6734
Szczegóły |
Tytuł |
6734 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6734 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6734 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6734 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Agnieszka "Achika" Szady
Pr�by i b��dy
Czytelnicy Esensji zd��yli ju� pozna� liczne opowiadania Achiki osadzone w �wiecie Gwiezdnych Wojen. W bie��cym i dw�ch kolejnych numerach magazynu prezentujemy mikropowie�� Autorki - kolejne wariacje na temat Nessie i jej mistrza, Qui-Gon Jilla.
- Gotowa do wej�cia w nadprzestrze�?
- Tak, mistrzu.
Qui-Gon p�ynnym ruchem pchn�� d�wigni�. Dwuosobowym stateczkiem szarpn�o, si�a przeci��enia wcisn�a Nessie w fotel: dziewczynka przez moment mia�a wra�enie, �e jej cia�o przesiewa si� przez oparcie jak przez sito. Na statkach pasa�erskich montowano kompensatory ci��enia, sprawiaj�ce, �e skok by� niemal niewyczuwalny, ale w ma�ych jednostkach by�y one nieekonomiczne.
Z�apa�a oddech, opanowa�a uczucie niemi�ej ci�ko�ci w �o��dku. Nie pierwszy raz lecia�a w nadprzestrzeni tak ma�ym stateczkiem, zdarza�o si� to jednak na tyle rzadko, �e nie zd��y�a si� przyzwyczai�.
Siedz�cy z przodu mistrz odwr�ci� g�ow�, �eby na ni� spojrze�.
- Na Coruscancie b�dziemy za sze�� godzin - powiedzia�. - Sugeruj�, �eby� cz�� tego czasu spo�ytkowa�a na powt�rk� z historii. O czym to ostatnio by�o?
- Wojny sullusja�skie - westchn�a Nessie. Nie mia�a nic przeciwko historii, ale akurat ten okres obfitowa� w mn�stwo pakt�w, zrywanych i zawieranych na nowo, negocjacji i ca�ej masy politycznych subtelno�ci, kt�re jako� nigdy nie chcia�y jej si� trzyma� w g�owie. W dodatku myli�a jej si� Rada Planety z Rad� Planetarn�.
Z pe�n� obrzydzenia min� si�gn�a po sw�j podr�czny komputerek.
- Tylko bez grymas�w, padawanko - fakt, �e mistrz siedzia� do niej ty�em, nie stanowi� �adnego zabezpieczenia. - Jedi powinien w ka�dej sytuacji panowa� nad swoim wyrazem twarzy.
- Tak, mistrzu.
Uczy�a si� przez kilka godzin, potem zrobili przerw� na wsp�ln� medytacj�. Wreszcie na tablicy rozdzielczej zapali�a si� zielona lampka i pikaj�cy sygna� oznajmi�, �e zbli�aj� si� do sto�ecznego uk�adu. Wyskoczyli z nadprzestrzeni i niemal od razu znale�li si� w znajomym g�szczu statk�w, kt�re nieprzerwanymi sznurami ci�gn�y we wszystkich kierunkach na orbicie planety. Qui-Gon z wpraw� manewrowa� mi�dzy nimi, naprowadzany przez sygna�y automatycznych wie� kontrolnych.
Wyl�dowali na pustej platformie l�downiczej �wi�tyni. Porywisty wiatr szarpa� ich tuniki, po niebie szybko sun�y k��biaste, szare chmury. Nikt na nich nie czeka�. Qui-Gon zda� statek dy�urnemu technikowi i ruszyli do swojej kwatery.
Przek�sili co�, odpocz�li, po czym poszli z�o�y� sprawozdanie przed Rad�. Obecna by�a mniej ni� po�owa jej cz�onk�w - pozostali przebywali w wa�nych misjach gdzie� daleko. Nessie z pewnym rozczarowaniem zobaczy�a pusty fotel Mace Windu: mia�a nadziej�, �e uda jej si� spotka� z Cranberry, ale najwidoczniej wyjechali oboje.
Qui-Gon sko�czy� m�wi� i w pe�nej szacunku pozie czeka� na komentarze Rady. Przez d�ug� chwil� nikt si� nie odzywa�, wreszcie g�os zabra� Ki-Adi-Mundi:
- Powiadasz wi�c, mistrzu Jinn, �e w trakcie inspekcji kopalni wykryli�cie urz�dzenia mog�ce s�u�y� do produkcji broni.
Qui-Gon skin�� g�ow� z cierpliwo�ci� cz�owieka, kt�ry zmuszany jest do wys�uchiwania powt�rki w�asnych s��w.
- I, mimo sprzeciwu w�adz kopalni, rozpocz��e� �ledztwo w sprawie ich pochodzenia.
- Tak - tym razem widocznie Qui-Gon uzna�, �e samo kiwanie g�ow� nie wystarczy. Nessie, stoj�ca p� kroku z ty�u, czu�a narastaj�cy niepok�j. Nie podoba�o jej si�, �e mistrz jest traktowany jak pods�dny, ale nie przychodzi�o jej do g�owy nic, co mog�aby powiedzie� nie pogarszaj�c przy tym jego sytuacji. Milcza�a wi�c, staraj�c si� zachowywa� neutraln� min� i pow�ci�gn�� nerwowe przest�powanie z nogi na nog�.
- Powiniene� by� zako�czy� misj� i zda� nam raport, aby Rada mog�a podj�� bardziej, hm, dyplomatyczne dochodzenie.
Qui-Gon lekkim uk�onem da� do zrozumienia, �e doskonale zdaje sobie z tego spraw�, i wyja�niaj�co powiedzia�:
- Ka�da zw�oka mog�a spowodowa�, �e w�a�ciciele tej nielegalnej fabryki usun� ca�y sprz�t i zatr� �lady. Cz�ciowo zreszt� zd��yli to zrobi�.
- Ach - westchn�� Ki-Adi-Mundi. - To istotnie zrozumia�e. A czy uda�o ci si� wykry� tych w�a�cicieli?
Nessie mimowolnie spi�a mi�nie, doskonale wiedz�c, jakie b�dzie nast�pne s�owo Qui-Gona.
- Nie.
- Nie? - Ki-Adi uni�s� wysoko krzaczaste, bia�e brwi. Nessie mia�a wielk� ochot� wrzasn��: "Sko�czcie ju� ten teatr!", zamiast tego jednak opu�ci�a wzrok i skupi�a ca�� uwag� na wzorku posadzki. Czerwone esy-floresy na ��tym tle. Zna�a je na pami��.
- Wydaje mi si�, �e mog� mie� powi�zania z kt�r�� z wielkich korporacji - zacz�� Qui-Gon, ale mistrz Mundi nie pozwoli� mu doko�czy�.
- Nie mo�emy opiera� si� na przypuszczeniach. Dla w�asnego widzimisi� omal nie zwr�ci�e� ca�ej Gildii G�rniczej przeciwko Jedi. Czy� w tej galaktyce - jego g�os by� wzorem cierpliwej �agodno�ci - ma�o jest konflikt�w, by�my mieli dodawa� jej jeszcze jeden?
Czerwone listki na ��tym tle. Czerwone p�atki na ��tym tle. A mo�e to j�zyki p�omienia? Te� by pasowa�o.
Qui-Gon lekko schyli� g�ow� na znak, �e przyjmuje reprymend�.
- Co zatem postanawia Rada?
Ponownie zapad�o milczenie; przerwa� je Plo Koon. Siedzia� po przeciwnej stronie kr�gu, Qui-Gon i Nessie odwr�cili si� wi�c, by na niego spojrze�.
- Ostatnio dotar�y do nas niepokoj�ce informacje z sektora Yeris. Tamtejsze w�adze skar�� si� na rosn�ce zagro�enie ze strony pirat�w, kt�rzy odwa�aj� si� napada� na statki pasa�erskie i transportowe. Podobno kilku polityk�w ma z nimi uk�ady. My�l�, �e mistrz Jinn b�dzie tam m�g� wykaza� swoje �ledcze talenty.
Yoda powa�nie skin�� g�ow�, splataj�c d�onie na laseczce.
- Tak te� stanie si�. Do sektora Yeris, mistrzu Qui-Gonie si� udasz.
- To niebezpieczna misja - odezwa� si� Ki-Adi-Mundi. - Proponuj�, �eby twoja uczennica zosta�a na ten czas w �wi�tyni.
Nessie drgn�a, mimo najszczerszych wysi�k�w, by nad sob� zapanowa�. Z przestrachem spojrza�a na mistrza, ale on nieznacznym gestem d�oni nakaza� jej milczenie.
- Tak te� stanie si� - powt�rzy� Yoda. - Niech Moc b�dzie z wami.
Posiedzenie by�o sko�czone. Sk�onili si� Radzie i wyszli, Nessie prawie dygoc�ca z powstrzymywanych emocji. Na korytarzu wybuchn�a - p�g�osem, �eby nie �ci�ga� niczyjej uwagi.
