4008
Szczegóły |
Tytuł |
4008 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4008 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4008 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4008 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NELSON
DeMILLE
Nad rzekami
Babilonu
Prze�o�y�
MIROS�AW GO�DA
PRIMA
WARSZAWA 1994
Tytu� orygina�u: BY THE RIVERS OF BABYLON
Copyright � Nelson DeMille 1978
Copyright � for the Polish edition by Wydawnictwo PRIMA 1994
Copyright � for the Polish translation
by Miros�aw Gonda & Wydawnictwo PRIMA 1994
Cover illustration � Stanis�aw Fernandes 1989
Opracowanie graficzne ok�adki: Studio PRIMA
Redakcja: Maria �ebro
Redakcja techniczna: Janusz Festur
ISBN 83-85855-26-2
Wydawnictwo PRIMA
Warszawa 1994. Wydanie I
Obj�to�� 24 ark. wyd., 23 ark. druk.
Sk�ad w Zak�adzie Poligraficznym �Kolonel"
Druk i oprawa w Wojskowej Drukarni w �odzi
Ksi��k� t� dedykuj� Bernardowi Geisowi, kt�ry nie
ba� si� zaryzykowa�, mojej �onie, kt�ra zaryzyko-
wa�a troch� bardziej, oraz moim rodzicom, kt�rzy
nie mieli innego wyj�cia.
Pragn� podzi�kowa� kapitanowi Thomasowi Blo-
ckowi za niezwykle cenn� wsp�prac� techniczn�
oraz Bernardowi Geisowi i jego wsp�pracow-
nikom z Bernard Geis Associates, a w szczeg�lno-
�ci Judith Shafran i Jessie Crawford, za ich
doskona�e rady wydawnicze.
Nasza walka ledwie si� zacz�a. Najgorsze jeszcze
przed nami. Powinni�my w�a�nie teraz ostrzec
Europ� i Ameryk�, �e nie b�dzie pokoju. Nie-
straszna nam jest wizja rozp�tania III wojny �wiato-
wej. �wiat nas wykorzysta� i zapomnia� o nas.
Najwy�szy czas, �eby sobie u�wiadomi�, �e ist-
niejemy. Bez wzgl�du na cen�, jak� przyjdzie nam
zap�aci�, nie zaprzestaniemy walki. Bez naszej
zgody reszta Arab�w nic nie mo�e zrobi�... A my
nigdy si� nie zgodzimy na pokojowe rozwi�zanie.
To my jeste�my asem w talii.
Dr George Habash
przyw�dca Ludowego Frontu
Wyzwolenia Palestyny (LFWP)
My, �ydzi, nie przestaniemy istnie�. Niezale�nie
od tego jak brutalne i bezwzgl�dne moce skierowane
s� przeciwko nam � wci�� trwamy. Mimo unices-
twienia milion�w istnie� grzebanych �ywcem, �yw-
cem palonych, nigdy nikomu nie uda�o si� z�ama�
ducha narodu �ydowskiego.
Golda Meir
Bruksela, 19.02.1976
Druga Brukselska Konferencja
na temat po�o�enia �yd�w radzieckich
St. Nazaire, Francja
Nuri Salameh, praktykant elektryk, jeszcze raz nerwowo poklepa�
du�e kieszenie swego bia�ego kombinezonu. Stan�� lekko przygarbiony
po�rodku ogromnej hali Aerospatiale. Nie wiedzia�, co ma robi�
dalej. Wok� niego snuli si� inni francuskoj�zyczni imigranci z Algierii.
Niecierpliwie odliczali minuty w oczekiwaniu na dzwonek, kt�ry mia�
oznajmi� koniec ich zmiany. Przez wysokie okna wpada�y ciep�e z�ote
promienie popo�udniowego s�o�ca. W powietrzu unosi�y si� tumany
fabrycznego py�u. W s�abo ogrzanej hali wida� by�o wyra�nie par�
wydobywaj�c� si� z ust Salameha.
Na zewn�trz zapala�y si� �wiat�a portu lotniczego, a nad lotniskiem
przelecia�a w szyku V eskadra b��kitnych samolot�w Mirage. Auto-
busy zacz�y si� ju� ustawia� jeden za drugim, by zabra� pracownik�w
Aerospatiale do ich dom�w w St. Nazaire.
W hali zap�on�y dodatkowe rz�dy lamp jarzeniowych. Zaskoczony
Algierczyk rozejrza� si� pospiesznie. Jaki� rodak uporczywie unika�
spojrzenia jego niespokojnych oczu. Salameh ra�no ruszy� dalej. Na
metalowym rusztowaniu przed nim sta� ogromny concorde. Jego
kad�ub obejmowa�y �o�a monta�owe u�atwiaj�ce prac� monterom.
Du�a cz�� poszycia by�a ods�oni�ta, a robotnicy na kad�ubie wygl�dali
jak mr�wki pe�zaj�ce po nie dojedzonych zw�okach gigantycznej
wa�ki.
Salameh wszed� po schodach na najwy�sz� platform� rusztowania
i wczo�ga� si� na �o�e monta�owe przebiegaj�ce pod dwunastomet-
rowym ogonem. Na jednej z aluminiowych p�yt widnia� wymalowany
numer produkcyjny: 4X-LPN. Algierczyk spojrza� na zegarek �
jeszcze dziesi�� minut do ko�ca zmiany. Musia� to zrobi� teraz, zanim
9
nitowacze z nocnej zmiany zamkn� cz�� ogonow�. Chwyci� spis
czynno�ci kontrolnych i szybko go przejrza�. Odwr�ci� si� przez rami�
i zerkn�� w d�. Jaki� Algierczyk zamiataj�cy opi�ki spogl�da� przez
chwil� w g�r�, po czym odwr�ci� g�ow�. Pomimo ch�odu panuj�cego
w stalowo-betonowej hali Salameh poczu�, jak po twarzy sp�ywa mu
lodowaty pot. Wytar� czo�o r�kawem. Opu�ciwszy si� mi�dzy dwiema
pod�u�nicami, wszed� do tylnej cz�ci aluminiowego kad�uba, jeszcze
nie ca�kiem zakrytej poszyciem. Cz�� ogonowa stanowi�a labirynt
spawanych laserowo rozporek i wygi�tych zastrza��w. Opar� stopy na
poprzecznicy tu� pod zbiornikiem wywa�enia numer 11. Przykucn��
i jak krab pope�zn�� z jednej rozporki na drug�, w kierunku nie
wyko�czonej przegrody ci�nieniowej. Nad jego g�ow�, pod sufitem
kabiny pasa�erskiej podwieszone by�y robocze �wietl�wki. �wiat�o by�o
r�wnie� doprowadzone do cz�ci ogonowej, ale Salameh nie w��czy�
go. Przesiedzia� kilka minut w cieniu nie zabudowanej przegrody.
Po d�u�szej chwili odchrz�kn�� i zawo�a� w g��b kabiny pasa�erskiej:
� Inspektorze Lavalle!
Wysoki Francuz odwr�ci� si� od drzwi awaryjnych, kt�re w�a�nie
sprawdza� i ruszy� w stron� przegrody ci�nieniowej. Poznawszy
Algierczyka u�miechn�� si�.
� Salameh, czemu chowasz si� w cieniu jak szczur?
Na twarzy Algierczyka pojawi� si� wymuszony u�miech. Zamacha�
przed oczami Francuza spisem kontrolnym, m�wi�c:
� Mo�na zamyka�, no nie?
Henri Lavalle pochyli� si� nad si�gaj�c� mu do piersi wr�g�, skierowa�
strumie� silnego �wiat�a w g��b zw�aj�cej si� cz�ci ogonowej
i pobie�nie j� skontrolowa�. Wzi�� od Araba spis i szybko przerzuci�
kartki. Nie ufa� Algierczykom. Jeszcze raz sprawdzi� ka�d� stron�.
Wszyscy kontrolerzy postawili ju� swoje znaki. Kontrola instalacji
elektrycznej, hydraulicznej, kontrola zbiornika paliwa... Wszystko by�o
w porz�dku. Ponownie sprawdzi� swoje znaki kontrolne i rzek�:
� Taak... wszystkie kontrole przeprowadzone...
� A moja, elektryczna? � spyta� Salameh.
� Tak, tak... Nie�le si� spisa�e�, nic nie brakuje. � Odda� spis
Algierczykowi i odszed�, �ycz�c mu dobrej nocy.
� Dzi�kuj�, inspektorze.
Salameh wetkn�� spis za pasek spodni, odwr�ci� si� i skulony ruszy�
ostro�nie wzd�u� metalowych belek. Spojrzawszy ukradkiem przez
rami�, upewni� si�, czy Lavalle na pewno poszed�. S�ysza�, jak
instalatorzy pakuj� swoje narz�dzia, wychodz� z kad�uba samolotu
i schodz� po rusztowaniu na d�. Kto� wy��czy� wi�kszo�� �wiate�
roboczych w kabinie pasa�erskiej i w ogonie zrobi�o si� ciemno.
