potrzebny pe�ny raport z dzisiejszej operacji. Laskov rozpar� si� wygodnie na swoim ulubionym krze�le. Siadywa� na nim podczas spotka� z przyjaci�mi, kiedy wspominali dawne dzieje. Spitfire'y, � corsaire'y, messerschmidty. Laskov spojrza� na sufit. Zn�w lecia� z misj� bojow� nad Warszaw�. Teddy Laskov, kapitan lotnictwa Armii Czerwonej. Wtedy wszystko by�o proste. Albo si� takim wydawa�o. Laskov, zestrzelony po raz trzeci w ostatnich dniach wojny, otrzyma� urlop zdrowotny i wr�ci� do swej wioski Zas�aw pod Mi�skiem. Okaza�o si�, �e reszta jego rodziny, z kt�rej ledwie po�owa prze�y�a agresj� hitlerowsk�, zosta�a zamordowana w zamieszkach, jak to nazwali komisarze. Laskov nazwa� to po- gromem. Wiedzia�, �e Rosja nigdy si� nie zmieni. �yd by� tak samo �ydem w Zwi�zku Radzieckim jak i w �wi�tej Rusi. Kapitan Laskov, wielokrotnie odznaczany oficer radzieckiego lotnictwa, powr�ci� do swej eskadry w Niemczech. Dziesi�� minut po powrocie wystartowa� my�liwcem, zbombardowa� i ostrzela� miejsce stacjonowania w�asnej armii i wyl�dowa� na zachodnim brzegu �aby, na lotnisku okupowanym przez 2 Ameryka�sk� Dywizj� Pancern�. Wreszcie po internowaniu przez Amerykan�w wyruszy� do Jerozolimy, lecz zd��y� jeszcze zobaczy�, co spotka�o �yd�w. W Jerozolimie wst�pi� do tajnego lotnictwa Haganah. Wyposa�enie stanowi�o tu kilka brytyjskich maszyn i par� ma�ych ameryka�skich samolot�w cywilnych przechowywanych w laskach palmowych. Daleko im by�o do lotnictwa radzieckiego, ale gdy Laskov ujrza� swego pierwszego spitfire'a z gwiazd� Dawida, w jego oczach pojawi�y si� �zy. By� to rok 1946. Od tego czasu walczy� w wojnie niepodleg�o�ciowej w 1948 roku, wojnie sueskiej w 1956, wojnie sze�ciodniowej w 1967 i w wojnie Jom Kipur w 1973 roku. Jednak wi�cej akcji widzia� w przerwach mi�dzy wojnami ni� w czasie ich trwania. Odby� 5136 lot�w bojowych, trafiono go pi�� razy, a dwa razy zestrzelono. Mia� blizny po strzaskanym pleksiglasie, p�on�cym paliwie lotniczym i od�amku pocisku. Chodzi� lekko skrzywiony � pozosta�o�� po katapultowaniu si� z p�on�cego phantoma w 1973 roku. Starza� si� i by� zm�czony. Rzadko teraz uczestniczy� w lotach bojowych i mia� nadziej� � prawie w to wierzy� � �e po konferencji pokojowej nie b�dzie ju� trzeba odbywa� �adnych takich lot�w. Nigdy. 26 Czajnik zagwizda�. Richardson wsta� i wy��czy� gaz. � No i...? Laskov wzruszy� ramionami. � Musimy uwa�a�, komu przekazujemy takie informacje. Richardson szybko podszed� do niego. By� blady i roztrz�siony. � Co? Co ty sobie my�lisz, do cholery? S�uchaj, trzeba sko- ordynowa� nasze lotniskowce na Morzu �r�dziemnym. Od kiedy co� przed nami ukrywasz? Bo je�li sugerujesz, �e jest jaki� prze- ciek... Laskov nie by� przygotowany na taki wybuch. Zawsze sobie �artowali, zanim przeszli do rzeczy. To by�a cz�� gry. Reakcja na to, co powiedzia� dla kawa�u, by�a niezwyk�a. Pomy�la�, �e Richardson jest spi�ty i �e prawdopodobnie wszyscy dzisiaj b�d� spi�ci. � Spokojnie, pu�kowniku. � Wlepi� w niego ci�kie