- Mam zosta� w �wi�tyni???
- To przecie� nic takiego, Nessie. Wiesz, �e czasem si� tak robi - mistrz uspokajaj�co po�o�y� jej d�o� na ramieniu.
- Ale... ale...
- Ale co?
Zamkn�a oczy i wzi�a g��boki oddech, przywo�uj�c ca�e swoje opanowanie. Wypu�ci�a powietrze i spojrza�a na Qui-Gona.
- Mistrzu, wiem, �e nie dam rady obroni� ci� w niebezpiecznej misji - powiedzia�a powoli i starannie. - Ale padawan powinien by� przy swoim mistrzu w ka�dej sytuacji. Czy� nie tak? - doda�a, na�laduj�c spos�b m�wienia Yody. Qui-Gon u�miechn�� si� i potarga� jej kr�tkie w�osy.
- Masz racj�, Nes, ale czasami musimy wykonywa� rozkazy, nawet, je�li s� dla nas nieprzyjemne. Na tym...
-...polega bycie Jedi - doko�czy�a dziewczynka ze skrywanym westchnieniem.
- No w�a�nie. A teraz po��cz si� z dyspozytorem i za�atw mi jaki� transport.
Nessie skoczy�a do mijanego w�a�nie wbudowanego w �cian� terminala komputera informacyjnego. Wystuka�a na klawiszach polecenie, chwil� czeka�a, a� na monitorze uka�e si� odpowied�.
- Wolnych statk�w na dzisiaj nie ma, najbli�szy publiczny transport do sektora Yeris za czterdzie�ci minut - zameldowa�a.
- W takim razie chod�my, spakuj� si�.
Wr�cili do kwatery. Qui-Gon wyci�gn�� z szafy czyst� szat�, zgarn�� do podr�nego worka najpotrzebniejsze rzeczy, wezwa� automatyczn� taks�wk�. Wjechali wind� na jedn� z wielu platform l�downiczych dla ma�ych pojazd�w. Po chwili pojawi�a si� taks�wka. Qui-Gon wrzuci� baga� do kabiny, zagarn�� Nessie w kr�tki, mocny u�cisk i wskoczy� do pojazdu.
- Niech Moc b�dzie z tob�, mistrzu! - pomacha�a mu r�k�. Odmacha� zza szyby i ju� go nie by�o: �migacz uni�s� si�, szybko nabieraj�c wysoko�ci, i po chwili by� ju� tylko jedn� z wielu ma�ych kropek w sun�cych po niebie niesko�czonych sznurach pojazd�w.
Nessie wesz�a z powrotem do budynku, �eby schroni� si� przed podmuchami wiatru. �a�owa�a, �e na Coruscancie nie ma Obi-Wana Kenobiego. Wprawdzie od wielu lat by� ju� w pe�ni usamodzielnionym rycerzem, ale dawni mistrzowie i uczniowie zawsze traktowali si� troch� jak rodzina, i odwiedzali tak cz�sto, jak im na to pozwala�y obowi�zki.
P� godziny p�niej sta�a przy szerokim na ca�� �cian� oknie widokowym wychodz�cym na p�nocny wsch�d. Portu kosmicznego nie by�o st�d wida�, a gdyby nawet, to i tak nie zgad�aby, na kt�rym ze startuj�cych statk�w znajduje si� Qui-Gon Jinn. Ruch powietrzny nad Coruscantem by� najg�stszy w ca�ej galaktyce.
Skrzy�owa�a ramiona, jakby chcia�a sama siebie obj�� i sta�a tak d�ug� chwil�, bezmy�lnie wpatruj�c si� w naje�ony wysoko�ciowcami krajobraz. Nie wyczu�a obecno�ci Yody, dop�ki nie znalaz� si� tu� przy niej. Stary Jedi, kiedy chcia�, umia� porusza� si� bezszelestnie.
Schowa�a r�ce za plecy i wyprostowa�a si�, przybieraj�c postaw� pe�n� szacunku. Yoda spojrza� na ni� z do�u wielkimi, przenikliwymi oczami.
- Na dobre jeszcze tw�j mistrz nie odlecia�, a ty ju� t�skni� zaczynasz, hmm?
- Mam z�e przeczucia co do tej misji - powiedzia�a �mia�o, cho� wiedzia�a dobrze, �e nie spotka si� ze zrozumieniem. Yoda ostro stukn�� laseczk� w pod�og�.
- Na rzeczywisto�ci si� skup, nie na swoich przeczuciach! Tera�niejszo�� dla Jedi wa�na jest.
- Tak, mistrzu.
Czeka�a przez chwil�, czy jeszcze czego� jej nie powie; milcza� z dezaprobat�, po�egna�a go wi�c uk�onem i posz�a kwatery, kt�r� dzieli�a z Qui-Gonem.
Wszystkie pomieszczenia mieszkalne w �wi�tyni wygl�da�y tak samo: niedu�y salonik z kuchenk�, po prawej stronie sypialnia mistrza, po lewej padawana. Holowid i stanowisko komputerowe, skromne umeblowanie. Mimo zakazu przywi�zywania si� do w�asno�ci, niekt�rzy stawiali sobie lub wieszali jakie� drobne pami�tki czy obrazki. Nessie mia�a dwuwymiarowe zdj�cie alderaa�skiego oceanu, skalny kwiat z Ryloth i barwn� muszl�, kt�r� dosta�a w prezencie od zaprzyja�nionego z Qui-Gonem pilota. Troch� p�yt z muzyk� i ksi��ek - to by�o dozwolone. Przed ��kiem kolorowy dywanik, kt�ry kupi�a sobie za zaoszcz�dzone kieszonkowe.
Bez Qui-Gona mieszkanie wydawa�o si� bardzo puste. Nessie usiad�a przy komputerze, odrobi�a zadane lekcje z astronomii i ksenobiologii. Potem przyszed� czas na obiad. Pokr�ci�a si� po kuchni, ale dla jednej osoby nie chcia�o jej si� gotowa�, postanowi�a wi�c skorzysta� ze �wi�tynnej sto��wki. Zjecha�a wind� na sam d�, zbieg�a z szerokich schod�w w holu, pozdrawiaj�c po drodze znajomych Jedi.
Usiad�a z tac� przy pierwszym wolnym stoliku i zabra�a si� do jedzenia. Po chwili kto� stan�� nad ni�.
- Mog� si� przysi���? - Nessie podnios�a g�ow� i zobaczy�a br�zow�, rybi� twarz i pomara�czowe oczy Kalamarianina. - Nazywam si� Kridd. A ty jeste� Nessie, uczennica Qui-Gona, prawda? Widzia�em was razem.
Postawi� na blacie talerz pe�en czego� wygl�daj�cego jak wodorosty. Usiad�.
- Czyim jeste� padawanem? - zagadn�a go.
- Ru Sem'heriego - odpar� i Nes zrozumia�a, czemu zjawi� si� w jadalni sam. Mistrz Sem'heri przed kilkoma tygodniami zgin�� w walce z �o�nierzami mafii Czarnego S�o�ca. Ca�y zakon Jedi pogr��y� si� w �a�obie, a Kridd musia� czeka�, a� przydziel� mu nowego mistrza. Mog�o to trwa� do�� d�ugo.
W por�wnaniu z nim, Nessie naprawd� mia�a szcz�cie.
Po obiedzie poszli na zbiorowy trening. Prowadz�ca go zielonosk�ra Lin Tekku, m�oda mistrzyni z rasy Twi'lek, sprawnie podzieli�a kilkunastoosobow� grup� padawan�w w pary wed�ug wzrostu, masy cia�a i si�y mi�ni, i klasn�a w d�onie.
- Obrona przed atakiem ostrym narz�dziem. Pami�tacie podstawowy uk�ad, mam nadziej�? No to raz, dwa! Jedno naciera, drugie si� broni, potem zmiana. Start!
Partnerk� Nessie by�a Rodianka Zeena - w prze�o�eniu na ludzk� miar� lat nieco starsza, ale dor�wnuj�ca jej si�� i rozmiarami. Rodianie byli ni�si i chudsi od ludzi i wi�kszo�ci innych ras, za to prawie wszystkich przewy�szali zwinno�ci�. Teraz te� Zeena zaatakowa�a jak b�yskawica, zr�cznie unikn�a pozorowanego ciosu, zanurkowa�a pod wyci�gni�tym ramieniem Nessie i ju� przyk�ada�a jej do gard�a pi��, w kt�rej na niby trzyma�a �miertelnie gro�ne ostrze.
- Lk'harai! Wygra�am. Teraz ty.
Nessie ugi�a nieco kolana i przygarbi�a si�, przyjmuj�c poz� gotowego do skoku domniemanego zab�jcy z no�em w r�ku. Przez chwil� sta�a bez ruchu, zastanawiaj�c si�, jak� taktyk� wybra�. Nagle zmru�y�a oczy i zrobi�a wypad, jakby chcia�a zaatakowa� od lewej - Zeena da�a si� nabra� i p�obrotem zesz�a z drogi spodziewanego ciosu. Nessie ju� by�a za ni�, z�apa�a za �okie�, drug� r�k� otoczy�a szyj� Rodianki i wbi�a jej wyimaginowany sztylet w gard�o.