10
Algierczyk w��czy� latark� i skierowa� snop �wiat�a w g�r�, w pust�
wn�k� ogona. Powoli wspi�� si� po rozporkach a� do miejsca, gdzie
m�g� niemal dotkn�� po��czenia obu �cian. Z jednej z wypchanych
kieszeni wyci�gn�� czarne pude�ko wielko�ci paczki papieros�w. Do
pude�ka przymocowana by�a metalowa p�ytka z fikcyjnym numerem
ewidencyjnym SFNEA CD-3265-21. Z g�rnej kieszeni wyj�� tubk�
i wycisn�� troch� kleju epoksydowego na aluminiow� p�yt�. Mocno
przycisn�� pude�ko i przytrzyma� przez kilka sekund, po czym wysun��
z niego rozk�adan� anten� i ustawi� j� tak, by nie dotyka�a �cian
ogona. Ostro�nie zmieni� pozycj� cia�a, stan�� na poprzecznej belce,
opar� si� plecami o rozp�rk�. Mimo �e nie by�o gor�co, po twarzy
sp�ywa�y mu krople potu. Odci�� obc��kami kawa�ek zielonego
przewodu w czarne pr��ki, kt�ry prowadzi� do �wiate� nawigacyjnych
ogona. Z kieszeni wyj�� d�ugi kawa�ek identycznego przewodu. Na
jednym jego ko�cu przymocowany by� miedziany drut bez izolacji.
Pod��czy� drut do odci�tego przewodu i starannie owin�� z��cze ta�m�
izolacyjn�.
Salameh powoli ruszy� w d� po rusztowaniu. Schodz�c, przeci�ga�
zielony kabel a� do miejsca, gdzie statecznik pionowy ��czy� si�
z kad�ubem. Zrzuci� przew�d pomi�dzy skrzy�owane belki. Po�o�y�
si� na nich twarz� w d� i wyci�gn�� r�ce, aby m�c si�gn�� zbiornika
numer 11. Przez otw�r w poszyciu widoczne by�y czubki g��w
przechodz�cych pod samolotem ludzi. Pot strumieniami la� si� z twarzy
Salameha. Wydawa�o mu si�, �e kapie im na g�owy, jednak nikt nie
spojrza� w g�r�.
Z drugiej kieszeni wyj�� oko�o p� kilograma bia�ej masy podobnej
do kitu. Starannie uformowa� j� na czubku zbiornika. Odszuka�
zwisaj�cy zielony przew�d i przesun�wszy po nim palcami, trafi� na
ma�y metalowy walec. Wcisn�� go w mi�kk� mas� i ugniataj�c j�
mocno, dok�adnie uszczelni�. W tym momencie przestraszy� go
dzwonek na koniec zmiany.
Salameh szybko podni�s� si� i wytar� pot z twarzy i karku. Dr��c
na ca�ym ciele, przeciska� si� mi�dzy ciasnymi zastrza�ami w stron�
otwartej cz�ci ogona. Podci�gn�� si� na �o�e monta�owe, wydosta�
z ciemnego ogona i wskoczy� na platform� rusztowania. Ca�a operacja,
kt�ra zdawa�a si� trwa� wiecznie, zaj�a mu zaledwie cztery minuty.
W chwili gdy dwaj nitowacze z drugiej zmiany weszli na platform�,
Salameh wci�� dr�a�. Przygl�dali mu si� ze zdziwieniem. Jeden z nich
by� Francuzem, drugi Algierczykiem. Algierczyk odezwa� si� po
francusku:
� Zrobione? � Wyci�gn�� r�k�.
Przez moment Salameh sta� zaskoczony. Dopiero po chwili spos-
11
trzeg�, �e obaj m�czy�ni patrz� na spis czynno�ci kontrolnych,
kt�ry wci�� mia� za paskiem. Wyj�� go pospiesznie i poda� im
m�wi�c:
� Tak, tak. Zrobione. Elektryczno��, konstrukcja, uk�ad hyd-
rauliczny. Wszystko sprawdzone. Mo�na zamyka�.
Obaj m�czy�ni pokiwali g�owami i zabrali si� do przygotowywania
aluminiowych p�yt, nit�w i pistolet�w pneumatycznych. Przez chwil�
Salameh przygl�da� si� ich pracy. Po chwili opanowa� dr�enie kolan,
po drabinie jednak schodzi� chwiejnym krokiem. Na dole skasowa�
w zegarze swoj� kart�.
Nuri Salameh wszed� do jednego z autobus�w i w milczeniu usiad�
mi�dzy robotnikami. Podczas jazdy do St. Nazaire przygl�da� si�, jak
popijali wino z butelek.
Wysiad� w centrum miasta i kr�tymi ulicami wy�o�onymi kostk�
dotar� do swego mieszkania nad sklepem mi�snym, w kt�rym a� si�
roi�o od karaluch�w. Przywita� po arabsku �on� i czworo dzieci.
Oznajmi�, �e z obiadem maj� czeka� do jego powrotu z wa�nego
spotkania. Wyprowadzi� rower z ciemnej w�skiej kom�rki na p�-
pi�trze i wyjecha� na ulic�. Dojecha� do pobrze�a, gdzie Loara
wpada�a do Zatoki Biskajskiej. Sapa� z wysi�ku, a k��by pary unosi�y
si� z jego ust. Przeklina� s�abo napompowane opony, przez kt�re
rower podskakiwa� na nier�wnych kocich �bach.
W ciemnych uliczkach za zat�oczonym pobrze�em ruch by� zna-
cznie mniejszy. Salameh skierowa� si� ku opuszczonym terenom,
gdzie jeszcze podczas drugiej wojny �wiatowej Niemcy wybudowali
wielkie betonowe schrony dla U-boot�w. Z czarnej wody wyrasta�y
brzydkie i pokiereszowane pociskami budowle. Promienie
zachodz�cego s�o�ca o�wietla�y g�ruj�ce nad dokami wysokie bomy
za�adunkowe.
Salameh podprowadzi� rower do zardzewia�ych schod�w i wepchn��
go w k�p� dzikich krzew�w laurowych. Ostro�nie zszed� po trzesz-
cz�cych schodach na sam brzeg i pod��y� wzd�u� pokrytego mchem
skorupiakami muru do jednego ze schron�w. Zapach ropy i wody
morskiej wype�ni� mu nozdrza. Na betonie widnia� niszcz�cy si�
wyblak�y napis ACHTUNG! kilka s��w po niemiecku i numer 8.
Salameh powoli otworzy� zardzewia�e drzwi i wszed� do schronu dla
okr�t�w podwodnych.
W �rodku s�ycha� by�o delikatne pluskanie wody o �ciany. Przez
otwarty wjazd z przeciwleg�ego brzegu rzeki wpada�o troch� s�abego
�wiat�a, poza tym by�o ciemno. Salameh szed� po omacku pomostem
12
roboczym w stron� otwartego ko�ca tunelu. Wilgotne, nieruchome
powietrze przyprawia�o go o dreszcze. Kilkakrotnie t�umi� kaszel.
Nagle �wiat�o latarki b�ysn�o mu w oczy � zas�oni� twarz.
� Rish? � wyszepta�. � Rish?
Ahmed Rish zgasi� latark� i rzek� cicho po arabsku:
� Zrobione, Salameh. � By�o to raczej stwierdzenie ni� pytanie.
Nuri wyczuwa� obecno�� innych m�czyzn na pomo�cie.
� Tak.
� Tak � powt�rzy� Ahmed Rish. � Tak. � W jego g�osie
brzmia�o jakie� z�o�liwe zadowolenie.
Salameh przypomnia� sobie wzrok Algierczyka, kt�ry czu� na sobie
przez ca�y dzie�. Algierczyk nitowacz i inni spogl�dali na niego
z dyskretnym przyzwoleniem.
� Kontrole zako�czone? Ogon b�dzie zamkni�ty dzi� wieczorem? �
Rish sprawia� wra�enie cz�owieka, kt�ry zna� ju� odpowied�.
� Tak.
� Umie�ci�e� radio w najwy�szym punkcie wewn�trz ogona, blisko
poszycia?
� Bezpo�rednio na poszyciu, Ahmed.
� Dobra. A antena?
� Wyci�gni�ta.
� Z��cze? Radio b�dzie ca�y czas zasilane z akumulator�w
samolotu, tak?
Salameh wiele razy powtarza� to sobie w my�li.
� Z��cze dochodzi do �wiate� nawigacyjnych ogona. Przew�d
��cz�cy nie do odr�nienia, nawet przy dok�adnej kontroli. Dopaso-
wa�em nawet kolor izolacji. Zielony. Nikt nigdy nie zobaczy radia.