spojrzenie. Wydawa�o si�, �e podkre�lenie stopnia ca�kowicie udobrucha�o Richardsona. U�miechn�� si� i usiad�. � Przepraszam, generale. ^ � W porz�dku. � Laskov wsta� i wzi�� do r�ki telefon z miesza- czem sygna�u. Wykr�ci� numer Cytadeli, czyli Izraelskiego Sztabu Si� Lotniczych. � Po��cz mnie z E-2D � rzuci�. Richardson czeka�. E-2D Hawkeye by� najnowszym lataj�cym radarem Grummana. Ten nowoczesny pok�adowy system elektro- niczny by� w stanie dostrzec, wy�ledzi� i sklasyfikowa� potencjalnych wrog�w lub przyjaci� na ziemi, w wodzie i w powietrzu z wielkiej odleg�o�ci i z dok�adno�ci�, o jakiej dot�d nikomu si� nie �ni�o. Zebrane informacje by�y wprowadzane do banku komputer�w i poprzez ��cza informacyjne przekazywane z powrotem do Dow�dz- twa Lotnictwa Bojowego, Kontroli Ruchu Powietrznego Lotnictwa Cywilnego i do jednostek poszukiwawczo-ratunkowych. Mia� r�wnie� mo�liwo�ci elektronicznego zak��cania promieni radaru. Izrael mia� ich trzy, a jeden z nich by� zawsze w powietrzu. Richardson obserwowa� Laskova. � Widz� co�? � spyta�. � Foxbaty. Cztery, prawdopodobnie egipskie. Podejrzewam, �e to tylko manewry. Do tego zwiadowczy mandrake w troposferze. Prawdopodobnie ruski. Richardson skin�� g�ow�. Podczas gdy omawiali dane, Laskov zaparzy� dwie fili�anki kawy. Szum wody w �azience usta�. � Bierzecie do eskorty swoje F-14? � Oczywi�cie. Grumman F-14 Tomcat to najlepszy my�liwiec na �wiecie. Foxbat Mig-25 to te� dobry samolot. Laskov dysponowa� eskadr� dwunastu 27 tomcat�w, kt�re kosztowa�y Izrael osiemna�cie milion�w dolar�w ka�dy. Sta�y teraz w wojskowej cz�ci lotniska w Lod. � Ty te� polecisz? � Jasne. � Dlaczego nie zostawisz tego m�odszym? � Odpieprz si�. Richardson za�mia� si�. � Nie�le sobie radzisz z naszym slangiem. � Dzi�kuj�. � Dok�d b�dziecie ich eskortowa�? � A� osi�gniemy granic� naszego zasi�gu. � Podszed� do okna i wyjrza�. � Bez bomb czy rakiet powietrze�ziemia b�dziemy w stanie przelecie� te tysi�c kilometr�w tam i z powrotem. Nawet gdyby kto� mia� na dzisiaj szalone pomys�y. To powinno starczy�, �eby wylecieli bezpiecznie poza terytorium pa�stw islamskich. � Nie poza terytorium Libii, Tunezji, Maroka i Algierii. S�uchaj, je�li chcecie lecie� tak daleko, mo�ecie l�dowa� w naszej bazie na Sycylii. Je�li chcesz, za�atwimy kilka KAGD, �eby�cie mogli zatankowa� w powietrzu. Laskov spojrza� w bok i u�miechn�� si�. Z Amerykanami mo�na wytrzyma�, ale tylko do czasu, gdy nie zaczynaj� w panice stara� si� o pok�j za wszelk� cen�. � Nie polec� ca�y czas nad Morzem �r�dziemnym. W ostatniej chwili concorde'y maj� poprosi� o zmian� trasy i polecie� na p�noc W�och. Mamy dla nich specjalne pozwolenie na przelot nad W�ochami i Francj� z pr�dko�ci� nadd�wi�kow�. Od��czymy si� od nich na wsch�d od Sycylii. Podam ci wsp�rz�dne, tak aby wasz lotniskowiec m�g� przej�� moje F-14. Nie s�dz� jednak, by to by�o konieczne. Nie zapominaj, �e concorde'y mog� lecie� z pr�dko�ci� 2,2 macha na wysoko�ci 19000 metr�w. Nic pr�cz batam nie jest w