Znowu zamieni�y si� rolami, a potem jeszcze raz. Lin Tekku klasn�a w r�ce.
- Dobrze! Wszyscy �wietnie sobie radz�. Teraz prze�wiczymy atak od ty�u z rzutem na ziemi�. Prosz� ustawi� si� w rz�dach. Rwlworro, pami�taj, �e to tylko trening - nie masz wyrywa� Bakkiemu r�k, tylko je wykr�ca�. Start!
Po dw�ch godzinach Nessie opu�ci�a sal� gimnastyczn� zgrzana i obola�a, ale w znacznie lepszym humorze. Mia� racj� Obi-Wan, kt�ry zawsze powtarza�, �e na r�ne smutki nie ma to, jak porz�dny trening.
Wr�ci�a do kwatery. Kontrolka holocomu mruga�a zielono: kto� zostawi� wiadomo��. Nessie w��czy�a odtwarzanie. To Qui-Gon korzysta� z tego, �e na kr�tko wyszli z nadprzestrzeni nad Ukio, kt�re stanowi�o jeden z przystank�w po drodze. Czeka�o go jeszcze kilkana�cie godzin lotu... a potem nie wiadomo ile tygodni �mudnego �ledztwa. Nessie westchn�a w duchu. Prawdopodobnie to ostatnia wiadomo�� od mistrza na bardzo d�ugi czas. Kiedy zajmie si� misj�, nie b�dzie m�g� zawraca� sobie g�owy wysy�aniem pozdrowie� swojej uczennicy.
Qui-Gon sko�czy� m�wi� i u�miechn�� si�, spogl�daj�c prosto w soczewk� niewidzialnej kamery, co dawa�o taki efekt, jakby patrzy� Nessie w oczy.
- Niech Moc b�dzie z tob�, padawanko.
- I z tob�, mistrzu - odpowiedzia�a cicho. Wcisn�a przycisk "pauza", aby d�u�ej nacieszy� si� tym u�miechem. Gdy zgasiwszy �wiat�a k�ad�a si� spa�, niebieskawy poblask hologramu o�wietla� ciemny salon i wpada� przez otwarte drzwi do sypialni.
Nagranie wy��czy�o si� automatycznie, kiedy zasn�a.
Nast�pne dni potoczy�y si� zwyk�ym trybem. Treningi indywidualne i zbiorowe, obiady w sto��wce, lekcje odrabiane przy komputerze zgodnie z dopasowanym do jej wieku i umiej�tno�ci programem nauczania. Samotne medytacje. Spacery w �wi�tynnym ogrodzie i wypady do miasta z Kriddem, Ne'dr� i innymi przyjaci�mi, gdy pozwala� na to opiekun ich grupy. S�owem - zwyczajne, codzienne �ycie przeci�tnego padawana. Wype�nione prac� i spokojne.
Przynajmniej do czasu.
Pocz�tkowo nie zapami�tywa�a tych sn�w. Budzi�a si� nad ranem zlana potem i z bij�cym gwa�townie sercem, ale nie potrafi�a sobie nic przypomnie�. �adnych szczeg��w, poza tym, �e �ni�o jej si� co� bardzo z�ego.
Stara�a si� to ignorowa� - Jedi nie miewaj� koszmar�w. Zreszt� z psychologii og�lnej wiedzia�a ju� dostatecznie du�o, �eby potraktowa� to jako normaln� reakcj� organizmu na stres. Pr�bowa�a radzi� sobie medytacjami i zwi�kszon� dawk� �wicze� fizycznych, tak, aby wieczorem nie mie� ju� si�y na nic poza padni�ciem na ��ko.
Po raz pierwszy zapami�ta�a co� wi�cej ze snu, kiedy kt�rego� razu przebudzi�a si� z krzykiem: "Mistrzu!!...", prawie siadaj�c na po�cieli.
Sypialnia ton�a w szarawym mroku - nad Coruscantem zaczyna�o �wita�. Nessie odgarn�a z czo�a posklejane od potu w�osy i usi�owa�a uspokoi� oddech i rozdygotane nerwy. Jej mistrz... w tym �nie co� si� dzia�o z Qui-Gonem, co� strasznego... jakie�... Stara�a si� chwyta� strz�pki snu, ale rozp�ywa�y si� w pami�ci jak topniej�cy szybko �nieg. Im bardziej wysila�a pami��, tym bardziej umyka�y, zreszt�, tak naprawd� ba�a si� przypomnie� sobie, co j� w tym �nie tak przerazi�o.
Usiad�a skulona na ��ku, obejmuj�c kolana ramionami. W gardle czu�a wielk� kul�. To by� tylko sen, powtarza�a sobie. Zwyk�y, g�upi sen. Czternastoletni Jedi nie maj� jeszcze prawdziwych wizji. I bardzo dobrze. To by� tylko sen.
Uspokaja�a si� powoli. Uda�o jej si� z powrotem zasn�� na p� godziny przed sygna�em budzika.
***
- Koniec rozgrzewki, prosz� w��czy� zdalniaki. Raz, dwa! Pami�tajcie o zachowaniu odleg�o�ci. Start!
Sala gimnastyczna wype�ni�a si� brz�czeniem lataj�cych kul i trzaskiem �adunk�w odbijaj�cych si� od ostrzy mieczy �wietlnych. Na zbiorowym treningu to do�� proste - jak dla Jedi - �wiczenie by�o du�o trudniejsze, bo ka�dy z padawan�w musia� uwa�a�, aby nie odbija� promieni w swoich koleg�w, jak r�wnie�, by przypadkowo odbitym promieniem nie oberwa�. Przypomina�o to troch� trening z kilkunastoma zdalniakami naraz i wymaga�o du�ej koncentracji.
- Nessie, obud� si�! - glos Lin Tekku zabrzmia� nieoczekiwanie surowo. - Zaliczy�a� cztery trafienia. Co si� z tob� dzieje?
- Przepraszam - b�kn�a zawstydzona dziewczynka, opuszczaj�c miecz.
- Nie przepraszaj, tylko skup si�! I nie opuszczaj zas�ony... o, widzisz, co si� dzieje?
Nessie uskoczy�a przed strza�em zdalniaka, ale za p�no - promie� pora�aj�cy musn�� jej udo. Z sykiem b�lu z�apa�a si� za nog�. Lin Tekku podesz�a do niej.
- No, ma�a, co si� dzieje? - zapyta�a �agodniej, k�ad�c jej d�o� na ramieniu. Machni�ciem d�oni prze��czy�a zdalniaka w stan oczekiwania. - To poni�ej twoich mo�liwo�ci. �le si� czujesz?
Nessie potrz�sn�a g�ow�, niezbyt pewna, czy powinna si� przyzna� do trapi�cych j� sn�w.
- No! To do roboty! - mistrzyni klepn�a j� w plecy, przyjacielsko, ale z wym�wk�, i z powrotem uruchomi�a kul�. Nessie zacisn�a z�by i zmusi�a si� do skupienia ca�ej uwagi na nadlatuj�cych strza�ach.
Po obiedzie uda�o jej si� mniej wi�cej wr�ci� do normalno�ci, ale ucz�c si� na pami�� warunk�w klimatycznych i przyrodniczych Kothlis nagle przy�apa�a si� na tym, �e zamiast powtarza�, bezmy�lnie wpatruje si� w przestrze� i usi�uje przypomnie� sobie sen. Z�a na siebie wy��czy�a komputer i posz�a pospacerowa� troch� korytarzami �wi�tyni. Mo�e po drodze przypadkowo wpadnie na Yod� i b�dzie go mog�a zapyta�, czy te sny oznaczaj� co� powa�nego...
Obesz�a ca�� �wi�tyni� dooko�a. T�tni�cy �yciem g��wny korytarz podzia�a� na ni� w jaki� spos�b koj�co, chocia� Yody oczywi�cie nie uda�o jej si� spotka�. W�a�ciwie tak naprawd� go nie potrzebowa�a - wystarczy�o podej�� do pierwszego z brzegu znajomego mistrza Jedi, opowiedzie� o swoich problemach i poprosi� o pomoc. Nessie jako� jednak nie mog�a si� do tego pomys�u przekona�.
Popatrzy�a na zegarek. Mog�aby pokr�ci� si� troch� przed sal� Rady albo przed kwater� Yody (chocia� w obu tych miejscach samotny padawan �ci�gn��by na siebie zainteresowanie ka�dego przechodnia), ale nie by�o ju� czasu: zaraz zaczyna� si� popo�udniowy trening, a jeszcze lekcje czeka�y na odrobienie... Pobieg�a do sali gimnastycznej. Kridd pomacha� do niej z daleka.