A nawet gdyby kto� je zauwa�y�, umie�ci�em na nim p�ytk� z numerem
cz�ci stosowanych przez Aerospatiale. Tylko in�ynier elektryk nie
da�by si� na to nabra�. Ka�dy inny z obs�ugi albo tego nie zobaczy,
albo pomy�li, �e to ma tam by�.
Wydawa�o si�, �e Rish skin�� g�ow� w ciemno�ci.
� Doskonale. Doskonale.
Przez chwil� nic nie m�wi�. Salameh s�ysza� w ciemno�ciach jego
oddech. Rish znowu rzek�:
� Detonator elektryczny pod��czy�e� prawid�owo do drugiego
ko�ca?
� Oczywi�cie.
� A plastik?
Salameh wyrecytowa� wyuczon� formu�k�:
� Ukszta�towa�em go na czubku zbiornika paliwa. W tym miejscu
zbiornik jest lekko zaokr�glony. Detonator wcisn��em dok�adnie
13
w �rodek tylnej cz�ci �adunku. W rezultacie jest to naturalny
profilowany �adunek, kt�ry wybuchnie do wewn�trz zbiornika.
Salameh obliza� wargi. Ani do tych ludzi, ani do ich sprawy nie
czu� najmniejszej sympatii i zdawa� sobie spraw�, �e pope�ni� ci�ki
grzech. Pocz�tkowo nie chcia� by� w to zamieszany. Jednak wed�ug
Risha ka�dy Arab by� partyzantem. Od Casablanki w Maroku,
poprzez pi�� tysi�cy kilometr�w rozpalonej pustyni, do Bagdadu �
wszyscy byli partyzantami, wszyscy byli bra�mi. Razem by�o ich
ponad sto milion�w. Salameh nie wierzy� w ani jedno s�owo, ale jego
rodzice i siostry wci�� jeszcze byli w Algierze i to go przekona�o.
� Jestem dumny, �e mog�em si� przys�u�y� sprawie � rzek�, by
przerwa� cisz�, ale wiedzia�, �e jego los by� ju� przypiecz�towany
w momencie, gdy ci ludzie zbli�yli si� do niego.
Rish zdawa� si� tego nie s�ysze�. Jego my�li kr��y�y wok� innych
spraw.
� Plastik... Jeste� pewien, �e przylega dok�adnie do powierzchni
zbiornika? Mo�e nale�a�o spryska� go aluminiow� farb�... � powie-
dzia� w zamy�leniu.
Staraj�c si� rozproszy� demony zw�tpienia, Salameh skwapliwie
przekazywa� dobre, uspokajaj�ce wiadomo�ci.
� Nikt nie wchodzi do tego przedzia�u. Od kabiny ci�nieniowej
odizolowany jest wzmocnion� wr�g�. Wszystkie urz�dzenia hyd-
rauliczne i elektryczne obs�ugiwane s� z zewn�trz przez tablice
rozdzielcze, do kt�rych dost�p jest bardzo ograniczony. Przynitowane
p�yty mog� by� zdj�te tylko w razie awarii jakiego� elementu. Ludzkie
oczy nie powinny ju� nigdy wi�cej ogl�da� tej strony zbiornika.
S�ysza� niecierpliwe oddechy przynajmniej trzech innych m�czyzn
ukrytych w cieniu za Rishem. W tunelu zrobi�o si� ju� ca�kiem
ciemno. Od czasu do czasu po rzece albo po zatoce przep�ywa� statek
i w schronie rozlega�o si� przyt�umione buczenie syren.
Rish wymamrota� co� pod nosem.
Salameh spodziewa� si� najgorszego. Dlaczego spotkali si� w tym
mrocznym miejscu, a nie w wygodnym bistro czy w mieszkaniu?
W g��bi serca zna� odpowied�, ale desperacko stara� si� broni� przed
z g�ry ju� przes�dzonym losem.
� Z�o�y�em podanie o przeniesienie do Tuluzy. Tak jak sobie
�yczy�e�. Za�atwi� pozytywnie. By�bym zaszczycony, gdybym tam
m�g� zrobi� to samo � powiedzia� z nadziej� w g�osie.
Rish jakby si� za�mia� i dreszcz przebieg� Salamehowi po plecach.
Zabawa ju� nie potrwa d�ugo.
�� Nie, m�j przyjacielu � odezwa� si� g�os w ciemno�ci. � Tym
ju� si� zaj�li�my. Tw�j ostatni atut jest ju� na stole.
14
Salameh z trudem prze�kn�� �lin�.
� Ale... na pewno... � Us�ysza� jaki� ha�as. Rish klasn�� w d�onie.
Czyje� r�ce szybko i sprawnie przypar�y Salameha do o�liz�ego
muru. Zimna stal przejecha�a po jego gardle, ale nie m�g� nawet
krzykn��, bo czyja� d�o� zakrywa�a mu usta. Czu� bolesne uk�ucia
w klatce piersiowej. Napastnicy pr�bowali trafi� go w serce, ale
dzia�ali zbyt nerwowo i tylko podziurawili mu p�uca. Ciep�a krew
sp�ywa�a mu po sk�rze. Kolejny cios dosi�gn�� karku. Walczy�
odruchowo, bez przekonania. Wiedzia�, �e zab�jcy chcieli szybko
za�atwi� spraw�, ale w podnieceniu pieprzyli robot�. Pomy�la� o �onie
i dzieciach czekaj�cych z obiadem. Wreszcie ostrze dotar�o do serca
i Nuri osun�� si� na ziemi�.
Rish szepta� co�, podczas gdy cienie pochyla�y si� nad Salamehem.
Wzi�li jego portfel i zegarek, wywr�cili kieszenie i zdj�li mu z n�g
solidne buty. Zsun�li cia�o przez kraw�d� pomostu i przytrzymuj�c
za kostki, zwiesili nad czarn� wod�, kt�ra rytmicznie pluska�a o �ciany
schronu. Szczury wodne, od kt�rych tu si� roi�o, zamar�y w oczeki-
waniu. Ociekaj�ca stru�kami krwi twarz Salameha dotkn�a wody
i mordercy pu�cili jego nogi. Znikn�� z ledwie s�yszalnym pluskiem.
D�ugi chodnik wype�ni� si� szmerem szczur�w skacz�cych z pomost�w
do cuchn�cej, zanieczyszczonej wody.
Robotnicy w maskach ostatni raz przejechali pneumatycznymi
pistoletami lakierniczymi. Rozpylacze wy��czy�y si� z sykiem. W ogrom-
nej lakierni b�yszcza� bia�y concorde. W hali, jeszcze przed chwil� pe�nej
ha�asu i ruchu, zapanowa�a cisza. Podczerwone lampy grzewcze zacz�y
�arzy� si� tajemniczym �wiat�em. Opary lakieru zawis�y nad samolotem
w nieziemskiej atmosferze. Czerwone �wiat�a lamp odbija�y si�
w l�ni�cym kad�ubie. Wentylatory obraca�y si� przez jaki� czas, po czym
znieruchomia�y. Lampy ciemnia�y powoli, a� wreszcie zgas�y. Ciemna
hala wype�ni�a si� nagle bia�oniebieskim �wiat�em setek jarzeni�wek.
Do lakierni wkroczyli jeden za drugim m�czy�ni w bia�ych
kombinezonach. Weszli w milczeniu jak do jakiej� �wi�tyni. Przez
kilka sekund przygl�dali si� temu d�ugiemu, pe�nemu wdzi�ku ptakowi.
Wydawa�o si�, �e samolot stoi dumnie na wyprostowanych nogach
i pogardliwie spogl�da na nich z g�ry, pe�en ptasiej wynios�o�ci
i oboj�tno�ci jak �wi�ty ibis znad Nilu.
M�czy�ni przynie�li ze sob� szablony i rozpylacze. Ustawili
rusztowanie, wtoczyli dwustulitrowe beczki z niebiesk� farb�, rozwin�li
d�ugie szablony. Pracowali w milczeniu. Jeden przy�o�y� sw�j szablon
do miejsca, gdzie pod bia�ym lakierem wci�� jeszcze widoczny by�
15
blady zarys numeru produkcyjnego. Stanie si� on teraz na sta�e
mi�dzynarodowym numerem rejestracyjnym. Namalowa� znak 4X �
symbol kraju, kt�ry b�dzie w�a�cicielem samolotu, potem jeszcze
litery LPN, indywidualny symbol rejestracyjny samolotu.
Nad nim, na wy�szej platformie rusztowania, dw�ch robotnik�w
odlepi�o od ogona czarny winylowy szablon. Na bia�ym tle ukaza�a
si� b��kitna sze�cioramienna gwiazda Dawida, a pod ni� s�owa El AL
Ksi�ga pierwsza
IZRAEL: NIZINA SHARON
Usi�uj� zaradzi� katastrofie mojego narodu,
m�wi�c beztrosko: ,.Pok�j, pok�j",
a tymczasem nie ma pokoju.