stanie im zagrozi�. Kiedy je opu�cimy, b�d� ju� poza zasi�giem wszystkich baz arabskich czy radzieckich... � Spodziewacie si� jakich� k�opot�w? Nasz wywiad m�wi, �e wszystko wygl�da okay. � Richardson nie dawa� mu spokoju. � Tutaj zawsze spodziewamy si� k�opot�w. Ale tym razem nic nie powinno si� wydarzy�. Po prostu jeste�my ostro�ni. Tymi concor- de'ami poleci wiele wa�nych osobisto�ci. A stawk� jest wszystko. Wszystko. Wystarczy jeden szaleniec, �eby wszystko rozpierdoli�. � Co z zabezpieczeniem naziemnym? � To problem szefa bezpiecze�stwa. Jestem tylko pilotem, nie partyzantem. Je�li maszyny wzbij� si� w powietrze, zaprowadz� je do piek�a i z powrotem bez szwanku. Nie obchodzi mnie, co si� stanie na ziemi. 28 � Okay. Aha, co we�miesz opr�cz swojego colta? � Tradycyjne ��elastwo �mierci i zniszczenia". Dwa sidewindery, dwa sparrowy i sze�� phoenix�w. Richardson zastanowi� si�. Skuteczny zasi�g sidewinder�w wynosi pi�� do o�miu kilometr�w, sparrow�w � szesna�cie do pi��dziesi�ciu sze�ciu kilometr�w, a phoenk�w pi��dziesi�t sze�� do stu. Produkowany przez zak�ady Hughesa phoenix by� najlepszy, gdy trzeba by�o dosta� foxbata, zanim ten znalaz� si� w zasi�gu bezpo�redniej walki powietrznej. � Przyjmij moj� rad�, Laskov. Na wysoko�ci dziewi�tnastu tysi�cy metr�w i przy pr�dko�ci 2,2 macha nie lata ju� nic opr�cz foxbat�w. Dwudziestomilimetrowe pociski zostaw w domu. Jest ich 950 i s� ci�kie. Sidewinder zniszczy wszystko, co si� zbli�y. Sprawdzili�my to na komputerze. Laskov przeci�gn�� r�k� po w�osach. � Mo�e. Jednak zatrzymam je, na wypadek gdyby mi si� zachcia�o str�ci� mandrake'a. � Str�ci�by� nie uzbrojony samolot zwiadowczy w mi�dzynaro- dowej strefie powietrznej? � Richardson m�wi� cicho, jakby si� ba�, �e mo�e go us�ysze� kto� niepowo�any. � Jak� masz dzisiaj cz�stot- liwo�� taktyczn� i znak wywo�awczy? � UKF, kana� 31, to jest 134,725 kiloherc�w. Decyzja w sprawie cz�stotliwo�ci zapasowej zapadnie w ostatniej chwili. Dzi� mam na imi� Anio� Gabriel plus m�j numer na ogonie, czyli 32. Pozosta�e jedena�cie samolot�w to te� Gabriele. Szczeg�y prze�l� ci p�niej. � A concorde'y? � Dla samolot�w 4X-LPN znak wywo�awczy kompanii to El Al 01. Dla 4X-LPO: El Al 02. Tak b�dziemy je nazywa� w Kontroli Ruchu Lotniczego i na cz�stotliwo�ciach El Alu. Na mojej cz�stot- liwo�ci taktycznej maj� oczywi�cie zakodowane imiona. � Jakie? Laskov u�miechn�� si�. � Jaki� urz�dnik pewnie siedzi nad tym ca�e dnie. Jeden z pilot�w jest bardzo religijnym cz�owiekiem, wi�c otrzyma� kryptonim Kliper Koszerny. Inny jest z pochodzenia Amerykaninem, wi�c dla uczczenia popularnego ameryka�skiego has�a lotniczego jego samolot nazwano Skrzyd�ami Emanuela. � To okropne. � Do pokoju wesz�a Miriam Bernstein ubrana w eleganck� cytrynowo��t� sukienk�. W r�ku trzyma�a kosmetyczk�. Richardson wsta�. Rozpozna� j�, ale twarz mu nie drgn�a. Miriam spojrza�a na niego. � W porz�dku, pu�kowniku. Nie jestem zwyk�� dziewczyn�. Mam dost�p do �ci�le tajnych informacji. Pan