- Cze��, Nessie! P�jdziesz z nami p�niej po�wiczy� na symulatorach?
- Pewnie! - odkrzykn�a i nagle zala�a j� fala wstydu i z�o�ci na sam� siebie. Kridd prze�y� najwi�ksz� tragedi�, jaka mo�e dotkn�� Jedi, i jest w stanie normalnie �y�, a ona tu przejmuje si� jakimi� snami. Natychmiast masz przesta� zajmowa� si� g�upotami i skupi� na rzeczywisto�ci!, zwymy�la�a sam� siebie.
Podzia�a�o. A� do nast�pnego ranka.
Czterdzie�ci siedem, czterdzie�ci osiem... nie b�d� o tym my�le�... czterdzie�ci dziewi��, pi��dziesi�t. Nie b�d� o tym my�le�. Jedi nie wierz� w sny... Teraz pompki. Raz... dwa... trzy... to by� tylko sen, g�upia... cztery...
Nessie mia�a �wiadomo��, �e im bardziej pr�buje nie my�le� o swoich snach, tym bardziej o nich my�li. Stara�a si� wynajdywa� sobie r�ne zaj�cia dla odwr�cenia uwagi, ale akurat poranna gimnastyka nie by�a do tego najlepsza - zajmowa�a tylko cia�o, podczas, gdy umys� swobodnie kr��y� wok� najbardziej niechcianych temat�w.
Za kar� do�o�y�a sobie dodatkowych dwadzie�cia pompek, ale nie pomog�o. Przez ostatnie dwa dni sytuacja robi�a si� coraz gorsza. Nessie albo w k�ko rozmy�la�a o dr�cz�cych j� koszmarach, albo zamartwia�a si�, co si� dzieje z jej mistrzem. Nie przes�a� jej �adnych wiadomo�ci i z tego, co wiedzia�a, nie odmeldowa� si� Radzie, to jednak nie musia�o jeszcze oznacza� nic z�ego.
Nie musia�o, ale... Opr�cz uporczywych sn�w, kt�re stara�a si� ignorowa�, Nessie coraz cz�ciej mia�a wra�enie, �e co� wyczuwa. Nie mog�a pozby� si� wra�enia, �e dzieje si� co� z�ego, �e Qui-Gon jest w niebezpiecze�stwie, �e potrzebuje pomocy. Stara�a si� wm�wi� sobie, �e to tylko jej przywidzenia. Ostatecznie, by�a dopiero padawanem; gdyby naprawd� co� si� dzia�o, to przecie� Obi-Wan pierwszy by to wyczu�.
Mo�e wyczu�, sk�d mo�esz wiedzie�. Przecie� tu go nie ma. Och, przesta� w k�ko o tym my�le�! Za kwadrans trening, lepiej si� pozbieraj, kretynko, bo mistrzyni Tekku znowu ci zmyje g�ow� przy wszystkich.
Przypasa�a miecz i wybieg�a z kwatery, przekonuj�c sam� siebie, �e zostawia z�e my�li za zamkni�tymi drzwiami.
Dzie� up�yn�� ca�kiem przyjemnie. Lin Tekku pokaza�a im kilka nowych cios�w, a po po�udniu poszli z Kriddem, Ne'dr� i Bai-Tr do miasta, bo akurat wypada�o jakie� kalamaria�skie �wi�to i Kridd zaprosi� ich na ciastka. Potem powyg�upiali si� troch�, biegaj�c i skacz�c po w�skich galeryjkach i prz�s�ach konstrukcyjnych na wysoko�ci dwudziestego pi�tra. Uspokoili si� dopiero wtedy, kiedy jaka� starsza Twi'lek o ma�o nie zemdla�a, patrz�c na nich.
Nessie wr�ci�a do kwatery w wyj�tkowo dobrym humorze. B�yskawicznie odrobi�a lekcje, odby�a wieczorn� medytacj� i �wiczenia relaksacyjne, potem pozwoli�a sobie na obejrzenie w holowizji jakiego� programu rozrywkowego. Kiedy si� sko�czy�, zacz�a bezmy�lnie przerzuca� kana�y, a� u�wiadomi�a sobie, �e tak naprawd� pr�buje tylko odwlec chwil� p�j�cia spa�.
Dosy� tego. Jutro id� porozmawia� z Yod�.
Posiedzenia Rady Jedi odbywa�y si� o sta�ych porach, znanych wszystkim, cho� oczywi�cie nikt postronny nie mia� na nie wst�pu bez wezwania. Nessie z bij�cym sercem stan�a w obszernym, p�kolistym przedsionku przed sal� Rady. Pancerne okno wychodzi�o na pi�kn� panoram� rozs�onecznionego Coruscantu, ale nie mia�a teraz g�owy do widok�w. W my�lach powtarza�a sobie u�o�one rano zdania i gor�czkowo zastanawia�a si�, jak rozegra� spraw�. Podej�� do Yody i zagadn�� go? Niegrzecznie. Mo�e lepiej sta� z boku i czeka�, a� sam podejdzie? Ale wtedy mo�e w og�le nie podej��...
Zorientowa�a si� nagle, �e nerwowo przygryza koniec warkoczyka, wi�c wyj�a go z ust. Podej�� czy nie podej��? Mo�e poczeka�, a� wszyscy si� rozejd� i dopiero wtedy zaczepi� Yod�? Ale co b�dzie, je�li wyjdzie jako pierwszy?...
Syk otwieranych drzwi zaskoczy� j� tak, �e a� drgn�a. Przekl�a si� w my�lach za brak skupienia: powinna by�a wyczu�, �e kto� podchodzi do wyj�cia.
Cz�onkowie Rady zacz�li opuszcza� sal�. W u�amku sekundy Nessie nabra�a ochoty, �eby odwr�ci� si� i uciec, ale by�o ju� za p�no i nale�a�o wzi�� gundarka za rogi.
Odetchn�a g��boko i wyprostowa�a ramiona. Oni ci� nie zjedz�, idiotko, czego si� boisz?!
Plo Koon i Ki-Adi-Mundi w drodze do windy min�li j� jak powietrze. Nessie poszuka�a wzrokiem Yody, ale stary mistrz z jakich� powod�w najwyra�niej zosta� jeszcze na sali. Zawaha�a si�, niepewna, czy ma prawo tam wej��, i w tym momencie podszed� do niej Saesee Tinn.
- Co tu robisz, dziecko?
Przechodz�ca obok Adi Gallia zatrzyma�a si�, zaciekawiona.
- Po... chcia�am... porozmawia� - wykrztusi�a Nessie, czuj�c, jak zdradzieckie gor�co zalewa jej policzki. Ca�e szcz�cie, �e Rada zn�w odbywa�a si� w okrojonym sk�adzie, bo gdyby tak zwr�ci�o na ni� uwag� wszystkich dwunastu cz�onk�w, to chyba umar�aby na miejscu.
- Z mistrzem Yod� - doda�a szybko, rzucaj�c pe�ne nadziei spojrzenie na drzwi do sali, w kt�rych pojawi�a si� w�a�nie znajoma, spiczastoucha posta�.
Iktotchianin odwr�ci� si�, zamiataj�c ciemnobr�zowymi szatami.
- Mistrzu Yodo? Kto� ma wa�n� spraw� do ciebie - w jego g�osie pobrzmiewa�o rozbawienie, ale Yoda na rozbawionego nie wygl�da�.
- Co takiego, hmm?
Ca�a tak starannie przygotowana przemowa dawno ju� wywietrza�a Nessie z g�owy. Zebra�a wi�c ca�� odwag� i rzuci�a si� na g��bok� wod�.
- Czy mistrz Qui-Gon Jinn si� odmeldowywa�, bo mam powa�ne obawy, �e grozi mu jakie� niebezpiecze�stwo - wyrzuci�a z siebie jednym tchem.
- Niebezpiecze�stwo rycerzowi Jedi cz�sto grozi - powiedzia� surowo Yoda. - Poradzi� sobie Qui-Gon Jinn potrafi, dlatego mistrzem jest. Zbyt wiele spraw w ca�ej galaktyce si� toczy, by�my jego bezpiecze�stwem zajmowa� si� mieli.
- W uk�adzie Otega grozi wojna planetarna, kanclerz Valorum poprosi� Rad� o interwencj� - doda� Saesee Tinn jakby wyja�niaj�co. - W dodatku zaostrza si� ten konflikt z Federacj� Handlow�...
- Nie t�umacz jej, mistrzu Tinn! - Yoda ostro stukn�� swoim kijkiem o pod�og�. - Nawet padawan orientowa� si� powinien, kt�re sprawy najwa�niejsze s�.