Jeremiasz 6;14
Oto wprowadzili m�j lud w b��d,
m�wi�c: �Pok�j",
podczas gdy pokoju nie by�o.
Ezechiel 13;10
ROZDZIA� I
Wzg�rza Samarii nad nizin� Sharon ogarnia� jeszcze mrok. Na
jednym ze wzniesie� sta�o w milczeniu czterech m�czyzn. Na nizinie,
o nieca�e dziewi�� kilometr�w st�d, jarzy�y si� smugi �wiate� mi�dzy-
narodowego lotniska w Lod. Za lotniskiem miga�y bardziej zamglone
�wiat�a Tel Awiwu i Herzlii, a dalej Morze �r�dziemne odbija�o blask
zachodz�cego ksi�yca.
Do wybuchu wojny sze�ciodniowej miejsce to znajdowa�o si� na
terytorium Jordanii. W roku 1967 � po�o�one na wysoko�ci prawie
p� kilometra nad nizin� Sharon, na granicy wyznaczonej w czasie
zawieszenia broni w roku 1948 � wzniesienie stanowi�o punkt
strategiczny. Linia graniczna wrzyna�a si� tu w terytorium Izraela.
W 1967 roku nie by�o pozycji jorda�skiej po�o�onej bli�ej lotniska
w Lod. Artyleria jorda�ska i mo�dzierze zd��y�y wystrzeli� st�d kilka
pocisk�w w kierunku lotniska, zanim zosta�y uciszone przez izraelskie
samoloty. Legion Arabski opu�ci� pozycj� podobnie jak wszystkie
inne na Zachodnim Brzegu Jordanu. Teraz ten wysuni�ty punkt nie
mia� �adnego znaczenia militarnego. Znajdowa� si� w g��bi terytorium
Izraela. Znikn�y bunkry patrz�ce na siebie nawzajem poprzez ziemi�
niczyj�; znikn�y r�wnie� kilometry drutu kolczastego, kt�ry je
oddziela�. Co wa�niejsze � znikn�y izraelskie patrole graniczne.
W 1967 roku Legion Arabski pozostawi� tu cz�� swojej artylerii
wraz z obs�ug�. By�y to trzy studwudziestomilimetrowe mo�dzierze
z pociskami, a obs�uga sk�ada�a si� z czterech Palesty�czyk�w, kiedy�
cz�onk�w Palesty�skich Korpus�w Pomocniczych przy Legionie
Arabskim. Byli jeszcze m�odymi �o�nierzami, kiedy pozostawiono ich
tu, aby czekali na rozkazy. Takie pozostawienie ludzi i sprz�tu na
terenie wroga to stary fortel stosowany przez ka�d� wycofuj�c� si�
nowoczesn� armi�. Mog� si� przyda� w razie ponownego natarcia.
19
Owi czterej Palesty�czycy byli tubylcami z pobliskiej wioski Budris
okupowanej przez Izrael. Min�o dwana�cie lat, a mo�e i wi�cej.
Zapomnieli ju� prawie o mo�dzierzach i pociskach, gdy pewna
wiadomo�� przypomnia�a im o z�o�onych dawno �lubach. Wiadomo��
nadesz�a w przeddzie� konferencji pokojowej i nie zaskoczy�a ich.
Ludzie, kt�rzy z oddali kierowali ich �yciem, nie chcieli tego pokoju.
Palesty�czycy byli �o�nierzami i nie mieli wyboru � musieli by�
pos�uszni rozkazom.
Teraz kl�cz�c w�r�d jerozolimskich sosen, grzebali r�koma w mi�k-
kiej, suchej ziemi. Wreszcie natrafili na du�y worek, w kt�rym
znajdowa� si� tuzin pocisk�w mo�dzierzowych w tekturowych pude�-
kach. Przysypali worek piachem i sosnowym igliwiem i usiedli pod
drzewami. Niebo powoli si� rozja�nia�o, ptaki zacz�y �piewa�...
Jeden z Palesty�czyk�w, Sabah Khabbani, wsta� i skierowa� si� na
szczyt wzg�rza, aby stamt�d spojrze� w d�, na nizin�. Przy odrobinie
szcz�cia i je�li Allach ze�le wschodni wiatr, pociski si�gn� lotniska;
sze�� �adunk�w burz�cych i sze�� fosforowych powinno zniszczy�
g��wny terminal i ramp� parkingow� dla samolot�w. Jakby w od-
powiedzi na te my�li gor�cy podmuch wiatru uderzy� go w plecy
i owin�� kufle wok� twarzy. Zako�ysa�y si� jerozolimskie sosny
i powietrze zapachnia�o �ywic�. Nadszed� chamsin.
W Herzlii, w mieszkaniu na trzecim pi�trze, w oknach wydyma�y si�
zas�ony. Jedna z �aluzji zamkn�a si� z trzaskiem. Genera� brygady si�
powietrznych Teddy Laskov podni�s� si� i si�gn�� do stolika nocnego.
W �wietle wpadaj�cym przez okno zobaczy� tylko ko�ysz�ce si� �aluzje.
Usiad� wygodnie, ale r�k� wci�� trzyma� na automatycznym pistolecie
kaliber 45. Po�ciel obok Laskova poruszy�a si�, wyjrza�a spod niej g�owa.
� Co� nie tak?
Laskov chrz�kn�� i odpar�:
� Wieje szaraw. � U�y� nazwy hebrajskiej � Jest wiosna.
Nadchodzi pok�j. Co mog�oby by� nie tak?
Pu�ci� bro� i poszpera� w szufladzie, szukaj�c papieros�w. Zapali�.
Miriam Bernstein wpatrywa�a si� w roz�arzon� ko�c�wk� papierosa.
� Dobrze si� czujesz?
� W porz�dku � odpowiedzia�. Zapali� nocn� lampk� i odrzuci�
z kobiety ko�dr�.
� Teddy � powiedzia�a lekko zirytowana.
� Chcia�em na ciebie popatrze� � rzek� z u�miechem.
� Do�� ju� si� napatrzy�e� � gwa�townie si�gn�a po ko�dr�, lecz
on odrzuci� j� jeszcze dalej.
20
�
Jest zimno � powiedzia�a rozdra�niona i zwin�a si� w k��bek.
� Jest ciep�o. Nie czujesz?
J�kn�a zirytowana i przeci�gn�a si�, kusz�co prostuj�c ramiona
i nogi.
Laskov patrzy� na to opalone nagie cia�o. Jego d�o� pow�drowa�a
wzd�u� jej uda przez g�ste ow�osienie �onowe i spocz�a na piersi.
� Dlaczego si� u�miechasz?
Przetar�a oczy.
� My�la�am, �e to sen, ale nie...
� Konferencja? � jego g�os �wiadczy�, �e ma do�� tego tematu.
� Tak. � Po�o�y�a r�k� na jego d�oni i zamkn�a oczy z wes-
tchnieniem. � Sta� si� cud. Nie tak jak w latach siedemdziesi�tych.
Zacz�li�my now� dekad� i oto Izraelczycy i Arabowie si�d� razem,
aby zawrze� pok�j.
� Aby rozmawia� o pokoju.
� Nie b�d� sceptyczny. To �le wr�y.
� Lepiej zacz�� od sceptycyzmu, �eby potem si� nie rozczarowa�.
� Trzeba spr�bowa�.
Spojrza� na ni� z g�ry.
� Oczywi�cie.
� Musz� wsta�. � Ziewn�a i zn�w si� przeci�gn�a. � Jestem
um�wiona na �niadanie.
� Z kim? � zapyta� mimowolnie, cofaj�c r�k�.
� Z Arabem. Zazdrosny?
� Nie. Po prostu przezorny.
� Abdel Majid Jabari. Cz�owiek mojego ojca. Znasz go?
Skin�� g�ow�. Jabari by� jednym z dw�ch izraelskich Arab�w �
cz�onk�w Knesetu i delegat�w na konferencj� pokojow�.
� Gdzie?
� �U Michela" w Lod. Jestem ju� sp�niona. Czy mog� si� ubra�,
generale? � U�miechn�a si�.
Laskov zauwa�y�, �e u�miechn�y si� tylko jej usta. Ciemne oczy
pozosta�y bez wyrazu. Te pe�ne, wydatne wargi umia�y doskonale
wyra�a� wszelkie emocje, podczas gdy oczy pozostawa�y bez wyrazu.
Nie by�y �oknem jej duszy". Widocznie, pomy�la�, nie �yczy sobie,
aby ktokolwiek wiedzia�, co ona naprawd� dostrzega. Wyci�gn�� r�k�
i dotkn�� d�ugich, g�stych, czarnych w�os�w. By�a wyj�tkowo �adna,
ale te oczy...
� Nigdy si� nie u�miechasz?