genera� nie by� niedyskret- 29 ny. � Pos�ugiwa�a si� literack� angielszczyzn�, u�ywaj�c wyszukanych zwrot�w. M�wi�a wolno, lecz dok�adnie. Richardson skin�� g�ow�. Laskov zastanowi� si�, czy ma ich sobie przedstawi�, ale Miriam by�a ju� przy drzwiach. Odwr�ci�a si� i rzek�a do Laskova: � Widzia�am tych facet�w na ulicy. Zadzwoni�am po taks�wk�. Musz� lecie�, Jabari na mnie czeka. Do zobaczenia na ko�cowej odprawie. � Spojrza�a na Richardsona. � Do widzenia, pu�kowniku. � Szalom. Powodzenia w Nowym Jorku. Miriam Berstein u�miechn�a si� i wysz�a. Richardson spojrza� na swoj� fili�ank�. � Nie smakuje mi ta lura � o�wiadczy�. � Idziemy na �niadanie, potem podrzuc� ci� do Cytadeli. Laskov kiwn�� g�ow�. Wszed� do sypialni, w�o�y� bawe�nian� ko- szul� koloru khaki. Gdyby nie dwie ma�e naszywki w kszta�cie ga��zek oliwnych oznaczaj�ce rang�, mog�aby uchodzi� za cywiln�. Wyci�gn�� zza paska pistolet. Podchodz�c do okna, zapina� koszul� jedn� r�k�, a w drugiej trzyma� bro�. Dwaj m�czy�ni nadal obser- wowali dom. Na widok Laskova w oknie pr�dko odwr�cili g�owy. Miriam wsiad�a do czekaj�cej taks�wki, kt�ra natychmiast ruszy�a. Laskov rzuci� pistolet na ��ko. By� niespokojny. To ten wiatr. Podobno ma to co� wsp�lnego z nier�wnowag� jon�w ujemnych w powietrzu. Ten wiatr mia� wiele imion � fen w Europie �rodkowej, mistral w po�udniowej Francji, Santa Ana w Kalifornii. Tutaj zwali go chamsin albo szaraw. Laskov spojrza� na niebo. Zapowiada� si� doskona�y dzie� do latania. ROZDZIA� II Abdel Majid Jabari siedzia�, wpatruj�c si� w fili�ank� czarnej tureckiej kawy z arakiem. � Nie wstydz� si� powiedzie�, �e by�em ci�ko przera�ony. O ma�o co nie kropn��em �andarma. Miriam Bernstein pokiwa�a g�ow�. Wszyscy byli nerwowi. By� to czas pe�en rado�ci, ale i obaw. � To moja wina. Powinnam zdawa� sobie spraw�... Jabari podni�s� r�ce w ge�cie protestu. � Nic si� nie sta�o. Wyobra�amy sobie, �e palesty�scy terrory�ci s� wsz�dzie, a w rzeczywisto�ci niewielu ich ju� zosta�o. � A czy trzeba wielu? Zw�aszcza ty powiniene� uwa�a�. Oni naprawd� chc� ci� dosta�. � Spojrza�a na niego uwa�nie. � To musi by� naprawd� trudne by� obcym na obcej ziemi. Jabari wci�� jeszcze nie m�g� si� uspokoi� po porannym napi�ciu. � Nie jestem obcy, urodzi�em si� tutaj � o�wiadczy� ostro. � Nie urodzi�e� si� tu -� powiedzia�a i po�a�owa�a tej uwagi. On u�miechn�� si� pojednawczo i przypomnia� jej arabskie przys�owie: � Je�li mieszasz swoje sprawy z ich sprawami, s� twoimi bra�mi. Miriam zacytowa�a inne powiedzenie arabskie: � Wr�ci�em do miejsca, gdzie si� urodzi�em i zap�aka�em: �Przy- jaciele mojej m�odo�ci, gdzie� oni s�?" A echo odpowiedzia�o: �Gdzie� oni s�?" � Zawiesi�a g�os. � S�dz�, �e to dotyczy nas obojga. Teraz ten kraj nie jest tw�j bardziej ni� by� m�j, gdy do niego przyjecha�am. Wysiedle�cy wysiedlaj�cy innych nieszcz�nik�w. Wszystko to jest tak cholernie okrutne. � Od��my polityk� i geografi� na bok, Miriam. Mi�dzy Arabami a �ydami jest wiele kulturowych podobie�stw. S�dz�, �e