- To mo�e chocia� wys�aliby�cie mu kogo� na pomoc, na przyk�ad rycerza Kenobiego - desperacko powiedzia�a Nessie i a� zabrak�o jej tchu z przera�enia, kiedy u�wiadomi�a sobie, co w�a�nie robi: poucza cz�onk�w Rady! Zakr�ci�o jej si� w g�owie i dopiero po chwili dotar�o do niej, co m�wi Yoda:
- ...m�wi�em, na tera�niejszo�ci, nie na swoich przeczuciach skupi� si� powinna�! Przywi�zanie do mistrza chwalebne jest, jednak �wiata ci przes�ania� nie powinno.
Jeszcze raz stukn�� laseczk�, odwr�ci� si� stanowczo i podrepta� w stron� swojej kwatery. Saesee Tinn r�wnie� odszed�, ogl�daj�c si� przez rami�; z wyrazu jego ceglastoczerwonej twarzy nie dawa�o si� nic wyczyta�. Przy Nessie zosta�a tylko Adi Gallia.
- O jakich przeczuciach m�wi� Yoda? Mia�a� jakie� wizje?
- Sny - przyzna�a niech�tnie Nessie, opuszczaj�c g�ow�. - Wiem, �e to g�upie... stara�am si� je ignorowa�... robi� co mog�, naprawd�, ale to nic nie daje. Pogarszaj� si�. Nie mog�.. nie mog� si� na niczym skupi�. Nie wiem, co mam robi� - w przyp�ywie rozpaczy podnios�a wzrok i spojrza�a m�odej mistrzyni prosto w oczy, zaraz jednak z powrotem spu�ci�a g�ow�, zawstydzona.
Adi Gallia wsp�czuj�cym gestem dotkn�a jej ramienia.
- Nie martw si�, padawanko. Qui-Gon pomy�lnie ko�czy� ryzykowne misje jeszcze zanim ty si� urodzi�a� - �agodnie unios�a podbr�dek dziewczynki i z u�miechem popatrzy�a jej w twarz. - Wszystko b�dzie dobrze, zobaczysz.
Nessie zmusi�a si�, by odpowiedzie� jej u�miechem, chocia� wcale nie czu�a si� pocieszona.
- Niech Moc b�dzie z tob� - kobieta serdecznie poklepa�a j� po ramieniu. - No, biegnij. Czy mi si� zdaje, czy powinna� by� teraz na przedpo�udniowym treningu? - unios�a szelmowsko brew i roze�mia�a si� na widok sp�oszonej miny dziewczynki. - Nie martw si�. Powiedz Lin Tekku, �e rozmawia�a� ze mn�, to ci� usprawiedliwi. Wie, jaka potrafi� by� gadatliwa.
Nessie roze�mia�a si� r�wnie�, troch� zak�opotana.
- No! I tak trzymaj! - najm�odsza cz�onkini Rady odwr�ci�a si� zamaszy�cie i pomaszerowa�a w g��b korytarza.
Dzie� up�yn�� bez �adnych zmian. Nessie ci�gle mia�a wra�enie, �e s�yszy wo�anie swojego mistrza. Rozprasza�o j� to do tego stopnia, �e na cotygodniowym kursie pierwszej pomocy przez pomy�k� pomog�a wsta� domniemanemu rannemu z urazem kr�gos�upa i zarobi�a srog� bur� od prowadz�cego zaj�cia uzdrowiciela. Na treningach sz�o jej tak sobie. Przyjaciele chyba co� zauwa�yli, bo Kridd i Ne'dra rzucali jej spod oka niespokojne spojrzenia, nikt jednak o nic nie zapyta�.
Wieczorem czu�a niemal wstr�t na my�l o powrocie do pustej kwatery. Zamiast tego wysz�a na dach, najwy�ej, jak si� da�o, w znajom� pl�tanin� wywietrznik�w, wie�yczek i prz�se�. Znajom�, bo Qui-Gon mia� w zwyczaju zabiera� j� tam na �wiczebne marszobiegi, nierzadko nawet w �rodku nocy. Przysiad�a na metalowym zadaszeniu jednego z kana��w wentylacyjnych i usi�owa�a zebra� my�li.
Nad �wi�tyni� zapada� zmierzch. Wia� przyjemny, ciep�y wietrzyk, niebo by�o ciemnofioletowe, tylko nad zachodnim horyzontem ja�nia�a jeszcze zielonkawo-b��kitna zorza. Sun�ce w r�wnych rz�dach o�wietlone promy i �migacze wygl�da�y jak sznury klejnot�w.
Nessie podci�gn�a jedno kolano pod brod� i zastyg�a w bezruchu - drobna, ciemna sylwetka odcinaj�ca si� ostro na tle nieba.
Dobra, spr�buj pomy�le� logicznie, to nie boli. Wszyscy na pewno maj� racj�, �e Qui-Gon sobie poradzi. Niepotrzebnie si� o niego zamartwiam. Tylko dlaczego ci�gle mi si� zdaje, �e mnie wo�a?
Z�udzenie. Wszyscy wiedz�, �e o mentalny kontakt naj�atwiej jest w transie medytacyjnym, a wtedy jako� nic nie czuj�. Nawet wtedy, kiedy sama staram si� z nim skontaktowa�.
Wszyscy wiedz� te�, �e Moc to nie ��cze hiperprzestrzenne i nie poddaje si� prostym regu�om. Owszem, w medytacji o kontakt naj�atwiej. Ale to jeszcze niczego nie dowodzi.
Masz te sny od o�miu... nie, od dziewi�ciu dni. Je�li mistrzowi nawet grozi�o jakie� niebezpiecze�stwo, to ju� dawno sobie z nim poradzi�... albo zgin��.
Przesta�!!!
Nie b�d� o tym my�le�. Ale przecie� te sny i przeczucia nie musz� oznacza�, �e co� mu grozi teraz. Mo�e to wizja przysz�o�ci. To by t�umaczy�o, dlaczego jest taka uporczywa.
No i co, �e przysz�o�ci, zanim dolec� na Yeris, to ju� dawno mo�e by� po wszys...
Drgn�a gwa�townie, oblana fal� gor�ca od st�p do g��w, rozejrza�a si� nerwowo, jakby kto� m�g� pods�ucha� jej my�li, potem skl�a si� w duchu za tak idiotyczne zachowania. Niemniej w�a�nie sprecyzowa�a w my�lach co�, co kr��y�o jej po peryferiach �wiadomo�ci co najmniej od dw�ch dni, a do czego nie chcia�a si� przyzna� nawet sama przed sob�.
Lecie� w �lad za Qui-Gonem? Idiotka, w czym niby chcesz mu pom�c, z czym sam nie by�by w stanie sobie poradzi�? Pr�dzej sama si� wpakujesz w jakie� k�opoty.
Musia�a przyzna� swojemu wewn�trznemu g�osowi racj�. Oczywi�cie, je�li Qui-Gon by� w niebezpiecze�stwie, to uratowa� go m�g�by tylko inny doros�y Jedi - a najlepiej kilku - a nie czternastoletnia padawanka. Dzi� jednak sta�o si� dla niej jasne, �e takiej pomocy nie uzyska. A my�l o tym, �e jej mistrz jest gdzie� daleko, sam, mo�e uwi�ziony, ranny lub umieraj�cy, by�a nie do zniesienia.
Padawan powinien zawsze by� przy swoim mistrzu.
Ciekawe, jak niby chcesz go znale�� na obcej planecie?
Jak ju� b�d� w zasi�gu, mog� go wezwa� przez komunikator. Albo nie, nie wezwa�, tylko znale�� przez namierzanie.
Nessie zacz�a dygota� jak w ataku dreszczy. Przycisn�a knykcie palc�w do zaci�ni�tych z�b�w, zamkn�a oczy. Co ona najlepszego robi? Przecie� w�a�nie zastanawia si� nad ucieczk� ze �wi�tyni. Za takie niepos�usze�stwo mog� j� wyrzuci� z Zakonu!
Zrobi�o jej si� niedobrze na sam� my�l. Wprawdzie nigdy nie s�ysza�a o tym, �eby kogokolwiek wyrzucono z Zakonu, ale te� nigdy w �yciu nie s�ysza�a o tak jaskrawym naruszeniu dyscypliny. Zerwa�a si� z daszku wywietrznika i zacz�a nerwowo chodzi� w jedn� i w drug� stron�, niezdolna ju� d�u�ej usiedzie� na miejscu.
G�upia, nikt ci� znik�d nie wyrzuci. Najwy�ej... najwy�ej dostaniesz jak�� kar�. Nie wiedzia�a, co konkretnie mogliby jej zrobi�, bo kary nie by�y szczeg�lnie rozpowszechnione w �yciu Jedi.
Podesz�a do kraw�dzi dachu i spojrza�a na nocn� panoram� Coruscantu. Morze kolorowych �wiate�, ma�ych i du�ych, ruchomych i nieruchomych. Lubi�a ten widok. Popatrzy�a w d�, na przepa�� pod swoimi stopami. Qui-Gon d�ugo musia� j� przyzwyczaja� do przebywania bez l�ku na takich wysoko�ciach...
Mog� mnie odebra� mistrzowi.