Wiedzia�a, co mia� na my�li. Ukry�a twarz w poduszce i niewyra�nie
wyszepta�a*
� Mo�e gdy wr�c� z Nowego Jorku... Mo�e wtedy.
21
Laskov cofn�� d�o�. Czy mia�a na my�li powodzenie misji poko-
jowej, czy te� dobre wiadomo�ci o swym m�u, Josefie, oficerze si�
powietrznych, kt�ry trzy lata temu zagin�� nad Syri�? Laskov by�
jego dow�dc� i widzia� na radarze, jak tamten spada�. By� niemal
pewien, �e Josef nie �yje. B�d�c pilotem bojowym przez tyle lat,
Laskov mia� sporo wyczucia w tych sprawach. Postanowi� u�wiadomi�
jej prawd�. Musia� przecie� wiedzie�, na czym stoi, zanim ich roz��czy
jej wyjazd do Nowego Jorku. By� mo�e nie zobaczy si� z ni� przez
wiele miesi�cy.
� Miriam...
Rozleg�o si� g�o�ne pukanie do drzwi. Laskov gwa�townie wyskoczy�
z ��ka. By� masywnym m�czyzn� o budowie nied�wiedzia. Twarz
mia� bardziej s�owia�sk� ni� semick�, a g�ste brwi zbiega�y mu si�
nad nosem.
� Teddy. We� pistolet.
� Terrory�ci palesty�scy nie maj� zwyczaju puka�roze�mia� si�.
� Wi�c chocia� w�� spodnie. Wiesz, �e to mo�e by� kto� do
mnie... s�u�bowo.
Laskov wci�gn�� bawe�niane spodnie koloru khaki. Zrobi� krok
w kierunku drzwi, ale pomy�la�, �e brawura by�aby tu nie na miejscu.
Ze stolika nocnego wyj�� automatycznego colta 45 i wcisn�� go za
pasek spodni.
� Nie �ycz� sobie, aby� m�wi�a swym pracownikom, gdzie
sp�dzasz noc.
Tym razem pukanie by�o g�o�niejsze. Przeszed� boso po orientalnym
dywanie do salonu.
� Kto tam?
Spojrza� za siebie i spostrzeg�, �e nie zamkn�� drzwi do sypialni,
gdzie Miriam wci�� jeszcze le�a�a naga na ��ku.
Abdel Majid Jabari sta� na tarasie kawiarni �U Michela" w Lod.
Lokal prowadzony przez Araba chrze�cijanina znajdowa� si� na rogu
ulic nie opodal ko�cio�a �w. Jerzego. Jabari spojrza� na zegarek.
Kawiarnia powinna by� ju� otwarta, ale w �rodku nie by�o wida�
najmniejszego ruchu. Schowa� si� w cieniu.
Jabari by� klasycznym przyk�adem rasy zamieszkuj�cej P�wysep
Arabski: ciemny, z orlim nosem. Mia� na sobie �le dopasowany
ciemny garnitur s�u�bowy i tradycyjne nakrycie g�owy w czarao-bia��
kratk� przytrzymane czarnymi sznurkami.
Od dnia, gdy postanowi� zawrze� osobisty, prywatny pok�j z �y-
dami nowo utworzonego pa�stwa Izrael, czyli od trzydziestu lat,
22
Jabari rzadko wychodzi� sam podczas godzin nocnych. Od tamtego
dnia jego nazwisko widnia�o na wszystkich palesty�skich czarnych
listach. Kiedy dwa lata temu zosta� wybrany do izraelskiego Knesetu,
znalaz� si� na czo�owych miejscach tych list. Raz ju� byli blisko:
dor�czono mu list-bomb�, kt�rej wybuch urwa� mu palce lewej d�oni.
Przejecha� uzbrojony patrol izraelski � rzucili mu podejrzliwe
spojrzenia, ale nie zatrzymali si�. Zn�w spojrza� na zegarek. Przyby�
za wcze�nie na spotkanie z Miriam Bernstein. Trudno mu by�o
wyobrazi� sobie, aby ktokolwiek inny, m�czyzna czy kobieta, zmusi�
go do um�wienia si� w tak odludnym miejscu. Kocha� j�, lecz wierzy�,
�e to mi�o�� wy��cznie platoniczna. Wed�ug standard�w europejskich
by�o to dziwne, ale jemu odpowiada�o. Miriam wype�nia�a t� pustk�,
kt�ra istnia�a w jego �yciu od czasu, gdy w 1948 roku jego �ona,
dzieci i najbli�si krewni uciekli na Zachodni Brzeg Jordanu. Gdy
w 1967 roku Zachodni Brzeg Jordanu przeszed� w r�ce Izraela, Jabari
nie m�g� my�le� o niczym innym, jak tylko o bliskim spotkaniu
z nimi. Ruszy� wi�c w �lad za armi� izraelsk� i dotar� do obozu
uchod�c�w, w kt�rym mia�a znajdowa� si� jego rodzina. Dowiedzia�
si�, �e siostra nie �yje, a pozostali uciekli do Jordanii. Kr��y�y po-
g�oski, �e synowie s�u�� w palesty�skiej armii partyzanckiej. Odna-
laz� tylko rann� kuzynk� w jakim� szpitalu objazdowym. Jabariego
zdumia� ogrom nienawi�ci, kt�r� przepe�nieni byli jego rodacy � ku-
zynka nawet w obliczu �mierci nie chcia�a przyj�� pomocy lekarskiej
od Izraelczyk�w. Ani przedtem, ani potem Jabari nie spotka� si� z ta-
k� desperacj�. Ten dzie� w czerwcu 1967 roku by� o wiele gorszy od
pierwszego rozstania w 1948 roku. Doszed� jednak do siebie i od
tego czasu przeby� dalek� drog�. ^
Na ulicy nie by�o bezpiecznie i Jabari wiedzia�, �e powinien by�
ostro�niejszy. Zaszed� ju� zbyt daleko, �eby si� to mia�o zako�czy�
tutaj. B�dzie rozmawia� o pokoju przy stole konferencyjnym w Nowym
Jorku. Chamsin podrywa� z placu �mieci i mi�t� nimi po chodniku.
Nie by�y to gwa�towne porywy, lecz jeden nieprzerwany d�ugi
podmuch, jakby kto� zostawi� otwarte drzwiczki w piecu hutniczym.
Ka�da przeszkoda na drodze wiatru dzia�a�a jak stroik w instrumencie
d�tym. Powstawa�y d�wi�ki o rozmaitej wysoko�ci, nat�eniu i barwie.
Jak zawsze wzbudza�o to jaki� niepok�j.
Z cienia budynku po drugiej stronie ulicy wyszli trzej m�czy�ni
i skierowali si� ku niemu. W �wietle poranka dostrzeg� d�ugie karabiny,
kt�re trzymali pod pachami. Je�li to patrol �andarmerii, poprosi ich,
aby postali z nim przez chwil�. Je�li nie... Przesun�� palcami po ma�ej
niklowanej beretcie, kt�r� mia� w kieszeni. Tak czy owak wiedzia�, �e
mo�e zabi� przynajmniej jednego z napastnik�w.
23
Sabah Khabbani pom�g� trzem innym Palesty�czykom przetoczy�
ci�ki kamie�. Sp�oszone jaszczurki rozbieg�y si� na wszystkie strony.
Dziura wykopana pod g�azem mia�a oko�o stu dwudziestu milimetr�w
�rednicy. Sabah wsun�� r�k� w otw�r i obmaca� przedmiot, kt�ry
znajdowa� si� wewn�trz. Po nadgarstku przeszed� mu krocion�g.
� Jest w dobrym stanie. Rdzy nie ma � stwierdzi� Khabbani.
Wytar� palce w spodnie i utkwi� wzrok w ma�ej, niewinnie wygl�daj�-
cej dziurze. By�a to stara partyzancka sztuczka. Pierwszy zastosowa� j�
Viet Cong, potem przej�y inne armie partyzanckie i organizacje
terrorystyczne. W du�ym dole wykopanym w ziemi nale�y umie�ci�
mo�dzierz. Przy pr�bnym strzelaniu nakierowa� go na wybrany cel, na
przyk�ad lotnisko, fort lub baz� ci�ar�wek. Zapisa� k�t podniesienia,
odchylenie i zasi�g mo�dzierza. Szybko przysypa� mo�dzierz ziemi�
i kamieniami uwa�aj�c, by nie zmieni� namiaru, a wylot lufy przykry�
kamieniami. Partyzanci wycofuj� si� pod naporem regularnej armii,
a zamaskowana bro�, przygotowana do strza�u, zostaje. Gdy b�d�
chcieli jej u�y� � nast�pnego dnia, za tydzie� albo i dziesi�� lat p�-
niej � wystarczy tylko odkry� wylot lufy. Niepotrzebna b�dzie ci�ka
p�yta oporowa ani ca�y ponad stukilowy osprz�t. Lufa mo�dzierza jest
ju� nastawiona na cel � czeka tylko, aby w jej wylot wsuni�to pocisk.