oni wszyscy zdadz� sobie w ko�cu z tego spraw�. � Nala� araku do szklaneczki 31 i uni�s� j� w g�r�. � Po hebrajsku m�wicie... m�wimy szalom alejchem, to znaczy �pok�j tobie", a po arabsku m�wimy salam alejkum. Podobie�stwo tych s��w jest jakby odzwierciedleniem blis- ko�ci naszych narod�w. Miriam Bernstein nala�a sobie araku. � Alejchem szalom, i tobie pok�j. � Wypi�a i poczu�a w �o��dku mi�e ciep�o. Jedz�c �niadanie, rozmawiali o tym, co ich czeka�o w Nowym Jorku. Miriam czu�a si� dobrze. Obawia�a si� tej d�ugo oczekiwanej konfrontacji, spotkania twarz� w twarz z Arabami przy stole konferencyjnym w ONZ. Jabari by� dla niej wa�ny. Wiedzia�a, �e przez trzydzie�ci lat by� poza g��wnym nurtem my�li arabskiej i pozosta� wierny Izraelowi. Je�li jednak istnia�o co�, co mo�na nazwa� psychik� rasow�, to prawdopodobnie Jabari j� odzwierciedla�. Jabari przygl�da� jej si� badawczo. Jej ochryp�y g�os czasami wydawa� mu si� znu�ony, a cz�sto brzmia� podniecaj�co. Przez lata znajomo�ci poznawa� jej histori�, tak jak ona poznawa�a jego. Oboje wiedzieli, co znaczy�o by� rozbitkami na wzburzonym morzu �ycia. Oboje zajmowali teraz wysok� pozycj� i mieli szans� zmieni� bieg historii. Miriam Bernstein by�a typowym dzieckiem holocaustu. Nacie- raj�ca Armia Czerwona wyzwoli�a ob�z koncentracyjny, w kt�rym przebywa�a. By�o to straszne miejsce. S�owa Medizinische Experi- mente utkwi�y jej w pami�ci. Miriam nie pami�ta�a wiele ze swej przesz�o�ci. Wiedzia�a tylko, �e kiedy� mia�a rodzic�w, malutk� sio- strzyczk� i �e by�a �yd�wk�. M�wi�a troch� po niemiecku, czego prawdopodobnie nauczy�a si� od obozowych wartownik�w, i tro- ch� po polsku, a �e zna�a r�wnie� par� s��w po w�giersku, wierzy�a w swe w�gierskie pochodzenie. Ciche dziecko nie dba�o o to, czy jest �yd�wk� niemieck�, polsk� czy w�giersk�. Najwa�niejsza by- �a dla niej �wiadomo��, �e jest �yd�wk�. Armia Czerwona zabra�a j� wraz z innymi dzie�mi do miejsca, kt�re z pewno�ci� by�o obo- zem pracy, gdy� starsze dzieci pracowa�y przy naprawie dr�g. Wiele z nich zmar�o tamtej zimy. Wiosn� wszystkie pracowa�y w polu. Tra- fi�a do szpitala, a potem zosta�a oddana pod opiek� starszego �ydowskiego ma��e�stwa. Pewnego razu przyszli jacy� ludzie z Agencji �ydowskiej. Dziew- czynka i jej przybrani rodzice wraz z wieloma innymi �ydami tygodniami jechali w zat�oczonym wagonie przez spustoszon� Europ�. Nawiedza�y j� nocne koszmary. Wsiedli na statek i wyruszyli w podr�. W Hajfie zawr�cili statek Brytyjczycy. W nocy spr�bowano jednak wysadzi� ludzi w innym miejscu na pla�y. Wybuch�a za�arta walka 32 mi�dzy �ydami, kt�rzy chcieli si� utrzyma� na brzegu, a Arabami. W ko�cu �o�nierze brytyjscy rozp�dzili walcz�cych i statek odp�yn��. Nie wiedzia�a, dok�d pop�yn��, bo by�a jedn� z tych, kt�rych wysadzono na pla�� jeszcze przed walk�. Starsi pa�stwo, kt�rych nazwiska nie mog�a sobie przypomnie�, znikn�li � zgin�li na pla�y albo zostali na statku. Z pla�y zabra�o j� dwoje �yd�w, kt�rzy powiedzieli �o�nierzom b