Podmuch wiatru wyda� jej si� nagle lodowato zimny. Odesz�a od kraw�dzi na uginaj�cych si� nogach i z powrotem usiad�a na daszku, obejmuj�c r�kami ramiona. W �o��dku czu�a straszny, o�owiany ci�ar.
Tak. To mogliby zrobi�. Wprawdzie o przypadku odebrania ucznia mistrzowi Nessie te� nigdy nie s�ysza�a, bez trudu jednak mog�a sobie wyobrazi� Plo Koona i Mundiego wydaj�cych odpowiedni wyrok. "Buntownicza osobowo�� mistrza Jinna wywiera niekorzystny wp�yw na jego wychowank�, rozs�dnym wi�c b�dzie, aby jej dalsz� edukacj� poprowadzi� kto� inny..."
Przesta�!!! Z ca�ej si�y uderzy�a pi�ci� w pokryw� wywietrznika, a� gruby metal d�wi�kn�� g�ucho. Nessie skrzywi�a si� z b�lu i rozmasowa�a d�o� To nieprawda. Mistrzom nie odbiera si� padawan�w, wszyscy o tym wiedz�. ...no, nie jest to nigdzie zapisane, ale i tak wszyscy wiedz�. To jest po prostu podstawa.
A gdyby jednak...? Jak prze�y�aby tak� ha�b�? A Qui-Gon?... To chyba nawet gorsze od wydalenia z Zakonu.
Je�li Qui-Gon zginie, to i tak nie b�dziesz mia�a mistrza...
Przesta�!!! Zgi�a si� wp� i z j�kiem z�apa�a za g�ow�, jakby chcia�a uciszy� ten przekl�ty wewn�trzny g�os. Mia�a wra�enie, �e za chwil� oszaleje z tej rozterki i nerw�w.
Zsun�a si� z wywietrznika i usiad�a obok, opieraj�c o niego skro�. Siedzia�a tak d�ugo bez ruchu i bez my�li, czuj�c wewn�trzn� pustk�. Wsta�a, kiedy zmarz�a i �cierp�y jej nogi. Przeci�gn�a si�, automatycznie zrobi�a kilka przysiad�w.
Chyba ju� p�no. Czas i�� spa�. Nic m�drego ju� nie wymy�l�.
W ramach wieczornej gimnastyki pobiega�a troch� po dachach, skacz�c przez wywietrzniki i przebiegaj�c po w�skich prz�s�ach konstrukcyjnych. Nie sprawi�o jej to jednak takiej przyjemno�ci, jak zazwyczaj.
Wr�ci�a do kwatery, wzi�a prysznic. Przed p�j�ciem do ��ka zajrza�a jeszcze do holonetowej informacji - ot, tak sobie.
Najbli�szy tranzytowy statek pasa�erski do sektora Yeris odlatywa� dok�adnie za trzydzie�ci dwie minuty.
To by�o jak przeznaczenie.
***
P�niej nie mog�a sobie przypomnie�, w jaki spos�b znalaz�a si� na statku. Pami�� zachowa�a strz�py oderwanych obraz�w: przylot do portu automatyczn� taks�wk�, gwarny t�um przelewaj�cy si� powoli przez bramki odprawy celnej - ale �adnych szczeg��w. Jakim� cudem musia�a zebra� resztki przytomno�ci umys�u i w�o�y� na siebie poncho, �eby nie rzuca�o si� a� tak bardzo w oczy, kim jest. Na wszelki wypadek. Wprawdzie p�owe i br�zowe tuniki, jakie nosili Jedi, by�y zbli�one do przeci�tnego stroju niezamo�nych ludzi w praktycznie ca�ej galaktyce, ale ju� miecz �wietlny u pasa identyfikowa�by j� jednoznacznie. A schowanie go do plecaka nawet nie przysz�o jej do g�owy - jedn� z pierwszych rzeczy, jakie wpaja si� padawanom, jest to, �e bro� zawsze nale�y mie� pod r�k�.
Nie pami�ta�a, jak si� spakowa�a, jak wezwa�a taks�wk�, ani w jaki spos�b kupi�a bilet. Wszystko dooko�a przesuwa�o si� jak we �nie, nierealne, jak za szklan� szyb� albo pod wod�.
Kiedy znalaz�a si� w swojej ciasnej, jednoosobowej kabinie trzeciej klasy, z wolna zacz�a dochodzi� do siebie. Usiad�a na koi, wypu�ci�a z d�oni kurczowo �ciskany pasek od plecaka.
Zrobi�am to. Naprawd� to zrobi�am.
Nie wiedzia�a, czy ma si� cieszy�, czy by� z�a na sam� siebie. Nic ju� nie wiedzia�a. Opad�a na wznak na ��ko i zagapi�a si� w sufit, nawet nie pr�buj�c uporz�dkowa� tego koszmarnego chaosu w g�owie. Po pewnym czasie poruszy�a si�, tylko po to, �eby zdj�� buty i odpi�� pas z mieczem. Nie chcia�o jej si� rozbiera� ani gasi� �wiat�a.
Obudzi�a si� rano - to znaczy, rano zgodnie ze swoim rytmem dobowym, bo statek dzia�a� wed�ug czasu z Korelii i na zegarze dochodzi�o ju� po�udnie. Po otwarciu oczu poderwa�a si� i przez chwil� rozgl�da�a nieprzytomnie, zdezorientowana obcym otoczeniem, dop�ki nie u�wiadomi�a sobie, gdzie si� znajduje.
To nie by� sen. Naprawd� lec� do Qui-Gona.
Przykry�a oczy przedramieniem, pragn�c, by to jednak by� sen.
Co ja narobi�am...
Le�a�a tak jaki� czas, dop�ki w ko�cu nie zmusi�a si�, by wsta� i stawi� czo�o rzeczywisto�ci. Opu�ci�a nogi na pod�og� i usiad�a. Wszystkie dzia�ania i przemy�lenia z poprzedniego dnia wyda�y si� jej nagle straszliwie dziecinne i pozbawione sensu. Uciec ze �wi�tyni i narazi� siebie i mistrza na nie wiadomo jakie straszne konsekwencje tylko przez jakie� g�upie sny...
Znieruchomia�a, schylaj�c si� po plecak. Sny. Mog�a przysi�c, �e tej nocy nic si� jej nie �ni�o. Nic. Oczywi�cie, to m�g� by� przypadek albo skutek spania w obcym miejscu... cokolwiek. Ale nie mo�na by�o nazwa� przypadkiem tego, �e gn�bi�cy j� od tygodnia niepok�j znikn�� gdzie� bez �ladu. Czu�a si�, jakby b��dz�c d�ugo po lesie nagle odnalaz�a w�a�ciw� drog�.
Moc mnie prowadzi. Mo�e oberw� p�niej za to, ale teraz mog� by� pewna, �e dobrze robi�. Zawsze mi powtarzali, �e Jedi powinni kierowa� si� Moc�, no to si� kieruj�. Niewa�ne, co na to powie Rada.
Umy�a si�, za�o�y�a buty i poncho, przypi�a miecz i wysz�a z kabiny z uczuciem, �e w�a�nie wst�puje na now� drog� swojego �ycia.
Na statku by�a w�a�nie pora obiadu, wi�c Nessie, dla kt�rej normalnie zbli�a�aby si� pora �niadania, razem z innymi pasa�erami uda�a si� do jadalni. Kabiny trzeciej klasy nie by�y wyposa�one w terminal komputerowy, ale po drodze znalaz�a wbudowany w �cian� komputer informacyjny. Wywo�a�a na monitorze plan statku i postara�a si� zapami�ta� rozmieszczenie g��wnych pomieszcze�, korytarzy ewakuacyjnych i kapsu� ratunkowych. Sprawdzi�a te�, ile godzin potrwa lot na Yeris, bo w amoku poprzedniej nocy ta informacja jako� jej umkn�a.
Jadalnia dla pasa�er�w drugiej i trzeciej klasy by�a wsp�lna; rozmiar�w chyba boiska, podzielona na kilka mniejszych pomieszcze�. Nessie odsta�a swoje w kolejce przy kontuarze obs�ugiwanym przez robota bardzo podobnego do tego, kt�rego mieli w sto��wce w �wi�tyni, wybra�a z zestawu korelia�ski gulasz i sa�atk� i z tac� w r�ku ruszy�a w g��b sali, rozgl�daj�c si� za wolnym miejscem. Wi�kszo�� stolik�w by�a przez rodziny najr�niejszych ras albo zaprzyja�nione grupki.
- Hej, szukasz miejsca? Chod� do nas! - zamacha�a r�k� jasnow�osa dziewczynka w jej wieku siedz�ca obok nieco m�odszego, r�wnie jasnow�osego ch�opca. - Siadaj. Ruvik, zabierz ten talerz, nie musisz si� tak rozwala�. Jeste� sama? Ja si� nazywam Britte Linn Jole, a to m�j brat Ruvi.