Khabbani wzi�� nas�czon� rozpuszczalnikiem szmat�, si�gn�� w g��b
d�ugiej lufy i wytar� jej wn�trze. Ba� si� o te zakopane mo�dzierze. Czy
w 1967 roku zosta�y dok�adnie wycelowane? Czy od tego czasu nie
obsun�o si� pod�o�e? Czy �adunki zosta�y odpowiednio zabezpieczone?
Czy teren nie zar�s� drzewami? Na szmacie pozosta�y nie�ywe owady,
brud, troch� wilgoci i zaledwie odrobina rdzy. Ju� wkr�tce b�dzie mia�
okazj� si� przekona�, czy mo�dzierze nadal s� zdatne do u�ytku.
� Richardson. � G�os by� st�umiony, ale Laskov by� pewien, �e
to on. Przesun�� zasuw�.
Miriam Bernstein wysz�a naga z ��ka i sta�a oparta o framug�
drzwi sypialni jak paryska kr�lowa nocy o lamp� uliczn�. Nie
rozbawi�o to Laskova. Powoli otworzy� drzwi.
Do pokoju wkroczy� Tom Richardson, attache wojskowy Stan�w
Zjednoczonych. W tym samym momencie Laskov us�ysza�, jak zam-
kn�y si� drzwi do sypialni. Spojrza� na twarz Richardsona. Widzia�
j�? Trudno powiedzie�.
� S�u�bowo czy towarzysko?
Richardson roz�o�y� ramiona.
� Jestem w pe�nym umundurowaniu i nawet nie wzesz�o jeszcze
s�o�ce.
24
Laskov przyjrza� si� m�odemu oficerowi. By� to wysoki m�czyzna
o rudawych w�osach. Wybrany zosta� na attache lotniczego bardziej
ze wzgl�du na pe�en wdzi�ku spos�b bycia ni� umiej�tno�ci latania.
Dyplomata w mundurze.
� To nie jest odpowied� na moje pytanie.
� Co robi to �elastwo w twojej kieszeni? W ten spos�b nie
otwieramy drzwi nawet w D.C. *
� A powinni�cie. Dobra, siadaj. Kawy?
� Mo�e by�.
� Turecka, w�oska, ameryka�ska czy izraelska? � spyta� Laskov,
id�c do kuchni.
� Ameryka�ska.
� Mam tylko izraelsk�, i do tego rozpuszczaln�.
Richardson usiad� w klubowym fotelu.
� To co, znowu mamy ci�ki dzie�?
� Czy kiedykolwiek by�o inaczej?
� Wczuj si� w to, Laskov. Ma by� pok�j.
� Mo�e... � Postawi� czajnik na palniku.
Zza �ciany dobiega� szum wody z prysznica. Richardson spojrza�
na zamkni�te drzwi do sypialni.
� Przeszkadzam w czym�? Zawar�e� separatystyczny pok�j z sios-
tr� miejscowego Araba? � Za�mia� si�, po czym rzek� powa�nie: �
Mo�emy spokojnie porozmawia�?
Laskov wyszed� z kuchni.
� Tak. Miejmy to z g�owy. Mam przed sob� ci�ki dzie�.
� Ja te�. � Richardson zapali� papierosa. � Musimy wiedzie�,
jak zaplanowa�e� ochron� powietrzn� dla concorde'�w.
Laskov podszed� do okna i podni�s� �aluzje. W dole bieg�a g��wna
droga z Hajfy do Tel Awiwu. W prywatnych willach nad Morzem
�r�dziemnym jarzy�y si� �wiat�a. Herzlija by�a znana jako getto
attache lotniczych. By�a r�wnie� izraelskim Hollywood i Riwier�.
Mieszkali tu pracownicy El Alu i lotnictwa wojskowego, je�li tylko
by�o ich na to sta�.
Suchy wiatr wschodni, kt�ry zast�pi� zachodni� bryz�, ni�s� wo�
drzew pomara�czowych i migda�owych kwitn�cych na wzg�rzach
Samarii. W pierwszych promieniach s�o�ca Laskov dostrzeg� dw�ch
m�czyzn; stali przed wej�ciem do sklepu po drugiej stronie ulicy.
Cofn�li si� w cie�. Laskov odwr�ci� si� od okna i podszed� do krzes�a
obrotowego z wysokim oparciem. Usiad�.
* D.C. (District of Columbia) � okr�g Kolumbii ze stolic� USA,
Waszyngtonem (przyp. t�um.).
25
� Wydaje mi si�, �e kto� obserwuje to mieszkanie. Chyba �e
przyszed�e� z szoferem i lokajem.
Richardson wzruszy� ramionami.
� Kimkolwiek s�, wykonuj� tylko swoj� prac�. A my mamy
swoj�. � Nachyli� si� nad Laskovem. � B�dzie nam potrzebny pe�ny
raport z dzisiejszej operacji.
Laskov rozpar� si� wygodnie na swoim ulubionym krze�le. Siadywa�
na nim podczas spotka� z przyjaci�mi, kiedy wspominali dawne
dzieje. Spitfire'y, � corsaire'y, messerschmidty. Laskov spojrza� na
sufit. Zn�w lecia� z misj� bojow� nad Warszaw�. Teddy Laskov,
kapitan lotnictwa Armii Czerwonej. Wtedy wszystko by�o proste.
Albo si� takim wydawa�o. Laskov, zestrzelony po raz trzeci w ostatnich
dniach wojny, otrzyma� urlop zdrowotny i wr�ci� do swej wioski
Zas�aw pod Mi�skiem. Okaza�o si�, �e reszta jego rodziny, z kt�rej
ledwie po�owa prze�y�a agresj� hitlerowsk�, zosta�a zamordowana
w zamieszkach, jak to nazwali komisarze. Laskov nazwa� to po-
gromem. Wiedzia�, �e Rosja nigdy si� nie zmieni. �yd by� tak samo
�ydem w Zwi�zku Radzieckim jak i w �wi�tej Rusi.
Kapitan Laskov, wielokrotnie odznaczany oficer radzieckiego
lotnictwa, powr�ci� do swej eskadry w Niemczech. Dziesi�� minut po
powrocie wystartowa� my�liwcem, zbombardowa� i ostrzela� miejsce
stacjonowania w�asnej armii i wyl�dowa� na zachodnim brzegu �aby,
na lotnisku okupowanym przez 2 Ameryka�sk� Dywizj� Pancern�.
Wreszcie po internowaniu przez Amerykan�w wyruszy� do Jerozolimy,
lecz zd��y� jeszcze zobaczy�, co spotka�o �yd�w.
W Jerozolimie wst�pi� do tajnego lotnictwa Haganah. Wyposa�enie
stanowi�o tu kilka brytyjskich maszyn i par� ma�ych ameryka�skich
samolot�w cywilnych przechowywanych w laskach palmowych.
Daleko im by�o do lotnictwa radzieckiego, ale gdy Laskov ujrza�
swego pierwszego spitfire'a z gwiazd� Dawida, w jego oczach pojawi�y
si� �zy.
By� to rok 1946. Od tego czasu walczy� w wojnie niepodleg�o�ciowej
w 1948 roku, wojnie sueskiej w 1956, wojnie sze�ciodniowej w 1967
i w wojnie Jom Kipur w 1973 roku. Jednak wi�cej akcji widzia�
w przerwach mi�dzy wojnami ni� w czasie ich trwania. Odby� 5136
lot�w bojowych, trafiono go pi�� razy, a dwa razy zestrzelono. Mia�
blizny po strzaskanym pleksiglasie, p�on�cym paliwie lotniczym
i od�amku pocisku. Chodzi� lekko skrzywiony � pozosta�o�� po
katapultowaniu si� z p�on�cego phantoma w 1973 roku. Starza� si�
i by� zm�czony. Rzadko teraz uczestniczy� w lotach bojowych i mia�
nadziej� � prawie w to wierzy� � �e po konferencji pokojowej nie
b�dzie ju� trzeba odbywa� �adnych takich lot�w. Nigdy.
26
Czajnik zagwizda�. Richardson wsta� i wy��czy� gaz.
� No i...?
Laskov wzruszy� ramionami.
� Musimy uwa�a�, komu przekazujemy takie informacje.
Richardson szybko podszed� do niego. By� blady i roztrz�siony.
� Co? Co ty sobie my�lisz, do cholery? S�uchaj, trzeba sko-
ordynowa� nasze lotniskowce na Morzu �r�dziemnym. Od kiedy
co� przed nami ukrywasz? Bo je�li sugerujesz, �e jest jaki� prze-
ciek...
Laskov nie by� przygotowany na taki wybuch. Zawsze sobie
�artowali, zanim przeszli do rzeczy. To by�a cz�� gry. Reakcja na
to, co powiedzia� dla kawa�u, by�a niezwyk�a. Pomy�la�, �e Richardson
jest spi�ty i �e prawdopodobnie wszyscy dzisiaj b�d� spi�ci.