- Ruvve Jole - poprawi� obra�onym tonem ch�opiec.
- Nie gada si� z pe�n� buzi�! - skarci�a go siostra i zn�w zwr�ci�a si� do Nessie, kt�ra usiad�a i w�a�nie zanurza�a widelec w jedzeniu. - Sk�d jeste�? Bo my z Bandomeeru. Byli�my na Coruscancie na feriach, u naszej cioci. Wujek mia� nas odwie��, ale nie m�g� si� urwa� z pracy i pu�cili nas samych! Ty te� jeste� sama?
- Tak - odpar�a Nessie, zastanawiaj�c si�, na kt�re z pyta� odpowiedzie� najpierw. - Jestem z Coruscantu, nazywam si� Nessie.
- Nessie? �adne imi�. To zdrobnienie od czego�? Ja mam Britte po jednej babci, a Linn po drugiej, ale wszyscy m�wi� na mnie Brittelin. Gdzie lecisz?
- Na Yeris.
- O, to wcze�niej wysiadasz, ni� my, szkoda - zauwa�y� ch�opiec, pospiesznie prze�ykaj�c k�s swojej zapiekanki.
- Ruvi ju� si� nauczy� na pami�� wszystkich przystank�w po drodze na Bandomeer - wyja�ni�a jego siostra z pewn� dum�.
Nessie zaj�a si� swoim posi�kiem, s�uchaj�c gadania Brittelin, kt�ra r�wnocze�nie jad�a, strofowa�a brata i papla�a bez ko�ca, wyra�nie zachwycona znalezieniem r�wie�niczki.
- Gdzie masz kabin�? Bo my na poziomie B24TD, niedaleko windy. Po obiedzie idziemy pogra� na automatach, idziesz z nami?
- Pewnie - powinna wprawdzie po�wiczy� z mieczem, ale gdzie na statku mo�na znale�� na to miejsce?
Sko�czyli je��, wrzucili puste tace do zasobnik�w i zacz�li przeciska� si� w stron� wyj�cia. Nowa znajoma opowiada�a o tym, co zobaczyli na Coruscancie. Nessie s�ucha�a, przytakuj�c co jaki� czas, kiedy by�a mowa o znanych jej miejscach.
- Dlaczego nic nie m�wisz? - spyta�a Britte Linn, kiedy szli g��wnym korytarzem, szukaj�c sali rekreacyjnej. Drog� wskazywa�y im strza�ki oznakowane kolorowymi symbolami.
- A jak niby ma co� m�wi�, jak ty bez przerwy nawijasz? - Ruvve pokaza� jej j�zyk i szybko odskoczy� na bezpieczn� odleg�o��. Siostra pogoni�a go korytarzem z zamiarem wytargania za uszy, ale w ko�cu da�a za wygran�.
W sali gier panowa� weso�y ha�as: mieszanina melodyjek, �wist�w i wybuch�w z poszczeg�lnych automat�w. By�y tam gry dwu- i tr�jwymiarowe, symulatory, jak r�wnie� tradycyjne gry zr�czno�ciowe i si�owe.
- W co najbardziej lubisz gra�? - zapyta� Ruvve, trzymaj�cy si� jeszcze poza zasi�giem r�k swojej siostry, chocia� oboje chyba ju� zapomnieli o konflikcie. - Ja najbardziej lubi� "Piracki po�cig", bo jest du�o strzelania. Ciekawe, czy tutaj go maj�. "Wy�cig Boonta" te� jest fajny. Brittelin woli jakie� debilne dziewczy�skie gry.
- "Zaczarowany labirynt" to nie jest dziewczy�ska gra, ty g�upku! - szturchn�a go siostra. - Wszyscy w mojej klasie w to graj�. Znasz to, Nessie?
- Nie - odpar�a. W �wi�tyni Jedi gry komputerowe nie cieszy�y si� popularno�ci�, z wyj�tkiem symulator�w lotu i gier strategicznych, opracowanych tak, aby rozwija� u padawan�w raczej umiej�tno�ci polityczne ni� militarne.
Kupili kilka �eton�w u zarz�dzaj�cego sal� Toydarianina. Ruvve od razu pop�dzi� w stron� pierwszego wolnego automatu, ozdobionego jaskrawym napisem "Postrach wielkiego miasta".
- Zagrasz ze mn�, Nessie? - zapyta� podekscytowany, sadowi�c si� w fotelu. - W ten po�cig mo�na gra� w dwie osoby.
- Zagram, jak chcesz, ale to troch� niesprawiedliwe: jestem starsza od ciebie. - I jestem Jedi, doda�a w my�lach, wahaj�c si�, czy im powiedzie�. - Co b�dzie, jak przegrasz?
- E tam - nie przej�� si� ch�opiec. - Mo�e wreszcie b�d� mia� jakie� emocje... bo z t� moj� g�upi� siostr� to i tak zawsze wygrywam - uchyli� si� przed kuksa�cem Brittelin. - Wolisz goni� czy ucieka�?
- A ty?
- Ja wol� goni�, mog�?
- Pewnie - Nessie zaj�a miejsce obok, przy konsoli udaj�cej pulpit sterowniczy jednoosobowego �migacza. Na sporym ekranie przed nimi ukaza�a si� naje�ona drapaczami chmur panorama jakiego� miasta w zachodz�cym s�o�cu. Przypomina�a troch� Coruscant, a troch� Koreli�.
Na tle wysoko�ciowc�w pojawi�y si� dwa pojazdy, jeszcze nieruchome. �migacz Nessie by� zielonym, mocno odrapanym ZK-30 starego typu, Ruvvemu przypad� czarno-srebrny Al-120-S o bardzo gangsterskim wygl�dzie. Dziwnie by�o gra� czym�, co nie by�o symulatorem - oba �migacze by�y widoczne z zewn�trz, jak na filmie, a ona by�a przyzwyczajona do patrzenia z perspektywy pilota - szybko jednak przesz�a nad tym do porz�dku dziennego i gra zacz�a j� nawet wci�ga�. Pojazdy mkn�y mi�dzy budynkami, w szale�czych skr�tach unikaj�c zderzenia z innymi uczestnikami ruchu, wymijaj�c fantazyjnie (i bezsensownie) poprzerzucane nad ulicami �uki i pomosty. Co jaki� czas pojawia�y si� szpiegowskie sondy, kt�re trzeba by�o zestrzeliwa�, i �migacze policyjne, kt�re nale�a�o gubi�. Nessie musia�a te� unika� trafie� ostrzeliwuj�cego j� Ruvvego. Skupiaj�c si� na grze z ca�ych si�, zgodnie z obowi�zuj�c� w�r�d Jedi zasad�, �e je�li ju� co� si� robi, to nale�y to robi� jak najlepiej, zwi�kszy�a pr�dko�� do granic nieosi�galnych dla wi�kszo�ci zawodnik�w. Al-120-S zacz�� zostawa� w tyle. Britte Linn dopingowa�a ich okrzykami - raz jedno, a raz drugie, �eby by�o sprawiedliwie.
Limit czasu wyczerpa� si� wreszcie i gra zako�czy�a si� tryumfalnym brz�czykiem. Jeden zero dla ZK-30. Ruvi pu�ci� stery i odwr�ci� si� do Nessie.
- Jak ty to zrobi�a�?! - zawo�a� z zachwytem, zupe�nie nie przejmuj�c si� przegran�. - Nie zaliczy�a� ani jednego punktu karnego! Nigdy nie widzia�em, �eby jaka� dziewczyna tak gra�a.
Dziewczyna mo�e nie, ale Jedi...
- Jestem starsza od ciebie - przypomnia�a mu, nie zamierzaj�c na razie ujawnia� swojej to�samo�ci.
Z Britte Linn zagra�a w tr�jwymiarow� gr� "Zaczarowany labirynt". Poniewa� tu nie liczy�a si� szybko�� i refleks, ale raczej do�wiadczenie i znajomo�� reali�w gry, Britte posz�o znacznie lepiej, zw�aszcza w poszukiwaniu ukrytych skarb�w i rozwi�zywaniu zagadek zadawanych przez magiczne stworzenia. Ruvve tymczasem zabawia� si� jak�� bardzo krwaw� zr�czno�ciow� strzelank�. Kiedy sko�czy�y ze swoj� gr�, zacz�y mu kibicowa�, jednocze�nie rozmawiaj�c. Tak naprawd�, to m�wi�a tylko Britte Linn, przez ca�y czas trajkocz�c o szkole, strojach i jakich� zespo�ach muzycznych. Nessie nie zna�a si� na tym, ogranicza�a si� wi�c do wtr�cania "No, no!" lub "Naprawd�?" w odpowiednich miejscach. Britte najwyra�niej to wystarcza�o.
- Zagramy w co� jeszcze? - zaproponowa�a, przerywaj�c wyw�d o najcz�ciej stosowanych przez piosenkarki dietach odchudzaj�cych.
- Nie wiem... - Nessie zaczyna�a czu� si� nieswojo: jeszcze nigdy nie po�wi�ci�a tyle czasu na rozrywk�. Powinna troch� potrenowa�, ale mia�a w�tpliwo�ci, czy na statku poza si�owniami, kt�re mijali po drodze, jest jaka� sala gimnastyczna.
- Polatajmy na symulatorze! - wrzasn�� Ruvve, odwracaj�c si� od swojej gry, kt�ra w�a�nie si� sko�czy�a.
- Ruvik, szkoda pieni�dzy, przecie� i tak zawsze si� rozwalamy na pierwszej asteroidzie...
- To nic, Nessie popilotuje. Popilotujesz, Nessie? Tak ci �wietnie sz�o z "Postrachem miasta".
Nes spojrza�a na stoj�cy w k�cie symulator "Kosmiczna przygoda" - nowoczesny model, prawie tak dobry, jak te, kt�re mieli w �wi�tyni. To zupe�nie co� innego, ni� jakie� tam gry. Od biedy mo�na by to nawet uzna� za odrabianie lekcji...
- Popilotuj�.
Z�o�yli si� po kilka kredyt�w, bo symulator by� dro�szy, ni� zwyk�e gry, i poszli kupi� �etony u Toydarianina. Za�mia� si� ochryple, kiedy powiedzieli, o co im chodzi.
- Nie dacie rady, dzieciaki. Rozwalicie si� po pi�ciu sekundach, a tam nie ma dodatkowych �y�, jak w grze... Ale co tam, wasza strata to m�j zysk.
Z �etonami w gar�ci podeszli do symulatora. Wygl�dem na�ladowa� przedni� cz�� niedu�ego, zgrabnego stateczku bliskiego zasi�gu. Wszystko by�o wiernie odtworzone, w��cznie ze �wiat�ami pozycyjnymi, chocia� oczywi�cie okna by�y fa�szywe - dla pe�ni wra�e� gracz musia� by� ca�kowicie odci�ty od �wiata zewn�trznego.
Wrzucili �etony w miejsce, w kt�re w prawdziwych statkach wk�ada si� otwieraj�c� drzwi kart� magnetyczn�. W�az bezszelestnie odsun�� si� do g�ry, ukazuj�c wn�trze kokpitu jak prawdziwe. By�y w nim cztery fotele, tak, �e opr�cz pierwszego i ewentualnie drugiego pilota w zabawie mog�o bra� udzia� jeszcze dw�ch pasa�er�w.
Ruvve podskakiwa� w miejscu z emocji.
- Mog� siedzie� z przodu? Mog�? Briii, pozw�l mi usi��� z przodu!
- Siadaj, siadaj - wida� by�o, �e Brittelin jest przyzwyczajona do ust�powania m�odszemu bratu.
Wprawdzie lekkie poncho nie kr�powa�o ruch�w Nessie, uzna�a jednak, �e w trakcie pilota�u woli mie� stuprocentow� wygod�. Niewiele my�l�c zdj�a je i rzuci�a na oparcie fotela.
Ruvik a� si� zach�ysn��, jego zaskoczenie uderzy�o w ni� jak fala. Odwr�ci�a si�. Rodze�stwo Jole wpatrywa�o si� w ni� z jednakowym wyrazem os�upienia na twarzach. A w�a�ciwie nie na ni�, tylko na...
- Czy... to jest... miecz �wietlny? - wykrztusi� w ko�cu ch�opiec.
Skin�a g�ow�. Nie by�a pewna, czy powinna by� na siebie z�a za dekonspiracj�. A, co tam, w ko�cu i tak by si� zorientowali. Zreszt� przecie� wcale nie mam powodu si� ukrywa�.
- Prawdziwy?
- A co my�lisz, g�upku?! - rzuci�a si� jego siostra, zanim Nessie w og�le zd��y�a si� odezwa�.
- Prawdziwy.
- Mog� dotkn��?
- To nie zabawka. No dobrze, mo�esz, tylko trzymaj si� z daleka od przycisk�w.
Ruvve ostro�nie wyci�gn�� r�k� i z szacunkiem dotkn�� srebrnej r�koje�ci. Tymczasem jego siostra najwyra�niej ci�gle jeszcze dochodzi�a do siebie.
- To ty jeste�... ty jeste�...
- Ona jest Jedi, �lepa komendo! - Ruvik pokaza� siostrze j�zyk, bior�c odwet za nazwanie go g�upkiem.
- No, niezupe�nie. Dopiero ucz� si�, jak by� Jedi - Nessie przesun�a d�oni� po warkoczyku. - Jestem padawanem.
- To dlatego jeste� taka... - Brittelin szuka�a w�a�ciwego s�owa - taka... inna. Od razu zauwa�y�am, �e jeste� strasznie powa�na. I nic nie m�wi�a� o swojej szkole, i w og�le. No jasne, bo ty pewnie w og�le nie chodzisz do szko�y! Ale ci fajnie!
- Dlaczego? - zdziwi�a si� Nessie. Nagle dotar�o do niej, jak ma�o w istocie wie o �yciu tak zwanych zwyk�ych ludzi.
- No jak to... - Britte wydawa�a si� by� zbita z tropu. - Nie musisz odrabia� lekcji, nie masz klas�wek... i w og�le...
Nes u�miechn�a si�.
- No, co� ty? Oczywi�cie, �e odrabiam lekcje. Ucz� si� co najmniej pi�� godzin dziennie, nie licz�c trening�w. A co to s� klas�wki?
- A kto ci zadaje lekcje? I czego si� uczysz?
- M�j mistrz... a jak go nie ma, to komputer. A ucz� si� tego co wszyscy: historii, polityki, ksenobiologii, astronomii...
- Ojeju, przesta�cie gada� o szkole! - Ruvve wdrapa� si� do kabiny i zaj�� miejsce obok pilota. - Chod�cie, polatamy sobie. O rany, b�d� lecie� symulatorem z prawdziw� Jedi! Ale super! Ale super!
P� godziny p�niej pili oran�ad� w barku. Ruvve ci�gle jeszcze prze�ywa� zabaw� w symulatorze.
- Ale by�o super, jak lecieli�my przez to pole asteroid�w! Ale niesamowicie rzuca�o! A jak nas zacz�� goni� ten kosmiczny potw�r, to my�la�em, �e ju� po nas! Ale najlepsze to by�o, jak wpadli�my w sam �rodek tej strzelaniny z piratami...
- Tak, s�ysza�am jak piszcza�e� - wtr�ci�a jego siostra.
- Wcale nie piszcza�em!... Za to ty si� dar�a� jak naj�ta jak stracili�my sterowno�� i spadali�my w ten lodowy labirynt.
- G�upi jeste�!
- Sama jeste� g�upia!
Nessie jednym uchem przys�uchiwa�a si� tym siostrzano-braterskim przepychankom, zastanawiaj�c si� usilnie, co zrobi� z reszt� dnia. Pakuj�c si� w po�piechu nie wzi�a swojego podr�cznego komputerka, ale gdyby znalaz�a dost�p do jakiej� bazy danych, mog�aby si� pouczy�. Nie powinna robi� sobie zaleg�o�ci, ju� i tak wystarczy, �e uciek�a ze �wi�tyni...
Skrzywi�a si� w duchu na my�l o tym. W wirze gier i nowych znajomo�ci uda�o jej si� chwilowo zapomnie�, co zrobi�a - a mo�e raczej nie zapomnie�, tylko jakby odsun�� na dalszy plan. Mo�e, je�eli b�dzie pilnie wype�nia� obowi�zki naukowe, zmniejszy to troch� jej wyrzuty sumienia...
Przypomnia�a sobie, �e po drodze do sali gier widzia�a strza�k� wskazuj�c� drog� do kawiarenki holonetowej. Tam b�dzie dost�p do potrzebnych jej danych. Dopi�a swoj� oran�ad� i odstawi�a szklank�.
- Chyba musz� ju� i��.
Rodze�stwo momentalnie przerwa�o sprzeczk�.
- No co ty, Nessie! Nie odchod�! Gdzie chcesz i��, przecie� tu nic nie ma?
- Powinnam si� pouczy� przed obiadem... znaczy, przed kolacj�. Albo potrenowa�, tylko, �e tu nie ma za bardzo jak.
- Musisz tak ca�y czas wkuwa�, nawet, jak jeste� sama? - zdziwi� si� Ruvik. - Wystawiaj� wam stopnie?
- Stopnie nie, ale... no, po prostu musz� si� uczy�, bo... bo musz� - nie wiedzia�a, jak inaczej wyt�umaczy� to, co dla wszystkich Jedi by�o oczywiste.
Ch�opiec pokr�ci� g�ow�.
- Ja to bym tak nie m�g�. No dobra, a jak ju� si� pouczysz, to co b�dziesz robi�?
- Nie wiem. Powinnam troch� po�wiczy� z mieczem, ale na statku nie ma na to miejsca. Mo