� Spokojnie, pu�kowniku. � Wlepi� w niego ci�kie spojrzenie.
Wydawa�o si�, �e podkre�lenie stopnia ca�kowicie udobrucha�o
Richardsona. U�miechn�� si� i usiad�.
� Przepraszam, generale. ^
� W porz�dku. � Laskov wsta� i wzi�� do r�ki telefon z miesza-
czem sygna�u. Wykr�ci� numer Cytadeli, czyli Izraelskiego Sztabu Si�
Lotniczych. � Po��cz mnie z E-2D � rzuci�.
Richardson czeka�. E-2D Hawkeye by� najnowszym lataj�cym
radarem Grummana. Ten nowoczesny pok�adowy system elektro-
niczny by� w stanie dostrzec, wy�ledzi� i sklasyfikowa� potencjalnych
wrog�w lub przyjaci� na ziemi, w wodzie i w powietrzu z wielkiej
odleg�o�ci i z dok�adno�ci�, o jakiej dot�d nikomu si� nie �ni�o.
Zebrane informacje by�y wprowadzane do banku komputer�w
i poprzez ��cza informacyjne przekazywane z powrotem do Dow�dz-
twa Lotnictwa Bojowego, Kontroli Ruchu Powietrznego Lotnictwa
Cywilnego i do jednostek poszukiwawczo-ratunkowych. Mia� r�wnie�
mo�liwo�ci elektronicznego zak��cania promieni radaru. Izrael mia�
ich trzy, a jeden z nich by� zawsze w powietrzu.
Richardson obserwowa� Laskova.
� Widz� co�? � spyta�.
� Foxbaty. Cztery, prawdopodobnie egipskie. Podejrzewam, �e
to tylko manewry. Do tego zwiadowczy mandrake w troposferze.
Prawdopodobnie ruski.
Richardson skin�� g�ow�. Podczas gdy omawiali dane, Laskov
zaparzy� dwie fili�anki kawy. Szum wody w �azience usta�.
� Bierzecie do eskorty swoje F-14?
� Oczywi�cie.
Grumman F-14 Tomcat to najlepszy my�liwiec na �wiecie. Foxbat
Mig-25 to te� dobry samolot. Laskov dysponowa� eskadr� dwunastu
27
tomcat�w, kt�re kosztowa�y Izrael osiemna�cie milion�w dolar�w
ka�dy. Sta�y teraz w wojskowej cz�ci lotniska w Lod.
� Ty te� polecisz?
� Jasne.
� Dlaczego nie zostawisz tego m�odszym?
� Odpieprz si�.
Richardson za�mia� si�.
� Nie�le sobie radzisz z naszym slangiem.
� Dzi�kuj�.
� Dok�d b�dziecie ich eskortowa�?
� A� osi�gniemy granic� naszego zasi�gu. � Podszed� do okna
i wyjrza�. � Bez bomb czy rakiet powietrze�ziemia b�dziemy
w stanie przelecie� te tysi�c kilometr�w tam i z powrotem. Nawet
gdyby kto� mia� na dzisiaj szalone pomys�y. To powinno starczy�,
�eby wylecieli bezpiecznie poza terytorium pa�stw islamskich.
� Nie poza terytorium Libii, Tunezji, Maroka i Algierii. S�uchaj, je�li
chcecie lecie� tak daleko, mo�ecie l�dowa� w naszej bazie na Sycylii. Je�li
chcesz, za�atwimy kilka KAGD, �eby�cie mogli zatankowa� w powietrzu.
Laskov spojrza� w bok i u�miechn�� si�. Z Amerykanami mo�na
wytrzyma�, ale tylko do czasu, gdy nie zaczynaj� w panice stara� si�
o pok�j za wszelk� cen�.
� Nie polec� ca�y czas nad Morzem �r�dziemnym. W ostatniej
chwili concorde'y maj� poprosi� o zmian� trasy i polecie� na p�noc
W�och. Mamy dla nich specjalne pozwolenie na przelot nad W�ochami
i Francj� z pr�dko�ci� nadd�wi�kow�. Od��czymy si� od nich na
wsch�d od Sycylii. Podam ci wsp�rz�dne, tak aby wasz lotniskowiec
m�g� przej�� moje F-14. Nie s�dz� jednak, by to by�o konieczne. Nie
zapominaj, �e concorde'y mog� lecie� z pr�dko�ci� 2,2 macha na
wysoko�ci 19000 metr�w. Nic pr�cz batam nie jest w stanie im
zagrozi�. Kiedy je opu�cimy, b�d� ju� poza zasi�giem wszystkich baz
arabskich czy radzieckich...
� Spodziewacie si� jakich� k�opot�w? Nasz wywiad m�wi, �e
wszystko wygl�da okay. � Richardson nie dawa� mu spokoju.
� Tutaj zawsze spodziewamy si� k�opot�w. Ale tym razem nic nie
powinno si� wydarzy�. Po prostu jeste�my ostro�ni. Tymi concor-
de'ami poleci wiele wa�nych osobisto�ci. A stawk� jest wszystko.
Wszystko. Wystarczy jeden szaleniec, �eby wszystko rozpierdoli�.
� Co z zabezpieczeniem naziemnym?
� To problem szefa bezpiecze�stwa. Jestem tylko pilotem, nie
partyzantem. Je�li maszyny wzbij� si� w powietrze, zaprowadz� je do
piek�a i z powrotem bez szwanku. Nie obchodzi mnie, co si� stanie
na ziemi.
28
�
Okay. Aha, co we�miesz opr�cz swojego colta?
� Tradycyjne ��elastwo �mierci i zniszczenia". Dwa sidewindery,
dwa sparrowy i sze�� phoenix�w.
Richardson zastanowi� si�. Skuteczny zasi�g sidewinder�w wynosi
pi�� do o�miu kilometr�w, sparrow�w � szesna�cie do pi��dziesi�ciu
sze�ciu kilometr�w, a phoenk�w pi��dziesi�t sze�� do stu. Produkowany
przez zak�ady Hughesa phoenix by� najlepszy, gdy trzeba by�o dosta�
foxbata, zanim ten znalaz� si� w zasi�gu bezpo�redniej walki powietrznej.
� Przyjmij moj� rad�, Laskov. Na wysoko�ci dziewi�tnastu tysi�cy
metr�w i przy pr�dko�ci 2,2 macha nie lata ju� nic opr�cz foxbat�w.
Dwudziestomilimetrowe pociski zostaw w domu. Jest ich 950 i s�
ci�kie. Sidewinder zniszczy wszystko, co si� zbli�y. Sprawdzili�my to
na komputerze.
Laskov przeci�gn�� r�k� po w�osach.
� Mo�e. Jednak zatrzymam je, na wypadek gdyby mi si� zachcia�o
str�ci� mandrake'a.
� Str�ci�by� nie uzbrojony samolot zwiadowczy w mi�dzynaro-
dowej strefie powietrznej? � Richardson m�wi� cicho, jakby si� ba�,
�e mo�e go us�ysze� kto� niepowo�any. � Jak� masz dzisiaj cz�stot-
liwo�� taktyczn� i znak wywo�awczy?
� UKF, kana� 31, to jest 134,725 kiloherc�w. Decyzja w sprawie
cz�stotliwo�ci zapasowej zapadnie w ostatniej chwili. Dzi� mam na
imi� Anio� Gabriel plus m�j numer na ogonie, czyli 32. Pozosta�e
jedena�cie samolot�w to te� Gabriele. Szczeg�y prze�l� ci p�niej.
� A concorde'y?
� Dla samolot�w 4X-LPN znak wywo�awczy kompanii to El Al
01. Dla 4X-LPO: El Al 02. Tak b�dziemy je nazywa� w Kontroli
Ruchu Lotniczego i na cz�stotliwo�ciach El Alu. Na mojej cz�stot-
liwo�ci taktycznej maj� oczywi�cie zakodowane imiona.
� Jakie?
Laskov u�miechn�� si�.
� Jaki� urz�dnik pewnie siedzi nad tym ca�e dnie. Jeden z pilot�w
jest bardzo religijnym cz�owiekiem, wi�c otrzyma� kryptonim Kliper
Koszerny. Inny jest z pochodzenia Amerykaninem, wi�c dla uczczenia
popularnego ameryka�skiego has�a lotniczego jego samolot nazwano
Skrzyd�ami Emanuela.
� To okropne. � Do pokoju wesz�a Miriam Bernstein ubrana
w eleganck� cytrynowo��t� sukienk�. W r�ku trzyma�a kosmetyczk�.
Richardson wsta�. Rozpozna� j�, ale twarz mu nie drgn�a. Miriam
spojrza�a na niego.
� W porz�dku, pu�kowniku. Nie jestem zwyk�� dziewczyn�. Mam
dost�p do �ci�le tajnych informacji. Pan genera� nie by� niedyskret-
29
ny. � Pos�ugiwa�a si� literack� angielszczyzn�, u�ywaj�c wyszukanych
zwrot�w. M�wi�a wolno, lecz dok�adnie.
Richardson skin�� g�ow�. Laskov zastanowi� si�, czy ma ich sobie
przedstawi�, ale Miriam by�a ju� przy drzwiach. Odwr�ci�a si� i rzek�a
do Laskova:
� Widzia�am tych facet�w na ulicy. Zadzwoni�am po taks�wk�.
Musz� lecie�, Jabari na mnie czeka. Do zobaczenia na ko�cowej
odprawie. � Spojrza�a na Richardsona. � Do widzenia, pu�kowniku.
� Szalom. Powodzenia w Nowym Jorku.
Miriam Berstein u�miechn�a si� i wysz�a.
Richardson spojrza� na swoj� fili�ank�.
� Nie smakuje mi ta lura � o�wiadczy�. � Idziemy na �niadanie,
potem podrzuc� ci� do Cytadeli.
Laskov kiwn�� g�ow�. Wszed� do sypialni, w�o�y� bawe�nian� ko-
szul� koloru khaki. Gdyby nie dwie ma�e naszywki w kszta�cie
ga��zek oliwnych oznaczaj�ce rang�, mog�aby uchodzi� za cywiln�.
Wyci�gn�� zza paska pistolet. Podchodz�c do okna, zapina� koszul�
jedn� r�k�, a w drugiej trzyma� bro�. Dwaj m�czy�ni nadal obser-
wowali dom. Na widok Laskova w oknie pr�dko odwr�cili g�owy.
Miriam wsiad�a do czekaj�cej taks�wki, kt�ra natychmiast ruszy�a.
Laskov rzuci� pistolet na ��ko. By� niespokojny. To ten wiatr.
Podobno ma to co� wsp�lnego z nier�wnowag� jon�w ujemnych
w powietrzu. Ten wiatr mia� wiele imion � fen w Europie �rodkowej,
mistral w po�udniowej Francji, Santa Ana w Kalifornii. Tutaj zwali
go chamsin albo szaraw. Laskov spojrza� na niebo. Zapowiada� si�
doskona�y dzie� do latania.
ROZDZIA� II
Abdel Majid Jabari siedzia�, wpatruj�c si� w fili�ank� czarnej
tureckiej kawy z arakiem.
� Nie wstydz� si� powiedzie�, �e by�em ci�ko przera�ony. O ma�o
co nie kropn��em �andarma.
Miriam Bernstein pokiwa�a g�ow�. Wszyscy byli nerwowi. By� to
czas pe�en rado�ci, ale i obaw.
� To moja wina. Powinnam zdawa� sobie spraw�...
Jabari podni�s� r�ce w ge�cie protestu.
� Nic si� nie sta�o. Wyobra�amy sobie, �e palesty�scy terrory�ci
s� wsz�dzie, a w rzeczywisto�ci niewielu ich ju� zosta�o.
� A czy trzeba wielu? Zw�aszcza ty powiniene� uwa�a�. Oni
naprawd� chc� ci� dosta�. � Spojrza�a na niego uwa�nie. � To musi
by� naprawd� trudne by� obcym na obcej ziemi.
Jabari wci�� jeszcze nie m�g� si� uspokoi� po porannym napi�ciu.
� Nie jestem obcy, urodzi�em si� tutaj � o�wiadczy� ostro.
� Nie urodzi�e� si� tu -� powiedzia�a i po�a�owa�a tej uwagi.
On u�miechn�� si� pojednawczo i przypomnia� jej arabskie przys�owie:
� Je�li mieszasz swoje sprawy z ich sprawami, s� twoimi bra�mi.
Miriam zacytowa�a inne powiedzenie arabskie:
� Wr�ci�em do miejsca, gdzie si� urodzi�em i zap�aka�em: �Przy-
jaciele mojej m�odo�ci, gdzie� oni s�?" A echo odpowiedzia�o: �Gdzie�
oni s�?" � Zawiesi�a g�os. � S�dz�, �e to dotyczy nas obojga. Teraz
ten kraj nie jest tw�j bardziej ni� by� m�j, gdy do niego przyjecha�am.
Wysiedle�cy wysiedlaj�cy innych nieszcz�nik�w. Wszystko to jest
tak cholernie okrutne.
� Od��my polityk� i geografi� na bok, Miriam. Mi�dzy Arabami
a �ydami jest wiele kulturowych podobie�stw. S�dz�, �e oni wszyscy
zdadz� sobie w ko�cu z tego spraw�. � Nala� araku do szklaneczki
31
i uni�s� j� w g�r�. � Po hebrajsku m�wicie... m�wimy szalom
alejchem, to znaczy �pok�j tobie", a po arabsku m�wimy salam
alejkum. Podobie�stwo tych s��w jest jakby odzwierciedleniem blis-
ko�ci naszych narod�w.
Miriam Bernstein nala�a sobie araku.
� Alejchem szalom, i tobie pok�j. � Wypi�a i poczu�a w �o��dku
mi�e ciep�o.
Jedz�c �niadanie, rozmawiali o tym, co ich czeka�o w Nowym
Jorku. Miriam czu�a si� dobrze. Obawia�a si� tej d�ugo oczekiwanej
konfrontacji, spotkania twarz� w twarz z Arabami przy stole
konferencyjnym w ONZ. Jabari by� dla niej wa�ny. Wiedzia�a, �e
przez trzydzie�ci lat by� poza g��wnym nurtem my�li arabskiej
i pozosta� wierny Izraelowi. Je�li jednak istnia�o co�, co mo�na
nazwa� psychik� rasow�, to prawdopodobnie Jabari j� odzwierciedla�.
Jabari przygl�da� jej si� badawczo. Jej ochryp�y g�os czasami
wydawa� mu si� znu�ony, a cz�sto brzmia� podniecaj�co. Przez lata
znajomo�ci poznawa� jej histori�, tak jak ona poznawa�a jego. Oboje
wiedzieli, co znaczy�o by� rozbitkami na wzburzonym morzu �ycia.
Oboje zajmowali teraz wysok� pozycj� i mieli szans� zmieni� bieg
historii.
Miriam Bernstein by�a typowym dzieckiem holocaustu. Nacie-
raj�ca Armia Czerwona wyzwoli�a ob�z koncentracyjny, w kt�rym
przebywa�a. By�o to straszne miejsce. S�owa Medizinische Experi-
mente utkwi�y jej w pami�ci. Miriam nie pami�ta�a wiele ze swej
przesz�o�ci. Wiedzia�a tylko, �e kiedy� mia�a rodzic�w, malutk� sio-
strzyczk� i �e by�a �yd�wk�. M�wi�a troch� po niemiecku, czego
prawdopodobnie nauczy�a si� od obozowych wartownik�w, i tro-
ch� po polsku, a �e zna�a r�wnie� par� s��w po w�giersku, wierzy�a
w swe w�gierskie pochodzenie. Ciche dziecko nie dba�o o to, czy
jest �yd�wk� niemieck�, polsk� czy w�giersk�. Najwa�niejsza by-
�a dla niej �wiadomo��, �e jest �yd�wk�. Armia Czerwona zabra�a
j� wraz z innymi dzie�mi do miejsca, kt�re z pewno�ci� by�o obo-
zem pracy, gdy� starsze dzieci pracowa�y przy naprawie dr�g. Wiele
z nich zmar�o tamtej zimy. Wiosn� wszystkie pracowa�y w polu. Tra-
fi�a do szpitala, a potem zosta�a oddana pod opiek� starszego
�ydowskiego ma��e�stwa.
Pewnego razu przyszli jacy� ludzie z Agencji �ydowskiej. Dziew-
czynka i jej przybrani rodzice wraz z wieloma innymi �ydami
tygodniami jechali w zat�oczonym wagonie przez spustoszon� Europ�.
Nawiedza�y j� nocne koszmary. Wsiedli na statek i wyruszyli w podr�.
W Hajfie zawr�cili statek Brytyjczycy. W nocy spr�bowano jednak
wysadzi� ludzi w innym miejscu na pla�y. Wybuch�a za�arta walka
32
mi�dzy �ydami, kt�rzy chcieli si� utrzyma� na brzegu, a Arabami.
W ko�cu �o�nierze brytyjscy rozp�dzili walcz�cych i statek odp�yn��.
Nie wiedzia�a, dok�d pop�yn��, bo by�a jedn� z tych, kt�rych
wysadzono na pla�� jeszcze przed walk�. Starsi pa�stwo, kt�rych
nazwiska nie mog�a sobie przypomnie�, znikn�li � zgin�li na pla�y
albo zostali na statku.
Z pla�y zabra�o j� dwoje �yd�w, kt�rzy powiedzieli �o�nierzom
b